"....
Nerwowa złość ...
najwyższy
czas ochłonąć"
Bardzo
późnym wieczorem całe neczańskie rodzeństwo zasiada w namiocie
dziewczyn i rozmawia. Hachi leży rozwalony na łóżku, Otachi
siedzi na odwróconym krześle, opierając się o jego oparcie, Diuna
leży w poprzek łózka z głową w dół i bawi się czarną kostką.
Kiazu robi przysiady z wyprowadzeniem ciosów rękoma, natomiast Rina
siedzi po turecku na jednym z łóżek. Wszyscy wyglądają błogo,
lecz tak naprawdę bardzo się denerwują.
-
Odezwali się? - spytał Hachi.
-
Nie, nie odezwali się .... i ... i jeszcze ich telefony pozostają
głuche. - odparła niepewnie Rina.
-
Kurcze, co tam się do licha dzieje. - stwierdziła Kiazu
wyprowadzając ciosy.
-
Dobre pytanie ... nie dość, że Zekeren prawdopodobnie nie istnieje
to jeszcze Ci zapadli się jak kamień w wodę... - stwierdził
Otachi.
-
Sachiner w sumie mi zwisa ... Kurai trochę mniej ... ale wiem, że
obaj umieją sobie radzić w trudnych sytuacjach... - dodała Diuna.
-
Niby tak, ale ten brak kontaktu w tej sytuacji jest irytujący. -
dodała trenująca Kiazu.
-
A tak swoją drogą co z tą kostką? - spytał Hachi.
-
No jeszcze nie udało mi się jej ułożyć do końca, ale jestem na
dobrej drodze. - odparła Diuna.
-
Dobra ... może coś więcej? - naciskał Hachi.
-
Hmm... dobra wy widzicie tylko czarną kostkę ... ja kiedy używam
oczy widzę ją białą i pełną fioletowo-zielono-niebieskich
wzorów ... Caeci mówi, że wzór docelowy to serce, które otworzy
kostkę... - odparła dumnie i z fascynacją Diuna.
-
Dobre... - stwierdził Otachi
-
Brzmi kozacko, ale ta moc przydaje się do czegoś więcej niż
zagadek? - spytał Hachi.
-
Pewnie! - odparła psychiczna neczanka z uśmiechem, a następnie
dodała: - Pozwala wykrywać pułapki i rozpajać oraz tworzyć
złożone mechanizmy, które są nie lada przeszkodą.
-
CZAD! - stwierdzili zgodnie Bracia.
-
Tak to świetna moc i zapowiada się odlotowo!- stwierdziła radośnie
Kiazu, a następnie dodała: - Szkoda, że zmagamy się z zniknięciem
co poniektórych.
-
Tak, tak ale co możemy zrobić siedząc w namiocie? Nic... - odparła
Diuna.
-
Heh ... Anki też milczy? - spytała Kiazu.
-
Tak ... ma jakieś zebranie czy coś i nie może rozmawiać... -
odparła Rina.
-
Świetnie ... westchnęli pozostali...
************
Mroczna,
nieprzenikniona i wręcz kująca ciemność. Nagle zapaliło się
intensywne, białe, oślepiające światło. Pasażerowie statku
kosmicznego chowają oczy, aby straszliwe światło z zewnątrz nie
wypaliło im oczu.
-
MACIE OPUŚCIĆ POJAZD Z RĘKAMI W GÓRZE! - odezwał się nagle
przeszywający metaliczny głos.
Po
dłuższej chwili, przepełnionej niepewnością z ogromnego samolotu
kosmicznego wysiadło pięć ciemnych postaci, które próbowały
walczyć z oślepiającym światłem.
-
TO WSZYSCY? - odparł ponownie metaliczny głos.
Na
te słowa wszyscy, oświetleni przybysze zgodnie pokiwali, potakująco
głowami.
************
Wczesnym
rankiem, delikatnie już spocona Kiazu ubrana jedynie w czarny top
oraz krótkie leginsy od munduru, z słuchawkami w uszach biega w
okolicy męskiego obozu. Ognista neczanka jest poddenerwowana, ale w
ten praktyczny sposób odreagowuje i uspokaja się. Niestety w
zaistniałej sytuacji, to nie jest łatwe. Każde z neczan przeżywa
to na swój wyjątkowy sposób i chociaż niektórzy wydają się być
opanowani, to w rzeczywistości nerwy zżerają ich od środka.
************
Mroczne,
ciemne pomieszczenie z jednym źródłem intensywnego, białego,
oślepiającego światła, które straszliwe oślepiają. W tym
blasku na tle ogromnego samolotu kosmicznego stoi piątka mężczyzn,
z uniesionymi rękami. W śród nich znajduje się Kutaro, Sachiner,
Kurai oraz dwójka pilotów tego wspaniałego kosmicznego okrętu.
-
Co to za niedorzeczne zwyczaje, aby ktoś taki jak ja i z moją
pozycją musiał tu sterczeć potulnie z rękami w górze... -
narzekał Sachiner.
W
tym momencie przybysze zostali, dokładnie oblani biało-żółtym
drobnym proszkiem, a następnie usłyszeli znajomy głos, dobiegający
z ciemności:
-
Hehe ... dobrze, że to czyszczenie na sucho, bo inaczej
wyglądalibyście jak zmokłe kury ...
-
Bardzo śmieszne, chodź ja obleje ciebie i zobaczymy czy będzie ci
tak do śmiechu! - odparł poirytowany Sachiner.
W
ten w pomieszczeniu zapaliło się, normalne rozproszone światło, a
oślepiające zostało zgaszone. To spowodowało, że oczom
wszystkich ukazał się ogromny metalowy hangar wypełniony
wszelakimi istotami trzymającymi w rękach broń. Wśród nich
przybysze zobaczyli znajomą tygrysią furę, ubraną w luźny
pomarańczowy strój i fioletowo-zielone gogle na głowie.
-
Witam książę. - stwierdził nagle pokornie Kutaro, nie znacznie
kłaniając się.
-
Dobra moi kochani opuście ręce. - stwierdził Volaure przypalając
papierosa, a następnie z uśmiechem dodał: - Siema, co Was
sprowadza?
-
Jakbyś nie wiedział, szanowny książę. - odparł chłodno
Sachiner, opuszczając ręce i poprawiając się.
Na
te słowa księże podszedł bliżej i powiedział:
-
Dobra załoga rozejść się! - a następnie radośnie dodał: -
Mordy Wy moje martwiliście się.
-
Nie ... - odparli zgodnie Sachiner oraz Kurai.
-
Tak, no pewnie. - odparł Volaure z promiennym uśmiechem.
-
Bądź łaskaw wyjaśnić nam co się tu dzieje? - stwierdził
chłodno, mocno poirytowany Sachiner, bawiąc się kulką trucizny.
-
Z miłą chęcią tylko ...
-
Panie przepraszam, że przeszkadzam, ale system jest gotów. - odparł
jeden ze sługów podchodząc i przerywając władcy wypowiedź.
-
Heh, no nic nie ważne - stwierdził książę, przewracając oczami:
- Dobra chodźcie ze mną to się dowiecie.
-
Ty jesteś ...
-
Przyjacielu nawet mi nie przypominaj. - wtrącił twardo książę,
przerywając wypowiedź Kurai'a i odchodząc. Następnie po chwili
dodał: - No już ruszajcie się, nie mamy czasu.
Na
te słowa Sachiner oraz Kurai udali się za Volaure.
-
Panie mam iść z Tobą? - spytał pokornie Kutaro.
-
Nie, masz dopilnować naprawy statku, oraz znaleźć moją żonę. -
odparł chłodno inkub.
-
Tak panie. - odpowiedział pokornie Kutaro.
************
Ambasador
Ankara, skrywający twarz za czarno-białą maską, zasiada w sali
konferencyjnej przy śnieżącym się ekranie. Jest on delikatnie nie
obecny, ale stara się przysłuchiwać kłócącym się władcom.
Zaistniała sytuacja odcisnęła piętno nawet na twardych władcach.
Nagle ogromny ekran zrobił się czarny, a po chwili pojawił się
zielony sygnał połączenia.
-
Panie, zobacz! - stwierdził nagle Ashga.
Na
te słowa wyrwany z transu Ankara odwrócił się, a następnie
przyjął połączenie z nieznanego źródła. W tym momencie oczom
zaskoczonych władców ukazał się uśmiechnięty Volaure, o
delikatnie bladych i wyblakłych oczach.
-
Książę ... - stwierdził oszołomiony Ankara.
-
Witam szanowną radę. - odparł spokojnie Volaure.
-
Ale jak to? - spytał Eta.
-
Ty żyjesz!? - dodała zaskoczona Sansha.
-
Volaure żyjesz! - dopowiedziała ucieszona Kana.
-
Tak zacni władcy, żyję i mam się stosunkowo dobrze. - odparł
Volaure.
-
Volaure czekamy na wyjaśnienia! - odparł twardo Ashga.
-
Tak, wiem ... jednak jest tu jeszcze ktoś, kto ma pilną sprawę do
Was... i swoim złym humorem oraz wylewającym się ego nie daje mi
kontynuować. - odparł Volaure z delikatnym uśmiechem.
-
Zapewne Pan Cusan? - spytał Ashga.
-
Owszem, zatem jeśli pozwolicie ... - odparł Volaure.
-
Tak, myślę, że możemy go wysłuchać. - odparł Ankara.
-
Chociażby dla świętego
spokoju ... - dodała Sansha, przewracając oczami.
-
Heh ... arystokraci i bogacze
... - wymamrotał Elinar.
W
tym momencie Volaure wstał, a na jego miejscu usiadł poważny i
dystyngowany Sachiner.
************
Spora
komnata o przyjemnych żółtych ścianach. Na prawo do wejścia
znajduje się ogromne okno z widokiem na galaktykę i świat Sekai
Dagaal, na wprost którego stoi brązowe biurko, na którym stoi
laptop, przy którym tyłem do wspaniałego widoku zasiada Sachiner.
Natomiast na lewo od wejścia znajduje się ogromna biała kanapa, o
brązowych wykończeniach i oparciach, przed którą stoi czarny
stolik. Kurai stoi nieopodal drzwi i kanapy, na której luzacko
zasiada książę. Neczanin stojąc na zielonym puszystym dywanie,
popija sok pomarańczowy. Nagle władca wstał, podszedł do
neczanina, a następnie złapał przyjaciela za białe włosy i mocno
go pociągnął, także Kurai uniósł delikatnie głowę i
powiedział:
-
Wybacz Bracie ...
Po
czym książę namiętnie pocałował, wyrywającego się przyjaciela
prosto w usta i łapczywie chłonął jego energię. Jasna poświata
szybko wypełniła całą komnatę, w której zaczęło migotać
światło. Następnie władca na chwilę przerwał posiłek, a
neczanin zdążył jedynie powiedzieć:
- TY ...
- TY ...
W
tym czasie Volaure wziął szybki głęboki oddech i z pełną
stanowczością powrócił do posiłku, a Kurai puścił szklankę z
resztą napoju, który rozlał się po dywanie. Poświata szybko
zmieniła się w szarą, tym samym książę skończył swój posiłek
i uwolnił osuwającego się przyjaciela, któremu
szkarłatno-bunatna krew wylała się z nosa. Kurai, prawą ręką
zasłonił krwawiący noc i powiedział:
-
Zabiję Cię ...
Następnie
neczanin prawie upadł na ziemię, jednak w ostatniej chwili,
najedzony już Volaure złapał przyjaciela i kładąc go na kanapie
(kolana neczanina leżą na oparciu pod łokcie, a nogi swobodnie
zwisają, natomiast reszta ciała leży płasko na kanapie)
powiedział z uśmiechem i mrugając okiem:
-
Tak ... tak już to kiedyś słyszałem.
-
Mówisz... - stwierdził Kurai podnosząc się. W tym momencie
neczaninowi zakręciło się w głowie i po raz kolejny poszła mu z
nosa krew.
-
Wybacz przyjacielu, musisz leżeć. - odparł Volaure kładąc
przyjaciela ponownie na kanapie, a następnie dodał: - Zadbałem,
abyś ochłonął za nim ze mną porozmawiasz.
W
ten Sachiner zakończył swoją przedłużającą się rozmowę i
wreszcie ustąpił miejsca księciu, który szybko zasiadł przed
laptopem. Tym czasem Sachiner usiadł na kanapie koło głowy
neczanina.
-
I jak fajnie trafić na kogoś znacznie bardziej stanowczego?
-
Zamknij się ... - odparł twardo Kurai odchylając głowę lekko do
tyłu.
-
Zawiodłeś mnie, myślałem, że będziesz się bronić. -
stwierdził pogardliwie Sachiner.
Na
te słowa Kurai, dotknął inkuba swoją lewą ręką, która jest
delikatnie naelektryzowana.
-
A jednak broniłeś się, ale z tego co widzę to książę dopadł
się nie tylko do Twojej mocy, ale również do energii życiowej. -
stwierdził Sachiner.
-
Co Ty nie powiesz. - odparł chłodno Kurai, zasłaniając prawą
ręką twarz i starając się powstrzymać krwotok z nosa.
-
To co potrafi wskrzeszać potrafi również zabijać ... Jednak
dobrze Ci tak, a jeszcze jakbym Cie teraz otruł to moja męczarnia z
Tobą skończyła by się. - stwierdził arogancko inkub, a następnie
wyjął coś z wewnętrznej kieszeni marynarki powiedział: - Jednak
jest urocza dama na której mi zależy, a jej na moje nieszczęście
zależy na Tobie.
W
tym momencie inkub podał neczaninowi kilka chusteczek.
-
Dzięki - odparł chłodno Kurai, zatykając chusteczkami krwawiący
nos, a następnie dodał: - Zrobiłeś to specjalnie.
-
Oczywiście, że tak ... chciałem zobaczyć czy się skusi na Twoją
energię, czy zje dopiero po załatwieniu wszelkich spraw. - odparł
złośliwie Sachiner z wrednym uśmiechem, a następnie kąśliwie
dodał: - Jak widać skusił się i notabene dzięki temu jest
normalny i przede wszystkim mi już nic nie grozi...
************
Ankara
i inni władcy z niecierpliwością czekają na wyjaśnienia
Zekereńskiego księcia, który w końcu ponownie zasiadł przed
nimi.
-
Szanowni władcy pozwólcie, że Wam wszystko wyjaśnię.... -
stwierdził Volaure z uśmiechem.
-
Na nic innego nie czekamy. - odparła delikatnie znudzona neczańska
Królowa.
-
Zatem jak wiecie zostaliśmy zaatakowani przez myśliwce oraz ciężkie
jednostki.... - stwierdził Volaure.
-
Do rzeczy. - odparł zniecierpliwiony Elinar.
-
Tak, nie chcąc tracić jednostek postanowiłem obronić swoich ludzi
jak i planetę. - powiedział książę.
-
Czyli ten wielki wybuch i fala energii to była twoja moc? - spytał
dociekliwie Ashga.
-
Owszem, ja to spowodowałem. - odparł skromnie książę, a
następnie dodał: - Następnie włączyliśmy osłony i zniknęliśmy
z galaktyki...
-
Dobra a co z kontaktem? - spytała Sansha.
-
Skutkiem ubocznym mojego ataku, oraz włączenia osłon była utrata
łączności ... potem przez cały ten czas pracowaliśmy nad nowymi
falami radiowymi, tak aby ominąć siły wroga, który nadal myśli,
że Zekeren nie istnieje ... - odpowiedział spokojnie książę.
-
Volaure to było sprytne zagranie taktyczne... jesteśmy dumni .. -
pochwalił Ashga.
-
Tego kanału, używa tylko Zekeren? - spytał Ankara.
-
Owszem Ambasadorze, to zupełnie nowy kanał który należy tylko do
nas. - odparł Volaure.
-
To dobrze, niech Chifuin i jego ludzie, myślą, że udało im się
zniszczyć Zekeren. - stwierdził Ankara.
-
Wszystko ładnie pięknie ... tylko po co ten cały cyrk! - wtrąciła
niezadowolona Sansha.
-
Wybaczcie władcy, jednak ten fortel nie udałby się, w momencie
kiedy wszyscy wiedzieliby, że to fortel. - odparł twardo książę,
a następnie dodał: - Jeśli wywołałem u Was lęk i myśleliście,
że Zekeren nie istnieje to tym bardziej wierzą w to Ambasador
Chifuin i jego ludzie.
-
Tu się zgodzimy. - odparł Ashga.
************
Wczesnym
wieczorem, w męskim obozie zaczęło mocno padać. Kiazu i robiąca
zdjęcia Rina, siedzą w przedsionku obozowej kuchni i rozmawiają z
palącym kucharzem z Konware. W tym niewielkim pomieszczeniu znajduje
się rozstawionych kilka krzeseł oraz otwarte na oścież drzwi
przez które widać błoto i padające szumiące krople deszczu.
-
Ale nudy ... nie znoszę deszczu ... - stwierdziła Kiazu.
-
Ja tam deszcz lubię, tylko moje fajki go nie lubią. - odparł
kucharz.
W
tym momencie zadzwonił telefon Riny, więc dziewczyna niewiele
myśląc zostawiła siostrze aparat i wyszła na zewnątrz, odeszła
w ustronne miejsce i odebrała. Tym czasem Kiazu odłożyła aparat
na jeden z pustych stołków, i nadal rozmawiała z Chushinem.
-
No ja czasem jestem takim szlugiem, mój ogień nie lubi deszczu. -
odparła Kiazu przeciągając się.
-
Logiczne, a o Twoim płomieniu słyszałem to i owo ... - stwierdził
Chushin.
-
Oooo co słyszałeś? - zainteresowała się Kiazu.
-
Podobnież nasz sam główny Admirał jest nim zachwycony. -
stwierdził z podziwem kucharz.
-
Książę Shebon? To już wiem. - odparła Kiazu z uśmiechem.
-
Dobrze doinformowana jesteś, ale iskrę w oczach macie wszyscy, a
ostatnio Diuna ma potencjał aby jej iskra była intensywniejsza niż
Twoja. - stwierdził Chushin.
-
Nie powiem, że nie jestem zazdrosna, ale to dobrze dla niej, bo
staje się moją rywalką a to mnie nakręca - odparła
entuzjastycznie i z determinacją Kiazu.
-
To się nazywa moc. - odparł spokojnie kucharz, a następnie dodał:
- A co z tym Waszym dowódcą? Ostatnio go nie widuję ...
-
Hmmm... ma pewną delikatną misję tu nie daleko ... nie długo
wróci ... - odparła pewnie Kiazu z uśmiechem, chociaż w jej
głowie zaczęły szaleć myśli, że może nie wrócić.
-
Rozumiem, i nie wnikam w tajemnice wojskowe ... taka wiedza mi
stanowczo wystarczy.
-
Dobre podejście, ale ja wole ciekawość.
-
Jeśli chodzi o ciekawość, potrafisz gotować?
-
Nie bardzo, coś tam prostego spokojnie ugotuję, ale do Riny mi
daleko... a co?
-
Szkoda jakbyś umiała gotować to byłabyś chyba ideałem.
-
E tam ... nie wiesz co dobre - odparła kokieteryjnie Kiazu wstając.
-
Być może ... ale dla mnie kobieta powinna gotować, aby mnie
uzupełniać.
Nagle
przemoczona, ale radosna wodna neczanka powróciła do siostry i
znajomego kucharza. Rina zaraz po wejściu do przedsionka,
entuzjastycznie rzuciła się Kiazu na szyję.
-
Łeeee .... mokra jesteś ... - stwierdziła Kiazu, obejmując
siostrę, a następnie dodała: - Co taka radosna?
-
Oni mają się dobrze! Za kilka dni wracają! - odparła Rina z
uśmiechem.
-
Naprawdę?!- odparła zaskoczona Kiazu.
-
Tak! - stwierdziła entuzjastycznie Rina.
W
tym momencie obie neczanki zaczęły radośnie skakać i cieszyć
się. W tym czasie kucharz dziwnie na nie patrzył, ale póki co nie
komentował ich zachowania. Zapewne uznał, że w ich obecnym
radosnym stanie nie ma to sensu, gdyż go nawet nie usłyszą.