„Galimatias
labiryntu”
Nastał
ranek W sporej komnacie nastał ranek. Szum wody i nie wielki las,
tworzą skuteczną wizje spania rzeczywiście na zewnątrz. Woda,
Las, trawy są co prawda realne i można spokojnie z nich korzystać,
lecz niebo które jest jedynie grą świateł w pomieszczeniu,
brutalnie pokazuje, że jest to pomieszczenie. Na smoczej kanapie
siedzą sobie dziewczyny, a obóz jest już praktycznie złożony.
Neczanie tak naprawdę czekają jak drzwi do kolejnych wyzwań
otworzą się.
- Myślałam, że w łaźni będzie chociaż
wanna. - stwierdziła nagle Diuna.
- Ja bym chciała chociaż
prysznic, ale te drewniane wiaderka z wodą i chochle do oblewania
się powiedzmy, że ujdą chociaż nie są moim standardem. - dodała
Kiazu.
- W sumie lepsze to niż chusteczki … - powiedziała
Diuna.
- Zdecydowanie! - odpowiedziała entuzjastycznie Kiazu, a
po chwili dodała: - I w sumie mogłyśmy brać kąpiel razem i sobie
pogadać.
- To było miłe … i fajnie, że panowie pozwolili
nam samym korzystać, zwłaszcza, że według ich opowieści
starodawne łaźnie były koedukacyjne… - dopowiedziała Rina.
-
Mi by to nie przeszkadzało. - odpowiedziała Kiazu mrugając
okiem.
- Tak sobie myślę, w sumie też nie długo będziecie
po mojej stronie mocy? - zastanawiała się Diuna.
- A no jakoś
tak i zaraz wszystkie trzy będziemy. Ale na szczęście Czerwony
Księżyc w Niedźwiedziu jeszcze mnie nie nawiedził. -
odpowiedziała Kiazu.
- Lubię tę Twoją nazwę. - pochwaliła
Diuna.
- W sumie każda z Nas ma taki dzień, że podczas tych
dni łóżko wygląda jak legowisko niedźwiedzia … - dodała
Rina.
- No dokładnie! Jedna z wersji wstajesz rano i widzisz
rozbełtane łózko, krew i nie wiesz czy niedźwiedź kogoś
rozszarpał czy co się tam wydarzyło. - odpowiedziała Kiazu, a po
chwili dodała: - Ewentualnie etap „kocyk to moje królestwo” i
nie wychodzę z łózka i tworzenie „niedźwiedziej groty” do
której tylko dorzuca się słodycze i chipsy.
- Ten drugi lubię
najbardziej. - dodała Diuna.
- Swoją drogą w nocy miałam
jeden z lepszych pocałunków kiedykolwiek! - wtrąciła
entuzjastycznie Kiazu.
- Oho, czyżby z Taakat i wygrałam
zakład? - zapytała dociekliwie Diuna.
- Chciałabyś, ale nie.
- powiedziała Kiazu, a następnie dodała: - Z Key’leanem, i
słuchajcie On potrafi całując tworząc „strzelające ogniki w
buzi” efekt podobny jak przy tych strzelających cukierkach ale
dużo bardziej przyjemny.
- Brzmi ciekawie, nie sądziłam, że
moc da się wykorzystać w ten sposób. Muszę przyznać, że
Innowacyjne i pewnie dobre skoro tak się tym jarasz. - odpowiedziała
Diuna.
- Mega to było! - odpowiedziała Kiazu, a następnie
zmieniając temat dodała: - Rinka, pouczysz mnie trochę swojego
wodnego ostrza? Takie podstawy jak to dokładnie działa.
-
Jasne, chociaż techniki facetów są pewnie lepsze. - odpowiedziała
niepewnie Rina.
- Może i tak może i nie, ale próbowałam
stworzyć strzałę jaką zrobił Key’leanem i brakuje mi jakieś
podstawy bo ni uja nie wychodzi.
- Nie dość, że roztrzepanie
zmienianie tematu, co chwile to akurat normalne u Ciebie, ale że
jeszcze chcesz się uczyć czegoś od podstaw to dziwne, zwykle
próbujesz coś sama dopóki Ci nie wyjdzie i nauki z kimś są „za
wolne” - wtrąciła Diuna.
- Bo są wolne, ale chce spróbować
takiej metody, zwłaszcza, że już kiedyś zadziałało to raz i
drugi … nie z mojej inicjatywy… więc może z mojej inicjatywy w
niektórych sprawach taki trening wstępny sprawi, że będę jeszcze
lepsza i będę się szybciej rozwijać. - odpowiedziała Kiazu.
-
W sumie, nie zaszkodzi Ci spróbować, nawet jeśli to dziwne jak na
Ciebie. - odpowiedziała Diuna.
- Myślisz, że Jego strzałą
ma podobną zasadę działania co moje ostrze? - spytała po chwili
Rina.
- Tak, na oko mam wrażenie, że gdzieś tam mają wiele
wspólnego chociaż obie techniki w pewny momencie idą w dwie różne
strony. - odpowiedziała Kiazu.
- Rozumiem. - opowiedziała
Rina.
- A czemu nie nauki u Key’leanem od początku? - spytała
Diuna.
- Hmm… chce Go zaskoczyć, zdecydowanie chce Go
zaskoczyć i w sumie nie tylko Jego ale i innych. - odpowiedziała
Kiazu z typową dla siebie determinacją w głosie, a następnie
mrugając okiem dodała: - A Rinka też będzie miała mnie więcej
cierpliwości niż oni. Zwłaszcza, że nie jestem łatwym uczniem.
-
Ej dziewczyny, jakie wyzwanie obstawiacie jako następne? - Zapytał
Stevenem podchodząc razem z Key’leanem oraz Issah.
- Patrząc
na ostatnie dwa to pewnie kolejna walka z dziwnym przeciwnikiem. -
odpowiedziała Diuna.
- Dla mnie to i lepiej. - dodała
entuzjastycznie Kiazu.
- No to widzę, że jesteście gotowe aby
iść dalej. - powiedział Stevenem.
W
tym momencie okazało się, że drzwi prowadzące dalej otworzyły
się i cały oddział mógł ruszyć dalej. Neczański oddział bez
zawahania ruszyli dalej. Długi ciemny korytarz wydawał się być
dłuższy niż dotychczasowe. Po dłuższej chwili neczanie dotarli
do znajomej już formy komnaty z telewizorem i smoczą kanapą, która
tym razem jest ciemno niebieska. Tym razem również mają swobodne
wejście do komnaty z łazienką.
- No tu się już robi
swojsko. - powiedziała Diuna rzucając się na smoczą kanapę.
-
Taak lubię te komnaty. - dodał Stevenem.
W tym momencie koło
wejścia do komnaty starcia pojawił się napis z dwoma imionami
Diuna, Issah.
-
Siora wstawaj koniec leżenia. - powiedział Hachi.
- Nawet tak
nie żartuj. - odpowiedziała Diuna, odwracając się.
- Ruchy
klucho, nie mamy tu całego dnia. - kontynuował Hachi szczerząc
kły.
- Ruszam się lepiej od Ciebie. - odpowiedziała Diuna,
przewracając oczami, zostawiając swoją torbę na kanapie i bardzo
nie chętnie wstając oraz udając się do wejścia.
Wkrótce
oboje weszli do korytarza prowadzącego na starcie, jednak po chwili
marszu droga rozwidliła się i wieża kazała iść w prawo Diunie,
a w lewo Issah. Neczanie totalnie bez słowa posłusznie skręcili w
swoje strony.
************
Książę
Volaure stoi na jednym z balkonów Zekeren i powoli pali papierosa
patrząc na Sekai Dagaal. Wspaniała gwieździsta
ciemność, która otacza mechaniczną planetę jest na swój sposób
bardzo urokliwa. Jednocześnie ogromny smok z całym światem na
grzbiecie powoli krocząc przemieszcza się bo nie widzialnej
kosmicznej
autostradzie. Ogromny ląd na grzbiecie smoka, w kształcie dysku,
zdradza również miejsca gdzie aktualnie
toczą się walki i większe starcia.
-
Hmmm… Mimo, że miesiące płyną i już dobrze ponad
rok jak trwa wojna ... tak Sekai
Dagaal
nadal nie zrobił pełnego spaceru
po
swojej orbicie. Hmmm… A może jego pełny „obrót” będzie
oznaczał, że
wojna się skończy… W każdym razie czas zdecydowanie inaczej tu
biegnie… i łatwo zatracić poczucie czasu …
-
rozmyślał Volaure, zapatrzony w przestrzeń.
W tym momencie
telefon władcy zaczął dzwonić. Po chwili
wyrwany rozmyślania książę, wypuścił dym i odebrał telefon
pytając:
- No co tym razem?
- Panie
pragniemy poinformować, że budowa smoczego obozu została
praktycznie w pełni zakończona i jest On gotowy do użytku.
-
Doskonale, moi ludzie dobrze sobie radzą?
-
Tak Panie, prostym językiem uczą Nas jak postępować, ze smokami
które bardzo szybko wracają do formy. Bardzo dobrze prowadzą
szkolenia dla reszty, jak zajmować się smokami bez oswajania.
Tworzymy też odpowiednie listy dla każdego z obecnych smoków.
-
Cieszy mnie to. Aha, któregoś dnia wyślę do Was jeszcze jedną
osobę, której doświadczenie bardzo sobie cenię. Sprawdzi obóz i
powie co i jak w temacie. Ewentualnie wprowadzi poprawki.
-
Tak Jest Panie! Powiesz Nam kto to?
-
W swoim czasie.
- A kiedy Panie?
- Wszystkiego dowiecie się
w swoim czasie.
- Tak jest.
- Jest
Nam w ogóle potrzebna kolejna osoba? Dotychczasowi „nauczyciele”
jak było wspomniane wcześniej, doskonale dają sobie radę.
-
Nie chodzi o to, że Ci sobie nie radzą. - odpowiedział Volure
zaciągając się, a następnie wypuścił dym i powiedział: -
Spojrzenie świeżym okiem zewnątrz i kontrola, dobrze Wam zrobią i
podniosą kwalifikacje smoczego obozu.
-
Masz racje Panie.
************
Diuna
stoi w ciemnym pomieszczeniu, a przed sobą ma duże pole, podzielone
na masę kwadratów dwa metry na dwa metry. Ich krawędzie są
intensywnie białe, a w środku są czarne i doskonale wpasowują się
w mroczny klimat pomieszczenia. Dodatkowo na samym końcu są drzwi,
również z intensywnie
białymi
krawędziami,
które tym razem
maja również delikatnie złotą poświatę. Tymczasem Issah stoi
przed wejściem do lodowego labiryntu, o błyszczach niebiesko
białych, wysokich ścianach. Znacznie wyższych od lodowego
neczanina. Na ziemi znajduje się biały, puszysty śnieg. Oboje się
nie widzą i zapewne nie zdają sobie sprawy, gdzie obecnie znajduje
się drugie z nich. Po dłużej chwili oboje zrobili krok do przodu.
U Issah był to stanowczy krok, a u Diuny zdecydowanie nie pewny. W
tym momencie od stóp do głów przeszyło ich białe światło,
które pozostawiło po sobie jednocześnie przyjemne, a jednocześnie
wywołujące ciarki uczucie.
Po czym Diuna jakoś odruchowo obejrzała swoje ręce i ciało,
jednak nic niepokojącego nie zauważyła.
- Okey … to było
dziwne… - powiedziała Diuna, a po chwilo dodała: - Ciekawe co ja
mam tu zrobić?
-
Mam ściany z wejściami. -
odpowiedział gruby, naburmuszony i nieprzyjemny głos.
- Ten
głos … zaraz Issah to Ty?
-
Tak.
- odpowiedział neczanin.
- Jeny, mówisz głosem jakbyś w
ogóle odzywał się za kare… - powiedziała marudząc Diuna, a
następnie po długiej chwili ciszy dodała: - Dobra skupmy się,
masz ściany z wejściami, w sensie masz kilka dróg, kilka przejść,
i dalej też są ściany?
Na te słowa po kolejnej dłuższej
ciszy padło:
-
Tak.
-
Hmm… możliwe w takim układzie, że masz przed sobą labirynt …
- odpowiedziała Diuna.
- Przecież
mówiłem, że mam labirynt…
Neczanka
delikatnie warknęła pod nosem, a następnie uważnie rozejrzała
się po swoim pomieszczeniu i dodała: - To ja mogę po prostu dojść
do wyjścia? …
Po tych słowach neczanka ruszyła do przodu i
po pierwszych dwóch kwadratach zaczęła iść w miejscu, jakby
napotkała na niewidzialną ścianę.
- Co jest? - spytała
Diuna.
- Weszliśmy w ścianę.
- odpowiedział małomówny Issah.
- Ty idziesz, jak ja się
poruszam? - spytała Diuna.
- Tak.
-
Hmm… a gdyby tak ….
W tym momencie Diuna skupiła się i
użyła swojej psychicznej mocy. Dokładnie tej samej której używa
do rozwiązywania swojej kostki. W tym stanie psychiczna neczanka
widzi świat w swego rodzaju negatywie, a w tym ciemnym pokoju dało
to efekt, że na kwadratowych kafelkach pojawiły się
niebiesko-białe ślady stóp, które bardzo ładnie pokazują drogę
aż do świecących drzwi. Oprócz nich pojawiły się również
zarysowane kontury śnieżnych ścian. I rzeczywiście tuż przed nią
znajdował się kontur ściany.
************
W
pomieszczeniu, że smoczą kanapą pozostała część oddziału
odpoczywa. Kiazu siedzi pośrodku kanapy, między Key’leanem a
Taakat, którzy dość wyluzowanie
siedzą. Na rogu po stronie wodnego neczanina siedzi Rina, a koło
niej stoi Kurai oparty o ścianę. Natomiast Stevenem leży na lewym
boku tuż przed
nogami siedzących na kanapie towarzyszy. Tym czasem Hachi i Otachi
siedzą na podłodze, prawie przed samym telewizorem i są w niego
zapatrzeni jak w obrazek.
- Wychodzi na to, że Ona musi
przeprowadzić go przez labirynt. - Powiedział Taakat.
-
Dziwnie szybko to rozkminiła - powiedział Stevenem
- Z naszej
siostry jest inteligentna bestia. - pochwalił Hachi, a po chwili
dodał: - Jak chce to potrafi.
- To, że na to wpadła to jedno,
wiedzą, że są połączeni i jak jedno idzie to drugie tez, wiedzą
też, że są w labiryncie. Zakładam, że oboje muszą się dostać
do wyjścia oraz, że wieża im to utrudni. - dodał Taakat.
-
Do tej pory wieża dbała o to aby było wymagająco i zmuszała do
obmyślenia taktyki, więc zdecydowanie nie mogą mieć tak łatwo. -
dodał Otachi.
- Podejrzewam, że masz racje Młody. -
powiedział Taakat.
- E tam, trafili na najłatwiejsze zadanie,
nie namęczą się i zaraz pójdziemy dalej. - dodał Stevenem.
-
Swoją drogą ciekawie jest zobaczyć jak widzi Diuna podczas
używania mocy. - stwierdził Hachi.
- No Bro, w końcu widzimy
te dziwne rzezy co ona. - dodał Otachi.
- Mam wrażenie że
widzę podwójnie. - dodał Hachi.
- Tym bardziej wieża się
nie popisała, tam powinny być dwie osoby które idą na ślepo. A
tak to nie pokażą nic fajnego i mają rozwiązanie na tacy i zaraz
będzie po zabawie. Widać wieża ma jakąś ulge dla nich. -
powiedział Stevenem.
- Ej… - krzyknęli zgodnie Kiazu i
Hachi.
- A co zazdrosny i Cię szczypi? - wtrącił twardo
Kurai.
- Yyyy…. Co? Nie … Oczywiście, że nie. -
odpowiedział Stevenem, z trudem przełykając ślinę.
- To
ogarnij dupę i oglądaj. - odpowiedział chłodno i twardo Kurai.
-
Uuuu…. To my już 5:0 już mamy? - wtrąciła Kiazu.
- Jakoś
tak będzie. - odpowiedział Taakat, a po chwili z uśmiechem dodał:
- I nie ukrywam bardzo mi się to podoba.
- Myślałem, że
chociaż Ty mi przyznasz racje. - powiedział pod nosem Stevenem.
-
Ja? Dobrze wiesz, że ja bym jeszcze bardziej Ci pocisnął, i to
nawet przy damach. - odpowiedział śmiejąc się Taakat.
-
Niestety wiem. - odpowiedział Stevenem.
- Plus mówisz jakbyś
Issah nie znał… - dodał Taakat
- A Kurai jest jeszcze miły.
- wtrąciła Kiazu.
- Tak Ziom, jakby chciał to byś zmieniał
pieluchę co parę minut. - dopowiedział Hachi.
- Szczerze,
chciałbym to zobaczyć, chociaż w Jego wypadku to nie trudne. -
dodał Taakat.
- Ziom, nie chciałbyś. - powiedział Otachi.
-
Ej patrze! - wtrąciła Kiazu, pokazując palcem w kierunku ekranu.
-
O ja! - powiedzieli zgodnie neczańscy bracia patrząc w ekran.
************
Diuna
będąca pod wpływem swojej mocy idzie po śladach w labiryncie.
Wkrótce doszła do krawędzi swojej planszy i ślady prowadziły ją
w lewo jednak kiedy próbowała zrobić tam krok to nie mogła.
-
Czemu nie dajesz mi się tam ruszyć? Tam jest przejście –
powiedziała nagle.
-
Nie ma tam przejścia.
- odpowiedział Issah.
Wysoki neczanin jest na tyle silny, że
bez trudu zaczął wracać, a Diuna nic nie mogła zrobić.
-
Serio tam jest przejście. - powiedziała Diuna siłując się i
próbując sprawić aby jednak poszli w stronę którą Ona
wyznaczyła.
- Tam
jest przepaść. -
odpowiedział Issah.
Issah jest znacznie wyższy od psychicznej
neczanki więc szybko poddała się i z obrażoną miną usiadła po
turecku na ziemi i dała się tak przesuwać w stronę którą
obmyślił sobie jej towarzysz.
Lodowy neczanin mimo swoich
rozmiarów, idzie wolniej niż zwykle, zupełnie jakby szedł z
obciążeniem, ale bardzo pewnie podążą w z powrotem.
************
-
Oho, i tyle po łatwości zadania … ciekawe jak by się ta arena
zachowywała jakby obie osoby były podobne z postury? - zaciekawił
się Otachi.
- Też mnie to zastanawia. - odpowiedział Taakat,
siadając bardziej na brzegu aby być bliżej ekranu, a następnie
dodał: - Najbliżej mi do jego postury, zakładam, że albo byśmy
musieli mocno ze sobą rywalizować siłowo w którą stronę iść,
albo gadaniną. A jeśli któryś by odpuścił to ten drugi miałby
potężne obciążenie, być może nie
mógłby się nawet ruszyć.
-Brzmi logicznie Ziom, ale myślę,
że wieża by to jakoś mocno podkręciła. - powiedział Hachi.
-
Hmm… w sumie Ona jest lekka jak piórko, Issah bez trudu powinien
iść i ją „ciągnąć” za sobą, a jednak Ona stawia mu opór.
- odpowiedział Taakat.
-
To akurat dobrze, dzięki temu oboje muszą się pomęczyć jeśli
chcą postawić na swoim. - dodała Kiazu.
- Póki co Ona jest
zdecydowanie na straconej pozycji. - wtrącił Stevenem.
-
Jeszcze zobaczymy. - powiedział Hachi.
************
Po
dłuższej chwili siedząca po turecku Diuna zatrzymała się
pośrodku między trzeba ścianami. Miejsce zatrzymania się jest
dość duże i przestronne.
- No proszę kolejna ślepa uliczka
… wreszcie zrozumiałeś, ze miałam racje? - spytała naburmuszona
Diuna.
-
Tam też nie ma przejścia. -
odpowiedział Issah.
- Było, było, tak prowadziły ślady.
Nagle oba pomieszczenia zatrzęsły się. Lodowy neczanin
odwrócił się a jego oczom ukazał się spory i masywny ziemny
nosorożec. Ma on male żółte oczy, róg zakończony hakiem i
ostrzem. Cały jest brązowo-czarno-szaro-żółtym kolorze, który
doskonale imituje różne oblicza utwardzonej ziemi. Issah, przez
dłuższą chwilę mierzył się z bestią wzrokiem. Jednak tylko
stali i patrzyli na siebie. Dopiero kiedy lodowy neczanin zrobił
kilka kroków na śniegu, to bestia dopiero zaszarżowała na niego.
Issah stanął szeroko i zatrzymał szarżującą masę mięśni.
Siła stwora przesunęła Jego jak i Diunę nieznacznie do tyłu,
jednak neczanin swoją siłą zatrzymał go. Następnie uśmiechnął
się pod nosem i dzięki swojej mocy zaczął zamrażać rozszalałą
bestię, która aktualnie siłuje się z nim. Następnie Issah ułamał
róg bestii i bez większego trudu, podniósł ją i odrzucił daleko
przed siebie. Bestia jednak dość mocno zadrapała go swoją skórą,
w tym momencie okazało się, że Diuna ma obrażenia dokładnie w
tym samym miejscu.
- Nie wiem co robisz, ale jak Ty obrywasz to
ja tez. - powiedziała, nagle wstając.
- Yhym
–
odpowiedział grubym tonem Issah.
W tym momencie bestia wstała
na nogi, otrzepała się ze śniegu, a na jej ciele wyrosły grube
ziemne kolce i stwór ponownie zaszarżował. Issah ponownie zaparł
się aby zatrzymać bestie. Tym razem dwa kolce zostały mu rozcięcia
do krwi po obu stronach brzucha. Są płytkie, ale jednocześnie
wystarczająco głębokie aby poleciała z nich krew. Diunę to dość
mocno zabolało, za to Issah wyglądał jakby nawet tego nie poczuł.
Wkrótce Issah zamroził całą bestie i przy pomocy swojej siły
roztrzaskał bestię na drobne kawałki. Zamrożone kawałki bestii
rozprysnęły się po całym terenie.
-
W porządku?
- zapytał Issah.
- Tak, ale szczypie to jak nie wiem. -
odpowiedziała Diuna trzymając się delikatnie za rany. Po chwili
kiedy otworzyła oczy, zobaczyła coś zielonego leżącego pod
jednym z lodowych kawałków.
- Issah, po Twojej prawej, pod
prawie sama ścianą pod albo obok, lodowego kawałka coś lezy, co
nie jest lodem.
Na te słowa Issah podszedł we wskazane
miejsce, ukucnął i zaczął się uważnie rozglądać. Nagle
zobaczył coś nie wielkiego i srebrnego wystającego ze śniegu i
kawałku po bestii. Neczanin podniósł to i powiedział:
-
To nieśmiertelnik. -
po czym przeczytał napis i powiedział: -
Należy do jednego z wojskowych co byli tu przed nami.
-
To nie wróży dobrze … - odpowiedziała Diuna.
Issah schował
znalezisko do kieszeni i powiedział:
-
Dobra, prowadź.
-
No nareszcie. - odpowiedziała Diuna, a następnie zaczęła
prowadzić siebie i towarzysza po śladach, które widzi. Dzięki
temu, że oboje chcieli iść w tą samą stronę, to wszystko szło
gładko i bez problemów, a sam chód był przyjemny.
Neczanie
sprawnie i szybko dotarli w miejsce w które Diuna prowadziła
wcześniej.
- I teraz w lewo. - powiedziała Diuna.
- Nie
mam przejścia, mam przepaść. - odpowiedział Issah.
- A nie
możesz na przykład zrobić tam lodowego mostu czy coś?
-
Mogę. - odpowiedział lodowy neczanin, a następnie dzięki swojej
mocy przywołał masywnego lodowego kloca który ładnie zablokował
się w przepaści i przeszedł po nim.
Tym samym obije dalej
mogli podążać po śladach.
************
Dwaj
neczańscy kapitanowie wypełniają raporty w ogólnej sali dla
oficerów, gdzie takowi mogą pisać raporty, czytać korespondencję
i zajmować się innymi sprawami podobnego pokroju. To dość
kwadratowa sala z trzema oknami, oraz spora ilością pojedynczych
brązowych biurek. Przy każdym stoi wygodne krzesło. Dodatkowo
każde stanowisko wyposażone jest w lampkę i trzy kontakty
wbudowane w blat biurka. Nasi kapitanowie zasiadają obok siebie w
miarę na środku pomieszczenia.
- Jak ja tego nie lubię. -
powiedział Moyoshi, odsuwając się od biurka.
- Od kiedy?
Przecież wolisz raporty niż działanie w terenie. - odpowiedział
Amis, dalej przeglądając jakiś raport.
- Nie to, nie lubię
czekać bez wieści.
- Skoro o tym mowa, pewnie nie odzywali
się?
- O ile mi wiadomo nadal nie.
- Kicha… myślę, że
sobie poradzą, ale ten brak odzewu to kicha.
- Taaa … brakuje
mi rozmów z Diuną podczas warty.
- No tak wy macie „uroczą
relacje na odległość”.
- Nie mów sarkastycznie jak
Kiazu.
- Luz, ale to nie jest sarkastyczne, a Ona to docenia w
ten sposób. Jej się akurat podoba to, że każda z sióstr ma inna
relacje, ze swoim facetem.
- Jednej nawet relacją bym nie
nazwał …
- Oj tam, na dobra spraw dla kogoś każdy z Naszych
związków, nie jest relacją.
- Masz racje, tego nie można Ci
odmówić.
- Jak się stresujesz to jesteś mega czepliwy.
-
A Ty wredny …
************
-
Ale fajne te ziemne stworzenia! - powiedział entuzjastycznie
Hachi.
- Ciekawy jak Ty byś sobie z Nimi poradził. -
zaciekawił się Stevenem.
- Mam parę sztuczek w zanadrzu. -
odpowiedział Hachi szczerząc kły.
- To była fajna komnata! -
dopowiedział z ekscytacją Otachi.
W tym momencie Diuna i Issah
wyszli z komnaty, na ciele obojga widać widoczne ślady po walkach,
jak i płytsze i głębsze zadrapania z których leci krew.
-
Jak tylko dojdziemy do kanapy to Was uleczę. - powiedziała z troską
w głosie Rina, oglądając rany siostry.
- Tu i teraz. -
powiedział Issah.
- Na kanapie. - odpowiedział twardo Kurai, a
następnie dodał: - Pokaż ten nieśmiertelnik.
- Tak jest. -
odpowiedział Issah, jednocześnie wręczając kapitanowi znaleziony
nieśmiertelnik.
W tym momencie Taakat, zajrzał kapitanowi
przez ramie i obaj zobaczyli srebrny nieśmiertelnik, z plama krwi w
prawym dolnym rogu, oraz głębokim zadrapaniem idącym przez jego
środek.
- Kap … Kurai myślisz to samo co ja? - zapytał
Taakat.
- Taa … jego właściciel z pewnością nie żyje. -
odpowiedział chłodno Kurai.
- To gdzieś tu zostało
dziewięciu.
- wtrącił Stevenem.
- Zakładam, że skoro wieża Nas w ogóle
wpuściła do środka, to albo żyją niedobitki z tamtego oddziału,
albo nikt z nich nie żyje. - powiedział chłodno Kurai.
- To
czarna wizja, ale ma to sens, skoro wieża wymaga aż 10 osób na
wejście. - dodał Taakat, a następnie dodał: - Im mniejsza ilość
osób tym mniejsza szansa na to, że
wieża wybierze akurat te osoby do następnego wyzwania, a to
oznacza, że żyjący możliwe, że utknęli gdzieś albo w strefie
odpoczynku albo przed wyzwaniem wieży.
- Tak, jeśli przeżyli,
to zakładam, że tam właśnie ich znajdziemy. - odpowiedział
Kurai, chowając nieśmiertelnik do plecaka, a następnie ruszył w
kierunku otwartego przejścia. Hachi wziął torbę Diuny. Issah
sam wziął swój plecak. Reszta oddziału również zebrała swoje
rzeczy i bez słowa ruszyła za nim. Po kolejnym ciemnym korytarzu
wszyscy doszli. Wkrótce ich oczom ukazała się kolejna znajoma
komnata tym
razem z zielona kanapą w kształcie smoka. Diuna, Rina oraz Issah od
razu udali się na kanapę, gdzie wodna neczanka zaczęła ich
leczyć. Póki co nikt inny nie usiadł na kanapie, jedynie wszystkie
plecaki i torby trafiły gdzieś obok kanapy.
Po dłuższej
chwili koło wejścia do komnaty starcia pojawił się napis z dwoma
imionami
Taakat, Kiazu.
-
O ja! Znowu ja! - krzyknęła entuzjastycznie Kiazu.
- Zapowiada
się dobra zabawa. - dodał równie entuzjastycznie Taakat,
jednocześnie rozciągając się.
- Oho, zapowiada się
doskonałe widowisko. - dodał Otachi.
- O tak! - odpowiedziała
Kiazu, wchodząc do środka, tuż za nią poszedł Taakat.
Tym
samym, jak tylko przeszli to imiona zaświeciły się na zielono. W
międzyczasie reszta oddziału podeszła pod kanapę, ale póki trwa
leczenie nikt na niej nie usiadł. To spowodowało, że kanapa
dodatkowo leczyła poszkodowanych znacznie lepiej niż kiedy wszyscy
inni na niej siedzą.
- Szkoda, że nie mamy popcornu, bo
zapowiada się mega widowisko. - powiedział Otachi.
- Sam
jestem strasznie ciekawy co z tego wyjdzie. - dodał Stevenem.
-
W sumie, mam paczkę popcornu w plecaku. - wtrącił Issah, a
następnie wyjął z plecaka jedna dużą paczkę zrobionego już
popcornu, po czym rzucił ją chłopakom.
- Extra Ziom! -
powiedzieli entuzjastycznie Hachi i Otachi.
- Dzięki. - dodał
Otachi.
- Ciekawe co tam jeszcze masz w plecaku? - Spytał
Stevenem.
- Same potrzebne rzeczy. - odpowiedział Issah.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz