"Coś
jest nie tak ...
za łatwo nie zawsze wychodzi dobre"
Minęło
parę długich godzin. Kiazu i Diuna, z słuchawkami w uszach, siedzą
ukryte nieopodal bardziej strzeżonego wejścia do bunkra, które
gdyby nie strażnicy to byłoby zupełnie niewidoczne w śród drzew,
krzewów, liści i wszystkiego innego.
-
Tym wejściem nie weszli by tak łatwo ... - stwierdziła Diuna.
-
E tam ... moje wdzięki zadziałały by nawet na nich ... chociaż
przyznaję, że byłoby trudniej... - odparła Kiazu.
-
QRV ... QRV - odezwała się nagle Diuna
-
QSL ... trzyt...-
odparła szybko Rina.
-
Jak idzie? - spytała Kiazu.
-
U nas dwóch strażników ... którzy łatwi nie będą ... - dodała
Diuna.
-
My ...trzyt ...
wiemy trzyt ... gdzie są uprowadzeni ... trzyt..
trzyt ... idziemy tam ... trzyt
.... trzyt.... zaczynamy trzyt...trzyt...
trzyt ... powtarzam ... trzyt...
zaczynamy fazę trzecią ... - odparła Rina.
-
Zrozumiałam ... - odparła Kiazu z wrednym uśmieszkiem.
-
Muszą być bardzo głęboko ... coraz gorzej ich słychać.... -
stwierdziła Diuna.
-
Mam nadzieje, że uda nam się utrzymać łączność ... - dodała
Kiazu.
-
Ja też ...
-
Dobra chodź ... czas się zabawić ... - odparła Kiazu z promiennym
uśmiechem, odchodząc.
-
Ej! Czekaj to dopiero w fazie czwartej ...
-
Oj tam oj tam ... szczegóły ...
************
Nieduże
ciemne pomieszczenie, w którym ściany są mocno nadgryzione przez
ząb czasu. Odpadający tynk, dziury spowodowane brakiem cegieł.
Długie, mrugające jarzeniówki dają sporo białego pulsującego
światła. Na jednej z bardziej całych ścian stoi spore, usłane
papierami biurko, na którym stoi osiem sporych monitorów. Hachi i
Otachi oglądają to pomieszczenie przez kraty szybu wentylacyjnego.
Po paru minutach obserwowania pomieszczenia, bracia, kopniakami
zrzucili kratkę na ziemie i wskoczyli do pomieszczania. Neczanie
gotowi do starcia oparli się plecami o siebie i uważnie rozglądali
się po pomieszczeniu.
-
Kurai ... nie uwierzysz .... - stwierdził Hachi, spuszczając gardę.
-
To pomieszczenie jest puste... - dodał Otachi, podchodząc do
monitorów.
-
Hmm... bądźcie czujni ... tu jest za cicho ...
- odparł Kurai, po czym dodał: - Macie
coś ciekawego?
-
Tak ... tu jest osiem telewizorów ... na dwóch śnieży jak przy
źle podłączonej konsoli ... - odparł Otachi, uważnie oglądając
monitory.
-
Według papierów ... na poziomie -D w celi L190 są uprowadzeni ....
- dodał Hachi.
-
Przyjąłem ... -
odparł Kurai.
-
Dobra to czas na fazę czwartą ... - stwierdził Hachi.
-
QRV ... QRV ... - powiedział Otachi, a po chwili ciszy dodał: -
QRV ... QRV ... dziewczyny?
-
trzyt
... QSL ... -
odpowiedziała Diuna.
-
Faza 4 ... powtarzam faza 4 ... - odparł Otachi.
-
trzyt ... trzyt ... powtórz ...
trzyt ... - stwierdziła Diuna.
-
FAZA 4 ... - stwierdził głośno i wyraźnie Hachi.
-
trzyt...trzyt ...trzyt... przyjęłam ... trzyt... trzyt.... -
odpowiedziała Diuna.
************
Kiazu
i Diuna, trzymając grube, masywne kije, wręcz bezszelestnie
zakradają się od tyłu do dwóch zakapturzonych strażników,
ubranych w czarne szaty. Nieświadomi strażnicy, stoją jak gdyby
nigdy nic, a neczanki podchodzą coraz bliżej i bliżej. W ten
dziewczyny zatrzymały się, zamachnęły się i z całej siły
uderzyły strażników w tył ich szyi, zahaczając jednocześnie o
potylicę. Kije roztrzaskały się, a kawałki drewna , drzazg, kory
i innych rzeczy majestatycznie rozprysnęły się po okolicy. Tym
czasem przeciwnicy bezwładnie opadli na ziemie. Po chwili neczanki
odrzuciły pozostałości patyków i zaczęły otrzepywać ręce.
-
Myślisz, że żyją? - spytała Kiazu.
-
Pewnie tak ... najprędzej mają max wstrząs mózgu i nie będą nam
przeszkadzać... - odparła Diuna.
-
To na pewno ... - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
W
tym momencie obaj strażnicy jak gdyby nigdy nic zaczęli się
podnosić i wkrótce stanęli na równych nogach. Zszokowane i
zdezorientowane neczanki nie dowierzały własnym oczom. Oszołomione
dziewczyny co i rusz spoglądały a to na wartowników, a to na
masywne kije jakie właśnie połamały na nich.
-
Yyyy.... chyba mam jakieś omamy ... - stwierdziła drżącym i
dowierzającym głosem Diuna.
-
To mamy je obie ... myślisz, że to przez nadmiar czekolady? -
odparła równie zdezorientowana Kiazu.
W
ten przeciwnik stojący na wprost Kiazu przywołał ziemny, ogromny,
masywny dwuręczny miecz o brązowej barie i srebrnym ostrzu. Ma on
dobre dwa metry długości i możliwe, że waży nawet z dwanaście
kilogramów, jak nie znacznie więcej. Jednak niewysoki (będący
wzrostu Kiazu) strażnik trzymał go w prawym ręku jak gdyby te
rozmiary były dosłownie niczym. Ognista neczanka, nie czekając na
ruch przeciwnika, również przywołała swoją broń żywiołu.
Ognista halabarda o podwójnym ostrzu jest imponującą bronią,
jednak w porównaniu z mieczem przeciwnika wygląda jak mała płonąca
siekierka. Tymczasem drugi z strażników przywołał wietrzy
kiścień, o biało- złotym trzonku i błękitno-szarym bijaku,
zamontowanym na łańcuchu w kolorze trzonka.
-
Świetnie ... normalnie świetnie ... - stwierdziła Diuna
przywołując swój psychiczny buzdygan.
-
Nie marudź ... zawsze mogłoby być gorzej ... - odparła Kiazu, na
delikatnie ugiętych nogach.
Nagle
ziemny strażnik zamachnął się swoim mieczem, z zamiarem ścięcia
głów neczanek, za pomocą jednego precyzyjnego cięcia. Dziewczyny
w ostatniej chwili uchyliły się od bardzo szybkiego ciosu. Kiazu
odskoczyła w tył, a Diuna ukucnęła. W ten drugi z strażników
rozbijał swoją broń i zamachnął się na kucającą Diunę, która
bez wahania osłoniła się swoim buzdyganem, więc łańcuch
kiścienia owinął się w około rękojeści broni psychicznej
neczanki. W tym samym czasie ziemny wartownik, z ogromną szybkością
machał swoim wielkim mieczem, jakby zupełnie nic nie ważył i
zmuszał Kiazu do ciągłych uników. Nagle Kiazu odskoczyła w lewo,
zahamowała na butach i uśmiechając się pod nosem, radośnie
powiedziała:
-
Czas się zabawić.
A
następnie jej broń zapłonęła wyrazistym, intensywnym
czerwono-żółto-pomarańczowym płomieniem, a sama neczanka
zaszarżowała na przeciwnika.
************
Mroczny,
nieznacznie oświetlony kamienny korytarz. Ściany z czerwonej cegły,
wyglądają na mocno zniszczone przez czas, jednak metalowe kraty w
celach sprawiają wrażenie solidnych i bardzo nowych. Kurai, Rina i
Otachi, który do nich dołączył, idą tym półmrocznym,
zaniedbanym korytarzem utrzymanym w pomarańczowej czerwieni. W
niektórych celach, grubymi łańcuchami są przykute straszliwe
białe szkielety, porośnięte pajęczynami, a inne są albo
puste,albo ze ścianami obryzganymi purpurową, wyschniętą krwią.
Im wgłąb dawnego więzienie tym mroczniej, bardziej przerażająco
i złowrogo. Kurai jednak podąża spokojnie, jakby by te przeraźliwe
obrazy nie istniały albo co gorsza były czymś najnormalniejszym w
świecie. Otachi stara się być spokojny, jednak zaglądając do
niektórych przeraźliwych cel, przechodzą go delikatne, zimne i
dość nie przyjemne dreszcze. Natomiast Rina jest przerażona tym
miejscem, gdyby nie strach zostania w tym przeraźliwym miejscu
samej, to by już dawno zatrzymała się i nie mogła się ruszyć.
Neczanka idąc za ukochanym, trzymając się jego bluzy i tuląc się
do niego na ile to możliwe, stara się nie rozglądać, ale mimo
wszystko jest wystraszone serce, chcące się wyrwać z piersi i
uciec, wali jak oszalałe.
-
Tu jest stanowczo za cicho ... - stwierdził Otachi, a następnie
spoglądając na Kurai'a, zaplatając ręce na swoim kontynuował: -
Po reakcji Ankary myślałem, że ta misja będzie trudniejsza...
hmm.... ciekawe gdzie podziali się strażnicy? Czyżby mieli
zbiorową przerwę na kawę?
W
ten Kurai zatrzymał się, a po chwili zatrzymała się również
pozostała dwójka.
-
Co tam? - spytała drżącym, niepewnym głosem Rina wpadając na
ukochanego.
-
Nie wychylaj się ... odparł chłodno Kurai.
W
tym momencie Otachi spojrzał przed siebie, a jego oczom cały
korytarz skąpany we świeżej intensywnie brunatnej krwi.
Praktycznie całe ściany, podłoga, a nawet sufit są pokryte
kałużami, śladami, plamy jeszcze ciepłej, intensywnie pachnącej
krwi. Gdzie nie gdzie znajdują się poszarpane skrawki płaszczy,
odłamki broni, kawałki kości, ślady po uderzeniach energii...
dziury w ścianie znacznie większe niż inne, oraz ślady
ciągnięcia.
-
Masz odpowiedz... coś nas ubiegło. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Yyyyyyy... - przerażony Otachi aż zaniemówił, jego ogromne
ogarnięte strachem oczy mówią wszystko.
-
Jesteście tam? W tym miejscu nie widzę Was na monitorze. - wtrącił
niczego nieświadomy Hachi, przez słuchawki.
-
Tak jesteśmy... - stwierdził chłodno i bez emocjonalnie Kurai, po
czym dodał: - Kamery są zlikwidowane.
-
Aha ... to lipa ... myślałem, że je naprawisz czy
coś ... dobra tak czy siak według tego co widzę i czytam to
czwarta cela po lewo powinna być tą której szukamy ... -
odparł Hachi.
-
Zrozumiałem... - odparł chłodno Kurai, zdejmując bluzę,
zarzucając ją na głowę wodnej neczanki, a następnie biorąc ją
za rękę powiedział: - Będę Cię prowadził ... Pod żadnym
pozorem nie otwieraj oczu, chyba że powiem inaczej...
-
Rozumiem ... - odparła wystraszona neczanka idąc ufnie, za
prowadzącym ją elektrycznym neczaninem.
-
Otachi ogarnij się ... - stwierdził chłodno i stanowczo Kurai.
-
Ta... jasne ... - odpowiedział drżącym głosem, zszokowany Otachi
ostrożnie podążając za pozostałymi, po chwili równie
roztrzęsiony dodał: - Stary ... przerażasz mnie....
Neczanie
przez parę długich minut podążali tym straszliwym tunelem, który
z każdą sekundą robił się coraz bardziej przerażający i
skąpany we krwi. Gdzie nie gdzie zaczęły się pojawiać kawałki
mięsa czy też oderwane kończyny, a nawet głowy. Wszech obecna
krew przytłacza i tłumi wszystko inne. Przy tym korytarzu, to co
znajduje się w celach wydaje się niczym i nie przykuwa już nawet
uwagi. Blady Otachi, patrząc na to wszystko przerażonymi oczami
nie wytrzymał i odwracając się do tyły zwymiotował, a następnie
ledwo żywy dołączył do reszty.
-
Otachi w porządku? - spytała drżącym głosem, blada neczanka.
-
Taaa ... - odparł zmarnowany Otachi, a następnie dodał: - Rinka,
nie waż się patrzeć.
-
Spoko ... niemiłe drażniące zapachy w zupełności mi wystarczą...
- odparła Rina.
W
ten nasi bohaterowie doszli do celi znacznie różniącej się od
pozostałych. Wygląda zupełnie na nową, lub niedawno odnowioną.
Ma ona całe, ciemno szare ściany i czarną podłogę oraz kraty
znacznie grubsze od pozostałych. Natomiast w środku niej do ściany
przykute są dwie postacie. Po lewej stronie wisi nieprzytomna młoda
dziewczyna, o długich zielonych włosach w różowe kwiatki spiętych
w kucyka. Ubrana jest ona w cytrynowy top, oraz krótką jeansową
spódniczkę i czerwone buty na obcasie. Obok niej wisi, również
nie przytomny, młody mężczyzna, wyglądający jak nastolatek, ma
on bardzo bladą cerę i krótkie seledynowe włosy. Jest
on ubrany w granatowe, krótkie, sportowe spodnie oraz w jaskrawo
żółtego T-shirt.
-
Hachi, jesteśmy pod celą ... - stwierdził Otachi, do słuchawek,
ledwie powstrzymujący się od kolejnych wymiotów.
-
Według
systemu dzwi powinny być w niej otwate ... -
odarł Hachi.
W
tym momencie Otachi bez trudy otworzył duże metalowe drzwi z kraty
i wszyscy weszli do środka. Pierwsze po wejście Kurai puścił
ukochaną i w biegł na wysoką ścianę i przestawił kamerę tak
aby Hachi miał obraz na cała celę. Podczas tego Otachi powiedział:
-
Ziom ale w niej jest tylko Hana i Chobo ...
-
Zaraz
poszukam Kuba ...
- odparł Hachi.
-
Luz ...
-
Rina, już możesz otworzyć oczy ...- stwierdził chłodno Kurai z
rękami w kieszeni.
W
tym momencie wodna neczanka wyszła z pod bluzy i kiedy zobaczyła
przykutych zakładników, bez zawahania podbiegła do nich aby z ulgą
stwierdzić:
-
Żyją ...
Nagle
Otachi przywołał swój wietrzny sejmitar i jednym szybkim ruchem
odciął łańcuchy obojga uwięzionych, którzy bezwładnie,
amortyzowani przez Rinę i Kurai'a, upadli na ziemie.
-
Trzeba ich jak najszybciej dostarczyć na Zekeren ... nie wygląda to
za dobrze ... - stwierdziła drżącym i stłumionym głosem Rina,
oglądając uratowanych.
-
Hachi gotów? - spytał twardo Kurai.
-
Ziom ... zdajesz sobie sprawę, że nigdy tego nie
robiłem? ... chyba że w grach ...a i to z rzadka .. daj mi jeszcze
chwile ... - odparł
Hachi.
-
Bro z nimi jest cienko ... nie mamy czasu ... - dodał Otachi.
-
Nie pomagasz Bro ... GRUCH...TRZASK.. ŁUUP ...
-
HACHI!? - wtrąciła zdezorientowana Rina.
-HALO
BRO? - dodał wystraszony Otachi.
-
Luz... nic się nie dzieje ...
- odparł w końcu Hachi.
-
Hachi nie strasz nas tak .... - poprosiła Rina klęcząca przy
porwanych i tyłem do zakrwawionego korytarza.
-
Postaram się ... w każdym bądź razie ...
- odparł
zmieszany Hachi, a następnie głosem dziecka, które właśnie
nabroiło dodał: - yyy ... teleport systemowy na
pewno nie zadziała .... ale za to .... zdjąłem barierę ...
-
Przyjąłem ... -odparł spokojnie i chłodno Kurai, a następnie
dodał: - Otachi, zostań tu z Riną, ja wrócę jak najszybciej się
da....
W
ten elektryczny neczanin, zanim ktokolwiek zdążył zareagować,
podszedł do nieprzytomnych uprowadzanych, a następnie cała trójka
rozmyła się w powietrzu.
-
Dobra siostra nie dobrze Ci radze nie odwracaj się ... - stwierdził
Otachi.
-
Dobrze ... - odparła Rina.
-
Bro, parę pajęczyn i cegieł cie tak przeraża?
- wtrącił Hachi.
-
Ty lepiej szukaj Kuba ... - odpowiedział Otachi.
-
Szukam, szukam ... ale powiedz mi jak wygląda
korytarz? -
odparł Hachi.
-
Pamiętasz grę PsychoZombie 3?
-
To ta cześć w zakładzie psychiatrycznym?
-
Tak ...
-
No pamiętam ... i co?
-
A pamiętasz tą sale w której wariaci mordowali obsługę a
później przechodzi jeszcze armia zombie?
-
No pamiętam ... mogli się bardziej postarać, ale
i tak było klimatyczne ... i wszystko się w żołądku przewracało
..
-
No to tutaj postarali się znacznie bardziej ...
-
Żartujesz?
-
Nie ... ta scena z gry właśnie wymiękła ...
-
Yyyyyyy .... jeszcze nawet sobie tego nie
wyobraziłem ... a już mi nie dobrze ...
************
Ziemny
strażnik, który, wraz ze swoją przeciwniczką, znajduje się w
wielkim kamiennym okręgu, swoim wspaniałym wielkim mieczem
wyprowadza szerokie, tnące ciosy prowadzone ukośnie zza swojej
głowy. Każdy jego precyzyjny i bardzo szybki atak omija ognistą
neczankę zaledwie o milimetry. Z rzadka ostrze dwuręcznego miecza
krzyżuje się z rozpalonym do czerwoności ostrzem halabardy. W tedy
iskrzące, srebrzyste iskrzy rozchodzą się po okolicy, gdyż żadne
z przeciwników nie ma zamiaru odpuścić.
-
Zaraz trafisz do piekła ... - stwierdził pogardliwie, zachrypniętym
głosem, ziemny strażnik.
W
ten cała wydzielona arena zapłonęła intensywnym,
czerwono-żółto-pomarańczowym, wysokim, gorącym płomieniem
płomieniem. Wartownik cofnął się nieznacznie i zaprzestał ataku,
a Kiazu z wrednym uśmieszkiem i uwodzicielskim głosem, spytała:
-
Kochany co Ty wiesz o piekle?
Następnie
ognista neczanka mocniej chwyciła swoją broń żywiołu i ruszyła
do ataku.
************
Rina
i Otachi siedzą w odnowionej celi. Intensywny i nieprzyjemny zapach
świeżej krwi sprawia, że oboje są bladzi i nie wyglądają za
dobrze. Wodna neczanka siedzi tyłem do zakrwawionego, pełnego
resztek korytarza. Natomiast jej brat siedzi co prawda na wprost tego
przeraźliwego widoku, jednak stara się tam nie zerkać.
-
Ciekawie co tu się stało? - spytał nagle, drżącym głosem,
Otachi.
-
Nie wiem ... czy chce ... wiedzieć ... - odpowiedziała niepewnie i
nerwowo Rina.
-
Hej słuchajcie znalazłem ostatniego porwanego ... -
wtrącił Hachi.
-
Super Bro! - pochwalił radośnie Otachi.
-
Gdzie jest? - spytała delikatnie Rina.
-
Kub jest w izolatce ... całkiem niedaleko Was ... wystarczy, że
pójdziecie w lewo ... potem na pierwszy rozwidleniu w prawo i to
będą ... piąte drzwi po prawo ... - odparł spokojnie
Hachi.
-
Hmm... Kub w izolatce ... to nawet całkiem logiczne... - stwierdził
Otachi.
-
Nie wiem ... idziecie tam? ... to blisko a strażników nigdzie nie
ma.... - zaproponował Hachi.
-
W sumie czemu nie ... w końcu czas nagli ... - odparł Otachi
podnosząc się, a następnie zarzucił siostrze bluzę Kurai'a na
głowę i powiedział: - Chodź siostra ... teraz to ja będę Cię
prowadził ...
************
Jedna
z bardziej surowych komnat na Zekeren. Biała kafelkowa podłoga i i
puste kremowe ściany, sprawiają, że komnata wygląda niezwykle
sterylnie. Uratowani, zostali zabrani do sal medycznych, a
pomieszczeniu pozostał już jedynie palący książę oraz Kurai.
-
A gdzie trzeci uprowadzony? - spytał Volaure zaciągając się.
-
Nadal szukamy ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
-
Oby tylko trzeci porwany żył ... wiecie przynajmniej kto to?
-
Niestety, wiemy tylko że to członek rodziny Cusan....
-
Hmm... jestem wstanie Ci powiedzieć, że to na pewno nie Sachiner
... Bo kolega inkub zabawia się na turnieju i sieje tam pogrom ...
pokusił bym się nawet o stwierdzenie, że może nawet wygrać ten
turniej...
-
Rozumiem...
-
Dobra Stary, pogadamy ... później wracaj tam ... - stwierdził
książę zaciągając się, a następnie szybko dodał: - A właśnie
przypomniało mi się ... ponoć Chifuin, jakiś czas temu kazał
sobie sprowadzić trzy dorosłe Zhixie prosto z Baklawen ....
W
tym momencie Kurai ze swoim chłodnym, przenikliwym i nieodgadnionym
spojrzeniem, szybko znikł.
************
Stojąca
między wysokimi drzewami Diuna, chowa się za swoją psychiczną
fioletowo-białą tarczą. Natomiast jej przeciwnik za pomocą
swojego rozkręconego kiścienia, bez chwili wytchnienia, atakuje ją
silnymi wietrznymi tornadami, o lodowatych podmuchach. Nagle
wietrzny atak ucichł. W tym momencie psychiczna neczanka,
wykorzystała swoją szansę i rozkręciła w dłoni swój wspaniały
buzdygan, a następnie jednym szybkim ruchem wyrzuciła go w kierunku
przeciwnika. Na ten gest zakapturzony strażnik nieznacznie przesunął
się w lewo i broń żywioły neczanki nawet go nie musnęła.
Wietrzny wojownik arogancko się roześmiał i bez zawahania ruszył
na neczankę wymachując swoją groźną bronią. Diuna zaczęła
odskakiwać i o milimetry unikać ataków. W ten psychiczny buzdygan,
niczym bumerang powrócił do swojej właścicielki, rozcinając
kaptur przeciwnika, a nawet drasnęło jego policzek. Zaskoczony
strażnik dotknął prawe policzka i wytarł z niego nieznaczną
ilość krwi, która wypłynęła z jego ciała. Następnie roztarł
w palcach purpurową, ciepłą krew i chrypiącym, grubym głosem
powiedział:
-
Zapłacisz mi za to....
************
Tak
cenny czas nieubłaganie, leci jak szalony. Hachi siedzi
wygodnie na fotelu w pokoju z monitorami i uważnie obserwuje to co
pojawia się na monitorach. Jedna cześć kokpitu jest mocno
wgnieciona i iskrzy się. Jednak neczanin zdaje się nie zwracać na
to uwagi.
-
Jak coś jeszcze w jednym miejscu nie mogę złapać obrazu z kamery
.. i nie znalazłem jeszcze kamery odpowiadającej za izolatkę ... -
stwierdził Hachi.
-
Luz Bro ... poinformuj Kurai'a, gdzie poszliśmy... -
odparł Otachi.
-
Dobra ... Wywołam dziewczyny i powiem, że zaczynamy 5 fazę ... -
stwierdził Hachi.
-
Dobry pomysł ... -
odparła Rina.
-
QRV ... QRV ... - stwierdził Hachi, a po
chwili ciszy powtórzył: - QRV ... QRV ... Halo dziewczyny
jesteście tam? ...
Jednak
w słychawkach była straszliwa i przeszywająca, nurtująca cisza.
-
Hmm... Dziewczyny nie odpowiadają ... chyba straciliśmy łączność
... - stwierdził w końcu Hachi.
-
Nie dobrze ... próbój dalej .. -odparł
Otachi.
-
Sie rozumie Bro ... - odpowowiedział spokojnie Hachi.
W
tym momencie na jednym z monitoruw mignął czarny, ciemny i mało
wyrazisty cień, a ziemny neczanin powiedział: - Hmm... słuchajcie
... wydawało mi się że coś mignęło na jednym z monitorów ...
-
Rozumiem ... będziemy uważać ... -
odparł Otachi, z trudem powstrzymujący się od wymiotów.
W
tym momencie podniszczona część kokpitu, zajęła się
niebieskozielonym ogniem, a po chwili nieznacznie wybuchła
odrzucając neczanina mocno do tyłu. Całe pomieszczenie nabrało
przenikliwego zimnego uroku.
-
HACHI CO TO BYŁO? - spytał przerażony
Otachi.
-
HACHI? - stwierdziła zaniepokojona Rina.
Przytomny
Hachi, nic nie odpowiedział rodzeństwu w tym momencie potrzebna
była szybka reakcja. Neczanin szybko i sprawnie otoczył cały
kokpit kamienną tarczą, dzięki czemu łatwo i bez komplikacji
zdusił niezwykły niebieskozielony ogień.
-
Luz ... żyje ... yyyy.... - stwierdził Hachi patrząc na
zmemolowaną część kokpitu, a następnie dodał- yyy... mam dwie
wiadomości ... dobrą i złą ...
-
Dobra ... zacznij od tej dobrej ... - odparł poddenerwowany Otachi.
-
Yyyy... Wybuchł kotpit... - stwierdził Hachi, szczerząc kły.
-
I to jest dobra wiadomość? - spytała Rina.
-
Bro to jaka jest ta zła? - dodał Otachi.
-
Yyyy... jak to powiedzieć ... yyyy... barriera telepotacyjna znowy
działa ... i nie da się jej już wyłączyć ... yyy... wogóle
nic się nie da znią zrobić ...- odparł Hachi z miną dziecka
które właśnie na broiło i czeka na karę.
-
Świetnie... - zironizował Otachi, a
następnie dodał: - czyli Kurai nie może do nas
wrócić i musimy wynieśc kuba o własnych siłach tak?
-
Hmm... bingo Bro ... - odparł Hachi z głupkowatym uśmieszkiem.
************
Kiazu
z krzykiem leci prosto na swojego zmęczonego już przeciwnika, który
stara się osłonić przed ognistą halabardą, swoim wielkim
mieczem. Strażnik zasłonił twarz i ramiona, jednak atak neczanki z
wyskoku sprawił że musiał się dodatkowo bardzo mocno zaprzeć na
nagach. W ten kamienny dwuręczny miecz, pod naciskiem rozpalonej do
czerwoności halabardy przełamał się i tym samym odsłonił
swojego właściciela. Kiazu wykonała jedno szybkie cięcie i
przecięła przeciwnika na pół. Wszędzie rozlała się szkarłatna,
ciemna krew, a martwy przeciwnik bezwładnie upadł z hukiem na
ziemie. W tym momencie kamienny krąg rozpłynął się jak kamfora,
a ognista neczanka odetchnęła z ulgą i zniwelowała swoją
wspaniała broń żywiołu. Po paru chwilach do Kiazu podeszła jej
siostra, a ciało strażnika niespodziewanie znikło.
-
Widzę, że Ty też już ... - stwierdziła Kiazu.
-
Ta... gdyby nie upierdliwy Hachi to było by szybciej ... - odparła
Diuna.
-
Spoko, następnym razem rozprawimy się szybciej ... - odpowiedziała
Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Czas odezwać się ...
-
QRV ... - stwierdziła Diuna.
-
trzyt ... QSL ... trzyt ... no nareszcie ... trzyt trzyt ... co się
z Wami działo? .. trzyt ... trzyt ...
- odparł prawie od razu Hachi.
-
Zabawiłyśmy się i nie patrzyłyśmy na zegarek ... - odparła
Diuna.
-
A co u Was? - dodała Kiazu.
-trzyt...
dobrze ... zaczęliśmy fazę trzyt ... trzyt trzyt ... czekamy na
świetliki ... trzyt trzyt ... - odparł Hachi.
-
Luz już wysyłamy je w tunel ... - odparła Kiazu.
-
Hachi jak Rina? - spytała Diuna.
Jednak
ziemny neczanin nic już nie odpowiedział. Zapanowała chłodna
cisza.
-
Hmm... chyba połączenie zostało zerwane ... - stwierdziła Kiazu.
-
To całkiem prawdopodobne ... - dodała Diuna.
-
Dobra chodź czas wpuścić świetliki tunel.... - odparła Kiazu z
uśmiechem.
W
ten obok neczanek pojawił się elektryczny neczanin, który bez
słowa ruszył w kierunku tunelu.
-
Kurai? - stwierdziła ze zdziwieniem Kiazu.
-
Co tutaj robisz? - spytała Diuna.
-
Wchodzę do tunelu nie widać? - odparł chłodno Kurai.
-
To widzę ... - odpowiedziała Diuna.
-
Ale przecież byłeś w środku.... - dodała zdezorientowana Kiazu.
-
Ale już nie jestem ... - odparł chłodno Kurai, a następnie,
wchodząc do tunelu dodał: - Zostańcie tutaj i zróbcie drogę ze
świetlików... abyśmy mieli jak wrócić...
-
Czekaj ...- stwierdziła Kiazu.
-
Daj spokój i tak nic nie powie ... później przyciśniemy
pozostałych to się więcej dowiemy... a teraz rozkoszujmy się
wolnym ... - odparła Diuna rozsiadając się na trawie.
************
Otachi
i Rina doszli właśnie pod izolatkę w której ma się znajdować
ostatni z uprowadzonych. Korytarz w strefie izolatek jest
ciemnoszary, poniszczony, oświetlony delikatnym płowym światłem o
ścianach z grubymi metalowymi drzwiami. Dodatkowo znajduje się w
nim znacznie mniej krwi niż w ostatnim korytarzu. Tak naprawdę jest
tylko jedna większa plama purpurowej zastygłej już krwi, w której
spoczywa czyjaś lewa ręka, zaciśnięta w pięść, trochę
poszarpanych ubrań i nieliczne ślady rozmazanej zimnej krwi.
-
Hachi... - stwierdził Otachi łapiąc za klamkę metalowych drzwi.
-
Otwarte Bro ... Aha .. uprzedzam, że tam jest
dziwnie ... i nie zamykajcie drzwi ... - odparł Hachi, po
czym dodał : - dobra to ja się zbieram do Was ...
poczekajcie tam na mnie...
-
Dobra ... - odpowiedział Otachi otwierając drzwi.
W
tym momencie z pomieszczenia wydostała się mroczna, gęsta mgła o
różnych odcieniach szarości. Po szerszym otwarciu drzwi oczom
neczan ukazał się dość gęsty las, w którym są głownie grube
ciemne drzewa o intensywnie zielonych liściach. To wszystko jest
wystylizowaną iluzją, którą dodatkowo potęguję wszechobecna
mgła. W tym pomieszczeniu neczan ogarnęło zagubienie i lekkie
zdezorientowanie, a ich zmysły delikatnie wariowały.
-
Dziwne pomieszczenie... - stwierdziła Rina, z przerażeniem
obserwując pomieszczenie.
-
Nie dałbym rady stąd wyjść przy zamkniętych drzwiach ... czuję
jakbym się zgubił... - stwierdził Otachi, z lękiem w oczach.
Po
chwili neczanie zauważyli raczej młodego mężczyznę przywiązanego
kajdankami do jednego z drzew. Ma on średnio-długie (sięgające do
połowy szyi), pocieniowane, grafitowo-czerwone, zadbane włosy.
Ubrany jest on w czarny, elegancki, stylowy garnitur, niebieską
koszulę i jaskrawo zielony krawat.
-
Hmm... ciekawe kto to jest? - spytał dociekliwie Otachi, podchodząc
do więźnia.
-
Niestety nie znam go ... - odparła Rina, również podchodząc i
przywołując swoje podwójne wodne Guan-dao.
Wodna
neczanka jednym szybkim ruchem odcięła uwięzionego mężczyznę, a
Otachi zamortyzował jego upadek i bezpiecznie położył go na
ziemi.
-
Wydaje mi się, że żyje ... - stwierdził Otachi.
-
Tak... żyje ... ale kiepsko z nim ... - odparła Rina badając puls
nieprzytomnego inkuba.
-
QRV ... QRV ... - stwierdził spokojnie Otachi.
-
To raczej nie ma sensu ... straciliśmy kontakt z górą... - odparła
Rina.
-
No tak ... zapomniałem...
-
trzyt ... QSL... trzyt... - wtrącił Kurai.
-
Kurai? - spytała delikatnie zaskoczona Rina.
-
Tak ... trzyt ... gdzie jesteście?
....trzyt ... - spytał chłodno Kurai.
-
Niedaleko poprzedniej celi ... W sektorze izolatek ... mamy Inkuba
... - odpowiedział Otachi.
-
trzyt ... Przyjąłem ... idę ... trzyt ... Was ... -
odparł Kurai.
-
Czekamy...- odpowiedziała Rina.
************
Stosunkowo
jasny, płaski ogród, w którym nie ma żadnych roślin i wody.
Jedyne co się w nim znajduje to piasek, żwir i gdzie nie gdzie,
niewysokie (sięgające maksymalnie do kolan) kamienne wieże. Po
tych cichych i głuchych ogrodach dostojnie i dumnie spaceruje sobie
średniego wzrostu, wyraźnie starszy mężczyzna. Jego twarz zdobi
wspaniała i zadbana, biała szpiczasta broda i cienkie długie
wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie
pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie
czerwonego kimona. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy,
które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się
być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie
czoło i dostojny, biały kok. W ten w ogrodzie pojawił się
mężczyzna ubrany w czarny płaszcz z kapturem, który złożył
władcy pokłon i powiedział:
-
Za pozwoleniem Panie, władcy milczą...
-
Nie szkodzi, kiedy minie ustalony czas to moje wspaniałe Zhixie będą
miały, miejmy nadzieje, że smaczny posiłek. - odparł spokojnie
Chifuin, a następnie dodał: - Jak widzę władcy, są wstanie wiele
poświęcić dla Ankary. To dobrze, dzięki temu zje ich wojna
domowa, a my będziemy mieli znacznie mniej do zrobienia. Aha ...
Dopilnuj aby nagranie z posiłku moich milusińskich trafiło, za
równo do władców jak i samego Ankary.
-
Jak sobie życzysz Panie... - odparł pokornie sługa.
************
W
ponurym niby lesie Rina i Otachi siedzą na ziemi, oparci o drzewa, z
dala od inkuba i rozmawiają.
-
To miejsce jest straszne ... - stwierdziła lekko drżącym głosem
Rina.
-
Nie chciałbym być więźniem tego miejsca ... już wystarczają
moja psychika cierpi w tym dziwnym miejscu ... - odparł w miarę
spokojnie Otachi, a następnie dodał: - Przyznaję mają dobrych
architektów wnętrz, którzy idealnie znają się na psychice ...
szczerze nie spodziewałem się tego ...
-
Zastanawia mnie po co tyle zachodu... dla nieprzytomnych więźniów
...
-
Hmm... dobre pytanie ... może to na czas ich wypuszczenia? Wiesz
aby mieli jak najstraszliwsze wspomnienia z tym miejscem....
-
Może .. a może dla od tak dla zasady ...
W
tym momencie nieprzytomny kub się delikatnie poruszył.
-Widziałaś
to? - spytał Otachi.
-
Tak ... - odparła Rina ostrożnie podchodząc do mężczyzny.
W
ten inkub delikatnie, na drżących rękach uniósł się, a
następnie w klęku podpartym położył prawą dłoń na twarzy,
zupełnie jakby przecierał oczy. Po chwili wodna neczanka ostrożnie,
kucnęła koło niego i przyjaźnie spytała:
-
Panie Cusan wszystko w porządku?
-
Tak... chyba tak ... - gdzie ja jestem? - spytał ciepłym głosem
inkub.
-
Jeszcze w więzieniu... - odpowiedział Otachi podchodząc.
-
Ale za chwilę wydostaniemy stąd Pana... - dodała Rina.
-
Rozumiem ... - odparł Inkub przysuwając się do neczanki i łapiąc
ją za policzek.
Wystraszona
Rina nieznacznie się odsunęła, a Otachi złapał kuba za ramie i
powiedział:
-
Nawet nie próbuj Ziom.
W
ten inkub za pomocą psychicznej mocy, bez trudu odepchnął
wietrznego neczanina, na drugi koniec pomieszczenia i zamknął go w
ciemnofioletowej, przezroczystej kuli, a następnie lekko warcząc,
ciepłym głosem, arogancko i twardo powiedział:
-
Jak śmiesz, Ty psie! Ja jestem Shubarnes Cusan i zawsze dostaje to
co chce!
Jednocześnie
inkub swoją mocą unieruchomił wystraszoną wodną neczankę, i
uniósł ją delikatnie w górę mówiąc:
-
Laleczko, to na czym skończyliśmy? - następnie wrednie się
uśmiechnął, a jego błękitno-seledynowe oczy nabrały
wspaniałego blasku.
Następnie
inkub nie dotykając neczanki, jedynie przy użyciu tylko swojej
niebywałej psychicznej mocy, zaczął ją ostrożnie rozpierać.
Najpierw zdjął jej bluzę, którą odrzucił daleko. Następnie
podszedł do niej i lewą ręką zaczął ją gładzić po policzku
pytając:
-
Ciekawe czy jesteś warta mojego zachodu?
-NIE
JEST! ZOSTAW JĄ! - wykrzyknął Otachi próbując wydostać się z
psychicznego więzienia.
Jednak
inkub się tym w ogóle nie przejął i dalej robił swoje. Położył
lewą dłoń na szyi wystraszonej neczanki, a następnie delikatnie
i z wyczuciem pocałował ją w szyję. Pieszczoty jednak szybko
przestały być miłe. Shubarnes bowiem zaczął robić dziewczynie
wielkiego krwiaka, przez którego jednocześnie wysysał z niej
energię. Komnata szybko rozbłysła białym światłem.
-
To boli ... - stwierdziła z trudem Rina, mrużąc
oczy z bólu.
-
HEJ! MÓWIŁEM ZOSTAW JĄ! - wykrzyknął ponownie Otachi, uderzając
w psychiczną kulę, a po chwili z wrednym uśmiechem dodał: - TY
MARNY INKUBIE NAWET POLOWAĆ NIE UMIESZ!
Inkub
jednak nadal się tym nie przejmował, tylko robił bolesnego
fioletowoczerwonego krwiaka w kolejnym miejscu, zamyślając się:
-
Jaka smaczna, słodka, intensywna, wspaniała energia ... która z
taką łatwością przenika wszystkie moje zmysły ... nigdy nie
piłem tak fantastycznej wodnej energii... mógłbym kosztować jej
do końca życia ...
-
EJ! TY ENERGOŻERCO! ODWAL SIĘ OD NIEJ! - wykrzyknął po raz
kolejny Otachi.
W
tym momencie jasny biały blask znikł, a Shubarnes odsunął się od
neczanki, przygwoździł ją do pobliskiego drzewa i powiedział:
-
Słabo się starasz, jeśli chcesz mnie obrazić. Obelga powinna
przynajmniej zaboleć.
-
O obślizgły robak się wreszcie odezwał ... - odparł Otachi.
-
To co robisz nadal jest słabe... - odpowiedział arogancko inkub.
-
I kto to mówi? Jakiś tępy niedorozwój? - stwierdził Otachi, a
następnie dodał: - Mówisz, że moje obelgi są słabe a jednak
reagujesz na nie, więc muszą być dobre.
-
Mylisz się, one jedynie mnie rozpraszają.
-
Jasne jasne ... taki idiota jak nie przyzna się do tego jak bardzo
ma płytką dumę, którą można zdeptać każdą najmniejszą
obelgą...
-
Myśl co chcesz ... a teraz gin ... - odparł inkub z psychodelicznym
uśmiechem.
W
tym momencie z psychicznej kuli zaczęło bardzo szybko uciekać
powietrze. Otachi otoczył się swoim wiatrem, który spowolnił
odrobinę ucieczkę powietrza.
-
No proszę, kto by przypuszczał, że władasz mocą wiatru. W takim
układzie zabawa z Tobą zajmie mi trochę więcej czasu. No trudno
... - stwierdził dumnie i arogancko inkub udając się w kierunku
wystraszonej wodnej neczanki.
W
tym czasie Otachi nadal coś krzyczał, jednak odgłosy z
psychicznej banki nie wydostawały się z niej. Dodatkowo wietrzny
neczanin musi się zmagać z ciągle uciekającym powietrzem.
-
OTACHI! - krzyknęła przygwożdżona Rina.
-
Laleczko, kobiecie nie przystoi krzyczeć. Po za tym nie masz co się
nim przejmować, niedługo oboje spotkacie się w piekle... - wtrącił
spokojnie i dosyć beztrosko inkub, który podszedł bardzo blisko do
unieruchomionej neczanki i zrobił jej kolejnego bolesnego krwiaka,
tym razem na jej lewym obojczyku. Całe leśne pomieszczenie, spowite
gęstą szarą mgłą, ponownie rozbłysło białym intensywnym
światłem.
-
Proszę ... przestań ...- stwierdziła drżącym i pełnym bólu
głosem Rina.
Shubarnes
nie przejął się tym nawet w najmniejszym stopniu, jedynie powrócił
do pozostawiania kolejnych bolesnych znamion. Neczanka, której
oszalałe i przerażone serce, z każdą sekundą wali coraz mocniej
i mocniej, niestety nie ma jak się obronić przed poczynaniami
inkuba.
-
powietrze ... proszę .. zwróć ...Otachiemu powietrze - wyjąkała
z ogromnym trudem Rina, a następnie drżącym głosem dodała: - Nie
będę się ... bronić ..
-
Nie znoszę jak lalki są rozgadane. - stwierdził Shubarnes,
odrywając się chwilowo od dziewczyny, a następnie dość
intensywnie, namiętnie i głęboko pocałował ją w usta.
W
tym momencie biała intensywna barwa nabrała na sile. Inkub na
całego i bez opamiętania zaczął masowo wysysać wodną energię z
wystraszonej dziewczyny. W tym czasie poddenerwowany Otachi z coraz
większym trudem utrzymuje życiodajny wiatr, który ciągle z
niezwykłą szybkością jest wysysany z psychicznego więzienia.
Dzieje się tak nie dla tego, że neczanin opada z sił, tylko
dlatego, że powietrze wysysane jest stanowczo za szybko. Wkrótce
białe światło zaczęło delikatnie szarzeć, a niebawem zrobiło
się w pełni szare. W ten inkub poczuł na ciele jakiś podmuch
wiatru, oraz coś metalowego na swojej szyi. To spowodowało że
Shubarnes zaprzestał wysysania energii, a szary, intensywny blask
szybko znikł. W tym momencie inkub spostrzegł żółto-białe-srebrne,
długie ostrze na tuż przy swojej szyi, a kątem oka zobaczył twarz
mężczyzny, o biało-srebrnych włosach i chłodnym przenikliwym
spojrzeniu.
-
Odsuń się ... - odezwał się chłodno przybysz.
-
Szybki jest ... - zamyślił się inkub a następnie
arogancko dodał - Kolejny, który chce mi rozkazywać...
W
tym momencie ostrze dotknęło skóry na podgardle Shubarnes i
nieznacznie je rozcięło, dając upust kilku kroplom purpurowej,
ciepłej i płynnej krwi.
-
Powiedziałem odsuń się...
-
Dobra niech będzie... - odparł chłodno inkub, a następnie odsunął
się od nieprzytomnej neczanki i dodał: - Hmm... neczanin z
kolczykiem w uchu ... ciekawe ... Kim jesteś?
-
Moje imię i tak Ci nic nie powie .... jedyne co musisz wiedzieć to
to że mam Cię stąd wyprowadzić. - odparł chłodno Kurai, a
następnie stanowczo dodał: - A teraz uwolnij ich spod swojej mocy.
-
Najpierw udowodnij, że przysłała Cie tu moja rodzina. -
odpowiedział dumnie inkub.
-
Jestem tutaj z rozkazu Ambasadora Ankary...
-
Ankary mówisz, a to ciekawe ... jeśli rzeczywiście tak jest to na
pewno masz dowód na swoim symbolu neczaninie.
W
tym momencie Kurai, bez słowa wyjął z pod swojego T-shirta
wisiorek z piorunem, a inkub dotknął go i przymknął oczy w celu z
czytania interesujących go informacji. Po chwili otworzył szeroko
oczy, uwolnił spod swojej psychicznej mocy zarówno Otachiego, który
wreszcie mógł się nałapać powietrza, jak i Rinę, która osunęła
się na ziemie. W tym czasie Kurai zniwelował swoją elektryczną
katanę.
-
Mówisz prawdę, więc uznajmy to całe zajście za niefortunne
nieporozumienie. - stwierdził beztrosko inkub poprawiając
marynarkę.
W
ten Otachi, stanowczym krokiem, na chwiejnych nogach podszedł do
inkuba złapał go za koszulę i powiedział:
-
Ty Świrze! Chyba jesteś najgorszym Cusanem jakiego znam!
-
Hmm... takim byle czym zasłużyłem na tak wspaniały komplement...
heh ... jakbyś jeszcze osobiście kogoś znał to może i byłoby to
wartościowe... a tak to tylko kolejne puste słowa. - odparł
spokojnie i beztrosko Shubarnes.
-
TY!..
-
Otachi zostaw go, on nie jest tego wart - wtrącił chłodno Kurai,
kucając przy wodnej neczance.
W
tym momencie wietrzny neczanin dość niechętnie puścił inkuba i
podszedł do siostry.
************
-
Ciekawe co tam się dzieje? - spytała siedząca Kiazu, żonglując
małymi płomiennymi kulkami.
-
Hmm... nie wiem ... - odparła Diuna leżąc na trawie, a po chwili
dodała: - Chociaż przyznaję że długo im to zajmuje ...
-
Może mają problemy z strażnikami?
-
Hmm... pewnie wtedy próbowaliby się z nami jakkolwiek skontaktować
... a tu nic nawet podmuchu wiatru nie ma ... wiec zrelaksuj się i
korzystaj z wolnego ...
-
Pewnie masz racje ... - odparła Kiazu, a następnie desperacko
dodała: - Ale ja się nudzę!
-
Nie marudź ...
-
Naprawdę od leżenia wolałabym się zabawiać w środku...
-
E tam ... głupoty gadasz ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz