".... Amorti Silaha ..."
Koło
popołudnia mieszany oddział pod dowództwem bromiańskiego kapitana
doszedł do wielkiego placu, przypominającego centrum miasta. W
przeróżnych kawiarniach, knajpach i barach, zasiadają Pisaca,
którzy bawią się w najlepsze niczym zwyczajni ludzi. Tą przyjemną
i sielską atmosferę dopełnia przyjemna, chociaż starodawna muzyka
oraz przeróżni kuglarze, cyrkowcy czy inni artyści oraz oświetlone
kolorowe lampiony, stare zadbane kamienice i brukowane ulice.
-
ŁAŁ! Aż chce się przyłączyć do zabawy. - stwierdziła Kiazu z
podziwem.
-
To miejsce jest tak wspaniałe, że nawet mnie przyciąga. - dodała
Diuna.
-
CICHO TAM! - wtrącił stanowczo kapitan, a następnie dodał: - Aby
dotrzeć do szpitala musimy przejść przez to chaotyczne miejsce.
Najlepiej będzie przejść środkiem, w mieszać się w tłum i
tyle.
Neczanie
z dezaprobatą przewrócili oczami, jednak nie kwestionowali tego
pomysłu na głos.
-
Panie Kapitanie, za pozwoleniem tam w kamienicy jest chyba przejście
podziemne. - wtrącił Vaatleja, trzymając się za głowę i
pokazując na delikatnie skrytą w mroku kamienicę, po lewej stronie
wojskowych.
-
Właśnie zauważyłem coś, co otworzyło mi drogę do jeszcze
lepszego rozwiązania. Idziemy tym przejściem podziemnym w
kamienicy. - kontynuował Uamuzi, udając się w kierunku kamienicy.
-
Kapitanie ... To nie jest dobry pomysł. - wtrąciła Diuna.
-
Oba pomysły są do bani ... - dodała Kiazu.
-
Nie obchodzi mnie to, jestem waszym przełożonym i rozkazuje Wam
WEJŚĆ DO PODZIEMI! - odparł głośno i stanowczo Kapitan, a
następnie dodał: - Moje rozkazy zawsze są trafne! A terasz ruszać
dupy i do podziemi!
W
tym momencie bromiański odział ruszył za swoim kapitanem. Kriger
ruszył dziarskim i stanowczym krokiem, tuz za nim szedł trzymający
się za głowę Vaatleja, a na samym końcu niepewnym krokiem ruszył
Skauti.
-
Uamuzi, co tam się dzieje?- wtrącił
generalski głos w słuchawkach.
-
Kapitan, ma wyjęte słuchawki. - odparł chłodno Kurai.
-
Świetnie ... eh ... słuchajcie nawet jeśli decyzja
kapitana jest nie za ciekawa to nie możecie się rozdzielać. To
najgorsze co można w tej chwili zrobić. Jak wiecie w pojedynkę nie
macie szans na przetrwanie. Idźcie za nimi. - Odparł
mało chętnie Generał.
-
No weź i Ty oszalałeś? - spytała Kiazu.
-Ekh
...- chrząknął generał.
-
Przepraszam Generale ... - odparła Kiazu.
W
ten po raz kolejny rozległ się przenikliwy huk, dobiegający z
tunelu, który dogłębnie przeszył wszystkie zmysły neczan oraz
rozszedł się po okolicy, chwilowo zwracając uwagę Pisaca.
Wojownicy, nie wiele myśląc wbiegli do tunelu. A tam tuż po
zejściu z kamiennych schodów, oświetlonych delikatnym
żółto-pomarańczowym światłem, zobaczyli skąpane w błękitnej
mgle skulone ciało Vaatleja trzymającego się za głowę. W koło
bromiańczyka iskrzyła się purpurowa krew, rozlewająca się
dosłownie wszędzie.
-
O rany ... - stwierdziła Diuna.
-
O kurka ... on nie żyje ... - dodał Otachi, podchodząc do ciała
towarzysza.
-
Szybko, zaraz będziemy tu mieli towarzystwo - stwierdził Twardo
Kurai, a następnie dodał: - Nie wdepnijcie w krew i biegiem
ruszajcie do przodu.
-
Nie śmiem protestować Ziom. - Stwierdził Hachi.
-
Do tunelu? o nie ja idę górą! - dodała Diuna.
-
Nie mamy drogi odwrotu, a lada chwilA Pisaca tu przyjdą i chętnie
zjedzą i nas. - odparł Kurai.
-
Pokonamy ich! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
-
To proszę bardzo, ale skończycie tak jak on. - odpowiedział Kurai.
Łapczywy,
niewiarygodnie głośny skowyt, wywołujący zimne ciarki na ciele,
zwiastował nadejście wygłodniałych Pisaca.
-
Yyyy... dobra niech będzie to do tunelu ... - odparła Diuna.
************
-
Uamuzi coraz bardziej mnie denerwuje... chyba nadchodzi czas aby
wprowadzić mój plan w życie, bo jak tak dalej pójdzie to nikt nie
przetrwa wizyty w tym okropnym miejscu...
W
ten w generalskim namiocie rozległ się głośny dźwięk dzwonka,
który wyrwał Rudego z głębokiego zamyślenia.
-
Rudy Biryu słucham? - odparł generał do słuchawki.
-
Drogi generale z tej strony Ambasador Ankara ...
-
Słucham Panie?
-
Mam dla Ciebie, dwie informacje, które postanowiłem Ci przekazać
osobiście ... - odpowiedział przyjazny głos w słuchawce, a
następnie Ankara dodał: - Pierwsza brzmi tak: Znaleźliśmy
Czcigodnego Dae Cheetah, który co prawda nie przyjedzie na pole
bitwy, ale wraz ze swoją uczennicą wykona rytuał pieczęci na
odległość i ponownie zamknie Pisaca.
-
Świetnie!
-
Jednak mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że to może potrwać
nawet kilka dni...
-
Oczywiście Panie Ambasadorze ... a jaka jest druga nowina?
-
Czcigodny Dae Cheetah prosił aby przekazać, aby oddział omijał
z daleka podziemne przejścia, gdyż tam mieszkają najstarsi z rasy
Pisaca, którzy polują cierpliwie i skutecznie.
-
Ambasadorze ... Ale co to oznacza?
-
Poszperałem w księgach i natrafiłem na informację która mówi
o polowaniu Pisaca, polegającym na tym że Pisaca stoi nieruchomo
niczym pomnik, który ożywa dopiero w momencie pokazania się
ofiary. Jednak taki Pisaca rusza się z zawrotną szybkością tylko
w tefy kiedy postać nie patrzy.
-
O nie ...
-
Generale według opisów, one poruszają się tylko kiedy ofiara
znajduje się w tym samym pomieszczeniu. A co za tym idzie kiedy
ofiara jest na przykład w pokoju obok to taki Pisaca nie ruszy się
nawet o milimetr.
-
Rozumiem Ambasadorze i dziękuję, a teraz muszę to jak najszybciej
przekazać oddziałowi.
************
Długi
oświetlony korytarz, o ciemnych ścianach, skąpany w
szaro-niebieskiej mgle, pełen przeróżnych drzwi. Neczanie szybkim
krokiem dogonili bromiański oddział uszczuplony o kolejną osobę.
Mocno przerażony Skauti w milczeniu podążał tuż za neczanami. Z
jednej strony zwiadowca trzyma się na uboczu a z drugiej strony
widać, że bardzo pragnie towarzystwa neczan. Przodem idzie Uamuzi
oraz Kriger. Natomiast neczański generał poinformował już oddział
o doniesieniach od samego Ambasadora Ankary.
-
Robi się coraz straszniej... - stwierdziła Diuna.
-
E tam ... zapowiada nam się przemiły i wspaniały wieczór ... -
odparła ironicznie Kiazu, a następnie dodała: - Kurai, a Ciebie
nasz kapitan nie wkurza?
Elektryczny
neczanin nic jej nie odpowiedział, natomiast odezwał się Hachi:
-
Siostra zostaw go, jego dłonie od jakiegoś czasu delikatnie
iskrzą....
-
Lepiej nie wkurzaj go ... - dodał Otachi.
Nagle
rozległ się znajomy stresujący skowyt, a tuż po nim dało się
usłyszeć zbliżający się głośny, tupot stóp.
-
Idą tu. - stwierdził chłodno Kurai.
W
ten wszyscy wojskowi zaczęli biec przed siebie, nie zwracając
zbytnio uwagi na to co dzieje się za ich plecami. Podczas szybkiego
biegu, pełnego strachu potęgowanego przez straszliwie piszczenie,
nasi bohaterowie nie znacznie się rozdzielili.
************
W
tajemniczym, ciemnym, półmrocznym pokoju w którym dominuje czerń
oraz pomarańcz, jedynym oświetleniem są niewielkie lampki o
szczelnych pomarańczowych ażurach. Wszystkie meble w tym strasznym
i mrocznym pomieszczeniu zdają się być czarne, wszystko dzięki
intensywnie pomarańczowemu światłu, które jest wspaniałą,
hipnotyzującą, swoistą maską tego niewielkiego pomieszczenia.
Nagle do tego niezwykłego i dziwnego pomieszczenia wpadła zdyszana
i mocno przerażona Kiazu, która z ogromną szybkością zatrzasnęła
za sobą drzwi i z ulgą się o nie oparła. W ten za drzwiami dało
się słyszeć głośne kroki, które przeszły tuż koło drzwi za
którymi ukrywała się dziewczyna i poszły dalej oraz bardzo głośny
i przenikliwy huk. Tym czasem ciężko oddychająca neczanka,
otworzyła oczy i wśród czarnych mebli spostrzegła wysoką rzeźbę,
o ludzkim wyglądzie i przerażającym wyglądzie. Kiazu zbladła, a
jej przerażone, piękne czerwone oczy, które w panującym świetle
mają uroczy płomienny odcień, zrobiły się ogromne, a samą
dziewczynę sparaliżował strach. Ognista neczanka bała się nawet
mrugnąć, kiedy te wszystkie przeraźliwe posągi patrzyły na nią
swym pustym wzrokiem. Bezdźwięczny, głuchy pokój, sam w sobie
sprawia, że po całym ciele, przechodzą chłodne ciarki a każdy
kto przebywa w tym miejscu zalewa się zimnym potem. Po paru pełnych
napięcia i strachu chwilach, oczy Kiazu zaczęły łzawić i domagać
się zamknięcia, jednak neczanka uparcie walczyła ze sobą aby pod
żadnym pozorem nie zamknąć oczu. Mimo wszystko, przerażona
dziewczyna w końcu szybko mrugnęła. W tym momencie okazało się,
że posąg, z wyciągniętymi pazurami, wręcz gotowy do ataku,
znajduje się tuż przy płaczącej z przerażenia neczance i wygląda
jakby chciała ją pożreć. Puste, chłodne wnętrze różowych oczu
rzeźby, dostarczało kolejnej straszliwej dawki przerażenia. W ten
Kiazu walcząc ze sobą i widząc w koło śladowe ilości
niebieskiej mgły, przywołała ogromną czerwono-pomarańczowo-żółtą
falę płomieni która spowiła całe pomieszczenie, paląc wszystko
co wpadło w jej zasięg.
-
Nie ... to nie możliwe ... normalnie jak sen Diuny, po dyniowej
zupie ... - stwierdziła Kiazu z łzami w oczach, a następnie
zamyśliła się: - Głupia co Ty wyprawiasz!? ... Heh ... czemu
te durne oczy jak długo nie mrugają to łzawią? ... przez to
wychodzę na potulną owieczkę a nie na wojownika! ... Weź się w
garść dziewczyno i olej sobie tą głupią mgłę ... czas być
sobą!
Nagle
Kiazu spojrzała zdeterminowanym spojrzeniem i otaczając się
ogromną ognistą kulą, mrugnęła. W tym momencie zapanowała
mroczna, nieprzenikniona, upiorna ciemność, a całe pomieszczenie
wybuchło. Neczanka z hukiem wyleciała na korytarz, zawalając przy
tym przejście, i otaczając się ogniem szybko uciekła przed
siebie. Po paru chwilach ognista neczanka, zalana łzami, które
powstały głownie z długiego nie mrugania, dobiegła do Otachiego,
Riny i Kurai'a.
-
O Kiazu ...Ty nie z przodu? - stwierdził zaskoczony Otachi.
-
No Hej ... wiązałam buty - odparła Kiazu.
-
Ej ... Ty ryczysz? - spytał Otachi.
-
Nigdy ... jestem wojownikiem! - odparła stanowczo Kiazu.
-
Pisaca? - spytała niepewnie Rina.
-
Taaa ... nie chce o tym rozmawiać ... - odparła Kiazu,
przyśpieszając.
W
tym momencie oczom biegnących neczan ukazało się zakrwawione
smukłe ciało mężczyzny, o mocnych rysach twarzy, długich,
rozpuszczonych, lekko zmrożonych cynamonowych włosach oraz ostrych,
przenikliwych cynobrowych oczach., którymi patrzył przeszywającym
stanowczym spojrzeniem.
-
O rany to Kriger! - stwierdziła z przerażaniem Kiazu zwalniając.
-
O kurcze, te bestie dopadły nawet jego ... - dodał niedowierzający
Otachi.
W
między czasie Kurai podszedł do ciała bromiańczyka i prawą,
lekko elektryzującą się ręką zamknął mu oczy, a zatroskana
Rina powiedziała:
-
Kurai ...
-
Chodźmy! - odparł twardo elektryczny neczanin odchodząc.
************
Przejście
podziemne prowadziło do jeszcze starszej dzielnicy, która wygląda
na opustoszałą i jest wolna od szaro-niebieskiej mgły. Po prawej
stronie od wyjścia z podziemi w oddali widać zapalone światła i
palące się latarnie, natomiast po lewo są ciemne mroczne uliczki.
Hachi i Diuna stoją lekko z boku i obserwując palącego i
wyluzowanego kapitana. Obok neczan stoi poddenerwowany Skauti który
nerwowo pali papierosa. Po dłuższej chwili z podziemi wyszła
pozostała czwórka neczan. Rina była smutna, Otachi zmieszany,
Kiazu podminowana, natomiast Kurai wydawał się być spokojny,
chociaż jego ręce iskrzyły.
-
No nareszcie! Ile można czekać a teraz marsz za mną! - stwierdził
stanowczo kapitan, ruszając w prawo w kierunku świateł i nie
czekając na swój oddział.
-
Zostańcie - stwierdził chłodno Kurai, a następnie podszedł do
bromiańskiego zwiadowcy i powiedział: - Poczęstujesz szlugiem?
-
Tak jasne ... - stwierdził Skauti wyjmując papierosy z kieszeni a
następnie częstując kolegę papierosem powiedział: - Przepraszam,
czasem się zapominam....
-
Oj ... to będzie grubo ... - stwierdził Hachi.
-
Ktoś tu chyba się zdenerwował ... - dodała Diuna.
W
międzyczasie Kurai podpalił papierosa, zaciągnął się, oddał
bromiańskiemu zwiadowcy zapalniczkę i bez słowa paląc papierosa
skrył się w mroku uliczki.
-
No to nasz kapitan ma przerąbane ... - stwierdziła Diuna.
-
Kapitan jest silny i mściwy ... - odparł nerwowo Skauti.
-
Nie chce nic mówić ale mieliśmy się nie rozdzielać ... -
powiedziała Diuna.
-
Chyba bezpieczniej dla nas będzie jak on wypali tego papierosa ... -
stwierdził Otachi.
-
A kapitana tak czy siak dogonimy ... - dodał Hachi.
-
Ja na pewno ... ale Ty ślimaku no nie wiem. - odparła Diuna.
-
Mówisz o sobie ślamazaro? - odpowiedział Hachi.
-
Tak... jasne ... skończ ... nie chce się zniżać do Twojego
poziomu, bo nie lubię ziemi ... - odparła Diuna.
-
Phi ... Proszę Cię ... jeżeli to ja
miałabym się zniżyć do Twojego poziomu, musiałabym odbyć podróż
do jądra Ziemi - odpowiedział Hachi.
************
Ciemna
uliczka gdzie jedynym źródłem światła jest czerwona, żarząca
się końcówka papierosa. Intensywne czerwone światło nieznacznie
oświetla twarz palącego Kurai'a i tak naprawdę nie daje za wiele
blasku. Wąski, szarawy dym unosi się ku sklepieniu. Elektryczny
neczanin spokojnie i powoli zaciąga się papierosem, zupełnie jakby
delektował się nim. Po dłuższych paru chwilach do Kurai'a
podeszła lekko spłoszona Rina oświetlona jedynie przez jednego
jasnego świetlika.
-
Kurai .... - wyszeptała Rina.
-
Hmm? ... - odparł neczanin zaciągając się.
-
W porządku?
-
Tak .. - odpowiedział Kurai wypuszczając dym.
-
Hmmm... Kapitan gdzieś sobie poszedł ...
-
Wiem ... wracaj do reszty ... ja zaraz przyjdę ...
-
Na pewno?
-
Tak ... poczekaj na mnie z resztą ...
-
yhm ... dobrze ...
************
-
... i tak to wygląda Generale ... - stwierdziła Diuna.
-
Rozumiem .... - odpowiedział neczański generał siedzący w swoim
namiocie i uderzający pięścią w stół, a następnie dodał: -
Dajcie mi chwilę ...
-
Dobra ... - odparł Hachi.
W
tym momencie Rudy odłożył słuchawki i widocznie zdenerwowany
wstał z krzesła i starał się poskromić swoją impulsywność.
-
Nie to zaszło za daleko ... stanowczo za daleko ... czterech
żołnierzy nie żyje, a Uamuzi wydaje się tym nie przejmować ... a
na domiar złego zostawia swój oddział ... jak tylko ochłonę to
muszę wprowadzić swój plan w życie.... i to szybko ... bo inaczej
wszyscy zginą ...
************
Diuna
siedzi sobie wygodnie na ziemi, opiera się o ścianę, tuz obok niej
siedzi Hachi, dalej jest Rina, która stoi oparta o budynek. Otachi
i Skauti nieopodal siedzą na ziemi, natomiast Kiazu stoi i żongluje
ognistymi kulkami. Wszyscy wojskowi z jednej strony zajmują się
sobą i starają się zabić nudę, która mimo wszystko wkrada się,
podasz nerwowego oczekiwania na ich dalsze losy i jednocześnie
rozmawiają ze sobą.
-
Kurcze siedzenie tu mnie dobija ... - stwierdziła Diuna.
-
No ... mam nadzieje, że nic nas nie zaatakuje lada chwila - dodał
Hachi.
-
E tam ... jak dla mnie może wydarzyć się wszystko byle aby te
dziady szybsze od mrugnięcia się nie przypałętały ... -
dopowiedziała Kiazu.
-
Masz jakieś złe wspomnienia? - spytał Skauti.
-
Hmm... Nie ... wiesz nie chciałabym mieć z nimi do czynienia ...
zwłaszcza w obliczu ten niebieskiej mgły, która ogranicza nam
działania - odpowiedziała Kiazu, a następnie entuzjastycznie
dodała: - Chociaż w sumie tu już jej nie ma, wiec skopanie paru
tyłków byłoby dobre.
-
Hehehe ... ktoś tu się napala na starcie ... - odparł Hachi.
-
Ba! ... ktoś musi ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem i mrugając
okiem.
-
Nie wiem jak wy ale ja się zrobiłem głodny i zmęczony ... -
Stwierdził Skauti.
-
Heh ... tej nocy prawie nie spaliśmy i teraz od tylu godzin nie
mieliśmy odpoczynku ... - dodał Otachi.
-
Ale jest dopiero 17 ... to za wcześnie na obóz ... - dodał Hachi.
W
ten do neczan i Skautiego przyszedł Kurai, idący spokojnie z rękami
w kieszeniach.
-
No Ziom, i co teraz? - spytał Otachi.
-
Wy idziecie ciemną stroną, miasta i kierujecie się na szpital ...
- odparł spokojnie i chłodno Kurai.
-
Luz Ziom ... - stwierdził Otachi.
-
Zaraz Ziom a Ty? - dodał Hachi.
-
Ja idę za kapitanem ... - odpowiedział Kurai.
-
Oszalałeś? - spytał Skauti.
-
Kurai ... ale .... - wtrąciła niepewnie Rina.
W
tym momencie Kurai, oparł się lewą ręką o ścianę tuż obok
wodnej neczanki, prawą dłoń położył na jej lewym policzku, a
następnie nie zważając na nic namiętnie oraz pieszczotliwie
pocałował swoją ukochaną w delikatnie zaskoczone i spłoszone
usta. Tym samym przerywał jej wypowiedź.
-
WOW szybki jest ... - stwierdził zdziwiony i zaskoczony Skauti.
-
Szybki? Phi .... Uganiał się za nią cały pierwszy sezon... a
razem są już dwa może trzy sezony ... straciłam już rachubę ...
- odpowiedziała Diuna.
- Przepraszam ... Słucham? - spytał Skauti
- Przepraszam ... Słucham? - spytał Skauti
-
On był szybki dawno temu ... gdyż oni są już parą od bardzo
dawna. - stwierdza Kiazu.
-
Rozumiem... i wstyd mi, że tego nie zauważyłem ... - odpowiedział
Skauti.
-
Luz Ziom, na swój sposób to dobrze ... - dodał Hachi.
W
tym samym czasie po chwili gorącego i głębokiego pocałunku,
rozpalone usta kochanków rozdzieliły się, a Kurai powiedział:
-
Wrócę ... obiecuję ...
-
Dobra dzieciaki, podjąłem
decyzję ... - wtrącił neczański generał, a następnie
dodał: - Kurai....
Na
te słowa elektryczny neczanin wyjął swoją słuchawkę z ucha,
położył ją na dłoni wodnej neczanki i odchodząc chłodno
powiedział:
-
Idźcie już ..
-
Luz Ziom ... - stwierdził Hachi.
-
Ej ... jeszcze dzisiaj mamy dotrzeć do szpitala? - spytała
dociekliwie Diuna.
Jednak
Kurai nic jej już nie odpowiedział. Po chwili wszyscy, którzy
zostali ruszyli w ciemne zaułki podziemnego miasta.
-
Ej ... czy Kurai, się nie
odzywa bo ma tak w zwyczaju czy co? - wtrącił Generał.
-
Jakby to powiedzieć ... - stwierdził Otachi.
-
Wyjął słuchawkę i poszedł po kapitana ... - dodała Diuna.
-
Mam wrażenie, że wie o czymś o czym my nie wiemy... - stwierdziła
Kiazu.
-
Co macie na myśli? -
spytał Rudy.
-
Hmm... do tej pory był całkiem spokojny ... jak to on ... ale po
wyjściu z podziemi się elektryzował i poszedł zapalić ... -
odpowiedział Hachi.
-
A on pali tylko jak się nieźle wkurzy ... -
dodał Otachi.
-
Jak
widzę robi się coraz ciekawiej, ale w sumie dobrze się składa...
- stwierdził generał, a
następnie dodał: - Od
tej chwili waszym bezpośrednim przełożonym mianuję Kurai'a ..
który
chyba sam wziął sprawy w swoje ręce...
mam dosyć jego decyzji Uamuzi. Reasumując od teraz Waszym oddziałem
dowodzi Kurai.
-
Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.
-
Przepraszam generale ... ale myślę, że Pan Generał powinien o
czymś wiedzieć. - wtrącił wyraźnie zaniepokojony Skauti.
-
Tak? - odparł Rudy.
-
Nie wiem od czego zacząć ... jednak ... Pan Kapitan ma przy sobie
Amorti Silaha ... i ... - jąkał się bromiański zwiadowca.
-
Zaraz co to jest Amorti Silaha? - spytała dociekliwie Diuna.
-
To
broń palna taka, jak pistolety, karabiny, strzelby i tak dalej
zasilane energią. Bardzo skuteczne, gdyż zwiększają moc
posiadacza i zadają bardzo bolesne rozległe rany...
- odpowiedział Generał, a następnie dodał: - Skauti
i co w związku z tym?
-
Yhm ... to może ... ja zacznę ... od początku ... - stwierdził
nerwowo Skauti, przypalając papierosa.
************
Chłodny
skryty w półmroku uliczny zaułek. Blade oświetlenie latarni
nieśmiało wkracza w ciemność uliczki i tym samym sprawia, że
stare mury, pozornie opustoszałych budynków nabierają tajemniczego
uroku. Tymi zakamarkami przenikają Kurai, idący nieco z tyłu, oraz
Bromiański Kapitan, który rozbieganym wzrokiem rozgląda się po
okolicy i szybkim krokiem nerwowo idzie przed siebie. Nagle Uamuzi,
uśmiechnął się wrednie pod nosem i jednym, bardzo szybkim ruchem
wyciągnął z pod marynarki czarny pistolet, a następnie gwałtownie
odwrócił się i wystrzelił z tej broni, w kierunku neczanina.
Rozległ się przenikliwy i przeszywający huk, a jasno niebieska
kula przeleciała tuż koło głowy Kurai'a, który w ostatniej
chwili zdążył się delikatnie przesunąć.
-
Ty gnoju jak śmiałeś?! ... - stwierdził stanowczo kapitan, a
następnie z szaleńczym uśmiechem dodał: - Skoro nie chcesz być
moim ordynansem to czas byś zginął szmato!
W
tym momencie bromiańczyk ponownie wystrzelił z pistoletu. Tym
czasem Kurai ponownie się przesunął i w mgnieniu oka pojawił się
za kapitanem, po czym prawą ręką, złapał za broń przeciwnika i
wycelował ją w ziemię. W ten pistolet ponownie wypalił, a
neczanin drugą ręką, z dużą siłą uderzył bromiańczyka, w
klatkę piersiową,c o spowodowało, że Uamuzi gwałtownie wypuścił
broń i upadł na ziemię. Cała ta sytuacja trwała zaledwie ułamki
sekund. Zdezorientowany kapitan leży na plecach i próbuje
przeanalizować zaistniałą sytuację.
-
Proste Amorti Silaha nie jest wstanie
mnie przestraszyć ... - stwierdził chłodno Kurai, jednocześnie
wyrzucając pistolet.
-
To ciekawe co ... - odparł twardo Uamuzi szykując się do lodowego
ataku. Jednak w tym momencie tuż przy gardle kapitana pojawiła się
iskrząca elektryczna katana. Przerażony bromiawiańczyk z trudem
przełknął ślinę i przerwał swoją wypowiedź.
-
Tylko spróbuj, a poderżnę Ci gardło. - powiedział lodowatym
tonem Kurai.
-
Jestem szybszy od Ciebie!
-
Tak? To może się przekonamy? - odparł neczanin, patrząc
przenikliwym spojrzeniem w oczy kapitana i jednocześnie nieznacznie
przesuwając swoją katanę bliżej skóry rywala.
Po
dłuższej i niezręcznej chwili milczenia kapitan swobodnie położył
ręce na ziemie, zaprzestając tym samym gromadzenia energii do
ataku.
-
Od teraz ja tu dowodzę zrozumiano? - stwierdził twardo i chłodno
Kurai, trzymając ostrze tuż przy szyi przeciwnika.
-
Ty psie! - stwierdził Uamuzi.
-
Nie pozwolę aby ktoś jeszcze zginął przez Twoje niedorzeczne
decyzje i zabawę w zabijanie.
-
Jak śmiesz! Staniesz przed sądem.
-
Nie podoba mi się twój ton ... - odparł Kurai prawie przecinając
skórę, na szyi przeciwnika i cały iskrząc.
-
Dobra ... dobra ... po co to nerwy ...zrozumiałem.- stwierdził
pokornie, wystraszony kapitan.
Po
chwili elektryczny neczanin zniwelował swoją broń, a następnie
chłodno powiedział:
-
Ruszaj się, musimy dogonić resztę.
-
Tak tak ... - odpowiedział spokojnie kapitan z niezadowoleniem, a
następnie kiedy neczanin się tylko odwrócił, Uamuzi wystrzelił
wielką niebiesko-błękitno-białą lodową kulę, która lecia
prosto na plecy przeciwnika. W ten Kurai odwrócił się i w
ostatniej chwili odbił energię. Lodowa moc kapitana doszczętnie zamroziła sporą część kamienicy, o którą rozbił się
przebiegły atak, a Uamuzi z niewiarygodną szybkością ruszył do
kolejnego szalonego i niespodziewanego ataku.
************
-
Nie no Ziom żartujesz? - stwierdził niedowierzający Hachi.
-
Nie nie żartuję ... widziałem na własne oczy jak kapitan Uamuzi
zastrzelił Vaatleja mówiąc "Zhańbiłeś armię, więc teraz
śmieciu stań się pożywką dla Pisaca" ... - odpowiedział
przerażony Skauti, a następnie dodał: - A Kriger zginął zamiast
mnie ... osłonił mnie ...
-
O chudy byk ... -
przeklął neczański generał.
-
Panie generale .... ja wiem, że niebawem zginę... ale proszę ...
aby kapitana spotkała kara....- stwierdził bromiański zwiadowca.
-
Spoko Ziom nie damy Cie skrzywdzić. - stwierdził Hachi.
-
Prędzej ja go dopadnę niż on Ciebie. - dopowiedziała Kiazu.
-
Czekaj, czy jak to całe Amorti Silaha strzela to wydaje taki
okropny, przeszywający dźwięk? - wtrąciła Diuna.
-
Tak ... - odpowiedział Skauti.
-
To wszyscy czterej bromiańczycy z ginęli z ręki kapitana ... -
odparła Diuna.
-
Skauti spokojnie nic się nie
stanie, Wasz nowy dowódca nie pozwoli aby ktoś jeszcze zginął z
rąk kapitana,a potem wezmę Cie pod swoje skrzydła i zapewnię
ochronę... - wtrącił stanowczo generał, a następnie
dodał: - Założę się, że
Kurai odkrył to wcześniej i upewnił się w podziemiach i
spowodowało, że mu się ulało ...Eh ... a sprawą kapitana za
chwilę się zajmę i pamiętajcie nie słuchajcie jego rozkazów i
nie dajcie mu się zastraszyć. Jak tylko włoży słuchawki
osobiście poinformuję go o zmianie dowodzącego.
-
Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.
************
Zacięta
i nieustępliwa walka toczy się już długo, jednak żaden z
wojskowych nie ma zamiaru ustąpić. Kapitan o lodowych dłoniach co
i rusz wyprowadza kolejne szybkie ataki, natomiast Kurai bez
większego trudu unika ciosów przeciwnika i kontruje jego ataki.
Brukowana uliczka przypomina już bardziej lodową krainę niżeli
podziemne miasto, a odgłosy walki niosły się daleko. W ten
neczanin wywołał niewielkie napięcie elektryczne, które rozbiło
się o lodową barierę przeciwnika i wywołało eklezję, która
sprawiła, że ściany budynków popękały, a brukowana ulica
przestała być brukowana.
-
Nieźle ... - z plugawym uśmieszkiem, pochwalił kapitan, a
następnie szykując się do kolejnego lodowego ataku dodał: - Ze
mną nie wygrasz!
Nagle
walczący usłyszeli zbliżające się pośpieszne kroki. Dudniące,
odgłosy z każdą sekundą były coraz bliżej i bliżej. Aż tu
nagle tuż za wojownikami pojawiło się kilka widocznie starszych
postaci, o głębokich czerwonych oczach i wystających kłach.
Kapitan Uamuzi pobladł, doskonale wiedział kim byli przybysze.
-
ROZKAZUJĘ CI MNIE BRONIĆ! - stwierdził stanowczo kapitan
delikatnie chowając się za plecami rywala.
-
Już nie słucham twoich rozkazów. - odparł chłodno Kurai.
-
I ty psie chciałeś mną rządzić, a paru Pisaca nie potrafisz
pokonać? - stwierdził Uamuzi, zamrażając kilku łapczywych krwi
przybyszy.
Obaj
wojskowi dość dobrze sobie radzą z Pisaca, łapczywymi na
szkarłatną krew płynąca w żyłach wojowników. Jednak odgłosy
walki sprawiają, że krwiopijców, mimo elektrycznolodowych ataków,
z każdą sekundą przybywa, a sytuacja powoli staje się
beznadziejna.
-
No frajerze, czas abyś przestał mi bruździć. - stwierdził
pogardliwie kapitan, a następnie jednym szybkim ruchem i śmiejąc
się złośliwie, stworzył ogromną lodową wierzę zwieńczona
ciekną kulą, z której bez trudu mógł oglądać zmagania
neczanina z wygłodniałymi Pisaca. Kurai został sam na sam z chmarą
niezaspokojonych i nie nasyconych krwiożerców, mających chrapkę
na każdą kroplę krwi, jaką mogliby wyssać z ciała neczanina.
Nagle Kurai, w koło siebie oraz lodowej wierzy, przywołał lśniącą
żółto-białą barierę, która skutecznie powstrzymywała
drapieżne Pisaca. Krwiopijcy nachalnie i zaciekle dobijali się, i
próbowali przebić się przez elektryczna tarczę.
-
Nie możesz wiecznie się bronić, te plugawe bestie tak łatwo nie
odpuszczą. - stwierdził pogardliwie kapitan, siedzący wygodnie w
swojej krystalicznej, lodowej wierzy.
Elektryczny
neczanin nie przejął się słowami Uamuzi, jedynie stanął w
lekkim rozkroku i zaciskając pięści zamknął oczy. Wkrótce Kurai
zaczął się elektryzować, a nieznaczne wyładowania otoczyły całe
jego ciało. W ten włosy neczanina nieznacznie zaczęły falować,
zupełnie jakby były targane przez wiatr, a elektryczne wyładowania
nabrały na sile.
-
Hmmm... co ten gnojek kombinuje ... przecież nie ma
najmniejszych szans ... - zamyślił się Uamuzi, jednocześnie
uważnie obserwując całe zdarzenie z bezpiecznej odległości.
Nagle
bariera znikła, a ogromna żółto-biała, elektryczna fala
uderzeniowa rozeszła się po okolicy. Wszystkie Pisaca w sporej
odległości, od miejsca zdarzenia zostały porażone potężnym
wyładowaniem, wszelkie latarnie w okolicy wybuchły z nadmiaru
elektryczności, a lodowa wieża kapitana rozpadła się w drobny
mak. W ten, nieprzytomni krwiopijcy padli na brukowaną, pokrytą
szkłem ulicę, kapitan z hukiem uderzył o ziemię, a jedynym
źródłem światła jest iskrzący się Kurai.
Po
chwili elektryczny neczanin twardym i stanowczym krokiem podszedł do
siedzącego na ziemi kapitana, złapał go za mundur, podniósł do
góry i uderzył nim o ścianę, następnie patrząc przenikliwym i
przeszywającym wzrokiem. chłodno powiedział:
-
Od teraz, ja tu dowodzę.. rozumiesz?!
-
NIE PSIE! - odparł kapitan mrożąc dłonie neczanina, a następnie
dodał: - Na pewno nie masz mocy!
W
tym momencie Kurai wywołał silne wyładowanie elektryczne, które
bez większego trudu rozbiły iskrzący się lód na dłoniach
neczanina i dotkliwie poraził bromiańskiego kapitana, który z
każdą sekundą coraz bardziej sztywniał i głośniej krzyczał.
Następnie wyładowywania zaczęły rzucać Bromiańczykiem.
-
Dobra Ty ... Ty ... tu rządzisz .... - odparł rozpaczliwie Uamuzi,
drżącym głosem i krztusząc się.
Na
te słowa Kurai puścił swojego przełożonego, przestał się
elektryzować i twardo powiedział:
-
Idziemy!
-
Tak, tak ... - odparł kapitan podnosząc się, a następnie
dopowiedział w myślach. - Jeszcze tego pożałujesz, sąd
wojenny bardzo chętnie się tobą zajmie ... co z tego, że Twoja moc
jest niesamowita ... sponiewierałeś mną jak psem, a ja się tak
łatwo nie dam ... doniosę na ciebie a wtedy chłystku twoja
wojskowa kariera się skończy. A ja wszystko co się tu wydarzyło
zrzucę na Ciebie... zobaczymy komu uwierzy sad mi czy tej łachudrze
?... niech się panoszy ... udam pokornego, a jak przyjdzie co do
czego to wszystkie moje zbrodnie zrzucę na niego ... i zgnije w
więzieniu albo innym równie przyjemnym miejscu ... mam takie plecy,
że nie może się na mnie zemścić, ani nic zrobić ... nie wiem
kogo by musiał mieć po swojej stronie aby mi dokopać ... heh ...
mi się nie da dokopać ... jedno co muszę o nim przyznać to ma
szczeniak charyzmę ... jakby go rzucić smokom na pożarcie to on
wróciłby jako ich przywódca ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz