"Przygoda
w strugach deszczu"
Deszczowy,
ponury, bardzo wczesny ranek, w którym to ciemna noc jeszcze gości
na niebie, a słońce jeszcze smacznie śpi. Prócz tej wczesnej
pory, szumiący wiatr i nierytmiczne krople deszczu,sprawiają, że
nikomu nie chciałoby się wychodzić z ciepłego przyjemnego łóżka.
Jednak nasi bohaterowie są już nogach, a nawet zebrali już całe
obozowisko i są gotowi do drogi. W ten do obóz powrócił spokojny
jak zawsze Kurai, spokojna Rina idąca obok ukochanego, oraz
ciekawska Kiazu skacząca koło elektrycznego neczanina, która
dociekliwie wypytywała o nową misję.
-
O już jesteście. - stwierdził zaskoczony Hachi.
-
Ziom obóz zebrany a my gotowi do drogi. - dodał entuzjastycznie
Otachi, a następnie dociekliwie dodał: - Powiesz nam co to za
misja?
-
I dlaczego o tej godzinie? - dodała Diuna.
-
Po kolei... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: -
Dostaliśmy misję od samego strażnika biblioteki ksiąg zakazanych
....
-
Od Tirhugentoshokan'a? - spytała z niedowierzaniem zaspana Diuna.
-
Owszem, właśnie od niego. - odparł chłodno Kurai.
-
Mamy zdobyć dla niego jakąś książkę czy co? - spytała
delikatnie rozczarowana Kiazu.
-
Nie, na Twoje szczęście coś bardziej ciekawego. - odparł
elektryczny neczanin.
-
No dalej Ziom, nie trzymaj nas w tej niepewności! - wtrącił
niecierpliwie Hachi.
-
Nasza misją, będzie odnalezienie pewnego stworzenia zwanego Kylan
- odparł chłodno Kurai.
-
Mamy znaleźć jakiegoś psa czy kota? Tirhugentoshokan
nie może go szukać sam? - stwierdziła niezadowolona Diuna.
-
Zawiodłam się. - dała rozczarowana Kiazu.
-
Ziom naprawdę? - dopowiedział z niedowierzaniem Hachi.
-
Kylan to chyba nazwa mistycznego stworzenia ... który, jest symbolem
łaski, harmonii, wiedzy i umysłu ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
-
Dokładnie... widzicie Tirhugentoshokan, miał jedno takie
stworzenie w domu, jednak któregoś dnia ono znikło i według
strażnika znajduje się ono nie daleko w "pustynnym lesie".
- odparł Kurai.
W
tym momencie Hachi wyjął swoją mapę i z uwagą, zaczął szukać
miejsce wskazanego przez przyjaciela. Natomiast Diuna spytała:
-
Ponawiam pytanie, to dlaczego sam po niego nie pójdzie?
-
Ponieważ jego Kylan nie odpowiada na wezwania, a to oznacza, że
albo coś sobie zrobił i po prostu utknął ...
-
Albo ktoś go uprowadził! - wtrąciła z nadzieją Kiazu,
przerywając Kurai'owi wypowiedź.
-
Owszem ... - potwierdził elektryczny neczanin.
-
Ziom rzeczywiście ten las mamy po drodze i to nawet nie daleko. -
wtrącił Hachi.
-
To na co czekamy? RUSZAJMY! - Stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
Chwila, a czemu to stworzenie jest takie ważne? - spytała Diuna.
-
W niepowołanych rękach stworzenie to może stać się symbolem
zagłady. - odparł Kurai.
-
No dobra, a jak je rozpoznamy? - kontynuowała Diuna.
-
Bez trudy. - stwierdził chłodno Kurai odchodząc, a następnie
twardo dodał: - Hachi prowadź...
- Jasne Ziom! To dla mnie przyjemność. - odparł ochoczo Hachi.
- Jasne Ziom! To dla mnie przyjemność. - odparł ochoczo Hachi.
-
Rina a Ty co mi powiesz? - spytała Diuna.
-
Niewiele ... tylko o nich czytałam w książkach Hetto ... ale
niestety nie widziałam żadnego zdjęcia tej bestii ... - odparła
speszona Rina.
-
Świetnie ...- odparła Diuna przewracając oczami.
-
Oj nie marudź! Czeka nas fajna zabawa! - stwierdziła energicznie
Kiazu.
************
-
Panie... - stwierdził pokornie Damu, podchodząc do władcy.
