wtorek, 5 sierpnia 2025

EPIZOD 277

 

Wyzwanie wieży numer 8

Długi dzień dalej trwa. Neczański oddział doszedł do doskonale znajomego im pomieszczenie z wielką kanapą w kształcie smoka, telewizorem i drzwiami do kolejnego wyzwania.
- Uff… myślałem, że to już będzie koniec na dzisiaj . - stwierdził Stevenem.
- A tu kolejne wyzwanie. - dodała Diuna.
- To będzie już 8 jak dobrze liczę. - powiedział Taakat, gasząc papierosa.
W tym momencie przed jednymi z drzwi pojawił się czerwony napis z kolejnymi trzema imionami
„Otachi, Diuna, Hachi”.
- Oho rodzinny wypad. - powiedział Hachi.
- Taaa… ciesze się jak nie wiem… - dodała Diuna.
- Na szczęście ja nie muszę. - powiedział Stevenem, a po chwili, rozsiadając się na kanapie dodał: - Mam już stanowczo dość tego dnia.
- I pomyśleć, że miałeś już szanse odpocząć. - odpowiedział Taakat.
- Dobra to my wchodzimy! - wypalił nagle Otachi.
W tym momencie wyczytani neczanie zostawili swoje rzeczy i weszli do dobrze znanego im już przejścia. Kiedy tylko przeszli przez próg to ich imiona klasycznie zmieniły się na zielone. Tym czasem reszta rozsiadła się na kanapie. Kiazu i Rina usiadły w głębi, Kurai jak zwykle podpierał ścianę, a reszta usiadła w miarę na brzegu kanapy aby dobrze widzieć starcie.
- No ciekawe co będzie tym razem? - zapytał Stevenem
- Każde wyzwanie póki co było „inne” – dodał Key’leanem.
- Zobaczymy, ale pewnie będzie interesująco. - dopowiedział Taakat.
W tym momencie Kiazu przytuliła się do porucznika od tyłu, kładąc ręce na jego ramionach i szyi oraz jedną ręką bawiąc się jego tęczowymi włosami.
- A Tobie Płomyczku ewidentnie się nudzi. - powiedział Taakat, pozwalając na tą zabawę.
- Może … a może nie … - odpowiedziała Kiazu, dalej się bawiąc.
- Dobra, no chodź. - powiedział Taakat, przesuwając się lekko do tyłu aby usiąść wygodniej.
Na te słowa Kiazu uśmiechnęła się, prześliznęła się między jego ramionami i usiadła mu na prawym kolanie, w taki sposób, że sama dobrze widzi ekran jak i nie zasłania porucznikowi. Taakat objął ją i zaczął bardzo uważnie obserwować ekran.
- Pani przytulaśna. - powiedział Key’leanem.
- Bardziej Pani wygodnicka. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.


************


Diuna, Hachi i Otachi znajdują się właśnie w bardzo dziwnym pomieszczeniu. Otoczeni się czterema drewnianymi ścianami, ma których wisi masa zdjęć. Mają one nie określone twarze, puste białe oczy i bardzo dziwne i przerażające uśmiechy wiszące na sznurkach. Jednak te wiszące uśmiechy wyglądają zupełnie jakby ktoś rozwiesił tam takie zakrwawione ludzkie szczęki układając je w uśmiech. Dodatkowo w całym pomieszczeniu panuje półmrok jakby gdzieś paliły się świeczki albo latarnie.
- O gash to jest totalnie obrzydliwe. - powiedziała Diuna zakrywając twarz. W tym momencie psychiczna neczanka zdałą sobie również sprawę, że to pomieszczenie śniło się jej przed wejściem do wieży. Przez co delikatnie pobladła.
- Ja pierdziu, mocny psychol musiał to zrobić. - dodał Otachi.
- Z niektórych nawet kapie jeszcze krew. - dodał Hachi.
- Weź mi nawet tego nie opisuj. - powiedziała Diuna.
- Ojej to tylko uśmiechy, zobacz jak się ładnie uśmiechają. - odpowiedział Hachi szczerząc kły, i łapiąc za sznurek jednego z portretów.
- Ej Bro, zauważyłeś, że część tych uśmiechów jest inna? - wtrącił nagle Otachi obserwując pomieszczenie i przerażające ściany.
- Hmm…. Racja Bro … część jest lśniąca i czysta i jest ich tylko parę. - dodał Hachi również dość uważnie oglądając ściany.
- Pewnie z nimi coś trzeba zrobić. Uderzcie w mocą i zobaczymy co się stanie. - wtrąciła Diuna, która zdecydowanie słabo się czuje w tym miejscu.
Na te słowa Hachi i Otachi próbowali użyć swoich mocy, ale bez skutecznie. Mimo, że dobrze się czują to nie mogą przywołać żadnego ataku, zupełnie jakby byli pod kontrolą bransoletek niwelujących moc.
- Nic z tego. - powiedział po chwili Otachi.
- Moce nie działają w tym pomieszczeniu. - dodał Hachi zaplatając ręce na karku.
- Zajebiście … to przeszukajmy bardziej to pomieszczenie. - zaproponowała Diuna.
- Dobra. - odpowiedzieli zgodnie neczańscy bracia i zaczęli przeszukiwać pomieszczenie.



************


- Co za obleśne pomieszczenie. - powiedział Stevenem, przesuwając się w głąb kanapy.
- Oby nie mieli takich cyrków jak ja … - dodał Key’leanem.
- E tam nie ma źle. Widać nawet, że Hachi żartuje. - dopowiedziała Kiazu, siedząc na kolanie porucznika i jedna ręką bawiąc się Jego włosami.
- Ciekawe co muszą tam zrobić? - zaciekawił się Taakat.
- Pewnie coś z zdjęciami. - odpowiedział Stevenem.
- Tyle się domyśliłem, jednak z naszej wizji ciężko wykminić już teraz coś więcej. - odpowiedział Taakat.
- A tego to nie wiem ale pomieszczenie wygląda dziwacznie. - odparł Stevenem.
- No właśnie… Mam wrażenie, że Oni widzą coś czego my nie widzimy. - odpowiedział Stevenem, a następnie dodał: - Ciekawe czemu nagle nie słyszymy rozmów z wyzwań?
- Najprostsza odpowiedz to wieża tak chciała. - odpowiedziała Kiazu.
- Może chce w Nas wzbudzić brak zaufania albo inny chaos związany z niewiedzą. - dodał Taakat.
- Ma to nawet sens. - odpowiedział Stevenem.


************


Neczańskie rodzeństwo rozgląda się uważnie po całym pomieszczeniu, co prawda nie ma w nim mebli ale szukają czegokolwiek co mogło by im pomóc. Nagle Hachi stanął na deskę która skrzypiała, jako jedyna w całym pomieszczeniu. Ziemny neczanin niewiele myśląc nachylił się, złapał za nią i wyłamał ją. To zachowanie zwróciło uwagę pozostałych. W tym momencie oczom wszystkich pojawiła się skrytka w podłodze w której znajdowała się siekiera.
- Zawsze jakaś broń. - stwierdził Otachi.
- O nie … - powiedziała Diuna.
Tym czasem Hachi podniósł siekierę, w tym momencie w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, a Hachi stał się takim nie określonym cieniem z pustymi
białymi oczami i bardzo przerażającym uśmiechem.
- Czas się zabawiać. - powiedział Hachi, delikatnie chrapliwym głosem.
Następnie neczanin rozwalił siekiera wszystkie zdjęcia z czystymi uśmiechami, jednocześnie śmiejąc się przy tym dość demonicznie. Jednocześnie widać, że sprawia mu to wiele frajdy. Kiedy wszystkie zostały już zniszczone, w pokoju ponownie zapaliło się bardzo jasne światło, a jednocześnie zniknęła cała podłoga. Tym samym rodzeństwo spadło niżej, to był szybki lot długim ciemnym tunelem. Nagle spadli na nogi, a jak Hachi odrzucił siekierę to ich oczom ukazała się ścianka wspinaczkowa.
- Ej to było fajne. - stwierdził Hachi szczerząc kły.
- To było dziwne a nie fajne. - odpowiedziała Diuna.
- E tam. - odpowiedział Hachi
- Bro, ciachałeś jak zawodowiec. - pochwalił Otachi.
- Ha! Nie da się ukryć. - dodał Hachi.
- Dobra, nie wiem jak Wy ale ja chce wyjść jak najszybciej. - wtrąciła Diuna, a następnie dodała: - To kto się wspina?
- Mogę ja. - powiedział Otachi podchodząc.
Wkrótce neczanin zaczął się wspinać, jednak mimo łapania się za wypustki spadał. Hachi, który też chciał spróbować również spadał.
- Co się do diabła? - spytał Hachi.
- Też bym chciał wiedzieć Bro. - odpowiedział Otachi.
- A może tak … - powiedziała Diuna, a następnie użyła swojej mocy.
W tym pomieszczeniu już się dało używać mocy, więc nie trzeba było długo czekać jak neczanka zobaczyła cała ściankę jako szaroniebieską górę, a jej wypustki jako zielone oraz czerwone. Po chwili zobaczyła, że pod wpływem widzenia kiedy używa mocy to Hachi świeci na zielono, a Otachi na czerwono.
- Chyba Hachi musi stąpać po zielonych częściach a Otachi po czerwonych. - powiedziała nagle Diuna.
- Okey, ale wiesz, że my tego nie widzimy nie? - odpowiedział Hachi.
- Fakt, ale od tego macie wspaniałą mnie. - odpowiedziała Diuna.
- Z braku laku możesz być i Ty. - powiedział Hachi.
- Dobra to gdzie mamy stawać? - wtrącił Otachi.
- A tak to Hachi musi wejść na te dwa małe na dole i trzy na górze, za to Otachi ma jeden taki półokrągły wysoko po prawo na załamaniu a potem wyżej po lewej stronie na załamaniu. A Kolejne dla Hachiego są za tym czerwonym Otachiego. - odpowiedziała Diuna.
- Sis, czy wszystkie moje póki co są takie księżycowate czy tam pół okrągłe? - spytał Otachi uważnie obserwując ściankę.
- Tak na te chwile tak, i tak się to ciągnie. Za to te mniejsze są zielone. - odpowiedziała Diuna.
Na te słowa bracia spojrzeli po sobie, przybili sobie piątkę i podeszli do ścianki. Hachi wszedł na swoją część, po czym jak doszedł najwyżej jak mógł to stanął wygodnie i odwrócił się tyłem do ścianki. Jednocześnie trzymając się jednej z wypustek. W międzyczasie Otachi wszedł na swój czerwony i wyciągnął lewa rękę. Na ten gest ziemny neczanin użyczył swoje lewej ręki, w taki sposób, że była ona hakiem. Kiedy brat go stabilnie złapał ten przetransportował go na drugą stronę ścianki. Następnie przeszedł po jego plecach aby następnie dość do kolejnych swoich zielonych wypustek i ponownie stanął stabilnie, w taki sposób aby dało się przejść po jego ramionach dalej. Otachi doskonale wykorzystał tę sytuację i przeszedł po Jego ramionach dalej do swoich czerwonych części wyżej.


************


- Po takiej ściance, to chętnie bym się powspinał. - powiedział Taakat.
- Jakieś łatwe mają. - marudził Stevenem.
- Czy ja wiem, wchodzą coraz wyżej wypustki się zmieniają, i muszą rozkminiać jak przejść dalej tak aby nie zaczynać od nowa. Wymaga to trochę uwagi. - powiedział Taakat.
- Plus, Ty Stevenem pewnie byś nie dostał nawet czegoś takiego, bo by to było za trudne dla Ciebie i nie poradził byś sobie. - dodała u kąśliwie Kiazu.
- Na pewno zrobiłbym to inaczej a nie wspinając się. - odpowiedział Stevenem
- Tak, tak … bo w tym za słaby byś był… - dodała Kiazu.
- Mi się podoba jak współpracują i jak przy tym widać, że dobrze się bawią. - pochwalił Taakat.
- Tak, Oni potrafią dobrze się bawić. - dodała Kiazu.
- A medyk nawet nie patrzy … a może tak… - wtrącił Stevenem, patrząc na neczankę.
- Zostaw ją. - przerwał mu twardo Kurai, zanim ktokolwiek inny zdążył się odezwać.
- Niech odpoczywa, z użyła tyle mocy, że dobrze, że nie jest kotem. No chyba, że chcesz porozmawiać, też ze mną albo z Kapitanem? - wtrącił Taakat, a następnie dodał: - Bo wiesz, my chętnie sobie pogadamy.
- Nie, dzięki … domyślam się jak się skończą te rozmowy… wole dać Jej pokój… - odpowiedział nerwowo Stevenem.
- Hmmm…. - mruknęła Kiazu z uśmiechem.
- Co tam? - spytał Key’leanem.
- Nic, nic. - odpowiedziała Kiazu dalej uśmiechając się pod nosem.
- Ale dobre salto! - wtrącił Taakat, który dalej obserwuje starcie.
- Piękne to było! - dodał Key’leanem.
- O kurcze zaraz będą na szczycie! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- I mamy szczyt - dodał Stevenem.
- A na szczycie obaj zawisnęli na dwóch różnych wypustkach. - dopowiedział Key’leanem.
- Ooooo! Chyba przeszli! - powiedziała radośnie Kiazu.
- To było szybkie wyzwanie. - dodał Taakat.
- Zajęło im jakieś 3 godziny … - marudził Stevenem
- Jak na niektóre starcia to i tak szybko. - powiedział Taakat.
- Oby to było ostanie wyzwanie na dzisiaj, bo już serio mam dość. - dodał Stevenem.
Wkrótce z przejścia wyszło zadowolone rodzeństwo, sprawnie poszło im starcie i nie znaleźli kolejnych nieśmiertelników. Kiedy tylko wyszli to przejście dalej jak zwykle otworzyło się.
- Słuchajcie o co chodziło z tymi dziwnymi maskami? - spytał Stevenem.
- To nie były maski … - odpowiedziała Diuna.
- Trzeba było zniszczyć te zdjęcia które miały inne wiszące uśmiechnięte szczęki. - powiedział Otachi.
- Doskonała zabawa! - powiedział entuzjastycznie Hachi.
W międzyczasie harmider obudził też Rinę, która przeciągnęła się i po zorientowaniu się co się dzieje, zebrała swoje rzeczy. Po chwili wszyscy zebrali swoje rzeczy i ruszyli dalej.
Na końcu tunelu, okazało się, że dotarli do upragnionej strefy odpoczynku. Jest to taka sama s
pora i przestronna komnata Uraczona jest otwartą przestrzenią z źródłem wody, nie wielkim lasem i smoczą kanapą, w kolorze kremowym, pod jedną z nie widzialnych ścian na wprost wejścia. Oczywiście widać też drzwi z napisem WC oraz drugie z napisem „Bagni ”, a sama barwa oświetlenia w pomieszczeniu, jest taka mroczniejszą wieczorną szarówką.
- NO NA RESZCIE! - powiedziała z ulgą znaczna część oddziału.
- W końcu. - dodał Stevenem.


************


Neczański generał wyciska sztangę na płaskiej ławce. Ubrany jest w zielony T-shirt i czarne krótkie spodenki. Rudy słucha muzyki, jednak jego słuchawki podłączone są do nasłuchu oddziału i dalej czeka na wieści od nich.
- Mam nadzieję, że nie długo się odezwą … czas im się mocno kończy … - rozmyślał Rudy, a po chwili kontynuował: - Ciekawe co tam się odwala, że jeszcze nie dali znać … oby było z nimi wszystko w porządku … aż dziwne, że Linkolion nie truje mi dupy … Gorzej będzie jak nie wyjdą… eh … zaraz to ja zacznę truć dupę i się martwić…


************


Kurai i Rina idą w kierunku smoczej kanapy. Neczanka jest już po kąpieli i jest w piżamie, natomiast neczanin jest jeszcze w swojej wersji munduru. Kiedy są w połowie drogi między ogniskiem a kanapą, to nagle podchodzi do nich Issah pytając:
- Kurai można na słowo?
- Co chcesz? - spytał chłodno Kurai zatrzymując się. Tym czasem wodna neczanka poszła w kierunku kanapy.
- W plecaku mam parę piw, możemy zrobić dzisiaj luźniejszy wieczór? - spytał Issah.
- Te niskoprocentowe co były na grillu w obozie?
- Tak te, i parę zerówek.
- No dobra, ale mają się odbyć wszystkie warty, jak i rano macie być zdolni do do dalszego działania. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Tak jest. - odpowiedział Issah, a następnie dodał: - Taakat może tego dopilnować?
- Ty tego dopilnujesz. - odpowiedział chłodno Kurai odchodząc.
Kiedy Issah wrócił do reszty oddziału siedzącego przy ognisku, to elektryczny neczanin, podszedł do smoczek kanapy oraz siedzącej już tam Riny.
- Coś ważnego? - spytała delikatnie Rina.
- Chcą sobie zrobić luźny wieczór z browcami. - odpowiedział Kurai siadając tak aby opierać się o kanapę koło głowy smoka, oraz tak że mógł położyć nogi ukochanej na swoich wyprostowanych kolanach. Wodna neczanka siedzi bokiem i tez opiera się o oparcie.
- Kurai, to koszmarne wyzwanie w wieży było … było Twoimi wspomnieniami? - spytała Rina.
- Tak, w dużej mierze tak, chociaż niektóre były tak przerwane aby zbudzić jeszcze większe „emocje” – odpowiedział chłodno Kurai, kładąc swoją lewą dłoń na prawym udzie neczanki.
- To pewnie było straszne przeżywać to na nowo …
- Nie było tak źle, jakby mogło się wydawać. Bardziej one wpłynęły na Key’leanem niż na mnie.
- Na pewno?
- Tak, nie martw się. To tylko wspomnienia, a na dobrą sprawę dzięki swojej przeszłości jestem teraz właśnie w tym miejscu.
- Hmm… Rozumiem, ciekawe czemu wieża wybrała akurat Was…
- No ja byłem doskonałym źródłem koszmarów, nawet jeśli wieża nie wyciągnęła z moich wspomnień wszystkiego najgorszego.
- To tak, ale hmm.. Stevenem i ja myślę, że bawilibyśmy się jeszcze bardziej…
- Sądzę, że wieża chciała manipulować nami. W sensie ani Stevenem ani tym bardziej Ty nie zakatowalibyście mnie, a wieży chodziło o to abyśmy sami się pozabijali. Co za tym idzie koszmary jednego wykorzystała do zmanipulowania drugiego. - odpowiedział Kurai, a następnie głaszcząc nogę ukochanej dodał: - Podejrzewam, że podobnie jak ja słyszał też szepty mówiące mu, że ma mnie zabić, co tylko było potęgowane przez wydarzenia z wyzwania.
- Hmm… miałoby to sens ... jednocześnie trzecia osoba która równie by się bała też by była w stylu wieży.
- Masz rację, ale wieża powiedzmy „dba” o Nas. Widzisz podejrzewam, że starcia które napotykamy, zostały zaplanowane, przez wieżę w momencie jak tylko przekroczyliśmy jej próg, tym samym Stevenem był już widziany jako uczestnik kolejnego starcia, a wieża pilnuje aby te same osoby nie miały starć pod rząd.
- A ja?
- A Ty byłaś zmęczona po oddaniu energii za odtrutkę… i znając Ciebie zapewne byłaś miła dla wieży. Więc zadbała o Ciebie „bardziej”
- Hmm… no mogło tak być …
Po chwili do kanapy, spokojnym krokiem podszedł Taakat z dwoma piwami w dłoni.
- Chcecie? - spytał porucznik.
- Nie dziękuję. - odpowiedziała Rina z delikatnym uśmiechem.
- A daj. - odpowiedział Kurai wyciągając prawą rękę, a lewą dalej trzymając na udzie neczanki.
Na ten gest Taakat, otworzył piwo o piwo i otwartą butelkę wręczył kapitanowi. Następnie zapalniczką otworzył drugą butelkę.
- Swoją drogą… pamiętacie torbę niespodziankę od Indi? - wtrąciła Rina.
- Tą z fiolkami? - spytał Taakat siadając na brzegu kanapy.
- Ich kolory sugerują, że mają coś wspólnego z jagodami Shuiwa. - dodał chłodno Kurai.
- Owszem mają. - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - Indi mówiła, że to
skoncentrowany sok z jagód żywiołów, wzbogacony jakimiś witaminami i ziołami.
- Jak to działa? - zainteresował się Taakat.
- Hmm… ponoć pozwalają wręcz natychmiastowo zregenerować moc na maksa oraz chwilo podnieść jej poziom jak przy szocie energetycznym. - odpowiedziała Rina.
- Wychodzi na to, że to takie podkręcone szoty z jagód, które jak zostaną dobrze wykorzystane to mogą dać sporą przewagę. - odpowiedział Kurai.
- Czemu dopiero teraz nam o tym mówisz? - spytał Taakat.
- Nie sądziłam, że wieża da Nam aż tak popalić… - odpowiedziała pokornie Rina.
- Dobrze wiedzieć, że posiadamy coś takiego. Sądzę, że przed finalnym wyzwaniem wieży, mogą się Nam przydać. - odpowiedział Kurai.
- W sumie dobry pomysł, o ile rozpoznamy, że to już finałowe wyzwanie. - odpowiedział Taakat.
- Raczej, da Nam znać. - odpowiedział Kurai.
- Patrząc, na to co działo się do tej pory to masz racje. - odpowiedział Taakat, a następnie wstając dodał: - Dobra idę sprawdzić, czy nie ma mnie przy ognisku.
- Taakat, max 23 cały oddział ma być w łóżkach. - powiedział chłodno Kurai, po czym wziął kolejny łyk piwa.
- Tak, tak … na to, za co Issah jest odpowiedzialny, też rzucę okiem. - odpowiedział porucznik odchodząc.
- Przepraszam, że nie powiedziałam o nich wcześniej. - powiedziała Rina.
- Spokojnie, nic się nie stało. Jakbyś powiedziała, nawet przed sama finałową walką to też by było dobrze. - odpowiedział Kurai, popijając piwo.
- Oki …. A co do tych koszmarów … to w dwóch koszmarach miałam wrażenie, że występuje Volaure. - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - W jednym mam wrażenie, że go wręcz praktycznie zabiłeś …
- Nie zabiłem, chociaż było blisko. Wieża specjalnie dała takie odczucie, aby mocniej to zabolało. Wiesz zabicie bliskiej osoby a zranienie to różnica. - odpowiedział Kurai, delikatnie pusto patrząc w przestrzeń, a następnie dodał: - To było dawno temu na jednej z misji dla Dossaka. Potrzebowałem aby się nie wtrącał, bo jego niewtrącanie się spowodowało, ze przeżył. A że obaj jesteśmy stanowczy i nie dajemy sobą manipulować, to rozcięcie go i zapewnienie mu opieki było jedynym wyjściem w tej sytuacji…
- To brzmi strasznie i brutalnie… to dlatego potem robił krzywdę Tobie w innym wspomnieniu?
- Nie… w tym drugim wspomnieniu chciał „zjeść”. Właściwie to był bardzo głodny, byłem Jego powiedzmy jedyną opcją na posiłek z energii, ale przypilnował abym ochłonął przed kolejną rozmową i wyssał ze mnie również energię życiową, jednocześnie potem zapewniając mi opiekę.
- Bardzo przerażające …
- Wiesz nasza znajomość, a w jego miemaniu nawet braterstwo jest na dość typowo męskich warunkach i nie boimy się dać drugiemu „po mordzie” ale jednocześnie dbamy aby ten drugi przeżył, i zdecydowanie znamy granicę aby się nie pozabijać i nie sprawić, aby te drugi zgasł na zawsze.
- Rozumiem … - odpowiedziała Rina z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie masz się co obawiać. Nie pozabijamy się, może bywać blisko, nawet bardzo, ale nie zabijamy się, a i Tobie żaden z Nas nie zrobi krzywdy.
- W sumie ufam Wam obu…
- Doceniam to.
- Hmmm…. Tak w ogóle jaką mocą włada Volaure?
- Tak między Nami, to taką samą co Dae Cheetah, Shurkiami czy Sumi.
- To znaczy? Bo wiem, że moc Czcigodnego i Shurkiami była potężna i dziwna …
- Hmm… wszyscy Oni władają energią chaosu, czy też „kosmosu”. Dae Cheetah oraz Shurkiami neutralną wersją chaosu, która jest najbardziej plastyczna i najłatwiejsza w opanowaniu. Sumi włada zarówno dobra i złą w zależności od humoru, co czyni ją bardzo niebezpieczną i niezrównoważoną oraz trudną do okiełznania. A Volaure włada najbardziej czystą mroczną wersją chaosu jaki może przyjść Ci do głowy. I podejrzewam, że jest najbardziej niebezpieczny z całej tej czwórki i najtrudniejszy do okiełznania. - odpowiedział spokojnie Kurai.
- To czemu nie jest pod opieką czcigodnego?
- Kiedy kształtował się w nim chaos, Dae Cheetah nie miał o nim zielonego pojęcia, tym bardziej, że nikt się do niego nie zgłosił, a Dossakowi taka moc po swojej stronie była zdecydowanie na rękę. Jednak w pewnym wieku to Sumi nauczyła go panować nad tym chaosem, i ukrywać swoją moc oraz walczyć przy pomocy samej aury. Tak aby Jego moc została tajemnicą. Co w sumie sprawiło, że stał się jeszcze bardziej niebezpieczny i jeszcze bardziej pożądaną „bronią”.
- Hmm… Dossak, zapewne był rad … hmm… powiedz mi, to dlatego przy sparingach i tak dalej, posługuje się samą aurą?
- Tak, a Jego aura jest równie potężna co moc chaosu która w nim mieszka, tylko jest mniej niebezpieczna dla otoczenia. Natomiast oblicze tej mrocznej mocy to coś co nie jest przeznaczone dla każdego i nie rozpowiadaj o tym jaką włada mocą, to może przysporzyć mu bardzo dużo kłopotów.
- Rozumiem … nie mam zamiaru nikomu o tym mówić...
- Dobrze … i spokojnie, nie masz się czego obawiać. Podobnie do mnie, ma swego rodzaju słabość do Ciebie, więc w stosunku do Ciebie nigdy jej nie użyje, tego jestem pewien. Ba zdecydowanie prędzej użyje jej aby Cię obronić niż aby coś zrobić Tobie.
- Skoro tak mówisz … - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - W sumie jakby się tak zastanowić to obaj macie w sobie bardzo dużo mroku …
- Tak, zdecydowanie. Możliwe, że dlatego tak bardzo się za kumplowaliśmy, jednocześnie to sprawia, że nasza przyjaźń wygląda tak a nie inaczej i nie boimy się siebie nawzajem.
- Rozumiem, jednocześnie czuje, że mogę być przy Was bezpieczna.
- Tak, możesz. Nie pozwolimy Cię skrzywdzić.
- Volaure ma przewagę mocy nad Tobą?
- I tak i nie, dopóki nie rozwinął magii leczenia do możliwości wskrzeszania nie był odporny na moją elektryczność, obecnie niby jest, ale jestem przekonany, że i tak nadal jestem wstanie mu coś zrobić. Myślę, że da się Go pokonać, chociaż chaos daje mu ogromne możliwości.
- Hmmm…. A chcecie się krzywdzić?
- Nazwijmy to, że to jest w jakiś sposób nasz język komunikacji i „rozmowy”, który obaj rozumiemy.
- A czemu tam w tych wspomnieniach, nie broniliście się przed sobą?
- W obu przypadkach każdy z Nas się bronił, tylko w danym momencie kto inny był górą i dominował. Przy dwóch dominujących charakterach raz wygrywa jeden a raz drugi. Zależy to od wielu czynników, w danym momencie.
- Rozumiem, tak mi się wydaje.
- Posłuchaj, jakbyśmy mieli się pozabijać i chcieli to już dawno byśmy to zrobili, a nie na swój specyficzny sposób się chronili.
- No okey … a coś jest wstanie ochronić przed Jego mocą?
- Na przykład jego bluzy, nie wiem, z czego są robione ale chronią przed każdą znaną mocą chaosu.
- Hmm…
- Więc jak kiedyś da Ci swoją bluzę i każe się w niej schować i nie wychylać się, to bez zawahania to zrób.
- Dobrze ….
- Zresztą nie raz Ci już ją dawał, teraz już wiesz, że to też powiedzmy najwyższa forma ochrony, a nie tylko bycie dżentelmenem.
- To miłe z Jego strony …. hmm… Kurai, a ten ostatni potwór, ten śród czaszek … tez był misją?
- Nie, to była dość upiorna część mojego treningu. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Hmm… a te dziwne „zombie”?
- To coś między misją, a częścią mocy Volaure.
- Aaa ...aha …
- Zaczynasz się Nas bać?
- Nie … to nie tak … - odpowiedziała spokojnie Rina, po czym przysunęła się bliżej ukochanego, wtuliła się w jego ramiona i powiedziała: - Wiedziałam, że macie mroczną przeszłość i akceptuję to… i ufam Wam jak i czuję się przy Was bezpieczna … to bardziej przerażenie ile straszliwych rzeczy przeżyliście … i jak wielu złych rzeczy byliście częścią …
- Tak wyszło, ale jak już mówiłem to tylko przeszłość, a dzięki temu jesteśmy tu gdzie jesteśmy i każdy z Nas jest jaki jest. - odpowiedział spokojnie Kurai, popijając dalej swoje piwo.
- A co jeśli przeszłość się upomni o siebie?
- To my brutalnie stawiły temu czoła i pokażemy gdzie jest Jej miejsce.
- Ciekawe czy Nasza przeszłość, ta której nie pamiętamy upomni się o Nas?
- Jeśli nawet, to też stawimy temu czoła.
- A jak przez to się zmienimy?
- Minęło parę lat, jakby to jak się zachowujecie byłoby udawane to już dawno byście sobie o tym przypomnieli. Osobiście uważam, że macie nadal swoje wspomnienia, ale są zablokowane, że nie jesteście wstanie sobie przypomnieć, ale nadal są w Was i istnieją, dzięki temu jesteście autentyczni i jesteście sobą. Świadczą o tym np. informacje na wisiorkach, że dostęp do informacji „zablokowany”. - odpowiedział spokojnie Kurai, a następnie dodał: - Sądzę, że komuś jest ewidentnie na rękę abyście nie pamiętali wszystkiego, ale te wspomnienia nadal są w Was.
- Ma to w sumie sens. Pewnie masz racje.
- Bardziej się boisz własnej przeszłości niż mojej?
- Trochę tak …
- Myślę, że nie wiele się w Was zmieni o ile w ogóle, jedynie zdobędziecie dokładniejszy obraz siebie. Z nią czy bez niej obstawiam, że będziecie trzymać się razem, a zawiązane znajomości te co zostaną, staną się mocniejsze. Nie martw się na zapas.



************


Przy ognisku neczańśki oddział bawi się dobrze w swoim towarzystwie. Śmiejąc się, popijając piwo i zdecydowanie odpoczywając. Nie dawno warte zaczął Otachi.
- Ciekawe czemu kapitan tak długo tam rozmawia. - zainteresował się nagle Stevenem.
- A co też chciałbyś mieć rozmowę z kapitanem? - spytał Taakat, biorąc kolejny łyk piwa.
- Nie, dzięki … na samą myśl mam ciarki. - odpowiedział Stevenem.
- To się nie interesuj i baw się dalej. - odpowiedział Taakat.
- Właśnie Taakat, mieliśmy robić te pompki. - wtrącił Hachi.
- A tak. - odpowiedział porucznik, a następnie odstawił piwo i powiedział: - No dobra młody zaczynamy.
Po tych słowach obaj zaczęli robić pompki. Robią je równo i są pełne. Po chwili Kiazu zaszła porucznika od tylu i zrobiła tak zwaną deskę na jego plecach.
- Halo siostra co to za oszustwo? - spytał Hachi.
- Spokojnie Młody mi to nie przeszkadza, z nią czy bez niej i tak zrobię więcej, a jak chcesz to zawsze Diuna może zrobić to samo. - odpowiedział Taakat, dalej robiąc pompki.
- Dobra. - odpowiedział Hachi.
- Co za pech a mi się nie chce ruszać. - wtrąciła Diuna.
- No kto by się tego spodziewał. - odpowiedział Hachi.
- Wiesz, że możesz sobie poleżeć, a nie robić deskę? - wtrąciła Kiazu.
- A skoro tak stawiasz sprawę, to nawet chętnie. - powiedziała Diuna, po czym położyła się na bracie.
- No to zaczyna się lepsza zabawa. - powiedział Key’leanem.