niedziela, 7 grudnia 2014

Epizod 151


"Małe mrożenie"

Poranne, blade, pastelowe różowo-niebiesko-żółte niebo, które nadaje nieopisanego uroku, mrocznemu i chłodnemu zimowemu lasowi, który mimo wszystko jest zielony. Niepowtarzalny blask delikatnego wschodzącego słońca, po przez liście i igły oraz aksamitną szarą mgłę, pomału dociera aż do ziemi. Na namiocie naszych bohaterów, oraz powalonych pniach i reszkach ogniska osiadła piękna, błyszcząca, lodowa szadź. W ten wejście do ciepłego namiotu otworzyło się, tym samym ciepła para wydostała się z jego środka, a mroźne, przeszywające powietrze dostało się do wnętrza namiotu, niosąc przyjemne orzeźwienie. Tym czasem z namiotu wyszła Rina, ubrana jedynie w czarne leginsy i zwykły T-shirt. Wodna neczanka przeciągnęła się, a następnie wzięła głęboki oddech. Było jej co prawda chłodno, ale jej rozgrzane ciało jeszcze nie dygotało z zimna, a wręcz przeciwnie cieszyło się z orzeźwiającego chłodu.
- Hmm... co za przyjemny chłodny poranek ...- stwierdziła z uśmiechem neczanka, sama do siebie, Ciepła para szybko znikła w chłodnym powietrzu. Następnie Rina poszła szybko na stronę, wróciła i lekko już dygocząc wyjęła z namiotu swój aparat i zrobiła kilka zdjęć wspaniałemu otoczeniu. Nagle dziewczyna poczuła, że coś spadło jej na głowę i ramiona, co spowodowało że neczanka delikatnie się wystraszyła. W tym momencie okazało się, że ma narzuconą na siebie wojskową koszulę w biało-czarno-szare moro, na długi rękaw.
- Dziękuję - stwierdziła radośnie Rina z promiennym uśmiechem.
W ten dziewczyna poczuła przyjemne i pieszczotliwe ciepło na ustach. Spontaniczny i aksamitny pocałunek, mile dopieszczał oszalałe, lekko jeszcze zaspane zmysły.
- Hej, Hej ... - wtrącił radośnie Otachi, ubrany w mundur, wychodząc z namiotu.
W tym momencie kochankowie odsunęli się od siebie, przerywając tym samym swój krótki poranny pocałunek.
- Cześć - stwierdził chłodno i jak gdyby nigdy nic Kurai z rękami w kieszeniach.
- Siemka - dodała lekko rumieniąca się Rina, zakładając koszulę.
- Dziewczyny jeszcze śpią? - spytał dociekliwie Otachi z uśmiechem chochlika i zbierając śnieg.
- Tak śpią ... -odpowiedziała Rina.
- Szykujesz pobudkę Hachiemu? - spytał chłodno Kurai.
- Nie... wcale ... - odparł Otachi z wrednym uśmiechem chochlika chowając się do namiotu z śniegiem w dłoniach.
- 3...2 ...1 ... - powiedział spokojnie i bez emocjonalnie Kurai.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA - rozległ się donośny krzyk dochodzący z namiotu.
W tym momencie Otachi śmiejąc się wybiegł w popłochu z namiotu i zaczął szybko uciekać.
-OTACHIIII! - krzyknął Hachi udając się bez większego namysłu w szaleńczy pościg za bratem, a następnie szybko dodał: - BRO ZABIJE CIĘ!!!!!
- Najpierw musisz mnie złapać! - stwierdził Otachi śmiejąc się pod nosem i zwinnie uciekając przed bratem.
- Wracając przynieście drewno na opał ...- wtrącił chłodno Kurai.
- LUZ ZIOM! - stwierdzili zgodnie bracia, a następnie Hachi dodał: Ale najpierw ZABIJE GO!
- Gash ... co to za krzyki? - spytała zaspana Diuna wychodząc z namiotu.
- Atakują nas? - dodała ochoczo Kiazu, wychylając się z namiotu.
- Nie spokojnie ... to tylko Otachi zrobił pobudkę Hachiemu. - odparła spokojnie Rina.
- Znowu? .... Eh to wiele wyjaśnia ... - odpowiedziała Diuna.
- Eee ... a już myślałam, że zabawimy się z rana... - stwierdziła Kiazu z delikatnym rozczarowaniem.
- A ja tam się ciesze, że to normalny poranek ... bez jakiś udziwnień. - dodała Diuna.
- Eh ... no nie można mieć wszystkiego ... - odparła Kiazu przeciągając się, a następnie dodała: - To co jakaś szama, zbieramy obóz i ruszamy dalej?
- Pewnie tak ... O ile tamci dwaj zdążą wrócić ... - odpowiedziała Diuna.
- Zapach śniadania ich ściągnie- dodała Rina z uśmiechem.
- Dobra to ja idę się ubrać. - stwierdziła Kiazu chowając się do namiotu.
- To doba myśl. - dodała Diuna udając się za siostrą.


************

Hachi i Otachi podczas porannego biegania raz i drugi wpadli do obozu przynosząc trochę drewna na opał. W między czasie Kurai złożył namiot i śpiwory, Kiazu bez trudu rozpaliła ognisko, Diuna spakowała plecaki, a Rina wstawiła aromatyczną, pachnącą kremową zupę, która już praktycznie dochodzi. Całe obozowisko jest idealnie przygotowane do tego aby zjeść i ruszyć w dalszą podróż.
- Oni jeszcze się ganiają? - spytała Diuna.
- Tak, ale teraz to już chyba dla przyjemności się ganiają ... bo założę się, że żaden już nie pamięta o co im poszło ... - odpowiedziała Kiazu.
- Śniadanie zaraz ich ściągnie - odparła Diuna.
- Pewnie, wiedzą że jak nie przyjdą to ja wszamie wszystko. - dodała Kiazu mrugając okiem.
- WRAAAAAAUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU .... - nagle rozległo się donośne i przenikliwe wycie dochodzące z oddali, od którego ziemia zatrzęsła się nawet pod obozowiskiem.
- Co to było? - spytała zaciekawiona Kiazu.
- Wilk ... - odpowiedział chłodno Kurai.
- E ... to luz ... - stwierdziła Diuna relaksując się.
- Eh ... a już myślałam, że to będzie ciekawy poranek. - odparła Kiazu.
- Proszę ... śniadanie gotowe ... - wtrąciła Rina z uśmiechem, wręczając wszystkim obecnym miski z jedzeniem.
- Hmm... pycha. - stwierdziła radośnie Kiazu kosztując pierwszą łyżkę.
- Jakie by nie było to ważne, że jest ciepłe. - dodała Diuna zajadając się zupą.
Nagle do obozu wbiegli zadyszani Hachi i Otachi. Za nim ktokolwiek zdążył się odezwać na obozowisko spadł deszcz ostrych, masywnych i sporych lodowych sopli. Neczanie zgrabnie i efektywnie omijają straszliwy lodowy deszcz.
- Ej ... CO WY ŻEŚCIE WYMYŚLILI!? - spytała Diuna omijając atak.
- Luz ... wreszcie coś się dzieje - dodała ochoczo i energicznie Kiazu.
W tym momencie niespodziewany atak znikł a Otachi stwierdził:
- MY? NIC ...
- To tylko taka wredna zołzowata psowata bestia bez powodu się dość przyczepiła ... - dodał Hachi.
W ten oczom wszystkim ukazała się wielka psowata lodowa, biało-błękitna bestia, z wielkimi zielonymi, błyszczącymi oczami, stojącą tuż za Hachim i Otachi. Zaskoczone spojrzenia spojrzenia neczan przeszyły braci.
- Że niby stoi za nami? - stwierdził Hachi, a następnie odwrócił się i z głupkowatym uśmieszkiem powiedział: - No cześć ..
Na te słowa bestia ryknęła ziemnemu neczaninowi prosto w twarz. W tym momencie wielka ognista, czerwono-pomarańczowo-żółta kula wleciała prosto do paszczy stworzenia, gdzie eksplodowała. Potwór nieznacznie się cofnął, potrząsnął głową i zaczął zajadać śnieg.
- Dobra a teraz niech mi ktoś powie co to u diabła jest? - spytała zaskoczona Diuna
- Draug Kari Amarte - odparł chłodno Kurai.
- Jaki piękny lodowy wilk .. - dodała Rina z fascynacją.
W tym momencie lodowy stwór cały się najeżył i przywołał mocną, gęstą zamieć. Dina oraz Rina postawiły ogromna psychiczno-wodną tarczę przez którą atak stworzenia nie miał szans się przebić. Natomiast Kiazu bez zawahania zaczęła strzelać drobnymi kulami ognia, które eksplodowały na mroźnym ciele potwora.
- Gdzie spotkaliście tego Draug Kari Amarte? - spytał chłodno Kurai.
- Ziom po co Ci to teraz? - spytał Hachi.
- Tam nad rzeką. - wtrącił Otachi pokazując ręką w kierunku z którego chwilę wcześniej przybiegli.
- Dobra. - stwierdził twardo Kurai.
- Co planujesz Ziom? - spytał Hachi.
- Zobaczymy... - odparł chłodno Kurai a następnie dodał: - Nie zabijcie go ... przynajmniej póki nie wrócę ...
- Dobra! - stwierdziła Kiazu z determinacją.
Po tych słowach elektryczny neczanin znikł, a dokładniej z niebywałą prędkością pobiegł w miejsce wskazane przez wietrznego neczanina.
- Ej ... eh ... i sobie poszedł ... - stwierdził Otachi.
- Dobra Ziom mniejsza o niego czas zając się tą lodową bestią. - dodał Hachi wywołując trzęsienie ziemi, które sprawiło, ze ogromna bestia się przewróciła.
W tym momencie tarcza ochronna znikła, a Kiazu i Otachi,otoczeni wspaniałymi aurami swoich żywiołów, połączyli swoje moce i ruszyli do kolejnego do ataku.

************

Kurai szybko i bez trudu dobiegł nad rzekę, o szybkim nurcie i kamiennych brzegach. Cała okolica płynącej , zwącej rzeki jest wręcz wiosennie, intensywnie zielona, gdzie nie gdzie wiszą nawet grube, brązowe pnącza niczym w tropikalnej dżungli. To miejsce zdecydowanie nie przypomina miejsca obozu jak i w przyjemny sposób nie pasuje do zimowego krajobrazu, a zarazem idealnie go uzupełnia i nadaje niezwykłego uroku temu miejscu. Elektryczny neczanin, na piaszczysto-ziemistym podłożu znalazł zarówno ślady lodowego wilka jak i swoich przyjaciół. Po chwili Kurai, zaczął bardzo uważnie obserwować okolicę, jednocześnie ostrożnie poruszając się wzdłuż rzeki. Neczanin zagląda w każdy zakamarek który przykuwa jego chłodne i czujne spojrzenie, zupełnie jakby wszelakie szczeliny miały przynieść mu odpowiedź czemu Draug Kari Amarte zaatakował Hachiego i Otachiego?.

************

Oszalała lodowa bestia, nie jest łatwym przeciwnikiem, z każdą sekundą walki wcale nie słabnie, a wręcz przeciwnie zdaje się rosnąć w siłę. Mroźne ataki śnieżnego wilka pozostawiły grubą warstwę szronu na neczaninach, która za żadne skarby nie chciała spaść z ich ciał. Nawet gorące płomienie Kiazu nie dawały sobie rady z chłodnym osadem. Jednak szron, prócz tego, że nieznacznie chłodził, zbytnio nie przeszkadzał, więc neczanie skupili się na samej walce a nie na zsypaniu z siebie osadu.
-WHRAAAAUUUUUUUU - zawył donośnie potwór, a następnie stworzenie otworzyło swoją masywną paszczę, przeładowaną ostrymi zębami i zaczął strzelać intensywnym niebiesko-białym lodowo-śnieżnym promieniem, który bez trudu zamrażał wszystko na co natrafił.
Nasi bohaterowie energicznie i zwinnie unikali ataków wilka. W ten Otachi przywołał silny wiatr, który sprawił, że bestia, nie zaprzestając ataku, zaczęła się cofać. Po chwili Kiazu wystrzeliła potężny ognisty promień, który tuż po zetknięciu się z lodowym atakiem wywołał mocną eksplozję, a cała okolica skryła się pod gęstą delikatnie parzącą parą.


************

Wyraźne, piaszczysto ziemiste ślady zaprowadziły elektrycznego neczanina do dość stromego. kamiennego brzegu rzeki. W tym miejscu zbiorowisko śladów gwałtownie urywa się. Część tajemniczych śladów jest mocna, intensywna i bardzo wyrazista, a część jest delikatna, blada i zatarta. Kurai przykucnął przy nich, bardzo uważnie się im przyjrzał, a następnie dynamicznie pobiegł brzegiem rzeki, podążając zgodnie z jej nurtem.


************

Rodzeństwo neczan dzielnie mierzy się z rozszalałą śnieżną bestią, która raczy ich lodową, zimną i nieprzyjemną burzą. Neczanie schowani za solidną ognisto-psychiczno barierą, o hipnotyzującym, intensywnym kolorze.
- Kurcze, jak z nim walczyć aby go nie zabić? - spytała Kiazu.
- Bronią się ... - zasugerowała Rina.
- Wiem ... wiem ... ale to nudne ... mam ochotę z nim walczyć na całego .. a to ciągłe bronienie mnie ogranicza ... - odpowiedziała Kiazu.
- To zabijmy go i po krzyku ... - dodała Diuna.
- No, ale Kurai "prosił" aby go nie zabijać ... - odparł Hachi.
- A co mnie to? Nie dość że gdzieś polazł to jeszcze ma wymagania ... - stwierdziła niezadowolona Diuna.
- Właśnie ... już strasznie długo go nie ma ... czy ktoś może wie gdzie się podziewa Kurai? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Tu jestem. - wtrącił nagle Kurai stojący za plecami, rodzeństwa.
- Ale jesteś szybki Ziom. - stwierdził z fascynacją Otachi.
W tym momencie wszystkie oczy zwróciły się w kierunki elektrycznego neczanina, który stał jak gdyby nigdy nic i trzymał na rękach niedużą śnieżną kulę.
- Mało Ci śniegu? - spytała rozczarowana Diuna.
- Jak ten śnieg ma nam pomóc? - spytał Otachi.
- Mniejsza o to ... skoro Kurai wrócił to możemy w końcu pokonać tego stwora. - Wtrąciła Kiazu z wrednym uśmieszkiem.
- To nie będzie konieczne ... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie idąc w kierunku tarczy powiedział: - Zlikwidujcie tarczę ...
- Skoro chcesz się schłodzić to ja nie mam nic przeciwko... - stwierdziła Diuna wzruszając ramionami i likwidując swoją barierę. Po chwili Kiazu z iskrą w oku również zlikwidowała swoją tarczę i przygotowała się to stanowczego, szybkiego ataku. Lodowa, zimna zamieć bez trudu przeszyła ciała neczan. Wielka bestia najeżyła swoje śnieżne ciało, przyjęła groźną pozycję i warcząc szykowała kolejny atak. W tym momencie Kiazu. otoczona intensywnym pomarańczowo-żółto-czerwonym płomieniem, z okrzykiem i determinacją ruszyła prosto na lodowego wilka. Nagle tuż przed ognistą neczanką pojawiła się wysoka elektryczna ściana, która bez trudu zatrzymała zaskoczoną dziewczynę. W tym czasie Kurai położył śnieżną kulę na ziemi przed sobą, po czym powoli i spokojnie się odsunął. Tymczasem Draug Kari Amarte o dziwo zaprzestał ataku. Wielka bestia głęboko zaczęła węszyć, a następnie bestia ostrożnie i uważnie zaczęła podchodzić do śnieżnej kuli, która nagle zaczęła się delikatnie kołysać się na boki. Po chwili mała biała kula rozwinęła się, a oczom wszystkich ukazały się cztery krótkie łapki, długi puszysty ogon, i słodka szczenięca mordka, z lekko zamroczonymi oczkami. Małe stożenie piszcząc, stanęło na lekko chwiejnych nogach. W tym momencie wielki śnieżny wilk zamerdał radośnie, podszedł do maleństwa, a następnie trącił je przyjaźnie nosem i zaczął pieszczotliwie lizać szczeniaka. W ten ogromny, śnieżny wilk nerwowo, a zarazem spokojnie złapał szczenię zębami na kark i w pośpiechu uciekł daleko od neczan.
- Eeeee? Tak po prostu uciekł ... - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
- Uciekł, bo już nic do nas niema ...- odpowiedział chłodno Kurai.
- Tyle się domyśliłam ... - odparła Diuna, a następnie dociekliwie spytała: - Skąd wiedziałeś, że ma szczeniaka?
- Domyśliłem się... Draug Kari Amarte, zazwyczaj nie atakują bez powodu, to że zaatakowała Hachiego i Otachiego wskazywało, że albo ma szczeniaka, albo jest dominującym samcem który nie lubi obcych na swoim terenie ... - odpowiedział chłodno Kurai.
- Dobra Ziom a skąd wiedziałeś, że jednak szczenię? - spytał Hachi.
- Udałem się na miejsce gdzie spotkaliście Draug Kari Amarte, i tam znalazłem ślady wskazujące na to, że osobnik miał szczeniaka, który podczas Waszej "zabawy" wpadł do wody i odpłynął z nurtem .... - odparł Kurai.
- Niech zgadnę i jego "Mamusia" uznała, że to my zabraliśmy jej dziecko? - odparł Otachi.
- Dokładnie. - odpowiedział spokojnie elektryczny neczanin.
- To wiele wyjaśnia ... - stwierdziła Diuna, a następnie dodała: - Wy i Wasze "zabawy" ...
- Oj tam ... tym razem odpuść im ... w końcu dzięki temu mieliśmy ciekawy poranek. - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem.
- Eh ... skoro tak stawiasz sprawę ... to ... dobra niech będzie ... - odparła Diuna.
- Wiedziałam, że na Ciebie można liczyć. - stwierdziła radośnie Kiazu, entuzjastycznie obejmując siostrę.
- Dobra to co szama i ruszamy dalej? - spytał dociekliwie i entuzjastycznie Hachi.
- Bardzo dobry pomysł! - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem.
- Hmm... Draug Kari Amarte zamroził nam ognisko i śniadanie ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Spoko to nie problem. - odparła Kiazu rozpalając na nowo ognisko.


************

Po zaskakującym poranku i sytym śniadaniu neczanie ruszyli w dalszą podróż w wyznaczone miejsce. Podczas wędrowania po okolicy jedyne co się zmieniało to krajobrazy i tematy rozmów. Ku zaskoczeniu rodzeństwa i rozczarowaniu Kiazu, ich wyprawa stała się zwykłym kilkugodzinnym spacerem.
- To śnieżny las ... to dżungla ... to jeszcze coś innego. - stwierdziła Diuna z podziwem
- Rzeczywiście świat jak z blendera ... - odparł z zaskoczeniem Hachi.
- Volaure bardzo trafnie ujął to co stało się ze światami. - dodał Otachi.
- Mi w tym kolorowym świecie brakuje trochę rozrywki - dopowiedziała lekko rozczarowana Kiazu przeciągając się.
- Aha czyli ta walka z rana nie była wystarczająco rozrywkowa? - spytała Diuna.
- Dokładnie ... - stwierdziła Kiazu.
- Biedna Ty nie pozwolili Ci się rozkręcić? - ciągnęła Diuna.
- A żebyś widziała, jakby można było z nim powalczyć na serio to ten poranek byłby znacznie milszy... - stwierdziła rozczarowana Kiazu, a następnie z lekkim uśmiechem dodała: - No ale w sumie nie ma co narzekać, lepsza taka rozrywka niż żadna.
- Mam przeczucie, że niebawem Twoja chęć rozrywki zostanie zaspokojona - wtrącił chłodno Kurai.
- Tak? Super! To mam nadzieje, że Twoje przeczucie zapewni mi dużo dobrej zabawy. - stwierdziła radośnie Kiazu z uśmiechem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz