„Obijanie
się nie wchodzi w grę ... ”
Pustą
asfaltową drogą jedzie duży i masywny czarny samochód, który
wygląda jak przerobiona terenówka. Z przodu jest ładnie
zaokrąglony, dzięki temu jego lampy w kształcie kocich oczu, nie
dość że wyglądają efektowniej to jeszcze lepiej spełniają
swoją funkcję. Dodatkowo z tyłu ma on duży odkryty bagażnik, w
którym można swobodnie siedzieć w kilkanaście osób i podróżować.
Tylko kierowca i jeden pasażer są w obudowanej części samochodu,
ale dzięki oknu na łączeniu można swobodnie rozmawiać z tymi co
są na pace. I tak było tym razem. Za kierownica siedzi Deti, obok
niego Myo, a reszta naszych towarzyszy jest z tyłu.
Nagle
Kiazu przeciągła się i otworzyła zaspane jeszcze oczy. Ma na
sobie cienką koszulkę nocną na ramiączka. Po chwili poczuła
zimny wiatr na swoim rozgrzanym ciele.
-
Brrr... ale zimno - stwierdziła Kiazu.
-
Cicho Kiazu ja chce jeszcze spać... - odparła Diuna.
-
Wstawać dziewczyny! - odpowiedział Otachi.
-
No wstawać wstawać niezła jazda was omija. - dodał Hachi z
uśmiechem.
-
Jazda jaka jazda? - spytała zaspana Diuna.
-
Ta jazda! Jedziemy samochodem. - odpowiedziała Kiazu, która zdążyła
zauważyć co się dzieje.
-
Jak to jazda? - spytała Diuna zrywając się prawie na równe nogi
po czym spytała - ale jak?
-
Nie mogliśmy Was obudzić ... - odpowiedziała Rina.
-
No ... nawet nasze po imprezowe sposoby zawiodły. - dodał Myo.
-
Więc po prostu przenieśliśmy Was do samochodu. - dopowiedział
Deti.
-
Tak, i raz i drugi uderzyliśmy Wami o futrynę. - wtrącił
złośliwie Hachi.
-
Aha ... bo uwierzę... - stwierdziła Diuna z niedowierzaniem.
-
Może siniaki na waszych pupach wam coś powiedzą. - odparł Hachi.
-
Siniak, jaki siniak? - spytała Kiazu kręcąc się aby zobaczyć
rzekomego siniaka.
Diuna
też zaczęła poszukiwać śladów działania nieostrożnych braci.
Jednak nic nie mogły zobaczyć. Deti, Myo Hachi i Otachi wybuchli
śmiechem.
-
Nie no nic nie macie. - stwierdził Myo.
-
Dokładnie to był tylko taki żart - dodał Otachi.
-
Aha .. na pewno ... to w takim układzie mamy po wielkim siniaku tak?
- odparła Diuna.
-
Co nam zrobiliście? - zapytała Kiazu.
-
Nie no nic naprawdę. - odpowiedział Hachi.
Dziewczyny
jednak mu nie uwierzyły i nadal szukały na swoich ciałach
siniaków.
************
Po
długich godzinach jazdy nasi przyjaciele dotarli pod duży,
dwupiętrowy, jasno brązowy, drewniany dom z czerwonym dachem i
okiennicami oraz czarnymi oknami balkonami i schodami. Wokół niego
jest wiele drzew wypełnionych przeróżnymi owocami. Kiedy tylko
samochód się zatrzymał to z mieszkania wybiegły dzieci, wręcz
mnóstwo dzieci fur w rożnym wieku i o różnym wyglądzie, które
przekrzykiwały się wzajemnie. Po chwili wszystkie one radośnie
rzuciły się na Detiego i Myo.
-
To chyba tutaj ... - stwierdziła Kiazu wysiadając.
Wkrótce
wszyscy wysiedli z samochodu, i dało się usłyszeć delikatny i
przyjazny, wręcz matczyny kobiecy głos:
-
Dobrze dzieci, dokończcie śniadanie.
W
tym momencie wszystkie dzieciaki wbiegły z powrotem do domu, a
bliźniacy krzyknęli radośnie:
-
Mama ...
Po
czym przytulili, się do kogoś.
-
Moi chłopcy, jak dobrze że jesteście.
-
A gdzie ojciec? - Zapytał Myo.
-
Pojechał z braćmi po siano, niedługo powinni już wrócić.
Po
dłuższej chwili bliźniacy odsłonili przybyłą postać. Oczom
wszystkich ukazała się kobieta będąca furą lemura. Jest ona
niższa od Detiego i Myo, i ma czarno rude, długie włosy, splecione
w warkocza. Ubrana jest w kolorową spódnice i czerwona bluzkę na
krótki rękaw, a na to wszystko ma założony biały fartuch. Coś
co w niej przyciąga najbardziej to duże błękitne oczy, które
swoim blaskiem tłumią nawet jaskrawość jej ubrania. Ma już ona
swoje lata i jest spracowana, ale wygląda całkiem w porządku.
-
Ziomnki to nasza Mama. Mamo to nasi przyjaciele ... - stwierdził
Myo.
-
Kiazu, Diuna, Hachi, Otachi, Rina, a tam z tyłu to Kurai. - dodał
Deti.
-
Dzień dobry Pani. - powiedzieli zgodnie neczanie.
-
Oj jaka ja am pani ... Mówcie mi Tonea ... miło mi was poznać ...
- odpowiedziała przyjaźnie kobieta obejmując przybyszów. Po czym
dodała - Jedzenie na stole, pośpieszcie się.
-
Już Mamo zaraz przyjdziemy. - odpowiedział Deti, a kobieta
powróciła do domu.
-
Miłą macie Mame ... - stwierdziła Rina.
-
Tak ... Najlepsza na świecie. - odparł Myo z uśmiechem.
-
Sporo macie rodzeństwa... - wtrąciła Diuna.
-
Dwójka to nasze młodsze rodzeństwo, reszta to nasze kuzynostwo
.... - odpowiedział Deti.
-
Wiesz teraz na farmie jest najwięcej roboty, więc zjeżdża się
praktycznie cała rodzina aby pomagać, ale nie bójcie się starczy
pracy i dla was. - dopowiedział Myo z uśmiechem.
-
Tego się obawiałam. - stwierdziła Diuna.
************
Cztery
pełne wozy siana stoją przed wielka drewnianą i ciemno brązową
stodołą o ciemno zielonym dachu. Są one rozładowywane po kolei.
Rozładowanie tego wszystkiego zajmie sporo czasu. Kurai i Otachi
stoją na przyczepie jednego z wozów i za pomocą wideł wyrzucają
spore kostki siana z wozu. Następnie kostki zabiera Hachi i Myo, i
zanoszą je do środka do stodoły gdzie przejmują je Deti i Rina,
którzy układają je na wyznaczone miejsca.
-
Nie wolisz pracować z dziewczynami? - zapytał Deti.
-Nie
spoko dam radę. - odpowiedziała Rina.
-Na
pewno? To ciężka praca.
-
Nie przeszkadza mi to ... po za tym potrzebujecie dodatkowych rąk do
pracy.
-
Twarde dziewczę. - stwierdził z uśmiechem Deti.
-
No ba... - odparła stanowczo Rina, również uśmiechając się.
W
tym samym czasie Kiazu, Diuna oraz Tonea siedzą w cieniu na ganku i
usuwają pestki z owoców które kształtem przypominają czereśnie,
jednak mają intensywny żółtopomarańczowy kolor i są wielkości
niewielkiego jabłka.
-
Jak miło dziewczynki, że mi pomagacie przy drylowaniu Kinkin. -
powiedziała Tonea z uśmiechem.
-
Cała przyjemność po naszej stronie. - odpowiedziała Kiazu.
-
Pewnie ... wole to niż dźwigać siano ... - dodała Diuna.
************
Rozładunek
trwał już kilka godzin. Nasi przyjaciele co jakiś czas zmieniali
się na stanowiskach aby mieć i odmianę i aby fizyczność pracy
rozłożyć po równi. Tej pracy niewiele już zostało i lada chwila
będzie koniec. Teraz to Rina i Deti wywalają widłami siano, Kurai
i Otachi je noszą a układają je Myo i Hachi. Nagle to pracujących
podeszła fura białego lwa o potężnej i bujnej blond grzywie i
przenikliwych zielonych oczach. Ubrany jest w trochę zniszczone
ubranie, ale do ciężkiej pracy nie zakłada się nowych ubrań. Ma
czarne spodnie i czarne gumiaki na nogach. Do tego ma flanelową
koszulę w kratę. Widać, że jest starszy i spracowany ale dość
zadbany.
-
Chłopaki kończycie już? Zaraz będzie obiad.
-
Tak, Ojcze kończymy. - odparł z szacunkiem Deti z wozu.
-
Zaraz przyjdziemy. - odparł Myo, z głębi stodoły.
-
Nie ma to jak dodatkowe ręce do pracy. Dzięki chłopaki.
-
A właśnie Ojcze to jest Otachi i Kurai, tam w stodole jest jeszcze
Hachi, a tu na wozie Rina.
-
Dzień dobry panu... - odparli wszyscy zgodnie.
-No
chłopaki nie wstyd Wam? Najcięższa robotę damie daliście? Wstyd
normalnie wstyd.
-
Ależ Ojcze, raczej dziewczę to zasługuje na pochwałę. -
odpowiedział Deti.
-
Właśnie proszę Pana, Rina pracuje z nami na równi. - wtrącił
Otachi.
-
Skarb nie dziewczę - odparł radośnie ojciec po czym dodał. -
Dzieciaki ja jestem Tamear, nie postarzajcie mnie proszę i mówcie
mi po imieniu.
************
W
dużym ogrodzie pełnym drzew i kwiatów stoją dwa spore stoły przy
jednym siedzą dzieci jest ich tam co najmniej siedemnaścioro.
Natomiast przy drugim stole siedzą dorośli jest ich czternaścioro.
Obiad praktycznie się już kończył, więc ludzie się rozchodzili.
Przy stole dla starszych została nasza szóstka, bliźniacy i ich
rodzice.
-
Chłopcy trzeba pojechać na wypas i przyprowadzić smoki na noc do
domu. Pojedziecie?
-
Oczywiście Ojcze. - odparł Myo.
-
A wy chcecie jechać po smoki czy pomóc tu na miejscu?
-
A co jeszcze jest do roboty? - spytała Kiazu.
-
Och dziecko jeszcze wiele, na pewno przydałaby się pomoc przy
zmywaniu, a i drwa trzeba narąbać, nakarmić zwierzęta, pójść
po jednorożce, wydoić krowy, owce i inciki. Posprzątać podwórze,
wypuścić ogiery jednorożców na popas, zrobić kolacje, zająć
się maluchami, przyszykować spania, posprzątać po kolacji i tak
dalej ... Nie bójcie się roboty jest sporo, na pewno nie będziecie
się nudzić. U nas zawsze są pełne ręce roboty i im więcej rąk
do pomocy tym lepiej. - stwierdziła Tonea tak jak by to było czymś
zupełnie normalnym.
-
Wiedziałam ... dzisiaj sobie już nie poleniuchuje ... - odparła
cicho Diuna.
-
No młodzieży jaka decyzja, pomagacie na miejscu czy jedziecie po
smoki? - zapytał twardo Tamear.
-
Jedziemy po smoki. - stwierdził ochoczo Otachi.
-
A potem zrobimy jeszcze parę rzeczy. - dodał radośnie Hachi.
-
No, no pracowita pomoc się nam trafiła. Dobrze zatem ruszajcie -
odpowiedział z uśmiechem Tamear.
************
Deti,
Otachi i Hachi lecą na trzech kolorowych paralotniach. Są oni
bardzo wysoko na niebie. Natomiast pozostali jechali za nimi na
inumach o rożnej maści. Są one nie osiodłane, więc neczanie oraz
jeden z bliźniaków jadą na oklep. Diuna wygodnie się rozłożyła
na puszystym ciele inuma, a pozostali siedzieli na nich normalnie.
Podążają oni szeroką leśną drogą, która jest doskonale
widoczna z powietrza. Wszyscy mają ze sobą kontakt drogą radiową.
-
No i to się nazywa życie. Tak obijać się to ja mogę.-
stwierdziła nagle Diuna rozciągając się leniwie.
-
Nie ciesz się, już dojeżdżamy. - odparł Hachi przez słuchawki.
-
Już je widzicie? - zapytała Kiazu.
-
Tak, są bliżej niż myślicie. - odparł Deti.
W
tym momencie Rina przyspieszyła i kiedy tylko wyjechała z lasu jej
oczom ukazało się niewielkie stadko smoków. Jest ich zaledwie
dziewięć, po prawo dwa smoki siłują się ze sobą bardziej w
ramach zabawy niż czegoś groźniejszego. Te dwa smoki wyglądają
jak swego rodzaju smocze bliźniaki. Oba są biały, z niebieskimi
skrzydłami uszami i rogami. Różnią się tym, iż jeden ma
bardziej metaliczna i znacznie ciemniejszą obrożę oraz jego kolory
wydają się być dużo bardziej jaskrawe. Kawałek dalej jakiś
ciemno niebieski smok z jaśniejszymi skrzydłami, rogami i uszami,
popije wodę, płynąca prosto z niewielkiego wodospadu. Jakoś po
środku polanki leży zielona smoczyca z czarnymi rogami, skrzydłami
i uszami, która liże swoje dwa młode. Jedno z nich jest żółte z
zielonymi rogami, uszami i skrzydłami, a drugie jest
czerwono-pomarańczowe z białymi rogami, skrzydłami i uszami. I
trzy smoki latają sobie po niebie i nie bardzo widać jakie one są.
-
Łał one są wspaniałe. - powiedziała z fascynacja Rina.
-
A wiesz jak fajnie się lata na smokach. - odparła z uśmiechem
Kiazu.
W
tym momencie panowie wylądowali a dwa białe smoki radośnie
podbiegły do bliźniaków. Skaczą one i radośnie piszczą.
-
Hehehe te wasze bestie jak zawsze niezmienne pieszczochy. -
stwierdził Otachi.
-
Czy mogę je pogłaskać? - spytała nieśmiało Rina.
-
Jasne... te dwa akurat to przyjazne pieszczochy. - odparł Myo
uśmiechając się.
-
Pozwól, że Ci przedstawimy, ten, który wydaje się być bardziej
jaskrawy to mój Arygros... - powiedział Deti.
-
A ten biały przystojniak to mój Eragros. - dodał Myo.
-
A tam przy wodzie jest Wind, dalej jest Clamara ze swoimi maluchami
Cytro i Pomra, gdzieś tu jeszcze się kręcą Migo, Ar, Anyliz i
Vuotario. - dopowiedział Deti.
Dwie
białe bestie obwąchały przybyszów i zaczęły radośnie szaleć
między wszystkimi, co i róż podtykając swoje mordki pod kolejne
ręce do głaskania.
-
Jakie słodziaki - stwierdziła radośnie Rina.
-
Dobra to tak, Diuna, skoro jeszcze nie zsiadłaś, to Ty ja i Hachi
pójdziemy poszukać Vuotario. - stwierdził nagle Deti.
-
A będę musiała coś robić? - zapytała Diuna.
-
Jedynie wypatrywać smoka, nic trudnego, a do szukania potrzebujemy
jednej Inumy. - odparł Deti.
-
No spoko to mogę tyle zrobić. - odpowiedziała leniwie Diuna.
-
Bro, może lepiej ja pójdę szukać tego łobuza, a Ty się zajmiesz
resztą smoków? - wtrącił Myo.
-
Nie chce Ci się użerać z maluchami? - odparł Deti.
-
Taa ...pilnowanie ich to udręka... po za tym dzisiaj mam ochotę się
potrudzić z tym czarcim nasieniem.... w końcu to moja kolej ... -
odparł Myo.
-
Hmm... Racja... w takim układzie powodzenia Bro. - odpowiedział
Deti.
************
Wszystkie
smoki, które są na polanie, są już przygotowane do podróży,
mają przyczepione do obroży uprzęże. Niestety mimo iż są gotowe
do powrotu to nasi przyjaciele nie mogli ruszać, gdyż ostatni smok
nadal był szukany.
-
To może korzystając z okazji chcecie się polatać? - stwierdził
nagle Deti.
-
Ja chętnie! - stwierdził ochoczo Otachi.
-
Ja też! - dodała Kiazu.
-
A ja chętnie bym spróbowała - powiedziała nieśmiało i cicho
Rina.
-
No dobra to w takim układzie Otachi możesz dosiąść Wind, bo już
miałeś okazję pojeździć. Kurai byłbyś łaskaw proszę być
jego asekuracją? No chyba, że chcesz się przejechać to możesz
dosiąść Migo.... Kiazu dosiąc proszę mojego Arygrosa, a Rina
dosiąść proszę Eragrosa. - powiedział Deti.
Otachi
bez wahania dosiadł wyznaczonego smoka....
************
Diuna
leżąc na puchatym inumie, za sprawą swojej psychicznej mocy
rzucała kamieniami. Nagle zobaczyła ciekawą skałę. Jest ona duża
i czerwono - żółto- pomarańczowa. Przypomina płynną magmę.
-
O to będzie dobry cel.
Nie
wiele myśląc Diuna swoją mocą, uniosła sporawy kamień i rzuciła
go w tę dziwną skałę. W tym momencie stało się coś dziwnego.
Magmowa skała uniosła się i stała się dwa raz większa.
Jednocześnie dało się usłyszeć groźny ryk, od którego
zatrzęsła się ziemia. Nagle pojawiła się wielka paszcza
wypełniona masą śnieżnobiałych kłów, która kłapnęła tuż
przed psim rumakiem. Ten szybko odskoczył i zaczekał groźnie,
jednak która się nie trzymała spadła z jego grzbietu i runęła
na ziemie.
-
DIUNA! - Krzyknął Hachi.
-
Spokojnie, słuchaj Diuna nie ruszaj się. - wtrącił Myo.
-
Spoko to tylko głupia jaszczurka.... - odparła Diuna.
W
tym momencie bestia rzuciła się na dziewczynę. Jednak dzielny
inuma osłonił ją od ataku smoka. Uderzony wielką łapą smoka
poleciał daleko. Pozostałe smoki i inuma zaczęły szaleć. W
kierunku Diuny ruszył Myo i Hachi, natomiast reszta starała się
opanować smoki i inuma. Czerwona rozwścieczona bestia szalała i
raz po raz próbowała trafić w wystraszoną Diunę. Ona może i
jest odważna, ale na pewno nie głupia. Samotna walka z taką bestią
to nie byle wyzwanie, a na dodatek jego groźne żółte spojrzenie i
gruba szrama nad lewym okiem sprawiały, że smok wydawał się być
jeszcze straszniejszy. Nagle bestia nabrała powietrza, a następnie
zionęła ogniem. Przestraszona Diuna postawiła tarczę, a płomienie
odbiły się od niej. Kiedy tylko Diuna zwolniła zaporę to wielka
bestia zamachnęła się wielką łapą. Nie trzeba było długo
czekać, a wielkie łapsko uderzyło dokładnie tam gdzie leży
Diuna. Tumany kurzu przysłoniły lekko pole widzenia. Kiedy bestia
uniosła łapę, okazało się iż Diuny tam nie mam. Kawałek dalej
kucał Hachi. Opiera się on lewa ręka o ziemię, a w drugą ręka
obejmował wystraszoną siostrę.
-
Czy nadal uważasz, że rzut kamieniem w śpiącego czerwonego smoka
to taki dobry pomysł?
-
Oj cicho Hachi! - odparła obrażona Diuna.
************
Myo
zwrócił na siebie cała uwagę smoka. Bestia jednak nie dała się
okiełznać. Nawet lodowe ataki Myo nie dawały mu rady.
-
Nie dobrze stado jest nerwowe. - stwierdził Deti. Po czym dodał -
Trzymajcie je mocno!
-
Spoko Stary. - odparł Otachi szamoczący się z uprzężami.
-
A co z Myo? - spytała Kiazu.
-
Da rade, nie raz już przyprowadzał Vuotario. - odparł Deti.
W
tym momencie dało się usłyszeć przeszywający krzyk, a Eragros
wyrwał się Detiemu i poleciał w kierunku tego krzyku, a Deti
wykrzyknął:
-
MYO!
Praktycznie
od razu dwie ryczące bestie splotły się w walce. Gryzły się i
drapały. Niemiłosiernie warcząc. Ta brutalna walka toczy się
bardzo na serio.
Nagle
koło siedzącego na ziemi i krwawiącego Myo, pojawił się Kurai,
który bez słowa przeniósł go do reszty. Deti rzucił się bratu
na szuję, a Kurai powiedział:
-
Myo zawołaj swojego smoka.
-
Po co? - zapytał zaniepokojony Myo.
Kurai
nic mu jednak nie odpowiedział. Jedyne co zrobił to stanowczo
spojrzał na niego. W tym momencie lemurza fura westchnął a
następnie włożył sobie dwa małe palce do ust i bardzo głośno
zagwizdał. Eragros omijając ciosów przeciwnika zastawił uszy.
Początkowo nie reagował na wołanie. Jednak po drugim gwiździe z
kolei biała bestia się szybko wycofała. Rozwścieczony czerwony
smok bez wahania rzucił się w pogoń za przeciwnikiem. Kiedy nagle
na jego drodze stanął Kurai. Jest on spokojny i stanowczy. Czerwony
smok zatrzymał się i za zionął wielkim płomieniem. Neczańczyk
osłonił się elektryczna tarczą, więc atak bestii nic mu nie
zrobił. Kiedy ogień znikł to smoczysko warcząc, spojrzało
groźnie Kurai'owi prosto w oczy. PO chwili Vuotario ryknął głośno
i stanowczo. To jednak nie ruszyło neczańczyka z miejsca.
************
-
KURAI! - wykrzyknęła Rina, próbując podbiec do ukochanego.
W
tym momencie Otachi złapał ja za rękę, i powiedział:
-
Spokojnie siostrzyczko, on wie co robi.
Co
prawda Rina nic mu nie odpowiedziała, ale została z resztą. W
głębi serca ufała zarówno Kurai'owi jak i Bratu. Jej reakcja była
tylko formą troski i opieki.
-
Rina, mam prośbę, opatrzysz proszę mojego brata? - wtrącił Deti,
wręczając jej apteczkę.
-
Tak jasne .... - odpowiedziała Rina z lekkim uśmiechem.
************
Kurai
stał w lekkim rozkroku na uprzęży która jednocześnie była
przypięta do obroży czerwonego smoka i oplatała jego pysk.
Neczańczyk stał na niej tak iż dociskał mordę bestii do ziemi,
także można jej spojrzeć głęboko w oczy. Bestia mimo iż nadal
warczała to z każdą minutą robiła się spokojniejsza. A groźne
spojrzenie mimo szramy robiło się łagodniejsze. Po dłuższej
chwili smok uspokoił się do końca.
-
Łał ... to było niesamowite. - stwierdziła Rina.
-
Widzę taka akcje już drugi raz a i tak jestem po wrażeniem.
-odparła Kiazu.
-
Drugi raz? - spytała niepewnie Rina.
-
Tak, pierwszy raz coś takiego widziałam jak byliśmy na Zekeren, to
było podczas turnieju...- odpowiedziała Kiazu.
-
Wtedy co smok Rex'a oszalał? - zapytał Otachi.
-
Tak dokładnie. - odparła Kiazu.
-
Nie wiarygodne ... - dopowiedziała Diuna.
-
Wiecie to normalka, w końcu on ma czarnego smoka, więc musi mieć
coś w sobie. - wtrącił Myo.
-
Rozumiem ... a jak ręka? - spytała Diuna.
-
Dobrze, boli jak diabli ale do wesela się zagoi. - odpowiedział Myo
szczerząc kły.
-
O dziwo nie była to głęboka rana ... a co do Kurai'a to chyba
nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać... - wtrąciła Rina.
Po
dłuższej chwili do naszych przyjaciół i reszty stada dołączył
Kurai wraz z Vuotario na uprzęży. Smok pierwsze co podszedł do Myo
i szturchnął go nosem. Lemurza fura uśmiechnął się i pogłaskał
bestie po pysku mówiąc:
-
Już dobrze Stary, nic się nie stało.
Zwierzak
czule polizał Myo po zabandażowanym prawym ręku. A Deti powiedział
z uśmiechem:
-
Dzięki Kurai.
-
Spoko, ten Młodzik tak zawsze? - zapytał Kurai.
-
Nie, na co dzień jest łagodny, jednak on jest bardzo nerwowy i
trochę zbuntowany, jak na nastolatka przystało. - odpowiedział
Deti.
-
A co z tym inuma? - zapytała Rina.
-
Spoko pewnie wrócił już do domu. One mają tak gęsta sierść, że
na pewno nic mu nie jest. - odpowiedział Myo.
-
Dobra kochani wracajmy, późno się zrobiło. Kiazu, Diuna, Rina i
Myo pojadą na inumach i będą trzymać uprzęże smoków, ja, Hachi
i Otachi polecimy na paralotniach i będziemy zaganiać stado, a Ty
Kurai dosiąc proszę Vuotario i poprowadź stado ok? - stwierdził
Deti.
Wszyscy
zgodnie przytaknęli, a Myo dopowiedział:
-
Aha, Kurai tylko nie narzucaj za szybkiego tępa, aby inuma mogły
nadążyć. Wy chłopaki pilnujcie aby stado się nie rozproszyło.
Natomiast reszta niech nie robi niczego głupiego i naprawdę mocno
trzyma uprzęże.
************
-
Diuna ... - zaczął rozmowę Myo, który podjechał do niej na
inumie.
-
Tak? ...
-
Diuna, wiesz że Cie lubię, ale sama widzisz ile nabroiłaś
obijając się?
-
Ta, następnym razem po prostu nie będę rzucać kamieniami przy
obijaniu się, albo będę leniuchować w bezpiecznych miejscach. -
odparła z uśmiechem Diuna.
-
Śmieszy Cię to?
-
Oj przestań lenistwo jest słodkie, zaszyje się gdzieś w błogim
lenistwie i nie będę sprawiać problemu.
-
Nie tutaj na wsi nie ma obijania się... musisz się wziąć ostro do
roboty, tylko w tedy naprawisz to co nabroiłaś....
-
Naprawdę muszę, przecież już pomagałam przy drylowaniu i pomagam
teraz ...
-
Doceniam to, ale proszę nie szukaj czasu na lenienie się ...
obijanie się nie wchodzi w grę ... rozumiesz? ...
-
Tak rozumiem ...
-
Rozchmurz się, praca nie jest taka zła ... i uwierz mi mniej
nabroisz jak będziesz pracować niż się obijać....
-
Myo, zdajesz sobie sprawę, że trzeba powiedzieć o tym ojcu? -
wtrącił Deti przez radio.
-
Wiem Bro, mam pomysł póki co powiedzmy, że to zwykła potyczka z
Vuotario i nie mieszajmy w to Diuny.
-
To nie doniesiesz na mnie? - spytała Diuna.
-
Nie, ale pod jednym warunkiem ... Ty weźmiesz się do roboty ... -
odparł Myo.
-
Ale ...
-
Słuchaj albo weźmiesz się do roboty albo powiemy wszystko ojcu i
wtedy to on będzie Cię miał na oku oraz będziesz musiała ponieść
surowe konsekwencje ... przez Twoje zaniedbanie doszło do poważnego
wypadku. - dodał Deti.
-
No dobra dobra ... wezmę się do roboty... na miarę swoich
możliwości ... obiecuję... - odpowiedziała Diuna.
-
To jak Bro damy jej szansę? - zapytał Myo.
-
Dobra.... - odparł Deti. Po czym dodał. - Diuna, tylko sumiennie i
bez kombinowania.
-
Tak ... tak jasne ... i co Hachi Ty mi nie dogryziesz? - odparła
Diuna.
-
Hmm... nie ... praca jest dostateczna karą dla Ciebie ... docinki
zostawię sobie na później. - odparł Hachi uśmiechając się pod
nosem.
-
Złośliwiec ... - odpowiedział mu Diuna.
-
Do usług droga siostro, do usług ... - odparł Hachi.
************
Wszędzie
panuje wieczorna szarówka. W bramie podwórza, w świetle latarni,na
niewielkim pniu siedziała dosyć masywna fura czarnego niedźwiedzia,
która paliła papierosa. Nawet na pierwszy rzut oka widać że to
mężczyzna. Ma on złote oczy i krótkie blond włosy w nieładzie.
Ubrany jest kraciastą flanelową koszulę i niebieskie jeansowe
spodnie. Smoki już wylądowały, i grzecznie maszerują do swoich
leży.
-
Długo Wam zeszło dzisiaj. - powiedział nagle palący mężczyzna.
-
A wiesz wujku, Vuotario znowu się schował... - odparł Deti.
-
Rozumiem. A Ty smyku chyba znowu miałeś z nim starcie co? -
powiedział niedźwiedź wskazując na rękę Myo.
-
Tak, rozszalał się dzisiaj, ale jestem wstanie pracować. Wujku
Ader wiesz może gdzie jest Indi? - odparł Myo.
-
Kąpie maluchy, jak skończy to się zdenerwuje ... a na was czeka
kolacja. A i zameldować się Matce. - odpowiedział Ader.
-
Się rozumie. - Odparł Deti.
************
Na
podwórzu przy stole nasi przyjaciele zajadają się kolacją. Na
dworze jest już zupełnie ciemno, ale stoły są ładnie oświetlone.
Nagle na dwór wyszła młoda dziewuszka. Jest ona furą lwa. Ma
beżowe futro i długie, kruczoczarne dredy splecione w warkocza.
Jest całkiem nieźle rozwinięta jak na swój wiek, a na dokładkę
ma hipnotyzujące błękitne oczy. Ubrana jest jak nastolatka, w
różowy T-shirt oraz krótkie żółte spodnie. Szybkim krokiem
podeszła ona do Myo i uderzyła go pięścią w ramie.
-
O Indi, co słychać? ...- spytał Myo.
-
Co słychać?! Co słychać?! Miałeś uważać! - warknęła
przybyszka.
-
Hehehe ... - zaśmiał się Deti.
-
A Ty z czego się śmiejesz? - zapytała Indi uderzając w ramie
drugiego z bliźniaków.
-
Auu... z niczego. - odparł Deti.
-
Dawaj to rękę. - powiedziała stanowczo lwica.
W
tym momencie Myo dał jej swoja prawą rękę, a dziewczyna zaczęła
ją odwijać.
-
No młoda już Cię lubię. - stwierdziła Kiazu uśmiechając się.
Na
te słowa nastolatka zmierzyła Kiazu wzrokiem a następnie podała
jej rękę mówiąc:
-
Jestem Indi, widzę, że też potrafisz być twarda.
-
No ba ... ja jestem Kiazu, a to Diuna, Hachi, Otachi, Rina i Kurai.
Miło Cię poznać. - odparła Kiazu.
-
Spoko ... - odparła Indi rumieniąc się.
-
Widać potrafisz ustawić chłopaka do pionu. - powiedziała Diuna.
-
E tam, braci to nie problem. Nawet jak są starsi. - odpowiedziała
lwica.
Po
chwili ręka, lemura była już od bandażowana. Na całej jej
długości znajduje się dość płytka rana ale rozległa na całą
długość ręki. Jest ona cała bardzo mocno zaczerwieniona i przy
każdym napięciu mięśnia potrafi gdzie nie gdzie zacząć krwawić.
-
Ale żeś się załatwił Bro ... - stwierdziła Indi dociskając
ranę ręką.
W
tym momencie pod jej ręką pojawił się delikatny blask, który
wkrótce zaleczył całą ranę. Dzięki temu ręka wyglądała jak
nowa.
-
Gotowe .... - stwierdziła Indi
-
Dzięki siostra. - odpowiedział z uśmiechem Myo.
-
Dobra jesteś w te klocki - wtrąciła z podziwem Kiazu.
-
Dzięki, mam to po babci... aha przygotowałam wam posłania w
stodole na sianie. Ojciec już dawno zamontował tam dodatkowe
światła i przystosował ją do licznych gości. Dobrze będzie? -
odpowiedziała Indi.
-
Dla nas spoko. - odparł Deti.
-
Dla nas w sumie chyba też. - dodał Otachi.
-
Jasne ... - dodała Kiazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz