sobota, 15 lutego 2025

EPIZOD 270

 

Identyfikacja wieży

Noc minęła szybko i bardzo spokojnie. Oddziałowi dobrze zrobiła odskocznia w postaci fizycznej pracy jak i moczeniu się w prowizorycznym jakuzzi. Świeci piękne słonce, która sprawia, że tafla jeziora błyszczy. Delikatny wiatr powoduje ze zielone drzewa w lesie delikatnie szumią. Całe otoczenie jest błogie, przyjemne i wręcz zachęca do wypicia kawy wpatrując się w wodę. Elektryczny neczanin przed chwilą skończył wartę, a kiedy ziewający i zaspany porucznik wyszedł z namiotu, odchodząc chłodno powiedział:
- Taakat, tam stoi zaparzona kawa, a ja idę załatwić jedną sprawę.
- O dzięki i tak jest. - odpowiedział Taakat idąc do ogniska, gdzie na kamieniu stał kubek z gorącą kawą.
- A tak, o 7:00 mamy rozmowę z dodatkowymi uszami i potem stały nasłuch.
- Tak jest.
- Rozumiem, że wrócisz do tego czasu?
- Tak.
- Dobra. - odpowiedział Taakat.
Tymczasem Kurai piaszczystą plażą odszedł spory kawałek od obozu. Jest On nadal w zasięgu wzroku i zapewne głosu. Nagle rozległ się donośny gwizd, dodatkowo wzmocniony echem. Przez co dźwięk poniósł się naprawdę bardzo daleko. Po dłuższej chwili wiatr się wzmógł a tuż przed elektrycznym reczaninem wylądował duży czarny smok.
- Tym razem jesteś w formie. - powiedział przenikliwym, grubym, ciężkim, surowym i charyzmatycznym głosem smok.
- Taa … - odpowiedział Kurai.
- Tak chciałeś pogadać czy chcesz coś konkretnego?
- W obozie smoków, chcą aby zaczęły mieszkać pierwsze smoki.
- Załatwię to.
- Wiesz gdzie?
- Jasne, obserwowałem ludzi z Zekeren więc wiem, gdzie rozstawili obóz.
- Świetnie.
- Chcesz się przelecieć co? Nawet nie zaprzeczaj widzę to w Twoich oczach.
- Nie miałem zamiaru zaprzeczać. - odpowiedział Kurai dosiadając smoka.
Kronos jednym mocnym ruchem skrzydeł wzbił się wysoko w powietrze i odleciał.



************



Echo donośnego gwizdu skutecznie obudziło cały neczanski oddział. Taakat stojący po kostki w jeziorze i popijający gorącą kawę, obserwuje jak co chwila ktoś przeciągający się i jeszcze zaspany wychodzi z namiotu. Porucznik obserwuje zarówno iskrzącą się tafle jeziora jak i Kapitana rozmawiającego ze smokiem. Nagle do obozu dotarł mocny podmuch wiatru, wywołany startem smoka.
- Co to było? - Zapytał Stevenem.
- Wiatr. - odpowiedział spokojnie Taakat, a następnie podchodząc do namiotu dodał: - Kapitan zaparzył też kawę dla Was, stoi przy ognisku.
- Zajebiście, tego mi potrzeba. - powiedział Key’leanem, podchodząc do ogniska.
- Dobrze, że mi starcza tylko zapach kawy. - powiedziała Kiazu przeciągając się.
- Szczęściara. - powiedział Key’leanem.
- Dzień dobry … - powiedziała Rina wychodząc z namiotu.
- Hej Hej … - odpowiedzieli zgodnie wszyscy.
- A gdzie kapitan/Kurai? - spytała jednocześnie Diuna i Steneven.
- Kurai załatwia jedną sprawę, nie długo wróci. - odpowiedział Taakat pomijając kawę.
-
Nigdy go nie ma jak jest potrzebny. - marudziła pod nosem Diuna.
- Słucham? - Spytał Taakat.
- Czyli obecnie jesteś dowódcą. - wtrąciła Kiazu, zmieniając temat.
- Tak, można tak powiedzieć. Właśnie od naszego porannego raportu będziemy mieli już stały nasłuch, zarówno Generała Rudego jak i prawdopodobnie głównodowodzącego oficera obozu z Heyvanlar. - odpowiedział Taakat.
- Tak jest. - odpowiedzieli mniej lub bardziej chętnie obozowicze.
- W taki układzie … Taakat, mam pytanie. - powiedziała nieśmiało Rina.
-
Wow, Twoje oczy lśnią jak gwiazdy. - powiedział Porucznik trochę pod nosem, podchodząc i patrząc wodnej neczance prosto w oczy, a następnie szybko dodał: - No słucham Cię.
- Wczoraj tam na plaży, znalazłam duży płaski, który mógłby posłużyć za patelnie. - odpowiedziała nieśmiało Rina pokazując miejsce w przeciwną stronę co udał się Kurai.
- Niech zgadnę potrzebujesz pomocy aby go tu dostarczyć? - zapytał Taakat.
- Tak i rozpalenia większego ognia. - dodała wodna neczanka.
- Dobra, Kiazu, Key’leanem słyszeliście? Trzeba zająć się ogniskiem. - powiedział Taakat.
- Tak jest. - odpowiedzieli zgodnie ogniści neczanie, a następnie Key’leanem dodał: - Nawet kawy nie da wypić do końca.
- Słyszałem to. Mam zadbać abyś w ogóle jej nie wypił?. - odpowiedział twardo Porucznik.
- Nie dzięki. - odpowiedział ognisty neczanin.
- Powiało chłodem… - wtrąciła Diuna.
- Tobie też mogę znaleźć zajęcie. - dodał równie twardo Taakat, a następnie normalnym tonem spytał: - Duży ten kamień?
- Spory i nie wiem czy jest w kopany. - odpowiedziała Rina.
- Hmm… Hachi, choć z Nami. - odpowiedział Taakat.
- Luz Ziom, idę. - odpowiedział Hachi.
Po czym cała trójka udała się we wskazane miejsce. Tym czasem ogniści neczanie zajęli się ogniskiem.
- Od kiedy On jest taki? - spytała z niedowierzaniem Diuna.
- Taki czyli jaki? - zapytał Stevenem.
- No taki stanowczy i inny. - kontynuowała Diuna.
- Powiedzmy, że kiedy dowodzi, nie przyjmuje odmowy. - odpowiedział Stevenem.
- Wiesz, Porucznik umie sobie poradzić z ludźmi. - dodał Key’leanem.
- Lubię, Go jeszcze bardziej. - wtrąciła Kiazu szczerząc kły.
- Szkoda, że to Ty nie dostałaś komplementu. - wtrąciła Diuna.
- E tam, Moje oczy robią się magiczne tylko podczas starcia i wtedy są najpiękniejsze. I podczas sparingu też dostałam komplementy. I dostaje ich sporo, a Ona ma hipnotyzujące spojrzenie zawsze i jestem zaskoczona, że zauważył to dopiero teraz. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
- Ktoś inny skupia Jego uwagę. - dodał Key’leanem.
- Mnie bardziej zastanawia po co Jej ten kamień? - spytał nagle Stevenem.
- Pewnie aby przyrządzić nam dobre śniadanie. - powiedział Otachi z uśmiechem, idąc do namiotu.


************



Neczanski oddział jest już w mundurach. Duży ciemny kamień grzeje si otoczony ogniskiem. Już nie długo będzie na tyle gorący aby dało się na nim gotować. W międzyczasie Rina pokroiła suszoną kiełbasę, cebulę i pomidory. Obok ognista jest też już pokrojone pieczywo, takie jak bułki czy chleb, jak i kilka wytłaczanek z jajkami. Same te swojskie produkty już kusząco pachną.
- Ale bym już jadł. - powiedział Hachi, stojący za wodną siostrą.
- Musimy jeszcze trochę poczekać aby kamień się jeszcze bardziej rozgrzał. - odpowiedziała pokornie Rina.
- A już myślałem, że czekamy na Kapitana. - wtrącił Stevenem.
- Skoro o tym mowa to za chwilę powinien wrócić. - powiedział Taakat, patrząc na godzinę w telefonie.
W tym momencie z lasu wyszedł Kurai, ubrany w swoją wersję munduru i rękami w kieszeniach spodni.
- O Wilku mowa. - powiedział Taakat, a następnie dodał: - Sprawa załatwiona?
- Tak, tak. - odpowiedział chłodno Kurai.
Następnie oficerowie udali się nad brzeg jeziora, aby tam zdać poranny raport. Kiedy tylko minęli namiot dało się usłyszeć głos Diuny:
- Kurai, chce pogadać.
Elektryczny neczanin zatrzymał się, po czym odwrócił się w jej kierunku i powiedział:
- No, słucham.
- Nie tutaj… na osobności i bez nasłuchu. - odpowiedziała ciszej Diuna podchodząc do oficera.
- To po raporcie. - odpowiedział Kurai.
- Ale, to ważne.
- Rozumiem, i po raporcie porozmawiamy.
- No niech Ci będzie …
Po tych słowach elektryczny neczanin odszedł i dołączył do drugiego oficera.
- Co, nie uśmiecha się Jej stały nasłuch? - spytał Taakat.
- A Ty go lubisz? - spytał Kurai.
- Szczerze, nie znoszę. Jeszcze zależy od oficera na nasłuchu ale trzeba zajebiście pilnować tego co się mówi i o czym się rozmawia. Przy niektórych rozmowy milką wręcz do zera.
- Taa …
W tym momencie w słuchawkach odezwał się nieznajomy męski głos. Jest delikatnie chrobotliwy ale słychać, że młody:
-
Oddziale ChiZ02, Jestem porucznik Linkolion Krokse. Jesteście już pod wieżą?
- Widzę, że Pan Porucznik, nie mógł się już doczekać. - wtrącił generał, który odezwał się punkt siódma, a następnie dodał: - Zacznijmy od cześć czy tam dzień dobry.
- A tak, tak Dzień Dobry.
- odpowiedział Linkolion.
- Cześć. - powiedział chłodno Kurai.
- Dzień dobry Sir, oraz poruczniku. - odpowiedział Taakat.
- To jesteście już pod wieża? - kontynuował Linkolion.
- Jeszcze nie, mamy jakieś 4-5h marszu do wieży. - odpowiedział Kurai.
- Rozumiem, że już ruszacie? - powiedział Linkolion.
- Spokojnie, poruczniku. Pośpiech i nerwowość nie da nic dobrego. A mój oddział to naprawę dobrzy wojskowi i wiedzą co robią. - wtrącił spokojni Rudy.
- Ale tam są moi ludzie! - powiedział Linkolion.
- Pamiętam o tym, idziemy im na ratunek i zrobią wszystko co w ich mocy aby wspomóc oddziały, które zniknęły w wieży. Poganiając ich nic nie wskórasz, jedynie wycieńczysz moich ludzi za nim dotrą na miejsce. - powiedział chłodno Rudy, a po chwili dodał: - A mój oddział i tak jest tu wcześniej niż miał być i doskonale wie co ma robić. - powiedział Rudy.
Kiedy przełożeni rozmawiali ze sobą, Taakat wyjął telefon, a po chwili klikania pokazał ekran kapitanowi. W tym momencie Kurai przeczytał następującą wiadomość na ekranie –
„Zaproś mnie i moich ludzi do znajomych. Twój oddział już Nas ma. Zróbmy zbiorową konwersację na mesku.” A następnie bez słowa wyjął swój telefon.
- Właśnie, kto jest dowodzącym odziałem? Chce usłyszeć głos i poznać Imię. - powiedział Linkolion.
- Kapitan Kurai Nozaryu. - odpowiedział chłodno elektryczny neczanin nie odrywając wzroku od telefonu.
- Panie Generale, to Kapitan idzie na misje? Sądziłem, że w terenie to działają jedynie porucznicy, a nie wyżsi ranga oficerowie -
powiedział Linkolion.
- Miał iść oddział do zadań specjalnych to idzie oddział do zadań specjalnych.
- powiedział twardo Rudy, a następnie dodał: - Ten Kapitan bardzo dobrze radzi sobie w terenie, co zresztą będzie Ci dane obserwować.
- Rozumiem, to po prostu dość niespotykane i nie codzienne.
- odparł Linkolion.


************



Praktycznie cały neczański oddział, zasiada przy ognisku na kamieniach i zjada gorącą jajecznicę z świeżym pieczywem. Są tam wszyscy prócz nadal stojących nad jeziorem oficerów. Kamień który służył za patelnie nadal się grzeje i wszystko jest gotowe aby zrobić solidną porcję również dla nich, kiedy skończą poranna odprawę.
- Trochę długo gadają. - powiedziała Diuna.
- Dobrze, że Nasza stała łączność będzie dopiero po ich rozmowie i jeszcze możemy swobodnie rozmawiać. - powiedziała Kiazu.
W tym momencie dało się słyszeć praktycznie jednoczesny ping na paru telefonach.
- O nie sądziłem, że to się stanie, ale Kapitan zaprosił Nas do znajomych. - powiedział Stevenem.
- A to oznacza, że chyba spodobał mu się Wasz plan. - dodał Key’leanem
- Wiesz, Ziom konwersacje na mesku to zajebista sprawa i zapewnia Nam dyskrecje na stałym nasłuchu. - powiedział Hachi.
- Testowane i zawsze działa. - dodał Otachi.
- Często działa szybciej i sprawniej niż SMS. - dopowiedziała Kiazu.
- Mamy nawet konwersacje gdzie jest tylko nasza 5. -wtrąciła Diuna.
- Przezorne. - odpowiedział Key’leanem.
Nagle kolejny ping rozszedł się po telefonach, to była informacja, że powstała konwersacja, o nazwie „wieża”
- Cóż za oryginalna nazwa. - stwierdziła Diuna.
- Lepsza taka niż nasze imiona. - odpowiedział Hachi.
- Dużo macie takich konwersacji z oddziałami? - spytał Stevenem.
- W sumie mamy tylko naszej 5, naszego oddziału oraz teraz z Wami. - powiedziała Diuna. - a po chwili dodała: - A i jeszcze mamy konwersacje z ludźmi z oddziału Ineeven.
- Mamy czuć się wyróżnieni? - zapytał Stevenem.
- Tak, myślę, że możecie. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
W tym momencie wszyscy usłyszeli w swojej łączności chrobotliwy męski głos.
- Macie meldować o wszystkich rzeczach.
- Tak jest. - odpowiedział Taakat, również przez łączność.
- To ja jeszcze dodam, że oddział
ChiZ02 od teraz jest na stałym nasłuchu. - powiedział Rudy, a następnie powiedział: - Cześć oddział.
- Cześć Panie Generale. - odpowiedział prawie równo oddział.
- Oddział, głos który pierwszy usłyszeliście to dowodzący obozem Heyvanlar, Porucznik Linkolion Krokse, który wraz ze mną będzie Was słuchał. - powiedział Generał.
- Tak jest. - odpowiedziało kilka osób.
Po dłuższej chwili do ogniska podeszli obaj oficerowie. Taakat usiadł wygodnie na jednym z kamieni, a Kurai stanął za porucznikiem.
- Zaraz przygotuję Wam śniadanie. - powiedziała pokornie Rina, odstawiając swój talerz z niedojedzonym śniadaniem.
- Spokojnie, dokończ. - powiedział Taakat.
- Zawsze możemy zrobić sami. - dodał Kurai, a następnie patrząc Diunie w oczy pokazał gestem głowy „chodź”.
- Podoba mi się ten pomysł. - powiedział Taakat podnosząc się.
Na to Diuna wyjęła swoją łączność i bez słowa dała ją Rinie, po czym wstała i odeszła od ogniska. Elektryczny neczanin również wyjął swoją i bez słowa dał ją Taakat. Po czym również odszedł. Nikt tego na głos nie skomentował, a kiedy Stevenem chciał coś powiedzieć Hachi szybko wtrącił:
- Zarąbista ta jajecznica. Ciekawe czy są przewidziane dokładki.
- Heheh, też bym nie pogardził. - dodał Otachi.
- Zależy ile my wtrąbimy. - powiedział z uśmiechem Taakat podchodząc, z drugiej strony ogniska do kamiennej patelni.
- Taakat, tylko ich nie przypal. - powiedział Stevenem.
- Ej, od dawna niczego nie przypaliłem - odpowiedział Taakat mrugając okiem.
- Taaa… - odpowiedział Key’leanem.
- Tylko dlatego, że nie dajemy Ci gotować. - dodał Issah
- I Ty przeciwko mnie? - spytał Taakat.
- Musicie wiedzieć, że porucznik to i wodę na herbatę potrafi przypalić. - dodał Steneven.
- Ja zrobię. - wtrąciła pokornie Rina z uśmiechem i odkładając już pusty talerz.


************



Diuna oraz Kurai stoją z dala od obozu, gdzieś na plaży jeziora. Delikatny ciepły wiatr targa im włosy, a kojący szum wody wręcz hipnotyzuje.
- Miałam jeden z tych „Swoich snów”. - powiedziała nagle Diuna, gestykulując cudzysłów.
- Co Ci się śniło? - Spytał chłodno Kurai.
- Hmm… był tam rysunek na piasku … nie jestem pewna czy ja go rysowałam ale widziałam jak coś kreśli kręgi i symbole na piasku … tylko nie takim jak masz na plaży, on hmm… był tak intensywnie zielony jak byłby przefarbowany…
- Zielony piasek mówisz…
- Tak, nawet trawa nie ma tak oczojebnego odcienia jak miał tamten piasek … widziałam też jak coś, nie umiem określić co deptało jedna z nas, a właściwie chciało zdeptać ją tak jak zadeptuje się płomienie w ognisku, aby je ugasić, a potem Ona wyglądała jakby była pokryta popiołem …
- Hmm…
- To jeszcze nie koniec! Potem widziałam strasznie przerażającą ścianę pełną uśmiechów, nie że zdjęcia, ale jakby ktoś rozwieszał takie zakrwawione ludzkie szczęki układając je w uśmiech. To było obrzydliwe! I na koniec snu jeden z chłopaków miał takie dziwne spojrzenie z takim strasznym uśmiechem i siekierę w rękach.
- Jesteś wstanie narysować te symbole?
- Mogę spróbować. - odpowiedziała Diuna, po czym wzięła jakiś patyk i zaczęła rysować na piasku. Narysowała spory gruby okrąg, a w nim dwa mniejsze okręgi które stykały się zarówno ze sobą jak i z dużym okręgiem, a następnie prostą kreskę wychodząca poza okrąg i przechodzącą przez jego środek.
- Coś takiego. - powiedziała Diuna, a następnie dodała: - We śnie kilka … kilkanaście razy te linie były nakreślane.
Kurai zrobił temu zdjęcie i chłodno powiedział:

- Informuj mnie jak gdzieś natrafimy na coś co widziałaś.
- Dobra. - odpowiedziała Diuna, a następnie spytała: - Wiesz może co to za symbol?
- Nie, ale postaram się dowiedzieć.

- Ten sen był zajebiście przerażający, ale przez zapach róż czułam spokój i nie obudziłam się w panice.
- Ciekawe skąd ten zapach..
- Nie wiem, żadna z Nas nie używa różanych perfum. - odpowiedziała Diuna, a następnie dodała: - Powiesz reszcie?
- A mam to zrobić?
- Wolałabym nie, oddział Taakat jeszcze weźmie mnie za totalną wariatkę, bo przecież to tylko „głupi sen”, a Nasi a zwłaszcza Rina będą się niepokoić.
- To masz odpowiedz. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Myślisz, że doniosą, że rozmawiamy bez łączności?
- Wątpię, Taakat wyznaje zasadę „co wydarzyło się oddziale pozostaje w oddziale ” zresztą inaczej już o zbiorowej konwersacji nie byłoby mowy, a co dopiero o tym. Zakładam, że Jego ludzie mają podobnie, a jak nie to moja w tym głowa aby mieli.
- Wychodzi na to ze Rudy dobrze Nam dobrał oddział.
- To znaczy, że dobrze zna swoich ludzi i wie jak ich łączyć. - odpowiedział chłodno Kurai, z rękami w kieszeniach i odchodząc.
- Swoją drogą nie wstyd Ci tak sypiać z kimś na czyiś oczach?
Na te słowa elektryczny neczanin zatrzymał się, odwrócił się i stanowczym krokiem, nie wyjmując rąk z kieszeni, podszedł do psychicznej neczanki, a następnie kiedy swoim lodowatym spojrzeniem spojrzał jej głęboko w oczy, stanowczo i chłodno powiedział:
- A co zazdrosna i też byś chciała?
Cała ta otoczka spowodowała, że Diuna z trudem przełknęła ślinę, i patrzyła na swojego dowódcę wielkimi przerażonymi oczami.
- Odwal się! - powiedziała twardo.
Tymczasem, elektryczny neczanin równie stanowczo i chłodno kontynuował:
- Po pierwsze to moja sprawa co i kiedy robię. Po drugie, nie oceniaj sytuacji przez pryzmat tego jak Ty byś chciała aby wyglądała. A po trzecie wyskocz z jakimś krzywym tekstem do Niej, a sprawię, że ta misja będzie Twoim najgorszym koszmarem.
- Ro … rozumiem… - powiedziała z trudem Diuna, siadając na jednym z kamieni, a następnie dodała: - Czekaj… no tak wtedy w nocy była burza, szukała bezpiecznego miejsca. Totalnie do niczego nie doszło, chciała tylko być bezpieczna.
Następnie psychiczna neczanka zrobiła klasycznego facepalm i mówiła dalej:
- Dobra przepraszam, nie połączyłam faktów i tak wyciągnęłam złe wnioski.
- Ta Twoja natura jest lepsza i zdecydowanie ją lubię. Jesteś bardzo inteligentna i błyskotliwa, dobrze też analizujesz, nie zapominaj o tym przy osądach i wyciąganiu wniosków. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Ta, na przykład Hachi się z Tobą nie zgodzi.
- Hachi jest pierwszym który to docenia.


************



Minęło trochę czasu, neczanski oddział bez większych przygód, i nie wiele rozmawiając, dotarł praktycznie na miejsce swojej wędrówki. Znajduje się tam szeroka ale bardzo płytka rzeka z wodą sięgającą w najgłębszych miejscach do kolach, o kamienistym dnie. Tuż za nią stoi bardzo wysoka wieża o pięknej zielono-żółtej aurze. Ma się wręcz wrażenie, że płonie ona w tych unikatowych barwach. Sama wieża jest kamienna i w różnych odcieniach szarości, i ma kilka małych okien oraz jedne potężne brązowe drzwi. Jest tak wysoka, że ma się wrażenie, że ma co najmniej 9 pięter jak nie więcej. Niby prosta budowla, ale ma coś w sobie, że zabiera dech w piersiach. Po przeciwnej stronie znajduje się las, którego właśnie wyszedł neczanski oddział.
- O rzesz. - powiedział nagle Taakat.
-
Co się stało? - prawie automatem odezwał się Linkolion.
- Nic, nic. Właśnie zobaczyliśmy wieżę i robi niesamowite wrażenie. - odpowiedział Taakat.
Wszyscy są pod ogromnym wrażeniem tego miejsca, a Rina tak jak w podobnych chwilach robi zdjęcia, oraz dodatkowo tym razem kręci filmik swoją komórką,

-
No to dalej wchodźcie! - naciskał Linkolion.
-
Spokojnie poruczniku, daj im dojść. To, że widzą wieżę to wcale nie oznacza, że są już pod jej wejściem. - wtrącił spokojnie Rudy, a następnie dodał: - Powiedzcie co widzicie.
- No wieża, jest strasznie potężna. - odpowiedział Stevenem.
- Wygląda jakby płonęła zielonożółtym płomieniem i bije od niej taki przyciągający blask. - dodała Diuna.
-
Tak! To na pewno ta wieża. - wtrącił Linkolion.
W międzyczasie rozmowa na komunikatorze, z dala od uszu przełożonych trwa w najlepsze.
*
Ale ten porucznik w gorącej wodzie kąpany. - zauważyła Diuna
*
Młodzik pewnie, ale jest strasznie irytujący. - odpowiedział Taakat.
*
Nie wchodzimy do wieży bo? - zapytał Stevenem.
*
Do póki Generał nie da Nam rozkazu wejścia to mamy czekać. - odpisał Kurai.
*
Domyślam się, że pewnie Generał, w międzyczasie zbierał jakieś informacje o wieży dla Nas, ale zapewne nie ma jeszcze wszystkich i póki, nie będzie pewny, że możemy wejść to Nas tam nie wpuści. - napisał Takaat.
*
I pewnie Pan Irytujący porucznik ma o tym nie wiedzieć? - dodała Diuna.
*
Coś w ten deseń. - odparł Kurai.
*
Taakat, z tym „pewny” to możemy tu i tydzień stać. - powiedział Stevenem.
*
Ziom, zapewne chodziło o to, że jak wieża to insta kill to nie wchodzimy – napisał Otachi.
*
A w każdym innym wypadku pewnie liczymy na szczęście i wchodzimy. - dodał Hachi.
*
Tak, o to mi chodziło. - odpowiedział Taakat.
*
Mógł by się streszczać. - napisał Key’leanem.
*
Totalnie się z tym zgadzam. - odpowiedziała Kiazu.


************



Generał Rudy zasiada w swoim gabinecie i popijając herbatę przegląda rzeczy na laptopie, jak i rozmawia na nasłuchu ze swoim oddziałem. Po chwili na ekranie wyskoczył, mu film, który bez oglądania wysłał dalej, tak jak i zdjęcie z dziwnym rysunkiem na piasku.
-
Tak! To na pewno ta wieża. - powiedział Linkolion.
- A już myślałem, że pomylili drogę. - zażartował Rudy, przeglądając dalej monitor laptopa.
-
Generale, tego byśmy nie chcieli. - odpowiedział Linkolion.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedział Rudy.
- Kapitanie, wchodzicie? - zapytał Linkolion.
- Damy znać jak będziemy wchodzić. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Zapewne już nie długo będą na miejscu. - dodał Rudy, jednocześnie czytając wiadomość na ekranie i odpisując na nią jak i na kilka innych.
-
To nie będzie łatwa misja, ale na szczęście to nie jest ta wieża wysysająca dusze. Tirhugentoshokan twierdzi, że to ta wieża „loch” z Bromano, ale to co ich tam czeka jest wielka zagadką. Jak przeżyją to zdecydowanie będą mieli ciekawe opowieści. Jak przeżyją… i ten dziwny symbol… Tirhugentoshokan uważa, że jest nie dokończony i, że powinien wyglądać inaczej …. - zamyślił się Rudy, oglądając przesłane mu nagranie i bawiąc się kubkiem herbaty.


************


- No rzesz kurw… no zajebiście. - odezwał się nagle generał przez łączność.
-
Co, co się stało? Coś tam jest? - odpowiedział lekko poddenerwowany Linkolion.
-
Nie, nie … spokojnie tylko wylałem gorącą herbatę na spodnie. - odpowiedział Generał.
Neczanski oddział stojący pod samą wieżą, tuż przed wysokimi, zdobionymi, drewnianymi drzwiami, trochę uśmiechnął się pod nosem, a co poniektórzy przewrócili przy tym oczami.
- Wchodzimy do wieży. - wtrącił twardo i chłodno Kurai, łapiąc za klamkę.
-
Uważajcie na siebie! - odpowiedział generał.
- Tak jest. - odpowiedzieli zgodnie oficerowie w oddziale.
Następnie elektryczny neczanin otworzył drzwi od wieży. Oczom wszystkich ukazała się ciemna przestrzeń. Za drzwiami nie widać nic prócz ciemności. Kurai, bez zawahania wszedł do środka, a za nim mniej lub bardziej chętnie, wszedł cały oddział. Jako ostatni próg przekroczył Taakat i tuż za nim wrota same zamknęły się, a wieża zaświeciła się jeszcze bardziej intensywnie niż dotychczas, a jej kolory są teraz w bardzo jaskrawych odcieniach.
Natomiast w środku był bardzo długi ciemny korytarz. Świetliki Kiazu i Diuny ledwie oświetlają najbliższe otoczenie oddziału.
- Strasznie dziwna ciemność. - zauważyła Diuna.
Po dłuższej chwili ciszy, w końcu odezwał się Taakat:
- No to tyle z łączności.
- No tekst Diuny to aż się prosił o komentarz Linkolion. - dodała Kiazu.
- Biedny Ru… Generał, teraz porucznik to tam mu wpadł pewnie w taki panika mode, że strach się bać. - dopowiedział Otachi.
- Haha, na szczęście tego nie słyszymy. - dodał Hachi.
- To teraz wysyłają oddział ratunkowy po Nas? - spytał Stevenem.
- Nie, nie, mamy 5 dni, za nim ktoś będzie Nas szukał. - odpowiedział Taakat.
Nagle przed oczami wszystkich pojawiła się ciemnozielona, tablica „szkolna” wisząca w powietrzu. Kiedy oddział zatrzymał się, dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk pisania kredą po tablicy. Tym samym na tablicy zaczęły pojawiać się słowa w jakimś mało zrozumiałym jężkyku.
- Yyyy, że co? - Spytał Stevenem nie mogący przeczytać, żadnego słowa.
- To pradawny język w dość dziwnym dialekcie. - odpowiedział chłodno Kurai, uważnie obserwując tablice.
- Jesteś wstanie to przeczytać? Osobiście chyba jestem wstanie rozszyfrować dwa słowa, jedno to usz – czyli loch drugie t
o „desfís” co znaczy chyba wyzwanie, reszty totalnie nie rozumiem. - odpowiedział Taakat.
- Nie wiele, ale tu jest napisanie coś w ten deseń. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie na głos przeczytał tekst z tablicy: - Loch Wyzwań, wita kolejne ofiary (…) to wieża ustala komnaty i zasady (…) w wyznaczonych strefach bezpieczeństwa nic nie może się Wam stać, a poza nimi ceną jest Wasze życie (….) przejście wieży oznacza wolność. Reszty nie jestem wstanie zrozumieć.
- No to czeka nas ciekawa wycieczka. - powiedziała Diuna.
- Prawdopodobnie jeśli pójdziemy dalej, to zacznie się Nasze wyzwanie. - powiedział Taakat.
- No to ruszamy! - powiedziała entuzjastycznie Kiazu ruszając do przodu.
W tym momencie przed neczanami pojawiło się wejście do sporej komnaty. Jest ona surowa i kamienna a pod jedną ze ścian stoi ogromna puszysta kanapa w kształcie czerwonego smoka. A na dużej ścianie przed nią jest ogromy płaski telewizor.
- „Przytulnie tu” – powiedział Taakat.
Nagle na ekranie pojawił się napis z trzema imionami.
Otachi, Stevenem, Hachi, oraz otworzyło się przejście koło telewizora.
- Oooo to my! - powiedzieli entuzjastycznie bracia.
- No to chyba mamy iść. Tylko skąd zna nasze imiona? - dodał Stevenem.
- Przy wejściu mogła zaczytać to z naszych symboli. - odpowiedział Taakat.
Kiedy tylko przejście otworzyło się, dało się poczuć intensywny lecz bardzo przyjemny różany zapach, który jednocześnie nie jest drażniący i intensywny. Diuna kiedy go tylko poczuła to ukradkiem zwróciła uwagę Kurai’a, który jedynie gestem głowy dał do zrozumienia, że przyjął to do wiadomości.
- To co mamy wchodzić? - zapytał Stevenem.
- Róbcie co chcecie, ja tam znalazłam już wygodne miejsce. - odpowiedziała Diuna, wygodnie rozsiadając się na dużej kanapie.
- Idźcie, chyba bez tego nie pójdziemy dalej. - odpowiedział chłodno Kurai.
- No to idziemy. - odpowiedział entuzjastycznie Otachi, rzucajać plecak obok wejscia i przechodząc przez przejście.
W tym momencie jego imię widniejące na telewizorze, zaświeciło się na zielono. To samo stało się z pozostałymi kiedy tylko przeszli przez przejście. Zaraz po tym przejście zniknęło równie magicznie co się pojawiło.
- No to nam zostaje relaks. - powiedziała Diuna, rozkosznie przeciągając się.
- Na to wychodzi. - odpowiedział Taakat również siadając.
- Wola bym powalczyć. - dodała Kiazu, też się rozsiadając.
Wkrótce wszyscy co zostali, rozsiedli się na kanapie, tylko Kurai stał z założonymi rękami, i opierając się o ścianę delikatnie z boku kanapy.
- Jeśli tak wyglądają te bezpieczne strefy to mogę z nich w ogóle nie wychodzić. - powiedziała Diuna.
- W sumie wygodnie tu. - dodał Taakat.
- A może by tak … - stwierdziła Kiazu siadając obok porucznika i dotykając dłonią jego policzka dodała: - A tak lubisz?
- Zdecydowanie tak, taki rodzaj miziania sprawia mi przyjemność. - odpowiedział Taakat nadstawiając policzek i przymykając oczy.
- Awww… jaki słodziak… - powiedziała Kiazu, dalej delikatnie dotykając policzka Taakat.
- Wow Ty potrafisz delikatnie. - skomentowała Diuna.
- To On bardziej wtula się w moją dłoń, ale mam dobrą nauczycielkę. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
- Hmm…. A tak coś wspominaliście, że potrafi fajnie miziać. W sumie to chciałbym to sam ocenić czy jest aż tak dobrze. - odpowiedział Taakat.
- E tam skoro to lubisz to ma fory już na starcie. - powiedziała Diuna.
- Raczej to oznacza, że jestem bardziej wymagającym koneserem. - odpowiedział Taakat, również mrugając okiem, a następnie dodał: - To jak?
Na te słowa speszona Rina siedząca na krawędzi powiedziała:
- No...może ….
Jednocześnie neczanka złapała głębokie i porozumiewawcze spojrzenie w oczy z swoim ukochanym, który kiwnięciem głowy dał Jej do zrozumienia „No idź, śmiało”. Takie chwilowe wręcz sekundowe połączenie daje wręcz możliwość czytania w myślach, jak i odcięcie się od świata zewnętrznego. Taki prawie nie zauważalny trans. A po chwili, podnosząc się, i zrywając połączenie wzrokowe, niepewnie dodała:
- Poprosiłabym abyś oparł się o ogon smoka, i się odchylił do tyłu …. abym mogła stać za Tobą.
- Chilera to nie jest jakaś wygórowana prośba. - odpowiedział Taakat przesiadając się, po czym dodał: - No dajesz, chyba, że boisz się porażki.
Na te słowa wodna neczanka stojąca za porucznikiem zawahała się, następnie wzięła głęboki oddech, wypuściła powietrze i zaczęła delikatnie smyrać jego policzki. Robi to jak zawsze subtelnie, delikatnie i samymi opuszkami palców.
- Mi się robi przyjemnie jak to tylko widzę! - powiedziała radośnie Kiazu.
- Zdecydowanie wygląda na przyjemne, aż też bym chciał. - dodał
Key’leanem, również uważnie obserwując.
- Oj i jest, i to bardzo zajebiste uczucie, nie sądziłem, że aż tak. - powiedział Taakat, z zamkniętymi oczami i odruchowo nadstawiający się.
- Ha! I przepadł. - stwierdziła Kiazu śmiejąc się przy tym.
W tym momencie na ekranie imiona stały się znacznie mniejsze i wylądowały w lewym górnym rogu. Oraz pojawił się obraz, na którym widać trójkę wybranych neczan.
- O proszę, wieża dba abyśmy mieli też rozrywkę. - powiedziała Diuna.
- No ciekawe co zaraz zobaczymy. - odpowiedział Taakat, siadając prosto, odsuwając się od oparcia i przerywając tym samym przemiłe pieszczoty, które zdecydowanie mu się podobały. W tym momencie Kiazu złapała siostrę za rękę i mocno przyciągnęła do siebie, także ta przeleciała między porucznikiem a oparciem kanapy i zdezorientowana wylądowała w jej ramionach. Ognista neczanka mocno ją przytuliła i z uśmiechem dała buziaka w policzek. Następnie wzięła obie siostry za ręce i trzymając ich dłonie wróciła do oglądania. Tym czasem oczy wszystkich uważnie skupiły się na tym co dzieje się ekranie.


************



Minęło trochę czasu Generał Rudy siedzi w swoim gabinecie, w śród papierów ma stoper, który stosunkowo niedawno został włączony oraz rozmawia ze bardzo roztrzęsionym oficerem z obozu furr.
- No nie to koniec, już po nich. - panikował Linkolion.
- Spokojnie poruczniku, tylko weszli do wieży i tak jak ostatnio kiedy oddział tylko przekroczył próg wieży to kontakt się urwał. - odpowiedział spokojnie Rudy.
-
I ostatnio odział nie wyszedł.
- Ten wierze, że wyjdzie.
-
Może wyślemy im pomoc?
- Za 119 godzin….
- Dałeś im aż prawie 5 dni?
- Dałem im równe 5 dni, lecz poruczniku przez panikę w jaką wpadłeś dopiero po godzinie jesteśmy wstanie w miarę normalnie rozmawiać.
- To już tyle czasu minęło?
- To dopiero trochę ponad godzina, będzie dobrze, zostawiam włączony ich stały nasłuch. Jak tylko złapią sygnał to będziemy o tym wiedzieć. I trochę więcej wiary w ludzi.
- Łatwo powiedzieć, a co jak stracimy kolejny oddział!?
- Mam nadzieję, że nie stracimy…
- A co jeśli tak?
- Jeśli tak, to ja będę mierzył się z konsekwencjami. To moi ludzie i to ja jestem wyższy rangą. Nie masz co się przejmować. - odpowiedział Rudy, a następnie dodał: - Poruczniku, spokojnie, nie ma co się spinać bo już nie mamy na to wpływu. Trzeba wrócić do dowodzenia obozami i wierzyć, że wyjdą z wieży za nim skończy się czas.
- A jeśli nie?
- O tym co dalej będziemy myśleć jak upłynie czas, teraz pozostaje tylko czekać i nie ma sensu rozpatrywać czarnych scenariuszy.
- Tak jest…


************



Przyjemne, bardzo przestronne miejsce o błękitnym niebie i intensywnie zielonej trawie usłanej białymi stokrotkami, które przepięknie pachną, jednak w tym miejscu nie wiadomo skąd przebija również delikatny zapach róż.
W tym niezwykłym miejscu Stevenem, Hachi i Otachi stoją naprzeciwko wielkiego dziwnego monstrum. Ten humanoidalny potwór, ma 5 metrów wysokości, zamiast głowy ma kowadło kowalskie, a ciało ma pokryte gorącą magmą oraz płynną lawą. Natomiast ręce i nogi stwora są z metalu i dowolnie zmieniają swój kształt, a to w młot a to w obcęgi a to w miecz, a to w dowolną inną formę. Po Neczanach zdecydowanie widać, że już od jakiegoś czasu mierzą się, ze swoim dziwacznym przeciwnikiem.
- Jestem pod wrażeniem co On robi z metalem. - pochwalił Stevenem.
- Z ogniem to samo. - dodał Otachi.
- Mam pomysł, ale jak nie zrobimy tego kalkulatored to będzie przejebane. - stwierdził Hachi obserwując przeciwnika i jego zachowanie.
W tym momencie monstrum uderzyło między neczan potężnym metalowym biczem, który ma obecnie zamiast lewej ręki. Po chwili jego prawa ręka również zmieniła się w bicz, którym również zaczął ich atakować. To spowodowało, że neczanie muszą dużo skakać aby unikać ciosów przeciwnika. Nagle metalowe bicze całe zapłonęły i zdecydowanie zwiększyły swoją szybkość. Nie trzeba było długo czekać aby neczanie zostali tym z biczowani i z impetem wylądowali na niewidzialnej ścianie.
- Bro, To jaki masz plan? - spytał Otachi podnosząc się ziemi.
- Stevenem, zajmij się jego kończynami… - powiedział Hachi siedząc na ziemi i opierając się o niewidzialna ścianę.
- Mam wykonywać rozkazy młodzika? - spytał Stevenem, podnosząc się.
- Stary, zrób to … a potem narzekaj - powiedział Hachi, a następnie dodał: - Bro, Ty zajmij się ogniem.
- Luz. - odpowiedział Otachi.
- A Ty? - spytał Stevenem.
- Zobaczysz. Najpierw to Wy musicie się nim zająć. - odpowiedział Hachi podnosząc się.
Monstrum jednak nie chciało czekać na ich ruch i ponownie zaatakowało swoimi długimi metalowymi ramionami, które tym razem zakończone są metalowymi, kręcącymi się piłami.
Kiedy ostrza były tuż koło neczan, to Stevenem stanął między nimi i swoją metalową mocą zatrzymał je w bezpiecznej odległości.
- No idźcie … - powiedział Stevenem, dalej siłując się z monstrum.
Na te słowa Bracia rozbiegli się, a po chwili Stevenem zniwelował swoją moc i odskoczył tuż przed tym jak ostrza go pocięły. Ramiona stwora z hukiem uderzyły o ziemie, a Stevenem ze wszystkich sił starał się za pomocą swojej mocy przejąc kontrolę nad metalowymi kończynami bestii. Nagle trzymane za ręce monstrum postanowi zaszarżować na metalicznego neczanina. W tym monecie Hachi, między Stevenem a przeciwnikiem, przywołał ogromne i masywne kamienie, które znacznie spowolniły szarżę, a następnie ją zatrzymały, a metalowy neczanin sprawił, że ramiona potwora stały się ciekłym i płynnym metalem. Otachi wykorzystał, chwilowe ogłuszenie stwora i otoczył go powietrzą bańką, z której szybko usunął powietrze, tak że monstrum nie mogło się podpalić. Tym czasem Hachi uniósł spory kawałek ziemi z podłoża na którym stali i zawinął w niego przeciwnika. Zrobił z niego bardzo zbitego i mocno zwiniętego ziemnego naleśnika z nadzieniem. Pod oderwanym kawałkiem ziemi okazało się, że jest identyczna polana jak na górze, ale spowita czerwonymi różami a nie białymi stokrotkami. Tuż po wyrwaniu ziemi zapach róż zrobił się zdecydowanie bardziej intensywny, do tego stopnia, że wkrótce było czuć tylko nasilający się różany zapach. Kiedy zapach rozszedł się już wszędzie to monstrum zawinięte w ziemie straszliwie zaryczało, rozsypało się na kawałki i zniknęło.
Zmęczeni neczanie delikatnie dysząc usiedli na ziemi a nad nimi pojawił się wielki złoty napis „wygrana”, a po chwili zdobiły go wybuchające fajerwerki.


************


Okrojony oddział ChiZ02 nadal jest pomieszczeniu ogromną kanapą i równie wielkim telewizorem, na którym obecnie widnieje napis wygrana, a w tle napisu widać animacje fajerwerków. Po chwili znów pojawiło się przejście, z którego triumfalnie wyszli odrobinę poturbowani i podrapani Hachi, Otachi oraz Stevenem.
- Ale mieliście fajne starcie! - Stwierdziła radośnie Kiazu podbiegając do neczan.
- Skąd wiesz? - Zdziwił się Hachi.
- Wszystko widzieliśmy i słyszeliśmy na telewizorze. - dodał Taakat.
- Oooo to nici z opowieści. - stwierdził Stevenem.
- Ładnie sobie z nim poradziliście. - pochwalił Kurai.
- Dzięki Ziom.- odpowiedzieli radośnie neczanscy bracia.
W tym momencie między kanapą a telewizorem pojawiło się kolejne przejście, w którym widoczne są schody idące na górę. A nad portalem pojawiła się zielona strzałka sugerująca aby tam iść.
- No to chyba czas na kolejny poziom! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu w biegając w przejście.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz