wtorek, 25 listopada 2014

Epizod 65


Horror Dalmatyńczyka”


Minęło kilka spokojnych dni, przeplatanych treningami i zapracowaniem. W mieszkaniu dziewczyn jest tylko Rina z kociakami. Wymytymi i zadbanymi kociakami. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Rina wzięła głęboki oddech a następnie je otworzyła. W tym momencie jej oczom ukazała się Wysoka elegancka kobieta o długich blond włosach i pięknych błękitnych oczach. A o bok niej stali dwaj mali chłopcy w podobnym wieku. Jeden miał brązowe krótkie włosy i błękitne oczy, a drugi miał blond , a wręcz żółte włosy do ramion i wręcz rude oczy.
- Dzień dobry Pani, ja dzwoniłam dzisiaj w sprawie kociaków.
- Witam tak, tak oczywiście proszę wejść. - odpowiedziała gościnnie Rina. Po czym wzięła kociaki na ręce i powiedziała – o to i one.
- Jakie sliczne mamo. - stwierdził jeden z chłopców.
- Tak są bardzo zadbane. - odparła obca kobieta.
- Jak się nazywają. Shantis i Shenka. - odpowiedziała Rina, pokazując odpowiednie kociaki.
- Super to ja mojemu nie zmienię imienia.
- To ja też nie.
- No maluszki bądźcie grzeczne. - wtrąciła Rina oddając kociaki.
- Dziękujemy. - odparli radośnie chłopcy.
- Tak dziękujemy, to ile jestem winna?
- Nic, są za darmo. Proszę tylko o nie dbać.
- w takim układzie dziękujemy i do widzenia. - odparła kobieta wychodząc.


************

- Nie smuć się na pewno znalazłaś im dobry dom. - stwierdził Otachi.
- Ja wiem, ale przywiązałam się do nich. - odpowiedziała Rina.
- No już siostra będzie dobrze, tak trzeba było. - odpowiedział Otachi przytulając siostrę.

************

Nagle jakaś dziwne rzeczy zaczęły się dziać w mieście. Było straszliwie ciepło a padał śnieg, który od razu roztapiał się na rozgrzanych ulicach. Przechodnie wyciągali parasole i przyśpieszali kroku. Praktycznie nikt nie zwrócił uwago na to iż pada śnieg. Zapewne większość myślała że to po prostu pada zwyczajny deszcz, który wysycha zaraz po zetknięciu z ziemią.

************

- Trzymasz się jakoś? - zapytał w końcu Kurai.
- Tak, daje rade ….Cieszę się z tego, że maluchy znalazły dom, ale jest mi smutno... W końcu były u nas tyle czasu ….. A na dokładkę nie mogę znaleźć nic o tej głupiej bibliotece. - odpowiedziała Rina.
- Bibliotece ksiąg zakazanych? - zainteresował się Kurai.
- Tak, dokładnie …. ponoć jest tam książka o tym wspaniałym złotym smoku, którego wtedy widzieliśmy. Tylko nie mam jak się tam dostać. - odpowiedziała Rina.
- Zabiorę Cię tam. - stwierdził Kurai.
- Niby jak?
- Posiadam odpowiednią przepustkę. Tylko muszę ją odnaleźć. - odparł spokojnie i chłodno Kurai.
- SUPER! – wykrzyknęła radośnie Rina rzucając się mu na szyję.


************

powietrze stoi .... gęsta mgła opada coraz niżej i niżej .... wydaje się jakby z każda minuta gęstniała co raz bardziej ... za oknami cisza ... nawet przez otwarte okna i tak nie było słychać odgłosów ulicy ... widać jedynie blade zarysy barierki balkonu … nie ma nawet mowy aby zobaczyć to co dzieje się na dole … drzewa nawet nie drgają .... wraz z mglą wydaje się być i zimniej ... o dziwo powietrze zaczęło orzeźwiać swoim chłodem ... podczas oddechu czuć jak zimne powietrze przenika aż do płuc ... spokój ... przeszywająca głucha cisza … i ponownie delikatnie padający biały i puszysty śnieg … wkrótce szyby pokryły się wręcz szklanymi wzorami namalowanymi przez mróz …
- Ale zimno się zrobiło. - stwierdziła Rina gotując obiad.
- No straszliwie, a na dworze panuje jakaś dziwna głucha cisza. - odparł Otachi.
- Dziwaczna ta pogoda dzisiaj. - dopowiedział Hachi.
- Ej! CHODŹCIE MUSICIE TO ZOBACZYĆ! - wykrzyknęła Diuna z salonu.
W tym momencie wszyscy poszli do salonu. Siedziała tam Diuna oglądająca telewizje.
- No co chciałaś? Pilot Ci spadł i nie chce Ci się wstać po niego? - spytał Hachi.
- Nie nie, patrzcie w telewizor. - odparła Diuna.
W telewizji były jakieś wiadomości, pokazujące mgłę i wszystko co dzieje się na dworze. Komentatorka coś tam mówiła, ale mówiła zdecydowanie za mało wyraźnie. Zapewne mówiła coś o tym aby bez większej konieczności nie wychodzić z domu. Momentami było widać jakby ruch wiatru. Niby nic, ale po głębszym i dokładniejszym przyjrzeniu się można było zobaczyć typowe ruchy dla ataku.
- Zupełnie jakby ktoś atakował... - stwierdził Otachi uważnie obserwując telewizje.
- Chyba jakiś demon czy coś szaleje. - dodał Hachi.
- Rina dzwoń, po Kiazu przydałoby się sprawdzić co się tam dzieje. - powiedział nagle Otachi.


************

Ulice były puste. Bynajmniej tak się wydawało, gdyż widoczność była bardzo ograniczona. Praktycznie nie było nic widać poza czubek własnego nosa. Biała jak mleko mgła była tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Nasi bohaterowie biegną przez miasto szukając jakiego kol wiek znaku. Nagle we mgle zobaczyli jakieś ciemne zarysy postaci. Wokoło której mgła robiła rzadsza. Po chwili ich oczom ukazał się niewysoki chłopiec. Ma on czapkę wyglądającą jak dalmatyńczyk „zjadający” jego głowę. Spodniej wystawała krótka seledynową grzywka, która dodatkowo ochładza już jego stosunkowo bladą twarz, a jego przepiękne brzoskwiniowe oczy wręcz hipnotyzowały. Jest ubrany w granatowe luźne, sportowe krótkie spodnie oraz jaskrawo żółtą sportową koszulkę na krótki rękaw.
- Siemasz mały masz zajebistą czapkę. - stwierdził Otachi.
- WAAAAAAAAAAA.... DALMATYŃCZYK! - wrzasnął nagle Hachi rzucając się na chłopca.
Nagle stanęła przed nim Rina, która powiedziała:
- Spokojnie Hachi spokojnie... nie strasz dziecka …
- Ale to dalmatyńczyk, najgorszy koszmar, to dalmatyńczyk. - odparł Hachi.
- Spoko Bro, wrzuć na luz. Młody powiedz mi gdzie ją kupiłeś? Jest genialna. - wtrącił Otachi uśmiechając się.
- A już nie pamiętam. - odpowiedział delikatnym głosem dzieciak.
- Szkoda. Słuchaj a gdzie są Twoi rodzice? - odparł Otachi.
- Właśnie nie powinieneś sam chodzić po mieście w taką pogodę. - wtrąciła Diuna.
- Jak masz na imię? - spytała Kiazu.
- Jestem Chobo. A Ty jesteś Kiazu. - odpowiedział chłopiec.
- Wow a skąd to wiesz? - odparła zaskoczona Kiazu.
- Bo odrobiłem lekcje i wiem z kim mam do czynienia. Władasz ogniem, ten co się na mnie rzucił to Hachi i włada ziemią, koleś któremu podoba się moja czapka to Otachi i włada wiatrem …
- Skąd to wszystko wiesz? - wtrąciła Diuna, przerywając mu.
- Ta mgła to moje dzieło, jestem demonem i przybyłem podbić Ziemie. - odpowiedział Chobo wywołując zamieć.
- Nie no wiedziałem, nikt dobry nie założył by takiej czapki! To jakiś najgorszy horror. - stwierdził Hachi.
- No Stary zapewniam Cię, że bardzo źle trafiłeś. - wtrącił Otachi.


************

Hachi z obłędnym wzrokiem szaleńca rzucał swoimi kamiennymi włóczniami w przeciwnika, który odrobinę zmienił swój wygląd. Nadal wygląda słodko jednak już nie jak dzieciak tylko jak trenujący nastolatek w spaniałej psiej czapce, która sprawiała iż Hachi szalał. Sam jeden pochłaniał uwagę nie tylko demona, który nie ma chwili wytchnienia, ale również i swojego rodzeństwa, które musiało bardzo na niego uważać.
- Jak tak dalej pójdzie to Hachi wykończy nas a nie tego demona. - stwierdził Otachi unikając ataku.
- Ta jego dalmatyńczykowa obsesja właśnie stała się niebezpieczna. - odparła Diuna.
- E tam, to tylko połączenie wroga i obsesji... to ta mieszanka jest niebezpieczna a nie obsesja Hachiego. - wtrąciła Kiazu unikająca w popisowy sposób ataku brata.
- Hmm... mam pewien pomysł … - stwierdziła nagle Rina, stawiająca obronę.
- Co wymyśliłaś? - zapytał Otachi.
- Zobaczysz – stwierdziła Rina znikająca we mgle.
Hachi z szaleńczym niepohamowanym śmiechem wykonywał co i rusz nowe ataki blisko demona, który nie miał możliwości ucieczki. Jednak demon nie marnował energii na ataki, jedynie co się broni, albo unika ataków przeciwnika. Pozostałe rodzeństwo też się tylko broniło. Nagle czapka demona spadła i znikła we mgle. W tym momencie rozszalały Hachi o dziwo zaczął się uspokajać, a fryzura demona stała się w pełni widoczna. Okazało się, że demon ma pięknie, zadbane, ale w młodzieńczym nieładzie seledynowe włosy do ramion.
- Łał, jest całkiem przystojny. - stwierdziła nagle Kiazu, będąca pod wielkim wrażeniem.


************

Odkąd Hachi się uspokoił to walka przybrała zupełnie innego wymiaru. Demon został zmuszony do atakowania i teraz to on nie dawał chwili wytchnienia. Chobo stał się zupełnie niewidoczny i co chwila atakował szybkimi krótkimi ataki co i rusz z innej strony. Nasi zdezorientowani bohaterowie stali pod ognistą tarczą Kiazu i nie wiedzieli co zbytnio robić, gdyż ich ataki nie przynosiły większego efektu.
- I co teraz? – spytała nagle Diuna.
- Nie wiem jest odporny na moje ogniste ataki. - odpowiedziała Kiazu.
- A na dokładkę Rina jeszcze nie wróciła. - wtrącił Otachi.


************

Rina samotnie przedzierała się przez gęsta mgłę. Czuła się bardzo nie pewnie, w końcu zabrała demonowi czapkę i schowała ja tak aby nie można było jej łatwo znaleźć. Poza tym nie wiedziała czy coś na nią nie czyha w tej mgle. Cisza, pusta, bezdźwięczna cisza. Jej zmysły zaczynały powoli wariować. Nagle poczuła delikatny dotyk na prawym ramieniu. W tym momencie dziewczyna z krzykiem podskoczyła do góry i w panice odwróciła się. Jej oczom ukazał się stojący przed nią Kurai, który powiedział:
- Spokojnie, to tylko ja.
- O matko … nie strasz mnie tak proszę … prawie wyzionęłam ducha … - odpowiedziała Rina z ulgą.
- Nie czuje energii Chobo, pokonaliście go już?
- Nie mam pojęcia, ale ostatnio jak widziałam rodzeństwo to niezbyt sobie z nim radziliśmy …
- To dobrze, musimy go szybko znaleźć.
- Ale czemu? …Co się dzieje? …
W tym momencie Kurai nic jej nie odpowiedział, jedynie wziął ja za rękę i wciągnął we mglę.


************

- Dobra to plan mamy teraz do dzieła. - stwierdziła nagle Kiazu.
- CZEKAJCIE! - wykrzyknął Otachi.
- Co znowu? - spytała Diuna.
- Ciii słuchajcie.... - odpowiedział Otachi.
Po dłuższej chwili, Kiazu powiedziała:
- No i co nic nie słyszę …..
- Właśnie zrobiło się straszliwie cicho. - odparł Otachi.
- Rzeczywiście nic nie słychać. Jest stanowczo za cicho. - wtrącił Hachi.
- Pewnie to pułapka. - stwierdziła twardo Diuna.
- No nie wiem, mgła jest nadal ale nigdzie nie widać tego demona. - odpowiedziała Kiazu niwelując tarcze.


************

- Przerażająca ta mgła … - stwierdziła Rina przedzierając się przez mgłę.
Nagle potknęła się i przewróciła. Po chwili uklękła a jej oczom ukazała się leżąca na brzuchu postać.
- Hej dobrze się czujesz? - spytała Rina przewracając postać na plecy.
W tym momencie Kurai zatkał jej ręką usta na na swoich położył palec, pokazując tym samym aby nie krzyczała. Następnie neczańczyk sprawdził czy postać żyje.
- To Chobo … co mu jest? - spytała cicho Rina.
- Na całe szczęście jest tylko nie przytomny. - odpowiedział Kurai.
- Moje rodzeństwo go pokonało?
W tym momencie zatrzęsła się ziemia, a głębokie i potężne twarde dudnienie wypełniło głuchą cisze. Za każdym dudnieniem ziemia trzęsła się co raz bardziej. Miało się wrażenie iż coś ogromnego stąpa po ziemi.


************

- A to co? - spytała przenikliwie Kiazu.
- Nie wiem, ale to nie wróży niczego dobrego. - odpowiedział Hachi.
- Mówiłam, że to pułapka. - odparła Diuna.
Nagle koło naszych bohaterów coś zaczęła się pojawiać. Wszyscy stanęli w gotowości. Po dłuższej chwili ich oczom ukazał się Kurai, Rina i Chobo.
- Rina gdzie się podziewałaś? - spytał Otachi.
- O widzę, że pokonaliście tego demona. - wtrąciła z uśmiechem Diuna.
- Skoro, pokonaliście go, to te odgłosy to co? - spytał nagle Hachi.
- Nie pokonaliśmy … - odpowiedziała Rina.
W tym momencie mgła w około naszych przyjaciół zrobiła się rzadsza i chodź nie znikła zupełnie to widoczność znacznie się poprawiła. Nagle ich oczom ukazała się ogromna łaciata łapała. Kiedy spojrzeli w górę to zobaczyli wielki śliniący łaciaty pysk oraz błyszczące złe czerwone oczy.
- Mówiłem Wam, od samego początku Wam mówiłem – stwierdził nakręcający się Hachi.
- Co to niby u diabła jest? - spytał Otachi, patrzący z przerażeniem na wielkie zębiska i kapiącą z pyska śliną.
- To Shikuro. - odparł Kurai.
- Aha, a ja tam widzę wielkiego demonicznego dalmatyńczyka. - wtrącił Otachi.
- Dobry jesteś ja widzę jakąś dziwaczną bestie. - odparła Diuna.
- Szczegóły, szczegóły … - powiedziała Kiazu.
- Wiecie nie chce przeszkadzać... ale to coś na nas warczy …. i chyba chce nas pożreć. - wtrąciła łamiącym się głosem Rina.


************

Hachi ledwo się trzymał ogarniała go furia, lecz Rina i Otachi wciąż go uspokajali, aby nie doszło do niezręcznej sytuacji. Wielka bestia jest zwinna i szybka, co sprawia swego rodzaju problemy. W oddali słychać było przenikliwe wycie, a nasi przyjaciele siedzą schowani w jakiś krzakach wśród drzew i rozmawiają szeptem.
- To diabelskie nasienie, łatwo nam nie odpuści. - stwierdziła Kiazu.
- Ten wyleniały kundel jest gorszy niż przerośnięte jaszczurki. - odparła Diuna.
- Spokojnie Bro, wyobraź sobie że to zwykły pies. - wtrącił Otachi, trzymający brata.
- No nie mogę, jak tylko widzę te czarno-białe ciapki to białej gorączki dostaje. - odparł Hachi.
- Na dokładkę trzeba by było ukryć gdzieś Chobo. - wtrąciła Rina.
- Ukryć? Powinniśmy go zabić i tyle. - stwierdziła bezdusznie Diuna.
- Zabiorę do stąd do Waszego salonu. Yuri da nam znać jeśli by się ocknął. - odparł Kurai.
- Dobra myśl. Chociaż może ja powinienem z nim zostać? Puki naszym przeciwnikiem jest ta konkretna bestia to jestem niebezpieczny nawet dla Was. - powiedział Hachi.
- Hachi to tylko głupi kundel. -wtrąciła Diuna.
- Hmmm.... właśnie to jest pies …. chyba mam pewien pomysł … słuchajcie … - stwierdziła nagle Rina z olśnieniem w głosie.


************

Wielka straszliwa bestia przenikliwie warczała, że aż trzęsła się ziemia, a jej oślizgła i glutowata ślina ciekła z pyska wielkimi kroplami, kapiąc rozbryzgując się po ziemi. Jej krwiożercze czerwone ślepia uważnie obserwowały zamglony teren. Ogromny pies wciągał ogromne połacie tlenu w szybkich oddechach, które sprawiały iż wszystkie zapachy swobodnie przechodziły przez jego wielkie nozdrza. Tak bestia poszukiwała swoich ofiar. O dziwo kiedy poruszała się powoli i delikatnie to była wręcz bezszelestna. Jedyne co mogło zdradzić jej obecność to warczenie i ciężki oddech , oraz groźne czerwone ślepia które przenikały nawet przez najgęstszą mglę, a samo spojrzenie w nie powodowało, że krew krzepła ze strachu. Bestia wolnym i spokojnym krokiem krążyła po zamglonych ulicach głuchego miasta. Nagle psisko coś usłyszało, jakiś dziwny dźwięk głęboki a zarazem pusty. Po chwili oczom bestii ukazała się blada, żółta odbijająca się piłka, o dość sporawych rozmiarach. Krwiożercza i bezlitosna bestia zaczęła walczyć sama ze sobą. Momentami jej wielkie czerwone oczy z zaciekawieniem śledził poczynania piłki, aby za chwile z powrotem stały się groźne i bezlitosne.


************

Wielka psia bestia biegła z otępianym wzrokiem i z wywalonym językiem za szybko turlającą się piłką. Nie biega już ona po mieście tylko po jakimś bliżej nie określonym polu. Widoczność nadal jest dość mocno ograniczona, jednak potwór doskonale daje sobie rade w pogoni za piłką. Ziemia się trzęsła, ale odgłosy dudnienia są zagłuszane przez wesołe skamlanie wielkiego bawiącego się psa. Nagle bestia złapała piłkę w swoje wielkie zębiska i położyła się z nią na ziemi, aby ją pogryźć. Nie minęła nawet chwila jak ziemia pod nim się osunęła. I tak pies znalazł się w głębokim dole , który od razu po powstaniu zaczął wypełniać się ogniem. Bestia porzuciła piłkę z z powrotem zaczęła warczeć i groźnie szczekać. Wkrótce ogień dotarł do psa, jednak on nie zajął się ogniem. Jak widać posiada on bardzo dużą odporność na ogień. Pomimo tego potwór i tak próbował się wydostać z dołu. W tym momencie okazało się iż jego łapy są czymś splątane. Nie trzeba było długo czekać a bestia upadła z hukiem na ziemie i nie mogła się podnieść. Czerwono-żółte płomienie otaczały bestię, która już mogła jedynie warczeć i szczekać. Wydawane przez niego dźwięki były bardzo wibrujące i wręcz przenikające umysł. Po chwili na olbrzymiej paszczy pojawił się złoty kaganiec, wypleciony z księżyców. W tym momencie bestia mogła już tylko powarkiwać.
- No nareszcie ciszej... już uszy mnie od tego bolały … -stwierdziła nagle Diuna.
- Wszystko pięknie, ale co dalej z tym potworem? - spytał Otachi.
- Ja bym go zasypał kamieniami …. i rozerwał na strzępy …. i ….
- Spoko Bro nie nakręcaj się … to tylko pies .. i wcale nie ma ciapek. - przerwał bratu Otachi.
- To... tylko pies … to .. TYLKO pies … - powtarzał sobie pod nosem Hachi.
- Mój ogień na niego nie działa … - wtrąciła Kiazu.
- Teraz wystarczy go tylko wsadzić w głęboką wodę i porazić nawet małym napięciem. Teraz Shikuro jest już bez bronny. - stwierdził Kurai, pojawiając się.
- Ale … ale …. - wydukała Rina.
Po chwili zamknęła jednak oczy i przywołała potężny, i siarczysty deszcz, który padał tylko nad dołem gdzie był uwięziony dalmatyńczyk. Ogień stopniowo się tłumił, aż w końcu zgasł. Wkrótce bestia prawie się przykrywała się wodą. Wtedy zaczęła się szamotać, piszczeć i skomleć. To wszystko jednak ucichło kiedy znalazł się cały pod wodą. W tym momencie Kurai pstryknął palcami i wielki złocisty piorun uderzył w wodę. Wyładowanie rozeszło się po całej wodzie, aż doszło doszło do wielkiej bestii. W tym momencie wszystko rozbłysło oślepiającym światłem, po czym powstała niewielka eksplozja i dziwny czarno-biały dym zaczął się unosić z dołu. Po dłuższej chwili o wy dym zmienił się w dziwną kometę, która wystrzeliła w niebo, a następnie wybuchła gdzieś w oddali. Cała zawartość dołka znikła, została w nim jedynie obłocona psia czapka w ciapki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz