„Myślisz,
że to koniec?”
Nastał
ranek, jest trochę po 6:00, ale dzisiaj oddział ma pozwolone spać
nawet do 8:00. Po luźniejszej nocy na naładowanie baterii i po
bardzo intensywnych ostaniach dniach, mają w końcu odpoczynek. Na
tyle na ile mogą sobie pozwolić na luźniejszy czas, będąc dalej
w wieży. Issah, ubrany już w mundur, skończył już poranna wartę,
ale siedzi przy oknisku i wstawił wodę kawę. Wkrótce z namiotu
wyszedł lekko zaspany Taakat, ubrany jeszcze w swoją piżamę.
Porucznik przeciągnął się, rozejrzał, podszedł do kompana i
zapytał:
- Widziałeś Kapitana?
- Tam jest. -
odpowiedział Issah, wręczając oficerowi kubek z świeżą i gorącą
kawę, oraz pokazując palcem granice lasku.
Tam ich oczom
ukazał się Kurai, robiący brzuszki jednocześnie wisząc do góry
nogami na gałęzi jednego z wyższych drzew.
- Dawno wstał? -
spytał Taakat, biorąc łyk kawy.
- Na koniec mojej warty,
przyjął raport i poszedł tam. - odpowiedział Issah również
trzymający kubek z kawą.
- Jak chcesz to idź spać, ja rzucę
okiem na obóz.
- Wole wypić w ciszy kawę, za nim wstaną Ci
najgłośniejsi.
- Szanuję.
- Mógłby medyk wstać,
przydałoby się śniadanie.
- Ona ma imię. - odpowiedział
Taakat, a następnie dodał: - Rina, jak wstanie to pewnie się tym
zajmie, a Ty wytrzymasz do śniadania.
- Szacunek dla medyka,
interesujące.
- Do osoby, i to akurat od początku i dobrze to
wiesz, a i też Wam radzę, bo już nawet mi przeszkadza to Wasze
„medykowanie”. - odpowiedział Taakat, biorąc drugi kubek kawy i
odchodząc w kierunku kapitana.
- Tak jest. - odpowiedział
Issah.
Po dłuższej chwili porucznik podszedł z do drugiego
oficera, który dalej robi swoje. Obaj są spory kawałek i od obozu
i od ogniska więc mogą swobodnie rozmawiać.
- Chcesz? -
spytał Taakat, pokazując jeden kubek kawy.
- Wiesz, że jak
chcesz pogadać … to możesz bez trunków? - odpowiedział chłodno
Kurai, dalej robiąc swoje ćwiczenia.
- Tak jest
wygodniej.
Na te słowa elektryczny neczanin dokończył swoją
serię, zeskoczył z drzewa, podniósł biały ręcznik, położył
go sobie na szyi i wycierając twarz, wziął kubek z kawą i
spytał:
- To co chcesz?
- Mamy siedem nieśmiertelników,
w tym dwa oficerskie … podejrzewam, że skoro zostało ich troje to
nie przeszli dalej i teoretycznie powinniśmy ich spotkać albo
tutaj, albo w poczekalni przy kolejnym wyzwaniu. - odpowiedział
Taakat, a następnie dodał: - Chyba, że Nasza teoria, że jesteśmy
w innym wymiarze wieży jest prawdziwa to ich nie spotkamy wcale.
-
Jakaś szansa jest, że spotkamy ich dopiero jak ukończymy wieżę.
- odpowiedział chłodno Kurai, opierając się o drzewo.
- Tak,
tak może być skoro znajdujemy nieśmiertelniki i zakładając, że
są żywi i, że za chwile nie znajdziemy ostatnich trzech
nieśmiertelników.
- Taa …
- Zanim powiem to co mnie
kusi, to Ty mi powiedz, długo jesteś z Riną? Bo zakładam, ze
jesteście ze sobą.
- To nie powinno Cię w ogóle obchodzić,
ale chyba wiem do czego to może zmierzać. - odpowiedział chłodno
Kurai, a następnie po kolejnym łyku kawy dodał: - Skoro musisz
wiedzieć. To tak jesteśmy i to będzie już około 4 lata, więc
zeszliśmy się na długo przed wojną.
- Rozumiem, to to co
chciałem powiedzieć jest bez sensu. - odpowiedział Taakat, a
następnie trochę zmieszany dodał: - Widzisz chciałem powiedzieć,
że jeśli się właśnie schodzicie to abyś sobie darował, bo
zniszczysz Jej wojskową karierę i że jak się wszyscy się
dowiedzą to każdy Jej sukces będzie odbierany „to dlatego,
zdobyła faceta kapitana ” a nie dlatego, że coś potrafi.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nie mam zamiaru zrywać z Nią
tylko dlatego.
- Jasna sprawa, nie to miałem na myśli.
Sytuacja by zupełnie inaczej wyglądała, jakbyście dopiero teraz
się schodzili, to lepiej by było poczekać na czas po wojnie.
-
Taaa …
- Właśnie, co Jej powiedziałeś, że odwaliła taką
zajebistą akcję?
- Że sobie poradzi.
- Tylko tyle?
-
To jest tak … Każdy potrzebuje czegoś innego aby zamotywać do
działania. Diuna potrzebuje czasem kopa w dupę, krótko zwięźle i
twardo. Kiazu, potrzebuje rywala i to takiego który się rozwija aby
miała ciągłe wyzwanie, Hachi i Otachi w dużej mierze potrzebują
urozmaicenia. Na te trójkę działają też pociski po ambicji i
wszelkiego rodzaju szpile. Natomiast Rinie trzeba czasem przypomnieć,
że potrafi więcej niż się Jej zdaje i dać wiarę w siebie.
Jednocześnie się doskonale uzupełniają, nawet jak tego nie widzą
na co dzień - odpowiedział chłodno Kurai.
- Na tyle ile
zdążyłem ich poznać, to ma to bardzo dużo sensu. Osobiście dość
równo traktuje każdego. A tu różnorodne podejście, podoba mi się
to. - odpowiedział Taakat, a po chwili dodał: - Że tak to ujmę
„lata praktyki”?
- Taaa …
- To mówisz, że Rinie
wystarczy dmuchnąć w skrzydła?
- Tak, tak to działa i wtedy
jest wstanie zaskakiwać.
- No mega mnie zaskoczyła nawet
zaimponowała mi tymi wilkami. Totalnie się tego nie spodziewałem,
mniej by mnie zaskoczyło jakby to Kiazu odwaliła taki numer.
-
Po Kiazu, spodziewa się niespodziewanego.
- Tak, to prawda.
-
Też zauważyłeś, że kończą Nam się zapasy?
- Taaa, i to
mimo dodatkowej wałówki.
- Długo już nie pociągniemy w
wieży. Chociaż przyznaję, że zdobycie dodatkowego jedzenia
zdecydowanie wydłużyło nam syte posiłki.
- Dobre
gospodarowanie.
- Tak, gdyby nie ono, to już dawno skończyły
by Nam się zapasy, w samej wieży jesteśmy już 4 dzień, bez
kontaktu jak i bez możliwości zdobycia dodatkowych zasobów.
-
Jeszcze nie wiadomo ile tu spędzimy.
- To stanowi problem.
************
Neczański
obóz budzi się do życia. Jeszcze dogorywają na smoczej kanapie
Diuna wraz z Kiazu. Siostry leżą z zamkniętymi oczami i
zdecydowanie nie chce im się wstawać. Otachi uprawia swego rodzaju
zapasy i siłowanie się Key’leanem. Hachi, Issah i Stevenen grają
w karty siedząc na trawie, a Rina przygotowuje śniadanie.
-
Oficerowie długo tak gadają? - zainteresował się Stevenen.
-
Jakoś tak między 6 a 7 zaczęli. - odpowiedział Issah.
-
Pewnie zaraz wrócą, zapachy śniadania ich ściągną. - dodał
Hachi.
- Mnie bardziej interesuje o czym rozmawiają. -
odpowiedział Stevenen.
- Ziom, jakby to miało być coś o czym
mielibyśmy słyszeć to rozmawiali by tutaj. - odpowiedział
Hachi.
- Wiem, wiem ale ja lubię wiedzieć. - odparł
Stevenen.
- Makao. - powiedział Issah.
- No nie to się
nie godzi! - powiedział Hachi, rzucając króla pik.
- Kurde …
- odpowiedział Issah sprawdzając pierwszą kartę z kupki do
dobierania, a następnie dobrał łącznie pięć kart.
Po tym
dobieraniu znów nastała kolej Hachiego, który tym razem rzucił
króla kierowego.
- Ożty … - powiedział Stevenen, a
następnie podejrzał pierwszą kartę i powiedział: - No nie
…
Następnie dobrał pięć kart.
- O Siostra, co tam? -
powiedział nagle Hachi.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na
Kiazu, ubraną jedynie w czerwoną jedwabną koszulkę nocną. Jest
ona z ładnie dopasowaną górą, na cienkich ramiączkach i sięga
jej tylko do połowy uda.
- Skołuj mi czekoladę… -
odpowiedziała zaspana Kiazu, a następnie udała się o łazienki.
-
Oho … - odpowiedział Hachi.
- Co przegrywasz? - spytał
Stevenen.
- Nie tym razem Panowie, Makao i po makale! -
odpowiedział radośnie Hachi, rzucając 2 ostanie karty z ręki na
stół. Następnie podniósł się, podziękował za grę i udał się
do gotującej Riny. Po chwili położył jej głowę na ramieniu i
powiedział:
- Rinkaaaa...
- W mojej torbie są jeszcze
dwie duże czekolady, możesz jedną zgarnąć dla Kiazu.
-
Jesteś najlepsza. - odpowiedział Hachi, po czym dam siostrze
buziaka w policzek i poszedł do Jej torby.
- Po co to wszystko?
- spytał Stevenen.
- Warto zaplusować nawet siostrze. -
odpowiedział Hachi mrugając okiem.
- Niepotrzebne ceregiele. -
odpowiedział Stevenen.
- E tam …. opłacalne … -
odpowiedział Hachi, już przeszukując torbę siostry.
Minęło
trochę czasu, ten kto miał się wykąpać to się wykąpał. Kiazu
dostała czekoladę od brata. Neczańśki oddział zjadł również
śniadanie, zebrał już obóz, naszykował się się do dalszej
drogi i ruszył dalej podbijać wieżę. Tym samym idą przez
doskonale znajomy już długi ciemny korytarz. Ten konkretny wydaje
im się nawet dłuższy niż zazwyczaj. W końcu neczanie dotarli do
pomieszczania. Tym razem jest tam niewielka smocza kanapa w zielonym
kolorze, a reszta bez zmian.
-
Dziwnie „skromnie” - powiedział Stevenen.
- Jakoś tak
dziwnie. - dodała Diuna.
W
tym momencie przed jednymi z drzwi pojawił się czerwony napis
w jakimś mało zrozumiałym języku
„Samian
” jednak
po chwili zmienił się w napis z imionami
„Diuna, Hachi, Issah, Key'leanem, Kiazu, Kurai, Otachi, Rina,
Stevenen, Taakat”. Następnie
znów pojawił się ten niezrozumiały napis. I tak obie wersje
czerwonego napisu migały na przemienne.
