środa, 3 grudnia 2014

Epizod 121

"Wodne tornado z wieloma wirami
 i ognisty huragan..."

Wielki rozwścieczony gryf, za pomocą potężnych skrzydeł wywołał silny ostry i bardzo mroźny wiatr, który bez trudu przygwoździł naszych bohaterów do zimnej, delikatnie oblodzonej, kamiennej ściany. Ogrom lodowatego powietrza mrozi każdą komórkę, rozgrzanych ciał oraz dociera głęboko do wnętrza płuc, wywołując nieprzyjemne orzeźwienie.
- Co .... za ... siła ... - wydusił z siebie, pełen podziwu Otachi.
- Nie...samo...wity... - dodał Hachi, ledwo wyduszając z siebie dźwięki.
- No ... to...to... ja roz...um..iem.. - dodała Kiazu z ekscytacją i z trudem wypowiadając słowa.
- To ...szczy...pie ... - wtrąciła Diuna z lekkim grymasem.
- Bo...li... - dodała z trudem Rina, mrużąc oczy.
W ten bestia ze złowrogim błyskiem w oku, zaprzestała wytwarzania lodowatego wiatru. Niespodziewanie stworzenie bardzo szybko zaszarżowało z impetem na neczan oraz kuby. Za pomocą kilku intensywnych cięć skrzydłami, ubrania wojowników zostały poszarpane a na ich ciałach powstało wiele mniejszych i większych nieprzyjemnych, lekko szczypiących zadrapań. Po chwili bestia odfrunęła, szykując się na kolejny atak, neczanie i kupy swobodnie opadli na ziemie. W ten gryf, machając skrzydłami wywołał kolejny wietrzny atak. Tym razem z powietrza gwałtownie znikła wszelka wilgoć, wszystko co było oblodzone odtajało, a powietrze zrobiło się gorące, a wręcz parzące. Duchota panująca w komnacie daje się we znaki wszystkim. W tym momencie Sachiner zregenerował się, aby nienagannie wyglądać, a następnie niepostrzeżenie wymknął się z pola bitwy. W między czasie rozzłoszczona bestia ponownie spróbowała bezpośredniego ataku, za pomocą swoich ostry pazurów. Neczanie i Ery w ostatniej chwili odskoczyli, a twarde szpony uderzyły w kamienną ścianę, pozostawiając po sobie głęboki ślad. Po chwili stworzenie przenikliwie ryknęło i najeżone, ponownie wzbiło się w powietrze.

************

Agresywny i bardzo natarczywy gryf, rzeczywiście jest uosobieniem agresywności i wytrwałości. Z każdą chwilą uciążliwej i niebezpiecznej walki, ma się wrażenie, że bestia rośnie w siłę zamiast słabnąć i wytrwale dąży do pokonania swoich trudnych przeciwników. Wszelkie obrony neczan migiem rozpadają się w drobny mak, a ich ataki nie są wstanie przebić się przez tarczę, jaką są ogromne i masywne skrzydła stożenia. Za każdą kolejną sekundą stare nabiera coraz bardziej zawrotnego tempa.

************

- Piękny i majestatyczny wściekły gryf. Jak nie zdemolują tej świątyni to będą mieli sporo szczęścia... Chociaż przyznaję, że cackają się z tą bestią. Już dawno powinien leżeć nieprzytomna na ziemi i uwięziona czekać na moich ludzi którzy ogołocili by ją z pazurów a następnie zabrali do posiadłości ojca... Ci neczanie obijają się dzisiaj... ze mną ten głupi gryf nie miałby najmniejszych szans... cóż ... nie mi brudzić ręce taką nieprzyjemną robotą... Hmmm... sama energia tego gryfa wydaje się być pusta w porównaniu do wietrznych istot... w sumie to nawet lepiej... dla co poniektórych .... chociaż jak tak dalej pójdzie to może być ciekawie... pomijając już fakt, że mam już pewną energię na oku....

************

Przeraźliwy, głośny i niemiłosiernie skrzeczący pisk bez trudu zatrząsł cała komnatą. Przenikliwy dźwięk dogłębnie przeszywa i na kilka długich chwil zupełnie ogłusza neczan oraz Ery, chociaż nawet Sachiner siedzący z boku odczuwa go w nieprzyjemnie dotkliwy sposób. Stwór zaraz po ogłuszeniu przeciwników, atakuje ostrym jak brzytwa wiatrem, nie dając nawet sekundy wytchnienia. Poszarpane, kolorowe, strzępki ubrań oraz lśniące pióra gryfa unoszące się wraz z każdym podmuchem wiatru dodatkowo zaburzają percepcję i mocno dekoncentrują. Dodatkowo unoszący się intensywny zapach krwi, aż wywołuje mdłości. Arsenał mocy mistycznej bestii jest nie lada wyzwaniem, które po kolei osłabia wszystkie zmysły. W ten w rozszalałe zwierze uderzył potężny żółto-biały piorun, który szybko poraził całe stworzenie unieruchamiając je na chwilę. W tym momencie Rina uderzyła w bestię mocnym blado niebiesko-biało granatowym wodnym biczem. To wspaniałe zagranie spotęgowało siłę poprzedniego ataku. Gryf piszcząc, z zamkniętymi oczami, wylądował na ziemi i z trudem opiera się elektrycznej mocy.
- Tak! Punkt dla nas! - stwierdził radośnie Hachi, zasypując zwierza brązowoszarym, ziemno-kamiennym deszczem niewielkich głazów, o wyblakłym zabarwieniu.
- Jeszcze go nie pokonaliśmy... - odparł Kurai, uderzając kolejnym mocnym i precyzyjnym piorunem.
- Ta bestia jest niesamowita. - wtrąciła Kiazu, strzelając ognistymi pociskami.
W tym momencie bestia wbiła swoje ostre szpony w ziemię, dzięki czemu stożenie uziemiło się i elektryczny atak stał się już nieefektywny. Gryf rozpostarł szeroko swoje skrzydła i migiem, w ostatniej chwili wzbił się w powietrze i uciekł od ognistego ataku Kiazu, który zaledwie go musnął.
- Sprytna jest.... - stwierdził Otachi z podziwem i oczami pełnymi pasji, unikając kolejnego ataku stożenia.

************

Zamyślony Sachiner siedzi dumnie pod jedna ze ścian, pogrążony w odmętach swojego umysłu, mimochodem dość uważnie obserwuje starcie. Neczanie i Ery dobrze razem współdziałają, starając się przy tym zużywać jak najmniej egerii. Dzięki temu głownie skaczą i starają się unikać ataków przeciwnika, tylko od czasu do czasu go atakując. Jednak gryf zdaje się w ogóle nie męczyć, lecz nawet tak wspaniały stwór kiedyś się zmęczy. Pytanie tylko Kiedy? W gęstym od walki powietrzu poza wszechobecną energią unosi się też drażniący zapach krwi i potu. Po dłuższej chwili zaciętego starcia, inkub zauważył jak Otachi, Ery i Diuna pod osłonną psychicznej mocy, ukradkiem wymykają się z komnaty.
- ... to by było coś ... hmm... ciekawe ... trójka z nich się wymknęła, a gryf nawet tego zbytnio nie zauważył... pewnie coś knują ... tylko co? ... Ery pewnie chce się schować aby nie zużywać energii, a do wymknięcia potrzebowała dobrej tarczy .... jednak po co idzie z nimi ten marny władca wiatru? ....pewnie nie długo się przekonam ... hmm... tak sobie myślę, że jednak rozdzielanie się to fatalny pomysł... ta czwórka nie da rady pokonać tej rozwścieczonej bestii ... chociaż może? ... nieeee ... na pewno nie ...gdyby tak miało być to gryf już dawno by leżał... heh ... na ich szczęście ogrom świeżego powietrza jakie generuje gryf, znacznie niweluje skutki przebywania na tej wysokości ... jednak wkrótce to się może zmienić ... eh... masz ci los .... jacy oni nie zaradni ... ja sam bym ją już dawno pokonał ... i można pomyśleć o smakowitym wodnym posiłku .... o tak ... skosztowałbym teraz tej energii ... jak tak dalej pójdzie zdobycie jej będzie dziecinnie proste ... - Rozmyślał intensywnie inkub, z wrednym uśmiechem na twarzy i popijając różowo-bursztynowe wino.
W ten na stosunkowo niewielki balkon, wspaniałej kamiennej komnaty, weszli Otachi i Diuna, pozostawiając Ery w mroku klatki schodowej. Rozszalały gryf jest zbyt zajęty pozostałymi swoimi przeciwnikami, aby zwrócić uwagę ta to co się dzieje nad nim. Wiejący silny lodowaty wiatr, wręcz zamraża wszystko co się nie rusza i nie wytwarza ciepła, przez to taras, ściany, sufit i podłoga szybko pokrywają się błyszczącą i przezroczystą warstwą lodu. Po dłuższej chwili psychiczna neczanka oraz wietrzny neczanin, gotowi do działania stanęli na barierce. Następnie spojrzeli na siebie, wzięli po głębokim oddechu, kiwnęli potakująco głowami, po czym Otachi skoczył na plecy niczego nie spodziewającej się bestii. Niespodziewanie gryf zaprzestał jakiegokolwiek ataku i całą swoją uwagę skupił na zrzuceniu z siebie przeciwnika. W tym czasie Diuna zaczęła strzelać w bestię bladymi, fioletowoniebieskimi kulami energii, które chodź nie pozorne to są silne. Jednak nie wystarczająco silne aby przebić się przez skrzydlatą tarczę. Bestia usiadła na swoich tylnych łapach, wielkie skrzydła ustawiła tak aby chroniły ją od ataków z góry, a następnie przednimi próbowała dostać siedzącego na niej Otachiego. Kiazu wykorzystując sytuację wystrzeliła w stożenie kilka wypłowiałych, czerwonopomarańczowych ognistych kul, które tuż przed samym stworem połączyły się w jedną wielką ognistą kulę. Szamoczący się gryf nie ma szans uniknąć tego ataku. W ten w ostatniej chwili złapał w swój ostry dziób, płoną kulę, a następnie z determinacją w oczach rozmiażdżył ją. Ogniste strzępki rozwiały się szybko po komnacie, stapiając gdzieniegdzie lód.
- Kurcze ... - stwierdziła Kiazu pod nosem.
Niespodziewanie bestia zaczęła się mocno szamotać i zrzuciła tym samym wietrznego neczanina, który przywołał porywisty dość ciepły wiatr, ze swojego grzbietu, po czym uderzyła plecami w ścianę tuż obok tarasu. Stojąca na barierce Diuna dzielnie starała się utrzymać równowagę jednak poślizgnęła się i zaczęła spadać dół. Ciepły wiatr w zmógł się na sile i psychiczna neczanka w ostatniej chwili, tuż przed bolesnym uderzeniem w ziemię, została złapana przez Otachiego serfującego na wietrze, zupełnie jakby serfował po wspaniałej morskiej fali. Zaskoczona bestia z uwagą obserwowała sytuację.
- JUHU! - wykrzyknął radośnie Otachi, a następnie odstawiając siostrę na ziemię, entuzjastycznie dodał - To dopiero windsurfing!
- Bro, to już raczej skysurfing... - dopowiedział radośnie Hachi.
W tym momencie gryf potrząsnął niedowierzająco głową po czym najeżył się cały i wydał z siebie kolejny przenikliwy, poszczący dźwięk ogłuszając tym samym wszystkich obecnych.
- Nie... nie znowu ... nie znoszę tego... moje wspaniałe uszy... - Sachiner, wręcz krzyczał w odmętach swoich myśli, siedząc z zamkniętymi oczami przy jednej ze ścian.
Nagle potężne zwierze z wielką siłą uderzyło przednimi łapami o ziemię, aż zatrzęsła się komnata, po czym wpiło ostre pazury w podłogę, mocno się zaparło i zaczęło bardzo szybko machać potężnymi skrzydłami. Dzięki temu powstało wielkie szalejące tornado, rozrzucające wszystko łącznie z przeciwnikami, po całym pomieszczeniu. Każdy neczanin wylądował w innym miejscu, rozległej komnaty. W ten gryf ustawił swoje skrzydła poziomo do podłogi i jednym szybkim i mocnym ruchem w górę i w dół wywołam potężną, rozchodzące się koliście falę uderzeniową, następnie kolejną i koleją. Kiazu i Hachi wysoko odskoczyli aby uniknąć zetknięcia z tą ogromną siłą. Otachi poszybował na swoim wietrze. Diuna z Riną postawiły solidną psychiczno-wodną zaporę. Natomiast Kurai, stawiając wielką elektryczną ścianę osłonił siebie oraz Sachinera. Dzięki temu, że neczanie byli w znaczniej odległości od zwierzęcia, to jego atak nie rozkruszył ich tarcz. Po chwili stożenie, wzbiło się wysoko nad ziemię i zaczęło krążyć nad komnatą.
- Ile można czekać? Nie śpieszyłeś się zbytnio ... jednak masz szczęście, że mimo wszystko pozwoliłem się osłonić ... - stwierdził arogancko i dumnie inkub.
- Nie zrobiłem tego dla Ciebie ... - odparł chłodno Kurai, nawet się nie odwracając, po czym wrócił na pole walki.
Krew Sachinera, aż się zagotowała, że ktoś śmiał się do niego tak odezwać. Jednak istocie na jego poziomie nie przystoi impulsywne działanie, wiec inkub nie dał się ponieść chwilowemu poddenerwowaniu, tylko wziął głębszy oddech i jak gdyby nigdy nic wrócił do rozległych odmętów swojego umysłu, popijać wino.
- Bez szczelny... nie znoszę go ...

************

- Muszę przyznać, że Ci neczanie to dobrzy wojownicy... tacy nie pozorni ... a jak przyszło do walki to dają czadu ... zupełnie jakby urodzili się jako wojownicy ... w razie jakieś wojny będzie z nich dobry pożytek ... heh ... moje starcie zupełnie inaczej by wyglądało ... gdyby moja kochana Alassiela tu była ... eh .. stanowczo wolę starcia na smoku, wśród publiczności ... niż takie starcia wręcz... hmm... posiedzę tu jeszcze chwilę aby odpocząć ... jednak w razie co wrócę... z taką ilością energii mogę swobodnie walczyć i się bronić ... tu przynajmniej nie muszę tego robić... i mogę zachować energię ... neczanom stanowczo wystarczy gryf i ta przebrzydła paskuda siedząca na dole, więc ja póki co wykażę się rozsądkiem i nie będę się wtrącać ...

************

Wreszcie, po długiej i intensywnej walce, rozszalały gryf zaczął się w końcu męczyć. Dzięki temu jego szybkie ruchy stały się nieco wolniejsze, a ataki odrobinę słabsze. Neczanie postanowili po raz kolejny wykorzystać sytuację. Tuż po kolejnym piskliwym ataku stożenia, Rina wywołała wysoką niebieskieko-błekitno-białą falę skutecznie oddzielającą stworzenie od walczących. Zamknięte w wodnym kręgu zwierze, próbowało rozbić wodną ścianę za pomocą pazurów, które raz po raz, wręcz rozrywały atak wodnej neczanki. W tym momencie Otachi skupił w sobie moc i przywołał niebywałe tornado, w którym pięć wysokich wirówm energicznie obraca się wokół kednego wspólnego środka. Po chwili atak wietrznego neczanina całkiem wchłonął atak siostry jaki wszelkie kolorowe kawałki materiałow oraz pióra. Dzięki temu powstał niezwykle silny atak, który szybko i bezpośrednio trafił w gryfa, przygwożdzając go do ściany i uniemożliwiając mu jaki kolwiek ruch. W ten w zwierze uderzył piorun, który bardzo wzmocnił dotychczasowy szturm. Mimo ogromu hałasu starcia, przerażliwe i głebokie, bełne bólu piski bestii przeszywają całą komnatę. Nagle Kiazu wustrzeliłą deszcz ognistych kul, które precyzujnie jedna po drugiej trafiały w przeciwnika. W pomieszczeniu temperatura znacznie się podniosła, wszelki lód już dawno się roztopił, więc zaczęła już parować woda. Okrągła komnata żwawo wypełniła się gęstą, szaro-biało-czarna mgłą, która skutecznie spowiła dosłownie wszystko. W połączeniu z ogniem, szybko powstał istny teatr, lekko rozmazanych, mrocznych cieni. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się głucho, a mgła zaczęła powolnie opadać. Po dłuższej pełnej napięcia chwili, która zdawała się ciągnąc w nieskończoność, w końcu oczom wszystkich ukazała się lezącą na ziemi bestia, otoczona przez żółto-białe świecące pioruny.
- Ufff.... No to po niej ... - stwierdziła stanowczo i pewnie Diuna, z uśmiechem na twarzy.
- Kurai, nalal ją porażasz? - spytał dociekliwie Hachi.
- Nie... otaczające go pioruny to efekt mojego ataku i jest to rodzaj paraliżu... - odparł chłodno Kurai.
- Fajnie ... - dodał Otachi.
- Pożyteczne ... - dopowiedziała Kiazu, a po chwili ochoczo i radośnie spytała - Dobra, skoro gryf pokonany, to co teraz?
W tym momencie gryf z trudem podniósł głowę i wydał z siebie skrzekliwy, przeszywający i ogłuszający pisk. Następnie ku wielkiemu zdziwieniu, prawie wszystkich obecnych bestia, z wielkim trudem i bólem podniosła się, mierząc neczan grożnym, lodowowym i pełnym determinacji spojrzeniem.
- ŁAŁ... ona jest niesamowita! - stwierdził radośnie i z podziwem Otachi.
- Penen szacun ... - dodała Kiazu.
- Przypominam Wam, że ONA jest naszym przeciwnikiem ... - wtrąciła chłodno Diuna.
- Czepiasz się ... w końcu szacunek do przeciwnika to podstawa. - odparł Hachi.
- Szacunek, szacunkiem ... ale wiesz fajnie by było przeżyć ... - dodała Diuna.
Rozgniewany i mocno zawzięty stwór z całej siły uderzył skrzydłami w powietrze i przywołał ciepły wiatr, Który bardzo gwałtownie podniust temperaturę w całym pomieszczeniu. Dzięki powstało gorące powietrze, które sprawia, że bestia może swobodnie i bez wysiłku szybować. To dla niej wiele znaczy gdyż każdy ruch potrafi sprawić jej niemiłosierny ból. Krążący w powietrzu zwierz, wziął głęboki oddech i w dziobie zgomadził kulę szaroniebieskobiałej energii, którą gwałtownie wystrzelił w neczan. Powstała całkiem solidna ekslozja, która na szczęście nie trafiła w nikogo i o dziwo nie zniszczyła podłogi w komnacie. Gryf bardzo szybko przywołuje kolejne kule energi i z ogromną szybkością wystrzeliwuje je, robiąc przy tym dużo hasału i zamieszania, jednocześnie zmuszając przeciwników do ciągłych i męczących uników.

************

- Przyznaję ładne zagranie, jednak w moim wykonaniu byłoby na pewno udane i bardziej profesjonalne ... hmm... o dziwo neczanie zaskoczyli mnie swoim uporem i kondycją ... zaiste to godne podziwu.... hmm... co prawda coraz ciężej oddychają, lecz dają rade w miarę normalnie funkcjonować ... jednak na tej wysokości już dawno powinni paść ze zmęczenia ... hmm... to za sprawą gryfa, który potrafi symulować warunki atmosferyczne jakie panują na dole ... to stożenie zapewne świetnie sobie radzi przy rozrzedzonym powietrzu, lecz w pełnym powietrzu na pewno jest mu łatwiej....hmm... Yelavee generowały jedynie bolesny wiatr, który zamiast nasycać świątynie powietrzem, jedynie wysysały je ... przez to mimo wiejącego wiatru z każdą chwilą robiło się to co raz duszniej ... w tym momencie przez brak życiodajnego powietrza wytwarzanego przez ataki gryfa, wkrótce ponownie zrobi się duszno jak przy walce z Yelavee ... do diabła... jak oni lekceważą mój cenny czas... jestem człowiekiem interesu, a oni tego nie szanują ... jeszcze mi za to zapłacą ... jednak mimo wszystko ten gryf prędzej czy później zostanie pokonany, a ja w końcu będę mógł opuścić to przeklęte miejsce... chociaż w sumie mogę sobie popatrzeć na jędrne kobiece ciała i popodziwiać ich wspaniałości ... mniejsza powróćmy do przyjemniejszych myśli... a oni niech się męczą w końcu to ich obowiązek...

************

Minuty pędza jak oszalałe, a gryf po zmianie stylu walki stał się jeszcze bardziej niebezpieczny i nie obliczalny. Poruszanie się co prawda sprawia mu ból, jednak stwór nie porusza się prawie wcale. Mimo to, sporadycznie i tak zostaje porażony nieprzyjemnym napięciem, które uniemożliwia mu nawet wystrzelenie kuli energii. Jednocześnie żółto-białe pioruny, otaczające ciało stwora, wydają się coraz bardziej zanikać.
- Trzeba go ściągnąć na ziemie. - stwierdziła Kiazu lekko dysząc.
- Może schodzić powietrze? - spytała, ciężej oddychająca, Diuna.
- Bro dałbyś rade? - dodał Hachi, delikatnie sapiąc.
- Mogę spróbować ... - odparł Otachi, nieznacznie dysząc.
- Dobra to my Cię osłaniamy, a Ty działaj - stwierdziła ochoczo Kiazu zacierając ręce.
W tym momencie ognista neczanka wraz z Diuną i Hachim zaatakowali gryfa bladymi i mieniącymi się kulami energii, które raz po raz trafiają stworzenie i skutecznie skupiają na sobie jego uwagę. Po dłuższej chwili Otachi zamknął i przywołał delikatny, letni wiatr, który delikatnie i powoli zaczął obniżać temperaturę w pomieszczeniu. Jednak nie wystarczająco aby cokolwiek się zmieniło. W ten Rina zamknęła oczy i na powierzchni całej podłogi stożyła cienką i płytką tafle wody. Wietrzny neczanin uśmiechnął się pod nosem, a jego atak stał się chłodny i dużo bardziej wyrazisty. Dzięki temu w całej komnacie temperatura szybko spadła, a gryf zachwiał się. Bestia z wielkim trudem nerwowo machnęła skrzydłami. Niestety zwierz został porażony dość mocnym napięciem, więc z impetem i ogromną siłą, upadł z hukiem na wilgotną ziemie, lecz pozostali neczanie nie zaprzestali ataku. Gryf, piszcząc z bólu, z wielkim trudem skulił się i osłonił, potężnymi skrzydłami. Neczanie potrzebowali dłuższej chwili, aby zacząć rozmawiać. Rzadkie powietrze daje im się bardzo mocno we znaki.
- Dobra stop! ... - stwierdziła Kiazu, zaprzestając ataku.
- Luz ... - odparł Hachi.
- Nie sądziłam, że skrzydła mogą być taką mocną tarczą. - dodała Diuna.
- Tu się zrobiło duszniej czy mi się wydaje? - spytał dyszący Otachi.
- Zrobiło się duszniej... -odparł Kurai.
- Ciężko się oddycha ... zupełnie jak przed przybyciem gryfa... - wtrąciła Rina.
- Coś w tym jest ... to co ... koniec walki?- odpowiedziała Diuna.
- Ja uważam, że on nie jest jeszcze pokonany, lecz póki co mamy spokój. - wtrąciła Ery skacząc z balkonu.
- Ery, fajnie że do nas wpadłaś. - odparła radośnie Kiazu z promiennym uśmiechem.
- Uff.... Już nie mam pomysłu jak z nim walczyć? - stwierdził Hachi.
- Istna masakra z tym gryfem i szczerze zaczynam mieć go dosyć... - odpowiedziała Diuna.
- Uważajcie... podnosi się... - wtrącił Kurai.
W ten, niedowierzające oczy wszystkich skierowały się na leżącego gryfa, który osłaniając się skrzydłami, powoli się unosił. Jego potężne, drżące ciało niepewnie się napręża. Już na pierwszy rzut oka widać, że bestia walczy właśnie z własnymi, bardzo bolesnymi, słabościami. Nagle stożenie stanęło na wyprostowanych i trzęsących się łapach, a następnie chłodnym, wściekłym i zdeterminowanym spojrzeniem zmierzyło przeciwników, od stóp do głów. Nieprzyjemne lodowate ciarki przeszyły zarówno neczan jak i Ery. Zwierz piskliwie ryknął, tak że zatrzęsła się komnata a powstałe echo jeszcze długo dźwięczało w czułych uszach. Nieoczekiwanie gryf, najeżył się jeszcze bardziej, po czym rozbłysł delikatnym błękitno-biało-zielonym światłem.
- Co ona wyprawia? - spytał Hachi.
- Ona się leczy ... - odpowiedziała, niedowierzająca Ery.
W tym momencie Kiazu wystrzeliła ognisty żółto-czerwono-pomarańczowy pocisk, który im bliżej był gryfa tym był bardziej wyrazisty, a jego kolory stawały się coraz intensywniejsze. Jednak leczący się gryf bez trudu zniwelował ten atak, a zdziwiona płomienna neczanka powiedziała:
- To nie wróży niczego dobrego... czyli co zaczynamy od początku?
- Nie zupełnie ... ona leczy głownie paraliż oraz wszelkie zadrapania ... - odpowiedział Kurai.
- Czyli nie leczy mocy? - spytała dociekliwie Diuna.
- Owszem, jego moc nie rośnie... - odpowiedział ponownie Kurai.
- Super, chociaż tyle dobrze ... - odparł radośnie Otachi szczerząc kły.
- I co się szczerzysz, przecież ona bawi się nami jak chce... przypominam Ci, że mamy ją pokonać, a jak tak dalej pójdzie to zginiemy marnie ... - stwierdziła Diuna.
- Diuna, daj spokój ... to nic nie da ... on aż cały drży podniecenia, na myśl o walce z nią ... - wtrącił Hachi, pokazując na brata, obserwującego zafascynowaniem bestie, napinając mięśnie.
- Moja szkoła - dodała dumnie i radośnie Kiazu, uśmiechając się.

************

Rześkie, życiodajne, chłodne powietrze ponownie wypełnia całą komnatę i choć zmęczenie daje się we znaki, to atmosfera sprawia, że wszyscy czyją się znacznie lepiej. Bestia uparcie raz po raz atakuje z coraz to większą silą. Niesamowite niebiesko-białe wietrzne kule, pozornie uderzają na oślep, w rzeczywistości uderzają dokładnie tam gdzie stożenie sobie zaplanowało. Neczanie oraz Ery zmuszeni są do ciągłego skakania, unikania i stawiania solidnych tarcz, które w większości i tak roztrzaskują się w drobny mak.
- Hmmm... też poczuliście zmianę? - spytał Otachi, stawiając solidną tarczę.
- Tak... nie każda tarcza pęka... - odpowiedziała Kiazu, robiąc efektowne salta w powietrzu.
- Ale skubana nadal jest za silna... - dodała Diuna, unikając wietrznej kuli energii.
W ten bestia mocno zaparła się na swoich silnych łapach, wbiła swoje twarde pazury w podłoże, a następnie zaczęła bardzo mocno machać skrzydłami. Dzięki temu bardzo szybko powstał niewiarygodnie silny powiew wiatru. Nasi bohaterowie zostali zmuszeni do zasłonięcia twarzy i mimo tego iż mocno się zaparli i tak stopniowo przesuwali się do tyłu. Po chwili zimny wiatr, stanowczo nabrał na sile i powstało niewiarygodnie silne tornado, które szybko wchłonęło wszystko co napotkało na swojej drodze. Neczanie, Ery, szczepki ubrań, pióra, a także Sachiner, w raz ze swoim leżakiem, z niebywałą szybkością, dość bezwładnie, wirują w ścianach tornada. Sam gryf stoi w samym środku leja i machając skrzydłami cały czas nasyca swoje dzieło, które z każdą minutą nabiera na sile. Bliżej nie określone krzyki rozchodzą się po całym pomieszczeniu. Po dłuższej, ciągnącej się prawie w nieskończoność chwili wiatr gwałtownie ustał, a wszystko co porwała trąba powietrza zostało rozrzucone po całej komnacie. Kurai i Otachi z impetem i wielkim hukiem uderzyli o ścianę tuż nad symbolem północy (B), Diuna i Hachi wylądowali na ścianie między zachodem a południem (NZ), Kiazu na południu(N). Rina i Ery na wschodzie, Sachiner między południem a wschodem (NA), natomiast leżak kuba rozprysł się na kawałki gdzieś na pólnocno-zachodniej (BZ) ścianie. Bolesny upadek i zdezorientowanie sprawiło iż bladzi wojownicy przez dłuższa chwilę nie byli się wstanie ruszyć i w ciszy próbują dojść do siebie. Na domiar złego gryf, ponownie wydał z siebie swój ogłuszający, piskliwy i przenikający wrzask. Wszystko to spowodowało, że sukub szybko opierając się o ścianę, uklękła i zaczęła dość obficie wymiotować. Strwożenie o czułym słuchu zainteresowało się odgłosami i szybko, ruszyło do ataku w kierunku niezdolnej do walki ofiary. Oszołomiona Rina szybko stanęła przed koleżanką i postawiła, półokrągła niebiesko-błękitną tarczą, która osłoniła zarówno ją jak i Ery. Bestia zatrzymała się przed tarczą, a następnie zapachnęła się lewą łapą. Ostre białe pazury jednym precyzyjnym uderzeniem rozbiły wodną barierę, która pękła niczym potłuczone lustro. Powstała przy tym siła odrzuciła neczankę prosto na jej towarzyszkę, także teraz obie ponownie siedzą na ziemi. Rozszalałe stożenie migiem zmieniło łapę i przybliżając się nie co do swoich przeciwniczek, zamachnęło się prawą łapą. Krzyki płynące z oddali, nawet nie zainteresowały stworzenia. Przerażone dziewczyny w tym momencie nie mogły już zrobić nic, więc ze strachu zamknęły jedynie oczy oddając się w pazury gryfa. W ten rozległ się brzdęk, charakterystyczny dla uderzenia czymś twardym o ostrą stal, a następnie rozpaczliwy pisk. W tym momencie Rina i Ery otworzyły wystraszone oczy i zobaczyły rzecz niebywałą. Tuż przed nimi stał Sachiner, mierzy się na spojrzenie ze stworem, otoczony długim fioletowo- zielonym jakby biczem z ostrzem na końcu. Dodatkowo inkub w prawym ręku trzyma masywny miecz o nietypowej, srebrnej, lekko liściasto-płomiennej rękojeści. W tej broni wszystkie ostrza są czerwono-żółto- fioletowe.
-Sachiner ... - wyszeptały z niedowierzaniem dziewczyny.
Jednak on zdawał się tego nie słyszeć, kiedy lodowym spojrzeniem patrzył prosto w oczy niezadowolonego zwierzaka. Po chwili inkub z dużą siłą uderzył płaskim ostrzem w dziób gryfa, a następnie ponowił swój atak. Bezsilne stworzenie niechętnie odwracało głowę, zupełnie jak człowiek przy policzkowaniu. W ten w gryfa uderzył silny piorun, a tuż za nim ognista kula. Bestia nie znacznie się cofnęła , chwiejąc się i nie stając na prawej łapie, a następnie uderzyła silnymi skrzydłami i wycofała się w powietrze. W czasie gdy Hachi Diuna, i Kiazu skutecznie zajęli się bestią tak, aby skupić na sobie jej uwagę. Otachi i Kurai są przy dziewczynach.
- Dziewczyny w porządku? - spytał Otachi.
- Chyba jestem za stara na karuzele ... - odparła mocno blada Ery.
- E tam ... to karuzela była za szybka. - odparł Otachi.
Po chwili niezwykła broń inkuba znikła, a on sam odwrócił się. Jego pełne pogardy oczy, zaczęły mieć w sobie coś strasznego i mrocznego, jednak szybko ogarnęły sytuację. Następnie Sachiner poprosił ruchem głowy, aby Rina podeszła do niego. Przestraszona neczanka już widziała takie oczy i doskonale je pamięta, jednak z drżąc ze strachu podeszła do niego. A inkub nachylił się i dość jednoznacznie zaczął zbliżać się do Riny. W tym momencie między nimi stanął Kurai, który oparł swoją lewą dłoń o prawy bark mężczyzny. Sachiner przyhamował, zatrzymując się tuż przed twarzą neczanki, po czym stanowczo i chłodno wyszeptał:
- Moja droga... Nie wchodź mi dzisiaj w drogę.
A następnie inkub postawił tarczę i odszedł w kierunku wyjścia. Nie trzeba było długo czekać, aby Sachiner spokojnie opuścił komnatę.
- A temu co odbiło? - spytał Otachi.
- Pewnie potrzebuje chwili dla siebie ... - odpowiedziała lekko drżącym głosem i wymijająco Rina.
- Może to i lepiej, że sobie poszedł ... - dodał Otachi.
- Daleko nie poszedł stoi w cieniu wejścia... - odparł Kurai.
- Słuchajcie a co to za broń, którą przywołał Sachiner? - spytał dociekliwie Otachi.
- To była jego broń żywiołu ... - odpowiedziała Ery.
- Sachiner włada bronią o nazwie "WhipSword" - dodał Kurai.
- "WhipSword" ... ciekawe ...zaraz ...- odparł Otachi zastanawiając się, a następnie wykrzyknął - ON WŁAŚNIE PRZYWOŁAŁ BROŃ ŻYWIOŁU!!??
- Nie krzycz ... - stwierdził z trudem sukub.
- Przepraszam .... Sachiner użył broni żywiołu? - poprawił się Otachi.
- Owszem ... przywołał ... - odparł spokojnie Kurai.
Po dłuższej i napiętej chwili milczenia Otachi, zacisnął pięści i z błyskiem w oku, pewnym siebie uśmiechem, powiedział z determinacją w głosie:
- Skoro on przywołał swoją broń to i ja mogę.
Następnie stanowczo ruszył do walki, a niedowierzająca Ery powiedziała:
- On chyba oszalał ...
- Nie ... on się tylko napalił na zdobycie tego gryfa ... i wierze, że dokona tego ... - odparła nieśmiało Rina.
- Temu burakowi to się nie spodoba, w tym stanie nie wkurzałabym go, to nie rozsądne ... poza tym zawdzięczamy mu życie .... chociaż przyznaję, że w innym wypadku chętnie bym się pod tym podpisała ... aby mu dokopać w wielkim stylu... hmmm ... na upartego macie pewne karty przetargowe ... skuteczne dzisiaj jak nigdy ... - dodała Ery.
- Pożyjemy zobaczymy ... - odparł chłodno Kurai.
- Ery lepiej się czujesz? - wtrąciła Rina.
- Tak ... ale nie chce jeszcze walczyć ... w żołądku mam karuzele... chodźcie stad ... - odpowiedział sukub, odchodząc na bok.
- Też chcesz odpocząć? - spytał Kurai.
- Nie, nie spoko ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, a po chwili spuszczając głowę, dodała: - Tylko ... hmm... Sachiner jest na głodzie .... i mam wobec niego dług ... więc czy tak czy siak ... chyba...
- Nie zadręczaj się tym ... akurat u niego oczy zmieniają się dość wcześnie ... jeszcze jest spokojny i opanowany więc wszystko jest w porządku ... posłuchaj, gdyby tak miało być nie ostrzegł by Cię ... poza tym jestem przy Tobie ... i nie dam Cię skrzywdzić ... - wtrącił w Kurai, gładząc partnerkę po policzku i patrząc jej głęboko w oczy.
W tym momencie wodna neczanka przytuliła się do ukochanego, po czym pocałowała go w policzek mówiąc:
-Dziękuję...
Następnie pobiegła wspierać rodzeństwo w walce. Elektryczny neczanin nieznacznie uśmiechnął się pod nosem po czym również ruszył zanurzyć się w wir walki.

************

Robi się późno, chociaż walczący wojownicy na pewno nie odczuwają aż takiego upływu czasu, zwłaszcza, że obecnie znajdują się w komnacie bez okien i nie mają czasu spojrzeć na zegarek. Rozszalały gryf, dostarcza masę wrażeń i skłania, a wręcz zmusza do szybkiego i precyzyjnego myślenia. Kiedy wszyscy neczanie skutecznie zajmowali uwagę bestii, Otachi z zamkniętymi oczami stanął delikatnie z boku. Wietrzny neczanin prawą dłoń, ma ułożoną tak jakby coś w niej trzymał. Jednak ręka ciągle pozostawała pusta, jedyne co się w niej tliło to blada, bezkształtna, niebiesko-biała aura.
- Nie wiem jak Sachiner to zrobił, ale ja też ją przywołam. - stwierdził zawzięcie Otachi pod nosem.
- Co robi Otachi? - spytała dociekliwie Kiazu obserwując brata i unikając ataków gryfa.
- Pewnie wymiguje się od walki... - stwierdziła Diuna, nawet nie spoglądając na wietrznego neczanina.
- On próbuje przywołać swoje sejmitary ... - wtrąciła delikatnie Rina.
- Odważne posunięcie ... - stwierdził Hachi.
- Tak jednak póki, mu się nie udaje ... - odparła Kiazu, a następnie się zamyśliła. - hmm... tak się sprawy mają...
- Heh ... zamiast się wygłupiać mógłby nam pomóc ... - dodała Diuna.
- Nie narzekaj tylko daj mu spróbować ... - odparł Hachi.
- Eh ... niech będzie ... - odparła Diuna.
- Hmm... broń żywiołu ... - stwierdziła pod nosem Kiazu.

************

Wykorzystując zamieszanie Ery w miarę swobodnie i bezproblemowo przedostała się do ciemnego tunelu, mówiąc:
- Paskudo gdzie się chowasz?
- Moja droga Ropuszko, ja się nie chowam, jedynie chce mieć trochę spokoju.- odparł Sachiner ukrywający się w cieniu.
- Jasne Robaku ... eh ... słuchaj jak chcesz energii to możesz wziąć moją ...
- Moja droga Jędzuniu nie potrzebuję Twojej zgody na to aby zaspokoić głód, ja zawsze dostaję to co chce dostać, po za tym mam już pewną energię na oku.
- No ... wątpię aby Ci się udało ...po Twojej stronie jest tylko transakcja zapłaty ... już wiem ... posłuchaj potraktuj to jak zapłatę za ...
- Proszę nie namawiaj mnie, bo i tak Ci to nic nie da ... jedynie irytuje mnie ... Moja droga Żmijko po pierwsze tamta energia wynagrodzi mi to bardziej .. a po dwa nierozsądne jest denerwowanie mnie ... - wtrącił arogancko inkub.
- Eh... nie mam zamiaru się z Tobą kłócić... jak sobie chcesz wredoto ... tylko nie rób czegoś czego byś potem żałował ...
- Moja droga Dżdżowniczko ja nigdy nie żałuję.
- Tak, tak ... pamiętaj Padalcu moja oferta energii jest nadal aktualna ... - odparł stanowczo sukub odchodząc w kierunku schodów na balkon.

************

Gryf nie daję za wygraną i choć wszyscy walczący, łącznie z nim, są już solidnie zmęczeni, uparta bestia nadal nie daje się pokonać. Dodatkowo nasycona powietrzem komnata, obu stronom daje siłę do dalszego starcia i nieznacznie niweluje skutki zmęczenia. W ten gryf jednocześnie zaczął strzelać wiatrowymi, kulami energii oraz przywołał silny, nieprzyjemny, ostry, chłodny wiatr, który zadaje delikatne obrażenia i unosi pozostałe ataki bestii, strzępki ubrań oraz pióra, ale nie jest na tyle silny aby unieść przeciwników. Kiedy neczanie zwinnie skaczą, unikając ataku stożenia, niczego niespodziewający się Otachi, stoi z boku komnaty. Nagle wszystko w koło Otachiego zapłonęło intensywnym i głębokim czerwonopomarańczowym płomieniem, zdezorientowany wietrzny neczanin kiedy tylko poczuł ciepło płynące od ognia z przerażeniem otworzył oczy aby rozeznać się w sytuacji. Gorące płomienie należały do jego siostry, która stoi przed nim, przodem do niego. Oboje są w samym środku jakby ogniska.
- Twoje płomienie są intensywne ... ale jak? - spytał zaskoczony Otachi.
- Uff... myślałam, że to będzie trudniejsze... - odparła Kiazu z ulgą.
- Ke?
- Słucham? A tak ... te płomienie to dzięki temu... - odpowiedziała Kiazu pokazując na swoją prawą dłoń.
W tym momencie Otachi spojrzał na płonącą rękę siostry. Po chwili ujrzał doskonale znaną broń. Tak to była ognista halabarda, w swojej pełnej klasie.
- Jak ją przywołałaś? - spytał niedowierzająco wietrzny neczanin.
- W sumie, prawie normalnie ... myślałam, że będzie znacznie gorzej... chociaż przyznaję łatwe to nie było ... i co prawda czuję jak energia wręcz ucieka ode mnie, ale parę fajnych ataków na pewno wykonam ... - odparła Kiazu z pewnym siebie uśmiechem i kręcą bronią.
- Jesteś niesamowita!
- Heheh... no proste ... hmm... słuchaj Otachi ... wyluzuj trochę i nie spinaj się tak ... ja wiem, że Sachiner zabronił łapania tej bestii... ten burak nie ma nic do gadania ... poradzimy sobie z nim ...a taka okazja może się już więcej nie powtórzyć ... Tylko Ty i ja niestety nie mamy jeszcze bestii, a ja mam wrażenie, że kroi się coś grubszego... i niebawem będziemy ich potrzebować jak nigdy wcześniej... W tej świątyni wiatru jest wspaniały gryf, który jest idealną bestią dla Ciebie ... i jestem pewna, że to Ty go zdobędziesz!
- W sumie masz racje .... A skoro tak, to mam pewien plan. - odparł jeszcze bardziej zdeterminowany Otachi.
- Zamieniam się w słuch... dajmy czadu by złapać panią gryf! - dodała radośnie i energicznie Kiazu.

************

- Jakie intensywne płomienie. - zauważył Hachi uciekający od ataku.
- Kiazu daje czasu ... - odparła Diuna, broniąc się przed jedną z wietrznych kul energii.
- Skoro Ona potrafi to my też ... czas pozbyć się ogona. - stwierdził Hachi.
W tym momencie ziemny neczanin gwałtownie skręcił w prawo i zaczął biec prosto na Rinę. Kiedy oboje byli blisko siebie, razem podskoczyli wysoko do góry. Dzięki temu goniące ich kule energii zderzyły się ze sobą, tworząc tym samym potężną eksplozję, o dość mocnej fali uderzeniowej. Niebywały huk powstały przy tym zagraniu zagłuszył niemal wszystko, a chwilowy intensywny blask na chwilę przysłonił pole widzenia. Neczanie, ani bestia nie dali się tym rozproszyć i szybko powrócili do regularnego starcia. Dodatkowo Kurai, delikatnie pod nosem, zaczął się uśmiechać.

************

Wielki stwór obniżając jeszcze temperaturę, wzbił się wysoko w powietrze, aby ponownie się uleczyć. Tak naprawdę leczy głownie poharatane skrzydła. To daje wojownikom dosłownie chwilę wytchnienia. Niespodziewanie półkolista, płomienna, czerwonopomarańczowa zapora Kiazu, w mgnieniu oka znikła, a rodzeństwo pośpiesznie rozbiegło się po całej komnacie. Po chwili gdzieniegdzie pojawiły się wysokie iskrzące i roztańczone czerwono pomarańczowo-żółte ogniska, które zaczęły podnosić temperaturę w pomieszczeniu. W tym samym czasie Hachi zaczął strzelać w gryfa niewielkimi kamiennymi pociskami, co spowodowało iż ten musiał wylądować. Diuna ochrania wszystkich psychicznymi tarczami, a Kurai i Rina skutecznie zajmują uwagę gryfa. Bestia agresywnie reaguje na ataki i strzela wietrznymi kulami oraz wywołuje gorący wiatr. Po chwili Otachi schował się za Kiazu, strzelającą sporymi ognistymi kulami, a następnie rozłożył ręce, trzymając dłonie na wysokości ramion. Nie trzeba było długo czekać, a wietrznego neczanina zaczęła otaczać blada niebiesko-biała aura, a w koło, stojącego do siebie plecami, rodzeństwa powstało delikatne wysokie tornado.
- SCHOWAJCIE SIĘ! - wykrzyknął nagle Otachi.
W tym momencie pozostali neczanie postawili swoje tarcze, a Kiazu podpaliła, intensywnie czerwonopomarańczowym płomieniem, otaczający ją wiatr, dzięki temu powstał kłębiący się, i rosnący z każdą sekundą huragan. Z każdą chwilą neczanie przesuwali się coraz bardziej pod ściany, a monstrualne wietrzno-ogniste dzieło szybko zdominowało komnatę. Wielkie stworzenie, które nie miało gdzie uciec zdumiewająco szybko zostało porwane przez bardzo silny płomienny wiatr. Żywe i intensywne ogniste kolory wspaniale oświetliły komnatę i nawet znalazły w ukrytego w cieniu Sachinera, oraz Ery, siedzącą na szycie schodów, którzy jeszcze bardziej zainteresowali się starciem. W ten Kiazu uderzyła trzonkiem, swojej halabardy o ziemie, dzięki temu dodatkowe grube, płomienne wijące się wieże, które szybko i zwinnie otoczyły ciało gryfa. Natomiast Otachi zamknął oczy i jeszcze bardziej wzmógł siłę huraganu, który z lekkim trudem oderwał bestie od ziemi i wręcz wchłonął ją w wielki wir. W tym momencie rozległ się przeraźliwy i ogłuszający pisk, a Diuna zamknęła szalejący huragan, wraz ze stworem w ogromnym, bladym, fioletowo-białym księżycu, który niestety nie tłumił dźwięku. Po chwili Hachi i Kurai podeszli do ogromnego księżyca, dotknęli jego ścian i przymknęli oczy. Rozszalały i bolesny wietrzno-ognisty huragan został dodatkowo wzmocniony przez masę drobnych kamieni i mrowie wyładowań elektrycznych. Piszczaca wniebogłosy bestia z każdą chwilą coraz bardziej cierpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz