czwartek, 4 grudnia 2014

Epizod 138

"Bieinn - trudne miejsce nauki "

Długa asfaltowa droga, ciągnąca się bez końca po rozległym pustynnym terenie. Ta jedyna droga przecina krajobraz niczym gruba, bezkresna granica dzieląca światy. W oddali widać parę wysokich, płaskich szczytów, które na pewno nie są wulkanami. Na piaszczystym terenie gdzieniegdzie rosną masywne, a zarazem delikatne kępki traw, które swą różnorodnością kolorystyczną, wspaniale umilają żółto-pomarańczowo-brązowy krajobraz. Palące, żółte, jaskrawe słońce, świeci wysoko na błękitnym niebie, mimo to dzięki chłodnym powiewom powietrza, czuje się przyjemne orzeźwienie, a skwar nie jest już taki dokuczliwy. Podróżując po tym pustkowiu, ma się wrażenie, że tu poza asfaltową drogą zupełnie nic nie ma. Nic bardziej mylnego, co prawda w środku dnia to miejsce jest nie bardzo widoczne, jednak nocą staje się ono swego rodzaju latarnią. Z dala od drogi po prawo znajduje się ogromny krater, który jest tak głęboki i szeroki, że jest wręcz nie mierzalny. Ściany tego krateru, nieprzerwanie żarzą się intensywnym pomarańczowo-żółtym żarem, dzięki temu w nocy cała okolica jest wspaniale oświetlona mocnym blaskiem. W dzień natomiast wspaniałe słońce przytłumia światło wydobywające się ogromnej dziury w ziemi. Natomiast po przeciwnej stronie krateru stoi spory, biały dom, ozdobiony ciemnymi drewnianymi belkami. Jest on piętrowy i ma szpiczasty czerwony dach oraz po prawej stronie jest zakończonym wysokim, kamiennym kominem. Na piętrze mieści się dziewięć, podwójnych, pięknie zdobionych, jasnych drewnianych okien. Natomiast na parterze przez całą długość budynku ciągnie się spory drewniany taras, z ciemnymi barierkami i zadaszeniem, a po środku niego znajduje się wejście do budynku, a nad nim szyld z ładnym i czytelnym napisem "Bieinn". Na pierwszy rzut oka przypomina on zwyczajną średniowieczną karczmę czy tawernę. Nagle, nieopodal wejścia na asfaltowej drodze powstało niewielkie i delikatne tornado, które było tak słabe, że uniósł się jedynie filigranowy piasek, niewielkie kamyczki i inny drobny pył. W ten w centrum małego tornada pojawili się neczanie oraz Tsuzuke. Ich włosy łagodnie falowały, targane przez wiatr. Neczanie zasłonili oczy, aby ochronić je przed niespodziewanym powiewem przyjemnego spokojnego wiatru, niosącego wszelkiego rodzaju drobinki.
- Jakie przyjemne, miejsce ... - stwierdził Otachi rozglądając się po okolicy.
- Niby jak na tym pustkowiu mamy doskonalić techniki leczenia? - spytała z niedowierzaniem Diuna, również rozglądając się po przepięknym terenie.
- No chyba, że mamy ze sobą walczyć, a potem się leczyć ... - Dodała Kiazu, a następnie szybko dodała: - Szkoda takiego pięknego terenu na nasze zmagania ...
- Dziewczyny ... Nie oceniajcie książki, po okładce ... Bieinn jest miejscem które jeszcze nie raz Was zaskoczy ... - odparł spokojnie Tsuzuke uśmiechając się pod nosem.
- Hmm... ja bym się spodziewał, że będziemy musieli leczyć klientów i gości tej tawerny czy co to tam jest ... - wtrącił pewnie Hachi.
- Niby skąd ten wniosek ? - spytała dociekliwie Diuna.
- Po lewo stronie budynku są kosze na śmieci a przed nimi kilka worków, z butelkami ...które wyglądają jakby były przygotowane na jakąś burdę .. - stwierdził Otachi.
- Dodatkowo, obok koszy na śmieci jest wybite okno i urwana jedna z okiennic ... - dodał Hachi.
- E tam ... może segregują śmieci ... - odparła Kiazu.
- Właśnie a okno pewnie wybił jakiś kamień czy coś.... - dodała Diuna.
- Panowie mają racje, Bieinn jest przygotowane na wszelkie burdy, jednak najpierw trzeba to uzgodnić z właścicielami lokalu .... - wtrącił Tsuzuke, a następnie dodał: - Dodatkowo one zawsze odbywają się wieczorem, więc jesteśmy tu o wiele za wcześnie.
- Dobra ... powiedzmy, że wierze ... to w takim układzie po co nas tu ściągnąłeś? - spytała dociekliwie Diuna.
- Zobaczysz ... - odparł Tsuzuke W ruszając ramionami.
- Isela idzie z nami? - wtrącił Kurai, patrząc na ganek.
- Tak idzie ... - odparł lisi demon.
- Ale niby kto? - spytała zdezorientowana Diuna.
- Przecież tu nikogo poza nami nie ma.... - dodała zaskoczona Kiazu.
- Pewnie to o mnie mowa ... Mam rację? - wtrącił nieznajomy męsko-chłopiency głos.
W tym momencie wszyscy zwrócili oczy w kierunku karczmy, tam z cienia po chwili wyłonił się wysoki mężczyzna ubrany w luźny T-shirt, pelerynę z kapturem, lekko przetarte jeansy wsadzone w wysokie glany oraz na dłoniach ma skórzane rękawiczki bez paców. Cały jego ubiór utrzymany jest w mrocznej, intensywnej czerni. Ma on gładką młodzieńczą twarz z pionową, wyraźną blizną mijającą o dosłownie milimetry lewo oko przybysza. Jednak, mimo wszystko trzeba przyznać, że pasuje ona do niego i nadaje mu tajemniczego uroku. Dodatkowo ma on krótkie potargane, garnierowe, zielono-morskie włosy, lekko opalona skórę i małe bardzo ciemne oczy.
- Tak masz racje Aka ... - stwierdził lisi demon, a następnie przywitał się po przyjacielsku z przybyszem.
- To co was do mnie sprowadza? ... Wytrych? ... Włamanie? ... Zatrzeć ślady? ... Zapewnić alibi? ... Może kryjówka? - spytał radośnie przybysz trzymając dłonie w kieszeniach.
- Nie, nie ... tym razem coś zupełnie innego ... Oni muszą poćwiczyć magię leczenia... - odpowiedział Tsuzuke.
- A ... aha .. - odparł nieznajomy, na następnie dodał półgłosem: - Wiesz, że za to biorę ekstra stawkę?
- Tak, tak ... rozliczymy się potem ... - odparł beztrosko lisi demon.
-W takim układzi
e ... Aka jak zawsze do usług. - odparł przybysz nonszalancko kłaniając.
- Wiedziałem, że na Ciebie można liczyć.. .No to ruszajmy. - stwierdził Tsuzuke z usmiechem.
- Chwila chwila ... nie przedstawisz nam sobie? - zaprotestowała Kiazu.
- Przepraszam, zdarza mi się brak manier... Jestem Akaran Isela, ale możecie mi mówić Aka. - odpowiedział beztrosko przybysz, zupełnie jakby to nie miało jakiegokolwiek znaczenia, a podszedł do ognistej neczanki, pogładził ja po policzku i dodał: - Ty pewnie jesteś Kiazu ...
- Skąd znasz moje imię? - spytała zaskoczona Kiazu,odtrącając dłoń przybysza.
- Tsuzuke uprzedził mnie, że przyjedziecie, nie ujawnił mi tylko po co ... a po za tym sam sobie przeczytałem te informację z Twojego wisiorka. - odpowiedział spokojnie Aka, a następnie dodał: - Przeczytałem również, że to Diuna, Hachi, Otachi i Rina .... wiem również, że jesteś uroczą i piękną ognistą dziewiętnastolatka
… mam rację?
- Masz, ale jestem pewna, że nie wiesz tego z mojego wisiorka! - odpowiedziała twardo Kiazu, a następnie dodała: - I dzięki za komplement.
- Możliwe, był tu od samego początku... - dodał chłodno Kurai.
- Ale przecież do nas nie podchodził ... - stwierdziła Diuna.
- Nie ma szans - dopowiedział Hachi, a następnie zrobił wielkie zaskoczone oczy i powiedział: - Czekaj chyba że …
- Wykorzystałeś do tego wiatr ... ten który zawiał po naszym przybyciu. - dodał Otachi.
- Tak by jakoś wychodziło ... - odparł Aka, a następnie dodał: - I co niby mam być z Was dumny, że odgadliście to, co każde dziecko by odgadło? ...
- Mógłbyś być odrobinę milszy ...jak mamy ze sobą współpracować ... - odparła Kiazu, delikatnie przez zęby.
- Tak, tak ... postaram się płomienny kwiatku ... ale niczego nie obiecuję... Jestem w końcu swobodnym wiatrem, który jest po to aby podpalać ogień ... - odparł Akaran, pieszczotliwie smyrając Kiazu po brodzie.
- Wiesz jak mnie podejść... ale powinieneś poćwiczyć nad pieszczotami ... - odparła stanowczo Kiazu odsuwając się od przybysza, który jedynie uśmiechnął się pod nosem.
- Dobra Ziom ... ruszamy.. idziemy cokolwiek? - wtrącił Hachi.
- Tak jasne ... wchodźcie do środka karczmy Bieinn... ja muszę jeszcze zamienić kilka słów na osobności z Tsuzuke ... - odpowiedział Aka ze sztucznym wylewnym uśmiechem.
- Daruj sobie ten uśmiech ... - stwierdziła Kiazu kierując się do karczmy, a następnie dodała - Chodźcie ... nie ma co tu z nimi stać …
- W sumie ... - odparła Diuna przewracając oczami i ruszając za siostrą, po czym dodała: - Jaką mamy pewność, że nas nie wysadzą z tą ruderą?
- Dużą ... Bieinn nie należy do nich, a właściciel ... byłby bardzo niezadowolony ... - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- Aha .... - stwierdziła Diuna, po czym dodała: - Niech będzie uznam to za marne "pocieszenie" ... chociaż wcale mnie to nie przekonuje ... Ci dwaj raczej nie są godni zaufania …
- Tu muszę przyznać Ci rację ... chociaż obaj są uroczy ... a Aka z tą blizną na twarzy wygląda bosko ... aż mam ciarki ... - odparła ochoczo Kiazu uśmiechając się.
- Eh ... Cała Ty ... - westchnęła Diuna.
- Swoją drogą ... Kurai odniosłem wrażenie, że znasz Aka ... - wtrącił Hachi.
- Właśnie Ziom ...skąd się znacie? - dodał dociekliwie Otachi.
- A mnie bardziej interesuje co o nim wiesz? - dopowiedziała Diuna.
- Znam to dużo powiedziane ... widziałem go nie raz ... i to tyle ... nawet chyba nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą ... a wiem o nim niewiele ... specjalnością Aka, są wszelkiego rodzaju machlojki ... i chodź ma zaledwie 19 lat jest świetnym złodziejem ... doskonale planuje ... i jest cwańszy niż wygląda ... - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- Świetnie ... chyba jednak wolałam tego nie wiedzieć ... - odparła Diuna.
- Hmm... trzeba będzie na niego uważać ... - dodała Kiazu, po czym ochoczo i entuzjastycznie dodała: - Zgłaszam się na ochotnika aby mieć na niego oko!
- Hehehe ... nawet jak byśmy chcieli to byśmy Cię nie powstrzymali ... - zaśmiał się Hachi.
- Wiem również, że jest na swój sposób wygadany, delikatnie wyniosły i opieszały, a zarazem kulturalny i honorowy..... Podobnież jest nawet godzien zaufania, ale na jego zaufanie trzeba sobie zasłużyć.... - dopowiedział Kurai.
- Super .. to będzie ciekawie ... - odparł Hachi.
************

- Tsuzuke jesteś pewien, że chcesz aby dzisiaj przeszli to szkolenie?
- Tak, chce ich dać od razu na głęboką wodę, jednak bez przesady boczna sala Bieinn im wystarczy...
- To musicie poczekać co najmniej do jutra... dzisiaj rano znaleźli w niej faceta który podczas treningu nie wytrzymał psychicznie bocznej salki i została ona zamknięta ...
- Eh, to musiał być jakiś straszny mięczak ... Czyli co, pozostają tylko podziemia?
- Dokładnie, a Ty sam wiesz, że to już jest ciężkie miejsce, a ja za nie biorę znacznie więcej ...
- Dobra, stać mnie na to ... w końcu spłacam u nich dług ... jednak podziemia nie są zbyt odpowiednie na pierwszy etap jakiegokolwiek treningu ... trudno, będą musieli to przeżyć...
- Hehe, jak mi zapłacisz to mi to obojętne .... nasz klient nasz pan jak to mawiają ... a przerwanie w podziemiach to nie mój problem tylko ich …
- O to to ... mój przyjacielu ... uprzedzimy ich?
- Po co aby uciekli?
- W sumie jak im nic nie powiemy to będzie więcej frajdy.
- O tak ... zdecydowanie
- Aka, oni jak coś są "swoi" ...
- Skoro tak mówisz ... postaram się o tym pamiętać, ale cudów nie oczekuj ... na moje względy trzeba sobie zasłużyć ....
Nastała cisza, przerywana jedynie przez ciche świsty spokojnego wiatru, który delikatnie bawił się włosami mężczyzn i drobinkami pyłu. Falujące włosy na łagodnym wietrze, sprawiają wrażenie jakby tańczyły. W ten Tsuzuke bez słowa zbliżył się do przyjaciela i jednym szybkim uchem złapał go prawą ręką za koszulkę, mocno przyciągnął do siebie i pocałował Aka prosto w nieco chłodne usta. Zwykły całus, szybko przerodził się w gwałtowny, namiętny, gorący i rozpalony żarem pocałunek. Z każdą sekundą pocałunek staje się coraz gorętszy, pomimo, że jednostronny. Po chwili Aka stanowczym i pewnym, mocnym ruchem odepchnął lisiego demona. W tym momencie roziskrzone usta mężczyzn rozłączyły, a Tsuzuke, wyraźnie zadowolony z siebie, uśmiechnął się pod nosem.
- Znowu piłeś sake? ... - spytał chłodno i bezpośrednio Aka.
- Tylko trochę ... - odparł Tsuzuke.
- Właśnie widzę ... - odpowiedział Aka przewracając oczami, a następnie stanowczo i z niezadowoleniem dodał: - Dobrze wiesz, że tego nie lubię ...
- Wiem ... Wiem ... Wolisz moje damskie wcielenia ... ale co ja Ci poradzę, że po sake już tak mam,że mnie pociągasz bez względu na moją formę ... a ja za bardzo uwielbiam Nihonshu aby zaprzestać jego picia ...
- Niestety zdaję sobie z tego sprawę ... i na Twoje szczęście wiesz, że Cię lubię ... inaczej już dawno połamałbym Ci kończyny ... jednak nie znoszę tego zachowania kiedy jesteś mężczyzną ...
- No wiem ... nie gniewaj się... - stwierdził Tsuzuke szczerząc radośnie kły.
- Dobra ... ale za nim pójdziemy do podziemi ... Ty idziesz pod zimny prysznic! ... Inaczej nigdzie nie idę ...
- Wyluzuj ... umowa stoi ... - odpowiedział lisi demon wyciągając prawą dłoń ku przyjacielowi.
Aka zmierzył Tsuzuke wzrokiem, podał mu swoją dłoń i powiedział:
- Mądra decyzja ...
- Jedyna słuszna ... - odpowiedział lisi demon z promiennym uśmiechem.
- I pamiętaj, nie chce Cię widzieć dopóki nie wytrzeźwiejesz....
- Jak sobie chcesz ...

************

Przestronne, utrzymanie w starym stylu pomieszczenie. Po prawo od wejścia znajduje się duży kamienny kominek, z ledwo żarzącym się ogniem. Wszędzie gdzie się tylko da znajdują się masywne, drewniane stoły i ławy. Wąskie przejścia między nimi wydają się tak małe, że nikt nie miałby prawa przecisnąć się między nimi. W tej opustoszałem karczmie jedynymi gośćmi są neczanie, oraz Aka zasiadający przy barze, za którym stoi masywny mężczyzna, o szpakowatych czarnych, krótkich włosach i piwnych oczach. Starszy barman przecierający szklankę, wygląda jednocześnie groźnie i przyjaźnie. Jego spojrzenie oraz puszysta postawa budzą respekt.
- Coś tutaj pusto ... - stwierdziła Diuna popijając sok.
- Rzadko mamy gości w ciągu dnia, ale gwarantuję Pani, że w nocy zawsze mamy komplet ... a nawet zdarza nam się dostawiać stoły - stwierdził spokojnie i dumnie barman.
- Wierze na słowo ... - odparła nieprzekonana Diuna.
- Aka, na pewno chcesz tam z nimi iść? Strażnik dzisiaj nie jest w dobrym humorze. - spytał barman polerując kieliszek.
- Tak, Tsuzuke mówi, że nic im nie będzie ... - odparł spokojnie Aka zapatrzony w szklankę z wodę, stojąca przed nim.
- W sumie Ty z nimi będziesz, ale i tak miej na oku głównego strażnika. - odparł barman.
- Eh ... chcecie nas wystraszyć abyśmy uciekli? - spytała Diuna.
- Nie macie szans ... nie boimy się jakiś tam strażników ... - dodała Kiazu.
- Nasza rozmowa, nie powinna Cię obchodzić .... - odparł spokojnie Aka, siadając tyłem do baru.
- Sory Ziom, ale poniekąd dotyczy ona nas ... - dodał Hachi.
- Nie ... ta rozmowa dotyczy mojej pracy a nie Was ... - odparł arogancko Aka.
- Aka ... mówiłem Ci coś ... - wtrącił stanowczo Tsuzuke, pojawiając się w pomieszczeniu.
- Tak, tak ... je też Ci coś mówiłem ... - odparł twardo Aka.
- O czym mówicie? - wtrąciła zainteresowana Diuna.
- Bądź łaskawa się nie interesować ... to nasza sprawa ... - stwierdził grubiańsko Aka, a następnie dodał: - dobra chodźcie do podziemi bo korzenie tu zapuszczę ...
- Rozumiem, że dwóch opiekunów i szóstka trenujących ... - dopytał się spokojnie barman.
- Nie ... Piątka trenujących ... białowłosy zostaje ... - odparł Tsuzuke.
- Idę z Wami .... - odparł stanowczo Kurai.
W tym momencie złodziejaszek podszedł do elektrycznego neczanina, nachylił się nad nim a następnie twardo i bardzo stanowczo powiedział:
- Nie ma mowy! ... Po wejściu tam nie zagwarantuję Ci bezpieczeństwa …
- Umiem zadbać o siebie ... - odparł chłodno Kurai
- Powiedziałem, NIE! - stwierdził twardo poddenerwowany Aka.
- Aka zostaw go ... - wtrącił olewczo Tsuzuke.
- NIE! NIE MA MOWY! - kontynuował uparcie, poddenerwowany złodziejaszek.
- Aka .... luz ... jak chce to niech idzie ... Chermak, daj mu przepustkę ... będzie trzecim opiekunem... - odparł beztrosko Tsuzuke.
W ten Aka nerwowo uderzył pięścią w bar. Natomiast barman odstawił szklankę, podszedł do elektrycznego neczanina, wziął jego symbol pioruna do ręki i powiedział:
- Demoni syn …
Nagle symbol, na bardzo krótko rozbłysnął delikatnym mrocznym, szaro-czarno-czerwonym światłem. Kiedy tylko blask znikł barman, spokojnie wrócił do poprzedniej czynności i powiedział:
- Przepustkę dostają tylko zaufani... a Ty masz szczęście, że wiem to i owo ... Tylko grzecznie tam na dole ... Nie mam zamiaru po was sprzątać.
- Spoko, nie będziesz musiał ... - odparł chłodno Kurai.
- Na wasze szczęście oby tak było ... idźcie przez schody w kominie... - zarządził twardo barman.
- Dobra ... komu w drogę temu czas ... chodźcie ... - stwierdził Tsuzuke udając się w kierunku kominka.
Po chwili Neczanie i Aka, udali się za lisim demonem. Jednak im bliżej kominka się znajdowali tym bardziej ich niepewność rosła.
- To jakaś kpina jak mamy się tam zmieścić? - spytała Kiazu.
- Właśnie .. ja może i jeszcze ... ale reszta nie ma szans? - dodała Diuna.
- E tam ... - stwierdził Aka, a następnie oparł się o kominek.
W ten niewielki kamienny kominek przeistoczył się w stosunkowo obszerne wejście. Są tam ciemne kamienne schody prowadzące na dół, a w całym tunelu panuje delikatny półmrok, przypominający swym blaskiem, tlący się żar z kominka.
- Zapraszam - stwierdził Tsuzuke, z delikatnym uśmieszkiem, przepuszczając przyjaciela i neczan przodem.
- Skoro tak stawiasz sprawę ... - stwierdziła Kiazu wzruszając ramionami, i ruszając schodami w dół.
- Poczekaj ... - stwierdził Aka, łapiąc ognistą neczankę za rękę.
- Czego chcesz? - spytała Kiazu, wyrywając rękę.
- EJ ... Ziom ... zostaw ją ... - stwierdził Otachi.
- Eh ... jesteście kłopotliwi ... - stwierdził Tsuzuke przewracając oczami, a następnie przeciągając się dodał: - Poradzi sobie, a teraz schodźcie na dół.
Neczanie mniej lub bardziej chętnie zeszli po schodach, ku tajemniczym podziemiom. Kiedy na górze pozostał jedynie złodziejaszek i ognista neczanka, to Aka spytał:
- Czemu mnie obserwujesz?
- Ja ... Ciebie? ... Wydaje Ci się ... - odparła szybko Kiazu.
- Posłuchaj wiem, że robisz to dyskretnie i nikt normalny by nawet tego nie zauważył, jednak ja normalny nie jestem …
- W to nie wątpię …
- Gadaj, kto Cię nasłał?
- Nikt mnie nie nasłał ...
- To w takim układzie czemu mnie obserwujesz? - spytał po raz kolejny twardo Akaran.
- A ponoć to ja jestem kłopotliwa ... podobasz mi się ... wystarczy Ci taka odpowiedź?
- Naprawdę? - spytał łagodniejszym głosem, lekko zdezorientowany Aka
- Naprawdę ... według mnie jesteś bardzo przystojny ... a Twoja blizna na twarzy dodaje Ci niepowtarzalnego uroku... - odparła Kiazu uśmiechając się i mrugając okiem.
- Jasne tak tylko mówisz abym się odczepił …
- Właśnie, że nie ... rany jakiś Ty uparty .... mówię prawdę ... obserwuję Cię bo jesteś przystojny ... - stwierdziła Kiazu z maślanymi oczami, wpatrując się w złodziejaszka.
W tym momencie Aka założył kaptur, skrywając tym samym swoją twarz i powiedział:
- Skoro tak mówisz ... a teraz schodź na dół ...
- Jak chcesz ... - odparła Kiazu wzruszając ramionami i schodząc.

************

- Tsuzuke, czemu ten dom w którym mieszkasz jak i Twój kumpel noszą takie same imię? - spytała dociekliwie Diuna.
- Mój kumpel ma na imię Akaran ... a Aka to tylko zdrobnienie.... więc to nie to samo ... - odparł chłodno lisi demon.
- No dobra, ale i tak i tu Aka i tam Aka ... dlaczego tak? - dopytywała dociekliwie Diuna.
- Eh ... Ty też upierdliwa jesteś ... heh ... - westchnął Tsuzuke, a następnie przewrócił oczami i dodał: - Mój dom nosi nazwę "Aka" bo na Desteoms "Aka" oznacza czerwień... a czerwień to symbol niebywałego szczęścia ... Wraz z kilkoma innymi domownikami, przyzwaliśmy demona z innego wymiaru i nadaliśmy mu imię "Aka" aby ochraniał wszystkich swoich lokatorów ...
- Zaraz czyli ten dom jest demonem? - spytał zaskoczony Otachi.
- Owszem, demony mogą przybierać różne postacie, zwłaszcza e przyzwane z innego wymiaru ... Kiedy je nazywasz to nadajesz im formę... - odpowiedział spokojnie Tsuzuke z rękoma zaplecionymi na karku.
- Rozumiem ... to ma nawet sens .... - dodał Hachi.
- Czy to że Aka ma tak samo na imię to nic nie znaczy? - dopytywała się Diuna.
- Owszem ... u Akaran'a to tylko zdrobnienie, które jest bardziej znane niż jego imię ... to tyle w temacie ... - odpowiedział lisi demon, delikatnie poruszając ogonem, a następnie dodał: - Nic się nie zmieniliście ... może trochę dorośliście, ale wciąż jesteście tymi samymi dzieciakami, których pamiętam ...
- To dobrze czy źle? - spytała nieśmiało Rina.
- Rina, jesteś tak cicha ... że prawie zapomniałem, że tu jesteś ... jak dla mnie to dobrze bo odpowiadacie moim wspomnieniom ... -odparł zaskoczony Tsuzuke, a potem dodał: - Dla was w sumie tez dobrze, bo przez ten cały czas nie zatraciliście siebie ...
- Rozumiem ... - odrapała pokornie Rina.
- Rina rzadko odzywa się bez potrzeby ... zwłaszcza w towarzystwie ... póki się nie rozkręci ... i nie poczuje się swobodnie ... - wtrąciła Kiazu.
- I bardzo dobrze ... przynajmniej póki co nie jest upierdliwa ... - odparł Tsuzuke wzruszając ramionami.

************

Na dole schodów, w podziemiach Bieinn znajduje się jakby drugi, zupełnie inny świat. Na dole znajduje się dość przyjemna, intensywnie zielona polana, rozciągająca się pod lazurowym bezchmurnym niebie. Pachnie tutaj świeżością, dopiero co skoszoną trawą, krystalicznie czystą wodą i kwiatami.. Miejsce to jest zupełnie inne od najśmielszych wyobrażeń tego miejsca.
- I to ma być to okropne miejsce? - spytała Kiazu, z nutką irytacji w głosie.
- Oczywiście, że nie ... to tylko "sala" strażnika. - odpowiedział spokojnie Aka.
- Aha ... i co mamy tak przez wieczność na niego czekać? - spytała zniecierpliwiona Diuna.
W ten na niebie pojawił się ogromny wężowy stwór. Długie szkarłatne ciało bestii, iskrzy się jak rozpalone w pomnieniach jasnego słońca. Masywna głowa ozdobiona żółtymi oczami z pionowymi czarnymi źrenicami, wygląda zupełnie jak paszcza jadowitego węża.
- Niech zgadnę to strażnik? - spytał Hachi.
- Tak, pokonajcie go a pójdziemy dalej. - odparł spokojnie Tsuzuke.
- Luz ... - stwierdził Otachi.
W tym momencie Kiazu przywołała swoją ognistą halabardę. Bestia widząc płomienie i gotowość do walki z impetem ruszyła na ognistą neczankę. Ogromna, rozciągliwa paszcza wyposażona w długi rozdwojony język oraz dwa wielkie kły, z każdą sekundą była coraz bliżej i bliżej dziewczyny. Kiazu, o dziwo opanowana i spójna zasłoniła się swoją halabarda, kierując ostrze w kierunku zmierzającej bestii. Wąż nie mógł już zmienić swojego ataku i nadział się na rozpalone ostrze. Tym sposobem stwór szybko został przecięty na pół. Kiedy dwie zakrwawione połówki wielkiego strażnika z hukiem runęły na ziemię, ognista neczanka zniwelowała swoja broń i znudzona powiedziała:
- Tylko tyle? ... Banał ... idziemy dalej?
- Płotka pokonana w pięknym stylu ... - stwierdził Tsuzuke.
- Zaraz powinno pokazać się przejście ... - dodał mimochodem Aka.
- Tak straszyliście ... a my dawno tak łatwo nie mieliśmy ... - stwierdziła Diuna.
Ani złodziejaszek, ani lisi demon nic nie odpowiedzieli neczance, jedynie uśmiechnęli się nieznacznie pod nosami, a ich oczy aż błysnęły.
- Wy coś knujecie prawda? - spytała podejrzliwie Diuna.
- Nie ... skądże znowu .... - odparł wymijająco Tsuzuke.
- Tiaa ... akurat ... - odparła Kiazu przeradzając oczami.
Nagle miękka i delikatna ziemia zatrzęsła się, a nieopodal naszych bohaterów otworzyło się kolejne przejście ze\ kamiennymi schodami prowadzącymi w dół. Przejście to na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od poprzedniego. Jednak po bliższym przypatrzeniu widać, że jest tam odrobinę ciemniej i mrocznej. Neczanie bez zawahania ruszyli tajemniczymi schodami w dół. Po chwili tuż za nimi ruszył lisi demon i złodziejaszek.

************

Drugie piętro podziemi również jest zupełne inne niż świat jaki otacza Bieinn. jednak to piętro wcale już nie jest słoneczne. Jedynym źródłem światła jest srebrzysty księżyc w pełni, który w mroczny, tajemniczy i skryty sposób oświetla wszystko w koło. Nisko nad powierzchnią ziemi unosi się gęsta szara mgła, która skrywa podłoże, i opatula powyginane, czarne drzewa o licznych gałęziach., które są w dużej mierze wyschnięte i bez liści. Wyglądają co najmniej jak złowrogie cienie chcące swoimi mackami chcą zagarnąć cały świat. Dodatkowo chłodne powietrze, ochładza nagrzane ciała przybyszy. Ta mroczna sceneria na pierwszy rzut oka wygląda jak tylko stare bagna, jednak po głębszym przyjrzeniu się na drzewach widać pozawieszane stare lalki. Jedne bez oczu, inne bez włosów, jeszcze inne bez głów czy innych kończyn... Jednak wszystkie są nagie, brudne, pokryte pajęczynami czy pleśnią, zaniedbane straszliwe lalki, o rożnych wielkościach. Wyglądają one jak przerażające upiory zamieszkujące o miejsce. Jakby tego wszystkiego było mało w oddali rozchodzą się ciche złośliwe śmiechy i chichoty.
-Witajcie w w podziemiach Bieinn zwanych "Nigiyo Kokhong" - stwierdził dumnie Aka, zakładając kaptur na głowę.
- No już lepiej ... - stwierdziła Diuna.
- No faktycznie zrobiło się straszniej i mroczniej ... - dodała Kiazu.
- To to jeszcze nic .... nie widziałaś jeszcze najlepszego ... - odparł Tsuzuke z uśmiechem.
W ten małe nóżki, rączki i główki, drżącym powolnym ruchem zaczęły się poruszać, a chichoty krążące po lesie z każdą sekundą zaczęły nabierać na sile i intensywności. Po chwili lalki jedna za drugą zaczęły schodzić z drzew i drobnymi szybkimi kroczkami zaczęły kierować się w kierunku wystraszonego i zdezorientowanego rodzeństwa. Z każdą sekundą przerażające małe upiorki są bliżej i bliżej, aż tu nagle....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz