"Drugie
dno...
i pewna opowieść ... "
Neczanie
bezszelestnie wylądowali w długim korytarzu, tuż obok uchylonych,
dużych śnieżnobiałych drzwi. Za nim ktokolwiek zdążył się
odezwać do uszy naszych bohaterów dotarły głosy docierające z
otwartej komnaty. Przez panująca cisze na korytarzu, neczanie
mimochodem słuchali rozmowy.
-
Panie, katastrofa!
-
Uspokój się, to nie czas i miejsce na panikę. Jeszcze nie ma
koto-smoka albinosa.
-
Ale Panie, jeszcze chwila i czekają nas opłakane skutki. Wojna...
będzie wojna...
-
Wzmocnij proszę ochronę Yuri. Nie możemy sobie pozwolić na jej
utratę...
-
Tak Panie ...
W
ten jakiś mężczyzna pośpiesznie wybiegł z pokoju, a po chwili z
komnaty dobiegł znajomy głos:
-
Zapraszam ... wiem,że tam jesteście ...
Neczanie
z ciekawością, zajrzeli do komnaty i wtedy ich oczom ukazał się
spowity w delikatnym, klimatycznym półmroku, trzymający swoją
maskę w prawej dłoni, ambasador Ankara.
-
Hej Anki ... - stwierdziła Kiazu.
-Witam,
miło was widzieć. Jak udała się podróż na Smoczą górę? -
odpowiedział Ankara z uśmiechem.
-
Dobrze ... - odparła Diuna.
-
Anki ... potrzebujesz pomocy? - spytała nieśmiało Rina.
Na
te słowa ambasador spoważniał i spytał twardo:
-
Nie ładnie podsłuchiwać .... Dużo słyszeliście?
-
Szczerze niewiele ... - odpowiedział Hachi.
-
Jednak wiemy, że masz jakieś problem.- dodał Otachi.
Ambasador
zamilkł. Po paru minutach niezręcznej ciszy, odezwał się Kurai:
-
Za pozwoleniem, Anki. Myślę, że to najwyższa pora by ich
wtajemniczyć.
-
Wtajemniczyć? - wtrącili zdezorientowane rodzeństwo.
-
Masz rację przyjacielu. Zamknijcie drzwi i siadajcie proszę. -
stwierdził przyjaźnie Ankara.
Na
te słowa, nasi bohaterowie dołożyli plecaki i usiedli przy długim
stole. Kiedy tylko to zrobili ambasador powiedział:
-
Jak wiecie, naszym światem rządzi rada czternastu, w której mam
zaszczyć zasiadać. Do tej pory zawsze potrafiliśmy dojść do
pokojowego rozstrzygnięcia sporów. Jednak tym razem, wychodzi na
to, że tak się dłużej niestety nie da.
-
Co masz namyśli? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Jeden z Ambasadorów, imieniem Chifuin, oraz jego sojusznicy
wystąpili przeciwko radzie. A sam Chifuin zaczął zbierać
artefakty potrzebne do okrutnego rytuału Gaikei -ra, wypowiadając
tym samym straszliwą wojnę pozostałym członkom rady. Co prawda
póki co nie ma oficjalnej wojny, jednak wszyscy władcy przygotowują
swoje wojska na najgorsze. - odpowiedział spokojnie Ankara.
-
Wy też jesteście trenowani z myślą o nadchodzącej wojnie. -
wtrącił Kurai.
-
Jak to? - spytał Hachi z niedowierzaniem.
-
Przypadkiem dowiedziałem się o możliwości wybuchnięcia wojny. -
odpowiedział Kurai.
-
Wybaczcie, że potraktowałem Was jak narzędzia. Widzicie Ja, jak i
kilku władców zobaczyliśmy w Was potencjał i poprosiliśmy o Wasz
trening. O losach wojny może zaważyć nawet najmniejsza kropla
energii, a że Neczańska Królowa nie chciała nawet o tym słyszeć,
zwróciłem się z tą prośbą do Kurai'a. Miał Wam on jednak nic
nie mówić. Głownie abyście spokojnie trenowali, a nie napalali
się na wojnę. - dodał Ambasador.
-
Ale..
-
Czekajcie, trening u Kronosa zdobywanie bestii wszystko to było
ukartowane? - spytała twardo Kiazu.
-
Trening u Kronosa owszem, a na bestie napaliliście się sami. -
odparł Ankara.
-
Nie wierze ... Normalnie nie wierze ... - stwierdziła Diuna.
-
Jak mogliście nas tak potraktować?- spytała twardo Kiazu unosząc
się i uderzając dłońmi w blat stołu.
-
Posłuchaj mnie uważnie ... - odparł chłodno Kurai.
-
I co jeszcze? - spytała Kiazu.
-
MILCZ... Siadaj Nie przerywaj mi kiedy ja mówię i wysłuchaj mnie
do końca a dopiero potem oceniaj! - odpowiedział stanowczo i
bardzo chłodno elektryczny neczanin, nieznacznie się elektryzując.
Na
te słowa ognista neczanka, cała zapłonęła, intensywnym
czerwono-żółtym płomieniem i twardym wręcz zimnym spojrzeniem
zmierzyła elektrycznego neczanina. Wkrótce całe pomieszczenie
wypełniło się dwoma rywalizującymi ze sobą aurami. W ten Rina
stanęła, z wyprostowanymi rękami, między siostrą a ukochanym i
nie odzywając się, uważnie ich obserwowała.
-
Ej .. uspokójcie się - stwierdziła Diuna.
Po
chwili do Kurai'a podeszli Hachi i Otachi mówiąc:
-
Stary wyluzuj ...
-
Kiazu ... wysłuchaj ich proszę ... - stwierdziła delikatnie Rina,
a następnie przytuliła się do siostry.
W
tym momencie obrażona i poddenerwowana ognista neczanka spojrzała
na Rinę, westchnęła i zniwelowała aurę. Dzięki temu otaczające
ją płomienie znikły. Nagle elektryczna aura Kurai'a również
znikła. Kiedy poddenerwowana Kiazu w końcu usiadła, to Kurai
chłodno kontynuował swoją wypowiedź:
-
Chcieliśmy Was chronić. Pamiętacie kiedy tylko usłyszeliście o
bestiach, każde z Was marzyło, aby zdobyć bestię. Cały wolny
czas poświęcaliście na szukanie bestii, informacji, legend czy
czegokolwiek co by dało punkt zaczepienia. Robiliście to z pasją.
A trening? Czyż nie był świetną zabawą dopóki rywalizowaliście
między sobą? A teraz wprowadź w to wszystko wiedzę o
nieuniknionej wojnie. Mając na sobie ciężar tej wiedzy ... każde
niepowodzenie stawałoby się znacznie boleśniejsze... a bestie i
trening zszedłby dawno na drugi plan. Liczyło by się tylko to aby
być bezwzględną maszyną do walki i aby dowiedzieć się jak
najwięcej o nadchodzącej wojnie. Cała pasja i zaangażowanie
zostałaby przelana na zupełnie inne tory. Dodatkowo nie
chronilibyście Yuri tylko byście starali się szukać pozostałych
składników. Co by było opłakane w skutkach.
-
Jeśli odejdziecie zrozumiem. Wiedźcie proszę, że dla mnie
jesteście bardzo ważni i wszystko co robiłem, było wyrazem troski
o Was. Nie wybaczyłbym sobie, sytuacji w której przez posiadaną
wiedzę coś by Wam, się stało. - dodał Anki.
Zapadła
cisza. Chłodna bezdźwięczna i przeszywająca, niezręczna cisza.
Po chwili neczanie stworzyli niewielkie koło i zaczęli się cicho
naradzać. Natomiast Anki i Kurai milcząc, spokojnie obserwowali i
czekali na to co się wydarzy.
************
-
Jak oni śmieli! - stwierdziła Diuna.
-
Powinniśmy się zajmować przygotowaniami do wojny ... - dodał
Hachi.
-
E tam, powinniśmy uciekać jak najdalej od tej wojny. -
dopowiedziała Diuna.
-
Ja bym sobie chętnie powalczył. - stwierdził Otachi.
-
Ja bym najchętniej skopała cztery litery co poniektórym. -
stwierdziła Kiazu.
-
Wiecie ... myślę, że oni źle nie chcieli ... i mieli sporo racji
w swym postępowaniu ... - wtrąciła niepewnie Rina.
-
W sumie ... ale to i tak nie było fair ... - dodała Diuna.
-
Może, ale gdyby nie to teraz byśmy uganiali się za artefaktami a
nie byli silniejsi - stwierdził Otachi.
-
Właśnie, a tak to mamy bestie, chroniliśmy Yuri i trenowaliśmy
jak nigdy dotąd ... - dodał Hachi.
-
O nie nie ... byśmy siedzieli bezpieczni pod kocem ... - odparła
Diuna.
************
Czas
mijał a neczanie nadal ze sobą rozmawiali. Nagle nasi bohaterowie
odsunęli się od siebie, popatrzyli wymownie na siebie, przytaknęli
głowami, a Kiazu powiedziała:
-
Dobra, przyznajemy ... jakbyśmy wcześniej wiedzieli o wojnie to
mogły by wyniknąć z tego opłakane skutki ...
-
Lubimy walczyć ... i bardzo łatwo napalamy się ... - dodał
Otachi.
-
Posiadając wiedzę o wojnie ... na pewno nie doszlibyśmy do tego do
czego doszliśmy... Zapewne nie mielibyśmy bestii ... -
dopowiedziała Diuna.
-
A Yuri już dawno byłaby w rękach Chifuina ... - dodała Rina.
-
W związku z tym ... wybaczamy Wam ... I oferujemy swoją pomoc....
Jednak oczekujemy bardziej zwięzłych informacji o wojnie i
wszystkim innym.. - dopowiedział Hachi.
-
A skoro Królowa Sansha, gardzi nami ... to ślubujemy wierność i
oddanie Tobie Anki i będziemy walczyć po Twojej stronie ... -
dodała Kiazu.
-
Dodatkowo obiecujemy ... że nie zaniechamy treningu i nie zrobimy
niczego głupiego... - dopowiedziała Diuna.
W
tym momencie Ankara uśmiechnął się radośnie i powiedział:
-
Dziękuję Wam za wsparcie. W obliczu tak straszliwej rzeczy, jaką
jest wojna, każda pomoc jest niezwykle przydatna. Jestem Wam
dozgonnie wdzięczny... - odpowiedział Ankara, a po chwili dodał:
Dobrze odpowiem Wam na wszystkie pytania o ile będę znał na nie
odpowiedź.
-
Co się stało, że Chifuin wystąpił przeciwko radzie? - spytała
Diuna.
-
Aby dobrze zrozumieć musimy zacząć od wydarzeń, które miały
miejsce na długo przed Waszymi narodzinami. - stwierdził poważnie
Ankara, a następnie dodał: - Dawno temu, na jednak z
niezamieszkałych dzisiaj planet urodziła się demonica imieniem
Nyxana. Szybko okazało się, że nie jest normalnym demonim
dzieckiem. Bowiem w jej żyłach płynie czyste zło, które dało
nam się w potworne znaki. Ta brutalna kobieta, rodem z piekła, przy
której najmroczniejsze demony i diabły wychodziły na niewinne
istoty, nie trudzące się czynieniem zła.
-
Hmm.. Mówisz o bogini zniszczenia i chaosu? - wtrącił Kurai.
-
Owszem. Bogini zniszczenia siała postrach, bezlitośnie przelewając
krew istot wszelakich. Tymczasem rada spierała się o to co z nią
zrobić - odparł ambasador, a po chwili ciszy kontynuował: -
Nyxana przechodziła sama siebie, w końcu rada większością głosów
postanowiła, aby ukrócić działania, tego zła w czystej postaci.
Po długich wojach, i setkach litrów przelanej krwi udało nam się
w końcu uwięzić Nyxane w innym wymiarze, gdzie z dala od
wszelakich istot miała żyć do skończenia świata, a nawet jeszcze
dłużej.
-
Czyli, Chifuin chce ją uwolnić? - spytała Kiazu.
-
Chifuin pragnie przejąć władze nad radą. Aby to osiągnąć chce
otworzyć portal i wypuścić Nyxane....- odpowiedział spokojnie
Anki, a następnie dopowiedział: - Wbrew pozorom, ja w miarę
rozumiem postępowanie Chifuina. Jednak otworzenie portalu jest
bardzo nierozważnym czynem, który sprowadzi na ten świat nie tylko
okrutną wojnę, lecz również ogromną niszczącą siłę. W
związku z tym Naszym celem dla dobra całego świata, jest
przeszkodzenie mu za wszelką cenę i obrona wszelkiego życia.
Nastała
chwilowa cisza. Jednak ambasador wkrótce ją przerwał mówiąc:
-
Kochani, musicie wiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Nyxana jest żoną
Chifuina, który jest nadal zaślepiony swym uczuciem i niestety za
wszelką cenę będzie chciał wypuścić Nyxane.
-
O kurcze ... to komplikuje nieco sprawę ... - stwierdziła Kiazu.
-
A rada nie mogła zatknąć ich razem? - spytała Diuna.
-
Niestety nie. Otworzenie portalu wymaga zarówno wielkiej mocy jak i
ogromnej ofiary. Dodatkowo decyzje o jej zamknięciu padła na polu
bitwy. Musicie wiedzieć, że niektóre decyzje wydane na polu walki,
nie są do końca przemyślane. W tamtych czasach liczyło się
jedynie uratowanie nas wszystkich.- odpowiedział Ankara.
-
Przerąbane... ten cały Chifuin, ma prawo się mścić. - stwierdził
Hachi.
-
Eh ... a nie można im dać spokoju i niech sobie żyją w tej swojej
miłości? - spytała Diuna.
-
Moja droga, to co powiem zabrzmi okrutnie jednak na tyle na ile
zdążyłem poznać Chifuina jak i boginię zagłady to co prawda sam
Chifuin szaleńczo zakochał się w Nyxanie, tak ona sama zawarła z
nim czysto formalny związek jedynie dla korzyści. - odpowiedział
spokojnie i chłodno Anki.
-
A to by oznaczało, że jeśli ją wypuści to ... będzie zagłada
świata? - spytał Hachi.
-
Obawiam się, że tak. - odpowiedział Ambasador.
-
Porąbana sytuacja. - stwierdził Otachi.
-
Wojna nigdy nie jest prosta. - odpowiedział Ankara.
-
Trzeba temu zapobiec... - stwierdziła twardo Kiazu, delikatnie
otaczając się ogniem.
-
Rozumiem, że nadal mogę liczyć na Waszą pomoc? - spytał
dociekliwie władca.
-
Tak. - odparli neczanie z determinacją w oczach.
-
Dobrze, cieszy mnie to... - odpowiedział Anki a potem radośnie
dodał - Moi mili, zajmijmy się czymś bardziej przyjemnym jak udała
się wyprawa na Jushifulu?
-
Zdobyłem gryfa! - stwierdził radośnie Otachi.
-
O to widzę, że czeka mnie kolejna wspaniała opowieść. -
odpowiedział Ankara uśmiechając się, a następnie dodał: Hmm..
mam nadzieje że gryf nie był w rzeczywistości smoczą górą?
Rodzina Cusan, bardzo by była niezadowolona z tego powodu.
-
Na szczęście góra stoi jak stała. - odparł Hachi z uśmiechem.
-
Cieszy mnie to. - odparł Ankara.
-
Wybacz Anki ... hmm... nie zrozum mnie proszę źle .. ale ... czy
mogę iść zobaczyć się z Yuri i Neko? ... - wtrąciła nagle
niepewnie, nieśmiało i lekko drżącym głosem Rina.
-
Tak oczywiście... - odpowiedział Ankara z promiennym uśmiechem.
-
To może wszyscy pójdziemy? - zaproponował Otachi.
-
Wolałabym
sama ... - odparła
cicho wodna neczanka.
-
Dobrze, zatem idź ... są w w tym samym skrzydle co zawsze...-
stwierdził Ankara.
-
Dziękuję ... - odparła Rina, a następnie pośpiesznie opuściła
komnatę.
Ankara,
zaniepokoił się i uważnie obserwował neczankę. Jednak nie dając
niczego po sobie poznać wrócił do poprzedniej rozmowy:
-
Kochani, to jak to było z tym gryfem? Chodził sobie samopas po
Jushifulu?
-
Nie, nie ... to nie było takie proste... - odparła Diuna.
************
Długie,
białe, kręte korytarze Ineeveńskiego pałacu, po których podąża
zamyślona Rina z spuszczoną głową.
-
Rina, co się stało? - spytała nagle Kurai, pojawiający się tuż
przed dziewczyną.
-
Nic ... - odparła wymijająco neczanka.
W
tym momencie elektryczny neczanin mocno przytulił ukochaną do
siebie i powiedział:
-
Posłuchaj, dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim i
wszystko co dotyczy Ciebie jest dla mnie bardzo ważne...
-Wiem
... - stwierdziła neczanka przez łzy i obejmując ukochanego.
W
tym momencie zapadła przyjacielska cisza. Przepełniona jest ona
zrozumieniem i ciepłem. Po naprawdę długim czasie Rina szlochając
w końcu się odezwała:
-
Boję się ... straszliwie boje się wojny ... boję się tego że
stracę tych których kocham ... boje się, że nic nie będzie już
takie samo ...
-
Wojna to ciężki czas dzielący istoty wszelakie. Nikt nie jest
wstanie przewidzieć tego co się wydarzy, ale wiedz że jestem z
Tobą. Zawsze będę przy Tobie i nie dam Cię skrzywdzić...
-
My też nie damy. - wtrąciła Kiazu podchodząc do przytulającej
się pary.
Następnie
przytulając się do siostry, także Rina znalazła się między
Kiazu, a Kurai'em, i powiedziała przyjaźnie z uśmiechem:
-
Jesteśmy zgraną drużyną, a dzięki treningowi jesteśmy silni.
Nie martw się, nasi przeciwnicy będą musieli się z nami namęczyć.
A kto wie może ta wojna wcale nie wybuchnie? Rińcia nie zadręczaj
się tym. Będzie dobrze, musimy wierzyć, że będzie dobrze.
-
Dziękuje Wam ... jesteście kochani - stwierdziła nieśmiało Rina,
rumieniąc się.
-
Poza tym, nie dopuścimy aby wojna w ogóle wybuchła - dodała Kiazu
z uśmiechem.
Tym
czasem Kurai swoją dłonią otarł łzy, napływające do smutnych
oczy wodnej neczanki i pogłaskał ją, delikatnie po policzku.
-
Skupmy się na dalszym treningu ... - wtrącił Hachi wychodząc zza
rogu.
-
I doskonaleniu swoich możliwości ... - dopowiedziała Diuna.
-
Oraz na obronie Yuri ... - dodał Otachi.
-
Cokolwiek się nie wydarzy ... zawsze będziemy razem. -
dopowiedziała Kiazu z determinacją.
W
ten wszyscy podeszli do Riny i się przytulili, zarówno do niej, jak
i do tych co ją wcześniej obejmowali. Dzięki temu powstał jeden
wielki przytulak, przepełniony miłością, przyjaźnią i
wsparciem. Nawet najwięksi, czasem potrzebują takiego wsparcia.
************
-
Wojna... straszliwa i nie obliczalna ... A konflikt zbrojny otwiera
kolejne niepokojące możliwości ... Obawiam się, że walka będzie
nieunikniona ... nawet jeśli wojna nie będzie oficjalnie
wypowiedziana ... to prędzej czy później dojdzie do starcia między
dwoma stronami rady ... gdyż pokojowo tego konfliktu niestety już
się nie da rozwiązać... Chifuin nie dopuszcza nawet możliwości
rozmowy z Nami, a bez rozmowy pozostaje już tylko walka ... Gdyby to
tylko było możliwe ... aby zapobiec tej bezsensowej wojnie ... to
zrobił bym wszystko aby to uczynić ... Czasem myślę, że
wysyłanie na wojnę swoich przyjaciół jest okrutne i nie ludzkie
... Jednak nawet gdyby nie walczyli, to ich optymizm, radość,
spontaniczność i wysokie morale mogą się okazać bardzo
przydatne, na okrutnym polu bitwy ... Na pewno znajdą się tacy
których ich zachowanie będzie irytować... to chciałbym aby po
prostu tam byli ... Z całego serca chciałbym ich chronić ...
jednak wierze w nich, że dadzą radę i przetrwają ten ciężki
czas... Mimo, że ich własna Królowa uważa ich jako nic nie warte
jednostki, nie zdolne do walki ... Gdyby wiedziała jak bardzo się
myli ... Ich ciężki trening przynosi zaskakujące efekty ... to
zaszczyt mieć takich sojuszników... Co prawda w pojedynkę też by
wspaniale walczyli ... jednak jako drużyna znajdują w sobie
dodatkową siłę, dzięki której nie ma dla nich rzeczy
niemożliwych ... i są wstanie dokonać wszystkiego ... Ich mottem
powinno być "rzeczy nie możliwe wykonujemy od ręki, a na cuda
trzeba trochę poczekać" ... Jestem dumny, że dane było mi
ich poznać i niezmiernie się ciesze, że obdarzyli mnie swoją
przyjaźnią... A ja nie zawiodę ich ...
************
Wspaniała
złota komnata wypełniona, kolorowymi poduszkami, zarówno w
pastelowych jak i intensywnych odcieniach. Wśród tych wspaniałych
puszystych, miękkich poduch Yuri bawi się z Neko. W ten do
pomieszczenia weszli nasi przyjaciele. Mały, biały koto-smok, o
lśniącym futerku i pięknych pustych tęczowych oczach, piszcząc
radośnie wleciał prosto w objęcia Riny.
-
Yuri tęskniłam. - stwierdziła radośnie Rina.
W
tym czasie Neko dostojnym krokiem, którego najzgrabniejsze kotki by
się nie powstydziły podeszła najpierw do Diuny i otarła się o
jej nogi.
-
Cześć Neko ... - odparła Diuna.
A
następnie otarła się o nogi pozostałych, który zaczęli głaskać
zarówno wspaniałą burą kotkę, jak i Yuri.
-
Piękny widok. - stwierdził Ankara, po czym przyjaźnie dodał: -
Zapraszam na ucztę.
-
YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
-
Anki ... czy one mogą pójść z nami? - spytała nieśmiało Rina.
-
Moja droga oczywiście, że tak. - odpowiedział radośnie Ankara.
-
Dziękuję ... - odparła Rina przytulając się do władcy.
-
Dzięki... - dodała Kiazu z promiennym uśmiechem, dając
ambasadorowi buziaka w policzek.
-
Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział przyjaźnie
Anki.
************
Jak
zawsze na Ineeven, nasi przyjaciele spędzili sympatyczny dzień.
Gościnność ambasadora, zawsze mile wpływała na atmosferę i mile
ładuje morale. Neczanie, po wspaniałej uczcie i opowiedzeniu swoich
niezwykłych przygód na smoczej górze, wreszcie wrócili do swojego
ziemskiego domu. Jednak za nim mogli odpocząć, to musieli się
jeszcze udać po zakupy. Pusta lodówka aż się prosi o zapełnienie.
W tym momencie, mimo krążących po głowach myślach o wojnie,
wrócili do swojego normalnego życia, nie zatracając siebie. Minęło
kilka spokojnych dni. Neczanie mieli możliwość przemyślenia wielu
spraw. Jednak szybko ich wrodzony optymizm i szaleństwo wzięły
górę. Postanowili bowiem się nie przejmować, wojną i potraktować
je jako kolejne zadanie. Co ma być to będzie, a walka to walka,
więc nawet jeśli wybuchnie wojna, to oni będą gotowi podjąć to
wyzwanie i dać z siebie wszystko. A czy to wystarczy? To już inna
sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz