"Rytuał
Gaikei -ra"
Nieduże
pomieszczenie z widokiem na bezkresny kosmos, oraz stolikami i
niewielką biała tablicą, do której przyczepiony jest wielki
schematyczny rysunek.
-
Słuchajcie... podrzucę Was jak najbliżej się da ... przy
teleportacji zerujcie moc abyście byli nie wyczuwalni ... nie róbcie
zbędnego zamieszania...jest Was mało więc macie szanse dostać się
do pałacu Chifuina ... gdzie będziecie zdani już tylko na siebie
... Życzył bym sobie aby Panowie wojskowi zostali tu na Zekeren...
-
Książę, z całym szacunkiem nie zgadzam się! - wtrącił Amis
wstając
-
Posłuchaj w razie potrzeby muszę mieć dobrą ekipę ratunkową aby
ich wydostać stamtąd... Może się wydarzyć wszystko i dobrych
wojskowych wole mieć u siebie na pokładzie a nie stracić ich przy
pierwszym lepszym starciu! - odparł twardo Volaure, po czym
stanowczo dodał: - A teraz siadaj i nie przeszkadzaj w naradzie!
-
Tak panie ... - odparł delikatnie niezadowolony kapitan.
-
Dobrze ... a teraz wróćmy do tematu... - stwierdził książę
przypalając papierosa, a następnie zaciągnął się i dodał: -
Według mojego informatora musicie dotrzeć do komnaty w centrum
pałacu jakieś dwa może trzy piętra pod ziemią....
-
I co te niekompletne dane mają nam starczyć?- spytała arogancko
Diuna.
-
Owszem ... - odparł Volaure
-
To i tak duże informacje jak na czas w którym zostały zdobyte ...
- stwierdził Amis.
-
Najprawdopodobniej im będziecie bliżej tym będzie się zwiększać
liczba straży - dodał Moyoshi.
-
Od razu widać, że mam do czynienia z wojskowymi... - odparł książę
z delikatnym uśmiechem a następnie dodał: - Posłuchajcie ...
Ambasador Ankara daje Wam wolną rękę ... więc możecie szaleć i
pójść na całość... ale pamiętajcie dopiero jak odzyskacie
Yuri...
-
Przepraszam książę, z tego co widzę jedyną drogą którą można
dostać się do pałacu to lewe skrzydło, tam gdzie znajduje się
wysypisko śmieci, pod wulkanem .... - stwierdził Amis, uważnie
oglądając schemat.
-
Doskonałe oko, drogi kapitanie i też myślałem, że to najlepsza
droga do pałacu.... - odpowiedział książę podchodząc do
schematu, i zaznaczając czerwonym markerem miejsce koło wulkanu
idealnie na prost centralnej części pałacu, a następnie
powiedział: - Długo szukałem tej drogi, to nieczynna wentylacja
wulkanu, która według planów dociera, aż do tuneli wulkanu, które
znajdują się niżej niż poziom pałacu...
-
Genialne ... to miejsce daje idealny dostęp do pałacu, pod
warunkiem, że prze-teleportujecie się tam nie zauważenie i nie
będziecie rzucać się w oczy ... to to idealne wejście do pałacu
... - pochwalił Moyoshi.
-
Zgadzam się ... to jest perfekcyjne wejście ... gdyż nie mogę ani
tego zatkać ani ustawić dużej ilości strażników, o ile to
miejsce w ogóle jest chronione ... - dodał Amis z podziwem.
-
Świetnie, zatem Kochani Wy idziecie się przebrać w coś
wygodniejszego niż kreacje wieczorowe, a Panowie Kapitanowie
pozostają w gotowości.... - stwierdził twardo książę, gasząc
papierosa.
-
TAK JEST! - odparli zgodnie wszyscy.
************
Czerwone,
zadymione zbocze wysokiego wulkanu. W tym nieprzyjaznym miejscu
wylądowali właśnie neczanie, ubrani w wygodne ubrania które noszą
na co dzień. Otachi wywoła delikatny wiatr aby pośród tego dymu
dało się w ogóle oddychać.
-
Tylko nie szalej Bro ... w końcu nie mamy zwracać na siebie
uwagi... - stwierdził Hachi.
-
Luz Bro ...- odparł Otachi.
-
Hmmm chyba znalazłam wejście .... - stwierdziła Diuna, pokazując
na metalowy szeroki wywietrznik przykryty metalową kratą.
-
Dobra jeden ognisty atak i po kłopocie ... - stwierdziła Kiazu
podchodząc do rury wywietrznika.
-
Nie! - stwierdził stanowczo Kurai, po czym dodał: - Zdejmiemy ją
po cichu...
-
Buuu.... nie umiesz się bawić ... - stwierdziła rozczarowana
Kiazu, a następnie dodała: - Niech będzie ...
W
tym momencie cała szóstka stanęła w koło wywietrznika. Po chwili
neczanie złapali kratę i bezszelestnie podnieśli ją do góry, a
następnie odstawili kratę na ziemię, a Diuna rzuciła jednego
świetlika w tunel i powiedziała:
-
Wygląda na cały ... i straszliwie głęboki.
-
E tam ... bywało gorzej ... - odparła Kiazu.
-
To jak wchodzimy? - spytał Hachi.
-
Ja pójdę przodem, za mną Ty Hachi, potem Otachi, Kiazu, Rina i
Diuna- zarządził Kurai.
-
Ej ... Czemu tak?! - zaprotestowała Kiazu.
-
Bo tak zadecydowałem ... - stwierdził chłodno Kurai wchodząc do
pionowego wywietrznika, następnie oparł plecy o jedną ze ścian, a
po przeciwnej stronie oparł swoje stopy i pomału zaczął się
zsuwać w głąb tunelu. Tuz za nim ruszył Hachi.
-
Eh ... bardzo wyjaśniające ... - stwierdziła Kiazu.
-
Nie marudź ... nie mamy czasu na pogaduszki ... - odparł Otachi
wślizgując się do wywietrznika.
************
-
Mam nadzieje drogi książę, że oni zdają sobie sprawę, że jeśli
się spóźnimy to Nyxana powróci do naszego świata...
-
Ambasadorze... myślę, że doskonale o tym wiedzą i jestem pewien,
że zrobią wszystko aby temu zapobiec ...
-
Wiem książę ... jednak jesteśmy przygotowani na najgorsze ...
wolę poczuć ulgę kiedy najczarniejszy scenariusz się nie ziści
... niż smutek i rozczarowanie kiedy okazało by się że wojna
jednak wybuchła ...
-
Rozumiem ... to bardzo klarowne myślenie ... co się nie wydarzy i
tak będziemy walczyć do samego końca i tak łatwo się nie
poddamy!
************
Ciemny,
wąski tunel wywietrznika nie jednego przyprawiłby o co najmniej
klaustrofobiczne lęki. Jednak neczanie dzielnie, zwinnie i powoli
zsuwają się coraz niżej i niżej, w głąb nieznanego tajemniczego
tunelu. Nagle Kurai zatrzymał się.
-
Ej ... co jest? - spytał Hachi.
-
Dalej nie zejdziemy... niżej czuję sypką ziemię ...- odpowiedział
spokojnie i chłodno Kurai.
-
Czyli co? - spytał Otachi.
-
Jak to co wpadamy robimy łubudu i wchodzimy do środka. - dodała
entuzjastycznie Kiazu i nie czekając na jakąkolwiek reakcję Kiazu
wysadziła tunel wentylacyjny i jednym szybkim energicznym skokiem
wkroczyła do wnętrza pałacu.
-
Ej ... chyba nie o to chodziło! - stwierdziła Diuna.
-
Trudno ... teraz nie mamy wyjścia ... - odparł Hachi.
-
Czas ruszyć za nią.... - dodał Otachi.
************
Mroczne,
duże pomieszczenie o ścianach i suficie w intensywnym czarnym
kolorze. Jedynym oświetleniem tej komnaty jest podłoga z płynącą,
gorącą lśniącą, czerwono-pomarńczowo-żółta lawa. Nad
jeziorem lawy znajduje się wisząca , czarna platforma w kształcie
"karo" do której prowadzą ciemne mroczne ceglane schody.
Na mrocznej platformie stoi ambasador Chifuin, który w rękach
trzyma złotą klatkę z uwięzionym małym białym koto-smokiem.
-
Już nie długo moja kochana ... - napalał się władca.
W
ten do pomieszczenia wpadł przerażony i poddenerwowany sługa
wrzeszcząc:
- PANIE! PANIE!
- PANIE! PANIE!
-
JAK ŚMIESZ MI PRZESZKADZAĆ! - odparł stanowczo Chifuin.
-
Przepraszam Panie ... Neczanie są w pałacu i próbują się tu
dostać! - odparł roztrzęsiony sługa.
-
To zatrzymajcie ich! ... Nie mogą się tu dostać do póki nie
skończę rytuału! - odparł groźnie Ambasador, a następnie
stanowczo dodał: - A teraz wynocha czas odprawić rytuał.
-
Tak Panie ...
************
Czas
nieubłaganie płynie, a właściwie to gna do przodu. Volaure stoi w
jednej ze swoich prywatnych komnat i zapatrzony bezkresne kosmiczne
niebo pali papierosa. Czerwony żar, z papierosa z każdym
zaciągnięciem zarży się coraz intensywniej. W oddali na kanapie
siedzą dwaj neczańscy kapitanowie.
-
Eh .. to czekanie mnie zabija ... - stwierdził Amis.
-
Spokojnie Amis ... - odarł Moyoshi.
-
Jako wojskowi to my powinniśmy ja odzyskać! A nie oni! - stwierdził
nerwowo Amis.
-
Naprawdę Kapitanie? Ja jednak uważam, że wysłanie ich było
dobrym pomysłem - wtrącił książę.
-
Niby czemu? - spytał twardo Amis.
-
Hmm... powiedzcie mi jaka kara by was spotkała jeśli ta misja by
się nie powiodła? - spytał Volaure.
-
Hmmm .... Znając nasza Królową to by nas zdegradowała i wyrzuciła
z armii... -odpowiedziała Moyoshi po chwili namysłu.
-
A teraz powiedzcie mi czy lepiej mieć zdegradowanych wojskowych,
którzy nie mają czego szukać w armii ... czy lepiej mieć cywilów,
którzy najwyżej nie dostaną wstępu do armii swojej planety, ale
mają zapewnione inne wojsko, które przyjmie ich z otwartymi
ramionami?
-
Niby kto ich przyjmie? - spytał Amis.
-
Pomijając Ambasadora Ankarę, to chociażby ja ... i myślę nawet,
że Król Ashga by nimi nie pogardził ... - odparł Volaure
zaciągając się.
-
A nas nie? - spytał Moyoshi.
-
Wojskowy z urażoną dumą, który ma przeświadczenie, że zawiódł
nie jest pożądanym wojownikiem, gdyż przynosi więcej problemu niż
pożytku ... i tak naprawdę za nim stanęli byście do boju najpierw
musielibyście sobie wybaczyć i pogodzić się z tym co się stało
...
-
Zwracam honor Książę, Twoja decyzja rzeczywiście była słuszna
... w momencie zdegradowania mój honor nie zniósłby tego faktu, a
dodatkowo, żadna armia nie chciałaby mieć w swoich szeregach
zdegradowanego wojskowego który zawiódł i dopuścił do wybuchu
wojny ... - stwierdził z lekkim niezadowoleniem Amis.
-
Kolejny punkt dla Ciebie, książę ... - dodał Moyoshi.
************
W
mrocznym, lawowym pomieszczeniu, na czarnej ociekającej brunatną
krwią platformie stoi śmiejący się ambasador Chifuin,umazany
jeszcze ciepłą krwią. Na podłodze leży wielki, wężowy złoty
smok o błyszczących srebrnych wąsach, rogach i grzbietem, który
ma wiele głębokich, krwawiących ran. Władca skupił się i
podniósł do góry, ociekające krwią ręce. W tym momencie drzwi
od komnaty zostały wysadzone, a władca zaprzestał rytuału. Szary
dym spowił cała komnatę, skutecznie ograniczając pole widzenia.
Kiedy pony dym opadł oczom zaskoczonego władcy ukazała się
szóstka neczan, która trzyma w rękach swoje bronie żywiołów i
jest gotowa do starcia. Niecierpliwa Kiazu bez zawahania ruszyła
prosto na Chifuina, który głośno wrzasnął:
-STRAŻE
DO MNIE!
W
tym momencie w ostatniej sekundzie przed Ambasadorem pojawił się
strażnik ubrany zupełnie jak starożytni samurajowie, który swoim
ostrym i błyszczącym srebrnym mieczem skontrował cios Kiazu.
Następnie w całym pomieszczeniu zaczęli pojawiać się strażnicy,
a pozostali neczanie ruszyli do boju. Pędząca po schodach Diuna
nadepnęła na coś, co na pewno nie było stopniem. Kiedy psychiczna
neczanka spojrzała pod nogi to zdębiała i nie wierzyła własnym
oczom.
-
Co tam? - spytała Rina odwracając się do siostry.
Wodna
neczanka jak tylko zobaczyła co spoczywa na mrocznych schodach,
bardzo szybko rozpłakała się i padła na kolana. Na schodach
leżało nieruchome ciało Yuri, które nie było już białe tylko
szkarłatne od brunatnej kwi. Zapłakana Rina, ze strachem w oczach
przytuliła martwe ciało smoka. W tym momencie Diuna, z łzami w
oczach obroniła siostrę od ciosu strażnika i ruszyła do boju.
Przenikliwy brzdęk stali rozchodził się po pomieszczeniu, a
straszliwe odgłosy walki chwilowo skutecznie zdekoncentrowały
władcę.
************
Starcie
neczan z strażnikami władcy Desteoms przedłuża się. Sami
walczący sprawiają wrażenie jakby władali nie okiełznaną
niszczycielska siła, przed która trzeba mieć szacunek. Kujące w
oczy błyski broni, które natrafiają na blask gorącej lawy za
każdym razem grają zupełnie innym nieodgadnionym rytmem, który
idealnie podkreśla siłę i intensywność starcia. Śliska,
cuchnąca, brunatna krew, która znajduje się na podłodze,
momentami przybiera intensywny szkarłatny odcień i utrudnia
poruszanie się. Kiazu i pozostali dzielnie walczą i próbują za
wszelką cenę dostać się do Chifuina. W pewnym momencie Kurai
podszedł do Riny położył jej prawą dłoń na ramieniu i
powiedział:
-
Przykro mi, ale jej życia już nie zwrócisz ...
-
Wiem ... - odparła zapłakana Rina wtulając się w ukochanego.
-
Posłuchaj wiem, że to bolesne ... jednak musisz być silna ...
nasze starcie nadal się toczy ... a tam na górze leży ciężko
ranny smok dusz, który jeszcze żyje ....
-
Dobrze ... po... pomogę mu ... - odparła drżącym głosem,
szlochająca neczanka, odkładając nieruchome ciało smoka.
W
tym momencie oboje udali się do wielkiego smoka, przerażona Rina od
razu zaczęła leczyć bestię, a Kurai zaczął ich ochraniać od
ataków strażników.
W
między czasie Chifuin zdoła się skoncentrować i udało mu się
przywołać wspaniały fioletowo liliowy portal, który wygląda jak
lśniąca, pionowa tafla wody i otoczony złotą owalna ramą.
-
TAK! TAK! TAK! - wykrzyknął radośnie ambasador.
Nagle
cały podest zadrżał a gorąca lawa zabulgotała. Po chwili z
jeziora lawy wystrzeliło kilka masywnych lawowych kolumn sięgających
aż do sufitu i plujących lawa w każdym możliwym kierunku, a z
portalu wyłoniła się zgrabna naga kobieca lewa noga. W ten Kiazu
mocniej ścisnęła swoją halabardę i jak oszalała ruszyła w
kierunku portalu. Kiedy ognista neczanka przebiegała koło siostry
stwierdziła:
-
Przepraszam....
-Kiazu
.... KIAZU ... - wykrzyknęła wodna neczanka.
Jednak
Kiazu,głucha na wołania siostry i zgrabnie przemykająca śród
pozostałych walczących bez zawahania rzuciła się na wychodząca
kobiecą postać. Neczanka ogromnym impetem wpadła na Nyxane i tym
samym uniemożliwiła jej wyjście z portalu i sprawiła, że obie
zostały wchłonięte przez owalny portal, który nagle nikł, a w
pomieszczeniu zapanowała głucha nieznośna i przenikliwa cisza.
-
NIEEEEEEEEEEEEE!!!! - wykrzyknął Chifuin padając na kolana i
uderzając pięścią w podłogę.
-
KIAAAZZZUUUUUUUU! - krzyknęli w tym samym czasie zdezorientowani
neczanie z łzami w oczach, odrywając się od swoich dotychczasowych
zajęć.
Pierwszy
raz neczan i ambasadora połączył straszliwy ból nie do opisania
oraz poczucie bezradności. Chifuin był już tak bliski odzyskania
swojej ukochanej, a rodzeństwo neczan, przez poświęcenie stracili
siostrę. Na tym polu bitwy nie pozostało już nic prócz dotkliwego
i przenikliwego cierpienia. Natomiast przyszłość stała się jedną
wielką niemadową.
-
To już koniec ... - stwierdziła oszołomiona i zdołowana Diuna z
łzami w oczach, opadając na ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz