poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Epizod 190



".... Brudna woda,
 a mogło być tak pięknie ..."


Wczesnym rankiem w namiocie dziewczyn, panuje delikatnie zaspana i leniwa atmosfera. Diuna dogorywa jeszcze w łóżku, leżąc i przymykając jeszcze oczy. Kiazu, ubrana w cienką, jedwabną koszulkę nocną na ramiączka. siedzi po turecku, z przykrytymi nogami i ziewając przeciera zaspane, lśniące, czerwone oczy i przeciągając się. Kurai ubrany już w swoją wersje munduru siedzi na łóżku swojej ukochanej, opierając przedramiona na kolanach. Tymczasem Rina opatulona w koc, przytula się do pleców ukochanego, jednocześnie go obejmując. Natomiast Hachi i Otachi, również w mundurach, zasiadają blisko ściany i opierają się o nią i w sumie jeszcze śpią na siedząco.
- Zieeew .... Ziom po kiego tak wcześnie? - spytał niewyspany Hachi ziewając.
- Ziom ta godzina to stanowczo za wcześnie ... zieeeeew ... - dodał Otachi również ziewając.
- Rudy kazał abyśmy ruszyli w drogę, do obozu maszyn i nie nadużywali gościnności bosmana. - odpowiedział chłodno Kurai.
W ten do namiotu wszedł Caeci, który rozejrzał się po pomieszczeniu (może wydać się to dziwne ale ten przybysz z Konware, dzięki swojej psychicznej mocy widzi kształtne pola mocy, w związku z tym np. Kiazu widzi jako płomień, ale nie widzi nic więcej.) a następnie powiedział:
- Witajcie.
- Siema Caeci... - stwierdzili zgodnie bracia.
- Hejo ... -dodała Kiazu.
- Witaj. - dopowiedziała Rina.
- Cześć ... ja jeszcze nie wstaje ... - odparła Diuna chowając się pod koc.
- Spokojnie dzisiaj, nie będę Cię już męczył... - odparł przybysz.
- To dobrze ... - odparła Diuna.
- Ziom to co Cię do nas sprowadza? - spytał Hachi przeciągając się.
- Szukam Waszego dowódcy. - odparł stanowczo Caeci.
- Siedzi tam koło Riny. - odparła Kiazu, odruchowo pokazując palcem.
Na te słowa wojownik przekręcił głowę w lewo i niestety widział jedynie błękitno-niebieską aurę Riny, więc przez chwilę patrzył z niedowierzaniem.
- To mnie szukasz.. - odezwał się chłodno Kurai podnosząc się.
- Czuję i słyszę, że jesteś jednak ...- chwilowo zmienił temat przybysz, jednak w trakcie rozmowy Kurai uwolnił swoją aurę i Caeci zobaczył żółto-białą elektryczną aurę, i do kończył: - Dziękuję, czuję dyskomfort rozmawiając z kimś kiedy go nie widzę.
- Do rzeczy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Kapitanie, Bosman Saqie chce Cie natychmiast widzieć. - odparł z pokorą Caeci.
W tym momencie Kurai, ponownie ukrył swoją energię i bez słowa wyszedł z namiotu, a niewidomy przybysz powiedział:
- On ma strasznie tajemniczą i chłodną energie.
- Cały Kurai ... - odparła Kiazu.
- Ziom, nie przejmuj się on taki już jest. - dodał Otachi.
- A mnie ciekawi co Saqie od niego chce? - dopowiedział Hachi.
- Niestety nie wiem, ale Bosman był wyraźnie poddenerwowany. - odparł Caeci, a następnie dodał:- A Wy co tak wcześnie na nogach?
- Kto na nogach ten na nogach ... - wymamrotała Diuna.
- Zbieramy się do wymarszu, musimy ruszyć dalej... - odparł Otachi.
- Słyszę, że bardzo Wam się chce ... - stwierdził wojownik z Konware.
- Bez obrazy ale mi się chce ruszyć! - odparła energicznie Kiazu.
- Tylko jest stanowczo za wcześnie. - dodała Diuna.
- Hmmm... tak to dobry argument, na ociąganie się. - odparł Caeci.


************

Obok podłużnego, morsko-zielonego namiotu stoi bosman Saqie i pali papierosa, obok niego stoi elektryczny neczanin. Panowie wydając się być delikatnie nie obecni, ale mimo wszystko rozmawiają ze sobą.
- Dzięki Twojej rozmowie z Caeci, dowiedziałem się, że władasz elektrycznością. - stwierdził Saqie, po czym dodał: - Co sprawia, że Was jest tak mało na świecie?
- Nie wiesz? Bo te moce wywodzą się z braku duszy... - odparł chłodno Kurai
- Obserwując Ciebie mam rażenie, że to prawda ...
- Jeszcze nic o mnie nie wiesz ... - odparł stanowczo i wręcz lodowato neczanin.
W tym momencie bosman z trudem przełknął ślinę, a jego ciało przeszyły zimne i nieprzyjemne ciarki, a coś w głębi umysłu podpowiadało mu aby nie kontynuować tego rematu.
- Chifuin ładnie pogrywa... zniszczyć obóz maszyn pod dowództwem generała Afero, to nie lada wyzwanie ... zwłaszcza, że smoki nigdy nie dorównają maszynom- stwierdził palący Saqie.
- Dobrze ułożone smoki, dorównują maszynom bojowym, a jak ma się ich małe stado, to nawet najlepszy obóz może nie podołać. - odparł chłodno Kurai.
- Słuchaj jesteś jeszcze bardzo młody i jak widzę, nie znasz się na smokach i smoczych jeźdźcach, wiec Ci coś powiem. - stwierdził ochrypłym głosem Saqie a następnie dodał: - Najlepszą armię smoczych jeźdźców, miało Zekeren, które organizowało też turnieje walk smoków. Mniejsza, słuchaj wytresowanie smoka to ogromna sztuka, która udaje się tylko nie licznym, a posiadanie powietrznej armii to wręcz nie realna sprawa, no chyba, że Zekeren nas zdradziło ...
- Nie musiało, na Desteoms było przynajmniej pięciu dobrych ujeżdżaczy smoków, którzy są wstanie wyszkolić kolejnych. - odparł twardo Kurai.
- Nawet jeśli miałbyś mieć rację to i tak maszyny by ich powaliły ...
- Król Ashga mówił, że obóz maszyn praktycznie nie posiadał jednostek bojowych...
- Ale to i tak nie usprawiedliwia ich porażki ... hmm... mówiłeś o małym stadzie więc sugerujesz, że ich napadło z 20 osobników? To absurd, nie dali rady by zgromadzić tylu jeźdźców.
- Owszem, tu masz racje tylu nie mogli ich sprowadzić, jednak małe stado smoków to trzy może cztery osobniki, które działały z zaskoczenia i według jakiegoś planu ...
- Heheheh ... Dzieciaku, nie rozśmieszaj mnie ... - odparł śmiejący się bosman.
- Wiem co mówię .... - odparł chłodno Kurai.
- Młody obóz maszyn musiały zaatakować potężne siły i pogódź się z tym ... Jesteś bardzo młody i jeszcze wiele musisz się nauczyć, życie nie jest takie proste jak Ci się wydaje.

W tym momencie Kurai bez słowa i z rękami w kieszeniach odszedł od rozbawionego i palącego bosmana, który nie dowierza, że atak na obóz maszyn się powiódł. W końcu smoki nie dorównują maszynom bojowym.

************

Rankiem Zekereński książę w końcu znalazł czas na przyjemny odpoczynek w powabnym kobiecym towarzystwie. Nagi Volaure, ubrany jedynie w biały ręcznik, zakrywający biodra, jak i jego męski akt, swobodnie zasiada w drewnianej, parnej saunie, gdzie jego puszyste umięśnione ciało przyjemnie lśni i przykuwa uwagę. Obok niego zasiada lekko potargana powabna dziewczyna, o blond włosach z granatowymi odrostami i czerwonymi pasemkami, sięgającymi zaledwie do ramion, pomarańczowo-rudych oczach, krągłych ponętnych kształtach, skrywanych pod długim białym ręcznikiem oraz zadbanej delikatnie błękitnej cerze.
- Mrrrr.... jestem gotowa na więcej .. - wymruczała kobieta,seksownym krokiem zasiadając na silnych kolanach władcy.
- Hmmm.... to działaj ... - odparł spokojnie władca.
Na te słowa kobieta z Konware, o ewidentnie farbowanych włosach, objęła księcia, a następnie bardzo głęboko i namiętnie pocałowała go w usta, pieszcząc jego podniebienie, swoim zwinnym językiem, a sam Volaure nie pozostał jej dłużny i obejmując rozgrzane ciało, delikatnie pieścił kobiecie kształty towarzyszki.
W ten rozległo się donośne pukanie do drewnianych drzwi sauny, a książę z towarzyszką zaprzestali wspólnych pieszczot, a następnie władca przewracając oczami powiedział:
- Proszę.
- Panie, najmocarniej przepraszam, że przeszkadzam - odarł pokornie sługa delikatnie uchylając drzwi, a następnie niepewnie dodał: - Panie, od godziny ciągle wydzwania pański telefon.
- Daj go, proszę. - odparł stanowczo Volaure.
Na te słowa sługa pokornie wszedł do środka i wręczył roznegliżowanemu władcy jego telefon. Władca szybko przejrzał nie odebrane połączenia, a następnie podnosząc się, powiedział:
- Ksichi poczekaj tu na mnie chwilę, odwonię w jedno miejsce i wracam.
- Na pewno wrócisz? Przecież bawiliśmy się zaledwie dwa razy... - odparła kokieteryjnie kobieta.
- Nie narzekaj, mógł Ci się trafić raz ... albo wcale... - odparł Volaure z uśmiechem, wychodząc i zamykając drzwi do sauny.

************

Wczesnym przedpołudniem neczanie pospiesznie wyruszyli w kierunku zrujnowanego obozu maszyn. Oddział specjalny szybko dodarł pod lodową pustynię gdzie wiał bardzo silny zimny wiatr, na całe szczęście ich z pozoru cienkie i letnie mundury spokojnie wytrzymują taką temperaturę. Nasi bohaterowie brodząc w lśniącym białym śniegu prawie po kolana, nie odmówili sobie doskonałej zabawy i zaciekłej wojny na śnieżki, oraz przyjemnej sesji zdjęciowej. Jednak jednocześnie mimo wszystko podążają dalej do przodu i nie przeszkadzają im nawet marznące dłonie.
- Kurai dołącz do nas! - stwierdził radośnie Otachi.
- Wrzuć trochę na luz i się zabaw! - dodała Kiazu.
- Ziom, no chodź .. - dodał Hachi.
Kurai jednak nic się nie odzywał, tylko z rękami w kieszeniach szedł spokojnie przed siebie. Jednak Kiazu i chłopaki potraktowali to jak wyzwanie i co i rusz rzucali śnieżkami również w elektrycznego przyjaciela, przy okazji nadal dobrze się bawiąc. W końcu całym tym ferworze neczańskie rodzeństwo do szaleńczej zabawy wciągnęło nawet Kurai'a, który na co dzień unika zabawy. Okrągłe, puszyste śnieżne kule latają i sprawiają wiele radości oraz uśmiechu. Po dłuższej chwili i po dobrych paru kilometrach szczęśliwi i rozbawieni neczanie, uśmiechając się usiedli na śniegu.
- HAHA! Udało się! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, przybijając piątki braciom i radośnie rzucając się na śnieg.
- Ziom, nam się nie da odmówić. - dodał Hachi szczerząc kły.
- Stary, wreszcie wrzuciłeś na luz - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Zabawa z nami, dobrze Ci zrobiła ... - wtrąciła delikatnie i przyjaźnie Rina, robiąca zdjęcia.
- Owszem. - odparł spokojnie Kurai z delikatnym uśmiechem.
- To niecodzienny widok. - dodała Diuna.
- Hmm.... wcale nie ... - odparła Rina rumieniąc się.
- Tak oczywiście ... jeszcze mi powiesz, że ...
- Diuna nie kończ, nie psuj chwili. - wtrącił Hachi, przerywając siostrze wypowiedź.
- Właśnie siora, przyznaj, że fajna zabawa była. - dodał Otachi.
- Było ekstra! - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Niech Wam będzie... dobrze tu się zgodzę. - odparła Diuna.
- Dobra, czas ruszać dalej. - wtrącił chłodno Kurai, wstając.
- Ej! No wiesz co? - narzekała Kiazu.
- Ziom, a możemy podróżować, dalej się bawiąc? - spytał Otachi.
- Tak, róbcie co chcecie, tylko byśmy poruszali się dalej. - odparł Kurai, ruszając powoli do przodu.
- Dzięki Ziom! - dodał radośnie Hachi, a następnie dodał: - Według mapy dalej musimy iść prosto.

- Heheh... a ja strawię, że zboczysz z kursu! - stwierdziła radośnie Kiazu, rzucając śnieżką w brata.



************

Neczanie nadal podróżują po świecie Sakai Dagaal aby dostać się do obozu maszyn. Tym razem prosto z lodowej, śnieżnobiałej pustyni zawędrowali do gęstego lasu, o bardzo wysokiej roślinności. Drzewa w tym niezwykłym lesie mają gładkie, ostro zakończone, jasno zielone liście, a pnie i gałęzie spętane są licznymi przeróżnymi ciemnozielonymi lianami, które pną się aż po czubki ogromnej roślinności. Natomiast na pniach niższych drzew rosną mchy, paprocie i kolorowe orchidee, kuszące swym niespotykanym zapachem i oszałamiającymi kolorami. Palące słońce niemiłosiernie praży i przypieka, pomimo wszech ogarniającego cienia. Suchość w gardle, mokre lepiące się ubrania i przepocone ciała to najprzyjemniejsze z tego co oferuje to gorące i zalesione miejsce.
- Rany co za upał... - stwierdziła Diuna.
- E tam przyjemnie jest, chociaż fajniej było na pewnej pustynii gdzie szukaliśmy ognistego golema. - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Fajniej bo szukałaś golema? - spytał Otachi.
- Też, ale przede wszystkim było znacznie goręcej ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Ty chyba pochodzisz z piekła... - dodał Hachi.
- E tam piekło przy niej jest zamarznięte ... - dopowiedziała Diuna.
- Heheh, coś w tym jest. - zaśmiała się Kiazu, a następnie z determinacją dodała: - W sumie odkąd Ignis stał się moją bestią moja odporność na gorąco znacznie wzrosła, czasem odnoszę wrażenie, że nawet kąpiel w ciekłej lawie by mi nie zaszkodziła.
W ten przed naszymi bohaterami wśród roślinności, pojawił się rozległy podmokły teren, którego w żaden sposób nie dało się ominąć, a co za tym idzie neczanie, którzy bardzo nie chętnie i z obrzydzeniem weszli do paskudnej wody, gdyż zostali do tego zmuszeni. Z braku innej drogi do obozu maszyn nasi przyjaciele ostrożnie podróżują w mulistej zielono-brązowej wodzie, w której nie widać dna i która póki co sięga im do kolan.
- Feee ... to wygląda jak ścieki ... - narzekała Diuna.
- Dobrze, że przynajmniej nie śmierdzi jak one... - dodała Kiazu, a po chwili dodała Hachi długo będziemy brodzić w tej wodzie?
- W tej ... jakieś 20 kilometrów... - odparł Hachi przeglądając mapę.
- Zajebiście - narzekała dalej Diuna, przewracając oczami.
- Hachi pokaż mi gdzie po drodze do obozu maszyn można rozbić obozowisko. - wtrącił twardo Kurai, podchodząc do Hachiego.
- Już Ci pokazuję Ziom. - stwierdził Hachi, a następnie dodał: - Zobacz według mapy za około piętnaście kilometrów, jak skręcimy na południe i pójdziemy jakieś 5-6 kilometrów to jest zaznaczone miejsce do obozowania na drzewach, a tutaj za 20 kilometrów w prostej linii .... o tutaj ... będzie nazwijmy to wyspa na której można rozbić obóz.
- A ewentualne miejsca na następny obóz? - spytał Kurai.
- Ziom, dalej to za dobre 85 kilometrów od tej wyspy na tych skałach jest wioska ... a potem nie ma już oznaczonych miejsc aż do obozu maszyn.
- To kieruj nas na wyspę. ~ odparł twardo Kurai, po chwili namysłu.
- Spoko Ziom, to zapraszam tędy. - odparł Hachi ruszając dziarsko do przodu.
- Kurai dlaczego wybrałeś wyspę a nie bezpieczne drzewa? - spytała dociekliwie Diuna.
- Ponieważ, wybierając obóz na drzewach, jutro będziemy musieli nadłożyć trasy. - odparł twardo Kurai, a następnie dodał: - A udając się na wyspę nie musimy tego robić.
- Tak to rozumiem, ale dlaczego tak pędzimy? Sam mówiłeś, że Rudy powiedział, że mamy się nie śpieszyć. - dodała Diuna.
- Mówiłem już. Obóz maszyn został zaatakowany i Rudy kazał nam jak najszybciej udać się tam i pomóc w odbudowie. - odparł chłodno Kurai.
- A no tak było coś takiego ... dobra o nic nie pytałam ... - odparła Diuna wzruszając ramionami.
- Uważajcie, ta woda może być głębsza niż myślimy. - dodał Hachi.
Na te słowa Diuna, postanowiła czegoś spróbować, czegoś czego jeszcze nie miała okazji przetestować w terenie. Psychiczna neczanka skupiła się i wkrótce zaczęła używać mocy, której nauczył jej niewidomy nauczyciel. Po chwili Diuna widziała jak w negatywie i brudna woda znikła, a na jej miejscu dziewczyna widziała błękitno-zielone dno.
- Ej słuchajcie mogę nas poprowadzić tak abyśmy się nie skąpali w tym syfie. - stwierdziła dumnie Diuna.
- Widzisz dno? - spytał Otachi.
- Ba widzę każdą najmniejsza nie równość, każdy korzeń czy kamień. - odparła entuzjastycznie i pewnie Diuna, a następnie dodała: - Oby tylko była płytka ścieżka.
- No proszę, mój zmysł ziemi ma konkurencje. - odparł Hachi.
- Słucham? - spytała Diuna.
- Nic nic ... baw się dobrze. - odparł Hachi z wrednym uśmiechem.
- Ej! do czego pijesz? - spytała Diuna, a następne wpadła w dołek i cała skąpała się w mulistej wodzie. Następnie tuż po tym jak ją wyciągnięto stwierdziła: - No świetnie ...
- Hehehe... to ja nie wiem czy chce podążać za Tobą. - śmiał się Hachi.
- O Siora świetnie widzisz. - dodał Otachi.
- Haha, bardzo śmieszne! - odparła Diuna i nie przejmując się zbytnio docinkami braci dalej ruszyła w trasę.
W tym momencie Kiazu sprzędła swoim braciom po bolesnych mukach w ramiona, a następnie pewnie i zaufaniem, udała się za siostrą.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz