"Zaginiona
zguba"
W
prowizorycznym obozie naszych bohaterów, szumiące drzewa, szemrząca
woda i wspaniałe delikatnie chłodne powietrze błogo kołyszą
neczan do snu. Błyszczące gwiazdy i długie rozmowy zapewniają
wspaniałe sny. Odpoczynek dzięki, któremu nabiorą sił przed
kolejnym ciężkim dniem, był największą nagrodą po szalonym
dniu.
Piękne
i błogie sny towarzyszyły neczanom przez całą wspaniałą i
delikatnie chłodną noc. Kiedy nastał słoneczny i sympatyczny
ranek nasi przyjaciele wstali, zjedli szybko śniadanie, zebrali obóz
i wybudowali niewielką tratwę, na której będą przemierzać,
przez głęboką wodę. Wszystko po to aby ruszyć dalej przed
zbliżającym się wielkimi krokami upałem.
Hachi
i Otachi długimi, mocnymi kijami odpychają tratwę od drzew oraz
piaszczystego dna, doskonale widocznego dzięki przejrzystej i
krystalicznej wodzie. W tym samym czasie dziewczyny moczą nogi w
przyjemnej wodzie, a Kurai siedzi po turecku z rękami opartymi o
kolana.
-
Tak to ja mogę podróżować. - stwierdziła błogo i radośnie
Diuna przeciągając się i kładąc się na tratwie.
-
Fajnie, ale nudno ... ja bym tak wiecznie nie mogła. - dodała Kiazu
łapiąca każdy prześwitujący promień słońca.
-
Cała Kiazu. - dodał Hachi.
-
Dobrze, że mamy przygody a nie siedzimy tylko w obozach. -
dopowiedział Otachi z uśmiechem.
-
Weź zwariowałabym jakbyśmy byli na stałe w jednym obozie. -
odparła Kiazu.
-
Kamraci do wioseł! - wtrącił radośnie Otachi.
-
Tak kapitanie! - odparł żartobliwie Hachi.
-
Chyba śnisz! - odparła niezadowolona Diuna.
Tym
czasem Kurai wstał, wziął trzeci kij i wiosłując, chłodno
powiedział:
-
Aye ...
W
tym momencie cała tratwa uniosła się delikatnie w górę i zaczęła
płynąć z niewiarygodną szybkością. Wkrótce okazało się, że
niewielkie stado Aihe płynąc w koło neczan, radośnie popycha,
rozkołysaną tratwę.
-
Ahoj Kamraci! Ku przygodzie! - kontynuował radośnie Otachi,
sterując tratwą.
-
Weeeeeee! - dodała z ekscytacją Kiazu stając na przodzie tratwy.
************
Jeden
z prowizorycznych, neczańskich obozów w którym wśród namiotów i
krzątających się wojskowych, stoi wspaniały, niesamowity i
masywny samochód pomalowany w czarno-szare moro. Na pierwszy rzut
oka jest to szeroki i potężny samochód terenowy bez dachu, jednak
po chwili okazuje się, że auto jest wspaniałym połączeniem
luksusowego samochodu osobowego
i terenowego czy jest autem typu "SUV" tyle, że
jednocześnie jest kabrioletem. Po dłuższej chwili z jednego z
większych namiotów wyszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna,
ubrany w oficerski mundur najwyższego stopnia oraz o wspaniałych
krótkich rudych włosach. Tuż za neczańskim generałem wyszli jego
dwaj wierni kapitanowie. Wkrótce oficerowie podeszli do wspaniałego
auta i zaczęli rozmawiać.
-
Ile jeszcze mamy obozów? - spytał nagle generał zdejmując swoją
rogatywkę i rzucając ją na tylne siedzenie auta, jednocześnie
przeczesując swoje rude włosy.
-
Będzie z 50... - odparł Moyoshi przeglądając coś na tablecie.
-
Wspaniale. - odparł Rudy przewracając oczami, a następnie dodał:
- Dobra idźcie po nasze rzeczy, a ja idę się przejechać.
-
Tak jest. - stwierdził Amis oddając kluczyki do auta.
Po
tych słowach kapitanowie udali się do jednego z namiotów, a
neczański generał zdjął marynarkę, położył ją na tylnym
siedzeniu i usiadł za kierownicą auta.
************
Po
długiej i wspaniałej, wesołej i szalonej podróży tratwą
neczanie dotarli tuż pod wysokie skaliste góry, których kamienne
ciemne, szare szczyty schowane były w spaniałych, delikatnych
szaro-białych chmurach.
-
Whoaaaa ...co za widok! - stwierdziła z wielkim podziwem i
niedowierzaniem Diuna.
-
Zajebiste miejsce! - dodała entuzjastycznie Kiazu z determinacją w
głosie.
-
Fantastyczne miejsce ... - dopowiedziała zachwycona Rina, robiąc
zdjęcia.
-
Ekstra miejsce! - dodał radośnie Otachi, a po chwili stukając
kijem w skałę, dopowiedział: - Ale to oznacza koniec naszej
kozackiej podróży.
-
Bro teraz czeka nas kozacka wspinaczka. - stwierdził Hachi patrząc
na masywne góry.
-
Będzie ostra jazda. - stwierdził Otachi.
-
I bardzo dobrze. - dodała Kiazu z uśmiechem.
-
A nie ma jakieś łatwiejszej drogi? - spytała Diuna.
Na
te słowa Hachi wyjął swoją mapę, a Kurai chłodno powiedział:
-
Wątpię ...
-
Hmmm... jakaś droga jest dopiero w połowie wysokości tych gór, a
do niej niestety prowadzi jedynie wspinaczka. - odparł Hachi
studiując mapę.
-
CZAD! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
Dajemy czadu! - dopowiedział radośnie Otachi.
-
Heh ... świetnie ... - stwierdziła Diuna, przewracając oczami.
-
Otachi stwórz długą linę... - wtrącił chłodno Kurai.
-
Luz Ziom! - odparł Otachi zabierając się do pracy i tworząc linę
z kul.
-
Hachi idziesz pierwszy ... - kontynuował elektryczny neczanin.
-
Tak jest Ziom! - odpowiedział Hachi.
-
W drugim rzędzie idzie Kiazu, Otachi i ja, natomiast dalej Rina, a
na końcu Diuna. - dopowiedział twardo Kurai.
-
Spoko! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
-
Ej!! ... to totalnie bez sensu ... nie potrzebujemy aż takiej
asekuracji ... przecież nie jesteśmy już dziećmi ... - narzekała
Diuna.
-
Być może, jednak nie mam zamiaru zbierać Twoich zwłok z dna
rzeki. - odparł chłodno Kurai.
-
Diuna, nawet nie próbuj pyskować i wiąż w sobie linę w koło
pasa... - dodała twardo Kiazu.
-
Ale .... - próbowała zaprotestować psychiczna neczanka.
-
Nie ma ale! Przygoda czeka! - wtrącił Hachi wspinając się.
************
We
wnętrzu pewnego namiotu Amis i Moyoshi skończyli już pakować
rzeczy i teraz siedząc na wysokim łóżku, grając w karty czekają
na powrót przełożonego. W ten do namiotu wszedł neczański
generał.
-
Szybko wróciłeś, zwykle zajmuje Ci to dłużej... - stwierdził
automatycznie Amis.
-
Ha ha ... pośmialiśmy i było bardzo śmiesznie a teraz go
oddajcie. - stwierdził chłodno Rudy.
-
Ale co? - spytał Moyoshi.
-
Chłopaki, słuchajcie nie mam nastroju na żarty, oddajcie mi
akumulator, przejadę się i ruszymy dalej. - odparł chłodno
generał.
-
Stary, przecież akumulator jest w aucie, pod maską. - stwierdził
pewnie Amis.
-
Hmm... tak zwykle tam znajduje się akumulator, jednak tym razem go
tam nie ma... - stwierdził Rudy.
-
Jak to nie ma? - spytał Moyoshi.
-
No nie ma, auto było zamknięte, nie ma śladów włamania a
akumulator znikł. - kontynuował generał, a następnie dodał: -
Więc bądźcie tak mili i oddajcie mi akumulator.
-
Problem w tym, że my go nie mamy. - stwierdził Moyoshi.
-
Słuchajcie to naprawdę było śmieszne, ale chciałbym już
odzyskać akumulator. - kontynuował Rudy przecierając oczy.
-
Słuchaj, chętnie byśmy to zrobili ale go nie mamy ... - odparł
Amis.
-
W takim układzie inaczej go znajdę. - odparł generał z
determinacją w głosie.
Na
te słowa kapitanowie zaniemówili i robiąc ogromne oczy, z trudem
przełykali ślinę.
************
Masywny,
szary i nieprzyjazny górski szczyt, wręcz tonie w ponurych, gęstych
chmurach w kolorze antracytowej szarości, które zapewne niosą ze
sobą zmianę pogody. Gdzieś na pionowej ścianie, góry neczanie
dzielnie wspinają się do góry, zmagając się z zimnym i silnym
wiatrem, który pomału zaczyna dawać się we znaki.
-
Otachi weź coś zrób z tym wiatrem bo zimno! - narzekała Diuna
delikatnie się kuląc.
-
Ciesz się, że nasze ubrania są wstanie wytrzymać spore zimno! -
odparł Hachi.
-
Taaa... ciesze ciesze się ale i tak zimno! - kontynuowała Diuna.
-
Kiazu, ogrzejesz trochę mój ciepły wiatr? Wtedy szybciej się
ogrzejemy... - wtrącił Otachi.
-
Pewnie! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
Po
tych słowach oboje szynko zaczęli działać. Otachi przywołał
sympatyczny, delikatny i kojący wiatr, który czule otulił cały
oddział. Po chwili ognista neczanka przywołała delikatne
czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie, które bez trudy idealnie
połączyły się z mocą jej brata, dzięki temu wkrótce wszystkim
zrobiło się przyjemnie ciepło.
-
Dzięki. - stwierdziła z ulgą Diuna, a następnie dodała: - Hachi
daleko jeszcze?
-
Daleko... - odparł Hachi, wchodząc w gęstą mgle, a właściwie
znikając we mgle.
Po
paru chwilach już wszyscy, prócz psychicznej neczanki zniknęli w
niezwykłej mgle.
-
Będziemy szli do jutra.. - dodał Otachi.
-
Bro do jutra? Co najmniej do pojutrza. - dopowiedział Hachi.
-
Haha ... ja na serio pytam... - odparła Diuna wchodząc w mgłę.
W
tym momencie okazało się że gęsta mgła wyznaczała granicę
między pionową ścianą, a ścieżką, na którą neczanie mieli
się dostać. Zaskoczona Diuna z niedowierzaniem patrzyła na
śmiejące się, rozwiązane już, rodzeństwo stojące na
kamienno-piaszczystej drodze.
-
Dobrze się bawicie? - spytała Diuna otrzepując się.
-
Oczywiście, że tak. - odpowiedział Hachi, szczerząc kły.
-
Hachi gdzie teraz? - spytał Twardo Kurai.
-
Już Ci mówię Ziom. - odpowiedział automatycznie Hachi wyciągając
mapę, a następnie po chwili ciszy dodał: - Hmmm.... musimy iść
tą drogą w prawo, a na następnym rozwidleniu w górę.
-
Prowadź. - odparł chłodno Kurai.
-
Jasne Ziom. - stwierdził Hachi ruszając do przodu i ciągnąć
Otachiego za sobą.
-
Hmm... jakoś szybko dzisiaj odpuszczacie ... - stwierdziła Diuna
doganiając braci.
-
Dzisiaj mu odpuszczamy. - stwierdził Hachi.
-
Niby czemu? - spytała Diuna.
-
Widzisz te chmury? - odparł Hachi.
-
Tak i co z tego? Chmury jak chmury ... - stwierdziła Diuna.
-
One plus ten zimny wiatr zwiastują burze śnieżną ... - wtrącił
Otachi.
-
Więc lepiej jak najszybciej znaleźć się w wiosce ... - odparła
Diuna.
-
Dokładnie... - odparł Hachi, a następnie, z uśmiechem dodał: -
Ale nie przejmuj się jeszcze Ci dopieczemy.
-
Haha ... tak jasne ... żebym to ja nie dopiekła Wam ... - odparła
Diuna.
-
Wyzwanie przyjęte! - odparli zgodnie bracia z uśmiechem.
************
Zaśnieżony
las iglasty z dużą ilością kamieni, skał i lodu, w którym mimo
zachmurzonego nieba jest stosunkowo jasno. Tym niesamowitym i
niedostępnym terenem podążają dwa duże psowate stworzenia, o
masywnych i długich łapach oraz nie dużych zaokrąglonych uszach.
Jeden zwierzak ma lśniąca kremowo-białą sierść o przyjemnym
delikatnie szarym odcieniu, natomiast drugi jest w czarny z
grafitowymi refleksami. Oba psowate mają cudowne oczy w kolorze
zielonego szkła i radośnie hasają po śnieżnych terenach. Nagle
oba stworzenia zaprzestały zabawy i nerwowo zaczęły węszyć
powietrze, wypuszczając delikatną biało-szarą parę z nozdrzy. W
ten zwierzęta przebiegły kawałek i ukrywając się w krzakach
zaczęły uważnie i czujnie obserwować teren.
************
W
niedużym bagnie, tuż przy brzegu w płytkiej i zimnej wodzie, na
plecach leży praktycznie cały neczański obóz, w pełnym
umundurowaniu. Wszyscy trzymają się rękami ogromnej ciemnej kłody
i na komendę przechadzającego się generała podnoszą nogi do
góry, aż do pozycji świecy (bez unoszenia bioder), a następnie na
kolejną komendę opuszczają nogi. Wśród tych wymęczonych już
wojskowi, znajdują się nawet dwaj zaufani kapitanowie dowódcy.
-
I raz ... - stwierdził Rudy, a następnie po dłuższej chwili ciszy
stwierdził: - Dwa ...
Wszyscy
bez bez protestowania i nie zważając na straszliwe zmęczenie i
ból, który już towarzyszy mięśniom na tym etapie kary,
posłusznie wykonują rozkazy.
-
I raz ... - ponowił twardo generał, a po chwili dodał: - Czy
akumulator od mojego auta odnalazł się?
Jednak
dowódca nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż
zapanowała cisza, przerywana jedynie przez jęki z przenikliwego
bólu. Generał nie przejmując się cierpieniem swoich ludzi
kontynuował dalej:
-
Jesteście pewni, że się nie odnalazł? ...
-
Tak... - odparli zgodnie wojskowi.
-
Nie słyszę. - stwierdził Rudy
-
TAK PANIE GENERALE! - wykrzyknęli, z dużym trudem wojskowi.
-
NIEEE! - rozległ się nagle rozpaczliwy krzyk.
-
A to ciekawe ... - stwierdził Rudy pod nosem następnie głośno
dodał: - Dwa...
Na
te słowa cały oddział ponownie opuścił nogi, a generał
stanowczo spytał:
-
Kto krzyknął nie?
-
Ja, panie generale ... - odparł ledwo żywy wojskowy, z trudem
podnosząc rękę.
-
Dobra masz 5 minut aby go tutaj przynieść. - odparł twardo Rudy.
-
Ale panie generale .. - protestował żołnierz.
-
Żadnych "ale" masz 5 minut od tej chwili i ani sekundy
dłużej, więc rusz się bo twój czas nieubłaganie płynie. -
odparł Rudy.
Na
te słowa jeden z wojskowych szeregowców, w mgnieniu oka podniósł
się i w bardzo szybko gdzieś pobiegł.