"Już
dawno tego nie robiliśmy ..."
Wczesną
wieczorną porą, w dużym hangarze trwa wspaniały koncert Starego
Kozła, siedzącego po środku sceny i grającego na bandżo oraz
jego rodziny. Po prawej stronie staruszka stai śnieżno biała fura
owieczki o kręconych i długich brązowych włosach, spiętych w
kucyka oraz ślicznych zielonych oczach. Ma ona na sobie czarny
kowbojski kapelusz, czerwoną kraciastą koszulę z podwiniętymi
rękawami i zawiązaną na na biuście oraz luźna, plisowaną
jeansową spódniczkę oraz czarne kowbojki do kolan. Natomiast po
lewej stronie kozła stoi, groźnie wyglądająca fura czarnego byka
o niebieskich oczach, który jest ubrany praktycznie jak siedzący na
bujanym fotelu staruszek. Dodatkowo ona trzyma białe skrzypce, a on
białą gitarę. Póki co oboje stoją i rytmicznie wybijają rytm
piosenki granej przez Starego Kozła.
-
A teraz piosenka, dla pewnej młodzieży którą miałem przyjemność
poznać. Oni dobrze się przy niej bawili, więc być może Wy też
będziecie. - odezwał się nagle Don Vuohda.
Nagle
po dłuższej chwili staruszek płynnie zmienił melodie, a jego
towarzysze również zaczęli grać, dzięki temu jego muzyka stała
się jeszcze żywsza. Nagle młodzież zrzuciła swoje swoje
kapelusze i zaczęła tańczyć, a staruszek w tym momencie zaczął
śpiewać, w starej gwarze z jego rodzinnej planety. Tańczący przez
na chwile zaprzestali grania na swoich instrumentach, zupełnie jakby
pokazywali kroki. Na wstępnie oboje podskoczyli, unieśli prawe nogi
i chwilowo złapali się lewą ręką za kostkę (zupełnie jakby
przybijali piątkę swojej kostce), po czym podskoczyli i zrobili to
samo za sobą. Następnie skocznie zrobili kółko wokół własnej
osi wymachując prawą ręka zupełnie jakby rozkręcali lasso, po
czym przeskakiwali z jednej nogi na drugą przesuwając się do
przodu, a następnie zrobili to samo skacząc do tyłu. W tym
momencie ich ruchy zaczęły się powtarzać z tym że tańczący na
scenie nie wykonywali już ruchów rękami tylko grali na swoich
instrumentach (taniec i piosenka to Cotton Eye Joe). Publiczność
bardzo szybko złapała o co chodzi i zarówno młodzi jak i starzy
wojskowi zaczęli tańczyć to co zostało im pokazane, dzięki temu
dobra i żywiołowa zabawa rozkręciła się jeszcze bardziej.
W
prawym rogu hangaru neczanie oraz książę Zekeren, również
energicznie tańczą, chociaż Kurai jako jedyny stoi oparty o
ścianę.
-
Kurai, rusz się. - stwierdziła Diuna.
-
Właśnie, w końcu to piosenka dla nas więc nie wypada stać i
podpierać ściany. - dodała Kiazu, która podobnie jak siostra nie
przerwała swojego tańca.
-
Ziom nie daj się prosić. - stwierdził Hachi.
-
Czas zaszaleć Ziom, - dodał Otachi.
W
tym momencie Volaure odciągnął przyjaciela od ściany mówiąc:
-
Nie bądź taki pobaw się.
Na
dokładkę po chwili, Rina, nie przerywając robienia zdjęć,
delikatnie potrąciła elektrycznego neczanina swoim biodrem i tym
subtelnym gestem również go zaprosiła do zabawy. W tym momencie
Kurai, w końcu przyjął zaproszenie do zabawy i przestał się
dłużej opierać. Tym samym wszyscy obecni w hangarze dali porwać
się wspaniałej muzyce.
************
Po
wspaniałym koncercie, który w fantastyczny sposób rozładował
napiętą atmosferę panująca w obozie maszyn, wojskowi zaczęli
powoli wracać do swoich standardowych zadań. Z wielkiej hali,
neczanie oraz książę Zekeren wyszli jako jedni z ostatnich.
-
To co Cię do nas sprowadza? - stwierdziła nagle Diuna.
-
Diuna
...
- wycedził Hachi przez zęby.
-
Maszyna do odstraszania smoków. Jestem bardzo jej ciekaw. - odparł
jak gdyby nigdy nic Volaure, a następnie przypalił papierosa, a po
chwili, delikatnie zadziornym uśmiechem oddał: - Być może jeszcze
wykorzystam Brata...
Po
czym dość wymownie spojrzał na elektrycznego neczanina.
-
Nie mam ochoty ... - odparł chłodno Kurai.
-
No weź, tylko raz ... dawno tego nie robiliśmy. - kontynuował
Volaure szczerząc kły.
-
Weźcie ... ja rozumiem, że macie swoje potrzeby ale dajcie spokój
... - stwierdziła zniesmaczona Diuna.
-
Em ... to może już pójdziemy ... - stwierdził zmieszany Hachi.
-
A ja tam chętnie popatrzę. - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
-
Proszę bardzo, o ile namówisz go aby się zgodził. - odparł
Volaure przybijając ognistej neczance piątkę, a następnie
szczerząc kły dodał: - No dawaj jeden raz.
-
Już mówiłem, nie mam ochoty. - odparł chłodno Kurai, bez
emocjonalnie patrząc na władcę.
-
Masz, masz ... znam Cię i dobrze wiem, że masz ochotę. - odparł
Volaure podchodząc do elektrycznego neczanina.
-
Skoro już tu jesteś, a dawno tego nie robiliśmy to niech Ci będzie
... - odparł Kurai.
-
O tak! - odparł radośnie władca.
-
Ale tylko raz! - odparł chłodno Kurai, odchodząc.
-
Lepszy raz niż wcale. - stwierdził władca mrugając okiem, a
następnie dodał: - Za dziesięć minut pod gabinetem Aluf'a. Tylko
załóż coś bardziej odpowiedniego!
Na
te słowa elektryczny neczanin już nic nie odpowiedział, tylko nie
odwracając się uniósł prawą dłoń w geście, że przyjął
wypowiedź do wiadomości po czym odszedł z nikł w mroku obozu.
-
Jesteście bezwstydni .. - stwierdziła Diuna.
-
Bezwstydny to ja mogę dopiero być. - odparł Volaure, szczerząc
kły i podchodząc do Diuny.
-
Hetto, to się nie spodoba... - dodał Hachi.
-
E tam ... spodoba spodoba ... i pewnie sam wpadnie popatrzeć. -
odparł władca mrugając okiem.
-
Volaure, nie przesadźcie ... proszę ... - wtrąciła nieśmiało
Rina.
-
Spokojnie Aniołku masz moje słowo. - odparł książę, ponownie
mrugając okiem, a następnie dodał: - Dobra idę się przygotować.
A wy lepiej podziękujcie, że kupiłem Wam trochę czasu i tez się
przebieżcie.
-
Zaraz ... chwila ... to na co go zaprosiłeś? - spytała dociekliwie
Diuna.
-
Na mały sparing, a Ty myślałaś, że na co? - odpowiedział
książę.
-
Na nic ... - odparła delikatnie i nieznacznie zarumieniona Diuna.
-
Heheheheh .... - zaśmiał się władca.
-
O! Możemy popatrzeć? - spytał Otachi.
-
Pewnie, ale lepiej by było abyście się przebrali... chyba
pamiętacie co jest potem. - odparł Volaure.
-
Tak tak ... pamiętamy ... - odparł Hachi.
-
A wiecie, że nasze mundury dają nam pewną możliwość? -
stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
Niby jaką? - spytała Diuna.
-
Masz jakiś pomysł aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? -
spytał Otachi.
-
Lubie jak kombinujecie. - pochwalił Volaure z uśmiechem, popalając
papierosa.
-
Pewnie - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Nasze
mundury pozwalają nam ...
************
Całkiem
spora i przestronna sala treningowa, o drewnianej podłodze oraz
zielonych ścianach i białym suficie. Po środku sali stoi książę
Zekeren ubrany w fioletową luźną bluzę z kapturem w białe trupie
czaszki oraz jeansowe spodnie i czarne bezpalcowe rękawiczki
zapinane na nadgarstkach. Natomiast na wprost władcy stoi
elektryczny który ma na sobie czarne jeansowe spodnie z paroma
przetarciami oraz czarną dopasowaną koszulkę, z kapturem oraz bez
rękawów. Jej ramiączka są poszarpane i wyglądają tak jakby
rękawy zostały oderwane od bluzki. Dodatkowo całości jego wyglądu
dopełniają czarne rękawiczki bez palców, które są bardzo
podobne do rękawic Volaure.
-
Jak dawno tego nie robiliśmy? - spytał Volaure poprawiając
rękawiczki i racząc przyjaciela zawadiackim uśmiechem.
-
Będzie parę lat ... i pewnie do dzisiaj masz po tym ślad ... -
odparł chłodno Kurai delikatnie się rozciągając.
-
Owszem, mam... a Ty za to masz szczęście że masz całą rękę...
- stwierdził książę z uśmiechem, a następnie również zaczął
się rozciągać.
-
Smocze leczenie sprawia czasem cuda ...
-
Wiem, wiem ... jednak dzisiaj będzie łagodniej
-
Nie dasz z siebie wszystkiego? Hmm... albo mnie nie doceniasz albo
jest coś o czym nie wiem...
-
Heheheh, obiecałem Aniołkowi, że nie przesadzimy
-
To wiele tłumaczy ...
-
Ta... dobra to bez mocy, oraz broni ... w końcu i tak nie masz
szans.
-
Zobaczymy, wiele się zmieniło od naszego ostatniego starcia.
-
Hehehe, nie tylko w Twoim mrocznym sercu się coś zmieniło, w moim
sercu mroku również zaszło wiele zmian, które sprawiają że to
ja będę górą. - odparł Volaure z wrednym uśmiechem.
-
To zapowiada się dobra zabawa. - odparł pewnie Kurai z delikatnym
uśmiechem pod nosem, a następnie dodał: - Nie lekceważ mnie,
dobrze wiesz, że w pewnych sprawach jesteśmy tacy sami...
-
Nie mam zamiaru. - odparł książę z uśmiechem, a po chwili
dopowiedział: - Kto jak kto ale ja wiem, że Ciebie nie można
lekceważyć. W końcu widziałem co potrafisz wydobyć z swojego
mroku...
-
Mówisz jakbyś był nieskazitelnie czysty, a obaj dobrze wiemy, że
wiele mroku skrywasz.
-
Heheheh ... e tam nic wielkiego, a na pewno nic czego sam byś nie
zrobił. - odparł Volaure z zawadiackim uśmiechem.
************
Neczanie
szybkim krokiem idą wąskimi uliczkami przez obóz maszyn.
-
Myślicie, że to się uda? - spytała Diuna.
-
Powinno. - odparła Kiazu.
-
O ile nasz cwany plan już nie wyszedł na jaw to powinno się udać.
- dodał Hachi.
-
Nadal coś knujecie? - spytał Hetto podchodząc.
-
Nic nowego ... - odparła Diuna.
-
Rozumiem, a tam wszystko gotowe? - spytał Aluf.
-
Pewnie. - odparł Otachi szczerząc kły.
-
Dobrze, to czemu nie zaczynacie? - kontynuował oficer.
-
Idziemy popatrzeć na starcie. - odparła Kiazu z ekscytacją w
głosie.
-
Zapewne nic ciekawego tam się nie dzieje, Książę wspominał, że
chciałby urządzić sobie mały sparing i co prawda wydałem na to
zgodę, to poprosiłem aby trzymali się wielu ograniczeń aby mój
obóz był bezpieczny. - odparł Hetto.
-
Jakich ograniczeń? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Ty wydałeś zgodę? - zdziwił się Hachi.
-
Tak ograniczeń, takich jak nie używanie mocy, gdyż obaj są bardzo
potężni ... a ja sam nie do końca wiem jak wyglądają sparingi
między nimi ... - odparł Aluf, a po chwili dodał: - Tak ja
wyraziłem zgodę. Książę sam do mnie przyszedł i powiedział mi
o swoich planach i stwierdzając, że "szanuje zasady obozu,
więc prosi o pozwolenie na sparing", a ja przystałem na to.
-
Rozumiem. - odparła Diuna.
-
Aluf'ie sparing to sparing ... trochę się obiją i tyle ... - dodał
Otachi szczerząc kły.
-
Niby masz racje, lecz z drugiej strony mam przeczucie, że dobrze
zrobiłem, kiedy dość poważnie ograniczyłem im rozkręcenie się
w starciu. - odparł Hetto.
-
Kurai to jeszcze ... normalnie jego mroczna strona ma swoją własną
mroczną stronę ... ale Volaure? To jego odwrotność ... więc tam
nic złego nie mogłoby się stać ... - stwierdziła Diuna.
-
To Twoje zdanie i masz do niego prawo. - odparł Hetto.
-
Do czegoś pijesz? - spytała Kiazu.
-
Wiecie, jest miły i sympatyczny, jednak przypominam Wam, że był
zaufanym współpracownikiem Dossaka, który nie trzymał w swoich
szeregach byle kogo, a kapitanem mogli zostać jedynie Ci najbardziej
zaufani i bezwzględni. - odparł spokojnie Aluf, a po chwili dodał:
- Pomijam już fakt, że jestem pewien, że nie przejął władzy w
prawy sposób.
-
Czepiasz się. - stwierdziła Kiazu.
-
Być może, jednak ja wolę zachować ostrożność, zwłaszcza że
technicznie jest moim przełożonym, co prawda nie bezpośrednim, ale
zawsze... - stwierdził chłodno oficer, a po chwili zmieniając
temat dodał: - Swoją drogą zgarniajcie ich, gdyż noc ucieka a
jutro już nie będziecie mieli zgody na Wasze działania.
-
Tak, tak ... - odparł Hachi.
-
Zręczna
zmiana tematu...
-
dodała Diuna pod nosem.
************
Kurai
wyprowadza celne i stosunkowo silne ciosy pięściami, starając się
uderzyć w ramiona i twarz księcia, który zgrabnie obracając się
i chroniąc się jedną ręką, unika ataków przeciwnika. Nagle
Volaure uchylił się od ciosu a następnie sam zaatakował.
Elektryczny neczanin w ostatniej chwili odsunął się bok, jednak
władca nie zaprzestał ataku i wkrótce zaczął wyprowadzać jednej
szybki cios za drugim. Jednak Kurai bez trudu odskoczył, zrobił
salto w tym i bardzo szybko oddalił się od ataków przeciwnika,
który z zawadiackim uśmiechem kontynuował natarcie. Po dłuższej
chwili Kurai znikł przeciwnikowi z oczu i niespodziewanie pojawił
się na ramionach księcia, szybko splótł nogami gardło władcy i
zanim ten spostrzegł się co się dzieje przechylił się mocna do
tyłu i rzucił przeciwnikiem w kierunku jednej ze ścian. Lecący
Volaure szybko zorientował się co się dzieje, obrócił się w
locie i nogami odbił się od ściany, wykonując przy tym efektowne
salto, po którym swobodnie stanął na ziemi.
-
Zawsze byłeś szybki, a teraz jesteś znacznie szybszy niż za
dawnych lat. - stwierdził pochwalnie Volaure z uśmiechem i patrząc
głęboko w oczy przyjaciela.
-
Podobnie jak Ty, nie próżnowałem przez te wszystkie lata. - odparł
chłodno Kurai, obserwując przeciwnika.
Nagle
władca wyprowadził stanowczy i mocny cios lewą pięścią, który
elektryczny neczanin zablokował równie silnym ciosem, wyprowadzonym
prawą pięścią. Obie pięści zderzyły się w silnym uderzeniu,
jednak panowie zamiast zaprzestać starcia wyprowadzili kolejne
ciosy, które jak lustrzane odbicia zostały blokowane, a z każdym
kolejnym uderzeniem siła ataków rośnie. Zresztą tak samo jak
zawrotność tego nadal przyjaznego starcia.
************
Neczanie
idą wąskim korytarzem, prowadzeni przez energiczne odgłosy
trwającego starcia.
-
Ale głęboko w obozie się zaszyli. - stwierdziła Diuna.
-
Przynajmniej mają spokój ... - odparł Otachi.
-
Jak sądzicie wreszcie zobaczymy jaką mocą włada Volaure? -
spytała entuzjastycznie Kiazu.
-
Hetto mówił, że nie mogą używać mocy. - stwierdziła Diuna.
-
A może się nie posłuchali? Areny są wygłuszone na moc. - dodał
Hachi, z nutą nadziei w głosie.
-
Dobra to przekonajmy się. - stwierdził energicznie i
entuzjastycznie Otachi, jednocześnie szybko otwierając drzwi do
sali treningowej.
w
tym momencie oczom neczan ukazał się Volaure wyskakujący w górę
i uderzający pięściami w powietrze. Szybko okazało się, że jego
Ataki w powietrze, nie są bezcelowe. Każdy cios w powietrze
generował kule powietrza, wielkości dłoni, które szybko leciały
w kierunku elektrycznego neczanina. Tym czasem Kurai biega po sali,
unikając części ciosów, a nie które po prostu odbijając.
-
WOW POWIETRZE! - stwierdził uradowany Otachi.
Jednak
walczący przyjaciele nawet na sekundę nie zaprzestali swoich
działań. Książę nadal "strzelał" kulami powietrza, a
elektryczny neczanin zwinnie skacząc unika ciosów. Nagle Kurai
zatrzymał się i złapał ostatnią kulę w rękę i od niechcenia
rzucił ją na ziemię. W tym samym czasie Volaure opadł na ziemię
mówiąc z uśmiechem:
-
Tak, tak rozproszyłem się, a to oznacza przerwę.
-
Władasz powietrzem! - stwierdził radośnie Otachi podbiegając do
stojącego władcy.
-
Nie, nie władam powietrzem. - odparł Volaure szczerząc kły, a po
chwili dodał: - To była tylko aura i nic więcej.
-
Szkoda ... - stwierdził Otachi.
-
Dobra to co wybawiliście się? - spytała Diuna.
-
Hmm... nie, to była jedynie dobra rozgrzewka. - stwierdził radośnie
Volaure, który jednocześnie popijał wodę którą, podobnie jak
Kurai, dostał od Riny.
-
Jak dla mnie możemy kontynuować. - stwierdził chłodno Kurai,
popijając wodę.
-
Hehehe ... można by, jednak niedługo moje sprawy mnie wezwą więc
może pójdziemy gdzieś i spędzimy razem ten czas? - zaproponował
książę.
-
To może do nas! - stwierdził energicznie Hachi.
-
Proszę cię ... nie wejdę do tego syfu .. - odparła Diuna.
-
I tak pójdziemy do nas ... bo tam będzie najswobodniej. - dodała
Kiazu.
-
U dziewczyn będzie najlepiej. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Mi to obojętne, prowadźcie a ja chętnie pójdę wszędzie gdzie
mnie zaprowadzicie. - odparł Volaure.
-
To chodźcie. - zaprosiła radośnie Diuna z uśmiechem.
-
A ja chce sobie popatrzeć! - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
-
To patrz tego nikt Ci nie zabroni ... - odparł chłodno Kurai.
-
Wiesz Moja piękna ja tam chętnie mogę się jeszcze poruszać, ale
mój przeciwnik ma już chyba dość. - dodał Volaure szczerząc
kły.
-
Tego nie powiedziałem, a dość to chyba masz Ty, te ostatnie ataki
cienkie były i powiało od nich amatorszczyzną ... - odparł
chłodno Kurai.
-
O rzesz Ty... zaraz Ci pokarzę kto tu jest amatorem. - odparł
Książę poprawiając rękawiczki.
-
Huuuuraa! - wykrzyknęła entuzjastycznie Kiazu.
-
Super! - dodali radośnie neczańscy Bracia.