poniedziałek, 16 maja 2016

Epizod 193



"Zaginiona zguba"

W prowizorycznym obozie naszych bohaterów, szumiące drzewa, szemrząca woda i wspaniałe delikatnie chłodne powietrze błogo kołyszą neczan do snu. Błyszczące gwiazdy i długie rozmowy zapewniają wspaniałe sny. Odpoczynek dzięki, któremu nabiorą sił przed kolejnym ciężkim dniem, był największą nagrodą po szalonym dniu.
Piękne i błogie sny towarzyszyły neczanom przez całą wspaniałą i delikatnie chłodną noc. Kiedy nastał słoneczny i sympatyczny ranek nasi przyjaciele wstali, zjedli szybko śniadanie, zebrali obóz i wybudowali niewielką tratwę, na której będą przemierzać, przez głęboką wodę. Wszystko po to aby ruszyć dalej przed zbliżającym się wielkimi krokami upałem.
Hachi i Otachi długimi, mocnymi kijami odpychają tratwę od drzew oraz piaszczystego dna, doskonale widocznego dzięki przejrzystej i krystalicznej wodzie. W tym samym czasie dziewczyny moczą nogi w przyjemnej wodzie, a Kurai siedzi po turecku z rękami opartymi o kolana.
- Tak to ja mogę podróżować. - stwierdziła błogo i radośnie Diuna przeciągając się i kładąc się na tratwie.
- Fajnie, ale nudno ... ja bym tak wiecznie nie mogła. - dodała Kiazu łapiąca każdy prześwitujący promień słońca.
- Cała Kiazu. - dodał Hachi.
- Dobrze, że mamy przygody a nie siedzimy tylko w obozach. - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Weź zwariowałabym jakbyśmy byli na stałe w jednym obozie. - odparła Kiazu.
- Kamraci do wioseł! - wtrącił radośnie Otachi.
- Tak kapitanie! - odparł żartobliwie Hachi.
- Chyba śnisz! - odparła niezadowolona Diuna.
Tym czasem Kurai wstał, wziął trzeci kij i wiosłując, chłodno powiedział:
- Aye ...
W tym momencie cała tratwa uniosła się delikatnie w górę i zaczęła płynąć z niewiarygodną szybkością. Wkrótce okazało się, że niewielkie stado Aihe płynąc w koło neczan, radośnie popycha, rozkołysaną tratwę.
- Ahoj Kamraci! Ku przygodzie! - kontynuował radośnie Otachi, sterując tratwą.
- Weeeeeee! - dodała z ekscytacją Kiazu stając na przodzie tratwy.

************
Jeden z prowizorycznych, neczańskich obozów w którym wśród namiotów i krzątających się wojskowych, stoi wspaniały, niesamowity i masywny samochód pomalowany w czarno-szare moro. Na pierwszy rzut oka jest to szeroki i potężny samochód terenowy bez dachu, jednak po chwili okazuje się, że auto jest wspaniałym połączeniem luksusowego samochodu osobowego i terenowego czy jest autem typu "SUV" tyle, że jednocześnie jest kabrioletem. Po dłuższej chwili z jednego z większych namiotów wyszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w oficerski mundur najwyższego stopnia oraz o wspaniałych krótkich rudych włosach. Tuż za neczańskim generałem wyszli jego dwaj wierni kapitanowie. Wkrótce oficerowie podeszli do wspaniałego auta i zaczęli rozmawiać.
- Ile jeszcze mamy obozów? - spytał nagle generał zdejmując swoją rogatywkę i rzucając ją na tylne siedzenie auta, jednocześnie przeczesując swoje rude włosy.
- Będzie z 50... - odparł Moyoshi przeglądając coś na tablecie.
- Wspaniale. - odparł Rudy przewracając oczami, a następnie dodał: - Dobra idźcie po nasze rzeczy, a ja idę się przejechać.
- Tak jest. - stwierdził Amis oddając kluczyki do auta.

Po tych słowach kapitanowie udali się do jednego z namiotów, a neczański generał zdjął marynarkę, położył ją na tylnym siedzeniu i usiadł za kierownicą auta.


************
Po długiej i wspaniałej, wesołej i szalonej podróży tratwą neczanie dotarli tuż pod wysokie skaliste góry, których kamienne ciemne, szare szczyty schowane były w spaniałych, delikatnych szaro-białych chmurach.
- Whoaaaa ...co za widok! - stwierdziła z wielkim podziwem i niedowierzaniem Diuna.
- Zajebiste miejsce! - dodała entuzjastycznie Kiazu z determinacją w głosie.
- Fantastyczne miejsce ... - dopowiedziała zachwycona Rina, robiąc zdjęcia.
- Ekstra miejsce! - dodał radośnie Otachi, a po chwili stukając kijem w skałę, dopowiedział: - Ale to oznacza koniec naszej kozackiej podróży.
- Bro teraz czeka nas kozacka wspinaczka. - stwierdził Hachi patrząc na masywne góry.
- Będzie ostra jazda. - stwierdził Otachi.
- I bardzo dobrze. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- A nie ma jakieś łatwiejszej drogi? - spytała Diuna.
Na te słowa Hachi wyjął swoją mapę, a Kurai chłodno powiedział:
- Wątpię ...
- Hmmm... jakaś droga jest dopiero w połowie wysokości tych gór, a do niej niestety prowadzi jedynie wspinaczka. - odparł Hachi studiując mapę.
- CZAD! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Dajemy czadu! - dopowiedział radośnie Otachi.
- Heh ... świetnie ... - stwierdziła Diuna, przewracając oczami.
- Otachi stwórz długą linę... - wtrącił chłodno Kurai.
- Luz Ziom! - odparł Otachi zabierając się do pracy i tworząc linę z kul.
- Hachi idziesz pierwszy ... - kontynuował elektryczny neczanin.
- Tak jest Ziom! - odpowiedział Hachi.
- W drugim rzędzie idzie Kiazu, Otachi i ja, natomiast dalej Rina, a na końcu Diuna. - dopowiedział twardo Kurai.
- Spoko! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Ej!! ... to totalnie bez sensu ... nie potrzebujemy aż takiej asekuracji ... przecież nie jesteśmy już dziećmi ... - narzekała Diuna.
- Być może, jednak nie mam zamiaru zbierać Twoich zwłok z dna rzeki. - odparł chłodno Kurai.
- Diuna, nawet nie próbuj pyskować i wiąż w sobie linę w koło pasa... - dodała twardo Kiazu.
- Ale .... - próbowała zaprotestować psychiczna neczanka.
- Nie ma ale! Przygoda czeka! - wtrącił Hachi wspinając się.

************

We wnętrzu pewnego namiotu Amis i Moyoshi skończyli już pakować rzeczy i teraz siedząc na wysokim łóżku, grając w karty czekają na powrót przełożonego. W ten do namiotu wszedł neczański generał.
- Szybko wróciłeś, zwykle zajmuje Ci to dłużej... - stwierdził automatycznie Amis.
- Ha ha ... pośmialiśmy i było bardzo śmiesznie a teraz go oddajcie. - stwierdził chłodno Rudy.
- Ale co? - spytał Moyoshi.
- Chłopaki, słuchajcie nie mam nastroju na żarty, oddajcie mi akumulator, przejadę się i ruszymy dalej. - odparł chłodno generał.
- Stary, przecież akumulator jest w aucie, pod maską. - stwierdził pewnie Amis.
- Hmm... tak zwykle tam znajduje się akumulator, jednak tym razem go tam nie ma... - stwierdził Rudy.
- Jak to nie ma? - spytał Moyoshi.
- No nie ma, auto było zamknięte, nie ma śladów włamania a akumulator znikł. - kontynuował generał, a następnie dodał: - Więc bądźcie tak mili i oddajcie mi akumulator.
- Problem w tym, że my go nie mamy. - stwierdził Moyoshi.
- Słuchajcie to naprawdę było śmieszne, ale chciałbym już odzyskać akumulator. - kontynuował Rudy przecierając oczy.
- Słuchaj, chętnie byśmy to zrobili ale go nie mamy ... - odparł Amis.
- W takim układzie inaczej go znajdę. - odparł generał z determinacją w głosie.
Na te słowa kapitanowie zaniemówili i robiąc ogromne oczy, z trudem przełykali ślinę.

************
Masywny, szary i nieprzyjazny górski szczyt, wręcz tonie w ponurych, gęstych chmurach w kolorze antracytowej szarości, które zapewne niosą ze sobą zmianę pogody. Gdzieś na pionowej ścianie, góry neczanie dzielnie wspinają się do góry, zmagając się z zimnym i silnym wiatrem, który pomału zaczyna dawać się we znaki.
- Otachi weź coś zrób z tym wiatrem bo zimno! - narzekała Diuna delikatnie się kuląc.
- Ciesz się, że nasze ubrania są wstanie wytrzymać spore zimno! - odparł Hachi.
- Taaa... ciesze ciesze się ale i tak zimno! - kontynuowała Diuna.
- Kiazu, ogrzejesz trochę mój ciepły wiatr? Wtedy szybciej się ogrzejemy... - wtrącił Otachi.
- Pewnie! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
Po tych słowach oboje szynko zaczęli działać. Otachi przywołał sympatyczny, delikatny i kojący wiatr, który czule otulił cały oddział. Po chwili ognista neczanka przywołała delikatne czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie, które bez trudy idealnie połączyły się z mocą jej brata, dzięki temu wkrótce wszystkim zrobiło się przyjemnie ciepło.
- Dzięki. - stwierdziła z ulgą Diuna, a następnie dodała: - Hachi daleko jeszcze?
- Daleko... - odparł Hachi, wchodząc w gęstą mgle, a właściwie znikając we mgle.
Po paru chwilach już wszyscy, prócz psychicznej neczanki zniknęli w niezwykłej mgle.
- Będziemy szli do jutra.. - dodał Otachi.
- Bro do jutra? Co najmniej do pojutrza. - dopowiedział Hachi.
- Haha ... ja na serio pytam... - odparła Diuna wchodząc w mgłę.
W tym momencie okazało się że gęsta mgła wyznaczała granicę między pionową ścianą, a ścieżką, na którą neczanie mieli się dostać. Zaskoczona Diuna z niedowierzaniem patrzyła na śmiejące się, rozwiązane już, rodzeństwo stojące na kamienno-piaszczystej drodze.
- Dobrze się bawicie? - spytała Diuna otrzepując się.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział Hachi, szczerząc kły.
- Hachi gdzie teraz? - spytał Twardo Kurai.
- Już Ci mówię Ziom. - odpowiedział automatycznie Hachi wyciągając mapę, a następnie po chwili ciszy dodał: - Hmmm.... musimy iść tą drogą w prawo, a na następnym rozwidleniu w górę.
- Prowadź. - odparł chłodno Kurai.
- Jasne Ziom. - stwierdził Hachi ruszając do przodu i ciągnąć Otachiego za sobą.
- Hmm... jakoś szybko dzisiaj odpuszczacie ... - stwierdziła Diuna doganiając braci.
- Dzisiaj mu odpuszczamy. - stwierdził Hachi.
- Niby czemu? - spytała Diuna.
- Widzisz te chmury? - odparł Hachi.
- Tak i co z tego? Chmury jak chmury ... - stwierdziła Diuna.
- One plus ten zimny wiatr zwiastują burze śnieżną ... - wtrącił Otachi.
- Więc lepiej jak najszybciej znaleźć się w wiosce ... - odparła Diuna.
- Dokładnie... - odparł Hachi, a następnie, z uśmiechem dodał: - Ale nie przejmuj się jeszcze Ci dopieczemy.
- Haha ... tak jasne ... żebym to ja nie dopiekła Wam ... - odparła Diuna.
- Wyzwanie przyjęte! - odparli zgodnie bracia z uśmiechem.

************
Zaśnieżony las iglasty z dużą ilością kamieni, skał i lodu, w którym mimo zachmurzonego nieba jest stosunkowo jasno. Tym niesamowitym i niedostępnym terenem podążają dwa duże psowate stworzenia, o masywnych i długich łapach oraz nie dużych zaokrąglonych uszach. Jeden zwierzak ma lśniąca kremowo-białą sierść o przyjemnym delikatnie szarym odcieniu, natomiast drugi jest w czarny z grafitowymi refleksami. Oba psowate mają cudowne oczy w kolorze zielonego szkła i radośnie hasają po śnieżnych terenach. Nagle oba stworzenia zaprzestały zabawy i nerwowo zaczęły węszyć powietrze, wypuszczając delikatną biało-szarą parę z nozdrzy. W ten zwierzęta przebiegły kawałek i ukrywając się w krzakach zaczęły uważnie i czujnie obserwować teren.

************
W niedużym bagnie, tuż przy brzegu w płytkiej i zimnej wodzie, na plecach leży praktycznie cały neczański obóz, w pełnym umundurowaniu. Wszyscy trzymają się rękami ogromnej ciemnej kłody i na komendę przechadzającego się generała podnoszą nogi do góry, aż do pozycji świecy (bez unoszenia bioder), a następnie na kolejną komendę opuszczają nogi. Wśród tych wymęczonych już wojskowi, znajdują się nawet dwaj zaufani kapitanowie dowódcy.
- I raz ... - stwierdził Rudy, a następnie po dłuższej chwili ciszy stwierdził: - Dwa ...
Wszyscy bez bez protestowania i nie zważając na straszliwe zmęczenie i ból, który już towarzyszy mięśniom na tym etapie kary, posłusznie wykonują rozkazy.
- I raz ... - ponowił twardo generał, a po chwili dodał: - Czy akumulator od mojego auta odnalazł się?
Jednak dowódca nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż zapanowała cisza, przerywana jedynie przez jęki z przenikliwego bólu. Generał nie przejmując się cierpieniem swoich ludzi kontynuował dalej:
- Jesteście pewni, że się nie odnalazł? ...
- Tak... - odparli zgodnie wojskowi.
- Nie słyszę. - stwierdził Rudy
- TAK PANIE GENERALE! - wykrzyknęli, z dużym trudem wojskowi.
- NIEEE! - rozległ się nagle rozpaczliwy krzyk.
- A to ciekawe ... - stwierdził Rudy pod nosem następnie głośno dodał: - Dwa...
Na te słowa cały oddział ponownie opuścił nogi, a generał stanowczo spytał:
- Kto krzyknął nie?
- Ja, panie generale ... - odparł ledwo żywy wojskowy, z trudem podnosząc rękę.
- Dobra masz 5 minut aby go tutaj przynieść. - odparł twardo Rudy.
- Ale panie generale .. - protestował żołnierz.
- Żadnych "ale" masz 5 minut od tej chwili i ani sekundy dłużej, więc rusz się bo twój czas nieubłaganie płynie. - odparł Rudy.
Na te słowa jeden z wojskowych szeregowców, w mgnieniu oka podniósł się i w bardzo szybko gdzieś pobiegł.