"Przypał
to
nasze
drugie imię"
Przepiękny,
delikatnie mroźny poranek, pełen jasnych i przyjemnych promieni
słonecznych, które majestatycznie błyszczą nad lodowo-śnieżnym,
portowym miastem. Mimo, że całe to olśniewające miejsce,
błyszczące w porannym słońcu, pokryte jest śniegiem i lodem to
bije od niego przyjazne ciepło. Zdecydowanie nie tego spodziewają
się podróżni bo tej mroźniej krainie, w której główna, szeroka
portowa ulica prowadzi prosto w kierunku otwartej, okazałej,
zdobionej bramy, znajdującej się dokładnie pośrodku
lodowo-kamiennego muru łączącego dwie okrągłe, wysokie wieże,
utrzymane w niezwykłym klimacie tej krainy. Za ogrodzeniem w tej
iście malowniczej okolicy, znajduje się wspaniały, okazały i
majestatyczny kamienno-lodowy zamek okryty śniegowym, białym
puchem. Tak, niby wszędzie jedynie lód i śnieg, ale to miejsce
wygląda bajecznie i niewiarygodnie i na każdym kroku zachęca do
osiedlenia się. Zwłaszcza zabierający dech w piersiach pałac, w
którym mimo wczesnej pory wszyscy domownicy, energicznie krzątają
się po komnatach. Niezliczone ilości sług biegają, szykują, a
nawet dokańczają sprzątanie. Tym czasem na pięknych, białych
przestrzeniach, które są częścią przypałacowych ogrodów, nie
opodal stojącego na ziemi, ubranego na biało młodzieńca o bardzo
jasnych włosach, wręcz platynowych włosach z czarnymi końcówkami,
spiętych w kucyka, o niezwykle delikatnej twarzy i przyjaznych jasno
brązowych oczach, wylądował ogromny, czarny statek kosmiczny,
przypominający swym wyglądem odrzutowiec. Po dłuższej chwili
spora, metalowa klapa, wielkiej maszyny, powoli opadła na zaśnieżoną
ziemię i tym samym otworzyła wejście na statek.
-
Witam Anki. - stwierdził pokornie i z szacunkiem przybysz wychodzący
z pojazdu.
Jest
to bardzo przystojny dobrze zbudowany mężczyzna, o czarnych
krótkich włosach w lekkim nie ładzie, które są ozdobione
fioletowymi goglami. Dodatkowo przepiękne zielone oczy w odcieniach
wody z pionowymi źrenicami. Nie wygląda z nimi groźnie, wręcz
przeciwnie. Jest bardzo pociągający i intrygujący na swój sposób.
Po za tym ma tygrysie uszy, mały koci nosek oraz ciało pokryte
miłym tygrysim futerkiem. Jego podgardle i kawałek torsu który
widać są śnieżno białe. Reszta ciała jest brązowo-ruda w
czarne paski. Ubrany jest w fioletową luźną bluzę z kapturem w
białe trupie czaszki. Całości dopełniają czarne bezpalcowe
rękawiczki zapinane na nadgarstkach oraz czarne spodnie w stylu
jeans i czarne adidasy.
-
Witaj Volaure, widzę, że Wasza podróż była niezwykle długa. -
odparł przyjaźnie Ankara.
-
Anki wiesz jak jest, korki na mieście i te sprawy. - wtrąciła
Kiazu, mrugając okiem i wychodząc z pokładu pojazdu.
-
Tak myślałem. - odparł Ankara z promiennym uśmiechem.
-
Hej Anki. - stwierdzili zgodnie neczanie, podchodząc do Ambasadora i
się z nim przyjaźnie witając.
-
Witajcie moi kochani, jak przygody? - spytał Anki.
-
Świetnie, świetnie. Mamy Ci masę rzeczy do opowiedzenia. -
stwierdził radośnie Hachi.
-
Cieszy mnie to jednak, Wasza opowieść będzie musiała poczekać na
dogodniejszą chwilę. - odpowiedział Ambasador, jednocześnie
zapraszając gości do swojego pałacu.
-
Aż tak zajęty jesteś? - spytała Diuna.
-
No weź Anki ... zawsze masz dla nas czas. - dodała Kiazu.
-
Wiem moi mili, jednak dzisiaj mamy bardzo ważnych gości
dyplomatycznych, z dalekiego kraju i to im jestem zobowiązany
poświęcić swój cenny czas. - odparł Anki.
-
Opowiesz nam trochę o nich? - zainteresował się Otachi.
-
Możemy Ci towarzyszyć? - dodała zaciekawiona Kiazu.
-
Już, już spokojnie. - stwierdził Ankara, a następnie dodał: -
Będzie mi bardzo miło, jak będziecie mi towarzyszyć w spotkaniu.
-
Super! - odparli zgodnie neczanie.
-
A opowiesz nam o nich? - domagał się Otachi.
-
Oczywiście, że Wam opowiem, jednak wszystko w swoim czasie. -
odparł Ankara.
-
No dobra... - odparł delikatnie rozczarowany Otachi.
-
Teraz musimy się śpieszyć, gdyż czas nas goni. - odparł Anki.
Po
tych słowach nasi przyjaciele, bardzo przyjaźnie i pośpiesznie
pożegnali się z księciem kosmicznego Zekeren i udali się za
Ambasadorem śnieżnej krainy. Wkrótce Ambasador oraz neczanie
doszli do ogromnej, wspaniałej. bardzo dobrze oświetlonej i
niezwykle kolorowej komnaty. Na jej środku stai ogromny syto
zastawiony stół, przy którym nie ma krzeseł, tylko wygodne sterty
kolorowych poduch i poduszek. Doskonale dobrane barwy pomieszczenia
oraz potraw i nęcące zapachy unoszące się w powietrzu w
przemiłymi sposób bawią się wszystkimi zmysłami.
-
Szykuje się niezła uczta. - stwierdziła z podziwem Kiazu.
-
Będzie szama! - dodali radośnie neczańscy bracia.
-
Owszem. - odparł Ankara z uśmiechem, a po chwili dodał: - Byłbym
niezmiernie rad jakbyście przebrali się w bardziej adekwatne
stroje.
-
Spoko ... - odparła Diuna.
-
Bądźcie łaskawi udać się do komaty obok. - kontynuował
ambasador.
-
Jasna sprawa. - stwierdził Hachi.
Następnie
neczanie pokornie poszli się przebrać. W końcu nie chcą narobić
Ambasadorowi wstydu przyjmując zacnych gości w codziennych
strojach.
************
Tymczasem
zaraz za wielka bramą, umieszczoną w pałacowych murach, w której
znajduje się długi lodowy korytarz, pośrodku którego rozłożony
jest intensywnie czerwony dywan. Natomiast po bokach wspaniałej
tkaniny znajdują się przeróżne i olśniewające rzeźby z lodu,
słychać głośne i rytmiczne liczne kroki dochodzące jeszcze z
głównej ulicy portowego miasta, które zwiastują przybycie gości.
************
Po
dłuższej chwili do gościnnej komnaty powrócili neczanie. Panowie
ubrani są w czarne jeansowe
spodnie i eleganckie koszule na krótki rękaw. U Hachiego luźna
koszula jest pomarańczowa, u Otachiego jaskrawo żółta, a u
Kurai'a niebieska. Tymczasem Diuna ubrana jest w piękną kremową
sukienkę z perłowo beżowymi odcieniami, na długi rękaw. Kreacja
sięgająca neczance do połowy ud, koło kołnierza ma jakby obroże
z z diamentów i dwa urocze prześwity na klatce piersiowej, tak, że
piersi są przykryte materiałem. Sukienka ta jest doskonale
dopasowana do drobnego ciała Diuny, dzięki czemu ta bardzo stylowa
i elegancka kreacja dodaje jej bardzo wiele uroku. Całości
dopełniają niebiesko-morskie włosy upięte w delikatnego koka. A
Kiazu ubrana jest dopasowaną, prostą sukienkę, sięgającą prawie
do kolan, o przykuwającym uwagę kruczoczarnym kolorze. Kreacja ma
cienkie, ramiączka które splatają się na jej szyi zamiast na
ramionach, dzięki czemu sukienka ma głęboki dekolt, który
doskonale uwydatnia jędrne piersi neczanki, a jednocześnie nie jest
wulgarny. Całości dopełniają delikatne czerwone pończochy.
które bardzo ładnie kończą się na granicy sukienki i zakończone
są wspaniałą koronką, czerwony pasek podkreślający wspaniałą
talię dziewczyny oraz czerwone rękawiczki do łokci. Natomiast Rina
ma ona sobie krótką, błękitną sukienkę, o cienkich ramiączkach
w czarnym kolorze, a całości jej skromnego a zarazem
oszałamiającego i dobrze dopasowanego stroju dopełniają długie
fioletowo-różowe włosy upiętego wysoko kucyka, a włosy które
zwykle zakrywają jej uszy są wypuszczone i delikatnie podkreślają
jej szyję.
-
Teraz możecie mi godnie towarzyszyć. - stwierdził Ankara z
podziwem.
-
Miło to słyszeć. - odparła Kiazu z uśmiechem.
-
Dobra Anki powiedź nam co to za goście? - wtrącił zainteresowany
Otachi.
-
Właśnie, dobre pytanie. - dodała Diuna.
-
Dobrze już dobrze, słuchajcie moi goście pochodzą z odległej
planety zwanej Fir'Amar.
- odparł spokojnie Ambasador.
Nagle i
niespodziewanie ogromne, metalowe wrota z potężnym hukiem otworzyły
się, a do pomieszczenia wparował jeden z sługów, który donośnym
i przejrzystym głosem oznajmił:
- Panie
goście z Fir'Amar właśnie przybyli!
- Wprowadź
ich. - odparł Ankara odwracając się w kierunku głównego wejścia
do komnaty i zakładając swoją czarno-białą maskę.
Po krótkiej
i intrygującej chwili oczom wszystkich ukazali się przybysze z
dalekich stron. Jest ich pięcioro, a jako pierwszy próg komnaty
przekroczył wysoki, szczupły mężczyzna o szpiczastych uszach,
przyciągających uwagę błękitnych oczach i krótkich blond
włosach. A całości jego tajemniczego wyglądu dopełnia
intensywnie czerwona zbroja, sięgająca tuż za kolana, która
wygląda jakby była zrobiona z łusek oraz dwa miecze, które nosi
na swych plecach.
Tuż za nim
weszło dwóch mężczyzn, którzy wyglądają jak swoje
przeciwieństwa. Jeden jest niski i przy kości i ma długie, czarne
włosy oraz taką samą brodę. Natomiast drugi jest bardzo wysoki i
potężny, oraz ma krótkie blond włosy. Niski na plecach ma złoty
topór, a wysoki ma ogromny miecz, który już na pierwszy rzut oka
zdaje się być dwuręczny. Co ciekawe po krótkiej chwili
przypatrywania się przybyszom można spostrzec, że właściciel
topora nie ma prawego ucha.
Zaraz za
nimi weszła ostatnia dwójka przybyszy. Kolejny mężczyzna oraz
jedyna kobieta w tym zacnym gronie. On to niski człowiek o krótkich
czarnych włosach, noszący się na czarno, którego całości
mrocznego stroju dopełnia czarny, stary i poszarpany płaszcz, oraz
pas. Natomiast ona również jest ubrana na czarno, ale ma
kruczoczarne, długie włosy, splecione w warkocz i miecz przypięty
do pasa oraz przepiękne żółte oczy o pionowych źrenicach.
-
Łał
ona ma super oczy...
- zachwyciła się Rina, zrobiła to jednak bardzo cicho.
-
Mrr...
same ciacha ...
- dodała równie mało słyszalnie Kiazu.
- Panie, za
pozwoleniem. - stwierdził pokornie sługa, a następnie dodał: - O
to lord Świetlistej Wieży - Nazar D'Vill i jego towarzysze: Książę
klanu Wściekłych Toporów - Riven Wściekły Topór, książę
trzynastej prowincji Marondery Breczan Łowca Kretów, Pan Rabbitus
oraz Panienka Kirara.
-
Czy
nie powinien zacząć przedstawiać gości od kobiety?
- spytała cicho, wręcz nie słyszalnie Diuna.
-
Zakładam,
że przedstawił ich w kolejności wejścia do komnaty.
- odparł chłodno i zniżonym tonem Kurai.
- Witajcie
na Ineeven. - stwierdził nagle Ambasador, rozkładając przyjaźnie
ręce.
- Witaj
zacny Ambasadorze Ankaro. - odparł pokornie Nazar oddając władcy
należyte honory.
- Po tak
długiej podróży, na pewno jesteście zmęczeni, zapraszam zatem do
stołu. - odparł spokojnie Ankara zapraszając wszystkich swoich
gości do stołu.
- Znowu
bogacze, oby tym razem było dobre piwo i jadło bo tym razem
przysięgam puszczę pełta. - stwierdził nagle Riven.
W tym
momencie w pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza.
- Długouchy
palnąłem to na głos prawda?
- Milcz
baranie! - odparł stanowczo Nazar, a następnie pokornie dodał: -
Proszę mu wybaczyć brak manier, jednak krasnoludy już tak mają.
- Spokojnie
Lordzie Nazarze, znam krasnoludy, nawet te z szlachetnego rodu
Wściekłych Toporów, więc wiem jacy oni są. - odparł spokojnie
Ankara, a następnie dodał: - Książę Rivenie proszę się nie
martwić, moi wierni słudzy zadbali aby na tym stole nie zabrakło
piwa i sytej strawy.
- Hehehe to
zapowiada się biesiada. - odparł radośnie krasnolud zacierając
ręce, a następnie udając się w kierunku stołu powiedział: -
Widzisz elfie, a tak srałeś w galoty o moją kulturę, a to nie
jakaś ciemnica tu znają się na ludziach.
-
Kochani, rozgośćcie się.- powiedział Ankara, zupełnie nie
przejmując się słowami krasnoluda.
- Wstyd jak
nie wiem. - stwierdził Nazar z zdołowaniem.
- Spokojnie
Nazi, mam dobre przeczucia. - odparła spokojnie i przyjacielsko
Kirara, obejmując lorda.
- Obyś
miała racje. - odparł Nazar udając się do stołu.
************
Wkrótce
wszyscy zasiedli do syto zastawionego stołu, który wręcz się
ugina od aromatycznych dobrodziejstw. Po środku zasiadł Ankara,
natomiast neczanie zasiedli po jego prawej stronie , a zacni goście
po lewej.
-
Zacny władco, za pozwoleniem, wydaję mi się, że nie zostaliśmy
sobie przedstawieni, a chciałbym wiedzieć z kim jeszcze mamy
przyjemność. - stwierdził Nazar.
-
Wybacz. - stwierdził Anki a następnie zdejmując maskę stwierdził:
- Na wstępnie pragnąłbym abyśmy mówili sobie po imieniu.
-
Jak sobie życzysz. - odparł spokojnie Nazar, a następnie podając
rękę władcy powiedział: - Nazi, a to Rivi, Breczu, Rabb i Kircy.
Następnie
Ambasador odwzajemnił gest i powiedział: - Mów mi proszę Anki, a
to moi przyjaciele Kiazu, Diuna, Hachi, Otachi, Kurai i Rina.
- Siemka. -
odparli radośnie neczanie z uśmiechem.
-
A teraz wybaczcie
moi mili pewne obowiązki pilnie wzywają. A teraz zostańcie proszę
pod dobrą opieką, rozkoszujcie się ucztą i bawcie się dobrze moi
mili. Niebawem do Was powrócę. - wtrącił Ankara wstając od stołu
i wychodząc.
-
Heh ... pewne rzeczy się nie zmieniają ... - stwierdziła Kiazu.
-
Domyślam się, że to dość codzienna sytuacja. - odparł Nazar.
-
Ta ... można tak powiedzieć. - stwierdziła Diuna.
-
Jak widzę, władcy wszędzie na świecie mają ręce pełne roboty.
- odparł Nazar.
-
Pewnie. - odparł Otachi.
************
Wkrótce
wszyscy się wymieszali i podzieleni na grupki rozeszli się po całej
komnacie. I tak Kiazu siedzi koło ucztującego Rivena i uważnie
ogląda złote ostrze krasnoluda, które jest pełne przeróżnych i
niezrozumiałych dla neczanki znaków.
-
Fajne masz ostrze. - stwierdziła z podziwem Kiazu.
-
Najlepsze. - odparł Riven zajadając się mięsem i popijając je
piwem.
-
Co to za znaki? - spytała ognista neczanka.
-
A co ja informacja turystyczna?
-
Przypominam, że miałeś być miły. - wtrącił Nazar delikatnie
przez zęby.
-
Oj no weź, nie bądź taki. - odparła kusząco Kiazu.
-
To krasnoludzie runy i nie będę Ci ich tłumaczyć, zapomnij. -
odparł Riven.
-
Hehehe spoko ... przeżyję. - odparła Kiazu z uśmiechem a
następnie dodała: - Hmmm... Twoja wspaniała broń wygląda
solidnie i jestem pewna, że dzięki niej skopałeś już nie jeden
tyłek.
-
Ta ... - odparł Riven.
-
No ale co się dziwić, to najlepsza broń do kopania tyłków na
świecie.
-
Dobrze prawisz! - krzyknął uradowany Riven.
************
Tym
czasem Kurai i Nazar siedzą delikatnie na uboczu i uważnie
obserwują wszystkich swoich bawiących się towarzyszy.
-
Naz, strasznie nerwowo obserwujesz Brecz'a i Rabb'a szepczących i
rechoczących tam pod ścianą. - stwierdził nagle spokojnie i
chłodno Kurai.
-
Widzisz, w porcie miałem z nimi rozmowę, aby nie przynieśli mi
wstydu. - odparł delikatnym i stonowanym głosem Nazar, a po chwili
dodał: - A Breczan, z głupkowatym uśmieszkiem dodał "A czy
my kiedykolwiek sprawiliśmy Ci zawód?"
-
Niech zgadnę, przypał to ich drugie imię?
-
Dokładnie, i teraz jestem przekonany, że coś knują.
-
Rozumiem.
-
Swoją drogą to miejsce dziwnie wpływa na ludzi.
-
Co masz na myśli?
-
Widzisz przyjacielu, Kircy jest bardzo nieśmiała, a teraz rozmawia
Riną, zupełnie jakby znały się od lat. - odparł zaskoczonym
głosem Nazar.
-
Uwierzysz, że Rina również jest nieśmiała?
-
Domyśliłem się po rumieńcach i zamkniętej postawie, lecz gdybym
poznał ją teraz to bym w życiu nie uwierzył.
************
-
Masz przepiękne oczy... - stwierdziła Rina podczas rozmowy na
uboczu sali.
-
Dziękuję... - odparła spokojnie Kircy z delikatnym rumieńcem.
-
Czy mogę zrobić Ci zdjęcie portretowe?
-
Pewnie, chociaż uważam, że Twoje oczy są znacznie wspanialsze ...
-
Hmm... dziękuje, ale moje są zwyczajne ... a Twoje są niezwykłe i
takie wspaniałe ... - odparła Rina z uśmiechem, robiąc zdjęcie.
-
Mam wrażenie, że mogę Ci zaufać ... jestem
czarną smoczycą z klanu Smogów Gromu ... stąd te moje
niecodzienne oczy ...
-
Super ... do Twarzy Ci w nich i jestem pewna, że nie jedna istota
jest się wstanie w nich zakochać...
- To
miłe, że tak uważasz ... swoją drogą z każdą kolejną chwilą
mam wrażenie jakbyśmy znały się wieczność ... zupełnie jak ja
i moja przyjaciółka Nyu, która jest demonem. - stwierdziła Kircy
z promiennym i przyjaznym uśmiechem.
- Miło
mi. - odparła Rina z uśmiechem, a następnie dodała: - W sumie też
mam bardzo podobne wrażenie.
-
Hmmm... nie przeszkadza Ci moja rasa i rasa mojej przyjaciółki?
-
Oczywiście, że nie ...
-
Ciekawe podejście, zwykle ludzie zupełnie inaczej reagują...
-
Wiesz ... mamy przeróżnych znajomych ... w tym demony, kuby i
innych ...
-
Fajnie, i nikt Wam nie robi z tego powodu wyrzutów?
-
Czasem robią ... jednak ... w sumie to nasza sprawa z kim się
przyjaźnimy ...
-
Na swój sposób to całkiem prawidłowe podejście ...
************
-
Mogę wypróbować Twoje ostrze? - spytała z ekscytacją Kiazu.
-
Chwała Rivena
-
"Chwała Rivena" naprawdę? - wtrąciła z niedowierzaniem
Kiazu, a po chwili dodała: - Masz jakieś kompleksy wielkości czy
co?
-
Milcz babo i słuchaj - odparł stanowczo Riven, a następnie dodał:
- Chwała Rivena jest moja i nikomu nie pozwolę jej używać, nikomu
rozumiesz? A tym bardziej nie oddam jej niedoświadczonej babie.
-
Że niby ja jestem niedoświadczoną babą!!!!?? - stwierdziła
głośno Kiazu, wstając i uderzając dłońmi o stół.
-
A co ja?
-
Jestem lepszym wojownikiem niż TY! - odparła Kiazu.
-
Co żeś powiedziała!!? - odparł Riven podnosząc się i uderzając
pięściami w stół i biorą swoje wspaniałe, płonące ostrze w
dłoń.
-
To co słyszałeś! - stwierdziła Kiazu, która przywołała swoją
ognistą halabardę.
-
No wreszcie gadasz moim językiem, ale ta śmieszna zapałka nie jest
bronią!
-
Jest znacznie lepsza niż ta Twoja siekierka!
************
Breczan
i Rabbitus zasiadają wśród kolorowych poduch i popijając piwo,
śmieją się i uważnie obserwują swojego towarzysza wymieniającego
ostre zdania z ognistą neczanką. Nagle do dobrze bawiących się
przybyszy podeszli rozchichotani Hachi,Otachi i Diuna, którzy
trzymają ogromne kubełki z prażoną kukurydzą.
-
Szykuje się niezłe widowisko. - stwierdził Hachi.
-
Chcecie trochę popcornu? - dodał Otachi.
-
Jasne. - odparł Breczan żłopiąc piwo.
-
Pewnie, chociaż Rivi szybko rozgromi tę dziewkę i wrócimy do
swoich spraw. - dodał Rabb.
-
E tam to Kiazu go rozgromi. - odparł Hachi z wrednym uśmieszkiem.
-
Pewnie, pewnie, a świnie to zaczną latać. - odpowiedział Rabb.
-
Heheh, to lepiej patrz uważnie aby Ci na głowę nie narobiły. -
odparła Diuna.
************
Po
dłuższej chwili, ostrej wymiany zdań Kiazu i Riven przeszli do
rozmowy na znacznie wyższym poziomie. W sumie to nie trzeba było
długo czekać aby płomienne ostrza tej dwój dwójki skrzyżowały
się. Brzdęk stali szybko i gwałtownie przeszył całe
pomieszczenie. Po kilku szybkich wymianach ciosów, podczas których
oba wspaniałe ostrza co chwile krzyżowały się ze sobą z ogromną
siłą, dało się usłyszeć obustronny entuzjastyczny doping. który
dodatkowo nakręcał destrukcyjnych walczących. Kolorowe poduszki,
pierze, skrawki materiałów, potrawy a nawet resztki zastawy latają
po pomieszczeniu i niekiedy trafiają na ogniste ostrza, które
doszczętnie niszczą wszystko co wpadnie w ich zasięg.
************
-
No nie ten znowu swoje ... -stwierdził Nazar wstając, a następnie
wyszeptał pod nosem jakieś zaklęcie, zrobił kilka gestów rękoma.
Jednak za nim skończył poczuł wiatr, usłyszał piśnięcie Kircy,
a następnie do jego elfich uszy dotarł huk.
Za
nim ktokolwiek zorientował się to się stało to całe
pomieszczenie spowiło się gęstym dymem, który na szczęście
opadł równie szybko co się pojawił. W tym momencie wszyscy obecni
spostrzegli, że ścierający się Riven i Kiazu, stoją na prost
siebie a każde z nich jest bezbronne. Między nimi stoi delikatnie
naelektryzowany Kurai, który w prawym ręku trzyma swoją wspaniałą
katanę, a jej ostrzem mierzy dokładnie w gardło krasnoluda.
Natomiast w lewym ręku trzyma drugie ostrze. Jest ono srebrne i ma
kształt błyskawicy.
-
Dobra wystarczy tego dobrego. - stwierdził chłodno i stanowczo
Kurai.
W
tym momencie zaskoczona i zdezorientowana Kircy zauważyła, że
elektryczny neczanin używa jej elektrycznego ostrza, a lord
świetlistej wieży stanął obok Kurai'a.
-
Ej nie psuj zabawy. - stwierdził Breczan.
-
Właśnie, w końcu "On" czuwa więc nic im nie groziło. -
dodał Rabb.
-
Raczej "Ona" czuwa nad nimi. - dodał Hachi.
-
Riven. - stwierdził groźnie Nazar.
-
Elfie, Ty się lepiej nie wtrącaj. - odparł Riven, a następnie
dodał: - Oddawaj mi moją broń cieniasie!
-
Kurai! Moją broń też oddaj muszę nakopać temu tam do tyłka. -
dodała Kiazu.
-
Obie bronie są pod sufitem. - odparł chłodno Kurai, nie
opuszczając broni.
W
tym momencie oczy wszystkich skierowały się ku górze. Wkrótce
okazało się, że rzeczywiście, zarówno topór jak i halabarda,
ostrzami wbite są w sufit.
-
Żaden problem. - stwierdziła Kiazu niwelując swoją broń. Dzięki
temu ostrze co prawda znikło, ale w suficie pozostała ogromna rysa
i wgłębienie.
-
Dobra cherlaku a teraz biegusiem śmigaj po moją broń. - stwierdził
Riven.
-
Zapomnij Ziom, on nie pójdzie, ale za to ja chętnie tam się
wdrapie. - stwierdził Otachi przeciągając się.
-
O nie ja po nią pójdę, bo Ty nawet nie dotrzesz do połowy. -
odparł Rabb.
************
Szerokim,
zdobionym, pałacowym korytarzem swobodnym krokiem podąża Ankara
wraz z swoim wiernym Aluf'em.
-
Anki z całym szacunkiem uważasz, że to był dobry pomysł
zostawiać ich samych? - spytał zaniepokojony Hetto.
-
Spokojnie przyjacielu, przecież nie może być aż tak źle. -
odparł Ankara otwierając drzwi do komnaty, w której zostawił
swoich gości.
W
tym momencie oczom władcy i Aluf'a ukazał się obraz którego nie
wyobrażali sobie w najskrytszych przewidywaniach. Po środku
zdewastowanej komnaty stoi Kiazu z Rivenem którzy rzucają się
obelgami. Między nimi stoją Nazar i Kurai, którzy próbują
uspokoić to towarzystwo. Nieopodal nich stoi Hachi oraz Breczan,
trzymający Diunę na barana. Cała trójka entuzjastycznie kibicuje
swoim drużynom. Tym czasem Rina i Kircy zbierają, rozbitą zastawę
i starają się chociaż trochę ogarnąć to miejsce. Natomiast
Otachi i Rabb, trzymając rękojeść topora wbitego w sufit i wiszą,
próbując go wydostać.
-
Widzę, że zabawa była przednia. - stwierdził Ankara.
W
tym momencie wszystkie oczy zwróciły się w kierunku głównego
wejścia do komnaty, a Hetto powiedział:
-
No nie jest tak źle ... w końcu jeszcze mamy sufit.
Nagle
zakleszczony topór wreszcie wydostał się z szczeliny. Tym samy
Rabb, Otachi i znaczna część sufitu z ogromnym hukiem runęła na
ziemię. W tym momencie Kircy i Rina szybko podbiegły do zasypanych
przyjaciół, a wkrótce reszta drużyn, porzuciła swoje
dotychczasowe zajęcia i ruszyła na pomoc przysypanym.
-
Bracie żyjesz?! - wykrzyknął Breczan odwalając ogromny kawałek
sufitu.
-
Bro! - dodał Hachi próbując odkopać zasypanych.
Wkrótce,
po dłuższej chwili zmagań wszystkich zasypani zostali odkopani. O
dziwo obaj śmiali się w najlepsze, jakby to co im się przydarzyło
było niesamowitą zabawą nie wypadkiem.
-
Heheheh to było dobre. - stwierdził Otachi.
-
Pewnie! Idziemy jeszcze raz? - dodał entuzjastycznie Rabb.
-
Zgłupiałeś do reszty? - spytał poddenerwowany Nazar.
-
Wyluzuj Ziom. - odparł Otachi.
-
Nazi, ja się dopiero rozkręcam. - dodał Rabb z uśmiechem.
-
Dobrze Kochani, widzę, że bawiliście się lepiej niż
przypuszczałem. - wtrącił Ankara podchodząc do obydwu drużyn.
-
Ambasadorze, przepraszam za swoich ludzi i obiecuję, ze pokryjemy
koszty remontu. - odparł pokornie Nazar.
-
Nie teraz Lordzie, w końcu przybyłeś tu w zupełnie innej sprawie.
- odparł spokojnie Ankara, a następnie dodał: - Nazarze, zapraszam
na rozmowę.
-
Tak Panie. - odparł pokornie Nazar, palący się ze wstydu za swoich
towarzyszy.
-
Anki świetna impreza! - stwierdził głośno Riven na odchodne.
-
W przyszły weekend też wpadamy! - dodał z zadowoleniem Rabb.
Po
dłuższej chwili kiedy władca i lord świetlistej wieży wyszli już
z sali, to Ankara spokojnie powiedział:
-
Widzę, że martwisz się zachowaniem swoich przyjaciół...
Nazar,
nic nie odpowiedział, jednak jego milczenie było bardzo wymowne,
więc Anki kontynuował:
-
Nie przejmuj się, tu na Ineeven mamy różnych gości i przywykłem
już nawet do remontów.
************
Na
szczęście dla Nazara, Ankara oddziela sprawy prywatne od
zawodowych, a wręcz jest wstanie odciąć się od nich zupełnie.
Dzięki temu rozmowa o interesach przebiegła po myśli pana
świetlistej wieży. Jednak Nazar nie mógł znieść wstydy jaki
przynieśli mu jego ludzie i bladym świtem, wraz z nimi, opuścił
Ineeven i udał się w drogę powrotną na Fir'Amar.