wtorek, 2 lipca 2024

EPIZOD 261


Intensywny poranek dnia wolnego


Zbliża się koło pierwsze w nocy. Piękne gwieździste niebo opatula cały neczański obóz. Praktycznie nikt prócz osób pełniących wartę nie kręci się jeszcze po pomrożonym we śnie obozem. Kurai spokojnym spacerowym krokiem idzie po wąskich uliczkach obozu i idzie w kierunku swojego oficerskiego pokoju, który jest nie daleko pokoju dziewczyn z jego oddziału. Nagle oczom neczanina ukazała się siedząca na schodach dziewczyna, o różowo-fiolerowych włosach ubrana w czarny luźny T-shirt i czarne leginsy do kolan. A koło niej leży torba w moro. Widać, że dziewczyna walczy ze sobą aby nie zasnąć.
- Rina, co Ty tutaj robisz? - spytał Kurai, podchodząc.
- Spędzam noc … - odpowiedziała pokornie Rina, delikatnie przysypiając.
- Zaraz co się stało?
- Moyoshi hmm… wyrzucił mnie z mojego pokoju … - wyszeptała, speszona Rina.
- Chodź, ze mną. - wtrącił Kurai podając wodnej neczance dłoń.
Na ten gest Rina podała swoją dłoń, a następnie wstała, zabrała swoją torbę i trzymając za rękę ukochanego, ufnie z nim poszła poprzez kręte uliczki obozu. Nie trzeba było długo czekać jak oboje byli już w pokoju oficerskim. Znajduje się tam spore łóżko, stolik z dwoma krzesłami, szafa, oraz komoda a nad nią telewizor.
- Jadłaś już kolację? - zapytał Kurai, zaraz po zamknięciu drzwi.

- Tak. - odpowiedziała Rina.
-
Kąpałaś się już?
- Nom…

- Dobrze, rozgość się, ja zaraz wracam. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie udał się do drzwi po lewej stronie od wejścia.
Tym czasem Rina, zdjęła leginsy, od munduru i ubrana w luzny T-shirt od spania, prześcieliła łóżko i przygotowała je do spania, a następnie usiadła na jednym z krzeseł. Po dłuższej chwili z łazienki wyszedł Kurai wycierając głowę. Ubrany jedynie w ciemnofioletowe bokserki. Kiedy skończył wycierać swoje białosrebrne włosy i położył biały ręcznik na oparciu krzesła, to zobaczył, że jego ukochana czekając na niego zasnęła na krześle. Elektryczny neczanin bez słowa wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do łóżka. Następnie, kiedy tylko położył Rinę do łózka, to położył się koło niej, przykrył ich oboje i obejmując ją, również udał się spać.


************



Nastał wczesny ranek, obóz budzi się życia. Piękne i ciepłe promienie słoneczne docierają powoli docierają w najskrytsze zakamarki obozu. Amis, ubrany w oficerski mundur przemyka uliczkami obozu, tak aby nikt go nie zobaczył. Nagle wszedł w drzwi wejściowe jednego z budynków, po cichu wszedł na górę i zapukał do drzwi najbardziej po prawo długiego korytarza. Jednak nie było żadnej reakcji, więc ponowił pukanie ale tym razem trochę głośniej. W tym momencie otworzył mu drzwi zaspany oraz potargany Otachi, ubrany jedynie w granatowe krótkie spodenki.
- Mieliśmy mieć wolne … - powiedział Otachi przecierając prawe oko.
- Mogę wejść? - Zapytał Amis.
- Tak, tak …
Na te słowa kapitan wszedł do środka, a kiedy drzwi tylko się zamknęły, Hachi siedzący na łóżku, i trzymający się za głowę spytał: - Czy Ty wiesz która jest godzina?
- Tak wiem, nie mogę znaleźć Moyoshiego a potrzebuje zrobić jedna rzecz, za nim Rudy wstanie. - odpowiedział trochę nerwowo Amis.
- Oho… - powiedzieli zgodnie Bracia, a następnie Hachi dodał: - Opowiadaj.
- Potrzebuje przenieść jedna rzecz z magazynu a inna wynieść i spalić gdzieś po za obozem – odpowiedział Amis.
- Ziom, albo powiesz nam wprost o co chodzi albo nie ruszamy się z pokoju. - odparł Otachi.
- Jak już mamy robić coś na nielegalu to chcemy wiedzieć wszystko. - dodał Hachi.
- Potrzebuje wymienić łóżko … - odpowiedział kapitan.
- To przydział łózek to nie legalna sprawa? - zapytał Hachi.
- Zabawialiśmy się z Kiazu, kiedy była na mnie i szczytowaliśmy nagle zarwało się pod nami łóżko. Jest w totalnych kawałkach… - odpowiedział w końcu Amis, a następnie dodał: - Muszę się go pozbyć za nim Rudy wstanie, bo jak je zobaczy to będzie równoznaczne z przyznaniem się do złamania regulaminu obozu.
- Oż stary … - stwierdził Otachi, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

- Przesadziłeś - dopowiedział Hachi śmiejąc się pod nosem.
- Albo Ona…. - dodał Otachi szczerząc kły.
- Wulkan z eksplozją nabiera, nowego znaczenia. - dopowiedział Hachi.
- Śmieszy Was to? - stwierdził twardo Amis.
- Nie, nie skądże. - odpowiedział Hachi, dalej powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Zluzuj Ziom, pomożemy Ci. - dodał Otachi uśmiechając się pod nosem, a następnie dodał: - Daj się tylko ubrać.
- Ziom… Mam pewien pomysł na wykorzystanie tego tego łóżka. Możemy je zgarnąć? - wtrącił z wrednym uśmiechem Hachi odkładający swój telefon komórkowy.
- Bro, znam ten uśmiech, zamieniam się w słuch … - dodał Otachi.
- Dobra jak powiesz o co chodzi, to być może Wam pomogę … - dopowiedział zaintrygowany Amis.

************



Nadal bardzo wczesny ranek. Kurai, ubrany w czarny t-shirt oraz spodnie jeansowe stoi w niedużej łazience i przed lustrem nad umywalka, i myje zęby. Po chwili poczuł, że został złapany od tyłu. Zaspana i jeszcze totalnie nie rozbudzona Rina przytula się do ukochanego, który dalej robił swoje. Kiedy wypluł pianę z ust zapytał:
- Chcesz skorzystać?
Neczanka nic mu nie odpowiedziała, jedyne co poczuł na swoich plecach przytakujący gest głową. Na ten gest Neczanin wypłukał usta a po chwili wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Następnie założył swoje wojskowe glany oraz koszulę w moro, której nie zapiał tylko podwinął rękawy.
- Już wychodzisz? - zapytała zaspana Rina wychodząc z łazienki.
- Taaa … mam trochę rozmów do odbycia. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Odpoczywaj dalej.
- Hmm… Pewnie też zaraz muszę jakość wyjść?
- Nie... Możesz tu zostać jak długo chcesz, tymbardziej nie musisz się ubierać i wychodzić zaraz za mną… więc idź się porządnie wyspać
- Dobrze…. miej wapniały dzień. - odpowiedziała neczanka podchodząc do ukochanego, następnie dała mu buziaka w policzek i wróciła do łóżka. A elektryczny neczanin cicho wyszedł z swojego pokoju.


************



Spora, stosunkowo ciemna sypialnia w której znajduje się duże łoże. Jedyne blade światło jakie wpada do pomieszczenia jest zza okna gdzie również panuje ciemność spowita licznymi gwiazdami. Na łóżku prawdopodobnie śpią trzy osoby, lecz możliwe, że jest ich więcej. Nagle rozległ dzwonek dzwonka. Jest on głośny i przypomina dźwiękiem stare telefony stacjonarne. Przy okazji dzwoniący telefon zaczął świecić. Po chwili, ktoś, bez patrzenia na ekran odebrał telefon mówiąc:
- No, co jest?
-
Tym razem to ja zadbałem abyś ochłonął przed rozmową. - odezwał się znajomy głos w słuchawce.
- W końcu uczysz się od najlepszych. - odpowiedział Volaure, a po chwili dodał: - Tak myślałem, że to Ty… Jak noga?
W tym momencie nagi tors księcia objęły dwie kobiety śpiące po jego obu stronach. Jedna leżąca po jego prawej stronie nawet pieszczotliwie podgryzła go w szyję.
- Jak nowa, nigdy nie była w lepszym stanie. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Cieszy mnie to, czy ja dobrze widziałem, że to były kolce smoka?
- Taaa… na szczęście nie te trujące…
- Powiem szczerze, że nie wiele brakło abym jednak ruszył dupę …
- Domyślam się, ale dobrze zrobiłeś.
- Postawiłem na bardzo dobrego zawodnika, więc nie musiałem. - odpowiedział Volaure z uśmiechem, a po chwili dodał: - Duża krzywdę ten skurwiel zrobił Aniołkowi?
- Nie, na szczęście nie. Osłoniła się wodna mocą i nie poparzył jej tak bardzo jakby mógł.
- Spryciara, szkoda ze Darkaril usłyszał mój głos, teraz Chifuin pewnie już wie o tym, że Zekeren jednak nie wybuchło.
-
Wydaje mi się, że nie mieli łączności, rozmawiali ze sobą tylko kiedy byli blisko siebie, a kiedy Darkaril zabrał łączność Rinie, nie wyjął ani nie wyciszył własnej. A, że ten nie żyje, a łączność eksplodowała to nie ma kto przekazać tej informacji ani nie mają skąd jej pozyskać.
Na te słowa władca oderwał się od spontanicznego i długiego pocałunku, z dziewczyną, która nie dawno go pieszczotliwe podgryzała, i powiedział:
- Ja wiem, że typ miał dobry słuch, ale co jej robił, że usłyszał łączność? Musiał być turbo blisko.
- Brutalnie gryzł ją w szyję aż do krwi i przypalał …
- Ja pierdziele, co za psychol… Co mu zrobiłeś?
- Odciąłem mu łeb
- Oho, tak jak lubię, poszedłeś w końcu na całość. Chciałbym to zobaczyć.
- Nic nadzwyczajnego … Nie raz widziałeś takie zabawy, jak i nie raz się tak bawiłeś.
- Niby tak, ale lubię dobrą rozrywkę. Widzieli to?
- Wątpię, Kronos, wtedy osłaniał Rinę i Otachiego, a reszty nie było w okolicy.
- Dobrze. - odpowiedział spokojnie Volaure, a następnie chłodno dodał: - Wiesz, że walka z tą nogą nie była dobrym pomysłem?
- Dużo podczas tej misji nie było dobrymi pomysłami.
- Tak, w sumie tak… macie szczęście, że żyjecie. Zresztą chłopaki i ich smoki również, chociaż na turniejach bywało gorzej to nie wyglądali najlepiej.
- Elitarne jednostki na coś się przydały, chociaż według mnie bez nich poradzilibyśmy sobie lepiej.
- Taaa … chociaż odwracały uwagę i wszyscy żyjecie. Przez jakiś czas na zebraniu mieliśmy obraz od Majora dowodzącego, ale potem w dziwnych okolicznościach straciliśmy obraz. Niech zgadnę kto za tym stoi.
- A nie wiem, pewnie taki jeden co się tam kręcił.
- No, dokładnie ten…. Hmm… Aniołek tam nie padła ze zmęczenia?
- Trzymała się, dała radę i padła dopiero w pokoju.
- Dobrze, powinna teraz porządnie wypocząć. Właśnie ogarniesz to w obozie czy na Zekeren?
- Zekeren zapewnia swobodę ...
- Luz, tak myślałem, to daj znać to ogarnę transport.


************



Jeden z oficerskich pokoi, w którym obecne znajdują się dwa łóżka jedno w całości a drugie rozwalone. Hachi, Otachi i Amis prześcielili też nowe łóżko kapitana.
- Dobra, to teraz czas zabrać to łóżko. - powiedział Otachi zbierając rozwalone łóżko.
- To będzie dobry numer. - dodał Hachi szczerząc kły.
- Jesteście szaleni ale to szaleństwo mi się podoba. - dopowiedział Amis.

- Strasznie hałasujecie … - wtrąciła Kiazu wychodząca z łazienki, ubrana jest jedynie w jedwabna koszulkę nocna na ramiączka.

- Siora masz już wygodne łóżko to możesz do niego wracać. - stwierdził Hachi.

- Hmm… Racja … - odpowiedziała Kiazu, a następnie podchodząc do Amisa kokieteryjnie dodała: - Ale nie chce sama …
Następnie ognista neczanka namiętnie pocałowała kapitana prosto w usta. Po dłuższej chwili Otachi powiedział:
- Ziom poradzimy sobie.
- Na pewno? - spytał Amis odklejając się od ukochanej.

- Ta, ta tylko drugiego nie rozwal. - dodał Hachi śmieszkując pod nosem.

- Yhy … - odparł Amis dalej całując się z Kiazu i pieszczotliwie obejmując ją, a po dłuższej chwili dodał: - Panowie tylko ani słowa Rudemu.
- Ziom, ale o czym? - stwierdził Hachi.
- Właśnie Ziom, Nas tu w ogóle nie było. - dodał Otachi mrugając okiem.
Po tych słowach Hachi i Otachi pozbierali do końca łózko i wyszli z pokoju zostawiając miziających się zakochanych samym sobie.
- No Bro to teraz faza druga. - powiedział Hachi z uśmiechem chochlika i zamykając za sobą drzwi.
- Tylko musimy się spieszyć, bo późno się robi. - dodał Otachi.
- Wyrobimy się. Na szczęście ktoś nie wstaje tak wcześnie… - odpowiedział Hachi wrednie się uśmiechając.



************



Jest już przyjemne rano, a Neczański obóz coraz bardziej żyje i kręci się tam coraz więcej wojskowych. Pierwsze odprawy już się odbyły, a Neczański generał siedzi u siebie w gabinecie i przeglądając raporty pije już poranną kawę. W ten rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. - powiedział stanowczo Generał.
W tym momencie do gabinetu wszedł mężczyzna ubrany w pełny necanski mundur. Ma na sobie bojówki i koszule w moro, oraz czarny T-shirt. Dodatkowo ma białą opaskę z czerwonym krzyżem na lewym ramieniu. Przybysz ma bystre niebieskie oczy i krótkie brązowe włosy o granatowych refleksach. Na oko ma jakieś 37-40 lat.
- Doktor Blush, co pana do mnie sprowadza? - spytał Rudy.
- Generale, chciałbym porozmawiać z bezpośrednim przełożonym oddziału z wieczora. - odpowiedział lekarz.
- Słucham zatem. - powiedział generał pokazując jednocześnie na krzesło przed biurkiem.
Medyk, zamknął drzwi usiadł na krześle i zapytał:

- Nie mają oficera w oddziale?
- Mają, oczywiście, że mają, jednak jeśli mowa o całym oddziale to bezpośrednim przełożonym jestem ja. - odpowiedział Rudy, a następnie twardo powiedział: - Zatem słucham.
- No dobrze, zatem chciałbym pochwalić za zostawiony porządek w sali zabiegowej, co prawda, nie mam jeszcze raportu z leczenia pana z rozwaloną nogą, ale tak to to wszystko jest w porządku.
- Hmm.. raport jest tutaj. - odpowiedział Rudy podając kilku stronicowy raport,
- O dziękuję. - odpowiedział medyk, a następnie przeglądając pobieżnie raport, powiedział: - Ropa, kolce smoka …
- To wszystko czy coś jeszcze?
- A tak, po pierwsze przy takich obrażeniach, dziwnie mało zniknęło środka przeciw bólowego…
- Wszystko było pod kontrolą. Ona z użyła tyle ile było potrzeba.
- Rozumiem, zresztą widzę podpis Pana generała na raporcie więc tam pewnie było wszystko dopilnowane… Chociaż mam uwagi bo dziwnie mało sprzętu zostało zużyte i nie jestem wstanie zrozumieć jak tego dokonała.
- Myślę, że kiedyś będzie miał pan okazje zobaczyć na własne oczy jak Ona działa.

- A przyznam, że chętnie … a poro niej, to po drugie podejrzewam, że w tym oddziale źle się dzieje…
- Co ma pan na myśli?
- Ona miała na sobie obrażenie na 100% nie z pola walki tylko z łóżka albo gwałtu.
- Te „poparzenia” które zostały wpisane do raportu?
- Też… Ona miała na sobie pogryzienia na szyi, oraz „malinkę” plus siniaki na nadgarstkach i poparzenia od szyi po dekolt. Podejrzewam, że ktoś w oddziale robi jej krzywdę. Mam nawet teorię, że to ten z rozwaloną nogą, ponieważ początkowo nie dawał do niej podejść, a co za tym idzie chciał ukryć jej obrażenia.
- Dobra, to po pierwsze… On nie dawał podejść do siebie, to taki typ, a Ona po prostu stała obok, po drugie mogę ją wezwać i usłyszeć jej wersje.
- Widziałem, że jest mocno zastraszona, ale chętnie usłyszę Jej wersje.
- Dobrze. - odpowiedział spokojnie Generał, a następnie podniósł słuchawkę telefonu stacjonarnego, a następnie wybrał numer.
W tym momencie rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
- Wejść. - powiedział stanowczo Generał.
Po tych słowach do gabinetu weszła Rina mówiąc:
- Ru … Generale masz może chwilę?
- O Rina, świetnie, że jesteś. - odpowiedział Rudy, odkładając słuchawkę, a następnie dodał: - Poznaj proszę to Ruba
Blush, lekarz który wczoraj opatrywał Wasz oddział.
- Miło poznać. - odpowiedziała pokornie neczanka, a następnie dodała: - Może przyjdę później?
- Nie, nie … wchodź, właśnie chcieliśmy z Tobą porozmawiać. - odpowiedział Rudy.
- Dobrze … - odpowiedziała pokornie Rina, zamakając za sobą drzwi.

- A teraz mów, skąd te dziwne rany u Ciebie? - wtrącił stanowczo medyk.
- Z pola walki… - odpowiedziała pokornie speszona Rina.
- Tak, tak… mów skąd one. - naciskał lekarz.
- Spokojnie, powiedz Nam jak było. - dodał spokojnie Rudy

- Generale z całym szacunkiem, podejrzewam, że nie będzie chciała rozmawiać przy przełożonym i na pewno będzie kłamać. - wtrącił medyk.
- Skoro cokolwiek nie powiem … z góry jest uznane za kłamstwo to nie chce opowiadać o tym. - odpowiedziała bardzo pokornie Rina z spuszczoną głową.
- A ze mną na osobności porozmawiasz? - zapytał Generał.
Na te słowa neczanka twierdząco pokiwała głową, za to Rudy spojrzał w oczy lekarza, który bez słowa zrozumiał aluzję, po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia.
- No to ...
- Czekaj, najpierw mi powiedz co Cię tu sprowadza? - powiedział spokojnie Rudy.
- Em … Zastanawiałam się czy mogę mieć dyżur w kuchni albo przy inuma? - odpowiedziała z delikatnym zaskoczeniem w głosie.
- Miałaś odpoczywać, musisz się zregenerować, bo jutro mogę mieć dla Was kolejną misję.
- Ja wiem, ale jedna warta nie jest męcząca…
- Eh… dobra wrzucę Cię na dyżur w kuchni przy obiedzie, ale na obiad chce dostać coś dobrego, z myślą o mnie…
- Dobrze! - odpowiedziała entuzjastycznie Rina z uśmiechem.
- A teraz powiedz mi, to Darkaril Cię zranił? - zapytał w końcu Rudy.
- Tak, on mnie …
- Wszystkie rany o których wspomniał Ruba pochodziły od niego?
- Yhy … Otachi i Kurai mogą potwierdzić…
- Rina, spokojnie… Już pomijam fakt, że słyszałem co się tam dzieje, to znam Cię na tyle długo, że wiem, że nie kłamiesz i ja Ci wierzę. I tyle mi wystarczy. - odpowiedział spokojnie Rudy, a następnie dodał: - Amis albo Moyoshi wpiszą Cię na dyżur obiadowy, a teraz leć i odpoczywaj.
- Dobrze…
- A i wychodząc powiedz proszę Ruba, że może wejść.
- Jak sobie życzysz.


************



Intensywny ranek jest już w pełni, a wręcz powolnym krokiem zbliża się nawet już południe. Kurai stoi na jednej z polan niedaleko neczańskiego obozu. Po dłuższej chwili wylądował koło niego wielki czarny smok.
- No wreszcie… - powiedział chłodno smok.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - odpowiedział Kurai.
- Nie znoszę być w Twojej krwi … ani niczyjej innej …
- Wiem, wiem… zaraz to ogarnę.
- Hmm…
W tym momencie Kurai wyjął z kieszeni telefon, wybrał numer, a następnie przyłożył go ucha.
- Możesz Nas zabrać? - powiedział po dłużej chwili Kurai.
- Tak, tak… Stauti wyjdzie po Was - odpowiedział Volaure.
- Ok. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie rozłączył się.
Po dłuższej chwili obaj nagle rozpłynęli się i pojawili się bardzo wysokim i szerokim, majestatycznym i jasnym korytarzu. Jest tu tak dużo miejsca, że smok ma pełną swobodę ruchów i nie dotyka, żadnej ze ścian.
- Cześć. - odezwał się nagle znajomy głos.
- Hej Skauti. - odpowiedział Kurai.
Skauti stoi w sporej odległości od smoka. Wyraźnie po nim widać, że boi się podejść.
- Kurai, Volure prosi abyś to nosił podczas pobytu. - powiedział Skauti trzymając w ręku identyfikator na smyczy.
Na te słowa elektryczny neczanin, podszedł do zwiadowcy i bez słowa wziął od niego identyfikator, który przywiązał do szlufki w przy spodniach, tak że nie wisi On do kolan, a jego T-shirt zakrywa identyfikator do połowy. Dzięki czemu jest on widoczny, ale nie dynda mu na szyi.
- Swoja drogą, pierwszy raz widziałem taką przepustkę. - powiedział Skauti.
- Mało jeszcze w życiu widziałeś, chociaż przepustki dla „zawodników” powinieneś dość dobrze znać. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Znam takie. Jak i inne pozwalające na więcej… zresztą Twoja również pozwala na dużo więcej niż przeciętnemu zawodnikowi - odpowiedział szybko Skauti, a następnie dodał: - Chodziło mi o to, że Twoja przepustka jest podpisana po prostu przez Volaure, tylko ze podpis ma kropke krwi, potem jest podbita przez Kapitana Volaure, a na końcu „całkiem” nie dawno została podbita przez Księcia Volaure. Takiej jeszcze nie widziałem i zakładam, że mało takich krąży.
- To dowodzi, że znamy się bardzo długo.
- No i, że jesteś kimś godnym zaufania… - odpowiedział Skauti ukradkiem obserwując Kronosa.

- Nic Ci nie zrobi. - stwierdził Kurai ruszając przed siebie.
Tuż za nim spokojnym krokiem ruszył Kronos, oraz Skauti dalej dość nerwowo obserwujący smoka.
- Gdzie idziemy? - zapytał Skauti.
- My do smoczego leża, a Ty pewnie do swoich zajęć. - odpowiedział Kurai.
- Zaraz, to
SL30 …. - powiedział Skauti który się zaciął i wyciągnął telefon, a następnie dodał .. 322 … i hmm...
- SL30322K21? - odpowiedział chłodno Kurai.
- Tak!
- To leże Kronosa, co z nim?
- Volaure już wczoraj kazał mi je bardzo dokładnie przygotować i zadbać aby pojawiło się tam wszystko z dołączonej listy. - odpowiedział Skauti

- Dobrze, to zaoszczędzi mi trochę czasu.
- Em … Kurai mogę zadać kilka pytań?
- Pytaj, najwyżej nie odpowiem.
- Dobra … po co Ci przepustka? Myślałem, że neczanom wgrywa się różne ważne informacje na symbole.. i nie potrzebują fizycznych papierów.
- Masz racje wgrywa się, i identyczną wersję przepustki mam wgraną na symbolu. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - Fizyczna wersja mniej zwraca na siebie uwagę i pozwala mi się bardziej wtopić w teren. Zwykle noszę fizyczną przepustkę jak mam się nie rzucać w oczy.
- Rozumiem, a po co kropka krwi przy pierwszym podpisie?
- Dokładnie to kropla krwi z odciskiem palca. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - Aby można było sprawdzić, czy rzeczywiście Volaure ją dał czy ktoś ją podrobił. Za Dossaka było tak, że maszyny przy zaczytywaniu podpisu, sprawdzały również jego autentyczność, bo podrobione przepustki były na porządku dziennym.
- Ma to sens… a jak można rozszyfrować to
SL303 itd?

- SL to „Smocze Leże”, 303322 to piętro, lokalizacja i region statku w którym się znajduje, K jest od imienia smoka, a 21 to mój wewnętrzny numer zawodnika.

- Aaaa… rozumiem to ma dużo sensu. Chociaż i tak to dla mnie czarna magia …
- Kiedyś się, nauczysz. To przychodzi z czasem, a tutaj dla Ciebie jest wiele nowości.
- Tak i jeszcze bardzo się w tym wszystkim gubię. - odpowiedział niepewnie Skauti, a następnie dodał: - Kiazu też przyjedzie?
- Wątpię.
W tym momencie cała trójka dotarła już pod odpowiednie smocze leże. Kronos od razu wszedł do smoczego leża, gdzie czuł się bardzo swobodnie.
- Skauti nie masz nic do roboty? - spytał nagle Kurai.
- Mam, mam ostanie pytanie i już idę. - opowiedział Skauti.
- No co chcesz?
- W ilu turniejach brałeś udział?
- Łącznie w 25 różnych zawodach, 12 razy wygrałem, 5 razy byłem drugi, 3 razy trzeci i 5 razy nie doszedłem do półfinałów. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie stanowczo dodał: - A teraz sprawdź czy Cię obowiązki nie wzywają.
- Tak jest…. - odpowiedział pokornie a zarazem stanowczo Skauti a potem pośpiesznie odchodząc.
- Co to za dzieciak? Nie znam go … - zapytał w końcu Kronos, który do tej pory nie odzywał się.
- W skrócie to Adiutant Przyboczny Volaure. - odpowiedział Kurai, zdejmując koszulę i rzucając ją na siano w rogu leża.
- Fiu, fiu to aż dziwne, że nie znam dzieciaka.
- Stał się nim dopiero podczas trwania wojny. - odpowiedział chłodno Kurai, który w międzyczasie nalał ciepłej wody do sporego wiadra.
- Szybko awansował … Skąd go znasz?
- Byliśmy razem na jednej misji. - odparł neczanin biorąc sporą szczotkę i płyn do mycia.
- Który z Was ma wyższy stopień?
- Skauti nie jest oficerem, jest zwiadowca a Jego ranga jest na równi z Riną i resztą. - odpowiedział spokojnie Kurai, dokładnie szorując prawy bok smoka.
- Czyli Ty masz wyższą rangę…

- Taaa …
- Jak się dałeś wrobić w kapitana?
- Przymus, abyśmy mogli być oddziałem, i jak tego nie chciałem i broniłem się przed tym, tak teraz nadal nie chce ale po czasie od awansu uważam, że ta decyzja Rudego była dobra i nie mylił się, że mój awans Nam bardzo pomoże. I jakby to powiedzieć tą decyzją skutecznie o Nas zadbał. Więc zaakceptowałem to.
- Rozumiem, chociaż dawny Rudy w życiu nie dałby Ci takiego stanowiska.
- Wiele się zmieniło od tamtego czasu i nasze relacje również.
- Widziałem w obozie, że był sobą ale traktował Cię z szacunkiem. Sądziłem, że to maska bo bał się mnie…
- Nie, to nie była maska … powiedziałbym nawet, że odkąd nasze relacje się naprawiły to traktuje Nas trochę po „ojcowsku”.
- Ostatnio wspominałeś, że relacje się poprawiły, ale naprawdę masz mi wiele do opowiedzenia...


************



Wczesnym popołudniem Kapitan Moyoshi w końcu wrócił do swojego oficerskiego pokoju. Zaraz po wejściu zdjął marynarkę od munduru i rzucił ją na jedno z krzeseł.
- Tego mi brakowało, szkoda że Rina nam przeszkodziła ale i tak było spoko … Dobrze, że Rudy jeszcze nie zobaczył mojej nie obecności, teraz trzeba się szybko ogarnąć i wrócić jak gdyby nigdy nic na służbę. - Zamyślił się kapitan, delikatnie rozpinając białą koszulę a następnie usiadł na swoim łóżku, rozwiązał buty….
I nagle łóżko pod nim zarwało się a w momencie zetknięcia z ziemią dało się usłyszeć bardzo donośny dźwięk przypominający pierdzenie. Dźwięk ten wraz z hukiem rozeszły się po całym budynku. Po chwili do pokoju z przerażeniem wparował Amis jak i paru poruczników, którzy również mieszkają w tym budynku.
- Co się stało? - spytał Amis, a następnie kiedy poczuł okropny zapach dodał: - Chłopie co Ty jadłeś na śniadanie, cuchnie tu jak nie wiem.
Ich oczom ukazał się kapitan siedzący na materacu, znajdującym się na ziemi oraz totalnie połamane łóżko.
- O kurcze pierd zabójca rozwalił łóżko. - dodał jeden z poruczników śmiejąc się.

Po czym wszyscy prócz Moyoshiego, wybuchli śmiechem, a po chwili Amis dodał: - Weź okno otwórz bo podusisz cały budynek podusisz.
Na te słowa czerwony jak burak Moyoshi pośpiesznie podniósł się z ziemi, wyrzucił pozostałych oficerów z swojego pokoju, zatrzasnął za nimi drzwi, a następnie rzeczywiście otworzył okno. Zapach w pomieszczeniu nie przypominał nic przyjemnego czy znanego.
Na dole za jednym z budynków Hachi i Otachi śmiejąc się przybijają sobie piątkę. Są tak schowani, że z okna Moyoshiego ich nie widać.
- Ledwo zdążyliśmy. - stwierdził Hachi.
- Bro to był świetny pomysł. - pochwalił Otachi.
- Smrodo-bomba z poduszką pierdziuszka to dobre combo. - odpowiedział Hachi.
- I jeszcze trafiło nam się łóżko!
- I cyk Bro, kolejny świetny żart na naszym koncie.
- Chodź zmywamy się… lepiej aby ne widzieli Nas w okolicy…


************



Kiazu, Diuna i Rina siedzą na jednym z dachów w obozie i popijają jakieś napoje w butelkach. Wspaniałe słońce jest już wysoko na niebie, a delikatny wiatr rozwiewa im włosy. Delikatne promienie słoneczne muskają ich twarze. To bardzo miłe i przyjemne miejsce mimo że znajduje się w obozie.
- Kiazu, wszytko dobrze z ręką? Widziałam, że była napuchnięta….- spytała Rina.
- Miałam złamany nadgarstek ale ładnie naprawiony i w pełni sprawny. - odpowiedziała Kiazu.
- Kolejna która bólu nie czuje. - dodała Diuna.
- Czuje, oj czuje… bolało jak nie wiem. - odpowiedziała Kiazu.
- Została teleportowana podczas walki, więc pewnie jeszcze adrenalina działała i nie zdążyła ochłonąć… ale widziałam, po Niej, że bolało. - stwierdziła Rina.
- Rozumiem. - odpowiedziała Diuna.
- Rina, wszystko dobrze? Długo siedziałaś? - zapytała Kiazu.
- Tak jest ok … Jakoś chyba koło 2 zasnęłam … - odpowiedziała Rina.
- Aż tak długo zajęło Ci leczenie? - zapytała Kiazu.
- W dużej mierze tak … to była bardzo paskudna rana … zresztą gdyby nie pomoc Rudego pewnie jeszcze bym nad nią siedziała … - odpowiedziała Rina.
- Taa … na pewno… - odparła Diuna, a po chwili dodała: - Nie wyglądał, na aż tak rannego, a dwa odwaliłaś w nocy numer …
- Nie chciałam… - powiedziała speszona Rina.
- Rina, nie waż się jej przepraszać, miałaś prawo wrócić do pokoju. SWOJEGO POKOJU – wtrąciła stanowczo Kiazu, a po chwili dodała: - Na przyszłość, od czegoś są np. pokoje oficerskie, albo pierdyliard innych bardziej ustronnych miejsc niż pokój, w którym docelowo mieszkają trzy osoby. I Oboje to powinniście już dawno wiedzieć.
- Założyliśmy, że żadna z Was nie wróci do rana… - marudziła Diuna.
- Dobra, ja to oczywistość, ale sama przed chwilą uznałaś, że nie nie mogła leczyć tak długo bo rana nie była „aż tak poważna” – odpowiedziała Kiazu.
- Nie moja wina, że nie chciał jej na noc… zresztą może już totalnie jej nie chce … - stwierdziła Diuna, a następnie dodała: - Nie obwiniaj mnie za to, że Ona nie umie o siebie zadbać.
- Ty to się lepiej ciesz, że to nie ja Wam przeszkodziłam, albo że to przypadkiem nie doszło do Rudego – odpowiedziała twardo Kiazu, a następnie dodała: - W nocy, po ciężkim dniu wywaliliście ją z NASZEGO pokoju, w ogóle nie przejmując się tym czy będzie spała na dole albo czy w ogóle będzie spać. Czy w ogóle będzie miała gdzie odpocząć... TO nie jest nie umiejętność zadbania o siebie. Nie wpadliście na to, że po całodniowej misji i leczeniu smoków i Kurai’a będzie zbyt zmęczona na cokolwiek? Przy takim zużyciu energii dobrze, że nie padła ze zmęczenia podczas zadania. I nie obwiniam za to, jedynie uważam, że powinniście bardziej myśleć i tyle. Tego dało się uniknąć.
- Cześć dziewczyny! - Wtrącili Hachi i Otachi, wchodzący na dach.
- Przeszkadzamy? - spytał Hachi.
- Nie, nie … chociaż byłbyś z tego szczęśliwy. - odpowiedziała niezadowolona Diuna.
- Co tam? - zapytał Otachi.
- Miałam świetną noc! - odpowiedziała Kiazu.
- Yhy.. to było do przewidzenia, skoro dla odmiany mieliśmy noc w obozie. - odpowiedział Hachi, a po chwili wrednym uśmiechem, dodał: - A Ty Diuna? Słyszeliśmy, że łóżko Moyoshiego się roztrzaskało.
- Też to słyszałam, jakieś śmiechy chodzą.- dodała Kiazu.
- To nie możliwe, byliśmy gdzie indziej. - odparła Diuna, a następnie dodała: - Zresztą, za lekka jestem aby to się stało.
- Ta, ta … - naśmiewał się delikatnie Hachi.
- Fakt, faktem o łóżku wie już chyba cały obóz. - dodał Otachi z uśmiechem chochlika.
- I dobrze. - dopowiedział Hachi.
- Rina w porządku? - zapytał cicho Otachi podchodząc bliżej do mocno speszonej wodnej neczanki.
- Tak, tak… - odpowiedziała pokornie Rina, a po chwili głośniej dodała: - Dobra muszę iść, mam dyżur w kuchni.
- Dyżur? Serio… mieliśmy mieć wolne. - odpowiedziała Diuna.
- Wy macie wolne… ja sama chciałam… i nie będę nikomu przeszkadzać … - odpowiedziała pokornie Rina udając się na schody z dachu.
- Rina, czekaj odprowadzę Cię. - powiedział Otachi udając się za siostrą.
Kiedy oboje zeszli już z dachu to Hachi, przenikliwie patrząc na Diunę, zapytał:
- Niech zgadnę, moja najukochańsza siostra znów ma nie wyparzony język?
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziała Kiazu.
- Sama się o to prosiła. - dodała jak gdyby nigdy nic Diuna.
- Co jest? - zapytał Hachi.
- Diuna np. zarzuciła, że Kurai nie chciał Riny na noc, a nawet ze w ogóle już jej nie chce i że nie umie o sobie zadbać. - odpowiedziała Kiazu.
- No co? Taka prawda. - odpowiedziała Diuna wzruszając ramionami.
- Auć, przegięłaś siora … nawet jak na Ciebie to było przegięcie. - odpowiedział Hachi, a po chwili z wrednym uśmiechem dodał: - Siora… Z takimi textami to wyjeżdżaj sobie do mnie a nie do niej. Nie musisz Jej krzywdzić bo ktoś słabo Cię zaspokoił w nocy.
- Ej to nie prawda, było super. - odpowiedziała Diuna.
- Jasne, jasne i dlatego frustracje po nie udanej nocy wylewasz na siostrę? - naciskał Hachi z wrednym uśmiechem, a następnie dodał: - Chyba trzeba pogadać z Moyoshim aby zapisał się na jakiś kurs bo słaby jest. Mam kilku znajomych co mogą pomoc.
- Nie jest słaby. Nie potrzebuje kursu i jest mega. I mam dobry humor. - odparła Diuna z uśmiechem.
- To skoro tak jest, to mi to udowodnij i odwał się od Riny, a jak masz się z kimś „droczyć” w swoim stylu to zapraszam, mam dużo czasu. - odparł dość twardo Hachi.
- Dorzucam, że powinni ją przeprosić. - wtrąciła Kiazu.
- To też… po Kiazu to od razu widać, że ma dobry dzień. - dodał Hachi.
- Bo dobrze się zaczął, plus jak Rudy nie zapomniał to mam mieć dzisiaj jakiś fajny sparing. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Raczej nie pamięta, to było zagranie tylko po to abyś wykonywała rozkazy. - dodała Diuna.
- Jak nie pamięta, to się przypomnę. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Dałaś czadu i zasłużyłaś. Na bank pamięta! - Dodał Hachi szczerząc kły.



************



Generał Rudy, wraz ze swoimi dwoma kapitanami siedzi u siebie w gabinecie i załatwiają przeróżne sprawy. Jest tam masa papierów, a każdy z nich siedzi.
- Gadałeś już z Kurai’em o smokach? - zapytał Amis.
- Nie jeszcze się u mnie zjawił, ale miał najpierw „porozmawiać” ze smokiem. - odpowiedział Rudy, a po chwili dodał: - Jakkolwiek to głupio nie brzmi.
- Swoja drogą nie widziałem go dzisiaj w obozie. - odpowiedział Moyoshi.
- Skoro o tym mowa to jakoś moi dwaj głowni oficerowie też dzisiaj znikają, jak kamfora i myślą, że tego nie widzę. - odpowiedział przenikliwie Rudy
- Yyyy… - zareagowali kapitanowie, nerwowo spoglądając nerwowo a to na siebie, a to na generała.
- Dobra Panowie, jakieś pomysły jak podnieść morale w obozie? - spytał nagle Rudy
- Koncert? Gry zespołowe? - zaproponował Moyoshi.
- Grill? - zagaił Amis
- A jesteśmy wstanie go przygotować? - zainteresował się Generał.
- Tak myślę, że tak. - odpowiedział Amis przeglądając tablet.
- Grill bez browca to nie to samo. - dodał Moyoshi.
- Mamy nisko procentowe piwo, jak i zerówki. - dopowiedział Amis.
- Te lekkie dajcie po jednym na łebka, a zerówki dowolnie. - odparł Rudy.
- No weź daj chociaż po 2. - odpowiedział Moyoshi.
- Przypominam, że warty nocne jak i poranne nie zostają odwołane. Dodatkowo jesteśmy na wojnie, a co za tym idzie w każdej chwili mogą Nas zaatakować albo my będziemy potrzebni w terenie. - odpowiedział twardo Rudy. - Dopilnujecie, ze każdy będzie gotowy?
- Stary, mamy 1-2% na składzie, nic mocniejszego. - odpowiedział Amis.
- Nie o to pytałem – odpowiedział twardo i stanowczo Rudy.
- Tak, dopilnujemy. 2% to prawie jak zerówka, wszystkie warty będą odbyte i wszyscy będą gotowi do działania w każdej chwili. - odpowiedział pewnie Moyoshi.
- Amis, a Ty nic nie powiesz? - naciskał Rudy.
- Wiem do czego to zmierza… mamy odpowiadać za całego grilla i jak komuś coś odwali to my za to odpowiadamy, inaczej przetrzesz oczy i dostanie się nam również za znikanie bez słowa. - odpowiedział Amis.
- Dodatkowo zapewne jak się nie zgodzimy to też przejdziesz na oczy. - dodał Moyoshi.
- No to jak? - zapytał dociekliwie generał.
- Tak, tak obaj tego dopilnujemy. - dodał Amis.
- Dobrze, zatem ogłoście, że dzisiaj wieczorem mamy grilla i zorganizujcie całą imprezę. - odpowiedział twardo Rudy, a po chwili dodał: - Tylko uprzedzam, jak ktoś nie pije procentuwek to nie przechodzą na kogoś innego.
- Tak jest. - odpowiedzieli zgodnie kapitanowie.
- No to do roboty. - odpowiedział Rudy.
- Rudy, mam jeszcze jedną … hmm… sprawę … - powiedział Moyoshi.
- Oho. - wtrącił Amis śmiejąc się pod nosem.
- Co jest? - zapytał Rudy.
- Potrzebuje pozwolenia na nowe łóżko… bo stare jest rozwalone - powiedział Moyoshi.
- Zaraz chwila, ja dobrze usłyszałem? - zapytał generał z niedowierzaniem.
- Tak dobrze słyszałeś, to Moyoshi potrzebuje wyra. - odpowiedział Amis, dalej śmiejąc się pod nosem.
- Dobra, będę tego żałował, ale co się stało? - zainteresował się Rudy.
- Usiadłem i się rozpadło… - powiedział Moyoshi.
- Puścił takiego pierda, że łózko poszło. - wtrącił Amis powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Tak … tak było … - wydusił z siebie Moyoshi.
- Przyznam, że nie tego się spodziewałem. - odpowiedział z bardzo mocnym niedowierzaniem Rudy, a następnie dodał sam śmiejąc się pod nosem : - Spodziewałbym się, że to Amis rozwali wyro prędzej czy później, a nie TY i to jeszcze pierdem.
- Życie … - odpowiedział Amis.
- Dobra, dostaniesz nowe łóżko. - powiedział Rudy.
- Dzięki… - odpowiedział Moyoshi.
- Aha, przypominam, że Kiazu świetnie się spisała na misji i dotrzymała umowy, co za tym idzie macie załatwić dla Niej jakiś dobry sparing. I to przed grillem. - dodał Rudy.
- Spoko, ogarnie się. - dodał Amis.

- No ja myślę. - odparł Rudy.


************



Speszona Rina idzie z spuszczoną głową i rozmawia z Otachim, idącym z rękami zaplecionymi na karku.

- Co Ci powiedziała? - spytał Otachi.
- Nic miłego … jest na mnie zła i ma prawo, bo popsułam jej noc … - odpowiedziała pokornie Rina.
- Bo wróciłaś do siebie do pokoju?
- Yhy …
- Siostra, powiem tak, jestem przekonany, że gdyby Diune chciało się ruszyć to by do tego nie doszło, a tu wychodzi Jej lenistwo i brak myślenia obojga, a nie to, że chciałaś odpocząć.
- Skoro tak mówisz, ale nie powinnam wchodzić …
- E tam, siostra niech się cieszy ze Kiazu albo Rudy tam nie wparowali. A sytuacją się nie przejmuj, nic złego nie zrobiłaś. Obiecuje Ci, że coś miłego w naszym stylu im jeszcze wymyślimy. - odpowiedział Otachi z uśmiechem i mrugając okiem.
- Skoro tak mówisz.
- Spoko siostra będzie git. A co Ci powiedziała?
- Że nie umiem sobie radzić i że Kurai mnie już w ogóle nie chce …
- Tak, zdecydowanie… - odpowiedział Otachi, a następnie dodał: - I dlatego, z rozwaloną nogą przyszedł i załatwił kolesia który Cię „dotknął” w zły sposób, dlatego nie pozwalał Ci zobaczyć co z niego zostało, a następnie nikogo innego nie chciał do leczenia tylko Ciebie i zakładam, że zadbał abyś mogła odpocząć i ostatecznie zapewne dał Ci schronienie na noc. Taaa… zdecydowanie Diuna wie co mówi …
- Wiem, że mówiła to w złości …
- Nie, mówiła tak bo lubi być złośliwa i uderzać tam gdzie zaboli. I jak Hachi to zlewa i potrafi się jej odgryźć równie mocno, to w Ciebie to uderza i to ją kreci… bo tak się dowartościowuje - odpowiedział spokojnie Otachi, a następnie z uśmiechem dodał: - Siostra, tym razem Diuna przegięła tu się zgodzę, ale myślę że Hachi już odbył z Nią rozmowę na Jej poziomie.
- Taak… pewnie tak… ale to i tak nie było miłe, nawet jak wiem, że to nie prawda.
- Domyślam się, ale wiesz Siostra, Ona gada dużo głupot tylko po to aby mącić.
W tym momencie oboje doszli już pod woskową stołówkę, gdzie wodna neczanka ma za chwilę odbyć dyżur.
- No Siostra, to czekam teraz na jakiś dobry obiad. - stwierdził Otachi, szczerząc kły.
- Postaram się. - odpowiedziała Rina, delikatnie się rumieniąc, a po chwili powiedziała: - Otachi?
- Co tam Sis?
W tym momencie Rina przytuliła się do brata mówiąc – Dziękuję.
- Nie ma problemu Sis. - odpowiedział Otachi odwzajemniając uścisk.