"....
Opuszczony kurort ... "
Wyspani
i wypoczęci neczanie zaczęli swój dzień bardzo wcześnie rano od
przyjemnych ćwiczeń z muzyką w tle, w pokoju dziewczyn. Wszyscy
ubrani są w mundury z Ineeven, z tym, że obecnie nie mają na sobie
turbanów i chust.
-
To co zaczynamy dzisiaj szkolenie? - spytała Diuna robiąca
brzuszki.
-
Pewnie! - odparli entuzjastycznie Hachi i Otachi robiąc pompki.
-
I tak najpierw musimy udać się do Hetto. - wtrącił chłodno
Kurai, który stoi na rękach i robi swego rodzaju "przysiady".
-
Ziom, a nie możemy tego pominąć? - spytał Otachi.
-
Nie, taki mamy rozkaz. - odpowiedział Kurai.
-
Heh ... rozkazy ... jak ja je kocham ... - odparła Kiazu skacząc i
wyprowadzając ciosy.
-
Jesteśmy wojskowymi i jesteśmy zobowiązani wykonywać rozkazy. -
odparł chłodno Kurai.
-
Wiem, wiem ... no ale wiesz czasem rozkaz to tylko formalność. -
odparła Kiazu.
-
Niby tak, ale jak coś pójdzie nie tak to będzie niesubordynacją
bo nie padł rozkaz ... - stwierdziła Diuna.
-
Więc chyba bezpieczniej będzie przejść się do Hetto... -
wtrąciła nieśmiało Rina, robiąc przysiady.
-
Heh ... no dobra po śniadaniu pójdziemy do niego. - stwierdziła
Kiazu.
-
Myślę, że dobre śniadanie poprawi Ci humor. - odparła Rina z
uśmiechem.
-
Heheh .... nie tylko jej. - dodał Hachi szczerząc kły.
************
Rzeczywiście
po sytym i smacznym śniadaniu neczanom stanowczo poprawił się
humor, więc w radosnym nastroju szybko udali się do gabinetu
Aluf'a. Wkrótce stali już metalowej, całkiem skromnej komnacie o
wspaniałych żółtych
ścianach, w której za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem
papierów, siedzi spokojnie Hetto, wypełniający dokumenty.
-
Hej Hetto! - przywitali się radośnie neczanie.
-
Witajcie moi mili. - odparł Aluf wypełniający ostatnie papiery.
-
To jak zaczynamy szkolenie z maszyn? - spytał entuzjastycznie i
niecierpliwie Hachi.
-
Bądźcie cierpliwi i dajcie mi jeszcze chwilę. - odparł Hetto, z
nosem w papierach.
Po
dłuższej chwili obustronnego milczenia i oczekiwania, wreszcie
dowodzący skończył swoją robotę i uradowany, przerwał ciszę,
mówiąc:
-
Dobrze Kochani, skończyłem.
-
Super! To co możemy ruszyć na szkolenie? - spytał niecierpliwie
Otachi.
-
Dzisiaj jest to niestety nie możliwe. - odparł spokojnie Hetto, a
następnie szybko dodał: - Widzicie, dzisiaj w późniejszych
godzinach ewentualnie jutro rano, mają do nas dotrzeć jeszcze 3
osoby na szkolenie z maszyn bojowych, więc Wasz opiekun stwierdził,
że chce zacząć szkolenie całej gruby jednocześnie, aby wszyscy
mieli równy start.
-
Aha .... - odparli ponuro i smutnie bracia.
-
Spoko, rozumiemy ... - dodała równie ponuro Kiazu.
-
No już nie smućcie się, zawsze możecie pozwiedzać obóz. -
odparł Hetto z uśmiechem.
-
Zwiedziliśmy go już wczoraj ... - stwierdziła Diuna.
-
Rozumiem... - odparł Hetto, a następnie po długiej i przenikliwej
chwili ciszy stwierdził: - A co powiecie na swego rodzaju
"wycieczkę"?
-
Wycieczkę? - zaciekawili się neczanie.
-
Tak wycieczkę... widzicie jakieś trzy kilometry na
południowy-wschód od naszego obozu są pewne ruiny, moi ludzie tam
nie chodzą, ale jeśli chcecie to możecie tam iść. - odparł
Hetto z uśmiechem.
-
Co ciekawego może być w ruinach? - spytała Diuna.
-
W sumie sam tego nie wiem, jedyne co o nich wiem to, to że to ruiny
starego kurortu. - odparł Aluf, po czym bardzo szybko dodał: -
Jednak jestem przekonany, że to dobre miejsce na sesje zdjęciową,
a i dzięki wizycie tam pomożecie również i mi.
-
Sesja? Brzmi nieźle! - stwierdziła podekscytowana Kiazu.
-
Niby jak możemy pomóc Tobie? - spytała Diuna.
-
Jak już mówiłem, moi ludzie tam nie chodzą, za pewne w
przeciwieństwie do Was, nie są zainteresowani eksploracją. -
odpowiedział spokojnie dowodzący, a po chwili kontynuował: - Sekai
Dagaal jest pełne niespodzianek, a raport z "nieznanego"
miejsca, to solidny filar do poznania tego świata.
-
To na co jeszcze czekamy?! - spytała entuzjastycznie Hachi.
-
W sumie zaciekawiłeś mnie, wchodzę w to! - dodał uha-hany Otachi.
-
Jestem gotowa do drogi! Idziemy! - dopowiedziała radośnie Kiazu.
-
EH ... nudne ruiny ... - wtrąciła Diuna.
-
Wiecie możecie albo iść i zwiedzać, albo siedzieć w obozie gdzie
na chwilę obecną nie mam dla wasz żadnych zadań ... - odparł
Hetto.
-
Oj, weź Diuna nie narzekaj! Fajnie będzie! - stwierdził Hachi.
-
Dalej Siora! Nie daj się namawiać! Fajnie będzie! - dodał Otachi.
-
Ja nie chce umierać z nudów! Idziemy do ruin! - dopowiedziała
radośnie Kiazu.
-
Dostosuję się do decyzji Pana Ponuraka... - odparła Diuna z
wrednym uśmieszkiem i przewracając oczami.
-
Przyszykujemy się i wciągu najbliższych półgodziny wyruszymy do
ruin. - odparł chłodno i twardo Kurai.
-
YAY! - odparło zgodnie rodzeństwo
-
Ej! Zaraz zgodziłeś się? - wtrąciła nagle Diuna.
-
Owszem. - kontynuował chłodno, elektryczny neczanin.
-
Idziemy na wycieczkę! Idziemy na wycieczkę! - podśpiewywali
radośnie Hachi, Otachi i Kiazu, tańcząc jednocześnie taniec
zwycięstwa.
-
Jak mogłeś mi to zrobić!? - spytała z irytacją i niedowierzaniem
Diuna.
-
Powiedzmy, że zostałaś przegłosowana, a teraz przestań marudzić
i idziemy. - odparł chłodno Kurai.
-
Dobrze, przynajmniej będziecie mieli jakieś zajęcie. - odparł
Hetto z uśmiechem, a po chili dodał: - Aha weźcie ze sobą
łączność, jednak odzywajcie się tylko w razie jakiegoś ataku
czy innych problemów.
-
Spoko! - odparła Kiazu.
************
Półgodziny,
przeznaczone na przygotowania, minęły bardzo szybko, jednak
entuzjastyczni i radośni neczanie wyrobili się i w wyznaczonym
czasie, ubrani w mundury z Ineeven i z niewielkim ekwipunkiem,
ruszyli w miejsce wskazane im przez głównodowodzącego obozem.
-
To dokąd zmierzamy? - spytała Diuna.
-
No na południowy-wschód, a dokładnie w to miejsce, które He...
Aluf zaznaczył nam na mojej mapie. - odparł dumnie i z uśmiechem
Hachi.
-Heh
... a już myślałam, że się zgubimy. - odparła Diuna.
-
Spokojnie Diunka, szybciej nam czas zleci. - wtrąciła Rina z
uśmiechem.
-
Pewnie! Za nim się obejrzysz będziemy już wracać do obozu. -
dodała Kiazu.
-
A lenić się możesz wszędzie. - dopowiedział Hachi z złośliwym
uśmiechem.
-
Zdjęcia mnie nie kręcą, a eksploracja sama w sobie też może być
nudna. - odparła Diuna.
-
Oj ... nie przejmuj się ... będzie dobrze ... - odparła Rina.
-
Właśnie z nami przecież nie da się nudzić! - dodał radośnie
Otachi.
-
Może macie racje. - stwierdziła Diuna z uśmiechem.
************
Aluf
Hetto wraz z jednym swoich Sarenów imieniem Tajhal, przechadza się
po metalowym i kolorowym obozie maszyn, aby przeprowadzić wnikliwą
inspekcję.
-To
jak Ojciec od czego zaczynamy? - spytał Tajhal z tabletem w dłoni.
-
Dzisiaj zaczniemy od hangarów, ze zniszczonej części obozu. -
odparł spokojnie Hetto.
-
Tak jest sir, według moich informacji powinny być już odbudowane i
działające.
-
To tym bardziej wnikliwie sprawdzimy jak tam się sprawy mają.
-
Tak jest! - odparł stanowczo Saren, a następnie dodał: - Chociaż
szczerze myślałem, że zaczniemy od szkolenia dla neczan.
-
Ja też, lecz nie ma dzisiaj szkolenia, czekamy na kilku ludzi, który
też wezmą udział w szkoleniu.
-
Ah ... spóźnialski oddział VEeN85
jeszcze nie dotarł... faktycznie ...
-
Tak dokładnie oni ...
-
Że też poręczyłem za nich ..
-
Spokojnie, nic się nie stało ... a nasi goście też mają pewne
zajęcie...
-
Sprzątają? - spytał dociekliwie Tajhal.
-
Nie, udali się do ruin.
-
Tam nie ma nic ciekawego...
-
Możliwe, ale wiem jedno oni lubią eksplorować, a trzymanie ich na
siłę w obozie bez dostarczenia zajęcia jest niezwykle ryzykowne...
- odparł Hetto.
-
Rozumiem ... to ten typ ludzi ....
-
Tak to dokładnie ten typ ludzi.
-
W takim układzie powiedz mi Ojciec, dlaczego ich dowódca gardzi
oficerskim mundurem?
-
Ciężko powiedzieć, że gardzi, to ten typ człowieka, który woli
się nie wyróżniać i woli być liderem a nie szefem. - odparł
spokojnie Aluf.
-
Ciekawe i w sumie po przemyśleniu to bardzo sprytne zagranie, gdyż
w razie ataku nie widać kto jest dowódcą.
-
Dokładnie ... Tajhal i dobrze Ci radzę, nie oceniaj ich na pierwszy
rzut oka, gdyż mogą się nie raz zaskoczyć.
-
Rozumiem... Ojciec a skąd ich tak dobrze znasz?
-
Miałem okazję, już z nimi współpracować. - odparł delikatnie
wymijająco Hetto.
-
W sumie mogłem, o tym pomyśleć ... dobra nie kompromituję się
już.... od którego hangaru zaczynamy?
-
Dla odmiany zacznijmy dzisiaj od piętnastki.
-
Tak jest sir.
************
Po
dłuższej chwili wędrówki neczanie dotarli do niezwykłych i
wspaniałych ruin, jakich nigdy wcześniej nie było dane im oglądać.
Bowiem przed ich oczami znajdują się połączone ze sobą i
piętrowe stworzone na planie
kół, dzięki temu mimo, że tworzą ogromny kwadrat to dzięki
zaokrągleniom nie ma w nich rogów. Kolorowe budynki w komponowane w
drzewa i inna zieloną roślinność wyglądają pięknie i
zjawiskowo, chociaż budynki na swój niezwykły sposób przypominają
spodki kosmiczne, które musiały tu awaryjnie lądować. Dodatkowo
powybijane szyby, delikatnie i gdzieniegdzie zniszczone mury nadają
miejscu niezwykłego i tajemniczego klimatu.
-
No ... powiem że miejsce zapowiada się obłędnie. - stwierdziła z
podziwem Diuna nie mogąc oderwać wzroku, od wspaniałych ruin.
-
Niezwykłe! - dodała Rina z uśmiechem.
-
Fantastyczne miejsce! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
To co wchodzimy do środka? - spytał niecierpliwie Hachi.
-
A jednak będziemy się dobrze bawić! - dodał ochoczo Otachi.
-
Ej ja bym chciała najpierw sesje przed wejściem. - odparła Kiazu.
-
Hmm... to co szybka sesja i wchodzimy do środka? - spytała
nieśmiało Rina.
-
Pewnie! - odparł Hachi.
-
W sumie sesja i nam się przyda. - dodał Otachi.
Po
tych słowach neczanie urządzili szaloną i wypełniona dobrą
zabawą sesje zdjęciową, na tle malowniczych i niecodziennych ruin,
po której w końcu udali się pod główne wejście kurortu. Tam
widniał nie wyraźny napis, który sugeruje, że to nazwa tego
miejsca. Po kolejnych kilku zdjęciach, neczanie w końcu udali się
do środka budynku. A tam stara opuszczona recepcja ukazuje stare
lata świetności tego miejsca i ukazuje, że czas w tym miejscu
zupełnie się zatrzymał, w koło pełno porozwalanych rzeczy, które
dają do zrozumienia, że dawno temu to miejsce zostało opuszczone w
popłochu.
-
Zupełnie jakby jakaś ewakuacja ich stąd wygoniła. - stwierdziła
Diuna, uważnie oglądając, mroczne a zarazem malownicze
pomieszczenie, oświetlone jedynie bladym światłem z dziur oraz
okien.
-
Świetne miejsce dla fanów Urbex!
- stwierdził z podziwem Hachi.
- Urbex? Co to u diabła jest? - sypała Diuna.
- To eksploracja miejska, która zazwyczaj
dotyczy niewidocznych lub niedostępnych części cywilizacji,
wszelakich istot. - odparł Otachi, oglądający miejsce.
- Deti i Myo kiedyś o tym wspominali. - dodał
Hachi.
- Możliwe ... - stwierdziła Diuna wzruszając
ramionami.
- Fajnie szykuje nam się ciekawa sesja.-
stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, przeskakując z nogi na nogę.
- To miejsce ... to istny raj dla fotografa ...
- dodała nieśmiało Rina z fascynacją w głosie oraz rumieńcami
na policzkach.
- HA! Zabawę czas zacząć! - odparła
radośnie Kiazu.
************
Szumiący
i świszczący wiatr niesie chłód. Puste, głuche pomieszczenia
opuszczonego kurortu nasycają się dźwięcznymi i niezrozumiałymi
szeptami.
-
ktoś
przybył ... nie jesteśmy już sami ... są tu ... ktoś przybył
... nie znajdą ... są tu ...
Jednak
wszystko to brzmi jedynie jak szelest przyjemnego wiatru, szalejącego
po najskrytszych zakamarkach ruin.
************
Neczanie
znajdują się w jednym z pokojów kurortu, w którym na lewo do
wejścia znajduje się drewniana skrzynia, przypominająca zabudowaną
ramę wielkiego małżeńskiego łoża. Natomiast po prawo od wejścia
znajdują się wielkie okna. Dodatkowo cała ciemna drewniana podłoga
jest wybrakowana, a ze ścian odkleja się poszarzała tapeta. Otachi
siedzi na ramie łóżka i pusto patrzy w podłogę. Hachi siedzi
oparty o ścianę i jednocześnie trzyma swój kamienny miecz. Kurai
stroi w futrynie okna i założonymi rękami patrzy w to co dzieje
się za oknem. Tymczasem Rina robi im zdjęcia, Kiazu i Diuna stoją
niedaleko niej aby nie chodzić jej w kadr.
-
Dziękuję... - stwierdziła nagle Rina, przestając robić zdjęcia.
-
Spoko! - krzyknął radośnie Hachi zmieniając pozycję.
-
Siostra pokaż! - dodał entuzjastycznie Otachi, podbiegając do
wodnej neczanki.
Na
te słowa Rina z uśmiechem pokazała bratu zdjęcie. Wkrótce
podbiegł do nich Hachi oraz podszedł Kurai, a nawet dziewczyny
chętnie spojrzały na efekt pracy Riny.
-
Wow! Siostra wyszło super! - stwierdził entuzjastycznie Otachi.
-
Taka trochę post apokalipsa, świetny efekt! - dodał Hachi.
-
Fajne klimatyczne zdjęcie. - pochwaliła Kiazu.
-
Ciekawy efekt. - dopowiedziała Diuna.
W
ten zaszumiał chłodny, szepczący i dźwięczący wiatr:
-
ktoś
przybył ... nie jesteśmy już sami ... są tu ... ktoś przybył
... nie znajdą ... są tu ...
-
Słyszeliście coś? - spytał nagle Otachi.
-
Tak wiatr ... kto jak kto ale Ty powinieneś wiedzieć, że to wiatr.
- odparła Diuna.
-
Tyle to wiem, ale wydawało mi się, że dźwięczał. - odparł
Otachi.
-
Miałem wrażenie, że szepcze ... - dodał chłodno Kurai.
-
Haha ha ... przestańcie się nabijać. - odparła Diuna.
-
Przesłyszeliście się, to tylko wiatr. - dodał Hachi.
-
Rinka teraz ja chce jakieś super klimatyczne zdjęcie! - wtrąciła
niecierpliwie Kiazu.
-
Spoko... mam nawet fajny pomysł - odparła Rina z uśmiechem.
-
To idziemy! - odparli entuzjastycznie Hachi, Otachi i Kiazu.
-
Dobra prowadź. - stwierdziła Diuna.
************
Stara,
wąska, klatka schodowa o podrapanych, szaroczarnych ścianach i
szerokich, betonowych, zniszczonych, rozpadających się schodach, po
których aż strach chodzić. Jedynym stabilnym i solidnym elementem
rozpadającej się klaki schodowej jest czarna, metalowa, zdobiona
poręcz. Dodatkowo jedynym źródłem światła jest blade słońce
wpadające przez okna, znajdujące się poza schodami oraz przez
dziury. Kiazu, bez chusty, zjeżdża na nogach po poręczy i trzyma
swoją wspaniałą ognistą halabardę. Wygląda tak jakby zjeżdżając
szykowała się do ataku, albo w ferworze walki uciekała przed kimś
aby dostać się w zupełnie inne miejsce.
-
Świetnie! - stwierdziła z podziwem, robiąca zdjęcia Rina stojąca
z resztą tuż przy wejściu na klatkę schodową.
-
Kiazu super! - stwierdzili zgodnie bracia.
-
Kiazu a spróbuj zjechać trochę na niższych nogach. -
zaproponowała Diuna.
-
Dobra. - odparła Kiazu z uśmiechem, jednocześnie wdrapując się
na półpiętro po poręczy.
Po
chwili ognista neczanka bardzo szybko i sprawnie zjechała z poręczy
robiąc przy tym zafascynowaną i zdeterminowaną minę.
-
Kiazu zawodowo! - pochwalił Hachi.
-
Dzięki. - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Rinka
pokaż jak wyszło.
Na
te słowa wodna neczanka pokazała wszystkim zdjęcie zrobione
dosłownie przed chwilą. Wszyscy oglądali, klimatycznie i bardzo
dobre zdjęcie, na którym Kiazu, zjeżdżająca po poręczy wyszła
obłędnie.
-
Co za super zdjęcie. - pochwaliła Diuna.
-
Rina, zrób proszę jeszcze raz zdjęcie klatki. - stwierdził
chłodno Kurai, patrzący lodowym spojrzeniem na półpiętro klatki.
-
Spoko ... - stwierdziła spokojnie lekko zdezorientowana Rina.
-
Ziom, aż tak tu Ci się podoba? - stwierdził Hachi.
Jednak
zanim elektryczny neczanin odpowiedział, wodna neczanka zrobiła
zdjęcie pomieszczenia i ponowie pokazała zdjęcie. Wkrótce oczom
wszystkich wpatrzonych w zdjęcie, prócz rozpadającej się klatki
schodowej ukazała się również, białoszara delikatnie rozmazana i
bliżej nie określona postać.
-
Ej ... to coś jest ... - stwierdził Otachi.
-
To pewnie światło. - odparła Diuna.
-
Na poprzednim zdjęciu też była. - stwierdził nagle chłodno
Kurai.
-
Rzeczywiście. - stwierdziła Rina oglądając poprzednie zdjęcie, a
po chwili dodała: - Czyli to nie może być światło ... ono
inaczej się układa na obu zdjęciach.
-
Tam ewidentnie ktoś stał. - odparła podejrzliwie Kiazu.
-
Ej, Ziomki nie chce nic mówić, ale to "coś" nadal tam
stoi. - wtrącił zszokowany Hachi, z niedowierzaniem patrzący na
schody.
W
tym momencie przezroczysta, delikatnie rozmyta, białoszara, bliżej
nieokreślona postać spokojnie i powili zaczęła kierować się na
górę. Nagle postać gwałtownie przyspieszyła. Na ten gest,
ognista neczanka, niewiele myśląc ruszyła po poręczy za
tajemniczą postacią, pytając:
-
Poczekaj, kim jesteś?
-
Ej Kiazu! - krzyknęli podekscytowani neczańscy bracia udając się
po poręczy za siostrą.
-
No masz ... - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
-
Diunka chodź, bo ich nie dogonimy. - odparła Rina biegnąc po
poręczy.
************
Koło
ciepłego i przyjemnego południa Hetto wraz z Tajhal'em, skończyli
już inspekcję obozu, więc powoli mogą zająć się innymi
obozowymi rzeczami.
-
Ojciec, ta inspekcja poszła nam wyjątkowo dobrze i bez zakłóceń.
- stwierdził Saren.
-
Jak chcecie to potraficie. - odparł Hetto z delikatnym uśmiechem.
-
Hehehe ... oby następna inspekcja się na nas nie zemściła.
-
E tam, gorzej niż siedem inspekcji temu już być nie może.
-
Emm....yyy... tak ... pewnie masz racje .... - odparł zakłopotany
Tajhal.
-
Twoje zakłopotanie wiele tłumaczy... a swoją drogą neczanie
odzywali się?
-
Z tego co mi wiadomo to nie.
-
To dobrze, to znak że ich wyprawa idzie zgodnie z planem.
************
Nasi
bohaterowie po przez ogrom korytarzy i okrągłych pomieszczeń,
szybko biegną za białoszarą, bliżej nie określoną zjawą.
Wkrótce neczanie dotarli, a wręcz wparowali do niewielkiego
ponurego pokoju, który jest praktycznie pusty. Obskurne, podrapane
pomieszczenie jest w opłakanym stanie, rozpadająca się podłoga
trzeszczy przy każdym ruchu, a cały pokój wygląda jakby za chwile
miał się zawalić. Nagle rozmazana postać zniknęła za jedną ze
ścian, a drzwi do pomieszczenia gwałtownie zamknęły się.
-
No wyłaź paskudo! - krzyknęła Kiazu uderzając pięścią w
ścianę z złota okrągłą ozdobą.
-
No nie pułapka. - narzekała Diuna.
-
E tam nie przesadzaj bywało gorzej, zaraz wyjdziemy. - odparł Hachi
z uśmiechem.
-
A mnie zastanawia po co to "coś" nas tu ściągnęło? -
stwierdziła Kiazu.
-
A bo ja wiem ... przebiegliśmy za nią chyba połowę ośrodka. -
odparł Otachi.
-
Dobra, to wy sobie tu gadajcie a ja stąd wychodzę. - odparła
Diuna, której dłonie przepełniły się psychiczną mocą o
wspaniałym różowo-fioletowo-białym zabarwieniu.
Nie
minęła nawet chwila a psychiczna neczanka, dzięki swojej
wspaniałej mocy, jednym szybkim ruchem wyważyła drzwi.
-
Zabrałaś nam zabawę. - stwierdził rozczarowany Hachi.
-
Taa... to trzeba było się ruszyć ... - odparła Diuna.
-
Ozdoba na ścianie zaświeciła kiedy używałaś mocy. - wtrącił
chłodno Kurai, zapatrzony w okrągłą ozdobę na ścianie, a po
chwili dodał: - Sądzę, ze to mechanizm.
-
Nie żartuj ... po co komu mechanizmy w tej zapyziałej ruderze ... -
odparła Diuna.
-
Mówisz tak, bo pewnie nie umiesz sobie z nim poradzić. - stwierdził
Hachi.
-
Hmm.. te obręcze się obracają. - stwierdziła Kiazu bawiąca się
mechanizmem.
-
Naprawdę? - odparła zaciekawiona Diuna podchodząc.
W
tym momencie oczom neczanki ukazał się duży, złocisty okrąg,
podzielony na pięć, równej wielkości, obracających się
pierścieni.
-
Hmm... nie dasz rady, to tylko kręcące się obręcze. - stwierdził
Hachi, z wrednym uśmieszkiem obserwując mechanizm na ścianie.
-
To zwykła ozdoba na ścianie i nic więcej. - dodała Kiazu
szczerzący kły.
-
Hmmm.... przypomina mi to kostkę, na której trenowałam ... -
odpala Diuna dotykając koła.
-
E tam, przesadzasz to nic nie znacząca ozdoba. - stwierdziła Kiazu.
-
Właśnie, daj sobie spokój, nawet jeśli to coś jest mechanizmem
to i tak nie dasz mu rady. - dodał Hachi.
Jednak
zawsze wygadana i pyskata Diuna tym razem milczała i uważnie
przyglądała się mechanizmowi. Dziewczyna jest mocno
zdeterminowana, aby pokonać ten mechanizm. Wkrótce psychiczna
neczanka
skupiła się i zaczęła używać swojej niezwykłej nowej mocy,
której nie dawno nauczył jej niewidomy nauczyciel. Po chwili Diuna
widziała już okrąg zupełnie inaczej. Złote koło z pierścieniami
stało się niebieskie, a na każdym pierścieniu widniały czerwone,
białe i żółte nie połączone linie, które w obecnej formie
niczego nie przypominają.
-
Ej słuchajcie tu są jakieś linie. - stwierdziła nagle
entuzjastycznie Diuna.
-
A co się dzieje jak kręcisz pierścieniami? - spytał interesownie
Otachi.
-
Hmmm... te dziwne linie obracają się razem z nimi. - odparła
Diuna, bawiąc się pierścieniami, a po chwili z zaciekawieniem
dodała: - Zaraz chwileczkę ...
************
W
pewnym sporym, metalowym i stosunkowo jasnym pomieszczeniu, rozmawia
dwóch oficerów. Wojskowy siedzący po prawej stronie ciemnego
stolika, po jednej stronie głowy ma krótkie postrzępione włosy, o
czarnych końcówkach, a po przeciwnej stronie ma krótkie
centymetrowe włosy w pomarańczowym kolorze. Dodatkowo ma poważne
turkusowe oczy i czarne gogle, które służą mu jako opaska.
Natomiast drugi oficer, jest bardzo
masywny, starszy i z dużym brzuszkiem, dodatkowo ma brązowe, lekko
siwawe włosy i wąsy, oraz cierpliwych niebieskich oczach.
-
Nie widziałem dzisiaj naszych gości, czyżby dzieciarnia to już
się poddała i uciekła? - spytał Inkerem.
-
Spokojnie jeszcze nie mieli szkolenia. - odparł Tajhal, a następnie
dodał: - Czekamy na spóźnialskich a Ojciec wysłał ich do ruin.
-
I taj długo ich nie ma?
-
Dostali zeszyty i ponoć mają zdać bardzo szczegółowy raport.
-
Heheh, jak Ojciec dał im kajety i kazał sporządzić raport to do
późnej nocy nie wrócą o ile w ogóle wrócą. - odparł Inkerem,
delikatnie wyśmiewając się.
-
Wrócą, generał Rudy pewnie nie takie rzeczy im kazał.
-
Pewnie masz racje, ale i tak dobrze, że nie plączą się nam pod
nogami.
************
Minęła
dłuższa pełna skupienia chwila podczas, której Diuna z pełną
uwagą bawiła się mechanizmem. Z każdym kolejnym ruchem niedbałe
kolorowe linie, na niebieskim tle, powoli zaczynały układać się w
jakąś spójną całość. Nagle po kolejnym przekręceniu
pierścienia, nieregularne linie ułożyły się w kształt
wspaniałego feniksa. W tym momencie wszystkie cała naścienna
ozdoba stała się wklęsła, po czym szybko kilkukrotnie obróciła
się. Kiedy tajemniczy mechanizm zatrzymał się w pomieszczeniu
otworzyły się drzwi, których wcześnie tu nie było, a niezwykły
klucz, znajdował się dokładnie po ich środku. Natomiast Hachi I
Kiazu przybili sobie radosną piątkę.
-
Ha! I co wy na to? - spytała zadowolona i dumna z siebie Diuna,
niwelując moc i odwracając się.
-
Po farciło Ci się. - odpowiedział Hachi.
-
Czy wy przybyliście sobie "piątkę"? - spytała
dociekliwie Diuna.
-
Nie... zdawało Ci się. - odparł Hachi.
-
To co wchodzimy tam? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
-
Chyba czas pozwiedzać. - dodał radośnie Otachi z uśmiechem
chochlika.
-
Tak, ale zachowajcie czujność. - odparł chłodno Kurai.
-
Nie poinformujesz Hetto? - spytała Diuna.
-
Nie ma takiej potrzeby, w końcu to jest sytuacja o której mieliśmy
informować... - odparł Kurai.
-
I mimo wszystko możemy tam wejść? - spytała niedowierzająca
Kiazu.
-
Tak, w końcu mamy je zwiedzić nieprawdaż? - odpowiedział Kurai.
-
Ekstra! - odparło zgodnie neczańskie rodzeństwo.
Po
tych słowach wszyscy weszli do ciemnego i nieznanego korytarza, a
tuż za ostatnią osobą tajemnicze przejście zamknęło się
szybciej niż się otworzyło.
************
Długi,
stosunkowo wąski korytarz, oświetlony przez parę świetlików
ognistej neczanki, które stanowczo wystarczają aby w tym czarnym
miejscu było wystarczająco jasno, dla spokojnie idących neczan.
Nagle przed naszymi bohaterami ponownie ukazała się szarobiała,
bezkształtna i delikatnie rozmazana zjawa, która sprawiała
wrażenie oczekującej. Jednak im bliżej neczanie podchodzili tym
duch coraz bardziej się oddalał. Wkrótce, mimochodem nasi
przyjaciele, zaczęli biec, a co za tym idzie zjawa również zaczęła
szybko uciekać.
-
EJ! Czekaj! - krzyknęła Kiazu.
-
No nie gońmy to! - dodał Hachi.
-
Nie uciekaj! - dopowiedział Otachi.
Nagle
nawet tutaj dotarł szumiący i świszczący wiatr, noszący mroźny
chłód i nasycił korytarz dźwięcznymi i niezrozumiałymi
szeptami.
-
Oni
przyszli .... zabiorom nam go ... przybyli po niego ... Oni przyszli
...
Jednak
neczanie nie zwrócili na to szczególnej uwagi, tylko zbiegali za
delikatnie żarzącą się zjawą, prawie stromym spadem w dół.
Nagle
neczanie dodarli do dużego okrągłego pokoju o czerwonych,
kamiennych ścianach. Tam tajemnicza zjawa zatrzymała się.
-
No Ziom na reszcie ... - stwierdził Otachi zatrzymując się.
-
A teraz gadaj kim czym jesteś? - dodała twardo Kiazu.
W
tym momencie zjawa niespodziewanie urosła i kilku krotnie
przeleciała przez zaniepokojonych i zaskoczonych neczan. Powstał
przy tym kujący w uszy piskliwy, paraliżujący i przeszywający
dźwięk. Nasi bohaterowie cierpią nie miłosiernie, ten intensywny
i nie wiarygodny pisk wręcz rozrywa im uszy, a pulsujące głowy
zaraz popisowo eksplodują. Wkrótce ten ból niedopisania, sprawił,
że nasi bohaterowie z hukiem upadli na betonową podłogę.
************
Ciemny,
duży okrągły pokój o szaro-czarnych, obskurnych i podrapanych
ścianach, prawie na jego środku znajduje się czarne krzesło, na
którym zasiada bezkształtna świetlista istota, której blask jest
jedynym źródłem światła. Leżący na ziemi nieprzytomni
neczanie, powoli się budzą i z trudem podnoszą się.
-
Gdzie my jesteśmy? - spytała oszołomiona Diuna.
-
Umarliśmy? - dodała niepewnie Rina, również oszołomiona.
-
Co to za światło? - dopowiedział Otachi.
-
Żyjecie
... i jesteście moim domu ... -
odparł nagle nieznajomy szumiący głos.
-
Kim jesteś? - spytała Kiazu.
-
To Glazy ... - odparła chłodno Kurai.
-
Masz
racje jestem świetlistą zjawą zwaną Glazy ...
-
odparł nieznajomy. -
Mam na imię Lughe.
-
Miło nam ... ja jestem Kiazu a to...
-
Zobaczymy
czy miło ... słuchajcie jeśli przyszliście po to ....to nie macie
tu czego szukać .... wynoście się stąd. -
wtrącił stanowczo i chłodno, Lughe.
-
Niby po co? - spytała zdezorientowana Diuna.
-
Ziom, nie wiemy o czym mówisz ... - dodał Otachi.
-
My przyszliśmy tutaj tylko po to aby zrobić sobie sesje zdjęciową
i zabić trochę czasu. - dopowiedziała Kiazu.
-
Naprawdę?
- zainteresowała
się świetlista istota, a po chwili dodała:
- A może chcielibyście mi pomóc?
-
Jakiej pomocy oczekujesz? - spytał chłodno Kurai.
-
Hmm... co byśmy mieli zrobić? - dodała Kiazu.
-
Zacznę
od początku ... -
stwierdził spokojnie Lughe, a następnie dodał: -
Pozwólcie, że pokażę wam pewne sceny...
W
tym momencie w umysłach neczan pojawiły się obrazy o których
opowiadała zjawa.
************
Dawno
temu, a bynajmniej dla Was dawno temu, bo dla mnie to wszystko
dźwięczy w mojej głowie zupełnie jakby wydarzyło się wczoraj
... Widzicie jestem strażnikiem, pewnego skarbu opływającego w
złoto, diamenty, rubiny szmaragdy i inne najcenniejsze kruszce
świata. Moje bytowanie płynęło powoli, aż któregoś dnia trzej
łowcy skarbów wparowali to tego kurortu i wyrznęli w pień
wszystkich, zarówno pracowników ośrodka jak i gości ...
wszystkich tych, którym ... tego feralnego dnia nie udało się
uciec... krew i krzyki były wszędzie ... Przybyli po wspaniały
skarb ... skarb, który dla wielu jest tylko pusta legendą bez
pokrycia ... jednak on tu naprawdę jest i oni doskonale o tym
wiedzieli ... dzielni i brutalni przybysze dawali rade wszystkim
niespodzianką jakie skrywa to miejsce ... aż w końcu trafili na
mnie ... i co prawda po długich i ciężkich udało mi się ich
skutecznie powstrzymać ... i wygonić z tego przeklętego miejsca
... ale gdy goniłem za nimi tuż za bramą kurortu Ci zbrodniarze
oblali mnie jakimś dziwnym specyfikiem, który sprawił, że nie
pamiętam, gdzie znajduje się skarb, którego mam strzec ...
dodatkowo odebrali mi klucz do skarbca ... tym samym odebrali mi moje
własne ja ...
************
-
Słuchajcie,
proszę Was ... pomóżcie odnaleźć moje własne ja ... -
kontynuowała zjawa.
-
Pewnie, że Ci pomożemy! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
-
Czekaj, a co będziemy z tego mieli? - dodała Diuna.
-
Diuna milcz! Bezinteresowna pomoc ... znasz takie określenie? -
odparł Hachi.
-
Phi ... - prychnęła Diuna.
-
Spokojnie
dam wam po jednej rzeczy ze skarbca, kiedy tylko go odnajdziemy i
wejdziemy do niego. -
odparł spokojnie Lughe.
-
Daj nam chwilę. - wtrącił twardo Kurai.
Następnie
wszyscy neczanie stanęli nie opodal w kręgu i zaczęli cicho
rozmawiać.
-
Tylko
mi nie mów, że też jesteś interesowny...
- stwierdziła Kiazu.
-
Spokojnie
...
-
odparł chłodno Kurai.
-
Dobra
Ziomki to co pomagamy mu?
- wtrącił Otachi.
-
Coś
mnie w nim niepokoi ...
- odparła niepewnie Rina.
-
Jak
każda nowa osoba...
- dodała Diuna.
-
To
jak ruszamy na przygodę?
...- spytał Hachi.
-
Jak
dla mnie przygoda!
- dodała entuzjastycznie Kiazu.
-
Też
jestem za przygodą, w końcu poradzimy sobie ze wszystkim.
- dopowiedział radośnie Otachi.
-
Dobrze,
pomożemy mu ale miejcie oczy szeroko otwarte i bądźcie przede
wszystkim czujni.
- odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Zabawa,
zabawą ... jednak może tu być bardzo niebezpiecznie ...
-
Dobra
Ziom, damy z siebie wszystko.
- stwierdził Hachi.
-
Będę
grzeczna.
- dodała Kiazu z uśmiechem.
W
tym momencie neczanie odwrócili się do zjawy, a Kurai stanowczo
powiedział:
-
Dobra Lughe wchodzimy w to...
-
Bardzo
mnie to cieszy, zatem zapraszam w mój świat. -
odparła zjawa sprawiając, że wszyscy zniknęli.
************
Wkrótce
neczanie oraz ich przewodnik znaleźli się na wąskiej półce
stosunkowo ciemnego pomieszczenia. Nagle na bocznych ścianach
zapaliły się płomienie, w równych odległościach od siebie i
stosunkowo wysoko. Dzięki temu okazało się, że nasi bohaterowie
stoją na drewnianej, wąskiej półce za którą rozprzestrzeniała
się przepaść. Dodatkowo daleko przed nimi, na końcu tego długiego
pomieszczenia, jest widoczna druga lewitująca półka.
-
I co mamy niby przedostać się na drugą stronę? - spytała od razu
Diuna.
-
Owszem,
jedyne co kołacze mi się po głowie to to, że ta piwniczna sala
zaczyna wędrówkę do skarbca, więcej mojej pomocy niestety
uzyskacie ... gdyż mam pustkę w głowie ... -
powiedział spokojnie Lughe.
-
Spoko Ziom, sie rozumie ... - odparł Hachi.
-
o
ja czekam na Was po drugiej stronie ...-
odparł spokojnie Lughe, który w mgnieniu oka przeniósł się tam
gdzie chciał.
-
No to przygodę czas zacząć! - stwierdziła radośnie Kiazu robiąc
krok do przodu.
W
tym momencie ognista neczanka straciła grunt pod nogami. W ostatniej
chwili Kurai złapał Kiazu za sukienkę i mocno pociągnął do
tyłu. Nie wiele brakowało aby ognista neczanka wpadła w bezkresną
przepaść.
-
O dzięki . - stwierdziła Kiazu z uśmiechem, a następnie
powiedziała: - Założyłam że to czarna podłoga.
-
Coś mi obiecałaś. - odparł chłodno Kurai.
-
Tak, tak już się ogarniam. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
W
między czasie Hachi rzucił kilka kamieni, z których żaden nie
trafił na nic, co mogłoby oznaczać swobodne przejście na drugą
stronę.
-
Słuchajcie wychodzi na to, że podłoga w tym miejscu nie istnieje.
- stwierdził Hachi.
-
Przeskoczenie mogłoby być spoko, ale nie mamy miejsca na rozbieg -
odparła Kiazu uważnie oglądająca długie pomieszczenie, a po
chwili z determinacją dodała: - Przy odrobinie szczęścia może
polowa z Nas doskoczyłaby do jakiś 3/4 tej komnaty.
-
Słuszna uwaga. - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: -
Główkujcie dalej ...
-
Hmmm... a może by tak ...
-
Wiecie gdybyśmy mili kogoś dobrego w pewne klocki to pewnie
znalazłoby się rozwiązanie. - wtrącił Hachi, przerywając
odpowiedź bratu.
-
Właśnie nie moto użyj swojego zmysłu to coś wymyślisz. -
odparła Diuna.
-
Już dawno z niego korzystam, i zrobiłem nawet testy jednak nie
czuje tu żadnej podłogi, mówiłem o tym ciemna maso... - odparł
Hachi.
-
Wiesz, może się okaże, że Twoja moc będzie bardziej przydatna
niż jego. - dodała Kiazu, z złośliwym uśmieszkiem.
-
Dobra, mogę spojrzeć, w końcu to ja mam tutaj super moc. - odparła
spokojnie Diuna, a następnie zamknęła oczy, a następnie
gwałtownie je otworzyła. W tym momencie cała długa i ciemna
komnata stała się ciemno granatowa. Natomiast nad przepaścią,
zaczęła widzieć jasno różowe przebarwienia, które doskonale
kontrastują z resztą otoczenia.
-
Słuchajcie, widzę drogę. - stwierdziła entuzjastycznie Diuna,
robiąc pewny krok do przodu.
Psychiczna
neczanka wręcz wisiała w powietrzu nad przepaścią, a w
rzeczywistości stała na krętej różowej kładce, widocznej
jedynie dzięki jej mocy.
-
To prowadź. - stwierdził chłodno Kurai.
-
No proszę, Diuna szalejesz - pochwaliła Kiazu.
Następnie
wszyscy ufnie ruszyli, krętą drogą nad bezkresną przepaścią,
podążając gęsiego za trasą jaką wyznacza psychiczna neczanka.
-
Ziom,
dlaczego Ty nie prowadzisz? Przecież skoro ja wyczułem tą kładkę
mocy to Ty na pewno ją czujesz ...
- stwierdził bardzo cicho Otachi idący tuż przed elektrycznym
neczaninem, w dużej odległości od Diuny.
-
Niech
Diuna się wykaże, w końcu nie na co dzień będzie mogła
szlifować umiejętności...
- odparł chłodno Kurai.
-
Hmmm...
czyżbyś chciał aby nabrała pewności w używaniu swojej mocy?
-
Też ...
-
Rozumiem...
Niebawem,
neczanie bez większych problemów, przeszli przez komnatę z
przepaścią i właśnie wchodzą do kolejnej tajemniczej komnaty
gdzie nie wiadomo co na nich czeka.
************
Długie,
jasne ceglane pomieszczenie, które również nie ma dna i dwie
cienkie, drewniane kładki po przeciwnych stronach. To pomieszczenie,
ma sporo, przeróżnych ozdób, dzięki temu wygląda zupełnie
inaczej niż poprzednie pomieszczenie.
-
Oto kolejne pomieszczenie ... ciekawe czy i tym razem szybko sobie z
nim poradzicie .... -
stwierdził spokojnie
Lughe.
-
Ziom, a tamci Twoi oprawcy to daleko zaszli? - spytał dociekliwie
Otachi.
-
Ciężko mi powiedzieć, jak blisko skarbca byli, ale jak dojdziecie
dalej niż oni to nie omieszkam Was o tym poinformować .... -
odpowiedział
Lughe.
-
Spoko Ziom.. - odparł Hachi.
-
Swoją droga Lughe, skoro znasz te pomieszczenia to chyba możesz nam
pomóc nie? - spytała Diuna.
-
Jako strażnik nie mogę Wam pomagać ... -
stwierdził
spokojnie Lughe.
-
Tiaaa.... skoro tak mówisz... - odparła Diuna.
-
Ziom, a nie możesz przelecieć przez wszystkie komnaty i dolecieć
do skarbu? - spytał Otachi.
-
Jakbym pamiętał "klucz" do poszczególnych sal to zapewne
tak ... jednak bez mojej pamięci jest to nie możliwe ... -
odpowiedział
Lughe, a po chwili dodał: -
Jedyny sposób na odnalezienie drogi i dostanie się do skarbca to
rozwiązanie zagadek z sal ..
-
Aha ... - odparli zgodnie i ze zrozumieniem neczanie.
-
Dobra, to co robimy? - spytał Hachi, a następnie dodał:- Od razu
mówię tu też nie ma podłogi.
-
Ja bym chciała odpocząć. - narzekała Diuna, a po chwili używając
mocy, dopowiedziała: - Też nie widzę, żadnej podłogi.
-
Hmmm... a ja widzę pod sufitem jakieś dziury w tych ozdobnych
ornamentach czy jak to tam się zwało ... - odparła Kiazu oglądając
pomieszczenie.
Następnie
ognista neczanka wysoko podskoczyła, pionowo w górę. Jednak mimo
jej wysportowanych nóg nie była wstanie skoczyć tak wysoko aby
zajrzeć do którejkolwiek z dziur.
-
Kiazu, nie męcz się to bez sensu. - stwierdził chłodno Kurai, po
kilku wysokich skokach ognistej, neczanki.
-
Ma sens, doskoczę tam! - odparła zdeterminowana Kiazu.
-
Uparta jak zwykle ... - stwierdził Kurai, a następnie dodał: -
Otachi chodź zrobimy z naszych rąk wyrzutnie.
-
Spoko Ziom! - odparł entuzjastycznie Otachi.
-
Wyrzutnię? - zaciekawiła się Kiazu.
W
tym czasie elektryczny i wietrzny neczanin spletli swoje ręce i
trzymając się za nadgarstki stworzyli solidną podstawę. Następnie
obaj ukucnęli, a Otachi powiedział:
-
Siostra wchodź wystrzelimy Cię.
-
Tylko Ty też musisz się wybić. - dodał chłodno Kurai.
-Dobra!
- odparła stanowczo Kiazu wdrapując się na konstrukcję stworzoną
przez jej przyjaciół.
Kiedy
ognista neczanka, pewnie już stała na rękach towarzyszy, to
zaczęło się odliczanie.
-
Na Trzy skaczesz. - stwierdził Kurai.
-
Spoko. - odparła Kiazu z uśmiechem.
-
To jedziemy. - wtrącił Otachi, a następnie zaczął liczyć. - Raz
....
Na
te słowa wszyscy skupili swoją uwagę, na nim.
-
Dwa ...
Chłopaki
oraz Kiazu ukucnęli szykując się do skoku.
-
Trzy!
Ta
szybka komenda wystarczyła aby Otachi i Kurai gwałtownie
wyprostowali nogi i wypchnęli, stworzoną przez siebie skocznią,
wyskakującą Kiazu do wysoko do góry.
-
Tam jest przycisk! - stwierdziła Kiazu która na sekundę zawisła w
powietrzu nieco wyżej wgłębienia.
Następnie
ognista neczanka szybko opadła prosto na miejsce z którego
wystartowała. Elektryczny i wietrzny neczanin zamortyzowali jej
upadek, a następnie jeszcze raz mocno wybili ją w powietrze. Jednak
tym razem Kiazu nie poleciała już idealnie prosto w górę, ale i
tak była wystarczająco wysoko, aby do wnęki wystrzelić swoją
czerwono-pomarańczowo-żółtą ognistą kulę.
W
tym momencie za nim, ognista neczanka zdążyła opaść na ziemię,
tuż przy granicy kładki, na której stoją nasi bohaterowie
pojawiła się szeroka, biała podłoga, która zajmowała niewielką
cześć rowu między kładkami.
-
Tylko tyle? - stwierdziła Diuna.
-
Kurcze. - odparła Kiazu bezpiecznie lądując w ramionach Hachiego,
który złapał spadającą zawiedzioną siostrę.
-
Dlaczego to nie zadziałało? - spytała Diuna.
-
Em ...Zobaczcie takie wgłębienia są na całej długości naszego
przejścia. - wtrąciła spokojnie i nieśmiało Rina.
-
Masz rację. - odparła Kiazu, jeszcze raz przyglądając się
pomieszczeniu.
-
I co teraz? - spytała Diuna siadając na podłodze, która nie dawno
pojawiła się.
-
Idąc Twoim tokiem rozumowania połóżmy się i marudźmy. - odparł
Hachi, bezwładnie padając plecami na podłogę. O dziwo jego mocne
uderzenie o ziemie, nie narobiło huku, jedynie sprawiło, że Diuna
nieznacznie podskoczyła do góry.
-
Mam pomysł! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, którą
najwyraźniej olśniło, a po chwili neczanka dodała: - Kurai,
Otachi wystrzelcie mnie jeszcze raz.
-
Co zamierzasz? - spytał Otachi.
-
Zobaczysz. - odparła Kiazu a następnie dodała: - Wystrzelcie mnie
raz i dajcie mi się dwa razy wybić z Waszych rąk.
-
Spoko ... - odparł Otachi.
-
Tylko uważaj. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: -
Otachi miej moc w gotowości.
-
Tak jest. - oparł Otachi.
Po
tych słowach wietrzny i elektryczny neczanin po raz kolejny
"zbudowali" skocznię z własnych rąk. Wkrótce po
pierwszym wyrzucie, Kiazu z impetem opadała na przygotowaną
wyrzutnię. Nagle ognista neczanka z wielką siłą wybiła się po
raz drugi. Lecąc dziewczyna, skierowała swój lot nad białą
podłogę i wystrzeliła cztery ogniste kule, które bezbłędnie
wpadły do czterech różnych komór. Dzięki temu pojawiły się
kolejne białe, nie połączone ze sobą fragmenty podłogi. Nie
trzeba było długo czekać, a płomienna neczanka z wielkim impetem
wskoczyła na białą podłogę i wybiła się z niej, znacznie wyżej
niż ktokolwiek mógł przewidzieć. A po chwili kolejne ogniste kule
wylądowały w komorach.
-
O kurcze, po tym można skakać! - stwierdziła zaskoczona Diuna.
-
Co za zabawa! - odparła radośnie Kiazu skacząc, po białej,
miękkiej podłodze, która działa jak trampolina co i rusz
wyrzucając strzelającą neczankę w powietrze.
-
Co za szaleństwo! - stwierdził radośnie Hachi.
-
Dobre! - dopowiedział Otachi.
Wkrótce
biała podłoga, na całej przestrzeni komnaty była już widoczna,
więc nasi bohaterowie, bez trudu mogli udać się na drugą stronę
przepaści.
************
Kolejne
pomieszczenie na drodze neczan jest zupełnie inne od
dotychczasowych. Tym razem nasi bohaterowie mają do czynienia z
długim wąskim korytarzem, w którym wiszą obcięte głowy
wszelakich istot, którym z pustych oczodołów spływa
czerwono-szkarłatna maź, a same łuby wyglądają zupełnie jakby
były co najmniej opętane. Nawet w tym paskudnym miejscy słychać
ciche szepty wiatru.
-
Idźcie
stąd ... jesteście tu intruzami ... idźcie stąd ... pożałujcie,
że tu jesteście ... idźcie stąd....
-
Też to słyszeliście? - spytał Otachi.
-
Dobrze sobie radzicie, a jak poradzicie sobie tutaj? -
wtrącił dociekliwie Lughe.
-
To zależy co nas tu czeka ... - odparł chłodno Kurai.
Nagle
oczodoły wszystkich tajemniczych głów, zaświeciły się
intensywnym żółtym światłem, a ich zaciśnięte szczękami,
zaczęły szaleńczo szczękać. Wkrótce rozległ się również
złowrogi demoniczny śmiech, nasycony echem pomieszczenia. Wszędzie
pojawiła się cuchnąca i obślizła, straszliwa krew. Wystraszona
Rina wtuliła się w Kurai'a, obejmując go od tyłu i chowając
głowę w jego plecach.
-
Spokojnie Rina ... będzie dobrze ... - powiedział Otachi,
delikatnie obejmując siostrę, która nadal wtula się w chłodnego
ukochanego.
-
Bleee ... co za obleśne miejsce. - stwierdziła z niezadowoleniem i
obrzydzeniem Kiazu.
-
Chyba zaraz zwymiotuję... - stwierdziła Diuna, zasłaniając usta.
-
Nie boicie się tego miejsca?-
spytał dociekliwie Lughe.
-
Czego tu się bać? - odparł Hachi.
-
To miejsce jest bardziej obrzydliwe niż przerażające. - dodała
Kiazu.
-
I ten zapach ... - dopowiedziała Diuna.
W
tym momencie Otachi otoczył wszystkich wspaniałym, czystym i
orzeźwiającym wiatrem, który doskonale się sprawdził, przy
niwelowaniu nieprzyjemnego, duszącego i drażniącego zapachu
stęchłej i rozkładającej się krwi.
************
Późnym,
delikatnie deszczowym popołudniem, siedzący w swoim gabinecie
Hetto, rozmawia z kimś przez wideokonferencje na swoim laptopie.
-
Jak
sprawują się moi ludzie?
-
Zapewne dobrze Generale, nie mogę na nich narzekać. - odparł
Hetto.
-
To
dobrze, co teraz robią?
- spytał dociekliwie Rudy.
-
Ich szkolenie zaczyna się jutro, więc mają pewną misję.
-
Jaką misję?
-
Są w starych ruinach nieopodal obozu i zbierają dla mnie informacje
o tamtym miejscu.
-
Rozumiem,
dawno wyruszyli?
-
Wyruszyli z samego rana, jednak zapewne znasz swoich ludzi.
-
Znam
aż za dobrze ... Jak widzę, też ich dobrze znasz i nie pozwalasz
im bezczynnie siedzieć w obozie ...
-
Cóż ... darmozjady nie dostają kolacji ... - odparł Hetto z
uśmiechem.
-
Heheheh .... no nic jak wrócą to chciałbym porozmawiać z moim
kapitanem...
-
Jak sobie życzysz ...
************
Neczanie
od dłuższego czasu w miarę sprawnie przechodzą, jedną tajemniczą
komnatę za drugą, jednak z każdą kolejną salą coraz bardziej
prześladuje ich przeświadczenie, że skarb którego poszukują nie
istnieje.
-
No nie kolejna komnata. - stwierdziła Diuna, wchodząc z ogromną
rybą, podobna do glonojada, która ciamka jej głowę.
-
Weź mi nic nie mów ... - odparła Kiazu, kopiąc jakąś wielką
rybę i wkopując ja z powrotem do poprzedniej komnaty.
-
Wreszcie przyszliście -
stwierdziła zjawa niecierpliwie migocząc.
-
Weź Ziom nic już nie mów. - odparł Hachi splątany mackami
ogromnej ośmiornicy, która krępuje połowę jego ciała.
-
Dobra
nie mazgajcie się ... idziemy dalej ...
-
stwierdził Lughe.
-
Nie. - odparł twardo Kurai.
-
Jak
to nie? przecież obiecaliście mi pomóc.
-
odparła poirytowana zjawa.
-
W przeciwieństwie do Ciebie, my potrzebujemy coś zjeść i chwile
odpocząć. - konturował Kurai.
-
Dobry pomysł Ziom. - dodał Otachi, próbując odkleić ośmiornicę
od brata.
-
Dobrze,
niech będzie ... zapomniało mi się ... -
odparł niezadowolony Lughe.
Po
chwili neczanie, z trudem i determinacją pozbyli się nieproszonych
zwierząt, które okupywały ich ciała. Następnie Kiazu rozpaliła
czerwono-pomarańczowo-żółte niewielkie ognisko, przy którym
wszyscy radośnie usiedli i zaczęli zajadać, przygotowane z rana
kanapki.
-
Ognisko
do kanapek? Strata czasu ... -
stwierdził
Lughe.
-
Bo nam się tak chce ... - odparła Diuna.
-
Tak odpoczywamy i to nie jest strata czasu. - dodała Kiazu.
Czas
przy ognisku umilały szepty niesione przez wiatr:
-
pożałujecie
tego .... zginiecie ... pożałujecie tego ...
-
Tak,
tak ...
-odparł pod nosem Otachi.
-
hmm... opowiecie mi coś o sobie? -
spytał Lughe.
-
A co byś chciał wiedzieć Ziom? - spytał Hachi.
-
może być wszystko ... -
spytał Lughe.
-
Opowiadanie wszystkiego o nas zajmie wieki. - dodała Diuna.
-
Hmm... jesteśmy neczańskimi żołnierzami ... - odparł Otachi.
-
Robimy różne rzeczy ... - dodał Hachi.
-
Jesteśmy to tu to tam ... - dopowiedziała Kiazu.
-
Rozumiem
... macie kogoś? -
spytała zjawa.
-
Tak mamy. - odparł Otachi.
-
Wiesz przystojni faceci, fajne laski ... te klimaty. - dodała Kiazu.
-
Tajemniczy
jesteście ... -
odparł Lughe
-
Nie bardziej niż to miejsce Ziom ... - odparł Hachi.
-
W większości do bycia tajemniczymi nam daleko... - dodał Otachi z
uśmiechem.
-
hmm... skoro tak mówicie ... a jakie macie stanowiska?-
stwierdził Lughe.
-
Hmmm... ja jetem tankiem, Rina jest medykiem... - odparł Hachi.
-
Dobra koniec przerwy, ruszamy dalej. - wtrącił chłodno Kurai,
podnosząc się.
-
Doskonały pomysł ... -
stwierdził Lughe.
************
Nasi
bohaterowie wkrótce dotarli do kolejnej komnaty, która swym
wyglądem nie przypomina, żadnej poprzedniej. Wąskie, kamienne
przejcie i drewniane masywne schody prowadzące na górę, tuż po
prawej stronie od wejścia.
-
Kolejna
zagadka ... co tym razem wymyślicie? -
spytała świetlista zjawa.
-
Zobaczymy. - odparł chłodno Kurai.
-
Hmm... proponuję najpierw na górę, bo ten wąski gardziel nie
zachęca. - dodała Kiazu.
-
Jak dla mnie spoko pomysł ... - dodała Diuna.
-
Brzmi rozsądnie. - dopowiedział Otachi.
Po
tych słowach wszyscy spokojnym krokiem udali się krętymi,
mrocznymi schodami na górę. Na samej górze ich oczom ukazał się
szary balkon z masywnymi barierkami. Za którymi, na niższym piętrze
rozciągał się ogromny labirynt, jednak z góry nie widać wyjścia
z niego.
-
Świetnie labirynt .. - stwierdziła Diuna.
-
Coś jest w nim nie tak... - stwierdził Hachi.
-
Sprawia wrażenie, że nie ma wyjścia ... wszędzie tylko ściany. -
dodał Otachi.
-
Jak
będziemy tu stali to nie ruszymy dalej... -
stwierdził Lughe.
-
Tiaaa ... powiedział ten co robi najwięcej ... - odparła Diuna
przewracając oczami.
-
Może zerkniesz na ten labirynt? - spytała Kiazu.
-
Właśnie do dołączaj do jego grona. - dodał Hachi.
-
Dobra, dobra już patrze. - stwierdziła Diuna, podchodząc do
barierki.
W
ten oczom psychicznej neczanki ukazał się zielony labirynt, z
emanującą światłością czarnym, wypukłym przyciskiem w samym
środku labiryntu.
-
Hmm... w samym środku labiryntu znajduje się przycisk ... -
stwierdziła Diuna.
-
Spoko, to powiedz mi gdzie mam postawić kamień a postawie go. -
odparł Hachi kierując się do schodów.
-
Hachi ustaw sprzed na 102 kanał. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Luz, Ziom! - odparł Hachi, zbiegając po schodach.
-Wy
też ustawcie 102 kanał. - kontynuował dalej Kurai.
Na
te słowa wszyscy posłusznie, przestawili łączność na wskazany
przez przywódcę kanał. W tym czasie ziemny neczanin, wszedł już
do kamiennego labiryntu.
-
Dobra
Ziomki jestem.
- stwierdził Hachi.
-Luz
Bro! - odparł Otachi.
-
Idź w prawo a potem skręcając w lewo idź dalej w prawo. -
stwierdziła Diuna.
-
yyy....
co? -
odparł Hachi.
-
Skręcasz w prawo, następnie jak dojdziesz do "futryn" to
skręcasz w lewo, a tam zaraz po przejściu progu, skręcasz w prawo
i takim schematem poruszasz się do samego końca. - odparł chłodno
Kurai.
-
Przecież to właśnie powiedziałam. - dodała Diuna.
-
Dzięki
Ziom ... Luz ...
- odparł Hachi, a następnie dodał: - To
ja lecę ... odezwę się jak dojdę do środka.
-
Czy
oświetlacie się? Czy otaczacie się waszym światłem?-
spytał Lughe.
-
Co masz na myśli? - spytała Kiazu.
-
O to o co spytałem ... -
odpowiedział
Lughe.
-
On pytał czy ochraniamy się, czy zapewniamy sobie bezpieczeństwo i
czy się bronimy ... - wtrącił chłodno Kurai.
-
Aaa aaa... oczywiście, że tak ... - odparła Kiazu z uśmiechem, a
następnie spytała: - A co?
-
Nie
nic ... -
odparł Lughe, po czym zmienił temat: - Wiecie,
że jeśli przejdziecie przez tą komnatę to zajdziecie dalej niż
moi oprawcy?
-
Fajnie! - odparł entuzjastycznie Otachi.
-
O
ile dojdziecie dalej ...
-
odparł Lughe.
-
Pewnie, że dojdziemy dalej! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
-
Dotarłem,
ale tu nie ma żadnego guzika.
- wtrącił Hachi, będący już u celu.
-
Halo ... jest tuż przed Tobą jeszcze chwila i na nim staniesz. -
odparła Diuna.
-
Przypominam
Ci, że Ty go widzisz nie ja.... -
odparł Hachi, robiąc idąc do przodu.
-
A no tak ... stój! - odparła Diuna.
Na
te słowa ziemny neczanin zatrzymał się, a Diuna powiedziała:
-
Stoisz idealnie na guziku.
-
Dobra. - odparł Hachi z uśmiechem, a następnie sam zmienił się w
ogromny brązowo-szary głaz.
Nie
minęła nawet chwila, a przyciśnięty guzik uruchomił cały
mechanizm, który z wielkim hukiem w mgnieniu oka odmienił całe
pomieszczenie.
************
Ziemny
neczanin w popłochu ucieka z rozpadającego się labiryntu.
Wszystkie wysokie ściany z ogromnym hukiem upadają na trzęsącą
się ziemie. Straszliwy, przenikliwy głośny rumor, któremu
towarzyszy ogrom pyły i szarego dymu, sprawia, że Hachi nawet nie
ogląda się za siebie. Wkrótce ziemny neczanin, praktycznie w
ostatniej chwili uciekł z zmieniającego się pomieszczenia,
spowitego duszącym pyłem.
-
Bro żyjesz?
- spytał Otachi przez łączność.
-
Ledwo Bro. - odparł Hachi podnosząc się z ziemi.
-
Chodź do nas! - stwierdziła Kiazu.
Na
te słowa Hachi szybko wbiegł na górę pomieszczenia, a tam gdy
tylko podszedł do barierki zobaczył zupełnie nowe pomieszczenie.
Teraz jest tam błękitna woda płynąca kanałami, otaczając
prostokątną wyspę po jej środku, dzięki temu dzieli ona
pomieszczenie na cztery trapezy, otoczone wysokimi szarymi ścianami.
Kolorowe pomieszczenie nabrało niezwykłego i zjawiskowego
trójwymiarowego złudzenia.
-
No dobra i co teraz? - spytała Diuna.
-
Kolory
odpowiadają mocom ... i nie próbujcie stawać inaczej ... jedynie
każde miejsce może zastąpić moc psychiczna... -
odparł lekko poddenerwowany Lughe.
-
A podobnież nie możesz nam pomagać. - odparła Kiazu.
-
Owszem
nie mogę, ale powiedzmy, że Was lubię a to będzie moją jedyną
podpowiedzią. -
odpowiedział Lughe.
-
A co się stanie jak staniemy na złych polach? - spytał Otachi.
-
Czerwone,
niebieskie, iskrzące przecinające światła, potną wszystko co
jest żywe ... -
odpowiedział Lughe.
-
Słucham? - spytała Diuna.
-
Pojawią się lasery które potną nasz na kawałki. - odparł
chłodno Kurai.
-
Uroczo ... to ja zostaje tutaj i oglądam Was z bezpiecznej
odległości. - stwierdziła Diuna.
-
No to pozostaje nam zaufanie ... więc ferajna idziemy! - odparła
entuzjastycznie Kiazu, schodząc po schodach.
************
Wkrótce
neczanie stali już na swoich miejscach. Na brązowym trapezie u
góry sali stoi Hachi, po przeciwnej stronie na
biało-niebiesko-szarym trapezie stoi Otachi. Tymczasem po lewo na
czerwono-pomarańczowo-żółtym trapezie stanęła Kiazu, natomiast
na żółto- białym po prawej stronie stanął Kurai. Całości
dopełnia Rina, stojąca na morskim prostokącie w samym środku sali
oraz Diuna i Lughe stojący na balkonie na górze.
-
Dużo
z was włada psychiczną mocą?-
spytał Lughe.
-
W naszej paczce tylko ja ... - odparła Diuna, która następnie
ponownie spojrzała na pomieszczenie swoim wytrenowanym wzrokiem.
Jednak
tym razem całe pomieszczenie nie wiele się zmieniło. Kolorystyka
pomieszczenia nie zmieniła, ale kiedy psychiczna neczanka
obserwowała pomieszczenie swoją psychiczną mocą, pozostała część
oddziału stoi, w taki sposób, że robią zgrzyt w mózgu, gdyż
stoją oni zgodnie z trójwymiarową iluzją.
-
I
co Diuna coś się dzieje? -
spytała Kiazu.
-
Niee .... chociaż czekaj ... iskrzy mi się trapez Hachiego ... -
odparła Diuna.
-
Moje?
- spytał Hachi energicznie skacząc z nogi na nogę, a następnie
dodał: -
Co mam zrobić?
-
Nie wiem ... ale teraz iskrzy mi się trapez Otachiego ... - odparła
Diuna.
-
Dobra
to co robić? -
spytał Otachi.
-
Nie wiem ... może użyj mocy? - odparła Diuna.
Na
te słowa wietrzny neczanin spokojnie użył mocy, jednak nic się
nie stało.
-
Nic się nie dzieje ... - odparł niezadowolony Otachi.
-
Zaraz a co robił Hachi? - spytała Kiazu.
-
No
skakał jak opętany ... nie widzieliście?
- odparła Diuna.
-
Nie
... nie widzimy się ...
- odparł Hachi.
-
Dobra
to będę skakać.
- stwierdził Otachi skacząc.
-
Chyba zadziałało ... bo teraz świeci się prostokąt Riny. -
stwierdziła Diuna.
-
Ok
... -
odparła nieśmiało Rina skacząc.
Skakanie
neczan przynosiło oczekiwany efekt. Za każdym razem gdy ktoś
podskoczył, na komendę Diuny, to widziane przez nią światła
coraz szybciej skakały po kolorowych podłogach. W ten światła
zaczęły latać jak oszalałe, aż w końcu ściany dzielące
podłogi znikły, a same podłogi stały się śnieżno białe.
-
Zadziałało
... -
stwierdził mimochodem Lughe.
-
No proszę ... a to niespodzianka ... - odparła Diuna.
Nagle
błękitna woda stopniowo zmieniała się w czerwono-brunatną
mazistą ciecz, aż wkrótce cała wyglądała jak wręcz rzeka krwi.
W tym samym czasie na podłogi spadły tony białych, delikatnie
poszarzałych kości, które bez trudu i bardzo szybko przykryły
całą podłogę.
-
O
rany! -
stwierdziła przerażona Rina, kuląc się i odpychając od siebie
kości.
-
Co
jest? -
spytała Kiazu.
-
To
... to ... to ... są ludzkie kości ...
- z trudem odparła wodna neczanka.
-
Lughe
mówi, że to kości naszych poprzedników... -
odparła Diuna.
-
No
to powiem Ci że musiało być ich sporo...
- stwierdził Hachi.
-
I
co teraz?
- spytał Otachi.
-
Nie
do końca wiem, ale po środku każdej podłogi widzą świecący się
punkt.
- odparła Diuna.
-
Dobra
to kopiemy się tych kościach ..
- stwierdziła Kiazu.
-
Pamiętajcie,
że nie można Wam się ruszyć, aż do otworzenia się przejścia.
- kontynuowała Diuna.
-
Tak tak ... pamiętamy...
- odparł Hachi.
-
Dobra
to gdzie mamy grzebać? -
spytał Otachi.
-
Będę
instruować Was pojedynczo ... zacznę od Otachiego.
- odparła Diuna.
-
Spoko.
-
oparł Otachi.
-
Rina
dasz radę?
- spytał chłodno Kurai.
-
T...
tak ... -
odparła spokojnie i niepewnie Rina.
Wkrótce
neczanie mniej lub bardziej chętnie wśród stosów kości odnaleźli
guziki które po jednoczesnym wciśnięciu otworzyły przejście do
kolejnej tajemniczej komnaty.
************
Podczas
gdy nasi bohaterowie dzielnie przemierzają tajemnicze podziemia
opuszczonego kurortu, sam kurort również się delikatnie mienił.
Nadal jest obskurnym, podrapanym i wyniszczonym miejscem, które
przyciąga jedynie eksploratorów. Jednak teraz przechadza się po
nim pełno przeróżnych zjaw, ściany płaczą szkarłatną krwią,
a gdzieniegdzie zwisają przerażające głowy różnych istot.
Dzięki temu głuche pomieszczenia na nowo tętnią "życiem".
Ostrożnie
i niepewnym krokiem poruszasz się po ciemnym korytarzu, w którym
jest nie pełna podłoga i odpadające ze ścian poszarzałe tapety.
Mimo panującego delikatnego pół mroku, dobrze sobie radzisz, jak
na kogoś komu drżą ręce, a bateria w latarce już dawno wysiadła.
Zimny, przenikliwy wiatr, bez trudu dociera w najskrytsze zakamarku
Twojego poddenerwowanego i niepewnego ciała, a każdy najmniejszy
niespodziewany dźwięk doszczętnie przeszywa Twój zaniepokojony,
niepewny i wystraszony umysł.
Nagle
na Twojej drodze, na samym końcu długie korytarza pojawił się
biały duch kobiety, o długich czarnych włosach i ubranej w
aksamitne ociekające szkarłatną krwią kimono. Zjawa porusza się
wolnym krokiem, pozostawiając za sobą smugę brunatnej krwi i zdaje
się, że jeszcze Cię nie widzi, chociaż Twoje poddenerwowane serce
z każdą sekundą bije coraz mocniej i mocniej. Kiedy zjawa
przechodzi przez zapyziałą i rozpadającą się ścianę, tego
opustoszałego kurortu, z trudem i niepewnym krokiem ruszasz do
przodu.
W
ten w pomieszczeniu zapanowała głucha i niespokojna cisza, jedyne
co słyszysz to swój przyśpieszony oddech oraz szaleńczo bijące,
rozkołatane serce, które ma zamiar wyskoczyć z Twojej piersi.
Jednak mimo wszystko podążasz dalej ... Niespodziewanie słyszysz
za sobą tajemnicze i intrygujące odgłosy i czujesz ... doskonale
czujesz, że coś się skrywa za Twoimi plecami .... więc gwałtownie
się obracasz ... i z przerażeniem stwierdzasz, że tam nic nie ma
... chociaż jesteś przerażony to czujesz ulgę, odwracasz się ...
a tam a tuż przed twoim nosem znajduje się pociągła przerażająca
twarz z zgniłymi, wyłupiastymi, cieknącymi krwią oczami i
szaleńczym uśmiechem... Boisz się ... boisz się jak nigdy
wcześniej ... Twoje nogi są jak z waty ... wszystko każde Ci
uciekać, jednak Twoje nogi nie mają zamiaru się ruszyć....
Nagle
straszliwa zjawa, skuszona biciem Twojego oszalałego serca, z
wiszącym ociekającym krwią i ślina jęzorem ... rzuciła się na
Ciebie ... robiąc sobie pożywkę z Twojego przestraszonego ciała
...
************
Bardzo
duże pomieszczenie, bez ścian. Znajdują się tam jedynie, masywne,
kamienne, kafelki, które są podłoga w tym miejscu. Miejsce to
wygląda bynajmniej dziwnie i zupełnie jak z kosmosu. Przenikliwe
szepty niesione przez wiatr, nabrały na mocy i ponownie wbiły się
w świadomość neczan.
-
Duchy
tego miejsca robią się coraz bardziej niespokojne... musimy być
blisko ... jak nie bardzo blisko ... niedługo ... w końcu po tylu
latach ... ten skarb będzie mój ...
-
zamyślił się Lughe, delikatnie migocząc i nie dając po sobie
poznać, że jakiekolwiek myśli kołaczą mu się po "głowie".
-
Gash ... to jeszcze nie koniec ... - narzekała Diuna, przewracając
oczami.
-
Nie narzekaj nie jest tak źle ... przynajmniej się nie nudzimy. -
odparł Hachi.
W
tym momencie powietrze mocniej zawiało, a na samym środku
lewitującej podłogi, niespodziewanie pojawiło się duże tornado,
szepty jeszcze bardziej nabrały na mocy:
-
Nie chcieliście słuchać! ... Nasza cierpliwość właśnie się
skończyła! ...
W
ten szalejące tornado, zmieniło się w ogromną bestię o wielkich
zębach i złowieszczo błękitnych, święcących oczach.
Przerażający i straszliwy potwór wygląda jakby był zrobiony co
najmniej z miliona świetlistych zjaw zwanych Glazy. Ciężko
określić jego szalony wygląd, jednak widać, że ma on podłużną
mordę, oklapłe uszy, dużo "futra" oraz długie pazury.
Dodatkowo jest w różnych odcieniach bieli, niebieskiego, fioletu
oraz zieleni i towarzyszą mu świetliste kule w przeróżnych
kolorach. Wkrótce bestia przenikliwie zawyła i groźnie warknęła,
a następnie uderzyła swoimi masywnymi łapami o ziemię, także
kamienna, płytkowa podłoga zatrzęsła się, a zaskoczeni neczanie
upadli na ziemie. W tym momencie z podłogi, między nogami Diuny,
prosto do w górę, wystrzeliła wiązka ognistej mocy
-
Nie nie nie! Tego już za wiele! - krzyknęła Diuna, a następnie
pewnie i twardo powiedziała: - Ja wiedziałam,
że tak będzie! Normalnie w 300 epizodzie nie wychodzę z łóżka
... i nie ma mowy abym gdzieś się szlajała! Setne odcinki są nie
na moje nerwy!
-
Oj tam oj tam przesadzasz ... w końcu jeszcze żyjemy. - odparł
Hachi.
-
To tylko walka z bossem i nic więcej ... - dodał Otachi.
-
Ooo tak ... To tylko walka z potworem w komnacie pełnej pułapek ...
no rzeczywiście to nic takiego... - odparła Diuna.
-
Dobra koniec gadania ... czas się zabawić! - wtrąciła z
determinacją i entuzjazmem Kiazu, podnosząc się.
W
tym momencie wystrzeliła kolejna wiązka ognistej mocy, która
pojawiła się tuż przed nosem, zaskoczonej Kiazu. Tym czasem
ogromna bestia głośno ryknęła i zaszarżowała na podnoszących
się neczan, zmuszając ich tym samym do odskoczenia i rozdzielenia
się.
************
Neczanie
dzielnie walczą z ogromną bestią, jednocześnie mierząc się z
pułapkami, które odpalają się zarówno tuż obok naszych
bohaterów, jak i tuż obok potwora. To trudne starcie jest nie lada
wyzwaniem dla obydwu walczących stron. Jednak jest ktoś, kto
przeszkadza. Świetlista istota imieniem Lughe, stoi przed Riną i
uniemożliwia jej przyłączenie się do starcia.
-
Jesteś
medykiem prawda? ...
-
spytał dociekliwie Lughe.
-
Tak ... jestem ... - odparła spokojnie Rina próbując dołączyć
się do starcia.
-
To
nie powinnaś stać z boku i ich leczyć zamiast brać udział w
bezpośrednim starciu? ...
-
Możliwe ... jednak ja im pomagam również w walce ...
-
To
ciekawe ...
-
Przepraszam ... mogę już do nich dołączyć?
-
Tylko po co? ...
medyk nie potrafi nic prócz leczenia ... powinnaś iść na bok i
nie przeszkadzać tym, którzy na walce się znają...
W
tym momencie wodna neczanka w mgnieniu oka postawiła swoją
błękitno-niebieską tarczę, która ochroniła zarówno Rinę, jak
i świetlistą zjawę, przed mocnym atakiem bestii.
-
Przepraszam ... muszę już iść ... - stwierdziła Rina z
uśmiechem, a następnie dołączyła do trwającego starcia,
pozostawiając zaskoczoną świetlistą istotę.
W
tym samym czasie Kiazu przywołała swoją wspaniałą ognistą
halabardę, a wkrótce po niej bronie przywołali również pozostali
walczący, to oznaka, że nie mają zamiaru cackać się z
świetlistym stworzeniem.
-
Nie dacie mi rady ... jestem siłą wszystkich strażników ... nie
dostaniecie naszego skarbu! Wy ani nikt inny! - wy
warczała
groźnie bestia.
-
Tym lepiej! Będziesz dla nas wyzwaniem! - stwierdził Otachi
-
E tam! To będzie pryszcz. - odparła Kiazu szarżując do
niesamowitego ognistego ataku, któremu towarzyszy nieopisana
światłość, ogrom odpalających się pułapek oraz blaski
wszystkich ataków, pozostałej części oddziału.
-
No chodź paskudo. - dodał Hachi z wrednym uśmiechem.
-
Pewnie, bo to ja go powale! - dopowiedział Otachi.
-
O nie! Właśnie, że ja! - wtrąciła Kiazu.
************
Energiczna
walka w niebezpiecznej komnacie, pełnej pułapek wciąż trwa.
Wielka świetlista bestia nie jest łatwym przeciwnikiem, a i
neczanie do prostych przeciwników nie należą, chociaż ogrom
wykonanych do tej pory zadań i późna pora daje im się mocno we
znaki.
-
Uparta bestia .... - stwierdziła Kiazu odskakując od potwora i
prawie wpadając w kolejną laserową pułapkę.
-
Skubaniec nie poddaje się tak łatwo. - dodał Hachi, odganiając
się mieczem od potwora.
-
Kiazu prowadź do ataku. - wtrącił nagłe chłodno Kurai,
odskakując przed świetlistym atakiem przeciwnika.
-
Hehehe ... Hachi, Otachi za mną. - odparła dumnie Kiazu szarżując
na potwora.
-
Pewnie Siostra. - odparli zgodnie bracia, którzy wydawali się
czytać w jej myślach.
-
Diuna! - krzyknęła Kiazu.
-
Nie musisz mnie namawiać, wiem co robić! - odparła spokojnie
Diuna, podskakując i rzucając swoją bronią, żywiołu.
Wkrótce
neczanie wręcz czytając sobie w myślach, omijając pułapki,
przeprowadzili kolejny szalony atak. Diuna rzuciła swoim buzdyganem
prosto w nos ogromnej bestii, następnie kiedy ta z wielkim gniewem
uderzyła łapami o ziemie, to wystrzeliły dwa ogniste pociski, a
Hachi przy pomocy swojej ziemnej mocy unieruchomił przednia łapy
potwora. Wkrótce Otachi i Kiazu, otoczeni przez wodno-kamienne,
brązowo-niebieskie bariery, wbiegli po przygwożdżonych łapach
maszkary. Następnie wbijając swoje ostrza w plecy potwora, popisowo
zjechali na dół. W tym momencie bestia potwornie rycząc, z wielkim
hukiem oswobodziła masywne łapy. W ten świetlisty potwór został
oblany ogromną ilością wody, pod której ciężarem aż się
ugiął. Nagle pomieszczenie rozprysło intensywnym biało-żółtym,
oślepiającym elektrycznym światłem, a samą bestie Kurai przeszył
naelektryzowaną kataną, to spowodowało, że potwór padł na
ziemię, a przejście dalej otworzyło się.
-
I o to chodziło! - stwierdził radośnie Hachi, przybijając żółwia
z bratem i piątki z siostrami.
-
Ha! I po Tobie maszkaro! - dodał energicznie Otachi.
-
No i pokonany! - dopowiedziała radośnie Kiazu niwelując swoją
halabardę.
-
Wreszcie ... - stwierdziła Diuna siadając na ziemi.
Nagle
dogorywająca bestia wykonała kolejny niebieski, świetlisty atak
wycelowany prosto w wyluzowanych już neczan. Ogromna kula z
niewiarygodną i spektakularną szybkością zmierza w kierunku
świętującego oddziału. Nagle dało usłyszeć się jedynie
przenikliwy huk. W tym momencie okazało się, że Lughe osłonił
neczan swoim bliżej nie określonym świetlistym ciałem. W ten
wszyscy podbiegli do rozerwanego świetlistego ciała.
-
Rina wiesz co robić. - stwierdziła Diuna.
-
T..tak ... spróbuję ... - odparła niepewnie wodna neczanka,
zaczynając leczyć świetlistą istotę.
-
Nie leczcie go ...- wy
warczała
groźnie bestia.
Jednak
było już za późno, Rina właśnie skończyła leczyć świecące
ciało przewodnika. W ten wydarzyło się coś dziwnego i
niespodziewanego, świetliste ciało zaczęło w szybkim tempie
zaczęło znikać. Po dłuższej chwili okazało się, ze Lughe ma
wspaniałe, fizyczne ciało. Ma on teraz czarny T-shirt, oraz czarne
jeansy, a jego twarz wydaje się być delikatnie szalona i nie
obliczalna. Mężczyzna ma czarne postrzępione włosy w totalnym nie
ładzie, które skrywają jego lewe oko. Dodatkowo ma on niebieskie,
przeszywające oczy i szeroki uśmiech, oraz na pierwszy rzut oka
widać, że jest on znacznie starszy od naszych bohaterów.
-
No wreszcie jestem sobą. - stwierdził przenikliwym głosem Lughe.
-
Ty... jesteś człowiekiem ... - odparła zaskoczona Rina.
-
Pewnie, ze tak. - odparł Lughe z jeszcze większym uśmiechem.
-
No proszę, pod tą powłoką było całkiem fajne ciałko. - dodała
kokieteryjne Kiazu.
Jednak
bestia leżąca na ziemi, nie dała za wygraną i zaczęła szybko
pełznąc w kierunku zaskoczonych neczan.
-
Dobra my tu gadu gadu, a przejście jest otwarte idziemy dalej. -
stwierdził Lughe.
Neczanie,
nie wiele myśląc, przez może pułapek biegiem ruszyli do wyjścia.
Nagle Bestia wykonała kolejny atak i ogromna ściana pojawiła się
miedzy neczanami, a Lughe, Riną i wyjściem. W tym momencie Rina
zatrzymała się, jednak zdeterminowany Lughe wziął ją za rękę i
na silę zaciągnął w stronę wyjścia mówiąc:
-
Chodź, oni nie są mi już potrzebni.
-
Ale ...
-
Zamknij się i chodź. - odparł groźnie Lughe, a następnie oboje
wyszli z tego pomieszczenia.
W
tym samym czasie ogrodzeni neczanie zostali sam na sam z ogromna
bestią, która kolejnym mocnym atakiem odgoniła ich od ściany i
skupiła ich uwagę na sobie.
-
Jemu tym razem się udało, ale wy zostajecie tutaj ...- wy
warczała
groźnie bestia
-
Jak to tym razem? - spytała Diuna.
-
Już kiedyś próbował ...- wy
warczała
groźnie bestia.
-
Czemu tak bardzo zależy Wam aby tamten strażnik odzyskał pamięć?
- dodała Kiazu.
-
On strażnikiem? Nie rozmieszaj mnie ... a wy jako jego wspólnicy
doskonale to wiecie... - wy
warczała
groźnie bestia.
-
Wspólnicy? Ziom spotkaliśmy go na górze i powiedział nam że jest
strażnikiem i stracił pamięć, przez pewnych rzezimieszków.... -
odparł Hachi.
-
My nawet nie chcemy tego zapyziałego skarbu, chcieliśmy mu jedynie
pomóc. - dodał Otachi.
-
Ten cwany lis jest cwańszy niż myślałem... słuchajcie dzieciaki
Lughe Was oszukał ...- wy
warczała
groźnie bestia.
-
A może Ty nas oszukujesz? - odparła Diuna.
-
Nie mam powodu kłamać i jakby był strażnikiem to wrócił by po
was, a on uciekł jak tchórz... - wy
warczała
groźnie bestia, niwelując ścianę, a następnie dodała: -
Idźcie i zgińcie za kłamcę, albo wysłuchajcie mojej historii i
stańcie po właściwej stronie ...
-
Wysłuchamy. - odparli zgodnie neczanie.
************
W
zamierzchłych czasach to miejsce tętniło życiem, mimo, że piraci
w podziemiach tego kurortu ukryli niezliczone skarby. W tamtych
czasach każdy członek obsługi, był dobrze wyszkolonym członkiem
załogi pirackiego herszta, który przysięgli strzec skarbu swojego
kapitana po wieki. Któregoś dnia, zakwaterowali się u nas trzej
łowcy skarbów, którzy wspomagani przez swoją załogę bez
litośnie wybili wszystkich. Każdy kto stanął im na drodze,
przepłacił to życiem. Patrzyłem jak moi przyjaciele ginęli i nie
mogłem nic zrobić, nie wolno było mi się pokazywać za dnia na
terenie kurortu ... patrzyłem i cierpiałem, kiedy moje serce
rozrywało się w bólu ... teraz są tu ze mną i są moją mocą,
ale do dzisiaj nie mogę mu wybaczyć tego co zrobił ... i
obiecałem, że ich pomszczę ... a zamiast zemsty przyniosłem
jedynie klęskę .... z zimna krwią, bez żadnych skrupułów ...
wyrznęli
ich wszystkich pień wszystkich, zarówno mężnych strażników, jak
i gości ... szkarłatna krew i krzyki były wszędzie ... do tej
pory nie mogę zaznać spokoju ... przez tych okrutnych łowców ...
Heh
... Tamci straszliwi wojownicy ... Jak na łowców skarbów byli
bardzo dobrze wyszkoleni, a sprytem mogli obdzielić co najmniej 100
ludzi ... Jednak jeden z łowców, był szczególnie wredny, nie
zależało mu na niczym tylko na skarbie. Był nim właśnie Lughe,
który bez skrupułów i z zimna krwią zabił nawet swoich dwóch
najbliższych współpracowników. Dla tego bezwzględnego łotra nie
ma reguł ... Nie musiałem długo czekać a dotarł aż tutaj ... w
tedy po ciężkiej walce wygrałem i zrobiłem z nim to co chciałem
zrobić z Wami... zmieniłem go w świetlistą istotę, aby powieki
miał skarb tuż pod nosem i nie mogąc go zdobyć... Jednak tym
razem udało mu się mnie przejść ... a magia leczenia spowodowało,
że mój ponowny atak przywrócił mu ludzką postać...
************
-
Zawiodłem ich ... - wy
warczała
z łzami w oczach ogromna bestia.
-
Nie zawiodłeś ich Ziom ... - stwierdził Otachi.
-
Lughe powiedział nam zupełnie inna historię. - odparła Diuna.
-
Domyślam się ...
-
Jednak ja uważam, że to Ty mówisz prawdę. - wtrącił chłodno
Kurai.
-
Ja też, a co za tym idzie idziemy skopać pewną świrniętą buźkę.
- dodała energicznie Kiazu, kierując się do wyjścia.
-
A to wredna menda, już ja mu pokarzę. - odparła Diuna.
-
Diuna nie schlebiaj mu ... a zresztą się zgadzam. - dopowiedział
Hachi.
-
Ziom i pamiętaj nie zawiodłeś ich, a my damy z siebie wszystko. -
dodał Otachi.
-
Czekajcie ... jako prawdziwy strażnik nie zostawię Was bez pomocy
... - wy
warczała
spokojnie ogromna bestia, oświetlając klującym światłem całe
pomieszczenie.
************
Długi,
wąski korytarz po którym bardzo szybko idzie Lughe, ciągnący
przerażoną Rine za rękę.
-
Lughe, ale po co Ci ja? - spytała niepewnie Rina nie mogąca się
wyrwać.
-
Jesteś medykiem, wiec przydasz mi się. - odparł Lughe.
-
Ale ..
-
Zamknij się, nie będę z Tobą rozmawiać. - odparł poirytowany
Lughe.
Na
te słowa wodna neczanka zamilkła i potulnie podążała za
przewodnikiem. Po dłuższej chwili oboje dotarli do kolejnej komnaty
w której na górze łagodnych, kamiennych schodów znajduje się
lśniąca, statuetka smoka.
-
Dobra, panie przodem. - stwierdził stanowczo Lughe, jednocześnie
brutalnie wrzucając przestraszoną dziewczynę do środka.
W
tym momencie, kiedy dziewczyna tylko się zatrzymała, z powietrza
zaczęły lecieć ostre jak brzytwa strzały. Wodna neczanka niewiele
myśląc postawiła swoją wspaniałą barierę, która spokojnie
odbijała każdą strzałę.
-
No już ruszaj się. - rozkazał Lughe, a następnie dodał: -
Zatrzymaj się przy rzeźbie i nie ruszaj jej.
Neczanka
nie chętnie, ale posłusznie wykonała polecenie. Z każdym kolejnym
krokiem, nawał strzał wzmagał się a sile, tak jak i zmęczenie.
Wkrótce wodna bariera zaczęła słabnąć, a co za tym idzie część
ostrych strzał przedostało się przez nią i nieznacznie poraniło
wystraszone ciało neczanki. Nagle dziewczyna zatrzymała się.
-
No co jest? Ruszaj się - ponaglał Lughe, rzucając w dziewczynę
ciemno fioletowo-różowo-niebieskim sztyletem, który bez trudu
przebił się przez osłabioną wodną barierę i przeleciał tuż
obok szyi neczanki, jednocześnie raniąc ją, a po chwili
dopowiedział: - Rusz się, bez ciebie też sobie poradzę i bez
trudu cie zabiję.
Przestraszona
Rina dotknęła swojej szui, i dłonią wytarła szkarłatna krew
która delikatnym ciurkiem z niej płynie, a następnie z
przerażeniem ruszyła dalej. Wkrótce poraniona dziewczyna doszła
do statuetki, a strzały przestały lecieć. W tym momencie Lughe
zrobił ostrożny krok do przodu, a następnie z uśmiechem
stwierdził:
-
No rozbrojona.
Po
chwili łowca, spokojnym krokiem podszedł do neczanki, która
zniwelowała barierę, poklepał ją po głowie, tak jak to robi się
z dużym psem i powiedział:
-
Dobry pies a teraz odsuń się.
Rina
delikatnie odsunęła się, a Lughe oglądający statuetkę
kontynuował:
-
Klasyka gatunku jak widzę, posąg pułapka to nic nowego. Ty dajesz
podnieś figurkę.
-
Ale ... to ... uruchomi pułapkę ... - wydukała przestraszona Rina.
-
I o to chodzi, ruszaj się bo Cię zabiję. - odparł stanowczo Lughe
odsuwając się.
Wodna
neczanka, niepewnie podeszła do posążka i po dłuższej chwili
podniosła go. W tym momencie cała komnata zadrżała, z sufitu
zaczęły spadać ogromne kamienne kule, które zaczęły demolować
pomieszczenie. Tym czasem podłoga i schody rozpadły się.
Pokaleczona Rina próbowała stąd uciec, jednak już po chwili
obijając się o kamienie zaczęła spadać w przepaść. Nagle
zawisła w powietrzu i uniosła się wysoko w górę, a już po
chwili runęła o ziemię.
-
Ciężka jesteś, więc nie licz na to, ze zrobię to znowu. -
stwierdził Lughe, który po spadających kamieniach spiął się
wysoko do ukrytego pod sufitem tunelu.
-
To ... to po co mnie ratowałeś? - spytała nieśmiało Rina.
W
tym momencie przewodnik złapał neczankę za krwawiące gardło i
sprawiając jej dużo bólu uniósł ją w górę mówiąc:
-
Nie schlebiaj sobie, a pies może się jeszcze przydać.
Następnie
Lughe z hukiem rzucił dziewczyną o ziemię, kopną pod żebra i
powiedział:
-
Ruszaj się.
-
T ... tak ... - odparła drżącym głosem neczanka, z trudem
podnosząc się z ziemi.
************
-
Ta moc da wam nowe możliwości, ale tylko na terenie kurortu ... -
wy
warczała
ogromna bestia, a po chwili dodała: - Część
tej mocy doskonale uzupełnia się z psychiczną mocą...
-
I świetnie... - odparła Diuna z uśmiechem, a po chwili dodała: -
No to czas się zabawić.
W
tym momencie psychiczna neczanka zamknęła oczy, a kiedy je
otworzyła jej oczom ukazała się ledwo idąca Rina oraz idącego za
nią Lughe.
-
I co widzisz? - spytał Hachi.
-
Co za odjazd ... widzę ich jak idą jakimś wąskim, spiralnym
korytarzem. - odparła zafascynowana Diuna korzystając z swojej
chwilowej mocy.
-
Są już niedaleko skarbca ... tak naprawdę dzieli ich jedynie ten
korytarz oraz wrota do skarbca ... - wy
warczała
ogromna bestia.
-
To czas ruszyć za nimi. - odparła zdeterminowana Kiazu.
-
Intryguje mnie po co mu Rina? - spytał Otachi.
-
W jego łapy dostała się przypadkiem, a jeszcze z nim jest bo jest
sprytny i potrzebuje kogoś do pułapek, zresztą jestem pewien, że
coś widziałaś ... - wy
warczała
ogromna bestia.
-
Nie wiem o czym mówisz ... - odparła Diuna korzystając z mocy.
-
Skoro nie chcesz to ja powiem ... - wy
warczał potwór, a następnie dodał: - -
Ten elf jest straszliwie brutalny, nie obliczalny i zapatrzony w
skarb, a Wasza towarzyszka jest dla niego jedynie rzeczą, która ma
za zadanie rozbrajać pułapki z którymi jemu nie chce się męczyć
...
-
Zajebiście ... - stwierdziła Kiazu.
-
To trzeba się śpieszyć. - dodał chłodno Kurai.
-
Idźcie i pomścijcie moich przyjaciół ... -
dopowiedział chłodno potwór.
-
Spoko. - odparli zgodnie neczanie.
-
Zatańczymy sobie z nim. - dopowiedziała energicznie Kiazu.
-
A może powiadomimy Hetto? - zaproponowała Diuna.
-
Nie, sami sobie poradzimy. W końcu to nasza zabawa. - odparła
Kiazu.
Po
tych słowach, zdeterminowani neczanie udali się w pogoń, za Lughe.
************
Wkrótce
przed wystraszoną Rina oraz twardym Lughe, ukazały się ogromne
brązowe wrota, z czarno-biało-szarą obwolutą. To jedyne na czym
można zawiesić oko w tym ogromnym pomieszczeniu.
-
Ty ... tylko wrota? - spytała niepewnie i cicho Rina.
-
Głupia ... to logiczna zagadka dla kogoś z wspanialszą mocą niż
twoja marna woda. - odparł Lughe a następnie szybko i bez większego
trudu rozwiązał zagadkę umieszczona na drzwiach, która polegała
na ustawieniu sześciu tarczy w odpowiednich miejscach oraz
połączenie ich specjalnymi psychicznymi linami.
-
Banalne ... - odparł dumnie Lughe, dopasowując ostatni element.
W
tym momencie ziemia zatrzęsła się, ale drzwi się nie otworzyły
tylko oczom elfa ukazała się kolejna zagadka. Tym razem na drzwiach
w różnych miejscach umieszczone są kolorowe kręgi. Jest ich 14 i
są przeróżnych wielkości.
-
No proszę, druga zagadka. - stwierdził Lughe, a następnie dodał:
- Jednak jest niesamowicie banalna, słabe te zabezpieczania.
W
tym momencie elf bez trudu ułożył pierścienie w trzy grupy od
największych do najmniejszych i tym samym rozwiązał kolejną
zagadkę. Po chwili ziemia ponownie zatrzęsła się tym razem po
środku drzwi pojawiła się głęboka dziura.
-
Wkładaj tam rękę i użyj mocy. - stwierdził Lughe zaciągając
Rinę do drzwi.
Neczanka
z dużą doza niepewności włożyła rękę do dziury i użyła
swojej wodnej mocy. W tym momencie rozległ się głośny huk, który
sprawił, że Rina odskoczyła od wrót, które powoli otworzyły
się.
-
A teraz właź tam. - rozkazał Lughe, ponownie szarpiąc wodną
neczankę i wrzucając ją do ogromnego pomieszczenia, które
przepełnione jest złotem i rożnymi kosztownościami.
Jest
to ogromna komnata o zdobionym półokrągłym sklepieniu, które
zabiera dech w piersiach. Złoto, srebro, diamenty, rubiny szmaragdy
i inne wspaniałe kosztowności doszczętnie wypełniają całą
komnatę i wręcz zmuszają do chodzenia po sobie. Taki wspaniały i
nieobliczalny skarb nie jest czymś co widzi się na co dzień, ale z
pewnością jest czymś co zdecydowanie odbiera mowę i robi ogromne
wrażenie.
-
Łał!
- wyszeptała z podziwem oszołomiona i zachwycona neczanka oglądając
pomieszczenie.
-
O to i on, po tylu latach ... - stwierdził zadowolony z siebie elf.
-
To... to może ... to może ja już pójdę... - zaproponowała
niepewnie i drżącym głosem Rina.
-
Chyba żartujesz!? Udowadniasz mi jak mało wiesz, twoje ciało
jeszcze mi się przyda. - odparł Lughe łapiąc neczankę za łokieć,
a następnie twardo ciągnął ją za sobą.
Oboje
przemierzają tą ogromną komnatę, maszerując po brzęczących,
śliskich monetach, które mimo swojego uroku, stanowczo nie są
łatwą i stabilną trasą.
************
W
metalowej, całkiem skromnej komnacie o wspaniałych żółtych
ścianach, za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów,
siedzi wyraźnie zmartwiony i zaniepokojony Hetto i po raz kolejny
wypełnia niezbędne dokumenty. Jednak tym razem jego myśli krążą
zupełnie gdzie indziej.
-
Już
dawno po kolacji, a ich ciągle nie ma ... czyżby coś im się
stało? ... a może zostali zaatakowani? ... dzieciaki co się z Wami
dzieje?
W
tym momencie oficer złapał za leżące obok niego radio i już miał
włączyć je i odezwać się, ale ponownie zamyślił się:
-
Nie
... im na pewno nic nie jest ... w końcu w razie kłopotów odezwali
by się ... tak .. znając ich to zapominając o całym świecie
świetnie się bawią i niebawem wrócą ... jak nie wrócą, to
rozpoczęcia szkolenia to wtedy powinienem zacząć się martwić ...
a teraz muszę oczyścić umysł bo inaczej napiszę bzdury w
papierach ... Co prawda Ankara jest moim przyjacielem to obowiązki
przede wszystkim ... a oni prędzej czy później wrócą ... w końcu
poszli tylko bawić się w ruinach ...
************
Ponura,
nieprzyjemna, kamienna zrujnowana komnata, oświetlona jedynie przez
ogrom ognistych świetlików, z rozwalonymi schodami, wygląda
zupełnie jak ślepy zaułek bez wyjścia.
-
I co teraz? - spytał Hachi oglądając zniszczone pomieszczenie.
-
Dobre pytanie ... - odparła Diuna.
-
Nas gdzieś wpuścić ... ruiny stały sobie wiekami, przyszli tacy
neczanie i po ruinach. - dodał Otachi.
-
Bro my się dopiero rozkręcamy. - dopowiedział Hachi z uśmiechem.
-
A skąd wiecie, że to nie oryginalna komnata? - spytała Diuna.
-
Nie wiemy, ale zakładamy. - odparł Hachi.
-
Kiazu, daj tam więcej światła. - wtrącił chłodno Kurai,
pokazując miejsce na wprost wejścia tyle, że wysoko nad ich
głowami.
-
Spoko, żaden problem. - odparła Kiazu, a następnie przywołała
więcej świetlików, które bez trudy wykonały swojej zadanie.
W
tym momencie oczom neczan ukazała się ciemna dziura, na tyle duża
aby swobodnie nią przejść, jednak na tyle wysoko, że doskoczenie
do niej jest nie możliwe.
-
Dziura ... - stwierdziła Diuna.
-
Ziom sądzisz, że to wyjście? - spytał Otachi.
-
Tak, jest duża szansa, że to wyjście. - odpowiedział chłodno
Kurai.
-
Zatem czas to sprawdzić Ziom. - odparł Hachi, a następnie bardzo
mocno tupnął.
W
ten cała komnata zadrżała, a z kamiennych ścian wysunęły się
ziemne schody, aż po same wejście do tunelu.
-
I gotowe. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
-
No to ruszamy! - dodała energicznie Kiazu, wbiegając po schodach.
-
Ej czekaj! - krzyknął Hachi wbiegając za siostrą.
-
No nie ... znowu wyścig ... - marudziła Diuna.
-
Lepiej nie marudź tylko ich goń! - dodał Otachi z uśmiechem,
szybko ruszając za rodzeństwem.
************
Po
ogromnej komnacie wypełnionej szlachetnymi kosztownościami,
maszerują Rina i Lughe, który jest wyraźnie nie zadowolony.
-
W życiu ... nie widziałam tylu kosztowności. - stwierdziła
nieśmiało, poobijana Rina, grzecznie podążając za elfem.
-
Phi ... - odparł od niechcenia, Lughe.
-
Em ... przepraszam, za swoją zuchwałość ... lecz czemu nie
zabierasz tego skarbu?
-
Mam zabierać te nędzne grosze?
-
Prze...przecież to fortuna ...
W
tym momencie elf odwrócił się, spoliczkował neczankę i
powiedział:
-
Za kogo ty mnie masz? Takie nędzne sumy to ma byle rodzina taka jak
Oskran czy Cusan, a ktoś taki jak on na pewno dorobił się znacznie
większego majątku niż to byle co ... w końcu on był kimś, a nie
byle płotką ...
-
Sko ... skoro tak mówisz ... - odparła niepewnie neczanka.
-
Posłuchaj to, że ty jesteś niedoinformowaną pipą to wcale nie
oznacza, że i ja nią jestem. Zanim tu przyjechałem latami
zdobywałem wiedzę, o tym miejscu. Nawet jak byłem więźniem tego
miejsca to zbierałem o nim informację. Myślisz, że jesteście
pierwszymi naiwniakami od moich czasów? Phi to tylko pokazuje jaka
głupia jesteś.
-
Hmm.. to ... to czego szukamy?
-
Nie interesuj się! I tak nie dostaniesz nawet grosza z mojej
fortuny!
-
Jak
sobie życzysz ...
- odparła pokornie Rina.
Wkrótce
oboje dotarli dokładnie na środek komnaty, gdzie na podłodze
widnieje ogromny okrąg, który o dziwo nie jest przykryty
kosztownościami. Szara, ponura, kamienna posadzka wygląda bardzo
ubogo w porównaniu do reszty komnaty.
-
Kolejny banalny mechanizm... - stwierdził Lughe używając swojej
psychicznej mocy.
Jednak
elf nie zaczął jeszcze rozwiązywać zagadki, którą dzięki
swojej psychicznej mocy jest wstanie w ogóle zobaczyć zobaczyć.
Widzi on dwa czerwone okręgi, w pierwszym, środkowym kole jest
niedopasowany rysunek, składający się z wielu linii, a drugi
obfituje w różne bliżej nie określone wzory, przypominające
litery.
-
HA! To Hunaham, wspaniałe! Czas je ułożyć. - stwierdził nagle
Lughe, po uważnej obserwacji kręgów.
Po
chwili elf bez trudu ułożył symbol w środkowym okręgu. To
Triquerta,
która składa się z trzech, połączonych ze sobą elementów, z
których każdy przypomina w swoim kształcie migdał i jest w
intensywnym żółtym kolorze.
-
No proszę, symbol z rytuału Arkamine Mageia, który pozwala
obudzić magię leczenia. Tylko co on do diabła tu robi? -
stwierdził pod nosem elf.
Następnie
Lughe bez słowa zajął się drugim okręgiem, który jest
wypełniony dziwnymi symbolami, które po chwili układania zmieniły
się w pewne tajemnicze i nic nie mówiące zdanie.
-
Hmm... Leczenie Twoją Drogą ... to bez sensu ... - stwierdził
Lughe, kończąc układać zdanie.
W
tym momencie oba kręgi zawirowały z ogromną szybkością, a na
podłodze, pośrodku symbolu leczenia pojawiły się dwa,głębokie
czarne otwory.
-
Hmm... dalej ruszaj się, wkładaj tam ręce i użyj mocy leczenia. -
rozkazał Lughe z psychodelicznym uśmiechem.
Na
te słowa neczanka bez słowa, pokornie podeszła do otworów i
uklękła przy nich. Następnie niepewnie oraz z dużą dozą strachu
i nieufności włożyła ręce w długie mroczne otwory.
-
łee... jakie dziwne uczucie ... - stwierdziła drżąco Rina.
W
tym momencie elf kopną neczankę w lewy bok mówiąc:
-
Nie marudź tylko ruszaj się!
Rina
delikatnie pisnęła i bez zbędnych słów użyła magii leczenia.
Delikatna biało-żółta poświata o delikatnym błękitnym
zabarwieniu spowiła cały okrąg, a wkrótce światło, nabrało
wyglądu gęstej za zarazem przejrzystej mgły. W między czasie
Lughe rechocząc pod nosem wyszedł z kręgu. Nagle wodna neczanka
uniosła się w górę, na okrągłym piedestale, tym czasem w
ogromnym kręgu osunęła się podłoga i odsłoniła kręte, jasne,
marmurowe schody w dół.
-
Wreszcie! Prawdziwy skarb w zasięgu mojej ręki.- ucieszył się
Lughe, szczerząc kły i schodząc po schodach.
W
miedzy czasie wodna neczanka wyjęła ręce z dziur i spokojnie
usiadła na wysokim filarze i korzystając z okazji zaczęła robić
zdjęcia niezwykłego i wspaniałego pomieszczenia.
************
Minęła
dłuższa chwila, podczas której Lughe buszował po dolnej komnacie,
a następnie mocno wkurzony wyszedł z niej, trzymając coś w ręku.
Nagle zaraz po wyjściu rzucił przedmiotem o ziemie wrzeszcząc:
-
CO TO ZA GÓWNO!? Tyle zachodu po takie gówno!?
Następnie
elf nerwowo rzucił się na kosztowności i leżąc na nich
siarczyście przeklina pod nosem. Po paru nerwowych minutach Rina
zeskoczyła, z wielkiej kolumny i podniosła z ziemi rzecz rzuconą
przez przewodnika. Okazuje się że o przepiękny srebrzysty puchar
wysadzany niebieskimi szafirami i czerwonymi rubinami oraz ozdobiony
wspaniałym złotym ornamentem feniksa. Idealne i dbałe wykonanie
kielicha, sprawia, że każda jego wypukłość przyjemnie pieściła
palce.
-
Przepiękne ... - stwierdziła Rina, oglądając przedmiot z
błyszczącymi oczami.
-
I co z tego? To jest tak samo nic nie warte jak to wszystko. On miał
mieć nie wyobrażalny skarb, a w rzeczywistości to wszystko to
jakieś gówna, które mogę zdobyć wszędzie ... - odparł Lughe, a
następnie twardo dodał: - A teraz odłóż to, w końcu to nadal
cześć MOJEGO skarbu.
-
Jak sobie życzysz ... - odparła pokornie Rina, delikatnie
odkładając masywny, a zarazem delikatny kielich.
Nagle
elf stanowczym krokiem podszedł do wodnej neczanki i jednym szybkim
gwałtownym ruchem przewrócił ją na górę złocistych moment.
-
Dobra, za nim cie zabije zabawimy się. - stwierdził pogardliwie
Lughe, a następnie przyciskając dziewczynę do kosztowności,
dodał: - Obyś nie miała jakieś syfu dziwko.
-
Zostaw mnie... - odparła mocno czerwona Rina leżąca pod masywnym
męskim ciałem.
-
Bo ty mi karzesz? Nie rozmierzaj mnie. - odparł elf próbując
rozerwać mundur dziewczyny.
-
Głuchy jesteś? - wtrącił stanowczy, chłodny głos.
-
Ziom, Ona powiedziała, że masz ją zostawić ... - dodał przyjemny
głos.
-
Grr... to wy ... świetlista istota nie zabiła Was? - odparł Lughe
delikatnie odsuwając się od wodnej neczanki, ale nadal ja
trzymając.
-
A wracając do tematu Ziom, puść ją. - dodał Hachi.
-
Ta ... już lecę ... - odparł Lughe.
-
Wiesz rozkładanie nóg żołnierzowi na siłę to nie jest dobry
pomysł. - dodała Kiazu.
-
Zaryzykuję. - odpowiedział twardo elf, a następnie widząc Kurai'a
interesującego się kosztownościami, twardo dodał: - Ty odwal się
od mojego skarbu.
-
Hmm... Ta ... już lecę ... - odparł chłodno Kurai oglądając w
dłoni kilka, błyszczących złotych monet.
-
Powiedziałem ZOSTAW GO! - odpowiedział stanowczo elf rzucając się
na elektrycznego neczanina.
Kurai
jednak usunął mu się z drogi, więc Lughe zarył swoją
psychodeliczna twarzą prosto w górę błyskotek, które nieznacznie
go przysypały. W tym momencie Hachi, Otachi, Diuna i Kiazu wybuchli
nieopanowanym śmiechem.
-
O Ziom co za mina... - stwierdził Hachi śmiejąc się.
-
Teraz jesteś bliżej skarbu, niż kiedykolwiek. - dodała Diuna.
-
Ha ha ... - odparł elf wypluwając monety i diamenty, a następnie
dodał: - To mój skarb i koniec!
-
Być może ... - stwierdziła Diuna.
************
W
tym samym czasie Kurai, nie przejmując się resztą oddziału, oraz
elfem i pomógł wstać swojej ukochanej, a następnie spytał:
-
W porządku?
-
Tak ... - odparła Rina z promiennym uśmiechem.
-
Widzę, że nieźle sobie wyczyniał...
-
Em ... no ...udowadniał mi, że to on tu rządzi ...
-
Widzę ... i czas mu udowodnić, że to nie on tu rządzi ...
-
On nas oszukał ... on jest łowcą skarbów ...
-
Świetlista bestia nam to powiedziała ... jak i parę innych
ciekawostek na jego temat ... jednak nie czas na opowieści ... czas
na czyny ...
-
Poczekaj ... proszę ... chce Ci coś pokazać ... - odparła
nieśmiało neczanka wyciągając swój aparat i odpalając go...
************
-
WYNOŚCIE SIĘ STĄD! TO MÓJ SKARB! - wykrzykiwał mocno poirytowany
Lughe, a po chwili z wykrzykiwania, dodał z szaleńczym uśmiechem:
- Nie ... mam lepszy pomysł ... dużo lepszy pomysł ... zabiję
WAS!
-
HA! Spróbuj! - odparła zdeterminowana Kiazu, przywołując swoją
wspaniałą i niepowtarzalną ognistą halabardę.
-
Widziałem waszą walkę, doskonale wiem jak walczycie i mam nad wami
przewagę. - odparł Lughe, z uśmiechem wariata, a następnie
przywołał dwa fioletowo-różówo-niebieskie sztylety o srebrnej,
wygodnej rękojeści i posrebrzanych ostrzach.
-
No proszę, psychiczna moc ... - odparła Diuna przywołując swój
cudowny buzdygan.
-
No to jedziem. - dodali Hachi i Otachi przywołując swoje bronie.
-
Jedziem, jedziem, tylko nie przychodźcie do mnie z płaczem jak
zginiecie. - odparł Lughe.
W
tym momencie Kiazu zjechała po górze złota, wymachując swoją
bronią. Jednak elf mimo śliskiej i nie pewnej nawierzchni doskonale
unika jej ciosów. Nagle ognista neczanka gwałtownie zatrzymała
się, a jej miejsce zajął Otachi. Brzdęk stali rozniósł się po
całym pomieszczeniu. Obaj Panowie szybko wymienią ciosy swoimi
podwójnymi ostrzami, które w pięknym stylu, krzyżują się.
************
Tym
czasem po dłuższej chwili szamotania okazało się, że Kiazu wręcz
przykleiła się do kosztownej powierzchni.
-
Co jest u diabła? - spytała Kiazu.
-
Siostra strach Cie obleciał? - spytał złośliwie Hachi.
-
Odczep się, nie mogę się ruszyć. - odparła nerwowo Kiazu,
próbując sprawić aby jej nogi ruszyły się.
-
To pewnie pułapka ... - wtrąciła spokojnie i nieśmiało Rina.
-
No proszę Cię pułapka w środku skarbca... - odparła Diuna.
-
Em ... tak ... Lughe włada psychiczną mocą i bez trudu rozwiązał
psychiczne zagadki na naszej drodze ... i podejrzewam, że jest
wstanie również sam je robić ... - kontynuowała Rina.
-
Dobra zerknę... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie
używając mocy dodała: - Tam nic ... o kurcze ... tam rzeczywiście
jest pułapka.
-
Dasz radę ja rozbroić? - spytała Kiazu.
-
Myślę, że tak ... - odparła Diuna.
-
Dobra, to się pośpiesz ... tam się walka toczy a ja nie mogę brać
w miej udziału. - odpowiedziała Kiazu.
-
Co widzisz? - spytała dociekliwie i spokojnie Rina.
-
Hmm... takie dziwne macki ... które oplatają jej nogi... - odparła
Diuna.
-
Może spróbuj uderzyć w nie buzdyganem. - wtrącił chłodno Kurai.
-
Niech Ci będzie ... - odparła Diuna, a następnie z całej siły
przywaliła w jedną z macek.
W
tym momencie rozległ się przeszywający syk, a fioletowo-czerwona
macka gwałtownie puściła ognistą neczankę, jednocześnie
uwalniając ją.
-
Super! - uradowała się Kiazu, a następnie entuzjastycznie skacząc
dodała: - No to wracamy do gry!
-
Diuna, otocz nas swoją mocą. - stwierdził lodowato Kurai.
-
Eh ... nie chce mi się protestować ... - odparła Diuna, a po
chwili każdego z oddziału otoczyła delikatną, cienką i
przezroczystą barierą idealnie i indywidualnie dopasowaną do ich
ciał.
-
Ekstra! Prawie jak wygodne ciuchy! - stwierdziła Kiazu.
-
Pora skopać pewne cztery litery. - dodał ochoczo Hachi.
************
Wysoki,
mężczyzna ubrany w czarny T-shirt, oraz czarne jeansy, stoi na
wysokim filarze, po środku ogromnego skarbca. Dzięki czemu jego
delikatnie szalona i nieobliczalna twarz ozdobioną niebieskimi,
przeszywającymi oczami, zabrała nieobliczalnego wyrazu. Natomiast
całości jego mrocznego wyglądu dopełniają czarne postrzępione
włosy w totalnym nie ładzie, które skrywają jego lewe oko, oraz
przerażający uśmiech.
-
HAHAHAHA! - zaśmiał się złowrogo, Lughe rzucając
fioletowo-liliowe, odbijające się od wszystkiego wybuchające kule.
które skutecznie nie pozwalają się do niego zbliżyć.
Neczanie
chowają się za gurami kosztowności, ciągle zmieniając miejsce
swojego pobytu, aby uniknąć chaotycznego i nieobliczalnego ataku,
który bez trudu odbija się od wszelkich tarcz.
Nagle
narwana Kiazu nie wytrzymała tego ciągłego chowania się, więc z
impetem wyskoczyła na elfa i zaczęła bombardować go ognistymi
kulami, które po zetknięciu z wybuchającymi kulami przeciwnika,
owocowały jeszcze większymi i groźniejszymi eksplozjami, które
sprawiają, że cała komnata aż się trzęsie w posadach.
-
Kiazu przestań! - stwierdził Hachi, łapiąc siostrę.
-
Puszczaj mnie już ja mu dokopie! - odparła Kiazu wyrywając się i
nadal rzucając ognistymi kulami.
-
HAHAHAHA! Dzięki Tobie moje wybuchy nabrały na wspaniałej mocy.
Zwycięstwo jest moje! Tylko moje! - odezwał się Lughe, z
szaleńczym uśmiechem, a następnie dodał: - No dalej działaj!
-
Kiazu skończ! - wtrącił chłodno Kurai.
Na
te słowa ognista neczanka bardzo nie chętnie zaprzestała ataku,
więc Hachi puścił ją.
-
No co jest? Cykorzysz? - naciskał szaleńczo Lughe
-
Nie ... - odparła twardo Kiazu zaciskając pięści.
-
Przecież widzę, że się boisz ... Hahahaha ... boisz się
wielkiego elfa i bardzo dobrze. - nadal naciskał Lughe.
Nerwowa
i poirytowana Kiazu dała podjudzić się elfowi i wkrótce jej ręce
zapłonęły, a następnie dziewczyna z impetem ruszyła na
przeciwnika. Ognista neczanka dostała się blisko filara, a jej
płomienne ataki nawet nie dosięgały do śmiejącego się
przeciwnika, który doskonale wykorzystuje siłę eksplozji z
połączonych mocy.
************
Starcie
już tra dłuższą chwilę. Ognista neczanka intensywnie atakuje
elfa, swoimi atakami zmusiła go nawet do zejścia z wielkiego
filaru. Jednak szaleńcze starcie tych dwojga sprawia, ze reszta
neczan nie jest wstanie nawet zbliżyć się walczących. Potężne
wybuchające psychiczne kule, powodują kolorowe, głośne i nie
bezpieczne eksplozje, które pewnemu elfowi sprawiają nieopisaną
radość.
-
Hahahaha! Tak nędzny robaku! Próbuj! HAHAHAHA! - napawał się
szaleńczo Lughe.
Na
te słowa Kiazu coraz intensywniej atakowała przeciwnika, nagle
ognista neczanka przywołała swoją wspaniałą halabardę, rzucając
tym samym wyzwanie.
-
Chcesz powalczyć na serio? Proszę bardzo! - stwierdził groźnie
Lughe, przywołując dwa sztylety.
Wkrótce
wspaniałe ostrza krzyżowały się raz po raz. Jednocześnie w koło
nadal latały groźne i wybuchające bomby.
-
Kiazu opamiętaj się! - krzyczał Otachi, chowający się za stosami
kosztowności.
-
Daj spokój, ona i tak Cię nie słyszy! - odparła Diuna, kuląc
się.
-
Ona jest szalona! Kiazu ogarnij się! - dodał Hachi.
-
Lughe cały czas ją podjudza nie dogadacie się z nią! - dodała
Diuna
-
Jak zaraz nie przestaną to ta komnata runie i nas pogrzebie ... -
dopowiedział Otachi.
Następnie
rozmowa naszych bohaterów została zagłuszona przez kolejne
niesamowite wybuchy i brzdęk wszelakich kosztowności.
-
NORMALNIE ZARAZ OGŁUCHNĘ! - wykrzyknęła Diuna, chowając głowę.
-
CO?! - wykrzyczał Otachi, zasłaniając uszy.
-
KE? - dodał Hachi, zatykając uszy.
Wkrótce,
po kolejnej potężnej eksplozji wielkie góry, różnych wspaniałych
kosztowności niespodziewanie runęły i tym samym neczanie zostali
przez nie doszczętnie przysypani.
************
Tym
czasem Kiazu zajęta zaciętą wyrównaną i szybką walką, nawet
nie zwróciła uwagi na to, że wszystko się wali. Ciężka, szybka
i niesamowita wymiana ostrzy pozostawia jedynie kolorowe smugi, a
każde użycie ognia kończy się kolejnymi eklezjami. Po dłuższej
chwili upartej i intensywnej wymianie ciosów Lughe z wrednym
uśmiechem, odsłonił się. To był niewątpliwie idealny moment do
przeprowadzenia ataku, co za tym idzie ognista neczanka uśmiechnęła
się pod nosem i wystrzeliła kilka płomiennych pocisków, co
spowodowało kilka pomniejszych eksplozji. Jednak nagle dziewczyna
zaprzestała ataku.
-
Kiazu, proszę przestań ... pozabijasz nas ... - odezwała się
nagle Rina mocno wtulona w plecy ognistej siostry.
-
Rina nie wtrącaj się! - warknęła Kiazu, odtrącając wodną
neczankę.
Jednak
ta zaraz po upadku na ziemię po raz kolejny szybko rzuciła się na
siostrę i mocno łapiąc ja za policzki odwróciła jej głowę, w
kierunku zawalonych towarzyszy.
-
Zobacz ... On tylko czeka aż nas zabijesz ... opamiętaj się ... bo
tu zakończy się nasza przygoda! - stwierdziła szybko, nerwowo i
twardo jak na siebie, Rina.
Kiazu
początkowo chciała się wyrwać, jednak jej bystre, błyszczące
czerwone oczy zobaczyły rozpadającą się komnatę i przysypane
rodzeństwo, które z trudem próbuje wydostać się spod
kosztowności i gruzów.
-
Masz racje ... - odparła Kiazu, spuszczając z tonu, a następnie
dodała: - Dałam podejść się jak dziecko ...
W
tym momencie Lughe wystrzelił kolejne wybuchające, psychiczne kule,
które zostały wycelowane prosto w neczańskie siostry. Kiazu przy
pomocy swojej wspaniałej halabardy, skutecznie osłoniła siebie i
towarzyszkę. Jednak przy każdej eksplozji komnata coraz bardziej
pokrywała się szaro-czerwonym gęstym dymem.
-
HAHAHAH! MAM WAS! - stwierdził Lughe, patrząc przeszywającym
spojrzeniem i psychodelicznie śmiejąc się.
Następnie
elf wystrzelił dużą psychiczną kulę, która w zetknięciu z mocą
Kiazu, może spowodować tak potężną eksplozję, która bez trudy
doszła by do obozu maszyn. Atak bez trudu przebił się przez mgłę
i doszło do wybuchu. Zatrzęsła się cała komnata, z sufitu zaczął
spadać gruz, a wkrótce wszystko zniknęło pod grubą warstwą
szarego dymu. W tle słychać paniczne krzyki oraz złowrogi śmiech
elfa i odgłosy walących się ścian.
************
Po
dłuższej pełnej napięcia i niecierpliwości chwili gęsty, szary
dym. przepełniony pyłem opadł i odsłonił zgliszcza skarbca, a
wśród nich wygrzebujących się z pod gruzu i kosztowności,
kaszlących neczan, oraz zdezorientowanego Lughe, który zdecydowanie
nie dowierza w to co się stało.
-
Ehu Ehu ... normalnie kiedyś nabawię się pylicy ... - stwierdziła
krztusząca się Diuna.
-
Nie przesadzaj ... - dodał Hachi z trudem łapiąc oddech.
Tym
czasem Kiazu i Rina skulone, leżą na ziemi, osłonięte ciałem
elektrycznego neczanina, który własnym ciałem osłonił ich od
potężnego ataku przeciwnika.
-
Kurai? -zdziwiła się Kiazu otwierając oczy.
-
No cześć ...- odparł elektryczny neczanin puszczając towarzyszki.
Nagle
podłoga na której leżą, gwałtownie osunęła się i neczanie
wraz z gruzami i kosztownościami osunęli się kondygnację niżej.
Elektryczny neczanin niewiele myśląc ponownie złapał towarzyszki
i upadając na plecy uchronił je od upadku.
-
O rany! Ej żyjecie?!- wykrzyknął Otachi podbiegając do wielkiej
wyrwy w podłodze.
-
Tak - odparł chłodno Kurai, z trudem siadając.
-
Ej poradziłabym sobie! - wtrąciła Kiazu wstając.
-
Tak, Tak ... - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: - W
porządku?
-
Tak ... dzięki ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem i delikatnie
czerwieniąc się.
-
ALE JAK!? - wtrącił mocno poirytowany Lughe, stojący ponownie na
filarze.
-
Normalnie! Myślałeś, że takie byle co nas zabije? - odparła
groźnie Kiazu, pomagając wstać siostrze.
W
tym momencie psychiczny elf przywołał kilka fioletowo-niebieskich
kul, które wystrzelił w dziurę w podłodze. Nagle przed neczanami
pojawiła się Diuna, która przy pomocy swojego olśniewającego
buzdygana, chciała rozwalić lecący atak. Jednak okazało się, że
jej broń żywiołów nie niszczy kul, a odbija je.
-
Widzieliście to? - spytała zaskoczona Diuna.
-
CZAD! - stwierdził Otachi.
-
Czas skończyć tę zabawę. - odparł chłodno Kurai.
-
Popieram! - dodała Kiazu z uśmiechem.
-
A to niespodzianka.. - dodała zdeterminowana Diuna, uśmiechając
się pod nosem.
************
Kiedy
neczanie przypadkiem znaleźli sposób na psychiczne kule elfa, on
mimo że rzucanie ich sprawia mu ogromną radość, szybko z nich
zrezygnował, gdyż dzięki Diunie, nie przynosiły już pożądanego
skutku, jedynie sprawiały ból samemu Lughe. Co za tym idzie potężny
elf zmienił taktykę, jednak mocno naruszone mury i konstrukcja
podziemi, sprawia, ze wszystko w każdej chwili może runąć, a sam
skarbiec nie jest dobrym miejscem na intensywne starcie.
Tym
czasem Kurai swoją elektryczną kataną prowadzi bezpośrednią
walką z Lughe i jego sztyletami. W przeciwieństwie do Kiazu,
elektryczny neczanin jest równie szybki, jak nie szybszy od
przeciwka, co sprawia, że ten musi dać z siebie wszystko, co jest
bardzo trudne po wyczerpującym starciu z ognistą neczanką, więc
teraz cała uwaga elfa skupia się na Kurai'u i jego atakach.
-
Muszę
się na nim skupić! Widziałem jak walczą ... wykańczające ciosy
to jego specjalność, a skoro nie pozwalam mu odejść od siebie i
cały czas go obserwuję to nie ma szans aby mnie pokonali! -
zamyślił się Lughe, atakując elektrycznego neczanina.
Nagle,
kiedy psychiczne ostrze prawie dosięgło ciała Kurai'a, ten złapał
przeciwnika za nadgarstek i energicznie wykręcił mu rękę i
obrócił go plecami do siebie. Dzięki temu sztylet z niesamowitym
brzdękiem upadł na kosztowności. Jednak elf wykorzystał to na
swoją korzyść i w tym momencie, robiąc efektowne salto
przeskoczył Kurai'a i tym samym zmusił go do puszczenia. Następnie,
kiedy Lughe tylko poczuł luz zaszarżował na neczanina, który
jednym silnym kopnięciem, odrzucił go od siebie, zanim przeciwnik
zbliżył się do niego. Jednak szaleńczy elf szybko wyhamował i
ponownie zaszarżował na elektrycznego neczanina i po dłuższej
wymianie ciosów Lughe zablokował lewy bark przeciwnika, po czym
jednym szybkim ruchem uderzył jego plecami o ziemię. Kurai nie
pozostał mu dłużny i kiedy jego plecy tylko dotknęły ziemi,
szybko podkulił nogi, a następnie wyprowadził nimi potężny cios
w brzuch oponenta. Elf bezwładnie odleciał spory kawałek od
przeciwnika, który wykorzystując swój atak szybko i efektownie
ponownie stał na nogach. Lughe wypluł odrobinę krwi, po czym z
nieokiełznanym wzrokiem szaleńca, ponownie zaszarżował. Na ten
ruch elektryczny neczanin zrobił wślizg, zmuszając przeciwnika do
przeskoczenia go. W ten Kurai, kiedy tylko elf ponownie dotknął
podłoża, podciął go, gwałtownie się obrócił i i bardzo mocno
uderzył oponenta pięścią w twarz. Ten tylko wrednie się
uśmiechnął i powiedział:
-
Ty ... Tylko na tyle cie stać?
Następnie
szybkim i sprawnym ruchem elf wymknął się z pod ataków neczanina
i wstając uderzył go pięścią w twarz. Jednak ten z automatu
oddał przeciwnikowi równie potężnym ciosem. Lughe zachwiał się
na nogach, ale szybko wrócił do szaleńczego atakowania.
************
Obaj
niesamowici Panowie z dużą szybkością walczą na jak najbardziej
serio. Jednak reszta oddziału nie zwraca na nich większej uwagi
jedynie chodzi po całym pomieszczeniu i swoimi broniami żywiołów
co i rusz uderza w rozpadające się podłoże, z godnie z
instrukcjami Diuny, która spogląda na całe pomieszczenie swoją
nową mocą.
-
Kiazu uderz tam. - stwierdziła Diuna pokazując miejsce na podłodze.
-
Ok! - odparła Kiazu, a następnie uderzyła ostrzem halabardy
wskazane miejsce, co spowodowało ujawnienie się dziwnej fioletowej
i delikatnej fali uderzeniowej.
-
Otachi! Kolejne jest tam przy wejściu! - stwierdziła Diuna.
-
Zajmę się tym! - odparł Otachi z uśmiechem.
************
Lughe
stoi na jednej z nielicznych już górek kosztowności i z szaleńczym
uśmiechem, strzela swoimi psychicznymi kulami. Jednak Kurai
doskonale uchyla się od nich, wykonując przy tym salta, podskoki i
inne akrobacje.
-
Kurai wszystkie ... -
stwierdziła nagle Rina w słuchawkach.
Na
te słowa elektryczny neczanin nieznacznie uśmiechnął się pod
nosem i z niewiarygodną szybkością ruszył na przeciwnika,
jednocześnie omijając jego wybuchając kule. Nagle Kurai zniknął,
zdezorientowanemu przeciwnikowi z oczu. Lughe panicznie rozglądał
się po rozpadającym się pomieszczeniu. W ten elektryczny neczanin
pojawił się tuż za przeciwnikiem i naelektryzowanym kopniakiem
uderzył oponenta w twarz. Elf przeleciał przez pół sali, złowrogo
śmiejąc się. Po chwili od zatrzymania się usiadł i z
niedowierzaniem spoglądał na pomieszczenie.
-
Co jest? Moje pułapki powinny zadziałać! - stwierdził poirytowany
Lughe.
-
Rozbroiliśmy je.- stwierdziła dumnie Diuna z uśmiechem.
-
Nie tylko Ty używasz tu mózgu ... - dodała Kiazu.
-
Zapłacicie mi za to! - wykrzyknął Lughe stając na równe nogi.
-
Dawaj! - odparła Kiazu, zniżając się delikatnie na nogach.
-
Z przyjemnością! - odparł elf, a następnie przez jego głowę,
przegalopował natłok myśli: -
Zaraz, ona ma skupić moją uwagę ... uważa mnie za głupiego ...
zajmę się nią a finiszer zniknie i wkrótce mnie wykończą... nie
pójdzie wam ze mną tak łatwo ... przejrzałem was ... nie jestem
głupią bestią ... mam więcej inteligencji niż wy wszyscy razem
...
Po
chwili Lughe szybko rozejrzał się po pomieszczeniu i wymierzając
cios, w mgnieniu oka dobiegł do Kurai'a, po czym chłodno
powiedział:
-
Nie dam ci z niknąć! WALCZ!
-
Jak sobie życzysz ... - odparł lodowato Kurai, blokując cios.
Następnie
nastąpiła bardzo szybka i energiczna wymiana różnych ciosów.
Brak pułapek daje nowe możliwości atakowania i brak ograniczeń.
Ręce Lughe otacza fioletowa aura, która dodaje im szybkości i
swego rodzaju złudzenia, tymczasem ręce Kurai'a otoczone są
jedynie przez kilka pojedynczych wyładowań. Nagle elektryczny
neczanin złapał przeciwnika za głowę i jednym szybkim ruchem,
uderzył nią o swoje prawe kolano, po czym z dużą siłą uderzył
go w plecy i odskoczył. Lughe z krzykiem upadł na ziemie, jednak
mimo ogłuszenia szybko ponownie stanął na równe nogi i
zaszarżował na elektrycznego neczanina. W ten Kurai'a otoczyły
brązowe kamienie, a Hachi stojący za elfem powiedział:
-
Ziom, ja też chce trochę uwagi.
-
Spieprzaj! Ty mnie nie interesujesz! - wrzasnął Lughe, a następnie
zamachnął się na ziemnego neczanina.
W
tym momencie zawiał silny i chłodny wiatr, który uniósł elfa
wysoko w powietrze, a następnie znikł szybciej niż się pojawił.
Lughe co prawda uderzył plecami o sufit ale swobodnie spadając, bez
trudu wylądował na własnych nogach.
-
Dobra zabawa i mnie się należy. - stwierdził Otachi z uśmiechem
godnym chochlika.
-
TY GÓWNIARZU! - wykrzyknął stanowczo elf, otaczając się
fioletową aurą.
Nagle
szaleniec został oblany ogromną ilości wody, a nieśmiała Rina,
powiedziała:
-
Wybacz ...ale musisz ochłonąć...
Tymczasem
zanim elf zdążył zareagować, Diuna wystrzeliła w niego swoja
niesamowitą energią i mocno go odepchnęła.
************
Szybki
i precyzyjny elf, dzielnie odpiera ataki neczańskiego rodzeństwa i
jednocześnie cały czas śledzi Kurai'a i stara się aby ten nie
znikł mi z oczu. Kolorowe ataki doskonale absorbują uwagę
przebiegłego
Lughe. Nagle Kiazu, otoczona różowo-czerwonym płomieniem,
korzystając z okazji zamachnęła się swoją wspaniałą halabardą,
do kończącego ataku. Jednak nagle jakaś niesamowicie szybka,
fioletowa smuga wyprzedziła neczankę, a całe pomieszczenie spowiła
dziwna zielono-fioletowa, dusząca i gęsta mgła, która skutecznie
ograniczała widoczność. Otachi, niewiele myśląc przywołał
silny wiatr, który sprawia wrażenie, że wieje zewsząd. Nie minęła
nawet chwila kiedy cała dziwna mgła została rozwiana na wszystkie
strony świata. W tym momencie cała podniszczona komnata, stała się
doskonale widoczna. Pierwsze co zaskoczeni neczanie zobaczyli to
zakrwawiona głowa Lughe, leżąca na ziemi, nieopodal zmasakrowanego
ciała. Nagle do głowy elfa podszedł wysoki mężczyzna,
wyglądający delikatnie jak cień. Ubrany jest on w czarny strój, z
zielonymi wstawkami, skrywający praktycznie całe ciało przybysza.
Jedyne co widać to bardzo długi, demoni ogon, czarne krótkie włosy
oraz spore żółte, przenikliwe oczy, które mrożą krew w żyłach
i skupiając całą uwagę.
-
Ej! Zabrałeś mi atak kończący! - krzyknęła niezadowolona Kiazu.
-
Trudno, jego głowa jest mi potrzebna. - odpowiedział spokojnie,
chłodny, znajomy głos.
-
Lepsza jego głowa niż nasza. - dodała Diuna.
-
Tym razem, i chociaż Was pamiętam, to mnie nie interesujecie. -
odparł chłodno przybysz.
-
To my się znamy? - spytała Diuna.
-
Tokage Aneisoen, dawno się nie widzieliśmy. - wtrącił chłodno
Kurai.
-
Widzę, że mnie pamiętasz. - odparł Tokage, a następnie dodał: -
Dzisiaj interesuje mnie tylko jego głowa i jeszcze pijące serce,
oraz nagroda za nie, jeśli nie wejdziecie mi w drogę to ja również
Wam nie wejdę.
-
Ej!
-
Kiazu skończ! - stwierdził twardo Kurai, powstrzymując ognistą
neczankę, a następnie stanowczo dodał: - Lepiej już idź.
-
Mądra decyzja. - odparł chłodno przybysz a następnie w mgnieniu
oka znikł z pomieszczenia.
-
Dlaczego mu na to pozwoliłeś? Przecież to skrytobójca! -
stwierdziła nerwowo Diuna.
-
W tym momencie nie obchodzi mnie to. Dzisiaj nie jesteśmy
przeciwnikami ... - odparł chłodno Kurai.
-
Dziwny jesteś ... - odparła Diuna.
-
E tam ... dzisiaj walka z nim nie miała najmniejszego sensu, a na
dobrą sprawę pomógł nam w naszym zadaniu. - stwierdził Hachi.
-
Dobra ziomki, skoro nie mamy tu już nic do roboty to czas się w
końcu zbierać. - dodał Otachi.
-
Taaaa... tylko jak zamierzasz stąd wyjść? - spytała Diuna.
-
Ja jestem wstanie pomóc Wam w tej kwestii.... -
rozległ się donośny znajomy głos dochodzący zewsząd.
Kiedy
niesamowity głos zamilkł cała komnata spowiła się jaskrawym,
kującym w oczy i oślepiającym światłem.
************
Niewielkie
ponury pokój, który jest praktycznie pusty. Obskurne, podrapane
pomieszczenie jest w bardzo opłakanym stanie, rozpadająca się
podłoga trzeszczy przy każdym ruchu, a cały pokój wygląda jakby
za chwile miał się zawalić.
-
Byliśmy już tutaj ... - stwierdziła Diuna rozglądając się po
ciemnym pomieszczeniu.
-
Tutaj wszystko się zaczęło. - dodała Kiazu, która przywołała
ogrom intensywnych, płomiennych świetlików.
Nagle
w pomieszczeniu pojawił się ogrom niebieskich, świetlistych istot
w postaci wspaniałych kulek.
-
Macie racje ... przenieśliśmy Was w ostatnie bezpieczne miejsce
które znacie -
rozległ się donośny znajomy głos.
-
Miło wiedzieć, a już myślałam, że to był sen. - odparła
Diuna.
-
Nic Wam się nie śniło ... - kontynuował
donośny znajomy głos, który po chwili dodał: -
Dziękujemy za pomoc i pomszczenie naszych towarzyszy... a co za tym
idzie pozwalamy odejść Wam spokojnie, z naszego domu ...
-
Spoko ... staraliśmy się. - odparła Kiazu.
-
Luz, w takim układzie zaraz się zmywamy. - dodał Hachi.
-
Szkoda, ze nie zdążyłam zobaczyć jak działa nasza moc ... -
kontynuowała Kiazu.
-
Widać, była tylko dodatkiem do waszych wspaniałych umiejętności
-
odparły świetliste istoty.
-
Coś w tym jest. - odparła Kiazu.
-
Dobra, a nie dostaniemy jakieś nagrody? - spytała Diuna.
-
Nagrodą jest wasze życie, według praw skarbca nie powinniście już
żyć... każdy kto tam wchodzi wychodzi martwy. Wy macie zaszczyt
wyjść z niego żywi., bo nasza wdzięczność nie ma granic... -
odpowiedziały istoty.
-
Skoro tak stawiacie sprawę... - odparła Diuna, a następnie dodała:
- Dobra ferajna idziemy!
-
Pewnie! - odparli zgodnie neczanie.
-
Traficie do wyjścia? -
spytały chłodno świetliste istoty.
-
Tak. - odparła pokornie Rina, a następnie przyjaźnie dodała: -
Dziękujemy za waszą hojność.
-
Cała przyjemność po naszej stronie, a teraz idźcie już ...
chcemy zaznać spokoju ... -
odparły spokojnie istoty.
************
Zmęczeni,
ale zadowoleni z siebie neczanie przechodzą właśnie przez główne
wejście do kurortu. Jest już bardzo późna noc, więc jedynym
oświetleniem są płomienne świetliki Kiazu. Nasi bohaterowie za
plecami zostawiają ruiny kurortu, które o tej godzinie wyglądają
jeszcze straszniej niż za dnia.
-
Aż mnie ciarki przechodzą od tego miejsca. - stwierdziła Diuna.
-
A mnie nie. - dodała radośnie Kiazu.
-
Po tej przygodzie tym bardziej w 300 epizodzie nie opuszczam łóżka.
- kontynuowała Diuna.
-
Tak, tak ... już to mówiłaś. - odparł Otachi.
-
E tam, nie znasz się! Świetna przygoda nam się trafiła. - dodała
Kiazu.
-
Taaa... a swoją drogą jakim cudem Tokage się tu przeteleportował?
Sądziłam, że teleportacja wysiadła ... - odparła Diuna.
-
Nie przeteleportował się, jako assasin jest wystarczająco szybki
aby wbiec i wybiec, będąc nie zauważonym. - odarł chłodno Kurai.
-
No dobra ... - odparła Diuna.
-
Szczerze mnie bardziej ciekawi, czemu te świetliste istoty, po tym
wszystkim co dla nich zrobiliśmy tak szybko chciały się nas
pozbyć? - spytała Kiazu.
-
Widocznie ich gościnność ma granice. - odparł chłodno Kurai.
-
Jakoś to do mnie nie przemawia. - odparła Kiazu.
-
A do mnie tak. - dodał Otachi.
-
Posłuchaj jesteśmy w mundurach i masę czasu spędziliśmy w tym
miejscu. - odparł Kurai.
-
A co to ma do rzeczy? - spytała Diuna.
-
Pewnie to, że zwykle oddziały nie chodzą samopas, a co za tym
idzie, każda kolejna minuta przebywania tam, sprawiała, że do
kurortu mogło się zwalić się masę wojskowych. - odparł Hachi.
-
Którzy musieli by zginąć, według tam prawa tego kurortu. - dodał
Otachi.
-
Dobra to bardziej do mnie przemawia. - odparła Kiazu.
-
Spoko ... - dodała Diuna, a następnie dopowiedziała: - Wszystko
ładnie pięknie, ale te straszydła i duchy muszą iść za nami?
-
Chcą mieć pewność, że opuścimy kurort ... myślę, że niedługo
nas zostawią. - odparł chłodno Kurai.
-
Oby ... - odparła Diuna.
-
To co ostanie spojrzenie na kurort? - stwierdził Hachi odwracając
się.
Wkrótce
wszyscy odwrócili się. Wspaniała księżycowa i bardzo jasna noc,
pięknie i niesamowicie oświetla połączone ze sobą i piętrowe
ruiny kurortu, stworzone na planie kół. Kolorowe budynki w
komponowane w drzewa i inna zieloną roślinność wyglądają
niezwykle mroczno i wręcz biją dziwnym żółtawym blaskiem.
Neczanie, przepełnieni wielkim przerażeniem wręcz zastygli, w
paraliżującym bezruchu. W koło opuszczonego kurortu porusza się
ogrom zjaw, duchów i innych straszydeł, które w intensywnym
świetle księżyca wyglądają szczególnie przerażająco.
-
Prze ... przerażające miejsce ... - wydukała przestraszona Rina,
delikatnie wtulając się w ukochanego.
Kurai
spokojnie objął wodną neczankę i odwracając się od ruin
kurortu, chłodno powiedział:
-
Spokojnie to tylko stare ruiny, zamieszkałe przez pewne istoty ...
nie ma w tym nic strasznego ...
-
Taaa... - stwierdziła Diuna, odwracając się.
-
Skoro tak mówisz Ziom ... - dodał Hachi.
-
Coś w tym jest ... - dopowiedział Otachi.
-
Całkiem możliwe. - stwierdziła Kiazu.
Następnie
wszyscy neczanie, odprowadzani wzrokiem ciekawskich zjaw, udali się
w kierunku obozu maszyn.
************
Po
dłuższej chwili wędrówki, przez ciemny, nocny las strudzeni
neczanie w końcu dotarli do obozu maszyn, gdzie cichaczem przemknęli
się do obozowej stołówki. Nasi bohaterowie nie zapalili w niej
światła, jedynie jeden samotny świetlik Kiazu, który daje
niewiele więcej światła co latarka, oświetla pomieszczenie.
Jednak to w zupełności wystarcza neczanom. Wkrótce okazało się,
że na jednym z podłużnych stołów, kolacja zapakowana w termosy
czeka na nich.
-
No i to rozumiem. - stwierdził Hachi.
-
Wreszcie szama! - dodała Kiazu z uśmiechem.
-
Kurcze ale wydaje się być już letnia. - stwierdził Otachi
dotykając termosy.
-
Spoko, loko to żaden problem. - odparła Kiazu mrugając okiem, a
następnie przy pomocy jedynie swojej prawej dłoni szybko i sprawnie
podgrzała termosy z jedzeniem. Po czym energicznie powiedziała: - I
po sprawie.
-
Super! - odparli zgodnie i radośnie wszyscy.
-
Jemy tutaj czy w naszych pokojach? - spytała Diuna.
-
W sumie możemy zjeść w pokojach. - odparł chłodno Kurai.
-
Spoko! - odparli zgodnie bracia.
Po
chwili neczanie zgarnęli termosy i wyszli z metalowego budynku.
Jednak zaraz po wyjściu zobaczyli dwójkę znajomych oficerów,
którzy właśnie zmierzali do ich strefy mieszkalnej.
-
O hej! - stwierdzili radośnie neczanie.
-
No dzieciaki, wreszcie wróciliście. - stwierdził Inkerem.
-
Ojciec odchodzi od zmysłów, lepiej idźcie do niego. - dopowiedział
Tajhal.
Następnie
obaj oficerowie, którzy wrócili do swojej poprzedniej dyskusji
udali się do swoich kwater.
-
Jak sądzicie czeka nas bura? - spytała Diuna.
-
A bo ja wiem... - odparła Kiazu.
-
Spokojnie porozmawiam z nim. - odparł chłodno Kurai, a następnie
chłodno dodał: - Idźcie do siebie, a ja pójdę rozmawiać z
Aluf'em ...
-
Na pewno Ziom? - spytał Otachi.
-
Tak.... - odparł chłodno Kurai odchodząc.
-
No dobra Ziom ... - odparł Hachi.
-
To nie zjesz z nami kolacji? - spytała Kiazu.
-
Później zjem, teraz lepiej uspokoić Hetto. - odparł chłodno
Kurai.
-
W sumie racja. - odparła Diuna.
-
Kurai .. - stwierdziła niepewnie Rina podbiegając do elektrycznego
neczanina.
Na
te słowa Kurai zatrzymał się i z rękami w kieszeniach, odwrócił
w kierunku swojego oddziału, a wodna neczanka nieśmiało spytała:
-
Kurai mogę iść z Tobą?
-
Tak. - odparł chłodno Kurai, ponownie odchodząc.
Rina
uśmiechnęła i entuzjastycznie udała się za ukochanym, który
delikatnie zwolnił kroku.
-
A my co do łóżek czy jednak idziemy z nimi? - spytała Diuna.
-
Zostawmy ich ... - stwierdził Hachi.
-
Szczerze wole odpoczynek niż rozmowę z poddenerwowanym Hetto. -
dodał Otachi.
-
To tak jak ja! W sumie jedyne czego pragnę to ciepła kąpiel i
łózko ... - odparła Diuna.
-
Mi dorzuć jeszcze masażyk od Riny i będę w niebie. - dodała
Kiazu mrugając okiem.
-
To idziemy do Was, może też się załapiemy. - odparł Hachi.
-
I po miłym wieczorze. - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
-
Daj spokój i tak będzie miło. - odparła Kiazu z uśmiechem.
************
Spora,
zniszczona, ponura komnata, w której po lewej stronie od wejścia
znajduje się, skryta w mroku i oświetlona jedynie przez księżyc,
drewniana skrzynia, przypominająca zabudowaną ramę wielkiego
małżeńskiego łoża. Natomiast po prawo od wejścia znajdują się
wielkie okna, przez które wpada przyjemny biały blask. Dodatkowo
ciemna, wypakowana, drewniana podłoga i odklejająca się ze ścian
tapeta podkreślają mroczny klimat tego ponurego pomieszczenia.
Nagle na ramie łózka pojawiła się ciemna, poważna, wysoka postać
obdarzona długim ogonem. Wkrótce w pokoju pojawił się ktoś
jeszcze. Mianowicie
ogromny potwór wyglądający jakby był zrobiony co najmniej z
miliona świetlistych zjaw zwanych Glazy. Ciężko określić jego
szalony wygląd, jednak widać, że ma on podłużną mordę, oklapłe
uszy, dużo "futra" oraz długie pazury. Dodatkowo jest w
różnych odcieniach bieli, niebieskiego, fioletu oraz zieleni i
towarzyszą mu świetliste kule w przeróżnych kolorach i pomimo
swojej całej otoczki wygląda całkiem potulnie i łagodnie.
-
Do czego to doszło, aby zleceniodawca spóźniał się aby mi
zapłacić. - odezwał się mroczny jegomość.
-
Miałem jeszcze coś do załatwienia, to Twoja zapłata... -
odarł świetlisty stwór, rzucając wielką sakiewkę wypełnioną
z kosztownościami, pod nogi swojego towarzysza.
-
Tyle to miałem dostać jak przyjmowałem zlecenie, dzisiaj stawka
jest większa.
-
To prawda co o Tobie mówią ... masz szczęście, że te dzieciaki
wypruły mnie z sił ... trzymaj ... -
odpadł potwór rzucając kolejny worek z nagrodą.
-
Teraz mówisz z sensem. Miło robić z Tobą interesy...
************
Spory,
kwadratowy, metalowy pokój o różowo-błękitnych ścianach, który
jest połączeniem dwóch kontenerów. Znajdują się tam trzy białe
łózka, pomiędzy którymi stoją ciemnobrązowych szafek, które
stoją na wprost wejścia pod oknem. Natomiast po prawo od wejścia
znajdują się kolejne drzwi. Zmęczeni neczanie wygodnie siedzą na
niepościelonych łóżkach i zajadają się pyszną i ciepłą
kolację, oraz rozmawiają.
-
Wreszcie pyszne jedzenie! - stwierdził zadowolony Otachi z uśmiechem
godnym chochlika.
-
Kucharze dają radę! -dodał Hachi.
-
Ujdzie ... ważne że sycące. - dopowiedziała Diuna.
-
Ważne, że pyszne. - dodała ochoczo Kiazu, a następnie dodała -
Swoją drogą, to trochę głupie, że Kurai i Rina nie jedzą z
nami.
-
Wiesz Siora, dowódca ma też swoje obowiązki ... - odparł Hachi.
-
Taa... papierkową robotę ... - dodała Diuna.
-
Nie do końca ... - stwierdził Hachi.
-
Wiesz my to odbieramy tak, że Kurai w tej chwili dźwiga na barkach
brzemię całej naszej drużyny ... On zbiera pochwały za nas ...
jak i zbiera ochrzany jak coś nam nie wyjdzie .. - dodał Otachi.
-
On nas reprezentuje, a z drugiej strony rozbija z nami obóz i
wykonuje różne inne obowiązki które wykonuje każdy z nas .. -
dopowiedział Hachi.
-
Kurai jest liderem i ma obowiązki, które musi wykonać dla naszego
dobra ... - dodał Otachi.
-
W sumie to trzyma się kupy ... w końcu lider to nie tylko zaszczyty
ale też obowiązki. - stwierdziła Kiazu.
-
Coś w tym jest ... ale od zjedzenia z nami korona z głowy by mu
nie spadła ... - powiedziała Diuna.
-
Tak, ale jak Hetto się wpieni to da nam popalić ... - stwierdziła
Kiazu.
-
I kto to mówi ... - odparła Diuna przewracając oczami.
-
Wiesz, kara uwięzienia w obozie, bez rozrywek to dla mnie największa
kara ... której wolałabym uniknąć ... a co za tym idzie Kurai z
nim pogada a Rina udobrucha i będzie git. - dodała Kiazu.
-
Co racja to racja. - odparła Diuna.
************
Wspaniała
księżycowa i bardzo jasna noc, pomału się kończy. Pięknie i
niesamowite, blade promienie księżyca, jeszcze oświetlają ruiny
starego kurortu. W koło tego niezwykłego miejsca porusza się
ogrom zjaw, duchów i innych straszydeł, które przy mocnych
trunkach, tańcach i śpiewach dobrze się bawią. Ne jednym z koców,
w towarzystwie zjaw zasiada ogromna świetlista bestia i biesiaduje w
najlepsze.
-
Dzisiaj jesteś bestią? -
spytała jedna z zjaw.
-
Tak, dzisiaj świętujemy wspólnie ... -
odparła świetlista bestia z wyraźnym zadowoleniem.
-
Rozumiem w końcu mamy ku temu powód....
-
Dokładnie ....
-
A to że strasznie oschło ich potraktowałeś ... nic nie zmienia...
-
stwierdziła jedna z zjaw.
-
Tak nie zmienia nic -
odparła bestia.
-
No wiesz co ... oni nam pomogli a Ty nawet nie zaprosiłeś ich do
świętowania! Mało tego przepędziłeś ich jak intruzów... -
stwierdził pewien duch.
-
Zrobili coś wielkiego, jestem im wdzięczny, ale to nie zmienia
faktu, że od samego początku byli intruzami ...
-
Swoimi czynami zasłużyli aby z nami świętować
-
Masz
rację, jednak lepiej dla nich, że ich tu nie ma ... nie wszyscy z
nas byli by szczęśliwi ... zadbałem o ich dobro ... dobrze o tym
wiesz ... to była najlepsza decyzja ..
-
No wiem ... w końcu widziałam jak płaciłeś temu obcemu, co
siedzi i pije trunki w budynku ...
-
Dobrze wiesz kim on jest i dlaczego z nim tak postąpiłem ...
-
Wiem, wiem ... jednak moje zdanie znasz ...
************
Spora
metalowa i całkiem skromna komnata o wspaniałych żółtych,
dobrze absorbujących światło żyrandola, ścianach, za czarnym
masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi Hetto, który
nerwowo gryzie końcówkę długopisu i już na pierwszy rzut oka, że
nie ma głowy do wypełniania dokumentacji czy zajmowania się swoimi
obowiązkami.
-
No gdzie oni są? Strasznie długo ich nie wracają ... -
zamartwiał się zamyślony dowódca.
Nagle
w pokoju rozległo się stanowcze pukanie do drzwi. Jednak zamyślony
Hetto nie zareagował na nie. Dopiero jak pukanie kilkukrotnie się
powtórzyło, powiedział:
-
Proszę.
W
tym momencie drzwi otworzyły się i biura dowodzącego weszła
nieśmiała Rina, a wraz z nią chłodny Kurai.
-
Cześć Hetto. - stwierdziła pokornie wodna neczanka.
-
No na reszcie jesteście! - stwierdził radośnie Hetto, a po chwili
dodał: A gdzie reszta stało się coś?
-
Spokojnie, udali się do swoich pokoi aby odpocząć. - odparł
chłodno Kurai.
-
Rozumiem, ale dzieciaki nie mogliście się odezwać? - naciskał
poddenerwowany Hetto.
-
Hmm... sam mówiłeś, że mamy się odezwać jak byśmy mieli
kłopoty, a skoro nie odzywaliśmy się to oznacza, że nie działo
się nic z czym sobie nie poradziliśmy. - odparł Kurai.
-
Racja, ale na przyszłość dawajcie znaki życia. - odparł Hetto.
-
Jak sobie życzysz. - odpowiedziała pokornie Rina.
-
No dobrze, to opowiadajcie jak spędziliście dzień? - spytał
Hetto.
-
Mieliśmy kilka sesji zdjęciowych ... - odparła pokornie Rina.
-
I na tym zszedł Wam cały dzień i prawie cała noc? - wtrącił
Aluf.
-
Znasz nas, umiemy znaleźć sobie zajęcie. - odparła chłodno
Kurai, a następnie dodał: - Przynajmniej nie musiałeś nas
niańczyć w obozie, tylko sami się sobą zajęliśmy.
-
Masz racje. - stwierdził Hetto uspokajając się, a po chwili
spytał: - A co powiecie o samych ruinach?
-
Dużo kurzu i chociaż ledwo stoją to myślę, że spokojnie postoją
przez wieki. - odpowiedział chłodno Kurai.
-
Myślisz, że dadzą się zaadaptować na bazę? - spytał Hetto.
-
Nie sądzę ... aby powstała tam stała baza, trzeba było wydać
ogrom pieniędzy jednak są nie warte zachodu. - odparł chłodno
Kurai.
-
Dobrze, a co tymczasowym obozem? - spytał Aluf.
-
Hmm... Nie rozsądnie byłoby go tam zakładać. - odparł Kurai.
-
Dlaczego? - spytał Hetto.
-
Myślę, że w razie ataków to by było pierwsze miejsce do
sprawdzenia, czy ktoś się tam nie ukrywa. Dlatego prowadząc swój
odział rozbiłbym obóz poza granicami kurortu, aby trudniej było
nas znaleźć. - odparł elektryczny neczanin.
-
W
końcu po co ukrywać się w oczywistym miejscu .. -
stwierdził Hetto pod nosem a następnie dodał: - Czyli te ruiny nie
przydadzą się żadnej ze stron?
-
Owszem. - stwierdził chłodno Kurai.
-
To w sumie dobrze. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Opowiedzcie
mi więcej o tym miejscu.
************
Hachi
i Otachi już od jakiegoś czasu są w swoim pokoju, gdzie ziemny
neczanin przebiera się do spania, a wietrzny neczanin leżąc na
swoim łóżku, prowadzi sms'ową rozmowę z swoją ukochaną.
-
Bro ale była przygoda co? - spytał Hachi.
-
Pewnie. - odparł Otachi z uśmiechem.
-
Opowiadasz Hyacin o naszej przygodzie?
-
Hmm... nie do końca .. dawkuję jej trochę informacji ... wszystko
opowiem jej jak się spotkamy
-
Rozsądnie Bro. - pochwalił Hachi.
-
Proste. - odparł Otachi mrugając okiem, a po chwili dodał: - Nie
mogę się doczekać jutra i treningu z maszynami.
-
Ja też Bro, ja też.
-
Dobra Bro idziemy spać, aby ranek szybciej nastał. - stwierdził
Otachi z uśmiechem.
************
Diuna
leży na brzuchu, okupując swoje łóżko, tymczasem wycierająca
włosy Kiazu, siedzi na swoim łóżku.
-
Hehehe ... marzyła Ci się kąpiel i co? - spytała się Kiazu.
-
Nie mam siły się podnieść. - odparła Diuna, klejąc się do
łóżka.
-
Właśnie widzę, ja tam wolałam zmyć siebie te ruiny.
-
Tiaa... zrobię to jak wstanę ... hmm... swoją drogą Rina coś
długo nie wraca ...
-
Masz racje, ale pewnie siedzą i tłumacza się Hetto.
-
Ciekawe ile mu powiedzą?
-
Zapewne nie wiele ... w końcu mamy nie rozpowiadać o pewnych
rzeczach.
-
Taaa ... a po co Rina z nim polazła?
-
Pewnie, aby pobyć z nim ...
-
Przecież cały dzień z nim przebywała ... no ja nie wiem ... jak
tak dalej pójdzie to wpadną i będą kłopoty...
-
Nie przesadzaj, ona tylko spędza z nim czas ... po za tym Kurai
zadba o to aby nikt w obozie nie wiedział, że są parą... o to
możesz być pewna.
-
W końcu ten jego chłód się na coś przyda.
-
Heh ... no jest jaki jest i nie zmienisz go ... i tak się na nas
sporo otworzył od samego początku ...
-
W sumie racja, ale i tak ten jego chłód mnie dobija ...
-
E tam przesadzasz ... da się przywyknąć ...
-
Być może ... jednak ja wole cieplejszych ...
-
Heheheh ... a mi on odpowiada. - odparła Kiazu mrugając okiem, a
następnie dała: - Swoją drogą tym razem przynajmniej nie
wparujesz im z pretensjami.
-
Oj cicho ... to była kwestia dwuznaczności, tak jak z Twoim
gotowaniem.
-
Uwierz mi, że nie jeden chciałby się pokroić za takie gotowanie.
-
W to nie wątpię... swoją drogą jak sądzisz Tokage
rzeczywiście miał zlecenie na Lughe?
-
To bardzo prawdopodobne, w końcu on nie należy do istot które
robią coś bo są miłe ...
-
Racja ... ale czy to nie dziwne, że od tak się pojawił?
-
Jest niesłychanie szybki... i bardzo możliwe, że polował na kogoś
w tej okolicy ...
-
Tak strach się bać ... Chifuin go wynajął i trzeba poinformować
Hetto...
-
Wiesz co ja myślę, ze aktualnie nie miał innego zlecenia ...
-
Czemu tak myślisz?
-
Bo jakby miał i mimo wszystko wybrał by Lughe to oznaczałoby ze za
tego elfa dostałby większą nagrodę, niż np. za Hetto, a w to
raczej wątpię...
-
Jak o tym mówisz, to rzeczywiście ma sens ... w końcu za głowę
Aluf'a ktoś pewnie dałby dużo więcej niż za głowę, jakiegoś
złodziejaszka ...
-
No widzisz, więc pewnie był nie daleko wyczuł jego energię,
przybiegł i korzystając z okazji zabił proste ... ważne, że my
nie musieliśmy z nim użerać ...
-
O tak ... co to, to tak
************
Kurai i Rina udzielili przełożonemu prawdziwych informacji o ich dniu, jedynie delikatnie okrawając wydarzania. W końcu Hetto pytał o ruiny kurortu, a nie jego podziemia. Dodatkowo Kurai odbył szybka rozmowę z Generałem Rudym, który miał mu coś do przekazania. Zmęczeni kochankowie po długiej i wyczerpującej rozmowie z oficerem, udali się pod pokój dziewczyn.
-
To był ciężki dzień ... - stwierdziła przyjaźnie Rina.
-
Owszem ... - odparł chłodno Kurai.
-
Kurai ... może chciałbyś ... jakieś leczenie ... czy coś ..
-
Dziękuję, poradzę sobie
-
Rozumiem .... - odparła Rina delikatnie smutniejąc
-
Jednak, nie pogardził bym masażem ... - odparła chłodno Kurai.
-
Naprawdę? - spytała radośnie Rina
-
Tak, naprawdę ... Co prawda nie przepadam, za dotykiem, jednak tym
razem zrobię wyjątek.
-
Bardzo mnie to cieszy. - odparła Rina z uśmiechem.
-
Może być na Twoim łóżku?
-
Tak ...
Następnie
zakochani, cichaczem weszli do pokoju ciemnego dziewczyn, w którym
Diuna już smacznie spała, a Kiazu leżała na swoim łóżku
przysypiając.
-
Już jesteś? To miło ... - stwierdziła w półśnie Kiazu.
-
Tak ... Kurai jest ze mną ... - odparła spokojnie Rina.
-
Hmyy .. - odparła Kiazu.
-
Potrzebujesz światła? - spytał Kurai.
-
Nie, poradzę sobie ... - odparła Rina z uśmiechem.
Na
te słowa Kurai zdjął swoją koszulkę i położył się, na
brzuchy, na łóżku swojej lubej. Wkrótce Rina z bijącym szybko
sercem , delikatnie przejechała opuszkami palców, po rozgrzanych
plecach partnera. Następnie delikatne i przyjemne ruchy dziewczyny
naprały na sile, ale nadal były kojące i porównywalne do
niezwykłego miziania twarzy, którym Rina raczy przyjaciół.
Wspaniałe i niesamowite pieszczoty, powodują, że neczanin
delikatnie elektryzuje się, ale wyładowania, dziewczynie nic nie
robią.
-
Elektryzujesz się ... - stwierdziła niepewnie i cicho Rina.
-
Nie przejmuj się tym ... - odparł chłodno Kurai, a następnie
dodał: - Używasz magii leczenia do masażu ... mówiłem, że
poradzę sobie ...
-
Wiem ... - odparła spokojnie Rina, nie przerywając masażu, a po
chwili czerwieniąc się dodała: - Chciałam aby było Ci miło ...
-
Rozumiem ... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Nie
przestawaj ...
-
Dobrze ... - odparła Rina z uśmiechem, kontynuując pieszczotliwy,
relaksujący i bardzo przyjemny masaż.
************
Bardzo późną nocą, zmęczeni neczanie, po skończeniu swoich wieczornych zadań, w końcu zasłużyli na wspaniały i życiodajny odpoczynek. Pogrążeni w błogim śnie, zbierają siły na kolejny męczący dzień i marzą o kolejnych wspaniałych przygodach, które wkrótce być może będzie im dane przeżyć.
Tym
czasem mieszkańcy starego kurortu, którzy mają w sercach
szlachetny wyczyn neczan, również udali się na zasłużony i
wywalczony odpoczynek. W końcu to był niesamowity dzień pełen
niezapomnianych wrażeń, które były nieprzewidywalną przygodą.