niedziela, 31 sierpnia 2025

EPIZOD 278

 

Myślisz, że to koniec?

Nastał ranek, jest trochę po 6:00, ale dzisiaj oddział ma pozwolone spać nawet do 8:00. Po luźniejszej nocy na naładowanie baterii i po bardzo intensywnych ostaniach dniach, mają w końcu odpoczynek. Na tyle na ile mogą sobie pozwolić na luźniejszy czas, będąc dalej w wieży. Issah, ubrany już w mundur, skończył już poranna wartę, ale siedzi przy oknisku i wstawił wodę kawę. Wkrótce z namiotu wyszedł lekko zaspany Taakat, ubrany jeszcze w swoją piżamę. Porucznik przeciągnął się, rozejrzał, podszedł do kompana i zapytał:
- Widziałeś Kapitana?
- Tam jest. - odpowiedział Issah, wręczając oficerowi kubek z świeżą i gorącą kawę, oraz pokazując palcem granice lasku.
Tam ich oczom ukazał się Kurai, robiący brzuszki jednocześnie wisząc do góry nogami na gałęzi jednego z wyższych drzew.
- Dawno wstał? - spytał Taakat, biorąc łyk kawy.
- Na koniec mojej warty, przyjął raport i poszedł tam. - odpowiedział Issah również trzymający kubek z kawą.
- Jak chcesz to idź spać, ja rzucę okiem na obóz.
- Wole wypić w ciszy kawę, za nim wstaną Ci najgłośniejsi.
- Szanuję.
- Mógłby medyk wstać, przydałoby się śniadanie.
- Ona ma imię. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Rina, jak wstanie to pewnie się tym zajmie, a Ty wytrzymasz do śniadania.
- Szacunek dla medyka, interesujące.
- Do osoby, i to akurat od początku i dobrze to wiesz, a i też Wam radzę, bo już nawet mi przeszkadza to Wasze „medykowanie”. - odpowiedział Taakat, biorąc drugi kubek kawy i odchodząc w kierunku kapitana.
- Tak jest. - odpowiedział Issah.
Po dłuższej chwili porucznik podszedł z do drugiego oficera, który dalej robi swoje. Obaj są spory kawałek i od obozu i od ogniska więc mogą swobodnie rozmawiać.
- Chcesz? - spytał Taakat, pokazując jeden kubek kawy.
- Wiesz, że jak chcesz pogadać … to możesz bez trunków? - odpowiedział chłodno Kurai, dalej robiąc swoje ćwiczenia.
- Tak jest wygodniej.
Na te słowa elektryczny neczanin dokończył swoją serię, zeskoczył z drzewa, podniósł biały ręcznik, położył go sobie na szyi i wycierając twarz, wziął kubek z kawą i spytał:
- To co chcesz?
- Mamy siedem nieśmiertelników, w tym dwa oficerskie … podejrzewam, że skoro zostało ich troje to nie przeszli dalej i teoretycznie powinniśmy ich spotkać albo tutaj, albo w poczekalni przy kolejnym wyzwaniu. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Chyba, że Nasza teoria, że jesteśmy w innym wymiarze wieży jest prawdziwa to ich nie spotkamy wcale.
- Jakaś szansa jest, że spotkamy ich dopiero jak ukończymy wieżę. - odpowiedział chłodno Kurai, opierając się o drzewo.
- Tak, tak może być skoro znajdujemy nieśmiertelniki i zakładając, że są żywi i, że za chwile nie znajdziemy ostatnich trzech nieśmiertelników.
- Taa …
- Zanim powiem to co mnie kusi, to Ty mi powiedz, długo jesteś z Riną? Bo zakładam, ze jesteście ze sobą.
- To nie powinno Cię w ogóle obchodzić, ale chyba wiem do czego to może zmierzać. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie po kolejnym łyku kawy dodał: - Skoro musisz wiedzieć. To tak jesteśmy i to będzie już około 4 lata, więc zeszliśmy się na długo przed wojną.
- Rozumiem, to to co chciałem powiedzieć jest bez sensu. - odpowiedział Taakat, a następnie trochę zmieszany dodał: - Widzisz chciałem powiedzieć, że jeśli się właśnie schodzicie to abyś sobie darował, bo zniszczysz Jej wojskową karierę i że jak się wszyscy się dowiedzą to każdy Jej sukces będzie odbierany „to dlatego, zdobyła faceta kapitana ” a nie dlatego, że coś potrafi.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nie mam zamiaru zrywać z Nią tylko dlatego.
- Jasna sprawa, nie to miałem na myśli. Sytuacja by zupełnie inaczej wyglądała, jakbyście dopiero teraz się schodzili, to lepiej by było poczekać na czas po wojnie.
- Taaa …
- Właśnie, co Jej powiedziałeś, że odwaliła taką zajebistą akcję?
- Że sobie poradzi.
- Tylko tyle?
- To jest tak … Każdy potrzebuje czegoś innego aby zamotywać do działania. Diuna potrzebuje czasem kopa w dupę, krótko zwięźle i twardo. Kiazu, potrzebuje rywala i to takiego który się rozwija aby miała ciągłe wyzwanie, Hachi i Otachi w dużej mierze potrzebują urozmaicenia. Na te trójkę działają też pociski po ambicji i wszelkiego rodzaju szpile. Natomiast Rinie trzeba czasem przypomnieć, że potrafi więcej niż się Jej zdaje i dać wiarę w siebie. Jednocześnie się doskonale uzupełniają, nawet jak tego nie widzą na co dzień - odpowiedział chłodno Kurai.
- Na tyle ile zdążyłem ich poznać, to ma to bardzo dużo sensu. Osobiście dość równo traktuje każdego. A tu różnorodne podejście, podoba mi się to. - odpowiedział Taakat, a po chwili dodał: - Że tak to ujmę „lata praktyki”?
- Taaa …
- To mówisz, że Rinie wystarczy dmuchnąć w skrzydła?
- Tak, tak to działa i wtedy jest wstanie zaskakiwać.
- No mega mnie zaskoczyła nawet zaimponowała mi tymi wilkami. Totalnie się tego nie spodziewałem, mniej by mnie zaskoczyło jakby to Kiazu odwaliła taki numer.
- Po Kiazu, spodziewa się niespodziewanego.
- Tak, to prawda.
- Też zauważyłeś, że kończą Nam się zapasy?
- Taaa, i to mimo dodatkowej wałówki.
- Długo już nie pociągniemy w wieży. Chociaż przyznaję, że zdobycie dodatkowego jedzenia zdecydowanie wydłużyło nam syte posiłki.
- Dobre gospodarowanie.
- Tak, gdyby nie ono, to już dawno skończyły by Nam się zapasy, w samej wieży jesteśmy już 4 dzień, bez kontaktu jak i bez możliwości zdobycia dodatkowych zasobów.
- Jeszcze nie wiadomo ile tu spędzimy.
- To stanowi problem.



************


Neczański obóz budzi się do życia. Jeszcze dogorywają na smoczej kanapie Diuna wraz z Kiazu. Siostry leżą z zamkniętymi oczami i zdecydowanie nie chce im się wstawać. Otachi uprawia swego rodzaju zapasy i siłowanie się Key’leanem. Hachi, Issah i Stevenen grają w karty siedząc na trawie, a Rina przygotowuje śniadanie.
- Oficerowie długo tak gadają? - zainteresował się Stevenen.
- Jakoś tak między 6 a 7 zaczęli. - odpowiedział Issah.
- Pewnie zaraz wrócą, zapachy śniadania ich ściągną. - dodał Hachi.
- Mnie bardziej interesuje o czym rozmawiają. - odpowiedział Stevenen.
- Ziom, jakby to miało być coś o czym mielibyśmy słyszeć to rozmawiali by tutaj. - odpowiedział Hachi.
- Wiem, wiem ale ja lubię wiedzieć. - odparł Stevenen.
- Makao. - powiedział Issah.
- No nie to się nie godzi! - powiedział Hachi, rzucając króla pik.
- Kurde … - odpowiedział Issah sprawdzając pierwszą kartę z kupki do dobierania, a następnie dobrał łącznie pięć kart.
Po tym dobieraniu znów nastała kolej Hachiego, który tym razem rzucił króla kierowego.
- Ożty … - powiedział Stevenen, a następnie podejrzał pierwszą kartę i powiedział: - No nie …
Następnie dobrał pięć kart.
- O Siostra, co tam? - powiedział nagle Hachi.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na Kiazu, ubraną jedynie w czerwoną jedwabną koszulkę nocną. Jest ona z ładnie dopasowaną górą, na cienkich ramiączkach i sięga jej tylko do połowy uda.
- Skołuj mi czekoladę… - odpowiedziała zaspana Kiazu, a następnie udała się o łazienki.
- Oho … - odpowiedział Hachi.
- Co przegrywasz? - spytał Stevenen.
- Nie tym razem Panowie, Makao i po makale! - odpowiedział radośnie Hachi, rzucając 2 ostanie karty z ręki na stół. Następnie podniósł się, podziękował za grę i udał się do gotującej Riny. Po chwili położył jej głowę na ramieniu i powiedział:
- Rinkaaaa...
- W mojej torbie są jeszcze dwie duże czekolady, możesz jedną zgarnąć dla Kiazu.
- Jesteś najlepsza. - odpowiedział Hachi, po czym dam siostrze buziaka w policzek i poszedł do Jej torby.
- Po co to wszystko? - spytał Stevenen.
- Warto zaplusować nawet siostrze. - odpowiedział Hachi mrugając okiem.
- Niepotrzebne ceregiele. - odpowiedział Stevenen.
- E tam …. opłacalne … - odpowiedział Hachi, już przeszukując torbę siostry.
Minęło trochę czasu, ten kto miał się wykąpać to się wykąpał. Kiazu dostała czekoladę od brata. Neczańśki oddział zjadł również śniadanie, zebrał już obóz, naszykował się się do dalszej drogi i ruszył dalej podbijać wieżę. Tym samym idą przez doskonale znajomy już długi ciemny korytarz. Ten konkretny wydaje im się nawet dłuższy niż zazwyczaj. W końcu neczanie dotarli do pomieszczania. Tym razem jest tam niewielka smocza kanapa w zielonym kolorze, a reszta bez zmian.
- Dziwnie „skromnie” - powiedział Stevenen.
- Jakoś tak dziwnie. - dodała Diuna.
W tym momencie przed jednymi z drzwi pojawił się czerwony napis w jakimś mało zrozumiałym języku „Samian ” jednak po chwili zmienił się w napis z imionami „Diuna, Hachi, Issah, Key'leanem, Kiazu, Kurai, Otachi, Rina, Stevenen, Taakat”. Następnie znów pojawił się ten niezrozumiały napis. I tak obie wersje czerwonego napisu migały na przemienne.
- A to będzie ciekawe wyzwanie. - powiedział Taakat.
- Chyba domyślam się, co znaczy to całe „samian”. - powiedziała Diuna.
- Że finał? - odpowiedział Stevenen.
- Samian oznacza „Wszyscy”. - wtrącił chłodno Kurai.
- Byłem blisko. - odpowiedział Stevenen.
- Myślicie, że to już koniec? - Spytała Diuna.
- Jest na to szansa.- odpowiedział Taakat.
- Kurai … co z prezentem od Indi? - wtrąciła spokojnie Rina.
- Weźmiemy ze sobą. - odpowiedział chłodno Kurai.
- O co dostaliśmy od Indi? - spytała Kiazu.
- Zobaczysz Płomyczku, będzie Pani zadowolona. - wtrącił Taakat.
- Soczki. - odpowiedziała prawie jednocześnie Rina.
- Wziął bym wszystkie nasze rzeczy razem z Nami. - powiedział Kurai.
- To wydaje się dobry pomysł, a nasze plecaki i torby powinny to wytrzymać. - odpowiedział Taakat.
- A teraz czas tam wejść. - powiedział chłodno Kurai.
- O tak, jestem ciekaw tego starcia! - odpowiedział entuzjastycznie Taakat.



************


Neczański Generał zasiada przy swoim biurku i widać, że nie może się na niczym skupić. Co i rusz patrzy na stoper który wskazuje już 98 godzin. Tym samym niemczańskiemu oddziałowi zostało zaledwie 18 na wyjście z wieży. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. - powiedział stanowczo Rudy.
- Odzywali się? - spytał Amis wchodząc.
- O mam chętnego do rozmowy z por
ucznikiem Linkolion. - odpowiedział Rudy
- Nie dzięki.
- To nie była prośba.
- No weź, za głupie pytanie!?
- Tak.
- Przecież maja jeszcze kolo 30h no weź …
W tym momencie generał pokazał stoper i powiedział:
- Z matmą też widzę, że są problemy to jeszcze zrobisz za mnie musztrę 2 oddziałom.
- No bez jaj …
- Mało Ci?
- Nie nie jest ok, jestem super zadowolony. - odpowiedział Amis z udawaną radością i głosem wręcz ociekającym sarkazmem.
- Świetnie, to teraz możesz już iść.
- Tak jest … - odpowiedział ponuro i niechętnie Amis.
- A i przekaż temu śmieszkowi pod drzwiami, co bał się wejść, że ma randkę z porucznikami i 4 najbliższe odprawy.
- Tak jest! - powiedział entuzjastycznie Amis z lekko złośliwym uśmieszkiem i wychodząc z gabinetu.



************


Oddział trafił w końcu wielkiej komnaty, jest Ona zupełnie inna od poprzednich, na te chwilę mają przed sobą aż czterech zupełnie różnych przeciwników, stojących w różnych odległościach od siebie. Po lewo szkarłatną pięść. Duża masywna i wychodząca z jakieś nie znanej otchłani, w intensywnym szkarłatnym i przerażającym kolorze. Następnie jest blada postać bez twarzy, ubrana w strój mima. Jednocześnie otaczają go białe nici. Trochę dalej jest po prostu lustro, w pięknej ozdobnej złotej ramie, a jednocześnie odbijające jedynie ciemność. Na samym końcu, najbardziej po prawo, klęczy płacząca kobieta. Ma ona długi biały welon, oraz koronkową białą suknie ślubną.
- Dziwne miejsce. - skomentował Stevenen.
- Dobra zobaczmy co tu się wyrabia. - Odpowiedziała Kiazu, a następnie bez zawahania wystrzeliła ognistą kulę w stronę szkarłatnej pięści.
W ten lustro osłoniło ją od ataku i tym samym wchłonęło atak ognistej neczanki.
- A to ciekawe. - stwierdził Taakat.
- W tym momencie pięść gwałtownie uderzyła o ziemię i powstała dala uderzeniowa. Hachi i Issah postawili tarcze, ale obie nie dały rady ich powstrzymać. To spowodowało, że cały oddział bardzo gwałtownie poleciał do tyłu, a następnie uderzył o niewidzialną ścianę.
- Silne ustrojstwo. - stwierdził Taakat. Po chwili podniósł się i zostawił plecak pod ścianą, a następnie z złośliwym uśmieszkiem dodał: - To będzie ciekawy taniec.
- Też idę zatańczyć. - dodała entuzjastycznie Kiazu, również odkładają swoje rzeczy.
W tym momencie blady przeciwnik delikatnie się zatrząsł, a pole bitwy zmieniło się, teraz teren przypomina komnatę jakiegoś mrocznego zamku, o ciemnych masywnych kamiennych szarych cegłach. Wysokie okna przez które nie wpada blask, a jedynie mrok, chociaż w cały pomieszczeniu wydaje się być stosunkowo jasno. Neczanom takie natężenie światła w ogóle nie przeszkadza w dość dobrym widzeniu.
- Robi się coraz ciekawiej. - powiedział Otachi.
- Pokuszę się o stwierdzenie, że ten po lewo to siła, potem mamy nie wiem manipulacje albo kontrolę, potem jakąś obronę a na końcu, rozpacz czy też jakiś żal. - wtrąciła Diuna.
- Ciekawe co robi ta ostatnia poza płaczem? - zapytał Stevenen.
- Pewnie się przekonamy. - odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Ej… Kap … Kurai, co Ty na to, że ja i Płomyczek zajmiemy się tą pięścią.
- Ja jestem za! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Może być, dodatkowo Hachi, Issah, Stevenen oraz Otachi, postarajcie chronić innych przed atakami pięści i pozostałych. - odpowiedział chłodno Kurai.
- No to dzisiaj tankujemy. - odpowiedział Hachi delikatnie się rozciągając.
- Tak jest. - odparli w końcu wszyscy.
- To ja mam wolne… - stwierdziła ochoczo Diuna.
- Ty, Key’leanem i ja idziemy porozmawiać z „mimem”. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - Aha i postarajcie się uważać na lustro i ta babkę.
- Tak jest. - odpowiedzieli w miarę zgodnie wszyscy.
- Rina, dbaj o Nas. - kontynuował chłodno Kurai.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziała Rina, jednak zerkając na kobietę w bieli.
- No to jedziemy z tym tańcem! - wtrącił Taakat, przywołując swoja wspaniała broń żywiołu. Piękny nadziak, z jednej strony ma on głowicę od buzdygana, a z drugiej strony ma ostry zakrzywiony kolec. Jest On bardzo długim ostrzem, które na swój sposób przypomina swym wyglądem mocny ptasi dziób.
- Lubię ten Twój Nadziak. - powiedziała Kiazu.
- Nie tylko tego Obuszka lubisz. - odpowiedział Taakat.
- O tak. - odpowiedziała Kiazu, jednocześnie przywołując swoją ognistą halabardę o dwóch ostrzach.
Trzonek jak i górna nie naostrzona część toporów jest kryształowa, a same ostrza są złote. Jej broń zdecydowanie oświetla mroczne pomieszczenie i nadaje mu wspaniałego blasku.
- Proszę państwa, zaczynamy z grubej rury. - powiedział Key’leanem, stając w lekkim rozkroku i szykując się do stworzenia swojej strzały.




************


Amis stoi oparty o okno jednego z pomieszczeń i rozmawia przez łączność i zdecydowanie mu się to nie podoba. Przewraca oczami, robi facepalm jak i jest mocno zrezygnowany.
-
Trzeba ich ewakuować i to natychmiast. - odezwał się roztrzęsiony głos w łączności.
- Poruczniku, mają jeszcze 20ścia godzin. - odpowiedział Amis.
- Oni już powinni wyjść! Tam musiało się coś stać! - odpowiedział Linkolion.
- Spokojnie …
- Ale Kapitanie, tam trzeba wysłać kolejny oddział!
- Nie, nie trzeba ….
- Ale Kapitanie! Gdzie jest generał, muszę z nim natychmiast rozmawiać!
- Generał, jest bardzo zajęty innymi ważnymi sprawami, dlatego rozmawiasz ze mną.
W tle rozmowy cały czas słychać różne głośne dźwięki, przypominające uderzenia, czy klaskanie. W tym samym pomieszczeniu przebywał Rudy, jest on ubrany w swój strój do ćwiczeń, przy okazji jest już mocno spocony, i naparza z dużą siłą w worek treningowy. Bije go pięściami, ale potrafi też czasem go kopnąć. Generał momentami uśmiecha się pod nosem kiedy tylko łapie kontakt wzrokowy z kapitanem, który ewidentnie ma już dosyć tej rozmowy.
- Nie ma ważniejszej sprawy niż rozmowa ze mną! I ludzie w wieży.
- Uwierz, mi, że są sprawy równie ważne aby nie powiedzieć, że ważniejsze.
- To powinien być priorytet.
- I jest, tak jak i parę innych spraw.
- Kapitanie Amis, serio tam wydarzyło się coś bardzo złego!
- Jeśli nawet to mają jeszcze czas aby wyjść. Nie znamy tej wieży.
- No właśnie! Trzeba ich ratować.
- Linkolion, posłuchaj ta wieża to swego rodzaju loch z Bromano, pewnie sporo się tam dzieje, ale 120 godzin jakie dostali to według Nas to prawdopodobnie wystarczający czas na wyjście. Jeśli nie wyjdą o czasie to dopiero zaczniemy działać.
- Oni już powinny wyjść.
- Mają jeszcze czas …
- Trzeba ich ratować!



************


Nagle Kiazu odbiegła od przeciwnika i razem z Taakat zaczęli biegać zygzakiem, że raz jedno przodowało raz drugie. W tym momencie Szkarłatna pięść z impetem uderzyła o ziemie. Hachi, Otachi oraz Issah postawili wspólna tarczę z trzech energii. To skutecznie powstrzymało atak. Tymczasem Kiazu, z impetem wyskoczyła w górę, zrobiła popisowy obrót w powietrzu i kiedy już miała zaatakować szkarłatną pięść swoją ognistą halabardą to tuż przed pięścią pojawiło się lustro. Ognista neczanka tylko uśmiechnęła się pod nosem i wylądowała na nogach tuż przed lustrem, jednocześnie powstrzymując się od ataku. W tym samym czasie zza niej wyskoczył Kurai który zaczął okładać lustro swoją elektryczną kataną. Atakował zarówno ostrzem jak i wyładowaniami elektrycznymi. Bardzo szybkie i intensywne ataki spowodowały, że lustro musiało się odsunąć od pięści i martwić się o własne przeżycie. Jednocześnie odbijając każdy elektryczny atak. Lecz dzięki temu Kiazu mogła zaatakować pięść. Przesunęła się delikatnie na nogach i z impetem uderzyła przeciwnika. Ten atak zostawił wyraźny ślad na pięści. W międzyczasie Taakat swoim ostrzem nadziaka wyprowadził atak z drugiej strony i również bardzo mocno zranił przeciwnika.
Jednocześnie Key’leanem, Stevenen oraz Diuna zajmują się z dziwnym mimem. Jest on bardzo giętki, a po każdym ataku na niego zmienia się otoczenie całej komnaty. Diuna próbuje go uderzyć swoim wspaniały buzdyganem. Za to ognisty neczanin z daleka próbuje ustrzelić skurkowańca, ze swoich ognistych strzał. Tym czasem Stevenen stara się ich bronić aby na przykład nagle nie spadli w przepaść, albo coś ich nagle nie staranowało w tym chaotycznym starciu.
Starcia momentami się przenikają, co sprawia, że lustro ucieka i znów zaczyna bronić i przeszkadzać w atakowaniu szkarłatnej pięści. Płacząca panna młoda szybko też uleczyła swoich sojuszników, a mim po raz kolejny zmienił otoczenie. Tym samym obecnie stają nad kanionem z paroma wąskimi przejściami. Głęboka przepaść nie zachęca do testowania tego jak bardzo głęboko tam jest. Neczanie wzięli oddech i ruszyli do kolejnego ataku. Grupa od walki z szkarłatną pięścią chciała powtórzyć atak który był skuteczny, jednak tym razem lustro zareagowało zupełnie inaczej i kiedy Kurai wyskoczył, to lustro zrobiło piruet i jednoczenie odbiło atak zarówno ognistej neczanki jak i elektrycznego neczanina i nie dało nikomu zbliżyć się do swojego sojusznika. Tym samym zmasowany atak został odparty, a otoczenie ponownie zaczęło się zmieniać.



************


Do rady dotarły wieści, że przeciwnicy planują jakieś zmasowane działanie w obrębie rowu. Wszyscy zasiedli w pałacu, za zamkniętymi drzwiami i rozmawiają na ten temat.
- To jakaś ściema, chcą osłabić naszą czujność. - powiedziała z pogardą królowa Sansha.
- My sądzimy, że robią za mało szumu aby to była zwykła pułapka i sądzimy, że warto się przygotować zarówno na pułapkę jak i na konsekwencje.- odpowiedział Król Ashga.
- W sumie, stanowczo za mało o tym słychać. Jakby to miałaby być pułapka, to robili by rozgłos aby zapewnić sobie, że w nią wpadniemy. - dodał Volaure.
- Ta, bo Ty się znasz. - odpowiedziała Sansha.
- Szanowna Królowo, jakby to było klasyczne odwrócenie uwagi od czegoś większego to by o tym było bardzo głośno, a tutaj jest wręcz przeciwnie. Słyszymy bardzo dużo o innych działaniach w między czasie, które zdecydowanie mają odwrócić nasze oczy od tego gromadzenia się wojsk przy rowie i przyćmić Nam ocenę sytuacji. - odpowiedział Volaure, a następnie dodał: - Jeśli poszli by w klasyczne metody manipulacji, to akurat robiliby wszystko abyśmy się dowiedzieli o ich działaniach przy rowie, a nie ukrywali je.
- Ta, ta tylko, że one w ogóle nie są nawet pewne. - odpowiedziała Sansha, a po chwili dodała: - Nie dość, że to na bank jest pułapka to jeszcze nie wiemy jak bardzo kłamliwe informacje do Nas dochodzą. Osobiście zlekceważyłabym temat rowu, nie warto poświęcać mu czasu.


************


Starcie w wieży dalej trwa. Okazuje się, że szkarłatna pięść bije bardzo mocno. Lustro nie dość, że pochłania ataki z mocy to jeszcze, szybko nauczyło się podstawowych taktyk i nie dało się dwa razy zrobić na ten sam numer. Dodatkowo odkryli ze płacząca dziewczyna w białej sukni leczy ich wszystkich. Tym razem neczanie walczą w w jakieś jaskini o dość śliskich ścianach i podłodze. Neczanie są w pewnej odległości od siebie, ale są jednocześnie na tyle blisko, że mogą rozmawiać.
- Wymagający przeciwnik. - powiedział Stevenen.
- Takich lubię najbardziej. - dodała Kiazu z nutką ekscytacji w głosie.
- Ładnie współpracują ze sobą. - dopowiedział Taakat.
- Co wiemy? - zapytał chłodno Kurai.
- Ziom, trzeba co najmniej 3 tarcz aby obronić Nas przed pięścią. - powiedział Hachi.
- Laska w bieli leczy i wydaje się być nie wrażliwa na ataki. - dodał Taakat.
- Wydaje mi się, że mój atak powietrza zrobił jej coś kiedy ona leczyła. - dopowiedział Otachi.
- To lustro mnie wkurza, pochłania każdy atak. - dodała Kiazu.
- Wydaje mi się, że lustro się „uczy” – powiedziała Diuna.
- Tak, może coś w tym jest. - odpowiedział Hachi.
- No i jeszcze jest ten dziwny typ bez twarzy, który co i rusz zmienia otoczenie. - dodał Stevenen.
- No to wiemy, całkiem dużo, z mojej strony dodam jeszcze, że moje ostrze, zadrapało lustro, więc fizycznych ataków nie odbija. - wtrącił chłodno Kurai.
- Taktyka z wcześniej się powiedzmy sprawdza, tylko skubane lustro się uczy i trzeba uważać aby nie zrobić dwa razy tego samego. - odpowiedział Taakat.
- Jeśli chociaż trochę to działa jak moja kostka, to mamy przesrane. - powiedziała Diuna.
- Sis, ta Twoja psychokostka co ma poziomy? - zapytał Otachi.
- Dokładnie ta. - odpowiedziała Diuna.
- Trzeba ich jakoś ubić. - powiedział Taakat, a następnie dodał: - Na tą pięść, wydaje mi się, że działają bardzo brutalne ataki, brutalność za brutalność.
- Spróbujmy trzymać ich z dala od siebie i dalej robić swoje. - powiedział chłodno Kurai.
- Rozdzielenie ich może w sumie fajnie zadziałać. - dodał Taakat.
W tym momencie neczanie ruszyli do dalszej walki z dziwnymi przeciwnikami. Kiazu i Taakat, zajęli się pięścią, Diuna i Key’leanem zajęli się mimem, Kurai i jego elektryczne ostrze zajęli się lustrem, natomiast Hachi, Otachi, Stevenen oraz Issah stawiają tarczę i miarę przyjmują ciosy na siebie, zwłaszcza ciosy szkarłatnej pieści. Na polu bitwy panuje swego rodzaju chaos, i to zadanie wieży zdecydowanie jest mocnym wyzwaniem.


************


Kiedy wszyscy walczą na stosunkowo mrocznej łące, która momentami pięknie staje w płomieniach, to wodna neczanka ukradkiem zakradła się do płaczącej kobiety w bieli. Klęczy Ona z dala od epicentrum walki i czasem z łzami w oczach leczy swoich sojuszników.
- Em… w porządku? - spytała nagle Rina, ostrożnie zbliżając się do zalanej łzami dziewczyny.
Ta jednak nic nie odpowiedziała ale pozwoliła do siebie podejść. Tym sposobem wodna neczanka po dłuższej chwili usiadła koło niej, a po dłuższym czasie przenikliwej ciszy, przerywanej jedynie szlochaniem, neczanka objęła przeciwniczkę i mocno ją przytuliła. Duże puste oczy, wypłonione czarną otchłanią wręcz zamarły, a dziewczyna w bieli przestała na głos szlochać. Jedynie łzy spływają Jej po policzkach. Dziewczyny przez dłuższą chwilę były mocno w tulone w siebie. Nie było ani czuć ani słychać bicia serca panny młodej, ale czuć aurę, że się uspokoiła.


************


Wymagająca walka z czterema elementami ciągnie się dalej. Neczanie po raz kolejny stoją w sporej odległości od swoich przeciwników. Są już delikatnie zmęczeni, a to zdecydowanie jeszcze nie koniec ich starcia. Szkarłatna ręka, Lustro, Panna Młoda oraz mim, są mocno poobijane i również można powiedzieć, że są zmęczeni. Dzięki Rinie zapłakana panna młoda przez długo nie leczyła swoich sojuszników, a teraz ma takie zaległości w leczeniu, że nie jest już wstanie tego ogarnąć. To dało światełko w tunelu i nadzieję na wygraną.
- Dużo czasu nam zostało, za nim wyślą ratunek? - spytała Diuna.
- Wyrobimy się, teraz to już wygramy z palcem w nosie. - powiedział pewnie Stevenen.
Nagle wszystkie elementy uniosły się w górę, zaświeciły się jasnym światłem, po czym stały się jednością. Teraz przeciwnikiem Neczan stał się wysoki czteroręki humanoidalny stwór. W koło niego unoszą się jakby czarne eteryczne macki, wypływające wręcz z długiej czarnej szaty. Można mieć wrażenie, że jego szata tworzy jedna całość z mackami. Ma on smukła, bladą, wręcz szarawą twarz, zakończoną delikatną, krótką biała brodą. Dodatkowo ma długie, sięgające mu mniej więcej do łopatek, białe włosy. Dodatkowo ma złotą koronę zakończoną ostrzami jak i przenikliwe, groźne czerwone oczy. Całości jego mrocznego i straszliwego wyglądu dopełnia szkarłatny miecz trzymany w jednej z prawych rąk, oraz kula błękitnobiałej energii, kumulująca się w jednej z jego lewych rąk. Jednocześnie cała arena jest pokryta, intensywnie zielonym piaskiem i wydaje się nie mieć teraz granic, a jednocześnie panuje mniej przygnębiająca szarówka, oraz intensywny półmrok.
- Mówiłeś coś Ziom? - spytał Hachi.
- Ja? Nic nie mówiłem. - odpowiedział Stevenen.
- To co wyciągamy co mamy najlepsze i walimy na jedną kartę? - spytała Kiazu, mocniej ściskając rękojeść swojej halabardy.
- Jeśli to nie wypali, to będziemy już totalnie bez mocy. - powiedział Stevenen.
- To nas pogrąży - dodała Diuna.
- Noooo, zwłaszcza że już nie mamy pełni mocy i ten atak to będzie desperacka resztka krzycząca o wygraną. - powiedział Stevenen
W międzyczasie oficerowie wymienili między sobą szybkie i porozumiewawcze spojrzenie. I po chwili Taakat powiedział:
- Są inne pomysły? Nie? To robimy tak jak powiedziała Kiazu. - powiedział porucznik.
- Oszalałeś!? - krzyknęli Stevenen i Key’leanem.
- Nie… i czas zatańczyć. - odpowiedział Taakat, a następnie przywołał swojego ognistego węża i ruszył do ataku.
- No! To ja rozumiem! - powiedziała Kiazu, intensywnie podpalając swoją broń i również z impetem ruszając do ataku.
Reszta oddziału w dużej mierze, mniej lub bardziej chętnie również ruszyła do walki.
- Kurai…. - zaczęła Diuna zostając lekko z tyłu.
Kiedy elektryczny neczanin zatrzymał się i odwrócił się w jej stronę, to ta kontynuowała:
- Ja znam ten piasek, był we śnie …
- Weź Rinę i zróbcie użytek z znaków ochronnych, które dostaliśmy. - odpowiedział chłodno Kurai.
- No na pewno …. I gdzie to chcesz? W połowie pola bitwy? Czy może na czole tego tam z mackami? - spytała z nutą pretensji w głosie Diuna.
- Może w okolicy naszych plecaków? - wtrąciła Rina.
- Nasze rzeczy akurat nie ucierpią … - odpowiedziała Diuna.
- To dobre miejsce na obronę. - powiedział chłodno i stanowczo Kurai, a następnie ruszył do ataku.
- Eh … Świetnie … -powiedziała Diuna.
- Chodź Diunka, ogarnijmy to. - wtrąciła spokojnie Rina.
- Dobra, w sumie to lepsze niż walka. - odpowiedziała Diuna.
- Swoją drogą … wypominałaś, że to było w Twoim śnie?
- Jeśli masz na myśli potwora to nie, ale ten zielony piasek i znaki ochronne już tak.
- Rozumiem …
- Przed wejściem do wierzy miałam jeden z tych snów, i praktycznie spełnił się w 100% - odpowiedziała Diuna wzruszając ramionami, a następnie dodała: - Aha, te symbole narysuj grubą linią i popraw ją kilka razy.
- Dobrze …
Następnie obie udały się bliżej plecaków i toreb po czym wzięły się do wykonania zadania. Obie zaczęły dłońmi kreślić znaki ochronne, które szczegółowo przerysowują, ze swoich telefonów.


************


Tym czasem walka z jednym przeciwnikiem, podczas dużego zmęczenia, wcale nie okazuje się łatwiejsza niż z czterema. Przeciwnik atakuje mieczem, jak mackami, które mimo eterycznej formy, to również potrafi coś nimi chwytać czy odrzucić. Jednocześnie broni się magią i energetycznymi tarczami. Neczanie ostatkiem sił przeprowadzają atak. Kiazu zaatakowała go swoją halabardą robiąc przy tym kilka szybkich cięć. A Taakat napuścił na przeciwnika swojego wodnego węża. W tym momencie oczy mackowego króla zaświeciły się, na niebieski, a wszystko to co zrobił Porucznik i ognista neczanka cofnęło się. Oboje bardzo szybko, ruszali się do tyłu jednocześnie sprawiać wrażenie poszarpanego glicza. Reszta obecnych widziała, jakby efekt przewijanej do tyłu kasety.
- Co do wafla! - krzyknęła zdezorientowana Kiazu, uderzając w ziemie i stojąc w miejscu gdzie zaczęła całą sekwensie ataków
- Kurde. - dodał Taakat, kiedy jego wodny wąż praktycznie zaatakował niego, w miejscu gdzie zaczął atak, a następnie dodał: - Ej co się odwaliło?
- Ziom cofnęło Was. - krzyknął Otachi.
- Widzieliśmy przewijanie kasety. - dodał Stevenen.
- To My mamy urwane kilka ostatnich sekund. - powiedziała Kiazu.
- No! Atakowaliśmy i nagle znaleźliśmy się gdzie indziej atakując dalej. - dodał Taakat.
- Cofa jakieś 30s akcji, ale chyba tylko w pobliżu. - dodał Kurai, trzymający się z tyłu.
- Zajebiście, ciekawe czy cofnie Nas wszystkich? - Zaciekawił się Taakat.
- Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. - odpowiedziała Kiazu ruszając do ataku.
W tym momencie Taakat, Kiazu, Key’leanem, Stevenen oraz Hachi ruszyli do zmasowanego ataku. Nagle oczy przeciwnika zabłysnęły na czerwono, co nie spowodowało cofnięcia ataku.
- Ha mamy szanse! - Krzyknęła Kiazu, zamachując się swoją ognistą halabardą i krzyżując ostrze z mieczem przeciwnika. Następnie ognista neczanka wyprowadziła parę szybkich ciosów, które zostały sparowane. Metaliczny dźwięk ostrzy roznosił się po całym pomieszczeniu. Po chwili Kiazu efektownie odskoczyła od przeciwnika i odwracając się do reszty powiedziała:
- Ej! Czemu nie atakujecie?
W tym momencie zobaczyła, że Taakat jest przygnieciony, przez wielki ziemnokamienny głaz, i z każdą chwilą i próbą ruszenia się przygniata go coraz więcej kamieni, a jego wodny wąż znikł. Key’leanem dosłownie wymiotuje płynnym metalem, co wygląda bardzo dziwnie. Stevenen, przywołuje bardzo nie stabilne i malutkie wodne bicze, które nie są wstanie się utrzymać. Natomiast Hachi, tarza się po ziemi i próbuje nie płonąć. Kiazu szybko podbiegła do brata i powiedziała:
- Hachi posłuchaj mnie … Nie walcz z nim…
- ALE JA PŁONĘ! - Krzyknął Hachi.
- On Cię nie spala!
Kiazu wzięła głęboki oddech i otoczyła go swoimi płomieniami, dusząc tym samym płomienie które go otaczały. A następnie z dużą siłą spoliczkowała brata, tym samym wytrąciła go z ataku paniki i powiedziała:
- To mój płomień, wiesz, że nie parzy jak ochrania?
- No .. NO tak … - odpowiedział Hachi siadając.
- Nie wiem co tu się odwaliło i skąd masz ogień, ale z ogniem trzeba spontanicznie i szalenie. Baw się nim. - kontynuowała lekko spanikowana Kiazu.
- To da się zrobić. - odpowiedział Hachi, podnosząc się.
- No to zatańczymy? - spytała Kiaziu.
- Pewnie! - odpowiedział Hachi.
Na te słowa ognista neczanka zniwelowała swój ogień. Ziemny neczanin przestał płonąć na dobre. W tym samym czasie Zaatakowała ich jedna z macek, Hachi zdołał postawić pokraczną ognistą tarczę, która wystarczyła, aby zatrzymać ją na tyle aby można było odskoczyć.
- Od kiedy Ty taka uczynna? - spytał Stevenen koło którego wylądowali odskakujący sojusznicy.
- Mówiłem Ziom, że czekolada się opłaci. - powiedział Hachi, stawiając kolejną pokraczną tarczę i gdzieniegdzie płonąc.
- Tak było. - dodała entuzjastycznie Kiazu podpalając się.


************


- Co tam się odwaliło? - zapytał Otachi, stojący z dala od przeciwnika i pola walki.
- Wymieszał im moce, Taakat dostał ziemie, Key’leanem metal, Kiazu ogień, Stevenen wodę i Hachi ogień. - odpowiedział chłodno Kurai, obserwując pole bitwy.
- To dla tego Kiazu nie odczuła ataku …
- Taa …
- Zajebiście, oba te ataki będą problemem.
- Na te chwilę wydaje się, że są krótko dystansowe.
- Tyle naszego szczęścia Ziom.


************


Po kolejnych kilku cofaniach czasu i zamianach mocy, neczanie są już bardzo mocno zmęczeni. Plus taki, że każdy obecnie ma swoją moc. Cały oddział dysząc siedzi, lub stoi w sporym półokręgu narysowanym, z znaków ochronnych. Powstała bariera nie pozwala się eterycznym mackom do nich dostać, ale stanowczo długo już nie wytrzyma.
- To co teraz? - Spytała Diuna.
- Zostało nam z 15 h a będą wysyłać pomoc, jeśli przetrwamy to jesteśmy uratowani. - powiedział Stevenen.
- Ziom, nie pocieszasz … - powiedzia
ł Otachi.
- Rina, to już czas. - wtrącił chłodno Kurai.
- Czas na co? - zaciekawili się wszyscy.
- Na prezent od In
di. - powiedział Taakat, uśmiechać się pod nosem, po czym dodał: - Jestem zajebiście ciekaw jak działają.
W tym czasie Rina wyjęła z torby kolorowe nie duże fiolki i rozdała je wszystkim. Kiazu i Key’leanem dostali czerwone, Stevenen dostał szarą, Otachi biała, Taakat niebieską, Issah cyjanową, Diuna fioletową, Hachi brązową, Kurai żółtą. Na koniec dla Riny również została niebieska fiolka.

- Co to? - spytała Diuna.
- Szoty energetyczne, dobrze Nam zrobią. - odpowiedziała pokornie Rina.
- To czemu mówicie Nam o nich dopiero teraz!? - spytał z pretensją Stevenen.
- Trzymaliśmy je na specjalną okazję, a nie aby zostały wypite wcześniej. - odpowiedział Taakat.
- Nie ma czasu na gadanie, czas je wypić i kończymy tę zabawę. - wtrącił chłodno Kurai.
- TAK JEST! - odpowiedzieli zgodnie neczanie.
- To do zdrówko! - krzyknął entuzjastycznie Hachi.
- Do dna! - dodał radośnie Otachi.
Następnie wszyscy odkręcili swoje fiolki i duszkiem wypili ich zawartość do cna.
Nagle ich serca zaczęły szybciej bić i upuścili puste szklane fiolki. Nowa energia szybko wręcz rozeszła się po ich ciele, pozostawiając delikatnie świetlistą aurę. Kiazu pierwszej zabłysnęły oczy, a Taakat powiedział:
- Dajesz Płomyczku, czas pokazać na co Nas stać!
- Jasna sprawa! - odpowiedziała zdeterminowana Kiazu, podnosząc się z ziemi i jednocześnie cała się podpalając.
Po chwili oczy pozostałych również rozbłysnęły i stali się gotowi na kolejną rundę. Cały oddział przepełniony energią wstał i ruszył do boju. Kiazu przywołała swoją halabardę, Hachi kamienny miecz, Otachi swoje dwa sejmitary, Diuna buzdygan, Taakat nadziak, Rina Guan-dao oraz Kurai katanę. Natomiast Key’leanem, zaczął strzelać swoimi ognistymi strzałami, a Stevenen i Issah ruszyli do walki tylko ze swoimi mocami. Dodatkowo Taakat, przywołał swojego wielkiego wodnego węża, a Rina wywołała delikatną warstwę wody oraz swoje dwa wodne wilki. Każde z nich ma delikatną złotą poświatę i nieznacznie świecące oczy. W takim zestawieniu wszyscy z impetem ruszyli do ataku, na mackowego przeciwnika.

wtorek, 5 sierpnia 2025

EPIZOD 277

 

Wyzwanie wieży numer 8

Długi dzień dalej trwa. Neczański oddział doszedł do doskonale znajomego im pomieszczenie z wielką kanapą w kształcie smoka, telewizorem i drzwiami do kolejnego wyzwania.
- Uff… myślałem, że to już będzie koniec na dzisiaj . - stwierdził Stevenem.
- A tu kolejne wyzwanie. - dodała Diuna.
- To będzie już 8 jak dobrze liczę. - powiedział Taakat, gasząc papierosa.
W tym momencie przed jednymi z drzwi pojawił się czerwony napis z kolejnymi trzema imionami
„Otachi, Diuna, Hachi”.
- Oho rodzinny wypad. - powiedział Hachi.
- Taaa… ciesze się jak nie wiem… - dodała Diuna.
- Na szczęście ja nie muszę. - powiedział Stevenem, a po chwili, rozsiadając się na kanapie dodał: - Mam już stanowczo dość tego dnia.
- I pomyśleć, że miałeś już szanse odpocząć. - odpowiedział Taakat.
- Dobra to my wchodzimy! - wypalił nagle Otachi.
W tym momencie wyczytani neczanie zostawili swoje rzeczy i weszli do dobrze znanego im już przejścia. Kiedy tylko przeszli przez próg to ich imiona klasycznie zmieniły się na zielone. Tym czasem reszta rozsiadła się na kanapie. Kiazu i Rina usiadły w głębi, Kurai jak zwykle podpierał ścianę, a reszta usiadła w miarę na brzegu kanapy aby dobrze widzieć starcie.
- No ciekawe co będzie tym razem? - zapytał Stevenem
- Każde wyzwanie póki co było „inne” – dodał Key’leanem.
- Zobaczymy, ale pewnie będzie interesująco. - dopowiedział Taakat.
W tym momencie Kiazu przytuliła się do porucznika od tyłu, kładąc ręce na jego ramionach i szyi oraz jedną ręką bawiąc się jego tęczowymi włosami.
- A Tobie Płomyczku ewidentnie się nudzi. - powiedział Taakat, pozwalając na tą zabawę.
- Może … a może nie … - odpowiedziała Kiazu, dalej się bawiąc.
- Dobra, no chodź. - powiedział Taakat, przesuwając się lekko do tyłu aby usiąść wygodniej.
Na te słowa Kiazu uśmiechnęła się, prześliznęła się między jego ramionami i usiadła mu na prawym kolanie, w taki sposób, że sama dobrze widzi ekran jak i nie zasłania porucznikowi. Taakat objął ją i zaczął bardzo uważnie obserwować ekran.
- Pani przytulaśna. - powiedział Key’leanem.
- Bardziej Pani wygodnicka. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.


************


Diuna, Hachi i Otachi znajdują się właśnie w bardzo dziwnym pomieszczeniu. Otoczeni się czterema drewnianymi ścianami, ma których wisi masa zdjęć. Mają one nie określone twarze, puste białe oczy i bardzo dziwne i przerażające uśmiechy wiszące na sznurkach. Jednak te wiszące uśmiechy wyglądają zupełnie jakby ktoś rozwiesił tam takie zakrwawione ludzkie szczęki układając je w uśmiech. Dodatkowo w całym pomieszczeniu panuje półmrok jakby gdzieś paliły się świeczki albo latarnie.
- O gash to jest totalnie obrzydliwe. - powiedziała Diuna zakrywając twarz. W tym momencie psychiczna neczanka zdałą sobie również sprawę, że to pomieszczenie śniło się jej przed wejściem do wieży. Przez co delikatnie pobladła.
- Ja pierdziu, mocny psychol musiał to zrobić. - dodał Otachi.
- Z niektórych nawet kapie jeszcze krew. - dodał Hachi.
- Weź mi nawet tego nie opisuj. - powiedziała Diuna.
- Ojej to tylko uśmiechy, zobacz jak się ładnie uśmiechają. - odpowiedział Hachi szczerząc kły, i łapiąc za sznurek jednego z portretów.
- Ej Bro, zauważyłeś, że część tych uśmiechów jest inna? - wtrącił nagle Otachi obserwując pomieszczenie i przerażające ściany.
- Hmm…. Racja Bro … część jest lśniąca i czysta i jest ich tylko parę. - dodał Hachi również dość uważnie oglądając ściany.
- Pewnie z nimi coś trzeba zrobić. Uderzcie w mocą i zobaczymy co się stanie. - wtrąciła Diuna, która zdecydowanie słabo się czuje w tym miejscu.
Na te słowa Hachi i Otachi próbowali użyć swoich mocy, ale bez skutecznie. Mimo, że dobrze się czują to nie mogą przywołać żadnego ataku, zupełnie jakby byli pod kontrolą bransoletek niwelujących moc.
- Nic z tego. - powiedział po chwili Otachi.
- Moce nie działają w tym pomieszczeniu. - dodał Hachi zaplatając ręce na karku.
- Zajebiście … to przeszukajmy bardziej to pomieszczenie. - zaproponowała Diuna.
- Dobra. - odpowiedzieli zgodnie neczańscy bracia i zaczęli przeszukiwać pomieszczenie.



************


- Co za obleśne pomieszczenie. - powiedział Stevenem, przesuwając się w głąb kanapy.
- Oby nie mieli takich cyrków jak ja … - dodał Key’leanem.
- E tam nie ma źle. Widać nawet, że Hachi żartuje. - dopowiedziała Kiazu, siedząc na kolanie porucznika i jedna ręką bawiąc się Jego włosami.
- Ciekawe co muszą tam zrobić? - zaciekawił się Taakat.
- Pewnie coś z zdjęciami. - odpowiedział Stevenem.
- Tyle się domyśliłem, jednak z naszej wizji ciężko wykminić już teraz coś więcej. - odpowiedział Taakat.
- A tego to nie wiem ale pomieszczenie wygląda dziwacznie. - odparł Stevenem.
- No właśnie… Mam wrażenie, że Oni widzą coś czego my nie widzimy. - odpowiedział Stevenem, a następnie dodał: - Ciekawe czemu nagle nie słyszymy rozmów z wyzwań?
- Najprostsza odpowiedz to wieża tak chciała. - odpowiedziała Kiazu.
- Może chce w Nas wzbudzić brak zaufania albo inny chaos związany z niewiedzą. - dodał Taakat.
- Ma to nawet sens. - odpowiedział Stevenem.


************


Neczańskie rodzeństwo rozgląda się uważnie po całym pomieszczeniu, co prawda nie ma w nim mebli ale szukają czegokolwiek co mogło by im pomóc. Nagle Hachi stanął na deskę która skrzypiała, jako jedyna w całym pomieszczeniu. Ziemny neczanin niewiele myśląc nachylił się, złapał za nią i wyłamał ją. To zachowanie zwróciło uwagę pozostałych. W tym momencie oczom wszystkich pojawiła się skrytka w podłodze w której znajdowała się siekiera.
- Zawsze jakaś broń. - stwierdził Otachi.
- O nie … - powiedziała Diuna.
Tym czasem Hachi podniósł siekierę, w tym momencie w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, a Hachi stał się takim nie określonym cieniem z pustymi
białymi oczami i bardzo przerażającym uśmiechem.
- Czas się zabawiać. - powiedział Hachi, delikatnie chrapliwym głosem.
Następnie neczanin rozwalił siekiera wszystkie zdjęcia z czystymi uśmiechami, jednocześnie śmiejąc się przy tym dość demonicznie. Jednocześnie widać, że sprawia mu to wiele frajdy. Kiedy wszystkie zostały już zniszczone, w pokoju ponownie zapaliło się bardzo jasne światło, a jednocześnie zniknęła cała podłoga. Tym samym rodzeństwo spadło niżej, to był szybki lot długim ciemnym tunelem. Nagle spadli na nogi, a jak Hachi odrzucił siekierę to ich oczom ukazała się ścianka wspinaczkowa.
- Ej to było fajne. - stwierdził Hachi szczerząc kły.
- To było dziwne a nie fajne. - odpowiedziała Diuna.
- E tam. - odpowiedział Hachi
- Bro, ciachałeś jak zawodowiec. - pochwalił Otachi.
- Ha! Nie da się ukryć. - dodał Hachi.
- Dobra, nie wiem jak Wy ale ja chce wyjść jak najszybciej. - wtrąciła Diuna, a następnie dodała: - To kto się wspina?
- Mogę ja. - powiedział Otachi podchodząc.
Wkrótce neczanin zaczął się wspinać, jednak mimo łapania się za wypustki spadał. Hachi, który też chciał spróbować również spadał.
- Co się do diabła? - spytał Hachi.
- Też bym chciał wiedzieć Bro. - odpowiedział Otachi.
- A może tak … - powiedziała Diuna, a następnie użyła swojej mocy.
W tym pomieszczeniu już się dało używać mocy, więc nie trzeba było długo czekać jak neczanka zobaczyła cała ściankę jako szaroniebieską górę, a jej wypustki jako zielone oraz czerwone. Po chwili zobaczyła, że pod wpływem widzenia kiedy używa mocy to Hachi świeci na zielono, a Otachi na czerwono.
- Chyba Hachi musi stąpać po zielonych częściach a Otachi po czerwonych. - powiedziała nagle Diuna.
- Okey, ale wiesz, że my tego nie widzimy nie? - odpowiedział Hachi.
- Fakt, ale od tego macie wspaniałą mnie. - odpowiedziała Diuna.
- Z braku laku możesz być i Ty. - powiedział Hachi.
- Dobra to gdzie mamy stawać? - wtrącił Otachi.
- A tak to Hachi musi wejść na te dwa małe na dole i trzy na górze, za to Otachi ma jeden taki półokrągły wysoko po prawo na załamaniu a potem wyżej po lewej stronie na załamaniu. A Kolejne dla Hachiego są za tym czerwonym Otachiego. - odpowiedziała Diuna.
- Sis, czy wszystkie moje póki co są takie księżycowate czy tam pół okrągłe? - spytał Otachi uważnie obserwując ściankę.
- Tak na te chwile tak, i tak się to ciągnie. Za to te mniejsze są zielone. - odpowiedziała Diuna.
Na te słowa bracia spojrzeli po sobie, przybili sobie piątkę i podeszli do ścianki. Hachi wszedł na swoją część, po czym jak doszedł najwyżej jak mógł to stanął wygodnie i odwrócił się tyłem do ścianki. Jednocześnie trzymając się jednej z wypustek. W międzyczasie Otachi wszedł na swój czerwony i wyciągnął lewa rękę. Na ten gest ziemny neczanin użyczył swoje lewej ręki, w taki sposób, że była ona hakiem. Kiedy brat go stabilnie złapał ten przetransportował go na drugą stronę ścianki. Następnie przeszedł po jego plecach aby następnie dość do kolejnych swoich zielonych wypustek i ponownie stanął stabilnie, w taki sposób aby dało się przejść po jego ramionach dalej. Otachi doskonale wykorzystał tę sytuację i przeszedł po Jego ramionach dalej do swoich czerwonych części wyżej.


************


- Po takiej ściance, to chętnie bym się powspinał. - powiedział Taakat.
- Jakieś łatwe mają. - marudził Stevenem.
- Czy ja wiem, wchodzą coraz wyżej wypustki się zmieniają, i muszą rozkminiać jak przejść dalej tak aby nie zaczynać od nowa. Wymaga to trochę uwagi. - powiedział Taakat.
- Plus, Ty Stevenem pewnie byś nie dostał nawet czegoś takiego, bo by to było za trudne dla Ciebie i nie poradził byś sobie. - dodała u kąśliwie Kiazu.
- Na pewno zrobiłbym to inaczej a nie wspinając się. - odpowiedział Stevenem
- Tak, tak … bo w tym za słaby byś był… - dodała Kiazu.
- Mi się podoba jak współpracują i jak przy tym widać, że dobrze się bawią. - pochwalił Taakat.
- Tak, Oni potrafią dobrze się bawić. - dodała Kiazu.
- A medyk nawet nie patrzy … a może tak… - wtrącił Stevenem, patrząc na neczankę.
- Zostaw ją. - przerwał mu twardo Kurai, zanim ktokolwiek inny zdążył się odezwać.
- Niech odpoczywa, z użyła tyle mocy, że dobrze, że nie jest kotem. No chyba, że chcesz porozmawiać, też ze mną albo z Kapitanem? - wtrącił Taakat, a następnie dodał: - Bo wiesz, my chętnie sobie pogadamy.
- Nie, dzięki … domyślam się jak się skończą te rozmowy… wole dać Jej pokój… - odpowiedział nerwowo Stevenem.
- Hmmm…. - mruknęła Kiazu z uśmiechem.
- Co tam? - spytał Key’leanem.
- Nic, nic. - odpowiedziała Kiazu dalej uśmiechając się pod nosem.
- Ale dobre salto! - wtrącił Taakat, który dalej obserwuje starcie.
- Piękne to było! - dodał Key’leanem.
- O kurcze zaraz będą na szczycie! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- I mamy szczyt - dodał Stevenem.
- A na szczycie obaj zawisnęli na dwóch różnych wypustkach. - dopowiedział Key’leanem.
- Ooooo! Chyba przeszli! - powiedziała radośnie Kiazu.
- To było szybkie wyzwanie. - dodał Taakat.
- Zajęło im jakieś 3 godziny … - marudził Stevenem
- Jak na niektóre starcia to i tak szybko. - powiedział Taakat.
- Oby to było ostanie wyzwanie na dzisiaj, bo już serio mam dość. - dodał Stevenem.
Wkrótce z przejścia wyszło zadowolone rodzeństwo, sprawnie poszło im starcie i nie znaleźli kolejnych nieśmiertelników. Kiedy tylko wyszli to przejście dalej jak zwykle otworzyło się.
- Słuchajcie o co chodziło z tymi dziwnymi maskami? - spytał Stevenem.
- To nie były maski … - odpowiedziała Diuna.
- Trzeba było zniszczyć te zdjęcia które miały inne wiszące uśmiechnięte szczęki. - powiedział Otachi.
- Doskonała zabawa! - powiedział entuzjastycznie Hachi.
W międzyczasie harmider obudził też Rinę, która przeciągnęła się i po zorientowaniu się co się dzieje, zebrała swoje rzeczy. Po chwili wszyscy zebrali swoje rzeczy i ruszyli dalej.
Na końcu tunelu, okazało się, że dotarli do upragnionej strefy odpoczynku. Jest to taka sama s
pora i przestronna komnata Uraczona jest otwartą przestrzenią z źródłem wody, nie wielkim lasem i smoczą kanapą, w kolorze kremowym, pod jedną z nie widzialnych ścian na wprost wejścia. Oczywiście widać też drzwi z napisem WC oraz drugie z napisem „Bagni ”, a sama barwa oświetlenia w pomieszczeniu, jest taka mroczniejszą wieczorną szarówką.
- NO NA RESZCIE! - powiedziała z ulgą znaczna część oddziału.
- W końcu. - dodał Stevenem.


************


Neczański generał wyciska sztangę na płaskiej ławce. Ubrany jest w zielony T-shirt i czarne krótkie spodenki. Rudy słucha muzyki, jednak jego słuchawki podłączone są do nasłuchu oddziału i dalej czeka na wieści od nich.
- Mam nadzieję, że nie długo się odezwą … czas im się mocno kończy … - rozmyślał Rudy, a po chwili kontynuował: - Ciekawe co tam się odwala, że jeszcze nie dali znać … oby było z nimi wszystko w porządku … aż dziwne, że Linkolion nie truje mi dupy … Gorzej będzie jak nie wyjdą… eh … zaraz to ja zacznę truć dupę i się martwić…


************


Kurai i Rina idą w kierunku smoczej kanapy. Neczanka jest już po kąpieli i jest w piżamie, natomiast neczanin jest jeszcze w swojej wersji munduru. Kiedy są w połowie drogi między ogniskiem a kanapą, to nagle podchodzi do nich Issah pytając:
- Kurai można na słowo?
- Co chcesz? - spytał chłodno Kurai zatrzymując się. Tym czasem wodna neczanka poszła w kierunku kanapy.
- W plecaku mam parę piw, możemy zrobić dzisiaj luźniejszy wieczór? - spytał Issah.
- Te niskoprocentowe co były na grillu w obozie?
- Tak te, i parę zerówek.
- No dobra, ale mają się odbyć wszystkie warty, jak i rano macie być zdolni do do dalszego działania. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Tak jest. - odpowiedział Issah, a następnie dodał: - Taakat może tego dopilnować?
- Ty tego dopilnujesz. - odpowiedział chłodno Kurai odchodząc.
Kiedy Issah wrócił do reszty oddziału siedzącego przy ognisku, to elektryczny neczanin, podszedł do smoczek kanapy oraz siedzącej już tam Riny.
- Coś ważnego? - spytała delikatnie Rina.
- Chcą sobie zrobić luźny wieczór z browcami. - odpowiedział Kurai siadając tak aby opierać się o kanapę koło głowy smoka, oraz tak że mógł położyć nogi ukochanej na swoich wyprostowanych kolanach. Wodna neczanka siedzi bokiem i tez opiera się o oparcie.
- Kurai, to koszmarne wyzwanie w wieży było … było Twoimi wspomnieniami? - spytała Rina.
- Tak, w dużej mierze tak, chociaż niektóre były tak przerwane aby zbudzić jeszcze większe „emocje” – odpowiedział chłodno Kurai, kładąc swoją lewą dłoń na prawym udzie neczanki.
- To pewnie było straszne przeżywać to na nowo …
- Nie było tak źle, jakby mogło się wydawać. Bardziej one wpłynęły na Key’leanem niż na mnie.
- Na pewno?
- Tak, nie martw się. To tylko wspomnienia, a na dobrą sprawę dzięki swojej przeszłości jestem teraz właśnie w tym miejscu.
- Hmm… Rozumiem, ciekawe czemu wieża wybrała akurat Was…
- No ja byłem doskonałym źródłem koszmarów, nawet jeśli wieża nie wyciągnęła z moich wspomnień wszystkiego najgorszego.
- To tak, ale hmm.. Stevenem i ja myślę, że bawilibyśmy się jeszcze bardziej…
- Sądzę, że wieża chciała manipulować nami. W sensie ani Stevenem ani tym bardziej Ty nie zakatowalibyście mnie, a wieży chodziło o to abyśmy sami się pozabijali. Co za tym idzie koszmary jednego wykorzystała do zmanipulowania drugiego. - odpowiedział Kurai, a następnie głaszcząc nogę ukochanej dodał: - Podejrzewam, że podobnie jak ja słyszał też szepty mówiące mu, że ma mnie zabić, co tylko było potęgowane przez wydarzenia z wyzwania.
- Hmm… miałoby to sens ... jednocześnie trzecia osoba która równie by się bała też by była w stylu wieży.
- Masz rację, ale wieża powiedzmy „dba” o Nas. Widzisz podejrzewam, że starcia które napotykamy, zostały zaplanowane, przez wieżę w momencie jak tylko przekroczyliśmy jej próg, tym samym Stevenem był już widziany jako uczestnik kolejnego starcia, a wieża pilnuje aby te same osoby nie miały starć pod rząd.
- A ja?
- A Ty byłaś zmęczona po oddaniu energii za odtrutkę… i znając Ciebie zapewne byłaś miła dla wieży. Więc zadbała o Ciebie „bardziej”
- Hmm… no mogło tak być …
Po chwili do kanapy, spokojnym krokiem podszedł Taakat z dwoma piwami w dłoni.
- Chcecie? - spytał porucznik.
- Nie dziękuję. - odpowiedziała Rina z delikatnym uśmiechem.
- A daj. - odpowiedział Kurai wyciągając prawą rękę, a lewą dalej trzymając na udzie neczanki.
Na ten gest Taakat, otworzył piwo o piwo i otwartą butelkę wręczył kapitanowi. Następnie zapalniczką otworzył drugą butelkę.
- Swoją drogą… pamiętacie torbę niespodziankę od Indi? - wtrąciła Rina.
- Tą z fiolkami? - spytał Taakat siadając na brzegu kanapy.
- Ich kolory sugerują, że mają coś wspólnego z jagodami Shuiwa. - dodał chłodno Kurai.
- Owszem mają. - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - Indi mówiła, że to
skoncentrowany sok z jagód żywiołów, wzbogacony jakimiś witaminami i ziołami.
- Jak to działa? - zainteresował się Taakat.
- Hmm… ponoć pozwalają wręcz natychmiastowo zregenerować moc na maksa oraz chwilo podnieść jej poziom jak przy szocie energetycznym. - odpowiedziała Rina.
- Wychodzi na to, że to takie podkręcone szoty z jagód, które jak zostaną dobrze wykorzystane to mogą dać sporą przewagę. - odpowiedział Kurai.
- Czemu dopiero teraz nam o tym mówisz? - spytał Taakat.
- Nie sądziłam, że wieża da Nam aż tak popalić… - odpowiedziała pokornie Rina.
- Dobrze wiedzieć, że posiadamy coś takiego. Sądzę, że przed finalnym wyzwaniem wieży, mogą się Nam przydać. - odpowiedział Kurai.
- W sumie dobry pomysł, o ile rozpoznamy, że to już finałowe wyzwanie. - odpowiedział Taakat.
- Raczej, da Nam znać. - odpowiedział Kurai.
- Patrząc, na to co działo się do tej pory to masz racje. - odpowiedział Taakat, a następnie wstając dodał: - Dobra idę sprawdzić, czy nie ma mnie przy ognisku.
- Taakat, max 23 cały oddział ma być w łóżkach. - powiedział chłodno Kurai, po czym wziął kolejny łyk piwa.
- Tak, tak … na to, za co Issah jest odpowiedzialny, też rzucę okiem. - odpowiedział porucznik odchodząc.
- Przepraszam, że nie powiedziałam o nich wcześniej. - powiedziała Rina.
- Spokojnie, nic się nie stało. Jakbyś powiedziała, nawet przed sama finałową walką to też by było dobrze. - odpowiedział Kurai, popijając piwo.
- Oki …. A co do tych koszmarów … to w dwóch koszmarach miałam wrażenie, że występuje Volaure. - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - W jednym mam wrażenie, że go wręcz praktycznie zabiłeś …
- Nie zabiłem, chociaż było blisko. Wieża specjalnie dała takie odczucie, aby mocniej to zabolało. Wiesz zabicie bliskiej osoby a zranienie to różnica. - odpowiedział Kurai, delikatnie pusto patrząc w przestrzeń, a następnie dodał: - To było dawno temu na jednej z misji dla Dossaka. Potrzebowałem aby się nie wtrącał, bo jego niewtrącanie się spowodowało, ze przeżył. A że obaj jesteśmy stanowczy i nie dajemy sobą manipulować, to rozcięcie go i zapewnienie mu opieki było jedynym wyjściem w tej sytuacji…
- To brzmi strasznie i brutalnie… to dlatego potem robił krzywdę Tobie w innym wspomnieniu?
- Nie… w tym drugim wspomnieniu chciał „zjeść”. Właściwie to był bardzo głodny, byłem Jego powiedzmy jedyną opcją na posiłek z energii, ale przypilnował abym ochłonął przed kolejną rozmową i wyssał ze mnie również energię życiową, jednocześnie potem zapewniając mi opiekę.
- Bardzo przerażające …
- Wiesz nasza znajomość, a w jego miemaniu nawet braterstwo jest na dość typowo męskich warunkach i nie boimy się dać drugiemu „po mordzie” ale jednocześnie dbamy aby ten drugi przeżył, i zdecydowanie znamy granicę aby się nie pozabijać i nie sprawić, aby te drugi zgasł na zawsze.
- Rozumiem … - odpowiedziała Rina z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie masz się co obawiać. Nie pozabijamy się, może bywać blisko, nawet bardzo, ale nie zabijamy się, a i Tobie żaden z Nas nie zrobi krzywdy.
- W sumie ufam Wam obu…
- Doceniam to.
- Hmmm…. Tak w ogóle jaką mocą włada Volaure?
- Tak między Nami, to taką samą co Dae Cheetah, Shurkiami czy Sumi.
- To znaczy? Bo wiem, że moc Czcigodnego i Shurkiami była potężna i dziwna …
- Hmm… wszyscy Oni władają energią chaosu, czy też „kosmosu”. Dae Cheetah oraz Shurkiami neutralną wersją chaosu, która jest najbardziej plastyczna i najłatwiejsza w opanowaniu. Sumi włada zarówno dobra i złą w zależności od humoru, co czyni ją bardzo niebezpieczną i niezrównoważoną oraz trudną do okiełznania. A Volaure włada najbardziej czystą mroczną wersją chaosu jaki może przyjść Ci do głowy. I podejrzewam, że jest najbardziej niebezpieczny z całej tej czwórki i najtrudniejszy do okiełznania. - odpowiedział spokojnie Kurai.
- To czemu nie jest pod opieką czcigodnego?
- Kiedy kształtował się w nim chaos, Dae Cheetah nie miał o nim zielonego pojęcia, tym bardziej, że nikt się do niego nie zgłosił, a Dossakowi taka moc po swojej stronie była zdecydowanie na rękę. Jednak w pewnym wieku to Sumi nauczyła go panować nad tym chaosem, i ukrywać swoją moc oraz walczyć przy pomocy samej aury. Tak aby Jego moc została tajemnicą. Co w sumie sprawiło, że stał się jeszcze bardziej niebezpieczny i jeszcze bardziej pożądaną „bronią”.
- Hmm… Dossak, zapewne był rad … hmm… powiedz mi, to dlatego przy sparingach i tak dalej, posługuje się samą aurą?
- Tak, a Jego aura jest równie potężna co moc chaosu która w nim mieszka, tylko jest mniej niebezpieczna dla otoczenia. Natomiast oblicze tej mrocznej mocy to coś co nie jest przeznaczone dla każdego i nie rozpowiadaj o tym jaką włada mocą, to może przysporzyć mu bardzo dużo kłopotów.
- Rozumiem … nie mam zamiaru nikomu o tym mówić...
- Dobrze … i spokojnie, nie masz się czego obawiać. Podobnie do mnie, ma swego rodzaju słabość do Ciebie, więc w stosunku do Ciebie nigdy jej nie użyje, tego jestem pewien. Ba zdecydowanie prędzej użyje jej aby Cię obronić niż aby coś zrobić Tobie.
- Skoro tak mówisz … - odpowiedziała pokornie Rina, a następnie dodała: - W sumie jakby się tak zastanowić to obaj macie w sobie bardzo dużo mroku …
- Tak, zdecydowanie. Możliwe, że dlatego tak bardzo się za kumplowaliśmy, jednocześnie to sprawia, że nasza przyjaźń wygląda tak a nie inaczej i nie boimy się siebie nawzajem.
- Rozumiem, jednocześnie czuje, że mogę być przy Was bezpieczna.
- Tak, możesz. Nie pozwolimy Cię skrzywdzić.
- Volaure ma przewagę mocy nad Tobą?
- I tak i nie, dopóki nie rozwinął magii leczenia do możliwości wskrzeszania nie był odporny na moją elektryczność, obecnie niby jest, ale jestem przekonany, że i tak nadal jestem wstanie mu coś zrobić. Myślę, że da się Go pokonać, chociaż chaos daje mu ogromne możliwości.
- Hmmm…. A chcecie się krzywdzić?
- Nazwijmy to, że to jest w jakiś sposób nasz język komunikacji i „rozmowy”, który obaj rozumiemy.
- A czemu tam w tych wspomnieniach, nie broniliście się przed sobą?
- W obu przypadkach każdy z Nas się bronił, tylko w danym momencie kto inny był górą i dominował. Przy dwóch dominujących charakterach raz wygrywa jeden a raz drugi. Zależy to od wielu czynników, w danym momencie.
- Rozumiem, tak mi się wydaje.
- Posłuchaj, jakbyśmy mieli się pozabijać i chcieli to już dawno byśmy to zrobili, a nie na swój specyficzny sposób się chronili.
- No okey … a coś jest wstanie ochronić przed Jego mocą?
- Na przykład jego bluzy, nie wiem, z czego są robione ale chronią przed każdą znaną mocą chaosu.
- Hmm…
- Więc jak kiedyś da Ci swoją bluzę i każe się w niej schować i nie wychylać się, to bez zawahania to zrób.
- Dobrze ….
- Zresztą nie raz Ci już ją dawał, teraz już wiesz, że to też powiedzmy najwyższa forma ochrony, a nie tylko bycie dżentelmenem.
- To miłe z Jego strony …. hmm… Kurai, a ten ostatni potwór, ten śród czaszek … tez był misją?
- Nie, to była dość upiorna część mojego treningu. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Hmm… a te dziwne „zombie”?
- To coś między misją, a częścią mocy Volaure.
- Aaa ...aha …
- Zaczynasz się Nas bać?
- Nie … to nie tak … - odpowiedziała spokojnie Rina, po czym przysunęła się bliżej ukochanego, wtuliła się w jego ramiona i powiedziała: - Wiedziałam, że macie mroczną przeszłość i akceptuję to… i ufam Wam jak i czuję się przy Was bezpieczna … to bardziej przerażenie ile straszliwych rzeczy przeżyliście … i jak wielu złych rzeczy byliście częścią …
- Tak wyszło, ale jak już mówiłem to tylko przeszłość, a dzięki temu jesteśmy tu gdzie jesteśmy i każdy z Nas jest jaki jest. - odpowiedział spokojnie Kurai, popijając dalej swoje piwo.
- A co jeśli przeszłość się upomni o siebie?
- To my brutalnie stawiły temu czoła i pokażemy gdzie jest Jej miejsce.
- Ciekawe czy Nasza przeszłość, ta której nie pamiętamy upomni się o Nas?
- Jeśli nawet, to też stawimy temu czoła.
- A jak przez to się zmienimy?
- Minęło parę lat, jakby to jak się zachowujecie byłoby udawane to już dawno byście sobie o tym przypomnieli. Osobiście uważam, że macie nadal swoje wspomnienia, ale są zablokowane, że nie jesteście wstanie sobie przypomnieć, ale nadal są w Was i istnieją, dzięki temu jesteście autentyczni i jesteście sobą. Świadczą o tym np. informacje na wisiorkach, że dostęp do informacji „zablokowany”. - odpowiedział spokojnie Kurai, a następnie dodał: - Sądzę, że komuś jest ewidentnie na rękę abyście nie pamiętali wszystkiego, ale te wspomnienia nadal są w Was.
- Ma to w sumie sens. Pewnie masz racje.
- Bardziej się boisz własnej przeszłości niż mojej?
- Trochę tak …
- Myślę, że nie wiele się w Was zmieni o ile w ogóle, jedynie zdobędziecie dokładniejszy obraz siebie. Z nią czy bez niej obstawiam, że będziecie trzymać się razem, a zawiązane znajomości te co zostaną, staną się mocniejsze. Nie martw się na zapas.



************


Przy ognisku neczańśki oddział bawi się dobrze w swoim towarzystwie. Śmiejąc się, popijając piwo i zdecydowanie odpoczywając. Nie dawno warte zaczął Otachi.
- Ciekawe czemu kapitan tak długo tam rozmawia. - zainteresował się nagle Stevenem.
- A co też chciałbyś mieć rozmowę z kapitanem? - spytał Taakat, biorąc kolejny łyk piwa.
- Nie, dzięki … na samą myśl mam ciarki. - odpowiedział Stevenem.
- To się nie interesuj i baw się dalej. - odpowiedział Taakat.
- Właśnie Taakat, mieliśmy robić te pompki. - wtrącił Hachi.
- A tak. - odpowiedział porucznik, a następnie odstawił piwo i powiedział: - No dobra młody zaczynamy.
Po tych słowach obaj zaczęli robić pompki. Robią je równo i są pełne. Po chwili Kiazu zaszła porucznika od tylu i zrobiła tak zwaną deskę na jego plecach.
- Halo siostra co to za oszustwo? - spytał Hachi.
- Spokojnie Młody mi to nie przeszkadza, z nią czy bez niej i tak zrobię więcej, a jak chcesz to zawsze Diuna może zrobić to samo. - odpowiedział Taakat, dalej robiąc pompki.
- Dobra. - odpowiedział Hachi.
- Co za pech a mi się nie chce ruszać. - wtrąciła Diuna.
- No kto by się tego spodziewał. - odpowiedział Hachi.
- Wiesz, że możesz sobie poleżeć, a nie robić deskę? - wtrąciła Kiazu.
- A skoro tak stawiasz sprawę, to nawet chętnie. - powiedziała Diuna, po czym położyła się na bracie.
- No to zaczyna się lepsza zabawa. - powiedział Key’leanem.