piątek, 21 marca 2025

EPIZOD 271

 

Strzała i popiół

Spora surowa i kamienna komnata. Pod prawą ścianą ponownie stoi ogromna puszysta kanapa w kształcie smoka. Jednak tym razem jest on fioletowy. Dodatkowo na wprost kanapy wisi ogromny płaski telewizor. Tym razem od razu są tam widoczne dwa przejscia, jedno po stronie kanapy z białym napisem WC, a po stronie telewizora jest przejście bez tabliczki.
- No ciekawe kto będzie tym razem!? - spytała Kiazu od razu podchodząc do mrocznego przejścia.
Kiedy wszyscy weszli do pomieszczenia i się już po nim rozejrzeli to na ekranie telewizora pojawił się napis z dwoma imionami.
Key’leanem, Kiazu.
- Taaak! Tym razem ja! - powiedziała z determinacją Kiazu, która zdecydowanie, nie może się doczekać starcia i od razu oddała swoją torbę Rinie.
- Podwójny ogień, wieża dokonała ciekawego wyboru. - powiedział Taakat siadając wygodnie na kanapie.
Issah od razu bez słowa udał się do łazienki, a reszta oddziału usadowiła się na kanapie i nieopodal niej.

- Uleczyć Was? - spytała nagle nie pewnie Rina podchodząc do Braci i Stevenem, który rozsiedli się wygodnie na kanapie.
- Ode mnie zacznij, muszę być w formie. - powiedział Steven.
- Spoko Sis, chętnie skorzystamy z leczenia. - dodał Otachi.
- Tak, tylko zajmij się najpierw panienką. - dodał Hachi, szczerząc kły.
- Panienką!? - oburzył się Stevenem.
- Twój kobiecy pisk jak się stwór pojawił wszyscy doskonale słyszeli i to bez telewizora. - wtrącił Taakat, śmiejąc się pod nosem.
- Ej, zaskoczył mnie, One też by piszczały. - próbował tłumaczyć się Stevenem.
- Oj zdziwisz się. - odparł Otachi.
- Nie pogrążaj się ziom. - dopowiedział Hachi, dalej szczerząc kły.
W międzyczasie Rina podeszła do metalowego neczanina w celu uleczenia go, a dwójka ognistych neczan weszła do przejścia, które tak jak ostatnio od razu za nimi zamknęło się. Wkrótce na ekranie
imiona stały się znacznie mniejsze i wylądowały w lewym górnym rogu i widać ognistych neczan idących ciemnym korytarzem.
Tym czasem okazało się, że kiedy używa się leczenia na kanapie, to ta również zaczyna nieznacznie leczyć wszystkich siedzących na kanapie i wspomagać faktyczne leczenie. Ci co nie potrzebują leczenia czują jedynie przyjemnie i otulające ciepło.
- Wieża, z jednej strony chce Nas pozabijać a z drugiej strony „dba” abyśmy nie padli za szybko i mogła się Nami dłużej bawić. - zauważył Taakat siedzący na kanapie.

- Zupełnie jak grach, dostajemy zasoby i musimy nimi jak najlepiej dysponować, tak aby wygrać i aby nie zginać - powiedział Hachi.
- Nie zdziwię się, że jak na kanapie zostałaby tylko osoba lecząca i osoba która leczy to kanapa leczyła by znacznie mocniej i
efektywnej. - dodał Otachi.
- Przy większym leczeniu, przetestujemy Waszą „grową” teorię. - odpowiedział zaintrygowany Taakat.
- Dobry pomysł. - pochwalił chłodno Kurai, stojący obok kanapy, i opierający się o ścianę z założonymi rękami.


************


Spora przestrzeń porośnięta żółtobrązową wysoką trawą. Pośrodku tego złocistego pola znajduje się ogromny i bardzo masywny wodno roślinny golem. Ma on wodne ciało, które gdzieniegdzie porasta intensywnie zielona roślinność. Zdobi go nawet nie wielki las na prawym ramieniu, który z ziemi wygląda na tak mały, jakby był stworzony z drzewek bonzai. Przed nim stoją Key’leanem i Kiazu, w której oczach można zobaczyć płomienie.
- Zdajesz sobie sprawę, że nasz „gospodarz” ma przewagę mocy nad nami? - powiedział Key’leanem spoglądający to w oczy Kiazu to na golema.
- I co z tego? Chcesz mi powiedzieć, że się go cykasz? - odpowiedziała z determinacją w głosie Kiazu.
- Nie, nie cykam się. Podziwiam Twój zapał.
- To co idziemy potańczyć?
- Panie przodem. - odpowiedział Key’leanem z uśmiechem i pokazując gestem, to co powiedział.
- Ooo jaki dżentelmen, to idziemy! - odpowiedziała radośnie Kiazu podpalając się.
Tyle wystarczyło, aby wysuszona pożółkła trawa również się podpaliła. Wkrótce wszystko wkoło zaczęło płonąć, a sam ogień zaczął bardzo szybko rozprzestrzeniać się po całym terenie. Złocista trawa, błyszcząca w czerwono, żółto-pomarańczowym ogniu wygląda niesamowicie, chociaż za niedługo zupełnie nic z niej nie zostanie.


************


W kamiennej komnacie gdzie się odpoczywa i ogląda się walki, neczański oddział mniej lub bardziej uważnie ogląda starcie swoich towarzyszy. Issah i Stevenem grają na podłodze w karty, Kurai stoi oparty o ścianę, a na smoczej kanapie zasiadają Rina, Hachi, Otachi oraz Taakat. Natomiast Diuna wygodnie sobie leży, mając głowę na kolanach siostry.
- Uuu, płomyczek zaczął z grubej rury. - pochwalił Taakat, uważnie obserwując ekran na którym widać i słychać trwające starcie.
- I nie piszczała jak zobaczyła golema. - dodał wyleczony już Hachi, z wrednym uśmiechem.
Na te słowa Stevenem zrobił obrażoną minę, i szybko wrócił do rozgrywki, a Taakat powiedział:
- Zdecydowanie to starcie nie będzie dla nich łatwe.
- Kiazu zdecydowanie lubi takie wyzwania. - dopowiedział Otachi.
- Miałem okazję się o tym przekonać, to jest w niej zajebiste, ale jestem bardzo ciekawy jak sobie z nim poradzą. - odpowiedział Taakat.
- Pewnie z pompą i w niepowtarzalnym stylu Kiazu. - powiedziała Diuna.
- W to nie wątpię, tylko oby nie dali się ponieść, bo w tym starciu energia jest na wagę złota. I cokolwiek nie zrobią, to zapowiada się nie lada widowisko. - odpowiedział Taakat uśmiechając się pod nosem.
- I dużo leczenia. - zauważyła Diuna.
- Tylko, aby w Key’leanem znów nie obudził się leser. - dodał Taakat.
- Przy niej będzie musiał działać, inaczej ucierpi Jego ego. - powiedział Hachi szczerząc kły.
- Dobrze mu to zrobi. - odpowiedział Taakat przypalając papierosa.
- Nie lubię dymu. - powiedziała stanowczo Diuna.
- A tak, Wy nie palicie… przepraszam zapomniałem się.. - odpowiedział porucznik, po czym wstał i odszedł od kanapy na tyle aby dalej widzieć ekran i jednocześnie nie przeszkadzać nie palącym.
- Nic się nie stało. - Odpowiedziała Rina z uśmiechem.
- Tak, spoko nic się nie stało. - dodała Diuna.
- Orzesz Ty to było dobre! - wtrącił Otachi.
- O kurde ale jak!? - dodał Hachi.
- Pa, pa tera! - kontynuował Otachi.
- Ale akcja! - pochwaliła Diuna.
- Szuuuuuu…. To musiało boleć. - powiedział Hachi delikatnie się krzywiąc.


************


Neczański generał ma właśnie obchód po stałym obozie, którym dowodzi. Nie jest to spokojny spacerek, co i rusz a to ktoś chce aby ten coś podpisał, a to ktoś ma jakąś sprawę. W pobliżu kręcą się też jego dwaj kapitanowie, a sam Rudy mimo wszystko ma na podsłuchu swój oddział do zadań specjalnych.
- Dalej cisza? - spytał w końcu Moyoshi.
- Tak. - odpowiedział Rudy.
- Porucznik panikarz dał Ci spokój, czy go wyciszyłeś? - zapytał Amis.
- Na szczęście poszedł zająć się swoją robotą – odpowiedział Rudy.
- Idzie oszaleć od niego. - dodał Moyoshi.
- Minęło zaledwie koło 4-5 godzin, a ten panikuje jakby już miesiąc tam siedzieli. - odpowiedział Rudy, bez spoglądania na zegarek, a następnie dodał: - Przypominam, że stoper na moim biurku jest nie do ruszenia.
- Tak, tak pamiętamy. - powiedział Amis.
- I tak nie śmielibyśmy go dotknąć, Twoja zemsta nie jest tego warta. - dodał Moyoshi.
- Szkoda, bo już myślałem, że się rozerwę. - odpowiedział Rudy szczerząc kły, z delikatnie wrednym uśmiechem.
- Nie lubię jak tak robisz. - powiedział Moyoshi.
- Co by nie mówić, to zawsze działa. - dodał Amis.
- I dobrze, to ma działać. - odpowiedział Rudy.
- Właśnie, która to w końcu wieża była? - Zapytał Moyoshi.
- Doszliśmy do wniosku, że to prawdopodobnie wieża z Legend Bromano,i jak dobrze myślimy, że to ta, to ona ponoć jest czymś w rodzaju lochu z przeciwnikami na każdym poziomie, więc jeśli przeżyją i wrócą, to liczę na dobre opowieści. - odpowiedział Rudy.
- Moja Kiazu to tam pewnie pali się do walk. - odparł Amis.
- Znając ich, to nie tylko Ona. - dodał Moyoshi, a po chwili zapytał: Coś więcej o niej wiadomo?
- W sumie, to nie, a ta wiedza i tak nie jest pewna, no chyba, że miałbyś dostęp do biblioteki ksiąg zakazanych, to można by o niej coś więcej poczytać czy też dopasować konkretniej. - odpowiedział Rudy.
- Fakt, obecnie go nie mamy, a żaden z władców, raczej od tak nam nie pomoże przekonać jaśnie królową do możliwości grzebania tam. - odpowiedział Moyoshi.
- Przesrane, że czołowi oficerowie nie mają dostępu do informacji. - dodał Amis.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, Nasza w tym głowa aby sobie z tym radzić i dbać o oddziały jak najlepiej się da. - odpowiedział Rudy.
-Taaa… ile rozkazów spaliłeś w śmietniku? - spytał Amis.
- Dzisiaj czy w ogóle? - odpowiedział Rudy.
- Za to Cię uwielbiam. - dodał Moyoshi.
- Jaki ostatni Jej rozkaz wprowadziłeś w życie? - zapytał Amis.
- Hmmm…. Aby do racji żywnościowych, oficerom dodawać flarę oraz „podręczną apteczkę” tam z bandażami, plastrami, wodą utlenioną, ogrzewaczem i jedna parą kajdanek niwelująca moc.
- Zaskakująco dobry rozkaz jak na naszą zacną królową. - zaskoczył się Moyoshi.
- Fakt, co prawda apteczka to im na nic ale reszta jest spoko, zwłaszcza, że kreatywność oddziałów nie zna granic. - dodał równie zaskoczony Amis, a następnie dodał: - Dziwnie dobry ten rozkaz jak na nią, mimo że ma wady.

- Czasem zdarza się, że od Niej jest jakiś dobry rozkaz, albo przez Nią przekazywane są rozkazy od Ambasadora Ankary. - odpowiedział Rudy.
- Że też jeszcze nie ogarnęła, że palisz Jej rozkazy. - zamyślił się Amis.
- Po raz wprowadza ich tyle, że sama tego nie kontroluje i jestem wręcz przekonany, że sama nie pamięta już co poniektórych. Zwłaszcza, że potrafię mieć jakiś rozkaz, a za dwa dni kolejny który podważa poprzedni rozkaz albo po prostu nawiązuje do tego samego, lecz jest zupełnie inny. Wykonywanie każdego Jej rozkazu wprowadziło by chociażby chaos. - odpowiedział Generał, a następnie dodał: - Po dwa część rozkazów, rzeczywiście wprowadzam więc myśli, że ma wszystko pod kontrolą. Król Ashga jak i Ambasador Ankara, są najbardziej zorientowani co się dzieje w armiach, na froncie i mają doświadczenie w dowodzeniu armiami. I ich rozkazy bardzo ciężko podważyć jak i nie wprowadzić ich w życie. To są rozkazy, które praktycznie instant wprowadza się w życie.
- Trudno się z Tobą nie zgodzić. - powiedział Amis.
- No dobra umówmy się, że nasza Królowa, to w radzie jest chyba tylko po to aby mieć władze i ciasteczka. - dodał Moyoshi.
- Taaaa… z tym również, chociaż na co dzień ma dobre doradczynie. - dopowiedział Amis.
- Jedna doradczynie ma ostatnio mniej na wyłączność. - odpowiedział Rudy, a po chwili dodał: - Zresztą jej rozkazy od zawsze przechodziły przez sito.
- Racja! Hmm… że też jeszcze nikt nie nie znalazł aby zrobić z Nią to co z Dossakiem. - powiedział Moyoshi.
- Obiektywnie na to patrząc, Królowa jest charakterna i potrafi „walczyć” i trzymać w ryzach jeśli się na coś uprze. Z całym szacunkiem Ona ze swoim stylem bycia nie daje sobie wejść na głowę i potrafi pokazać, że Tochi Neko jest znaczące w świecie jak i ze trzeba się z Nami liczyć. Dzięki niej kiedy inne planety miały wojny, zamachy stanu czy konflikty wewnętrzne, tak u Nas odkąd Ona została królową za młodu, to nic takiego się nie dzieje. Jednoczenie totalnie nie potrafi rządzić królestwem i dowodzić armii. Od tego ma doradców, rade wewnętrzną jak i mnie jako generała. I co by nie mówić, w sprawach czysto wojskowych mi ufa. - powiedział Rudy, z dość dużą doza szacunku i pogardy jednocześnie.
- W sumie jak się zastanowić to masz bardzo dużo racji w tym co mówisz. - odpowiedział Moyoshi.
- Jest jaka jest ale fakt, nie licząc obecnej wojny i wybryków Mojej Kiazu i jej rodzeństwa, to u Nas na planecie rzeczywiście jest bardzo spokojnie i wiedziemy życie dość na luzie. - dodał Amis.
- I polowania na mojego szwagra… - dodał Rudy.
- Fakt i tego. - poprawił się Amis, a następnie dodał: - Ale wiadomo o co cho.
- W sumie każdy z Nas zmienił o nim zdanie. - dodał Moyoshi.
- Jakby nie patrzeć poznaliśmy go i mamy wyrobione o Nim własne zdanie. Chociaż i tak potrafi mocno zaskoczyć. - odpowiedział Rudy.
- To nie tolerujesz go tylko dlatego, że szwagier? - spytał Moyoshi.
- Chciałbyś. Jest spoko i na tym skończmy ten temat. - odpowiedział chłodno Rudy.
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnie kapitanowie, głośno przełykając ślinę.


************


Starcie na drugim piętrze wieży nadal twa i chociaż podwójny ogień ładnie stawia opór, to wodno-roślinny golem dalej ma dużo sił do walki. Jego wodne moce skutecznie go chronią przed atakami neczan. Key’leanem niby walczy ale jednocześnie bardziej unika mocnych ataków. Całe pomieszczenie jest pełne szaro-biało-czarnego popiołu. Jest to dość gruba warstwa będąca pozostałością o morzu żółtobrązowej wysokiej trawy, jaka wcześniej była częścią tej areny.
- Ej, Ty walczysz czy dywan trzepiesz? - krzyknęła nagle Kiazu odskakując od wodnego ataku przeciwnika.
- Tak, tak walczę. - powiedział Key’leanem atakując płomieniami. Jednak po jego ataku po raz kolejny bardzo mocno widać, że On chce wygrać to starcie jak najmniejszym wysiłkiem.
- Taaa … no właśnie widzę. - odpowiedziała Kiazu, opierając ręce na biodrach i lustrując kolegę z góry na dół.
- Płomyczku, przecież dobrze się bawisz. - odpowiedział Key’leanem mrugając okiem.
- Fakt! - powiedziała stanowczo Kiazu, z dużą dozą determinacji w głosie, a następnie cała zapłonęła intensywnym czerwono-żółto-pomarańczowym płomieniem, a następnie patrząc na kolegę dodała: - Ale wiesz, że też mógłbyś się ruszyć i pokazać swoją siłę ataku.
- Płomyczku, nie chce Cię speszyć moją mocą. - odpowiedział Key’leanem uskakując od ataków golema.
- Aaaha. - odpowiedziała Kiazu, płonąc jeszcze bardziej i skupiając całą swoją uwagę na koledze z drużyny, a nie na przeciwniku.
Nagle wielki wodno-roślinne monstrum, masywna nogą osłoniętą wodą, zdeptał Kiazu. Wkrótce Golem deptał i tupał zupełnie tak jak gasi się płomienie w ognisku. Tym samym tupiąc i depcząc nie dość, zaskoczył ją i zgasił jej płomienie, to jeszcze pokrył ją całą jeszcze ciepłym popiołem.


************


- Kiazu … - powiedziała z niepokojem w głosie Rina siedząca na kanapie i uważnie obserwująca starcie w telewizorze.
- Dobra czas abym coś Wam powiedział. - powiedział chłodno Kurai, stojący koło smoczej kanapy.
- Nie! - powiedziała nagle stanowczo Diuna, leząca na smoczej kanapie.
Wszyscy pozostali z zaciekawionymi i zmieszanymi minami, przestali patrzeć na ekran i walkę ognistych towarzyszysz, i skupili swój wzrok na dowódcy.
- Jeśli zobaczycie intensywnie zielony pasek to narysujcie na nim ten symbol. - powiedział chłodno Kurai, pokazując na ekranie telefonu okrągły symbol z liniami, które wychodzą poza okrąg, jak i takie które są tylko w środku niego. Diuna rozpoznała w nim symbol z swojego snu, jednak doskonale zauważyła również, że jest on bardziej rozbudowany i sprawiał wrażenie pełnego.
Po chwili, kiedy oddział uważnie oglądał symbol to Kapitan powiedział:
- To silny symbol ochronny, dostaliśmy go w razie co od Generała.
- Generał, jak zawsze doskonale przygotowany. - pochwalił Taakat.
- Trzeba będzie później pokazać go walczącym. - dodał Stevenem, a następnie dopowiedział: - A jak go gdzieś zobaczymy to tez jest dla Nas ok?
- Tak, chociaż zakładam, że prędzej trzeba będzie go samemu narysować. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Tak jest. - odpowiedział zgodnie oddział.
- Czemu dopiero teraz Nam go pokazujesz? - dopytywał Stevenem.
- Po tym co zaczyna się dziać w tej wieży uznałem, że to odpowiednia chwila. - odpowiedział chłodno i dość przenikliwie Kurai.
- Ok. - odpowiedział Stevenem kręcąc potakująco głową.


************


Atmosfera w komnacie walki dosłownie zgasła. Key’leanem stoi jak wryty i z przerażeniem oraz dezorientacją patrzy na zdeptaną i pokrytą sypkim popiołem Kiazu. Wkrótce golem zaprzestał deptania i delikatnie odsunął od swojej ofiary i zainteresował się drugim przeciwnikiem. Wystrzelił potężny wodny bicz, który bezpośrednio trafił ognistego neczanina. Zaskoczony Key’leanem, niesiony przez wodę z hukiem uderzył w niewidzialną ścianę komnaty.
Nagle leżąca na ziemi i pokryta popiołem Kiazu, zaświeciła czerwonym i pulsującym blaskiem. Po chwili, kiedy oczy wszystkich zwróciły się na nią, to ta wstała, płonąc żywym ogniem, a cały popiół spadł z niej.
- Odrodziła się jak feniks z popiołów. - powiedział z podziwem i delikatnie pod nosem Key’leanem.
Tym czasem pokryta lśniącymi i tańczącymi płomieniami Kiazu, zaczęła stanowczo iść w stronę golema i delikatnie nucąc z determinacją powiedziała:
- Idę w stronę Twąo, Ty wiesz już Kto! Z Nami światy pal lub ze światem spłoń
Następnie ognista neczanka bez zawahania zaatakowała przeciwnika, potężną ognistą kulą, która bez trudu podpaliła las na ramieniu golema. Nie spodobało się mu to i szybko dzięki wodnej mocy zgasił go. Jednak Kiazu uderzyła go kolejnym mocnym atakiem. W Key’leanem tez się coś obudziło, i również zaczął atakować golema znacznie silniejszymi ognistymi atakami, niż wcześniej. Ognisty neczanin nawet złożył poziomo dłonie, a następnie wytworzył między nimi ogień, który rozciągnął. Po szybkiej chwili powstała ognista strzała. Palce prawej ręki robiły za grot strzały, a druga ręka za mocną cięciwę. Key’leanem sprawnie i szybko, z delikatnie wrednym uśmieszkiem wystrzelił swoją ognistą strzałę prosto w resztki zalesionego obszaru. Nie trzeba było długo czekać aby pod naporem kolejnych pocisków wszystkie trawiaste części golema podpaliły się.


************


- No proszę, Płomyczek pokazała zajebistą klasę i Key’leanem, na te chwilę przestał być leserem i również pokazuje potęgę ognia. - powiedział dumnie Taakat.
- Patrzcie jaki ognisty podwójny atak! - wtrącił entuzjastycznie Hachi.
- Ten gorąc aż tu czuć. - dodał Otachi.
- O woow! Powalili go z hukiem! - dopowiedział Hachi.
- Wreszcie walczą tak jak powinni walczyć od samego początku. - Pochwalił Taakat.
- Kiazu od samego początku dawała pięknie czadu. - powiedział Otachi.
- Masz racje, miała kilka naprawdę dobrych akcji. Jednak widzę, że wieża daje nam takie wyzwania, że nie da się ich przejść w pojedynkę. - odpowiedział Taakat.
- Ziom, mam też wrażenie, że w jakiś sposób dopiera też uczestników w taki sposób, że prawdopodobnie w najlepszej kombinacji według wieży. - dopowiedział Hachi.
- Tak, możliwe, że masz racje, póki co wieża, rzeczywiście tak robiła. - powiedział Taakat, po chwili namysłu i dalej uważnie obserwując starcie.
- Auć to był bolesny upadek. - wtrącił Otachi.
- No, i już widzę, że będę miał robotę. - powiedział Taakat.
- Myślisz, że bark mu wypadł? - spytał Otachi.
- Ja to wiem, przypatrz się dobrze i zwróć uwagę na jego lewą rękę, zwisa, chociaż stara się to ukryć i zaczął ją ochraniać. A to oznacza, że znów wypadł mu bark. - odpowiedział Taakat.
- Rzeczywiście. - powiedzieli razem bracia uważnie patrząc na starcie.
W międzyczasie z dala od kanapy, stoi Kurai oparty o ścianę, który również uważnie ogląda starcie. Po chwili podeszła do niego Diuna, która powiedziała dość cicho:
- Jak stwierdziłeś, że musisz im coś powiedzieć to byłam pewna ze im powiesz. - a następnie z ulgą w głosie równie cicho powiedziała: - Dzięki, że im nie powiedziałeś.
- Miałem nie mówić to nie powiedziałem. - odpowiedział chłodno Kurai, po czym odszedł.
- Kurai, czekaj …
- Diuna, nie mam ochoty na rozmowy i towarzystwo. - odpowiedział chłodno Kurai, nawet nie odwracając się i odchodząc w inny zakamarek gdzie mógł stać w samotności i jednocześnie obserwować starcie.
W tym momencie rozległ się głośny i radosny okrzyk neczańskich braci. Okazało się, że ogniści neczanie w popisowym stylu pokonali wodno-roślinnego golema. Po dłuższej chwili do pomieszczenia weszli zwycięzcy. Oboje są poobijanie i maja trochę ran wymagających leczenia, Key’leanem rzeczywiście ma wybity bark, a Kiazu delikatnie anecznie się bujając, wyszła nucąc:
- „Wiem, że bolało tak właśnie być miało. Ustalam zasady tej gry.” - Następnie podeszła do Taakat i opierając prawą dłoń na jego klatce piersiowej kontynuowała - „Zawsze gdy się rozglądasz, przyciągam Twój wzrok”
- Ktoś tu ma dobry humor. - powiedziała Diuna.
- Widziałaś walkę? Pokonaliśmy przeciwnika z jego przewagą mocy! - odpowiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- Taakat, naprawisz mnie? - powiedział Key’leanem, podchodząc do porucznika.
- Tak, i tym razem prawie Ci się udało aby przy tym upadku nie wypadł. - odpowiedział Taakat, a następnie szybko i sprawnie nastawił bark ognistego kolegi.
- Dzięki, od razu lepiej. No już prawie opanowałem ten dziwny przewrót, ale i tak wypadł. - powiedział Key’leanem jednocześnie kręcąc świeżo nastawionym barkiem.
- Ziooom! Ta Ognista strzała była zajebista! - powiedział entuzjastycznie Hachi.
- Dzięki, taka drobna i efektywna sztuczka. - odpowiedział dumnie Key’leanem.
- Chciałeś chyba powiedzieć „Efektowna” sztuczka. - powiedział Taakat z lekkim i zadziornym uśmiechem na twarzy, a następnie dodał: - Odrodzenie się z popio
łów, chapeau bas.
- Idziemy dalej, na następnym piętrze ogarniemy leczenie. - wtrącił chłodno Kurai ruszając w kolejne przejście.
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnie pozostali i ruszyli za nim.
Długi ciemny korytarz tym razem doprowadził ich do sporej komnaty, która jest otwartą przestrzenią z źródłem wody, nie wielkim lasem i smoczą kanapą pod jedną z nie widzialnych ścian na wprost wejścia. Tym razem to kanapa jest białym smokiem. Obecnie widać też drzwi z napisem WC oraz drugie z napisem
„Bagni ”, a sama barwa oświetlenia jest taka mroczniejszą wieczorną szarówką.
- Dziwne, wygląda to jak strefa relaksu. - powiedziała zaskoczona Diuna.
- Co znaczy „Bagni”? - zapytał Stevenem
- Łaźnia. - odpowiedzieli prawie równo Taakat i Kurai, a następnie Taakat powiedział: - I tak zdecydowanie wygląda jak miejsce gdzie mamy odpocząć.
- Z tych pseudo gwiazd na sklepieniu układa się napis „
Pösa” czyli „Przerwa”. - wtrącił chłodno Kurai spoglądając w niebo.
- Rzeczywiście - powiedział Taakat obserwując niebo i rzeczywiście jedyne gwiazdy układają się tylko w ten napis, i to pod każmy kątem, a po chwili dodał: - No to czeka Nas odpoczynek.
- W takim układzie rozpijamy obóz, i warty obowiązują. - powiedział chłodno Kurai.
- Kurai, a czy ja z dziewczynami możemy podczas odpoczynków tutaj, spać na smoczej kanapie zamiast w namiocie? - spytała Kiazu, patrząc kapitanowi w oczy.
- To może wszyscy, czemu wygodnie ma być tylko Wam? - wtrącił Stevenem.
- Bo jesteśmy dziewczynami i zasłużyłyśmy na wygodniejsze spanie niż podłoga. - dopowiedziała Diuna.
- Nie powiedział bym. Ja też zasłużyłem n wygodę. - dodał Stevenem.
- Dobrze wiedzieć dziecinko, nie wiedziałam, że jesteś jedna z Nas i że też masz okres, tylko bez pytania nie podbieraj naszego zapasu, bo wiesz nie lubimy tego, ale w razie co jak poprosisz to podzielimy się i z Tobą kobitko. - odpowiedziała bardzo otwarcie Kiazu.
- To tłumaczyło by jego piski. - wtrącił Hachi szczerząc kły.
- Że co nie, nie…. - powiedział zakłopotany i delikatnie speszony Stevenem.
- Możecie, tylko najpierw leczenie i warty mają się odbyć i pomagacie normalnie przy rozstawieniu obozu. - powiedział chłodno Kurai odchodząc.
- Dzięki. - odpowiedziała z uśmiechem Kiazu.
- A podobnież nie ma ochoty na rozmowy. - marudził Stevenem pod nosem, a po chwili dodał: - Sam słyszałem, że niby nie chce rozmawiać.
- Bo nie ma, i to doskonale widać z daleka i lepiej zostawić Go w spokoju, ale jest jednocześnie dowódcą więc, hmm… to Go zmusza aby jednak jakąś rozmowę podjąć, nawet jak nie ma na to ochoty. - odpowiedziała Kiazu wzruszając ramionami, a po chwili mrugając okiem dodała: - Lepiej jednak tego nie nadużywać i poczekać jak mu przejdzie jak nie ma czegoś ważnego.
- No dobra może masz racje. - odpowiedział Stevenem z nie zadowolona mina.
- Oczywiście, że mam. - odpowiedziała Kiazu.


************


Generał Rudy siedzi w swoim gabinecie i podpisuje rozkazy, jak i przegląda inna dokumentacje. Jednocześnie czasami spogląda na stoper chodzący na biurku. Gdzieś na biurku stoi nie dopita kawa, nie dojedzona kolacja, jakieś otwarte ciastka, rogatywka oraz otwarta książka. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - powiedział stanowczo Rudy.
W tym momencie do gabinetu wszedł Kapitan Amis oraz jeden z poruczników. Ma on granatowe włosy do ramion, spięte w niskiego kucyka. Dodatkowo ma lewe oko cyjanowe, a prawe ma puste i szklane z białą źrenicą. Obaj przybysze ubrani są w oficerskie mundury, zgodne z ich rangą.
- Co chcecie? - spytał Rudy.
- Generale, dochodzą do Nas raporty, o rurach wroga. - powiedział porucznik.
- Generale, można prosić o mapę? - spytał Amis.
W tym momencie światło w pomieszczeniu zgasło, a nad biurkiem pojawił się kolorowy hologram przedstawiający cały świat, a kapitan zaznaczając kropki na mapie kontynuował:
- Kilka naprawdę dużych oddziałów z różnych części świata, zmierza nad rów.
- Szykuje się jakaś większa bitwy na różnych obszarach. - powiedział Rudy
- Właśnie podejrzewamy, że czeka Nas jedna potężna bitwa. - wtrącił porucznik.
- Eastiss, rozwiń temat. - odpowiedział Rudy.
- Widzi Pan Generale, obserwujemy ich od dłuższego czasu i wszystkie te oddziały wydaje nam się, że zmierzają plus minus w jedno miejsce. - odpowiedział porucznik.
- A dokładniej tutaj, gdzieś między naszym obozem, a obozem króla Ashgi. - dodał kapitan.
- Za ile tam dotrą? - spytał generał.
- Ciężko powiedzieć, poruszają się bardzo wolno, zupełnie jakby na coś czekali. Ale tym tempem to podejrzewam że lekko około dwóch tygodni może więcej może mniej. Niestety nie wiemy na co ewentualnie czekają albo co ich aż tak spowalnia.- powiedział Amis
- To zdrowe i silne oddziały, tacy ludzie nawet pod złym dowództwem bardzo szybko dotarli by pod rów. - dodał Eastiss.
- Rozumiem, jak duże są te odziały? - zapytał Rudy.
- Między 30 a 50 ludzi, naprawdę niespotykanie potężne. - odpowiedział Amis.
- Rzeczywiście coś knują, trzeba ruszyć naszych informatorów. Musimy się jak najszybciej dowiedzieć na co czekają albo co ich spowalnia oraz co knują. - powiedział Rudy.
- Zajmę się tym. - powiedział Amis.
- Eastiss, jeszcze dzisiaj roześlij szyfrowaną informację, że chce zorganizować zebranie dowodzących obozami przy granicy rowu, po jutrze o 8:00. - powiedział stanowczo Generał.
- Tak jest. - odpowiedział porucznik, po czym pośpiesznie wyszedł z gabinetu.
- Myślisz, że chcą zrobić ostateczną bitwę? - zapytał Amis.
- Stanowczo za małe te oddziały jak na ostateczną walkę. Jeszcze zastanawiam się czy nie są podpuchą. Aby odciągnąć naszą uwagę od czegoś większego. - odpowiedział Rudy.
- W sumie sprawiają, że interesujemy się rowem a nie pałacem i okolicami.
- No właśnie, weź rusz też informatorów z tamtych okolic.
- Tak jest! - odpowiedział Amis, a następnie zapytał: - Odzywali się?
- Nie, nadal cisza.
- To już grubo ponad 12h jak milczą.
- Powiedz mi coś czego nie wiem, Messenger jak i sms czy dowolna inna forma komunikacji również nie działają.
- Zaczynasz się martwić?
- Nie, jeszcze nie mam powodów. Zacznę się martwić bliżej 100 godzin.
- Tak, tak czyli jak dojdziemy do 50 godzin lepiej Cię już nie wkurwiać.
- Za to Ty już się o nich martwisz.
- Ja? Nie! No co Ty …
Na te słowa Rudy przenikliwie i podejrzliwie spojrzał na kapitana.
- No może trochę – powiedział Amis.
- Yhym…
- No dobra trochę bardziej. Wiem, że to dwa bardzo dobre oddziały do zadań specjalnych, ale sam przyznaj, że w obu mamy też najbardziej odwalone akcje do zamiatania pod dywan.
- Nawet nie chce wiedzieć ile Nam nie mówią, w ich przypadku zdecydowanie lepiej wiedzieć mniej, niż więcej. - odpowiedział spokojnie Rudy, przypalając papierosa, na następnie dodał: - To jednak sprawia, że te dwa oddziały są wyjebiście dobre i jak oni nie dadzą rady, to nie mam już praktycznie oddziału który tam pozamiata. Więc lepiej aby się spisali.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wiemy czy dalej żyją po wejściu to tej piekielnej wieży.
- Intuicja mi mówi, że żyją. - odpowiedział pewnie Rudy,a następnie dodał: - Teraz trzeba się jak najszybciej zając ruchami wroga, to jest Nasz priorytet.
- Tak jest!


************


Key’leanem stosunkowo niedawno zaczął swoją warte w komnacie przy ognisku. Doskonale widzi zarówno namiot jak i kanapę na której śpią dziewczyny. Panuje spokój i cisza, błogość. To miejsce doskonale uspokaja i sprawia, że zdecydowanie można się czuć bezpiecznie. Wkrótce do ogniska podeszła mocno zaspana Kiazu, ubrana jedynie w satynową, koronkową i intensywnie czerwoną koszulkę nocną. Jest ona na cienkich ramiączkach i sięga jej do połowy ud.
- W sumie dla takich widoków, sam chciałbym spać w damskiej strefie. - powiedział Key’leanem, gasząc papierosa.
- Myślę, że dla popatrzenia na moje wspaniałe ciało zrobiłbyś znacznie więcej niż spanie w damskiej strefie. - odpowiedziała Kiazu, siadając przy ognisku.
- Prawda. - odpowiedział Key’leanem a po chwili spytał: - Co Cię sprowadza?
- Hmmm… nazwijmy to „przewietrzeniem się”. - odpowiedziała Kiazu przeciągając się.
- Tobie też gorąco podczas spania w tej wieży?
- A no, co by nie mówić, na tym poziomie wieża dba o Nas abyśmy nie zmarzli.
- Zdecydowanie.
- Swoją drogą bardzo fajny był ten Twój atak ognista strzałą, Mocno precyzyjny i dopracowany. Dodatkowo mam wrażenie, hmm… że trzeba odpowiednio moc skontrować aby ten atak był skuteczny i w międzyczasie nie znikł. - pochwaliła Kiazu.
- A dziękuję i masz racje, nazwijmy to wprawą, ale wymaga panowania nad mocą.
- Hmmm…. Twoja strzała trochę kojarzy mi się z wodnym ostrzem mojej siostry. - powiedziała Kiazu, na następnie dodała: - Jeśli chodzi o metodę działania i koncentrowania mocy. Fajne.
- Nie widziałem tego ostrza, ale uwierzę na słowo, chociaż ona to raczej nie walcząca.
- A tu się pewnie zdziwisz, mam taka nadzieję. A ostrza używa też do leczenia.
- A to takie buty. A co do strzały, chętnie Cię jej nauczę.
- Dzięki, sama też popróbuję i dostosuję do siebie. I zobaczysz zaskoczę!
- W to nie wątpię. Już podczas starcia mnie zaskoczyłaś tym odrodzeniem z popiołów i przyjemnym nucącym głosem.
- To nic wielkiego, a nucenie to tekst z piosenki która swego czasu często słuchałam, więc melodia wyuczona, że tak powiem.
- Rozumiem, powiem szczerze, że bardzo wpasowała się w walkę.
- No nie? Czuje jakby była napisana specjalnie dla mnie!
- W sumie, pasuje do Ciebie. Podobał mi się fragment o przyciąganiu wzroku i o paleniu światów.
- Nie dziwie się. Siadły jak złoto i zapadły w pamięć. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
- Kiazu
- Tak mam na imię, co tam?
- A tak lubisz? - Zapytał Key’leanem, po czym nachylił się w kierunku ognistej neczanki, a następnie pocałował ją. Podczas dość namiętnego pocałunku tworzył Jej niewielkie, ogniste „fajerwerki” w buzi, które strzelały w buzi ognistej neczanki.
- Ej, to było fajne! Uczucie podobne do tych strzelających cukierków w buzi tylko bardziej przyjemne. - powiedziała zaskoczona Kiazu, po skończonym pocałunku.
- Ooo, to był pierwszy Twój taki? Nie miałaś nigdy ognistego faceta?
- Miałam i to nie jednego, nawet teraz jestem w otwartym związku z takim jednym ognistym typem, ale żaden nie robił mi takiej „sztuczki” w buzi.
- Ha! I bardzo dobrze i rozumiem, że to lubisz?
- Jestem wstanie to polubić, bo było to przyjemne uczucie. I tak zdecydowanie możesz mi tak od czasu do czasu robić.
- Niezmiernie mnie to cieszy. - odpowiedział Key’leanem z uśmiechem.