"Rozprawa
- nietypowe hobby sołtysa..."
Na
schodach jednego z wielu korytarzy prowadzących do wielkiej sali,
siedzi zalana łzami Rysia, która nerwowo przegląda zdjęcia oraz
jej ruda lisia siostra.
-
Posłuchaj wiem, że to trudne ale ja Ci muszę jeszcze coś
powiedzieć. Irbis chciał mnie pocałować... żeby nie było
przywaliłam mu tak, że na pewno jeszcze ma ślad... początkowo
uznałam, że za dużo wypił czy coś ... - stwierdziła Lisia, a po
chwili dodała: - Jednak coś nie dawało mi spokoju poszłam za nim
i wtedy zobaczyłam to, co zresztą sama widziałaś ... tyle że w
tedy był z jakimś króliko-podobnym stworzeniem ... tylko nie
usuwaj żadnych zdjęć... tam może być coś ważnego ...
-
Wiem .... wiem ... nie usuwam ... tylko przeglądam wszystkie zdjęcia
...
-
Chcesz się dołować? - spytała Lisia, zasiadając koło siostry i
tuląc ją jednocześnie przeglądając wraz z nią zdjęcia. A po
dłuższej chwili powiedziała: - Będzie dobrze, zapłaci za to
zobaczysz ...
-
Yhy ...
-
Wiem, że to boli ale podniesiesz się zobaczysz ...
-
Nie ... raczej nie ...
-
Czekaj to Twoje zdjęcie z nim jak tańczycie...?
-
Ta...tak ... - stwierdziła zalana łzami Rysia.
-
Czemu tak dziwnie błyszczy?
-
Hmmm... skupiło się tam światło ... zazwyczaj tak się dzieje
kiedy robi się mu zdjęcie z nieodpowiedniego kąta ... zdjęcie
robił Ota... Łasica ... - odparła Rysia, a po dłuższej chwili z
olśnieniem dodała: - Czekaj ... to ... nie on ...
-
Jak to nie on? Przecież widzę, że z nim tańczysz...
-
Tak i to jest Kurai ... - odparła Rysia a następnie przesuwając
zdjęcia dodała: - Ale to już nie on...
-
Oj przestań ... przecież widzisz ...
-
Kiazu zobacz proszę ... przyjrzyj się zdjęciu które zdobiłaś
...
-
No dobra ... i co? - odparła Lisia przeglądając kilka zdjęć
jakie zrobiła i nagle z wielkim olśnieniem stwierdziła: - A wiesz,
że możesz mieć racje, chodź rozwiążemy tą sprawę.
************
Tym
czasem w ogromnej sali spotkań jest wielkie zamieszanie, większość
wioski stoi w koło sali. Panuje niesamowity harmider i zamieszanie.
-
Rany co się tu dzieje? ... spytała Lisica, ciągnąca za rękę
siostrę.
-
To Wy nic nie wiecie? Ten Wasz kolega nieźle narozrabiał. - odparła
Sowa.
-
Jak to? - spytała Lisica.
-
Tak w skrócie dobierał się do Biedronki, która jest żoną
Myszołowa, który jest wnukiem samego sołtysa, z resztą to właśnie
sołtys ich przyłapał. - odpowiedziała Sowa.
-
No świetnie ... - stwierdziła Lisica.
-
Ale to nie on ... - wtrąciła nieśmiało Rysia robiąc zdjęcie.
-
Kochane, ja wiem, że to jeden z Was, ale dowody świadczą przeciwko
niemu. - odparła Sowa.
-
Tak i nie ... - stwierdziła Lisica.
-
Co masz na myśli? - spytała Sowa.
-
Oj bo to skomplikowane .... ale nie wiemy kim jest ten kolo ale
jesteśmy wstanie udowodnić, że to nie jest nasz przyjaciel. -
odparła Lisica.
-
Hamine proszę pomóż nam ... - wtrąciła Rysia.
-
Jestem Sową, dobra mniejsza ... zobaczymy, pokarzecie mi co tam
macie a potem zadecyduje czy wam pomogę .. - odparła Sowa.
************
W
tym samym czasie, kiedy dziewczyny rozmawiały ze sobą, Dostojny Lew
o bujnej czarnej grzywie i beżowo-brązowym stroju, stoi obok
czarnego Irbisa. W koło nich znajduje się większość wioski.
-
Posłuchaj młody człowieku, złamałeś wszystkie wartości
moralne, nadużyłeś naszej gościnności i nie masz nic na swoją
obronę. - stwierdził stary Lew, nie pozostaje mi nic innego niż
porozumieć się z Twoim bezpośrednim przełożonym.
-
Proszę bardzo... - odparł spokojnie Irbis.
-
Nie czekaj! ... - wtrącił twardo łasica wbiegający w krąg
zainteresowanych.
-
To miłe, że chcesz mu pomóc ale dowody mówią same za siebie. -
odparł Lew.
Nagle
jakiś dwóch drabów przebranych za szakala i likaona, wparowało na
środek sali mówiąc:
-
Sołtysie mamy skubańca!
W
tym momencie obok sołtysa stanął drugi czarny Irbis, o lśniących
srebrzysto-białych włosach.
-
O shit! Za dużo miodu, albo widzę podwójnie. - stwierdził z
niedowierzaniem Łasica.
Po
chwili pierwszy czarny kot podszedł do drugiego Irbisa, a następnie
stając koło sołtysa powiedział:
-
To on podszywa się pode mnie i psuje mi opinię.
-
Widzę, że mamy tu głębszą sprawę. Zapraszam oba koty do mojego
gabinetu. - odparł Lew.
-
Sołtysie, czy ja i Rysia też możemy iść? - spytała Sowa, a
następnie dodała: - Mamy pewne dowody.
-
Tak możecie, reszta zostaje tutaj i czeka na wezwania, sprawa zaraz
się zacznie. - odparł Lew, a następnie w obecności Likaona,
Szakala, dwóch czarnych Irbisów, Rysi i Sowy udał się w kierunku
swojego domu.
************
Na
sali zostało zmieszane i zaniepokojone neczańskie rodzeństwo,
które wśród poddenerwowanych spojrzeń czuło się bardzo
nieswojo.
-
Spokojnie sprawa się wyjaśni. - stwierdziła Lisia.
-
Istne szaleństwo, teraz niech mi ktoś powie który z nich jest
prawdziwy? - spytała Popielica.
-
Nie mam pojęcia są identyczni. - stwierdził Borsuk.
-
Lisia, dlaczego Ty nie poszłaś? Przecież oni tam ją zjedzą... -
dodał Łasica.
-
Niech ona to załatwi, spokojnie nic jej nie będzie.... chyba ... -
odparła Lisica.
-
Też mi pocieszenie. - narzekała Popielica.
-
Spokojnie Sołtys dojdzie prawdy. - wtrącił Kruk.
-
Właśnie, winny poniesie kare i tyle. - dodała Ćma.
************
Nie
duży, jasny drewniany gabinet w którym stoi ciemne, masywne biurko
oraz czarno-czerwony fotel utrzymany w klimacie biurka. Sołtys w
przebraniu lwa, zasiadł na fotelu i spokojnie powiedział:
-
Spotkaliśmy się tutaj aby w spokoju dowiedzieć się, który z Was
jest prawdziwy oraz co ważniejsze który z Was dopuścił się tego
przestępstwa.
-
To oczywiste, że to on. - stwierdził twardo czarny Irbis stojący
po prawej stronie sołtysa.
W
ten Irbis stojący po lewej stronie, wyjmując z pod bluzy symbol
pioruna powiedział:
-
Sołtysie przeczytaj informacje z mojego symbolu, a będziesz
wiedział, że jestem prawdziwy.
-
Przykro mi, ale nikt z nas nie jest stanie tego zrobić, a ten drugi
również go ma, więc nie mam pewności czy to Ty jesteś prawdziwy,
w końcu to może być fortel. - odparł Lew, a po chwili dodał: -
Od tej chwili macie zakaz odzywania się, nie chce słuchać Waszych
kłótni, które do niczego nie prowadzą.
-
Panie Lwie ... wtrąciła Sowa.
-
Hamine, daj spokój dziecko, imiona z naszego święta tutaj nie
obowiązują. - odparł Sołtys.
-
Rozumiem, Sołtysie jesteśmy wstanie szybko udowodnić, który z
nich jest prawdziwy. - odparła koordynatorka.
-
Zatem proszę, mówcie. - odparł sołtys.
-
No idź... - stwierdziła Hamine.
Na
te słowa Rina podeszła do Irbisa stojącego po prawej stronie
sołtysa i odsłoniła kotu lewe ucho.
-
No i? Co to ma do rzeczy? - spytał Zoteh.
-
Ten nie ma kolczyka ... a nasz przyjaciel nosi na lewym uchu
kolczyk... - odparła nieśmiało neczanka.
W
ten do gabinetu wpadł rozwścieczony Myszołów, który pięściami
okładał wszystko co mu wpadło pod ręce. Demolujące harce, nie
trwały jednak z byt długo. Likaon i Szakal szybko obezwładnili
przybysza.
-
Natychmiast go wyprowadzić! - stwierdził twardo sołtys.
Na
te słowa muskularni faceci wyprowadzili nieproszonego gościa i wraz
z nim zostali już za drzwiami gabinetu.
-
Co za noc, dobrze na czym stanęliśmy? A tak, dziecko czyli Irbis po
lewej stronie jest prawdziwy? Nie sądzę bo już obaj mają złote
kolczyki i nadal stoimy w punkcie wyjścia. - odparł sołtys,
uważnie obserwując oba czarne koty. - A po chwili dodał: - Idzie
teraz do pokoju obok wszyscy, jest tam monitoring i inne
zabezpieczenia, wiec nie próbujcie uciekać. A ja w tym czasie
przesłucham innych świadków.
************
Prawie
bladym świtem zmęczeni neczanie i spora część wioski nadal
znajdują się w dużej sali spotkań. Pomimo, nadal trwającej
rozprawy uroczystości toczyły się nadal.
-
Strasznie długo trwa ta rozprawa. - narzekała Popielica.
-
Weź przesłuchaj całą wioskę. - odparła Ćma.
-
Sołtys da rade i pewnie niedługo publicznie ogłosi wyrok. - dodał
ziewający Kruk.
-
W sumie to nadal nie rozumiemy, czemu Ty nie poszłaś? Oni ją tam
zjedzą. - odparł Borsuk.
-
Borsuczku, to była najlepsza możliwa decyzja i wkrótce się o tym
przekonasz. - odparła dumnie Lisica.
************
Po
długiej i ciężkiej nocy sołtys wreszcie ponownie zaprosił do
siebie dwa czarne koty, koordynatorkę oraz wodna neczankę. Obie
dziewczyny mają na sobie czarne kocie bluzy, a Irbisy mają czarne
T-shirty.
-
Dobrze dzieci, co prawda nie przesłuchałem jeszcze całej wioski,
lecz powiem jedno... jestem już pewien, że czynu dopuścił się
fałszywy Irbis, wszystkie zeznania świadków oraz zdjęcia wskazują
na Irbisa który chodził bez kolczyka. A jak dobrze wiemy, bez
kolczyka chodził fałszywy Irbis. - stwierdził nagle Zoteh, a po
chwili dodał: - Teraz musimy jedynie dojść do tego który z Was
jest prawdziwy.
-
Panie Sołtysie wpadłam na pomysł, że jak bransoletki, przestaną
działać to można rozpoznać ich po mocy. - stwierdziła nieśmiało
Rina.
-Masz
racje drogie dziecko, jednak do ósmej pozostały nam jeszcze cztery
godziny, a to stanowczo za długo aby czekać na rozwiązanie tej
sprawy. - odparł spokojnie Zoteh.
-
Hmm... Sołtysie mogę wyjść na chwilę? - spytała nagle Hamine.
-
Skoro musisz drogie dziecko. - odparł spokojnie Sołtys.
Na
te słowa koordynatorka szybko i stanowczo wyszła z pokoju, do
którego wparowały wilki radośnie merdając ogonami. Rina radośnie
się z nimi przywitała.
-
Niech one wyjdą. - odparł spokojnie Zoteh.
Na
te słowa neczanka przyjaźnie wyprosiła zwierzaki i szybko zamknęła
za nimi drzwi.
-
Dobrze, zatem zapraszam Panów do pokoju obok i przesłucham teraz
Ciebie. - stwierdził Sołtys trzymając się za głowę i
przecierając oczy.
Dwa
czarne koty opuściły pomieszczenie i weszły do pokoju obok. To
spowodowało, że w monitorowanym pokoju atmosfera była bardzo
ciężka i napięta.
-
Widzę, że nie przepadają za sobą. - stwierdził spokojnie Zoteh,
a następnie szybko dodał: - Wiem, że już rozmawialiśmy, ale
dziecko powiedz mi cały czas kręcisz się przy jednym z nich,
dlaczego?
-
Przebywam z Kurai'em ... - odparła nieśmiało neczanka.
-
Dobrze a skąd wiesz, że przebywasz właśnie z nim a nie z
oszustem?
-
Nie ...nie umiem tego wytłumaczyć ... ja ... ja po prostu wiem, że
to on .. ale wiem również, że moje słowo nic nie znaczy ...
-
Samo słowo rzeczywiście nic nie znaczy.
W
ten do gabinetu sołtysa powróciła Hamine, która zaraz po wejściu
powiedziała:
-
Sołtysie możemy porozmawiać sami?
-
Tak oczywiście, Rina dołącz proszę do czarnych kotów. - odparł
spokojnie Zoteh.
-
Dobrze - odparła pokornie neczanka i udała się tam, gdzie ją
poproszono.
************
W
niedużym pokoju znajduje się drewniana ława, która rozpościera
się na długość całej, krótszej ściany. Speszona Rina siedzi
właśnie na tym ogromnym siedzisku, natomiast jeden z czarnych
kotów, opierając się o ścianę. stoi nieopodal wejścia, a drugi
kot chodzi po całym szarawym pokoju.
Nagle
do pokoju weszła Hamine mówiąc:
-
Czarny kocie przy drzwiach zapraszam do nas.
Na
te słowa wskazany Irbis, bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
************
Zmęczeni
neczanie wraz z przyjaciółmi z wioski, siedzą u siebie w pokoju i
przysypiając rozmawiają. Wszyscy nadal są w swoich przebraniach,
jednak już wszyscy już mówią do siebie po prawdziwych imionach.
Kiazu, Aliove i Diuna lezą na ogromnym łóżku, natomiast Cloem,
Hachi i Otachi siedzą na górnym łóżku antresoli.
-
Mogli by już wrócić. - stwierdziła Diuna.
-
Ano ... - odparł Otachi.
-
A tak pomijając ten incydent to jak się bawiliście? - spytał
Cloem.
-
Fajna impreza i macie ciekawe zwyczaje. - odpowiedziała radośnie
Kiazu.
-
Naprawdę dobrze się bawiliśmy. - dodał entuzjastycznie Hachi.
-
Cieszy nas to. - odparła z uśmiechem Aliove.
-
Kiazu obiecałaś mi coś. - wtrącił Cloem.
-
Kochany, rano jak się prześpię. - odparła Kiazu z uśmiechem i
mrugając okiem.
-
Dobra. - odparł mechanik
-
Spokojnie Aliove, dla Ciebie też coś będę miała. - dodała
Kiazu.
-
Super! - stwierdziła entuzjastycznie Aliove.
-
No proszę, jakie tajemnice o tej nieludzkiej godzinie. - dodała
Diuna.
-
Dobra tajemnica jest dobra o każdej porze. - stwierdził Hachi.
-
Skoro tak mówisz ... ech czemu to tak długo trwa? - spytała
narzekająca Diuna.
-
Nasz sołtys uwielbia prowadzić rozprawy, a im dłuższe tym lepsze.
- odparł Cloem.
-
Powiedziałabym, że to nawet jego hobby. - dodała Aliove.
-
I co gorsza ta rozprawa trwa tak długo, nie z powodu swojej
"trudności", ale dlatego, że Sołtys uwielbia długie i
ciągnące się rozprawy. - dodał Cloem.
-
A co za tym idzie rozprawa będzie trwałą tak długo póki jemu się
nie znudzi, albo bransolety przestaną działać. - dopowiedziała
Aliove, a następnie dodała: - Niestety ciężko stwierdzić, co
nastąpi prędzej ...
-
Świetnie ... po prostu świetnie ... - odparła Diuna, a po chwili
dodała: - Tym bardziej po kiego tam Rina?
-
Ojej, po to aby była była... tyle wystarczy.. - odparła Kiazu.
-
Swoją drogą mam nadzieję, że ten Wasz kolega jest cierpliwy? -
spytał Cloem.
-
Kurai? Ziom, Kurai to ma najwięcej cierpliwości z nas wszystkich. -
stwierdził Hachi.
-
To dobrze. - odparł Cloem.
************
W
nie dużym, jasnym drewniany gabinecie, nadal trwa rozprawa
prowadzona przez Zoteh. Oskarżeni stoją przed sołtysem, natomiast
dziewczyny stoją z delikatnie z boku.
-
Po rozmowie z Wami, mam już pewne podejrzenia który z Was jest
prawdziwy. - stwierdził spokojnie Zoteh.
Nagle
rozległo się głośnie pukanie do drzwi.
-
Proszę. - odezwał się Sołtys.
Po
tych słowach wszedł wysoki czarnowłosy chłopak przebrany za
niezwykłe zwierze. Ma on długi ryjek, oraz zaokrąglone uszy i ogon
które nie są pokryte futerkiem. Natomiast jego bluza oraz spodnie
są pokryte jasnobrązowym, szczeciniastym włosiem.
-
Łał jaki wspaniały Almik. - stwierdziła z podziwem Rina.
-
Sołtysie mam sprawę do Riny, mogę z nią szybko zamienić słowo?
- spytał przybysz.
-
To mów. - odparł Zoteh.
-
Sołtysie wolałbym na osobności. - kontynuował przybysz.
-
To porozmawiacie później, teraz chciałbym zakończyć już sprawę
oraz udać się na spoczynek. - odparł Sołtys.
W
tym momencie Almik bez słowa wyszedł z pokoju, a po dłuższej
chwili sołtys powiedział:
-
Przysporzyliście mi trochę kłopotów, no ale cóż.
-
Sołtysie mówiłeś, że wiesz który z nich jest prawdziwy. -
wtrąciła Hamine.
-
A tak ... jak już mówiłem ... Po rozmowie z Wami, mam już pewne
podejrzenia który z Was jest prawdziwy, a który jest oszustem. -
odparł Zoteh.
-
Tak więc słuchamy, już wystarczająco czasu zajął nam ten
oszust. - odparł czarny kot stojący po lewej stronie.
-
Masz racje oszuście, gdyż to Ty nim jesteś, a czarny kot stojący
po prawej stronie jest prawdziwy, więc skończ już ta maskaradę i
ujawnij się. - odparł spokojnie sołtys.
-
Bo Ty tak mówisz? Zoteh to loteria i żądam argumentów. - odparł
ten sam czarny kot.
-
Dobrze zatem tak, ten drugi pokazał mi swój dowód osobisty oraz
nieśmiertelnik. - odparł Zoteh.
-
To jeszcze nie dowód, zawsze mógł mi go ukraść. - odpowiedział
po raz kolejny ten sam irbis.
-
I tu mamy kolejny dowód, widzicie pewna miła dama, jak i jej
przyjaciele opowiedzieli mi dużo o prawdziwym Irbisie, oraz ich
wersję potwierdza chociażby neczański generał do którego
postanowiłem się zadzwonić. - odparł Zoteh, a następnie dodał:
- A Ty dziecko jesteś zupełnie inny i im dłużej przebywam z Tobą,
to tym bardziej wiem kim jesteś.
-
Skończ tą maskaradę, już wszyscy wiedzą, że to Twoja sprawka. -
wtrącił twardo czarny Irbis stojący po prawej stronie.
W
tym momencie, po głębokim westchnięciu oszust zmienił swój
wygląd, wracając tym samym do swojej prawdziwej postaci. Teraz
nadal jest ubrany w strój czarnego Irbisa, lecz jest już
przystojny, olśniewający mężczyzna o zielono-żółtych długich
włosach, piwnych oczach. Dodatkowo ma delikatną bliznę na nosie i
nie dowierzający, wredny uśmiech.
-
Esiad taki wstyd! Ty durny niewdzięczny skurczybyku! Co Ci strzeliło
do łba?! - stwierdził Zoteh.
-
Oj daj spokój, przyznaj, że świetnie się ubawiłeś prowadząc
rozprawę. - odparł Esiad.
-
Tak, ale to niczego nie zmienia. - odparł sołtys.
-
Myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz. - stwierdziła
Hamine, a po chwili dodała: - Kolega powinien obić Ci buźkę, ale
tak zdrowo, abyś w końcu miał za swoje.
-
E tam ... - odparł myśliwy.
-
W tym momencie powinien przywalić Ci z piąchy, szkoda, że tego nie
zdobił. - odparła Hamine.
-
Dobrze dzieci przestańcie siła nie rozwiązuje konfliktów, i
powinieneś się cieszyć, że kolega jest opanowany. No dobra Esiad
po kiego odwaliłeś ten cały cyrk? - spytał sołtys.
-
Dobra w sumie i tak już nic nie tracę. - odparł Esiad, a następnie
dodał: - Chciałem spędzić upojną noc z pewną ognistą laską.
-
Jednak ta dała Ci niezłego kosza ... co to ma do rzeczy? -
stwierdziła Hamine.
-
W między czasie powiedzmy, że nie polubiliśmy się z kolegą
neczaninem i usłyszałem jak Kiazu mówiła, że z nim sypia, stąd
cała ta intryga. - odpowiedział na luzie Esiad.
-
Nawet podsłuchiwać nie potrafisz. - wtrącił chłodno Kurai.
-
Słuchaj wiem co słyszałem i na pewno nie przesłyszało mi się. -
odparł myśliwy.
-
Po pierwsze Kiazu zaproponowała spanie z Riną i ze mną, a po
drugie masz bardzo słabe rozeznanie w terenie - stwierdził Kurai.
-
Tak, tak oczywiście przecież dobrze wiem, że jesteś z tą super
ognistą laską. - stwierdził Esiad.
-
Mylisz się, ale moje życie nie powinno Ciebie obchodzić. - odparł
chłodno Kurai, a następnie dodał: - A teraz skoro to już koniec,
my udamy się na spoczynek.
-
Ja jeszcze nie skończyłem. - odparł sołtys.
-
A my tak, już dość czasu spędziliśmy tutaj grzecznie znosząc
całe to przedstawienie. Proszę wybaczyć, jednak spoczynek należy
się każdemu. - stwierdził chłodno Kurai kładąc prawą dłoń na
ramionach ukochanej, jednocześnie ją obejmując i kierując się z
nią wychodząc.
-
Esiad wiesz, że wymyślę Ci karę? - stwierdził Zoteh
nieprzejmujący się wyjściem neczan.
-
Tak, tak przechodziliśmy przez to milion razy ... - odparł
zniesmaczony myśliwy.
-
Tym razem przegiąłeś i wymyślę Ci coś gorszego! - stwierdził
twardo sołtys
-
Oczywiście, jak za każdym razem. - odparł Esiad.
************
W
pokoju neczan panuje cisza, mącona jedynie przez ogrom nocnych
oddechów pogrążonych we śnie istot. Kiazu, Aliove i Diuna śpią
w poprzek ogromnego łózka, Cloem zasnął na dolnym łózko
antresoli, natomiast Hachi i Otachi zasnęli na siedząco na górnym
łóżku antresoli. Wkrótce do tego sennego weszła pozostała
dwójka neczan, która mimo wszystko również zasłużyła na
odpoczynek.
-
Hej już jesteśmy. - stwierdziła radośnie, spokojnie i stosunkowo
cicho Rina.
Wodna
neczanka jednak nie dostała odpowiedzi, więc udała się do
drugiego pokoju, a tam ujrzała słodko śpiących towarzyszy, którzy
w wspaniałych kreacjach w końcu padli.
-
Rozkoszni są jak śpią. - dodała z uśmiechem Rina, wyciągając
koce z pod dużego łózka.
-
Daj pomogę Ci. - stwierdził chłodno Kurai, biorąc część koców.
Dzięki
temu wkrótce wszyscy obecni zostali przykryci kolorowymi kocami, a
zakochani wyszli z tej części pokoju.
-
Hmm... to był ciężki dzień .. - stwierdziła Rina siadając na
krześle.
-
Owszem. - odparł chłodno Kurai, a następnie, spokojnie podszedł
do wodnej neczanki i powiedział: - Dziękuję, że przy mnie jesteś.
W
tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się, a do pomieszczenia z
hukiem wparował myśliwy.
-
Czego chcesz? - spytał chłodno Kurai.
-
Jeszcze z Tobą nie skończyłem! - odparł nerwowo Esiad.
-
Po pierwsze bądź łaskaw nie wrzeszczeć, bo moi ludzie już śpią,
a po drugie nie mam Ci nic więcej do powiedzenia. - odparł chłodno
Kurai, przebierając się jak gdyby nigdy nic.
-
Wrrr... Z szacunku dla pewnego płomyczka, u którego chce
zapunktować z ciszę ton, ale nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- odparł myśliwy, a następnie długiej i nurtującej chwili ciszy
kontynuował: - Jak nie chcesz ze mną rozmawiać tutaj, to zapraszam
na zewnątrz.
-
Ta ...tam trwa jeszcze zamieć. - wtrąciła niepewnie Rina.
-
Moja Pani nie wtrącaj się, bo z Tobą nie rozmawiam. - odparł
karcąco myśliwy.
-
Już? Skończyłeś? To teraz wyjdź. - stwierdził twardo i chłodno
elektryczny neczanin stając na wprost myśliwego.
-
Tpu ... dobra ale wiedz, ze to jeszcze nie koniec. - odparł Esiad,
gwałtownie wychodząc.
************
Późnym
popołudniem śnieżna zamieć praktycznie ustała, jednak mimo to
neczanie pozostaną w wiosce do kolejnego ranka, aby do dalszej drogi
wyruszyć za dnia. Cały oddział miło i owocnie wykorzystał cały
czas spędzony w górskiej wiosce. Kiazu miała sesje zdjęciową z
dwójką projektantów, Hachi i Otachi nasycili swoje brzuchy
wspaniałym wiejskim jedzeniem,oraz spędzali czas z różnymi
ludźmi. Diuna spędziła cały ten czas z Hamine, z którą okazało
się, że mają ogrom wspólnych tematów. Rina kręciła się po
całej wiosce robiąc zdjęcia. Tymczasem Kurai wraz z sołtysem
pilnowali Esiada, podczas odbywania części jego kary.
W
końcu śnieg przestał, zupełnie padać, więc wczesnym rankiem,
dnia kolejnego, neczanie są w końcu gotowi aby wyruszyć do obozu
maszyn. Praktycznie cała wioska przyszła pożegnać naszych
bohaterów i życzyć im udanej podróży, tuż po przyjaznym
pożegnaniu do neczan podszedł sołtys mówiąc:
-
Mam tu coś dla Was. - następnie starszy mężczyzna, wręczył
Kurai'owi lekko pożółkły zwój.
-
Co to takiego? - spytał chłodno Kurai.
-
To dokładna mapa naszych gór i okolic. Zdaję sobie sprawę, że
przez wojnę straciła na wartości, ale jestem pewien, że
bezpiecznie przeprowadzi Was przez góry. - odpowiedział Zoteh.
-
Dziękujemy. - stwierdził elektryczny neczanin, a następnie bez
słowa wręczył mapę Hachiemu.
-
Do zobaczenia dzieciaki. - stwierdził nagle sołtys.
-
Do miłego. - odparli neczańscy bracia.
-
Na razie. - odparła Kiazu.
Następnie
neczanie ruszyli w dalszą podróż, przez zaśnieżone góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz