„Horror
Dalmatyńczyka”
Minęło
kilka spokojnych dni, przeplatanych treningami i zapracowaniem. W
mieszkaniu dziewczyn jest tylko Rina z kociakami. Wymytymi i
zadbanymi kociakami. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Rina
wzięła głęboki oddech a następnie je otworzyła. W tym momencie
jej oczom ukazała się Wysoka elegancka kobieta o długich blond
włosach i pięknych błękitnych oczach. A o bok niej stali dwaj
mali chłopcy w podobnym wieku. Jeden miał brązowe krótkie włosy
i błękitne oczy, a drugi miał blond , a wręcz żółte włosy do
ramion i wręcz rude oczy.
-
Dzień dobry Pani, ja dzwoniłam dzisiaj w sprawie kociaków.
-
Witam tak, tak oczywiście proszę wejść. - odpowiedziała
gościnnie Rina. Po czym wzięła kociaki na ręce i powiedziała –
o to i one.
-
Jakie sliczne mamo. - stwierdził jeden z chłopców.
-
Tak są bardzo zadbane. - odparła obca kobieta.
-
Jak się nazywają. Shantis i Shenka. - odpowiedziała Rina,
pokazując odpowiednie kociaki.
-
Super to ja mojemu nie zmienię imienia.
-
To ja też nie.
-
No maluszki bądźcie grzeczne. - wtrąciła Rina oddając kociaki.
-
Dziękujemy. - odparli radośnie chłopcy.
-
Tak dziękujemy, to ile jestem winna?
-
Nic, są za darmo. Proszę tylko o nie dbać.
-
w takim układzie dziękujemy i do widzenia. - odparła kobieta
wychodząc.
************
-
Nie smuć się na pewno znalazłaś im dobry dom. - stwierdził
Otachi.
-
Ja wiem, ale przywiązałam się do nich. - odpowiedziała Rina.
-
No już siostra będzie dobrze, tak trzeba było. - odpowiedział
Otachi przytulając siostrę.
************
Nagle
jakaś dziwne rzeczy zaczęły się dziać w mieście. Było
straszliwie ciepło a padał śnieg, który od razu roztapiał się
na rozgrzanych ulicach. Przechodnie wyciągali parasole i
przyśpieszali kroku. Praktycznie nikt nie zwrócił uwago na to iż
pada śnieg. Zapewne większość myślała że to po prostu pada
zwyczajny deszcz, który wysycha zaraz po zetknięciu z ziemią.
************
-
Trzymasz się jakoś? - zapytał w końcu Kurai.
-
Tak, daje rade ….Cieszę się z tego, że maluchy znalazły dom,
ale jest mi smutno... W końcu były u nas tyle czasu ….. A na
dokładkę nie mogę znaleźć nic o tej głupiej bibliotece. -
odpowiedziała Rina.
-
Bibliotece ksiąg zakazanych? - zainteresował się Kurai.
-
Tak, dokładnie …. ponoć jest tam książka o tym wspaniałym
złotym smoku, którego wtedy widzieliśmy. Tylko nie mam jak się
tam dostać. - odpowiedziała Rina.
-
Zabiorę Cię tam. - stwierdził Kurai.
-
Niby jak?
-
Posiadam odpowiednią przepustkę. Tylko muszę ją odnaleźć. -
odparł spokojnie i chłodno Kurai.
-
SUPER! – wykrzyknęła radośnie Rina rzucając się mu na szyję.
************
…
powietrze
stoi .... gęsta mgła opada coraz niżej i niżej .... wydaje się
jakby z każda minuta gęstniała co raz bardziej ... za oknami cisza
... nawet przez otwarte okna i tak nie było słychać odgłosów
ulicy ... widać jedynie blade zarysy barierki balkonu … nie ma
nawet mowy aby zobaczyć to co dzieje się na dole … drzewa nawet
nie drgają .... wraz z mglą wydaje się być i zimniej ... o dziwo
powietrze zaczęło orzeźwiać swoim chłodem ... podczas oddechu
czuć jak zimne powietrze przenika aż do płuc ... spokój ...
przeszywająca głucha cisza … i ponownie delikatnie padający
biały i puszysty śnieg … wkrótce szyby pokryły się wręcz
szklanymi wzorami namalowanymi przez mróz …
-
Ale zimno się zrobiło. - stwierdziła Rina gotując obiad.
-
No straszliwie, a na dworze panuje jakaś dziwna głucha cisza. -
odparł Otachi.
-
Dziwaczna ta pogoda dzisiaj. - dopowiedział Hachi.
-
Ej! CHODŹCIE MUSICIE TO ZOBACZYĆ! - wykrzyknęła Diuna z salonu.
W
tym momencie wszyscy poszli do salonu. Siedziała tam Diuna
oglądająca telewizje.
-
No co chciałaś? Pilot Ci spadł i nie chce Ci się wstać po niego?
- spytał Hachi.
-
Nie nie, patrzcie w telewizor. - odparła Diuna.
W
telewizji były jakieś wiadomości, pokazujące mgłę i wszystko co
dzieje się na dworze. Komentatorka coś tam mówiła, ale mówiła
zdecydowanie za mało wyraźnie. Zapewne mówiła coś o tym aby bez
większej konieczności nie wychodzić z domu. Momentami było widać
jakby ruch wiatru. Niby nic, ale po głębszym i dokładniejszym
przyjrzeniu się można było zobaczyć typowe ruchy dla ataku.
-
Zupełnie jakby ktoś atakował... - stwierdził Otachi uważnie
obserwując telewizje.
-
Chyba jakiś demon czy coś szaleje. - dodał Hachi.
-
Rina dzwoń, po Kiazu przydałoby się sprawdzić co się tam
dzieje. - powiedział nagle Otachi.
************
Ulice
były puste. Bynajmniej tak się wydawało, gdyż widoczność była
bardzo ograniczona. Praktycznie nie było nic widać poza czubek
własnego nosa. Biała jak mleko mgła była tak gęsta, że można
by kroić ją nożem. Nasi bohaterowie biegną przez miasto szukając
jakiego kol wiek znaku. Nagle we mgle zobaczyli jakieś ciemne zarysy
postaci. Wokoło której mgła robiła rzadsza. Po chwili ich oczom
ukazał się niewysoki chłopiec. Ma on czapkę wyglądającą jak
dalmatyńczyk „zjadający” jego głowę. Spodniej wystawała
krótka seledynową grzywka, która dodatkowo ochładza już jego
stosunkowo bladą twarz, a jego przepiękne brzoskwiniowe oczy wręcz
hipnotyzowały. Jest ubrany w granatowe luźne, sportowe krótkie
spodnie oraz jaskrawo żółtą sportową koszulkę na krótki rękaw.
-
Siemasz mały masz zajebistą czapkę. - stwierdził Otachi.
-
WAAAAAAAAAAA.... DALMATYŃCZYK! - wrzasnął nagle Hachi rzucając
się na chłopca.
Nagle
stanęła przed nim Rina, która powiedziała:
-
Spokojnie Hachi spokojnie... nie strasz dziecka …
-
Ale to dalmatyńczyk, najgorszy koszmar, to dalmatyńczyk. - odparł
Hachi.
-
Spoko Bro, wrzuć na luz. Młody powiedz mi gdzie ją kupiłeś? Jest
genialna. - wtrącił Otachi uśmiechając się.
-
A już nie pamiętam. - odpowiedział delikatnym głosem dzieciak.
-
Szkoda. Słuchaj a gdzie są Twoi rodzice? - odparł Otachi.
-
Właśnie nie powinieneś sam chodzić po mieście w taką pogodę. -
wtrąciła Diuna.
-
Jak masz na imię? - spytała Kiazu.
-
Jestem Chobo. A Ty jesteś Kiazu. - odpowiedział chłopiec.
-
Wow a skąd to wiesz? - odparła zaskoczona Kiazu.
-
Bo odrobiłem lekcje i wiem z kim mam do czynienia. Władasz ogniem,
ten co się na mnie rzucił to Hachi i włada ziemią, koleś któremu
podoba się moja czapka to Otachi i włada wiatrem …
-
Skąd to wszystko wiesz? - wtrąciła Diuna, przerywając mu.
-
Ta mgła to moje dzieło, jestem demonem i przybyłem podbić Ziemie.
- odpowiedział Chobo wywołując zamieć.
-
Nie no wiedziałem, nikt dobry nie założył by takiej czapki! To
jakiś najgorszy horror. - stwierdził Hachi.
-
No Stary zapewniam Cię, że bardzo źle trafiłeś. - wtrącił
Otachi.
************
Hachi
z obłędnym wzrokiem szaleńca rzucał swoimi kamiennymi włóczniami
w przeciwnika, który odrobinę zmienił swój wygląd. Nadal wygląda
słodko jednak już nie jak dzieciak tylko jak trenujący nastolatek
w spaniałej psiej czapce, która sprawiała iż Hachi szalał. Sam
jeden pochłaniał uwagę nie tylko demona, który nie ma chwili
wytchnienia, ale również i swojego rodzeństwa, które musiało
bardzo na niego uważać.
-
Jak tak dalej pójdzie to Hachi wykończy nas a nie tego demona. -
stwierdził Otachi unikając ataku.
-
Ta jego dalmatyńczykowa obsesja właśnie stała się niebezpieczna.
- odparła Diuna.
-
E tam, to tylko połączenie wroga i obsesji... to ta mieszanka jest
niebezpieczna a nie obsesja Hachiego. - wtrąciła Kiazu unikająca w
popisowy sposób ataku brata.
-
Hmm... mam pewien pomysł … - stwierdziła nagle Rina, stawiająca
obronę.
-
Co wymyśliłaś? - zapytał Otachi.
-
Zobaczysz – stwierdziła Rina znikająca we mgle.
Hachi
z szaleńczym niepohamowanym śmiechem wykonywał co i rusz nowe
ataki blisko demona, który nie miał możliwości ucieczki. Jednak
demon nie marnował energii na ataki, jedynie co się broni, albo
unika ataków przeciwnika. Pozostałe rodzeństwo też się tylko
broniło. Nagle czapka demona spadła i znikła we mgle. W tym
momencie rozszalały Hachi o dziwo zaczął się uspokajać, a
fryzura demona stała się w pełni widoczna. Okazało się, że
demon ma pięknie, zadbane, ale w młodzieńczym nieładzie
seledynowe włosy do ramion.
-
Łał, jest całkiem przystojny. - stwierdziła nagle Kiazu, będąca
pod wielkim wrażeniem.
************
Odkąd
Hachi się uspokoił to walka przybrała zupełnie innego wymiaru.
Demon został zmuszony do atakowania i teraz to on nie dawał chwili
wytchnienia. Chobo stał się zupełnie niewidoczny i co chwila
atakował szybkimi krótkimi ataki co i rusz z innej strony. Nasi
zdezorientowani bohaterowie stali pod ognistą tarczą Kiazu i nie
wiedzieli co zbytnio robić, gdyż ich ataki nie przynosiły
większego efektu.
-
I co teraz? – spytała nagle Diuna.
-
Nie wiem jest odporny na moje ogniste ataki. - odpowiedziała Kiazu.
-
A na dokładkę Rina jeszcze nie wróciła. - wtrącił Otachi.
************
Rina
samotnie przedzierała się przez gęsta mgłę. Czuła się bardzo
nie pewnie, w końcu zabrała demonowi czapkę i schowała ja tak aby
nie można było jej łatwo znaleźć. Poza tym nie wiedziała czy
coś na nią nie czyha w tej mgle. Cisza, pusta, bezdźwięczna
cisza. Jej zmysły zaczynały powoli wariować. Nagle poczuła
delikatny dotyk na prawym ramieniu. W tym momencie dziewczyna z
krzykiem podskoczyła do góry i w panice odwróciła się. Jej oczom
ukazał się stojący przed nią Kurai, który powiedział:
-
Spokojnie, to tylko ja.
-
O matko … nie strasz mnie tak proszę … prawie wyzionęłam ducha
… - odpowiedziała Rina z ulgą.
-
Nie czuje energii Chobo, pokonaliście go już?
-
Nie mam pojęcia, ale ostatnio jak widziałam rodzeństwo to niezbyt
sobie z nim radziliśmy …
-
To dobrze, musimy go szybko znaleźć.
-
Ale czemu? …Co się dzieje? …
W
tym momencie Kurai nic jej nie odpowiedział, jedynie wziął ja za
rękę i wciągnął we mglę.
************
-
Dobra to plan mamy teraz do dzieła. - stwierdziła nagle Kiazu.
-
CZEKAJCIE! - wykrzyknął Otachi.
-
Co znowu? - spytała Diuna.
-
Ciii słuchajcie.... - odpowiedział Otachi.
Po
dłuższej chwili, Kiazu powiedziała:
-
No i co nic nie słyszę …..
-
Właśnie zrobiło się straszliwie cicho. - odparł Otachi.
-
Rzeczywiście nic nie słychać. Jest stanowczo za cicho. - wtrącił
Hachi.
-
Pewnie to pułapka. - stwierdziła twardo Diuna.
-
No nie wiem, mgła jest nadal ale nigdzie nie widać tego demona. -
odpowiedziała Kiazu niwelując tarcze.
************
-
Przerażająca ta mgła … - stwierdziła Rina przedzierając się
przez mgłę.
Nagle
potknęła się i przewróciła. Po chwili uklękła a jej oczom
ukazała się leżąca na brzuchu postać.
-
Hej dobrze się czujesz? - spytała Rina przewracając postać na
plecy.
W
tym momencie Kurai zatkał jej ręką usta na na swoich położył
palec, pokazując tym samym aby nie krzyczała. Następnie neczańczyk
sprawdził czy postać żyje.
-
To Chobo … co mu jest? - spytała cicho Rina.
-
Na całe szczęście jest tylko nie przytomny. - odpowiedział Kurai.
-
Moje rodzeństwo go pokonało?
W
tym momencie zatrzęsła się ziemia, a głębokie i potężne twarde
dudnienie wypełniło głuchą cisze. Za każdym dudnieniem ziemia
trzęsła się co raz bardziej. Miało się wrażenie iż coś
ogromnego stąpa po ziemi.
************
-
A to co? - spytała przenikliwie Kiazu.
-
Nie wiem, ale to nie wróży niczego dobrego. - odpowiedział Hachi.
-
Mówiłam, że to pułapka. - odparła Diuna.
Nagle
koło naszych bohaterów coś zaczęła się pojawiać. Wszyscy
stanęli w gotowości. Po dłuższej chwili ich oczom ukazał się
Kurai, Rina i Chobo.
-
Rina gdzie się podziewałaś? - spytał Otachi.
-
O widzę, że pokonaliście tego demona. - wtrąciła z uśmiechem
Diuna.
-
Skoro, pokonaliście go, to te odgłosy to co? - spytał nagle Hachi.
-
Nie pokonaliśmy … - odpowiedziała Rina.
W
tym momencie mgła w około naszych przyjaciół zrobiła się
rzadsza i chodź nie znikła zupełnie to widoczność znacznie się
poprawiła. Nagle ich oczom ukazała się ogromna łaciata łapała.
Kiedy spojrzeli w górę to zobaczyli wielki śliniący łaciaty pysk
oraz błyszczące złe czerwone oczy.
-
Mówiłem Wam, od samego początku Wam mówiłem – stwierdził
nakręcający się Hachi.
-
Co to niby u diabła jest? - spytał Otachi, patrzący z przerażeniem
na wielkie zębiska i kapiącą z pyska śliną.
-
To Shikuro. - odparł Kurai.
-
Aha, a ja tam widzę wielkiego demonicznego dalmatyńczyka. - wtrącił
Otachi.
-
Dobry jesteś ja widzę jakąś dziwaczną bestie. - odparła Diuna.
-
Szczegóły, szczegóły … - powiedziała Kiazu.
-
Wiecie nie chce przeszkadzać... ale to coś na nas warczy …. i
chyba chce nas pożreć. - wtrąciła łamiącym się głosem Rina.
************
Hachi
ledwo się trzymał ogarniała go furia, lecz Rina i Otachi wciąż
go uspokajali, aby nie doszło do niezręcznej sytuacji. Wielka
bestia jest zwinna i szybka, co sprawia swego rodzaju problemy. W
oddali słychać było przenikliwe wycie, a nasi przyjaciele siedzą
schowani w jakiś krzakach wśród drzew i rozmawiają szeptem.
-
To diabelskie nasienie, łatwo nam nie odpuści. - stwierdziła
Kiazu.
-
Ten wyleniały kundel jest gorszy niż przerośnięte jaszczurki. -
odparła Diuna.
-
Spokojnie Bro, wyobraź sobie że to zwykły pies. - wtrącił
Otachi, trzymający brata.
-
No nie mogę, jak tylko widzę te czarno-białe ciapki to białej
gorączki dostaje. - odparł Hachi.
-
Na dokładkę trzeba by było ukryć gdzieś Chobo. - wtrąciła
Rina.
-
Ukryć? Powinniśmy go zabić i tyle. - stwierdziła bezdusznie
Diuna.
-
Zabiorę do stąd do Waszego salonu. Yuri da nam znać jeśli by się
ocknął. - odparł Kurai.
-
Dobra myśl. Chociaż może ja powinienem z nim zostać? Puki naszym
przeciwnikiem jest ta konkretna bestia to jestem niebezpieczny nawet
dla Was. - powiedział Hachi.
-
Hachi to tylko głupi kundel. -wtrąciła Diuna.
-
Hmmm.... właśnie to jest pies …. chyba mam pewien pomysł …
słuchajcie … - stwierdziła nagle Rina z olśnieniem w głosie.
************
Wielka
straszliwa bestia przenikliwie warczała, że aż trzęsła się
ziemia, a jej oślizgła i glutowata ślina ciekła z pyska wielkimi
kroplami, kapiąc rozbryzgując się po ziemi. Jej krwiożercze
czerwone ślepia uważnie obserwowały zamglony teren. Ogromny pies
wciągał ogromne połacie tlenu w szybkich oddechach, które
sprawiały iż wszystkie zapachy swobodnie przechodziły przez jego
wielkie nozdrza. Tak bestia poszukiwała swoich ofiar. O dziwo kiedy
poruszała się powoli i delikatnie to była wręcz bezszelestna.
Jedyne co mogło zdradzić jej obecność to warczenie i ciężki
oddech , oraz groźne czerwone ślepia które przenikały nawet przez
najgęstszą mglę, a samo spojrzenie w nie powodowało, że krew
krzepła ze strachu. Bestia wolnym i spokojnym krokiem krążyła po
zamglonych ulicach głuchego miasta. Nagle psisko coś usłyszało,
jakiś dziwny dźwięk głęboki a zarazem pusty. Po chwili oczom
bestii ukazała się blada, żółta odbijająca się piłka, o dość
sporawych rozmiarach. Krwiożercza i bezlitosna bestia zaczęła
walczyć sama ze sobą. Momentami jej wielkie czerwone oczy z
zaciekawieniem śledził poczynania piłki, aby za chwile z powrotem
stały się groźne i bezlitosne.
************
Wielka
psia bestia biegła z otępianym wzrokiem i z wywalonym językiem za
szybko turlającą się piłką. Nie biega już ona po mieście tylko
po jakimś bliżej nie określonym polu. Widoczność nadal jest dość
mocno ograniczona, jednak potwór doskonale daje sobie rade w pogoni
za piłką. Ziemia się trzęsła, ale odgłosy dudnienia są
zagłuszane przez wesołe skamlanie wielkiego bawiącego się psa.
Nagle bestia złapała piłkę w swoje wielkie zębiska i położyła
się z nią na ziemi, aby ją pogryźć. Nie minęła nawet chwila
jak ziemia pod nim się osunęła. I tak pies znalazł się w
głębokim dole , który od razu po powstaniu zaczął wypełniać
się ogniem. Bestia porzuciła piłkę z z powrotem zaczęła warczeć
i groźnie szczekać. Wkrótce ogień dotarł do psa, jednak on nie
zajął się ogniem. Jak widać posiada on bardzo dużą odporność
na ogień. Pomimo tego potwór i tak próbował się wydostać z
dołu. W tym momencie okazało się iż jego łapy są czymś
splątane. Nie trzeba było długo czekać a bestia upadła z hukiem
na ziemie i nie mogła się podnieść. Czerwono-żółte płomienie
otaczały bestię, która już mogła jedynie warczeć i szczekać.
Wydawane przez niego dźwięki były bardzo wibrujące i wręcz
przenikające umysł. Po chwili na olbrzymiej paszczy pojawił się
złoty kaganiec, wypleciony z księżyców. W tym momencie bestia
mogła już tylko powarkiwać.
-
No nareszcie ciszej... już uszy mnie od tego bolały …
-stwierdziła nagle Diuna.
-
Wszystko pięknie, ale co dalej z tym potworem? - spytał Otachi.
-
Ja bym go zasypał kamieniami …. i rozerwał na strzępy …. i ….
-
Spoko Bro nie nakręcaj się … to tylko pies .. i wcale nie ma
ciapek. - przerwał bratu Otachi.
-
To... tylko pies … to .. TYLKO pies … - powtarzał sobie pod
nosem Hachi.
-
Mój ogień na niego nie działa … - wtrąciła Kiazu.
-
Teraz wystarczy go tylko wsadzić w głęboką wodę i porazić nawet
małym napięciem. Teraz Shikuro jest już bez bronny. - stwierdził
Kurai, pojawiając się.
-
Ale … ale …. - wydukała Rina.
Po
chwili zamknęła jednak oczy i przywołała potężny, i siarczysty
deszcz, który padał tylko nad dołem gdzie był uwięziony
dalmatyńczyk. Ogień stopniowo się tłumił, aż w końcu zgasł.
Wkrótce bestia prawie się przykrywała się wodą. Wtedy zaczęła
się szamotać, piszczeć i skomleć. To wszystko jednak ucichło
kiedy znalazł się cały pod wodą. W tym momencie Kurai pstryknął
palcami i wielki złocisty piorun uderzył w wodę. Wyładowanie
rozeszło się po całej wodzie, aż doszło doszło do wielkiej
bestii. W tym momencie wszystko rozbłysło oślepiającym światłem,
po czym powstała niewielka eksplozja i dziwny czarno-biały dym
zaczął się unosić z dołu. Po dłuższej chwili o wy dym zmienił
się w dziwną kometę, która wystrzeliła w niebo, a następnie
wybuchła gdzieś w oddali. Cała zawartość dołka znikła, została
w nim jedynie obłocona psia czapka w ciapki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz