"Zapomniana
rasa"
Późna
noc, granicząca z bladym świtem. Mimo tak wczesnej pory na Zekeren
trwa właśnie wideo konferencja poddenerwowanego Księcia Volaure z
ambasadorem Ankarą i neczańskim Generałem.
Odbywa
się ona w jednym prywatnych gabinetów władcy Zekeren.
-
Książę, domniemam, że masz jakieś ważne wieści. - stwierdził
Ankara, skrywający swoją twarz za maską.
-
Bardzo ważne, neczańsko-bromiański oddział jest w wielkim
niebezpieczeństwie! - odparł Książę.
-
Jak wielkim? - spytał zaniepokojony Rudy.
-
Przepraszam, Panie generale ... - wtrącił
nerwowo Amis szybko wchodzący do namiotu generała.
-
Nie teraz ... - odparł generał.
-
To ważne, podsłuchiwany oddział został przez coś
zaatakowany. - kontynuował kapitan.
-
Cholera, co ich zaatakowało? - spytał twardo generał.
-
Tego nieniemy ... - odparł kapitan.
-
Czy oni jeszcze żyją? - strącił Ankara.
-
Tak drogi Ambasadorze, według raportu z przyczyn
wyższych chwilowo zostali rozdzieleni na dwie grupy, ale już
pracują nad tym aby się połączyć. Kiedy to uczynią to mają
ponownie się odezwać. - odpowiedział pokornie Amis.
-
Dobrze, dziękuje ... wracaj do nasłuchu. - odparł twardo generał.
-
Zaczekaj! - rozkazał Volaure, a następnie szybko dodał: -
Generale, proszę natychmiast poinformować ich, że mają znaleźć
budynek, czy też skrzydło szpitalne. Tam mają poszukać chłodni,
a w niej niebiesko-czerwonych surowic. Niech sobie wstrzykną do
krwiobiegu co najmniej połowę fiolki na łepka i najlepiej jak
najszybciej się da! To bardzo ważne!
-
Kapitanie słyszałeś? - spytał generał.
-
Tak jest Panie generale. - odparł kapitan.
-
To co tak stoisz, już Cię tu nie ma! - odpowiedział twardo Rudy.
-
Rozkaz Panie!- odpowiedział Amis, pośpiesznie
wychodząc z namiotu.
-
Zakładam drogi książę, że Ty jesteś nam wstanie odpowiedzieć
na kilka nurtujących nas pytań.. i że zrobisz to właśnie teraz -
wtrącił spokojnie Ankara.
-
Oczywiście Ambasadorze.. - odparł Książę, a następnie dodał: -
Panowie pozwolą, że zapalę?
-
Nie mam nic przeciwko. - odparł Ambasador.
-
Oczywiście książę, nie krępuj się. - dodał generał.
W
tym momencie władca Zekeren przypalił papierosa, głęboko się
zaciągną, a następnie spokojnie wypuścił szary dym z ust i
powiedział:
-
Mają do czynienia z istotami, o których dawno zapomnieliśmy. Długo
zajęło mi odkrycie naszego przeciwnika, jednak dzisiaj, chociaż
nawet mi trudno w to uwierzyć, jestem pewny z kim mają do
czynienia...
************
Wysokie
kamienice skąpane w szarobłękitnej mgle z jednej strony wyglądają
straszliwie, mrocznie i złowrogo, a z drugiej strony nie różnią
się niczym od domów i ulic w zamieszkanym mieście. Neczanie oraz
bromiański zwiadowca po cichu skradają się tymi półmrocznymi
uliczkami podziemnego miasta szukając reszty oddziału.
-
Jak sądzicie co to było? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Nie mam pojęcia, ale co by to nie było to sprawiało wrażenie
głodnego. - odparła Kiazu.
-
Normalnie to coś rzuciło się jak wygłodniały na pizze ... -
dodał Hachi.
-
Słuchajcie, mam dla Was wieści - wtrącił
Amis.
-
Czyżbyś wiedział co nas zaatakowało? - spytał Otachi.
-
Tego jeszcze nie wiemy, lecz książę Volaure, nakazuje abyście
natychmiast znaleźli jakiś szpital czy coś w tym stylu i tam w
lodówce poszukali niebiesko-czerwonych surowic, które macie sobie
wstrzyknąć dożylnie .... - odpowiedział Amis.
-
Surowic? - spytała Diuna z niedowierzaniem.
-
Hmmm... Coś przed nami ukrywacie? - dodała Kiazu.
-
Nic nie ukrywamy.. Generał jest teraz na
wideokonferencji z księciem Zekeren i Ambasadorem Ankarą ... Kiedy
przeszkodziłem im, przekazując informację, że zostaliście przez
coś zaatakowani, dostałem rozkaz od Księcia aby przekazać Wam tę
informację ... - odparł neczański kapitan, a następnie
dodał: - Jak tylko skończy się zebranie i będziemy
wiedzieć coś więcej to pierwsi się o tym dowiecie ...
-
No mam taką nadzieje .... - odparła Kiazu.
-
Swoją drogą pozostali nadal nie odpowiadają na
wezwania? - sypał Amis.
-
Nie, ale bardzo możliwe, że w tym zamieszaniu zgubili sprzęt, albo
jeszcze go nie założyli. - stwierdziła Diuna.
Nagle
przenikliwy huk dogłębnie przeszył wszystkie zmysły niewyspanych
wojowników.
-
Znowu ten straszliwy dźwięk ... - stwierdziła Diuna przysłaniając
uszy.
-
Jak tak dalej pójdzie, to oszaleje... - dodała Kiazu.
************
-
Drogi Książę, z całym szacunkiem czy to nie była bajka dla
niegrzecznych dzieci? - spytał Generał.
-
Generale ta zapomniana rasa, żyła naprawdę ... jednak była z byt
niebezpieczna dla świata i za zgodą ówczesnej rady władców
została zapieczętowana w podziemiach jednej z planet - odpowiedział
spokojnie Ambasador
-
Rozumiem ... - odparł Rudy z pokorą.
-
Uważam, że pieczęć została zerwana albo przez połączenie
światów albo, ktoś ją złamał osłabioną pieczęć przy pomocy
magii. - stwierdził palący Volaure.
-
To bardzo prawdopodobne... - stwierdził Ankara.
-
W takim układzie wychodzi na to, że moi podwładni są w ogromnym
niebezpieczeństwie ... - stwierdził Generał.
-
Jeśli tylko wyjdą na powierzchnię to będziemy wstanie im pomóc.
Właśnie wysyłam kapsułę z oddziałem medycznym uzbrojonym w
surowicę, na zdolności tych istot. - odparł Volaure.
-
Dodatkowo, myślę że Dae Cheetah będzie bardzo pomocny przy
ponownym zapieczętowaniu tych straszliwych istot. - dodał Ankara.
-
Z całym szacunkiem Panie, nakazałem już odnaleźć Dae Cheetah
lecz jeszcze nie natrafiliśmy na jego ślad. Jednak robimy co w
naszej mocy. - odpowiedział generał.
-
W takim układzie generale uruchomię swoje kontakty i pomogę w
poszukiwaniach Dae Cheetah. W końcu od tego zależy bezpieczeństwo
nas wszystkich. - dodał Ambasador.
-
Dziękuję Ambasadorze. - odpowiedział Generał.
-
Panowie, trzeba zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich trzymając
te istoty nadal są pod ziemią i niech lepiej tam zostaną. Generale, zabezpiecz ten teren i zadbaj
o to aby nikt zbędny się tam nie kręcił. Nie możemy sobie
pozwolić zniszczenie całego świata, przed siedlisko tych
straszliwych i nieobliczalnych istot. - dodał Książę.
************
-
Wybaczcie muszę zapalić. - stwierdził delikatnie roztrzęsiony
Skauti przypalając papierosa i idąc brukowanymi uliczkami
podziemnego miasta.
-
Luz nie krępuj się... - odparł Hachi.
-
Jaka jest szansa, że w tym wielkim mieście, znajdziemy kapitana i
resztę? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Większa niż myślisz.... - odparł chłodno Kurai.
W
tym momencie Kiazu i Otachi z czymś się zderzyli i zdezorientowani
upadli na ziemię. Po chwili okazało się, że neczanie wpadli na
Krigera i Vaatleja, którzy po zderzeniu również upadli na ziemie.
-
O to wy, a gdzie reszta? - spytał Hachi.
-
To już wszyscy. - odparł Kriger.
-
Te krwiożercze bestie, bez zawahania pożarły już dwójkę moich
ludzi. - stwierdził chłodno Kapitan, stojący za swoimi ludźmi.
-
Pożarły? - spytał palący Skauti.
-
Głuchy jesteś? Tak pożarły. - odparł Kapitan.
-
Macie słuchawki? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Tak, ale nie było czasu ich włożyć. - odpowiedział Vaatleja.
W
ten cała trójka bromiańskich wojskowych włożyła słuchawki i
zaczęła mniej nerwowo oddychać.
-
Mamy udać się do punktu medycznego, aby znaleźć surowice. -
wtrącił chłodno Kurai.
-
Bo co Ty tak mówisz? - odparł Kapitan.
-
To odgórny rozkaz.. - odparł Amis, a
następnie dodał: - Kapitanie, jak byś miał
łączność to byś o tym wiedział.
-
Surowice? No niech będzie, rozkaz to rozkaz.... - odpowiedział
niezadowolony bromiański kapitan.
-
Z całym szacunkiem Panie Kapitanie, wchodząc do tego miasta
widziałem duży szpital na obrzeżach miasta. - wtrącił pokornie
Vaatleja przypalając papierosa.
-
Świetnie zatem tam idziemy! - odparł stanowczo Uamuzi.
************
Dziesięcioosobowy
oddział nerwowym krokiem przemierza tajemnicze uliczki, starając
nie rzucać się w oczy. Wszyscy starają się dotrzeć do wielkiego
budynku szpitalnego, wyglądającego ponad dachami kamienic.
-
Swoją drogą co Was zaatakowało? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Słuchaj nie wiem co mam ci powiedzieć. - stwierdził Kriger.
-
Istoty te wyglądały jak ludzie, lecz zachowywały się jak dzikie,
rozszalałe bestie, które dorwały się do jedzenia. - dodał
Vaatleja.
-
Niektóre miały żółte, puste ślepia. - dopowiedział Kriger.
-
CISZA! - rozkazał Uamuzi.
-
Tak jest .... panie kapitanie... - odparli zgodnie a zarazem nie
chętnie wojskowi.
W
tym momencie pośród chłodnego półmroku neczanie dostrzegli
szkarłatną i błyszczącą krew kapiącą z prawej ręki jednego z
bromiańskich wojskowych.
-
Vaatleja Ty jesteś ranny ... - stwierdziła nagle Kiazu.
-
Spoko nic mi nie będzie ... - odparł bromiański obserwator.
-
Jasne ... nie zgrywaj tu twardziela bo ta kapiąca krew nie wygląda
za dobrze ... więc daj się wyleczyć ... myślę, że Rina bardzo
chętnie to zrobi... - wtrąciła Diuna.
W
ten kapitan Uamuzi odwrócił się na pięcie i stanowczym krokiem
podszedł do bromiańskiego obserwatora, naprężył się i z góry
twardo powiedział:
-
Chcesz powiedzieć, że zhańbiłeś naszą armię i dałeś się
zranić aby stać się niezdolnym do walki?
-
Ależ skąd, panie Kapitanie ...
-
No ja myślę. - odparł twardo kapitan, a następnie odwracając się
i odchodząc dodał: - Skoro jesteś wstanie chodzić to rana jest
powierzchowną błahostką, która nie zasługuje a chwile uwagi.
-
Oszalałeś? Każdemu rannemu należy się pomoc. - stwierdziła
Diuna.
-
I Ty śmiesz się nazywać dowódcą?! - wtrąciła poirytowana
Kiazu, zaciskając płonące pieści.
-
Kiazu zostaw go ... - stwierdził chłodno Kurai.
-
Ale Kurai ... - protestowała Kiazu.
-
Zostaw go ... już wystarczająco u szczerbił się nasz oddział ...
- odparł stanowczo i chłodno Kurai.
-
DOBRA! - odparła z niechęcią Kiazu, a następnie cicho dodała: -
Dobrze
wierz, że mi się przelało ... ale niech będzie tym razem jeszcze
mu odpuszczę ... ale którymś razem już na pewno nie ...
-
Cisza lenie! Ruszać się nie mamy całe dnia. - Wtrącił stanowczo
kapitan.
-
Ziom, dlaczego go bronisz? - spytał Hachi zasłaniając mikrofon.
-
Nazywaj to jak chcesz, jednak ja uważam, że na dzisiaj już dosyć
krwi zostało przelane, a same awantury z kapitanem są zbyteczne
jeśli chcemy aby w najbliższym czasie już nikt nie zginął ... -
odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai, a następnie dodał: - Po
za tym dobrze by było pozostać w ukryciu i nie zwracać na siebie
uwagi tych grasujących tu istot.
-
Dobra, masz racje ... - odparł Hachi.
-
Ale jemu się należy! - dodała Kiazu.
-
Nie mówię, że nie ... jednak bądź mądrzejsza od niego i nie daj
się sprowokować. - odpowiedział elektryczny neczanin.
-
Aha ... bo Tobie się nie przelewa ... - stwierdziła Diuna.
Kurai
nic jej nie odpowiedział i zapanowała długa i niezręczna cisza,
którą nagle przerwał Otachi, mówiąc:
-
I po co go szukaliśmy? ...
-
Jak na złość trzeba dbać o każdego członka zespołu ... -
odparła niezadowolona i poirytowana Kiazu.
-
Rina ... - stwierdził nagle Kurai.
-
Tak? - odparła wodna neczanka.
-
Ulecz proszę Vaatleja, jednak tak aby kapitan tego nie widział. -
odpowiedział elektryczny neczanin.
-
Dobrze ... - odparła wodna neczanka.
-
A reszta siedzieć cicho, nie potrzeba nam kolejnego popisu
inteligencji kapitana. - dodał chłodno Kurai.
************
W
generalskim namiocie, przy radiostacji zasiada jeden z neczańskich
kapitanów i uważnie nasłuchuje znikomych rozmów
neczańsko-bromiańskiego oddziału, na misji specjalnej.
-
Kapitanowi Uamuzi coraz bardziej odbija ... chociaż nie ... z
tego co wiem od zawsze był taki ... mając mocne plecy panoszy się
i uważa się za najmądrzejszego na świecie ... trzeba będzie
pogadać z Rudym na temat szanownego kapitana ... heh ... ja
rozumiem, że drobne rany są normalne ale z tego co mówiła Diuna
to z rany kapie krew i jest ona widoczna przy znikomej ilości
światła ... więc zakładam, że już taka mała nie była ... -
zamyślił się Amis. - Hmm...mniejsza o tego durnego Uamuzi ...
ciekawe co ich tam atakuje? ...i ciekawe czemu Rudy tak długo nie
wraca z zebrania ...pewnie mają w huk spraw do obgadania ... ale
fajnie by było wiedzieć coś więcej ....
W
tym momencie do da miotu wszedł poddenerwowany neczański generał,
mówiąc:
-
Dobra czas aby nasz oddział dowiedział się tego i owego .... Coś
mnie ominęło?
-
Tak w skrócie to Bromiański lekarz Daktari oraz Gynimas tarczowniki
nie żyją, a obserwator imieniem Vaatleja jest ranny ... Uamuzi,
jakoś tym wszystkim się nie przejmuje... A Kiazu niebawem wybuchnie
...- odparł spokojnie Amis.
-
Świetnie, normalnie świetnie ... - stwierdził załamany generał.
-
Na pocieszenie, powiem że na chwile obecną Kiazu jeszcze ...
chociaż ledwo ... słucha rozkazów Kurai'a ...
-
Chociaż tyle dobrze ... - odparł generał, zasiadając do
stanowiska radiowego i zakładając słuchawki.
-
A właśnie, mamy pewne namiary na czcigodnego Dae Cheetah i chodzą
słuchy, że jest osiągalny w tamtym miejscu ...
-
Dobra jeśli tam jest to załatw mi z nim rozmowę ...
-
Tak jest!