czwartek, 27 listopada 2014

Epizod 87

... Starcie odważnych ...”


Wreszcie nastał upragniony dzień, który zawsze wzbudza bardzo wiele emocji. Wszyscy mieszkańcy Heyvanlar czekają na ten jeden jedyny dzień by się pokazać na królewskim dworze. Nasi przyjaciele wstali dzisiaj wcześnie rano i jeszcze przed rozpoczęciem zawodów, kręcą się po dozwolonych miejscach w pałacu a właściwie to zamku, który cały wybudowany jest z pięknych białych cegieł i wygląda iście bajkowo. Posiada sześć okrągłych wie, o szpiczastych ciemno srebrnych metalicznych dachach, które prześlicznie mienią się w palącym słońcu. Natomiast w nim znajdują się między innymi ogromne spiralne schody, łączące poszczególne piętra, niezliczona ilość wspaniałych komnat oraz liczne tarasy widokowe, wszystko to jest pełne przepychu i bogactwa. Cały zamek jest naprawdę ogromny i zajmuję wiele terenu, Na dziedzińcu gdzie ma się odbyć "starcie odważnych" doskonale mieszczą się wszystkie startujące drużyny, duża publiczność, wspaniały festyn z okazji starcia jak i wspaniała arena na której przybysze będą się popisywać przed królewską parą oraz wiele pustej przestrzeni. Na tarasach i wśród przybyszów stoją strażnicy, którzy uważnie przypatrują się wszystkiemu co się dzieje, gotowi do natychmiastowej reakcji.
- Łał jakie fantastyczne miejsce ... - stwierdziła podziwiająca zamek Rina.
- No i taki zupełnie inny od pozostałych pałaców .... - dodał równie zafascynowany Otachi.
- O ile dobrze pamiętam do drugi co do wielkości pałac na świecie... - wtrącił Myo.
- Chyba większy jest tylko na Anegelis u Ambasadorki Kana. - dodał bez przekonania Deti.
- Ambasadorki? - zapytała dociekliwie Kiazu.
- Tak, ambasadorki. - odpowiedział Myo.
- Swoją drogą kiedy mamy występ? - wtrącił Hachi.
- Hmm... mamy numer 54 to będzie jakoś wieczorem jak się już zrobi ciemno. - odpowiedział Deti.
- O to będzie nam pasować do występu - wtrąciła z zadowoleniem Diuna.
- Tak, i to nawet bardzo. - dopowiedział optymistycznie Hachi.

************

Odrobinę cichsza część dziedzińca, która mimo wszystko i tak jest pełna przeróżnych istot. Wśród tego tłumu kręci się mała kilkuletnia dziewczynka, która jest furrą irbisa (pantery śnieżnej) o lśniącej szaro-biało-kremowej sierści w charakterystyczne czarne cętki oraz o dużych i radosnych żółtych oczach i dwóch krótkich, kruczoczarnych kucykach. Dodatkowo ma na sobie dziewczęcą jasno różową sukienkę. Niby nic szczególne. Zwykła mała dziewczynka jakich wiele na panującym festynie. Jednak ma ona coś co zwraca na nią uwagę, a mianowicie unoszący się duży czerwony balon, który sprawia wrażenie że jest znacznie większy od samej dziewczynki. Nagle ktoś ja potrącił i mała kocica wypuściła swój balonik, który zaczął unosić się coraz wyżej i wyżej, a dziecko z każdą chwilą zalewało się coraz większymi łzami. Nagle ktoś odbił się szybko od ściany jednej z wież zamku i złapał w locie balonik i opadł z nim na ziemie. Wszystko to trwało ułamki sekund, iż było widać jedynie smugę.
- Proszę ... - odezwał się chłodny głos.
Na te słowa mała fura irbisa otworzyła swoje zapłakane oczęta i zobaczyła przed sobą swój ukochany czerwony balonik. Dziewczynka radośnie go chwyciła i mocno do siebie przytuliła. W tym momencie jej oczom ukazał się jej wybawca. Srebro-biało włosy chłopak z błyszczącym okrągłym kolczykiem w lewym uchu i o głębokich i wręcz hipnotyzujących różowo-fioletowo-niebieskich oczach, który na pewno nie jest furą.
- Dziękuję... - stwierdziła radośnie mała kocica z promiennym uśmiechem.
Mężczyzna bez słowa wstał i odwrócił się do dziewczynki plecami i zaczął iść z rękami w kieszeni.
- Poczekaj, jak masz na imię? - spytała kociczka.
- Kurai ... - odparł chłodno przybysz, zmierzający dalej przed siebie.
- Ja jestem Asa! - Wykrzyknęła dziewczynka rumieniąc się i za nim zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć jej wybawca zniknął gdzieś w tłumie.

************

Nasi przyjaciele siedzą pod rozłożystym i wielkim parasolem przy drewnianym stole i na świeżym powietrzu zajadają się smakołykami z grilla. Deti i Myo poszli coś jeszcze zamówić, gdyż jedzenie znika w zastraszającym tempie. Nagle do stolika podszedł jeden z strażników. Ubrany jest on w czarne bulwiaste spodnie, które od kolan są przyległe do ciała i chowają się w czarnych butach. Wyżej znajduje się elegancka i odpięta granatowa marynarka na długi rękaw, ze złotymi wykończeniami. Dodatkowo strażnik pod spodem ma kamizelkę w kolorze złota oraz białą koszulę i białe rękawiczki. Natomiast na głowie ma bulwiasty czarny kapelusz szczętnie przykrywający uszy. Z pod całej tej otoczki widać jedynie psowaty pysk i ogon w beżowym kolorze.
- Witaj Kiazu co to taj robisz? - zapytał nagle radośnie strażnik.
Dziewczyna przerwała jedzenie i mierząc wzrokiem przybysza powiedziała:
- Siema ... przepraszam my się znamy?
W tym momencie strażnik zamaszyście zdjął kapelusz i powiedział radośnie:
- To ja Rex ...
- O kurcze rzeczywiście ... - odparła mile zaskoczona Kiazu, po czym dodała rzucając się mu na szuję - Miłe Cię widzieć.
- Teraz to i ja Cię poznaje, brałeś udział w turnieju smoków na Zekeren prawda? - wtrącił Otachi.
- I to Twojego smoka uratował Kurai? - zapytał Hachi.
- Tak dokładnie to właśnie ja. - odpowiedział optymistycznie i uśmiechając się Rex.
- Pamiętasz, to jest Otachi, Hachi, Diuna i ...
- I turniejowa nagroda, Was dzieciaki nie można zapomnieć. A skoro nagroda tu jest to i pewnie zwycięzca gdzieś tu jest prawda? - Rex przerwał radośnie wypowiedz Kiazu.
- Ja jestem Rina. - przedstawiła się wodna neczanka podając strażnikowi rękę.
- Tak, Kurai zapewne się gdzieś tu kręci. - wtrąciła Diuna.
- Co was tu sprowadza? Wpadliście podziwiać festyn? - pytał radośnie Rex.
- O siema Rex. - stwierdzili zaskoczeni bliźniacy, którzy właśnie przyszli.
- Witam witam, o widzę, że gościom z Tochi Neko pokazujecie nas wspaniały festiwal. - odparł jak zwykle radośnie i optymistycznie Rex.
- Trochę tak... - odparł Deti.
- Wiesz Stary my bierzemy w nim udział. - dodał dumnie Myo.
- A to powodzenia dzieciaki, chętnie obejrzę Was występ, dobra słuchajcie ja muszę lecieć bawcie się dobrze. - odpowiedział Rex żegnając się i udając się w swoją stronę.
- Łał co za spotkanie ... - stwierdziła Kiazu.
- No w końcu pałac to jego dom. - odparł Myo.
- Ale i tak ciekawy zbieg okoliczności w końcu tutaj tyle istot. - dopowiedział Otachi.
- Co racja to racja. - odparł Deti.

************

- E tam ja nie ulegam pokusom... - odparła Kiazu.
- No to szacunek. - odparł Myo.
- Kiazu a chcesz może czekoladkę? - wtrącił Hachi wręczając siostrze czekoladę.
- Jasne, że tak... - odpowiedziała radośnie Kiazu.
- Heheh ... i to by było na tyle jeśli chodzi o nie uleganie pokusom. - stwierdził Hachi śmiejąc się pod nosem.

************

Na scenie stoi dziewczyna, która jest furą białego królika. Ubrana jest w bardzo obcisłą czarną sukienkę, bez ramiączek i ledwo zakrywającą jej bieliznę. Jej długie i puszyste brązowe włosy, częściowo są ukryte pod czarnym cylindrem. Jej cytrynowe oczy, wydają się być strasznie duże, może z racji tego iż nosi ona okulary. Jej pokaz talentu polega na pokazywaniu magicznych sztuczek.
- Zapraszam kogoś z publiczności. - powiedziała nagle iluzjonistka.
W tym momencie duża część męskiej publiczności ochoczo podniosła ręce do góry, jak widać mimo iż króliczka jest stosunkowo niska i z małymi krągłościami to i tak cieszy się nie lada powodzeniem. Po dłuższej chwili namysłu pokazując palcem i z prześlicznym uśmiechem powiedziała:
- Hmmm... hej brązowo włosy przybyszu poproszę Ciebie ...
- Mnie? - zapytał z niedowierzaniem Otachi.
- Tak dokładnie Ciebie. - odparła króliczka z uśmiechem.
Po chwili chłopak wszedł na scenę, a iluzjonistka spytała:
- Hej przystojniaczku powiedz nam proszę jak się nazywasz?
- Otachi. - odpowiedział neczańczyk szczerząc kły. Po czym dodał - A Ty jak masz na imię?
- Nie znasz mnie? - odparła ze zdziwieniem króliczka.
- Nie ... pierwszy raz na oczy Cie widzę...
- Ja jestem Kiyo ... - odparła dziewczyna nie dowierzając, po czym dodała - Wiem, że to nie codzienna prośba zaraz po poznaniu się ale proszę połóż się na podłodze i nie ruszaj się.
- Ok... - odparł bezproblemowo Otachi, posłusznie wykonując polecenie.
Kiedy neczańczyk tylko to uczynił Kiyo zamknęła oczy i po chwili Otachi uniósł się wysoko w górę i iluzjonistka pokazała za pomocą obręczy iż nie ma żadnych linek podtrzymujących, a następnie przykryła go dużą zielona płachtą, po czym wymamrotała coś pod nosem i jednym szybkim ruchem ściągnęła narzutę. W tedy okazało się iż zamiast jej pomocnika z widowni jest mały czarny szczeniak jamnika o urokliwym spojrzeniu. Kiyo używała płachty jeszcze kilku krotnie i za każdym razem pojawiało się coś zupełnie innego, aż za ostatnim razem pojawił się ponownie Otachi. W tym momencie wybuchły burzliwe brawa, a króliczka opuściła neczańczyka z powrotem na ziemie.
- Ciekawą ma moc. - stwierdziła uważnie przyglądająca się Kiazu.
- Albo włada tą samą mocą co ja ... albo jakaś odmianą czegoś podobnego. - dodała Diuna.
- Cicho dziewczyny, oglądajcie dalej.. - wtrącił Hachi.

************

- Nie mogę się doczekać na nasz występ. - niecierpliwiła się Kiazu.
- Ktoś po nas jeszcze występuje? - zapytała dociekliwie Diuna.
- Tak, ogólnie jest sześćdziesięciu artystów, więc całość będzie trwała do późna, a potem jeszcze głosowanie i obrady. - odpowiedział Deti.
- Wyniki pewnie będą jakoś nad razem kiedy będzie jeszcze ciemno, gdyż pokazy zawsze kończą się fajerwerkami. - dodał Myo.
- To jeszcze spędzimy tu trochę czasu. - wtrąciła Kiazu.
- A gdzie Hachi, Otachi i Kurai? - zapytał nagle Myo.
- Kurai, kto to wie ... a Hachi z Otachim oglądają występy. - odpowiedziała Diuna.
- Chodź Myo, poszukamy chłopaków. - wtrącił Deti.
- Dobra myśl ... no to dziewczynki trzymajcie się, aha pamiętajcie, że jakąś godzinę przed naszym występem trzeba się zgłosić za kulisy. - odparł Myo z uśmiechem.

************

Pośrodku sceny na drewnianym fotelu bujanym siedzi fura kozła, o czarno-biało-siwym futrze o przymglonych brązowych oczach i długiej brodzie. Jeden jego róg jest beżowy a drugi jest beżowo-czarny. Już na pierwszy rzut oka widać iż jest to starszy i stateczny Pan. Ubrany jest w białą elegancką koszulę i skórzaną brązową kamizelkę, do tego ma niebieskie jeansy i brązowe kowbojki oraz kowbojski kapelusz. Gra on na bandżo, jakąś skoczną melodie country (bluegrass banjo - country banjo), tupiąc rytmicznie nogą. Po chwili nie przerywając gry zaczął grać coś zupełnie innego (Country Banjo Show - Eugenio Lo Gullo). Następnie płynnie zmienił melodie na coś bardziej skocznego i jednocześnie zaczął śpiewać. Całość wpada w ucho i porusza to tańca nawet rzesze młodzieży, więc publiczność dobrze się bawi przy jego występie.
- Nieźle ten dziadek wymiata. - stwierdził Hachi rytmicznie poruszając głową.
- Szkoda tylko, że śpiewa tak nie wyraźnie. - dodał Otachi, również poniesiony muzyką.
- To dlatego, że on śpiewa gwarą z dawnych lat. - wtrącił Deti.
- Teraz już starsi ludzie, tylko tego używają, a młodzież niewiele rozumie. - dodał Myo.
- A wy coś z tego rozumiecie? - zapytał Hachi.
- Nie wiele ... - Odparli zgodnie bliźniacy ...
- Zaczęło się jakoś tak... "Zrobię Wam zabawę taką, słuchajcie piosenki bo powiem Wam jak ruszać się ..." potem dużo zwrotów nie rozumiem .... - stwierdził Deti.
- Potem śpiewał coś na zasadzie "na raz i dwa w lewo krok, potem skok i klaśnij raz dwa trzy ..." - dodał Myo.
- No to jednak coś rozumiecie. - stwierdził Hachi.
- No ale naprawdę nie wiele, myślę, że nasi rodzice zrozumieli by trochę więcej. - odparł Myo.
- Ciekawe jest to, że ten występ mimo wszystko porusza tłumy. - stwierdził zasłuchany Otachi.
- No i to czyni z niego mocną konkurencje. - dodał Deti z uśmiechem.
Po dłuższej chwili na scenę weszły dwie znacznie młodsze furry. I tak po prawej stronie staruszka stała śnieżno biała fura owieczki o kręconych i długich brązowych włosach, spiętych w kucyka oraz o zielonych oczach. Ma na sobie czarny kowbojski kapelusz, czerwoną kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami i zawiązaną na na biuście oraz luźna, plisowaną jeansową spódniczkę oraz czarne kowbojki do kolan. Natomiast po lewej stronie kozła stanęła, groźnie wyglądająca fura czarnego byka o niebieskich oczach, który jest ubrany praktycznie jak siedzący na bujanym fotelu staruszek. Dodatkowo ona trzyma białe skrzypce, a on białą gitarę Kiedy wchodzili i się ustawiali kozioł nie przestawał grać. Nagle po raz kolejny staruszek płynnie zmienił melodie, a jego towarzysze się do niego dołączyli, dzięki temu jego muzyka stała się jeszcze żywsza. Nagle młodzież zrzuciła swoje swoje kapelusze i zaczęła tańczyć, a staruszek w tym momencie zaczął śpiewać, nadal w starej gwarze. Tańczący przez chwile nie grali na swoich instrumentach, zupełnie jakby pokazywali kroki. Na wstępnie oboje podskoczyli, unieśli prawe nogi i chwilowo złapali się lewą ręką za kostkę (zupełnie jakby przybijali piątkę swojej kostce), po czym podskoczyli i zrobili to samo za sobą. Następnie skocznie zrobili kółko wokół własnej osi wymachując prawą ręka zupełnie jakby rozkręcali lasso, po czym przeskakiwali z jednej nogi na drugą przesuwając się do przodu, a następnie zrobili to samo skacząc do tyłu. W tym momencie ich ruchy zaczęły się powtarzać z tym że tańczący na scenie nie wykonywali już ruchów rękami tylko grali na swoich instrumentach (taniec i piosenka to Cotton Eye Joe). Publiczność bardzo szybko złapała o co chodzi i zarówno młodzi jak i starzy zaczęli tańczyć to co zostało im pokazane, dzięki temu zabawa rozkręciła się jeszcze bardziej. Nawet neczanie i bliźniacy tańczyli ten szalony taniec z uśmiechami na twarzach.

************

Trzy neczańskie siostry stoją sobie na jednym z balkonów, oparte o barierkę, śmiejąc się rozmawiają. Nagle Diuna poczuła delikatne szarpnięcie za koszulkę i delikatny dziewczęcy głosik.
- Przepraszam, nie widziałaś może mojej mamy albo mojego księcia?
W tym momencie Diuna odwróciła się a jej oczom ukazała się mała dziewczynka, będącą furą irbisa o żółtych dużych i zapłakanych oczy, które mimo wszystko, o dziwo wyglądają radośnie.
- Wydaje mi się że nie ... - odpowiedziała psychiczna neczanka nie oglądając jej uważniej.
Dziewczynce, aż poleciały łzy. W tym momencie Rina ukucnęła koło niej i powiedziała z uśmiechem:
- Proszę nie płacz, pomożemy Ci ich poszukać...
- Naprawdę? - spytała kocica z nadzieją.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziała Kiazu, która również ukucnęła koło przybyszki po czym dodała- Ja mam na imię Kiazu a to Rina i Diuna, a Ty jak masz na imię?
- Jestem Asa. - odparła radośnie dziewczynka ocierając łzy.


************

Mimo sporej ilości występów, para Królewska siedzi dumnie na tronach umieszczonych na jednym z balkonów, który przypomina swego rodzaju lożę. Z tego miejsca doskonale i w każdym szczególe widzą arenę i to co się na niej dzieje. Królowa jest fura czarnego lisa o fioletowych, krótkich i prostych włosach do ramion. Ubrana jest w długą zieloną tunikę, która podkreśla jej niebieskie oczy. Na czole ma diadem w kształcie węża, a lewym ręku trzyma wężową laskę. Wygląda dystyngowanie zadbanie i dość poważnie. Król natomiast jest furą białego wilka o krótkich błękitnych włosach. Również ma zieloną tunikę która idealnie pasuje do jego zielonych oczu. Na głowie ma koronę zakończoną pięcioma głowami węża, a w prawym ręku trzyma wężową laskę. Głowy węży w atrybutach władzy Króla są głowami kobry i mają rubinowe czerwone oczy. Mimo powagi król wygląda na takiego, który ma poczucie humoru.
- W tym roku mamy lepszy pokaz niż ostatnio. - powiedział Eta uśmiechając się.
- Masz rację, w tym roku czeka nas ciężki wybór. - odpowiedziała Namara.

************

- Ciekawie gdzie się podziewają dziewczyny? - zapytał nagle Hachi.
- Nie wiem, ale powinny niedługo przyjść - odpowiedział Myo.
- Diuna pewnie się gdzieś leni, a pozostałe dwie pewnie zwiedzają. - wtrącił Deti.
- Mają czas ... w sumie Kurai'a też nigdzie nie widziałem. - dodał Otachi.
- Najwyżej będziemy wydzwaniać z nadzieją iż usłyszą telefony. - dopowiedział Hachi.


************

- Kurcze zbliża się już pora gdzie powinnyśmy się zgłosić. - stwierdziła Diuna.
- No, a jej mamy ani księcia ani widu ani słychu. - dodała Kiazu.
- Wiecie jak ich nie znajdziemy to może wejdzie z nami za scenę i jak będzie nasz występ to ogłosimy że się zgubiła? - zaproponowała Rina, trzymając małą śnieżną panterę na swoich ramionach.
- No to chyba będzie najlepsze. - odpowiedziała Diuna.
- Ale jeszcze poszukajmy może zaraz się znajdzie. - dodała Kiazu.
Nagle dziewczynka się ożywiła i zaczęła radośnie krzyczeć i pokazywać palcem przed siebie:
- Tam jest o tam!
- Kto tam jest? - zapytała Diuna.
- Moja mama tam stoi. - krzyczała dalej radośnie dziewczynka.
- No to leć do swojej mamy. -odparła Rina zdejmując Asa z ramion.
Dziewczynka od razu ruszyła szybko przed siebie i wpadła w ramiona śnieżnej pantery o wspaniałych i długich brązowych włosach, ubranej w długą czerwoną sukienkę.
- Co za miły obrazek. - stwierdziła Diuna.
- Dziękuję, za opiekę nad córką. - odpowiedziała radośnie tygrysica.
- Spoko, cieszymy się, że mogłyśmy pomóc. - odparła Kiazu uśmiechając się, po czym dodała - ciekawe gdzie jest Twój książę?
- Nie wiem ale jestem pewna, że jeszcze go zobaczę. - odpowiedziała radośnie Asa.
- Mówisz o tym chłopcu co uratował Twój balonik? - spytała nagle matka dziewczynki
- Tak dokładnie, jest taki uroczy. - odparła dziewczynka.
- Powodzenia Asa, pewnie Twój książę się jeszcze tu gdzieś kręci. - wtrąciła Rina z uśmiechem.
- No pewnie, że tak. - dodała radośnie radośnie Kiazu.
- Dobra dziewczyny chodźcie - wtrąciła Diuna.
- Jasne, na razie Asa, my musimy lecieć, niedługo mamy występ. - stwierdziła Kiazu mrugając do dziewczynki okiem.
- Będę Wam kibicować. - odpowiedziała radośnie dziewczynka.


************

Bliźniacy i neczanie, niecierpliwie czekają na dziewczyny pod wejściem na zaplecze areny.
- No gdzie one są? - pytał lekko poddenerwowany Myo.
- No nawet Kurai, się już pojawił, a je gdzieś wcięło. - dodał Deti.
- Już idą ... - wtrącił spokojnie Kurai, stojący oparty o ścianę.
W tym momencie na horyzoncie ukazały się biegnące neczanki. Kiedy dobiegły Hachi spytał:
- Gdzie się podziewałyście?
- A miałyśmy coś ważnego do zrobienia, a teraz chodźcie chodźcie, wchodzimy, - odpowiedziała radośnie Kiazu.
Po tych słowach wszyscy weszli za kulisy.
- Numer 54 drużyna "Poi"? - zapytał jeden z wojskowych.
- Owszem. - odpowiedział Deti.
- Zapraszam. - odparł wojskowy otwierając drzwi i zapraszając ich do strefy dla uczestników.


************

Wreszcie po całym dniu nadeszła pora na występ naszych bohaterów. Właśnie stoją, w sporych odległościach od siebie, pośrodku areny gotowi do rozpoczęcia pokazu. Ustawieni są następująco począwszy od ich prawej strony: Hachi, Diuna, Myo, Kiazu, Deti, Rina i Otachi. Wszyscy oni ubrani są na czarno. Dziewczyny mają krótkie plisowane spódniczki oraz bluzki z krótkim rękawkiem i kończące się zaraz pod ich biustami. Panowie mają długie spodnie i koszule na krótki rękaw, włożone w spodnie. Każde z uczestników pokazu ma wykończenie ubrania kolorze, który odpowiada kolorowi płomienia poiek, które trzyma w rękach. I tak Hachi i Otachi mają płomienie i wykończenie swoich ubrań zielono-oliwkowe, Diuna i Deti mają fioletowo-białe, Myo ma niebiesko-białe, Rina ma granatowo-błękitne a Kiazu ma czerwono-żółte. Nagle wszyscy stanęli w lekkim rozkroku, a z głośników zaczęła lecieć muzyka (Ardan - Dancing With The Celts - 15 - Dancing With The Celts). Po chwili wszyscy zaczęli rytmicznie tupać, na przemian, nogami oraz kręcić poikami. Zaczęli od rozkręcenia ich, a następnie przeszli do czegoś bardziej zaawansowanego. Zaczęli bowiem krzyżować ręce, tak aby ich prawe ręce były na górze i aby cienkie łańcuchy się nie splątały. Po chwili skierowali poi tak by tory ich lotu przecinały się. Nie trzeba było długo czekać aby ich własne ręce prawie stykały się kciukami, dokładnie przed nimi, a kolorowe płomienie zataczały duże koła. Za nim przeszli dalej powtórzyli całość kilku krotnie, oczywiście cały czas skacząc i rytmicznie tupiąc. Kolorowe płomienie tworzą niebywałe smugi światła i przedstawienie wygląda bardzo efektownie i malowniczo. Po chwili nasi bohaterowie zaczęli, kręcić poikami na przemian, zaznaczając ogniami koło. Wygląda to zupełnie jakby w trakcie przekładali poi z jednej ręki do drugiej, a potem szybko przeszli do wiatraka. wygląda to zupełnie tak jakby ich ręce i poiki stały się skrzydłami wiatraków. Po dłuższej chwili wrócili oni do krzyżowania rąk i efektu z początkowej fazy pokazu tyle że stoją teraz przodem do siebie w dwóch grupkach po dwie osoby i jednej trzyosobowej. Przez to ich kolorowe ognie robią smugi na przemian i wzajemnie się uzupełniają. Mimo iż na arenie jest przytłumione światło to ich doskonale widać, a tańczące płomienie dodają nawet ciekawego efektu. Blask płomieni w różnokolorowych odcieniach ciągle pojawiał się i znikał na ich skupionych ciałach. Nasi bohaterowie sprawiają wrażenie jakby dobrze się bawili pod czas tego występu oraz że dopiero się rozkręcają.


************

- Mamo, Mamo zobacz tam są Kiazu, Rina i Diuna. - stwierdziła radośnie Asa, siedząca na ramionach ojca.
- Tak dokładnie kochanie. - odparła spokojnie jej matka.
- Super są! - dodała bardzo radośnie mała kocica.


************

- To dlatego zależało im aby występować po zachodzie słońca. - stwierdziła spokojnie Królowa Namara.
- Przyznam iż było warto poczekać,na ten występ, nieprawdaż Kochanie? - odparł Król Eta.
- Owszem, tym razem muszę się z Tobą zgodzić.


************

Nagle melodia się zmieniła na jeszcze bardziej rytmiczną (Ardan - Dancing With The Celts - 13 - The Maid Behind The Bar - Jennys Chicken (Reel). W tym momencie z rzędu wystąpiła Kiazu i Myo, natomiast reszta przeskakując rytmicznie z nogi na nogę i popisowo kręcąc poikami rozsunęła się tak iż w środku stał Deti, a neczanie po bokach. Wsyztko to robią bardzo energicznie. W miedzy czasie Kiazu i Myo odłożyli swoje, nadal zapalone poi na bok i zamknęli na chwilę oczy. W tym momencie w ręku fury pojawiło się lodowe Guan-dao o wspaniałych lodowych odcieniach. Wygląda zupełnie tak jakby zostało wyrzeźbione z lodu. Tym czasem w ręku neczanki pojawiła się halabarda w kolorach ognia z dwoma ostrzami, które z wyglądu przypominają dwa ogniste skrzydła. Nie trzeba było długo czekać jak między Kiazu i Myo wywiązała się rytmiczna walka dopasowana do muzyki w tle. Obie bronie są prawdziwe i bardzo ostre. Za każdym razem kiedy guan-dao i halabarda stykały się szły wspaniałe iskry uzupełniające pokaz. Ich zaaranżowana walka wygląda zupełnie jak prawdziwa. Po dłuższej chwili starcia, widać iż Kiazu jest już całkiem mocno zmęczona, ale nadal dzielnie daje rade. Nagle Kiazu i Myo rytmicznie zakręcili swoimi broniami, tak że nie dość że one kręciły się w koło to jeszcze wokoło osi walczących, a następnie ponowie się starły. Ich ruchy są szybkie i niezwykle precyzyjne. Po naprawdę długiej chwili ich ostrza efektownie się zderzyły i nagle muzyka zamarła. W tym momencie dało się usłyszeć porządny grzmot, po którym walczący odskoczyli od siebie, a w sam środek sceny uderzył piorun. Mocny, oślepiający blask spowił całą okolicę skutecznie wszystko przysłaniając. Kiedy światło znikło to zaczęła lecieć nowa muzyka (Ardan - Dancing With The Celts - 03 - The King Of The Fairies (Set Dance)),a w miejscu uderzenia pioruna stał Kurai wyposażony w zapalone poiki i ubrany w tak jak reszta panów, tyle, że koszule ma luźno wypuszczoną. Jego płomienie i wykończenie ubrania jest żółto-białe. Elektryczny neczanin popisuje się kręcąc poikami. W tym czasie Myo zszedł ze sceny a reszta podzieliła się na dwie drużyny, i tak po prawej stronie Kurai'a są mężczyźni a po jego lewej stronie są kobiety. Wszyscy po za elektrycznym neczaninem mają teraz swego rodzaju wachlarze z podpalonymi końcami (kolory ogni pozostały takie same jak były) i delikatnie się ruszając na póki i kręcąc się tańczą otaczając się smugami ogni. W tym czasie Kurai naprawdę daje niezły popis przy zabawie poikami. Wszyscy oni jednak mają płynne ruchy, doskonale dopasowane do muzyki.


************

- Yey ... Mamo, Mamo zobacz mój książę! - wykrzyknęła pewnie i radośnie Asa. Po czym ekscytując się dodała - Jaki on cudowny i jak fajnie kręci tym czymś i bawi się ogniem. Super! Dalej Kurai!
- O to wiesz nawet jak ma na imię? - zdziwiła się matka dziewczynki.
- No tak ... spytałam się go o imię i mi odpowiedział.
- To dobrze, no to teraz mocno ich dopinguj. Całą drużynę dobrze?
- Dobrze Mamo!


************

Kurai kręcił dalej poikami, obecnie jego ręce prawie stykają się kciukami, dokładnie przed nim, a żółto-białe płomienie zataczają naprzemiennie duże koła. W tym czasie pozostali trzymali jeden wachlarz z przodu a drugi z tyłu i kręcili się wokół własnej osi, a po chwili unieśli je w górę i kiedy odwrócili się przodem do publiczności to ukłonili się bardzo głęboko. Elektryczny neczanin również się ukłonił w tym samym czasie co reszta. Jak wszyscy unieśli się z powrotem w górę to wszystkie ognie zgasły, i zapaliło się oświetlenie sceniczne. Nasi przyjaciele dostali naprawdę wielkie i energiczne brawa. Po chwili radośnie zeszli z areny a ich miejsce zaczęła zajmować kolejna drużyna.
- Chyba nieźle nam poszło. - stwierdziła radośnie zdyszana Kiazu.
- No całkiem, ale broń żywiołu powinnaś jeszcze potrenować. - odparł Myo.
- Ten atak zżera straszne pokłady energii. - wtrącił Otachi.
- I tak jestem z dumna, że udało mi się utrzymać moją halabardę przez cały czas naszej walki. - dopowiedziała zadowolona Kiazu.
- No zważając, że to zaczęliśmy trenować stosunkowo najpóźniej. - dodała Diuna.
- Jeszcze się rozkręcimy i taka broń jest na pewno bardzo przydatna i warta dalszego treningu. - wtrącił Otachi uśmiechając się i wisząc na ramionach Kiazu i Riny.
- Heheh, na pewno, bronie żywiołów to stanowią potężny atak. - wtrącił Deti szczerząc kły.
- I kiedyś przestaną być aż takie meczące. - dodał Myo uśmiechając się.
Nagle Kiazu osunęła się. Otachi złapał ja w ostatniej chwili, pytając troskliwie:
- Siostra w porządku?
- Tak... spoko ... zabrakło mi energii ... ale jak to się mówi co Cię nie zabije to Cię w wzmocni. - odparła ze zmęczeniem oraz promiennym uśmiechem Kiazu
- Ale mnie nastraszyłaś ... - odparła Rina.
- Spokojnie ... tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. - odpowiedziała Kiazu nadal się uśmiechając.
- Chodźcie do naszej komnaty, wszyscy zdecydowanie zasłużyliśmy za odcinek. - wtrącił Deti przeciągając się.
- Dobra myśl Bro, w końcu jeszcze cała noc przed nami. - dodał Myo.
- E tam ja się przebiorę i śmigam się dobrze bawić. - stwierdziła nagle Kiazu, stająca już na własne nogi.
- Hehe jesteś nie do zdarcia. - odparł Hachi.
- No proste, w końcu przyjechaliśmy tu się dobrze bawić nie? - odpowiedziała nadal radośnie Kiazu.

- Niby tak, ale ja chętnie się polenię... - odpowiedziała Diuna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz