wtorek, 25 listopada 2014

Epizod 66


Chobo”


- Kurcze tego jeszcze nie było … mamy w domu nieprzytomnego demona z psią czapką i nie możemy go unicestwić. - powiedziała Diuna.
- Wiesz … nie każdy demon jest zły … - stwierdziła Rina.
- On nie jest demonem. On jest Konwareńczykiem. - wtrącił w końcu Kurai.
- Kon...... co? - spytał Otachi.
- Pochodzi z planety zwanej Konware … jest to wodna planeta, jej mieszkańcy mieszkają w podwodnych miastach... przez to „ludzie” tam mieszkający mają albo bladą, albo niebieską cerę …i błoniaste uszy … A Chobo jest synem króla Ashga … dowiedziałem się iż parę dni temu od Ankiego iż Chobo został uprowadzony przez Shikuro. - odpowiedział Kurai.
- No to grubo. - stwierdziła Kiazu.
- A co to to całe Shikuro? - spytał Hachi.
- To swojego rodzaju demon przedmiotów, który potrafi opętać właściciela rzeczy. Zawsze pojawia się w jakimś przedmiocie a następnie przejmuje ciało właściciela przedmiotu. Podczas walki potrafią porzucić ciało żywiciela i wykorzystać przedmiot jako swoją formę. - odpowiedział Kurai.
- To dlatego walczyliśmy z przerośniętym dalmatyńczykiem? - spytał Otachi.
- Tak dokładnie …. Naszym przeciwnikiem od samego początku nie był Chobo tylko Shikuro.


************


Mijały godziny a młodzieniec nie wybudzał się. Kiazu i Diuna poszły na szalone zakupy. Rina wzięła swoją prace do domu, a Hachi i Otachi poszli do pracy. Tymczasem gość nadal pozostawał nieprzytomny, a nieopodal niego siedziała sobie Yuri. Przez większość czasu zupełnie nic się nie działo. Mijały godziny, a chłopiec w salonie nie odzyskiwał przytomności. W mieszkaniu dziewczyn nie było jednak cicho. Z pokoju Riny dobiegały dźwięki jakieś muzyki, które niespodziewanie zostały przerwane dzwonkiem do drzwi. Neczanka zapisała plik i poszła je otworzyć. Jej oczom ukazał się ubrany na biało młodzieniec, o bardzo jasnych włosach z czarnymi końcówkami, spiętych w kucyka, o niezwykle delikatnej twarzy, wręcz o kobiecej urodzie. Jego jasno brązowe oczy, wydawały się być przepełnione mądrością, a przy tym bardzo przyjaźnie.
- Witaj Anki, zapraszam wchodź. - stwierdziła radośnie Rina.
- Witam, ach dziękuję. - odparł ambasador.
- Napijesz się czegoś? Wpadłeś do nas na dłużej? - spytała zaciekawiona neczanka.
- Tak oproszę, coś zimnego jak można prosić. To zależy od Waszego gościa, wnioskuję, iż się jeszcze nie obudził?
- Nie … nadal pozostaje nieprzytomny.
- To jeśli pozwolisz z chęcią poczekam, aż się w końcu obudzi. Dobrze by było aby zaraz po przebudzeniu zobaczył kogoś znajomego. Tak będzie lepiej dla Was i dla wszystkich.
- Hmmm... no w sumie masz racje. Dzięki temu będzie miał mniejszy szok....


************


Nasi bohaterowie jedli już kolację, kiedy nagle do kuchni wparowała z piskiem Yuri. W tym momencie wszyscy wstali i udali się do salonu. Na łóżku siedział spokojnie, ale z ciekawością rozglądający się po pokoju Chobo.
- Witaj książę, jak się czujesz? - zapytał dystyngowanie Ankara.
W tym momencie wzrok chłopca skupił się na ambasadorze. Po chwili Chobo odezwał się:
- Dzień dobry Ambasadorze miło Cię widzieć. Hmmm... chyba zmieniłeś świtę drogi Ambasadorze, nie kojarzę ich, lecz dawno nie dowiedziałeś nas. Dobrze, chodź czuję jakby coś wyssało ze mnie życie.
- To mój drogi nie moja świta. Oni są neczanami mieszkającymi na ziemi i to właśnie oni Cię ocalili. - odpowiedział Ambasador.
- To miłe, dziękuję Wam. Mój ojciec na pewno sowicie Was wynagrodzi. Jestem książę Chobo, najmłodszy syn Króla Ashga, a wy?
- Ja jestem Kiazu, a to moje dwie siostry Diuna i Rina ….
- A ja jestem Hachi …
- A ja Otachi, a ten kolega opierający się o ścianę to Kurai.
- Miło mi Was poznać. Kurai, Kurai coś mi to mówi.... Wydaje mi się czy brałeś udział w turnieju walk smoków parę lat temu, i jeździłeś na takim czarnym smoku.? - zapytał Chobo.
- Owszem, książę. - odparł Kurai.
- To dobrze mi się wydawało, swego czasu oglądałem zawody, w sumie nie widziałem tylko ostatnich. - odpowiedział Chobo.
- Drogi Chobo, dużo pamiętasz z od czasu jak Twoja czapka znalazła się w Twoim posiadaniu? - zapytał Ankara.
- Hmmm.... Pamiętam iż dostałem te czapkę, podczas moich podróży. Wiem, że robiła furorę wszędzie tam gdzie się pojawiłem. Pamiętam, że byłem na Ineeven, Tochi Neko, Moshal …. a potem już nic nie pamiętam. Teraz wnioskuję po waszych wypowiedziach iż jestem na ziemi. Co się działo w międzyczasie nie wiem. - odpowiedział książę.
- Ponad trzy tygodnie nie dawałeś znaku życia. Twój ojciec rozpoczął wielkie poszukiwania. Dzisiaj już wiemy, że zostałeś opętany przez Shikuro. - odpowiedział Ankara.
- Jak miło. Co kol wiek wtedy robiłem, nie miałem na to wpływu. Drogi Ambasadorze, moi wybawcy chciałbym Was wszystkich zaprosić na Konware. Mój ojciec ucieszy się. Kiedy możemy ruszać?
- Statek z Konware już jest w drodze, najpóźniej dotrze tu jutro rano. - odpowiedział Ankrara z uśmiechem.
- Rozumiem, myślę iż nowi znajomi umilą mi czas spędzony na ziemi.- odpowiedział Chobo.


************

Kiazu robiła sobie makijaż i kończyła tym samym się szykować. Siedzi przez wielkim oświetlonym lustrem u siebie w pokoju.
- Kiazu czekamy, rusz się. - powiedział dobijający się do drzwi Otachi.
- Zaraz pójdziemy na spacer bez Ciebie.- wtrącił Hachi.
- No już już … wychodzę.
W tym momencie oczom wszystkich ukazała się olśniewająca Kiazu. Ma ona na sobie obcisłą, a przy tym z pofałdowanego materiału, czarną krótka sukienkę z cienkimi złotymi ramiączkami oraz złotym paskiem materiału na dole. Sięga jej ona mniej więcej do połowy uda. Upięte wysoko włosy delikatnie opadają na jej kark. Jest olśniewająca i seksowna za razem, efekt zachwytu gwarantowany.
- Łał siostra przechodzisz sama siebie. - stwierdził Otachi.
- Dziękuję. - odparła z uśmiechem Kiazu. Po chwili dodając - A Ty Chobo co myślisz?
- Pasuje Ci ta sukienka i skoro czujesz się w niej piękna to tak właśnie jest. - powiedział wymijająco książę. W tym momencie się okazało iż Kiazu nie wywołała nawet najmniejszej reakcji na Chobo. Jej uroki nie robiły nawet najmniejszego wrażenie, a sam gość reagował na nią zupełnie normalnie.
- Dziwny ten typek... - szepnął Hachi, Otachiemu na ucho.
- Wiesz może po prostu nie gustuje w kobietach … - odparł równie cicho Otachi.


************

- Książę, nie widzisz tego? - spytała bezpośrednio Diuna.
- Mówcie mi proszę Chobo o ile nie ma mojego ojca w pobliżu. Dla mnie to tylko głupi tytuł, gdyż i tak nigdy nie doję do władzy. A czego mam nie widzieć? - spytał zdezorientowany książę.
- No tego, że Kiazu Cie podrywa, ona wystroiła się tak dla Ciebie. - odpowiedziała Diuna.
- Naprawdę? Wybacz nie zauważyłem. Według mnie zachowuje się normalnie jak każda dziewczyna, ale to tylko moje zdanie.
- Nie interesują Cię dziewczyny? - spytała bezpośrednio Diuna.
- Diuna, to nie było pytanie na miejscu …. - wtrąciła Rina.
- No co pierwszy raz spotykam faceta który nie ślini się na Kiazu, no w sumie drugi ….
- Jednak nie wypada o pytać o takie rzeczy …. - odparła Rina.
Chobo uśmiechną się i powiedział:
- Skoro tylko to Cię interesuje, odpowiem nie interesują mnie ani dziewczyny ani faceci. Mój przyjaciel się śmieje, że jestem odwrotnością Kapitania wojsk Zekeren. W roli wyjaśnienia i uprzedzając pytania to jestem osobą aseksualną i nie odczuwam popędu do żadnej ze stron, oraz nie odczuwam potrzeby bycia z kimkolwiek. To też jeden z powodów, które wykluczają mnie jako władce. Nie przyniosę ojcu następców. Ale moi pozostali Bracia na pewno wywiążą się i wykażą się w rządzeniu Konware.
- Skąd wiesz, że znamy Volaure? - wtrąciła Kiazu.
- W sumie nie wiedziałem, ale większość istot zna czternastu władców i ich świtę. To znacie Volaure? Nadal z niego taki zbuntowany luzak?
- Tak, znamy i w sumie tak nadal jest luzakiem, ale teraz jest księciem Zekeren. - odpowiedziała Rina.
- No proszę, to plotki jednak były prawdziwe, nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie tam inny władca niż Dossak. No cóż … miłe zaskoczenie.... A tak na serio to wiedziałem o tym. Jak już mówiłem odwiedzam czasem Zekeren i turnieje. - odparł Chobo uśmiechając się pod nosem.
- Chobo a Ty skąd znasz Volaure? - spytała Kiazu.
- Hmm... z turniejów oraz z „Rady Najwyższych”. Strasznie przyjazny koleś.
- „Rada Najwyższych”? Wtrąciła Diuna.
- To takie zgromadzenie czternastu władców i ich najwyższej świty. Jako ówczesny kapitan, musiał bywać na takich nudnych spotkaniach. - odpowiedział książę.

************

- Kurcze irytuje mnie, że on nie zwraca na mnie uwagi. - stwierdziła Kiazu.
- No niestety musisz to przeżyć... - odpowiedział Rina.
- Tak wiem wiem, ale i tak to jest wkurzające kiedy takie przystojne ciacho się za za mną nie ogląda. To takie trudne.... Jeszcze go nawrócę zobaczysz.
- Oj nie wiem czy to dobry pomysł....
- Zobaczysz będzie dobrze, jeszcze się za mną obejrzy. - odparła z uśmiechem Kiazu.
- Powodzenia. Ale i tak założę się, że nie dasz rady. - wtrąciła radośnie Diuna.
- Phi na pewno dam rade, to co nie nawrócę nawrócę to Ty przegrywasz, nawrócę ja wygrywam? - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Taaaa mniej więcej... jak nie nawrócisz to ja wygrywam a jak nawrócisz to Ty wygrywasz. - odparła Diuna.
- No przecież tak powiedziałam. O co się założymy? Może o masaż? W sensie przegrana wygranej robi masaż przez tydzień....
-Dobra, szykuj się na tydzień masowania. - odpowiedziała bardzo radośnie i pewnie Diuna.

************

- Pięknie się rumieni … chyba jest trochę wstydliwa … no ale jak się tu nie czerwienić przy takich wspaniałych panach … o kurcze i do tego wszystkiego jeszcze one … mhmmm …. wspaniały iskrzący się trójkąt …pełen namiętności … ach a gdyby tak dodać jeszcze paru przystojniaków i kilka wspaniałych pań? … o tak! … doskonale ze sobą zagrają i połączą się w wspaniałym uścisku ….a od ich ciepła wszystko zapłonie …. a gdyby dodać im trochę ostrości? … mrrr... to dopiero idealne połączenie...
- Kiazu przestań! Już same zapachy sprawiają, że jesteśmy głodni … - stwierdził Hachi.
- Właśnie nie musisz komentować gotowania Riny i tak ślinka sięga nam już do pasa. - dopowiedział Otachi.
- Popieram to pachnie tak smakowicie, iż nie trzeba zachęcać do spróbowania tego. - kulturalnie wtrącił Chobo.


************

- Mam nadzieje, że ojciec osobiście nie przyjedzie po mnie. - stwierdził Chobo.
- Boisz się ojca? - spytała Rina.
- Nie, nasze relacje są dość dziwne, i dobrze by było jakbym się zdążył przebrać w książęcy strój zanim mnie ojciec zobaczy. Wiesz mój ojciec jest strasznym tradycjonalistą i obrońcą naszej kultury. Według niego na pierwszym miejscu jest etykieta i dobre wychowanie.
- I księciu nie przystoi tak się ubierać?
- Dokładnie. Ojciec chyba dostałby zawału serca jakby mnie zobaczył w tych pospolitych ciuchach.
- Wiesz dzisiaj zawsze możesz to zwalić na demona który Cię opętał.
- Całkiem dobry pomysł. - odparł książę.


************

- Szykuje nam się nowa przygoda. - stwierdził radośnie Otachi.
- O tak podwodne królestwo, to może być coś niezwykłego. - odarł Hachi.
- Ciekawy jaki jest ten cały Ashga? - spytał Otachi.
- Z tego co wiem to dość stary władca z zasadami. - odpowiedział Kurai.
- To może być dość ciekawe spotkanie. - stwierdził Hachi.


************

Kiazu siedziała na fotelu w swojej czarnej krótkiej sukience i zajada przepiękne czerwone i soczyste truskawki, oraz ma założoną nogę na nogę. Nagle zamaszyście i powoli zdjęła prawą nogę z lewego kolana. Następnie równie seksownym ruchem założyła drugą nogę na kolano pierwszej. W międzyczasie nadal zakąszała truskawki w dość kuszący sposób. Nie jednemu obserwującemu to mężczyźnie zrobiłoby się gorąco. Jednak Chobo, który siedział przed nią na kanapie nawet nie drgnął. Nie robiło to na nim najmniejszego wrażenie. Momentami patrzył na nią jakby ona nie robiła nic szczególnego, a momentami jakby w ogóle jej tam nie było. Kiazu zaczęła wymownie patrząc na księcia, po czym oburzona wyszła,jednak ten nadal nie wiedział o co chodzi.
- Przepraszam, czyżby ona coś ode mnie chciała? - spytał zmieszany książę.
- Chciała Cię poderwać. - odpowiedział Otachi.
- Naprawdę? Nie zauważyłem tego. Chyba powinienem ją przeprosić. - odparł zmieszany książę.
- Nie, nie nie kłopocz się …. ona musi się z tym pogodzić. - wtrącił Hachi.


************

Otwarta przestrzeń pełna ramp, poręczy, schodów i innych tego typu rzeczy. Wszędzie jest pełno ludzi na rolkach i deskorolkach, którzy popisują się swoimi sztuczkami. Wśród nich jest Hachi jeżdżący na dece, oraz Otachi i Chobo na rolkach. Wszyscy szaleją i dobrze się bawią. Nagle Chobo podskoczył i zjechał po poręczy, a następnie zrobił salto i wylądował na rampie z której efektownie zjechał.
- No Stary dobry jesteś. - stwierdził z uśmiechem Otachi.
- E tam dopiero się rozkręcam. - stwierdził Chobo.
- Dobra Stary pokaż co potrafisz. - zachęcał Hachi.

************

- Swoją drogą, Chobo długo się znasz z Kurai'em - stwierdził Otachi.
- Właściwie, znam go z widzenia, i to tylko jako zawodnika zawodów. - odparł Chobo.
- A Ty Kurai? - ciągnął dalej Hachi.
- Tylko z widzenia i ze sławy jaka płynie z bycia księciem. -odpowiedział Kurai.
- Nie jestem zbyt medialny, ale niestety przewijam się tu i ówdzie. Tak naprawdę to ciesze się, że wreszcie poznałem zawodnika o takiej renomie. Dałbyś mi autograf w wolnej chwili? Moi znajomi padną jak go zobaczą. W końcu nadal jesteś najlepszym zawodnikiem turnieju. Nawet mimo tego iż już nie startujesz.
- Bardzo interesujesz się turniejem? - spytała Diuna.
- Owszem, to mój konik, takie moje hobby … znam klasyfikacje turniejową, punktacje, zawodników, zbieram autografy, pamiątki i inne bibeloty turniejowe... można wręcz powiedzieć iż jestem zagorzałym fanem zawodów.
- Łał, czadowo. Pokazałbyś nam proszę swoją kolekcje? - stwierdził Otachi z ekscytacją w głosie.
- Chętnie. - odparł książę uśmiechając się.


************

Chobo ubrany jest w czarną długą i dopasowaną marynarkę, przypominającą odrobinę płaszcz, bez guzików i jakiegokolwiek zapięcia, ze srebrnymi wstawkami. Pod nią ma białą długą koszulę, nie wksaną w spodnie, oraz srebrny krawat, zawiązany na luźno. Spod rękawów marynarki wystawały haftowane i zdobione rękawy koszuli. Do tego wszystkiego ma czarne spodnie i wysokie czarne buty do kolan. Wygląda bardzo elegancko i dystyngowanie, ale można w tym stroju wyczuć odrobinę swobody i szaleństwa. Dzięki temu strojowi książę wygląda zupełnie inaczej niż widzieliśmy go dotychczas.
- Kurcze książę wyglądasz wspaniale. - stwierdziła Kiazu z błyszczącymi oczami.
- Dziękuję, chodź przyznam, że to nie jest mój ulubiony strój, ale teraz mogę się pokazać ojcu na oczy. - odparł dumnie Chobo.
- Nie wiem czy my jesteśmy godni oglądać takie władce.... - stwierdziła nieśmiało Rina.
- Ojciec wbrew pozorom lubi gości i na pewno ucieszy się. A jak nie będzie mu coś pasować to służba się Wami zajmie. Nie bójcie się ojciec jest stary, i ma swoje przyzwyczajenia. Poza tym obstawiam, że zajmie się Ambasadorem a Nas zostawi w spokoju. Ojciec wie, że nie interesuje się polityką, ani rządzeniem, więc jak będzie miał dobry dzień to uda mi się Was trochę oprowadzić.- odparł książę.
- Dziwny z Ciebie władca. - stwierdziła Diuna.
- Może dla tego iż nie jestem władcom. Na Konware rządzi mój ojciec, a szkoleni na następców są moi bracia. A to, że jestem synem mojego ojca sprawia iż mam tytuł księcia, gdyż on jest królem. Mam trochę przywilejów, służbę, a tak poza tym jestem zwykłym obywatelem. Jak za bardzo przeskrobie to nawet ode mnie są wyciągane konsekwencje. Osobiście nie traktuje tego wszystkiego poważnie. Od rządzenia, polityki, etykiety i tego całego zgiełku władców stanowczo wole podróżowanie, przygody i turnieje smoków. Na co dzień chodzę w tych ubraniach i zachowuję się dystyngowanie, aby nie zawieść ojca. Chcąc nie chcąc wpoił mi jakieś tam wartości i zachowania Jednak najchętniej zamieszkałbym na Zekeren i oglądał turnieje i przemierzał wszystkie planety. Jednak Ojciec mimo wszystko uważa, że moje miejsce jest na królewskim dworze.- odpowiedział Chobo.
- Więc, jesteś posłusznym synkiem Tatusia? - spytała Kiazu.
- Nie do końca, jakbym był grzecznym dzieckiem na pewno by mnie tu nie było. - odpowiedział z uśmiechem książę. Po czym dodał – Wiecie, żeby nie było szanuje ojca i jego wole, ale też mam coś do powiedzenia i myślę, że Ojciec już przywykł do moich wybryków i mojego „ja”. A może po prostu nie ma już do mnie siły? Hmmm... a najprędzej i jedno i drugie.
W tym momencie w salonie dziewczyn pojawiło się dwóch gości. Po ich strojach (ubrani są w świecące zbroje) i włóczniach w dłoniach, można było wywnioskować, że to są strażnicy. Nagle jeden z nich się odezwał:
- Bądź pozdrowiony czcigodny książę. Gwardia przy poboczna z Konware, melduje swoje przybycie, w celu przekazania księcia.
- Spocznij, żołnierzu. To są moi wybawcy, którzy jadą z nami. Jedzie też z nami Ambasador Ankara, którego zabierzemy po drodze. Ojciec już wie o tym.
- Tak jest książę. - odpowiedzieli zgodnie żołnierze, stając na baczność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz