„Ale
co? Jak? Gdzie?”
Wspaniała
komnata z czerwonymi kanapami pełnymi kolorowych poduszek. Po środku
kanap stoi stół pełen słodkości, napojów oraz wszelakich małych
przekąsek. Na jednej kanapie siedzi Ankara, na kolejnej siedzą
Hachi, Otachi i Diuna, na jeszcze kolejnej Hetto i Kiazu, natomiast
na ostatniej siedzi Kurai i Rina.
-
Jak zawsze miło Was gościć. - stwierdził nagle Ankara.
-
My tez bardzo lubimy tu wpadać. - odparła radośnie Kiazu.
-
Tym razem byliście na Heyvanlar i braliście udział "w
starciu odważnych" tak? - zapytał Hetto.
-
Owszem, ciekawe przeżycie. - odpowiedział Hachi.
-
To moi kochani opowiadajcie. - wtrącił ambasador.
-
A więc wszystko zaczęło się po naszej parapetówce... - zaczęła
opowiadać Kiazu.
-
Zostali u nas na noc Deti i Myo, te dwie lemurze fury. - wtrącił
Otachi.
-
Uczestnicy turnieju, jak dobrze pamiętam, prawda? - zapytał
przyjaźnie Ankara.
-
Tak dokładnie to oni, Heyvanlar to ich ojczysta planeta i mniej
więcej zaprosili nas na trochę do siebie. - odpowiedział Hachi.
-
Mają świetną siostra i bardzo fajnych rodziców. - wtrąciła
nagle Kiazu.
-
I stanowczo za dużo pracy nas tam spotkało, ale muszę przyznać iż
było miło. - dopowiedziała Diuna.
W
tym momencie zrobiła się wrzawa i każdy przekrzykiwał się ze
swoimi wspomnieniami z pobyty na niezwykłej planecie fur. Ankara
starał się uważnie słuchać, ale na wet dla niego było to
chaotyczne i pojęte. Uśmiechnął się ciepło i wtrącił
uspokajając swoich przyjaciół:
-
Spokojnie Kochani, proszę nie wszyscy na raz.
Jednak
neczanie tak się wkręcili w swoje opowieści, iż nawet nie
usłyszeli ambasadora, który nadal się uśmiechał i pozwalał
entuzjastycznie opowiadać swoim gościom. Nagle władca zwrócił
uwagę na siedzącą przed nim Rinę z Yuri na ramieniu, śmiejącą
się z rodzeństwa i ich opowieści i siedzącego obok niej Kurai'a
który siedział luzacko z lekko spuszczoną głową i uśmiechał
się przed nosem. Następnie zwrócił uwagę na stojących na
wprost siebie Hachiego i Kiazu, którzy próbowali się przekrzyczeć
i w między czasie podebrać drugiej osobie co lepsze kąski. Potem
zobaczył zakłopotanego Otachiego który początkowo chciał wtrącić
się w opowieści rodzeństwa, jednak w krotce zrezygnował i sam
zaczął wyjadać najsmakowitsze kąski ze stołu szeroko się
uśmiechając. Po chwili w tym chaosie zobaczył wylegującą się
jak gdyby nigdy nic Diunę z Neko na kolanach i obsługującą się
za pomocą swoich psychicznych mocy. Po chwili spojrzał na Hetto,
śmiejącego się pod nosem i próbującego ogarnąć o czym oni
wszyscy mówią.
-
Słuchajcie Kochani. - powiedział dość głośno i stanowczo
władca.
W
tym momencie wszystkie oczy zwróciły się na ambasadora, który
mówił dalej:
-
Przepraszam Was, Moi Mili, lecz mam do załatwienia kilka pilnych
spraw, proszę czujcie się jak u siebie i będzie mi bardzo miło
jak spotkamy się przy kolacji i opowiecie mi o swoich przygodach.
-
Spoko - odparła Kiazu.
-
Anki baw się dobrze.- wtrąciła leniwie Diuna.
-
Nie omieszkam przemyśleć twojej propozycji. - odpowiedział Ankara
z przyjaznym uśmiechem. Po czy dodał już prawie wychodząc - A
właśnie Kurai, Lu się o Ciebie pytał. Zajrzysz proszę do niego?
-
Tak, zaraz do niego pójdę.- odparł Kurai.
Następnie
Ambasador wyszedł, a Otachi spytał:
-
Kto to jest Lu?
Elektryczny
neczaniń nic mu jednak nie odpowiedział, za to odezwała się Rina:
-
Hmmm... pamiętacie chłopca wypasającego pingwiny?
-
No tak mniej więcej... - stwierdził Hachi po chwili zastanowienia.
-
W każdym bądź razie to jest właśnie Lu ... czasem przychodzi do
kliniki Hetto ze swoimi pingwinami... - kontynuowała wodna neczanka.
-
No spoko, a co on może chcieć od Kurai'a? - zapytała dociekliwie
Kiazu.
-
Pewnie chce zagrać w "CorFael" - wtrącił Hetto.
-
Korfil? Co to? - zapytał Otachi.
-
Taka tutejsza gra, idźcie z Kurai'em to się dowiecie, a Lu pewnie
się ucieszy z większej ilości graczy. - odpowiedział weterynarz z
uśmiechem.
************
-
Idziemy i idziemy, kiedy dojdziemy? - spytała leniwie Diuna.
-
Jeszcze chwile ... Lu pewnie jest w jednym z ogrodów. -
odpowiedziała Rina, mająca Yuri na ramieniu.
-
Spoko, a powiesz nam nacyzm polega ta gra? - spytał dociekliwie
Hachi.
-
Hmm... z tego pamiętam to gra się niewielką "szmacianą"
piłką ... można ja odbijać wszystkimi częściami ciała prócz
rąk ... jak piłka poleci do Ciebie to musisz ją przyjąć i
popisać się odbijaniem piłeczki a następnie niepodziewanie podać
do innego gracza stojącego w kole ... Ten kto upuści piłkę na
ziemie odpada i siada na ziemi ... ta osoba która zostanie wygrywa
... tak się mi wydaje...zresztą zobaczycie w praktyce -
odpowiedział Rina, nadal z Yuri na ramieniu.
-
Brzmi banalnie. - odparła Kiazu.
-
Jasne bez trudy wygramy. - dodał Hachi.
-
Heheh ... nie lekceważcie innych graczy. - dodała Rina.
************
W
kole stroi trójka chłopców w różnym wieku. Najstarszy ma czarne,
krótkie i ulizane włosy. Ubrany jest w luźny sportowy niebieski
strój i ma niebieskie oczy, obok niego jest chłopiec z brązowymi
włosami, spiętymi w krótkiego kucyka i o jasna piwnych oczach
pełnych pasji. Jest on również ubrany na sportowo. Ostatni Ma
niebiesko-rude włosy i czerwone oczy. Trzyma on w garści nie wielką
szmacianą czarno żółta piłkę.
-
Rina, Kurai! - wykrzyknął jeden z chłopców, po czym dodał do
swoich kolegów - Poczekajcie chwile, może będziemy mieć więcej
graczy.
W
tym momencie z koła wyszedł chłopiec z brązowym kucykiem.
-
Jej Lu, urosłeś. - stwierdziła radośnie Rina.
-
Tak, w końcu się udało. - odparł żartobliwie chłopiec, po czym
dodał z nadzieją - Czy wy i Wasi znajomi zagracie z nami?
-
Jasne, - wtrącił Otachi a następnie powiedział: - To jest Kiazu
Diuna, Hachi, a ja jestem Otachi.
-
Miło Was poznać, ja jestem Lu a tam jest Shtu i Black. Znacie
zasady?
-
Tak, Rina nam mówiła. - odpowiedział Hachi.
-
Świetnie, to zapraszam do koła i idziemy na żywioł. - odparł Lu
z uśmiechem i głaszcząc Yuri.
************
Gra
i zabawa toczą się już od jakiegoś czasu i to już jest któreś
starcie z kolei. Rina siedzi na kolanach na ławce z oparciem. Diuna
leży leniwie pod jednym z drzew, Yuri podaje piłkę jak ta ucieknie
za daleko, a reszta nadal się zmaga. Właśnie piła poleciała do
Hachiego, który bez większego trudy przyjął ja na główkę.
Następnie odbił ja kilkukrotnie czubkiem głowy, po czym za którymś
razem kiedy piła była jeszcze w górze zrobił salto i lewą piętą
odrzucił ją od siebie. Szmaciana piłeczka z duża szybkością
poleciała w kierunku Lu. On przyjął piłkę dużo bardziej
zaawansowanie od neczańczyka. Za nim piłka do niego doleciała
zrobił obrót wokół własnej osi i przyjął piłkę lewym
barkiem. Piłka odbiła się od niego i poleciała w dół, wtedy Lu
odpił ją lewym udem a następnie zrobił szybki obrót i prawym
kolanem posłał ją dalej.
-
Łoł to było dobre- stwierdził z podziwem Otachi.
-
Dzięki, dopiero się rozkręcam. - odparł Lu szczerząc kły.
-
To patrzcie na to. - stwierdził Black. robiąc swój popis.
Zatańczył
istny breakdance odbijając piłeczkę o każdy fragment swego ciała
na koniec kręcąc się na głowie wykopał ja dalej.
-
Black popisujesz się dzisiaj. - stwierdził Shtu, odbijając piłkę
prawym kolanem.
W
tym czasie Kurai podszedł do Riny i nachylił się nad nią
opierając się lewą ręką o oparcie ławki. Zrobił to tak szybko,
że praktycznie nikt tego nie zauważył.
-
O cześć ... już nie grasz? - stwierdziła zaskoczona dziewczyna.
-
Znudziło mi się ... - odparł Kurai.
-
No spoko .... Lu i reszta dobrze się bawią ... - odpowiedziała
Rina.
W
tym momencie elektryczny neczanin pocałował swoją ukochaną, a ta
zamknęła oczy. Nagle wodna neczanka poczuła że leci gwałtownie
do tyłu, wiec otworzyła oczy i odruchowo objęła szyję ukochanego
w nadziei iż ją utrzyma. Dość szybko wylądowała na plecach,
obejmowana przez neczanina, który dopiero przerwał pocałunek i
spojrzał jej głęboko w oczy.
-
Przepraszam ... byłam pewna że jest za mną jest oparcie. -
stwierdziła mocno zdziwiona dziewczyna leżąca na czymś miękkim.
-
Bo było - odparł Kurai, który ponownie zaczął całować swoją
ukochaną, jednocześnie prawą ręką przejechał delikatnie po jej
lewej nodze, od kolana w górę. Kiedy doszedł do jej biodra, to
Rina gwałtownie złapała go za nadgarstek, tym samym zatrzymała
jego rękę i przerwała pocałunek. Jej serce bije jak oszalałe,
całe jej ciała drżało i z każdą chwilą robiło się jej coraz
cieplej. Zarumienione policzki i jej żółte błyszczące oczy
dodają neczance zarówno uroku jak i słodkości.
-
Kurai.... wszyscy patrzą ... - stwierdziła nieśmiało dziewczyna.
-
Nie bój się... przeniosłem nas z dala od nich.
-
Ale ...- odrapała bardzo niepewnie i nieśmiało Rina, coraz
bardziej się czerwieniąc.
W
tym momencie Kurai odsunął się od niej jednak ona nie puściła
jego ręki. Po chwili oboje usiedli, na brzegu łózka. Tylko
spojrzała na niego błyszczącym ale wystraszonym wzrokiem mówiąc:
-
Kurai ... nie odchodź ...
Neczańczyk
spojrzał na ukochaną, a ich oczy ponownie się spotkały, a
spojrzenie stało się bardzo głębokie. Po dłuższej chwili Kurai
powiedział, głaszcząc dziewczynę po policzku.
-
Dobrze zostanę ...
-
Kurai ... ja ... - próbowała coś nieśmiało powiedzieć neczanka.
W
tym momencie Kurai, delikatnie pocałował ją w czoło, nic nie
mówiąc. Dziewczyna zarumieniła się i spuściła lekko głowę.
Jej oszalałe serce chciało się wyrwać z jej piersi. Kurai cały
czas zachowuje się zupełnie normalnie. Rina natomiast jest z jednej
strony spłoszona, a z drugiej strony bardzo podekscytowana. Nagle
wodna neczanka przysunęła się do ukochanego i delikatnie cmoknęła
go w usta. Po czym delikatnie się speszyła, a następnie ponownie
go pocałowała, jednak tym razem znacznie pewniej i namiętniej.
************
Właśnie
Kiazu daje popis, odbiją piłkę najpierw dwukrotnie od kolana,
następnie odbijała ja głową, potem na przemiennie udami. Robiła
to przy okazji tańcząc taniec którego uczyli wnukowie Starego
Kozła. Swój popis zakończyła mocnym piłkarskim uderzeniem. Piłka
poleciała z bardzo dużą szybkością Lu, który odbijał piłkę
na przemian ramionami i mówił:
-
Dziewczyna w spódnicy wymiata. Dobra jesteś!
-
To miniówka, ale dziękuję. - odparła dumna z siebie Kiazu.
************
-
Ambasadorze Ankaro, dochodzą mnie słuchy iż Chifuin coś planuje.
- odezwał się kobiecy głos.
-
Ja myślę że powinniśmy działać i skopać mu cztery litery. -
wtrącił naprawdę narwany męski głos.
-
Ty to tak zawsze, i pomyśleć że staruch z Ciebie a nerwus i furiat
jak nie wiem. - dopowiedział kobiecy głos.
-
Oj, Kochana trochę więcej szacunku jak Ty się rodziłaś to ja już
dawno siedziałem na tronie.
-
Przestań są młodzi władcy ode mnie.
-
Owszem, ale maja chociaż krztę szacunku. Ale i tam myślę, że
jesteście stanowczo za młodzi na rządzenie.
-
Skończyliście już? - zapytał nagle Ankara.
-
Tak. - odparły zgodnie głosy z naprawdę olbrzymim szacunkiem.
-
Dobrze, Po pierwsze Chifuin jest póki co na przegranej pozycji, więc
nic groźnego nie wymyśli. Myślę, że powinniśmy poczekać na
jego kolejny ruch. Po drugie brew wszelakim pozorom on jest rozsądny
i bardzo sprytny. W tej chwili jakbyśmy wypowiedzieli mu wojnę to
my byśmy byli na straconej pozycji, gdyż w ogólnej opinii wojna
byłaby naszym dziwnym kaprysem, a po za tym po co niepotrzebnie
przelewać krew? Zwłaszcza, że wojownicy mogą się przydać
znacznie później. Nie można marnować życia naszych poddanych bo
taka mamy zachciankę. Po trzecie obecnie wiemy jedynie, że coś
planuje, oraz że zbiera dziwne i rzadkie rzeczy co zwróciło
szczególną uwagę władców. Tak ja i to, że nagle zainteresował
się kolekcją ksiąg zakazanych. ...
************
Trochę
przyciemniony pokój z przysłoniętymi żaluzjami, które są nie do
końca przysłonięte, przez co ciepłe promienie słoneczne wpadają
do pomieszczenia. Nadaje to dość ciepły i niezwykły klimat. Kurai
siedzi wygodnie party o ścianę, z wysoko podniesioną głową. W
swoich ramionach trzyma wtulającą się w niego wodną neczankę.
Oboje są nadzy i od pasa w dół przykryci kołdrą. Rina leży tak
wtulona, iż jej długie i rozpuszczone włosy zasłaniają jej
plecy, pozostawiając odkryte jedynie cześć ramion, oraz trochę
prawego boku. Natomiast u Kurai'a widać zaledwie ramiona i cześć
torsu. Od obydwojga promienieje szczęście, spełnienie i swego
rodzaju ukojenie i pasja. Są tak zgrabnie wpleceni w siebie iż
bardziej krępujących nagości nie widać.
-
Kurai .... - wyszeptała nagle, delikatnie i nieco łamiącym się
głosem dziewczyna.
Odruchowo
elektryczny neczaniń nachylił się tak by jego ukochana mogła mu
mówić prosto do ucha. Jednak ona pocałowała go jedynie w
policzek. W tym momencie w pokoju pojawił się czarnoszary dym, z
którego wyszedł niski i starszy mężczyzna, z białą brodą do
piersi i zieloną szata z kapturem, który skutecznie zasłania
resztę jego twarzy.
-
Bez szczelna niewychowana młodzież! - stwierdził stanowczo i z
pogardą przybysz.
Na
te słowa Rina strasznie się spłoszyła i mocnej wtuliła się w
ukochanego. Próbując się okryć. Czuła się bardzo zawstydzona.
-
Powiedział ten wychowany. - odparł Kurai, który nie zmienił
pozycji, tylko mocniej objął ukochaną aby ta się uspokoiła.
-
Gówniarz jeden, mam sprawę do Ciebie.
-
Tirhugentoshokan wyjdź i poczekaj chwile. - odparł stanowczo
Kurai.
-
Panienka jest znacznie Młodsza niż ja więc niech ona wyjdzie.
Jestem tak stary i nie takie rzeczy już widziałem, no już wynocha
dziewczyno bo my musimy pogadać.
-
Zapomniałeś chyba z kim rozmawiasz .... Powiedziałem wyjdź za
drzwi i poczekaj!
-
Przepraszam, Stary jestem i nie przywykłem jeszcze, że taki
dzieciak ma przepustkę. Jak sobie życzysz, wyjdę, ale streszczaj
się proszę.
W
tym momencie strażnik biblioteki wyszedł z pokoju, a Kurai
pocałował delikatnie ukochaną w usta po czym zgrabnie się
spodniej wysunął. To spowodowało iż ona położyła się na
brzuchu w łóżku i nadal była przykryta kołdrą. Elektryczny
neczanin dość szybko się ubrał i wyszedł do strażnika,
zostawiając dziewczynę samą. Rina wtuliła się w pościel i
przymknęła na chwilę swoje oczka, radośnie uśmiechając się pod
nosem.
************
-
Kiazu dałaś czadu dzisiaj. - stwierdził Otachi.
-
Spoko wy też byliście całkiem nieźli. - odparła dumnie Kiazu.
-
Fajna gra można by było jeszcze kiedyś w to zagrać. - wtrącił
Hachi.
-
Popieram Bro, dobra myśl. - odparł Otachi.
-
Zauważyliście, że gdzieś zniknęła Rina i Kurai? - spytała
nagle Diuna.
-
Oj tam, pewnie Rina poszła pomagać Hetto, a Kurai gdzieś sobie
poszedł. - odpowiedziała trochę olewczo Kiazu.
-
O Patrzcie tam idą. - stwierdził Otachi pokazując przed siebie.
Rzeczywiście
między drzewami idą oboje trzymając się za rękę. Nie trzeba
było długo czekać, aż doszli do reszty. W tym momencie Yuri
usiadła Rinie na ramieniu wtulając się w jej szyje i policzek,
domagając się tym samym pieszczot. Już po chwili neczanka zaczęła
ją głaskać.
-
Co robiliście? - zapytała dociekliwie Diuna.
Rina
nic nie odpowiedziała jedynie zarumieniła się trochę, jednak
biały koci smok swoim zachowaniem odwracał od tego uwagę.
-
Wszystko to o czym boisz się teraz pomyśleć a spytać nie wypada -
odparł chłodno Kurai.
Po
chwili ciszy speszona i lekko zaczerwieniona Diuna powiedziała
stanowczo i z niedowierzaniem:
-
Jasne .... Akurat ... uważaj bo Ci uwierzę ... - Po czym dodała
zniechęcona i przewracając oczami. - Mniejsza ... ale już
wolałabym usłyszeć "Nie wtrącaj się" czy coś.
-
Heheh ... ładne zagranie ... - zaśmiała się Kiazu.
-
Oj Siostra, siostra przecież to Ci właśnie powiedział. -
stwierdził Otachi.
-
Właśnie to co usłyszałaś to to samo co chciałaś usłyszeć
tyle że znacznie bardziej złośliwe i dobitniej stwierdzające abyś
nie zadawała takich pytań - dopowiedział śmiejąc się Hachi.
-
Wiem i dlatego nie podoba mi się ta odpowiedź, bo skubany chce był
sobie pomyślała o nie wiadomo czym, a tak naprawdę nic nie robili,
a ja teraz mam różne dziwne myśli .... - odparła niezadowolona
Diuna.
-
Hehehe... Kurai jesteś sprytniejszy niż ona myślała że jesteś...
No proszę moja siostra załatwiona taką prost bronią... dobre -
dodał śmiejący się Hachi.
-
O tu jesteście .... - wtrącił Hetto, po czym dodał - Chodźcie
dzieciaki czeka na nas uczta.
-
Już idziemy. - odparła Kiazu.
A
następnie wszyscy ruszyli za weterynarzem do pałacu.
************
Ziemia,
bardzo późny wieczór. Nasi przyjaciele wrócili już do domu.
Siedzą sobie w salonie dziewczyn i rozmawiając szykują pomału do
nocy.
-
Kurcze szkoda, że jutro do pracy... - stwierdziła Kiazu.
-
Nom, ja bym najchętniej już tam nie wracała - dodała Diuna
przeciągając się.
-
Słuchajcie, mam parę informacji na temat informacji których
szukaliśmy. - wtrącił nagle Kurai.
-
No to dajesz Stary. - stwierdził entuzjastycznie Hachi.
-
Ogólnie po pierwsze w książce która była u Królowej Namary,
ktoś za sprawą mocy wyczyścił wszystkie karty związane z
rytuałem " Gaikei- ra"...
-
A niby skąd to wiesz? - wtrąciła dociekliwym zapytaniem Kiazu.
-
Ale co? Jak? Gdzie? Kiedy? - zapytał równie dociekliwie Otachi.
-
To teraz nie jest istotne. Po drugie z informacji jakie dało się
otworzyć wiadomo, że Smoka Dusz można przywołać i technicznie
zapanować nad nim jedynie za pomocą białego koto smoka o tęczowych
pustych oczach.... - kontynuował dalej Kurai.
-
To dlatego ostatnio, polują na naszą Yuri ... - wtrąciła Rina.
-
Dokładnie, jest ona potrzebna do obydwu rytuałów z tym smokiem. Po
trzecie kiedy zakończy się rytuał "Gaikei- ra" ma
przyjść straszliwa siła zniszczenia. Po czwarte informacje o
interesującym nas rytuale wykasował osobiście Ambasador Chifuin, a
to nie wróży niczego dobrego. - dokończył Kurai.
-
Co to za jeden? - spytał Otachi.
-
A co chodzi Królowej Sansha? - spytała Diuna.
-
Chifuin jest jednym z czterech Ambasadorów i włada Desteoms. Jest
czystej krwi demonem, który jest rządny władzy absolutnej, a
Królowej nie wiem, albo sama będzie chciała zrobić rytuał
pierwsza, albo chce zapobiec działaniom ambasadora. Co kol wiek się
nie okaże dobrze by było abyśmy byli gotowi. - odpowiedział
spokojnie i chłodno Kurai.
-
Ja obstawiałbym to pierwsze ... - stwierdził Hachi.
-
Mniejsza, przede wszystkim trzeba chronić Yuri i będzie dobrze. -
dodała Kiazu.
-
Rozsądne, Rina nie z puszczaj z niej oka. - wtrąciła Diuna.
-
Nie my wszyscy musimy jej pilnować. - stwierdził Otachi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz