piątek, 9 maja 2025

EPIZOD 273

 

Koszmar trucizny

Kiazu i Taakat stoją na szarych skałach, ułożonych w sporą płaską powierzchnię. Zupełnie jakby stali na kamiennej posadzce. Nagle przed nimi pojawił się wielki smok. Ociekający fioletowo-zielonym śluzem smok. Smok nie ma oczu i widocznych uszu, za to ma wielka paszczę i potężne ciało z masywnym ogonem i pięknymi skrzydłami. Z każdej jego ciała kapie śluz, ale cały jest wielkim śluzem, ale nie widać jego wnętrzności, więc nie jest przezroczysty.
- Hmm… chyba nie powinniśmy go dotykać. - powiedział Taakat.
- Brzydzisz się śluzu? - spytała Kiazu.
- Nie, jak ten śluz kapie na ziemie to słychać delikatny syk i dymi. Może to być jakiś kwas.
- Aaaa ok, to w takim układzie trzymamy się na dystans.
- Płomyczku, zobacz co się stanie jak podpalisz dziada?
Na te słowa Kiazu uśmiechnęła się i bez zawahania wystrzeliła w kierunku smoka, sporą ognistą kulą. Wielka bestia na chwile się podpaliła, jednak ciecz na niej zdecydowanie nie jest łatwo palna.
- Ojej, a myślałam, że będzie efektowne boom. - powiedziała Kiazu delikatnie wzruszając ramionami.
- A tu jednak czeka Nas lepsza zabawa niż pieczenie kiełbasek. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Ciekawe jak zareaguje na wodę.
W tym momencie wodny neczanin przywołał wodny bicz i zaatakował smoka. Bestia roztworzyła paszczę i wchłonęła cały wodny atak, a następnie wypluła go. Niestety nie była już to czysta woda ale woda wymieszana z tym fioletowo-zielonym śluzem. Neczanie energicznie odskoczyli i żadne z nich nie dało się ochlapać.
- Nieźle tryska - powiedziała Kiazu.
- No, no… nie jeden też by tak chciał. Chociaż w Twoim towarzystwie to nie trudne - odpowiedział Taakat.
- E tam, smok już nie wytrzymał ale Ty dajesz rade. - odpowiedziała kokieteryjnie Kiazu.
- Nie ułatwiasz tego…


************


- O shiet, co za akcja. - powiedział zachwycony Hachi siedzący na kanapie.
- Nie wiem czy mam się ich bać czy bać o nich. - dodał Stevenem leżący na kanapie.
- Bać się o nich? - spytał Otachi siedzący koło brata.
- No dwójka totalnie narwanych i szalonych bez kontroli, z tego Ona chyba bardziej narwana i nakręcona na walkę od Niego. - odpowiedział Stevenem.
- E tam, zobacz jakie akcje odwalają! - powiedział Hachi.
- Widzę, i jednocześnie podziwiam i mi się to w głównie nie mieści. - odpowiedział Stevenem
- Mnie zastanawia ten śluz co pokrywa smoka. - wtrąciła pokornie Rina, siedząca na rogu kanapy, nie daleko ogona smoka.
- Wygląda jak jakiś kwas czy coś. - odpowiedziała Diuna, wygodnie leżąca koło siostry.
- Ciężko ocenić z tak daleka co to jest, równie dobrze to może być jakaś trucizna czy też dowolna substancja o konsystencji lejącego się miodu. - dodał Kurai, obserwując starcie i stojąc koło kanapy.
- Hmmm… pewnie masz rację. - odpowiedziała Rina.
- Stawiają na bardzo brutalna siłę i ciągły na przemienny atak. - powiedział Hachi.
- Trzeba dodać, że dystansowy i bardzo „popisowy” – dodał Stevenem.
- Zapewniają Nam niezłe widowisko i teraz doskonale widać to jak bardzo są silni. - dopowiedział Otachi, a po chwili szczerząc kły dodał: - Mam nadzieje, że po powrocie do obozu, uda mi się ogarnąć ten zaległy sparing z Taakat.
- Bro, zamawiam miejsca w pierwszym rzędzie. - odpowiedział Hachi z uśmiechem.
- Dobra! - odpowiedział Otachi.


************


Duża część areny walki jest pokryta zarówno szkarłatną krwią, jak i fioletowo-zielonym śluzem smoka. Walczący neczanie starają się uważać na to aby nie poślizgnąć się ani na jednym ani na drugim. A chwiejące się na nogach smoczysko, bez trudu stąpa po jednym jak i po drugim. Sami neczanie też nie wyglądają najlepiej i maja na sobie sporo zadrapań i siniaków.
- Ufff… czy jest tu aż tak gorąco, czy to tylko Ty? - zapytał mocno spocony i ciężko oddychający Taakat, robiąc chwilę przerwy od tłuczenia potwora.
- Oczywiście, że Ja! Ale wiesz że sprawiasz, że coraz bardziej chce mi się pić. - odpowiedziała równie mocno spocona Kiazu, też sobie robiąc przerwę od atakowania i ciężko oddychając.
- Skubaniec ciężki jest.
- Nooom, ale już nie ma jednego skrzydła i ogona i myślę, że już ledwo dycha.
- Nie tylko On ledwo dycha.
- E tam, jak się ze mną bawi to dopiero się ledwo dycha.
- W sumie taaa … na sparingu niezły popis dałaś i tu się zgodzę.
- NO! I tak ma być. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - To co lecimy full power i kończymy zabawę?
- Nie mógłbym Ci odmówić.
Następnie oboje ruszyli do kolejnego intensywnego ataku mocą. Dość mocno unikają walki broniami żywiołów, aby mieć jak najmniej kontaktu z śluzem smoka. Kiazu wyskoczyła w gorę i wystrzeliła grad ognistych kul, które bez problemu trafiały w ledwo żywego smoka. Po chwili Neczanka w powietrzu zrobiła efektowne salto w tył i wylądowała na wprost smoka. Następnie bestia straszliwie zaryczała, a Kiazu stanęła okrakiem i zrobiła pistolet z dłoni i udała że z niego strzela. W tym momencie Taakat przywołał potężny wodny bicz, który trafił prosto w klatę piersiową smoka. Początkowo bestia opierała się temu atakowi, lecz bardzo szybko odpuściła. Wodny atak z bardzo dużą siłą uderzył smokiem o niewidzialną ścianę. W tym momencie Kiazu dmuchnęła w swoje palce tak jak by dmuchała w dymiącą się broń po wystrzale. Jednocześnie pod tym straszliwym naporem wodnego ataku, bestia wręcz eksplodowała, a jej śluzowate ciało rozbryzgnęło się po całej arenie.
- Uważaj! - Krzyknął Taakat, następnie osłonił Kiazu przed spadającym fioletowo-zielonym śluzem. Tym samym reszki smoka wylądowały mu w kilku miejscach na lewym ręku, oraz na brzuchu. W tym momencie wodny neczanin poczuł żrący, wręcz wypalający ból.
- Taakat w porządku? - spytała Kiazu.
- To boli jak jasna cholera. - odpowiedział Taakat, z delikatnymi łzami w oczach.
- Wieża zaliczyła nam wygraną, wynosimy się stąd. - powiedziała Kiazu.
A Następnie oboje dość pośpiesznie udali się do wyjścia. W międzyczasie wszyscy zeszli z kanapy, więc za raz po wejściu do pomieszczenia z kanapą wodny neczanin mógł w spokoju usiąść na smoczej kanapie, zwijając się z bólu i przeklinając pod nosem. Od razu podeszła do niego Rina, wraz ze swoją torbą, i od razu zaczęła rozpoznanie w temacie.
- Taakat, zdejmij koszulę proszę.
Na te słowa wodny neczanin z trudem zdjął koszulę, w tym momencie okazało się, że jeden rękaw ma wyżartych kilka dziur to jeszcze ręka Taakat jest fioletowo-zielona i to aż do łokcia i jest widoczne jak z każą chwilą to co ma na ręku rozprzestrzenia się. Tymczasem reszta jej rodzenstwa odeszła kawałek kawałek dalej aby dać jej przestrzeń.
- No co ta stoisz!? Rusz się. - powiedział nagle Stevenem.
- Muszę ocenić sytuacje. - odpowiedziała pokornie Rina używając swojego wodnego bąbelka do oddzielenia zdrowej części ręki od chorej. To sprawiło, że zakażenie przestało się roznosić dalej.
- To oceniaj szybciej! - konturował dość agresywnie Stevenem.
- Kolego, zluzuj porty. - wtrącił Otachi.
- Sta ...staram sie. - odpowiedziała lekko zestresowana Rina, a następnie jedna wolną ręką bardzo szybko znalazła w swojej torbie strzykawkę. Kiedy próbowała ją otworzyć jedną ręką, to Stevenem nagle ponownie uniósł na nią głos:
- No daj mu to antidotum!
To spowodowało, że już zestresowana neczanka wystraszyła się i upuściła nie otwartą strzykawkę na ziemie i potoczyła się prosto pod nogi Kurai’a.
- To.. nie antidotum … to środek przeciw bólowy … - wydukała neczanka szukając kolejnej strzykawki.
- CO!? Co z Ciebie za medyk, że nie masz …
- Ej! - krzyknęło zgodnie rodzeństwo.
- Dobra starszy tego. - wtrącił bardzo chłodno Kurai, przerywając wypowiedzi wszystkich. Następni podniósł nie otwarta strzykawką i podszedł do strefy leczenia.
- No to będzie 6:0. - stwierdził Hachi, zakładając ręce na karku.
Nikt się tym w tej chwili nie przejął, elektryczny neczanin bez słowa podał Rinie strzykawkę, a następnie bardzo chłodnym, wręcz lodowatym spojrzeniem zmierzył Stevenem. Metalowy neczanin od samego spojrzenia w oczy kapitanowi z trudem przełknął ślinę.
- Masz coś jeszcze do dodania? - spytał stanowczo i chłodno Kurai.
- Nie… Nie Kapitanie …. - wydukał zlany potem Stevenem.
- To zamykasz jadaczkę i nie przeszkadzasz.
- Ale …
- Nie ma ALE … - odpowiedział Kurai, jednocześnie lekko się cały naelektryzował.
W tym momencie mocno wystraszona reszta rozdziału podeszła do neczańskiego rodzeństwa. Mieli oni przestraszone miny i dwójka nawet się delikatnie zatrzęsła.
- I jak? - spytał nagle chłodno Kurai, ale znacznie łagodniejszym tonem niż przed chwilą.
- Środek przeciw bólowy nie działa, jest jakby zjadany przez to coś. - odpowiedziała pokornie Rina, która w międzyczasie wzięła parę głębokich oddechów.
- To obetnijcie mi rękę, to tak kurewsko boli, że już wole żyć bez niej. - wtrącił agresywnie Taakat.
- Nie ma takiej potrzeby. - odpowiedziała pokornie Rina.
Nagle wodny neczanin złapał ją mocno za ramię i wręcz wywarzał na Nią:
- Masz mi odciąć rękę!
- Taakat to boli. - odpowiedziała Rina.
W tym czasie Kurai, zapał za nadgarstek porucznika w taki sposób, że ten musiał zwolnić uścisk. Ten uchwyt zdecydowanie tez sprawiał ból, jednak w obliczu intensywniejszego źródła bólu to był praktycznie nie odczuwalny i jedynie odpowiednie naciśnięcie nadgarstka spowodowało, że dłoń otworzyła się.
- Po pierwsze, ogarnij się. - powiedział równie stanowczo i chłodno Kurai, co przed chwilą do metalowego neczanina, a następnie dodał: - Obcięcie Ci ręki to ostateczność. A teraz pozwól Jej działać.
- Tak Jest. - odpowiedział przez zęby Taakat, jednocześnie zabierając swoją rękę.
- Hachi, Stevenem stwórzcie coś co mógłby zgniatać. - powiedział Kurai, odwracając się do reszty oddziału.
- Tak jest. - odpowiedzieli zgodnie obaj. I już po chwili powstała ziemno metalowa skała która swoim wyglądem przypominała dużego ziemniaka. Jej kształt umożliwił położenie tego obok porucznika, tak aby ten mógł ją obciąć zdrową ręką i zgniatać.
- Otachi, masz może opaskę? - spytała nagle Rina.
- Mam. - odpowiedział wietrzny neczanin, a następnie wyjął ją ze swojego plecaka i przyniósł siostrze mówiąc: - Gdzie Ci to położyć.
- Jak możesz to załóż mu zaraz pod ramieniem jak się kończy biceps, tylko ścisło.
- Dobra. - odpowiedział Otachi i zrobił to o co został poproszony. Kiedy niebieska opaska uciskowa była już na miejscu, to Rina zniwelowała wodny bąbelek który zatrzymywał truciznę. Po chwili obserwacji okazało się, że ściśle założona opaska również daje radę utrzymać to dziwne zakażenie.
- Co teraz? - zapytał Otachi.
- Poszukajcie proszę jakiegoś naczynia w które będę mogła wylewać te truciznę. - Odpowiedziała pokornie Rina.
- W łazience widziałam miski. - powiedziała Kiazu.
- Będą super. - odpowiedziała Rina, a następnie przy pomocy swojej wodnej mocy stworzyła ostrze, którym to zrobiła bardzo precyzyjne cięcie z boku łokcia i zaczęła wyciągać truciznę.



************


Generał Rudy siedzi w swoim gabinecie i ma głowę opartą o rękę, w taki sposób, że zasłania oczy. Gdzieś tam przed nim jest otwarty laptop, jakieś dokumenty jak i kubek z kawą.
-
Generale, powinniśmy wysłać już po nich kolejną ekipę! - odezwał się głos w słuchawce.
- Nie poruczniku, mają jeszcze czas. - odpowiedział Rudy, prostując się.
- Dostali za dużo czasu! Już powinniśmy zacząć szukać i ich!
- Linkolion, posłuchaj znam swoich ludzi i dostali tyle czasu ile powinni dostać.
- Ale Generale, zero informacji, zero! Już powinni się odezwać!
Na te słowa Rudy przekręcił oczami, wyjął telefon i pisząc SMS powiedział:
- Spokojnie mają jeszcze czas. Poradzą sobie. Jak minie 120 godzin to dopiero możemy wpaść w panikę. Teraz póki mają czas nie sensu wysyłać tam kolejnych jednostek.
- Ale…
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. - odpowiedział stanowczo Rudy.
- Generale mamy tutaj posłańca, nie chce nikomu oddać przesylki tylko Tobie. - powiedział Amis wchodząc do gabinetu.
- Generale? A co ze mną? - wtrącił Linkolion.
- Kapitanie, zaraz się nim zajmę. - odpowiedział Rudy ignorując słowa porucznika.
- Generale ponoć to bardzo ważne rozkazy z góry. - kontynuował Amis.
- Poruczniku Linkolion, dokończymy nasz rozmowę później inne obowiązki mnie wzywają. - powiedział nagle Rudy.
- Słyszę, generale. Nie przeszkadzam. - odpowiedział porucznik a następnie rozłączył się.
- Dzięki, możesz już iść. - powiedział spokojnie Rudy.
- Ta, ta wisisz mi browca. - odpowiedział Amis.
- Nie pierwszego i nie ostatniego… zresztą wiesz gdzie jest magazyn możesz sobie wziąć.
- Heh w sumie to se wezmę … niech zgadnę dalej się nie odzywali i panikarz dał czadu?
- Tak, coś w ten deseń.
- Rozumiem, to ja wracam do swoich zajęć. - odpowiedział Amis wychodząc.




************


Leczenie Taakat trwa całkiem długo, co prawda dzięki smoczej kanapie idzie szybciej, ale i tak tej trucizny jest bardzo dużo i ciągle się wręcz odnawia. Rina jednak robi co może aby go uleczyć.
- Ej… widzieliście te drzwi? - powiedział nagle Key’leanem, patrząc na drzwi koło łazienki.
- Nie. - stwierdziło parę osób, a następnie prawie wszyscy na nie spojrzeli i ujrzeli drzwi, takie jak na starcia tylko, że z napisem
„Woda”
- Dziwne, starcie w tym samym miejscu. - zdziwiła się Diuna.
- W Grach takie dodatkowe pokoje to może być handlarz, jakieś dodatkowy leczenie, jakiś bonus czy coś innego tego typu. - powiedział Hachi.
- W sumie póki co te „growe” rzeczy się sprawdzają. - wtrącił Kurai.
- Jeśli nawet to obie wody, są teraz zajęte. Może ja pójdę? - zaproponowała Kiazu, a następnie dotknęła bariery, która ją delikatnie poraziła i nie przepuściła.
- Wychodzi na to, że musi być ktoś kto włada wodą. - dodała Diuna.
- Jedziemy z tym. - powiedział Taakat przez zęby.
- Ty siedzisz. - powiedział twardo Kurai, powstrzymując porucznika od wstania.
- Ja pójdę. - powiedziała pokornie Rina, zostawiając kilka bandaży przesiąkniętych magią leczenia, tak aby nie sączyło się rany, a następnie delikatnym głosem poprosiła: - Zostań proszę na kanapie, ona i moje bandaże powinny ładnie działać za nim nie wrócę.
Po czym wstała i podeszła do drzwi i przeszła przez nie. W tym momencie napis zrobił się zielony, ale na ekranie przed kanapą nie pojawił się obraz. Wodna neczanka znalazła się w nie wielkim ciemnym pomieszczeniu, o czarnych ścianach i podłogach. Po środku na piedestale znajduje się ozdobna przezroczysta fiolka otoczona czerwonym światłem. Kiedy Rina podeszła do niej, to za nią pojawił się długi opis w niezrozumiałym dla niej języku Bromano.
- Przepraszam, szanowna wieżo, ale nie potrafię tego przeczytać. - powiedziała bardzo pokornie Rina.
W tym momencie napis zawirował i pojawił się bardziej zrozumiały napis 85%Qi =
🧪 .
- Hmm… dobrze rozumiem szanowna wieżo, że ja oddam 85% swojej wodnej energii, a w zamian będę mogła zabrać Antidotum? - spytała pokornie Rina.
Nastała cisza, jednak wodna neczanka zrozumiała, że o to właśnie chodzi i po chwili namysłu powiedziała:
- Dobrze zgadzam się.
Na te słowa zewsząd pojawiły się przystawki, które oblepiły ciało dziewczyny, głównie jej brzuch, ramiona i klatkę piersiową. Nie trzeba było długo czekać jak wieżą zaczęła wysysać z niej energię.
Początkowo nie było źle, jednak z każdą kolejną chwilą przenikliwy i rozdzierający ból był coraz silniejszy. Neczanka krzyczała z bólu, mimo dobrowolnego oddanie energii. Nagle upadła na ziemie, a przystawki zniknęły, oraz światło skierowane na flakon, zrobiło się zielone.
- Już wiem czemu Sachiner nie chciał mojej energii zdobytej w ten sposób. - wyszeptała zapłakana Rina z trudem podnosząc się.
Kiedy to w końcu po paru próbach jej się udało zabrała z piedestału fiolkę i powiedziała:
- Dziękuję szanowna wieżo.
A następnie na tyle ile było to możliwe to pośpiesznie wyszła. Zaraz po wyjściu wszystkie oczy zwróciły się na nią, a ta radośnie powiedziała.
- Mam antidotum.
- Za darmo? - spytała Diuna.
- Za nic wielkiego. - powiedziała Rina jeszcze z łzami w w oczach, i podchodząc do Taakat i Kurai’a, znajdujących się w strefie leczenia, a następnie poprosiła: - Taakat, wypij to proszę.
Wodny neczanin praktycznie wyrwał jej tą fiolkę z rąk i jednym gwałtownym haustem wypił całą jej zawartość. Na efekt nie trzeba było długo czekać, przeciągu paru chwil Jego ręka zrobiła się tylko delikatnie sina. W tym momencie Rina zdjęła opaskę uciskową i z każda sekundą ręką Taakat wracała coraz bardziej do normy.
- Chyba się udało. - powiedziała Rina z uśmiechem, a następnie ładując bandaże dodatkową energią leczącą dodała: - Nie zdejmuj proszę bandaża jeszcze przez jakiś czas, on i smocza kanapa przy następnej strefie powinny uleczyć Cię do końca.
- Dzięki. - powiedział Taakat jeszcze przepełniony adrenaliną, więc jeszcze w dość mało przyjemny sposób się odezwał.
- Jeśli możesz już się poruszać, to jestem za udaniem się do kolejnej strefy. - powiedział chłodno Kurai.
- Ta jestem wstanie. - odpowiedział Taakat wstając.
Następnie neczanie zebrali wszystkie swoje rzeczy i udali się przez długi korytarz do kolejnej strefy. Po zobaczeniu znajomej smoczej kanapy tym razem czarnej oraz ekranie wielkiego telewizora już doskonale wiedzieli, że to nie strefa odpoczynku, a kolejne miejsce starcia. Nagle przed jednymi z drzwi pojawił się czerwony napis z kolejnymi dwoma imionami „
Key’leanem Kurai”.
- No proszę, chętnie to obejrzę. - odpowiedział Taakat siadając na kanapie.
Już na pierwszy rzut oka widać, że ma się znacznie lepiej i że wkrótce będzie z powrotem w pełni sprawny.
- No dobra nie ma co tego przeciągać. - powiedział Key'leanem przechodząc przez drzwi.
- Chodźmy. - powiedział chłodno Kurai, po czym również przeszedł przez drzwi.
W tym momencie oba imiona zaświeciły się na zielono, a reszta oddziału w miarę udała się na kanapę. Rina jeszcze podleczyła siostrę, wykorzystując to, że siedzi na kanapie.
- Jak się czujecie? - spytała pokornie Rina, która po uleczeniu siostry usiadła na podłodze koło plecaków.
- Super! Dzięki siostra! - powiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- Dobrze, w tej chwili to zraz mógłbym stoczyć kolejne starcie. - dodał Taakat szczerząc kły.
- Idiota. - wtrąciła Kiazu, dając tak zwaną „mukę” w ramię wodnego neczanina.
- Dżentelmen, ale czasem to to samo. - odpowiedział Taakat mrugając okiem.
- Ta, ta … swoją drogą, jak wychodziliśmy to znalazłam kolejny nieśmiertelnik. - odpowiedziała Kiazu.
- Dobrze wiedzieć. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Później porozmawiam o tym z Kapitanem.
- Dopisane macie 6:0 jak coś. - powiedział Hachi.
- Możecie nam dać 10:0 za to co działo się po wyjściu. Przyznaje, że gdyby nie ból i związana z nim adrenalina to sam bym się obsrał od Jego spojrzenia. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Dobra czas zobaczyć ich starcie.
- Nie siadasz na kanapie? - spytał Otachi siadając na ziemi koło siostry.
- Szczerze, nie mam siły wstać. - odpowiedziała pokornie Rina.
- W sumie jesteś strasznie blada … Hmm… chcesz moją koszulę? - zapytał Otachi.
- Nie, nie … dziękuje… jestem tylko zmęczona - odpowiedziała Rina jedynie opierając się o brata i oglądając to co dzieje się na ekranie.
- Luz, służę ramieniem. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.



************


Kurai i Key'leanem stoją w mrocznym i dużym pomieszczeniu. Jest tam ciemno i gdzieniegdzie widać przytłumione biało-żółte światło, bez konkretnego źródła, jakby po prostu wisiało w powietrzu, które wręcz dodaje temu pomieszczeniu jeszcze mocniejszego mrocznego klimatu.
- Ciekawe co nas tu czeka? - spytał Key’leanem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Zaraz się przekonamy. - odpowiedział chłodno Kurai, stojąc z rękami w kieszeniach.
Nagle wkoło pojawiła się masa bliżej nie określonych ludzi, którzy krzyczeli. Chodzą oni w nieskorygowanych ruchach po całym terenie. Po chwili jedna z tych osób oparła się o Key’leanem i zwymiotowała na niego szkarłatną krwią. Ognisty neczanin odepchnął tą osobę krzycząc:
- Ej co jest!
W tym momencie neczanin spojrzał na osobę przed sobą i brunatna krew leciała jej z pustych oczu. Po chwili okazało się, że każdy z przybyszy wymiotuje krwią na potęgę, a kiedy tego nie robi to ma krwawe łzy. Key’leanem z przerażeniem zaczął ich wszystkich palić a następnie zaczął się cofać. W ten wpadł na Kurai’a, który dalej stoi z rękami w kieszeniach i wręcz pusto i bez emocjonalnie patrzy w przestrzeń.
- O sorry … - powiedział Key’leanem z nutą przerażenia w głosie.
- Co… - odpowiedział Kurai jakby wyrwany z transu, a następnie podał: - Póki co Nam nic nie robią, wystarczy ich unikać.
- Łatwo Ci mówić, to jest przerażające. - odpowiedział Key’leanem panicznie paląc kolejne osoby.
Jednak ich nie ubywała, wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że jest ich coraz więcej. Jedyne co w ten sposób neczanie rozdzielili się. Nagle osobom po kilku wymiotach eksplodowała głowa, a mózgi i wszystkie wnętrzności rozpryskiwały się po okolicy. Po dłuższej chwili część osób, zaczęła samodzielnie obdzierać się ze skóry, co spowodowało, że flaki, i organy walały się po całym terenie. Deptane zarówno przez istoty jak i przez Key’leanem. W ten nagle jeszcze bijące serce wylądowało prosto w rękach Key’leanem. Czerwone, pokryte krwią jeszcze bijące, aby po chwili zgasnąć. Ognisty neczanin z przerażeniem je odrzucił, a te upadło na ziemie, gdzie szybko zostało zdeptane na jego przerażonych oczach. Straszliwe i obrzydliwe krwawe widoki zdawały się nie mieć końca, a poziom strachu tylko rósł z każdą możliwą chwilą.



************


- To straszne. - powiedziała z przerażeniem Rina siedząca dalej na podłodze i chowając dalej bladą twarz w ramieniu brata.
- To co tam się odwala to strach się bać. - odpowiedział Otachi, siedzący obok siostry.
- Nie dobrze mi. - powiedziała Diuna, siedząca na kanapie.
- Nawet mi nie dobrze, jak Kapitan tak spokojnie stoi? - dodał Stevenem.
- Obstawiam, że albo ma nerwy ze stali, albo bardzo dobrze ukrywa emocje, albo co gorsze jest totalnie wyprany z uczuć, Albo to go nie rusza bo widział już gorsze rzeczy. - powiedział Taakat siedzący bardzo wygodnie na kanapie, a następnie dodał: – Albo w najgorszym przypadku wszystko naraz, chociaż wątpię, że tak akurat jest.
- Weź, On i tak już jest wystarczająco straszny. - odpowiedział Stevenem.
- Jeśli chodzi o Kurai’a, to jeszcze nic, ale jeśli chodzi o to co widzimy i co tam się wyprawia to ja pierdziu, mam ciarki od samego patrzenia a żołądek to mi wariuje jak nie wiem. - wtrącił Hachi.
- No przyznaje tam srogo się odwala i my tego aż tak nie odczuwamy, a na nas wpływa, a Ci tam mają totalnie jeszcze gorzej. - odpowiedział Taakat, a po chwili dodał: - Nie chciałbym brać udziału w tym wyzwaniu wieży.
- O matko, to było straszne. - wtrąciła Kiazu.
- Zgadzam się. Hmmm…. zastawiam się co jest celem tego zadania? - rozmyślał głośno Taakat.
- Dobre pytanie Ziom, bo póki co to wygląda jakby miało ich to wystraszyć na śmierć albo sprawić aby przetrwali największy koszmar swojego życia. - odpowiedział Hachi.
- A może obłęd? W obłędzie ludzie różne rzeczy odwalają. - dodała Diuna.
- Myślę, że niebawem się dowiemy. - odpowiedział Taakat.
- O nie… - powiedział Stevenem, z trudem powstrzymując się od wymiotów i pędzący biegiem do toalety.
- Nawet nie chce na to patrzeć. - powiedziała Diuna zamykając oczy.


************


Nagle Key’leanem stanął pośrodku pomieszczenia i wręcz eksplodował ognistą energią. Wielka ognista fala uderzeniowa rozniosła się po całej arenie, doszczętnie paląc wszystko co napotkało na swojej drodze, bez względu na to czy to były reszki po tych bliżej nie określonych osobach, czy szkarłatna krew, czy ciała, wszystko doszczętnie spłonęło. Prócz dwójki neczan, w dwóch różnych miejscach areny nie zostało tam nic. Kurai, otoczył się elektryczną tarczą, a ognisty neczanin dysząc padł na kolana.
- To było przerażające. Ale chyba już po wszystkim
Jego serce bije jak oszalałe, ta cała sytuacja mocno go zestresowała jak i przeraziła. Nagle każdy z neczan poczuł potężne zadrapanie na lewym boku. Szybko okazało się, że koszule od munduru są podarte a krwawiące zadrapanie sięga aż do mięsa. Rana nie dość że boli jak nie wiem to jeszcze delikatnie piecze.
- O kurwa jak to napierdala! - krzyknął Key’leanem zwijający się z bólu na podłodze.
- Zaraz będzie gorzej. - odpowiedział chłodno Kurai, który klęczy na jednym kolanie i trzyma się za zraniony bok.
- Jak to gorzej!?
W tym momencie przed każdym z nich pojawiła się bliżej nie określona osoba, będąca jedynie cieniem złapała ich za gardła i ściskając uniosła w górę. Szamotanie i wyrywanie się totalnie nic nie dawało, a z każdą sekundą było coraz mniej powietrza. Nagle istoty przywołały wielkie ogniste, a wręcz lawowe kule, które wsadzili w otwarte i krwawiące rany obydwu neczan. Obaj z powodu utraty powietrza nie mogli krzyczeć, ale ten ból jest tak silny, że wręcz nie do opisania. Straszliwy zapach palonego mięsa rozniósł się po arenie jeszcze bardziej podkręcając strach. Po chwili Key’leanem zaczął słyszeć drążące umysł szepty:
-Zabij go … zbij go … zabij i będzie koniec … zabij go ….
Które są bardzo dobitne i mocno świdrujące w głowie, oraz ciągle się powtarzają i bardzo mocno zostają w jego głowie.
W tym momencie Kurai naelektryzował się, cały zaczął iskrzyć. Wkrótce cały otoczył się elektrycznością i silny atak przeszedł na przeciwnika, która początkowo mocno się opierał, a następnie rozpłynął się. Elektryczny neczanin upadł na kolana i trzymając się za bok, łapał łapczywie powietrze. Po chwili podniósł się, podszedł do kompana i zauważył, że jego przeciwnika również nie ma, a sam ognisty neczanin leży na ziemi z łzami w oczach i zwija się z bólu. Jego głosy w głowie nadal mu szepczą.



************


- To boli od samego patrzenia. - stwierdziła Diuna.
- To wręcz napierdala od samego patrzenia. - dodał Issah.
Tym czasem neczańscy bracia spojrzeli porozumiewawczo po sobie i zdawali się czytać w sobie w myślach, jednak nic na głos nie powiedzieli.
- Mam wrażenie, że czegoś nie wiemy. - powiedział Taakat, a następnie dodał: - Wieża ich wręcz torturuje, i pozornie nie widać jak mogą przejść tą próbę wieży.
- Może to będzie się ciągnęło dopóki któryś z nich nie pęknie i nie będzie miał dość? - rozmyślała Diuna.
- Może … póki co Key’leanem jest w strasznym stanie, wystraszony trzęsący się i myślę, że nie długo pęknie i zobaczymy co będzie dalej. - odpowiedział Taakat.
- No póki co jeden kataną a drugi mieczem i robią jakiemuś kolesiowi dziwną ranę na boku, w porównaniu do reszty to prawie jak odpoczynek. - powiedział Stevenem
- Nie wiemy czy tam się dzieje coś jeszcze czego wieża nam nie pokazuje. - odpowiedział Taakat.
- Co może ukrywać? - spytał Stevenem.
- Chociażby mogą czuć jakiś zapach którego my nie doświadczamy, albo nie wiem, może w swoich umysłach widzą inaczej niż my. Mogą na przykład widzieć że tam, że ranią jakąś bliską osobę i wieża zmusza ich do tego. - odpowiedział Taakat.
- Hmm… no nie wiem, wieża dość wiernie pokazuje to co się dzieje. - odpowiedział Stevenem.
- A no nie, kiedy wieża zażyczyła sobie wodę, to nie pokazała Nam co się tam działo. Podejrzewam, że teraz też wszystkiego Nam nie pokazuje i chociażby te istoty które dla Nas są tylko cieniami, dla nich mogą wyglądać zupełnie inaczej.- powiedział Taakat.
- To… to wieża nie pokazała Wam jak zdobyłam antidotum? - spytała cicho Rina.
- A no nie, mieliśmy czarny ekran i nic nie słyszeliśmy ani nie widzieliśmy. - odpowiedział Otachi, a następnie dodał: - Chciałem o tym pogadać w strefie gdzie będziemy mieć spanie.
- Rozumiem… - odpowiedziała Rina, jednocześnie patrzą zmartwionym wzrokiem przeplatanym mocnym przerażeniem w ekran.
- Twardy jest. - powiedział Otachi, po czym objął siostrę i dodał: - Przetrwa to zobaczysz.
- O ja pierdziele, teraz jakiś kub wysysa z nich nie tylko energie ale i energie życiowa. To ponoć jest wyjebiście bolesne. - odpowiedział Taakat.
- Skąd wiesz? - zainteresowała się Kiazu.
- Mam różnych znajomych i jeden sypiał z sukkubica która lubowała się w energii życiowej i ją wysysała, któregoś dnia go po prostu zabiła, bo zjadła jej za dużo. Ale jak żył to zawsze opowiadał, że to wyjebiście boli. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - I to zdecydowanie dużo bardziej boli niż ból przy maszynce do wysysania energii, chociaż i ten ból jest ogromny.
- Niech zgadnę to wiesz już z doświadczenia? - zapytała Kiazu.
- Różnie się w życiu dorabiało, a mając wodną energie to dobrze płacą w fabrykach do wysysania energii. - odpowiedział Taakat, a potem dodał: - Ceną jest niesamowity ból, ale idzie przywyknąć do niego. Pierwsze trzy razy były najgorsze i najbardziej bolesne.
- Rozumiem. Więc nawet z tym wieża ich nie oszczędza i jest to dla nich koszmarem. - odpowiedziała Kiazu.
- Jak widać płomyczku jak widać. - odpowiedział Taakat.
- To jednak te „lżejsze” rzeczy wcale lżejsze nie są. - odpowiedział Stevenem.
- Tak naprawdę zapewne znacznie gorsze niż może nam się wydawać, wieża ich mocno torturuje w tych koszmarach. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Przerażające też jest to, że jak Key’leanem tam już panikuje i jest na skraju, tak Kapitan ma taką aurę, że go w ogolę to nie rusza. Dodatkowo jeśli wieża nie wymusza na nim jakiejkolwiek interakcji to stoi z rękami w kieszeniach i to wszystko wręcz spływa po nim. To zdecydowanie sprawia, że ta cala sytuacja przeraża jeszcze bardziej i to nie tylko Nas ale i Key’leanem.
- Mi osobiście, właśnie imponuje, że to go totalnie nie rusza. - stwierdziła Kiazu, a następnie dodała: - Wiecie, to że to straszne to jedno, ale ten spokój i podchodzenie na czilku jest niesamowite.
- Możliwe, że nawet obserwuje to co się dzieje i szuka sposobu jak pokonać wieże, i nie rozprasza się tym wszystkim co serwuje im wieża. - dodał Hachi.
- Mówicie jakby to było normalne. - odpowiedział Taakat.
- Hmm… w sumie On taki jest tak po prostu … chociaż ogólnie to nie jest coś uważanego za „normalne zachowanie” – odpowiedziała Kiazu.
- Ciekawe czy po tym wszystkim zapali? - zapytał Stevenem.
- W sumie nawet jak go to rusza i tego nie pokazuje ale po tym wszystkim zapali to nadal nie będziemy w sumie zdziwieni. - dodała Diuna.
- Po takiej komnacie to nawet nie palący by zapalił albo wypił coś mocniejszego aby ukoić nerwy. - dodał Taakat.
- Racja. - przytaknął Stevenem po chwili namysłu.
- To co dopisujemy kolejne punkty. - zażartował Hachi z uśmiechem chochlika.
- Że 11:0? Dobra niech będzie. - odparł Taakat z uśmiechem i targając włosy Hachiego.



************


Skulony, trzęsący się i bardzo mocno wystraszony Key’leanem trzyma się za głowę i z szeroko otwartymi, przerażonymi oczami dalej słyszy głosy mówiące mu, że ma zabić kompana. Głosy te bardzo drążą mu umysł do takiego stopnia, że nie myśli o niczym. Strach, przerażenie i wręcz obłęd w oczach tylko pogłębiają jego fatalny stan. W natłoku tych nieznośnych szeptów, usłyszał nagle coś co nie było drażniącym szeptem:
- Trzymasz się? - odezwał się Kurai, z rękami w kieszeniach.
Tylko tyle, albo aż tyle wystarczyło, aby po tych wszystkich trudnych i przerażających przeżyciach, ognisty neczanin popuścił ze strachu. I już po chwili klęczał w dużej kałuży własnego moczu. Stosunkowo późno jak na to wszystko co się stało, ale możliwe, że to nie pierwszy taki wypadek mu się przydarzył podczas pobytu w tej arenie. Kurai nie skomentował tego, tylko spojrzał przed siebie i zdawał się coś uważnie obserwować w tym mrocznym pomieszczeniu.
- AAAAAA! Wypierdalać z mojej głowy ….. - wykrzyknął nagle Key’leanem, a następnie wy warczał: - JAK!? Jak możesz być tak kurewsko spokojny obliczu tego wszystkiego!?
- W tej chwili nie będziemy rozmawiać na ten temat. - odpowiedział chłodno Kurai, dalej coś obserwując.
- Jak kurwa! Krew, ból to wszystko nie ma na Ciebie wpływu!? - dalej naciskał Key’leanem z obłędem w oczach i trzęsąc się jak osika.
- Nie dociera? - odpowiedział twardo i bardzo chłodno Kurai.
- Kurwa przestańcie pierdolić! - krzyczał Key’leanem trzymając się za głowę.
W tym momencie wszystkie ściany pokryły się różnymi kośćmi, w przeróżnych odcieniach szarości i w każdym możliwym kształcie i wymiarach. Od głów, przez każdą najdrobniejszą krostę ludzkiego ciała. Po chwili z czarnych oczodołów wszystkich czaszek, zaczęła lecieć szkarłatno-brunatna błyszcząca krew. Natomiast z innych miejsc gdzieniegdzie wypływa zielono-żółta ciecz, która płynie równie cienkimi strumieniami co krew.
- Zabij go …. zabij go … - naciskały głosy w głowie Key'leanem.
Nagle dało się usłyszeć przeszywający dźwięk klikania, a zmroku wyłonił się duży pajęczopodobny stwór. Ma on wielka naga, koścista i białą czaszkę, przypominająca z wyglądu czaszkę lista, z przerażającymi żółtymi oczami, oraz cieknącą z paszczy, między zębami, zielono-żółtą gęstą cieczą. Stwor ma ciało jakiegoś dużego pająka, oraz 6 odnóży. Jedna para na której bestia stoi jest długa, szpiczasta i masywna, pozostałe dwie pary są dużo krótsze i zakończone łapami o długich palcach. Dodatkowo jest on w jakimś ciemnym kolorze, który sprawia, że doskonale zlewa się ciemnością.
- Co do do cholery jest!? - wykrzyknął przerażony Key’leanem, z wyłupiastymi oczami i trzymając się w panice za twarz.
- Makadeeve. - odpowiedział chłodno Kurai.
Słowa już nie bardzo docierają do ognistego neczanina, jest wręcz sparaliżowany strachem i mimo że widać, że panicznie próbuje uciec to jego nogi totalnie nie słuchają poleceń. Natomiast przenikliwe glosy w głowie nabierają na sile. Kurai, nie bardzo się tym przejmuje i wydaje się, że bardziej obserwuje przestrzeń a nie wyłaniającego się potwora.
Nagle Key’leanem głośno krzyknął, uderzył się mocno w nogi, a następnie zaatakował swojego towarzysza, który wyminął ten cios pięścią. Ognisty neczanin jednak z szaleństwem w oczach wyprowadził kolejny cios, drugą ręką. Wkrótce również przybyły potwór ruszył do ataki. I również zaatakował Kurai’a, który na te chwilę tylko i wyłącznie unika ich ciosów, co sprawia, że czasem obrywa bestia jak i Key’leanem. Po dłużej chwili Kurai zablokował swoim ostrzem jedno z odnóży potwora oraz ręką, cios nogą swojego towarzysza.
- Dobra starczy tego. - powiedział chłodno Kurai, a następnie cały się naelektryzował. Następnie potężnym elektrycznym atakiem poraził zarówno bestie jak towarzysza. Elektryczność przepływająca przez ich ciała, aż ich wyginała w bliżej nie określone formy, a sam atak był na tyle silny, że bestia została mocno oszołomiona, a Key’leanem stracił przytomność i z hukiem upadł na ziemię. Jednak elektryczny atak rozszedł się dosłownie po całym pomieszczeniu i po dłuższej chwili coś czarnego, o humanoidalnej formie z mocnym hukiem spadło bezwładnie z sufitu. Tymczasem Kurai elektryzując się podszedł bliżej, pytając:
- Kończymy tę zabawę?
W tym momencie bliżej nie określony cień zaatakował elektrycznego neczanina. Kilka długich i cienkich łap o szpiczastych pazurach z impetem ruszyło do ataku. W tym momencie okazało się również, że przeciwnik ma czerwone ślepia. Pajęczno podobna bestia oprzytomniała i również ruszyła do ataku.



************


- EJ! Jak on śmiał tak potraktować jednego z Naszych! - oburzył się Stevenen, wręcz wstając.
- Ciesz się Ziom, że tylko tyle. - odpowiedział Hachi.
- No chyba Cię gnie… - kontynuował oburzony Stevenem.
- Stevenem skończ. - wtrącił twardo Taakat, uważnie obserwując ekran, a następnie dodał: - Patrząc na to, że z jakiegoś powodu to Key’leanem zaatakował go pierwszy, będąc na skraju obłędu oraz dodatkowo podejrzewam, że widział tą dziwną postać na suficie. To w tym momencie On mu nie przeszkadza w starciu i daje względną swobodę w walce.
- Względną swobodę? - spytała Diuna.
- Przecież, jeśli jest tak jak mówisz to ma pełną swobodę. - dodał Stevenem.
- Kapitan, kilka razy ochronił Key’leanem, oraz przesunął się ze starciem dalej od niego. Łącznie z tym że to coś co spadło z sufitu chciało zaatakować Key’leanem to pozwolił aby to coś Go zadrapało mu rękę od nadgarstka w górę. A to spowodowało, że oba te stwory dużo bardziej zainteresowały się Kapitanem, a nie nieprzytomnym. - wyjaśnił Taakat.
- Czyli skoro to było celowe działanie, to tym bardziej nie zachował się w porządku. - kontynuował Stevenem.
- Myśl jak tam uważasz, ale według mnie to było bardzo taktyczne i rozsądne działanie. Na jego miejscu, tez był ogłuszył Key’leanem - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Chociaż widząc co tam się działo, zapewne prędzej nie myśląc i będąc w jakimś stopniu w podobnym rauszu co On, to ruszył bym do walki Key’leanem. I tym bardziej byłaby tam sroga jatka. Większość z Nas albo była by zaszczuta strachem, albo zaczynało by Nam odwalać.
- W sumie masz racje. - powiedział Stevenem siadając.
- Co by nie mówić i jak bardzo mrocznie to brzmi, to Kapitan zachował trzeźwość umysłu, co pozwoliło mu na podjęcie takiej a nie innej decyzji. - dodał Taakat.
- A Mnie bardziej zastanawia inna kwestia. - wtrącił Otachi.
- Co tam Bro? - zapytał Hachi.
- Zauważyliście, że wieża nie szczędziła im ran i maja ich wiele, i to nawet bardzo poważnych jak te rany na boku, a obaj poruszają się tak jakby tych ran nie było. - kontynuował Otachi.
- Kurai ma wysoki próg bólu, a u Key’leanem może to być kwestia stresu? - odpowiedziała Diuna.
- Może Siora, ale w obu przypadkach znaczna część tych ran bardzo mocno ograniczałaby swobodę i płynność ruchów, i to nawet jakby byli wstanie w jakiś sposób zapomnieć o bólu. - powiedział Otachi.
- W sumie masz racje Bro, przy walce z Kurai’em, nawet Key'leanem poruszał się, z pełną gracją zupełnie jak w komnacie co miał starcie razem z Kiazu. - dodał Hachi po chwili namysłu.
- Jak, tak na to patrzeć to rzeczywiście ich zakres ruchów przy takich obrażeniach powinien być znacznie mniejszy plus na moje oko już dawno powinni się wykrwawić. - dodał Taakat, a po chwili pochwalił: - Dobre oko Młody, z tymi ranami coś jest ewidentnie nie tak.
- Ej! Patrzcie! - krzyknęła nagle Kiazu.
- Whooaa! Ale piękna akcja! - krzyknął Hachi.
- I to coś leży! - dodał entuzjastycznie Otachi.
Po chwili wszyscy zwrócili się, w kierunku drzwi będącymi wyjściem ze starcia, po chwili magiczną barierę przekroczył Kurai, ciągnący nieprzytomnego towarzysza. W momencie samego przejścia Rina rzuciła się na szyję ukochanego i mocno go przytuliła. Ten puścił koszulę ognistego neczanina i objął ją swoją prawą ręką.
- Zajmij się leczeniem. - powiedział Stevenem.
- A tak … - opowiedziała pokornie Rina puszczając uścisk.
- Jeśli stało się z nim to samo co ze mną, po przejściu przez drzwi, to nie potrzebuje leczenia. - wtrącił chłodno Kurai, dalej przytulając wodną neczankę do swojej klatki piersiowej.
- Jak to? - spytał Stevenem.
- Nie zauważyłeś, że kiedy przeszli przez przejście to dosłownie wszystkie ich rany, zadrapania, zniszczony mundur, krew wszystko zniknęło. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - No dobra prawie wszystko, zostały przemoczone gacie Key’leanem oraz zadrapanie na ręku Kapitana. Ale reszta zniknęła, zupełnie jakby nic się tam nie wydarzyło.
W tym momencie wszyscy dokładnie obejrzeli obu i rzeczywiście było dokładnie tak jak powiedział porucznik.
- Dobra ale …
- Znalazłem dwa nieśmiertelniki - powiedział chłodno Kurai, przerywając wypowiedz, Stevenem i udał się po swoje rzeczy.
- To razem z tymi co już mamy to mamy cztery. - powiedział Taakat.
- Nie dobrze. - powiedziała Diuna.
- Idziny dalej. - powiedział chłodno Kurai, idąc do przejścia dalej.
Wkrótce za nim, bez słowa ruszył cały oddział.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz