środa, 3 grudnia 2014

Epizod 127

"Drugie dno... 
 i pewna opowieść ... "

Neczanie bezszelestnie wylądowali w długim korytarzu, tuż obok uchylonych, dużych śnieżnobiałych drzwi. Za nim ktokolwiek zdążył się odezwać do uszy naszych bohaterów dotarły głosy docierające z otwartej komnaty. Przez panująca cisze na korytarzu, neczanie mimochodem słuchali rozmowy.
- Panie, katastrofa!
- Uspokój się, to nie czas i miejsce na panikę. Jeszcze nie ma koto-smoka albinosa.
- Ale Panie, jeszcze chwila i czekają nas opłakane skutki. Wojna... będzie wojna...
- Wzmocnij proszę ochronę Yuri. Nie możemy sobie pozwolić na jej utratę...
- Tak Panie ...
W ten jakiś mężczyzna pośpiesznie wybiegł z pokoju, a po chwili z komnaty dobiegł znajomy głos:
- Zapraszam ... wiem,że tam jesteście ...
Neczanie z ciekawością, zajrzeli do komnaty i wtedy ich oczom ukazał się spowity w delikatnym, klimatycznym półmroku, trzymający swoją maskę w prawej dłoni, ambasador Ankara.
- Hej Anki ... - stwierdziła Kiazu.
-Witam, miło was widzieć. Jak udała się podróż na Smoczą górę? - odpowiedział Ankara z uśmiechem.
- Dobrze ... - odparła Diuna.
- Anki ... potrzebujesz pomocy? - spytała nieśmiało Rina.
Na te słowa ambasador spoważniał i spytał twardo:
- Nie ładnie podsłuchiwać .... Dużo słyszeliście?
- Szczerze niewiele ... - odpowiedział Hachi.
- Jednak wiemy, że masz jakieś problem.- dodał Otachi.
Ambasador zamilkł. Po paru minutach niezręcznej ciszy, odezwał się Kurai:
- Za pozwoleniem, Anki. Myślę, że to najwyższa pora by ich wtajemniczyć.
- Wtajemniczyć? - wtrącili zdezorientowane rodzeństwo.
- Masz rację przyjacielu. Zamknijcie drzwi i siadajcie proszę. - stwierdził przyjaźnie Ankara.
Na te słowa, nasi bohaterowie dołożyli plecaki i usiedli przy długim stole. Kiedy tylko to zrobili ambasador powiedział:
- Jak wiecie, naszym światem rządzi rada czternastu, w której mam zaszczyć zasiadać. Do tej pory zawsze potrafiliśmy dojść do pokojowego rozstrzygnięcia sporów. Jednak tym razem, wychodzi na to, że tak się dłużej niestety nie da.
- Co masz namyśli? - spytała dociekliwie Diuna.
- Jeden z Ambasadorów, imieniem Chifuin, oraz jego sojusznicy wystąpili przeciwko radzie. A sam Chifuin zaczął zbierać artefakty potrzebne do okrutnego rytuału Gaikei -ra, wypowiadając tym samym straszliwą wojnę pozostałym członkom rady. Co prawda póki co nie ma oficjalnej wojny, jednak wszyscy władcy przygotowują swoje wojska na najgorsze. - odpowiedział spokojnie Ankara.
- Wy też jesteście trenowani z myślą o nadchodzącej wojnie. - wtrącił Kurai.
- Jak to? - spytał Hachi z niedowierzaniem.
- Przypadkiem dowiedziałem się o możliwości wybuchnięcia wojny. - odpowiedział Kurai.
- Wybaczcie, że potraktowałem Was jak narzędzia. Widzicie Ja, jak i kilku władców zobaczyliśmy w Was potencjał i poprosiliśmy o Wasz trening. O losach wojny może zaważyć nawet najmniejsza kropla energii, a że Neczańska Królowa nie chciała nawet o tym słyszeć, zwróciłem się z tą prośbą do Kurai'a. Miał Wam on jednak nic nie mówić. Głownie abyście spokojnie trenowali, a nie napalali się na wojnę. - dodał Ambasador.
- Ale..
- Czekajcie, trening u Kronosa zdobywanie bestii wszystko to było ukartowane? - spytała twardo Kiazu.
- Trening u Kronosa owszem, a na bestie napaliliście się sami. - odparł Ankara.
- Nie wierze ... Normalnie nie wierze ... - stwierdziła Diuna.
- Jak mogliście nas tak potraktować?- spytała twardo Kiazu unosząc się i uderzając dłońmi w blat stołu.
- Posłuchaj mnie uważnie ... - odparł chłodno Kurai.
- I co jeszcze? - spytała Kiazu.
- MILCZ... Siadaj Nie przerywaj mi kiedy ja mówię i wysłuchaj mnie do końca a dopiero potem oceniaj! - odpowiedział stanowczo i bardzo chłodno elektryczny neczanin, nieznacznie się elektryzując.
Na te słowa ognista neczanka, cała zapłonęła, intensywnym czerwono-żółtym płomieniem i twardym wręcz zimnym spojrzeniem zmierzyła elektrycznego neczanina. Wkrótce całe pomieszczenie wypełniło się dwoma rywalizującymi ze sobą aurami. W ten Rina stanęła, z wyprostowanymi rękami, między siostrą a ukochanym i nie odzywając się, uważnie ich obserwowała.
- Ej .. uspokójcie się - stwierdziła Diuna.
Po chwili do Kurai'a podeszli Hachi i Otachi mówiąc:
- Stary wyluzuj ...
- Kiazu ... wysłuchaj ich proszę ... - stwierdziła delikatnie Rina, a następnie przytuliła się do siostry.
W tym momencie obrażona i poddenerwowana ognista neczanka spojrzała na Rinę, westchnęła i zniwelowała aurę. Dzięki temu otaczające ją płomienie znikły. Nagle elektryczna aura Kurai'a również znikła. Kiedy poddenerwowana Kiazu w końcu usiadła, to Kurai chłodno kontynuował swoją wypowiedź:
- Chcieliśmy Was chronić. Pamiętacie kiedy tylko usłyszeliście o bestiach, każde z Was marzyło, aby zdobyć bestię. Cały wolny czas poświęcaliście na szukanie bestii, informacji, legend czy czegokolwiek co by dało punkt zaczepienia. Robiliście to z pasją. A trening? Czyż nie był świetną zabawą dopóki rywalizowaliście między sobą? A teraz wprowadź w to wszystko wiedzę o nieuniknionej wojnie. Mając na sobie ciężar tej wiedzy ... każde niepowodzenie stawałoby się znacznie boleśniejsze... a bestie i trening zszedłby dawno na drugi plan. Liczyło by się tylko to aby być bezwzględną maszyną do walki i aby dowiedzieć się jak najwięcej o nadchodzącej wojnie. Cała pasja i zaangażowanie zostałaby przelana na zupełnie inne tory. Dodatkowo nie chronilibyście Yuri tylko byście starali się szukać pozostałych składników. Co by było opłakane w skutkach.
- Jeśli odejdziecie zrozumiem. Wiedźcie proszę, że dla mnie jesteście bardzo ważni i wszystko co robiłem, było wyrazem troski o Was. Nie wybaczyłbym sobie, sytuacji w której przez posiadaną wiedzę coś by Wam, się stało. - dodał Anki.
Zapadła cisza. Chłodna bezdźwięczna i przeszywająca, niezręczna cisza. Po chwili neczanie stworzyli niewielkie koło i zaczęli się cicho naradzać. Natomiast Anki i Kurai milcząc, spokojnie obserwowali i czekali na to co się wydarzy.

************
- Jak oni śmieli! - stwierdziła Diuna.
- Powinniśmy się zajmować przygotowaniami do wojny ... - dodał Hachi.
- E tam, powinniśmy uciekać jak najdalej od tej wojny. - dopowiedziała Diuna.
- Ja bym sobie chętnie powalczył. - stwierdził Otachi.
- Ja bym najchętniej skopała cztery litery co poniektórym. - stwierdziła Kiazu.
- Wiecie ... myślę, że oni źle nie chcieli ... i mieli sporo racji w swym postępowaniu ... - wtrąciła niepewnie Rina.
- W sumie ... ale to i tak nie było fair ... - dodała Diuna.
- Może, ale gdyby nie to teraz byśmy uganiali się za artefaktami a nie byli silniejsi - stwierdził Otachi.
- Właśnie, a tak to mamy bestie, chroniliśmy Yuri i trenowaliśmy jak nigdy dotąd ... - dodał Hachi.
- O nie nie ... byśmy siedzieli bezpieczni pod kocem ... - odparła Diuna.

************
Czas mijał a neczanie nadal ze sobą rozmawiali. Nagle nasi bohaterowie odsunęli się od siebie, popatrzyli wymownie na siebie, przytaknęli głowami, a Kiazu powiedziała:
- Dobra, przyznajemy ... jakbyśmy wcześniej wiedzieli o wojnie to mogły by wyniknąć z tego opłakane skutki ...
- Lubimy walczyć ... i bardzo łatwo napalamy się ... - dodał Otachi.
- Posiadając wiedzę o wojnie ... na pewno nie doszlibyśmy do tego do czego doszliśmy... Zapewne nie mielibyśmy bestii ... - dopowiedziała Diuna.
- A Yuri już dawno byłaby w rękach Chifuina ... - dodała Rina.
- W związku z tym ... wybaczamy Wam ... I oferujemy swoją pomoc.... Jednak oczekujemy bardziej zwięzłych informacji o wojnie i wszystkim innym.. - dopowiedział Hachi.
- A skoro Królowa Sansha, gardzi nami ... to ślubujemy wierność i oddanie Tobie Anki i będziemy walczyć po Twojej stronie ... - dodała Kiazu.
- Dodatkowo obiecujemy ... że nie zaniechamy treningu i nie zrobimy niczego głupiego... - dopowiedziała Diuna.
W tym momencie Ankara uśmiechnął się radośnie i powiedział:
- Dziękuję Wam za wsparcie. W obliczu tak straszliwej rzeczy, jaką jest wojna, każda pomoc jest niezwykle przydatna. Jestem Wam dozgonnie wdzięczny... - odpowiedział Ankara, a po chwili dodał: Dobrze odpowiem Wam na wszystkie pytania o ile będę znał na nie odpowiedź.
- Co się stało, że Chifuin wystąpił przeciwko radzie? - spytała Diuna.
- Aby dobrze zrozumieć musimy zacząć od wydarzeń, które miały miejsce na długo przed Waszymi narodzinami. - stwierdził poważnie Ankara, a następnie dodał: - Dawno temu, na jednak z niezamieszkałych dzisiaj planet urodziła się demonica imieniem Nyxana. Szybko okazało się, że nie jest normalnym demonim dzieckiem. Bowiem w jej żyłach płynie czyste zło, które dało nam się w potworne znaki. Ta brutalna kobieta, rodem z piekła, przy której najmroczniejsze demony i diabły wychodziły na niewinne istoty, nie trudzące się czynieniem zła.
- Hmm.. Mówisz o bogini zniszczenia i chaosu? - wtrącił Kurai.
- Owszem. Bogini zniszczenia siała postrach, bezlitośnie przelewając krew istot wszelakich. Tymczasem rada spierała się o to co z nią zrobić - odparł ambasador, a po chwili ciszy kontynuował: - Nyxana przechodziła sama siebie, w końcu rada większością głosów postanowiła, aby ukrócić działania, tego zła w czystej postaci. Po długich wojach, i setkach litrów przelanej krwi udało nam się w końcu uwięzić Nyxane w innym wymiarze, gdzie z dala od wszelakich istot miała żyć do skończenia świata, a nawet jeszcze dłużej.
- Czyli, Chifuin chce ją uwolnić? - spytała Kiazu.
- Chifuin pragnie przejąć władze nad radą. Aby to osiągnąć chce otworzyć portal i wypuścić Nyxane....- odpowiedział spokojnie Anki, a następnie dopowiedział: - Wbrew pozorom, ja w miarę rozumiem postępowanie Chifuina. Jednak otworzenie portalu jest bardzo nierozważnym czynem, który sprowadzi na ten świat nie tylko okrutną wojnę, lecz również ogromną niszczącą siłę. W związku z tym Naszym celem dla dobra całego świata, jest przeszkodzenie mu za wszelką cenę i obrona wszelkiego życia.
Nastała chwilowa cisza. Jednak ambasador wkrótce ją przerwał mówiąc:
- Kochani, musicie wiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Nyxana jest żoną Chifuina, który jest nadal zaślepiony swym uczuciem i niestety za wszelką cenę będzie chciał wypuścić Nyxane.
- O kurcze ... to komplikuje nieco sprawę ... - stwierdziła Kiazu.
- A rada nie mogła zatknąć ich razem? - spytała Diuna.
- Niestety nie. Otworzenie portalu wymaga zarówno wielkiej mocy jak i ogromnej ofiary. Dodatkowo decyzje o jej zamknięciu padła na polu bitwy. Musicie wiedzieć, że niektóre decyzje wydane na polu walki, nie są do końca przemyślane. W tamtych czasach liczyło się jedynie uratowanie nas wszystkich.- odpowiedział Ankara.
- Przerąbane... ten cały Chifuin, ma prawo się mścić. - stwierdził Hachi.
- Eh ... a nie można im dać spokoju i niech sobie żyją w tej swojej miłości? - spytała Diuna.
- Moja droga, to co powiem zabrzmi okrutnie jednak na tyle na ile zdążyłem poznać Chifuina jak i boginię zagłady to co prawda sam Chifuin szaleńczo zakochał się w Nyxanie, tak ona sama zawarła z nim czysto formalny związek jedynie dla korzyści. - odpowiedział spokojnie i chłodno Anki.
- A to by oznaczało, że jeśli ją wypuści to ... będzie zagłada świata? - spytał Hachi.
- Obawiam się, że tak. - odpowiedział Ambasador.
- Porąbana sytuacja. - stwierdził Otachi.
- Wojna nigdy nie jest prosta. - odpowiedział Ankara.
- Trzeba temu zapobiec... - stwierdziła twardo Kiazu, delikatnie otaczając się ogniem.
- Rozumiem, że nadal mogę liczyć na Waszą pomoc? - spytał dociekliwie władca.
- Tak. - odparli neczanie z determinacją w oczach.
- Dobrze, cieszy mnie to... - odpowiedział Anki a potem radośnie dodał - Moi mili, zajmijmy się czymś bardziej przyjemnym jak udała się wyprawa na Jushifulu?
- Zdobyłem gryfa! - stwierdził radośnie Otachi.
- O to widzę, że czeka mnie kolejna wspaniała opowieść. - odpowiedział Ankara uśmiechając się, a następnie dodał: Hmm.. mam nadzieje że gryf nie był w rzeczywistości smoczą górą? Rodzina Cusan, bardzo by była niezadowolona z tego powodu.
- Na szczęście góra stoi jak stała. - odparł Hachi z uśmiechem.
- Cieszy mnie to. - odparł Ankara.
- Wybacz Anki ... hmm... nie zrozum mnie proszę źle .. ale ... czy mogę iść zobaczyć się z Yuri i Neko? ... - wtrąciła nagle niepewnie, nieśmiało i lekko drżącym głosem Rina.
- Tak oczywiście... - odpowiedział Ankara z promiennym uśmiechem.
- To może wszyscy pójdziemy? - zaproponował Otachi.
- Wolałabym sama ... - odparła cicho wodna neczanka.
- Dobrze, zatem idź ... są w w tym samym skrzydle co zawsze...- stwierdził Ankara.
- Dziękuję ... - odparła Rina, a następnie pośpiesznie opuściła komnatę.
Ankara, zaniepokoił się i uważnie obserwował neczankę. Jednak nie dając niczego po sobie poznać wrócił do poprzedniej rozmowy:
- Kochani, to jak to było z tym gryfem? Chodził sobie samopas po Jushifulu?
- Nie, nie ... to nie było takie proste... - odparła Diuna.

************
Długie, białe, kręte korytarze Ineeveńskiego pałacu, po których podąża zamyślona Rina z spuszczoną głową.
- Rina, co się stało? - spytała nagle Kurai, pojawiający się tuż przed dziewczyną.
- Nic ... - odparła wymijająco neczanka.
W tym momencie elektryczny neczanin mocno przytulił ukochaną do siebie i powiedział:
- Posłuchaj, dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim i wszystko co dotyczy Ciebie jest dla mnie bardzo ważne...
-Wiem ... - stwierdziła neczanka przez łzy i obejmując ukochanego.
W tym momencie zapadła przyjacielska cisza. Przepełniona jest ona zrozumieniem i ciepłem. Po naprawdę długim czasie Rina szlochając w końcu się odezwała:
- Boję się ... straszliwie boje się wojny ... boję się tego że stracę tych których kocham ... boje się, że nic nie będzie już takie samo ...
- Wojna to ciężki czas dzielący istoty wszelakie. Nikt nie jest wstanie przewidzieć tego co się wydarzy, ale wiedz że jestem z Tobą. Zawsze będę przy Tobie i nie dam Cię skrzywdzić...
- My też nie damy. - wtrąciła Kiazu podchodząc do przytulającej się pary.
Następnie przytulając się do siostry, także Rina znalazła się między Kiazu, a Kurai'em, i powiedziała przyjaźnie z uśmiechem:
- Jesteśmy zgraną drużyną, a dzięki treningowi jesteśmy silni. Nie martw się, nasi przeciwnicy będą musieli się z nami namęczyć. A kto wie może ta wojna wcale nie wybuchnie? Rińcia nie zadręczaj się tym. Będzie dobrze, musimy wierzyć, że będzie dobrze.
- Dziękuje Wam ... jesteście kochani - stwierdziła nieśmiało Rina, rumieniąc się.
- Poza tym, nie dopuścimy aby wojna w ogóle wybuchła - dodała Kiazu z uśmiechem.
Tym czasem Kurai swoją dłonią otarł łzy, napływające do smutnych oczy wodnej neczanki i pogłaskał ją, delikatnie po policzku.
- Skupmy się na dalszym treningu ... - wtrącił Hachi wychodząc zza rogu.
- I doskonaleniu swoich możliwości ... - dopowiedziała Diuna.
- Oraz na obronie Yuri ... - dodał Otachi.
- Cokolwiek się nie wydarzy ... zawsze będziemy razem. - dopowiedziała Kiazu z determinacją.
W ten wszyscy podeszli do Riny i się przytulili, zarówno do niej, jak i do tych co ją wcześniej obejmowali. Dzięki temu powstał jeden wielki przytulak, przepełniony miłością, przyjaźnią i wsparciem. Nawet najwięksi, czasem potrzebują takiego wsparcia.

************
- Wojna... straszliwa i nie obliczalna ... A konflikt zbrojny otwiera kolejne niepokojące możliwości ... Obawiam się, że walka będzie nieunikniona ... nawet jeśli wojna nie będzie oficjalnie wypowiedziana ... to prędzej czy później dojdzie do starcia między dwoma stronami rady ... gdyż pokojowo tego konfliktu niestety już się nie da rozwiązać... Chifuin nie dopuszcza nawet możliwości rozmowy z Nami, a bez rozmowy pozostaje już tylko walka ... Gdyby to tylko było możliwe ... aby zapobiec tej bezsensowej wojnie ... to zrobił bym wszystko aby to uczynić ... Czasem myślę, że wysyłanie na wojnę swoich przyjaciół jest okrutne i nie ludzkie ... Jednak nawet gdyby nie walczyli, to ich optymizm, radość, spontaniczność i wysokie morale mogą się okazać bardzo przydatne, na okrutnym polu bitwy ... Na pewno znajdą się tacy których ich zachowanie będzie irytować... to chciałbym aby po prostu tam byli ... Z całego serca chciałbym ich chronić ... jednak wierze w nich, że dadzą radę i przetrwają ten ciężki czas... Mimo, że ich własna Królowa uważa ich jako nic nie warte jednostki, nie zdolne do walki ... Gdyby wiedziała jak bardzo się myli ... Ich ciężki trening przynosi zaskakujące efekty ... to zaszczyt mieć takich sojuszników... Co prawda w pojedynkę też by wspaniale walczyli ... jednak jako drużyna znajdują w sobie dodatkową siłę, dzięki której nie ma dla nich rzeczy niemożliwych ... i są wstanie dokonać wszystkiego ... Ich mottem powinno być "rzeczy nie możliwe wykonujemy od ręki, a na cuda trzeba trochę poczekać" ... Jestem dumny, że dane było mi ich poznać i niezmiernie się ciesze, że obdarzyli mnie swoją przyjaźnią... A ja nie zawiodę ich ...

************
Wspaniała złota komnata wypełniona, kolorowymi poduszkami, zarówno w pastelowych jak i intensywnych odcieniach. Wśród tych wspaniałych puszystych, miękkich poduch Yuri bawi się z Neko. W ten do pomieszczenia weszli nasi przyjaciele. Mały, biały koto-smok, o lśniącym futerku i pięknych pustych tęczowych oczach, piszcząc radośnie wleciał prosto w objęcia Riny.
- Yuri tęskniłam. - stwierdziła radośnie Rina.
W tym czasie Neko dostojnym krokiem, którego najzgrabniejsze kotki by się nie powstydziły podeszła najpierw do Diuny i otarła się o jej nogi.
- Cześć Neko ... - odparła Diuna.
A następnie otarła się o nogi pozostałych, który zaczęli głaskać zarówno wspaniałą burą kotkę, jak i Yuri.
- Piękny widok. - stwierdził Ankara, po czym przyjaźnie dodał: - Zapraszam na ucztę.
- YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Anki ... czy one mogą pójść z nami? - spytała nieśmiało Rina.
- Moja droga oczywiście, że tak. - odpowiedział radośnie Ankara.
- Dziękuję ... - odparła Rina przytulając się do władcy.
- Dzięki... - dodała Kiazu z promiennym uśmiechem, dając ambasadorowi buziaka w policzek.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział przyjaźnie Anki.

************
Jak zawsze na Ineeven, nasi przyjaciele spędzili sympatyczny dzień. Gościnność ambasadora, zawsze mile wpływała na atmosferę i mile ładuje morale. Neczanie, po wspaniałej uczcie i opowiedzeniu swoich niezwykłych przygód na smoczej górze, wreszcie wrócili do swojego ziemskiego domu. Jednak za nim mogli odpocząć, to musieli się jeszcze udać po zakupy. Pusta lodówka aż się prosi o zapełnienie. W tym momencie, mimo krążących po głowach myślach o wojnie, wrócili do swojego normalnego życia, nie zatracając siebie. Minęło kilka spokojnych dni. Neczanie mieli możliwość przemyślenia wielu spraw. Jednak szybko ich wrodzony optymizm i szaleństwo wzięły górę. Postanowili bowiem się nie przejmować, wojną i potraktować je jako kolejne zadanie. Co ma być to będzie, a walka to walka, więc nawet jeśli wybuchnie wojna, to oni będą gotowi podjąć to wyzwanie i dać z siebie wszystko. A czy to wystarczy? To już inna sprawa.


Epizod 126

"Pożegnanie z Angelis..."

Pastelowy, przestronny i bardzo jasny pokój, w którym Ery, Diuna, Hachi i Otachi niecierpliwie czekają na powrót Kiazu. W ten do pokoju w końcu weszła ucieszona i radosna Kiazu, w raz ze swoją wodną siostrą.
- Kiazu! - wykrzyknęli radośnie wszyscy, rzucając się Kiazu na szyję.
- Widzieliśmy Cię w telewizji! - dodał Hachi uśmiechając się radośnie.
- Świetnie sobie poradziłaś! - dopowiedział radośnie Otachi.
- Kochana, świetny pokaz. - dopowiedziała Ery.
- Opowiadaj jak było? - wtrąciła Diuna.
- Hej, hej spokojnie... dajcie mi coś zjeść ... jestem pieruńsko głodna. - odparła radośnie Kiazu.
- To, ja zadzwonię po coś. - wtrąciła nieśmiało i cicho Rina z aparatem na szyi.
- Dzięki Siostra- odparła Kiazu.
- O Rina, raczyłaś się w końcu pojawić... o matko jak Ty wyglądasz? - stwierdziła Diuna zauważając siostrę.
- ŁAŁ Siostra wyglądasz super! - stwierdził z podziwem Otachi.
- Normalnie zjawiskowo. - dopowiedział Hachi.
- Na jakieś imprezie byłaś? - dodała Diuna.
- Dzię...
- Ej! ... Kochani ... Dajcie jej spokój proszę ... niech zadzwoni po jedzonko... strasznie burczy mi w brzuchu.... - wtrąciła stanowczo Kiazu.
- Spoko... - odparł Hachi.
- No i tak ma być! - dodała stanowczo Kiazu, a następnie radośnie dodała: - A na pokazie było super, ale miałam strasznego nerwa chodząc po wybiegu.
- Oj tam ... oj tam ... na wybiegu nic nie było widać. Świetnie sobie poradziłaś. - odparła Ery.
- Dzięki, starałam się, ale było ciężko.- odpowiedziała Kiazu.
- Jak to od zaplecza to wygląda? - spytała Diuna.
- Hmmm... pozornie to super zorganizowana impreza, a w rzeczywistości chaos totalny, który o dziwo asystentka Anyo, perfekcyjnie ogarniała. - odpowiedziała Kiazu.
- Żartujesz? Jednak dziewczyna ogarniała wszystko? - dopytał Hachi.
- No... byłam w szoku, Anyo. tylko chodził i zachowywał się jak rozpieszczona diwa, a ona cud kobieta! Super zorganizowana, chociaż dosyć nieprzyjemnie chamska. - odpowiedziała Kiazu z pasją.
- Czad! Ja myślałem, że to sztab ludzi za to odpowiada. - stwierdził Otachi.
- Technicznie jest tam sztab ludzi, jednak wszystkim dowodzi jedna niepozorna kobieta.... mniejsza ... taki pokaz to niebywałe przeżycie. Makijażyści, styliści fryzjerzy ... normalnie czujesz się jak mega gwiazda. - odparła Kiazu.

************
Sachiner, popijający ulubione wino wraz z Kurai'em, siedzi w pokoju konferencyjnym na poddaszu. Okna są przysłonięte grubymi ciemnymi roletami, aby popołudniowe słońce nie raziło w oczy.
- Tak nawiasem, za dzisiejszy dzień pracy należy Ci się wynagrodzenie i nie chce słuchać wymówek... To za sprawą profesjonalizmu i mojego honoru... Wolisz gotówkę czy przelew? - spytał w końcu Sachiner.
- Bez różnicy... - odparł chłodno Kurai.
- To wykonam przelew, wole mieć potwierdzenie. Chyba to rozumiesz?
- Tak ... - odparł Kurai wręczając inkubowi kartkę.
Sachiner wziął kartkę, a następnie szybko i precyzyjnie wykonał przelew.
- Pieniądze w przeciągu paru minut będą na Twoim koncie. Aha, zgodnie z życzeniem mego Ojca, dostajesz jeszcze premie za milczenie, chociaż w Twoim wypadku to zbytecznie... Jednak nie będę się o to z nim spierał, w końcu i tak nic nie tracę. Gotowe. To jesteśmy kwita. Hmm... Kiedy wyjeżdżacie?
- Na pewno zdążysz jeszcze ocenić zdjęcia.
- No tak... przez tego nieznośnego gagatka uleciało mi to z głowy. Hmm... Muszę coś jeszcze załatwić. Przyjdzie za jakieś dwie godziny do mojego pokoju AOIC 12.

************
Znajome, wysokie, duże i przestronne pomieszczenie, w którym dominuje czerń, gdzieniegdzie jest rozjaśniona białymi i beżowymi dodatkami. W recepcji dzisiaj są znacznie mniejsze tłumy, różnorodnych istot niż zazwyczaj. Ery i neczanie (prócz Riny i Kurai'a) gotowi do wyjazdu stoją w holu.
- No to my będziemy jechać ... - stwierdziła Ery.
- Tak, z całym szacunkiem dla tego miejsca mam go już dosyć. - dodała Diuna ziewając.
- Rina ... Na pewno chcesz zostać? - spytał Otachi.
- Trochę muszę ... moja praca się jeszcze nie skończyła ... - odpowiedziała nieśmiało Rina.
- Eh ... szkoda ... jeszcze ta wredota, każde czekać na siebie ... - odparła Ery.
- Przestań on mógłby sam obejrzeć te zdjęcia. - wtrąciła Diuna.
- Widać nie może ... - odparł Otachi.
- No trudno, ale Kurai też z nią zostaje więc możemy być spokojni. - dopowiedziała Kiazu.
- Weźmiecie proszę plecak Kurai'a? - spytała Rina.
- Jasne...a czemu tylko jego? - odparł Hachi.
- Właśnie Twój plecak również możemy zabrać. - dodała Ery.
- Przepakowaliśmy się i u Riny w plecaku pozostały jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Wszystko inne jest w w moim plecaku.. - odparł Kurai z plecakiem na ramieniu.
- Spoko... w sumie widać, że ten Twój pęka w szwach, a Riny jest prawie pusty ... - odparł Otachi.
- Pomijaj ac fakt, że nasze plecaki są znacznie wygodniejsze od tych na stelażach ... - dodała Diuna.
W tym momencie do recepcji wszedł Sachiner, który wyraźnie był czymś zajęty. Po paru minutach, nieśmiało i niepewnie do inkuba podeszła Rina.
- Co ona wyprawia? - spytała Diuna.
- Hmm... może chce mu powiedzieć, że wyjeżdżamy? - stwierdził Otachi.
- Na dobrą sprawę wypadało by się z nim pożegnać. - dodała Ery.
- Hmm.. ja obstawiam, że bardziej spytać się kiedy znajdzie dla niej czas ... - odparła Kiazu.
- Heh ... nie uśmiecha mi się to ale może poczekamy na nich? - spytał Hachi ziewając.
- Wybacz Hachi, jednak ja bym wolała jeszcze dzisiaj dotrzeć, do mojego domu. Czeka nas jeszcze parę godzin jazdy. - odpowiedziała Ery, powstrzymując się od ziewania.
- Spoko spoko, my się zabierzemy z Tobą a oni dojadą. Nie będziemy nadużywać gościnności Sachinera. - odparła Kiazu.
- Słyszę moja droga, że bardzo miło mi się o mnie wyrażacie. - wtrącił szarmancko Sachiner, który podszedł do neczan wraz z Riną.
- Wreszcie Gadzie ile można czekać? - odparła Ery.
- Moja droga Żmijko, powinniście się czuć zaszczyceni, że w moim napiętym grafiku łaskawie znalazłem jeszcze czas dla Was. - odpowiedział Sachiner.
- Tiaa... dobra płazie to żegnaj i spływaj. - stwierdziła Ery.
- Masz szczęście moja ropuszko, nie mam dzisiaj czasu.- odparł Sachiner, podchodząc bliżej dziewczyn.
Po chwili pocałował Kiazu w prawą dłoń mówiąc. - Żegnam moja droga, gratuluję pójścia w pokazie.
- Yyy... Dzięki ... Na razie ... - odparła zaskoczona Kiazu.
Następnie inkub wykonał równie dżentelmeński gest w stosunku do Diuny i Ery, po czym bez większej maniery podał rękę, Hachiemu i Otachiemu.
- Na razie Stary. - stwierdził Otachi.
- Nara Ziom. - dodał Hachi.
- A teraz wybaczcie obowiązki wzywają. - odparł Sachiner, odwracając się, ukradkiem wytarł prawą dłoń w białą chusteczkę i oddalił się.
- Dziwny typ. Aż dziw bierze, że jest dobrze wychowany. - stwierdziła Diuna.
- To chyba lepiej dla nas... - dodał Otachi.
- Dobra komu w drogę temu czas ... Kochani to my widzimy się później... - wtrąciła Ery.
- Widzimy się w domku letniskowy. - dodała Kiazu.
- Jasne ... szerokiej drogi ... - odparła Rina z uśmiechem.
- Trzymajcie się. - dodał Otachi.

************
W pokoju konferencyjnym przy stole zasiadają Sahier, Sachiner oraz głowa rodu Cusan. Panowie w dość zwyczajnej dla siebie poważnej atmosferze popijają wino i rozmawiają.
- Moi Synowie, odnieśliśmy wspaniały sukces. Na samym pokazie zarobiliśmy znacznie więcej niż zakładaliśmy w najśmielszych planach. Dodatkowo jesteśmy jednym miejscem na świecie które ma prawo do emisji z pokazu modu, co przyniesie nam dodatkowe wielkie korzyści i ogrom zysków. - stwierdził dumnie Cusan.
- Ojcze pozostają jeszcze zdjęcia. Do tej pory ich nie dostaliśmy, a one również powinny zarabiać. Gazety już czekają na nie. - odparł Sahier,a po chwili dodał: - Zakładam, że ta amatorka nie zrobiła żadnego dobrego zdjęcia i naraziła nas tylko na koszty, którymi dobrze by było ją obciążyć.
- Nie zapędzaj się tak, Sachiner co ze zdjęciami? - spytał stanowczo Cusan.
- Zaraz, po naszym spotkaniu jestem umówiony z fotografem na oglądanie zdjęć. Do ostatniej chwili diwa wahała się czy przyjść na oglądanie zdjęć czy nie. Dopiero tuż przed naszym spotkaniem diwa zażyczyła sobie spotkania o godzinie 19:00 w celu obejrzenia już przebranych zdjęć. Gdyby nie kaprysy diwy, zdjęcia już dawno byłyby w druku. - odpowiedział spokojnie Sachiner.
- Tak Utahime bywa irytujący, jednak spełnianie jego zachcianek leży w naszym interesie. Postaram się pojawić na pokazie przesortowanych zdjęć. - odparł Cusan.
- Jak sobie życzysz Ojcze. Pokaz przebranych zdjęć ma się odbyć tutaj. - odpowiedział Sachiner.
- Doskonale. - odpowiedziała głowa rodu.
- Sachiner, a czemu te zdjęcia nie są już przejrzane i nie pokazujesz nam ich teraz? - wtrącił arogancko Sahier.
- Po pierwsze w przeciwieństwie do Ciebie mam swoje obowiązki, które rzetelnie wykonuję i dbam o dobre imię rodziny. Po drugie w wolnej chwili udzielałem Salaher'owi, którego miałeś pilnować, stanowczej lekcji wychowawczej. Po trzecie dużo zależało od kaprysu samej diwy. - odpowiedział spokojnie, lecz twardo Sachiner.
- I pilnowałem, spał w swoim pokoju. - odparł Sahier.
- Mylisz się, w trakcie tego jak miałeś go pilnować, Salaher ...
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Pan Cusan przerwał swoją wypowiedź i powiedział stanowcze i chłodne:
- Proszę!
W ten drzwi otworzyły się, a do sali wszedł pokornie Kutaro mówiąc:
- Przepraszam, że przeszkadzam... Panie Sachiner Pan Boia Tomar, właśnie przybył do ośrodka.
- Dziękuję, Kutaro ... możesz odejść. - odparł Sachiner.
Na te słowa sługa pokłonił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Ten BOIA TOMAR? - spytał z niedowierzaniem Sahier.
- Owszem, Salaher dzisiaj po raz kolejny, przeszedł sam siebie, a co za tym idzie zasłużył na osobiste i niezapomniane spotkanie z "katem energii" Boia Tomar. - odparł Sachiner.
- Działasz zbyt pochopni, niepotrzebnie go tu ściągałeś. - stwierdził Sahier.
- To ja poprosiłem, aby Sachiner ściągnął tutaj tego specyficznego gościa. Salaher, zasłużył na taki specyficzny wymiar kary. - wtrącił stanowczo Cusan.
- Rozumiem. - odparł Sahier, z lekko wymuszoną pokorą.

************
Jasne, przestronne pomieszczenie o półokrągłym kształcie Subtelne, jasnoszary sufit i ściany, które przypominają swym odcieniem wspaniałe szare chmury idealnie się komponują z dużymi oknami, o delikatnym białym odcieniu, które zajmują ponad połowę, półokrągłej ściany oraz z białym puszystym dywanem. Tuż pod oknami znajduje się długa, czarna, zaokrąglona kanapa z kilkoma ciemnoszarymi, kwadratowymi poduszkami. Przednią stoi okrągły, szklany stolik kawowy w srebrnej ramie oraz biały, wyprofilowany fotel, jakby z porcelany. Obok wspaniałej i wygodnej kanapy, po prawo od wejścia znajduje się prostokątny, ciemnobrązowy stów z sześcioma czarnymi, stylowymi krzesłami. Na jedynej płaskiej ścianie, na lewo od wejścia i na prost kanapy, znajduje się ogromny, płaski telewizor, a pod nim czarne niskie szafki. Całości dopełnia wiszący kryształowy żyrandol. W tym luksusowym i subtelnym salonie, na kanapie siedzi Sachiner, popijający aromatyczne, czerwone wino, o złoto-srebrnym odcieniu. Ubrany jest w szykowne czarne, garniturowe spodnie, wyprasowane w kant oraz białą, jedwabną koszulę na długi rękaw z złotymi spinkami do mankietów. Jego czarna marynarka, wisi na oparciu jednego z krzeseł. W ten w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. W mgnieniu oka z któregoś z bocznych pomieszczeń wszedł Kutaro, który bez słowa otworzył drzwi.
- Witam. Pan Sachiner czeka na państwa. - stwierdził w końcu Kutaro zapraszając gości, szarmanckim gestem do środka.
W tym momencie do stylowego salonu weszła Rina, nadal ubrana tak jak zażyczył sobie tego Uso "Anyo" Utahime, oraz Kurai, ubrany w swój strój ochroniarza i z plecakiem na lewym ramieniu.
- Kutaro, weź od Pani aparat i przygotuj wszystko do pokazu. - stwierdził arogancko Sachiner.
- Oczywiście Panie. - stwierdził pokornie sługa, a następnie dodał: - Pani pozwoli.
Kutaro po wzięciu aparatu, postawił go na stole i udał się do drugiego pokoju.
- Siadajcie, zapraszam. - dodał arogancko inkub.
Tymczasem Kurai odłożył plecak, opierając go o jedno z krzeseł, i wraz z Riną usiadłi na kanapie, a inkub sarmacko spytał:
- Napijecie się czegoś?
- Tak ... poproszę sok winogronowy... - odpowiedziała nieśmiało Rina.
- Kutaro, dla Pani sok winogronowy. - stwierdził Sachiner do sługi, który rozstawiał laptopa i dodatkowy monitor na stole, a następnie dodał: - A Ty napijesz się czegoś?
- Tak, dragon laagii ikhofi proszę. - odparł Kurai.
- Spodziewałem się tego. Kutaro dla Pana mocne dragon laagii ikhofi, tylko nie przesadź, bo jeszcze Kurai zejdzie nam z tego świata i będzie szkoda. - odparł arogancko Sachiner z wrednym uśmieszkiem.
- Jak sobie życzysz Panie.. - odparł pokornie słucha wychodząc.
- Przepraszam ... co to jest dragon laagii ikhofi? - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Moja droga, to specyficzny napój pobudzający, składa się głównie z kawy, czekolady i coli. Doskonały do efektywnego funkcjonowania. Idealny na dni bez snu, w których trzeba jeszcze wydajnie używać umysłu. Jednak nie należy pić go za często. Chociaż niektórzy zazwyczaj dobrze sobie radzą i bez tego napoju.- odparł szarmancko Sachiner.
- Rozumiem ... Hmm... Kurai ... to ta gęsta kawa? - spytała nieśmiało Rina.
- Owszem, to ona.... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Swoją drogą, Moja droga ... jeśli mnie pamięć nie myli ... a ona nigdy się nie myli ... to obiecałaś mi zdjęcie... W związku z tym zechciałabyś usiąść koło mnie? - wtrącił dumnie Sachiner, kołysząc delikatnie kieliszkiem wina.
- Dobrze ... - odparła niepewnie Rina i przesiadła się bliżej inkuba, a Kutaro podszedł z do szklanego stolika i postawił na nim smukła szklankę soku, oraz białą, filiżankę na czarnym spodku. Następnie wziął od inkuba pusty kieliszek, odstawił go na stole i wziął do ręki aparat.
W ten Sachiner, gentlemeńsko położył swoje lewe ramię na oparciu, co dało złudzenie, obejmowania neczanki, która z naturalną nieśmiałością i uśmiechem siedziała obok niego. Kutaro bardzo szybko wykonał zdjęcie, a Sachiner pocałował damę w jej prawą dłoń, szarmancko mówiąc:
- Dziękuję moja droga, a teraz czas do pracy. - po czym stanowczo dodał - Kutaro wszystko gotowe?
- Jak najbardziej Panie, możemy zaczynać w każdej chwili. - odparł pokornie Kutaro, przyciemniając szyby, i włączając telewizor.
W między czasie Rina odsunęła się od Sachinera, i biorąc szklankę z sokiem usiadła bliżej ukochanego.

************
- Wreszcie spokój ... - stwierdziła radośnie Kiazu, przeciągając się na przednim siedzeniu stylowego burgundowofioletowego samochodu Ery.
- Nie przesadzaj w końcu nie było tak źle ... - stwierdził Otachi, siedzący na tylnym siedzeniu rozpędzonego auta.
- Właśnie ... fajne wspomnienia, miłe chwile ... i dużo nowości do sprawdzenia w naszej grze "WindRace" - dodał radośnie Hachi, siedzący pomiędzy Diuną i Otachim.
- A wy znowu o tej grze ... co Wam da znajomość smoczej góry? - spytała zmarnowana Diuna.
- Dobrą zabawę i możliwość zakwalifikowania się do zawodów. - odparł Otachi z uśmiechem.
- Faceci ... - stwierdziła Diuna, a po chwili dodała, z lekkim zdziwieniem: - Ery... czemu milczysz?
- Skupiam się na drodze ... robi się już szaro, a mnie dopada zmęczenie. - odparła Ery.
- Na pewno dasz rade prowadzić? - spytała troskliwie Kiazu.
- Oczywiście ... bez trudu ... tylko jeśli pozwolicie wolałabym się bardziej skupić na drodze niż na rozmowach. - odpowiedziała Ery z promiennym uśmiechem.

************
- Kutaro, światło. - nagle stwierdził Sachiner, w przyciemnionym pokoju, a gdy światło rozbłysło dodał: - Wszystko zrobiłeś?
- Oczywiście Panie. - odparł spokojnie i pokornie sługa.
- Dobrze, zatem przyszedł czas na zapłatę - odparł inkub jednoznacznie, nachylając się do Riny.
Przerażona dziewczyna nawet nie pisnęła, jedynie wbiła się głębiej w stylową kanapę.
- Już lepiej Ci? To teraz ją zostaw... - wtrącił stanowczo Kurai.
- Jak zwykle wszystko popsułeś. - odparł Sachiner odsuwając się od Riny, a następnie zakładając marynarkę dodał:- Kutaro karta.
Na te słowa, sługa szybko wyjął kartę pamięci z laptopa i niezwłocznie podał ją swojemu Panu.
- Proszę moja droga, to karta ze zdjęciami dla Ciebie. Możesz używać tych zdjęć chwalić się nimi, jednak nie wolno sprzedawać Ci ich go gazet. Rozumiesz? - stwierdził Sachiner podając wodnej neczance czarną kartę pamięci.
- Tak ... Dziękuję... - odparła nieśmiało Dziewczyna.
- Co do honorarium za usługę ... fotografom zwykłem płacić dopiero po spotkaniu z tą nieznośną diwą. Więc musisz poczekać na jego opinie o zdjęciach. - powiedział po chwili inkub.
- Honorarium? ... nic ... nic nie mówiłeś o zapłacie ... - odparła nieśmiało, zaskoczona Rina.
- Moja droga, nie wspominałem o honorarium, ponieważ to że je dostaniesz było jasne od samego początku. Biznesmen na moim poziomie nie może sobie pozwolić na nie płacenie za pracę. Wykorzystywanie istot, nie jest w moim stylu. - odparł arogancko Sachiner.
- Dziwnie brzmi to z Twoich ust. - wtrącił Kurai.
- Zdaję sobie z tego sprawę, że te słowa koligują z moim wspaniałym ja.- odparł inkub lekko warcząc, a po chwili dodał spokojnym aroganckim głosem. - Nie schodźmy na temat przyjemności i pozostańmy w swerze obowiązków. Ogólnie jeśli kogoś zatrudniam to zawsze wypłacam honorarium. Ktoś na tak wysokim poziomie jak ja nie może być nagle chamem, który nie wypłaca wynagrodzenia. Reasumując zatrudniłem Rinę, jako fotografa do pokazu, więc będzie miała zapłacone, jak fotograf z pokazu. Tak więc moja droga, nie przyjmuję odmowy i jeszcze dzisiaj Ci zapłacę.
- yyyy.... spoko ... dla mnie to była przyjemność ... i dobra zabawa ... - odparła naturalnie, nieśmiało i z delikatnym uśmiechem neczanka.
- Już późno... - odparł Sachiner spoglądając na zegarek w telefonie, po czym dodał podchodząc do dziewczyny i szarmancko chwytając ją za jej prawą dłoń : - Moja droga pozwól ze mną. Najwyższa pora na spotkanie z divą.
Następnie inkub lodowym spojrzeniem zmierzył Kurai'a i stanowczo powiedział:
- A Ty bądź łaskaw tu poczekać.
Elektryczny neczanin odwzajemnił chłodne spojrzenie, po czym bez słowa wziął pilota do telewizora i go włączył. Na trafił na jakiś kanał muzyczny, dzięki temu w tle leci stosunkowo cicha rytmiczna i instrumentalna muzyka.
- Tylko bez żadnych numerów. Diwa zgodziła się jedynie mojego Ojca, na mnie i fotografa, więc bądź łaskaw nie narozrabiać... Jeśli to Cię tu utrzyma to ... masz moje słowo, że włos jej z głowy nie spadnie... - stwierdził twardo i arogancko Sachiner.
- Poczekam ... - odparł chłodno Kurai, mierząc inkuba przeszywającym, chłodnym spojrzeniem.
- Lepiej dla Ciebie aby tak było.... Nie życzę sobie nieprzyjemności przez kogoś takiego jak Ty... i kogokolwiek innego.- odparł równie chłodno Sachiner, a następnie stanowczo dodał: - Kutaro zdjęcia dla diwy.
- Oczywiście Panie, już podaję. - odpowiedział pokornie Kutaro.
- Rusz się! - odparł twardo inkub.
- Tak, Panie. - stwierdził sługa podając Sachinerowi kartę.
W ten utwór "Little Talks"(https://www.youtube.com/watch?v=9cWj4fQBW8U) zaczął przenikać przez ciała, kojąc zmysły, a inkub w raz z neczanką zebrali się do wyjścia. Kiedy tylko Sachiner, po dżentelmeńsku i z szarmancją otworzył drzwi, przepuścił kobietę przodem. Następnie oboje wyszli.
- Wybacz Panie za mą zuchwałość, jednak byłem przekonany, że Pan darzy mniejszym zaufaniem Pana Sachinera. Proszę mnie źle nie zrozumieć, Pan Sachiner nie łamie słowa, jednak wiara w czyjekolwiek słowa, opiera się na zaufaniu ... którym wydawało mi się, że Pan nie obdarza mojego Pana. - stwierdził pokornie Kutaro.
- W dużej mierze, minimalnie mu ufam. Zawsze tylko na tyle ile to konieczne. A teraz wystarczy mi, że ona jemu ufa ... - odparł spokojnie i chłodno Kurai, a następnie stanowczo dodał: - Próbujesz mnie podjudzić abym wstał i poszedł za mini. Próżny Twój trud. Powiedziałem, że zaczekam to zaczekam. Poza tym Sachiner, chociaż nie przyzna się do tego nawet jakby go przypalali, to ją lubi i szanuje, więc nic jej nie grozi, a moja fatyga jest zbyteczna.
- Zna Pan, Pana Sachinera i ufa tej dziewczynie, znacznie bardziej niżbym się spodziewał. - odparł pokornie Kutaro.

************
- Jeszcze tylko spotkanie z tą nieznośną diwą, potrafiącą zrujnować każdy dzień... i ten kłopotliwie długi dzień, na szczęście już się kończy. - stwierdził dumnie Sachiner.
- Dasz rade... kto jak to.. ale taki wspaniały inkub jak Ty na pewno da rade.... - odparła nieśmiało Rina z uśmiechem.
- Moja Droga ... W pełni się z Tobą zgadzam.- odparł inkub z delikatnym, lekko wrednym uśmiechem, a następnie dodał: - A właśnie, Moja droga, przypomina, że ... Anyo, o największa zgrozo, jest mężczyzną i prosiłbym abyś zwracała się do niego per Pan ... Zdaję sobie sprawę, że to brzmi niewiarygodnie i będzie trudne, jednak musisz pamiętać, że diwa jest mężczyzną.
- Jak sobie życzysz ... - odparła niepewnie Rina, a po chwili nieśmiało dodała: - Hmm... czyli ... Twoje stwierdzenie że jest "diwą" ... jest najwyższa klasą pogardy i arogancji, na którą stać tylko takiego odważnego inkuba jak Ty ... i na którą Anyo w pełni zasługuje?.... W sumie trochę go obserwowałam po pokazie ... i mam wrażenie, że jesteś jedyny ... albo jednym z nielicznych którzy są w stanie ... tak o nim powiedzieć bez większych konsekwencji ...
- Moja Droga... skoro musisz wiedzieć to ... oczywiście... tak właśnie jest ... Jestem jedyny ... Ja to Ja ... jestem jedyny wyjątkowy i niepowtarzalny ... nie zapominaj o tym ...
- Nie zapominam ... o Twojej unikatowości ... w końcu jest ona tak bogata i wspaniała ... że o niej nie da się zapomnieć ... i przeoczyć ...
W tym momencie Sachiner uśmiechnął się pod nosem, zatrzymał neczankę gestem, a następnie jednym szybkim i gwałtownym ruchem oparł ją o wspaniałą, elegancką brązową, drewnianą ścianę z złotymi zdobieniami. Przerażona dziewczyna nie miała czasu na jakąkolwiek reakcję. Duże, niedowierzający oczy dziewczyny, aż błyszczą. Inkub jednak spokojnie i delikatnie prawą ręką musną szyję dziewczyny. Po chwili Sachiner zatrzymał swoją rękę na "obroży" dziewczyny i otoczył swoją dłoń ognistą aurą.
- Co .... robisz? ... - spytała wystraszonym głosem i niepewnie Rina.
- Moja droga to na co mam ochotę ... - odparł arogancko Sachiner z wrednym uśmieszkiem.
Tymczasem czarna tasiemka, zmieniła się w piękny, klasyczny wisiorek z symbolem, jaki neczanie noszą na co dzień.
- A więc tak wyglądają Twoje obowiązki... - wtrącił arogancko męski głos.
- Sahier, nawet ja wiem, że po za pracą są również przyjemności. A teraz wybacz nie mam czasu na rozmowy z Tobą. - odparł Sachiner odsuwając się od neczanki.
- Tak, tak oczywiście. Jednak dzisiaj widuję Cię głownie w towarzystwie kobiet a nie w odmętach pracy. - odparł arogancko Sahier.
- Posłuchaj, po raz to nie twój interes, po dwa ja nigdy nie zawodzę i zawsze wykonuje swoje obowiązki. - stwierdził twardo Sachiner.
- Na dla mnie nie masz czasu a na mizianie go masz...- powiedział podejrzliwie Sahier.
- Spóźniłeś się. Wykorzystałem już cały wolny czas. Poza tym rozmowa z Tobą jest marnotrawstwem czasu, które nawet nie jest przyjemne. A teraz bądź łaskaw zejść z drogi, albo porozmawiamy inaczej.
- Tym razem Ci odpuszczę, lecz pamiętaj któregoś pięknego dnia zadbam o to aby podwinęła Ci się noga. - odpowiedział chłodno Sahier.
- Ty śmiesz mi grozić? - zawarczał Sachiner, cedząc słowa przez zęby.
- Panie Sachiner.... - wtrąciła nieśmiało, lekko wystraszona neczanka... a następnie powiedziała Sachinerowi na ucho: - ... boję się go ...
- Masz rację moja droga, najwyższa pora na nas. W końcu Anyo nie może na nas czekać. - stwierdził twardo Sachiner, poprawiając marynarkę, a następnie przepuszczając neczankę przodem ruszył dalej na ważne spotkanie.
Sahier na pożegnanie, zmierzył brata lodowym i pełnym pogardy spojrzeniem.
- Sachiner... przepraszam ... - stwierdziła niepewnie i nieśmiało neczanka. Kiedy odeszli spory kawałek od Sahier'a.
- Moja droga, akurat Ty nie masz za co przepraszać. Zapamiętaj sobie, ja zawsze robię to co chce i na co mam ochotę... i póki moje działa nie koligują bezpośrednio z interesami mojego brata to jemu nic do tego. - odparł arogancko Sachiner.
- Wiesz ... wydaje mi się ... że on jest bardzo zazdrosny o Ciebie... a właściwie to o to ... hmmm... że jesteś lepszy od niego ...i mam również wrażenie ... że Sahier nie chce się pogodzić z Twoją wyższością .... i za wszelką cenę próbuje Ci udowodnić ... że przy nim jesteś nikim ... - odpowiedziała drżącym głosem Rina, delikatnie się rumieniąc.
- Moja droga to oczywiste, że jestem lepszy od niego. Jednak skoro musisz wiedzieć to masz bardzo dużo racji w tym co mówisz, więc mów proszę dalej.
- Hmm... lubisz być górą i nawet jeśli go prowokujesz w jakiś elegancki sposób ... to robisz to tak aby bez trudu go utemperować ... i pokazać gdzie jego miejsce ...W końcu taki dżentelmen jak Ty nie może się z zniżyć do nieokrzesanego poziomu swojego brata ...
- Moja droga kontynuuj proszę ...
- Hmmm... Jesteś biznesmenem na bardzo wysokim poziomie ... który mimo zajmowaniem się swoimi przyjemnościami ... nigdy nie nawala ... i jest wstanie załatwić wszystko ...
- Lubię jak podsyca moje wspaniałe i niepodważalne ego ... i jak podbudowuje moje wysokie morale ... robi to tak szczerze,naturalnie i prawdziwie, że mógłbym słuchać jej godzinami ... to co mówi nie jest podlizywaniem ... istoty nie raz próbują mi się podlizać, więc zwykłe podlizywanie nie robi już na mnie najmniejszego wrażenia ... a ona w uroczy sposób komplementuje mnie i podkarmia moje fantastyczne ego ... mówiąc to co naprawdę myśli i zauważa wręcz oczywistą prawdę ... i robi to w taki sposób, że nawet największy nieudacznik poczułby się kimś ważnym... - zamyślił się inkub słuchając uważnie, każdego słowa neczanki ...

************

W podziemiach wspaniałego ośrodka turystycznego, z dala od wszelkich gości, odbywa się kara Salaher'a. Gdyby nie wygłuszone ściany pomieszczenia, jego przeraźliwe, przenikające głęboko i wywołujące ciarki, krzyki z pewnością rozniosły by się po cały Jushifulu, jak nie po całym Angelis. Boia Tomar należy do rodu najlepszych katów energii, jacy stąpa po ziemi i choć zajmuje się trudnym i pełnym wyrzeczeń zawodem, to o dziwo lubi swoją brudną robotą. Taki kat bowiem, jak nie trudno się domyślić, zawodowo zajmuje się wysysaniem energii z Kubów, i to nie odrobiny energii, tylko praktycznie całej. To straszliwa i bardzo bolesna kara, na którą trzeba sobie bardzo zasłużyć.

************

W pokoju konferencyjny pokaz zdjęć się jeszcze nie zaczął. Wszyscy czekają, aż Uso "Anyo" Utahime, łaskawie się pojawi. Speszona Rina siedzi obok Sachinera,natomiast ojciec rodu Cusan stoi i wygląda przez okno. W ten drzwi do pokoju bez pukania otworzyły się.
- Jestem i chwalcie mnie za to ... - stwierdził Anyo zasiadając przy stole.
- Utahime pozwolisz ze zaczniemy pokaz? - spytał bez zbędnych ceregieli Cusan.
- Hmmm... NIE .... - odparł arogancko i dumnie Uso, a następnie dodał: - Czy naprawdę myśleliście, że pozwolę publikować zdjęcia z mojego pokazu? Nie ma mowy, moja wspaniała reputacja jest za wielka aby od tak targały nią zdjęcia amatora. Tak więc, kategorycznie nie zgadzam się na publikacje tych zdjęć.
W tym momencie Sachiner ze swoim wrodzonym dystyngowaniem i arogancją, wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki, dokument z wypalona pieczęcią mówiąc:
- Z całym szacunkiem ... Nie sądzę... i ten dokument udowadnia, że to ja mam rację ...
- Ah, no tak ... muszę nauczyć się nie podpisywać byle czego ... - odpowiedział Uso, a po chwili dodał: - Jednak, skoro podpisałem ten dokument to znaczy, że moje doskonałe oczy dostrzegły jakieś pozytywy, o które są błahostką i uleciały mi z głowy. Dajcie mi ten papier, niech moje cudowne oczy przyjrzą się temu.
- Proszę... - odpowiedział spokojnie Sachiner wręczając ikonie mody odpowiedni dokument.
W tym momencie Uso "Anyo" Utahime od tak porwał wręczony mu papier, dumnie mówiąc:
- I po sprawie.
- Z całym szacunkiem, zdajesz sobie sprawę, że porwałeś kopię a oryginał jest nadal bezpieczny u mnie? - spytał Sachiner mimochodem, demonstrując oryginał w dłoni.
- Oczywiście, że tak .... - stwierdził zmieszany Uso, po czym dodał: - Nienawidzę kopii, wszystko co mnie otacza musi być oryginalne...
- Rozumiem... a skoro kwestie pozwolenia mamy już wyjaśnione .... w takim układzie zaczynajmy, aby nie marnować więcej czasu. - stwierdził Cusan z uśmiechem.

************
Godziny płyną nieubłaganie. Ery i neczanie już jakiś czas temu dotarli do wspaniałej letniskowej willi. Hachi i Otachi smacznie już śpią w wygodnych łózkach. Natomiast roześmiane Kiazu, Diuna i Ery, ubrane w piżamy i z ręcznikami na głowach, właśnie wychodzą z jednej z łazienek.
- Zieeew ... Najwyższa pora spać. - stwierdziła Ery ziewając.
- O tak... Zieeew .... zasłużyliśmy na odpoczynek... - dodała Kiazu, przeciągając się i ziewając.
- Przestańcie to zaraźliwe ... Zieeew ... - odparła Diuna, po czym dodała: - No ba ... nie mogę się doczekać wygodnego łózka.
- A co jak Rina i Kurai dojadą późną nocą? - spytała Diuna.
- Ja się ich spodziewam rano ... jednak w razie co wysłałam Rinie MMS, ze zdjęciem i opisem miejsca gdzie jest schowany zapasowy klucz do drzwi ... - odparła Ery.
- Sprytne ... - dodała Kiazu.
- Bardzo dobry pomysł ... przynajmniej nas nie pobudzą ... - dopowiedziała Diuna.
- Dobra Kochane czas wreszcie pójść spać, to był bardzo długi i męczący dzień... - stwierdziła Ery.

************
Przy zgaszonym świetle, w ekskluzywnym pokoju Sachinera, Kurai spowity romantycznym półmrokiem, stoi między kanapą a dużym oknem i wygląda przez nie. Mroczne, granatowe, nocne niebo oświetlane przez wspaniałe księżyce Angelis, sprawia że góry wyglądają niezwykle zachęcająco i tajemniczo. W ten w pomieszczeniu rozbłysło intensywne, żółto-białe światło, a do pokoju weszła Rina oraz Sachiner, podążający tuż za neczanką.
- Odprowadzam, tę miła damę całą i zdrową. - stwierdził wrednie i arogancko Sachiner, na wstępnie.
- Twoje szczęście ... - odparł chłodno Kurai, a następnie spytał:- Niczego już od nas nie chcesz?
- Dzisiaj już jesteście wolni, możecie sobie iść. - odparł stanowczo inkub, po czym dodał interesownie: - Widziałeś może Kutaro?
- Już jestem Panie ... - wtrącił Kutaro wchodzący do pokoju, po czym szybko dodał: - Panie wszystko jest gotowe.
- Długo Ci to zajęło. - odparł arogancko Sachiner, po czym dodał: - Domniemam, że jedziecie teraz do moje willi letniskowej?
- Przepraszam ... ale ona ... chyba już jest Ery... - wtrąciła nieśmiało Rina, wyjmując czarną bluzę z plecaka i chowając aparat.
- Szczegóły Moja Droga, szczegóły... - odparł dumnie Sachiner.
- Tak... - dodał twardo Kurai.
- Hmm... W takim układzie definitywnie żądam abyście udali się ze mną na parking. - odpowiedział twardo inkub.
- Za mało masz sług, do noszenia bagażu? - odparł chłodnym głosem, Kurai.
- Z chęcią powiedziałbym, że owszem ... Jednak skoro koniecznie musisz wiedzieć czeka tam na nas Vehiculo. - odpowiedział dość nie chętnie Sachiner.
- Ty chcesz nas podwieźć? - spytał twardo elektryczny neczanin.
- Tego nie powiedziałem - odparł szybko inkub, a po chwili mimochodem dodał - I tak mam po drodze, więc ruszcie się bo się rozmyślę!
- Państwo przodem. - odparł grzecznie Kutaro, otwierając pokornie drzwi.
W tym momencie Kurai zarzucił plecak na lewe ramie, wziął zdezorientowaną ukochaną za rękę, po czym oboje wyszli na urokliwy drewniany korytarz. Tuż za nimi wyszedł Sachiner, oraz Kutaro.
- hmm... przepraszam co to jest ... vehiculo? - spytała nieśmiało, speszona neczanka.
- To specyficzny rodzaj karety. - odpowiedział Kurai.
- Moja droga, jeśli uzbroisz się w cierpliwość, to za chwilę będziesz miała zobaczyć na własne oczy co to jest Vehiculo... - wtrącił dumnie Sachiner.
Po paru minutach podążania w ciszy, krętymi korytarzami, nasi bohaterowie dotarli na recepcję. Po załatwieniu kilku formalności, szybko wyszli z ośrodka. Chłodne, nocne powietrze mile orzeźwia po tym niezwykle długim dniu. Droga oświetlona niezwykłymi pochodniami o płomieniach w intensywnym zielonym kolorze, kusi swoją niesamowitością. Rina szybko wyjęła aparat i podążając szybkim krokiem za mężczyznami, starała się zrobić parę pamiątkowych zdjęć. W ten wszyscy dotarli na znajomy i przepięknie oświetlony, drewniany most, wiszący nad niewielką górską doliną.
- Jak dojdziemy do rozwidlenia, to nie idźcie prosto tylko skręćcie w prawo. - poinformował mimochodem Sachiner.

************
Po paru długich minutach nasi bohaterowie trafili na dość nietypowo piaskowo-żwirowy, dobrze ukryty wśród korony szczytów i dobrze oświetlony, błękitnymi pochodniami parking. Jest on bardzo duży i znacznie większy od parkingu betonowego. Po środku stał jedynie duży, granatowy smok, spokojnie dorównujący, jak nie przewyższający rozmiarem smokowi Marada. To ogromne, skrzydlate stożenie leży spokojnie na brzuchu, a na plecach ma wyprofilowaną, czarną, bogato zdobioną złotem budę, w kształcie prostopadłościanu, przymocowaną na sztywno za pomocą grubych pasów do ciała smoka. Jeden pas zapięty jest pod brzuchem bestii, kolejny, przyczepiony jest do szyi gada, a ostatni do jego ogona. Konstrukcja ta posiada okna oraz kozioł umieszczonym pod dachem, ma którym siedzi męższyzna ubrany we frak i cylinder, trzymający lejce, przymocowane do smoczego pyska. Wszsytko to na pierwszy rzut oka przypomina karocę, tyle że usytułowaną na smoku. Przez otwarte drzwi widać przestronne białe, skórzane pomieszczenie, z kanapami.
- Łał ... - stwierdziła Rina ze świecącymi oczami.
- To właśnie jest Vehiculo. Zapraszam do środka stwierdził Sachiner, przpuszczając panią przodem. Koło tej karecy stał już Kutaro gotowy, aby pomagać przy wsiadaniu. Sługa bez słowa podał rękę neczance i tym smym ułatwił jej wejście do środka tego necodziennego środka transportu. Po chwili wszsycy byli już w środku, przodem w kierunku lotu, tuż przy oknie,siedzi zafascynowana Rina, a obok niej siedzi Kurai. Na prost nich siedzi Sachiner oraz Kutaro.
- Medle, do domu letniskowego. - stwierdził głośno i trwadro Sachiner.
W tym momencie dało się usłyszeć trzał z bicza, a wielka bestia podniosła się, rozprostowała skrzydła, uderzyła nimi kilku krotnie, a następnie uniosła się w górę i beszeletnie poleciała.
- W ciągu kwadransa powinniśmy tam dolecieć ... To stanowczo znacznie szybciej, niż Twoim motocyklem... - stwierdził dumnie Sachiner.
- Niezwykłe ... co za wspaniałe widoki ... - wyszeptała radośnie i nieśmiało Rina, wyglądając przez okno.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - odparł Kurai.
Wspaniały, niezwykły, nocny lot upłynął w ciszy. Niebawem smok lądował już koło zatoki na wyspie. Woda sięgała mu zaledwie do kolan i łokci, a schody karocy wychodzą idealnie na subtelnie oświetlony pomost, w piaskowym kolorze.
- O to koniec waszej podróży. - stwierdził Sachiner wstając i wyciągając prawą rękę w kierunku Riny.
- Dziękujemy za podwiezienie. - odparła z uśmiechem Rina.
- Nie ma o czym mówić. Uznajmy, że cała przyjemność po mojej stronie. - odparł po dżentelmeńsku inkub, po czym twardo i arogancko dodał: - To co się tu wydarzyło nie miało miejsca. Rozumiecie?
- Jak sobie życzysz... - odparła pokornie speszona Rina.
W tym czasie Kutaro wysiadł z pojazdu i był już gotowy aby nieść pomoc przy wysiadaniu. Natomiast neczanka podała inkubowi swoją dłoń wstając. Sachiner szarmancko, pocałował dziewczynę w dłoń, a ta cicho i bardzo niepewnie, wyszeptała:
- Sachiner ...czy ...czy ... czy mogę Cię przytulić?
Zaskoczony inkub, wyprostował się i dopiero po dłuższej chwili otwierając szeroko ramiona, stwierdził:
- Moja droga, skoro musisz ...
W ten Rina bez zastanowienie przytuliła się do inkuba, który o dziwo również ja objął.
- Do zobaczenia ... - stwierdziła lekko zarumieniona neczanka wychodząc z karety.
- Do miłego moja droga. - odparł szarmancko inkub, wyciągając prawą dłoń w kierunku Kurai'a. Elektryczny neczanin, podniósł się i z lodowym spojrzeniem podał rękę Sachinerowi. Panowie przez parę minut mierzyli się lodowymi spojrzeniami.
- Kurai idziemy? - spytała lekko drżącym głosem Rina.
W tym momencie Kurai bez słowa i pomocy Kutaro wysiadł z Vehiculo. Po chwili sługa pośpiesznie wrócił do vehiculo, a inkub poprawił swój garnitur i powiedział:
- Następnym razem sprawię aby Twoja dusza spłonęła ...
Na te słowa neczanin nie odwrócił się i obejmując lewą ręką ukochaną, jedynie, bez słowa uniósł prawą rękę w górę. Na ten gest Sachiner warknął pod nosem i stanowczo powiedział:
- Medle, do willi Esgot.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję woźnicy, który ponownie strzelił batem. Wielka niebieska bestia ryknęła, powoli wycofała się z zatoki, wyprostowała skrzydła i wywołując intensywny wiatr szybko odfrunęła w dal. Powstały podmuch potargał neczan wchodzących po schodach i wzburzył spokojną tej nocy, wodę.
- Piękny smok ... - stwierdziła Rina z podziwem.
- Owszem .... - odparł Kurai.
- To miłe z jego strony, że nas podrzucił ...
- Tak, chociaż nie mogło mu to przejść przez jego aroganckie gardło ... i przy najbliższej okazji wszystkiego się wyprze ...
- Wiesz ... w końcu nie może sobie pozwolić na popsucie reputacji ... takimi ... hmm... ludzkimi gestami ...
- Lepiej bym tego nie ujął ...

************
Chłodna noc minęła bardzo szybko i spokojnie. Nasi przyjaciele po sytym śniadaniu spakowali się i udali się na drogę, na której działa teleportacja. Słoneczny dzień, przepełniony delikatnym wiaterkiem i śpiewem leśnych ptaków, sprawia, że aż nie chce się opuszczać tego miejsca. Niestety powrót na ziemie jest nieunikniony. Burgundowofioletowy kabriolet Ery, skutecznie blokuje drogę, a sam sukub wraz z neczanami stoi na poboczu.
- Czas na nas ... będę tęsknić - stwierdziła Kiazu przytajając się do przyjaciółki.
- Też będę ... i obiecuję, że się jeszcze spotkamy. - odparła Ery tuląc ognistą neczankę.
- Pa Ery... - stwierdziła Diuna dając sukubowi buziaka w policzek.
- Do następnego - stwierdzili zgodnie Hachi i Otachi żegnając się z Ery.
- Do zobaczenia. - dodała Rina.
W tym momencie sukub z uśmiechem, mocno przytul cała piątkę mówiąc:
- Dzieciaki, będzie mi Was brakowało. Zawsze jesteście tu mile widziani.
- A teraz kierunek Ineeven. - stwierdził ochoczo Hachi.
- Już w kolejną podróż? - spytała zaskoczona Ery.
- Nie do końca ... - odparła Diuna.
- Hmm... jak wyjeżdżamy to na Ineeven zostaje Neko i Yuri ... więc wracając wstępujemy po nie do Ankiego ... - dodała Kiazu.
- To już nasz zwyczaj. - dopowiedział Otachi.
- A no tak, wspominaliście już o tym. - odparła Ery.
W ten Kurai, bez słowa zamknął oczy i otoczył wszystkich neczan swoją elektryczną, żółto-biała aurą.
- Na razie Ery. - stwierdziło zgodnie rodzeństwo zamykając oczy i machając.
Nagle włosy wszystkich uniosły się nieznacznie w górę i zaczęły się zachowywać , jak by były lekko targane przez intensywny wiatr. Nagle ta siła, delikatnie uniosła ich do góry, a po chwili neczanie znikli, pozostawiając Ery samą na leśnej drodze.
- Dobre z nich dzieciaki ... - stwierdził sukub z uśmiechem, siadając za kierownicą i odjeżdżając w dal.