"....
Brudna woda,
a mogło być tak pięknie ..."
Wczesnym
rankiem w namiocie dziewczyn, panuje delikatnie zaspana i leniwa
atmosfera. Diuna dogorywa jeszcze w łóżku, leżąc i przymykając
jeszcze oczy. Kiazu, ubrana w cienką, jedwabną koszulkę nocną na
ramiączka. siedzi po turecku, z przykrytymi nogami i ziewając
przeciera zaspane, lśniące, czerwone oczy i przeciągając się.
Kurai ubrany już w swoją wersje munduru siedzi na łóżku swojej
ukochanej, opierając przedramiona na kolanach. Tymczasem Rina
opatulona w koc, przytula się do pleców ukochanego, jednocześnie
go obejmując. Natomiast Hachi i Otachi, również w mundurach,
zasiadają blisko ściany i opierają się o nią i w sumie jeszcze
śpią na siedząco.
-
Zieeew .... Ziom po kiego tak wcześnie? - spytał niewyspany Hachi
ziewając.
-
Ziom ta godzina to stanowczo za wcześnie ... zieeeeew ... - dodał
Otachi również ziewając.
-
Rudy kazał abyśmy ruszyli w drogę, do obozu maszyn i nie
nadużywali gościnności bosmana. - odpowiedział chłodno Kurai.
W
ten do namiotu wszedł Caeci, który rozejrzał się po pomieszczeniu
(może wydać się to dziwne ale ten przybysz z Konware, dzięki
swojej psychicznej mocy widzi kształtne pola mocy, w związku z tym
np. Kiazu widzi jako płomień, ale nie widzi nic więcej.) a
następnie powiedział:
-
Witajcie.
-
Siema Caeci... - stwierdzili zgodnie bracia.
-
Hejo ... -dodała Kiazu.
-
Witaj. - dopowiedziała Rina.
-
Cześć ... ja jeszcze nie wstaje ... - odparła Diuna chowając się
pod koc.
-
Spokojnie dzisiaj, nie będę Cię już męczył... - odparł
przybysz.
-
To dobrze ... - odparła Diuna.
-
Ziom to co Cię do nas sprowadza? - spytał Hachi przeciągając się.
-
Szukam Waszego dowódcy. - odparł stanowczo Caeci.
-
Siedzi tam koło Riny. - odparła Kiazu, odruchowo pokazując palcem.
Na
te słowa wojownik przekręcił głowę w lewo i niestety widział
jedynie błękitno-niebieską aurę Riny, więc przez chwilę patrzył
z niedowierzaniem.
-
To mnie szukasz.. - odezwał się chłodno Kurai podnosząc się.
-
Czuję i słyszę, że jesteś jednak ...- chwilowo zmienił temat
przybysz, jednak w trakcie rozmowy Kurai uwolnił swoją aurę i
Caeci zobaczył żółto-białą elektryczną aurę, i do kończył:
- Dziękuję, czuję dyskomfort rozmawiając z kimś kiedy go nie
widzę.
-
Do rzeczy. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Kapitanie, Bosman Saqie chce Cie natychmiast widzieć. - odparł z
pokorą Caeci.
W
tym momencie Kurai, ponownie ukrył swoją energię i bez słowa
wyszedł z namiotu, a niewidomy przybysz powiedział:
-
On ma strasznie tajemniczą i chłodną energie.
-
Cały Kurai ... - odparła Kiazu.
-
Ziom, nie przejmuj się on taki już jest. - dodał Otachi.
-
A mnie ciekawi co Saqie od niego chce? - dopowiedział Hachi.
-
Niestety nie wiem, ale Bosman był wyraźnie poddenerwowany. - odparł
Caeci, a następnie dodał:- A Wy co tak wcześnie na nogach?
-
Kto na nogach ten na nogach ... - wymamrotała Diuna.
-
Zbieramy się do wymarszu, musimy ruszyć dalej... - odparł Otachi.
-
Słyszę, że bardzo Wam się chce ... - stwierdził wojownik z
Konware.
-
Bez obrazy ale mi się chce ruszyć! - odparła energicznie Kiazu.
-
Tylko jest stanowczo za wcześnie. - dodała Diuna.
-
Hmmm... tak to dobry argument, na ociąganie się. - odparł Caeci.
************
Obok
podłużnego, morsko-zielonego namiotu stoi bosman Saqie i pali
papierosa, obok niego stoi elektryczny neczanin. Panowie wydając się
być delikatnie nie obecni, ale mimo wszystko rozmawiają ze sobą.
-
Dzięki Twojej rozmowie z Caeci, dowiedziałem się, że władasz
elektrycznością. - stwierdził Saqie, po czym dodał: - Co sprawia,
że Was jest tak mało na świecie?
-
Nie wiesz? Bo te moce wywodzą się z braku duszy... - odparł
chłodno Kurai
-
Obserwując Ciebie mam rażenie, że to prawda ...
-
Jeszcze nic o mnie nie wiesz ... - odparł stanowczo i wręcz
lodowato neczanin.
W
tym momencie bosman z trudem przełknął ślinę, a jego ciało
przeszyły zimne i nieprzyjemne ciarki, a coś w głębi umysłu
podpowiadało mu aby nie kontynuować tego rematu.
-
Chifuin ładnie pogrywa... zniszczyć obóz maszyn pod dowództwem
generała Afero, to nie lada wyzwanie ... zwłaszcza, że smoki nigdy
nie dorównają maszynom- stwierdził palący Saqie.
-
Dobrze ułożone smoki, dorównują maszynom bojowym, a jak ma się
ich małe stado, to nawet najlepszy obóz może nie podołać. -
odparł chłodno Kurai.
-
Słuchaj jesteś jeszcze bardzo młody i jak widzę, nie znasz się
na smokach i smoczych jeźdźcach, wiec Ci coś powiem. - stwierdził
ochrypłym głosem Saqie a następnie dodał: - Najlepszą armię
smoczych jeźdźców, miało Zekeren, które organizowało też
turnieje walk smoków. Mniejsza, słuchaj wytresowanie smoka to
ogromna sztuka, która udaje się tylko nie licznym, a posiadanie
powietrznej armii to wręcz nie realna sprawa, no chyba, że Zekeren
nas zdradziło ...
-
Nie musiało, na Desteoms było przynajmniej pięciu dobrych
ujeżdżaczy smoków, którzy są wstanie wyszkolić kolejnych. -
odparł twardo Kurai.
-
Nawet jeśli miałbyś mieć rację to i tak maszyny by ich powaliły
...
-
Król Ashga mówił, że obóz maszyn praktycznie nie posiadał
jednostek bojowych...
-
Ale to i tak nie usprawiedliwia ich porażki ... hmm... mówiłeś o
małym stadzie więc sugerujesz, że ich napadło z 20 osobników? To
absurd, nie dali rady by zgromadzić tylu jeźdźców.
-
Owszem, tu masz racje tylu nie mogli ich sprowadzić, jednak małe
stado smoków to trzy może cztery osobniki, które działały z
zaskoczenia i według jakiegoś planu ...
-
Heheheh ... Dzieciaku, nie rozśmieszaj mnie ... - odparł śmiejący
się bosman.
-
Wiem co mówię .... - odparł chłodno Kurai.
-
Młody obóz maszyn musiały zaatakować potężne siły i pogódź
się z tym ... Jesteś bardzo młody i jeszcze wiele musisz się
nauczyć, życie nie jest takie proste jak Ci się wydaje.
W
tym momencie Kurai bez słowa i z rękami w kieszeniach odszedł od
rozbawionego i palącego bosmana, który nie dowierza, że atak na
obóz maszyn się powiódł. W końcu smoki nie dorównują maszynom
bojowym.
************
Rankiem
Zekereński książę w końcu znalazł czas na przyjemny odpoczynek
w powabnym kobiecym towarzystwie. Nagi Volaure, ubrany jedynie w
biały ręcznik, zakrywający biodra, jak i jego męski akt,
swobodnie zasiada w drewnianej, parnej saunie, gdzie jego puszyste
umięśnione ciało przyjemnie lśni i przykuwa uwagę. Obok niego
zasiada lekko potargana powabna dziewczyna, o blond włosach z
granatowymi odrostami i czerwonymi pasemkami, sięgającymi zaledwie
do ramion, pomarańczowo-rudych oczach, krągłych ponętnych
kształtach, skrywanych pod długim białym ręcznikiem oraz zadbanej
delikatnie błękitnej cerze.
-
Mrrrr.... jestem gotowa na więcej .. - wymruczała kobieta,seksownym
krokiem zasiadając na silnych kolanach władcy.
-
Hmmm.... to działaj ... - odparł spokojnie władca.
Na
te słowa kobieta z Konware, o ewidentnie farbowanych włosach,
objęła księcia, a następnie bardzo głęboko i namiętnie
pocałowała go w usta, pieszcząc jego podniebienie, swoim zwinnym
językiem, a sam Volaure nie pozostał jej dłużny i obejmując
rozgrzane ciało, delikatnie pieścił kobiecie kształty
towarzyszki.
W
ten rozległo się donośne pukanie do drewnianych drzwi sauny, a
książę z towarzyszką zaprzestali wspólnych pieszczot, a
następnie władca przewracając oczami powiedział:
-
Proszę.
-
Panie, najmocarniej przepraszam, że przeszkadzam - odarł pokornie
sługa delikatnie uchylając drzwi, a następnie niepewnie dodał: -
Panie, od godziny ciągle wydzwania pański telefon.
-
Daj go, proszę. - odparł stanowczo Volaure.
Na
te słowa sługa pokornie wszedł do środka i wręczył
roznegliżowanemu władcy jego telefon. Władca szybko przejrzał nie
odebrane połączenia, a następnie podnosząc się, powiedział:
-
Ksichi poczekaj tu na mnie chwilę, odwonię w jedno miejsce i
wracam.
-
Na pewno wrócisz? Przecież bawiliśmy się zaledwie dwa razy... -
odparła kokieteryjnie kobieta.
-
Nie narzekaj, mógł Ci się trafić raz ... albo wcale... - odparł
Volaure z uśmiechem, wychodząc i zamykając drzwi do sauny.
************
Wczesnym
przedpołudniem neczanie pospiesznie wyruszyli w kierunku
zrujnowanego obozu maszyn. Oddział specjalny szybko dodarł pod
lodową pustynię gdzie wiał bardzo silny zimny wiatr, na całe
szczęście ich z pozoru cienkie i letnie mundury spokojnie
wytrzymują taką temperaturę. Nasi bohaterowie brodząc w lśniącym
białym śniegu prawie po kolana, nie odmówili sobie doskonałej
zabawy i zaciekłej wojny na śnieżki, oraz przyjemnej sesji
zdjęciowej. Jednak jednocześnie mimo wszystko podążają dalej do
przodu i nie przeszkadzają im nawet marznące dłonie.
-
Kurai dołącz do nas! - stwierdził radośnie Otachi.
-
Wrzuć trochę na luz i się zabaw! - dodała Kiazu.
-
Ziom, no chodź .. - dodał Hachi.
Kurai
jednak nic się nie odzywał, tylko z rękami w kieszeniach szedł
spokojnie przed siebie. Jednak Kiazu i chłopaki potraktowali to jak
wyzwanie i co i rusz rzucali śnieżkami również w elektrycznego
przyjaciela, przy okazji nadal dobrze się bawiąc. W końcu całym
tym ferworze neczańskie rodzeństwo do szaleńczej zabawy wciągnęło
nawet Kurai'a, który na co dzień unika zabawy. Okrągłe, puszyste
śnieżne kule latają i sprawiają wiele radości oraz uśmiechu. Po
dłuższej chwili i po dobrych paru kilometrach szczęśliwi i
rozbawieni neczanie, uśmiechając się usiedli na śniegu.
-
HAHA! Udało się! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, przybijając
piątki braciom i radośnie rzucając się na śnieg.
-
Ziom, nam się nie da odmówić. - dodał Hachi szczerząc kły.
-
Stary, wreszcie wrzuciłeś na luz - dopowiedział Otachi z
uśmiechem.
-
Zabawa z nami, dobrze Ci zrobiła ... - wtrąciła delikatnie i
przyjaźnie Rina, robiąca zdjęcia.
-
Owszem. - odparł spokojnie Kurai z delikatnym uśmiechem.
-
To niecodzienny widok. - dodała Diuna.
-
Hmm.... wcale nie ... - odparła Rina rumieniąc się.
-
Tak oczywiście ... jeszcze mi powiesz, że ...
-
Diuna nie kończ, nie psuj chwili. - wtrącił Hachi, przerywając
siostrze wypowiedź.
-
Właśnie siora, przyznaj, że fajna zabawa była. - dodał Otachi.
-
Było ekstra! - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem.
-
Niech Wam będzie... dobrze tu się zgodzę. - odparła Diuna.
-
Dobra, czas ruszać dalej. - wtrącił chłodno Kurai, wstając.
-
Ej! No wiesz co? - narzekała Kiazu.
-
Ziom, a możemy podróżować, dalej się bawiąc? - spytał Otachi.
-
Tak, róbcie co chcecie, tylko byśmy poruszali się dalej. - odparł
Kurai, ruszając powoli do przodu.
-
Dzięki Ziom! - dodał radośnie Hachi, a następnie dodał: -
Według mapy dalej musimy iść prosto.
-
Heheh... a ja strawię, że zboczysz z kursu! - stwierdziła radośnie
Kiazu, rzucając śnieżką w brata.
************
Neczanie
nadal podróżują po świecie Sakai Dagaal aby dostać się do obozu
maszyn. Tym razem prosto z lodowej, śnieżnobiałej pustyni
zawędrowali do gęstego lasu, o bardzo wysokiej roślinności.
Drzewa w tym niezwykłym lesie mają gładkie, ostro zakończone,
jasno zielone liście, a pnie i gałęzie spętane są licznymi
przeróżnymi ciemnozielonymi lianami, które pną się aż po czubki
ogromnej roślinności. Natomiast na pniach
niższych drzew rosną mchy, paprocie i kolorowe orchidee,
kuszące swym niespotykanym zapachem i oszałamiającymi kolorami.
Palące słońce niemiłosiernie praży i przypieka, pomimo wszech
ogarniającego cienia. Suchość
w gardle, mokre lepiące się ubrania i przepocone ciała to
najprzyjemniejsze z tego co oferuje to gorące i zalesione miejsce.
-
Rany co za upał... - stwierdziła Diuna.
-
E tam przyjemnie jest, chociaż fajniej było na pewnej pustynii gdzie szukaliśmy ognistego golema. - stwierdziła entuzjastycznie
Kiazu.
-
Fajniej bo szukałaś golema? - spytał Otachi.
-
Też, ale przede wszystkim było znacznie goręcej ... -
odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
-
Ty chyba pochodzisz z piekła... - dodał Hachi.
-
E tam piekło przy niej jest zamarznięte ... - dopowiedziała Diuna.
-
Heheh, coś w tym jest. - zaśmiała się Kiazu, a następnie z
determinacją dodała: - W sumie odkąd Ignis stał się moją bestią
moja odporność na gorąco znacznie wzrosła, czasem odnoszę
wrażenie, że nawet kąpiel w ciekłej lawie by mi nie zaszkodziła.
W
ten przed naszymi bohaterami wśród roślinności, pojawił się
rozległy podmokły teren, którego w żaden sposób nie dało się
ominąć, a co za tym idzie neczanie, którzy bardzo nie chętnie i z
obrzydzeniem weszli do paskudnej wody, gdyż zostali do tego
zmuszeni. Z braku innej drogi do obozu maszyn nasi przyjaciele
ostrożnie podróżują w mulistej zielono-brązowej wodzie, w
której nie widać dna i która póki co sięga im do kolan.
-
Feee ... to wygląda jak ścieki ... - narzekała Diuna.
-
Dobrze, że przynajmniej nie śmierdzi jak one... - dodała Kiazu, a
po chwili dodała Hachi długo będziemy brodzić w tej wodzie?
-
W tej ... jakieś 20 kilometrów... - odparł Hachi przeglądając
mapę.
-
Zajebiście - narzekała dalej Diuna, przewracając oczami.
-
Hachi pokaż mi gdzie po drodze do obozu maszyn można rozbić
obozowisko. - wtrącił twardo Kurai, podchodząc do Hachiego.
-
Już Ci pokazuję Ziom. - stwierdził Hachi, a następnie dodał: -
Zobacz według mapy za około piętnaście kilometrów, jak skręcimy
na południe i pójdziemy jakieś 5-6 kilometrów to jest zaznaczone
miejsce do obozowania na drzewach, a tutaj za 20 kilometrów w
prostej linii .... o tutaj ... będzie nazwijmy to wyspa na której
można rozbić obóz.
-
A ewentualne miejsca na następny obóz? - spytał Kurai.
-
Ziom, dalej to za dobre 85 kilometrów od tej wyspy na tych skałach
jest wioska ... a potem nie ma już oznaczonych miejsc aż do obozu
maszyn.
-
To kieruj nas na wyspę. ~ odparł twardo Kurai, po chwili namysłu.
-
Spoko Ziom, to zapraszam tędy. - odparł Hachi ruszając dziarsko do
przodu.
-
Kurai dlaczego wybrałeś wyspę a nie bezpieczne drzewa? - spytała
dociekliwie Diuna.
-
Ponieważ, wybierając obóz na drzewach, jutro będziemy musieli
nadłożyć trasy. - odparł twardo Kurai, a następnie dodał: - A
udając się na wyspę nie musimy tego robić.
-
Tak to rozumiem, ale dlaczego tak pędzimy? Sam mówiłeś, że Rudy
powiedział, że mamy się nie śpieszyć. - dodała Diuna.
-
Mówiłem już. Obóz maszyn został zaatakowany i Rudy kazał nam
jak najszybciej udać się tam i pomóc w odbudowie. - odparł
chłodno Kurai.
-
A no tak było coś takiego ... dobra o nic nie pytałam ... -
odparła Diuna wzruszając ramionami.
-
Uważajcie, ta woda może być głębsza niż myślimy. - dodał
Hachi.
Na
te słowa Diuna, postanowiła czegoś spróbować, czegoś czego
jeszcze nie miała okazji przetestować w terenie. Psychiczna
neczanka skupiła się i wkrótce zaczęła używać mocy, której
nauczył jej niewidomy nauczyciel. Po chwili Diuna widziała jak w
negatywie i brudna woda znikła, a na jej miejscu dziewczyna widziała
błękitno-zielone dno.
-
Ej słuchajcie mogę nas poprowadzić tak abyśmy się nie skąpali w
tym syfie. - stwierdziła dumnie Diuna.
-
Widzisz dno? - spytał Otachi.
-
Ba widzę każdą najmniejsza nie równość, każdy korzeń czy
kamień. - odparła entuzjastycznie i pewnie Diuna, a następnie
dodała: - Oby tylko była płytka ścieżka.
-
No proszę, mój zmysł ziemi ma konkurencje. - odparł Hachi.
-
Słucham? - spytała Diuna.
-
Nic nic ... baw się dobrze. - odparł Hachi z wrednym uśmiechem.
-
Ej! do czego pijesz? - spytała Diuna, a następne wpadła w dołek i
cała skąpała się w mulistej wodzie. Następnie tuż po tym jak ją
wyciągnięto stwierdziła: - No świetnie ...
-
Hehehe... to ja nie wiem czy chce podążać za Tobą. - śmiał się
Hachi.
-
O Siora świetnie widzisz. - dodał Otachi.
-
Haha, bardzo śmieszne! - odparła Diuna i nie przejmując się
zbytnio docinkami braci dalej ruszyła w trasę.
W
tym momencie Kiazu sprzędła swoim braciom po bolesnych mukach w
ramiona, a następnie pewnie i zaufaniem, udała się za siostrą.