"...Walka
o podniebne terytorium ... "
Wysmukłe,
wyprofilowane, szybkie i zwrotne myśliwce o wspaniałym, błyszczącym
metalicznym kolorze zaciekle atakują ogromny czarno-szary
statek-planetę. Różnokolorowe promienie energii, przypominające
precyzyjne lasery, których kolor, natężenie i siła zależy od
indywidualnej mocy jaką włada dany pilot statku. Ciemne granatowe
niebo, pełne gwiazd i planet co i rusz rozbłyska od ataków, niczym
od majestatycznych fajerwerków. Jednak ogromne Zekeren, przy którym
myśliwce wyglądają jak nieduże zabawki, małego dziecka, dzielnie
znosi niezliczoną liczbę ataków. W ten do akcji wkroczyły
ogromne, ciemne, wieloosobowe, masywne i ociężałe bojowe
szturmowce, które co prawda są strasznie powolne, ale stanowczo
nadrabiają mocą i siłą rażenia. Nie jedna powietrzna armia
obawia się tych straszliwych jednostek, które sieją terror w
przestrzeni. Jeden z masowany atak tych latających potworów
spowodował, że ogromne Zekeren, aż zatrzęsło się, a
krystaliczna tarcza planety z trudem odparła ten cios.
************
Późną
nocą przed ogrodzeniem podwórka neczanek, siedzi, delikatnie
skulony i opierający się o płot Otachi i patrzy prosto przed
siebie chociaż nad nim rozpościera się rozgwieżdżone, wspaniałe
niebo. Wieje przyjemny delikatny wiaterek, który delikatnie pieści
zmysły wietrznego neczanina i napawa go ukojeniem i radością. Po
dłuższej chwili do Otachiego, podszedł Hachi, który wyszedł z
wydzielonego podwórka dziewczyn.
-
Za chwile przyjdzie .... - stwierdził Hachi.
-
Luz Bro ... - odparł Otachi.
-
Daliśmy się podejść jak dzieci.
-
E tam, byli zajebiści. - odparł Otachi z uśmiechem.
-
W sumie racja! - dodał Hachi, szczerząc kły.
W
tym momencie do braci dołączyła zaspana i ziewająca Rina, która
przecierając oczy spytała:
-
Jestem ... Zieeew ... co tam?
-
Rina! Miło Cię widzieć! - odparł radośnie Otachi, a następnie
dodał: - Słuchaj Siora, strasznie boli mnie lewy bark ... czy
mogłabyś zerknąć okiem?
-
Spoko ... zerknę .... tylko .. przydałoby się jakieś światło
... - odparła spokojnie Rina zasiadając koło brata, a następnie
nieśmiało dodała: - Może wejdziecie do namiotu?
-
Nie lepiej nie ... obudzona Kiazu czy Diuna nie będą przyjemne ...
- odparł Hachi.
-
W sumie racja ... A czemu Kurai z Wami nie przyszedł? - spytała
lekko rumieniąca się Rina.
-
Em ... on nawet nie wie, że tu przyszliśmy ... - odparł Otachi.
-
Dobra to ja skocze po jakieś światło. - zaproponował Hachi,
odchodząc pośpiesznie.
-
Otachi ... powiesz mi coś o tym bólu? - spytała niepewnie Rina.
-
No jest dość przeszywający i nie przyjemny, ale da rade wytrzymać
... - odparł Otachi.
-
Uderzyłeś się o coś?
- Em ... można tak powiedzieć... - odparł Otachi szczerząc kły.
- Em ... można tak powiedzieć... - odparł Otachi szczerząc kły.
W
ten powrócił dumny i radosny Hachi, trzymając latarkę w prawym
ręku, który bez słowa poświecił na brata i jego lewy bark. Od
razu dało się zobaczyć, że coś jest nie tak z ramieniem
wietrznego neczanina, gdyż była na nim dziwna gula, ukryta pod
czarnym T-shirt.
-
Otachi, zdejmij proszę koszulkę. - poprosiła Rina, uważnie
obserwując ramie brata, który bez zawahania i z trudem zdjął
swoją wojskową koszulkę. Kiedy tylko warstwa ubrania znikła,
oczom wszystkim ukazała się napuchnięta, fioletowo-czerwona gula,
spowodowana przez kość ramienia, która przemieściła się do
przodu. Taki obrzęk może oznaczać tylko jedno...
-
Masz wybity bark ... i szczerze nie wygląda to dobrze ... -
stwierdziła z delikatnym przerażeniem Rina.
-
A dasz radę coś z tym zrobić? - spytał Otachi, delikatnie syczący
z bólu.
-
Postaram się ... - odparła neczanka otaczając przyjemną i ciepłą,
świetlistą magia leczenia bark brata, a następnie spytała: - Jak
do tego doszło?
-
Lepiej abyś nie wiedziała. - odparł Hachi z uśmiechem.
Wodna
neczanka nie drążyła już tematu, tylko skupiła się na
wyleczeniu urazu brata. Po dłuższej chwili obrzęk zaczął znikać,
a sam bark z każdą chwilą wygląda co raz lepiej, aż w końcu
zaczął wyglądać normalnie.
-
Łał! - stwierdził Otachi, próbując się ruszyć.
-
Nie ruszaj się jeszcze proszę ... daj mi jeszcze chwilę ... -
stwierdziła Rina, nadal lecząc brata.
-
Sory już się uspokajam. - odparł Otachi.
-
No skończone... - odparła spokojnie Rina. po dłuższej chwili
ciszy.
-
Super! - stwierdził radośnie Otachi wymachując ramieniem.
-
Ekstra! - dodał Hachi.
-
Tylko Otachi, nie nadwyrężaj go ... i rano przyjdź jeszcze do mnie
do Ci go zabezpieczę ...- wtrąciła Rina z uśmiechem.
-
Spoko Siostra! Dzięki! - odpowiedział entuzjastycznie Otachi
obejmując siostrę.
-
Ej zobaczcie! - stwierdził Hachi pokazując rodzeństwu niebo.
Na
te słowa neczanie spojrzeli w górę i ujrzeli eskapadę
wspaniałych, różnokolorowych światem, zupełnie jak pokaz
fajerwerków, którym nie towarzyszył żaden huk. Fantastyczne,
oszałamiające i zaskakujące światła przykuwają uwagę.
-
Łał ... piękne. - stwierdziła z podziwem Rina.
-
Super... -. dodał Hachi.
-
To fajerwerki dla Ciebie siostra za świetnie wykonaną robotę. -
dopowiedział Otachi z uśmiechem.
-
Nie ... na pewno nie ... - odparła Rina zapatrzona w przepiękne
niebo.
Tym
sposobem niczego nieświadomi neczanie zapatrzyli się w wspaniałe,
błyszczące i kolorowe nocne niebo, które nie jest urzekającym i
majestatycznym, pokazem światem, lecz brutalnym starciem toczącym
się w przestworzach.
************
Mijają
długie godziny podniebnego starcia, jednak potężne Zekeren nie
daje się atakom wroga, w końcu ta ogromna planeta nie da się
pokonać kilkunastu jednotom. Niedobitki zwinnych statków, śród
dryfujących kawałków złomu, utworzyły trzy skoordynowane grupy,
które w koło oblatywały ledwo tknięte Zekeren, kontynuując
ostrzał, mający na celu zniszczenie grubych osłon oraz odwrócenie
uwagi od masywnych jednostek, które szalonymi kolorowymi laserami
ostrzeliwują planetę.
-
Książę, lecą nowe jednostki. - stwierdził kapitan obserwujący
monitory.
-
Co Tym razem? - spytał poważnie Volaure.
-
Co najmniej dwie setki myśliwców oraz z setka bojowych
szturmowców.
-
Stawiają wszystko na jedną kartę jak widzę...
-
Mamy przekichane - wtrącił przerażony Skauti.
-
To będzie długa noc. - odparł kapitan.
************
Wczesnym
rankiem, blade, szare i bezchmurne niebo nadal rozbłyska
różnokolorowymi światłami i eksplozjami, które widać na
przestrzeni całego sklepienia Sekai Dagaal. Jednak stojący przed
namiotem Kurai i myjący zęby, mimo oglądania nieba, wydaje się
tym zupełnie nie przejmować, z resztą jak większość mieszkańców
i rezydentów smoczej planety. Po dłuższej chwili jak gdyby nigdy
nic odwrócił się plecami do bitewnego, kolorowego nieba, wypluł
pastę i zaczął płukać zęby Nagle Kurai, gwałtownie odwrócił
się i ponownie spojrzał w niebo. Wkrótce jego oczom ukazała się
ogromna fala uderzeniowa, która skutecznie zniszczyła źródła
wszelkich świateł na niebie, a następnie ta niezwykła i potężna
moc rozprzestrzeniła się na całą Sekai Dagaal, wywołując pośród
niektórych mieszkańców niepokój i lęk.