-
Oby to było ważne... - odparł spokojnie Chifuin zażywający
leczniczej kąpieli w gorącym źródle, znajdującym się w masywnej
kamiennej komnacie.
-
Panie nasz zwiad doniósł, ze na chwilę obecną w Ineeveńkim
obozie nie ma maszyn bojowych.
-
JAK TO NIE MA? Jak to w fabryce maszyn nie ma maszyn?
-
Spokojnie Panie, możliwe, że jeszcze ich nie wyprodukowali, albo
zostały nie dawno odebrane....
-
Jak śmiesz przynosić mi takie złe wieści!? - odparł twardo
Chifuin, a następnie dodał: - Trudno, w takim układzie zatrzymaj
Darkarila w pałacu, gdyż atak jego szaleńczego oddziału nie ma
zupełnie sensu, niech zgromadzą materiały na nowe maszyny, a wtedy
przeprowadzimy atak i zabierzemy wszystko.
-
Z całym szacunkiem Panie .... Tyle można zrobić teraz.
-
Damu, przecież jak ten nieokrzesaniec wpadnie teraz do obozu to nie
będziemy mieli ani maszyn ani mechaników. - odparł spokojnie
Ambasador, a potem szybko dodał: - Darkaril jest świetną bronią,
ale źle prowadzony wyrządzi więcej szkód niż pożytku, a jego
wściekłość będzie dla nas niezwykle szkodliwa i nie opłacalna.
-
W takim układzie jakie są dla mnie rozkazy?
-
Monitoruj obozowisko maszyn i w odpowiednim momencie wyślij tam
Darkarila i jego ludzi, a póki co załatw mu godną rozrywkę, bo
jeszcze rozniesie mi pałac.
-
Tak Panie, Jak sobie życzysz. - odparł pokornie generał delikatnie
się kłaniając.
************
Piaszczysta,
pomarańczowo-brązowa pustynia, z nielicznymi samotnymi drzewami.
Cześć z tych drzew jest sucha, wyschnięta i zupełnie bez życia,
a pozostała część ma jeszcze rzadkie zielone korony. Neczanie
stoją na skraju tej niezwykłej pustyni i gęstego zielonego lasu i
pijąc wodę, rozmawiają.
-
Hmmm... ni jak nie przypomina to lasu ... - stwierdziła z pogardą
Diuna.
-
Być może, ale to miejsce nazywa się "pustynnym lasem" -
odparł dumnie Hachi.
-Dobra
niech będzie ... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie
dodała: - Dobra to może w końcu dowiem się czego szukamy?
-
Kylan - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem.
-
Ej ... bycie złośliwą to moja działka. - stwierdziła Diuna.
-
Kylan to najczęściej stworzenie z głową
smoka, rogami jelenia, których w sumie może mieć od jednego aż do
czterech, kopytami i uszami sarny, oraz ogonem lisa. - wtrącił
chłodno Kurai.
-
To raczej spory zwierzak., więc nie będzie problemu - stwierdził
radośnie Hachi.
-
Super ... dobrze, że to nie jakaś mrówka by by nam chyba życia
zabrakło na szukanie go ... - narzekała Diuna.
-
Spokojnie z pewnością go dostrzeżesz ... - stwierdził Kurai.
-
Taaa... z pewnością ... - odparła Diuna przewracając oczami, a
następnie dodała: - No to ruszajmy ...
-
Nie tak szybko ... - odparł chłodno Kurai.
-
Ej ... Diuna dobrze mówi czas ruszać. - wtrąciła Kiazu.
-
Mi pachnie to pułapką ... - dodał Hachi.
-
Dokładnie. - stwierdził Kurai.
-
Ziom, zakładam, że masz dobry plan. - odparł Otachi z uśmiechem.
-
Oj nie przesadzacie Wy trochę? - stwierdziła Kiazu.
-
Popieram, to stworzenie pewnie tylko uciekło i zgubiło się w tym
szalonym świecie...- dodała Diuna.
-
To prawdopodobne, ale chyba lepiej się przygotować na wszystko. -
odparł Hachi.
-
Przezorny zawsze ubezpieczony czy coś takiego... - dopowiedział
Otachi z uśmiechem.
-
Mniejsza o większość. - stwierdził chłodno Kurai.
-Ale
... - protestowała Kiazu.
-
Nie ma "Ale" czas zacząć działać. - powiedział twardo
Kurai, a następnie dodał: - Hachi, pokaż mapę.
-
Jasne Ziom. - stwierdził radośnie Hachi, rozkładając mapę, a po
chwili powiedział: - Zobaczcie, ta leśna pustynia jest całkiem
spora ... w sumie według mapy nie ma tu żadnych jaskiń ani gęstych
drzew ani gór ani skał ...
-
Jak przystało na pustynie, jest jałowo ... i zero miejsca na
pułapki i strategie - dodała Diuna.
-
Oj nie marudź, bo jak to robisz to coraz bardziej leje .. - odparł
Hachi.
-
Wydaje Ci się, nie mam z nim nic wspólnego ... - stwierdziła
Diuna.
************
W
innej części Sekai Dagaal, w jednym z nocnych lasów, daleko od
wszystkiego i głęboko na terytorium niczyim, znajduje się samotny
obóz tymczasowy, składający się jedynie z kilku dobrze ukrytych
namiotów. W ich pobliżu co prawda pali się nie duże, jaskrawe
ognisko, ale same namioty są poza jego zasięgiem i tym samym
pozostają w mrocznym cieniu jeszcze trwającej nocy. W tym spokojnym
miejscu przy palenisku zasiada nieznajomy młodzieniec, skąpany w
blasku ognia, o prawdopodobnie ciemnych włosach, ubrany w klasyczny
neczański mundur. Delikatnie szumiący wiatr, łamie ciszę w tym
nienaturalnie cichym, mrocznym lesie. W ten niczego nie świadoma
głowa młodzieńca upadła na ziemię i potoczyła się w kierunku
ognia, a zakrwawione ciało bezwładnie upadło na ziemie. Nie minęła
nawet chwila a cały obóz stał już w płomieniach, a oprawcy
zniknęli, zanim blask ognia mógłby ich zdradzić. Wkrótce
rozległy się przeraźliwe, głośne i niekontrolowane krzyki kilku
płonących żywcem osób. Jednak wrzaski przebadały gdzieś w
głuchej i nieznanej ciszy, a co za tym idzie nikt ich nie
usłyszał....
************
Kiazu,
Diuna, Hachi, Otachi i Rina, skąpani w strugach deszczu, powoli
podążają, spokojnym spacerowym krokiem przez niezwykłą
pomarańczowo-brązowa, piaszczysta pustynia, usianą nielicznymi
samotnymi drzewami.
-
Myślałam, że chociaż tutaj nie będzie padał... - narzekała
Diuna.
-
Stwierdziłbym nie narzekaj ... ale tym razem ... o dziwo zgadzam
się z Tobą ... mogłoby przestać w końcu lać... - Odparł
Hachi.
-
A to nowość ... - stwierdziła zaskoczona Diuna.
-
Ja bym chciała znaleźć już tego zwierzaka! - wtrąciła
niecierpliwie i energicznie Kiazu.
-
E tam jego chyba tu nie ma a strażnik biblioteki chyba nas oszukał.
- stwierdziła Diuna.
-
Tylko jaki miałby w tym cel? - spytał Hachi.
-
Może ukrywa przed nami prawdziwy cel misji bo w rzeczywistości jest
znacznie bardziej ekscytująca! - nakręcała się Kiazu.
-
Może ... - odparła Diuna.
-
I do tego to jakaś mroczna strona zadania o której nie chce nam
powiedzieć! - dodał entuzjastycznie Hachi.
W
tym samym czasie Otachi obejmuje, wodną neczankę za ramiona i idąc
po cichu z nią rozmawia.
-
I jak siostra? - spytał
Otachi szczerząc kły.
-
Z czym? - odparła Rina.
-
Oj, no no wiesz ... to, że rano
płakałaś ... - odparł Otachi.
-
Eh... od samego początku mówiłam
że nic się nie stało ...
-
No ja wiem wiem ... ale już jest?
-
Tak ... już wszystko jest w porządku ... - odparła Rina z
uśmiechem.
-
No teraz jak się uśmiechasz to jestem wstanie w to uwierzyć. -
Odparł Otachi radośnie szczerząc kły, a następnie dodał: -
Dobra nie rozmawiajmy już o tym,
ale pamiętaj czasem lepiej działać na chłodno...
-
Postaram się ...
-
Wiesz Twoja uczuciowość jest przesłodka, ale nic chciał bym abyś
płakała kiedy łzy są zupełnie nie potrzebne ...
-
Rozumiem ...
-
Ty przynajmniej milej to przyjęłaś niż Kurai....
-
Niech zgadnę powiedział Ci abyś się nie wtrącał? ...
-
Łagodnie mówiąc tak. - odparł Otachi z uśmiechem, a następnie
dodał: - No ale sam się prosiłem.
-
Heh ... - westchnęła Rina.
-
Dobra mniejsza ... ważne że przepraszam, że namieszałem...
-
Spokojnie ... nie szkodzi ... - odparła przyjaźnie Rina, a
następnie dodała: - To miłe, że o mnie dbasz ...
-
Siostra Kocham Cię to o Ciebie dbam ... a teraz Kochana uśmiechnij
się proszę, bo uwielbiam Twój uśmiech. - stwierdził
radośnie Otachi.
Rina
nic mu już nie odpowiedziała jedynie promiennie się uśmiechnęła.
-
Co knujecie? - zainteresowała się nagle Diuna.
-
Nic takiego ... - odpowiedziała spokojnie i przyjaźnie Rina.
-
Próbuję wyłudzić telefon Riny aby sobie pograć w "Wybrańcy
gwiazd - walka i magia" - Wtrącił radośnie Otachi.
-
W co? - spytała Diuna.
-
To ta karcianka osadzona w świecie "Wybrańców Wielkiej
Niedźwiedzicy" - wtrąciła spokojnie Rina
-
A tak ... to Ty w nią jeszcze grasz? - spytała Diuna.
-
Owszem. - odpowiedział radośnie Otachi z uśmiechem, a następnie
szybko i entuzjastycznie dodał: - Do jak siostra dasz mi proszę
swój telefon?
-
Tak, jasne ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, wręczając bratu
swoją komórkę.
-
Eeeee... a już myślałam, że coś ciekawego planujecie ... -
dodała Diuna.
-
Och jej co za rozczarowanie. - wtrącił Hachi, z wrednym uśmiechem.
-
A Ty siedź cicho. - odparła Diuna
-
Hehehehehe ... - zaśmiali się radośnie bracia.
************
Późnym
ponurym rankiem, aa tajemniczej brązowo-pomarańczowo- czarnej
piaszczystej pustyni, pod wysokim drzewem o ciemnozielonych liściach
pasie się niezwykłe stworzenie. Ma ono podłużną głowę smoka,
kopyta i uszy sarny, oraz długi ogon lisa. Dodatkowo ozdabia go
jeden róg jelenia, znajdujący się po środku czoła stworzenia,
wystające kły oraz przeszywające błękitne oczy. To magiczne
stworzenie ma przyjemne umaszczenie w czerwono-pomarańczowo-żółtym
kolorze, które idealnie pasują to zielonej szyi i puszystego ogona.
Po chwili na horyzoncie pojawili się nasi bohaterowie, jednak
spokojne zwierzę zdawało się tym zupełnie nie przejmować,
podobnie jak padającymi, drobnymi kroplami deszczu. Rozbawienie
neczanie z każdą chwilą są coraz bliżej mistycznego stworzenia.
-
Patrzcie tam przed nami! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
No jest i nasza zguba! - dodał uradowany Hachi.
-
Heh... i stoi sobie jak gdyby nigdy nic ... nawet nie ucieka ... i
ten cały strażnik nie mógł po niego sam się ruszyć? - narzekała
Diuna, poirytowana deszczem i tą całą misją.
-
Jak widać z jakiegoś powodu nie mógł ... - stwierdził Otachi.
-
E tam jak dla mnie i tak jest super! - wtrąciła entuzjastycznie
Kiazu, a następnie radośnie podbiegła do zwierzęcia.
-
Ej... czekaj! - krzyknęli zgodnie bracia i niewiele myśląc udali
się za siostrą.
Wkrótce
pozostałe dwie neczanki, zgodnie ruszyły za rodzeństwem i niebawem
wszyscy znaleźli się już przy majestatycznym Kylan. Rina odruchowo
spokojnie podeszła do zwierzaka, który definitywnie ucieszył się
na jej widok i radośnie zaczął się do niej łasić.
-
Dobra to zwierzak ma już opiekuna ... wracamy czy jak? - spytała
Diuna.
-
Chyba tak ... chociaż przyznaję, że jak dla mnie to poszło za
łatwo ... - odparła delikatnie rozczarowana Kiazu.
Nagle
drobny deszcz przestał padać, a po nie długiej chwili pustynia
była już zupełnie sucha. W ten rozległ się gwałtowny szmer
piasku, który wywołał natychmiastową reakcję neczan oraz
tajemniczego zwierzęcia, które schowało się za wodną neczanką w
momencie kiedy, gotowa na wszystko reszta otoczyła stworzenie.
Szybko się okazało, że nasi bohaterowie zostali otoczeni, przez
tajemniczą, zakapturzoną grupkę bliżej nie określonych istot.
-
No na reszcie coś się dzieje! - stwierdziła radośnie Kiazu.
-
Ty już lepiej milcz ... odparła Diuna, przewracając oczami.
************
W
stosunkowo nie dużej, lecz bardzo jasnej komnacie, w której
świetliste promienie słońca dodają jej blasku. Przy dużym,
brązowym, drewnianym stole zasiada siedmiu wspaniałych władców.
Na szczycie stołu tuż przy lśniąco-białej ścianie zasiada sam
Ambasador Akara. Po jego prawej stronie kolejno zasiadają ambasador
Kana, król Ashga oraz Królowa Sansha. Natomiast po lewej stronie
zasiada książę Volaure, Król Eta oraz Ambasador Elinar. Ankara
usadził na tym spotkaniu władców, tak aby Ci co nie przepadają
za sobą to zasiadali w miarę daleko od siebie.
-
Za przeproszeniem Ambasadorze, czemu nasze wieczorne zaplanowane
spotkanie tak nagle przeniosło się na ranek? - spytała dociekliwie
Sansha.
-
Dobre pytanie, my też jesteśmy zaskoczeni. - dodał Ashga, który
wygląda zupełnie jakby doskonale znał temat zebrania, a
zaskoczenie dotyczyło jedynie jego godziny.
-
Szanowni władcy, zgromadziłem Was tutaj tak wcześnie, gdyż w nocy
doszło do kolejnego brutalnego zamachu. - wtrącił spokojnie
Ankara.
-
Kolejny? - z niedowierzaniem zapytał Eta.
-
Owszem kolejny, jak do tej pory mieliśmy już ich kilka, a każdy z
nich był przemyślany i bardzo dobrze zorganizowany. - kontynuował
Ankara.
-
My sądzimy, że to sprawka tych samych istot. - wtrącił twardo
Ashga.
-
To nie możliwe, nie da się przeprowadzić takiego ataku. - dodała
Sansha.
-
Możliwe, wystarczy, że w naszych szeregach ... oczywiście chodzi
mi o nasze armie ... znajdują się zdrajcy albo szpiedzy...
ewentualnie mogą to być najemnicy ...- odparł Volaure.
-
Potwierdzamy słowa księcia, takie działanie jest w pełni możliwe,
a my wojskowi zwykliśmy mówić na takie działanie "Rajd"
... - dopowiedział Ashga.
-
Rajd? Pierwsze słyszę. - odparł Eta.
-
Od razu widać, że nie nadajecie się na dowodzenie i że nie
jesteście wojskowymi. - stwierdził Ashga.
-
To takie działanie w taktyce wojennej, które ma na celu wzbudzić
panikę i strach, oraz rozszerzyć bezlitosną rzeź, która wbrew
pozorom jest dobrze zorganizowana i przemyślana, a sprawcy całego
zdarzenia szybko i sprawnie rozpływają się jak kamfora... - dodał
mimochodem Volaure, a następnie spytał - Czy może zapalić
papierosa? A kiedy pozostali władcy się zgodzili, to przypalił
papierosa i mocno się zaciągną.
-
Jesteśmy pod wrażeniem. - pochwalił, pełen podziwu Ashga, a
następnie dodał: - Młody książę, bardzo prosto to wyjaśniłeś,
może nawet za prosto, ale my jesteśmy pod wielkim wrażeniem!
-
A czy ten cały rajd nie dotyczy tylko obiektów? - spytała
dociekliwie Sansha.
-
Dokładnie i przecież obozy wojskowe są obiektami. - dodał
Volaure.
-
Volaure, masz u nas wielkiego plusa!- nadal fascynował się Ashga
W
tym momencie władca Zekeren zakrztusił się, zaciąganym dymem, a
ambasador Elinar powiedział:
-
Młokos udaje dorosłego i zajmuje się bezsensownymi używkami,
wstyd!
-
Elinar zostaw go, dzieciak jest w porządku! - stwierdził twardo
Ashga, a następie spytał: - Volaure, skąd u Ciebie wiedza
wojskowa? Jesteśmy tego bardzo ciekawi.
-
Widzisz Panie .... - zaczął spokojnie Volaure.
-
Żadne "Panie" jesteśmy Ashga! - odparł twardo władca.
-
Widzisz Ashga. - poprawił się książę, zaciągając papierosa, a
następnie dodał: - Jak wszyscy wiecie zanim zostałem księciem
byłem kapitanem, a wcześniej przeszedłem przez wszystkie możliwe
awanse ... zaczynając swoją karierę od zwykłego szeregowca ... -
w tym momencie książę ponowie się zaciągną, a następnie
kontynuował: - Dossak jaki był wszyscy wiemy, ale mimo wszystko
miał wyszkolonych wojskowych, którzy znali zarówno masę teorii
jak i praktykę, w końcu turnieje smoków do najbezpieczniejszych
nie należą, a dobra armia zwłaszcza w tamtych czasach, była
podstawą.
-
Musimy przyznać, że od tej strony Dossaka nie znaliśmy, chociaż
jak teraz tak myślimy to rzeczywiście miał wyszkoloną armię,
którą nie raz widzieliśmy w boju. - odparł dumnie Ashga.
-
Szanowni Państwo, wracając do tematu naszego spotkania, musimy
pilnie zająć się tymi atakami i jak najszybciej odkryć kto za tym
stoi. - wtrącił Ankara.
-
Masz rację, jednak to nie będzie takie łatwe, te ataki były w
różnych miejscach i na jednostkach należących do różnych armii
... - odparła Kana.
-
Jedyne co je łączy to to, że dotyczą naszej zjednoczonej armii
... bo nawet pory dnia zawsze były różne. - dodała Sansha.
-
Hmmm... wszystkie dotyczą również małych i samotnych oddziałów,
które w większości nie przekroczyły jeszcze kanionu ... - dodał
Volaure.
-
Masz racje, dobra uwaga... wszystkie zaatakowane oddziały miały
zawsze mniej niż 5 istot i
były oddziałami zwiadowczymi. - stwierdził spokojnie Eta.
-
Tylko nadal nie wiemy, kto stoi za tymi zamachami? - spytała
retorycznie Kana.
- Moi
...
- Ja
wiem kto za tym wszystkim stoi ... - wtrąciła stanowczo Królowa
Sansha wchodząc w słoło samemu Ankarze, a następnie dodała: -
Książe Volaure już raz zdradziłeś swojego władce, jaką mamy
pewność, że nie zrobisz tego po raz kolejny!
- To
tylko puste oskarżenia. - odparł Volaure.
- Tak?
Jako pierwszy wiesz gdzie znajduje się każdy oddział, a Twój
statek posiada system teleportacji, który umożliwia
przetransporowanie jednostki pod odział, aby wykonała swoją
robotę, a następnie jakgdyby nigdy rozpłynęła się za nim kto
kolwiek tam dotrze! - oskarżała Sansha.
-
Z całym szacunkiem Królowo, system teleportacji jeszcze w pełni
nie działa, co prawda przeprowadzamy już testy i aby mieć
możliwość teleportacji rannych do kliniki na Zekeren i z powrotem
na pole bitwy. - odparł Volaure, a następnie szybko dodał: -
Jednak do tego potrzebujemy jeszcze dużej ilości prób oraz DNA
każdego żołnierza, aby nikt niepożądany nie mógł korzystać z
tego systemu.
-
Wszystko ładnie pięknie, ale jako jedyny władca nie mieszkasz z
nami w pałacu i te Wasze barbarzyńskie turnieje nadal trwają! -
odparła Królowa.
-
Królowo, musiałbym być przynajmniej głupi, aby prowadzić takie
działa i tuż pod Waszym nosem, wiedząc, że pierwsze podejrzenia i
tak padną na mnie. - odpowiedział książę, zaciągając się.
-
Moi drodzy, uważam, że nikt z nas nie ma z tym nic wspólnego,
zwłaszcza, że walczymy w tej samej sprawie i każdy z nas ma wgląd
do wszystkich rozkazów. - stwierdził w końcu Ankara, a następnie
dodał: - Królowo, póki co Twoje bezpodstawne podejrzenia równie
dobrze mogły paść na każdego z nas, łącznie ze mną.
-
Ależ Panie, oskarżanie Ciebie to bluźnierstwo! - stwierdził
Elinar.
-
Dlaczego? Przecież jestem władcą jak każdy z Was i mam dostęp do
ogromnej ilości informacji i szczerze, jakbym miał już kogoś
podejrzewać to podejrzewał bym siebie, a nie kogoś kto może mniej
niż ja. W końcu działania tego typu, wykonują co prawda płotki,
lecz za nimi stoją potęgi, o których nikt nie słyszy, gdyż
działają w tajemnicy. - odparł spokojnie Ankara, a następnie
dodał: - Szanowni władcy, wzajemne oskarżenia tylko nas zniszczą
i doprowadzą no naszego upadku.
Po
tych słowach ambasadora, zapanowała niezręczna cisza, którą
przerwała królowa Sansha, pokornie i spokojnie mówiąc:
-
Masz rację, Ambasadorze...
-
Tam bez walki giną nasze oddziały! To jest w tej chwili ważniejsze,
niż nasze wzajemne bezpodstawne nieporozumienia! - wtrącił twardo
Ashga.
-
Póki co rozwiązanie naszego problemu wydaje się być proste,
wystarczy jedynie zwiększyć liczbę osób w oddziałach. -
stwierdziła Sansha.
-
Dobry pomysł. - dodała Kana.
-
Owszem, moje miłe Panie to dobry pomysł. - pochwalił Ankara, a
następnie dodał: - Jednak, ja wybiegam myślami dalej, ponieważ
większe oddziały niosą ze sobą pewne konsekwencje.
-Większe
koszty utrzymania oddziałów. - wtrącił Elinar.
-
Przyjacielu, koszty utrzymania to nie problem... - odpowiedział
spokojnie Ankara, a po chwili kiedy wszystkie oczy zwróciły się na
niego, kontynuował: - Już nawet 5-6 osobowe oddziały, są dużo
bardziej widoczne, a i ze współpracą bywa w nich różnie. Już
pomijając fakt, że w takich oddziałach występują już podziały
na grupy, które mogą być niebezpieczne.
-
Tu się zgodzimy. W małych oddziałach nie ma podziału na grupy i
te oddziały znacznie lepiej działają. My proponujemy dodatkowe
szkolenia dla oddziałów. - odparł Ashga.
-
To może być dobre, oddziały wzbogacone o nowe umiejętności mogą
stać się wyzwaniem dla oprawców. - dodał Elinar.
-
Czyli czeka nas długi dzień zanim dojdziemy do jakiegoś
konkretnego porozumienia. - odparła Kana.
-
Randka Ci ucieknie? No ja nie wiem Kub powinien przychodzić na
spotkania biznesowe najedzony, lecz co ja wymagam od takiego młokosa
jak Ty... - wtrącił Elinar.
-
Jestem dobrze wychowana, Ty dziadzie jeden i doskonale wiem o tym! -
odparła Kana, a następnie dodała: - Nie lubię długich zebrań w
Twoim towarzystwie.
-
Rozumiem dzieciaku, za dużo kultury i dobrego wychowania w jednym
miejscu przytłacza Cie. Dzieci nie powinny rządzić. - odparł
Elinar.
-
Tak tak ... dla Ciebie tylko Ashga i TY macie słuszny wiek ... aby
władać ... - stwierdziła Kana.
-
Proponuję przerwę, aby Ambasador Kana poszła wyssać z kogoś
energie, abyśmy my czuli się bezpieczni, a Ambasador Elinar mógł
ochłonąć. - wtrącił Eta.
-
To zbyteczne, nie jestem głodna, a nawet jeśli bym była to mam
kogoś na oku, kto z chęcią zaspokoiłby mój głód. - odparła
spokojnie Kana, patrząc kocim spojrzeniem na księcia i mrugając do
niego okiem, a następnie dodała: - Więc Ty drogi królu możesz
"spać" spokojnie ...
Palący
Volaure odwdzięczył subtelnie spojrzenie delikatnie kłaniając się
w podziękowaniu za uznanie, a następnie powiedział:
-
Słuchacie im szybciej zajmiemy się tymi brutalnymi atakami tym
szybciej skończymy i będziemy mogli zająć się swoimi sprawami.
-
Volaure, ma racje. My popieramy wniosek. - odparł Ashga.