- A to będzie ciekawe
wyzwanie. - powiedział Taakat.
- Chyba domyślam się, co
znaczy to całe „samian”. - powiedziała Diuna.
- Że finał?
- odpowiedział Stevenen.
- Samian oznacza „Wszyscy”. -
wtrącił chłodno Kurai.
- Byłem blisko. - odpowiedział
Stevenen.
- Myślicie, że to już koniec? - Spytała Diuna.
-
Jest na to szansa.- odpowiedział Taakat.
- Kurai … co z
prezentem od Indi? - wtrąciła spokojnie Rina.
- Weźmiemy ze
sobą. - odpowiedział chłodno Kurai.
- O co dostaliśmy od
Indi? - spytała Kiazu.
- Zobaczysz Płomyczku, będzie Pani
zadowolona. - wtrącił Taakat.
- Soczki. - odpowiedziała
prawie jednocześnie Rina.
- Wziął bym wszystkie nasze rzeczy
razem z Nami. - powiedział Kurai.
- To wydaje się dobry
pomysł, a nasze plecaki i torby powinny to wytrzymać. -
odpowiedział Taakat.
- A teraz czas tam wejść. - powiedział
chłodno Kurai.
- O tak, jestem ciekaw tego starcia! -
odpowiedział entuzjastycznie Taakat.
************
Neczański
Generał zasiada przy swoim biurku i widać, że nie może się na
niczym skupić. Co i rusz patrzy na stoper który wskazuje już 98
godzin. Tym samym niemczańskiemu oddziałowi zostało zaledwie 18 na
wyjście z wieży. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-
Wejść. - powiedział stanowczo Rudy.
- Odzywali się? - spytał
Amis wchodząc.
- O mam chętnego do rozmowy z porucznikiem
Linkolion. - odpowiedział Rudy
- Nie dzięki.
- To nie
była prośba.
- No weź, za głupie pytanie!?
- Tak.
-
Przecież maja jeszcze kolo 30h no weź …
W tym momencie
generał pokazał stoper i powiedział:
- Z matmą też widzę,
że są problemy to jeszcze zrobisz za mnie musztrę 2 oddziałom.
-
No bez jaj …
- Mało Ci?
- Nie nie jest ok, jestem super
zadowolony. - odpowiedział Amis z udawaną radością i głosem
wręcz ociekającym sarkazmem.
- Świetnie, to teraz możesz już
iść.
- Tak jest … - odpowiedział ponuro i niechętnie
Amis.
- A i przekaż temu śmieszkowi pod drzwiami, co bał się
wejść, że ma randkę z porucznikami i 4 najbliższe odprawy.
-
Tak jest! - powiedział entuzjastycznie Amis z lekko złośliwym
uśmieszkiem i wychodząc z gabinetu.
************
Oddział
trafił w końcu wielkiej komnaty, jest Ona zupełnie inna od
poprzednich, na te chwilę mają przed sobą aż czterech zupełnie
różnych przeciwników, stojących w różnych odległościach od
siebie. Po lewo szkarłatną pięść. Duża masywna i wychodząca z
jakieś nie znanej otchłani, w intensywnym szkarłatnym i
przerażającym kolorze. Następnie jest blada postać bez twarzy,
ubrana w strój mima. Jednocześnie otaczają go białe nici. Trochę
dalej jest po prostu lustro, w pięknej ozdobnej złotej ramie, a
jednocześnie odbijające jedynie ciemność. Na samym końcu,
najbardziej po prawo, klęczy płacząca kobieta. Ma ona długi biały
welon, oraz koronkową białą suknie ślubną.
- Dziwne
miejsce. - skomentował Stevenen.
- Dobra zobaczmy co tu się
wyrabia. - Odpowiedziała Kiazu, a następnie bez zawahania
wystrzeliła ognistą kulę w stronę szkarłatnej pięści.
W
ten lustro osłoniło ją od ataku i tym samym wchłonęło atak
ognistej neczanki.
- A to ciekawe. - stwierdził Taakat.
-
W tym momencie pięść gwałtownie uderzyła o ziemię i powstała
dala uderzeniowa. Hachi i Issah postawili tarcze, ale obie nie dały
rady ich powstrzymać. To spowodowało, że cały oddział bardzo
gwałtownie poleciał do tyłu, a następnie uderzył o niewidzialną
ścianę.
- Silne ustrojstwo. - stwierdził Taakat. Po chwili
podniósł się i zostawił plecak pod ścianą, a następnie z
złośliwym uśmieszkiem dodał: - To będzie ciekawy taniec.
-
Też idę zatańczyć. - dodała entuzjastycznie Kiazu, również
odkładają swoje rzeczy.
W tym momencie blady przeciwnik
delikatnie się zatrząsł, a pole bitwy zmieniło się, teraz teren
przypomina komnatę jakiegoś mrocznego zamku, o ciemnych masywnych
kamiennych szarych cegłach. Wysokie okna przez które nie wpada
blask, a jedynie mrok, chociaż w cały pomieszczeniu wydaje się być
stosunkowo jasno. Neczanom takie natężenie światła w ogóle nie
przeszkadza w dość dobrym widzeniu.
- Robi się coraz
ciekawiej. - powiedział Otachi.
- Pokuszę się o stwierdzenie,
że ten po lewo to siła, potem mamy nie wiem manipulacje albo
kontrolę, potem jakąś obronę a na końcu, rozpacz czy też jakiś
żal. - wtrąciła Diuna.
- Ciekawe co robi ta ostatnia poza
płaczem? - zapytał Stevenen.
- Pewnie się przekonamy. -
odpowiedział Taakat, a następnie dodał: - Ej… Kap … Kurai, co
Ty na to, że ja i Płomyczek zajmiemy się tą pięścią.
- Ja
jestem za! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Może być,
dodatkowo Hachi, Issah, Stevenen oraz Otachi, postarajcie chronić
innych przed atakami pięści i pozostałych. - odpowiedział chłodno
Kurai.
- No to dzisiaj tankujemy. - odpowiedział Hachi
delikatnie się rozciągając.
- Tak jest. - odparli w końcu
wszyscy.
- To ja mam wolne… - stwierdziła ochoczo Diuna.
-
Ty, Key’leanem i ja idziemy porozmawiać z „mimem”. -
odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - Aha i
postarajcie się uważać na lustro i ta babkę.
- Tak jest. -
odpowiedzieli w miarę zgodnie wszyscy.
- Rina, dbaj o Nas. -
kontynuował chłodno Kurai.
- Jak sobie życzysz. -
odpowiedziała Rina, jednak zerkając na kobietę w bieli.
- No
to jedziemy z tym tańcem! - wtrącił Taakat, przywołując swoja
wspaniała broń żywiołu. Piękny nadziak, z jednej strony ma on
głowicę od buzdygana, a z drugiej strony ma ostry zakrzywiony
kolec. Jest On bardzo długim ostrzem, które na swój sposób
przypomina swym wyglądem mocny ptasi dziób.
- Lubię ten Twój
Nadziak. - powiedziała Kiazu.
- Nie tylko tego Obuszka lubisz.
- odpowiedział Taakat.
- O tak. - odpowiedziała Kiazu,
jednocześnie przywołując swoją ognistą halabardę o dwóch
ostrzach. Trzonek
jak i górna nie naostrzona część toporów jest kryształowa, a
same ostrza są złote. Jej broń zdecydowanie oświetla mroczne
pomieszczenie i nadaje mu wspaniałego blasku.
- Proszę
państwa, zaczynamy z grubej rury. - powiedział Key’leanem, stając
w lekkim rozkroku i szykując się do stworzenia swojej strzały.
************
Amis
stoi oparty o okno jednego z pomieszczeń i rozmawia przez łączność
i zdecydowanie mu się to nie podoba. Przewraca oczami, robi facepalm
jak i jest mocno zrezygnowany.
- Trzeba
ich ewakuować i to natychmiast.
- odezwał się roztrzęsiony głos w łączności.
-
Poruczniku, mają jeszcze 20ścia godzin. - odpowiedział Amis.
-
Oni już powinni wyjść! Tam musiało się coś stać! -
odpowiedział Linkolion.
-
Spokojnie …
-
Ale Kapitanie, tam trzeba wysłać kolejny oddział!
-
Nie, nie trzeba ….
-
Ale Kapitanie! Gdzie jest generał, muszę z nim natychmiast
rozmawiać!
-
Generał, jest bardzo zajęty innymi ważnymi sprawami, dlatego
rozmawiasz ze mną.
W tle rozmowy cały czas słychać różne
głośne dźwięki, przypominające uderzenia, czy klaskanie. W tym
samym pomieszczeniu przebywał Rudy, jest on ubrany w swój strój do
ćwiczeń, przy okazji jest już mocno spocony, i naparza z dużą
siłą w worek treningowy. Bije go pięściami, ale potrafi też
czasem go kopnąć. Generał momentami uśmiecha się pod nosem kiedy
tylko łapie kontakt wzrokowy z kapitanem, który ewidentnie ma już
dosyć tej rozmowy.
-
Nie ma ważniejszej sprawy niż rozmowa ze mną! I ludzie w wieży.
-
Uwierz, mi, że są sprawy równie ważne aby nie powiedzieć, że
ważniejsze.
-
To powinien być priorytet.
-
I jest, tak jak i parę innych spraw.
-
Kapitanie Amis, serio tam wydarzyło się coś bardzo złego!
-
Jeśli nawet to mają jeszcze czas aby wyjść. Nie znamy tej wieży.
-
No właśnie! Trzeba ich ratować.
-
Linkolion, posłuchaj ta wieża to swego rodzaju loch z Bromano,
pewnie sporo się tam dzieje, ale 120 godzin jakie dostali to według
Nas to prawdopodobnie wystarczający czas na wyjście. Jeśli nie
wyjdą o czasie to dopiero zaczniemy działać.
-
Oni już powinny wyjść.
-
Mają jeszcze czas …
-
Trzeba ich ratować!
************
Nagle
Kiazu odbiegła od przeciwnika i razem z Taakat zaczęli biegać
zygzakiem, że raz jedno przodowało raz drugie. W tym momencie
Szkarłatna pięść z impetem uderzyła o ziemie. Hachi, Otachi oraz
Issah postawili wspólna tarczę z trzech energii. To skutecznie
powstrzymało atak. Tymczasem Kiazu, z impetem wyskoczyła w górę,
zrobiła popisowy obrót w powietrzu i kiedy już miała zaatakować
szkarłatną pięść swoją ognistą halabardą to tuż przed
pięścią pojawiło się lustro. Ognista neczanka tylko uśmiechnęła
się pod nosem i wylądowała na nogach tuż przed lustrem,
jednocześnie powstrzymując się od ataku. W tym samym czasie zza
niej wyskoczył Kurai który zaczął okładać lustro swoją
elektryczną kataną. Atakował zarówno ostrzem jak i wyładowaniami
elektrycznymi. Bardzo szybkie i intensywne ataki spowodowały, że
lustro musiało się odsunąć od pięści i martwić się o własne
przeżycie. Jednocześnie odbijając każdy elektryczny atak. Lecz
dzięki temu Kiazu mogła zaatakować pięść. Przesunęła się
delikatnie na nogach i z impetem uderzyła przeciwnika. Ten atak
zostawił wyraźny ślad na pięści. W międzyczasie Taakat swoim
ostrzem nadziaka wyprowadził atak z drugiej strony i również
bardzo mocno zranił przeciwnika.
Jednocześnie Key’leanem,
Stevenen oraz Diuna zajmują się z dziwnym mimem. Jest on bardzo
giętki, a po każdym ataku na niego zmienia się otoczenie całej
komnaty. Diuna próbuje go uderzyć swoim wspaniały buzdyganem. Za
to ognisty neczanin z daleka próbuje ustrzelić skurkowańca, ze
swoich ognistych strzał. Tym czasem Stevenen stara się ich bronić
aby na przykład nagle nie spadli w przepaść, albo coś ich nagle
nie staranowało w tym chaotycznym starciu.
Starcia momentami
się przenikają, co sprawia, że lustro ucieka i znów zaczyna
bronić i przeszkadzać w atakowaniu szkarłatnej pięści. Płacząca
panna młoda szybko też uleczyła swoich sojuszników, a mim po raz
kolejny zmienił otoczenie. Tym samym obecnie stają nad kanionem z
paroma wąskimi przejściami. Głęboka przepaść nie zachęca do
testowania tego jak bardzo głęboko tam jest. Neczanie wzięli
oddech i ruszyli do kolejnego ataku. Grupa od walki z szkarłatną
pięścią chciała powtórzyć atak który był skuteczny, jednak
tym razem lustro zareagowało zupełnie inaczej i kiedy Kurai
wyskoczył, to lustro zrobiło piruet i jednoczenie odbiło atak
zarówno ognistej neczanki jak i elektrycznego neczanina i nie dało
nikomu zbliżyć się do swojego sojusznika. Tym samym zmasowany atak
został odparty, a otoczenie ponownie zaczęło się zmieniać.
************
Do
rady dotarły wieści, że przeciwnicy planują jakieś zmasowane
działanie w obrębie rowu. Wszyscy zasiedli w pałacu, za
zamkniętymi drzwiami i rozmawiają na ten temat.
- To jakaś
ściema, chcą osłabić naszą czujność. - powiedziała z pogardą
królowa Sansha.
- My sądzimy, że robią za mało szumu aby
to była zwykła pułapka i sądzimy, że warto się przygotować
zarówno na pułapkę jak i na konsekwencje.- odpowiedział Król
Ashga.
- W sumie, stanowczo za mało o tym słychać. Jakby to
miałaby być pułapka, to robili by rozgłos aby zapewnić sobie, że
w nią wpadniemy. - dodał Volaure.
- Ta, bo Ty się znasz. -
odpowiedziała Sansha.
- Szanowna Królowo, jakby to było
klasyczne odwrócenie uwagi od czegoś większego to by o tym było
bardzo głośno, a tutaj jest wręcz przeciwnie. Słyszymy bardzo
dużo o innych działaniach w między czasie, które zdecydowanie
mają odwrócić nasze oczy od tego gromadzenia się wojsk przy rowie
i przyćmić Nam ocenę sytuacji. - odpowiedział Volaure, a
następnie dodał: - Jeśli poszli by w klasyczne metody manipulacji,
to akurat robiliby wszystko abyśmy się dowiedzieli o ich
działaniach przy rowie, a nie ukrywali je.
- Ta, ta tylko, że
one w ogóle nie są nawet pewne. - odpowiedziała Sansha, a po
chwili dodała: - Nie dość, że to na bank jest pułapka to jeszcze
nie wiemy jak bardzo kłamliwe informacje do Nas dochodzą. Osobiście
zlekceważyłabym temat rowu, nie warto poświęcać mu czasu.
************
Starcie
w wieży dalej trwa. Okazuje się, że szkarłatna pięść bije
bardzo mocno. Lustro nie dość, że pochłania ataki z mocy to
jeszcze, szybko nauczyło się podstawowych taktyk i nie dało się
dwa razy zrobić na ten sam numer. Dodatkowo odkryli ze płacząca
dziewczyna w białej sukni leczy ich wszystkich. Tym razem neczanie
walczą w w jakieś jaskini o dość śliskich ścianach i podłodze.
Neczanie są w pewnej odległości od siebie, ale są jednocześnie
na tyle blisko, że mogą rozmawiać.
- Wymagający przeciwnik.
- powiedział Stevenen.
- Takich lubię najbardziej. - dodała
Kiazu z nutką ekscytacji w głosie.
- Ładnie współpracują
ze sobą. - dopowiedział Taakat.
- Co wiemy? - zapytał chłodno
Kurai.
- Ziom, trzeba co najmniej 3 tarcz aby obronić Nas przed
pięścią. - powiedział Hachi.
- Laska w bieli leczy i wydaje
się być nie wrażliwa na ataki. - dodał Taakat.
- Wydaje mi
się, że mój atak powietrza zrobił jej coś kiedy ona leczyła. -
dopowiedział Otachi.
- To lustro mnie wkurza, pochłania każdy
atak. - dodała Kiazu.
- Wydaje mi się, że lustro się „uczy”
– powiedziała Diuna.
- Tak, może coś w tym jest. -
odpowiedział Hachi.
- No i jeszcze jest ten dziwny typ bez
twarzy, który co i rusz zmienia otoczenie. - dodał Stevenen.
-
No to wiemy, całkiem dużo, z mojej strony dodam jeszcze, że moje
ostrze, zadrapało lustro, więc fizycznych ataków nie odbija. -
wtrącił chłodno Kurai.
- Taktyka z wcześniej się powiedzmy
sprawdza, tylko skubane lustro się uczy i trzeba uważać aby nie
zrobić dwa razy tego samego. - odpowiedział Taakat.
- Jeśli
chociaż trochę to działa jak moja kostka, to mamy przesrane. -
powiedziała Diuna.
- Sis, ta Twoja psychokostka co ma poziomy?
- zapytał Otachi.
- Dokładnie ta. - odpowiedziała Diuna.
-
Trzeba ich jakoś ubić. - powiedział Taakat, a następnie dodał: -
Na tą pięść, wydaje mi się, że działają bardzo brutalne
ataki, brutalność za brutalność.
- Spróbujmy trzymać ich
z dala od siebie i dalej robić swoje. - powiedział chłodno
Kurai.
- Rozdzielenie ich może w sumie fajnie zadziałać. -
dodał Taakat.
W tym momencie neczanie ruszyli do dalszej walki
z dziwnymi przeciwnikami. Kiazu i Taakat, zajęli się pięścią,
Diuna i Key’leanem zajęli się mimem, Kurai i jego elektryczne
ostrze zajęli się lustrem, natomiast Hachi, Otachi, Stevenen oraz
Issah stawiają tarczę i miarę przyjmują ciosy na siebie,
zwłaszcza ciosy szkarłatnej pieści. Na polu bitwy panuje swego
rodzaju chaos, i to zadanie wieży zdecydowanie jest mocnym
wyzwaniem.
************
Kiedy
wszyscy walczą na stosunkowo mrocznej łące, która momentami
pięknie staje w płomieniach, to wodna neczanka ukradkiem zakradła
się do płaczącej kobiety w bieli. Klęczy Ona z dala od epicentrum
walki i czasem z łzami w oczach leczy swoich sojuszników.
-
Em… w porządku? - spytała nagle Rina, ostrożnie zbliżając się
do zalanej łzami dziewczyny.
Ta jednak nic nie odpowiedziała
ale pozwoliła do siebie podejść. Tym sposobem wodna neczanka po
dłuższej chwili usiadła koło niej, a po dłuższym czasie
przenikliwej ciszy, przerywanej jedynie szlochaniem, neczanka objęła
przeciwniczkę i mocno ją przytuliła. Duże puste oczy, wypłonione
czarną otchłanią wręcz zamarły, a dziewczyna w bieli przestała
na głos szlochać. Jedynie łzy spływają Jej po policzkach.
Dziewczyny przez dłuższą chwilę były mocno w tulone w siebie.
Nie było ani czuć ani słychać bicia serca panny młodej, ale czuć
aurę, że się uspokoiła.
************
Wymagająca
walka z czterema elementami ciągnie się dalej. Neczanie po raz
kolejny stoją w sporej odległości od swoich przeciwników. Są już
delikatnie zmęczeni, a to zdecydowanie jeszcze nie koniec ich
starcia. Szkarłatna ręka, Lustro, Panna Młoda oraz mim, są mocno
poobijane i również można powiedzieć, że są zmęczeni. Dzięki
Rinie zapłakana panna młoda przez długo nie leczyła swoich
sojuszników, a teraz ma takie zaległości w leczeniu, że nie jest
już wstanie tego ogarnąć. To dało światełko w tunelu i nadzieję
na wygraną.
- Dużo czasu nam zostało, za nim wyślą ratunek?
- spytała Diuna.
- Wyrobimy się, teraz to już wygramy z
palcem w nosie. - powiedział pewnie Stevenen.
Nagle wszystkie
elementy uniosły się w górę, zaświeciły się jasnym światłem,
po czym stały się jednością. Teraz przeciwnikiem Neczan stał się
wysoki czteroręki humanoidalny stwór. W koło niego unoszą się
jakby czarne eteryczne macki, wypływające wręcz z długiej czarnej
szaty. Można mieć wrażenie, że jego szata tworzy jedna całość
z mackami. Ma on smukła, bladą, wręcz szarawą twarz, zakończoną
delikatną, krótką biała brodą. Dodatkowo ma długie, sięgające
mu mniej więcej do łopatek, białe włosy. Dodatkowo ma złotą
koronę zakończoną ostrzami jak i przenikliwe, groźne czerwone
oczy. Całości jego mrocznego i straszliwego wyglądu dopełnia
szkarłatny miecz trzymany w jednej z prawych rąk, oraz kula
błękitnobiałej energii, kumulująca się w jednej z jego lewych
rąk. Jednocześnie cała arena jest pokryta, intensywnie zielonym
piaskiem i wydaje się nie mieć teraz granic, a jednocześnie panuje
mniej przygnębiająca szarówka, oraz intensywny półmrok.
-
Mówiłeś coś Ziom? - spytał Hachi.
- Ja? Nic nie mówiłem.
- odpowiedział Stevenen.
- To co wyciągamy co mamy najlepsze i
walimy na jedną kartę? - spytała Kiazu, mocniej ściskając
rękojeść swojej halabardy.
- Jeśli to nie wypali, to
będziemy już totalnie bez mocy. - powiedział Stevenen.
- To
nas pogrąży - dodała Diuna.
- Noooo, zwłaszcza że już
nie mamy pełni mocy i ten atak to będzie desperacka resztka
krzycząca o wygraną. - powiedział Stevenen
W międzyczasie
oficerowie wymienili między sobą szybkie i porozumiewawcze
spojrzenie. I po chwili Taakat powiedział:
- Są inne pomysły?
Nie? To robimy tak jak powiedziała Kiazu. - powiedział porucznik.
-
Oszalałeś!? - krzyknęli Stevenen i Key’leanem.
- Nie… i
czas zatańczyć. - odpowiedział Taakat, a następnie przywołał
swojego ognistego węża i ruszył do ataku.
- No! To ja
rozumiem! - powiedziała Kiazu, intensywnie podpalając swoją broń
i również z impetem ruszając do ataku.
Reszta oddziału w
dużej mierze, mniej lub bardziej chętnie również ruszyła do
walki.
- Kurai…. - zaczęła Diuna zostając lekko z
tyłu.
Kiedy elektryczny neczanin zatrzymał się i odwrócił
się w jej stronę, to ta kontynuowała:
- Ja znam ten piasek,
był we śnie …
- Weź Rinę i zróbcie użytek z znaków
ochronnych, które dostaliśmy. - odpowiedział chłodno Kurai.
-
No na pewno …. I gdzie to chcesz? W połowie pola bitwy? Czy może
na czole tego tam z mackami? - spytała z nutą pretensji w głosie
Diuna.
- Może w okolicy naszych plecaków? - wtrąciła Rina.
- Nasze rzeczy akurat nie ucierpią … - odpowiedziała
Diuna.
- To dobre miejsce na obronę. - powiedział chłodno i
stanowczo Kurai, a następnie ruszył do ataku.
- Eh …
Świetnie … -powiedziała Diuna.
- Chodź Diunka, ogarnijmy
to. - wtrąciła spokojnie Rina.
- Dobra, w sumie to lepsze niż
walka. - odpowiedziała Diuna.
- Swoją drogą … wypominałaś,
że to było w Twoim śnie?
- Jeśli masz na myśli potwora to
nie, ale ten zielony piasek i znaki ochronne już tak.
-
Rozumiem …
- Przed wejściem do wierzy miałam jeden z tych
snów, i praktycznie spełnił się w 100% - odpowiedziała Diuna
wzruszając ramionami, a następnie dodała: - Aha, te symbole
narysuj grubą linią i popraw ją kilka razy.
- Dobrze …
Następnie obie udały się bliżej plecaków i toreb po czym
wzięły się do wykonania zadania. Obie zaczęły dłońmi kreślić
znaki ochronne, które szczegółowo przerysowują, ze swoich
telefonów.
************
Tym
czasem walka z jednym przeciwnikiem, podczas dużego zmęczenia,
wcale nie okazuje się łatwiejsza niż z czterema. Przeciwnik
atakuje mieczem, jak mackami, które mimo eterycznej formy, to
również potrafi coś nimi chwytać czy odrzucić. Jednocześnie
broni się magią i energetycznymi tarczami. Neczanie ostatkiem sił
przeprowadzają atak. Kiazu zaatakowała go swoją halabardą robiąc
przy tym kilka szybkich cięć. A Taakat napuścił na przeciwnika
swojego wodnego węża. W tym momencie oczy mackowego króla
zaświeciły się, na niebieski, a wszystko to co zrobił Porucznik i
ognista neczanka cofnęło się. Oboje bardzo szybko, ruszali się do
tyłu jednocześnie sprawiać wrażenie poszarpanego glicza. Reszta
obecnych widziała, jakby efekt przewijanej do tyłu kasety.
-
Co do wafla! - krzyknęła zdezorientowana Kiazu, uderzając w ziemie
i stojąc w miejscu gdzie zaczęła całą sekwensie ataków
-
Kurde. - dodał Taakat, kiedy jego wodny wąż praktycznie zaatakował
niego, w miejscu gdzie zaczął atak, a następnie dodał: - Ej co
się odwaliło?
- Ziom cofnęło Was. - krzyknął Otachi.
-
Widzieliśmy przewijanie kasety. - dodał Stevenen.
- To My mamy
urwane kilka ostatnich sekund. - powiedziała Kiazu.
- No!
Atakowaliśmy i nagle znaleźliśmy się gdzie indziej atakując
dalej. - dodał Taakat.
- Cofa jakieś 30s akcji, ale chyba
tylko w pobliżu. - dodał Kurai, trzymający się z tyłu.
-
Zajebiście, ciekawe czy cofnie Nas wszystkich? - Zaciekawił się
Taakat.
- Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. -
odpowiedziała Kiazu ruszając do ataku.
W tym momencie Taakat,
Kiazu, Key’leanem, Stevenen oraz Hachi ruszyli do zmasowanego
ataku. Nagle oczy przeciwnika zabłysnęły na czerwono, co nie
spowodowało cofnięcia ataku.
- Ha mamy szanse! - Krzyknęła
Kiazu, zamachując się swoją ognistą halabardą i krzyżując
ostrze z mieczem przeciwnika. Następnie ognista neczanka
wyprowadziła parę szybkich ciosów, które zostały sparowane.
Metaliczny dźwięk ostrzy roznosił się po całym pomieszczeniu. Po
chwili Kiazu efektownie odskoczyła od przeciwnika i odwracając się
do reszty powiedziała:
- Ej! Czemu nie atakujecie?
W tym
momencie zobaczyła, że Taakat jest przygnieciony, przez wielki
ziemnokamienny głaz, i z każdą chwilą i próbą ruszenia się
przygniata go coraz więcej kamieni, a jego wodny wąż znikł.
Key’leanem dosłownie wymiotuje płynnym metalem, co wygląda
bardzo dziwnie. Stevenen, przywołuje bardzo nie stabilne i malutkie
wodne bicze, które nie są wstanie się utrzymać. Natomiast Hachi,
tarza się po ziemi i próbuje nie płonąć. Kiazu szybko podbiegła
do brata i powiedziała:
- Hachi posłuchaj mnie … Nie walcz z
nim…
- ALE JA PŁONĘ! - Krzyknął Hachi.
- On Cię nie
spala!
Kiazu wzięła głęboki oddech i otoczyła go swoimi
płomieniami, dusząc tym samym płomienie które go otaczały. A
następnie z dużą siłą spoliczkowała brata, tym samym wytrąciła
go z ataku paniki i powiedziała:
- To mój płomień, wiesz, że
nie parzy jak ochrania?
- No .. NO tak … - odpowiedział Hachi
siadając.
- Nie wiem co tu się odwaliło i skąd masz ogień,
ale z ogniem trzeba spontanicznie i szalenie. Baw się nim. -
kontynuowała lekko spanikowana Kiazu.
- To da się zrobić. -
odpowiedział Hachi, podnosząc się.
- No to zatańczymy? -
spytała Kiaziu.
- Pewnie! - odpowiedział Hachi.
Na te
słowa ognista neczanka zniwelowała swój ogień. Ziemny neczanin
przestał płonąć na dobre. W tym samym czasie Zaatakowała ich
jedna z macek, Hachi zdołał postawić pokraczną ognistą tarczę,
która wystarczyła, aby zatrzymać ją na tyle aby można było
odskoczyć.
- Od kiedy Ty taka uczynna? - spytał Stevenen koło
którego wylądowali odskakujący sojusznicy.
- Mówiłem Ziom,
że czekolada się opłaci. - powiedział Hachi, stawiając kolejną
pokraczną tarczę i gdzieniegdzie płonąc.
- Tak było. -
dodała entuzjastycznie Kiazu podpalając się.
************
-
Co tam się odwaliło? - zapytał Otachi, stojący z dala od
przeciwnika i pola walki.
- Wymieszał im moce, Taakat dostał
ziemie, Key’leanem metal, Kiazu ogień, Stevenen wodę i Hachi
ogień. - odpowiedział chłodno Kurai, obserwując pole bitwy.
-
To dla tego Kiazu nie odczuła ataku …
- Taa …
-
Zajebiście, oba te ataki będą problemem.
- Na te chwilę
wydaje się, że są krótko dystansowe.
- Tyle naszego
szczęścia Ziom.
************
Po
kolejnych kilku cofaniach czasu i zamianach
mocy, neczanie są już bardzo mocno zmęczeni. Plus taki, że każdy
obecnie ma swoją moc. Cały oddział dysząc siedzi, lub stoi w
sporym półokręgu narysowanym, z znaków ochronnych. Powstała
bariera nie pozwala się eterycznym mackom do nich dostać, ale
stanowczo długo już nie wytrzyma.
- To co teraz? - Spytała
Diuna.
- Zostało nam z 15 h a będą wysyłać pomoc, jeśli
przetrwamy to jesteśmy uratowani. - powiedział Stevenen.
-
Ziom, nie pocieszasz … - powiedział
Otachi.
- Rina, to już czas. - wtrącił chłodno Kurai.
-
Czas na co? - zaciekawili się wszyscy.
- Na prezent od Indi.
- powiedział Taakat, uśmiechać się pod nosem, po czym dodał: -
Jestem zajebiście ciekaw jak działają.
W tym czasie Rina
wyjęła z torby kolorowe nie duże fiolki i rozdała je wszystkim.
Kiazu i Key’leanem dostali czerwone, Stevenen dostał szarą,
Otachi biała, Taakat niebieską, Issah cyjanową, Diuna fioletową,
Hachi brązową, Kurai żółtą. Na koniec dla Riny również
została niebieska fiolka.
-
Co to? - spytała Diuna.
-
Szoty
energetyczne, dobrze Nam zrobią. - odpowiedziała pokornie Rina.
-
To czemu mówicie Nam o nich dopiero teraz!? - spytał z pretensją
Stevenen.
- Trzymaliśmy je na specjalną okazję, a nie aby
zostały wypite wcześniej. - odpowiedział Taakat.
- Nie ma
czasu na gadanie, czas je wypić i kończymy tę zabawę. - wtrącił
chłodno Kurai.
- TAK JEST! - odpowiedzieli zgodnie neczanie.
-
To do zdrówko! - krzyknął entuzjastycznie Hachi.
- Do dna! -
dodał radośnie Otachi.
Następnie wszyscy odkręcili swoje
fiolki i duszkiem wypili ich zawartość do cna. Nagle
ich serca zaczęły szybciej bić i upuścili puste szklane fiolki.
Nowa energia szybko wręcz rozeszła się po ich ciele, pozostawiając
delikatnie świetlistą aurę. Kiazu pierwszej zabłysnęły oczy, a
Taakat powiedział:
- Dajesz Płomyczku, czas pokazać na co Nas
stać!
- Jasna sprawa! - odpowiedziała zdeterminowana Kiazu,
podnosząc się z ziemi i jednocześnie cała się podpalając.
Po
chwili oczy pozostałych również rozbłysnęły i stali się gotowi
na kolejną rundę. Cały oddział przepełniony energią wstał i
ruszył do boju. Kiazu przywołała swoją halabardę, Hachi kamienny
miecz, Otachi swoje dwa sejmitary, Diuna buzdygan, Taakat nadziak,
Rina Guan-dao oraz Kurai katanę. Natomiast Key’leanem, zaczął
strzelać swoimi ognistymi strzałami, a Stevenen i Issah ruszyli do
walki tylko ze swoimi mocami. Dodatkowo Taakat, przywołał swojego
wielkiego wodnego węża, a Rina wywołała delikatną warstwę wody
oraz swoje dwa wodne wilki. Każde z nich ma delikatną złotą
poświatę i nieznacznie świecące oczy. W takim zestawieniu wszyscy
z impetem ruszyli do ataku, na mackowego przeciwnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz