piątek, 2 lutego 2018

Epizod 240


"Nocne powroty"


Donośne i stanowcze krzyki, potęgowane przez echo rozchodzą się po otulonym przez noc, kanionie. Hachi i Kiazu nadal kłócą się w najlepsze, są co prawda oddali od siebie i nie widzą się na wzajem, ale za to doskonale się słyszą.
- Weź już się zamknij! - krzyknął Hachi.
- Nie mam zamiaru słuchać się takiego patałacha jak Ty! - odkrzyknęła Kiazu.
Czas mija a rodzeństwo, nie zaprzestaje bezsensownej kłótni o nic. Nakręceni, zapomnieli już chyba, że mają ograniczony czas na powrót do obozu.
************

W obozie Rina i Diuna siedzą przy hipnotyzującym i wspaniałym ognisku, jednocześnie rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- No moja warta za chwilę się kończy. - stwierdziła Diuna przeciągając się.
- Hmm... dotrzymasz mi towarzystwa na mojej warcie? - spytała pokornie Rina.
- Żartujesz sobie? Musze się wyspać, bo pewnie dostanie mi się jazda na dzień dobry.
- Pewnie masz rację …
- Oczywiście, że mam. - odparła Diuna, a następnie wstając i odchodząc powiedziała: - Dobranoc, i nie zaśnij na warcie.
- Postaram się. Dobrej nocki. - odpowiedziała Rina z delikatnym uśmiechem.
************

Nagle odgłosy w kanionie ucichły i zapanowała w nim głucha i nieprzyjemna cisza. Czyżby rodzeństwo zaprzestało swojej kłótni? A może poszli dalej? Nic z tych rzeczy...
- Co nie odzywasz się bo wiesz, że mam rację? - powiedział głośno Hachi, siedzący za jednym z wysokich kamieni.
Jednak ziemny neczanin, nie uzyskał żadnej nawet najmniejszej odpowiedzi. Rozbrykane echo, również nie powtórzyło pytania.
- Ej! Kiazu co jest? - spytał Hachi, ale ponownie nie uzyskał odpowiedzi.
Wkrótce delikatnie zaniepokojony Hachi wstał i w ciszy zaczął uważnie rozglądać się za siostrą. Niestety mimo bystrego wzroku, neczanin nigdzie jej nie widział, a tym bardziej nawet nie słyszał. Ognista neczanka w jego mniemaniu zniknęła, na dobre.
W ten Hachi zajrzał za jeden większych kamieni. Tam jego oczom ukazała się Kiazu, zakneblowana gęstą pajęczyną, a nad nią stał wielki pająkobodobny stwór, który skutecznie obezwładnił neczankę. Kiedy czarny, przerażający stwór spostrzegł zdezorientowanego Hachiego, położył jedno ze swych odnóży na swojej paszczy i wydał z siebie chrypiący dźwięk, przypominający.
- Ciiiii....
Zdezorientowany i zaskoczony Hachi, bez głębszego zastanowienia, szybko przywołał grubą, kamienna maczugę, którą od razu z całej siły uderzył potwora w głowę. W tym momencie monstrum zapiszczało i skamląc jak mały szczeniak pośpiesznie uciekło z kanionu.
- Nie mogłaś go spalić czy coś? - spytał Hachi wyciągając do siostry swoją prawą dłoń.
- Jakbym mogła to bym go spaliła. - odpowiedziała Kiazu wstając i otrzepując się.
- Taa... Oczywiście … - stwierdził Hachi, a po chwili szybko dodał: - Idziemy czy dalej wymieniamy poglądy?
- Idziemy. - odparła twardo Kiazu, zaciskając pięści odchodząc i jednocześnie głośno tupiąc.
Hachi zaśmiał się pod nosem, zupełnie jakby powstrzymywał się od wybuchu śmiechem i ruszył za poirytowaną siostrą.

************

Otachi siedzi przy płonącym ognisku, je kanapkę, bawi się swoją komórką i co jakiś czas zerka czy wszystko wkoło jest w porządku. Niedługo powinno w zjeść słońce, więc to najzimniejsza pora nocy. Jednak to nie przeszkadza wietrznemu neczaninowi w pełnieniu warty. Chłodne, rześkie powietrze to coś co nadaje mu sił.
Nagle z nieba zaczął padać biały, puszysty śnieg, który pięknie lśni w nocnym blasku i w świetle rozpalonego ogniska. Dzięki temu wkoło zapanował magiczny i niezwykły klimat.
- QRV … QRV – powtarzał Otachi do łączności w krótkich odstępach czasowych, aż wreszcie w słuchawkach usłyszał odzew:
- Q
SL ...
- Bro, pogoda się zmienia. - powiedział w końcu Otachi do łączności.
-
U nas jeszcze nie Bro, ale dzięki za info będziemy uważać. - odpowiedział Hachi.
-
Kto ma ostatnią wartę? - wtrąciła się Kiazu.
- Kurai. - odpowiedział Otachi.
-
Sprytna bestia … - odparła Kiazu.
- Lepiej dla Was abyście się wyrobili. Ziom nie żartuje. - stwierdził Otachi.
-
Wyobraź sobie Bro, że robimy co możemy. - odpowiedział Hachi.
- To starajcie się bardziej. - powiedział Otachi, a następnie szybko dodał: - Dobra, czas zwiedzić obóz.
-
Bez odbioru. - odpowiedział Hachi.
- No dobra czas się ruszyć. - powiedział Otachi do siebie, jednocześnie wstając i przeciągając się.

************

Zaśnieżony, chłodny jeszcze nocny las w którym wszystko spowite jest delikatną, szarą mgłą oraz przenikliwą ciszą, która ewidentnie zwiastuje zmianę pory doby. Nagle spokój tego miejsca został przerwany przez potężną eksplozję, która nie dość zatrzęsła ziemią to jeszcze spłoszyła wszystkie stworzenia z okolicy. Po dłuższej chwili z dymiącego obszaru wybuchu wyszli delikatnie kaszlący Hachi i Kiazu.
- Ehu ehu … musiałaś to zrobić? … ehu ehu... - spytał Hachi.
- Skąd mogłam wiedzieć ...ehu ehu … że ich leże wypchane jest ...ehu ehu … dławiącym kwasem? - odparła Kiazu nieznacznie się dusząc.
- Ehu ehu .. bo najlepiej wszystko wysadzić...
- Ehu … ta bo lepiej dać się pożreć … ehu ehu …
- Dobra punkt dla ciebie... - odpowiedział Hachi wreszcie łapiący spokojny oddech.
- Nie jest to mój pierwszy punkt... - odpowiedziała spokojnie Kiazu.
- Ta, ta nie przypominam sobie. - stwierdził wymownie Hachi.
- A ta lama dalej swoje. - powiedziała lekko poirytowanym głosem Kiazu.

************

Zaśnieżonym rankiem, pod czas obfitych opadów śniegu, neczanie zebrali szybko obóz i już przed wyznaczonym czasem byli gotowi do dalszej drogi.
- Ziom, wszystko gotowe do „wymarszu” - zameldował Otachi, zamykając drzwi jednego z tytanów.
- Dobrze, ruszamy punkt 8:00. - odpowiedział chłodno Kurai, opierając się o jedna z wojskowych maszyn.
- Co się z nimi dzieje? Już powinni dotrzeć … - zaniepokoiła się Rina.
- Zostawimy im jedno auto aby mogli nas dogonić? - spytał Otachi.
- Nie. - odpowiedział krótko i zwięźle Kurai.
- Albo wierzysz, że dotrą na czas albo masz ich totalnie w czterech literach. - wtrąciła Diuna.
Jednak stwierdzenie psychicznej neczanki rozeszło się bez echa. Tym czasem czas do wyjazdu nie ubłaganie płynął, a części neczan jak nie było tak dalej nie ma.

************


Na dużym tarasie otulonym chłodem poranka stoi ubrany na biało
młodzieniec, o długich, bardzo jasnych, wręcz białych włosach z czarnymi końcówkami, które nieznacznie powiewają na wietrze. Ma niezwykle delikatną chłopięcą twarz, nawet wręcz o kobiecych rysach i ambitne, pełne determinacji jasno brązowe oczy, które mimo wszystko wydają się być bardzo przyjazne i ciepłe. Młody człowiek stoi oparty o barierkę i podziwia niesamowite widoki jakie niesie budząca się do życia okolica.
Wkrótce na balkon wyszedł również
ubrany na biało mocno starszy mężczyzna. Co prawda ma on krótkie złoto-srebrne włosy, ale po jego pomarszczonej twarzy widać, że ma już swoje lata. Jego fioletowe oczy wyglądają tak, jakby widziały już dosłownie wszystko i nic nie jest wstanie ich zaskoczyć.
- Tu się ukrywasz... - odezwał się przybysz.
- Elinar, druhu dobrze wiesz, że się nie ukrywam. - odpowiedział młodzieniec.
- Tak, a ja jestem nastoletnią siksą której można wciskać takie bajki. - odparł Ambasador Elinar, a następnie podszedł bliżej do młodzika i powiedział: - Ankara, może i jestem stary ale wzrok mam dobry i widzę, że coś Cię trapi.
- Heh … od jakiegoś czasu nie jestem wstanie oddać się medytacji. - odpowiedział w końcu Ankara.
- Trapią Cię, jakieś wizje, które nadal chcesz ukryć przed wiedzą swoich sprzymierzeńców.
- Mamy ważniejsze sprawy niż moje wizje.
- Jak Cię szanuję, tak czasami przemawia przez Ciebie nie doświadczony dzieciak. Dobrze wiesz, że póki nie masz wizji ciemności to jest dobrze.
Ankara jednak nic nie odpowiedział, a po dłuższej chwili wymownej ciszy Elinar powiedział:
- Ah, zatem powiadasz, że masz wizje ciemności... to otwiera nowe światło na Twoje ostatnie zachowanie.


************

Wybiła 8:00, więc neczanie odpalili silniki maszyn bojowych i ruszyli w dalsza drogę, mimo że część ich zespołu jeszcze nie dotarła. Mroźne powietrze wręcz trzeszczy od zetknięcia się z rozgrzaną maską samochodów, wydając przy tym bardzo przenikliwy i nie przyjemny dźwięk. Na szczęście we wnętrzu maszyn ich nie słychać, dzięki temu neczanie mogą spokojnie rozmawiać przez łączność.
- Ziom, jesteś pewien, że nie powinniśmy na nich poczekać? - spytał Otachi prowadząc tytana.
- Nie ma takiej potrzeby. - opowiedział chłodno Kurai, siedząc za kierownicą.
- Otachi to On będzie miał kłopoty nie my. - wtrąciła Diuna, również prowadząc auto.
- Taaa … już to widzę … On nie z takich „opresji” wychodził cało... - powiedział Otachi.
Nagle dało usłyszeć się głośny pusty dźwięk dobiegający gdzieś z oddali. Neczanie dość odruchowo spojrzeli w boczne lusterka. Tam po dłuższej chwili zobaczyli lodową falę, która jednocześnie przypomina szalejący ocean podczas sztormu oraz zamgloną spokojną taflę jeziora.
W ten wszystkie pojazdy gwałtownie zahamowały, a trzy z nich odwróciły się przodem do tego niecodziennego zjawiska.
- Co to jest? - spytała z przerażeniem i fascynacją Rina przyklejając się do okna.
- Anomalia, albo wielkie kłopoty. - odpowiedział chłodno Kurai, siedzący obok.
-
Ziom, a nie jedno i to samo? - spytał Otachi, przez łączność.
-
A Ty to się nie przejęzyczyłeś? - dodała Diuna, siedząc w swoim aucie.
- Nie. - oparł stanowczo i twardo Kurai, uważnie obserwując to co dzieje się na horyzoncie.
************

Ambasador Ankara w swojej zadbanej białej szacie medytuje w ciemnym pomieszczeniu. Wkrótce wkoło władcy pojawia się intensywny, oślepiający blask, który próbuje walczyć z otaczającą go ciemnością. Raz w pomieszczeniu jest więcej mroku, a raz więcej jasności, a obie strony kłócą się z sobą o dominację. Nagle kiedy obie strefy uzyskały równowagę, obok Ankary pojawił się medytujący Elinar, który swoim jaskrawym blaskiem, z trudem pomógł utrzymać równowagę światła i mroku. Dzięki temu Anki mógł spokojnie przez pomedytować chociaż przez chwilę.


************

Wielka błękitno-biała, zamarznięta fala przetacza się po zaśnieżonym brzegu rozległego jeziora. Spadające, ostre kawałki lodu, w każdej chwili mógłby by się stać śmiercionośną bronią, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć w pobliżu tej fali.
Neczanie uważnie obserwują całe zajście, stojąc na dachach swoich pojazdów. Wkrótce uderzyło w nich przenikliwe mroźne powietrze, które bez problemów zmroziło im delikatnie włosy, ubrania i ciało, do takiego stopnia, że pokryły się one białym szronem. Tym samy nieokiełznane zimno doszczętnie przeszyło ich ciepłe ciała.
- Łał … - wyszeptała zaskoczona Rina starając się robiąc zdjęcia.
-
Ej Ziom, też to widzisz? - stwierdził Otachi przez łączność.
- Tak. - odparł stanowczo Kurai, patrząc na wydarzenia w oddali.
-
Mówicie o tym lodzie? No trudno tego nie zauważyć... - wtrąciła Diuna.
-
Nie mów mi że nie widzisz … - odparł Otachi.
-
Ale czego? - spytała Diuna.
- Patrz uważnie. - odpowiedział Kurai.
W tym momencie psychiczna neczanka jeszcze raz zaczęła oglądać lodową falę, tym razem znacznie uważniej. Wkrótce oczom Diuny ukazały się dwie szaleńczo biegnące postacie, które ledwo unikają lodowych pocisków.
- A to co? - spytała zaciekawiona Diuna.


************


Lodowe odłamki spadają na ziemie, a wielka zamarznięta fala dalej toczy jakby była z wody i niszcząc wszystko w około. Pośród tego całego zamieszania biegną Hachi i Kiazu, którzy nie dość że uciekają co sił w nogach to jeszcze z ledwością unikają jakiekolwiek obrażeń. Nagle ich oczom ukazały się zaparkowane maszyny bojowe, więc nie wiele myśląc oboje jeszcze bardziej przyśpieszyli. Wkrótce rodzeństwo wparowało do aut i nerwowo zachęcało resztę oddziału do natychmiastowego odjechania. Lodowa fala z każda sekunda jest coraz bliżej naszych bohaterów, więc nie wiele myśląc na prędkości wszyscy stamtąd odjechali.
- Bro co Wy, żeście odwalili? - spytał Otachi prowadząc auto.
- Nic takiego, a teraz gazu! - odparł zdyszany Hachi siedząc obok.
-
Zostawić Was na chwilę samych... - wtrąciła Diuna ze swojego auta.
-
To trzeba było nas nie zostawiać. - dodała dysząca Kiazu, zasiadająca koło Diuny.
-
Było trzeba nie sprawiać problemów. - odparł Otachi, delikatnie śmiejąc się pod nosem.
-
Pogadacie później. Teraz jechać ile fabryka dała. - wtrącił chłodno Kurai.
- TAK JEST! - odpowiedziało zgodnie rodzeństwo, a następnie jeszcze przyśpieszyło.