czwartek, 27 listopada 2014

Epizod 90

Ale co? Jak? Gdzie?”


Wspaniała komnata z czerwonymi kanapami pełnymi kolorowych poduszek. Po środku kanap stoi stół pełen słodkości, napojów oraz wszelakich małych przekąsek. Na jednej kanapie siedzi Ankara, na kolejnej siedzą Hachi, Otachi i Diuna, na jeszcze kolejnej Hetto i Kiazu, natomiast na ostatniej siedzi Kurai i Rina.
- Jak zawsze miło Was gościć. - stwierdził nagle Ankara.
- My tez bardzo lubimy tu wpadać. - odparła radośnie Kiazu.
- Tym razem byliście na Heyvanlar i braliście udział "w starciu odważnych" tak? - zapytał Hetto.
- Owszem, ciekawe przeżycie. - odpowiedział Hachi.
- To moi kochani opowiadajcie. - wtrącił ambasador.
- A więc wszystko zaczęło się po naszej parapetówce... - zaczęła opowiadać Kiazu.
- Zostali u nas na noc Deti i Myo, te dwie lemurze fury. - wtrącił Otachi.
- Uczestnicy turnieju, jak dobrze pamiętam, prawda? - zapytał przyjaźnie Ankara.
- Tak dokładnie to oni, Heyvanlar to ich ojczysta planeta i mniej więcej zaprosili nas na trochę do siebie. - odpowiedział Hachi.
- Mają świetną siostra i bardzo fajnych rodziców. - wtrąciła nagle Kiazu.
- I stanowczo za dużo pracy nas tam spotkało, ale muszę przyznać iż było miło. - dopowiedziała Diuna.
W tym momencie zrobiła się wrzawa i każdy przekrzykiwał się ze swoimi wspomnieniami z pobyty na niezwykłej planecie fur. Ankara starał się uważnie słuchać, ale na wet dla niego było to chaotyczne i pojęte. Uśmiechnął się ciepło i wtrącił uspokajając swoich przyjaciół:
- Spokojnie Kochani, proszę nie wszyscy na raz.
Jednak neczanie tak się wkręcili w swoje opowieści, iż nawet nie usłyszeli ambasadora, który nadal się uśmiechał i pozwalał entuzjastycznie opowiadać swoim gościom. Nagle władca zwrócił uwagę na siedzącą przed nim Rinę z Yuri na ramieniu, śmiejącą się z rodzeństwa i ich opowieści i siedzącego obok niej Kurai'a który siedział luzacko z lekko spuszczoną głową i uśmiechał się przed nosem. Następnie zwrócił uwagę na stojących na wprost siebie Hachiego i Kiazu, którzy próbowali się przekrzyczeć i w między czasie podebrać drugiej osobie co lepsze kąski. Potem zobaczył zakłopotanego Otachiego który początkowo chciał wtrącić się w opowieści rodzeństwa, jednak w krotce zrezygnował i sam zaczął wyjadać najsmakowitsze kąski ze stołu szeroko się uśmiechając. Po chwili w tym chaosie zobaczył wylegującą się jak gdyby nigdy nic Diunę z Neko na kolanach i obsługującą się za pomocą swoich psychicznych mocy. Po chwili spojrzał na Hetto, śmiejącego się pod nosem i próbującego ogarnąć o czym oni wszyscy mówią.
- Słuchajcie Kochani. - powiedział dość głośno i stanowczo władca.
W tym momencie wszystkie oczy zwróciły się na ambasadora, który mówił dalej:
- Przepraszam Was, Moi Mili, lecz mam do załatwienia kilka pilnych spraw, proszę czujcie się jak u siebie i będzie mi bardzo miło jak spotkamy się przy kolacji i opowiecie mi o swoich przygodach.
- Spoko - odparła Kiazu.
- Anki baw się dobrze.- wtrąciła leniwie Diuna.
- Nie omieszkam przemyśleć twojej propozycji. - odpowiedział Ankara z przyjaznym uśmiechem. Po czy dodał już prawie wychodząc - A właśnie Kurai, Lu się o Ciebie pytał. Zajrzysz proszę do niego?
- Tak, zaraz do niego pójdę.- odparł Kurai.
Następnie Ambasador wyszedł, a Otachi spytał:
- Kto to jest Lu?
Elektryczny neczaniń nic mu jednak nie odpowiedział, za to odezwała się Rina:
- Hmmm... pamiętacie chłopca wypasającego pingwiny?
- No tak mniej więcej... - stwierdził Hachi po chwili zastanowienia.
- W każdym bądź razie to jest właśnie Lu ... czasem przychodzi do kliniki Hetto ze swoimi pingwinami... - kontynuowała wodna neczanka.
- No spoko, a co on może chcieć od Kurai'a? - zapytała dociekliwie Kiazu.
- Pewnie chce zagrać w "CorFael" - wtrącił Hetto.
- Korfil? Co to? - zapytał Otachi.
- Taka tutejsza gra, idźcie z Kurai'em to się dowiecie, a Lu pewnie się ucieszy z większej ilości graczy. - odpowiedział weterynarz z uśmiechem.


************

- Idziemy i idziemy, kiedy dojdziemy? - spytała leniwie Diuna.
- Jeszcze chwile ... Lu pewnie jest w jednym z ogrodów. - odpowiedziała Rina, mająca Yuri na ramieniu.
- Spoko, a powiesz nam nacyzm polega ta gra? - spytał dociekliwie Hachi.
- Hmm... z tego pamiętam to gra się niewielką "szmacianą" piłką ... można ja odbijać wszystkimi częściami ciała prócz rąk ... jak piłka poleci do Ciebie to musisz ją przyjąć i popisać się odbijaniem piłeczki a następnie niepodziewanie podać do innego gracza stojącego w kole ... Ten kto upuści piłkę na ziemie odpada i siada na ziemi ... ta osoba która zostanie wygrywa ... tak się mi wydaje...zresztą zobaczycie w praktyce - odpowiedział Rina, nadal z Yuri na ramieniu.
- Brzmi banalnie. - odparła Kiazu.
- Jasne bez trudy wygramy. - dodał Hachi.
- Heheh ... nie lekceważcie innych graczy. - dodała Rina.


************

W kole stroi trójka chłopców w różnym wieku. Najstarszy ma czarne, krótkie i ulizane włosy. Ubrany jest w luźny sportowy niebieski strój i ma niebieskie oczy, obok niego jest chłopiec z brązowymi włosami, spiętymi w krótkiego kucyka i o jasna piwnych oczach pełnych pasji. Jest on również ubrany na sportowo. Ostatni Ma niebiesko-rude włosy i czerwone oczy. Trzyma on w garści nie wielką szmacianą czarno żółta piłkę.
- Rina, Kurai! - wykrzyknął jeden z chłopców, po czym dodał do swoich kolegów - Poczekajcie chwile, może będziemy mieć więcej graczy.
W tym momencie z koła wyszedł chłopiec z brązowym kucykiem.
- Jej Lu, urosłeś. - stwierdziła radośnie Rina.
- Tak, w końcu się udało. - odparł żartobliwie chłopiec, po czym dodał z nadzieją - Czy wy i Wasi znajomi zagracie z nami?
- Jasne, - wtrącił Otachi a następnie powiedział: - To jest Kiazu Diuna, Hachi, a ja jestem Otachi.
- Miło Was poznać, ja jestem Lu a tam jest Shtu i Black. Znacie zasady?
- Tak, Rina nam mówiła. - odpowiedział Hachi.
- Świetnie, to zapraszam do koła i idziemy na żywioł. - odparł Lu z uśmiechem i głaszcząc Yuri.


************

Gra i zabawa toczą się już od jakiegoś czasu i to już jest któreś starcie z kolei. Rina siedzi na kolanach na ławce z oparciem. Diuna leży leniwie pod jednym z drzew, Yuri podaje piłkę jak ta ucieknie za daleko, a reszta nadal się zmaga. Właśnie piła poleciała do Hachiego, który bez większego trudy przyjął ja na główkę. Następnie odbił ja kilkukrotnie czubkiem głowy, po czym za którymś razem kiedy piła była jeszcze w górze zrobił salto i lewą piętą odrzucił ją od siebie. Szmaciana piłeczka z duża szybkością poleciała w kierunku Lu. On przyjął piłkę dużo bardziej zaawansowanie od neczańczyka. Za nim piłka do niego doleciała zrobił obrót wokół własnej osi i przyjął piłkę lewym barkiem. Piłka odbiła się od niego i poleciała w dół, wtedy Lu odpił ją lewym udem a następnie zrobił szybki obrót i prawym kolanem posłał ją dalej.
- Łoł to było dobre- stwierdził z podziwem Otachi.
- Dzięki, dopiero się rozkręcam. - odparł Lu szczerząc kły.
- To patrzcie na to. - stwierdził Black. robiąc swój popis.
Zatańczył istny breakdance odbijając piłeczkę o każdy fragment swego ciała na koniec kręcąc się na głowie wykopał ja dalej.
- Black popisujesz się dzisiaj. - stwierdził Shtu, odbijając piłkę prawym kolanem.
W tym czasie Kurai podszedł do Riny i nachylił się nad nią opierając się lewą ręką o oparcie ławki. Zrobił to tak szybko, że praktycznie nikt tego nie zauważył.
- O cześć ... już nie grasz? - stwierdziła zaskoczona dziewczyna.
- Znudziło mi się ... - odparł Kurai.
- No spoko .... Lu i reszta dobrze się bawią ... - odpowiedziała Rina.
W tym momencie elektryczny neczanin pocałował swoją ukochaną, a ta zamknęła oczy. Nagle wodna neczanka poczuła że leci gwałtownie do tyłu, wiec otworzyła oczy i odruchowo objęła szyję ukochanego w nadziei iż ją utrzyma. Dość szybko wylądowała na plecach, obejmowana przez neczanina, który dopiero przerwał pocałunek i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Przepraszam ... byłam pewna że jest za mną jest oparcie. - stwierdziła mocno zdziwiona dziewczyna leżąca na czymś miękkim.
- Bo było - odparł Kurai, który ponownie zaczął całować swoją ukochaną, jednocześnie prawą ręką przejechał delikatnie po jej lewej nodze, od kolana w górę. Kiedy doszedł do jej biodra, to Rina gwałtownie złapała go za nadgarstek, tym samym zatrzymała jego rękę i przerwała pocałunek. Jej serce bije jak oszalałe, całe jej ciała drżało i z każdą chwilą robiło się jej coraz cieplej. Zarumienione policzki i jej żółte błyszczące oczy dodają neczance zarówno uroku jak i słodkości.
- Kurai.... wszyscy patrzą ... - stwierdziła nieśmiało dziewczyna.
- Nie bój się... przeniosłem nas z dala od nich.
- Ale ...- odrapała bardzo niepewnie i nieśmiało Rina, coraz bardziej się czerwieniąc.
W tym momencie Kurai odsunął się od niej jednak ona nie puściła jego ręki. Po chwili oboje usiedli, na brzegu łózka. Tylko spojrzała na niego błyszczącym ale wystraszonym wzrokiem mówiąc:
- Kurai ... nie odchodź ...
Neczańczyk spojrzał na ukochaną, a ich oczy ponownie się spotkały, a spojrzenie stało się bardzo głębokie. Po dłuższej chwili Kurai powiedział, głaszcząc dziewczynę po policzku.
- Dobrze zostanę ...
- Kurai ... ja ... - próbowała coś nieśmiało powiedzieć neczanka.
W tym momencie Kurai, delikatnie pocałował ją w czoło, nic nie mówiąc. Dziewczyna zarumieniła się i spuściła lekko głowę. Jej oszalałe serce chciało się wyrwać z jej piersi. Kurai cały czas zachowuje się zupełnie normalnie. Rina natomiast jest z jednej strony spłoszona, a z drugiej strony bardzo podekscytowana. Nagle wodna neczanka przysunęła się do ukochanego i delikatnie cmoknęła go w usta. Po czym delikatnie się speszyła, a następnie ponownie go pocałowała, jednak tym razem znacznie pewniej i namiętniej.

************

Właśnie Kiazu daje popis, odbiją piłkę najpierw dwukrotnie od kolana, następnie odbijała ja głową, potem na przemiennie udami. Robiła to przy okazji tańcząc taniec którego uczyli wnukowie Starego Kozła. Swój popis zakończyła mocnym piłkarskim uderzeniem. Piłka poleciała z bardzo dużą szybkością Lu, który odbijał piłkę na przemian ramionami i mówił:
- Dziewczyna w spódnicy wymiata. Dobra jesteś!
- To miniówka, ale dziękuję. - odparła dumna z siebie Kiazu.


************

- Ambasadorze Ankaro, dochodzą mnie słuchy iż Chifuin coś planuje. - odezwał się kobiecy głos.
- Ja myślę że powinniśmy działać i skopać mu cztery litery. - wtrącił naprawdę narwany męski głos.
- Ty to tak zawsze, i pomyśleć że staruch z Ciebie a nerwus i furiat jak nie wiem. - dopowiedział kobiecy głos.
- Oj, Kochana trochę więcej szacunku jak Ty się rodziłaś to ja już dawno siedziałem na tronie.
- Przestań są młodzi władcy ode mnie.
- Owszem, ale maja chociaż krztę szacunku. Ale i tam myślę, że jesteście stanowczo za młodzi na rządzenie.
- Skończyliście już? - zapytał nagle Ankara.
- Tak. - odparły zgodnie głosy z naprawdę olbrzymim szacunkiem.
- Dobrze, Po pierwsze Chifuin jest póki co na przegranej pozycji, więc nic groźnego nie wymyśli. Myślę, że powinniśmy poczekać na jego kolejny ruch. Po drugie brew wszelakim pozorom on jest rozsądny i bardzo sprytny. W tej chwili jakbyśmy wypowiedzieli mu wojnę to my byśmy byli na straconej pozycji, gdyż w ogólnej opinii wojna byłaby naszym dziwnym kaprysem, a po za tym po co niepotrzebnie przelewać krew? Zwłaszcza, że wojownicy mogą się przydać znacznie później. Nie można marnować życia naszych poddanych bo taka mamy zachciankę. Po trzecie obecnie wiemy jedynie, że coś planuje, oraz że zbiera dziwne i rzadkie rzeczy co zwróciło szczególną uwagę władców. Tak ja i to, że nagle zainteresował się kolekcją ksiąg zakazanych. ...


************

Trochę przyciemniony pokój z przysłoniętymi żaluzjami, które są nie do końca przysłonięte, przez co ciepłe promienie słoneczne wpadają do pomieszczenia. Nadaje to dość ciepły i niezwykły klimat. Kurai siedzi wygodnie party o ścianę, z wysoko podniesioną głową. W swoich ramionach trzyma wtulającą się w niego wodną neczankę. Oboje są nadzy i od pasa w dół przykryci kołdrą. Rina leży tak wtulona, iż jej długie i rozpuszczone włosy zasłaniają jej plecy, pozostawiając odkryte jedynie cześć ramion, oraz trochę prawego boku. Natomiast u Kurai'a widać zaledwie ramiona i cześć torsu. Od obydwojga promienieje szczęście, spełnienie i swego rodzaju ukojenie i pasja. Są tak zgrabnie wpleceni w siebie iż bardziej krępujących nagości nie widać.
- Kurai .... - wyszeptała nagle, delikatnie i nieco łamiącym się głosem dziewczyna.
Odruchowo elektryczny neczaniń nachylił się tak by jego ukochana mogła mu mówić prosto do ucha. Jednak ona pocałowała go jedynie w policzek. W tym momencie w pokoju pojawił się czarnoszary dym, z którego wyszedł niski i starszy mężczyzna, z białą brodą do piersi i zieloną szata z kapturem, który skutecznie zasłania resztę jego twarzy.
- Bez szczelna niewychowana młodzież! - stwierdził stanowczo i z pogardą przybysz.
Na te słowa Rina strasznie się spłoszyła i mocnej wtuliła się w ukochanego. Próbując się okryć. Czuła się bardzo zawstydzona.
- Powiedział ten wychowany. - odparł Kurai, który nie zmienił pozycji, tylko mocniej objął ukochaną aby ta się uspokoiła.
- Gówniarz jeden, mam sprawę do Ciebie.
- Tirhugentoshokan wyjdź i poczekaj chwile. - odparł stanowczo Kurai.
- Panienka jest znacznie Młodsza niż ja więc niech ona wyjdzie. Jestem tak stary i nie takie rzeczy już widziałem, no już wynocha dziewczyno bo my musimy pogadać.
- Zapomniałeś chyba z kim rozmawiasz .... Powiedziałem wyjdź za drzwi i poczekaj!
- Przepraszam, Stary jestem i nie przywykłem jeszcze, że taki dzieciak ma przepustkę. Jak sobie życzysz, wyjdę, ale streszczaj się proszę.
W tym momencie strażnik biblioteki wyszedł z pokoju, a Kurai pocałował delikatnie ukochaną w usta po czym zgrabnie się spodniej wysunął. To spowodowało iż ona położyła się na brzuchu w łóżku i nadal była przykryta kołdrą. Elektryczny neczanin dość szybko się ubrał i wyszedł do strażnika, zostawiając dziewczynę samą. Rina wtuliła się w pościel i przymknęła na chwilę swoje oczka, radośnie uśmiechając się pod nosem.


************

- Kiazu dałaś czadu dzisiaj. - stwierdził Otachi.
- Spoko wy też byliście całkiem nieźli. - odparła dumnie Kiazu.
- Fajna gra można by było jeszcze kiedyś w to zagrać. - wtrącił Hachi.
- Popieram Bro, dobra myśl. - odparł Otachi.
- Zauważyliście, że gdzieś zniknęła Rina i Kurai? - spytała nagle Diuna.
- Oj tam, pewnie Rina poszła pomagać Hetto, a Kurai gdzieś sobie poszedł. - odpowiedziała trochę olewczo Kiazu.
- O Patrzcie tam idą. - stwierdził Otachi pokazując przed siebie.
Rzeczywiście między drzewami idą oboje trzymając się za rękę. Nie trzeba było długo czekać, aż doszli do reszty. W tym momencie Yuri usiadła Rinie na ramieniu wtulając się w jej szyje i policzek, domagając się tym samym pieszczot. Już po chwili neczanka zaczęła ją głaskać.
- Co robiliście? - zapytała dociekliwie Diuna.
Rina nic nie odpowiedziała jedynie zarumieniła się trochę, jednak biały koci smok swoim zachowaniem odwracał od tego uwagę.
- Wszystko to o czym boisz się teraz pomyśleć a spytać nie wypada - odparł chłodno Kurai.
Po chwili ciszy speszona i lekko zaczerwieniona Diuna powiedziała stanowczo i z niedowierzaniem:
- Jasne .... Akurat ... uważaj bo Ci uwierzę ... - Po czym dodała zniechęcona i przewracając oczami. - Mniejsza ... ale już wolałabym usłyszeć "Nie wtrącaj się" czy coś.
- Heheh ... ładne zagranie ... - zaśmiała się Kiazu.
- Oj Siostra, siostra przecież to Ci właśnie powiedział. - stwierdził Otachi.
- Właśnie to co usłyszałaś to to samo co chciałaś usłyszeć tyle że znacznie bardziej złośliwe i dobitniej stwierdzające abyś nie zadawała takich pytań - dopowiedział śmiejąc się Hachi.
- Wiem i dlatego nie podoba mi się ta odpowiedź, bo skubany chce był sobie pomyślała o nie wiadomo czym, a tak naprawdę nic nie robili, a ja teraz mam różne dziwne myśli .... - odparła niezadowolona Diuna.
- Hehehe... Kurai jesteś sprytniejszy niż ona myślała że jesteś... No proszę moja siostra załatwiona taką prost bronią... dobre - dodał śmiejący się Hachi.
- O tu jesteście .... - wtrącił Hetto, po czym dodał - Chodźcie dzieciaki czeka na nas uczta.
- Już idziemy. - odparła Kiazu.
A następnie wszyscy ruszyli za weterynarzem do pałacu.


************

Ziemia, bardzo późny wieczór. Nasi przyjaciele wrócili już do domu. Siedzą sobie w salonie dziewczyn i rozmawiając szykują pomału do nocy.
- Kurcze szkoda, że jutro do pracy... - stwierdziła Kiazu.
- Nom, ja bym najchętniej już tam nie wracała - dodała Diuna przeciągając się.
- Słuchajcie, mam parę informacji na temat informacji których szukaliśmy. - wtrącił nagle Kurai.
- No to dajesz Stary. - stwierdził entuzjastycznie Hachi.
- Ogólnie po pierwsze w książce która była u Królowej Namary, ktoś za sprawą mocy wyczyścił wszystkie karty związane z rytuałem " Gaikei- ra"...
- A niby skąd to wiesz? - wtrąciła dociekliwym zapytaniem Kiazu.
- Ale co? Jak? Gdzie? Kiedy? - zapytał równie dociekliwie Otachi.
- To teraz nie jest istotne. Po drugie z informacji jakie dało się otworzyć wiadomo, że Smoka Dusz można przywołać i technicznie zapanować nad nim jedynie za pomocą białego koto smoka o tęczowych pustych oczach.... - kontynuował dalej Kurai.
- To dlatego ostatnio, polują na naszą Yuri ... - wtrąciła Rina.
- Dokładnie, jest ona potrzebna do obydwu rytuałów z tym smokiem. Po trzecie kiedy zakończy się rytuał "Gaikei- ra" ma przyjść straszliwa siła zniszczenia. Po czwarte informacje o interesującym nas rytuale wykasował osobiście Ambasador Chifuin, a to nie wróży niczego dobrego. - dokończył Kurai.
- Co to za jeden? - spytał Otachi.
- A co chodzi Królowej Sansha? - spytała Diuna.
- Chifuin jest jednym z czterech Ambasadorów i włada Desteoms. Jest czystej krwi demonem, który jest rządny władzy absolutnej, a Królowej nie wiem, albo sama będzie chciała zrobić rytuał pierwsza, albo chce zapobiec działaniom ambasadora. Co kol wiek się nie okaże dobrze by było abyśmy byli gotowi. - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- Ja obstawiałbym to pierwsze ... - stwierdził Hachi.
- Mniejsza, przede wszystkim trzeba chronić Yuri i będzie dobrze. - dodała Kiazu.
- Rozsądne, Rina nie z puszczaj z niej oka. - wtrąciła Diuna.
- Nie my wszyscy musimy jej pilnować. - stwierdził Otachi.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz