************
Kiazu
znajduje się w ogromnym pomieszczeniu pełnym zielonych, drewnianych
skrzyń i od kilu godzin, ziewając liczy wszelką broń i sprzęt.
-
Jeszcze jedna taka misja a trzasnę go .. normalnie go trzasnę ... -
marudziła Kiazu pod nosem.
W
ten do pokoju wszedł szedł spokojnym krokiem Amis i zamykając za
sobą drzwi, spytał:
-
Dobrze się bawisz?
-
O tak wyśmienicie ... - odparła niezadowolona Kiazu.
-
Cieszy mnie to... - stwierdził Amis z wrednym uśmiechem.
-
Jeśli przylazłeś tu aby mnie po wkurzać, to dobrze Ci radze,
spadaj!
-
Hmm... widzę, że opornie Ci idzie
-
Chcesz się pośmiać? Jeszcze Ci mało?
-
Nie wiem o czym mówisz... - odparł Amis podchodząc do neczanki.
-
Nie wiesz o czym mówię!? Udupiłeś MNIE w liczenie broni!
W
tym momencie z delikatnie złośliwym uśmiechem Amis, namiętnie
pocałował ognistą nereczkę prosto w usta, które szybko rozpaliły
się w namiętności.
-
Nie udobruchasz mnie ... - stwierdziła Kiazu, delikatnie odpychając
partnera.
-
Na pewno? Przecież widzę, że tęskniłaś...- powiedział Amis,
delikatnie zaglądając w dekolt Kiazu.
-
Małpa, mogłeś od razu powiedzieć dlaczego mnie tu przysłałeś.
- stwierdziła uwodzicielskim głosem Kiazu.
-
I popsuć sobie zabawę? Nigdy ...
-
Eh Ty matole ... - stwierdziła twardo Kiazu mocno przyciągając do
siebie kapitana i pieszczotliwie całując go w spragnione usta.
Amis
i Kiazu bardzo szybko wkręcili się wzajemne dopieszczanie się. Ich
podniecone ciała szybko stały się gorące i spragnione miłości.
Wkrótce kapitan wziął ukochaną na ręce i posadził, na jednej ze
skrzynek, dalej całując i miziając jej ciało. W miedzy czasie,
Kiazu szybko i sprawnie pozbyła się marynarki i koszuli oficera, co
spowodowało, że piękny lśniący tors, aż kusił aby go dotykać.
Amis długo nie pozostał dłużny i zdjął ukochanej top i zaczął
zabawiać się, jej jędrnymi, ponętnymi i rozpalonymi piersiami....
-
Brakowało mi Twojego Ciała ... - stwierdził nagle pieszczotliwie
Amis.
-
Mi też ... mi też .... - odparła rozpalona Kiazu, smyrając
partnera po plecach, a następnie kuszącym głosem dodała: - Lecz
abym Ci wybaczyła liczenie broni to musisz się znacznie bardziej
postarać....
-
Zobaczę co da się zrobić ...
-
Nie myśl sobie, że tak łatwo Ci ze mną pójdzie ...
************
Neczański
generał chodzi po swoim gabinecie i popijając zimny napój czyta
jakieś wojskowe dokumenty. Nagle do gabinetu bez pukania wparowała
zdyszana Diuna, która bardzo szybko zamknęła za sobą drzwi i
oparła się o nie.
-
Tak ... kultura została za drzwiami? - spytał jak gdyby nigdy nic
Rudy.
-
Ty mnie w to wpakowałeś to teraz mnie ratuj! - odparła Diuna
dysząc.
-
Hmmm... zaatakowały Cię ogromne bakterie?
W
ten rozległo się pukanie do drzwi.
-
Ha Ha ... Jak coś Mnie tu nie ma ... - odparła
Diuna chowając się pod generalskim biurkiem, tak aby nie było jej
widać.
-
Hmmm ... Zobaczę .... - stwierdził cicho Rudy a następnie
głośno powiedział: - Proszę.
W
ten do gabinetu wszedł średniego wzrostu, lekko opalony mężczyzna
o miedzianolimetkowych włosach, sięgających do połowy szyi i
upiętych w sztywnego, wysokiego kucyka, oraz przyciągające
niebiesko-liliowe oczy. Ubrany jest on w oficerski mundur w barwach
Ambasadora Ankary, bez żadnych ozdobień.
-
Witam, generale... - odparł pokornie przybysz.
-
Witam z kim mam przyjemność? - spytał Rudy odstawiając, dokumenty
i szklankę na biurko.
-
Przepraszam generale, jestem bromiańskim pułkownikiem imieniem
Jolid (czyt. Żolid)
-
Rozumiem, co Cię do mnie sprowadza?
-
Chciałbym się zobaczyć z pewnym bromiańskim zwiadowcą, który
podobnież znajduje się w Pańskim obozie.
-
Niestety spóźniłeś się, dzisiaj rano wyleciał na Zekeren, aby
odbyć trening.
-
Rozumiem, a kiedy wraca?
-
Jak skończy trening, a kiedy to się stanie to nie mam pojęcia.
-
Wielka szkoda, dobrze zatem postaram się o przepustkę na Zekeren.
-
Myślę, że nie powinieneś mieć z tym problemów...
-
Tak raczej tak ...
-
Dobrze Jolid to już wszystko?
-
Nie panie ... szukam pewnej dziewczyny ... jest niska ma
granatowo-morskie włosy, piękne pomarańczowe oczy oraz włada
psychiczną mocą ...
-
Pewnie chodzi Ci o Diunę Ryu, znam ją to jeden z moich żołnierzy
...
-
Tak to dokładnie ona, Panie Generale wiesz może, gdzie się teraz
podziewa?
-
Zapewne jest gdzieś w obozie, wiec tam jej poszukaj... Nie jestem
wstanie powiedzieć Ci w każdej sekundzie, gdzie znajduje się każdy
z moich żołnierzy.
-
Rozumiem i przepraszam Panie generale.
-
Jeśli to wszystko, to chciałbym wrócić do pracy.
-Oczywiście
Panie Generale....
-
Aha, do kiedy masz zamiar zostać w moim obozie?
-
Najpóźniej do 20:00 Panie Generale, o ile Pan pozwoli.
-
Pozwalam, a teraz wynocha.
-
Tak Generale....
-
MOYOSHI! - krzyknął nagle generał.
-
Tak Generale? - spytał się kapitan wchodząc do gabinetu.
-
Zajmij się naszym gościem.
-
Tak Panie.
Po
tych słowach obaj oficerowie wyszli z generalskiego gabinetu.
Natomiast Rudy podszedł do swojego biurka i zaglądając pod nie
powiedział:
-
Możesz już wyjść poszedł sobie...
-
Dzięki ... - odparła Diuna wychodząc spod biurka, a następnie
dodała: - To ja już sobie pójdę.
-
Zaraz, zaraz, może mi wyjaśnisz co się dzieje?
-
Poznaliśmy podczas pewnego treningu ... a potem okazało się ze
jakiś wróżbita czy tam swata powiedział mu że istota władająca
psychiczną mocą jest mu przeznaczona ..- odparła Diuna.
-
Aha i teraz ugania się za Tobą?
-
Tak w skrócie ...
-
Rozumiem, to może chcesz jakieś zajęcie?
-
A wiesz, że to nie głupi pomysł ... jak się gdzieś zaszyje to
mnie nie znajdzie... Tylko znajdź mi coś co zajmie mnie przez
najbliższe kilka godzin ...
-
Poczekaj chwilę, zaraz Ci coś znajdę....
************
Tymczasem
w zielonym, liściastym lesie Rina wraz jeszcze jednym żołnierzem
chodzi i szuka tajemniczych stworzeń, które zagnieździły się nie
daleko neczańskiego obozu.
-
Widzę, je ... są prawie przede mną koło jaskiń.-
stwierdził męski głos w słuchawkach.
-
To inuma? - spytał
Generał.
-
Chyba tak ... - odparł męski głos.
W
ten oczom neczanki ukazało się kilka dużych, puszystych, brązowych
bestii, które mają wilcze głowo i uszy, na których spoczywają
czarne rogi i smocze wąsy. Dodatkowo wszystkie one mają bujną lwią
grzywę, anielskie skrzydła. Całości niezwykłego wyglądu
dopełniają przednie łapy, które są wilcze oraz tynie łapy i
ogon które są lwie. Jeden z osobników jest znacznie większy od
pozostałych.
-
Generale ... to Zhixie ... - wtrąciła Rina.
-
Jesteś pewna? - spytał Rudy.
-
Tak jestem ... - odparła neczanka.
-
Co
to te całe Zhixie?
- odparł męski głos.
-
Bardzo niebezpieczne bestie
... - odpowiedział generał, a następnie dodał: - Nie
podchodźcie do nich tylko wracajcie do obozu.
-
Tak jest! - odparł męski głos.
W
tym momencie największa z bestii poruszyła uszami i zaczęła biec
w kierunku towarzysza Riny, który z przeraźliwym wrzaskiem zaczął
uciekać. Wodna neczanka niewiele myśląc wystrzeliła kilka wodnych
ataków i zwróciła tym samym, uwagę Zhixie na siebie. W tym czasie
drugi żołnierz zdążył uciec. W tym samym czasie poddenerwowany
generał stoi w pokoju radiowym i stara się dowiedzieć co się
dzieje. Gdyż odgłosy dochodzące do jego uszu są bardzo
niepokojące, łamane gałęzie, krzyki, wodne ataki, warczenie i
inne bliżej nie określone dźwięki.
-
Co się tam dzieje? - spytał generał.
Jednak
jedyne co usłyszał w słuchawkach to rozpaczliwe, brzmiące męsko:
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
....one mnie gonią!
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaaaaaa.....
- wykrzyknęła Rina, a następnie nagle zamilkła ..
-
Cholera! ... Rina! RINA! RINA ODEZWIJ SIĘ! -
odparł nerwowo generał, próbując przedrzeć swój głos, przez
krzyki drugiego z żołnierzy. Po długich paru minutach,
przepełnionych warczeniem w słuchawkach dało się usłyszeć ciche
dźwięki przypominające mowę.
-
Żyję ... trzrz..rz ...jest
ok ..... trztzrtzrtrzrzrz ... zaufaj mi ....tzrztrztzrtzrr ... -
odparła w końcu Rina
-
Ale mi napędziłaś stracha ... co się stało? - odparł Rudy z
ulgą.
-
nic ...tzrtrzrzrzrz ... - odparł cicho neczanka.
-Wracaj
jak najszybciej do obozu. - stwierdził Rudy.
-
Hmmm.. ...
trzrzrzrzrrz.... - odparła
neczanka.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ... -
dalej się darł męski głos.
W
tym momencie komórka generała zaczęła wibrować. Po dłuższej
chwili Rudy, odłożył słuchawki i bez patrzenia kto dzwoni
odebrał telefon, mówiąc:
-
Co jest?
-
Rudy ...tu Rina ...
-
Rina, dziecko co się dzieje?
-
Moja słuchawka
...przepraszam ... hmmm... popsuła się ..
- odparła nieśmiało Rina.
-
Wracaj do obozu ...
-
Przepraszam ... ale .... ale czy mógłbyś przyjść po mnie,
proszę? - odpowiedziała bardzo niepewnie wodna neczanka.
-
Oszalałaś, wyśle kogoś po Ciebie! - odparł twardo Rudy.
-
Rudy .... proszę .... wiem, że jesteś generałem .... ale ... ale
to ważne ... przyjdź proszę ... jestem na skraju lasu po północnej
stronie obozu ... - odparła
pokornie Rina , a następnie dodała: -
Rudy proszę Cie jako przyjaciela ....
-
Dobrze, już idę ....- odparł twardo i stosunkowo nie chętnie Rudy
rozłączając się, a następnie wyjrzał przez okno i krzyknął:
-
AMIS! MOYOSHI! NATYCHMIAST DO MNIE!
W
przeciągu paru minut obaj kapitanowie zjawili się w pokoju
radiowym.
-
Tak generale? - spytał Moyoshi.
-
Po raz, przyślijcie tu któregoś z pułkowników aby zasiadł przy
radiostacji. - stwierdził Rudy, który w tym momencie spostrzegł
że Moyoshi jest w pełnym menzurze i w nienagannym stanie, natomiast
Amis jest delikatnie potargany i w rozpiętej marynarce. Generał
przewrócił oczami i stwierdził: - Amis ogarnij się ... dajesz zły
przykład ...
-
Tak jest! - Stwierdził Amis poprawiając się.
-
Wracając do spraw, ja idę się przejść, więc dowództwo w obozie
należy do Was.- odparł Rudy chowając pistolet za pasek, a
następnie dodał: - Tylko dobrze mi się sprawować.
-
Aha na spacer, co jest grane? - spytał Amis.
-
Nic... Aha i ani słowa gościowi, że mnie nie ma. - stwierdził
Rudy prawie wychodząc.
-
Ej, a co jak spyta o Ciebie? -spytał Moyoshi.
-
Wymyślicie coś. - stwierdził twardo generał, a następnie wybiegł
z pokoju radiowego.
-
Wiesz może o co chodzi? - spytał Moyoshi.
-
A skąd mam wiedzieć? - odparł Amis, kończąc się zapinać.
-
Taa... komu pomagałeś w misji?
-
Kiazu ...
-
Na przyszłość ogarniaj się prędzej, bo na reprymendzie się nie
skończy ...
-
Wiem, wiem ... dałem się zaskoczyć ...
-
Heheh... w dobrą zabawę łatwo się wkręcić ...- odparł Moyoshi
mrugając okiem.
-
Tak, tak ... zobaczysz następnym razem mnie nie złapie ... -
stwierdził Amis z uśmiechem.
************
Wczesnym
wieczorem, po bardzo ciężkim dniu Kurai i Otachi podróżują, po
wąskich i białych korytarzach Zekeren.
-
Ufff... trochę się nabiegałem za tym wszystkim ... - stwierdził
Otachi.
-
Zasłużyłeś na odpoczynek ... - odparł Kurai.
-
Hehehhe... coś nam zostało na jutro?
-
Tak parę rzeczy...
-
Dobrze, ze jesteśmy we dwóch, tych misji jest stanowczo za dużo na
jedną osobę ...
-
Tak ... mam wrażenie, że coś Cię dręczy ...
-
Bo widzisz ... zastanawiam się czy obrazisz się jakbym przenocował
u Hyacin?
-
Nie ma problemu idź...
-
Dzięki Ziom, ale wiesz jak będę potrzebny to dzwon nie? W końcu
nie przyjechałem tu na wakacje tylko aby wykonywać misje.
Kurai
jednak nic mu nie odpowiedział, a po dłuższej chwili Otachi
przerwał cisze mówiąc:
-
Gdzie Cię znajdę w razie potrzeby?
-
U Volaure, zapewne tam, gdzie była impreza na zakończenie turnieju.
-
A już obawiałem się, że w tym dziwnym pokoju, co raz mnie
prze-teleportowałeś, tam bym za chiny nie trafił.
-
To jest moje mieszkanie na Zekeren ... ale brat bardzo chce spędzić
ze mną trochę czasu...
-
Rozumiem i nie dziwie mu się, przez tą wojnę rzadko się widujecie
...
-
Wiem, dlatego przyjąłem zaproszenie ...
-
Heheh ... się rozumie. - odparł Otachi mrugając okiem, a następnie
stwierdził: - Heh pewnie Nasi mile sobie leniuchują...
-
W obozie gdzie jest Rudy? O tak na pewno mają święty spokój ...
-
W sumie masz racje Ziom ... w sumie nawet się ciesze, że mnie tam
nie ma ...
-
Volaure prosił,abyście wpadli na śniadanie...
-
Spoko Ziom, na pewno wpadniemy ... - stwierdził radośnie Otachi, a
następnie spytał: - Skauti tez będzie?
-
Zapewne tak ...
-
To świetnie! - ucieszył się Otachi.
************
Tymczasem
w spowitym już mrokiem lesie, z dużą prędkością, przemieszcza
się Rudy. Nie używa latarni gdyż jego oczy szybko przywykły do
panującego wszędzie ciemności. Szaroczarny las nie zachęca aby po
nim chodzić.
-
Do diabła, żebym to ja po lesie chodził ... męskie latryny już
na nią czekają ... - zamyślił się Rudy, potem dodał: -
Hmm... czuję wodną energię ... czas za nią podążyć.
W
tym momencie generał podążył, za śladem znajomej wodną energią,
nagle Rudy zobaczył Rinę w otoczeniu kilkunastu Zhixie. Oficer bez
zawahania zza paska wyciągnął broń i zaczął celować w warczące
stworzenia. Niespodziewanie, wszystkie zostały otoczone wodną
barierą, a zdezorientowany wojskowy opuścił broń.
-
Rudy ... - stwierdziła radośnie neczanka podchodząc do granicy
bariery.
-
Co się tu dzieje? - spytał twardo generał.
-
Ja... ja przepraszam ... - odparła speszona neczanka, a następnie
dodała: - Chciałam aby one poznały Ciebie ...
-
Poznały mnie? Co Ty gadasz?
-
Schowaj proszę broń ... ja .. ja zaraz wszystko wytłumaczę....
-
Cholera ... No niech będzie ... - odparł neczanin chowając broń.
-
Podczas pewnego zadania, przywieźliśmy na Ineeven kilka Zhixie ...
-
No, pamiętam było coś takiego ... i co to ma do rzeczy?
-
em ... Chciałam Ci przedstawić "Pieszczocha" i jego stado
... - odparła nieśmiało neczanka, do której podszedł ogromny
Zhixie.
-
Uważaj! - wtrącił nerwowo Rudy.
-
Nie nie ... spokojnie... to właśnie pieszczoch ...i ... i on nic mi
nie zrobi ... Tobie również ... o ile zachowasz spokój ...
Na
te słowa generał, uspokoił się trochę, a wodna neczanka
zniwelowała wodną tarczę. W tym momencie największa bestia
podeszła do Rudego i nie znacznie warczą obwąchała go, a
następnie jak gdyby nigdy nic odeszła na bok.
-
Ja... ja bardzo bardzo przepraszam ...- stwierdziła pokornie
neczanka chowając głowę.
-
Co Ty sobie wyobrażasz, napędziłaś mi stracha!
-
Wybacz ... błagam ... ale ... ale obawiałam się ... że jak
podejdę z nimi do obozu ... to ... to je zabijecie ... a to ... to
moi przyjaciele ...- odparła bardzo emocjonalnie Rina.
-
Eh .. dobrze ... one na pewno nic nam nie zrobią?
-
Na pewno ... póki nie zostaną zaatakowane ....nie będą zbliżać
się do obozu ale będą go bronić ... a skoro znają Twój zapach
to w razie potrzeby staną i w Twojej obronie ...
-
Jakoś ciężko mi w to uwierzyć ... eh ... Dobrze, wracajmy do
obozu ...
-
Dobrze ... - odparła pokornie Rina, a następnie odwróciła się do
Zhixie i przyjaźnie powiedziała: - Pieszczoszku ... my ... my
musimy już iść ...
W
ten bestia podeszła do wodnej neczanki i zaczęła domagać się
głaskania i pieszczot.
-
To nie wiarygodne ... - stwierdził w myślach zaskoczony
Rudy.
Po
paru minutach łaszenia się wielkie zwierze położyło się, tak
aby neczanka mogła go dosiąść. Bez zawahania Rina dosiadła
stworzenia mówiąc mu:
-
Pieszczoszku ... Rudy to mój przełożony .... i z szacunku jemu też
należy się podwózka ... - a następnie drapiąc stworzenie za
uchem przyjaźnie dodała: - On.... on jest takim przywódca mojego
stada ... wiesz o czym mówię prawda?
Zhixie
potrząsnął głową a następnie stanowczym i mocnym krokiem
podszedł do neczańskiego generała i delikatnie zniżył się na
nogach.
-
On... on chyba chce abyś tez go dosiadł .... - odparła nieśmiało
Rina ...
Na
te słowa Rudy niepewnie zbliżył się do bestii i przy pomocy Riny
zasiadł na jego puszystym grzbiecie, tuż za Riną. W tym czasie
Zhixie warczał i okazywał swoje niezadowolenie, mimo którego
pozwolił się dosiąść.
-
Jakbym tu nie był to bym nigdy w to nie uwierzył... - stwierdził z
podziwem Rudy, ukrywając zmieszanie, a następnie dodał: - Wiesz,
że męskie latryny czekają na Ciebie?
-
Domyślam się ...i ... i jeśli pozwolisz to zajmę się nimi rano
dobrze? - odparła pokornie Rina.
-
Tak, tylko najpierw przyjdź do mnie ...
-
Jak sobie życzysz .... - odparła Rina, a następnie dodała: - No
pieszczoszku, możemy ruszać ...
W
tym momencie bestia, w mgnieniu oka ruszyła prosto przed siebie,
sprawnie omijając wszelkie drzewa i krzaki.
************
Diuna
leży sobie w swoim łóżku i mając jedną słuchawkę w uchu,
ogląda na swoim laptopie jakiś film. W ten do pokoju wszedł Hachi,
który dopiero nie dawno skończył pracę.
-
Hej ... - stwierdził ziemny neczanin, ściągając buty.
-
Uuuu... ktoś tu się przysmażył ... - odparła Diuna, delikatnie
zerkając znad laptopa.
-
Oj cicho ... - stwierdził od niechcenia Hachi, a następnie spytał:
- Gdzie reszta?
-
Kiazu poszła się wykąpać, a Rina jeszcze nie wróciła ... -
odparła Diuna, a następnie dodała: - Wiesz ja tu oglądam, daj mi
spokój ....
-
Och jaka nie w sosie ...
-
Oj weź spadłam z deszczu pod rynnę i nie mam zamiaru o tym
rozmawiać ...
-
Hehehhe ... czyżby jakiś Rudy dał czadu?
-
Tak ... ale nie wnikaj ...
W
tym momencie do pokoju wróciła Kiazu, z promiennym uśmiechem i
wspaniałym nastroju. Ognista neczanka jest tak bardzo naładowana
optymistyczną energią, że wręcz świeci radosnym blaskiem.
-
Ooo ... a Kiazu dla odmiany aż promienieje radością. - stwierdził
Hachi. szukając czegoś w swoim plecaku.
-
Hmm... liczenie magazynów było aż tak fajne? - dodała Diuna.
-
Taaak, okazało się, ze liczenie magazynów to całkiem fajna
zabawa. - odparła radośnie Kiazu.
-
Tak ... jasne ... - stwierdziła Diuna.
-
Mi się wydaje, że magazyny miały dodatkowy ukryty poziom. - dodał
Hachi.
-
Być może, być może. - odpowiedziała Kiazu z promiennym uśmiechem
i mrugając okiem.
-
Heheheh ... - zaśmiał się Hachi, a następnie dodał: - Dobra
siostrzyczki, ja idę pod prysznic ...
-
No wreszcie będzie spokój... - odparła Diuna.
-
Spoko leć. - odparła radośnie Kiazu wieszając ręcznik na ramie
łózka.
-
Aha, ma do mnie przyjść znajomy ... bądźcie miłe ... -
stwierdził Hachi.
-
No nie... jeszcze goście ... - narzekała Diuna.
-
Daj spokój fajnie będzie. - dodała uradowana Kiazu.
-
No mam nadzieje... - odparł Hachi wychodząc.
************
Przyjemny
wieczór w neczańskim obozie, oświetlonym przez parę latarni
świecących białym i przyjemnym światłem. Dwaj neczańscy
kapitanowie wędrują przez obóz, aby dotrzeć do generalskiego
biura.
-
Już późno, nie sądzisz, że powinniśmy poszukać Rudego? -
spytał nagle Moyoshi.
-
Gdzie on do diabła polazł? - zastanawiał się Amis, po czym dodał:
- Dajmy mu jeszcze godzinę, jak nie wróci to zorganizujemy
poszukiwania.
Nagle
w oddali dało się usłyszeć znajome głosy, docierające spod
bramy wejściowej do obozu.
-
Przyznaję to było coś ...
-
Wiedziałam, że Ci się spodoba
...
-
Powiedziałbym, że to było niesamowite, ładnie mnie zaskoczyłaś.
W
ten kapitanowie zainteresowani i zaciekawieni głosami, podeszli do
bramy, a ich oczom ukazał się generał idący obok rumieniącej się
wodnej neczanki.
-
No no, chyba ktoś miał miły wieczór ... - stwierdził Amis.
-
I to się nazywa spacer... - dodał Moyoshi.
-
Ha Ha ha ... bardzo śmiesznie ... - stwierdził poważnie Rudy.
-
Pewnie ślimaki zbieraliście co? - odparł Amis.
-
Skończ! -stwierdził twardo generał, a następnie dodał: - Panowie
wasze żarty nie są wcale zabawne ...
-
Dobra Amis zluzuj trochę ... - stwierdził Moyoshi.
-
To ...ta ja może już pójdę ... - odparła nieśmiało, speszona
Rina pospiesznie odchodząc.
-
Amis odbiło Ci? - spytał twardo Rudy.
-
Oj przestań to tylko żarty, przecież wiesz .... - odpowiedział
Amis, a następnie dodał: -Jak spacer?
-
Lepiej niż myślałem.. - odparł Rudy odchodząc, a następnie
dodał: - Aha rano macie się stawić u mnie! Mamy do pogadania!
-
Tak jest! - odparli zgodnie kapitanowie.
-
Chyba mamy przerąbane ... - stwierdził Moyoshi,
przyjacielowi na ucho.
-
Taaa... dzisiaj nam się przegięło ... - odparł Amis z trudem
przełykając ślinę.
-
Nam!? raczej Tobie ...
-
Szczegóły szczegóły ...
-
W sumie to nie wiem co go ugryzło ... przecież pozwalał nam na
"żarty" tego typu ...
-
Wstał lewą nogą ... albo za mało wypił kawy...
************
Średniej
wielkości pokój o słonecznożółtych ścianach, które wyglądają
zupełnie jak lśniące słonce w letni przyjemny dzień. Na wprost
wejścia znajduje się spore okno ozdobione niebieską zasłoną, za
którym widać odmęty kosmosu. Natomiast po lewo od wejścia
znajduje się jasnobrązowa szafka, na której stoi spory, płaski
telewizor, do którego podpięta jest konsola. Na tej samej ścianę
znajduje się również kilka czarnych regałów oraz dwie spore,
białe szafy, w tym jedna z lustrem. Całości pomieszczanie
dopełnia granatowa spora wersalka, stojąca na prost telewizora,
szklany stolik stojący obok niej,przy którym stoją dwa metalowe
krzesła z białymi obiciami, oraz ciemnobrązowe biurko, na którym
spoczywa czarny laptop. Dodatkowo w cały pomieszczeniu jest zielony
dywan, w przyjemnym, żywym kolorze. W tym kolorowym pokoju na
podłodze leży Otachi, trzymający w rękach pada. Jest on położony
na brzuchu i pod klatką piersiową ma dużą błękitną poduszkę.
Natomiast na nim, w jego części lędźwiowej, siedzi Hyacin, która
opiera swoje ręce o głowę partnera i również trzyma w nich pada.
-
Dobrze zrozumiałam dzisiaj nocujesz u mnie? - spytała Hyacin.
-
Tak.... moja piłka ... - odparł Otachi.
-
Spoko wybij ją ... asekuruje Cię ...
-
Świetnie, strzelaj! Brawo, punkt dla nas. - odparł radośnie Otachi
przybijając piętkę z partnerką.
-
Hmm... Kurai na pewno już Cię nie potrzebuje?
-
Tak dzisiaj już tak ... wiesz przyjechałem tu "do pracy"
a nie dla przyjemności ... to, że mogę z Tobą spędzać czas to
tak naprawdę tylko dobra wola Kurai'a ... bo mamy ogrom pracy na
Zekeren, a już jutro wracamy do obozu...
-
Rozumiem i tak się ciesze, że mnie odwiedziłeś. - odparła Hyacin
wtulając się, a następnie entuzjastycznie dodała: - To co gramy
jeszcze raz?
-
Pewnie! - odparł radośnie Otachi, a następnie dodał: - Hmm...
Mamy zaproszenie od Volaure na śniadanie...
-
Łał, zaproszenie od samego księcia ... brzmi nieźle ... ja
wybijam ...
-
Leć! ... e tam zaproszenie jak zaproszenie ... ja pewnie po
śniadaniu będę musiał ruszyć dalej do wykonywania zadań ... aj
... idź na prawo, a ja zacznę ich gonić trzeba im zagrodzić
drogę.
-
Luz już pędzę ... wiesz ja nadal nie przywykłam, że książę
jest Twoim przyjacielem...
-
Kiedyś przywykniesz .... TAK! O to chodzi ...
-
A wiesz byłam na zakupach z Ery ... Piękna akcja!
-
Spoko ... dalej dawaj nie odpuszczaj im!
-
Później Ci pokarze ...
-
Dobra!