„Koszmar
trucizny”
Kiazu
i Taakat stoją na szarych skałach, ułożonych w sporą płaską
powierzchnię. Zupełnie jakby stali na kamiennej posadzce. Nagle
przed nimi pojawił się wielki smok. Ociekający fioletowo-zielonym
śluzem smok. Smok nie ma oczu i widocznych uszu, za to ma wielka
paszczę i potężne ciało z masywnym ogonem i pięknymi skrzydłami.
Z każdej jego ciała kapie śluz, ale cały jest wielkim śluzem,
ale nie widać jego wnętrzności, więc nie jest przezroczysty.
-
Hmm… chyba nie powinniśmy go dotykać. - powiedział Taakat.
-
Brzydzisz się śluzu? - spytała Kiazu.
- Nie, jak ten śluz
kapie na ziemie to słychać delikatny syk i dymi. Może to być
jakiś kwas.
- Aaaa ok, to w takim układzie trzymamy się na
dystans.
- Płomyczku, zobacz co się stanie jak podpalisz
dziada?
Na te słowa Kiazu uśmiechnęła się i bez zawahania
wystrzeliła w kierunku smoka, sporą ognistą kulą. Wielka bestia
na chwile się podpaliła, jednak ciecz na niej zdecydowanie nie jest
łatwo palna.
- Ojej, a myślałam, że będzie efektowne boom.
- powiedziała Kiazu delikatnie wzruszając ramionami.
- A tu
jednak czeka Nas lepsza zabawa niż pieczenie kiełbasek. -
odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Ciekawe jak zareaguje na
wodę.
W tym momencie wodny neczanin przywołał wodny bicz i
zaatakował smoka. Bestia roztworzyła paszczę i wchłonęła cały
wodny atak, a następnie wypluła go. Niestety nie była już to
czysta woda ale woda wymieszana z tym fioletowo-zielonym śluzem.
Neczanie energicznie odskoczyli i żadne z nich nie dało się
ochlapać.
- Nieźle tryska - powiedziała Kiazu.
- No,
no… nie jeden też by tak chciał. Chociaż w Twoim towarzystwie to
nie trudne - odpowiedział Taakat.
- E tam, smok już nie
wytrzymał ale Ty dajesz rade. - odpowiedziała kokieteryjnie
Kiazu.
- Nie ułatwiasz tego…
************
-
O shiet, co za akcja. - powiedział zachwycony Hachi siedzący na
kanapie.
- Nie wiem czy mam się ich bać czy bać o nich. -
dodał Stevenem leżący na kanapie.
- Bać się o nich? -
spytał Otachi siedzący koło brata.
- No dwójka totalnie
narwanych i szalonych bez kontroli, z tego Ona chyba bardziej narwana
i nakręcona na walkę od Niego. - odpowiedział Stevenem.
- E
tam, zobacz jakie akcje odwalają! - powiedział Hachi.
- Widzę,
i jednocześnie podziwiam i mi się to w głównie nie mieści. -
odpowiedział Stevenem
- Mnie zastanawia ten śluz co pokrywa
smoka. - wtrąciła pokornie Rina, siedząca na rogu kanapy, nie
daleko ogona smoka.
- Wygląda jak jakiś kwas czy coś. -
odpowiedziała Diuna, wygodnie leżąca koło siostry.
- Ciężko
ocenić z tak daleka co to jest, równie dobrze to może być jakaś
trucizna czy też dowolna substancja o konsystencji lejącego się
miodu. - dodał Kurai, obserwując starcie i stojąc koło kanapy.
-
Hmmm… pewnie masz rację. - odpowiedziała Rina.
- Stawiają
na bardzo brutalna siłę i ciągły na przemienny atak. - powiedział
Hachi.
- Trzeba dodać, że dystansowy i bardzo „popisowy” –
dodał Stevenem.
- Zapewniają Nam niezłe widowisko i teraz
doskonale widać to jak bardzo są silni. - dopowiedział Otachi, a
po chwili szczerząc kły dodał: - Mam nadzieje, że po powrocie do
obozu, uda mi się ogarnąć ten zaległy sparing z Taakat.
-
Bro, zamawiam miejsca w pierwszym rzędzie. - odpowiedział Hachi z
uśmiechem.
- Dobra! - odpowiedział Otachi.
************
Duża
część areny walki jest pokryta zarówno szkarłatną krwią, jak i
fioletowo-zielonym śluzem smoka. Walczący neczanie starają się
uważać na to aby nie poślizgnąć się ani na jednym ani na
drugim. A chwiejące się na nogach smoczysko, bez trudu stąpa po
jednym jak i po drugim. Sami neczanie też nie wyglądają najlepiej
i maja na sobie sporo zadrapań i siniaków.
- Ufff… czy jest
tu aż tak gorąco, czy to tylko Ty? - zapytał mocno spocony i
ciężko oddychający Taakat, robiąc chwilę przerwy od tłuczenia
potwora.
- Oczywiście, że Ja! Ale wiesz że sprawiasz, że
coraz bardziej chce mi się pić. - odpowiedziała równie mocno
spocona Kiazu, też sobie robiąc przerwę od atakowania i ciężko
oddychając.
- Skubaniec ciężki jest.
- Nooom, ale już
nie ma jednego skrzydła i ogona i myślę, że już ledwo dycha.
-
Nie tylko On ledwo dycha.
- E tam, jak się ze mną bawi to
dopiero się ledwo dycha.
- W sumie taaa … na sparingu niezły
popis dałaś i tu się zgodzę.
- NO! I tak ma być. -
odpowiedziała Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - To co
lecimy full power i kończymy zabawę?
- Nie mógłbym Ci
odmówić.
Następnie oboje ruszyli do kolejnego intensywnego
ataku mocą. Dość mocno unikają walki broniami żywiołów, aby
mieć jak najmniej kontaktu z śluzem smoka. Kiazu wyskoczyła w gorę
i wystrzeliła grad ognistych kul, które bez problemu trafiały w
ledwo żywego smoka. Po chwili Neczanka w powietrzu zrobiła
efektowne salto w tył i wylądowała na wprost smoka. Następnie
bestia straszliwie zaryczała, a Kiazu stanęła okrakiem i zrobiła
pistolet z dłoni i udała że z niego strzela. W tym momencie Taakat
przywołał potężny wodny bicz, który trafił prosto w klatę
piersiową smoka. Początkowo bestia opierała się temu atakowi,
lecz bardzo szybko odpuściła. Wodny atak z bardzo dużą siłą
uderzył smokiem o niewidzialną ścianę. W tym momencie Kiazu
dmuchnęła w swoje palce tak jak by dmuchała w dymiącą się broń
po wystrzale. Jednocześnie pod tym straszliwym naporem wodnego
ataku, bestia wręcz eksplodowała, a jej śluzowate ciało
rozbryzgnęło się po całej arenie.
- Uważaj! - Krzyknął
Taakat, następnie osłonił Kiazu przed spadającym
fioletowo-zielonym śluzem. Tym samym reszki smoka wylądowały mu w
kilku miejscach na lewym ręku, oraz na brzuchu. W tym momencie wodny
neczanin poczuł żrący, wręcz wypalający ból.
- Taakat w
porządku? - spytała Kiazu.
- To boli jak jasna cholera. -
odpowiedział Taakat, z delikatnymi łzami w oczach.
- Wieża
zaliczyła nam wygraną, wynosimy się stąd. - powiedziała Kiazu.
A
Następnie oboje dość pośpiesznie udali się do wyjścia. W
międzyczasie wszyscy zeszli z kanapy, więc za raz po wejściu do
pomieszczenia z kanapą wodny neczanin mógł w spokoju usiąść na
smoczej kanapie, zwijając się z bólu i przeklinając pod nosem. Od
razu podeszła do niego Rina, wraz ze swoją torbą, i od razu
zaczęła rozpoznanie w temacie.
- Taakat, zdejmij koszulę
proszę.
Na te słowa wodny neczanin z trudem zdjął koszulę,
w tym momencie okazało się, że jeden rękaw ma wyżartych kilka
dziur to jeszcze ręka Taakat jest fioletowo-zielona i to aż do
łokcia i jest widoczne jak z każą chwilą to co ma na ręku
rozprzestrzenia się. Tymczasem reszta jej rodzenstwa odeszła
kawałek kawałek dalej aby dać jej przestrzeń.
- No co ta
stoisz!? Rusz się. - powiedział nagle Stevenem.
- Muszę
ocenić sytuacje. - odpowiedziała pokornie Rina używając swojego
wodnego bąbelka do oddzielenia zdrowej części ręki od chorej. To
sprawiło, że zakażenie przestało się roznosić dalej.
- To
oceniaj szybciej! - konturował dość agresywnie Stevenem.
-
Kolego, zluzuj porty. - wtrącił Otachi.
- Sta ...staram sie. -
odpowiedziała lekko zestresowana Rina, a następnie jedna wolną
ręką bardzo szybko znalazła w swojej torbie strzykawkę. Kiedy
próbowała ją otworzyć jedną ręką, to Stevenem nagle ponownie
uniósł na nią głos:
- No daj mu to antidotum!
To
spowodowało, że już zestresowana neczanka wystraszyła się i
upuściła nie otwartą strzykawkę na ziemie i potoczyła się
prosto pod nogi Kurai’a.
- To.. nie antidotum … to środek
przeciw bólowy … - wydukała neczanka szukając kolejnej
strzykawki.
- CO!? Co z Ciebie za medyk, że nie masz …
-
Ej! - krzyknęło zgodnie rodzeństwo.
- Dobra starszy tego. -
wtrącił bardzo chłodno Kurai, przerywając wypowiedzi wszystkich.
Następni podniósł nie otwarta strzykawką i podszedł do strefy
leczenia.
- No to będzie 6:0. - stwierdził Hachi, zakładając
ręce na karku.
Nikt się tym w tej chwili nie przejął,
elektryczny neczanin bez słowa podał Rinie strzykawkę, a następnie
bardzo chłodnym, wręcz lodowatym spojrzeniem zmierzył Stevenem.
Metalowy neczanin od samego spojrzenia w oczy kapitanowi z trudem
przełknął ślinę.
- Masz coś jeszcze do dodania? - spytał
stanowczo i chłodno Kurai.
- Nie… Nie Kapitanie …. -
wydukał zlany potem Stevenem.
- To zamykasz jadaczkę i nie
przeszkadzasz.
- Ale …
- Nie ma ALE … - odpowiedział
Kurai, jednocześnie lekko się cały naelektryzował.
W tym
momencie mocno wystraszona reszta rozdziału podeszła do
neczańskiego rodzeństwa. Mieli oni przestraszone miny i dwójka
nawet się delikatnie zatrzęsła.
- I jak? - spytał nagle
chłodno Kurai, ale znacznie łagodniejszym tonem niż przed
chwilą.
- Środek przeciw bólowy nie działa, jest jakby
zjadany przez to coś. - odpowiedziała pokornie Rina, która w
międzyczasie wzięła parę głębokich oddechów.
- To
obetnijcie mi rękę, to tak kurewsko boli, że już wole żyć bez
niej. - wtrącił agresywnie Taakat.
- Nie ma takiej potrzeby. -
odpowiedziała pokornie Rina.
Nagle wodny neczanin złapał ją
mocno za ramię i wręcz wywarzał na Nią:
- Masz mi odciąć
rękę!
- Taakat to boli. - odpowiedziała Rina.
W tym
czasie Kurai, zapał za nadgarstek porucznika w taki sposób, że ten
musiał zwolnić uścisk. Ten uchwyt zdecydowanie tez sprawiał ból,
jednak w obliczu intensywniejszego źródła bólu to był
praktycznie nie odczuwalny i jedynie odpowiednie naciśnięcie
nadgarstka spowodowało, że dłoń otworzyła się.
- Po
pierwsze, ogarnij się. - powiedział równie stanowczo i chłodno
Kurai, co przed chwilą do metalowego neczanina, a następnie dodał:
- Obcięcie Ci ręki to ostateczność. A teraz pozwól Jej
działać.
- Tak Jest. - odpowiedział przez zęby Taakat,
jednocześnie zabierając swoją rękę.
- Hachi, Stevenem
stwórzcie coś co mógłby zgniatać. - powiedział Kurai,
odwracając się do reszty oddziału.
- Tak jest. -
odpowiedzieli zgodnie obaj. I już po chwili powstała ziemno
metalowa skała która swoim wyglądem przypominała dużego
ziemniaka. Jej kształt umożliwił położenie tego obok porucznika,
tak aby ten mógł ją obciąć zdrową ręką i zgniatać.
-
Otachi, masz może opaskę? - spytała nagle Rina.
- Mam. -
odpowiedział wietrzny neczanin, a następnie wyjął ją ze swojego
plecaka i przyniósł siostrze mówiąc: - Gdzie Ci to położyć.
-
Jak możesz to załóż mu zaraz pod ramieniem jak się kończy
biceps, tylko ścisło.
- Dobra. - odpowiedział Otachi i zrobił
to o co został poproszony. Kiedy niebieska opaska uciskowa była już
na miejscu, to Rina zniwelowała wodny bąbelek który zatrzymywał
truciznę. Po chwili obserwacji okazało się, że ściśle założona
opaska również daje radę utrzymać to dziwne zakażenie.
- Co
teraz? - zapytał Otachi.
- Poszukajcie proszę jakiegoś
naczynia w które będę mogła wylewać te truciznę. -
Odpowiedziała pokornie Rina.
- W łazience widziałam miski. -
powiedziała Kiazu.
- Będą super. - odpowiedziała Rina, a
następnie przy pomocy swojej wodnej mocy stworzyła ostrze, którym
to zrobiła bardzo precyzyjne cięcie z boku łokcia i zaczęła
wyciągać truciznę.
************
Generał
Rudy siedzi w swoim gabinecie i ma głowę opartą o rękę, w taki
sposób, że zasłania oczy. Gdzieś tam przed nim jest otwarty
laptop, jakieś dokumenty jak i kubek z kawą.
- Generale,
powinniśmy wysłać już po nich kolejną ekipę!
- odezwał się głos w słuchawce.
- Nie poruczniku, mają
jeszcze czas. - odpowiedział Rudy, prostując się.
- Dostali
za dużo czasu! Już powinniśmy zacząć szukać i ich!
-
Linkolion, posłuchaj znam swoich ludzi i dostali tyle czasu ile
powinni dostać.
- Ale Generale, zero informacji, zero! Już
powinni się odezwać!
Na te słowa Rudy przekręcił oczami,
wyjął telefon i pisząc SMS powiedział:
- Spokojnie mają
jeszcze czas. Poradzą sobie. Jak minie 120 godzin to dopiero możemy
wpaść w panikę. Teraz póki mają czas nie sensu wysyłać tam
kolejnych jednostek.
- Ale…
W tym momencie rozległo się
pukanie do drzwi.
- Wejść. - odpowiedział stanowczo Rudy.
-
Generale mamy tutaj posłańca, nie chce nikomu oddać przesylki
tylko Tobie. - powiedział Amis wchodząc do gabinetu.
-
Generale? A co ze mną? - wtrącił
Linkolion.
- Kapitanie, zaraz się nim zajmę. - odpowiedział
Rudy ignorując słowa porucznika.
- Generale ponoć to bardzo
ważne rozkazy z góry. - kontynuował Amis.
- Poruczniku
Linkolion, dokończymy nasz rozmowę później inne obowiązki mnie
wzywają. - powiedział nagle Rudy.
- Słyszę, generale. Nie
przeszkadzam. - odpowiedział porucznik a następnie rozłączył
się.
- Dzięki, możesz już iść. - powiedział spokojnie
Rudy.
- Ta, ta wisisz mi browca. - odpowiedział Amis.
-
Nie pierwszego i nie ostatniego… zresztą wiesz gdzie jest magazyn
możesz sobie wziąć.
- Heh w sumie to se wezmę … niech
zgadnę dalej się nie odzywali i panikarz dał czadu?
- Tak,
coś w ten deseń.
- Rozumiem, to ja wracam do swoich zajęć. -
odpowiedział Amis wychodząc.
************
Leczenie
Taakat trwa całkiem długo, co prawda dzięki smoczej kanapie idzie
szybciej, ale i tak tej trucizny jest bardzo dużo i ciągle się
wręcz odnawia. Rina jednak robi co może aby go uleczyć.
- Ej…
widzieliście te drzwi? - powiedział nagle Key’leanem, patrząc na
drzwi koło łazienki.
- Nie. - stwierdziło parę osób, a
następnie prawie wszyscy na nie spojrzeli i ujrzeli drzwi, takie jak
na starcia tylko, że z napisem „Woda”
-
Dziwne, starcie w tym samym miejscu. - zdziwiła się Diuna.
- W
Grach takie dodatkowe pokoje to może być handlarz, jakieś
dodatkowy leczenie, jakiś bonus czy coś innego tego typu. -
powiedział Hachi.
- W sumie póki co te „growe” rzeczy się
sprawdzają. - wtrącił Kurai.
- Jeśli nawet to obie wody, są
teraz zajęte. Może ja pójdę? - zaproponowała Kiazu, a następnie
dotknęła bariery, która ją delikatnie poraziła i nie
przepuściła.
- Wychodzi na to, że musi być ktoś kto włada
wodą. - dodała Diuna.
- Jedziemy z tym. - powiedział Taakat
przez zęby.
- Ty siedzisz. - powiedział twardo Kurai,
powstrzymując porucznika od wstania.
- Ja pójdę. -
powiedziała pokornie Rina, zostawiając kilka bandaży
przesiąkniętych magią leczenia, tak aby nie sączyło się rany, a
następnie delikatnym głosem poprosiła: - Zostań proszę na
kanapie, ona i moje bandaże powinny ładnie działać za nim nie
wrócę.
Po czym wstała i podeszła do drzwi i przeszła przez
nie. W tym momencie napis zrobił się zielony, ale na ekranie przed
kanapą nie pojawił się obraz. Wodna neczanka znalazła się w nie
wielkim ciemnym pomieszczeniu, o czarnych ścianach i podłogach. Po
środku na piedestale znajduje się ozdobna przezroczysta fiolka
otoczona czerwonym światłem. Kiedy Rina podeszła do niej, to za
nią pojawił się długi opis w niezrozumiałym dla niej języku
Bromano.
- Przepraszam, szanowna wieżo, ale nie potrafię tego
przeczytać. - powiedziała bardzo pokornie Rina.
W tym momencie
napis zawirował i pojawił się bardziej zrozumiały napis 85%Qi =🧪
.
-
Hmm… dobrze rozumiem szanowna wieżo, że ja oddam 85% swojej
wodnej energii, a w zamian będę mogła zabrać Antidotum? - spytała
pokornie Rina.
Nastała cisza, jednak wodna neczanka zrozumiała,
że o to właśnie chodzi i po chwili namysłu powiedziała:
-
Dobrze zgadzam się.
Na te słowa zewsząd pojawiły się
przystawki, które oblepiły ciało dziewczyny, głównie jej brzuch,
ramiona i klatkę piersiową. Nie trzeba było długo czekać jak
wieżą zaczęła wysysać z niej energię.
Początkowo nie było
źle, jednak z każdą kolejną chwilą przenikliwy i rozdzierający
ból był coraz silniejszy. Neczanka krzyczała z bólu, mimo
dobrowolnego oddanie energii. Nagle upadła na ziemie, a przystawki
zniknęły, oraz światło skierowane na flakon, zrobiło się
zielone.
- Już wiem czemu Sachiner nie chciał mojej energii
zdobytej w ten sposób. - wyszeptała zapłakana Rina z trudem
podnosząc się.
Kiedy to w końcu po paru próbach jej się
udało zabrała z piedestału fiolkę i powiedziała:
- Dziękuję
szanowna wieżo.
A następnie na tyle ile było to możliwe to
pośpiesznie wyszła. Zaraz po wyjściu wszystkie oczy zwróciły się
na nią, a ta radośnie powiedziała.
- Mam antidotum.
- Za
darmo? - spytała Diuna.
- Za nic wielkiego. - powiedziała Rina
jeszcze z łzami w w oczach, i podchodząc do Taakat i Kurai’a,
znajdujących się w strefie leczenia, a następnie poprosiła: -
Taakat, wypij to proszę.
Wodny neczanin praktycznie wyrwał jej
tą fiolkę z rąk i jednym gwałtownym haustem wypił całą jej
zawartość. Na efekt nie trzeba było długo czekać, przeciągu
paru chwil Jego ręka zrobiła się tylko delikatnie sina. W tym
momencie Rina zdjęła opaskę uciskową i z każda sekundą ręką
Taakat wracała coraz bardziej do normy.
- Chyba się udało. -
powiedziała Rina z uśmiechem, a następnie ładując bandaże
dodatkową energią leczącą dodała: - Nie zdejmuj proszę bandaża
jeszcze przez jakiś czas, on i smocza kanapa przy następnej strefie
powinny uleczyć Cię do końca.
- Dzięki. - powiedział Taakat
jeszcze przepełniony adrenaliną, więc jeszcze w dość mało
przyjemny sposób się odezwał.
- Jeśli możesz już się
poruszać, to jestem za udaniem się do kolejnej strefy. - powiedział
chłodno Kurai.
- Ta jestem wstanie. - odpowiedział Taakat
wstając.
Następnie neczanie zebrali wszystkie swoje rzeczy i
udali się przez długi korytarz do kolejnej strefy. Po zobaczeniu
znajomej smoczej kanapy tym razem czarnej oraz ekranie wielkiego
telewizora już doskonale wiedzieli, że to nie strefa odpoczynku, a
kolejne miejsce starcia. Nagle przed jednymi z drzwi pojawił się
czerwony napis z kolejnymi dwoma imionami „Key’leanem
Kurai”.
-
No proszę, chętnie to obejrzę. - odpowiedział Taakat siadając na
kanapie.
Już na pierwszy rzut oka widać, że ma się znacznie
lepiej i że wkrótce będzie z powrotem w pełni sprawny.
- No
dobra nie ma co tego przeciągać. - powiedział Key'leanem
przechodząc przez drzwi.
- Chodźmy. - powiedział chłodno
Kurai, po czym również przeszedł przez drzwi.
W tym momencie
oba imiona zaświeciły się na zielono, a reszta oddziału w miarę
udała się na kanapę. Rina jeszcze podleczyła siostrę,
wykorzystując to, że siedzi na kanapie.
- Jak się czujecie? -
spytała pokornie Rina, która po uleczeniu siostry usiadła na
podłodze koło plecaków.
- Super! Dzięki siostra! -
powiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- Dobrze, w tej chwili to
zraz mógłbym stoczyć kolejne starcie. - dodał Taakat szczerząc
kły.
- Idiota. - wtrąciła Kiazu, dając tak zwaną „mukę”
w ramię wodnego neczanina.
- Dżentelmen, ale czasem to to
samo. - odpowiedział Taakat mrugając okiem.
- Ta, ta … swoją
drogą, jak wychodziliśmy to znalazłam kolejny nieśmiertelnik. -
odpowiedziała Kiazu.
- Dobrze wiedzieć. - odpowiedział
Taakat, a następnie dodał: - Później porozmawiam o tym z
Kapitanem.
- Dopisane macie 6:0 jak coś. - powiedział
Hachi.
- Możecie nam dać 10:0 za to co działo się po
wyjściu. Przyznaje, że gdyby nie ból i związana z nim adrenalina
to sam bym się obsrał od Jego spojrzenia. - odpowiedział Taakat, a
następnie dodał: - Dobra czas zobaczyć ich starcie.
- Nie
siadasz na kanapie? - spytał Otachi siadając na ziemi koło
siostry.
- Szczerze, nie mam siły wstać. - odpowiedziała
pokornie Rina.
- W sumie jesteś strasznie blada … Hmm…
chcesz moją koszulę? - zapytał Otachi.
- Nie, nie …
dziękuje… jestem tylko zmęczona - odpowiedziała Rina jedynie
opierając się o brata i oglądając to co dzieje się na ekranie.
-
Luz, służę ramieniem. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.
************
Kurai
i Key'leanem stoją w mrocznym i dużym pomieszczeniu. Jest tam
ciemno i gdzieniegdzie widać przytłumione biało-żółte światło,
bez konkretnego źródła, jakby po prostu wisiało w powietrzu,
które wręcz dodaje temu pomieszczeniu jeszcze mocniejszego
mrocznego klimatu.
- Ciekawe co nas tu czeka? - spytał
Key’leanem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Zaraz się
przekonamy. - odpowiedział chłodno Kurai, stojąc z rękami w
kieszeniach.
Nagle wkoło pojawiła się masa bliżej nie
określonych ludzi, którzy krzyczeli. Chodzą oni w nieskorygowanych
ruchach po całym terenie. Po chwili jedna z tych osób oparła się
o Key’leanem i zwymiotowała na niego szkarłatną krwią. Ognisty
neczanin odepchnął tą osobę krzycząc:
- Ej co jest!
W
tym momencie neczanin spojrzał na osobę przed sobą i brunatna krew
leciała jej z pustych oczu. Po chwili okazało się, że każdy z
przybyszy wymiotuje krwią na potęgę, a kiedy tego nie robi to ma
krwawe łzy. Key’leanem z przerażeniem zaczął ich wszystkich
palić a następnie zaczął się cofać. W ten wpadł na Kurai’a,
który dalej stoi z rękami w kieszeniach i wręcz pusto i bez
emocjonalnie patrzy w przestrzeń.
- O sorry … - powiedział
Key’leanem z nutą przerażenia w głosie.
- Co… -
odpowiedział Kurai jakby wyrwany z transu, a następnie podał: -
Póki co Nam nic nie robią, wystarczy ich unikać.
- Łatwo Ci
mówić, to jest przerażające. - odpowiedział Key’leanem
panicznie paląc kolejne osoby.
Jednak ich nie ubywała, wręcz
przeciwnie, miało się wrażenie, że jest ich coraz więcej. Jedyne
co w ten sposób neczanie rozdzielili się. Nagle osobom po kilku
wymiotach eksplodowała głowa, a mózgi i wszystkie wnętrzności
rozpryskiwały się po okolicy. Po dłuższej chwili część osób,
zaczęła samodzielnie obdzierać się ze skóry, co spowodowało, że
flaki, i organy walały się po całym terenie. Deptane zarówno
przez istoty jak i przez Key’leanem. W ten nagle jeszcze bijące
serce wylądowało prosto w rękach Key’leanem. Czerwone, pokryte
krwią jeszcze bijące, aby po chwili zgasnąć. Ognisty neczanin z
przerażeniem je odrzucił, a te upadło na ziemie, gdzie szybko
zostało zdeptane na jego przerażonych oczach. Straszliwe i
obrzydliwe krwawe widoki zdawały się nie mieć końca, a poziom
strachu tylko rósł z każdą możliwą chwilą.
************
-
To straszne. - powiedziała z przerażeniem Rina siedząca dalej na
podłodze i chowając dalej bladą twarz w ramieniu brata.
- To
co tam się odwala to strach się bać. - odpowiedział Otachi,
siedzący obok siostry.
- Nie dobrze mi. - powiedziała Diuna,
siedząca na kanapie.
- Nawet mi nie dobrze, jak Kapitan tak
spokojnie stoi? - dodał Stevenem.
- Obstawiam, że albo ma
nerwy ze stali, albo bardzo dobrze ukrywa emocje, albo co gorsze jest
totalnie wyprany z uczuć, Albo to go nie rusza bo widział już
gorsze rzeczy. - powiedział Taakat siedzący bardzo wygodnie na
kanapie, a następnie dodał: – Albo w najgorszym przypadku
wszystko naraz, chociaż wątpię, że tak akurat jest.
- Weź,
On i tak już jest wystarczająco straszny. - odpowiedział
Stevenem.
- Jeśli chodzi o Kurai’a, to jeszcze nic, ale jeśli
chodzi o to co widzimy i co tam się wyprawia to ja pierdziu, mam
ciarki od samego patrzenia a żołądek to mi wariuje jak nie wiem.
- wtrącił Hachi.
- No przyznaje tam srogo się odwala i my
tego aż tak nie odczuwamy, a na nas wpływa, a Ci tam mają totalnie
jeszcze gorzej. - odpowiedział Taakat, a po chwili dodał: - Nie
chciałbym brać udziału w tym wyzwaniu wieży.
- O matko, to
było straszne. - wtrąciła Kiazu.
- Zgadzam się. Hmmm….
zastawiam się co jest celem tego zadania? - rozmyślał głośno
Taakat.
- Dobre pytanie Ziom, bo póki co to wygląda jakby
miało ich to wystraszyć na śmierć albo sprawić aby przetrwali
największy koszmar swojego życia. - odpowiedział Hachi.
- A
może obłęd? W obłędzie ludzie różne rzeczy odwalają. - dodała
Diuna.
- Myślę, że niebawem się dowiemy. - odpowiedział
Taakat.
- O nie… - powiedział Stevenem, z trudem
powstrzymując się od wymiotów i pędzący biegiem do toalety.
-
Nawet nie chce na to patrzeć. - powiedziała Diuna zamykając oczy.
************
Nagle
Key’leanem stanął pośrodku pomieszczenia i wręcz eksplodował
ognistą energią. Wielka ognista fala uderzeniowa rozniosła się po
całej arenie, doszczętnie paląc wszystko co napotkało na swojej
drodze, bez względu na to czy to były reszki po tych bliżej nie
określonych osobach, czy szkarłatna krew, czy ciała, wszystko
doszczętnie spłonęło. Prócz dwójki neczan, w dwóch różnych
miejscach areny nie zostało tam nic. Kurai, otoczył się
elektryczną tarczą, a ognisty neczanin dysząc padł na kolana.
-
To było przerażające. Ale chyba już po wszystkim
Jego serce
bije jak oszalałe, ta cała sytuacja mocno go zestresowała jak i
przeraziła. Nagle każdy z neczan poczuł potężne zadrapanie na
lewym boku. Szybko okazało się, że koszule od munduru są podarte
a krwawiące zadrapanie sięga aż do mięsa. Rana nie dość że
boli jak nie wiem to jeszcze delikatnie piecze.
- O kurwa jak
to napierdala! - krzyknął Key’leanem zwijający się z bólu na
podłodze.
- Zaraz będzie gorzej. - odpowiedział chłodno
Kurai, który klęczy na jednym kolanie i trzyma się za zraniony
bok.
- Jak to gorzej!?
W tym momencie przed każdym z nich
pojawiła się bliżej nie określona osoba, będąca jedynie cieniem
złapała ich za gardła i ściskając uniosła w górę. Szamotanie
i wyrywanie się totalnie nic nie dawało, a z każdą sekundą było
coraz mniej powietrza. Nagle istoty przywołały wielkie ogniste, a
wręcz lawowe kule, które wsadzili w otwarte i krwawiące rany
obydwu neczan. Obaj z powodu utraty powietrza nie mogli krzyczeć,
ale ten ból jest tak silny, że wręcz nie do opisania. Straszliwy
zapach palonego mięsa rozniósł się po arenie jeszcze bardziej
podkręcając strach. Po chwili Key’leanem zaczął słyszeć
drążące umysł szepty:
-Zabij
go … zbij go … zabij i będzie koniec … zabij go ….
Które
są bardzo dobitne i mocno świdrujące w głowie, oraz ciągle się
powtarzają i bardzo mocno zostają w jego głowie.
W tym
momencie Kurai naelektryzował się, cały zaczął iskrzyć. Wkrótce
cały otoczył się elektrycznością i silny atak przeszedł na
przeciwnika, która początkowo mocno się opierał, a następnie
rozpłynął się. Elektryczny neczanin upadł na kolana i trzymając
się za bok, łapał łapczywie powietrze. Po chwili podniósł się,
podszedł do kompana i zauważył, że jego przeciwnika również nie
ma, a sam ognisty neczanin leży na ziemi z łzami w oczach i zwija
się z bólu. Jego głosy w głowie nadal mu szepczą.
************
-
To boli od samego patrzenia. - stwierdziła Diuna.
- To wręcz
napierdala od samego patrzenia. - dodał Issah.
Tym czasem
neczańscy bracia spojrzeli porozumiewawczo po sobie i zdawali się
czytać w sobie w myślach, jednak nic na głos nie powiedzieli.
-
Mam wrażenie, że czegoś nie wiemy. - powiedział Taakat, a
następnie dodał: - Wieża ich wręcz torturuje, i pozornie nie
widać jak mogą przejść tą próbę wieży.
- Może to
będzie się ciągnęło dopóki któryś z nich nie pęknie i nie
będzie miał dość? - rozmyślała Diuna.
- Może … póki co
Key’leanem jest w strasznym stanie, wystraszony trzęsący się i
myślę, że nie długo pęknie i zobaczymy co będzie dalej. -
odpowiedział Taakat.
- No póki co jeden kataną a drugi
mieczem i robią jakiemuś kolesiowi dziwną ranę na boku, w
porównaniu do reszty to prawie jak odpoczynek. - powiedział
Stevenem
- Nie wiemy czy tam się dzieje coś jeszcze czego
wieża nam nie pokazuje. - odpowiedział Taakat.
- Co może
ukrywać? - spytał Stevenem.
- Chociażby mogą czuć jakiś
zapach którego my nie doświadczamy, albo nie wiem, może w swoich
umysłach widzą inaczej niż my. Mogą na przykład widzieć że
tam, że ranią jakąś bliską osobę i wieża zmusza ich do tego.
- odpowiedział Taakat.
- Hmm… no nie wiem, wieża dość
wiernie pokazuje to co się dzieje. - odpowiedział Stevenem.
-
A no nie, kiedy wieża zażyczyła sobie wodę, to nie pokazała Nam
co się tam działo. Podejrzewam, że teraz też wszystkiego Nam nie
pokazuje i chociażby te istoty które dla Nas są tylko cieniami,
dla nich mogą wyglądać zupełnie inaczej.- powiedział Taakat.
-
To… to wieża nie pokazała Wam jak zdobyłam antidotum? - spytała
cicho Rina.
- A no nie, mieliśmy czarny ekran i nic nie
słyszeliśmy ani nie widzieliśmy. - odpowiedział Otachi, a
następnie dodał: - Chciałem o tym pogadać w strefie gdzie
będziemy mieć spanie.
- Rozumiem… - odpowiedziała Rina,
jednocześnie patrzą zmartwionym wzrokiem przeplatanym mocnym
przerażeniem w ekran.
- Twardy jest. - powiedział Otachi, po
czym objął siostrę i dodał: - Przetrwa to zobaczysz.
- O ja
pierdziele, teraz jakiś kub wysysa z nich nie tylko energie ale i
energie życiowa. To ponoć jest wyjebiście bolesne. - odpowiedział
Taakat.
- Skąd wiesz? - zainteresowała się Kiazu.
- Mam
różnych znajomych i jeden sypiał z sukkubica która lubowała się
w energii życiowej i ją wysysała, któregoś dnia go po prostu
zabiła, bo zjadła jej za dużo. Ale jak żył to zawsze opowiadał,
że to wyjebiście boli. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał:
- I to zdecydowanie dużo bardziej boli niż ból przy maszynce do
wysysania energii, chociaż i ten ból jest ogromny.
- Niech
zgadnę to wiesz już z doświadczenia? - zapytała Kiazu.
-
Różnie się w życiu dorabiało, a mając wodną energie to dobrze
płacą w fabrykach do wysysania energii. - odpowiedział Taakat, a
potem dodał: - Ceną jest niesamowity ból, ale idzie przywyknąć
do niego. Pierwsze trzy razy były najgorsze i najbardziej bolesne.
-
Rozumiem. Więc nawet z tym wieża ich nie oszczędza i jest to dla
nich koszmarem. - odpowiedziała Kiazu.
- Jak widać płomyczku
jak widać. - odpowiedział Taakat.
- To jednak te „lżejsze”
rzeczy wcale lżejsze nie są. - odpowiedział Stevenem.
- Tak
naprawdę zapewne znacznie gorsze niż może nam się wydawać, wieża
ich mocno torturuje w tych koszmarach. - odpowiedział Taakat, a
następnie dodał: - Przerażające też jest to, że jak Key’leanem
tam już panikuje i jest na skraju, tak Kapitan ma taką aurę, że
go w ogolę to nie rusza. Dodatkowo jeśli wieża nie wymusza na nim
jakiejkolwiek interakcji to stoi z rękami w kieszeniach i to
wszystko wręcz spływa po nim. To zdecydowanie sprawia, że ta cala
sytuacja przeraża jeszcze bardziej i to nie tylko Nas ale i
Key’leanem.
- Mi osobiście, właśnie imponuje, że to go
totalnie nie rusza. - stwierdziła Kiazu, a następnie dodała: -
Wiecie, to że to straszne to jedno, ale ten spokój i podchodzenie
na czilku jest niesamowite.
- Możliwe, że nawet obserwuje to
co się dzieje i szuka sposobu jak pokonać wieże, i nie rozprasza
się tym wszystkim co serwuje im wieża. - dodał Hachi.
-
Mówicie jakby to było normalne. - odpowiedział Taakat.
- Hmm…
w sumie On taki jest tak po prostu … chociaż ogólnie to nie jest
coś uważanego za „normalne zachowanie” – odpowiedziała
Kiazu.
- Ciekawe czy po tym wszystkim zapali? - zapytał
Stevenem.
- W sumie nawet jak go to rusza i tego nie pokazuje
ale po tym wszystkim zapali to nadal nie będziemy w sumie zdziwieni.
- dodała Diuna.
- Po takiej komnacie to nawet nie palący by
zapalił albo wypił coś mocniejszego aby ukoić nerwy. - dodał
Taakat.
- Racja. - przytaknął Stevenem po chwili namysłu.
-
To co dopisujemy kolejne punkty. - zażartował Hachi z uśmiechem
chochlika.
- Że 11:0? Dobra niech będzie. - odparł Taakat z
uśmiechem i targając włosy Hachiego.
************
Skulony,
trzęsący się i bardzo mocno wystraszony Key’leanem trzyma się
za głowę i z szeroko otwartymi, przerażonymi oczami dalej słyszy
głosy mówiące mu, że ma zabić kompana. Głosy te bardzo drążą
mu umysł do takiego stopnia, że nie myśli o niczym. Strach,
przerażenie i wręcz obłęd w oczach tylko pogłębiają jego
fatalny stan. W natłoku tych nieznośnych szeptów, usłyszał nagle
coś co nie było drażniącym szeptem:
- Trzymasz się? -
odezwał się Kurai, z rękami w kieszeniach.
Tylko tyle, albo
aż tyle wystarczyło, aby po tych wszystkich trudnych i
przerażających przeżyciach, ognisty neczanin popuścił ze
strachu. I już po chwili klęczał w dużej kałuży własnego
moczu. Stosunkowo późno jak na to wszystko co się stało, ale
możliwe, że to nie pierwszy taki wypadek mu się przydarzył
podczas pobytu w tej arenie. Kurai nie skomentował tego, tylko
spojrzał przed siebie i zdawał się coś uważnie obserwować w tym
mrocznym pomieszczeniu.
- AAAAAA! Wypierdalać z mojej głowy
….. - wykrzyknął nagle Key’leanem, a następnie wy warczał: -
JAK!? Jak możesz być tak kurewsko spokojny obliczu tego
wszystkiego!?
- W tej chwili nie będziemy rozmawiać na ten
temat. - odpowiedział chłodno Kurai, dalej coś obserwując.
-
Jak kurwa! Krew, ból to wszystko nie ma na Ciebie wpływu!? - dalej
naciskał Key’leanem z obłędem w oczach i trzęsąc się jak
osika.
- Nie dociera? - odpowiedział twardo i bardzo chłodno
Kurai.
- Kurwa przestańcie pierdolić! - krzyczał Key’leanem
trzymając się za głowę.
W tym momencie wszystkie ściany
pokryły się różnymi kośćmi, w przeróżnych odcieniach szarości
i w każdym możliwym kształcie i wymiarach. Od głów, przez każdą
najdrobniejszą krostę ludzkiego ciała. Po chwili z czarnych
oczodołów wszystkich czaszek, zaczęła lecieć szkarłatno-brunatna
błyszcząca krew. Natomiast z innych miejsc gdzieniegdzie wypływa
zielono-żółta ciecz, która płynie równie cienkimi strumieniami
co krew.
-
Zabij go …. zabij go … -
naciskały głosy w głowie Key'leanem.
Nagle dało się
usłyszeć przeszywający dźwięk klikania, a zmroku wyłonił się
duży pajęczopodobny stwór. Ma on wielka naga, koścista i białą
czaszkę, przypominająca z wyglądu czaszkę lista, z przerażającymi
żółtymi oczami, oraz cieknącą z paszczy, między zębami,
zielono-żółtą gęstą cieczą. Stwor ma ciało jakiegoś dużego
pająka, oraz 6 odnóży. Jedna para na której bestia stoi jest
długa, szpiczasta i masywna, pozostałe dwie pary są dużo krótsze
i zakończone łapami o długich palcach. Dodatkowo jest on w jakimś
ciemnym kolorze, który sprawia, że doskonale zlewa się
ciemnością.
- Co do do cholery jest!? - wykrzyknął
przerażony Key’leanem, z wyłupiastymi oczami i trzymając się w
panice za twarz.
- Makadeeve. - odpowiedział chłodno
Kurai.
Słowa już nie bardzo docierają do ognistego neczanina,
jest wręcz sparaliżowany strachem i mimo że widać, że panicznie
próbuje uciec to jego nogi totalnie nie słuchają poleceń.
Natomiast przenikliwe glosy w głowie nabierają na sile. Kurai, nie
bardzo się tym przejmuje i wydaje się, że bardziej obserwuje
przestrzeń a nie wyłaniającego się potwora.
Nagle Key’leanem
głośno krzyknął, uderzył się mocno w nogi, a następnie
zaatakował swojego towarzysza, który wyminął ten cios pięścią.
Ognisty neczanin jednak z szaleństwem w oczach wyprowadził kolejny
cios, drugą ręką. Wkrótce również przybyły potwór ruszył do
ataki. I również zaatakował Kurai’a, który na te chwilę tylko
i wyłącznie unika ich ciosów, co sprawia, że czasem obrywa bestia
jak i Key’leanem. Po dłużej chwili Kurai zablokował swoim
ostrzem jedno z odnóży potwora oraz ręką, cios nogą swojego
towarzysza.
- Dobra starczy tego. - powiedział chłodno Kurai,
a następnie cały się naelektryzował. Następnie potężnym
elektrycznym atakiem poraził zarówno bestie jak towarzysza.
Elektryczność przepływająca przez ich ciała, aż ich wyginała w
bliżej nie określone formy, a sam atak był na tyle silny, że
bestia została mocno oszołomiona, a Key’leanem stracił
przytomność i z hukiem upadł na ziemię. Jednak elektryczny atak
rozszedł się dosłownie po całym pomieszczeniu i po dłuższej
chwili coś czarnego, o humanoidalnej formie z mocnym hukiem spadło
bezwładnie z sufitu. Tymczasem Kurai elektryzując się podszedł
bliżej, pytając:
- Kończymy tę zabawę?
W tym momencie
bliżej nie określony cień zaatakował elektrycznego neczanina.
Kilka długich i cienkich łap o szpiczastych pazurach z impetem
ruszyło do ataku. W tym momencie okazało się również, że
przeciwnik ma czerwone ślepia. Pajęczno podobna bestia
oprzytomniała i również ruszyła do ataku.
************
-
EJ! Jak on śmiał tak potraktować jednego z Naszych! - oburzył się
Stevenen, wręcz wstając.
- Ciesz się Ziom, że tylko tyle. -
odpowiedział Hachi.
- No chyba Cię gnie… - kontynuował
oburzony Stevenem.
- Stevenem skończ. - wtrącił twardo
Taakat, uważnie obserwując ekran, a następnie dodał: - Patrząc
na to, że z jakiegoś powodu to Key’leanem zaatakował go
pierwszy, będąc na skraju obłędu oraz dodatkowo podejrzewam, że
widział tą dziwną postać na suficie. To w tym momencie On mu nie
przeszkadza w starciu i daje względną swobodę w walce.
-
Względną swobodę? - spytała Diuna.
- Przecież, jeśli jest
tak jak mówisz to ma pełną swobodę. - dodał Stevenem.
-
Kapitan, kilka razy ochronił Key’leanem, oraz przesunął się ze
starciem dalej od niego. Łącznie z tym że to coś co spadło z
sufitu chciało zaatakować Key’leanem to pozwolił aby to coś Go
zadrapało mu rękę od nadgarstka w górę. A to spowodowało, że
oba te stwory dużo bardziej zainteresowały się Kapitanem, a nie
nieprzytomnym. - wyjaśnił Taakat.
- Czyli skoro to było
celowe działanie, to tym bardziej nie zachował się w porządku. -
kontynuował Stevenem.
- Myśl jak tam uważasz, ale według
mnie to było bardzo taktyczne i rozsądne działanie. Na jego
miejscu, tez był ogłuszył Key’leanem - odpowiedział Taakat, a
następnie dodał: - Chociaż widząc co tam się działo, zapewne
prędzej nie myśląc i będąc w jakimś stopniu w podobnym rauszu
co On, to ruszył bym do walki Key’leanem. I tym bardziej byłaby
tam sroga jatka. Większość z Nas albo była by zaszczuta strachem,
albo zaczynało by Nam odwalać.
- W sumie masz racje. -
powiedział Stevenem siadając.
- Co by nie mówić i jak bardzo
mrocznie to brzmi, to Kapitan zachował trzeźwość umysłu, co
pozwoliło mu na podjęcie takiej a nie innej decyzji. - dodał
Taakat.
- A Mnie bardziej zastanawia inna kwestia. - wtrącił
Otachi.
- Co tam Bro? - zapytał Hachi.
- Zauważyliście,
że wieża nie szczędziła im ran i maja ich wiele, i to nawet
bardzo poważnych jak te rany na boku, a obaj poruszają się tak
jakby tych ran nie było. - kontynuował Otachi.
- Kurai ma
wysoki próg bólu, a u Key’leanem może to być kwestia stresu? -
odpowiedziała Diuna.
- Może Siora, ale w obu przypadkach
znaczna część tych ran bardzo mocno ograniczałaby swobodę i
płynność ruchów, i to nawet jakby byli wstanie w jakiś sposób
zapomnieć o bólu. - powiedział Otachi.
- W sumie masz racje
Bro, przy walce z Kurai’em, nawet Key'leanem poruszał się, z
pełną gracją zupełnie jak w komnacie co miał starcie razem z
Kiazu. - dodał Hachi po chwili namysłu.
- Jak, tak na to
patrzeć to rzeczywiście ich zakres ruchów przy takich obrażeniach
powinien być znacznie mniejszy plus na moje oko już dawno powinni
się wykrwawić. - dodał Taakat, a po chwili pochwalił: - Dobre oko
Młody, z tymi ranami coś jest ewidentnie nie tak.
- Ej!
Patrzcie! - krzyknęła nagle Kiazu.
- Whooaa! Ale piękna
akcja! - krzyknął Hachi.
- I to coś leży! - dodał
entuzjastycznie Otachi.
Po chwili wszyscy zwrócili się, w
kierunku drzwi będącymi wyjściem ze starcia, po chwili magiczną
barierę przekroczył Kurai, ciągnący nieprzytomnego towarzysza. W
momencie samego przejścia Rina rzuciła się na szyję ukochanego i
mocno go przytuliła. Ten puścił koszulę ognistego neczanina i
objął ją swoją prawą ręką.
- Zajmij się leczeniem. -
powiedział Stevenem.
- A tak … - opowiedziała pokornie Rina
puszczając uścisk.
- Jeśli stało się z nim to samo co ze
mną, po przejściu przez drzwi, to nie potrzebuje leczenia. -
wtrącił chłodno Kurai, dalej przytulając wodną neczankę do
swojej klatki piersiowej.
- Jak to? - spytał Stevenem.
-
Nie zauważyłeś, że kiedy przeszli przez przejście to dosłownie
wszystkie ich rany, zadrapania, zniszczony mundur, krew wszystko
zniknęło. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - No dobra
prawie wszystko, zostały przemoczone gacie Key’leanem oraz
zadrapanie na ręku Kapitana. Ale reszta zniknęła, zupełnie jakby
nic się tam nie wydarzyło.
W tym momencie wszyscy dokładnie
obejrzeli obu i rzeczywiście było dokładnie tak jak powiedział
porucznik.
- Dobra ale …
- Znalazłem dwa
nieśmiertelniki - powiedział chłodno Kurai, przerywając
wypowiedz, Stevenem i udał się po swoje rzeczy.
- To razem z
tymi co już mamy to mamy cztery. - powiedział Taakat.
- Nie
dobrze. - powiedziała Diuna.
- Idziny dalej. - powiedział
chłodno Kurai, idąc do przejścia dalej.
Wkrótce za nim, bez
słowa ruszył cały oddział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz