"...
Najemnicy cechu Algorni ..."
Rina
otoczyła wodną, błękitną barierą zarówno siebie jak i
mistyczne stworzenie. W tym samym czasie reszta jej rodzeństwa
uważnie obserwuje tajemniczych, zakapturzonych przybyszy. Nagle
jeden z nich z impetem ruszył w kierunku ognistej neczanki. Kiazu,
nie wiele myśląc płynnymi ruchami, płomiennymi falami zaatakowała
przeciwnika z półobrotu. Ktoś inny, ktoś kto stoczył znacznie
mniej walk. ktoś gorzej wyszkolony pewnie by chybił, gdyż jej
zakapturzony przeciwnik przysiadł. Tu zadziałało jego
instynktowne zareagowanie na atak, jednak ognista neczanka nie dała
się tak łatwo podejść i również w intuicyjnym odruchu, jej
płomienna fala popłynęła lekkim łukiem i już po chwili
podpalony przeciwnik upadł na kolana. Następnie oponent wręcz
rozpłynął się, bez krzyku zeżarły go promienie, nie
pozostawiając po nim zupełnie nic.
-
Yyyy... ok ... to było dziwne.... - powiedziała
Kiazu, pod nosem.
-
Ej ... Kiazu nie musiałaś odsyłać kolesia w nicość. -
stwierdziła Diuna.
-
To nie mój ogień ... to z nimi jest coś nie tak... - odparła
Kiazu otaczając się płomieniami.
W
tym momencie kolejny oponent zaatakował tylko tym razem, celem jego
ataku była Diuna. Psychiczna neczanka bez trudy jednym szybkim
ruchem otoczyła przeciwnika swoją mocą i uniosła go do góry. W
tym momencie jej oponent również znikł, wręcz rozpłynął się w
powietrzu.
-
Widzisz? - spytała Kiazu.
-
No widzę i normalnie nie wierze. - stwierdziła z niedowierzaniem
Diuna.
Nie
było jednak czasu na dalsze rozmowy, gdyż kolejni napastnicy z
impetem i niesamowitą siłą ruszyli w kierunku neczanek.
-
Uważaj nadchodzą! - stwierdziła stanowczo Kiazu.
Wojowniczki
połączyły swoje siły aby wspólnie odeprzeć atak nadciągających
przeciwników. Hipnotyzujące i obłędne czerwono-pomarańczowo-żółte
płomienie, agresywnie otulają znikających i rozpływających się
oponentów. Tymczasem Diuna bez skutecznie próbuje łapać w swoją
fioletowo-różową parapsychiczną mocą zakapturzonych
przeciwników. Dziwni oponenci bezinwazyjnie znikali w momencie
zetknięcia się z mocą, a neczanki z każdą sekundą były coraz
bardziej zdezorientowane i zdeterminowane do dalszej walki.
************
Władcy
nadal dyskutują na temat serii tajemniczych i brutalnych morderstw,
kiedy nagle w pomieszczeniu rozległo się głośnie pukanie do
drzwi. W tym momencie władcy ucichli, a Ankara spokojnie powiedział:
-
Proszę.
W
ten do komnaty wszedł młody chłopaczek, który na oko ma
maksymalnie szesnaście lat. Jego rubinowoczerwone włosy sięgające
do połowy karku, są stojące i w lekkim nie ładzie, a na nich
spoczywają czarne okulary przeciw słoneczne. Ma on niebieskie oczy,
które stanowczo przykuwają uwagę. Przybysz ubrany jest w dość
obcisłą, czerwoną koszulkę na krótki rękaw, przylegające do
ciała czarne spodnie oraz czerwone rękawiczki, które przypominają
skórzane rękawice motocyklistów. Dodatkowo ma lekko spiczaste uszy
i całkiem opaloną karnację.
-
Przepraszam, że przeszkadzam.... - stwierdził spokojnie przybysz.
-
Arika? Co Ty tu robisz? - spytał nagle Volaure.
-
Witam książę, pracuję jako posłaniec, dla bogatych rodów. -
odparł pewnie przybysz.
-
Dobrze, masz jakieś wieści dla mnie? - spytał Ankara.
-
Tak Panie, mam ważny list od Głowy rodu Oskran - odpowiedział
spokojnie młodzieniec wręczając Ambasadorowi kopertę z pieczęcią
rodu.
-
Dziękuję, możesz odejść. - odpowiedział władca otwierając
list.
-
Przepraszam, Panie jednak mam poczekać na odpowiedź. - odparł
Arika.
-
Rozumiem, w takim układzie poczekaj proszę, na zewnątrz. -
rozkazał spokojnym tonem Ankara.
-
Tak Panie. - odparł stanowczo młodzieniec, a następnie pośpiesznie
wyszedł.
-
Oskran? Co oni chcą? - spytał zaciekawiony Eta.
-
Pewnie znowu skarżą się, że rodzinie Cusan powodzi się lepiej
niż im... - odparła Kana przewracając oczami.
-
Nie tym razem, moja droga. - odpowiedział Ankara, a następnie
dodał: - Tym razem senior rodziny Oskran, prosi nas o zapewnienie
ochrony, gdyż kilku członków rodziny, na przejażdżce zostało
brutalnie zamordowanych i oskarża za ten haniebny czyn rodzinę
Cusan.
-
Byłam blisko ... - stwierdziła Kana.
-
Czyżby nasi oprawcy przerzucili się na bogate rody? - spytała
Sansha.
-
Możliwe, jednak opis i zdjęcia zamordowanych stanowczo różnią
się od tego co mamy do tej pory. Rzućcie proszę okiem szanowni
władcy. - odpowiedział spokojnie Ankara przekazując list i
brutalne zdjęcia w obieg.
W
ten władcy mniej lub bardziej chętnie zaczęli obserwować zdjęcia
i raport o zamordowanych. Obrzydliwe i przerażające zdjęcia, pełne
zmasakrowanych zakotwionych ciał, u bladych jak ściana, dam
wywołały wręcz odruch wymiotny.
-
Przepraszam, czy mogę wyjść na chwilę? - spytała z trudem
Sansha.
-
Oczywiście, obie możecie wyjść. - stwierdził spokojnie Ankara,
spoglądając na neczańską królowa i oniemiałą ambasadorkę.
W
tym momencie obie Panie w bardzo szybkim tempie opuściły
pomieszczenie i udały się na jeden z pobliskich balkonów aby
ochłonąć.
************
Rina,
nie pewnie stoi i ochrania mistyczne zwierzę, gdyż mimo fantomowych
i tajemniczych ataków na jej siostry to jej wodna tarcza jest
bombardowana przez prawdziwe ataki. W tym czasie Kiazu i Diuna za
wszelką cenę niepozwalaną aby zakapturzeni oponenci dostali się
bliżej zwierzęcia. Nagle wszyscy przeciwnicy znikli jak kamfora, a
na ich miejscu nie pojawili się nowi wojownicy oraz ustały ataki na
zwierzaka.. Zdezorientowane wojowniczki nerwowo rozejrzały się po
okolicy, szukając wytłumaczenia "co się stało?". Po
chwili Diuna spostrzegła Otachiego, który trzyma ostrze swojego
sejmitar'a przy gardle jednego z zakapturzonych typów. Tuż za
wietrznym neczaninem stoi kolejny zakapturzony typ, który przykłada
do jego pleców, gotowy do wbicia sztylet. Natomiast zanim stoi Hachi
z przygotowaną włócznia do przebicia tajemniczego przeciwnika.
-
Dziewczyny patrzcie! - stwierdziła Diuna.
-
Świetna robota! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
W
ten Rina zniwelowała ochronę i podeszła do sióstr, mówiąc:
-
Wow jak tego dokonaliście?
-
O Tym później ... - odparł Otachi, a Hachi, dźgając przeciwnika
twardo powiedział:
-
Dobra a teraz gadać, kim jesteście?
Nagle
wszyscy zostali otoczeni ogromną, przejrzystą a zarazem oszronioną
i szczelną lodową barierą.
-
To może lepiej to Wy mi powiecie kim jesteście i co tu robicie? -
spytał nieznajomy męski głos.
-
O nie przyszedł ... - stwierdził pod nosem
jeden z zakapturzonych przeciwników.
-
Świetnie i co teraz? - narzekała Diuna.
-
Dobra zabawa! - odparła Kiazu uśmiechając się pod nosem, a
następnie neczanka cała zapłonęła czerwono-pomarańczowo-żółtym
płomieniem i jednym szybkim ciosem, bez trudu rozbiła lodowe
więzienie.
W
ten kiedy ostatni krystaliczny lodowy kawek, z impetem uderzył o
ziemię, oczom wszystkich ukazał się średniego wzrostu mężczyzna
o długich blond włosach spiętych w wysokiego, sztywnego kucyka.
Dodatkowo, ma on bystre lekko pogardliwe zielone oczy oraz duże
szpiczaste uszy. Tajemniczy przybysz ubrany jest na czarno, w spodnie
oraz bluzę z kapturem.
-
Nieźle, cukierku. - stwierdził przybysz z wrednym uśmiechem, a
następnie jednym szybkim ruchem bezlitośnie zamroził całą Kiazu,
gasząc przy tym jej płomienie. Po czym dodał: - Jednak na moje
chłody to stanowczo za mało.
-
Ty! Zostaw ją. - stwierdziła stanowczo Diuna.
Przybysz
jednak tylko tupnął w ziemię, a psychiczna neczanka odruchowo
otoczyła się psychiczną barierą, która w zetknięciu z lodową
mocą pękła jak mydlana bańka, a Diuna w mik stała się chłodną
bryłą lodu, a następnie jak gdyby nigdy nic powiedział:
-
A teraz wy dwaj zostawcie moich ludzi.
-
Dobra, ale Ty wypuść te dwie dziewczyny. - odparł stanowczo Hachi.
-
O nie! To ja tu stawiam warunki a nie Ty. - odpowiedział spokojnie
przybysz, szykując kolejny lodowy atak. Jednak nieznajomy nagle
zaniechał ataku, gdyż ostre srebrzyste ostrze niespodziewanie
znalazło się tuż przy smukłej szyi przybysza.
-
Phi to na mnie nie działa, poderżniesz mi gardło i co? One i tak
zostaną zamrożone.
W
ten ostrze otoczyły liczne wyładowania elektryczne. Tajemniczy
szpiczasto-uszy oponent z trudem przełknął ślinę i powiedział:
-
Skoro tak sprawiasz sprawę ...
Nagle
lodowe więzienie Kiazu roztrzaskało się w drobny mak, a sama
ognista neczanka, otoczona swoim płomieniem stała jak gdyby nigdy
nic.
-
Jak to zrobiłaś? - stwierdził nieznajomy.
-
Normalnie. - odparła Kiazu z dumą i determinacją w głosie.
-
A teraz uwolnisz drugą Panią. - wtrącił chłodno Kurai strojący
za nieznajomym i przykładając mu ostrze swojej katany do gardła.
-
Jak chcesz. - odparł nieznajomy likwidując lodowy atak.
Kiedy
tylko Diuna była wolna, to Hachi i Otachi uwolnili zamaskowanych
oponentów. Elektryczny neczanin również odsunął ostrze od
swojego przeciwnika i stanowczo spytał:
-
Kim jesteście?
-
Ja jestem Elfem nie widać? A moi koledzy są bromiańczykami. -
odparł nieznajomy.
-
Nie o to pytam. - odparł chłodno Kurai.
-
Ziom dobrze Ci radzę odpowiadaj grzecznie na pytania. - wtrącił
Otachi niwelując swoje ostrze.
-
Nie wiem skąd on się tu wziął, ale wpadłem w pułapkę i
teraz już muszę być grzeczny. - zamyślił się tajemniczy
przybysz a następnie powiedział: - Jestem Inci Muttu i jestem
szefem najemników cechu Algorni.
-
Kłamiesz, Inci Muttu jest kobietą i myślę, że nie znosi kiedy
ktoś ją udaje. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie twardo
dodał, mierząc przeciwnika lodowym spojrzeniem : - A ja nie lubię
kłamców.
-
Oj Ziom masz przesrane! - wtrącił Hachi.
-
Znasz Inci? - spytał z przerażeniem nieznajomy.
-
Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
-
Dobrze, ja jestem ....
************
Masakryczne
zdjęcia, wywołały mocną i zażartą dyskusję wśród władców.
Jednak jeden spośród nich praktycznie się nie odzywał, jedynie
czujnym wzrokiem oglądał zdjęcia i palił papierosa. Volaure coś
definitywnie nie pasowało w tych zdjęciach.
-
Czyżby kolejna grupa napastników? - spytała Sansha, unikając
patrzenia na zdjęcia.
-
Szanowni władcy to nie wygląda na sprawkę człowieka, lecz jakieś
bestii. - stwierdził Ankara.
-
Panie mamy ogrom psychopatów zdolnych do takiego działania -
stwierdził Elinar.
W
ten władca Zekeren wstał mówiąc:
-
Przepraszam Panie .. - A następnie szybko podszedł do drzwi,
otworzył je i stanowczo powiedział: - Arika, przynieś mi "Daarn
Ze De"
-
Tak Panie! - stwierdził pokornie młodzieniec stojący za drzwiami i
szybko gdzieś pobiegł.
-
"Daarn Ze De" co to jest? - spytał Eta.
-
Książę podał Zekereński tytuł pewnej książki. - stwierdził
spokojnie Ankara.
-
Co urywasz książę? Nie mogłeś powiedzieć tego w zrozumiałym
języku? - spytała Sansha.
-
Nic nie ukrywam, intuicja mi mówi, że mam coś sprawdzić. -
odpowiedział spokojnie Volaure, a następnie dodał: - Podałem ...
W
ten do pomieszczenia wparował zdyszany Arika i wręczając czarną
książkę księciu powiedział:
-
Ehe ... proszę książę o to ona ...
-
Dzięki. Super młody szybko się uwinąłeś! Brawo! - pochwalił
Volaure, odpierając książkę, po czym szybko wrócił na swoje
miejsce, wziął butelkę wody i rzucając ją powiedział: - Łap
Młody!
Na
te słowa Arika czujnie spojrzał przed siebie i bez trudu złapał
butelkę, a książę kontynuował: - A teraz wyjdź my musimy
porozmawiać.
-
Tak Panie. - stwierdził pokornie młodzieniec wychodząc i zamykając
za sobą drzwi.
-
Po co to całe przedstawienie? - spytał Elinar, a następnie dodał:
- Ewidentnie coś knujesz.
-
Elinar, dajmy mu szansę. My wiemy, że książę, nie robi tego bez
celu. - wtrącił Ashga.
-
Panie, Władcy za pozwoleniem, proszę dajcie mi chwilę, a zaraz
wszystko wyjaśnię. - odparł Volaure.
-
Dobrze książę. - przyzwolił spokojnie Ankara.
Władcy
zamilkli i niecierpliwie czekali na wyjaśnienia. W tym samym czasie
władca Zekeren, uważnie wertował stronice, grubej książki.
-
MAM! - stwierdził po dłuższej chwili książę, i położył
otwartą księgę, na środku stołu.
W
tym momencie oczom pozostałych władców ukazały się równie
makabryczne i ociekające krwią zdjęcia.
-
O feee.... - stwierdziła Kana.
-
I co w związku z tym? - spytał Eta.
-
Co powoduje takie obrażenia? - spytał Elinar.
-
Erdansza, takie krwiożercze połączenie smoka, wilka grzywiastego,
orła i wiwerny, ale to nie istotne. - odpowiedział książę.
-
Jak to nie istotne? - spytała Sansha.
-
Volaure właśnie znalazłeś sprawcę morderstwa na rodzinie Oskran
i próbujesz nam wmówić, że to nie istotne? - dodała Kana.
-
My widzimy! Odpowiedź tkwi w zdjęciach! - wtrącił Ashga.
-
Dokładnie! - odpowiedział radośnie Volaure, a następnie
kontynuował: - Te zdjęcia są dokładnie takie same jak zdjęcia,
które dostaliśmy... to to samo miejsce, ten sam kąt, ta sama pora
dnia i te same ofiary.
-
Brawo książę. - Pochwalił z uśmiechem Ankara, skrywający (od
samego początku rozmowy) twarz za swoją maską, a następnie dodał:
- Volaure ma racje, a te zdjęcia z bestiariusza to jest niezbity
dowód na to, że senior rodu Oskran, próbował nas okłamać.
-
A ja mam wrażenie Anki, przepraszam, Panie, że Ty o tym wiedziałeś,
lecz z jakiegoś powodu nie powiedziałeś nam o tym. - stwierdziła
spokojnie Kana patrząc Ankarze w oczy.
-
Nie do końca. Szanowni władcy podejrzewałem coś wcześniej,
jednak rozszyfrowałem jedynie stworzenie... - odpowiedział
spokojnie Ankra, a następnie dodał: - A kiedy miałem Wam już
zdradzić nazwę stworzenia spojrzałem na Volaure i zboczyłem to
jego zamyślone spojrzenie pełnie zaangażowania i fascynacji...
wiedziałem, że jest na tropie i pozwoliłem mu się wykazać, aby w
końcu mógł zabłysnąć w Waszych oczach i aby stał się z Wami
równy.
-
Tu mnie masz Ambasadorze, a Volaure jestem pod wrażeniem, że mimo
młodego wieku posiadasz ogromną wiedzę. - stwierdził z szacunkiem
Elinar.
-
Nie sądziłem, że to powiem ale Volaure, należy się szacunek. -
dodał Eta.
-
A ja myślę, że on to specjalnie uknuł ... nie dość, że list
przyniósł jego znajomy to jeszcze dzieciak szybko przyniósł co
chciał. - wtrąciła Sansha.
-
My uważamy, że to przypadek, że posłaniec i Volaure się znają.
- stwierdził Ashga.
-
Tak oczywiście, zboczeniec za nieletnich się bierze! - odparła z
oburzeniem Sansha.
-
Wypraszam sobie, nie zabawiam się z nieletnimi. - odparł Volaure, a
następnie dodał: - Arika znam z Turnieju walk smoków, jest on
zawodnikiem ligi młodzików.
-
My w to wierzymy, Sansha a Ty przyznaj, że nie lubisz Volaure i
dlatego rzucasz w jego kierunku te wszystkie bezpodstawne oskarżenia.
Jesteśmy bardzo zawiedzeni Twoim zachowaniem. Na tyle ile znamy
Volaure jesteśmy wstanie stwierdzić, że książę jest szczery,
otwarty i nie ma powodu aby nas okłamywać. - odparł Ashga.
-
Dobrze mu z oczu patrzy i też mu wierzę. - dodała Kana z
uśmiechem.
-
Szanowni władcy, Volaure jest najmłodszy z nas, jednak już nie raz
udowodnił, że można mu ufać i jest dobrym władcą. Natomiast
zabawa w bezpodstawne oskarżenia nie jest tematem naszego zebrania.
-stwierdził spokojnie Ankara, a następnie dodał: - A z Tobą zacna
królowo i drogi książę chciałbym porozmawiać po zebraniu.
-
Jak sobie życzysz. - odparł Volaure
-
Tak, Panie. - odparła niechętnie Sansha.
-
A teraz jeśli pozwolicie, wracamy do tematu naszego zebrania. -
stwierdził spokojnie Ankara.
************
-
Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
-
Dobrze, jestem Selur Kaer, i jestem jednym z głównodowodzących
najemników cechu Algorni, a nade mną jest już tylko sama
przywódczyni. - oparł pokornie tajemniczy lodowy przybysz. A
następnie dodał: - A tam Ci dwaj to moi ludzie, z którymi
porozmawiam później.
-
Dobra a czemu nas zakatowaliście? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Moi ludzie, zapewne z nudów, a ja bo zaatakowaliście moich ludzi. -
odparł Selur.
-
Aha, uwaga bo uwierzę. Kłamiesz jak z nut. - odparła Kiazu.
-
Eh, mieli chronić tego bezpańskiego prezentu dla naszej
przywódczyni i chronili. - stwierdził Selur przewracając oczami.
-
Problem w tym, ze ten zwierzak nie jest bezpański. - stwierdziła
Diuna.
-
Ma on właściciela a my mamy go oddać. - dodała Kiazu.
-
I nasz zleceniodawca nie odda go. - dopowiedział Hachi.
-
To akurat Wasz problem a nie mój. - odparł lodowy elf.
-
Może ... zaprowadź nas proszę do Pani Inci ... i daj nam z nią
porozmawiać i niech to ona zadecyduje. - wtrąciła nieśmiało
Rina.
-
To nie jest dobry pomysł. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Niby czemu? - spytała Diuna.
-
Powiedźmy, że jeśli zależy jej na tym Kylan to nigdy go nie
odzyskamy. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Przesadzasz, pewnie jest fajna babką i się z nią bez trudu
dogadamy. Chętnie bym ją poznała, zwłaszcza, że mamy tajną
broń przeciwko niej. - wtrąciła radośnie Kiazu.
-
Chyba żartujesz. Po moim trupie. - odparł Selur.
-
Hmm... to da się załatwić. - stwierdziła Kiazu z determinacją w
głosie i delikatnie się podpalając.
-
To najgorsza rzecz jaką możesz zrobić, nie zabieraj nas do niej. -
wtrącił Kurai.
-
Eh, dobra zaprowadzę Was do niej. W końcu jak się mnie
okłamaliście z tym, ze ją znacie to wszystko wyjdzie w praniu a
sama Inci was załatwi. - stwierdził spokojnie elf, a następnie
dodał: - Wy tam zawiązać im oczy.
-
Ej ... żartujesz? - spytała oburzona Diuna.
-
Chyba nie myślałaś, że od tak pokażemy Wam naszą kryjówkę.-
stwierdził z wrednym uśmiechem Selur.
-
Aha, a Ty myślisz Ziom, że Ci zaufamy? - stwierdził Otachi.
-
Nie macie wyjścia. - stwierdził lodowy elf zasłaniając oczy
Otachiemu, a nastepnie dodał: - Aha nie próbujcie ich zdjąć gdyż
są trujące pułapki.
-
Aha bo Ci wierze ... - stwierdziła Kiazu.
-
Tym razem nie kłamie, one definitywnie są nasączone trucizną. -
stwierdził spokojnie Kurai.
Wkrótce
wszyscy mieli już zasłonięte oczy i nie widzieli dosłownie nic.
Pusta ciemność panująca przed oczami neczan była czymś nie
naturalnym i mało komfortowym. Jednak nasi przyjaciele póki co nie
sprawiali problemów. A kiedy wszyscy mieli już zasłonięte oczy, a
Kylan miał już założona smycz, Selur wręcz bezszelestnie
podszedł do Kurai'a i z delikatnością wiatru, spod koszuli wyjął
jego złocisty symbol pioruna.
-
Zostaw go, albo przestanę być miły. - stwierdził nagle Kurai.
Zaskoczony
Elf odskoczył od neczanina i z naiwnością małego dziecka, które
nabroiło powiedział:
-
Ale ja nic nie robię ...
-
Tak ... to tak samo jak ja Ci ufam ... - odparł spokojnie Kurai.
-
Yyyy.... chodźmy ... - stwierdził zmieszany Selur.
************
Nasi
bohaterowie nadal nic nie widzą, jednak doskonale słyszą i czuja
co się dzieje. Po dłuższym czasie marszu, gdzieś w nieznanym
miejscu kazano im się zatrzymać, jednak nikt nie raczył rozwiązać
im jeszcze oczu, natomiast ich czułe uszy usłyszały następującą
rozmowę.
-
No na reszcie jesteście ... co tam dla mnie macie? - spytał
dociekliwie delikatnie rozbawiony i ciekawski kobiecy głos.
-
O to to mistyczne stworzenie ... - odparł Selur.
-
Oj nie o to pytam. - W tym momencie dało się usłyszeć skok, jakby
z wysoka, a następnie tajemnicza posta kontynuowała: - Selur co to
za istoty? Dobrze wiesz, że nie lubię obcych w swoim domu! I
jeszcze marnujesz opaski z trucizną.
-
Ten jeden koleś mówi, że Cię zna. - stwierdził Elf.
W
ten dało usłyszeć się, tupiące charakterystyczne kroki, które
sugerowały, że to kobieta na obcasie chodzi i uważnie ogląda
neczan.
-
Hmm... nie nie kojarzę ich ...- stwierdziła nagle delikatnie
znudzona już kobieta.
-
My się znamy ... - wtrącił szorstko Kurai.
Na
te słowa kobieta podeszła do niego i zastanawiając się
powiedziała:
-
Ten głos ... ten zapach ... hmm... już wiem impreza na Zekeren u
kapitana Volaure ... i ta noc ... mrrr ... - dziewczyna wręcz
zamruczała, a następnie radośnie dodała: - Ty jesteś Kurai! No
nie wierze, Selur zdejmij im opaski, tylko szybko... albo nie czekaj
...
Odgłosy
delikatnego biegu, skoków oraz masa bliżej nieokreślonych
dźwięków, przeszyły otoczenie. Jednak neczanie nie zwracali
zbytnio na to uwagi tylko coś szeptali między sobą.
-
Dobra Selur, teraz możesz. - odezwał się nagle radosny kobiecy
głos.
W
tym momencie opaski zostały zdjęte a oczom neczan ukazała się
wielka jaskinia czerwono-pomarańczowych ścianach i bardzo wysokim
przeźroczystym sufitem, oraz ona, we własnej osobie.