"Koncert
w obozie maszyn"
Spore
Vehiculo wylądowało na cudownej nieznacznie zamglonej polanie,
która doskonale kontrastuje z delikatnym słońcem. Na
skraju pobliskiego, mieszanego lasu, stoi
wysoka zbita z pali konstrukcja z przybitą do nich drabiną oraz
drewnianą budka nad ziemią. Obok prostej ambony stoją już dwa
dorosłe inuma, które grzecznie i potulnie czekają na swoich
jeźdźców. Oba mają zaledwie
dwa metry w kłębie i są czarno-biało-beżowe, a na sobie mają
brązowe masywne siodła.
-
Skoczę po aparaty. -stwierdziła Rina udając się do ambony.
-
Spoko, leć ... mam nadzieje, że je dobrze zamontowałam. - odparła
Kiazu wychodząc z smoczej karocy, a po chwili dodała: - Nie
sądzisz, że Sachiner się rozkręca?
-
Balansuje na bardzo cienkiej linii, a kiedy przegina to robi to po to
aby mnie podirytować a następnie szybko powraca na cienką linię.
- odparł chłodno Kurai.
-
Spoko, miałam wrażenie, że dużo z jego zachowania Cię irytuje...
-
Nie jest tego dużo, w dużej mierze on doskonale wie czego nie
robić... i jak działać aby się dobrze "zabawić" i nie
oberwać ...
-
Coś w tym jest, ale mam wrażenie, że ostatnio chyba za dużo sobie
pozwala ...
-
Słuchaj musi się mocno postarać aby przegiąć i zmusić mnie do
interwencji... przywykłem do jego numerów ... a co za tym idzie tak
to może wyglądać ... jednak zapewniam Cię, że jeszcze nie
pozwala sobie za dużo ... spokojnie mam go na oku ...
-
Rozumiem .... to dobrze ... heh pewnie jak zostalibyście zamknięci
gdzieś razem na kilka dni to byście się pozabijali ...
-
To zależy... wiesz nie przepadamy za sobą, z trudem znosimy swoje
towarzystwo, obaj jesteśmy stanowczy ... ale znamy się nie od
dzisiaj ... więc takie spotkanie mogłoby się różnie zakończyć
...
-
Proszę Cię ... gdyby nie Rina to byście się pozabijali już dawno
...
-
Gdyby nie Rina to nie spędzalibyśmy ze sobą czasu...
-
Dobra punkt dla Ciebie. - stwierdziła Kiazu.
-
Mam aparaty, na jednym jest parę mega zdjęć. - wtrąciła Rina
podchodząc.
-
I bardo dobrze, Hetto będzie zadowolony. - odparła radośnie Kiazu,
chowając dwa aparaty do torby, a po chwili dodała: - Dobra Rinka
chodź, jedziemy.
-
Tak ... - odparła niepewnie Rina.
-
A Ty pamiętaj, że Hetto sobie życzy abyś wyruszył dopiero jak
wrócimy do obozu ... - stwierdziła Kiazu, podchodząc do inuma.
-
Pamiętam... - odparł chłodno Kurai.
-
A tak... Hetto powiedział, że dla przykrywki macie się za sobą
stęsknić i pozwala na drobne ... uchybienia od kodeksu ... tylko
macie nie przegiąć ... - konturowała Kiazu wsiadając na wielkiego
psa.
-
Jedzcie już. - odparł chłodno Kurai, kiedy obie neczanki zasiadały
już na wielkich inuma.
Wkrótce
dziewczęta pośpiesznie odjechały z pod ambony, a Kurai spokojnie
usiadł w Vehiculo.
-
Życzy Pan sobie jechać dalej? - spytał woźnica.
-
Nie teraz, dam Ci znać. - odparł chłodno Kurai.
-
Jak Pan sobie życzy.
-
Twój smok pewnie chciałby się napić ... Tam za tą amboną, jest
źródło.
-
O dziękuję, Panu ... za chwilę wracam.
-
Spokojnie mamy czas....
************
-
Zaraz zadzwonię do Hetto i aby nas pokierował. - stwierdziła
Kiazu, jadąc na inuma, a po chwili dodała: - Ale najpierw kilka
informacji...
-
Hmmm... jakich? - odparła spokojnie zaciekawiona Rina.
-
W obozie maszyn będzie dzisiaj wielki koncert ...
-
Fajnie ...
-
Owszem, co prawda nie wiem kto wystąpi, ale może być świetna
zabawa. - odparła Kiazu z uśmiechem, a po chwili dodała: - Kolejną
informacją jest to, że przez koncert mamy obsuwę w naszych
planach, więc pewnie będziesz musiała zająć się z pewnym
uroczym sadystą ...
-
Spoko ... postaram się ... - odparła Rina rumieniąc się.
-
Hehehe ... spokojnie dasz rade... - stwierdziła Kiazu mrugając
okiem, a po chwili dodała: - A teraz opowiadaj co robiłaś z tym
burakiem...
-
Z Sachinerem?
-
No, przecież o nim właśnie mówię...
-
Hmm... dobrze ... ale może najpierw sprawdzimy gdzie jedziemy?
-
A tak ... właśnie ... dzwonie do Hetto... dzięki. - odparła Kiazu
z uśmiechem.
-
Proszę ...
************
Duży,
wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną. Hachi i Otachi
pomagają ustawiać czarne, masywne, głośniki. Natomiast Diuna i
Marsui spinają kable tak aby można było swobodnie chodzić i aby
tony kabli nie poplątały się. Reszta obozu również szykuje
pomieszczenie do zbliżającego się koncertu. Po środku
pomieszczenia stoi Aluf Hetto, który uważnie ogląda poczynania
swoich ludzi. Po chwili do wysokiego oficera podszedł fura kozła, o
czarno-biało-siwym futrze i przymglonych brązowych oczach oraz
długiej brodzie. Jeden jego róg jest beżowy a drugi jest
beżowo-czarny. Już na pierwszy rzut oka widać iż jest to starszy
i stateczny Pan. Ubrany jest on w białą elegancką koszulę i
skórzaną brązową kamizelkę, do tego ma niebieskie jeansy i
brązowe kowbojki oraz kowbojski kapelusz.
-
Moje uszanowanie Panie Jenerale. - odezwał się nagle przybysz,
wyciągając prawą dłoń do Aluf'a. Miał on delikatnie ochrypnięty
i mocno zmęczony głos.
-
Witam, Panie Don Vuohda. - odparł oficer z szacunkiem, jaki ma się
do osób starszych, a po chwili dodał: - Coś potrzeba?
-
Nie nie, tak przyszedłem zobaczyć jak idą przygotowania do koncertu?
- odparł kozioł.
-
Dobrze, niedługo skończymy. - odparł Hetto.
-
Bardzo mnie to cieszy Panie Jenerale... Hmm... A Ci młodzi ludzie
występują przed nami czy po nas?
-
Panie Don Vuohda, z całym szacunkiem, Pan i Pański zespół
jesteście jedynymi wykonawcami dzisiaj, a Ci ludzie tam tylko
szykują scenę.
-
Rozumiem, Panie Jenerale.
-
Tajhal,
zadbaj aby naszym gościom niczego nie brakowało. - stwierdził
nagle Hetto.
-
Oczywiście Oj... Panie Aluf'ie... - odparł spokojnie Tajhal z
tabletem w dłoni.
************
Po
przez trochę błotnistą polanę, jadą dwa spore inuma które
ciągną wózek z dużą, masywną drewnianą skrzynię. Na jednym z
zwierząt siedzi Rina, która spokojnie siedzi i podziwia widoki,
robiąc przy okazji zdjęcia. Tym czasem Kiazu stoi na skrzyni i robi
różne intensywne ćwiczenia.
-
Nie chcesz się przyłączyć? - spytała nagle Kiazu robiąc pompki.
-
Podziękuję, w końcu ktoś musi powozić. - odparła pokornie Rina
z uśmiechem.
-
Hehehe... wiem wiem ... - odparła Kiazu, a po chwili dodała: - Mnie
tam strasznie nudzi ta podróż...
-
To dobrze ... treningi są częścią Ciebie...
-
Hehehe pewnie! - odparła Kiazu robiąc przysiady, a po chwili
dodała: - Dodatkowo nie będę pachnieć olejkami i innymi
pachnidłami... w końcu siedziałyśmy w ambonie przez ostatnie dni
..
-
Fakt ...
-
Heh ... nie wiem co Hetto sobie myślał, ale przecież Ty nie umiesz
ściemniać ... więc szybko się wyda, że byłyśmy w wilii... -
odparła Kiazu, a następnie dodała: - Hmm.. trzeba jednak przyznać,
że nie zdradzasz sekretów ... wiec jestem pewna, że nic nie
powiesz ... ale rozmowy na temat ambony będą kłopotliwe ...
-
Wiem ... - odparła pokornie i trochę smutno Rina, a po chwili
dodała: - Jakoś sobie poradzę ...
-
Hmm... pewnie tak, ale pamiętaj,że póki jesteśmy w obozie maszyn
to nawet nasi nie mogą o tym wiedzieć ...
-
Pamiętam ...
-
Hmm... a właśnie miałaś mi opowiedzieć co robiłaś z tym
burakiem?
-
W sumie nic wielkiego ... byliśmy u Mishela ... później poszliśmy
na spacer nad jezioro ... rozmawialiśmy ...
-
Naprawdę? Kurcze, to bardzo spokojnie jak na jego ...
-
Było miło ... - odparła Rina rumieniąc się.
-
Aha ... brzmi trochę jak "randka w stylu Sachinera" ...
-
To nie była randka ... - odparła mocno czerwona wodna neczanka.
-
Hmm... czy wszystko to co tam się wydarzyło opowiedziałabyś
Kurai'owi?
-
Tak...
-
Hmm... jesteś całkiem pewna w tym co mówisz... - odparł Kiazu,
robiąc brzuszki, a po dłuższej chwili dodała: - Pokusiłabym się
o stwierdzenie, że on traktuje Cię na równi z Ery...
-
Nie ... myślę, że Ery traktuje dużo lepiej ... mnie traktuje
zwyczajnie ...
-
Kochana zwyczajnie, to on traktuje mnie czy Diunę ... ani go ziębimy
ani grzejemy ... widzi nas jak każdą kobietę na świecie ... wiesz
należy nam się szacunek ze względu na płeć, mamy spełniać jego
zachcianki, i mamy czuć się docenione, że on w ogóle na nas
spojrzał ...
-
Sachiner lubi być otoczony pięknymi kobietami i być w centrum
uwagi ...
-
Owszem, a jednocześnie nie lubi podlizywania się ... ale Twoje
szczere komplementy przyjmuje ...
-
Może dlatego, że są szczere ...
-
Wiem wiem ... Kochana on Cie lubi i to wiemy już od dawna i to
sprawia, że jesteś bardzo wysoko u niego w hierarchii i jestem
pewna, że jak zrobiła byś maślane oczy i szczerze o coś
poprosiła to bez mrugnięcia okiem zrobił by to ... jednak... no...
martwię się o Ciebie, i nie chciałabym aby ten burak coś Ci
zrobił ... zwłaszcza, że na moje oko robi się coraz bardziej bezczelny i przy każdym kolejnym spotkaniu przegina coraz bardziej
...
-
Mam obrońców ... - odparła Rina z uśmiechem, a następnie dodała:
- Ufam mu i wiem, że mi nic nie zrobi ... chociaż ...
-
Nie potrafisz przywyknąć do jego "bliskości" i nadal
jesteś sobą a on się tym rajcuje ...
-
Em ... można to tak powiedzieć ... wiesz ... on lubi jak się
rumienie ...
-
Hmm.. a ja bardziej myślałam, że on lubi ten Twój strach w
oczach, który jest ciekawą mieszanką strachu i ufności, który
ozdobiony jest rumieńcami ...
-
Może masz racje ... - odparła bardzo spokojnie Rina.
-
Kochana nie wiem co masz w sobie, ale jesteś dla mnie ogromną
konkurencją ...
-
Przepraszam ...
-
Nie masz za co przepraszać, w końcu to nie Twoja wina, że jesteś
sobą... a to, że faceci to uwielbiają to już inna para kaloszy, a
to sprawia, że nie mogę spocząć na laurach tylko się starać o
uwagę. - odparła Kiazu mrugając okiem.
************
Duży,
wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną, w którym już
wszystko jest gotowe do zbliżającego się koncertu. Hachi, Otachi,
Diuna, Marsui oraz Kashai i Ruln stoją w jednym z rogów sali i
rozmawiają z Aluf'em.
-
Ojciec wszystko zrobione. - stwierdził nagle Kashai.
-
Bardzo dobrze, czyli Don Vuohda może zaczynać koncert. - odparł
Hetto.
-
Jeszcze Kiazu, Rina i Kurai nie wrócili ... - stwierdziła Diuna.
-
Wiem wiem, właśnie Ruln, dziewczyny niedługo powinny przyjechać,
wyjdź po nie proszę. - odparł Hetto.
-
Oczywiście.- odparł Ruln.
-
Aha i weź sobie z dwóch pomocników, ta skrzynia co dziewczyny
wiozą jest dość dzieżka. - stwierdził Hetto.
Na
te słowa Ruln spojrzał na neczan i wkrótce panowie dogadali się
miedzy sobą bez słowa.
-
Jak sobie życzysz, mam nawet dwóch chętnych. - odparł Ruln z
uśmiechem.
-
Aha a co z niespodzianką? - spytał Aluf.
-
Nie odbiera... - stwierdziła Diuna.
-
Jak przyjedzie Kiazu to powiem jej aby to ona zadzwoniła. - odparł
Hachi.
-
Możliwe, że jedzie ... - dodał Otachi.
-
Rozumiem, poczekamy ... w końcu są różne obowiązki. - odparł
oficer.
-
Panie Aluf'ie! - wpadł nagle do hangaru jeden z szeregowych
wojskowych. - Skrzynia przyjechała.
-
Dobrze, dziękuję. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Ruln...
-
Wiem, wiem już idziemy... - odparł spokojnie Ruln, odchodząc i
zabierając ze sobą Hachiego i Otachiego.
-
Aluf'ie czemu wysłałeś na tą misję w ambonie Kiazu a nie mnie?
Ba czemu nie wysłałeś nas trzech? - spytała z ciekawością
Diuna.
-
W ambonie nie mieszczą się więcej niż dwie osoby. - odparł
Kashai.
-
Dokładnie, a pojechała tam Kiazu gdyż musiała ochłonąć oraz
dla obrony. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Umówmy się, że
odkąd dostałaś kulę "Ahales" to świata po za nią nie
widzisz ... a ja potrzebowałem ludzi którzy skupiają się też na
zadaniach ...
-
Kashai! Musiałeś mu mówić? - odparła Diuna.
-
Nie musiał, z mojego okna doskonale widzę Twoja kryjówkę i
doskonale wiem, gdzie się podziewałaś zamiast pracować ...
-
No ... e .... em .... no... - zaczęła dukać zaskoczona Diuna.
-
A ja Cie chwalę. Prawda Ojciec? - odparł Kashai z uśmiechem.
-
Owszem chwalisz, w końcu trening z kulą przynosi efekty, nawet jak
ich nie widać na pierwszy rzut oka. - odparł spokojnie Aluf.
************
Spore
Vehiculo jest zaparkowane na cudownej nieznacznie zamglonej i
chłodnej polanie, która doskonale kontrastuje z zachodzącym już
słońcem i wspaniałymi chmurami, które zwiastują nadejście nocy.
Woźnica pojazdu śpi na koźle. Tym czasem smok spokojnie leży, a
Kurai stoi oparty o pobliskie drzewo. Nagle elektryczny neczanin
podszedł do pojazdu i chłodno, stanowczo i dość głośno
powiedział:
-
Wstawaj! Czas jechać ....
-
Co ... a tak tak ... - odparł nagle gwałtownie obudzony woźnica, a
po chwili dodał: - Proszę nic nie mówić Panu Cusan, że Pana
zawiodłem.
-
Zobaczę ... Jedź już ... - odparł chłodno Kurai wsiadając do
karety.
-
Tak Panie! ... - odparł woźnica startując.
************
Obóz
maszyn przepełniony metalowymi hangarami i kontenerami, oświetlony
pomarańczowym zachodzącym słońcem i otulony chłodnym wiatrem.
Przy wejściu do obozu stoi delikatnie zamyślona Rina. Już na
pierwszy rzut oka widać, że na kogoś czeka.
-
Czemu nie bawisz się na koncercie? - spytał nagle znajomy męski
głos.
-
Mam zadanie przywitać naszego kapitana. - odparła Rina z uśmiechem,
i odwracając się.
W
tym momencie jej oczom ukazał się młody chłopak ubrany w
podstawowy mundur z Ineeven, który do niej podchodzi. Ma on ciemno
brązowe oczy oraz sterczące, nie za długie, niebiesko czerwone
włosy i zieloną bandamkę zawiązaną na czole.
-
Rozumiem, jednak tracisz koncert. - odparł przybysz.
-
Hmm... jeszcze się nie zaczęło ... - odparła nieśmiało Rina.
-
Dobra nie zaczęło się, ale fajnie by było jakbyś zechciała mi
towarzyszyć. - odparł przybysz z uśmiechem.
-
Wybacz Kabarte ... to bardzo miłe ... ale ....
-
No weź ... - stwierdził przybysz podchodząc bliżej, a po chwili
dodał: - Twój kapitan nawet się nie dowie, że po niego nie
wyszłaś ...
Wodna
neczanka nic mu nie powiedziała jedynie nieznacznie się od niego
odsunęła, a Kabarte z uśmiechem splótł swoją dłoń z dłonią
zaniepokojonej neczanki.
-
Może jednak dasz się namówić? - spytał Kabarte.
-
Moja droga tu się przede mną ukrywasz. - wtrącił nagle bardzo
znajomy męski głos.
-
Nie ukrywam się ... - odparła zarumieniona neczanka odsuwając się,
a następnie z radosnymi oczami udała się w kierunku głosu.
W
tym momencie oczom Kabarte, ukazał się wysoki mężczyzna ubrany na
pomarańczowo i tulący neczankę i trzymający w prawym ręku
palącego się papierosa. Wkrótce Ineveeńczyk zobaczył, że
przybysz ma czarne krótkie włosy w lekkim nie ładzie, przepiękne
i stanowcze zielone oczy w odcieniach wody z pionowymi źrenicami.
Dodatkowo zdobią go tygrysie uszy, mały koci nosek oraz ciało
pokryte miłym tygrysim futerkiem i fioletowe gogle na czubku głowy.
Jego podgardle i wspaniałego, umięśnionego torsu, są śnieżno
białe. Natomiast reszta jego widocznego ciała jest brązowo-ruda w
czarne paski.
-
Miło Cie widzieć Aniołku. - stwierdził przybysz.
-
Ciebie również. - stwierdziła radośnie Rina.
-
Ej kolego, to obóz wojskowy... nie upoważnionym wstęp wzbroniony.
- stwierdził nagle Kabarte podchodząc.
-
Widzę kolego, że nie poznajesz kim jestem. Zatem pozwól, że się
przedstawię. - odparł przybysz, a następnie podchodząc, zgasił
papierosa i wyciągając prawą dłoń z uśmiechem powiedział: -
Książę Volaure.
-
Kabarte. - stwierdził Ineveeńczyk, podał mu prawą dłoń, a
następnie zaskoczony i zdezorientowany powiedział: - O rany ...
przepraszam...
-
Spokojnie. - odparł Volaure z uśmiechem, a następnie nachylił się
i powiedział cicho a zarazem stanowczo, Kabarte na ucho: - Ona
jest dziewczyną mojego Brata, więc przyjaźnij się a nie podrywaj.
-
Em ... co księcia tutaj sprowadza? - spytał oniemiały Kabarte.
-
To i owo. - odparł Volaure z uśmiechem mrugając okiem, a następnie
dodał: - Zobaczysz kolego czy nie ma Cię na koncercie?
-
Tak, tak ... do zobaczenia Rina. - odparł Kabarte odchodząc.
-
Do zobaczenia. - odparła nieśmiało Rina, rumieniąc się.
-
Wydaje się być miły. - stwierdził Volaure.
-
Jest miły ... ale ... ale chyba chciałby czegoś więcej ...
-
Spokojnie przestanie chcieć ... to pewnie chwilowe. - odparł
władca mrugając okiem.
************
Duży,
wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną, w żołnierze
stoją w większości przy arenie i czekają na rozpoczęcie
wspaniałego koncertu. Hachi, Otachi, Diuna, Kiazu, Marsui oraz
Kashai i Ruln znajdują się tuż pod sceną. Tym czasem Hetto oraz
Tajhal stoją koło wejścia i rozmawiają. Nagle do rozmawiających
oficerów podszedł Kabarte i powiedział:
-
Przepraszam, że przeszkadzam mam ważne pytanie.
-
Jakie? - zaciekawił się Tajhal.
-
Czy książę Volaure ma brata? - spytał Kabarte.
-
Mi nic o tym nie wiadomo. - odparł Tajhal.
-
O ile dobrze pamiętam to tak ma Brata. - dodał Hetto, a po chwili
dodał: - Czemu pytasz?
-
Z ciekawości ... - odparł Kabarte, a następnie dodał: - Dziękuję.
Po
tych słowach Kabarte spokojnie odszedł i w mieszał się w tłum
żołnierzy.
-
To jak Panowie zaczynamy? - spytał nagle Volaure.
-
Nie książę, Don Vuohda i jego kapela potrzebują jeszcze chwili do
pełnego przygotowaniu. - odparł Aluf.
-
Rozumiem, to ja idę wmieszać się w tłum. - odparł spokojnie
Volaure.
-
Książę, przepraszam czy mogę zadać pytanie? - spytał Tajhal.
-
Kolego już pytasz... no dajesz. - odparł Volaure.
-
Przepraszam książę, za to osobiste pytanie. Powiedz mi czy masz
rodzeństwo? - spytał Tajhal.
-
Owszem, posiadam rodzeństwo. I od razu zaspokoję Twoją ciekawość,
mam młodszego Brata. - odparł spokojnie Volaure, ubrany w
pomarańczowy T-shirt i spodnie.
-
Czyli Ojciec dobrze pamiętał .. - odparł Tajhal pod nosem.
-
To wszystko? - odparł Volaure.
-
Tak książę, dziękuje i już nie zatrzymuję. - stwierdził
pokornie Tajhal.
************
Obóz
maszyn przepełniony metalowymi hangarami i kontenerami, oświetlony
złocisto czerwonym zachodzącym słońcem i otulony bardzo chłodnym
wiatrem. Przy wejściu do obozu stoi Rina opatulona pomarańczową
bluza na długi rękaw. Neczanka bardzo uważnie i z błyszczącymi
oczami czeka aż wielki granatowy smok kareta wyląduje. Wkrótce
ogromne Vehiculo wylądowało, a następnie tuż po wysiąknięciu
elektrycznego neczanina, odleciało. Silny podmuch wiatru, powstały
przy tym sprawił, że w koło zrobiło się jeszcze bardziej
chłodno.
-
Witaj... miło Cię widzieć ... - stwierdziła pokornie Rina,
podchodząc do ukochanego, który nic jej nie odpowiedział.
Następnie wodna neczanka szczerze i mocno przytuliła się do
ukochanego, który odwzajemnił uścisk.
-
To bluza Volaure? - spytał chłodno Kurai.
-
Tak ... - odparła spokojnie Rina z delikatnym uśmiechem i
nieznacznym rumieńcem.
-
Chodźcie, koncert się zaczyna. - stwierdził nagle Hetto
podchodząc.
-
Idziemy. - odparł chłodno Kurai.
-
No brawo nie przesadziłeś i jesteś grzeczny. - odparł cicho Hetto
z uśmiechem, do przechodzącego obok neczanina.
-
Nie prowokuj mnie ... - odparł chłodno i stanowczo
Kurai,przechodząc z ukochaną hangaru.
-
Dobra, dobra ... spokojnie. - stwierdził Hetto.
-
On może i jest "grzeczny" a ja już nie do końca. -
wtrącił Volaure podchodząc do elektrycznego neczanina i nachylając
się w jego kierunku oraz stanowczo się zbliżając. Po chwili kiedy
ich usta prawie się zetknęły, Kurai nieznacznie odwrócił głowę
w lewo. Na ten gest książę uśmiechnął się i zaprzestał
swojego działania mówiąc:
-
Miło Cię widzieć.
-
Ciebie również. - odparł Kurai, a następnie przywitał się z
władca powitaniem z Zekeren.
-
Książę, to nie stosowne. - wtrącił Aluf.
-
Oj przestań, przecież nic się nie stało, a to była jedynie nie
winna zabawa. - odparł Volaure z uśmiechem.
-
Widziałem. - odparł Hetto.
-
Co Cie sprowadza? - spytał Kurai.
-
Kochani, idźcie na koncert, a ja zaraz przyjdę i wtedy pogadamy . -
stwierdził Volaure.
-
Jak sobie chcesz. - odparł chłodno Kurai, a następnie wraz z
ukochaną wszedł do hangaru.
Kiedy
tylko znikli z pola widzenia, Volaure stanowczo powiedział:
-
Hetto, stanowczo za bardzo się czepiasz i naciągasz strunę, która
niebawem pęknie i będziesz miał kłopoty w obozie.
-
Książę z całym szacunkiem, mam inne bardziej radykalne poglądy i
wypełniam rozkazy. - odparł Aluf.
-
Tak, tak wiem. Jednak myślę, że trochę luzu by Ci nie
zaszkodziło. - odparł Volaure a po chwili dodał: - Posłuchaj,
ograniczając całemu obozowi drobne przyjemności ryzykujesz, że
opadną morale oraz, że w końcu ktoś bardzo narozrabia i będziesz
miał przerąbane.
-
Książę, dobrze wiesz, że nie mogę im pozwolić na rozpustę!
-
Hetto, nie mówię, że masz pozwalać już na nie wiadomo jaką
rozpustę, ale odrobina swobody dobrze im zrobi. - odparł władca, a
następnie dodał: - Nie każe tez Ci wszystkiego tolerować, jednak
nie możesz im wszystkiego zabraniać, gdyż to wywołuje jedynie
spięcia.
-
Nie chce tutaj obozu Kubów.
-
Spokojnie, jak przymkniesz oko na pewne drobne sprawy to nic złego
się nie stanie, wręcz przeciwnie to wyjdzie wszystkim na dobre. -
stwierdził książę, a następnie odchodząc spokojnie dodał: -
Przemyśl to i znajdź złoty środek ... dzięki temu Ty będziesz
spokojniejszy a Twoi ludzie będą szczęśliwsi, a to bardzo dobrze
zrobi całemu obozowi ...
Tym
czasem w hangarze, stary kozioł zaczął grać na banjo skoczną i
rytmiczną melodię, która bez trudu zaczyna porywać wojskowych do
ruszania się, a nawet tańczenia.