czwartek, 27 listopada 2014

Epizod 84

...Joe... ”


Ciężarówka leśnictwa jest otwarta na oścież i już w połowie jest pusta. Jednak przeróżne małe drzewka krzaki nadal czekają na zasadzenie. Kurai, Myo i Otachi kopią dołki na sadzonki drzew, Deti i Joe je noszą, dziewczyny sadzą, a Hachi pomaga je wkopywać w ziemie. Dobrze zorganizowana praca idzie im sprawnie.
- Uff... ale ciężka praca ... am końca nie widać ... - narzekała Diuna.
- Już narzekasz? Dopiero co zaczęliśmy... - odparł Hachi.
- A bo roboty full a taka piękna pogoda - odpowiedziała Diuna.
- Opalać by się chciało? - zapytał Hachi.
- Diuna, i tak się opalimy ... a nawet dużo bardziej. - wtrąciła z uśmiechem Kiazu.
- Siostra jej chodzi o byczenie się a nie opaleniznę. - dodał Hachi.
- O to to ... swoją drogą kiedy przerwa? - zapytała Diuna.
- Jak skończymy. - odpowiedział Hachi.
- Ej no ... - stwierdziła z niezadowoleniem i rozczarowaniem Diuna.
- Spokojnie Leniuszku, będzie przerwa jak ogarniemy te dwie paki. - dodał Deti szczerząc kły.
- Dopiero? A nie można by tak teraz? - kontynuowała rozczarowana Diuna.
- Spoko Siostra zawsze możesz mieć przerwę dopiero po pracy. - odpowiedział Hachi uśmiechając się.
- No dobra ... przerwa po dwóch pakach ... - odparła niezadowolona Diuna.
- Zobaczysz szybko minie. - dopowiedział Deti.
- Deti ruchy i powiedz tym leniom, że mają się wziąć do pracy. Nie mam zamiaru pracować tu zza tych obiboków. - wtrącił arogancko Joe.
- Wyluzuj Stary ... - odparł uspokajająco Deti.


************

- Naprawdę nie rozumiem po co wam oni, przecież wy i wasi pracownicy dalibyście radę sami to ogarnąć. - stwierdził z niezadowoleniem Joe.
- To są nasi goście i uszanuj to, że chcą nam pomagać. - odparł Deti.
- Pomagać? Tylko kombinują jak się tu polenić.
- Oj przestań ...
- Co przestań? Nie okiełznane lenie, które jak tylko spuścisz z oka to przetną pracować.
- Joe, Joe ... nie przesadzaj....
- Przesadza to się kwiatki i drzewa ...


************

Leśnik nosił sadzonki z wielce nie zadowoloną miną, a swoimi dziwnymi komentarzami psuł humor wszystkim obecnym. Przy którymś kursie, przy odstawianiu sadzonki z tylnej kieszeni spodni coś czarnego upadło mu na ziemie. Lis pustynny nawet tego nie zauważył, więc jak gdyby nigdy nic pracował dalej. Całą te sytuację zauważyła Rina, która podniosła przedmiot, z ziemi i podeszła do leśnika mówiąc:
- Joe chyba coś zgubiłeś?
W tym momencie fura odwrócił się i kiedy zobaczył co neczanka trzyma w ręce wrzasnął stanowczo:
- ODDAWAJ TO ZŁODZIEJKO!
- Nie ukradłam tego ... - próbowała się bronić przerażona Rina.
- Jak nie? To sąd się niby wzięło w Twoich rękach! Nie dość, że złodziejka to jeszcze kłamie. - kontynuował arogancko i wywyższając się Joe.
- Daj spokój Joe ...- odezwał się Deti.
- Jeszcze bronisz tę kryminalistę?! - odparł zły lis pustynny.
Po chwili bliźniacy wzięli leśnika za ramiona i odciągnęli go od Riny, a Myo powiedział:
- Nie przeginaj chłopie, zawsze nosisz portfel w tylnej kieszeni, mógł po prostu Ci z niej wylecieć.
- Właśnie, ona Ci tylko go chciała oddać ... - dodał Deti.
W tym momencie do Riny podeszła Kiazu mówiąc z uśmiechem:
- Choć Rińcia, wracajmy do pracy ... i nie przejmuj się tym głupkiem, jeszcze coś wymyśle aby go przytemperować.
- Ja chciałam mu tylko oddać ... Jak przytemperować? - odparła Rina.
- Spokojnie każdy wie, że tego nie ukradłaś, a typek ma choro we łbie.... a co do temperowania to dowiesz się w swoim czasie. - odparła mroźnie Kiazu, spoglądając złowrogo na Joe.


************

Wreszcie upragniona przerwa. Nasi bohaterowie siedzą wygodnie na kocach i kończą zajadać się obiadem. Joe z obrażoną miną siedzi w miarę z dala od neczan. Nagle na horyzoncie pojawił się biegnący inuma. Wkrótce na jego grzbiecie nasi przyjaciele dostrzegli Indi.
- Heja przywiozłam Wam lody. - krzyknęła w końcu uradowana lwica.
- LODY! - wykrzyknęli radośnie wszyscy.
Kiazu z błyskiem w oku, uśmiechając się pod nosem dopadła się pierwsza do lodów. Praktycznie wszyscy wybrali sobie rożki, albo lodowe kanapki. Jednak Kiazu dokonała zupełnie innego wyboru, bowiem wybrała loda na patyku. Szybko usiadła na niewielkim kamieniu, w dość seksownej pozycji i rozpakowała loda. W tym momencie się okazało iż ma dość długiego, okrągłego i białego loda. Jest bardzo gorąco więc deser praktycznie płynie. Ognistej neczance to jednak nie przeszkadza a wręcz pomaga. Długim ruchem zlizała płynącą, białą krople roztopionych lodów. Następnie szybkim ruchem włożyła sobie go całego do buzi, aby po chwili delikatnie go wysunąć, ze swojej budzi. Ruch ten powtórzyła kilkukrotnie, po czym ponownie zaczęła delikatnie zlizywać wszystko to co się rozstąpią. I tak spokojnie zajadała loda powtarzając w koło te same ruchy. Deti i Myo z uwagą obserwują poczynania Kiazu, delikatnie zajadając się swoimi lodami. Praktycznie cała ich uwaga jednak skupia się na Kiazu. Po chwili zaintrygowany Joe mimochodem spojrzał na Kiazu. Jego oczom ukazała się dziewczyna ubrana w czerwoną górę od kostiumu kąpielowego, która niema ramiączek, oraz krótką jaskrawożółtą miniówkę. Całości dopełnia jej wspaniała delikatna opalenizna. Jej boskie ciało wspaniale promienieje w słońcu. Dziewczyna nadal siedzi w kuszącej i uwodzicielskiej pozycji oraz dalej zajada loda. Lis pustynny z uwagą obserwował każdy nawet jej nadobniejszy ruch. Nagle jego lód opadł na ziemie, a Hachi powiedział:
- Stary coś Ci spadło.
Jednak Joe wydawał się w ogóle go nie słyszeć. Jest tak bardzo zapatrzony w ognistą neczankę, że nie dociera do niego zupełnie nic.
- Hej Deti, Myo patrzcie. - stwierdziła nagle Indi szarpiąc braci.
Bliźniacy zareagowali na sam głos siostry, i odwrócili się w pokazywane przez nią miejsce. Następnie podeszli do lisa pustynnego, a Myo powiedział, dotykając go za ramię:
- No Stary mówiłeś, że takie kobiety Cię nie interesują.
- Co? ...Bo nie interesują. - odparł wyrwany z amoku Joe.
- Jasne jasne ... - dopowiedział Deti szczerząc kły.
- Zamyśliłem się. - stwierdził stanowczo rumieniący się Joe. Po czym dodał - Przestańcie wydziwiać i wracamy do roboty.
Następnie wstał i udał się do jednego z wozów i tak aby nikt nie widział oblał się butelką zimnej wodą.
- Ogarnij się ... ona jest niższym gatunkiem ... jak to w ogóle możliwe?! ...


************


- Kiazu, tak jadłaś tego loda, że aż mi się gorąco zrobiło. Jak to zrobiłaś? - stwierdziła Indi.
- Lata praktyki. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Nauczysz mnie tego?
- Nie wiem czy potrafię, ale zawsze możesz mnie obserwować. - odparła z uśmiechem Kiazu.
- Super! - odpowiedziała entuzjastycznie Indi.
- Joe też się zrobiło gorąco?
- No pewnie, chociaż się do tego nie przyzna ...
- Bingo ... - odparła cicho Kiazu uśmiechając się od nosem.

************

Praca, mimo upału szła w miarę szybko, ale nie na pewno dzisiaj nie zrobią wszystkiego. Wszyscy dzielnie pracują, a lis pustynny mimochodem czasem spogląda na Kiazu, która porusza się wdzięcznie i bardzo kusząco, a zarazem bardzo naturalnie. Szczerze mówiąc obserwują ją wszyscy po za neczanami.
- I jak nadal uważasz, że inne rasy są złe? - zapytał nagle Myo.
- Nie okiełznane bestie ... - odparł Joe.
- E tam ... przyznaj, że Kiazu jest naprawdę seksowna... - stwierdził Deti.
- Jak by była furą, to na pewno by była. - odpowiedział arogancko Joe.
- Skoro tak mówisz ... ja się tam zgadzam z bratem ... - wtrącił Myo.
- Każda z tych dziewuch jest wulgarna niczym kurtyzana. - odpowiedział lis pustynny.
- Przesadzasz ... niektóre furze dziewczyny w mieście są bardziej takie ... - odparł Myo.
- Nie prawda, nasze kobiety są najpiękniejsze i najskromniejsze. - odpowiedział arogancko Joe

************

Już późne popołudnie, jednak końca ciężkiej pracy nadal nie widać. Do naszych zapracowanych bohaterów i swego rodzaju lasku jaki udało im się odtworzyć przyjechał ojciec bliźniaków.
- Widzę, że nieźle Wam to idzie dzieciaki. - stwierdził z podziwem Tamear siedząc na inuma.
- Witam, Panie Tamear, co tam słychać? - odparł Joe podając rękę lwu, po czym dodał, zasłaniając lekko usta - To praktycznie moja robota, ta leniwa banda co udaje naszą wspaniałą rasę nic nie robi tylko się leni.
- Cześć Joe. - odparł Tamear, oglądając teren. Po czym oddał - Wiesz, ja widzę tu ciężko pracujące dzieciaki. Deti dużo Wam jeszcze zostało?
- Całkiem sporo Ojcze, jakieś dwa i pół wozu. - odparł Deti.
- To przez tych obiboków. - wtrącił Joe.
- Tak na pewno... - odparł lew.
W tym momencie wszyscy przerwali robotę i podeszli do pana włości.
- Jak widzisz Ojcze dajemy rade. - stwierdził Myo.
- Widzę, i podziwiam. Dobrze dzieci na dzisiaj wystarczy, resztę zrobicie jutro. W końcu macie jeszcze treningi do Starcia Odważnych, a i odpoczynek Wam się przyda. Aha, przywiozłem wam wodę, weźcie sobie. - odparł Tamear.
- Dzięki Ojcze. - odparli zgonie bliźniacy, dopadający się do ładunku.
- Dziękujemy Tamear. - dodali uśmiechając się neczanie.
- A Ty Joe nie napijesz się? - zapytał lew spoglądając na strażnika.
- Proszę ... - wtrącił Myo podając mu wodę.
- Dzięki, mam nadzieje że oni nie tego nie dotykali. - odparł Joe.
- Joe, może zanocujesz u nas? - zapytał lew.
- Nie wiem, Panie Tamear ... w sumie dobrze zostanę. - odparł z szacunkiem lis pustynny.

************

- Ale mamo, proszę. - marudziła Indi.
- Moja Panno powiedział NIE, trzeba było o tym myśleć za nim narozrabiałaś.
- No, ale to Starcie Odważnych...
- Wiem, jednak kara to kara, moja panno i marudzenie Ci nie pomoże.

************

Nasi przyjaciele stoją w kole na niewielkiej polance i kręcą taką treningową wersją poi. Wyglądają one jak piłki tenisowe zawieszone na sznurkach. Zaczęli od prostego kręcenia do przodu, jednak po chwili zaczęli krzyżować ręce, tak aby ich prawe ręce były na górze i aby sznurki się nie splątały. Po chwili skierowali poi tak by tory ich lotu przecinały się. Nie trzeba było długo czekać aby ich własne ręce prawie stykały się kciukami, dokładnie przed nimi, a poi zataczały duże koło. Chwilę później robili to samo ale za plecami, a potem zaczęli całe kręcenie od początku.
- Nieźle Wam idzie. - stwierdził z podziwem Myo.
- Dokładnie szybko łapiecie, będzie można wymyślić jakiś fajny numer. - dodał Deti.
- E tam ... puki co proste ... a kiedy je podpalimy? - spytała podekscytowana Kiazu.
- Jeszcze trochę poćwiczymy na sucho, potem zaczniemy ćwiczyć na sucho układ i jak nie będziemy się już mylić to wtedy zaczniemy je podpalać. - odpowiedział Myo.
- Jak będziecie się uczyć w takim tempie to może nawet za dwa dni będziemy już ćwiczyć z ogniem. - dodał Deti z uśmiechem.
- CZAD! - wtrącili zgodnie Hachi i Otachi.

************

W kuchni króluje dzisiaj nie Tonea, lecz Rina, która dość nie pewnie porusza się po tej obcej kuchni. Przy kuchennym stole siedzi reszta neczan i bliźniacy. Do wszystkich dochodzą wspaniałe i apatyczne zapachy, które pobudzają wszystkie zmysły.
- Gdzie znajdę talerze? - spytała Rina, mieszając pyszności na wielkiej patelni.
- Spoko ja po nie pójdę i rozstawie. - odpowiedział Deti wstając od stołu.
- Hmm... Mamo co to za zapachy? - stwierdziła Indi wchodząc do kuchni, po czym powiedziała ze zdziwieniem - O Rina ...
- A taki przepis autorski ... - odparła Rina.
- Tak super pachnie, ale już jest późno... - odpowiedziała Indi.
- Też uważam, że to za późno ... - wtrąciła Diuna.
- E tam za późno ... na pyszną kolacje nigdy nie jest za późno. - stwierdziła z uśmiechem Kiazu.
- Raczej druga kolacja.... chciałam zauważyć ... - dogryzła Diuna.
- E tam ... dobrego jedzenia nigdy za wiele ... - odpowiedział Hachi.
- Te zapachy są tak kuszące ... też po proszę o ile starczy? - wtrąciła Indi.
- Jasne, że starczy .... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
W tym momencie Deti przyniósł odpowiednią ilość talerzy i postawił koło wodnej neczanki tak aby dało się na nie wygodnie nakładać. Następnie usiadł na wcześniejszym miejscu.

************

- Ale było pycha. - stwierdził Deti.
- No to teraz już można iść grzecznie spać. - odparł Otachi.
- Oj tam ... oj tam ... zaraz grzecznie. - wtrąciła Kiazu mrugając okiem.
- To co idziemy dalej trenować? - zapytał dogryzając Hachi.
- O nie nie ... NIE! ...NIE!- odpowiedziała przerażona Diuna.
Wszyscy mimochodem wybuchli śmiechem. Po chwili Rina wstała i zaczęła zbierać naczynia.
- Zostaw, my pozmywamy. - stwierdził Myo.
- Spoko tylko pozbieram... - odparła Rina uśmiechając się.
- No spoko ... Diuna, chyba znienawidziłaś już Heyvanlar, co? - wtrącił Deti szczerząc kły.
- Nie no fajne miejsce ale stanowczo z dużo pracy. - odparła Diuna.
- Wszędzie tam gdzie jest praca, nie znajdziecie Diuny tam. - wtrącił Hachi śmiejąc się.
- No w końcu jestem królową lenistwa nie? - odparła Diuna mrugając okiem.
W tym momencie Rina która odwracała się od zlewu przypadkiem wpadła na Joe i potrąciła go.
- Przepr....
- Uważaj jak leziesz, głupia krowo! - warknął leśniczy nie czekając na reakcje neczanki.
Na te słowa Kurai wstał od stołu, Otachi złapał go szybko za ramię, więc elektryczny neczańczyk zatrzymał się, ale patrzył swoim lodowym i przeszywającym spojrzeniem na lisa pustynnego.
- Joe, ona wpadła na Ciebie przypadkiem. - stwierdził Myo.
- Stary nie obrażaj naszych gości. - dodał Deti.
W między czasie wystraszona Rina, wydukała z siebie ciche:
- Przepraszam.
A następnie próbowała odejść.
- A TY GDZIE?! - wrzasnął Joe łapiąc wodną neczankę za rękę a potem wykrzyczał jej w twarz - GŁUPIA SUKO MÓWI SIĘ PRZEPRASZAM!
W tym momencie Otachi już nie "uspokajał" Kurai'a i obaj wstali. Praktycznie to Hachi też się ruszył.
- Nawet ja słyszałam jak przepraszała ... - stwierdziła leniwie Diuna.
- Akurat, głupie brudy. - odparł Joe.
Nagle bliźniacy stanęli między neczanami a strażnikiem i powiedzieli zgodnym chórem:
- Spokojnie... Panowie spoko, chcemy tu burd.
W tym momencie Kurai zmierzył kolejnym lodowym spojrzeniem lisa pustynnego i jak gdyby nigdy nic udał się do wyjścia z kuchni. Tuż przed samymi drzwiami zatrzymał się i nie odwracając się, chłodno i spokojnie powiedział:
- Radzę ci zacząć szanować ludzi ...
A następnie wyszedł, natomiast za nim wybiegła z kuchni Rina. Po chwili Hachi i Otachi również wyszli. bez słowa.
- Joe co Ci odbija? - zapytał w końcu Myo.
- Właśnie od rana masz zły humor i wyładowujesz go na naszych gościach - dodał Deti.
- Oj przestańcie ta łamaga sama na mnie wpadła... - odparł arogancko Joe.
- Stary nie tylko o o chodzi... - stwierdził Myo.
- Ej... wy dwie spadać ... nie chce tu widzieć brudów. - wtrącił lis pustynny.
W tym momencie dało się usłyszeć głośne i dźwięczne klaśnięcie. Okazuje się, że Kiazu z dużą siłą, prawą ręką, spoliczkowała leśnika, mówiąc słodko:
- Wiesz Kochanieńki jestem miłą i sympatyczna dziewczynką ... - po czym zaostrzyła ton swojego głosu i kontynuowała - dopóki nie zajdzie mi ktoś za skórę. Potem, już tylko współczuję.
Po tych słowach wyszła z typowym dla siebie wdziękiem. W tym czasie lis pustynny wypluł jednego zęba, a z jego mordy wyciekła czerwona i gęsta struga krwi, która spłynęła po jego policzku , a pojedyncze krople spadały na ziemie. Zszokowany Joe stał jedynie z wielkimi i na swój sposób przestraszonymi oczami, trzymając się za policzek. Wyglądał zupełnie jakby był w jakimś transie.
- To musiało boleć ... - stwierdził Myo się krzywiąc.
- No i doigrałeś się stary ... - dodał Deti.
- Tak na mój gust to powinieneś jeszcze nas przeprosić, ale zrobisz jak chcesz. - wtrąciła Diuna spokojnie wychodząc z kuchni.

************

- Mamy nadzieje, że nie macie nam za złe tego co Was tu spotyka? - zapytał nagle Myo.
- No pewnie, że się śmiertelnie na Was obrazimy. - odpowiedział Hachi.
- Tak naprawdę tego co się dzieje nie mógł nikt przewidzieć ... a ni Indi, ani że spotkamy tego typa ... - odparła Kiazu.
- No ale przed tą robotą to mogliście chociaż uprzedzić. - stwierdziła złośliwie Diuna.
- Wybacz o rzeczach normalnych się nie uprzedza. -odparł Deti szczerząc kły.
- Ale ten Joe to przegina ... - wtrącił Otachi.
- No sorry ale on taki jest ... i niestety robiliśmy wszystko aby się z nim nie spotkać ... - odparł Myo.
- No ale dobra wiadomość jest taka, że jutro jedziemy po ryby i inną karmę dla smoków, a Joe zostaje tutaj i wraz z naszym ojcem i pracownikami będą kończyć odbudowę lasu. - dodał Deti.
- Nie chcemy Was dłużej narażać na wyczyny tego typa ... - dopowiedział Myo.
- ... pies który dużo szczeka nie gryzie ... - wtrącił Kurai.
- Co mam na myśli? - spytała Kiazu.
- On jest zupełnie nie groźny ... jego siłą jest tylko gęba i towarzystwo... - odparł Kurai.
- W sumie on ma rację ... Joe tylko gada ... - stwierdził Myo.
- I dokucza nam tak naprawdę tylko kiedy jest któryś z Was ... tak jakby chciał sie popisać.. - wtrąciła Rina.

- Wcale by mnie to nie zdziwiło... -skwitował Deti.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz