poniedziałek, 21 kwietnia 2025

EPIZOD 272

 

Galimatias labiryntu

Nastał ranek W sporej komnacie nastał ranek. Szum wody i nie wielki las, tworzą skuteczną wizje spania rzeczywiście na zewnątrz. Woda, Las, trawy są co prawda realne i można spokojnie z nich korzystać, lecz niebo które jest jedynie grą świateł w pomieszczeniu, brutalnie pokazuje, że jest to pomieszczenie. Na smoczej kanapie siedzą sobie dziewczyny, a obóz jest już praktycznie złożony. Neczanie tak naprawdę czekają jak drzwi do kolejnych wyzwań otworzą się.
- Myślałam, że w łaźni będzie chociaż wanna. - stwierdziła nagle Diuna.
- Ja bym chciała chociaż prysznic, ale te drewniane wiaderka z wodą i chochle do oblewania się powiedzmy, że ujdą chociaż nie są moim standardem. - dodała Kiazu.
- W sumie lepsze to niż chusteczki … - powiedziała Diuna.
- Zdecydowanie! - odpowiedziała entuzjastycznie Kiazu, a po chwili dodała: - I w sumie mogłyśmy brać kąpiel razem i sobie pogadać.
- To było miłe … i fajnie, że panowie pozwolili nam samym korzystać, zwłaszcza, że według ich opowieści starodawne łaźnie były koedukacyjne… - dopowiedziała Rina.
- Mi by to nie przeszkadzało. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
- Tak sobie myślę, w sumie też nie długo będziecie po mojej stronie mocy? - zastanawiała się Diuna.
- A no jakoś tak i zaraz wszystkie trzy będziemy. Ale na szczęście Czerwony Księżyc w Niedźwiedziu jeszcze mnie nie nawiedził. - odpowiedziała Kiazu.
- Lubię tę Twoją nazwę. - pochwaliła Diuna.
- W sumie każda z Nas ma taki dzień, że podczas tych dni łóżko wygląda jak legowisko niedźwiedzia … - dodała Rina.
- No dokładnie! Jedna z wersji wstajesz rano i widzisz rozbełtane łózko, krew i nie wiesz czy niedźwiedź kogoś rozszarpał czy co się tam wydarzyło. - odpowiedziała Kiazu, a po chwili dodała: - Ewentualnie etap „kocyk to moje królestwo” i nie wychodzę z łózka i tworzenie „niedźwiedziej groty” do której tylko dorzuca się słodycze i chipsy.
- Ten drugi lubię najbardziej. - dodała Diuna.
- Swoją drogą w nocy miałam jeden z lepszych pocałunków kiedykolwiek! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Oho, czyżby z Taakat i wygrałam zakład? - zapytała dociekliwie Diuna.
- Chciałabyś, ale nie. - powiedziała Kiazu, a następnie dodała: - Z Key’leanem, i słuchajcie On potrafi całując tworząc „strzelające ogniki w buzi” efekt podobny jak przy tych strzelających cukierkach ale dużo bardziej przyjemny.
- Brzmi ciekawie, nie sądziłam, że moc da się wykorzystać w ten sposób. Muszę przyznać, że Innowacyjne i pewnie dobre skoro tak się tym jarasz. - odpowiedziała Diuna.
- Mega to było! - odpowiedziała Kiazu, a następnie zmieniając temat dodała: - Rinka, pouczysz mnie trochę swojego wodnego ostrza? Takie podstawy jak to dokładnie działa.
- Jasne, chociaż techniki facetów są pewnie lepsze. - odpowiedziała niepewnie Rina.
- Może i tak może i nie, ale próbowałam stworzyć strzałę jaką zrobił Key’leanem i brakuje mi jakieś podstawy bo ni uja nie wychodzi.
- Nie dość, że roztrzepanie zmienianie tematu, co chwile to akurat normalne u Ciebie, ale że jeszcze chcesz się uczyć czegoś od podstaw to dziwne, zwykle próbujesz coś sama dopóki Ci nie wyjdzie i nauki z kimś są „za wolne” - wtrąciła Diuna.
- Bo są wolne, ale chce spróbować takiej metody, zwłaszcza, że już kiedyś zadziałało to raz i drugi … nie z mojej inicjatywy… więc może z mojej inicjatywy w niektórych sprawach taki trening wstępny sprawi, że będę jeszcze lepsza i będę się szybciej rozwijać. - odpowiedziała Kiazu.
- W sumie, nie zaszkodzi Ci spróbować, nawet jeśli to dziwne jak na Ciebie. - odpowiedziała Diuna.
- Myślisz, że Jego strzałą ma podobną zasadę działania co moje ostrze? - spytała po chwili Rina.
- Tak, na oko mam wrażenie, że gdzieś tam mają wiele wspólnego chociaż obie techniki w pewny momencie idą w dwie różne strony. - odpowiedziała Kiazu.
- Rozumiem. - opowiedziała Rina.
- A czemu nie nauki u Key’leanem od początku? - spytała Diuna.
- Hmm… chce Go zaskoczyć, zdecydowanie chce Go zaskoczyć i w sumie nie tylko Jego ale i innych. - odpowiedziała Kiazu z typową dla siebie determinacją w głosie, a następnie mrugając okiem dodała: - A Rinka też będzie miała mnie więcej cierpliwości niż oni. Zwłaszcza, że nie jestem łatwym uczniem.
- Ej dziewczyny, jakie wyzwanie obstawiacie jako następne? - Zapytał Stevenem podchodząc razem z Key’leanem oraz Issah.
- Patrząc na ostatnie dwa to pewnie kolejna walka z dziwnym przeciwnikiem. - odpowiedziała Diuna.
- Dla mnie to i lepiej. - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- No to widzę, że jesteście gotowe aby iść dalej. - powiedział Stevenem.

W tym momencie okazało się, że drzwi prowadzące dalej otworzyły się i cały oddział mógł ruszyć dalej. Neczański oddział bez zawahania ruszyli dalej. Długi ciemny korytarz wydawał się być dłuższy niż dotychczasowe. Po dłuższej chwili neczanie dotarli do znajomej już formy komnaty z telewizorem i smoczą kanapą, która tym razem jest ciemno niebieska. Tym razem również mają swobodne wejście do komnaty z łazienką.
- No tu się już robi swojsko. - powiedziała Diuna rzucając się na smoczą kanapę.
- Taak lubię te komnaty. - dodał Stevenem.
W tym momencie koło wejścia do komnaty starcia pojawił się napis z dwoma imionami
Diuna, Issah.
- Siora wstawaj koniec leżenia. - powiedział Hachi.
- Nawet tak nie żartuj. - odpowiedziała Diuna, odwracając się.
- Ruchy klucho, nie mamy tu całego dnia. - kontynuował Hachi szczerząc kły.
- Ruszam się lepiej od Ciebie. - odpowiedziała Diuna, przewracając oczami, zostawiając swoją torbę na kanapie i bardzo nie chętnie wstając oraz udając się do wejścia.
Wkrótce oboje weszli do korytarza prowadzącego na starcie, jednak po chwili marszu droga rozwidliła się i wieża kazała iść w prawo Diunie, a w lewo Issah. Neczanie totalnie bez słowa posłusznie skręcili w swoje strony.


************


Książę Volaure stoi na jednym z balkonów Zekeren i powoli pali papierosa patrząc na Sekai Dagaal. Wspaniała gwieździsta ciemność, która otacza mechaniczną planetę jest na swój sposób bardzo urokliwa. Jednocześnie ogromny smok z całym światem na grzbiecie powoli krocząc przemieszcza się bo nie widzialnej kosmicznej autostradzie. Ogromny ląd na grzbiecie smoka, w kształcie dysku, zdradza również miejsca gdzie aktualnie toczą się walki i większe starcia.
- Hmmm… Mimo, że miesiące płyną i już dobrze ponad rok jak trwa wojna ... tak Sekai Dagaal nadal nie zrobił pełnego spaceru po swojej orbicie. Hmmm… A może jego pełny „obrót” będzie oznaczał, że wojna się skończy… W każdym razie czas zdecydowanie inaczej tu biegnie… i łatwo zatracić poczucie czasu … - rozmyślał Volaure, zapatrzony w przestrzeń.
W tym momencie telefon władcy zaczął dzwonić. Po chwi
li wyrwany rozmyślania książę, wypuścił dym i odebrał telefon pytając:
- No co tym razem?
-
Panie pragniemy poinformować, że budowa smoczego obozu została praktycznie w pełni zakończona i jest On gotowy do użytku.
- Doskonale, moi ludzie dobrze sobie radzą?
- Tak Panie, prostym językiem uczą Nas jak postępować, ze smokami które bardzo szybko wracają do formy. Bardzo dobrze prowadzą szkolenia dla reszty, jak zajmować się smokami bez oswajania. Tworzymy też odpowiednie listy dla każdego z obecnych smoków.
- Cieszy mnie to. Aha, któregoś dnia wyślę do Was jeszcze jedną osobę, której doświadczenie bardzo sobie cenię. Sprawdzi obóz i powie co i jak w temacie. Ewentualnie wprowadzi poprawki.
- Tak Jest Panie! Powiesz Nam kto to?
- W swoim czasie.
- A kiedy Panie?
- Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
- Tak jest.
-
Jest Nam w ogóle potrzebna kolejna osoba? Dotychczasowi „nauczyciele” jak było wspomniane wcześniej, doskonale dają sobie radę.
- Nie chodzi o to, że Ci sobie nie radzą. - odpowiedział Volure zaciągając się, a następnie wypuścił dym i powiedział: - Spojrzenie świeżym okiem zewnątrz i kontrola, dobrze Wam zrobią i podniosą kwalifikacje smoczego obozu.
- Masz racje Panie.


************


Diuna stoi w ciemnym pomieszczeniu, a przed sobą ma duże pole, podzielone na masę kwadratów dwa metry na dwa metry. Ich krawędzie są intensywnie białe, a w środku są czarne i doskonale wpasowują się w mroczny klimat pomieszczenia. Dodatkowo na samym końcu są drzwi, również z intensywnie białymi krawędziami, które tym razem maja również delikatnie złotą poświatę. Tymczasem Issah stoi przed wejściem do lodowego labiryntu, o błyszczach niebiesko białych, wysokich ścianach. Znacznie wyższych od lodowego neczanina. Na ziemi znajduje się biały, puszysty śnieg. Oboje się nie widzą i zapewne nie zdają sobie sprawy, gdzie obecnie znajduje się drugie z nich. Po dłużej chwili oboje zrobili krok do przodu. U Issah był to stanowczy krok, a u Diuny zdecydowanie nie pewny. W tym momencie od stóp do głów przeszyło ich białe światło, które pozostawiło po sobie jednocześnie przyjemne, a jednocześnie wywołujące ciarki uczucie. Po czym Diuna jakoś odruchowo obejrzała swoje ręce i ciało, jednak nic niepokojącego nie zauważyła.
- Okey … to było dziwne… - powiedziała Diuna, a po chwilo dodała: - Ciekawe co ja mam tu zrobić?
-
Mam ściany z wejściami. - odpowiedział gruby, naburmuszony i nieprzyjemny głos.
- Ten głos … zaraz Issah to Ty?
-
Tak. - odpowiedział neczanin.
- Jeny, mówisz głosem jakbyś w ogóle odzywał się za kare… - powiedziała marudząc Diuna, a następnie po długiej chwili ciszy dodała: - Dobra skupmy się, masz ściany z wejściami, w sensie masz kilka dróg, kilka przejść, i dalej też są ściany?
Na te słowa po kolejnej dłuższej ciszy padło:
- Tak.
- Hmm… możliwe w takim układzie, że masz przed sobą labirynt … - odpowiedziała Diuna.
- P
rzecież mówiłem, że mam labirynt…
Neczanka delikatnie warknęła pod nosem, a następnie uważnie rozejrzała się po swoim pomieszczeniu i dodała: - To ja mogę po prostu dojść do wyjścia? …
Po tych słowach neczanka ruszyła do przodu i po pierwszych dwóch kwadratach zaczęła iść w miejscu, jakby napotkała na niewidzialną ścianę.
- Co jest? - spytała Diuna.
- Weszliśmy w ścianę
. - odpowiedział małomówny Issah.
- Ty idziesz, jak ja się poruszam? - spytała Diuna.
-
Tak.
- Hmm… a gdyby tak ….
W tym momencie Diuna skupiła się i użyła swojej psychicznej mocy. Dokładnie tej samej której używa do rozwiązywania swojej kostki. W tym stanie psychiczna neczanka widzi świat w swego rodzaju negatywie, a w tym ciemnym pokoju dało to efekt, że na kwadratowych kafelkach pojawiły się niebiesko-białe ślady stóp, które bardzo ładnie pokazują drogę aż do świecących drzwi. Oprócz nich pojawiły się również zarysowane kontury śnieżnych ścian. I rzeczywiście tuż przed nią znajdował się kontur ściany.



************


W pomieszczeniu, że smoczą kanapą pozostała część oddziału odpoczywa. Kiazu siedzi pośrodku kanapy, między Key’leanem a Taakat, którzy dość wyluzowanie siedzą. Na rogu po stronie wodnego neczanina siedzi Rina, a koło niej stoi Kurai oparty o ścianę. Natomiast Stevenem leży na lewym boku tuż przed nogami siedzących na kanapie towarzyszy. Tym czasem Hachi i Otachi siedzą na podłodze, prawie przed samym telewizorem i są w niego zapatrzeni jak w obrazek.
- Wychodzi na to, że Ona musi przeprowadzić go przez labirynt. - Powiedział Taakat.
- Dziwnie szybko to rozkminiła - powiedział Stevenem
- Z naszej siostry jest inteligentna bestia. - pochwalił Hachi, a po chwili dodał: - Jak chce to potrafi.
- To, że na to wpadła to jedno, wiedzą, że są połączeni i jak jedno idzie to drugie tez, wiedzą też, że są w labiryncie. Zakładam, że oboje muszą się dostać do wyjścia oraz, że wieża im to utrudni. - dodał Taakat.
- Do tej pory wieża dbała o to aby było wymagająco i zmuszała do obmyślenia taktyki, więc zdecydowanie nie mogą mieć tak łatwo. - dodał Otachi.
- Podejrzewam, że masz racje Młody. - powiedział Taakat.
- E tam, trafili na najłatwiejsze zadanie, nie namęczą się i zaraz pójdziemy dalej. - dodał Stevenem.
- Swoją drogą ciekawie jest zobaczyć jak widzi Diuna podczas używania mocy. - stwierdził Hachi.
- No Bro, w końcu widzimy te dziwne rzezy co ona. - dodał Otachi.
- Mam wrażenie że widzę podwójnie. - dodał Hachi.
- Tym bardziej wieża się nie popisała, tam powinny być dwie osoby które idą na ślepo. A tak to nie pokażą nic fajnego i mają rozwiązanie na tacy i zaraz będzie po zabawie. Widać wieża ma jakąś ulge dla nich. - powiedział Stevenem.
- Ej… - krzyknęli zgodnie Kiazu i Hachi.
- A co zazdrosny i Cię szczypi? - wtrącił twardo Kurai.
- Yyyy…. Co? Nie … Oczywiście, że nie. - odpowiedział Stevenem, z trudem przełykając ślinę.
- To ogarnij dupę i oglądaj. - odpowiedział chłodno i twardo Kurai.
- Uuuu…. To my już 5:0 już mamy? - wtrąciła Kiazu.
- Jakoś tak będzie. - odpowiedział Taakat, a po chwili z uśmiechem dodał: - I nie ukrywam bardzo mi się to podoba.
- Myślałem, że chociaż Ty mi przyznasz racje. - powiedział pod nosem Stevenem.
- Ja? Dobrze wiesz, że ja bym jeszcze bardziej Ci pocisnął, i to nawet przy damach. - odpowiedział śmiejąc się Taakat.
- Niestety wiem. - odpowiedział Stevenem.
- Plus mówisz jakbyś Issah nie znał… - dodał Taakat
- A Kurai jest jeszcze miły. - wtrąciła Kiazu.
- Tak Ziom, jakby chciał to byś zmieniał pieluchę co parę minut. - dopowiedział Hachi.
- Szczerze, chciałbym to zobaczyć, chociaż w Jego wypadku to nie trudne. - dodał Taakat.
- Ziom, nie chciałbyś. - powiedział Otachi.
- Ej patrze! - wtrąciła Kiazu, pokazując palcem w kierunku ekranu.
- O ja! - powiedzieli zgodnie neczańscy bracia patrząc w ekran.


************


Diuna będąca pod wpływem swojej mocy idzie po śladach w labiryncie. Wkrótce doszła do krawędzi swojej planszy i ślady prowadziły ją w lewo jednak kiedy próbowała zrobić tam krok to nie mogła.
- Czemu nie dajesz mi się tam ruszyć? Tam jest przejście – powiedziała nagle.
- Nie ma tam przejścia. - odpowiedział Issah.
Wysoki neczanin jest na tyle silny, że bez trudu zaczął wracać, a Diuna nic nie mogła zrobić.
- Serio tam jest przejście. - powiedziała Diuna siłując się i próbując sprawić aby jednak poszli w stronę którą Ona wyznaczyła.
-
Tam jest przepaść. - odpowiedział Issah.
Issah jest znacznie wyższy od psychicznej neczanki więc szybko poddała się i z obrażoną miną usiadła po turecku na ziemi i dała się tak przesuwać w stronę którą obmyślił sobie jej towarzysz.
Lodowy neczanin mimo swoich rozmiarów, idzie wolniej niż zwykle, zupełnie jakby szedł z obciążeniem, ale bardzo pewnie podążą w z powrotem.


************


- Oho, i tyle po łatwości zadania … ciekawe jak by się ta arena zachowywała jakby obie osoby były podobne z postury? - zaciekawił się Otachi.
- Też mnie to zastanawia. - odpowiedział Taakat, siadając bardziej na brzegu aby być bliżej ekranu, a następnie dodał: - Najbliżej mi do jego postury, zakładam, że albo byśmy musieli mocno ze sobą rywalizować siłowo w którą stronę iść, albo gadaniną. A jeśli któryś by odpuścił to ten drugi miałby potężne obciążenie, być może
nie mógłby się nawet ruszyć.
-Brzmi logicznie Ziom, ale myślę, że wieża by to jakoś mocno podkręciła. - powiedział Hachi.
- Hmm… w sumie Ona jest lekka jak piórko, Issah bez trudu powinien iść i ją „ciągnąć” za sobą, a jednak Ona stawia mu opór. - odpowiedział Taakat.
- To akurat dobrze, dzięki temu oboje muszą się pomęczyć jeśli chcą postawić na swoim. - dodała Kiazu.
- Póki co Ona jest zdecydowanie na straconej pozycji. - wtrącił Stevenem.
- Jeszcze zobaczymy. - powiedział Hachi.


************


Po dłuższej chwili siedząca po turecku Diuna zatrzymała się pośrodku między trzeba ścianami. Miejsce zatrzymania się jest dość duże i przestronne.
- No proszę kolejna ślepa uliczka … wreszcie zrozumiałeś, ze miałam racje? - spytała naburmuszona Diuna.
- Tam też nie ma przejścia. - odpowiedział Issah.
- Było, było, tak prowadziły ślady.
Nagle oba pomieszczenia zatrzęsły się. Lodowy neczanin odwrócił się a jego oczom ukazał się spory i masywny ziemny nosorożec. Ma on male żółte oczy, róg zakończony hakiem i ostrzem. Cały jest brązowo-czarno-szaro-żółtym kolorze, który doskonale imituje różne oblicza utwardzonej ziemi. Issah, przez dłuższą chwilę mierzył się z bestią wzrokiem. Jednak tylko stali i patrzyli na siebie. Dopiero kiedy lodowy neczanin zrobił kilka kroków na śniegu, to bestia dopiero zaszarżowała na niego. Issah stanął szeroko i zatrzymał szarżującą masę mięśni. Siła stwora przesunęła Jego jak i Diunę nieznacznie do tyłu, jednak neczanin swoją siłą zatrzymał go. Następnie uśmiechnął się pod nosem i dzięki swojej mocy zaczął zamrażać rozszalałą bestię, która aktualnie siłuje się z nim. Następnie Issah ułamał róg bestii i bez większego trudu, podniósł ją i odrzucił daleko przed siebie. Bestia jednak dość mocno zadrapała go swoją skórą, w tym momencie okazało się, że Diuna ma obrażenia dokładnie w tym samym miejscu.
- Nie wiem co robisz, ale jak Ty obrywasz to ja tez. - powiedziała, nagle wstając.
-
Yhym – odpowiedział grubym tonem Issah.
W tym momencie bestia wstała na nogi, otrzepała się ze śniegu, a na jej ciele wyrosły grube ziemne kolce i stwór ponownie zaszarżował. Issah ponownie zaparł się aby zatrzymać bestie. Tym razem dwa kolce zostały mu rozcięcia do krwi po obu stronach brzucha. Są płytkie, ale jednocześnie wystarczająco głębokie aby poleciała z nich krew. Diunę to dość mocno zabolało, za to Issah wyglądał jakby nawet tego nie poczuł. Wkrótce Issah zamroził całą bestie i przy pomocy swojej siły roztrzaskał bestię na drobne kawałki. Zamrożone kawałki bestii rozprysnęły się po całym terenie.
- W porządku? - zapytał Issah.
- Tak, ale szczypie to jak nie wiem. - odpowiedziała Diuna trzymając się delikatnie za rany. Po chwili kiedy otworzyła oczy, zobaczyła coś zielonego leżącego pod jednym z lodowych kawałków.
- Issah, po Twojej prawej, pod prawie sama ścianą pod albo obok, lodowego kawałka coś lezy, co nie jest lodem.
Na te słowa Issah podszedł we wskazane miejsce, ukucnął i zaczął się uważnie rozglądać. Nagle zobaczył coś nie wielkiego i srebrnego wystającego ze śniegu i kawałku po bestii. Neczanin podniósł to i powiedział:
- To nieśmiertelnik. - po czym przeczytał napis i powiedział: - Należy do jednego z wojskowych co byli tu przed nami.
- To nie wróży dobrze … - odpowiedziała Diuna.
Issah schował znalezisko do kieszeni i powiedział:
- Dobra, prowadź.
- No nareszcie. - odpowiedziała Diuna, a następnie zaczęła prowadzić siebie i towarzysza po śladach, które widzi. Dzięki temu, że oboje chcieli iść w tą samą stronę, to wszystko szło gładko i bez problemów, a sam chód był przyjemny.
Neczanie sprawnie i szybko dotarli w miejsce w które Diuna prowadziła wcześniej.
- I teraz w lewo. - powiedziała Diuna.
- Nie mam przejścia, mam przepaść. - odpowiedział Issah.
- A nie możesz na przykład zrobić tam lodowego mostu czy coś?
- Mogę. - odpowiedział lodowy neczanin, a następnie dzięki swojej mocy przywołał masywnego lodowego kloca który ładnie zablokował się w przepaści i przeszedł po nim.
Tym samym obije dalej mogli podążać po śladach.


************


Dwaj neczańscy kapitanowie wypełniają raporty w ogólnej sali dla oficerów, gdzie takowi mogą pisać raporty, czytać korespondencję i zajmować się innymi sprawami podobnego pokroju. To dość kwadratowa sala z trzema oknami, oraz spora ilością pojedynczych brązowych biurek. Przy każdym stoi wygodne krzesło. Dodatkowo każde stanowisko wyposażone jest w lampkę i trzy kontakty wbudowane w blat biurka. Nasi kapitanowie zasiadają obok siebie w miarę na środku pomieszczenia.
- Jak ja tego nie lubię. - powiedział Moyoshi, odsuwając się od biurka.
- Od kiedy? Przecież wolisz raporty niż działanie w terenie. - odpowiedział Amis, dalej przeglądając jakiś raport.
- Nie to, nie lubię czekać bez wieści.
- Skoro o tym mowa, pewnie nie odzywali się?
- O ile mi wiadomo nadal nie.
- Kicha… myślę, że sobie poradzą, ale ten brak odzewu to kicha.
- Taaa … brakuje mi rozmów z Diuną podczas warty.
- No tak wy macie „uroczą relacje na odległość”.
- Nie mów sarkastycznie jak Kiazu.
- Luz, ale to nie jest sarkastyczne, a Ona to docenia w ten sposób. Jej się akurat podoba to, że każda z sióstr ma inna relacje, ze swoim facetem.
- Jednej nawet relacją bym nie nazwał …
- Oj tam, na dobra spraw dla kogoś każdy z Naszych związków, nie jest relacją.
- Masz racje, tego nie można Ci odmówić.
- Jak się stresujesz to jesteś mega czepliwy.
- A Ty wredny …


************


- Ale fajne te ziemne stworzenia! - powiedział entuzjastycznie Hachi.
- Ciekawy jak Ty byś sobie z Nimi poradził. - zaciekawił się Stevenem.
- Mam parę sztuczek w zanadrzu. - odpowiedział Hachi szczerząc kły.
- To była fajna komnata! - dopowiedział z ekscytacją Otachi.
W tym momencie Diuna i Issah wyszli z komnaty, na ciele obojga widać widoczne ślady po walkach, jak i płytsze i głębsze zadrapania z których leci krew.
- Jak tylko dojdziemy do kanapy to Was uleczę. - powiedziała z troską w głosie Rina, oglądając rany siostry.
- Tu i teraz. - powiedział Issah.
- Na kanapie. - odpowiedział twardo Kurai, a następnie dodał: - Pokaż ten nieśmiertelnik.
- Tak jest. - odpowiedział Issah, jednocześnie wręczając kapitanowi znaleziony nieśmiertelnik.
W tym momencie Taakat, zajrzał kapitanowi przez ramie i obaj zobaczyli srebrny nieśmiertelnik, z plama krwi w prawym dolnym rogu, oraz głębokim zadrapaniem idącym przez jego środek.
- Kap … Kurai myślisz to samo co ja? - zapytał Taakat.
- Taa … jego właściciel z pewnością nie żyje. - odpowiedział chłodno Kurai.
- To gdzieś tu zostało
dziewięciu. - wtrącił Stevenem.
- Zakładam, że skoro wieża Nas w og
óle wpuściła do środka, to albo żyją niedobitki z tamtego oddziału, albo nikt z nich nie żyje. - powiedział chłodno Kurai.
- To czarna wizja, ale ma to sens, skoro wieża wymaga aż 10 osób na wejście. - dodał Taakat, a następnie dodał: - Im mniejsza ilość osób tym mniejsza szansa na to, ż
e wieża wybierze akurat te osoby do następnego wyzwania, a to oznacza, że żyjący możliwe, że utknęli gdzieś albo w strefie odpoczynku albo przed wyzwaniem wieży.
- Tak, jeśli przeżyli, to zakładam, że tam właśnie ich znajdziemy. - odpowiedział Kurai, chowając nieśmiertelnik do plecaka, a następnie ruszył w kierunku otwartego przejścia. Hachi wziął torbę Diuny. Issa
h sam wziął swój plecak. Reszta oddziału również zebrała swoje rzeczy i bez słowa ruszyła za nim. Po kolejnym ciemnym korytarzu wszyscy doszli. Wkrótce ich oczom ukazała się kolejna znajoma komnata tym razem z zielona kanapą w kształcie smoka. Diuna, Rina oraz Issah od razu udali się na kanapę, gdzie wodna neczanka zaczęła ich leczyć. Póki co nikt inny nie usiadł na kanapie, jedynie wszystkie plecaki i torby trafiły gdzieś obok kanapy.
Po dłuższej chwili koło wejścia do komnaty starcia pojawił się napis z dwoma imionami
Taakat, Kiazu.
- O ja! Znowu ja! - krzyknęła entuzjastycznie Kiazu.
- Zapowiada się dobra zabawa. - dodał równie entuzjastycznie Taakat, jednocześnie rozciągając się.
- Oho, zapowiada się doskonałe widowisko. - dodał Otachi.
- O tak! - odpowiedziała Kiazu, wchodząc do środka, tuż za nią poszedł Taakat.
Tym samym, jak tylko przeszli to imiona zaświeciły się na zielono. W międzyczasie reszta oddziału podeszła pod kanapę, ale póki trwa leczenie nikt na niej nie usiadł. To spowodowało, że kanapa dodatkowo leczyła poszkodowanych znacznie lepiej niż kiedy wszyscy inni na niej siedzą.
- Szkoda, że nie mamy popcornu, bo zapowiada się mega widowisko. - powiedział Otachi.
- Sam jestem strasznie ciekawy co z tego wyjdzie. - dodał Stevenem.
- W sumie, mam paczkę popcornu w plecaku. - wtrącił Issah, a następnie wyjął z plecaka jedna dużą paczkę zrobionego już popcornu, po czym rzucił ją chłopakom.
- Extra Ziom! - powiedzieli entuzjastycznie Hachi i Otachi.
- Dzięki. - dodał Otachi.
- Ciekawe co tam jeszcze masz w plecaku? - Spytał Stevenem.
- Same potrzebne rzeczy. - odpowiedział Issah.