czwartek, 4 grudnia 2014

Epizod 145

"Rytuał Gaikei -ra"

Nieduże pomieszczenie z widokiem na bezkresny kosmos, oraz stolikami i niewielką biała tablicą, do której przyczepiony jest wielki schematyczny rysunek.
- Słuchajcie... podrzucę Was jak najbliżej się da ... przy teleportacji zerujcie moc abyście byli nie wyczuwalni ... nie róbcie zbędnego zamieszania...jest Was mało więc macie szanse dostać się do pałacu Chifuina ... gdzie będziecie zdani już tylko na siebie ... Życzył bym sobie aby Panowie wojskowi zostali tu na Zekeren...
- Książę, z całym szacunkiem nie zgadzam się! - wtrącił Amis wstając
- Posłuchaj w razie potrzeby muszę mieć dobrą ekipę ratunkową aby ich wydostać stamtąd... Może się wydarzyć wszystko i dobrych wojskowych wole mieć u siebie na pokładzie a nie stracić ich przy pierwszym lepszym starciu! - odparł twardo Volaure, po czym stanowczo dodał: - A teraz siadaj i nie przeszkadzaj w naradzie!
- Tak panie ... - odparł delikatnie niezadowolony kapitan.
- Dobrze ... a teraz wróćmy do tematu... - stwierdził książę przypalając papierosa, a następnie zaciągnął się i dodał: - Według mojego informatora musicie dotrzeć do komnaty w centrum pałacu jakieś dwa może trzy piętra pod ziemią....
- I co te niekompletne dane mają nam starczyć?- spytała arogancko Diuna.
- Owszem ... - odparł Volaure
- To i tak duże informacje jak na czas w którym zostały zdobyte ... - stwierdził Amis.
- Najprawdopodobniej im będziecie bliżej tym będzie się zwiększać liczba straży - dodał Moyoshi.
- Od razu widać, że mam do czynienia z wojskowymi... - odparł książę z delikatnym uśmiechem a następnie dodał: - Posłuchajcie ... Ambasador Ankara daje Wam wolną rękę ... więc możecie szaleć i pójść na całość... ale pamiętajcie dopiero jak odzyskacie Yuri...
- Przepraszam książę, z tego co widzę jedyną drogą którą można dostać się do pałacu to lewe skrzydło, tam gdzie znajduje się wysypisko śmieci, pod wulkanem .... - stwierdził Amis, uważnie oglądając schemat.
- Doskonałe oko, drogi kapitanie i też myślałem, że to najlepsza droga do pałacu.... - odpowiedział książę podchodząc do schematu, i zaznaczając czerwonym markerem miejsce koło wulkanu idealnie na prost centralnej części pałacu, a następnie powiedział: - Długo szukałem tej drogi, to nieczynna wentylacja wulkanu, która według planów dociera, aż do tuneli wulkanu, które znajdują się niżej niż poziom pałacu...
- Genialne ... to miejsce daje idealny dostęp do pałacu, pod warunkiem, że prze-teleportujecie się tam nie zauważenie i nie będziecie rzucać się w oczy ... to to idealne wejście do pałacu ... - pochwalił Moyoshi.
- Zgadzam się ... to jest perfekcyjne wejście ... gdyż nie mogę ani tego zatkać ani ustawić dużej ilości strażników, o ile to miejsce w ogóle jest chronione ... - dodał Amis z podziwem.
- Świetnie, zatem Kochani Wy idziecie się przebrać w coś wygodniejszego niż kreacje wieczorowe, a Panowie Kapitanowie pozostają w gotowości.... - stwierdził twardo książę, gasząc papierosa.
- TAK JEST! - odparli zgodnie wszyscy.

************

Czerwone, zadymione zbocze wysokiego wulkanu. W tym nieprzyjaznym miejscu wylądowali właśnie neczanie, ubrani w wygodne ubrania które noszą na co dzień. Otachi wywoła delikatny wiatr aby pośród tego dymu dało się w ogóle oddychać.
- Tylko nie szalej Bro ... w końcu nie mamy zwracać na siebie uwagi... - stwierdził Hachi.
- Luz Bro ...- odparł Otachi.
- Hmmm chyba znalazłam wejście .... - stwierdziła Diuna, pokazując na metalowy szeroki wywietrznik przykryty metalową kratą.
- Dobra jeden ognisty atak i po kłopocie ... - stwierdziła Kiazu podchodząc do rury wywietrznika.
- Nie! - stwierdził stanowczo Kurai, po czym dodał: - Zdejmiemy ją po cichu...
- Buuu.... nie umiesz się bawić ... - stwierdziła rozczarowana Kiazu, a następnie dodała: - Niech będzie ...
W tym momencie cała szóstka stanęła w koło wywietrznika. Po chwili neczanie złapali kratę i bezszelestnie podnieśli ją do góry, a następnie odstawili kratę na ziemię, a Diuna rzuciła jednego świetlika w tunel i powiedziała:
- Wygląda na cały ... i straszliwie głęboki.
- E tam ... bywało gorzej ... - odparła Kiazu.
- To jak wchodzimy? - spytał Hachi.
- Ja pójdę przodem, za mną Ty Hachi, potem Otachi, Kiazu, Rina i Diuna- zarządził Kurai.
- Ej ... Czemu tak?! - zaprotestowała Kiazu.
- Bo tak zadecydowałem ... - stwierdził chłodno Kurai wchodząc do pionowego wywietrznika, następnie oparł plecy o jedną ze ścian, a po przeciwnej stronie oparł swoje stopy i pomału zaczął się zsuwać w głąb tunelu. Tuz za nim ruszył Hachi.
- Eh ... bardzo wyjaśniające ... - stwierdziła Kiazu.
- Nie marudź ... nie mamy czasu na pogaduszki ... - odparł Otachi wślizgując się do wywietrznika.

************

- Mam nadzieje drogi książę, że oni zdają sobie sprawę, że jeśli się spóźnimy to Nyxana powróci do naszego świata...
- Ambasadorze... myślę, że doskonale o tym wiedzą i jestem pewien, że zrobią wszystko aby temu zapobiec ...
- Wiem książę ... jednak jesteśmy przygotowani na najgorsze ... wolę poczuć ulgę kiedy najczarniejszy scenariusz się nie ziści ... niż smutek i rozczarowanie kiedy okazało by się że wojna jednak wybuchła ...
- Rozumiem ... to bardzo klarowne myślenie ... co się nie wydarzy i tak będziemy walczyć do samego końca i tak łatwo się nie poddamy!

************

Ciemny, wąski tunel wywietrznika nie jednego przyprawiłby o co najmniej klaustrofobiczne lęki. Jednak neczanie dzielnie, zwinnie i powoli zsuwają się coraz niżej i niżej, w głąb nieznanego tajemniczego tunelu. Nagle Kurai zatrzymał się.
- Ej ... co jest? - spytał Hachi.
- Dalej nie zejdziemy... niżej czuję sypką ziemię ...- odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- Czyli co? - spytał Otachi.
- Jak to co wpadamy robimy łubudu i wchodzimy do środka. - dodała entuzjastycznie Kiazu i nie czekając na jakąkolwiek reakcję Kiazu wysadziła tunel wentylacyjny i jednym szybkim energicznym skokiem wkroczyła do wnętrza pałacu.
- Ej ... chyba nie o to chodziło! - stwierdziła Diuna.
- Trudno ... teraz nie mamy wyjścia ... - odparł Hachi.
- Czas ruszyć za nią.... - dodał Otachi.

************

Mroczne, duże pomieszczenie o ścianach i suficie w intensywnym czarnym kolorze. Jedynym oświetleniem tej komnaty jest podłoga z płynącą, gorącą lśniącą, czerwono-pomarńczowo-żółta lawa. Nad jeziorem lawy znajduje się wisząca , czarna platforma w kształcie "karo" do której prowadzą ciemne mroczne ceglane schody. Na mrocznej platformie stoi ambasador Chifuin, który w rękach trzyma złotą klatkę z uwięzionym małym białym koto-smokiem.
- Już nie długo moja kochana ... - napalał się władca.
W ten do pomieszczenia wpadł przerażony i poddenerwowany sługa wrzeszcząc:
- PANIE! PANIE!
- JAK ŚMIESZ MI PRZESZKADZAĆ! - odparł stanowczo Chifuin.
- Przepraszam Panie ... Neczanie są w pałacu i próbują się tu dostać! - odparł roztrzęsiony sługa.
- To zatrzymajcie ich! ... Nie mogą się tu dostać do póki nie skończę rytuału! - odparł groźnie Ambasador, a następnie stanowczo dodał: - A teraz wynocha czas odprawić rytuał.
- Tak Panie ...

************

Czas nieubłaganie płynie, a właściwie to gna do przodu. Volaure stoi w jednej ze swoich prywatnych komnat i zapatrzony bezkresne kosmiczne niebo pali papierosa. Czerwony żar, z papierosa z każdym zaciągnięciem zarży się coraz intensywniej. W oddali na kanapie siedzą dwaj neczańscy kapitanowie.
- Eh .. to czekanie mnie zabija ... - stwierdził Amis.
- Spokojnie Amis ... - odarł Moyoshi.
- Jako wojskowi to my powinniśmy ja odzyskać! A nie oni! - stwierdził nerwowo Amis.
- Naprawdę Kapitanie? Ja jednak uważam, że wysłanie ich było dobrym pomysłem - wtrącił książę.
- Niby czemu? - spytał twardo Amis.
- Hmm... powiedzcie mi jaka kara by was spotkała jeśli ta misja by się nie powiodła? - spytał Volaure.
- Hmmm .... Znając nasza Królową to by nas zdegradowała i wyrzuciła z armii... -odpowiedziała Moyoshi po chwili namysłu.
- A teraz powiedzcie mi czy lepiej mieć zdegradowanych wojskowych, którzy nie mają czego szukać w armii ... czy lepiej mieć cywilów, którzy najwyżej nie dostaną wstępu do armii swojej planety, ale mają zapewnione inne wojsko, które przyjmie ich z otwartymi ramionami?
- Niby kto ich przyjmie? - spytał Amis.
- Pomijając Ambasadora Ankarę, to chociażby ja ... i myślę nawet, że Król Ashga by nimi nie pogardził ... - odparł Volaure zaciągając się.
- A nas nie? - spytał Moyoshi.
- Wojskowy z urażoną dumą, który ma przeświadczenie, że zawiódł nie jest pożądanym wojownikiem, gdyż przynosi więcej problemu niż pożytku ... i tak naprawdę za nim stanęli byście do boju najpierw musielibyście sobie wybaczyć i pogodzić się z tym co się stało ...
- Zwracam honor Książę, Twoja decyzja rzeczywiście była słuszna ... w momencie zdegradowania mój honor nie zniósłby tego faktu, a dodatkowo, żadna armia nie chciałaby mieć w swoich szeregach zdegradowanego wojskowego który zawiódł i dopuścił do wybuchu wojny ... - stwierdził z lekkim niezadowoleniem Amis.
- Kolejny punkt dla Ciebie, książę ... - dodał Moyoshi.

************

W mrocznym, lawowym pomieszczeniu, na czarnej ociekającej brunatną krwią platformie stoi śmiejący się ambasador Chifuin,umazany jeszcze ciepłą krwią. Na podłodze leży wielki, wężowy złoty smok o błyszczących srebrnych wąsach, rogach i grzbietem, który ma wiele głębokich, krwawiących ran. Władca skupił się i podniósł do góry, ociekające krwią ręce. W tym momencie drzwi od komnaty zostały wysadzone, a władca zaprzestał rytuału. Szary dym spowił cała komnatę, skutecznie ograniczając pole widzenia. Kiedy pony dym opadł oczom zaskoczonego władcy ukazała się szóstka neczan, która trzyma w rękach swoje bronie żywiołów i jest gotowa do starcia. Niecierpliwa Kiazu bez zawahania ruszyła prosto na Chifuina, który głośno wrzasnął:
-STRAŻE DO MNIE!
W tym momencie w ostatniej sekundzie przed Ambasadorem pojawił się strażnik ubrany zupełnie jak starożytni samurajowie, który swoim ostrym i błyszczącym srebrnym mieczem skontrował cios Kiazu. Następnie w całym pomieszczeniu zaczęli pojawiać się strażnicy, a pozostali neczanie ruszyli do boju. Pędząca po schodach Diuna nadepnęła na coś, co na pewno nie było stopniem. Kiedy psychiczna neczanka spojrzała pod nogi to zdębiała i nie wierzyła własnym oczom.
- Co tam? - spytała Rina odwracając się do siostry.
Wodna neczanka jak tylko zobaczyła co spoczywa na mrocznych schodach, bardzo szybko rozpłakała się i padła na kolana. Na schodach leżało nieruchome ciało Yuri, które nie było już białe tylko szkarłatne od brunatnej kwi. Zapłakana Rina, ze strachem w oczach przytuliła martwe ciało smoka. W tym momencie Diuna, z łzami w oczach obroniła siostrę od ciosu strażnika i ruszyła do boju. Przenikliwy brzdęk stali rozchodził się po pomieszczeniu, a straszliwe odgłosy walki chwilowo skutecznie zdekoncentrowały władcę.

************

Starcie neczan z strażnikami władcy Desteoms przedłuża się. Sami walczący sprawiają wrażenie jakby władali nie okiełznaną niszczycielska siła, przed która trzeba mieć szacunek. Kujące w oczy błyski broni, które natrafiają na blask gorącej lawy za każdym razem grają zupełnie innym nieodgadnionym rytmem, który idealnie podkreśla siłę i intensywność starcia. Śliska, cuchnąca, brunatna krew, która znajduje się na podłodze, momentami przybiera intensywny szkarłatny odcień i utrudnia poruszanie się. Kiazu i pozostali dzielnie walczą i próbują za wszelką cenę dostać się do Chifuina. W pewnym momencie Kurai podszedł do Riny położył jej prawą dłoń na ramieniu i powiedział:
- Przykro mi, ale jej życia już nie zwrócisz ...
- Wiem ... - odparła zapłakana Rina wtulając się w ukochanego.
- Posłuchaj wiem, że to bolesne ... jednak musisz być silna ... nasze starcie nadal się toczy ... a tam na górze leży ciężko ranny smok dusz, który jeszcze żyje ....
- Dobrze ... po... pomogę mu ... - odparła drżącym głosem, szlochająca neczanka, odkładając nieruchome ciało smoka.
W tym momencie oboje udali się do wielkiego smoka, przerażona Rina od razu zaczęła leczyć bestię, a Kurai zaczął ich ochraniać od ataków strażników.
W między czasie Chifuin zdoła się skoncentrować i udało mu się przywołać wspaniały fioletowo liliowy portal, który wygląda jak lśniąca, pionowa tafla wody i otoczony złotą owalna ramą.
- TAK! TAK! TAK! - wykrzyknął radośnie ambasador.
Nagle cały podest zadrżał a gorąca lawa zabulgotała. Po chwili z jeziora lawy wystrzeliło kilka masywnych lawowych kolumn sięgających aż do sufitu i plujących lawa w każdym możliwym kierunku, a z portalu wyłoniła się zgrabna naga kobieca lewa noga. W ten Kiazu mocniej ścisnęła swoją halabardę i jak oszalała ruszyła w kierunku portalu. Kiedy ognista neczanka przebiegała koło siostry stwierdziła:
- Przepraszam....
-Kiazu .... KIAZU ... - wykrzyknęła wodna neczanka.
Jednak Kiazu,głucha na wołania siostry i zgrabnie przemykająca śród pozostałych walczących bez zawahania rzuciła się na wychodząca kobiecą postać. Neczanka ogromnym impetem wpadła na Nyxane i tym samym uniemożliwiła jej wyjście z portalu i sprawiła, że obie zostały wchłonięte przez owalny portal, który nagle nikł, a w pomieszczeniu zapanowała głucha nieznośna i przenikliwa cisza.
- NIEEEEEEEEEEEEE!!!! - wykrzyknął Chifuin padając na kolana i uderzając pięścią w podłogę.
- KIAAAZZZUUUUUUUU! - krzyknęli w tym samym czasie zdezorientowani neczanie z łzami w oczach, odrywając się od swoich dotychczasowych zajęć.
Pierwszy raz neczan i ambasadora połączył straszliwy ból nie do opisania oraz poczucie bezradności. Chifuin był już tak bliski odzyskania swojej ukochanej, a rodzeństwo neczan, przez poświęcenie stracili siostrę. Na tym polu bitwy nie pozostało już nic prócz dotkliwego i przenikliwego cierpienia. Natomiast przyszłość stała się jedną wielką niemadową.
- To już koniec ... - stwierdziła oszołomiona i zdołowana Diuna z łzami w oczach, opadając na ziemię.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz