czwartek, 27 listopada 2014

Epizod 96

Trening u Kronosa ”


Minęło kilka dni. Nasi przyjaciele nadal trenują pod czujnym okiem czarnego smoka. Dzisiaj trenują już od kilku ładnych godzin więc na dworze jest już lekka szarówka. Znajdują się oni w szerokim i głębokim kanionie pełnym szpiczastych i ostro zakończonych, szarych stalagmitów, które wyglądają jakby były zrobione z najtwardszych skał. Dodatkowo z powietrza i z poukrywanych jaskim są szczętnie ostrzeliwani ognistymi kulami. Neczanie sprawnie umykają skacząc po skałach i pomału zaczynają wykorzystywać teren na którym są na swoją korzyść. Każde z nich ma przywołane broń żywiołu. Na czele stawki jest Kurai i Kiazu. Oboje podążają jak burza, sprawnie przemykając po terenie i dobrze używając swoich broni. Wyglądają zupełnie jakby rywalizowali ze sobą o to które z nich jest lepsze. Tuż za nimi sprawnie podążają Otachi i Diuna, którzy również sobie całkiem dobrze radzą. Następnie daleko za nimi jest Hachi i Rina, który radzą sobie dość marnie, ale znacznie lepiej panują już nad swoją bronią. Wszyscy są zmęczeni,a ale ta ostatnia dwójka w szczególności. Nagle wielka ognista kula zaczęła lecieć w kierunku Hachiego. Neczanin nie miał jak uskoczyć więc bez zawahania odbił od swojego kamiennego miecza. Kiedy myślał, że jest już bezpieczny jego broń znikła, a on sam usiadł zmęczony na ziemi, jednak w jego kierunku leciała już kolejna ognista kula. Kiedy była ona już całkiem blisko to została ona odbita przez wodne guan-dao, więc wszędzie pojawiła się para która na chwile zasłoniła neczan.
- Dzięki siostra...- stwierdził dyszący Hachi.
- Ehe ... spoko ... - odparła zadyszana Rina opierając się o swoja broń.
Po chwili dziewczyna upadła na kolana, a jej guan-dao rozpłynęło się jak kamfora.
- Nie dam już rady. - wysapała neczanka.
- Ja też siostra ja też. - dodał Hachi.
Nagle wokół nich pojawił się elektryczna tarcza,a koło nich pojawił się Kurai.
- Żyjecie? - zapytał elektryczny neczanin.
- Chciałbym nie żyć, bo wiem co nas czeka - odpowiedział Hachi.
- A Ty już skończyłeś? - zapytała Rina.
- Tak, ja i Kiazu skończyliśmy, Otachi ma jeszcze okrążenie, Diuna dwa ... - odpowiedział Kurai.
- Ja przy 10 przestałem liczyć. - wtrącił zdyszany Hachi.
- O tu przede mną ukrywacie - odezwał się nagle smok.
- Nie, jakbyśmy śmieli... my tylko dogorywamy w spokoju. - odparł trochę złośliwie Hachi.
- Lubię ten Twój cięty język, no ruszać się przed Wami jeszcze 15 okrążeń.- odpowiedział smok "uśmiechając się pod nosem".
- Stary nie żartuj tak nawet. - stwierdził Hachi.
- No już, bo zaraz Wam jeszcze dołożę okrążeń. - dodał stanowczo smok.
- Przepraszam ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- No słucham Cię. - odparł Kronos.
- Czy możemy je przebiec używając ewentualnie mocy ... a nie broni żywiołów?- konturowała nieśmiało i ze strachem w zadyszanym głosie dziewczyna.
- Idźcie już na start i ruszajcie. - odparł bez emocjonalnie smok, nie odpowiadając na pytanie.
W tym momencie wycieńczona dwójka neczan wstała, Hachi powiedział:
- Dobra chodź siostra, bo on jest gotowy dołożyć nam jeszcze okrążeń.
Następnie oboje udali się w kierunku początku kanionu. W tym czasie Kurai i Kronos wymienili miedzy sobą chłodne i stanowcze spojrzenia.


************

Na szczycie kanionu stoi Kiazu, Kurai, Otachi i Kronos. Doskonale widzą jak reszta neczan wolnym krokiem udaje się na start.
- Nie dają już rady. - stwierdziła nagle Kiazu.
- Na mój gust nie są już zdolni przywołać broni, no może Diuna jeszcze da rade na chwile ale reszta wątpię w to ... - dodał Otachi.
- Kronos oni idą na start aby wejść tu do nas na górę prawda? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Zabawna jesteś, Diuna ma trzy okrążenia, reszta jeszcze 15. - odpowiedział spokojnie smok.
- Ej no Ziom, nie przesadzaj zabijesz ich zaraz. - wtrącił Otachi.
- Jak mają używać broni to powinieneś od razu ich pozabijać, będzie łatwiej. - stwierdziła Kiazu.
- Kuszące, naprawdę kuszące, ale wole wykańczać Was powoli. Jedzenie na wolnym ogniu gotowane jest znacznie smaczniejsze, a skoro o jedzeniu mowa, to czy nie powinniście łowić dla mnie ryb? - zapytał stanowczo czarny smok.
- Tak, tak już idziemy .... - odparła Kiazu odchodząc.
- Ziom jak złowimy ryby za nich to odpuścisz im połów? - zapytał nagle Otachi.
Czarna bestia nic mu nie odpowiedziała. Smok kiwnął jedynie potakująco głową. Na ten gest wietrzny neczanin uśmiechnął się pod nosem i ruszył za siostrą. Kurai nadal wymieniał lodowe spojrzenia ze smokiem. Po dłuższej chwili milczenia Kronos nagle splunął ogniem, rozpostarł skrzydła, uniósł się w powietrze i odleciał. Następnie zatoczył koło nad neczanami w kanionie, po czym majestatycznie wylądował prze nimi.
- Jeśli stwierdzisz, że za wolno się ruszamy i w związku z tym dokładasz nam okrążeń to się załamie - stwierdził załamany Hachi.
- Bez jaj ... znowu Ty ... - dodała złośliwie Diuna.
- Mi też miło Was ponownie widzieć, skoro nie chcecie słuchać wieści to ja już sobie pójdę...- odparł Kronos.
- Nie poczekaj ... proszę ... wysłuchami Cię... - wtrąciła nieśmiało i przyjaźnie Rina.
- Dobrze, zatem słuchajcie, mam dzisiaj dobry humor więc Wam trochę odpuszczę. Nie musicie używać broni, ale musicie zrobić wszystkie zaległe okrążenia. Jednak ostrzegam, że następnym razem jak się spodkami ilość okrążeń jaką macie w tej chwili będzie waszą liczbą startową. Rozumiemy się?
- Tak. - odparli zgodnie neczanie. Po czym Hachi dodał - Dzięki Ci łaskawco ...
- Dziękujemy... - wtrąciła Rina kłaniając się.


************

- Hej nie wiem czy dzisiaj coś złowimy. - stwierdził Otachi siedząc na granicy brzegu i wody, na jakimś kamieniu.
- Pewnie ten stary maruda wszystko zjadł ... - odparła Kiazu stojąca po pas w wodzie, a następnie dodała - Kronos mógłby nauczyć nas czegoś pożytecznego, a nie kazać łowić sobie obiad.
- Wiesz, no w sumie to chyba forma zapłaty za czas poświęcony nam. - wtrąciła Diuna wchodząca do wody.
- To też, jednak łowienie ryb ma nas nauczyć wytrwałości i cierpliwości. - dodał Kurai siedzący na wyższej skale, znajdującej się w wodzie.
- Cierpliwości? A po co to komu... Wkurza mnie to polowanie na ryby, zwłaszcza, że ich tu nie ma... po co komu ta cała cierpliwość? - złościła się Kiazu.
- Przez swoją narowistość przegrałaś ostatnia walkę ... - stwierdził Kurai.
- Jak to? - zdziwiła się ognista neczanka.
- W sumie racja... trzaskałaś energia na prawo i lewo ...- wtrącił Otachi.
- Mam dużo energii ...- odparła beztrosko Kiazu.
- Owszem, ale wyobraź sobie, że tamta demonica była słabsza od Ciebie, a Cię pokonała... ona nie używała dużo mocy do kontroli broni żywiołu i nie wzmacniała jej za każdym atakiem ... nie trzaskała energią na prawo i lewo ... nie siła ale strategia ... Mushinella była cierpliwa ... cały czas używała takiej samej ilości energii ... więc gdy Ty opadałaś już sił to ona nadal była zdolna do walki... Nie sztuka walczyć z kimś słabszym i wygrać ... sztuką jest będąc słabszym pokonać znacznie silniejszego.... a do tego trzeba być cierpliwym, opanowanym, sprytnym i skutecznym ... Popisywanie się ilością energii nie zapewni Ci zwycięstwa ... - odpowiedział chłodno Kurai.
- W sumie to on ma racje ... - stwierdził beztrosko Otachi.
- Hmm... dobra przyznaje coś w tym jest ... i na pewno jest dużo racji w tym co mówisz ... ale muszę to przemyśleć ... - odparła po dłuższej chwili namysłu Kiazu, po czym dodała z lekką pretensją - No ale ryby ...
- W sumie też bym wolała coś mniej łuskowatego ... - dodała Diuna.
- Ja tam się ciesze, że to są ryby a nie jakieś inne dziwne smocze rarytasy... - wtrącił Otachi szczerząc zęby.
- Hehehe ... no racja ...- zaśmiała się Kiazu.


************

Morderczy trening u smoka trwał jeszcze długo. Ostatecznie wszyscy robili dodatkowe okrążenia. Po wszystkim padnięci wrócili do domu zjedli kolację i zmęczeni padli spać. Z każdym kolejnym dniem Kronos wymaga od nich coraz więcej i więcej, a na dokładkę obiecywał im, że będzie już tylko gorzej a nie lepiej. Któraś noc z kolei, po takim męczącym treningu, zleciała stanowczo za szybko, a jakby tego jeszcze było mało nasi bohaterowie bladym świtem zostali wezwani przez Kronosa na smocze polany.
- Co tak wcześnie? - spytała Kiazu ziewając.
- Właśnie ... nie za mało odpoczynku? ... Zwykle dajesz nam go trochę więcej ... - dodał zaspany Hachi.
- E tam, mieliście parę godzin, to powinno Wam starczyć aż nad to. Mniejsza, dzisiaj mam dla Was nietypowe zadanie. Mianowicie macie przywołać broń żywiołu i pozostawić ją tu na polanie, a następnie utrzymać przez cały dzień przebywając na ziemi i robiąc to co zazwyczaj robicie w ciągu dnia. - odpowiedział chłodno Kronos.
- To żart prawda? - zapytał Otachi.
- Nawet ja nie jestem wstanie zrobić tego przez cały dzień i to na taką odległość. - wtrąciła niezadowolona Kiazu.
- Na Twoim miejscu utrzymałbym ta broń przez cały dzień bo inaczej naprawdę tego pożałujesz. Z góry uprzedzam iż za każde zniknięcie broni macie dodatkową godzinę - odparł stanowczo czarny smok.
- Z całym szacunkiem Ziom, co nam to da? - zapytał dociekliwie Hachi.
- No w sumie dziwne zadanie ... - dodała Diuna.
- To zadnie pozwoli mi coś sprawdzić. Użyjcie czasem mózgownicy, a nie liczycie tylko na gotowe. A za marudzenie, macie dodatkową godzinę. Wszyscy! Odpowiedzialność zbiorowa. A teraz dzieciaki przywoływać te bronie i zostawić je. - odparł groźnie Kronos.
Neczanie byli co najmniej zdziwieni, jednak żadne z nich nie protestowało, gdyż doskonale wiedzieli czym to się skończy. Po chwili Kurai przywołał swoja broń i wbił ją w ziemie tuż przed czarnym smokiem. Zrobił to tak że znaczna jej cześć była nad ziemią, ale stała stabilnie. Reszta ze swoimi broniami zrobiła to samo. Kiedy ostatnia broń została wbita w ziemię, to czarna bestia powiedziała:
- Dobrze a teraz zmiatajcie i przybądźcie wieczorem.


************

Minęło zaledwie parę godzin i dzień jeszcze na dobre się nie rozkręcił. Bronie żywiołów stoją w jednym rzędzie wbite na baczność. Momentami są wyraźniejsza, a momentami ich kolor znacznie blaknie, ale na szczęście żadna jeszcze nie znikła. Kronos leży wygodnie przed nimi i bardzo uważnie je obserwuje.
- Póki co całkiem dobrze im idzie, ale to dopiero początek. - pomyślał smok szczerząc groźnie kły. Po chwili rozmyślał dalej - hmm... Kiazu się czymś strasznie rozprasza, jej broń momentami bardzo bladnie, ale póki co utrzymała broń, o dziwo Otachi i Rina nieźle sobie radzą ich bronie jeszcze praktycznie nie bledną. To oznacza, że albo nic nie robią, albo mają podzielną uwagę. Co do Kurai'a to wiem, że ma podzielną uwagę, ale to zadanie będzie ciężkie nawet dla niego... reszta tej gromadki nadal jest dla mnie swego rodzaju zagadką. Co prawda Diuna i Hachi są dokładnie po środku, ale przyznaję że dobrze sobie radzą. Heh... szczerze miałem nadzieje, że będzie im iść znacznie gorzej, ale jeszcze wiele godzin przed nimi i jeszcze wiele się może zdarzyć. Hehehe... niech tylko dzień się rozkręci na dobre.... to zadanie nie jest wcale łatwe, ale co ich nie zabije to ich wzmocni... Chociaż przyznaję, że dobrze by było gdyby jednak nie zginęli..


************

Na kanapie w salonie dziewczyn, Hachi luzacko leży na mniejszej części kanapy i zajmują ją całą. Obok niego siedzi Kiazu, która na swoich kolanach ma głowę leżącej Diuny. Otachi siedzi na podłodze, oparty o kanapę, a na wprost niego leży na brzuchu Rina, która głaszcze Yuri. Natomiast Kurai stoi oparty o okno.
- Kurai a Ty miałeś już taką próbę? - spytała nagle Kiazu.
- Tak, lecz nie na taką odległość. - odparł Kurai.
- E to pewnie jest dla Ciebie proste i penie będziesz jedynym który nie dostanie doliczonych godzin. - dodał Hachi.
- Zanudzisz się przy tym zadaniu, co? - stwierdziła Diuna.
- A mnie ciekawi co się stanie jak broń zniknie? Przecież jest nie wielka szansa ze damy rade ją ponownie przywołać na taką odległość.... - zastanawiała się Kiazu.
- Oto się nie martw, Kronos sam ją przywróci. - odparł Kurai.
- Niby jak? - zapytał ze zdziwieniem Otachi.
- Nasze bronie zostały wbite w jego cień, dzięki temu ma on z nimi mentalne połączenie. Chyba wszystkie smoki to potrafią. W takiej broni jest cząstka użytkownika więc takie połączenie daje mu możliwość przywołania broni w momencie jej zniknięcia. Niestety używa do tego naszej energii a nie swojej. Co za tym idzie za każdym razem gdy broń zniknie Kronos będzie wydzierał z nas energie za pomocą której ją ponownie na siłę przywoła. - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- No super... wiedziałem, że jest jakiś haczyk... - wtrącił Hachi.
- Znając życie to pewnie boli? - dodała Diuna.
- Zależy ile energii na raz stracisz, głownie to jest bardzo nie przyjemne piekące uczucie.- odpowiedział Kurai.
- Heh, nie wiem jak ją utrzymam rzez cały dzień, skoro już muszę się pilnować aby o niej ciągle myśleć. - dopowiedział Otachi.
- Słuchaj a poza tym, że to piecze to widać to jakoś z zewnątrz? Mam dzisiaj parę mniej znaczących sesji i zastanawiam się czy by mi to w pracy nie przeszkadzało? - zapytała nagle Kiazu.
Kurai nic nie odpowiedział, jedynie stanął pośrodku pokoju tak aby wszyscy zgromadzeniu dobrze go widzieli. Zdjął koszulkę a następnie zamknął oczy. Wszyscy neczanie uważnie obserwowali przyjaciela, jednocześnie się zastanawiając o co mu chodzi. Nagle włosy Kurai'a nieznacznie się poruszyły, zupełnie jakby zostały delikatnie muśnięte powiewem wiatru a w miejscu jego serca pojawiło się delikatne znamię w postaci jego symbolu. Jest ono w kolorze opalonej skóry i wygląda ono dość naturalnie. Po chwili znamię znikło, a elektryczny neczanin powiedział:
- Tak to wygląda, ale im masz mniej energii tym bardziej boli.
- E to luz da się pracować ... - odparła Kiazu.
- Tiaaa .... chyba że haczyk tkwi w bólu.... -dodał Hachi.
- Stary czy Ty właśnie przez ten pokaz zyskałeś dodatkową godzinę? - wtrącił Otachi.
- Owszem... - odparł Kurai.
- No Hachi, a jednak się pomyliłeś ... stwierdziła Diuna.
- Oj tam zaraz pomyliłem, nie wziąłem wszystkich zmiennych pod uwagę. - odparł Hachi


************

- Twardzi są, minęło już naprawdę wiele godzin, każde z nich ma doliczoną chociażby godzinę. Ale nadal posiadają energię, chociaż pewnie i tak już zapewne odczuwają ból ... o broń Kiazu znikła ...
W tym momencie wielkie czarne smoczysko splunęło ogniem w miejsce gdzie była wbita halabarda ognistej neczanki, a następnie gwałtownie uderzył ogonem w ziemie. Nie minęła nawet chwila a bron pojawiła się na nowo.
- Gotowe, coś ją bardzo rozprasza i dobrze, może czas pokręcić trochę te zabawę ... hmmm....
Smok uśmiechnął się pod nosem i nagle od niego w kierunku broni zaczęła iść lodowa fala, która zamrażała wszystko na swej drodze. Roślinność, kamienie jak i samą ziemie. Wszystko to pękało pod wpływem zimna. Po chwili promień dotarł do broni i szczętnie ją zamroził. W tym momencie neczanie poczuli dziwny przeszywający i pulsujący ból, który promieniście rozchodzi się od serca, aż po całym ciele. To co czuli można porównać do mocnego skurczu mięśnia, tyle że ich skurcz dotyczył całego ciała naraz. Kurai oparł się o o białą ścianę i zamknął oczy. Po chwili jego włosy zaczęły zachowywać się tak jakby były targane przez wiatr. Kiedy nagle otworzył oczy, niewidzialna fala uderzeniowa, mająca początek przy reczaninie rozeszła się całym korytarzu. W tym momencie ból znikł i jednocześnie lód który okalał jego broń roztrzaskał się w drobny mak. Pozostałe bronie nadal pozostawały skute lodem. Kronos ponownie uśmiechnął się pod nosem i splunął ogniem, co spowodowało iż lód na pozostałych broniach również rozprysł się w drobny mak.
- Widzę, że pamięta jak to się robi ... jak na pierwszy raz na taką odległość poradził sobie dobrze ... Reszta też nieźle, ich bronie tylko zbladły ale żadna tym razem nie zgasła, lecz to jeszcze nie koniec... Hmm...


************

Zadanie przydzielone neczanom przez Kronosa trwa już wiele długich godzin. Z każdą minutą robi się coraz gorzej. Momentami już sama podzielność uwagi nie wystarczała aby utrzymać broń. Gdyż nie dość, że wszystkim doskwierało zmęczenie,to jeszcze zaczynało już brakować im energii. A na dokładkę każde kolejne przywołanie broni powodowało coraz większy ból, który paraliżował i wręcz prawie pokładał ich na ziemie. Ataki czarnego smoka też się stawały coraz cięższe do odparcia i wytrzymania. Bestia dla neczan ma zero litości. Było już późne popołudnie, kiedy...
- Długo już nie wytrzymają... to dla nich iście miażdżący test ... zaraz a to co? ... Co ten dzieciak kombinuje? ... Nie powiedziałem im, że nie mogę tego robić... ale to chyba lekkie oszustwo ... Stary przyjacielu co Ty kombinujesz z tą elektryczną tarczą na swojej katanie?
Po chwili namysłu Kronos splunął ogniem prosto w broń elektrycznego neczanina.
- Dobra tarcza... nie będę mógł Ci dokuczać .... ciekawe co Ty knujesz?...
- Yuri -powiedział nagle smok na głos, a po chwili dodał:- Maleńka leć zobacz co ten spryciarz knuje i zdaj mi pełną relacje.
W tym momencie mały biały smoczek który towarzyszył czarnej bestii przez cały dzień znikł, a kamienny miecz zaczął blednąć, aż w końcu znikł zupełnie. Kronos uśmiechnął się pod nosem i wykonał kolejne przywołanie broni. Jednak wielki kamienny miecz pojawiał się na sekundy i znikał ponownie.
- A to ciekawe ...


************

Zakorkowane miasto pełne samochodów, autobusów i innych maszyn służących do przemieszczania się. Wszystko wskazuje na to iż są to godziny szczyty w tym mieście. Ludzie wracają z pracy, jada do pracy, wracają ze szkoły, idą na zakupy, innymi słowy robią wszystko to co się robi w takich godzinach. Piękny biały ścigacz, sprawnie przemyka między samochodami i unika korków. Co prawda taka wspaniała i szybka maszyna marnuje się w mieście, ale jest dobrym środkiem transportu w godzinach szczytu. Na tym niezwykłym motorze siedzi kierowca, ubrany w długie czarne spodnie, odpiętą, czarną bluzę na długi rękaw oraz T-shirt i kask, które również są czarne. Tworzy on doskonały kontrast to swojej maszyny. Po dłuższej chwili jazdy postać skręciła w boczną uliczkę i zatrzymał się pod tylnym wejściem jakiegoś miejsca. W tym momencie z drzwi wyszedł Otachi, trzymając na rękach śpiącego białego kota w czarne kropki.
- Siemasz Kurai, dzięki że przyjechałeś.... - stwierdził nagle Otachi wyciągając rękę.
Po tych słowach jeździec zdjął kask i przywitał się z kolegą, powitaniem z Zekeren.
- Spoko .... akurat byłem wolny ... - odparł chłodno Kurai.
- Hachi nie ma już energii, ja też chyba zaraz nie będę jej miał ... dobra zaraz pogadamy weź go proszę, muszę usunąć parę nagrań.
- Działo się coś co powinno zostać na nagraniach? - zapytał znienacka Kurai.
- W sumie to nie, na szczęście kasyno otwiera się dzisiaj dopiero za godzinę, a co?
W tym momencie elektryczny neczanin podszedł do do ściany i dotknął jej prawą dłonią. Jego rękę otoczyło niewielkie wyładowanie, a następnie rozeszło się po całym budynku. Po niedługiej chwili Kurai jak gdyby nigdy nic odszedł, podszedł do swojego motoru i wziął z niego czerwony kask mówiąc:
- Załatwione ... To jedziemy czy będziesz tak stał?
- Yyy.. tak spoko ... -stwierdził z niedowierzaniem i oszołomiony Otachi.
Nagle z drzwi od kasyna otworzyły się i wyszedł z nich potężny mężczyzna z lekkim brzuszkiem. Ma on czarne włosy i dość przyjazny wyraz twarzy.
- Otachi jeszcze tu jesteś? - wołał nieznajomy od progu.
- Tak jeszcze tak ... - odparł Neczanin.
- Słuchaj ...łał ale maszyna to Twoja? - spytał nieznajomy.
- Nie moja kolegi. - stwierdził Otachi pokazując na Kurai'a, po czym dodał - Trochę nam się śpieszy, stało się coś?
- A tak słuchaj ... było jakieś dziwne zwarcie w całym budynku, kamery,maszyny,telefony nawet te komórkowe nie działają. normalnie wszystko siadło. Czy Twój telefon może działa?
W tym momencie Otachi wyjął telefon i wręczył go koledze z pracy.
- O działa, słuchaj mogę zadzwonić do serwisu aby przysłali chłopaków?
- Tak jasne ...
- Dzięki Stary jestem Twoim dłużnikiem...
- Nie no spoko ... - odparł Otachi z uśmiechem.
Przybysz wybrał odpowiedni numer, odchodząc na bok i czekał na połączenie z serwisem. W tym czasie Kurai oparł się o swój motor, a Otachi stał przed nim z bratem na rękach.
- Jeszcze chwile ok? - zapytał nagle Otachi.
- Spoko... poczekam ... szef?
- Mniej więcej, ten menadżer jest odpowiedzialny tylko za ochroniarzy i ochronę, więc jest naszym bezpośrednim przełożonym. Spoko ziomek, jest naprawdę w porządku, ale jest w nim tyle charyzmy czy czegoś, że nie chciałbym mu zaleźć za skórę.
- Rozumiem...
- Dzięki Młody. - wtrącił kolega z pracy Otachiego, oddając mu telefon.
- I co przyjadą? - zapytał dociekliwie Otachi.
- Tak, ale to jakaś grubsza sprawa, tak jak u nas stało się jeszcze w kilku okolicznych budynkach, więc ktoś w elektrowni nie dopilnował czegoś, ale obiecali, że postarają się to dzisiaj naprawić. ... Fajna masz maszynę, naprawdę dobrą.
- Dzięki... - odparł Kurai.
- Patrząc na niego mam wrażenie, że on szybciej stoi niż ja biegnę.
- To ponoć cecha dobrego ścigacza. - dodał z uśmiechem Otachi.
- Jestem Iree. - stwierdził nagle przybysz wyciągając prawą rękę.
- Kurai... -odparł neczanin, podając prawą rękę.
- Wspaniały ten Twój ścigacz, nigdy takiego nie widziałem to jakaś nowa seria?
- Nie to składak ... - stwierdził Kurai zakładając kas i zasiadając za kierownicą.
- Przepraszam Iree, Kurai ma dzisiaj mało czasu a naprawdę chciałbym aby mnie podrzucił ... pogadacie innym razem. - wtrącił Otachi.
- Spoko Młody, dzięki za komę. Na razie chłopaki. - odparł szef Otachiego, po czym dodał - Aha Młody daj wieczorem znać co u Hachiego, nie wyglądał za dobrze jak stąd wychodził. W sumie Ty też wyglądasz blado. Jutro macie nockę prawda?
- Tak dokładnie... - odparł Otachi po chwili namysłu.
- Jak byście się rozchorowali czy coś to dajcie znać rano, to w razie co kogoś ściągnę.
- Spoko będziemy dzwonić. - odparł Otachi zakładając kas i siadając za Kurai'em
W tym momencie elektryczny neczanin, powoli ruszył, a po chwili już odjechał. Iree uważnie obserwował ich odjazd.
- Ah naprawdę wspaniała i cicha maszyna. - stwierdził menadżer uśmiechając się pod nosem i wchodząc do kasyna.


************

- Rozumiem ... to takie buty... rzeczywiście w tej sytuacji lepiej aby broń była chroniona... Rozsądne i w takim układzie liczę to na wielki plus, ale i tak dam im jeszcze popalić ... dopiero się rozkręcam i kto jak kto ale on wie o tym doskonale... Heh ... zobaczymy ilu z nich dotrwa do wieczora ...


************

Późny i stosunkowo chłodny wieczór. Nasi przyjaciele stawili się na smoczej polanie. Zimny wiatr rozwiewa ich włosy i delikatnie okala ich ciała. Hachi i Rina są kotami, a to oznacza że stracili całą moc jaką mieli. Biały kot w czarne plamy siedzi w miarę wygodnie na ramieniu Otachiego. Natomiast różowa kotka w fioletowe łatki jest na rękach Kiazu, a Yuri rozsiadła się wygodnie na ramieniu Kurai'a.
- Widzę, że Ci co posiadają ulepszenia od niedawna stracili cała moc, reszta niby jest w postaci człowieka, ale widzę, że cienko z Wami. Jeszcze z jeden maksymalnie dwa ataki i będziecie wyglądać dokładnie jak oni. Dobrze, broń Wam już dzisiaj daruję.
W tym momencie czarny smok podniósł się, ziewnął a następnie dmuchnął w naszych przyjaciół czarnym gęstym dymem, który o dziwo nie był duszący i szczętnie otoczył całą szóstkę. Kiedy dym znikł, to Hachi i Rina stali już pod postacią ludzi.
- Dziękujemy za uleczenie. - stwierdziła pokornie Rina kłaniając się.
- Co to przypływ łaskawości? - wtrąciła podejrzliwie Kiazu.
- No w końcu ktoś musi mi złowić kolacje prawda? No ruszać się jestem bardzo głodny.
- Wiedziałam, że coś knujesz... - odparła Kiazu.


- A już myślałem, że zaczynam mieć zwidy ze zmęczenia. - dodał Hachi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz