poniedziałek, 1 grudnia 2014

Epizod 112

"Spotkanie... "

Późna noc, zimna noc. Jednak w namiocie jest przyjemnie ciepło. Ery leży sobie, między Kiazu a Riną, z otwartymi oczami. Diuna smacznie śpi przy samym wejściu potem jest Kiazu, Ery i Rina.
- Ery śpisz? - spytała cicho, a wręcz szepcząc Rina.
- Nie... jakoś nie mogę zasnąć - odparła równie cicho Ery.
- Nurtuje Cię sytuacja z Kutaro?
- Owszem... i to że dzięki temu padalcowi wyszło to tak wcześnie... nigdy nie sądziłam,że jego wyniosłość wyjdzie komuś na dobre ...
- Rozumiem ... wiesz mam wrażenie, że na jego dziwny sposób zależy mu na Kutaro... mimo, że raczej się do tego nie przyzna ...
- Nawet nie wiesz jak bardzo to prawdopodobne ... chociaż bardziej prawdopodobne jest to, że on nie docenia tego co ma i tego co go otacza ...
- Pewnie jedno i drugie ...
- Heh ... rozpieszczony imbecyl ... i tyle ... w sumie dobrze, że został ... może dzięki temu dostanie lekcje życia ...
- Wiesz, ale bez tej arogancji ... i tego całego wywyższania się ... nie był by sobą ...
- Co racja to racja ... powiem więcej nie chce aby się zmieniał, przywykłam do niego i takiego do toleruje ...
- W sumie tobie też na wiele pozwala ...
- Wiesz znamy się nie od dzisiaj ... i nie jedno razem przeżyliśmy ... więc, że tak powiem znamy granicę pojazdu po sobie ... czytaj wiemy na ile możemy sobie pozwolić ... a jego ego nie przyjmuje ani krytyki, ani obrazy ... no i sama prawdopodobnie też przekroczyłam tą granicę...
- Nie dziwie się, że warknął na Diunę ...
- Dobrze, że tak nie wiele wystarczyło aby sobie poszedł ... a tak nawiasem, czy jak ładnie Ciebie poprosić to dałabyś mi spróbować swojej energii? - spytała nagle Ery, a po chwili dodała z lekkim zakłopotaniem i uśmiechem: - Spokojnie... do spróbowania, wystarczy mi że pocałuję Cię w policzek ... nie będzie to miało żadnych skutków ubocznych typu zawroty głowy czy ściągnięcie innego Kuba ... tak naprawdę spróbować energię można przy zwykłym przywitaniu się i nikt tego nie zauważy ... Wybacz uleciało mi, że możesz tego nie wiedzieć..
- To czemu pytasz? ...
- Bo chce być fair w stosunku do Ciebie.
- Rozumiem ... dobrze to możesz jej spróbować. - odparła z lekkim speszeniem Rina.
W tym momencie Ery nachyliła się nad wodną neczanką i cmoknęła ją w policzek,a następnie z powrotem się położyła. Rzeczywiście cmoknięcie nie trwało dłużej niż to które robi się na powitanie i było równie delikatne.
- Już? - spytała ze zdziwieniem Rina.
- Owszem ... lata praktyki i te sprawy... a takie smakowanie energii ułatwia życie... - odpowiedziała Ery, a po chwili dodała z uśmiechem: - I wiesz co? ... Twoja energia jest smaczna i bardzo niezwykła ... jest godna turnieju smoków.
- Dziękuję ... - odpowiedziała Rina rumieniąc się.
- Tak jak się spodziewałam Twoja energia jest podobna do energii Twojej siostry...
- Kiazu?
- Tak raz spróbowałam jej energii, któregoś razu na Zekeren.... i wasze energie chodź się mocno różnią to sprawiają, że wszystkie części mojego ciała czują się dopieszczone i czuję "naładowana szczęściem" ...
- a czym się różnią?
- Energia Kiazu jest ognista, gorąca, temperamentna, ostra, żywiołowa i pełna przyjemnego ciepła, a jednocześnie aksamitna i kremowa ... a Twoja na pewno jest delikatna i strasznie ciężka do opisania i w każdym stopniu inna.... obie wasze energie mają nutkę tajemnicy i coś dziwnego czego jeszcze nigdy nie spotkałam.... a to sprawia że mam nieodpartą ochotę na jeszcze.... - odpowiedziała Ery rozpływając się.
- Pewnie energia Diuny, Hachiego i Otachiego też będą Ci smakować?
- To bardzo możliwe... jeśli się zgodzą to chętnie spróbuję ...
************

Ranek, jak na górskie szczyty, jest stosunkowo ciepły i słoneczny. Na kamiennej polanie nie ma już praktycznie śladu po tym, że jakiś czas temu padało. Wiejący wiatr jest tylko odrobinę cieplejszy od tego wieczornego. Nasi przyjaciele, prócz Sachinera, siedzą przy stole i czekają na śniadanie. Dzisiejsze śniadanie jest jakimiś odgrzewanymi puszkami z jedzeniem, gdyż zapasy świeżego jedzenia się już skończyły.
- Jedzenie z puszki, raczej nie będzie za dobre. - stwierdziła Diuna.
- Zobaczymy, ale w sumie jedzenie to jedzenie... - odparł Hachi.
- Spoko, na kolację będzie już coś świeżego, chociaż trudno w to uwierzyć ale parę kilometrów stąd jest sklep... - dodała Ery.
- Sklep tutaj? - spytała Kiazu.
- Owszem, tam dalej schodzi się kilka większych szlaków oraz kilka mniejszych. I kiedyś był tam sklep... - odpowiedziała Ery.
- E to super! W takim układzie przeżyję dzisiejsze śniadanie. - odparła Diuna z uśmiechem.
- Rina długo jeszcze? Głodny jestem ... - stwierdził Otachi.
- Już nakładam... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
W tym momencie, Kiazu, Hachi, Otachi, Ery i Diuna podstawił swoje miski, a wodna neczanka spokojnie nalewała.
- Kurai, mogę poprosić Twoją miskę? -spytała Rina.
- Nie ... przejdę się z Tobą... - odpowiedział spokojnie elektryczny neczanin.
- Nie mów mi, że chcesz iść karmić tego gbura? - wtrąciła Diuna.
- Tak ... - odpowiedziała speszona Rina, nalewając kolejną miskę jedzenia.
- Nie wiem czy on zje potrawę z puszki ... - dodała Kiazu.
- Mógłby chociaż wyjść z tej swojej przyczepy. - dopowiedziała Diuna.
- Dziewczyny nie marudźcie tylko jedzcie póki ciepłe. - wtrącił Hachi.
W tym czasie Rina i Kurai podeszli do drzwi przyczepy inkuba. Neczanin zapukał stanowczo do drzwi. Jednak nie było żadnego odzewu więc zapukali ponownie. Po dłuższej chwili drzwi lekko się uchyliły. W środku jest dość ciemno.
- Czego? - spytał Sachiner, dość zaspanym głosem.
- Cześć ... przepraszam ... przyniosłam śniadanie ... - Stwierdziła pokornie Rina.
Po chwili z uchylonych drzwi wysunęła się męska dłoń. Wodna neczanka wręczyła miskę z łyżką. Następnie dłoń się szybko schowała a drzwi się zamknęły.
- Chyba go obudziliśmy... - stwierdziła Rina.
- Nie przejmuj się, przeżyje... - odparł Kurai.
- Skubaniec nawet nie podziękował... - stwierdziła Diuna.
- W końcu to nasz "obowiązek" - dodał Otachi.
************

Ery, poszła razem z Diuną i Kiazu nad strumień aby pozmywać po śniadaniu i kolacji. W tym czasie reszta zbiera obozowisko.
- Hmm... jak sądzicie Sachiner się obraził czy coś mu się stało? - spytała Kiazu.
- Nie wiem, ale przyznam że to dosyć niepokojące.... - odpowiedziała Ery.
- Myślę, że się obraził i brakuję mu sługi. - dodała Ery.
- Mówisz? To w takim układzie z nim gorzej niż z babą... - odparła Diuna.
- Hehehe ... coś w tym jest ... - dodała Kiazu z uśmiechem.
************

- I co z nim?
- Odkąd znalazł się na niższych regionach to jego stan się ustabilizował, w tej chwili leży uleczony pod kroplówką i pozostaje nieprzytomny. Jednak jego życiu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Za jakiś dzień dwa powinien się obudzić.
- Rozumiem, masz mnie poinformować jak tylko się obudzi.
- Oczywiście Panie.
- A co mu w ogóle jest?
- To zaawansowana choroba wysokościowa, która nadzwyczaj szybko doszła do tego etapu.
************

Hachi biegnie prosto przed siebie trzymając coś w rękach. Nagle drogę zastawia mu Otachi, który próbuje mu odebrać coś z rąk za wszelką cenę. Obaj bracia szamoczą się, przepychają i próbują się na wzajem wykiwać i uciec z dziwnym pakunkiem. Z boku wygląda to zupełnie jakby grali w koszykówkę. Po dłuższej chwili Hachi zrobił krok w prawo, krok w lewo a następnie mocno się schylił a następnie wybił się wysoko w górę i rzucił trzymany przedmiot, trafiając nim prosto do otwartego plecaka. W tym czasie Otachi starał się mu to uniemożliwić.
- 3 punkty! - wykrzyknął radośnie Hachi, lekko dysząc.
- No to mamy 16- 19... - odparł Otachi również dysząc.
- No to chyba wygrałem... bo nie ma już nic więcej... - odparł dumnie Hachi.
- Kurcze musi być coś więcej, nie zostawię tak tego meczu. - dopowiedział Otachi.
- Spoko Bro, ale zobacz jest już tylko przyczepa Sachinera i ten daszek ...
- No dobra to dokończymy mecz następnym razem
W tym momencie obaj bracia przybili sobie piątkę, śmiejąc się radośnie, a następnie zaprali się do wiązania i zamykania plecaków.
- A jeszcze czekamy na naczynia... - stwierdził Otachi.
- Właśnie ... dobra u mnie jest jeszcze sporo miejsca ... więc go nie zamykam. -odparł Hachi.
************

- Zastawny go co? - zaproponowała Diuna.
- Nikomu nie otwiera ... może coś mu się stało? - odparła Kiazu.
- Dobra dosyć tego ... Ty Niunia idziesz ze mną ... - wtrąciła Ery łapiąc Rinę za rękę i zaciągając ją pod przyczepę, a następnie mocno zapukała w drzwi.
- Odezwij się ... - wyszeptała Ery.
- Sachiner ...jesteś tam? .. - odparła nieśmiało Rina.
- Paszczurze otwieraj! - dodała stanowczo Ery.
Nic jednak nie przynosiło rezultatu, drzwi nie otworzyły się a inkub milczał. W tym momencie Kurai delikatnie przeklął cicho pod nosem podszedł do przyczepy i stanowczo powiedział:
- Sachiner, wyłaź! ...
W tym momencie drzwi przyczepy o dziwo otworzyły się, a z głębi ciemnego pomieszczenia dało się usłyszeć stłumiony głos:
- Wejdź...
- Idzie dalej, spotkamy się na skrzyżowaniu dróg.. - stwierdził Kurai, uchylając bardziej drzwi.
-Pod sklepem? - dopytała Kiazu.
Elektryczny neczanin nic jednak nie odpowiedział jedynie kiwnął potakująco głową.
- No dobra... - odparł Hachi.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał Otachi.
- Tak idźcie już. - odpowiedział Kurai wchodząc do przyczepy i zamykając za sobą drzwi.
- Nic tu po nas... ruszajmy. - odparła Ery.
W tym momencie wszyscy ruszyli przed siebie. A chłodny wiatr, wiał im prosto w oczy.
************

- Nie martw się, raczej się nie pozabijają. - stwierdziła Ery.
- Pewnie masz racje... - odpowiedziała zamyślona Rina.
- Ciekawe co u Kutaro? - wtrąciła Kiazu.
- Nie wiem, ale raczej dobrze. - odparła Diuna.
- Jest jakiś sposób aby się tego dowiedzieć? - spytał Hachi.
- W sumie jest, jak Sachiner tam zadzwoni to jemu udzielą takich informacji, w końcu to jego sługa.- odpowiedziała Ery.
- Spoko, to trzeba wziąć tego gada w obroty i dowiedzieć się co i jak? - odparła Diuna.
- Najpierw to Kurai go musi przyprowadzić, a to średnio widzę... - odpowiedział Hachi.
- Zobaczymy... wiecie co prawda oni nie przepadają za sobą, ale znają się wiele lat... No i dodatkowo z jakiegoś powodu Sachiner go wpuścił. - odparła Ery.
- Kochani cieszmy się miłą wycieczką póki mamy taka okazję. - dodał radośnie Otachi.
- A jest tam coś jeszcze oprócz sklepu? - wtrąciła Kiazu.
- W sumie chyba nie ... ale pamiętam, że właściciel sklepu pozwalał skorzystać ze swojej łaźni i pamiętam, że była ona zadbana i cysta...- odpowiedziała Ery.
- SUPER! To już wiem co będę robić, jak będziemy czekać. - odparła radośnie Diuna.
************

Ciemny pokój, oświetlony jedynie przez słabe światło, przygasającego już kominka. Po podłodze walają się jakieś butelki, czy też inne bliżej nie określone szkło. W tym półmroku widać sylwetkę ubierającego się mężczyzny, który kończy zapinać białą koszulę.
- Nie skalę się sprzątaniem. - stwierdził nagle Sachiner.
- Tak myślałem. - odparł Kurai, opierając się o ścianę.
- Oczy Dam, nie powinny jednak tego widzieć, jak jak i mnie w takim stanie. Moja godność mi na to nie pozwala.
- Cały Ty...
- Nie znoszę Cię ... Na wasze szczęście mam jeszcze rozsądek, gdyby nie to, to wczoraj jeszcze ktoś zostałby zabrany przez Aave... Pewnie się zastanawiasz czemu wpuściłem właśnie Ciebie? Po raz jesteś mężczyzną, którego chcąc nie chcąc znam od lat, a dwa chciałbym jeszcze aby ta willa przetrwała te podróż. Co prawda stać mnie na drugą, ale jako bogacz przywiązuję się do swoich zabawek. Przeszkadza mi, że wiesz o mnie więcej niż bym chciał abyś wiedział. Chociaż w sumie lepiej Ty niż ktoś inny. Słyszałem, że umówiliście się pod sklepem. Wolałbym trafić tam pod wieczór, ale cóż trudno. Tam przynajmniej będzie więcej istot i co najważniejsze odpocznę od większości z Was.
- Gdybym Cię nie znał, stwierdziłbym że zdajesz się mieć urażone ego... jednak ono jest tak wysokie, że to było stanowczo za mało aby je zgnieść.
- Właśnie o tym mówię, wiesz o mnie stanowczo za dużo... Ogarnięcie się bez sługi zajmuje się stanowczo za wiele czasu... Zanim wyszykuję się do końca chcesz Wina? Wody? Jeszcze nie są za trute ....
************

Po jakiś dwóch godzinkach marszu, neczanie i Ery dotarli na wzniesienie z którego zobaczyli spory supermarket obok, którego znajduje się spore pole namiotowe oraz okazały hotel. Wszystko to utrzymane jest w kolorach białych i czarnych oraz doskonale jest wpasowane w skalisty teren, który jest nawet otoczony zielenią.
- Wow... To jest ten sklepik? - spytał Hachi z oszołomieniem.
- Tak to dokładnie to miejsce.... Mogłam się spodziewać, że rodzina Sachinera przejęła też wszystkie interesy na atrakcjach turystycznych.... - odpowiedziała Ery.
- No to chyba czeka nas wspaniała kąpiel. - wtrąciła radośnie Kiazu.
- Ja to bym chętnie została tu na noc... - dodała Diuna.
- E tam Młoda godzina jest jeszcze możemy zajść daleko... - dopowiedział Otachi.
- Jasne o ile Sachiner ruszy swoje cztery litery, albo Kurai do nas dojdzie... - odparła Diuna.
- Właśnie ruszyli ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Świetnie to mamy dobre półtorej godziny na odświeżenie się. - odparła radośnie Ery.
- No to szalejemy! - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem.
************

Kamienista i stosunkowo szeroka droga. Nieprzyjemny chłodny wiatr wieje w oczy i utrudnia wędrówkę. Jednak nie na tyle aby nie dało się iść. Kurai z plecakiem i Sachiner rozmawiający przez telefon podążają tą górską ścieżką.
- Gotowe... - stwierdził nagle Sachiner odkładając telefon i uśmiechając się pod nosem.
- Salaher czy Sahier?
- Sahier...
- Rozumiem...
- Nie cierpię Cię, ale proponuję iść tempem... chociaż wcale mi się to nie podoba... A i pamiętaj nie kręć się tam za bardzo... i nie wtrącaj się jeśli nie będzie to konieczne ...
************

Spore okrągłe jakuzzi, utrzymane w odcieniach niebieskiego i zielonego. Kiazu, Ery,Rina,Diuna, Hachi oraz Otachi odpoczywają w bulgoczącej wodzie.
- Boskie miejsce.. - stwierdziła Kiazu.
- Aż trudno uwierzyć, że nas stać na takie luksusy. - dodała Diuna.
- Nie zajmuj się tym, jesteście moimi gośćmi. - odparła spokojnie i dość radośnie Ery.
- No proszę czyżby smaczne było? - spytał Otachi.
- Tak, ten chłopaczek był smaczny, a nawet bardzo. Miał psychiczną energię, a najpiękniejsze jest to, że jeden siarczysty pocałunek i smakowity kąsek jest mój. - odpowiedziała uradowana Ery.
- Nie wiele potrzeba Ci do szczęścia. - dodał Hachi.
- No ale, czas się zbierać, góry na nas czekają... - dopowiedziała Ery.
- No wiesz co... psujesz taką milą chwilę.... - odparła Diuna.
- Ja wiem... zła i nie dobra jestem... - dodała Ery.
- E tam... miła i urocza - dopowiedział Hachi.
- Oj musisz się bardziej postarać ... nie takie komplementy już słyszałam ... - odparła Ery z uśmiechem.
************

Nasi przyjaciele siedzą na ławkach przed wejściem do hotelu i czekają.
- No tego się nie spodziewałem, że Sachiner pokryje za nas wszelkie koszty. - stwierdził z mocnym zdziwieniem i nie dowierzaniem Hachi.
- Albo coś się za tym kryje albo miał tak zwany dobry dzień. - odparł Otachi.
- Ja bardziej obstawiam to pierwsze... - dodała Ery.
- Witam miłe Panie - wtrącił nagle Sachiner stojący za ławką.
- No nareszcie - odparła Kiazu.
- A gdzie Rina? - wtrącił Kurai.
- Poszła do łazienki... - odparł Hachi.
- To co jak przyjdzie to ruszamy dalej? - spytał entuzjastycznie Otachi.
- Nie, zostaniemy tu trochę dłużej. - odparł dumnie Sachiner.
- Co znowu? - spytała poirytowana Diuna.
- Mój posiłek, jednak jeśli tak bardzo Ci on przeszkadza to Ty chcesz być moim kolejnym posiłkiem? - odparł Sachiner, patrząc psychicznej neczance głęboko w oczy.
- Spadaj!- prawie wrzasnęła Diuna.
- Tknij tylko Rinę, a popamiętasz mnie! - wtrąciła stanowczo Kiazu.
Inkub nic jej nie odpowiedział, jedynie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy udał się do wnętrza hotelu.
- Ej Paskudo, ja mówię na poważnie! - dodała Kiazu.
- A Ty Kurai jakoś za spokojnie do tego podchodzisz... - dopowiedziała Diuna
- Nie mam powodów do zdenerwowania - odparł spokojnie Kurai.
- I znowu czekanie... - stwierdził Hachi.
- Spoko to nie zajmie mu długo, nigdy długo nie zajmuje. - odparła Ery.
************

Zatłoczoną recepcja, która jest utrzymana w czerni i bieli i jest na swój sposób bardzo podobna do rejestracji na dole góry. Jednak jeśli ktoś był w obu tych pomieszczeniach to jest je wstanie doskonale rozróżnić. Nagle otworzyły się jedne z ukrytych w głębi drzwi otworzyły się i wyszła z nich Rina, która zamknęła je za sobą i odchodząc, przypadkiem wpadła na kogoś.
- Przepraszam ... - stwierdziła odruchowo i dość nieśmiało dziewczyna.
W tym momencie oczom dziewczyny ukazał się dość wysoki, przystojny mężczyzna o delikatnej jasnej cerze, wręcz o aralskiej urodzie. Jednak ma on krótkie, ulizane, brązowe włosy oraz błękitne, wredne i przepełnione arogancją oczy i lekko złośliwy biały uśmiech. Ubrany jest on w idealnie dopasowany granatowy garnitur oraz żółtą koszulę na długi rękaw i zielony krawat. Po chwili przybysz, wziął prawą rękę dziewczyny i delikatnie ją pocałował mówiąc lekko aroganckim głosem:
- Nie szkodzi, ja damie jestem wstanie wybaczyć wszystko.
A następnie dodał z uśmiechem:
- Co taka wspaniała ener ... kobieta robi sama w tak wspaniałym miejscu? Może Cię oprowadzić?
- Nie ... dziękuję ... - odparła nieśmiało Rina.
- Zostaw ją! - wtrącił znajomy arogancki głos
W tym momencie ktoś wyrwał rękę zarumienionej i mocno speszonej dziewczyny.
- Sachiner ... - wyszeptała neczanka
- O Witaj, nie wiedziałem, że to Twój posiłek, ale chyba zemną możesz się podzielić.
- Z Tobą? Nie ma mowy. Moja droga idź proszę na zewnątrz. - odparł spokojnie Sachiner.
- Oj przestań jej energii spokojnie starczy na nas dwóch. - odparł przybysz łapiąc neczankę za rękę.
- Słuchaj, nie dziele się z nikim, więc ją masz zostawić. Jeśli jednak tego nie zrobisz to ja urządzę Ci tu wręcz popisową awanturę jaką tylko ja potrafię zrobić. Rozumiesz?
- Chcesz aby ucierpiało dobre imię tego miejsca? .. Nie ośmielisz się!
- A założysz się?
- No Dobra, dobra... nie chce tu żadnych awantur ...Pogadamy później ...
- Jak mi się zachce ...
- W takim układzie .... Żegnam miła Panią... - odparł przybysz całując neczankę w dłoń , a następnie odchodząc.
- Dziękuję... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Proszę ... znaj moją łaskę ... niech stracę ... A teraz moja droga odprowadzę Cię do wyjścia ... i pamiętaj, nie rozpowiadaj o tym...
- Dobrze ...
Po paru chwilach oboje dotarli w okolicę drzwi wejściowych.
- Dalej idź sama, ja idę wchłonąć energię. - stwierdził stanowczo Sachiner.
- Smacznego - odparła Rina z lekkim uśmiechem.
- A dziękuję na pewno będzie smaczne. - odparł dumnie Inkub.
W tym momencie dziewczyna wyszła z hotelu, a Sachiner wrócił do swoich spraw.
- Kurai! - delikatnie krzyknęła Rina, rzucając się radośnie w jego objęcia.
- O Rina widziałaś Sachinera? - spytała Diuna.
- Tak... szedł coś zjeść ... - odpowiedziała wodna neczanka.
- No to jeszcze poczekamy ... - dodał Otachi.
************

- No gdzie ten wredniak się podziewa? - spytała Kiazu.
- Spokojnie, pewnie nie długo przyjdzie. Wole, aby się najadł gdzieś tutaj niż zaczął polować na Was ... - odparła Ery.
- W sumie co racja to racja... dodała Diuna.
- Witam, czy państwo czegoś potrzebują? - wtrącił nagle arogancki głos.
- Nie spoko, czekamy na kogoś... - odparła Ery a następnie odwróciła się i zobaczywszy brązowowłosego mężczyznę w granatowym garniturze dodała: - Nie tylko nie Ty ...
- Słodka Ery, to naprawdę Ty? przyjechałaś na odpoczynek czy czekasz na Sachinera - odparł przybysz.
- I jedno i drugie ....
- A co to za piękne Panie? O wodna Pani też tu jest... - wtrącił arogancko przybysz z zaskoczeniem, a następnie dodał - Hmm... Nie wierzą,że Ty elektryczny neczaninie też czekasz na Sachinera.
- Kim ...
- Możesz zostawić moich gości w spokoju? - wtrącił stanowczo Sachiner, który właśnie przyszedł.
- No piękna Ery i jej koleżanki to ja rozumiem, ale ten śmieć i reszta to też Twoi goście? - odparł przybysz.
- Ej! ...
- Ciiiii... nie wtrącajcie się ... - wtrąciła cicho Ery
- Tak, to moi goście i po raz nie życzę sobie abyś ich obrażał a po dwa Tobie nic do tego. A teraz spadaj stąd. - odparł stanowczo Sachiner.
- Przypominam Ci że to mój teren! - odparł przybysz.
- Lepiej stąd chodźmy - stwierdziła cicho Ery.
W tym momencie wszyscy się zebrali i pomału ruszyli. A Sachiner powiedział:
- Żegnaj i do niezobaczenia...
A następnie również odszedł.
- Brak Ci manier! - wykrzyknął arogancko przybysz.
Kiedy neczanie i kuby odeszli spory kawek od kompleksu wypoczynkowego, Kiazu spytała z zaciekawieniem:
- Co to było za ciacho?
- O co w ogóle chodzi? - dodała Diuna.
- Ery czemu nas uciszałaś? - dopowiedział Hachi.
- Heh... no Płazie odpowiadaj ... - stwierdziła Ery.
- Skoro już musicie wiedzieć to, on ma na imię Sahier i niestety jest moim starszym bratem. - odparł od niechcenia Sachiner.
- Starszym bratem? -zdziwili się neczanie.
- Owszem, na moje nieszczęście jest dwa lata starszy ode mnie.
- Zaraz skoro to Twój starszy brat, to jakim cudem udało Ci się go tak łatwo spławić? - spytała nagle Diuna.
- Moja Droga ja zawsze wygrywam... - odparł inkub.
- To nie trudne jak się jest ulubieńcem głowy rodu ... - wtrąciła Ery.
- Nie wtrącaj się Ropuszko... - odparł Sachiner.
- Dobra, ale co Ci strzeliło do głowy,że ...
- Moja Droga, po pierwsze tyle informacji ma Ci w zupełności wystarczyć a po dwa nie mam ochoty o tym rozmawiać, jeśli nie zechcesz tego uszanować to Cię tylko zabije... - odparł arogancko i stanowczo Sachiner, ruszając stanowczo do przodu.
- Ej... Dżdżownico nie przesadzaj ... - wtrąciła Ery.
- Wracaj jeszcze z Tobą nie skończyłam. - odparła Diuna.
- Zostawcie go, niech idzie... - wtrącił stanowczo i chłodno Kurai.
- Tak będzie lepiej ... - dodała Ery.
************

Późnym wieczorem obóz jest już dawno rozstawiony. Chłodny wiatr delikatnie daje się we znaki i mocno utrudnia wędrówkę wyżej, więc nasi przyjaciele, nie doszli za daleko. Jednak po tym dziwnym i niespokojnym dniu, zbierają się już pomału spać. Sachiner już dawno zamkną się w swojej przyczepie, praktycznie poza złośliwościami nie odzywał się on przez resztę dnia, dziewczyny myją zęby w blasku ogniska, a Hachi, Otachi i Kurai urządzili sobie dość przyjazny sparing bez używania mocy.
- Zastanawia mnie czemu w ogóle on jako tako stanął w naszej obronie? - rozmyślała głośno Diuna, nie oczekując zbytnio odpowiedzi.
- Wiesz Sachiner jaki jest taki jest, ale jest honorowy i ma takie dziwne poczucie, nazwijmy to poczuciem dumy, które nie pozwala mu aby jego "goście" byli przez kogoś obrażani. To ciężkie do wytłumaczenia. On po prostu ma wpojone pewne zasady ... takie jak właśnie nie pozwalanie na obrażanie swoich gości, nawet jeśli nie pałasz do nich sympatią. - odparła Ery.
- Dziwnie to brzmi, ale ma to jakiś sens, który bardzo ciężko ubrać w słowa. - odparła Kiazu.
- Dziwny i nie zrozumiały typek... - dodała Diuna.
- O resztę pytajcie jego, ale nie obstawiam, że Wam odpowie ... swoją drogą ... Jak sądzicie oni tak długo jeszcze będą szaleć? - spytała Ery.
- Zależy do ilu "grają" ... - odpowiedziała Rina.
- Do ilu by to nie było ... ja nie mam zamiaru na nich czekać... tu jest strasznie zimno ... - dodała Diuna.
- Przyznaję w tych górach robi się coraz zimniej ... ciesze się, że ogień płynie w moich żyłach.... - odparła Kiazu.
- Ja też się z tego ciesze ... a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że śpisz w tej samej komorze co ja... - dodała Diuna.
- Dziewczyny zobaczcie na te niebieskie światła w oddali! ... - stwierdził nagle Otachi.
- Co to? - dodał Hachi.
- Hmm... to albo inni turyści .. albo policja ... - odpowiedziała Ery.
- Albo kłopoty ... - dodał Kurai.
Po niedługiej chwili do obozowiska wpadły dwa wielkie stworzenia, wyglądające jak wielkie tygrysy tyle, że o sierści tak gęste i puszystej jaką mają psy pociągowe, oraz wielkich rozmiarach. Jeden jest śnieżnobiały, a drugi jest czerwonopomarańczowy. Oba maja intensywne czarne pasy oraz delikatną błękitną aurę.
Na grzbietach tych niezwykłych stworzeń siedzi po dwóch jeźdźców. Są oni ubrani w szczelne, szare ubrania, które zakrywa wszystko poza twarzami przybyszów.
- Tak to oni. - stwierdził spokojnie jeden z jeźdźców, a następnie donośnie dodał: - Za nie uregulowanie rachunku, w ośrodku turystycznym jesteście zobowiązani do zapłaty z odsetkami oraz dobrowolne oddanie energii.
- Musieli się panowie pomylić, my mamy wszystko opłacone. - odpowiedziała spokojnie Ery.
- My droga Pani nie będą z Panią dyskutować, rozkaz to rozkaz ... proszę się natychmiast zbierać. - odparł stanowczo jeździec.
- Panowie my nie z takich... - dodał Hachi.
- Nie interesuje mnie to.... zapraszam z na....
- To Proszę o skanowanie wiarygodności. - zażądała stanowczo Ery.
W tym momencie obie kotowate bestie ryknęły głośno, aż zatrząsł się cały teren. Symbole neczan oraz tatuaż Ery rozbłysły niebiesko białym światłem. Nagle blask znikł a jeden ze strażników powiedział:
- Rzeczywiście, korzystaliście tylko z łaźni i jakuzzi i macie uregulowane rachunki. Przepraszamy Państwa, za problemy.
Po chwili bestie pogalopowały dalej.
- Kurcze co to było? - spytał Otachi.
- Zwierzęta to Harimauma... - odpowiedział Kurai.
- To taka kocia wersja inuma ... o trochę bardziej rozwiniętym zastosowaniu ... - dodała Rina.
- Dobra a Ci kolesie? Policja? - odparł Hachi.
- Raczej policja, ale ja bardziej obstawiam, że to byli jacyś strażnicy Sahier'a - odpowiedziała Ery.
- Dobrze, że sobie poszli ... już prawie ich zaatakowałam. - dodała Kiazu.
- Jeszcze chwili i nic z nich nie zostało.- dopowiedział Hachi.
- Narwańcy ... - skwitowała Diuna.
- Czas się mieć, trochę na baczności... - dodała Ery.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz