"...Tajemnicza
świątynia
na wysokości..."
Niespodziewanie
silny podmuch nijakiego powietrza uderzył od strony kamiennej klatki
schodowej, znajdującej się na prawo od neczan i kubów, których
włosy targane są mocnym wiatrem. Nagle w szarym, kamiennym
pomieszczeniu, pełnym niezliczonych łukowatych przejść miedzy
wspaniałymi kolumnami, ponownie zrobiło się spokojnie.
-
Otachi, którędy teraz? - spytała z ufnością Kiazu.
-
Moim zdaniem ... nie mam zielonego pojęcia. - odpowiedział Otachi z
głupkowatym uśmieszkiem.
-
Wiedziałem, że podążając za nim, daleko nie zajdziemy. - dodał
Sachiner.
-
Jakby podążanie za Tobą było dobre ... - odparła Diuna.
-
Dobra, to załóżmy, że jest po wpadce ... co dalej? - spytała
Kiazu.
-
Teraz czuje podmuchy wiatru z tego przejścia, a z klatki nic nie
czuje. - odpowiedział Otachi.
-
Dobra to zrobimy tak, ja, Diuna, Otachi i Rina pójdziemy do tej
groty, a reszta schodami. - zaproponował Hachi.
-
Ja mam dosyć schodów, więc idę tam gdzie ich nie ma. - stwierdził
dumnie Sachiner.
-
To my weźmiemy Rinę i Diunę - stwierdziła radośnie Kiazu,
zapalając blade ogniste świetliki i zabierając obie siostrę na
schody.
Po
chwili za neczankami energicznym krokiem ruszyła Ery. Natomiast
panowie weszli do mrocznego przejścia.
-
Może zapalisz świetliki? - spytał Hachi.
-
Phi, chyba żartujesz ... ja nie oświetlam, to dla mnie się
oświetla... - odparł dumnie Sachiner.
-
Eh ... wysokość Twojego ego, powala mnie na całego... - odparł
Otachi.
W
tym momencie Kurai, na prawej dłoni wytworzył niewielką żółtą
elektryczną kulę, która mimo, że jest blada i mała to daje sporo
jaskrawego światła.
-
Super, na Ciebie zawsze można liczyć. - stwierdził Hachi.
-
Hmm... co to jest? - spytał Otachi pokazując na dziwną półkę,
umieszczoną tuż przy wejściu, usłaną drobnymi czarnoszarymi
kamieniami.
Elektryczny
neczanin, podszedł to tej półki obejrzał dokładnie kamienie,
następnie uśmiechając się pod nosem i uderzył swoją elektryczną
kulą w kamienie. Na chwilę zrobiło się ciemno. Jednak po chwili
czarnoszare kamyczki rozpaliły się i stanęły w płomieniach. W
mgnieniu oka czerwonożółty płomień rozprzestrzenił się po
całej ogromnej, okrągłej i bezdźwięcznej komnacie, dość dobrze
rozświetlając całe pomieszczenie. Wysokie kamienne ściany, idące
po okręgu, z stylowym półkolistym sklepieniem idealnie pasują do
podłogi, a tam różnorodność kolorów i jakiś dziwnych
kształtów.
-
O właśnie tak to się robi, wszędzie tam gdzie mam się pojawić
stwierdził dumnie inkub.
-
Co to za miejsce? - spytał zafascynowany Otachi, robiąc kilka
kroków do przodu i rozglądając się na boki.
-
Nie wiem Bro ale robi wrażenie. - odparł Hachi również się
rozglądając.
************
Ciemne,
kamienne, lekko podniszczone schody okazały się być znacznie
krótsze niż się spodziewano. Roześmiane dziewczyny bardzo szybko
znalazły się na szczycie schodów. A tam świetliki Diuny, szybko
rozświetliły teren. Ich oczom ukazał się niewielki, szary balkon,
wręcz taras, o drewnianych barierkach.
-
Ale tu ciemno... nasze świetliki chyba nie dadzą rady tego
rozświetlić. - stwierdziła Ery.
-
O patrzcie tam ... - wtrąciła Rina.
W
tym momencie, w koło wielkiej komnaty pojawił się pasek
czerwonożółtego ognia, który bez trudu rozświetlił całe
pomieszczenie, o wspaniałej podłodze, na której wyraźnie widać
jakiś znajomy symbol. Jednak dziewczyny nie przyglądały się mu za
bardzo.
-
Ej patrzcie tam na dole jest Otachi. - zauważyła Rina.
-
Rzeczywiście .... - stwierdziła Kiazu a następnie głośno
krzyknęła machając rękami i obierając się o barierkę. - HEJ
OTACHI!
Wietrzny
neczanin, jak i pozostali panowie zaczęli się rozglądać skąd
dobiega donośny krzyk niesiony echem.
-
SPÓJRZ W GÓRE! - krzyknęła Diuna.
W
tym momencie wszyscy spojrzeli w górę i na balkonie tuż nad swoimi
głowami zauważyli swoje towarzyski.
-
Łał! - stwierdził Hachi, a następnie dodał
szczerząc kły. - Daleko nie uciekłyście.
-
Ej dziewczyny co to dziwny wzór na podłodze? -
spytał Otachi.
-
Na niebieskim tle ... Są trójkąty, które wyglądają
jak ostrosłupy o kwadratowej podstawie ... które się stykają...
W połowie są czarne a w połowie czerwone ... a na około jest
żółty okrąg z literkami... - opisała Kiazu.
-
To wygląda trochę jak róża wiatrów. - dodała
Rina.
-
Tyle, że ma jakieś dziwne oznaczenia. -
dopowiedziała Diuna.
-
Hmm... ja pod nami chyba widzę A? - stwierdził
niepewnie Hachi.
-
Tak ... tu gdzie stoicie jest A ... po prawo jest B ...
na górze jest Z ... a po lewo jest N - odparła Diuna,
opierając się o barierkę.
-
Wydaje mi się, że to staro angeliczańskie oznaczenia
... - dodała donośnie Ery, a po chwili dopowiedziała: -
Trafiliśmy chyba do jakieś świątyni wiatru czy
czegoś.
-
Podejrzewam moja droga Ropuszko, że możesz mieć mieć racje... -
odparł Sachiner.
-
Słucham? Co tam mamroczesz Wredoto? - spytała
Ery.
-
Nic ważnego moja żmijko. - odpowiedział
arogancko inkub.
W
tym momencie zwiał bardzo silny wiatr, o świszczącym, przenikliwym
odgłosie, który bez trudu zwrócił uwagę wszystkich. Kiedy oczy
neczan i kubów mimochodem zaczęły śledzić dziwny dźwięk oraz
ruch powietrza, to wiatr skierował się w sam środek komnaty, gdzie
bardzo szybko przeistoczył się w cztery dziwne istoty, stojące
pośrodku róży wiatrów. Wyglądają one jak cztery wręcz
identyczne, świecące damy bez twarzy, odziane we wspaniałe długie
suknie, a swym niezwykłym wyglądem przypominające coś między
duchem a wiatrem. Jedyne co je rozróżnia to kolorystyka i tak
pierwsza od lewej jest żółto-piaskowo-biała, druga jest
niebiesko-błękitno-biała, kolejna jest żółto-różowo-biała.
Natomiast ostatnia jest pomarańczowo-czerwono-biała. Ich mieniące
się kolory wręcz zabierają dech w piersiach.
-
Co to jest? - spytała Kiazu.
-
Wyglądają na jakieś dziwne duchy. -
odpowiedziała Diuna.
-
Mam wrażenie, że to Yelavee ... - odparł
Kurai.
-
Żartujesz? Myślałem, że jesteś poważniejszy,
przecież Yelavee, są bajką dla niegrzecznych dzieci... -
odpowiedział arogancko inkub.
Kiedy
tajemnicze istoty w pełni się uformowały to dziewczyny zeskoczyły
z balkonu i dołączyły tym samym do swoich towarzyszy.
-
Tak sobie myślę... że może mieć rację ... czytałem kiedyś
książkę ... w której były takie istoty ... tyle, że nie
świeciły i nie były kolorowe... - wtrącił Otachi.
-
Mamy opierać swoją wiedzę na bajce dla dzieci? - spytała Diuna.
-
Nie pierwszy i nie ostatni raz. - odpowiedział Hachi.
-
Mnie w to nie mieszajcie. - odparł arogancko Sachiner.
Nagle
tajemnicze istoty, unosząc się lekko nad ziemią rozbiegły się po
całej komnacie. Natomiast suchy,chłodny wiatr, uderzył z
umiarkowaną siłą w naszych bohaterów, prowokując ich do
przysłonięcia oczu. Chwile potem uderzył w nich kolejny podmuch
wiatru. Jednak zupełnie różny od poprzedniego. Tym razem jest on
bardzo zimny, wręcz lodowaty. Dodatkowo temperatura w pomieszczeniu
stanowczo spadła, a nasi bohaterowie przesunęli się znacznie do
tyłu.
-
Co się u diabła dzieje? - spytał Hachi.
-
Zostaliśmy zaatakowani bro... - odpowiedział Otachi.
-
Czas zdjąć kurtki i stanąć do walki. - dodała ochoczo Kiazu,
rozbierając się z kurtki, pozostając jedynie w masce i zwykłym
ubraniu.
-
Pamiętaj, że nasze moce nie działają do końca tak jak powinny. -
dopowiedziała Diuna.
-
O to się nie martw ... szybko nam z nimi pójdzie. - odparła Kiazu
uśmiechając się pod nosem i ruszając do ataku.
Wielka,
ognista, czerwono-żółto-pomarańczowa i blada kula, rzucona przez
ognistą neczankę z dużą szybkością leci w kierunku
żółto-piaskowo- białej istoty. Nagle całe pomieszczenie spowiło
się mgłą, na podłodze pojawiły się kropelki wody i zaczął
wiać silny, ciepły i bardzo wilgotny, ospały wiatr, który
skutecznie zgasił kule ognia, zanim ta zdążyła dolecieć do
którejkolwiek z istot. W tym momencie Rina doskonale wykorzystała
okazję do ataku. Jednym szybkim gestem wytworzyła ogromna matową,
niebieskogranatową falę, która bez trudu może trafić wszystkich
przeciwników. Tymczasem wiatr ponownie się zmienił. Teraz wieje
suchy, bardzo gorący, wręcz prawie prażący, który w bardzo
szybkim tempie wysuszył całą wodę z pomieszczenia oraz znacznie
podniósł temperaturę panującą w komnacie.
-
Kurcze co jest grane? - spytała z niedowierzaniem Diuna.
-
Różne wiatry wspomagają się na wzajem ... - odpowiedział Otachi.
-
I jak tu walczyć? - spytała Kiazu.
-
Wytrwale ... i tak aby nie marnować energii ... - odpowiedział
Otachi, zrzucając swoją kurtkę.
-
Gadaniem tu nic nie zdziałamy ... Jedziem z tym koksem - dodał
Hachi z wrednym uśmieszkiem.
************
Starcie
toczy się już od dłuższego czasu. Silny wiatr hula po
bezdźwięcznym pomieszczeniu, obijając się o wszystkie ściany i
sprawiając nie lada problemy. Warunki panujące w komnacie zmieniają
się jak w kalejdoskopie na przemian jest straszliwie gorąco i
duszno, mroźnie, wilgotno i sucho. Jednak Sachiner siedzi przy
wejściu, na swoim leżaku i oczywiście popija swoje ulubione wino,
nie przejmując się zupełnie tym wszystkim co się dzieje w koło
niego. Reszta bohaterów zmaga się z wietrzymy zjawami, głownie
trzymając je na dystans i unikając ich dobrze zgranych ataków,
aby nie marnować energii, która w tych warunkach i tak szybko się
kurczy.
-
Kurcze ... tak naprawdę tylko elektryczna moc Kurai'a i psychiczna
moc Diuny trzymają je na dystans... - stwierdził Hachi dysząc.
-
Mój wiatr nic im nie robi ... jedynie przesuwa je ... - dodał
Otachi ciężko oddychając.
-
Każdy mój atak i Riny jest jest bez błędnie kontrowany, a każdy
atak Hachiego wydaje się nie robić na nich najmniejszego
wrażenie.... - dodała Kiazu.
-
Normalnie morowe powietrze ... - wtrącił po
nosem Sachiner.
-
Zauważyliście, że one nie zbliżają się do liter? - zauważył
Otachi nie przejmując się inkubem, gdyż był on praktycznie nie
słyszalny.
-
Hmmm... to banalne ... ale czyżby każda z nich odpowiadała danemu
kierunkowi na róży wiatrów? - dodała Diuna.
-
To by miało nawet sens. Tylko czemu nie podchodzą do liter? -
odparła Ery dysząc.
-
Trzeba to sprawdzić...- odpowiedziała Diuna wyjmując z kieszeni
niewielki kompas.
-
Ery idź do Sachinera ... może on wie coś, co nam mogłoby pomóc
... - wtrąciła Kiazu.
-
Wątpię, ale spoko pójdę ... wiem o co Ci chodzi ... - odparła
Ery odchodząc z uśmiechem i mrugając okiem.
-
Ej ... no mniejsza... - stwierdziła Diuna z niezadowoleniem, a
następnie dodała - Hmm... na prawo od wejścia jest północ, na
wprost jest wschód, na prawo jest południe ... a wejście znajduje
się na zachodzie ... to co wpychamy je jak leci?
-
Raczej to nie przyniesie rezultatu -odpowiedział chłodno Kurai.
-
Zgadzam się powinniśmy rozszyfrować, która jest która... -
odparł Hachi.
-
Ja na dziewięćdziesiąt procent jestem mniej więcej pewny która
mogłaby odpowiadać za dany kierunek świata... - dopowiedział
Otachi.
-
Mi najbardziej przeszkadza ten wilgotny wiatr któremu towarzyszy
mgła ... - dodała Kiazu.
-
Chyba gorszy jest ten straszliwie upalny ... - dopowiedziała Diuna.
-
Popieram ten gorący wiatr dobija najbardziej ... - dodał Hachi.
-
Ja mam wrażenie, że usycham kiedy wieje ten gorący wiatr... -
dopowiedziała Rina.
-
No dobra .... Otachi, ten gorący wiatr to która jest? - spytała
Kiazu.
-
Myślę, że to południowy wiatr ... i to będzie ... hmm... albo
ta żółto-piaskowa, albo ta żółta z różem... któraś z nich
włada tym upalnym wiatrem ... - odpowiedział Otachi.
-
Dobra to obie próbujemy zagnać na prawo od wejścia ... -
stwierdziła Kiazu.
-
To bez sensu ... to jest stanowczo za proste ... - odparła Diuna, ze
zrezygnowaniem w głosie.
-
Oj tam ... póki co nie wpadliśmy na nic lepszego ... - odparł
Otachi.
-
Niech wam będzie ... - odpowiedziała Diuna.
************
-
Paskudo, Nie za dobrze Ci? - spytała Ery.
-
Moja Droga Żmijko, zważając na okoliczności to iście zabawne
pytanie. Jednak w łaskawości swojej odpowiem na nie. Nie jest mi za
dobrze, a wręcz jeszcze bardzo daleko do tego by móc w ogóle
twierdzić, że mi jest dobrze. - odpowiedział Sachiner, popijając
wino, a po chwili dopowiedział: - Moja droga Ropuszko ... Życzysz
sobie leżak i wina?
-
Nie dzięki ... postoje ... a Ty sobie siedź ... nie przeszkadza mi
to ...
-
Jak sobie życzysz....
-
Powinieneś uważać ... niektóre ich ataki naprawdę bolą...
-
Wiem, wiem ... moja droga ... jednak któreś z nich na pewno mnie
obroni ...w końcu moja wspaniała i cenna energia nie może się
marnować ...
-
Hmm... obawiam się, że tym razem możesz mieć racje ...
-
Moja droga, ja zawsze mam rację...
-
Fakt czasem Ci się zdarza ... swoją droga słyszałam, że
dobierałeś się do Riny ....
-
Czyżbyś była zazdrosna?
-
Zazdrosna? Gadzie ... Nie bądź śmieszny... posłuchaj znam Cię i
wiem,że lubisz się bawić kobietami oraz prowokować i wiem, że
wykorzystujesz to, że ona Ci nic nie zrobi, ale chyba trochę
przeginasz ...
-
Moja droga Dżdżowniczko, to co robię to jedynie niewinna zabawa...
i skoro musisz wiedzieć to nic jej nie zrobię ....
-
To może powinien się o tym dowiedzieć Kurai?
-
Moja droga mi się nie grozi i Ty o tym dobrze wiesz, poza tym
zakładam, że skoro Ty o tym wiesz to tym bardziej on ... jednak jak
widać moja przystojna twarz jest nadal boska i obaj żyjemy co
dowodzi tego, że jemu to zwisa co robię póki nie przekraczam
pewnych barier ... a niewinna prowokacja jest tylko celem do
osiągnięcia celu ... a im straszniej wygląda tym lepiej dla mnie
...
-
heh ... tak wiem to tylko gra pozorów ... jednak nie strasz jej za
bardzo...
-
Moja droga jędzuniu zwykle nie wtrącasz się do moich metod i
zabaw...
-
Jak byś nie zauważył Ty wredny Paszczurze, pomijając fakt, że ją
lubię to ona jest bardzo delikatna i obawiam się, że Twoje metody
prędzej czy później zrobią jej krzywdę... o ile prędzej pewna
"oaza spokoju" nie policzy Ci żeber ...
-
Moja droga Ropuszko, on doskonale wie ile mam żeber... czasem z
przezorności nawet zdarzało mu się je liczyć ... jednak
powiedzmy, że badam cienką granicę po której mogę balansować...
-
Skoro tak mówisz podły gadzie ... ale pamiętaj ja również mam
Cię na oku ... w końcu to moi goście ...
-
Jest mi niezmiernie miło moja droga Dżdżowniczko, że piękna
kobieta ma mnie na oku... - odparł dumnie inkub, z wrednym uśmiechem
i popijając wino.
************
Diuna
po środku, głuchej areny, postawiła dwie wysokie, prostokątne,
fioletowo-szare, przejrzyste bariery, którymi trzyma na dystans dwie
wietrzne istoty. Dzielnie pomagają jej Rina, której ataki momentami
są bardzo skuteczne a momentami totalnie bezużyteczne, oraz Hachi,
który w tym starciu bardziej ochrania siostry i pilnuje istot
niżeli atakuje. Natomiast pozostali neczanie, starają się wepchnąć
dwie istoty w wielki symbol "B" narysowany na podłodze,
tej wspaniałej komnaty. Otachi swoim wiatrem pilnuje aby nie
uciekły, a Kiazu z Kurai'em swoimi ataki stopniowo pchają wietrzne
duchy w kierunku litery. Żółto-piaskowo-biała i
żółto-różowo-biała istota głośno i przenikliwie piszczą i
panicznie próbują uciec z potrzasku, a pozostałe dwie za wszelką
cenę próbują obronić swoje towarzyszki. Po dłuższej chwili
uciążliwych i bardzo trudnych zmagań w końcu dręczone istoty w
końcu przeszły, przez literę, jednak nie stało się zupełnie
nic.
-
Zero efektu ... - stwierdziła rozczarowana Kiazu, głęboko
oddychając.
W
tym momencie wszystkie dusze ponownie znalazły się pośrodku
komnaty, gotowe do dalszych zmagań.
-
Czyli co? Miałam racje ... - odparła Diuna, lekko dysząc.
-
Na to wychodzi... - stwierdził Hachi.
-Hmm...
spróbowałbym jeszcze jednej rzeczy. - wtrącił Kurai odchodząc w
kierunku kubów.
-
Co masz na myśli? - spytała Diuna.
-
Czekaj! ... Czy czy ... - odparł
podniesionym głosem Otachi po dłuższej chwili namysłu, a
następnie podbiegł do elektrycznego neczanina.
-
Ej! Co wy knujecie? - spytała Diuna.
-
Zostaw ich ... zobacz te wiatrowe panienki znowu ruszają do ataku. -
odpowiedziała Kiazu.
Rzeczywiście
wietrzne istoty, rozbiegły się po komnacie i zaczął wiać
lodowaty i mroźny wiatr, a temperatura w pomieszczeniu gwałtownie
spadła o kilka stopni.
-
Jak tak dalej pójdzie to zaraz będziemy słabi jak niemowlaki... -
stwierdziła Diuna.
-
To nie używaj mocy ... tylko ich unikaj ... - stwierdził Hachi
odbiegając w kierunku pomarańczowo-czerwono-białej istoty.
************
-
Czy któreś z was zna stare oznaczenia róży wiatrów? - spytał
bezpośrednio Kurai.
-
Ja niestety nie ... nigdy nie miałam z nimi do czynienia, wiem tylko
że są stare ... - odpowiedziała Ery, kręcąc przecząco głową.
-
Szkoda ... - stwierdził Otachi.
-
Sprawdź z kompasem, to będziesz wiedział... - odparł stanowczo
inkub.
-
No sprawdziliśmy, ale chciałbym się jeszcze upewnić. - stwierdził
Otachi.
-
Jeśli wiesz to powiedz ... jak Cię grzecznie pytają ... - wtrącił
stanowczo i chłodno Kurai
-
Niech Wam będzie... o ile dobrze pamiętam to stara róża wiatrów
pochodzi od czterech bóstw wiatrów .... a co za tym idzie Anemos to
Wschód ... hmm... Bayu to północ ... Zhyal to Zachód...
natomiast Nali
to południe. - odpowiedział dumnie Sachiner.
-
Dzięki... - odparł Kurai.
-
Hmm.... dziwne .... wychodzi na to że albo kompas wariuje w tym
miejscu ... albo ktoś źle wykonał róże wiatrów .... - wtrącił
Otachi.
-
To miejsce, zapewne jest świątynią wiatru więc, wątpię aby o
była zwykła pomyłka. - dodał inkub.
-
Podejrzewam, że specjalnie została tak wybudowana, dla jakiegoś
celu... - dopowiedział Kurai.
-
Być może macie racje ... - stwierdziła Ery.
-
Hmmm... one strasznie unikają tych liter .... hmm... chyba czas
spróbować wrzucić jedną ciepłą istotę w "N" ...
może to coś wyjaśni ... - stwierdził Otachi odchodząc.
-
Tylko nie zniszczcie tego miejsca.... - dodał Sachiner.
-
Gadzie, oni doskonale o tym wiedzą... nie musisz im tego przypominać
... chyba ... - stwierdziła Ery.
-
Właśnie moja droga Ropuszko ... "chyba" mnie nie
urządza, wolę mieć pewność ... - odparł inkub, popijając wino.
-
Aby mieć pewność, powinieneś raczej ruszyć swoje szanowne cztery
litery... - odparł sukub.
-
Szczegóły, moja droga, szczegóły ... póki co mało istotne ...
zwłaszcza, że mam ich na oku ... a poza tym te wietrzne istoty są
tak słabe, że nie są wstanie zniszczyć tego pomieszczenia ... -
odparł arogancko Sachiner.
************
Wietrzne
istoty nie chcą ani współpracować ani dać się rozdzielić.
Trzymają się one blisko środka komnaty, a ich zmasowane i idealnie
zgrane ataki wydają się z każdą chwilą nabierać na sile.
Pozornie powietrzne ataki duchów nic nie robią przeciwnikom, jednak
w rzeczywistości na swój niezwykły sposób sprawiają, że
wszystkie zmysły szleją i nie do końca działają tak jak powinny.
W takich warunkach bardzo łatwo o kosztowny błąd. Jednak neczanie
całkiem dobrze sobie radzą. Widać, że treningi u Kronosa,
przynoszą rezultaty.
-
Skubane no ... - stwierdziła Kiazu.
-
One są sprytniejsze niż myślałam .... - dodała Diuna.
-
Poza tym, że strasznie dziwnie walczą ... - dopowiedział Hachi.
-
Ich ataki w sumie tylko dezorientują, ale na dobrą sprawę nic nam
nie robią... - stwierdził Otachi.
-
To dlatego, że te wietrzne istoty są typowo defensywne ... i w
ogóle nie atakują. - wtrącił Kurai.
-
Hmm... po za obroną ... nadal unikają liter ... tyle, że znacznie
bardziej niż na początku ... a wepchnięcie ich tam graniczy z
cudem....a i tak nie ma pewności czy to zadziała.... - dodała
Diuna.
-
Przydała by się dobra strategia ... - stwierdził Hachi.
-
Pomyślmy ... na takie zagranie jak ostatnio już się nie złapią
... - dodał Otachi.
************
-
Moja droga Jędzuniu może pójdziesz im pomóc...? - spytał nagle
inkub.
-
A co gadzie nudzi Ci się? - odparł sukub.
-
Oczywiście, nie wygrałem czasu na loterii i byłoby niezmiernie
miło, jakby już to skończyli, abyśmy mogli stąd wyjść ...
-
Wyjść i zacząć zarabiać ogromne pieniądze na tej starej
świątyni, o której nikt już nie pamięta ...
-
Moja droga Ropuszko tym razem masz rację - odparł inkub z wrednym
uśmiechem.
W
tym momencie Ery przewracając oczami i kręcą przecząco głową,
odeszła kawałek dalej. Bardzo szybko na jej miejscu pojawiła się
gęsta, szara i nieprzyjemnie wilgotna mgła. Wkrótce ubranie
siedzącego inkuba zrobiło się delikatnie wilgotne. Nagle Sachiner
poczuł po swoim lewym policzku, aksamitny dotyk, który przypomina
wręcz subtelne muśnie. Jednak inkub wydaje się nie zwracać na to
większej uwagi i popija beztrosko wino. W ten jego lewa dłoń
zapłonęła zielono-fioletową trująca aurą i gwałtownie
wyprostował w powietrze, a następnie stanowczo i arogancko
powiedział:
-
Moja droga od wysysania energii to ja tu jestem.
W
tym momencie żółto-różówo-biała istota, która niespodziewanie
została zdemaskowana, gwałtownie odsunęła się od inkuba i
zdezorientowana gwałtownie uciekła od niego szybciej niż się
pojawiła. Natomiast ręka inkuba powróciła do normalności, a ten
wrócił do popijania swojego ulubionego wina.
************
Nagle
pojawiła się wysoka, gruba i prawdopodobnie szczelna kamienna
bariera. W tym samym momencie wielka ognista kula otoczyła
żółto-piaskowo-białą wietrzną istotę i tym samym dość dobrze
ją uwięziła.
-
OTACHI! - wykrzyknęła szybko i głośno Kiazu.
-
SPRÓBUJ NA "N" - odkrzyknął
niepewnie Otachi.
W
tym momencie w komnacie zaczęło robić się wilgotno, a tuż przy
podłodze zaczęła pojawiać się gęsta, szara mgła.
-
NIE MA SPRÓBUJ... - wykrzyknęła nerwowo Kiazu,
ledwo utrzymując swoja kule ognia.
-
DAJ JĄ ZA SIEBIE! - odkrzyknął penie Otachi.
-
Bro to Twoja ostatnia szansa... - dodała Diuna, starająca się
uszczelnić tarczę brata.
Nie
ma już czasu na dalsze rozważania. Wilgotna jasno szara mgła, z
każdą chwilę gęstnieje i rozprzestrzenia się po komnacie.
Ognista neczanka bez zawahania, rzuciła za siebie swoją płomienną
kulę, idealnie roztrzaskując ją o wielkie "N" u mieszone
na podłodze. Kiedy tylko blady ogień uderzył w ziemię, powstałą
silna fala uderzeniowa, która szybko zdmuchnęła całą gęsta mgłę
i bez trudu rozkruszyła zimno-psychiczną barierę. Kiedy tylko
ledwo tlące się płomienie znikły wietrzna zjawia przenikliwie
pisnęła. W tym momencie pojawiło się żółto-białe, świecące
i walcowate pole energii sięgające od ziemi, aż po sam sufit. W
środku istota zawisła bez ruchu, emanując i pulsując energią.
Nieokreślony wiatr hula po pomieszczeniu. Pozostałe wietrzne istoty
panicznie rozbiegły się po całej komnacie, a oszołomieni neczanie
stali jak zaklęci wpatrując się w uwięzionego ducha. Natomiast
kuby zainteresowały się czystą, wręcz krystaliczną energią.
-
Łał ... jednak zadziałało ... - stwierdziła z podziwem Diuna
dysząc.
-
Super Otachi! - dodała Kiazu ciężko oddychając i rzucając się
bratu na szyję.
-
Czyli ona była północą? - spytała Diuna.
-
Nie południem ... odparł Otachi sapiąc.
-
To dopiero jedna a czuje się strasznie .... - wtrąciła Kiazu.
-
To przez rzadsze powietrze ... musimy bardzo uważać aby nie paść
... każdy ruch musi być w pełni przemyślany ... - odparł Kurai.
-
Łatwo powiedzieć .... dobra to która gdzie? - spytał Hachi.
-
Hmm... mam wrażenie, że w takim układzie ta żółto-
różowo-biała, będzie wschodem... co do reszty nie jestem pewien
... - odpowiedział Otachi.
-
Hmm ... teraz pozbyłabym się tej od mgły. Ona jest dla mnie
utrapieniem. - stwierdziła Kiazu.
-
Chyba mamy namyśli ta samą ... - stwierdził Otachi.
-
Dobra, my tu gadu gadu , a czas zacząć kolejne stracie ... - dodał
Hachi.
************
-
Jaka krystaliczna energia ... - stwierdziła Ery z wielkimi,
błyszczącymi oczami wpatrzonymi w walcowaty słup energii.
-
Niestety czuję ... moja droga Ropuszko... czuję ... - odparł
nerwowo inkub popijając wino.
-
Jest niewiarygodna ... Kiazu, Otachi, Hachi i Rina mają bardzo
podobną krystalicznie czystą energię, ale znacznie bardziej
ekscytującą. A ta energia tej wietrznej istoty jest wspaniała i
nie osiągalna...
-
Masz rację moja droga Dżdżowniczko, sam widok i wyczuwanie tej
energii to stanowczo za mało ... kuś mnie bardziej ... masz racje
... - odparł z niezadowoleniem Sachiner, a po chwili dodał szybko
i stanowczo - Zaraz ... chwila ... skosztowałaś wodnej energii?
-
Owszem ciekawski gadzie, pocałowałam ją w policzek ... i za jej
zgodą ją spróbowałam.
-
Rozumiem...
-
Zazdrosny?
-
Skądże ... - odpowiedział inkub bawiąc się delikatną i
niewielką, bladą fioletowo zieloną kulką.
-
Tiaa ... Hmm... bawisz się kulka trucizny?... - odparła Ery nie
odwracając się do inkuba.
-
Ależ skądże ...moja droga jędzuniu ... - odpowiedział Sachiner
miażdżąc swoją zabawkę w dłoni.
-
Widziałam ... okłamałeś mnie ... - stwierdził sukub, patrząc na
inkuba.
-
Moja droga ropuszko.. ja bym Cię okłamał? Gdzieżby ...
-
No w sumie jakby nie patrzeć teraz się nie bawisz ...
-
Widzisz moja Droga Dżdżowniczko ...
-
Paszczurze...
-
Spokojnie Moja Droga Żmijko, jestem cywilizowany i panuje nad
sobą...
-
Jeszcze...
-
Jeszcze długo ...
-
Trzymam za słowo ...
Sachiner
nic już nie odpowiedział, jedynie zamyślił się, popijając wino.
************
Kilka
pionowych, wąskich, bladych żółto-srebrzysto-białych
elektrycznych kolumn Doskonale uniemożliwia ucieczkę wystraszonej i
lekko spanikowanej żółto-różowo-białej wietrznej istocie, która
próbuje się wymknąć. W ten sposób Kurai powoli, ale stanowczo
prowadzi istotę na wielki symbol "A", znajdujący się na
ziemi. W tym samym czasie pozostali neczanie robią wszystko co ich
mocy aby pozostałe dwie utrzymać na dystans. Wieje bardzo zimny i
nieprzyjemny wiatr, który ciągle rośnie na sile. Temperatura w
komnacie spadła o kilka stopni i nadal szybko spada.
-
Dobrze, że mamy maski... - stwierdziła Diuna ciężko oddychając.
-
KIAZU UWAŻAJ! - wykrzyknął Hachi rzucając w
niebieskieko-błekitno-białą istotę deszczem kamyków, który
sprawił, że wietrzny duch został zmuszony do cofnięcia się.
-
Dzięki! - odparła Kiazu, atakując bladymi płomiennymi kulami
pomarańczowo-czerwono-białą istotę, a wręcz ją goniąc.
W
tym momencie cała komnata została rozświetlona intensywnym białym
światłem. Po chwili okazało się, że żółto-różówo-biała
istota wisi, bez ruchu w delikatnie różowym, wysokim walcu energii
i tym samym podzieliła los swojej towarzyszki. Neczanie odetchnęli
z ulgą. Uwięzienie drugiej istoty oznaczało chwile spokoju i
możliwość złapania oddechu. Nagle tuż koło Kiazu, przeleciała
dość wielka i blada ognista kula, o czerwonopomarańczowej barwie.
Za nim ktokolwiek zdążył zareagować energia o coś się rozbiła,
a gęsty czarny dym spowił okolicę. Nie minęła nawet chwilę i
koło ognistej neczanki przeleciała druga płomienna kula. W tym
momencie dało się usłyszeć przeraźliwy pisk. Kiedy dym opadł
okazało się że, kolejna wiatrowa istota została uwięziona.
Pojawienie się lekko czerwonej, wysoka i walcowata kolumny
spowodowało, że pozostałe dwie zaczęły jeszcze bardziej pulsować
i wydzielać jeszcze więcej krystalicznej energii.
- Hmm.. zabawimy się - stwierdziła namiętnym i kuszącym głosem, Ery stojąca na wprost Kiazu, trzymając w ręku kolejną kulę ognia.
- Hmm.. zabawimy się - stwierdziła namiętnym i kuszącym głosem, Ery stojąca na wprost Kiazu, trzymając w ręku kolejną kulę ognia.
-
NO PEWNIE, ŻE SIĘ ZABAWIMY! - odkrzyknęła radośnie i stanowczo
Kiazu.
-
Ery skąd wiedziałaś? - spytał Otachi.
-
Szczerze to był fart ... - odparła Ery z promiennym uśmiechem.
-
No to została jedna. - dodała stanowczo i radośnie Diuna,
uśmiechając się pod nosem.
W
tym momencie głośny krzyk przerwał rozmowę. W pomieszczeniu
rozszalał się jeszcze zimniejszy wiatr,a temperatura spadła o
kolejnych kilka stopni. Natomiast postać ostatniej
niebiesko-błękitno-białej istoty lekko się zmieniła. Teraz jej
długie włosy unoszą się rozszalałe na wietrze, a na jej twarzy
pojawiły się trójkątne, intensywnie żółte i przerażające
oczy.
-
Żarty się chyba skończyły ... - stwierdził Hachi.
Wielka
komnata szybko pokryła się białym szronem, jakiekolwiek ślady
wody zostały zmrożone. Śliskie, lodowate i bardzo nieprzyjemne
pomieszczenie, przepełnione rozszalałym zimnym wiatrem. Neczanie
oraz sukub zostali zmuszeni, nie tylko do zasłonięcia oczu, ale
również do zbicia się w dość zwartą grupę.
-
Co teraz? - spytała Kiazu.
-
Trzeba ją szybko pokonać. - odpowiedziała Ery.
W
tym momencie wszyscy rozbiegli się komnacie i otoczyli
niebiesko-błękitno-białą istotę grasująca głownie pośrodku
pomieszczenia.
************
-
Z każdą chwilą jestem coraz bardziej pewien swojej teorii, że
jesteśmy w świątyni wiatru... a im idzie lepiej niż się
spodziewałem... mniejsza, ta pulsująca, krystaliczna energia z
każdą sekundą staje się być coraz bardziej apetyczna.... a
najgorsze, że pobudza mój głód ... hmmm... ciekawe czy da się
ją przetworzyć na "napój energetyczny"? ... Na pewno te
wietrzne istoty są odnawialne, przypuszczam, że mimo ich zamknięcia
one za jakiś czas się odrodzą ... w końcu to wiatr ... hmmm....
tak to byłby wspaniały interes nieprzyzwoicie krystaliczna energia
z wiecznie odnawiającego się źródła, to nieskończony dochód....
a kuby, były by gotowe płacić ogromne pieniądze, za chociaż
kroplę tej energii.... dodatkowo niewielka renowacja tego
miejsca sprawi, że ta świątynia może się stać dochodowym
miejscem turystycznym ... To był bardzo dobry pomysł aby t
przyjść... niezliczone ilości pieniędzy wpływające na moje
konto to wystarczająca nagroda za możliwość przebywania ze mną
przez tyle czasu ... W końcu jestem najlepszym biznesmenem w
rodzinie, ba nawet na świecie... i dzięki mnie rodzina zyska
kolejny wspaniały majątek... ojciec będzie ze mnie dumny .... a
media będą się zabijać o sekundę wywiadu ze mną ... jedna
"wycieczka" a moje wysokie notowania jeszcze znacznie
wrosną i zapewnią mi wiecznie życie w chwale ...
************
Po
długiej i dosyć upierdliwej gacianinie, po całej ogromnej
komnacie, za rozwścieczoną błękitno-niebiesko-białą istotą,
neczanie są dosyć mocno zmęczeni. Rozrzedzone powietrze i panujące
w koło przenikliwe zimno, idealnie w bardzo szybkim tempie
osłabiają. Niestety wietrzna zjawa, zamiast słabnąć wydaje się
rosnąć na sile.
-
Kurcze... hu... myślałem, że po wszystkich treningach jakie
mieliśmy... huh ... to trudniej będzie nas zmęczyć ... -
stwierdził Hachi dysząc.
-
Uhyy... Na takiej wysokości jeszcze nie walczyliśmy...uhy.... -
odparła Diuna ciężko oddychając, a po chwili dodała: - Dobra
czas zająć się naszym planem ...
-
Popieram ...ehu ... skoro wszyscy wiedzą co robić ... Uhyy ... to
czas działać ... - dodała Kiazu.
W
tym momencie Rina, stojąca idealnie na wprost zjawy i wystrzeliła
kilka niewielkich, wirujących z niezwykłą szybkością wodnych
kul, które bez trudy przeleciały przez wietrzną istotę, nie
robiąc jej żadnej krzywdy. W tym samym czasie Z dwóch stron Ery i
Kiazu na zmianę strzały ognistymi kulami. Hachi postawił grubą i
wysoką ziemną zaporę za wszystkimi walczącymi, odrobinę izolując
tym samym pole walki. Natomiast Kurai strzela w wietrzną zjawę
elektrycznymi kulami o stosunkowo niewielkim napięciu, jednak na
tyle wysokim aby istota nie chciała mieć z nimi kontaktu.
Rozwścieczony błękitno-niebiesko-biały przeciwnik cofając się
przywoływał coraz silniej i zimniejszy wiatr. Lodowate dreszcze
przeszyły rozgrzane ciała neczan i sukuba, jednak nikt nie przerwał
natarcia. Nagle wietrzna istota na coś wpadła, było to stanowczo
za wcześnie na ścianę komnaty, więc zdezorientowana zjawa
gwałtownie się odwróciła. W tym momencie zawiał bardzo silny, o
sile co najmniej tornada. Jednak przeciwnik, nie wpadł na żadną
ścianę, ale nie mógł się ruszyć na boki, coś go najwyraźniej
zablokowało. Jedyna możliwa droga to albo pod silny wiatr
naszpikowany elektrycznymi wyładowaniami, albo prosto na symbol "B",
zdobiący podłogę komnaty.
-
Diuna! Świetna robota, trzymaj tak dalej! -
stwierdziła głośno, radośnie i pochwalnie Kiazu.
-
Spoko... - odparła Diuna. utrzymując niewidzialny lej.
Z
każdą chwilą wietrzna istota, próbując się nerwowo wydostać z
pułapki, zbliża się do symbolu północy. Po chwili zjawa sama
wleciała nad literę, tym samym się podając. W tym momencie
oślepiające niebieskie światło spowiło cała arenę. W mgnieniu
oka, światłość znikła i pojawiła się kolejna walcowata
kolumna, tyle że i błękitnym zabarwieniu. Neczanie i Ery
odetchnęli radośnie z ulgą.
-
SUPER! - wykrzyknęły radośnie dziewczyny
przybijając "piątki"ze wszystkimi.
-
No nareszcie... - odparł Hachi.
W
tym momencie cała komnata zatrzęsła się, a powstałe wibracje
ziemi spowodowały, że nasi bohaterowie upadli na ziemię. Po
dłuższej chwili wszystkie cztery zjawy zaczęły przenikliwie
piszczeć, a ich głosy delikatnie rozchodziły się po
pomieszczeniu, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej
akustyczne. Powstało nawet dźwięczące echo, pełne niepokoju i
tajemniczości. Nagle cztery kolumny wraz z symbolami na podłodze
ruszyły się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Z każdą sekundą
świetliste kolumny z uwięzionymi wietrznymi istotami, wirują coraz
szybciej w koło róży wiatrów. Wkrótce powstała dezorientująca,
mieniąca się poświata o wspaniałych intensywnych kolorach. Kiedy
nagle ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz