„
Trening
u Kronosa ”
Minęło
kilka dni. Nasi przyjaciele nadal trenują pod czujnym okiem czarnego
smoka. Dzisiaj trenują już od kilku ładnych godzin więc na dworze
jest już lekka szarówka. Znajdują się oni w szerokim i głębokim
kanionie pełnym szpiczastych i ostro zakończonych, szarych
stalagmitów, które wyglądają jakby były zrobione z najtwardszych
skał. Dodatkowo z powietrza i z poukrywanych jaskim są szczętnie
ostrzeliwani ognistymi kulami. Neczanie sprawnie umykają skacząc po
skałach i pomału zaczynają wykorzystywać teren na którym są na
swoją korzyść. Każde z nich ma przywołane broń żywiołu. Na
czele stawki jest Kurai i Kiazu. Oboje podążają jak burza,
sprawnie przemykając po terenie i dobrze używając swoich broni.
Wyglądają zupełnie jakby rywalizowali ze sobą o to które z nich
jest lepsze. Tuż za nimi sprawnie podążają Otachi i Diuna, którzy
również sobie całkiem dobrze radzą. Następnie daleko za nimi
jest Hachi i Rina, który radzą sobie dość marnie, ale znacznie
lepiej panują już nad swoją bronią. Wszyscy są zmęczeni,a ale
ta ostatnia dwójka w szczególności. Nagle wielka ognista kula
zaczęła lecieć w kierunku Hachiego. Neczanin nie miał jak
uskoczyć więc bez zawahania odbił od swojego kamiennego miecza.
Kiedy myślał, że jest już bezpieczny jego broń znikła, a on sam
usiadł zmęczony na ziemi, jednak w jego kierunku leciała już
kolejna ognista kula. Kiedy była ona już całkiem blisko to została
ona odbita przez wodne guan-dao, więc wszędzie pojawiła się para
która na chwile zasłoniła neczan.
-
Dzięki siostra...- stwierdził dyszący Hachi.
-
Ehe ... spoko ... - odparła zadyszana Rina opierając się o swoja
broń.
Po
chwili dziewczyna upadła na kolana, a jej guan-dao rozpłynęło się
jak kamfora.
-
Nie dam już rady. - wysapała neczanka.
-
Ja też siostra ja też. - dodał Hachi.
Nagle
wokół nich pojawił się elektryczna tarcza,a koło nich pojawił
się Kurai.
-
Żyjecie? - zapytał elektryczny neczanin.
-
Chciałbym nie żyć, bo wiem co nas czeka - odpowiedział Hachi.
-
A Ty już skończyłeś? - zapytała Rina.
-
Tak, ja i Kiazu skończyliśmy, Otachi ma jeszcze okrążenie, Diuna
dwa ... - odpowiedział Kurai.
-
Ja przy 10 przestałem liczyć. - wtrącił zdyszany Hachi.
-
O tu przede mną ukrywacie - odezwał się nagle smok.
-
Nie, jakbyśmy śmieli... my tylko dogorywamy w spokoju. - odparł
trochę złośliwie Hachi.
-
Lubię ten Twój cięty język, no ruszać się przed Wami jeszcze 15
okrążeń.- odpowiedział smok "uśmiechając się pod nosem".
-
Stary nie żartuj tak nawet. - stwierdził Hachi.
-
No już, bo zaraz Wam jeszcze dołożę okrążeń. - dodał
stanowczo smok.
-
Przepraszam ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
-
No słucham Cię. - odparł Kronos.
-
Czy możemy je przebiec używając ewentualnie mocy ... a nie broni
żywiołów?- konturowała nieśmiało i ze strachem w zadyszanym
głosie dziewczyna.
-
Idźcie już na start i ruszajcie. - odparł bez emocjonalnie smok,
nie odpowiadając na pytanie.
W
tym momencie wycieńczona dwójka neczan wstała, Hachi powiedział:
-
Dobra chodź siostra, bo on jest gotowy dołożyć nam jeszcze
okrążeń.
Następnie
oboje udali się w kierunku początku kanionu. W tym czasie Kurai i
Kronos wymienili miedzy sobą chłodne i stanowcze spojrzenia.
************
Na
szczycie kanionu stoi Kiazu, Kurai, Otachi i Kronos. Doskonale widzą
jak reszta neczan wolnym krokiem udaje się na start.
-
Nie dają już rady. - stwierdziła nagle Kiazu.
-
Na mój gust nie są już zdolni przywołać broni, no może Diuna
jeszcze da rade na chwile ale reszta wątpię w to ... - dodał
Otachi.
-
Kronos oni idą na start aby wejść tu do nas na górę prawda? -
spytała dociekliwie Kiazu.
-
Zabawna jesteś, Diuna ma trzy okrążenia, reszta jeszcze 15. -
odpowiedział spokojnie smok.
-
Ej no Ziom, nie przesadzaj zabijesz ich zaraz. - wtrącił Otachi.
-
Jak mają używać broni to powinieneś od razu ich pozabijać,
będzie łatwiej. - stwierdziła Kiazu.
-
Kuszące, naprawdę kuszące, ale wole wykańczać Was powoli.
Jedzenie na wolnym ogniu gotowane jest znacznie smaczniejsze, a skoro
o jedzeniu mowa, to czy nie powinniście łowić dla mnie ryb? -
zapytał stanowczo czarny smok.
-
Tak, tak już idziemy .... - odparła Kiazu odchodząc.
-
Ziom jak złowimy ryby za nich to odpuścisz im połów? - zapytał
nagle Otachi.
Czarna
bestia nic mu nie odpowiedziała. Smok kiwnął jedynie potakująco
głową. Na ten gest wietrzny neczanin uśmiechnął się pod nosem i
ruszył za siostrą. Kurai nadal wymieniał lodowe spojrzenia ze
smokiem. Po dłuższej chwili milczenia Kronos nagle splunął
ogniem, rozpostarł skrzydła, uniósł się w powietrze i odleciał.
Następnie zatoczył koło nad neczanami w kanionie, po czym
majestatycznie wylądował prze nimi.
-
Jeśli stwierdzisz, że za wolno się ruszamy i w związku z tym
dokładasz nam okrążeń to się załamie - stwierdził załamany
Hachi.
-
Bez jaj ... znowu Ty ... - dodała złośliwie Diuna.
-
Mi też miło Was ponownie widzieć, skoro nie chcecie słuchać
wieści to ja już sobie pójdę...- odparł Kronos.
-
Nie poczekaj ... proszę ... wysłuchami Cię... - wtrąciła
nieśmiało i przyjaźnie Rina.
-
Dobrze, zatem słuchajcie, mam dzisiaj dobry humor więc Wam trochę
odpuszczę. Nie musicie używać broni, ale musicie zrobić wszystkie
zaległe okrążenia. Jednak ostrzegam, że następnym razem jak się
spodkami ilość okrążeń jaką macie w tej chwili będzie waszą
liczbą startową. Rozumiemy się?
-
Tak. - odparli zgodnie neczanie. Po czym Hachi dodał - Dzięki Ci
łaskawco ...
-
Dziękujemy... - wtrąciła Rina kłaniając się.
************
-
Hej nie wiem czy dzisiaj coś złowimy. - stwierdził Otachi siedząc
na granicy brzegu i wody, na jakimś kamieniu.
-
Pewnie ten stary maruda wszystko zjadł ... - odparła Kiazu stojąca
po pas w wodzie, a następnie dodała - Kronos mógłby nauczyć nas
czegoś pożytecznego, a nie kazać łowić sobie obiad.
-
Wiesz, no w sumie to chyba forma zapłaty za czas poświęcony nam. -
wtrąciła Diuna wchodząca do wody.
-
To też, jednak łowienie ryb ma nas nauczyć wytrwałości i
cierpliwości. - dodał Kurai siedzący na wyższej skale,
znajdującej się w wodzie.
-
Cierpliwości? A po co to komu... Wkurza mnie to polowanie na ryby,
zwłaszcza, że ich tu nie ma... po co komu ta cała cierpliwość? -
złościła się Kiazu.
-
Przez swoją narowistość przegrałaś ostatnia walkę ... -
stwierdził Kurai.
-
Jak to? - zdziwiła się ognista neczanka.
-
W sumie racja... trzaskałaś energia na prawo i lewo ...- wtrącił
Otachi.
-
Mam dużo energii ...- odparła beztrosko Kiazu.
-
Owszem, ale wyobraź sobie, że tamta demonica była słabsza od
Ciebie, a Cię pokonała... ona nie używała dużo mocy do kontroli
broni żywiołu i nie wzmacniała jej za każdym atakiem ... nie
trzaskała energią na prawo i lewo ... nie siła ale strategia ...
Mushinella była cierpliwa ... cały czas używała takiej samej
ilości energii ... więc gdy Ty opadałaś już sił to ona nadal
była zdolna do walki... Nie sztuka walczyć z kimś słabszym i
wygrać ... sztuką jest będąc słabszym pokonać znacznie
silniejszego.... a do tego trzeba być cierpliwym, opanowanym,
sprytnym i skutecznym ... Popisywanie się ilością energii nie
zapewni Ci zwycięstwa ... - odpowiedział chłodno Kurai.
-
W sumie to on ma racje ... - stwierdził beztrosko Otachi.
-
Hmm... dobra przyznaje coś w tym jest ... i na pewno jest dużo
racji w tym co mówisz ... ale muszę to przemyśleć ... - odparła
po dłuższej chwili namysłu Kiazu, po czym dodała z lekką
pretensją - No ale ryby ...
-
W sumie też bym wolała coś mniej łuskowatego ... - dodała
Diuna.
-
Ja tam się ciesze, że to są ryby a nie jakieś inne dziwne smocze
rarytasy... - wtrącił Otachi szczerząc zęby.
-
Hehehe ... no racja ...- zaśmiała się Kiazu.
************
Morderczy
trening u smoka trwał jeszcze długo. Ostatecznie wszyscy robili
dodatkowe okrążenia. Po wszystkim padnięci wrócili do domu zjedli
kolację i zmęczeni padli spać. Z każdym kolejnym dniem Kronos
wymaga od nich coraz więcej i więcej, a na dokładkę obiecywał
im, że będzie już tylko gorzej a nie lepiej. Któraś noc z kolei,
po takim męczącym treningu, zleciała stanowczo za szybko, a jakby
tego jeszcze było mało nasi bohaterowie bladym świtem zostali
wezwani przez Kronosa na smocze polany.
-
Co tak wcześnie? - spytała Kiazu ziewając.
-
Właśnie ... nie za mało odpoczynku? ... Zwykle dajesz nam go
trochę więcej ... - dodał zaspany Hachi.
-
E tam, mieliście parę godzin, to powinno Wam starczyć aż nad to.
Mniejsza, dzisiaj mam dla Was nietypowe zadanie. Mianowicie macie
przywołać broń żywiołu i pozostawić ją tu na polanie, a
następnie utrzymać przez cały dzień przebywając na ziemi i
robiąc to co zazwyczaj robicie w ciągu dnia. - odpowiedział
chłodno Kronos.
-
To żart prawda? - zapytał Otachi.
-
Nawet ja nie jestem wstanie zrobić tego przez cały dzień i to na
taką odległość. - wtrąciła niezadowolona Kiazu.
-
Na Twoim miejscu utrzymałbym ta broń przez cały dzień bo inaczej
naprawdę tego pożałujesz. Z góry uprzedzam iż za każde
zniknięcie broni macie dodatkową godzinę - odparł stanowczo
czarny smok.
-
Z całym szacunkiem Ziom, co nam to da? - zapytał dociekliwie Hachi.
-
No w sumie dziwne zadanie ... - dodała Diuna.
-
To zadnie pozwoli mi coś sprawdzić. Użyjcie czasem mózgownicy, a
nie liczycie tylko na gotowe. A za marudzenie, macie dodatkową
godzinę. Wszyscy! Odpowiedzialność zbiorowa. A teraz dzieciaki
przywoływać te bronie i zostawić je. - odparł groźnie Kronos.
Neczanie
byli co najmniej zdziwieni, jednak żadne z nich nie protestowało,
gdyż doskonale wiedzieli czym to się skończy. Po chwili Kurai
przywołał swoja broń i wbił ją w ziemie tuż przed czarnym
smokiem. Zrobił to tak że znaczna jej cześć była nad ziemią,
ale stała stabilnie. Reszta ze swoimi broniami zrobiła to samo.
Kiedy ostatnia broń została wbita w ziemię, to czarna bestia
powiedziała:
-
Dobrze a teraz zmiatajcie i przybądźcie wieczorem.
************
Minęło
zaledwie parę godzin i dzień jeszcze na dobre się nie rozkręcił.
Bronie żywiołów stoją w jednym rzędzie wbite na baczność.
Momentami są wyraźniejsza, a momentami ich kolor znacznie blaknie,
ale na szczęście żadna jeszcze nie znikła. Kronos leży wygodnie
przed nimi i bardzo uważnie je obserwuje.
-
Póki
co całkiem dobrze im idzie, ale to dopiero początek.
- pomyślał smok szczerząc groźnie kły. Po chwili rozmyślał
dalej - hmm...
Kiazu się czymś strasznie rozprasza, jej broń momentami bardzo
bladnie, ale póki co utrzymała broń, o dziwo Otachi i Rina nieźle
sobie radzą ich bronie jeszcze praktycznie nie bledną. To oznacza,
że albo nic nie robią, albo mają podzielną uwagę. Co do Kurai'a
to wiem, że ma podzielną uwagę, ale to zadanie będzie ciężkie
nawet dla niego... reszta tej gromadki nadal jest dla mnie swego
rodzaju zagadką. Co prawda Diuna i Hachi są dokładnie po środku,
ale przyznaję że dobrze sobie radzą. Heh... szczerze miałem
nadzieje, że będzie im iść znacznie gorzej, ale jeszcze wiele
godzin przed nimi i jeszcze wiele się może zdarzyć. Hehehe...
niech tylko dzień się rozkręci na dobre.... to zadanie nie jest
wcale łatwe, ale co ich nie zabije to ich wzmocni... Chociaż
przyznaję, że dobrze by było gdyby jednak nie zginęli..
************
Na
kanapie w salonie dziewczyn, Hachi luzacko leży na mniejszej części
kanapy i zajmują ją całą. Obok niego siedzi Kiazu, która na
swoich kolanach ma głowę leżącej Diuny. Otachi siedzi na
podłodze, oparty o kanapę, a na wprost niego leży na brzuchu Rina,
która głaszcze Yuri. Natomiast Kurai stoi oparty o okno.
-
Kurai a Ty miałeś już taką próbę? - spytała nagle Kiazu.
-
Tak, lecz nie na taką odległość. - odparł Kurai.
-
E to pewnie jest dla Ciebie proste i penie będziesz jedynym który
nie dostanie doliczonych godzin. - dodał Hachi.
-
Zanudzisz się przy tym zadaniu, co? - stwierdziła Diuna.
-
A mnie ciekawi co się stanie jak broń zniknie? Przecież jest nie
wielka szansa ze damy rade ją ponownie przywołać na taką
odległość.... - zastanawiała się Kiazu.
-
Oto się nie martw, Kronos sam ją przywróci. - odparł Kurai.
-
Niby jak? - zapytał ze zdziwieniem Otachi.
-
Nasze bronie zostały wbite w jego cień, dzięki temu ma on z nimi
mentalne połączenie. Chyba wszystkie smoki to potrafią. W takiej
broni jest cząstka użytkownika więc takie połączenie daje mu
możliwość przywołania broni w momencie jej zniknięcia. Niestety
używa do tego naszej energii a nie swojej. Co za tym idzie za każdym
razem gdy broń zniknie Kronos będzie wydzierał z nas energie za
pomocą której ją ponownie na siłę przywoła. - odpowiedział
spokojnie i chłodno Kurai.
-
No super... wiedziałem, że jest jakiś haczyk... - wtrącił Hachi.
-
Znając życie to pewnie boli? - dodała Diuna.
-
Zależy ile energii na raz stracisz, głownie to jest bardzo nie
przyjemne piekące uczucie.- odpowiedział Kurai.
-
Heh, nie wiem jak ją utrzymam rzez cały dzień, skoro już muszę
się pilnować aby o niej ciągle myśleć. - dopowiedział Otachi.
-
Słuchaj a poza tym, że to piecze to widać to jakoś z zewnątrz?
Mam dzisiaj parę mniej znaczących sesji i zastanawiam się czy by
mi to w pracy nie przeszkadzało? - zapytała nagle Kiazu.
Kurai
nic nie odpowiedział, jedynie stanął pośrodku pokoju tak aby
wszyscy zgromadzeniu dobrze go widzieli. Zdjął koszulkę a
następnie zamknął oczy. Wszyscy neczanie uważnie obserwowali
przyjaciela, jednocześnie się zastanawiając o co mu chodzi. Nagle
włosy Kurai'a nieznacznie się poruszyły, zupełnie jakby zostały
delikatnie muśnięte powiewem wiatru a w miejscu jego serca pojawiło
się delikatne znamię w postaci jego symbolu. Jest ono w kolorze
opalonej skóry i wygląda ono dość naturalnie. Po chwili znamię
znikło, a elektryczny neczanin powiedział:
-
Tak to wygląda, ale im masz mniej energii tym bardziej boli.
-
E to luz da się pracować ... - odparła Kiazu.
-
Tiaaa .... chyba że haczyk tkwi w bólu.... -dodał Hachi.
-
Stary czy Ty właśnie przez ten pokaz zyskałeś dodatkową godzinę?
- wtrącił Otachi.
-
Owszem... - odparł Kurai.
-
No Hachi, a jednak się pomyliłeś ... stwierdziła Diuna.
-
Oj tam zaraz pomyliłem, nie wziąłem wszystkich zmiennych pod
uwagę. - odparł Hachi
************
-
Twardzi
są, minęło już naprawdę wiele godzin, każde z nich ma doliczoną
chociażby godzinę. Ale nadal posiadają energię, chociaż pewnie i
tak już zapewne odczuwają ból ... o broń Kiazu znikła ...
W
tym momencie wielkie czarne smoczysko splunęło ogniem w miejsce
gdzie była wbita halabarda ognistej neczanki, a następnie
gwałtownie uderzył ogonem w ziemie. Nie minęła nawet chwila a
bron pojawiła się na nowo.
-
Gotowe,
coś ją bardzo rozprasza i dobrze, może czas pokręcić trochę te
zabawę ... hmmm....
Smok
uśmiechnął się pod nosem i nagle od niego w kierunku broni
zaczęła iść lodowa fala, która zamrażała wszystko na swej
drodze. Roślinność, kamienie jak i samą ziemie. Wszystko to
pękało pod wpływem zimna. Po chwili promień dotarł do broni i
szczętnie ją zamroził. W tym momencie neczanie poczuli dziwny
przeszywający i pulsujący ból, który promieniście rozchodzi się
od serca, aż po całym ciele. To co czuli można porównać do
mocnego skurczu mięśnia, tyle że ich skurcz dotyczył całego
ciała naraz. Kurai oparł się o o białą ścianę i zamknął
oczy. Po chwili jego włosy zaczęły zachowywać się tak jakby były
targane przez wiatr. Kiedy nagle otworzył oczy, niewidzialna fala
uderzeniowa, mająca początek przy reczaninie rozeszła się całym
korytarzu. W tym momencie ból znikł i jednocześnie lód który
okalał jego broń roztrzaskał się w drobny mak. Pozostałe bronie
nadal pozostawały skute lodem. Kronos ponownie uśmiechnął się
pod nosem i splunął ogniem, co spowodowało iż lód na pozostałych
broniach również rozprysł się w drobny mak.
-
Widzę, że pamięta jak to się robi ... jak na pierwszy raz na taką
odległość poradził sobie dobrze ... Reszta też nieźle, ich
bronie tylko zbladły ale żadna tym razem nie zgasła, lecz to
jeszcze nie koniec... Hmm...
************
Zadanie
przydzielone neczanom przez Kronosa trwa już wiele długich godzin.
Z każdą minutą robi się coraz gorzej. Momentami już sama
podzielność uwagi nie wystarczała aby utrzymać broń. Gdyż nie
dość, że wszystkim doskwierało zmęczenie,to jeszcze zaczynało
już brakować im energii. A na dokładkę każde kolejne przywołanie
broni powodowało coraz większy ból, który paraliżował i wręcz
prawie pokładał ich na ziemie. Ataki czarnego smoka też się
stawały coraz cięższe do odparcia i wytrzymania. Bestia dla neczan
ma zero litości. Było już późne popołudnie, kiedy...
-
Długo
już nie wytrzymają... to dla nich iście miażdżący test ...
zaraz a to co? ... Co ten dzieciak kombinuje? ... Nie powiedziałem
im, że nie mogę tego robić... ale to chyba lekkie oszustwo ...
Stary przyjacielu co Ty kombinujesz z tą elektryczną tarczą na
swojej katanie?
Po
chwili namysłu Kronos splunął ogniem prosto w broń elektrycznego
neczanina.
-
Dobra tarcza... nie będę mógł Ci dokuczać .... ciekawe co Ty
knujesz?...
-
Yuri -powiedział nagle smok na głos, a po chwili dodał:- Maleńka
leć zobacz co ten spryciarz knuje i zdaj mi pełną relacje.
W
tym momencie mały biały smoczek który towarzyszył czarnej bestii
przez cały dzień znikł, a kamienny miecz zaczął blednąć, aż w
końcu znikł zupełnie. Kronos uśmiechnął się pod nosem i
wykonał kolejne przywołanie broni. Jednak wielki kamienny miecz
pojawiał się na sekundy i znikał ponownie.
-
A to ciekawe ...
************
Zakorkowane
miasto pełne samochodów, autobusów i innych maszyn służących do
przemieszczania się. Wszystko wskazuje na to iż są to godziny
szczyty w tym mieście. Ludzie wracają z pracy, jada do pracy,
wracają ze szkoły, idą na zakupy, innymi słowy robią wszystko to
co się robi w takich godzinach. Piękny biały ścigacz, sprawnie
przemyka między samochodami i unika korków. Co prawda taka
wspaniała i szybka maszyna marnuje się w mieście, ale jest dobrym
środkiem transportu w godzinach szczytu. Na tym niezwykłym motorze
siedzi kierowca, ubrany w długie czarne spodnie, odpiętą, czarną
bluzę na długi rękaw oraz T-shirt i kask, które również są
czarne. Tworzy on doskonały kontrast to swojej maszyny. Po dłuższej
chwili jazdy postać skręciła w boczną uliczkę i zatrzymał się
pod tylnym wejściem jakiegoś miejsca. W tym momencie z drzwi
wyszedł Otachi, trzymając na rękach śpiącego białego kota w
czarne kropki.
-
Siemasz Kurai, dzięki że przyjechałeś.... - stwierdził nagle
Otachi wyciągając rękę.
Po
tych słowach jeździec zdjął kask i przywitał się z kolegą,
powitaniem z Zekeren.
-
Spoko .... akurat byłem wolny ... - odparł chłodno Kurai.
-
Hachi nie ma już energii, ja też chyba zaraz nie będę jej miał
... dobra zaraz pogadamy weź go proszę, muszę usunąć parę
nagrań.
-
Działo się coś co powinno zostać na nagraniach? - zapytał
znienacka Kurai.
-
W sumie to nie, na szczęście kasyno otwiera się dzisiaj dopiero za
godzinę, a co?
W
tym momencie elektryczny neczanin podszedł do do ściany i dotknął
jej prawą dłonią. Jego rękę otoczyło niewielkie wyładowanie, a
następnie rozeszło się po całym budynku. Po niedługiej chwili
Kurai jak gdyby nigdy nic odszedł, podszedł do swojego motoru i
wziął z niego czerwony kask mówiąc:
-
Załatwione ... To jedziemy czy będziesz tak stał?
-
Yyy.. tak spoko ... -stwierdził z niedowierzaniem i oszołomiony
Otachi.
Nagle
z drzwi od kasyna otworzyły się i wyszedł z nich potężny
mężczyzna z lekkim brzuszkiem. Ma on czarne włosy i dość
przyjazny wyraz twarzy.
-
Otachi jeszcze tu jesteś? - wołał nieznajomy od progu.
-
Tak jeszcze tak ... - odparł Neczanin.
-
Słuchaj ...łał ale maszyna to Twoja? - spytał nieznajomy.
-
Nie moja kolegi. - stwierdził Otachi pokazując na Kurai'a, po czym
dodał - Trochę nam się śpieszy, stało się coś?
-
A tak słuchaj ... było jakieś dziwne zwarcie w całym budynku,
kamery,maszyny,telefony nawet te komórkowe nie działają. normalnie
wszystko siadło. Czy Twój telefon może działa?
W
tym momencie Otachi wyjął telefon i wręczył go koledze z pracy.
-
O działa, słuchaj mogę zadzwonić do serwisu aby przysłali
chłopaków?
-
Tak jasne ...
-
Dzięki Stary jestem Twoim dłużnikiem...
-
Nie no spoko ... - odparł Otachi z uśmiechem.
Przybysz
wybrał odpowiedni numer, odchodząc na bok i czekał na połączenie
z serwisem. W tym czasie Kurai oparł się o swój motor, a Otachi
stał przed nim z bratem na rękach.
-
Jeszcze chwile ok? - zapytał nagle Otachi.
-
Spoko... poczekam ... szef?
-
Mniej więcej, ten menadżer jest odpowiedzialny tylko za ochroniarzy
i ochronę, więc jest naszym bezpośrednim przełożonym. Spoko
ziomek, jest naprawdę w porządku, ale jest w nim tyle charyzmy czy
czegoś, że nie chciałbym mu zaleźć za skórę.
-
Rozumiem...
-
Dzięki Młody. - wtrącił kolega z pracy Otachiego, oddając mu
telefon.
-
I co przyjadą? - zapytał dociekliwie Otachi.
-
Tak, ale to jakaś grubsza sprawa, tak jak u nas stało się jeszcze
w kilku okolicznych budynkach, więc ktoś w elektrowni nie
dopilnował czegoś, ale obiecali, że postarają się to dzisiaj
naprawić. ... Fajna masz maszynę, naprawdę dobrą.
-
Dzięki... - odparł Kurai.
-
Patrząc na niego mam wrażenie, że on szybciej stoi niż ja biegnę.
-
To ponoć cecha dobrego ścigacza. - dodał z uśmiechem Otachi.
-
Jestem Iree. - stwierdził nagle przybysz wyciągając prawą rękę.
-
Kurai... -odparł neczanin, podając prawą rękę.
-
Wspaniały ten Twój ścigacz, nigdy takiego nie widziałem to jakaś
nowa seria?
-
Nie to składak ... - stwierdził Kurai zakładając kas i zasiadając
za kierownicą.
-
Przepraszam Iree, Kurai ma dzisiaj mało czasu a naprawdę chciałbym
aby mnie podrzucił ... pogadacie innym razem. - wtrącił Otachi.
-
Spoko Młody, dzięki za komę. Na razie chłopaki. - odparł szef
Otachiego, po czym dodał - Aha Młody daj wieczorem znać co u
Hachiego, nie wyglądał za dobrze jak stąd wychodził. W sumie Ty
też wyglądasz blado. Jutro macie nockę prawda?
-
Tak dokładnie... - odparł Otachi po chwili namysłu.
-
Jak byście się rozchorowali czy coś to dajcie znać rano, to w
razie co kogoś ściągnę.
-
Spoko będziemy dzwonić. - odparł Otachi zakładając kas i
siadając za Kurai'em
W
tym momencie elektryczny neczanin, powoli ruszył, a po chwili już
odjechał. Iree uważnie obserwował ich odjazd.
-
Ah naprawdę wspaniała i cicha maszyna. - stwierdził menadżer
uśmiechając się pod nosem i wchodząc do kasyna.
************
-
Rozumiem ... to takie buty... rzeczywiście w tej sytuacji lepiej aby
broń była chroniona... Rozsądne i w takim układzie liczę to na
wielki plus, ale i tak dam im jeszcze popalić ... dopiero się
rozkręcam i kto jak kto ale on wie o tym doskonale... Heh ...
zobaczymy ilu z nich dotrwa do wieczora ...
************
Późny
i stosunkowo chłodny wieczór. Nasi przyjaciele stawili się na
smoczej polanie. Zimny wiatr rozwiewa ich włosy i delikatnie okala
ich ciała. Hachi i Rina są kotami, a to oznacza że stracili całą
moc jaką mieli. Biały kot w czarne plamy siedzi w miarę wygodnie
na ramieniu Otachiego. Natomiast różowa kotka w fioletowe łatki
jest na rękach Kiazu, a Yuri rozsiadła się wygodnie na ramieniu
Kurai'a.
-
Widzę, że Ci co posiadają ulepszenia od niedawna stracili cała
moc, reszta niby jest w postaci człowieka, ale widzę, że cienko z
Wami. Jeszcze z jeden maksymalnie dwa ataki i będziecie wyglądać
dokładnie jak oni. Dobrze, broń Wam już dzisiaj daruję.
W
tym momencie czarny smok podniósł się, ziewnął a następnie
dmuchnął w naszych przyjaciół czarnym gęstym dymem, który o
dziwo nie był duszący i szczętnie otoczył całą szóstkę. Kiedy
dym znikł, to Hachi i Rina stali już pod postacią ludzi.
-
Dziękujemy za uleczenie. - stwierdziła pokornie Rina kłaniając
się.
-
Co to przypływ łaskawości? - wtrąciła podejrzliwie Kiazu.
-
No w końcu ktoś musi mi złowić kolacje prawda? No ruszać się
jestem bardzo głodny.
-
Wiedziałam, że coś knujesz... - odparła Kiazu.
-
A już myślałem, że zaczynam mieć zwidy ze zmęczenia. - dodał
Hachi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz