„Chobo”
-
Kurcze tego jeszcze nie było … mamy w domu nieprzytomnego demona z
psią czapką i nie możemy go unicestwić. - powiedziała Diuna.
-
Wiesz … nie każdy demon jest zły … - stwierdziła Rina.
-
On nie jest demonem. On jest Konwareńczykiem. - wtrącił w końcu
Kurai.
-
Kon...... co? - spytał Otachi.
-
Pochodzi z planety zwanej Konware … jest to wodna planeta, jej
mieszkańcy mieszkają w podwodnych miastach... przez to „ludzie”
tam mieszkający mają albo bladą, albo niebieską cerę …i
błoniaste uszy … A Chobo jest synem króla Ashga … dowiedziałem
się iż parę dni temu od Ankiego iż Chobo został uprowadzony
przez Shikuro. - odpowiedział Kurai.
-
No to grubo. - stwierdziła Kiazu.
-
A co to to całe Shikuro? - spytał Hachi.
-
To
swojego rodzaju demon przedmiotów, który potrafi opętać
właściciela rzeczy. Zawsze pojawia się w jakimś przedmiocie a
następnie przejmuje ciało właściciela przedmiotu. Podczas walki
potrafią porzucić ciało żywiciela i wykorzystać przedmiot jako
swoją formę. - odpowiedział Kurai.
- To dlatego walczyliśmy z
przerośniętym dalmatyńczykiem? - spytał Otachi.
-
Tak dokładnie …. Naszym
przeciwnikiem od samego początku nie był Chobo tylko Shikuro.
************
Mijały
godziny a młodzieniec nie wybudzał się. Kiazu i Diuna poszły na
szalone zakupy. Rina wzięła swoją prace do domu, a Hachi i Otachi
poszli do pracy. Tymczasem gość nadal pozostawał nieprzytomny, a
nieopodal niego siedziała sobie Yuri. Przez większość czasu
zupełnie nic się nie działo. Mijały godziny, a chłopiec w
salonie nie odzyskiwał przytomności. W mieszkaniu dziewczyn nie
było jednak cicho. Z pokoju Riny dobiegały dźwięki jakieś
muzyki, które niespodziewanie zostały przerwane dzwonkiem do drzwi.
Neczanka zapisała plik i poszła je otworzyć. Jej oczom ukazał
się ubrany na biało młodzieniec, o bardzo jasnych włosach z
czarnymi końcówkami, spiętych w kucyka, o niezwykle delikatnej
twarzy, wręcz o kobiecej urodzie. Jego jasno brązowe oczy, wydawały
się być przepełnione mądrością, a przy tym bardzo przyjaźnie.
-
Witaj Anki, zapraszam wchodź. - stwierdziła radośnie Rina.
-
Witam, ach dziękuję. - odparł ambasador.
-
Napijesz się czegoś? Wpadłeś do nas na dłużej? - spytała
zaciekawiona neczanka.
-
Tak oproszę, coś zimnego jak można prosić. To zależy od Waszego
gościa, wnioskuję, iż się jeszcze nie obudził?
-
Nie … nadal pozostaje nieprzytomny.
-
To jeśli pozwolisz z chęcią poczekam, aż się w końcu obudzi.
Dobrze by było aby zaraz po przebudzeniu zobaczył kogoś znajomego.
Tak będzie lepiej dla Was i dla wszystkich.
-
Hmmm... no w sumie masz racje. Dzięki temu będzie miał mniejszy
szok....
************
Nasi
bohaterowie jedli już kolację, kiedy nagle do kuchni wparowała z
piskiem Yuri. W tym momencie wszyscy wstali i udali się do salonu.
Na łóżku siedział spokojnie, ale z ciekawością rozglądający
się po pokoju Chobo.
-
Witaj książę, jak się czujesz? - zapytał dystyngowanie Ankara.
W
tym momencie wzrok chłopca skupił się na ambasadorze. Po chwili
Chobo odezwał się:
-
Dzień dobry Ambasadorze miło Cię widzieć. Hmmm... chyba zmieniłeś
świtę drogi Ambasadorze, nie kojarzę ich, lecz dawno nie
dowiedziałeś nas. Dobrze, chodź czuję jakby coś wyssało ze mnie
życie.
-
To mój drogi nie moja świta. Oni są neczanami mieszkającymi na
ziemi i to właśnie oni Cię ocalili. - odpowiedział Ambasador.
-
To miłe, dziękuję Wam. Mój ojciec na pewno sowicie Was
wynagrodzi. Jestem książę Chobo, najmłodszy syn Króla Ashga, a
wy?
-
Ja jestem Kiazu, a to moje dwie siostry Diuna i Rina ….
-
A ja jestem Hachi …
-
A ja Otachi, a ten kolega opierający się o ścianę to Kurai.
-
Miło mi Was poznać. Kurai, Kurai coś mi to mówi.... Wydaje mi się
czy brałeś udział w turnieju walk smoków parę lat temu, i
jeździłeś na takim czarnym smoku.? - zapytał Chobo.
-
Owszem, książę. - odparł Kurai.
-
To dobrze mi się wydawało, swego czasu oglądałem zawody, w sumie
nie widziałem tylko ostatnich. - odpowiedział Chobo.
-
Drogi Chobo, dużo pamiętasz z od czasu jak Twoja czapka znalazła
się w Twoim posiadaniu? - zapytał Ankara.
- Hmmm.... Pamiętam iż dostałem
te czapkę, podczas moich podróży. Wiem, że robiła furorę
wszędzie tam gdzie się pojawiłem. Pamiętam, że byłem na
Ineeven, Tochi Neko, Moshal …. a potem już nic nie pamiętam.
Teraz wnioskuję po waszych wypowiedziach iż jestem na ziemi. Co się
działo w międzyczasie nie wiem. - odpowiedział książę.
- Ponad trzy tygodnie nie dawałeś
znaku życia. Twój ojciec rozpoczął wielkie poszukiwania. Dzisiaj
już wiemy, że zostałeś opętany przez Shikuro. - odpowiedział
Ankara.
- Jak miło. Co kol wiek wtedy
robiłem, nie miałem na to wpływu. Drogi Ambasadorze, moi wybawcy
chciałbym Was wszystkich zaprosić na Konware. Mój ojciec ucieszy
się. Kiedy możemy ruszać?
- Statek z Konware już jest w
drodze, najpóźniej dotrze tu jutro rano. - odpowiedział Ankrara z
uśmiechem.
- Rozumiem, myślę iż nowi
znajomi umilą mi czas spędzony na ziemi.- odpowiedział Chobo.
************
Kiazu robiła sobie makijaż i
kończyła tym samym się szykować. Siedzi przez wielkim oświetlonym
lustrem u siebie w pokoju.
- Kiazu czekamy, rusz się. -
powiedział dobijający się do drzwi Otachi.
- Zaraz pójdziemy na spacer bez
Ciebie.- wtrącił Hachi.
- No już już … wychodzę.
W tym momencie oczom wszystkich
ukazała się olśniewająca Kiazu. Ma ona na sobie obcisłą, a przy
tym z pofałdowanego materiału, czarną krótka sukienkę z cienkimi
złotymi ramiączkami oraz złotym paskiem materiału na dole. Sięga
jej ona mniej więcej do połowy uda. Upięte wysoko włosy
delikatnie opadają na jej kark. Jest olśniewająca i seksowna za
razem, efekt zachwytu gwarantowany.
- Łał siostra przechodzisz sama
siebie. - stwierdził Otachi.
- Dziękuję. - odparła z
uśmiechem Kiazu. Po chwili dodając - A Ty Chobo co myślisz?
- Pasuje Ci ta sukienka i skoro
czujesz się w niej piękna to tak właśnie jest. - powiedział
wymijająco książę. W tym momencie się okazało iż Kiazu nie
wywołała nawet najmniejszej reakcji na Chobo. Jej uroki nie robiły
nawet najmniejszego wrażenie, a sam gość reagował na nią
zupełnie normalnie.
- Dziwny ten typek... - szepnął
Hachi, Otachiemu na ucho.
- Wiesz może po prostu nie
gustuje w kobietach … - odparł równie cicho Otachi.
************
-
Książę, nie widzisz tego? - spytała bezpośrednio Diuna.
-
Mówcie mi proszę Chobo o ile nie ma mojego ojca w pobliżu. Dla
mnie to tylko głupi tytuł, gdyż i tak nigdy nie doję do władzy.
A czego mam nie widzieć? - spytał zdezorientowany książę.
-
No tego, że Kiazu Cie podrywa, ona wystroiła się tak dla Ciebie. -
odpowiedziała Diuna.
-
Naprawdę? Wybacz nie zauważyłem. Według mnie zachowuje się
normalnie jak każda dziewczyna, ale to tylko moje zdanie.
-
Nie interesują Cię dziewczyny? - spytała bezpośrednio Diuna.
-
Diuna, to nie było pytanie na miejscu …. - wtrąciła Rina.
-
No co pierwszy raz spotykam faceta który nie ślini się na Kiazu,
no w sumie drugi ….
-
Jednak nie wypada o pytać o takie rzeczy …. - odparła Rina.
Chobo
uśmiechną się i powiedział:
-
Skoro tylko to Cię interesuje, odpowiem nie interesują mnie ani
dziewczyny ani faceci. Mój przyjaciel się śmieje, że jestem
odwrotnością Kapitania wojsk Zekeren. W roli wyjaśnienia i
uprzedzając pytania to jestem osobą aseksualną i nie odczuwam
popędu do żadnej ze stron, oraz nie odczuwam potrzeby bycia z
kimkolwiek. To też jeden z powodów, które wykluczają mnie jako
władce. Nie przyniosę ojcu następców. Ale moi pozostali Bracia na
pewno wywiążą się i wykażą się w rządzeniu Konware.
-
Skąd wiesz, że znamy Volaure? - wtrąciła Kiazu.
-
W sumie nie wiedziałem, ale większość istot zna czternastu
władców i ich świtę. To znacie Volaure? Nadal z niego taki
zbuntowany luzak?
-
Tak, znamy i w sumie tak nadal jest luzakiem, ale teraz jest księciem
Zekeren. - odpowiedziała Rina.
-
No proszę, to plotki jednak były prawdziwe, nie sądziłem, że
kiedykolwiek będzie tam inny władca niż Dossak. No cóż … miłe
zaskoczenie.... A tak na serio to wiedziałem o tym. Jak już mówiłem
odwiedzam czasem Zekeren i turnieje. - odparł Chobo uśmiechając
się pod nosem.
-
Chobo a Ty skąd znasz Volaure? - spytała Kiazu.
-
Hmm... z turniejów oraz z „Rady Najwyższych”. Strasznie
przyjazny koleś.
-
„Rada Najwyższych”? Wtrąciła Diuna.
-
To takie zgromadzenie czternastu władców i ich najwyższej świty.
Jako ówczesny kapitan, musiał bywać na takich nudnych spotkaniach.
- odpowiedział książę.
************
-
Kurcze irytuje mnie, że on nie zwraca na mnie uwagi. - stwierdziła
Kiazu.
-
No niestety musisz to przeżyć... - odpowiedział Rina.
-
Tak wiem wiem, ale i tak to jest wkurzające kiedy takie przystojne
ciacho się za za mną nie ogląda. To takie trudne.... Jeszcze go
nawrócę zobaczysz.
-
Oj nie wiem czy to dobry pomysł....
-
Zobaczysz będzie dobrze, jeszcze się za mną obejrzy. - odparła z
uśmiechem Kiazu.
-
Powodzenia. Ale i tak założę się, że nie dasz rady. - wtrąciła
radośnie Diuna.
-
Phi na pewno dam rade, to co nie nawrócę nawrócę to Ty
przegrywasz, nawrócę ja wygrywam? - odpowiedziała Kiazu z
uśmiechem.
-
Taaaa mniej więcej... jak nie nawrócisz to ja wygrywam a jak
nawrócisz to Ty wygrywasz. - odparła Diuna.
-
No przecież tak powiedziałam. O co się założymy? Może o masaż?
W sensie przegrana wygranej robi masaż przez tydzień....
-Dobra,
szykuj się na tydzień masowania. - odpowiedziała bardzo radośnie
i pewnie Diuna.
************
-
Pięknie się rumieni … chyba jest trochę wstydliwa … no ale jak
się tu nie czerwienić przy takich wspaniałych panach … o kurcze
i do tego wszystkiego jeszcze one … mhmmm …. wspaniały iskrzący
się trójkąt …pełen namiętności … ach a gdyby tak dodać
jeszcze paru przystojniaków i kilka wspaniałych pań? … o tak! …
doskonale ze sobą zagrają i połączą się w wspaniałym uścisku
….a od ich ciepła wszystko zapłonie …. a gdyby dodać im trochę
ostrości? … mrrr... to dopiero idealne połączenie...
-
Kiazu przestań! Już same zapachy sprawiają, że jesteśmy głodni
… - stwierdził Hachi.
-
Właśnie nie musisz komentować gotowania Riny i tak ślinka sięga
nam już do pasa. - dopowiedział Otachi.
-
Popieram to pachnie tak smakowicie, iż nie trzeba zachęcać do
spróbowania tego. - kulturalnie wtrącił Chobo.
************
-
Mam nadzieje, że ojciec osobiście nie przyjedzie po mnie. -
stwierdził Chobo.
-
Boisz się ojca? - spytała Rina.
-
Nie, nasze relacje są dość dziwne, i dobrze by było jakbym się
zdążył przebrać w książęcy strój zanim mnie ojciec zobaczy.
Wiesz mój ojciec jest strasznym tradycjonalistą i obrońcą naszej
kultury. Według niego na pierwszym miejscu jest etykieta i dobre
wychowanie.
-
I księciu nie przystoi tak się ubierać?
-
Dokładnie. Ojciec chyba dostałby zawału serca jakby mnie zobaczył
w tych pospolitych ciuchach.
-
Wiesz dzisiaj zawsze możesz to zwalić na demona który Cię opętał.
-
Całkiem dobry pomysł. - odparł książę.
************
-
Szykuje nam się nowa przygoda. - stwierdził radośnie Otachi.
-
O tak podwodne królestwo, to może być coś niezwykłego. - odarł
Hachi.
-
Ciekawy jaki jest ten cały Ashga? - spytał Otachi.
-
Z tego co wiem to dość stary władca z zasadami. - odpowiedział
Kurai.
-
To może być dość ciekawe spotkanie. - stwierdził Hachi.
************
Kiazu
siedziała na fotelu w swojej czarnej krótkiej sukience i zajada
przepiękne czerwone i soczyste truskawki, oraz ma założoną nogę
na nogę. Nagle zamaszyście i powoli zdjęła prawą nogę z lewego
kolana. Następnie równie seksownym ruchem założyła drugą nogę
na kolano pierwszej. W międzyczasie nadal zakąszała truskawki w
dość kuszący sposób. Nie jednemu obserwującemu to mężczyźnie
zrobiłoby się gorąco. Jednak Chobo, który siedział przed nią na
kanapie nawet nie drgnął. Nie robiło to na nim najmniejszego
wrażenie. Momentami patrzył na nią jakby ona nie robiła nic
szczególnego, a momentami jakby w ogóle jej tam nie było. Kiazu
zaczęła wymownie patrząc na księcia, po czym oburzona
wyszła,jednak ten nadal nie wiedział o co chodzi.
-
Przepraszam, czyżby ona coś ode mnie chciała? - spytał zmieszany
książę.
-
Chciała Cię poderwać. - odpowiedział Otachi.
-
Naprawdę? Nie zauważyłem tego. Chyba powinienem ją przeprosić.
- odparł zmieszany książę.
-
Nie, nie nie kłopocz się …. ona musi się z tym pogodzić. -
wtrącił Hachi.
************
Otwarta
przestrzeń pełna ramp, poręczy, schodów i innych tego typu
rzeczy. Wszędzie jest pełno ludzi na rolkach i deskorolkach, którzy
popisują się swoimi sztuczkami. Wśród nich jest Hachi jeżdżący
na dece, oraz Otachi i Chobo na rolkach. Wszyscy szaleją i dobrze
się bawią. Nagle Chobo podskoczył i zjechał po poręczy, a
następnie zrobił salto i wylądował na rampie z której efektownie
zjechał.
-
No Stary dobry jesteś. - stwierdził z uśmiechem Otachi.
-
E tam dopiero się rozkręcam. - stwierdził Chobo.
-
Dobra Stary pokaż co potrafisz. - zachęcał Hachi.
************
-
Swoją drogą, Chobo długo się znasz z Kurai'em - stwierdził
Otachi.
-
Właściwie, znam go z widzenia, i to tylko jako zawodnika zawodów.
- odparł Chobo.
-
A Ty Kurai? - ciągnął dalej Hachi.
-
Tylko z widzenia i ze sławy jaka płynie z bycia księciem.
-odpowiedział Kurai.
-
Nie jestem zbyt medialny, ale niestety przewijam się tu i ówdzie.
Tak naprawdę to ciesze się, że wreszcie poznałem zawodnika o
takiej renomie. Dałbyś mi autograf w wolnej chwili? Moi znajomi
padną jak go zobaczą. W końcu nadal jesteś najlepszym zawodnikiem
turnieju. Nawet mimo tego iż już nie startujesz.
-
Bardzo interesujesz się turniejem? - spytała Diuna.
-
Owszem, to mój konik, takie moje hobby … znam klasyfikacje
turniejową, punktacje, zawodników, zbieram autografy, pamiątki i
inne bibeloty turniejowe... można wręcz powiedzieć iż jestem
zagorzałym fanem zawodów.
-
Łał, czadowo. Pokazałbyś nam proszę swoją kolekcje? -
stwierdził Otachi z ekscytacją w głosie.
-
Chętnie. - odparł książę uśmiechając się.
************
Chobo
ubrany jest w czarną długą i dopasowaną marynarkę,
przypominającą odrobinę płaszcz, bez guzików i jakiegokolwiek
zapięcia, ze srebrnymi wstawkami. Pod nią ma białą długą
koszulę, nie wksaną w spodnie, oraz srebrny krawat, zawiązany na
luźno. Spod rękawów marynarki wystawały haftowane i zdobione
rękawy koszuli. Do tego wszystkiego ma czarne spodnie i wysokie
czarne buty do kolan. Wygląda bardzo elegancko i dystyngowanie, ale
można w tym stroju wyczuć odrobinę swobody i szaleństwa. Dzięki
temu strojowi książę wygląda zupełnie inaczej niż widzieliśmy
go dotychczas.
-
Kurcze książę wyglądasz wspaniale. - stwierdziła Kiazu z
błyszczącymi oczami.
-
Dziękuję, chodź przyznam, że to nie jest mój ulubiony strój,
ale teraz mogę się pokazać ojcu na oczy. - odparł dumnie Chobo.
-
Nie wiem czy my jesteśmy godni oglądać takie władce.... -
stwierdziła nieśmiało Rina.
-
Ojciec wbrew pozorom lubi gości i na pewno ucieszy się. A jak nie
będzie mu coś pasować to służba się Wami zajmie. Nie bójcie
się ojciec jest stary, i ma swoje przyzwyczajenia. Poza tym
obstawiam, że zajmie się Ambasadorem a Nas zostawi w spokoju.
Ojciec wie, że nie interesuje się polityką, ani rządzeniem, więc
jak będzie miał dobry dzień to uda mi się Was trochę
oprowadzić.- odparł książę.
-
Dziwny z Ciebie władca. - stwierdziła Diuna.
-
Może dla tego iż nie jestem władcom. Na Konware rządzi mój
ojciec, a szkoleni na następców są moi bracia. A to, że jestem
synem mojego ojca sprawia iż mam tytuł księcia, gdyż on jest
królem. Mam trochę przywilejów, służbę, a tak poza tym jestem
zwykłym obywatelem. Jak za bardzo przeskrobie to nawet ode mnie są
wyciągane konsekwencje. Osobiście nie traktuje tego wszystkiego
poważnie. Od rządzenia, polityki, etykiety i tego całego zgiełku
władców stanowczo wole podróżowanie, przygody i turnieje smoków.
Na co dzień chodzę w tych ubraniach i zachowuję się
dystyngowanie, aby nie zawieść ojca. Chcąc nie chcąc wpoił mi
jakieś tam wartości i zachowania Jednak najchętniej zamieszkałbym
na Zekeren i oglądał turnieje i przemierzał wszystkie planety.
Jednak Ojciec mimo wszystko uważa, że moje miejsce jest na
królewskim dworze.- odpowiedział Chobo.
-
Więc, jesteś posłusznym synkiem Tatusia? - spytała Kiazu.
-
Nie do końca, jakbym był grzecznym dzieckiem na pewno by mnie tu
nie było. - odpowiedział z uśmiechem książę. Po czym dodał –
Wiecie, żeby nie było szanuje ojca i jego wole, ale też mam coś
do powiedzenia i myślę, że Ojciec już przywykł do moich wybryków
i mojego „ja”. A może po prostu nie ma już do mnie siły?
Hmmm... a najprędzej i jedno i drugie.
W
tym momencie w salonie dziewczyn pojawiło się dwóch gości. Po ich
strojach (ubrani są w świecące zbroje) i włóczniach w dłoniach,
można było wywnioskować, że to są strażnicy. Nagle jeden z nich
się odezwał:
-
Bądź pozdrowiony czcigodny książę. Gwardia przy poboczna z
Konware, melduje swoje przybycie, w celu przekazania księcia.
-
Spocznij, żołnierzu. To są moi wybawcy, którzy jadą z nami.
Jedzie też z nami Ambasador Ankara, którego zabierzemy po drodze.
Ojciec już wie o tym.
-
Tak jest książę. - odpowiedzieli zgodnie żołnierze, stając na
baczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz