środa, 3 grudnia 2014

Epizod 127

"Drugie dno... 
 i pewna opowieść ... "

Neczanie bezszelestnie wylądowali w długim korytarzu, tuż obok uchylonych, dużych śnieżnobiałych drzwi. Za nim ktokolwiek zdążył się odezwać do uszy naszych bohaterów dotarły głosy docierające z otwartej komnaty. Przez panująca cisze na korytarzu, neczanie mimochodem słuchali rozmowy.
- Panie, katastrofa!
- Uspokój się, to nie czas i miejsce na panikę. Jeszcze nie ma koto-smoka albinosa.
- Ale Panie, jeszcze chwila i czekają nas opłakane skutki. Wojna... będzie wojna...
- Wzmocnij proszę ochronę Yuri. Nie możemy sobie pozwolić na jej utratę...
- Tak Panie ...
W ten jakiś mężczyzna pośpiesznie wybiegł z pokoju, a po chwili z komnaty dobiegł znajomy głos:
- Zapraszam ... wiem,że tam jesteście ...
Neczanie z ciekawością, zajrzeli do komnaty i wtedy ich oczom ukazał się spowity w delikatnym, klimatycznym półmroku, trzymający swoją maskę w prawej dłoni, ambasador Ankara.
- Hej Anki ... - stwierdziła Kiazu.
-Witam, miło was widzieć. Jak udała się podróż na Smoczą górę? - odpowiedział Ankara z uśmiechem.
- Dobrze ... - odparła Diuna.
- Anki ... potrzebujesz pomocy? - spytała nieśmiało Rina.
Na te słowa ambasador spoważniał i spytał twardo:
- Nie ładnie podsłuchiwać .... Dużo słyszeliście?
- Szczerze niewiele ... - odpowiedział Hachi.
- Jednak wiemy, że masz jakieś problem.- dodał Otachi.
Ambasador zamilkł. Po paru minutach niezręcznej ciszy, odezwał się Kurai:
- Za pozwoleniem, Anki. Myślę, że to najwyższa pora by ich wtajemniczyć.
- Wtajemniczyć? - wtrącili zdezorientowane rodzeństwo.
- Masz rację przyjacielu. Zamknijcie drzwi i siadajcie proszę. - stwierdził przyjaźnie Ankara.
Na te słowa, nasi bohaterowie dołożyli plecaki i usiedli przy długim stole. Kiedy tylko to zrobili ambasador powiedział:
- Jak wiecie, naszym światem rządzi rada czternastu, w której mam zaszczyć zasiadać. Do tej pory zawsze potrafiliśmy dojść do pokojowego rozstrzygnięcia sporów. Jednak tym razem, wychodzi na to, że tak się dłużej niestety nie da.
- Co masz namyśli? - spytała dociekliwie Diuna.
- Jeden z Ambasadorów, imieniem Chifuin, oraz jego sojusznicy wystąpili przeciwko radzie. A sam Chifuin zaczął zbierać artefakty potrzebne do okrutnego rytuału Gaikei -ra, wypowiadając tym samym straszliwą wojnę pozostałym członkom rady. Co prawda póki co nie ma oficjalnej wojny, jednak wszyscy władcy przygotowują swoje wojska na najgorsze. - odpowiedział spokojnie Ankara.
- Wy też jesteście trenowani z myślą o nadchodzącej wojnie. - wtrącił Kurai.
- Jak to? - spytał Hachi z niedowierzaniem.
- Przypadkiem dowiedziałem się o możliwości wybuchnięcia wojny. - odpowiedział Kurai.
- Wybaczcie, że potraktowałem Was jak narzędzia. Widzicie Ja, jak i kilku władców zobaczyliśmy w Was potencjał i poprosiliśmy o Wasz trening. O losach wojny może zaważyć nawet najmniejsza kropla energii, a że Neczańska Królowa nie chciała nawet o tym słyszeć, zwróciłem się z tą prośbą do Kurai'a. Miał Wam on jednak nic nie mówić. Głownie abyście spokojnie trenowali, a nie napalali się na wojnę. - dodał Ambasador.
- Ale..
- Czekajcie, trening u Kronosa zdobywanie bestii wszystko to było ukartowane? - spytała twardo Kiazu.
- Trening u Kronosa owszem, a na bestie napaliliście się sami. - odparł Ankara.
- Nie wierze ... Normalnie nie wierze ... - stwierdziła Diuna.
- Jak mogliście nas tak potraktować?- spytała twardo Kiazu unosząc się i uderzając dłońmi w blat stołu.
- Posłuchaj mnie uważnie ... - odparł chłodno Kurai.
- I co jeszcze? - spytała Kiazu.
- MILCZ... Siadaj Nie przerywaj mi kiedy ja mówię i wysłuchaj mnie do końca a dopiero potem oceniaj! - odpowiedział stanowczo i bardzo chłodno elektryczny neczanin, nieznacznie się elektryzując.
Na te słowa ognista neczanka, cała zapłonęła, intensywnym czerwono-żółtym płomieniem i twardym wręcz zimnym spojrzeniem zmierzyła elektrycznego neczanina. Wkrótce całe pomieszczenie wypełniło się dwoma rywalizującymi ze sobą aurami. W ten Rina stanęła, z wyprostowanymi rękami, między siostrą a ukochanym i nie odzywając się, uważnie ich obserwowała.
- Ej .. uspokójcie się - stwierdziła Diuna.
Po chwili do Kurai'a podeszli Hachi i Otachi mówiąc:
- Stary wyluzuj ...
- Kiazu ... wysłuchaj ich proszę ... - stwierdziła delikatnie Rina, a następnie przytuliła się do siostry.
W tym momencie obrażona i poddenerwowana ognista neczanka spojrzała na Rinę, westchnęła i zniwelowała aurę. Dzięki temu otaczające ją płomienie znikły. Nagle elektryczna aura Kurai'a również znikła. Kiedy poddenerwowana Kiazu w końcu usiadła, to Kurai chłodno kontynuował swoją wypowiedź:
- Chcieliśmy Was chronić. Pamiętacie kiedy tylko usłyszeliście o bestiach, każde z Was marzyło, aby zdobyć bestię. Cały wolny czas poświęcaliście na szukanie bestii, informacji, legend czy czegokolwiek co by dało punkt zaczepienia. Robiliście to z pasją. A trening? Czyż nie był świetną zabawą dopóki rywalizowaliście między sobą? A teraz wprowadź w to wszystko wiedzę o nieuniknionej wojnie. Mając na sobie ciężar tej wiedzy ... każde niepowodzenie stawałoby się znacznie boleśniejsze... a bestie i trening zszedłby dawno na drugi plan. Liczyło by się tylko to aby być bezwzględną maszyną do walki i aby dowiedzieć się jak najwięcej o nadchodzącej wojnie. Cała pasja i zaangażowanie zostałaby przelana na zupełnie inne tory. Dodatkowo nie chronilibyście Yuri tylko byście starali się szukać pozostałych składników. Co by było opłakane w skutkach.
- Jeśli odejdziecie zrozumiem. Wiedźcie proszę, że dla mnie jesteście bardzo ważni i wszystko co robiłem, było wyrazem troski o Was. Nie wybaczyłbym sobie, sytuacji w której przez posiadaną wiedzę coś by Wam, się stało. - dodał Anki.
Zapadła cisza. Chłodna bezdźwięczna i przeszywająca, niezręczna cisza. Po chwili neczanie stworzyli niewielkie koło i zaczęli się cicho naradzać. Natomiast Anki i Kurai milcząc, spokojnie obserwowali i czekali na to co się wydarzy.

************
- Jak oni śmieli! - stwierdziła Diuna.
- Powinniśmy się zajmować przygotowaniami do wojny ... - dodał Hachi.
- E tam, powinniśmy uciekać jak najdalej od tej wojny. - dopowiedziała Diuna.
- Ja bym sobie chętnie powalczył. - stwierdził Otachi.
- Ja bym najchętniej skopała cztery litery co poniektórym. - stwierdziła Kiazu.
- Wiecie ... myślę, że oni źle nie chcieli ... i mieli sporo racji w swym postępowaniu ... - wtrąciła niepewnie Rina.
- W sumie ... ale to i tak nie było fair ... - dodała Diuna.
- Może, ale gdyby nie to teraz byśmy uganiali się za artefaktami a nie byli silniejsi - stwierdził Otachi.
- Właśnie, a tak to mamy bestie, chroniliśmy Yuri i trenowaliśmy jak nigdy dotąd ... - dodał Hachi.
- O nie nie ... byśmy siedzieli bezpieczni pod kocem ... - odparła Diuna.

************
Czas mijał a neczanie nadal ze sobą rozmawiali. Nagle nasi bohaterowie odsunęli się od siebie, popatrzyli wymownie na siebie, przytaknęli głowami, a Kiazu powiedziała:
- Dobra, przyznajemy ... jakbyśmy wcześniej wiedzieli o wojnie to mogły by wyniknąć z tego opłakane skutki ...
- Lubimy walczyć ... i bardzo łatwo napalamy się ... - dodał Otachi.
- Posiadając wiedzę o wojnie ... na pewno nie doszlibyśmy do tego do czego doszliśmy... Zapewne nie mielibyśmy bestii ... - dopowiedziała Diuna.
- A Yuri już dawno byłaby w rękach Chifuina ... - dodała Rina.
- W związku z tym ... wybaczamy Wam ... I oferujemy swoją pomoc.... Jednak oczekujemy bardziej zwięzłych informacji o wojnie i wszystkim innym.. - dopowiedział Hachi.
- A skoro Królowa Sansha, gardzi nami ... to ślubujemy wierność i oddanie Tobie Anki i będziemy walczyć po Twojej stronie ... - dodała Kiazu.
- Dodatkowo obiecujemy ... że nie zaniechamy treningu i nie zrobimy niczego głupiego... - dopowiedziała Diuna.
W tym momencie Ankara uśmiechnął się radośnie i powiedział:
- Dziękuję Wam za wsparcie. W obliczu tak straszliwej rzeczy, jaką jest wojna, każda pomoc jest niezwykle przydatna. Jestem Wam dozgonnie wdzięczny... - odpowiedział Ankara, a po chwili dodał: Dobrze odpowiem Wam na wszystkie pytania o ile będę znał na nie odpowiedź.
- Co się stało, że Chifuin wystąpił przeciwko radzie? - spytała Diuna.
- Aby dobrze zrozumieć musimy zacząć od wydarzeń, które miały miejsce na długo przed Waszymi narodzinami. - stwierdził poważnie Ankara, a następnie dodał: - Dawno temu, na jednak z niezamieszkałych dzisiaj planet urodziła się demonica imieniem Nyxana. Szybko okazało się, że nie jest normalnym demonim dzieckiem. Bowiem w jej żyłach płynie czyste zło, które dało nam się w potworne znaki. Ta brutalna kobieta, rodem z piekła, przy której najmroczniejsze demony i diabły wychodziły na niewinne istoty, nie trudzące się czynieniem zła.
- Hmm.. Mówisz o bogini zniszczenia i chaosu? - wtrącił Kurai.
- Owszem. Bogini zniszczenia siała postrach, bezlitośnie przelewając krew istot wszelakich. Tymczasem rada spierała się o to co z nią zrobić - odparł ambasador, a po chwili ciszy kontynuował: - Nyxana przechodziła sama siebie, w końcu rada większością głosów postanowiła, aby ukrócić działania, tego zła w czystej postaci. Po długich wojach, i setkach litrów przelanej krwi udało nam się w końcu uwięzić Nyxane w innym wymiarze, gdzie z dala od wszelakich istot miała żyć do skończenia świata, a nawet jeszcze dłużej.
- Czyli, Chifuin chce ją uwolnić? - spytała Kiazu.
- Chifuin pragnie przejąć władze nad radą. Aby to osiągnąć chce otworzyć portal i wypuścić Nyxane....- odpowiedział spokojnie Anki, a następnie dopowiedział: - Wbrew pozorom, ja w miarę rozumiem postępowanie Chifuina. Jednak otworzenie portalu jest bardzo nierozważnym czynem, który sprowadzi na ten świat nie tylko okrutną wojnę, lecz również ogromną niszczącą siłę. W związku z tym Naszym celem dla dobra całego świata, jest przeszkodzenie mu za wszelką cenę i obrona wszelkiego życia.
Nastała chwilowa cisza. Jednak ambasador wkrótce ją przerwał mówiąc:
- Kochani, musicie wiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Nyxana jest żoną Chifuina, który jest nadal zaślepiony swym uczuciem i niestety za wszelką cenę będzie chciał wypuścić Nyxane.
- O kurcze ... to komplikuje nieco sprawę ... - stwierdziła Kiazu.
- A rada nie mogła zatknąć ich razem? - spytała Diuna.
- Niestety nie. Otworzenie portalu wymaga zarówno wielkiej mocy jak i ogromnej ofiary. Dodatkowo decyzje o jej zamknięciu padła na polu bitwy. Musicie wiedzieć, że niektóre decyzje wydane na polu walki, nie są do końca przemyślane. W tamtych czasach liczyło się jedynie uratowanie nas wszystkich.- odpowiedział Ankara.
- Przerąbane... ten cały Chifuin, ma prawo się mścić. - stwierdził Hachi.
- Eh ... a nie można im dać spokoju i niech sobie żyją w tej swojej miłości? - spytała Diuna.
- Moja droga, to co powiem zabrzmi okrutnie jednak na tyle na ile zdążyłem poznać Chifuina jak i boginię zagłady to co prawda sam Chifuin szaleńczo zakochał się w Nyxanie, tak ona sama zawarła z nim czysto formalny związek jedynie dla korzyści. - odpowiedział spokojnie i chłodno Anki.
- A to by oznaczało, że jeśli ją wypuści to ... będzie zagłada świata? - spytał Hachi.
- Obawiam się, że tak. - odpowiedział Ambasador.
- Porąbana sytuacja. - stwierdził Otachi.
- Wojna nigdy nie jest prosta. - odpowiedział Ankara.
- Trzeba temu zapobiec... - stwierdziła twardo Kiazu, delikatnie otaczając się ogniem.
- Rozumiem, że nadal mogę liczyć na Waszą pomoc? - spytał dociekliwie władca.
- Tak. - odparli neczanie z determinacją w oczach.
- Dobrze, cieszy mnie to... - odpowiedział Anki a potem radośnie dodał - Moi mili, zajmijmy się czymś bardziej przyjemnym jak udała się wyprawa na Jushifulu?
- Zdobyłem gryfa! - stwierdził radośnie Otachi.
- O to widzę, że czeka mnie kolejna wspaniała opowieść. - odpowiedział Ankara uśmiechając się, a następnie dodał: Hmm.. mam nadzieje że gryf nie był w rzeczywistości smoczą górą? Rodzina Cusan, bardzo by była niezadowolona z tego powodu.
- Na szczęście góra stoi jak stała. - odparł Hachi z uśmiechem.
- Cieszy mnie to. - odparł Ankara.
- Wybacz Anki ... hmm... nie zrozum mnie proszę źle .. ale ... czy mogę iść zobaczyć się z Yuri i Neko? ... - wtrąciła nagle niepewnie, nieśmiało i lekko drżącym głosem Rina.
- Tak oczywiście... - odpowiedział Ankara z promiennym uśmiechem.
- To może wszyscy pójdziemy? - zaproponował Otachi.
- Wolałabym sama ... - odparła cicho wodna neczanka.
- Dobrze, zatem idź ... są w w tym samym skrzydle co zawsze...- stwierdził Ankara.
- Dziękuję ... - odparła Rina, a następnie pośpiesznie opuściła komnatę.
Ankara, zaniepokoił się i uważnie obserwował neczankę. Jednak nie dając niczego po sobie poznać wrócił do poprzedniej rozmowy:
- Kochani, to jak to było z tym gryfem? Chodził sobie samopas po Jushifulu?
- Nie, nie ... to nie było takie proste... - odparła Diuna.

************
Długie, białe, kręte korytarze Ineeveńskiego pałacu, po których podąża zamyślona Rina z spuszczoną głową.
- Rina, co się stało? - spytała nagle Kurai, pojawiający się tuż przed dziewczyną.
- Nic ... - odparła wymijająco neczanka.
W tym momencie elektryczny neczanin mocno przytulił ukochaną do siebie i powiedział:
- Posłuchaj, dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim i wszystko co dotyczy Ciebie jest dla mnie bardzo ważne...
-Wiem ... - stwierdziła neczanka przez łzy i obejmując ukochanego.
W tym momencie zapadła przyjacielska cisza. Przepełniona jest ona zrozumieniem i ciepłem. Po naprawdę długim czasie Rina szlochając w końcu się odezwała:
- Boję się ... straszliwie boje się wojny ... boję się tego że stracę tych których kocham ... boje się, że nic nie będzie już takie samo ...
- Wojna to ciężki czas dzielący istoty wszelakie. Nikt nie jest wstanie przewidzieć tego co się wydarzy, ale wiedz że jestem z Tobą. Zawsze będę przy Tobie i nie dam Cię skrzywdzić...
- My też nie damy. - wtrąciła Kiazu podchodząc do przytulającej się pary.
Następnie przytulając się do siostry, także Rina znalazła się między Kiazu, a Kurai'em, i powiedziała przyjaźnie z uśmiechem:
- Jesteśmy zgraną drużyną, a dzięki treningowi jesteśmy silni. Nie martw się, nasi przeciwnicy będą musieli się z nami namęczyć. A kto wie może ta wojna wcale nie wybuchnie? Rińcia nie zadręczaj się tym. Będzie dobrze, musimy wierzyć, że będzie dobrze.
- Dziękuje Wam ... jesteście kochani - stwierdziła nieśmiało Rina, rumieniąc się.
- Poza tym, nie dopuścimy aby wojna w ogóle wybuchła - dodała Kiazu z uśmiechem.
Tym czasem Kurai swoją dłonią otarł łzy, napływające do smutnych oczy wodnej neczanki i pogłaskał ją, delikatnie po policzku.
- Skupmy się na dalszym treningu ... - wtrącił Hachi wychodząc zza rogu.
- I doskonaleniu swoich możliwości ... - dopowiedziała Diuna.
- Oraz na obronie Yuri ... - dodał Otachi.
- Cokolwiek się nie wydarzy ... zawsze będziemy razem. - dopowiedziała Kiazu z determinacją.
W ten wszyscy podeszli do Riny i się przytulili, zarówno do niej, jak i do tych co ją wcześniej obejmowali. Dzięki temu powstał jeden wielki przytulak, przepełniony miłością, przyjaźnią i wsparciem. Nawet najwięksi, czasem potrzebują takiego wsparcia.

************
- Wojna... straszliwa i nie obliczalna ... A konflikt zbrojny otwiera kolejne niepokojące możliwości ... Obawiam się, że walka będzie nieunikniona ... nawet jeśli wojna nie będzie oficjalnie wypowiedziana ... to prędzej czy później dojdzie do starcia między dwoma stronami rady ... gdyż pokojowo tego konfliktu niestety już się nie da rozwiązać... Chifuin nie dopuszcza nawet możliwości rozmowy z Nami, a bez rozmowy pozostaje już tylko walka ... Gdyby to tylko było możliwe ... aby zapobiec tej bezsensowej wojnie ... to zrobił bym wszystko aby to uczynić ... Czasem myślę, że wysyłanie na wojnę swoich przyjaciół jest okrutne i nie ludzkie ... Jednak nawet gdyby nie walczyli, to ich optymizm, radość, spontaniczność i wysokie morale mogą się okazać bardzo przydatne, na okrutnym polu bitwy ... Na pewno znajdą się tacy których ich zachowanie będzie irytować... to chciałbym aby po prostu tam byli ... Z całego serca chciałbym ich chronić ... jednak wierze w nich, że dadzą radę i przetrwają ten ciężki czas... Mimo, że ich własna Królowa uważa ich jako nic nie warte jednostki, nie zdolne do walki ... Gdyby wiedziała jak bardzo się myli ... Ich ciężki trening przynosi zaskakujące efekty ... to zaszczyt mieć takich sojuszników... Co prawda w pojedynkę też by wspaniale walczyli ... jednak jako drużyna znajdują w sobie dodatkową siłę, dzięki której nie ma dla nich rzeczy niemożliwych ... i są wstanie dokonać wszystkiego ... Ich mottem powinno być "rzeczy nie możliwe wykonujemy od ręki, a na cuda trzeba trochę poczekać" ... Jestem dumny, że dane było mi ich poznać i niezmiernie się ciesze, że obdarzyli mnie swoją przyjaźnią... A ja nie zawiodę ich ...

************
Wspaniała złota komnata wypełniona, kolorowymi poduszkami, zarówno w pastelowych jak i intensywnych odcieniach. Wśród tych wspaniałych puszystych, miękkich poduch Yuri bawi się z Neko. W ten do pomieszczenia weszli nasi przyjaciele. Mały, biały koto-smok, o lśniącym futerku i pięknych pustych tęczowych oczach, piszcząc radośnie wleciał prosto w objęcia Riny.
- Yuri tęskniłam. - stwierdziła radośnie Rina.
W tym czasie Neko dostojnym krokiem, którego najzgrabniejsze kotki by się nie powstydziły podeszła najpierw do Diuny i otarła się o jej nogi.
- Cześć Neko ... - odparła Diuna.
A następnie otarła się o nogi pozostałych, który zaczęli głaskać zarówno wspaniałą burą kotkę, jak i Yuri.
- Piękny widok. - stwierdził Ankara, po czym przyjaźnie dodał: - Zapraszam na ucztę.
- YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Anki ... czy one mogą pójść z nami? - spytała nieśmiało Rina.
- Moja droga oczywiście, że tak. - odpowiedział radośnie Ankara.
- Dziękuję ... - odparła Rina przytulając się do władcy.
- Dzięki... - dodała Kiazu z promiennym uśmiechem, dając ambasadorowi buziaka w policzek.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział przyjaźnie Anki.

************
Jak zawsze na Ineeven, nasi przyjaciele spędzili sympatyczny dzień. Gościnność ambasadora, zawsze mile wpływała na atmosferę i mile ładuje morale. Neczanie, po wspaniałej uczcie i opowiedzeniu swoich niezwykłych przygód na smoczej górze, wreszcie wrócili do swojego ziemskiego domu. Jednak za nim mogli odpocząć, to musieli się jeszcze udać po zakupy. Pusta lodówka aż się prosi o zapełnienie. W tym momencie, mimo krążących po głowach myślach o wojnie, wrócili do swojego normalnego życia, nie zatracając siebie. Minęło kilka spokojnych dni. Neczanie mieli możliwość przemyślenia wielu spraw. Jednak szybko ich wrodzony optymizm i szaleństwo wzięły górę. Postanowili bowiem się nie przejmować, wojną i potraktować je jako kolejne zadanie. Co ma być to będzie, a walka to walka, więc nawet jeśli wybuchnie wojna, to oni będą gotowi podjąć to wyzwanie i dać z siebie wszystko. A czy to wystarczy? To już inna sprawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz