poniedziałek, 1 grudnia 2014

Epizod 113

"... Górski ogień ... "

Chłodny, ale bardzo słoneczny poranek. Ostre promienie słoneczne wręcz kują w oczy i zmuszają do noszenia okularów przeciw słonecznych. Wiatr, choć zimny i już dość silny to ma problemy z dotarciem pod ubrania, w celu penetracji rozgrzanych ciał. Pogoda wymusza ciepłe ubranie, ale jeszcze nie wymusza grubych kurtek. Neczanie i Kuby są już po śniadaniu i zbierają obóz. No może prócz Sachinera który siedzi sobie wygodnie na leżaku i popija jakiś ciepły napój.
- Kurcze, z dnia na dzień robi się coraz chłodniej. Niedługo nawet w namiocie będzie chłodno... - stwierdził Hachi składający namiot.
- Czas zacząć szukać "ReShi" ... - dodał Kurai.
- Reshi? Co to takiego? - spytał Otachi
- To takie czarne, wyglądające na wyszlifowane, kamienie "pochłaniające ciepło".. ogólnie kładzie się takie przy ognisku aby się nagrzały a potem wstawia się taki do namiotu, przyczepy czy śpiwora i ma się ciepło... - odpowiedziała Ery.
- Ale pewnie trzeba będzie ich trochę znaleźć i męczyć się z dodatkowych ciężarem? - spytała Diuna.
- Nie, nie trzeba ... Trzy - Cztery małe będą wstanie ogrzać cały nasz namiot. A większe to nawet dwa wystarczą.... A co do ich wagi to one są bardzo lekkie... i mam wrażenie że będziesz chciała je nosić ... - odpowiedziała Ery..
- E tam ... Panowie są od noszenia dodatkowego bagażu... - odparła Diuna.
- A gdzie można je znaleźć? - spytała Kiazu.
- Ja niestety nie bardzo wiem, ale ten Padalec powinien wiedzieć... - odpowiedziała Ery.
- Oczywiście Żmijko, że wiem...- odparł arogancko Sachiner.
- To gdzie je można znaleźć? - naciskała Kiazu.
- Heh, co wy byście be zemnie zrobili... Moja droga koło wielkiego czarnego kamienia, trzeba zboczyć ze szlaku i udać się na drugą stronę smoka. Tam jest ich pełno. - odparł dumnie Sachiner.
- Znowu nadrabianie drogi ... - wtrąciła Diuna z niezadowoleniem.
- Masz wybór, albo idziesz po kamyczki albo trzęsiesz się z zimna. - odparł Hachi.
- Phi, ze mną śpi Ery i Kiazu nie ma mowy o marznięciu. - odpowiedziała Diuna.
- A co jak zaprosimy Ery do spania z Nami a Kiazu pójdzie do Sachinera? - ciągnął Hachi.
- Prędzej zamarznę niż pójdę do niego spać... - wtrąciła Kiazu.
- E tam ... prędzej to nie będziemy zużywać energii na ogrzewanie ... - dodała Ery.
- Niby czemu? - zaniepokoiła się Diuna.
- No wiesz im zimniej tym kosztuje nas to więcej energii i Kiazu jak Kiazu, zmęczy się i tyle ... a ja mogę zacząć być głodna i co wtedy? - odpowiedziała Ery.
- Dobra to idziemy szukać kamieni. - odparła ochoczo Diuna.
************

W wyższych partiach gór nie dość, że zrobiło się jeszcze zimniej to dodatkowo powietrze zrobiło się rzadsze, a wiatr wiał z jeszcze większą siłą. Idąc w takich warunkach podąża się wolno, a do tego zużywa się znacznie więcej sił na poruszanie się.
- O Matko, ale wieje .. - stwierdził Hachi osłaniając twarz od wiatru.
- I jak na złość nie jestem wstanie nic z tym wiatrem zrobić. - odparł Otachi robiący to co brat.
- Nie marnuj energii, teraz najważniejsze jest to abyście robili jak najmniej ruchów i mieli przy tym jak najwięcej energii. Ruszajcie się tylko tyle, ile to konieczne. - dodał Kurai.
- I pomyśleć, że jeszcze nie jesteśmy w strefie śniegu.... - wtrąciła Ery.
- To wyżej będzie jeszcze gorzej? - spytała Diuna.
- Tak, teraz to już koniec spacerku przez góry ... teraz to zaczyna się przygoda ... - odpowiedziała Ery.
- Patrzcie czy to nie o ten kamień chodziło? - spytał nagle Otachi.
W tym momencie oczom wszystkich ukazał się wielki czarny i gładki kamień, otoczony kamienistą i wąską ścieżką oraz ścianą z wręcz pionowej skały.
- Tak to dokładnie to miejsce. - odpowiedział Sachiner.
- Aha, to niby gdzie teraz? - spytał Hachi.
- Tędy. - odparł arogancko inkub idąc za czarny głaz.
Okazuje się iż za tym czarnym kamieniem jest wydrążone w skale przejście.
- Czad! Tajemne przejście! - stwierdzili radośnie i zgodnie Hachi i Otachi.
- Ciekawe czy w tej waszej grze też jest? - spytała Kiazu.
- Nie wiem sprawdzimy po powrocie... - odparł Otachi.
- A w co gracie? W WindRace? - wtrąciła Ery.
- Tak, dokładnie... - odpowiedział Hachi.
- To prawdopodobnie jest. W tej grze są wszystkie odkryte przejścia. Jedyna szansa, że go nie ma to wie o nim za mało osób, ale skoro tam mają być ReShi to podejrzewam, że jest ono umieszczone również w grze. - odpowiedziała Ery z uśmiechem.
- Super! - odparł radośnie Bracia.
- Idziecie?! - wtrącił niecierpliwie inkub.
- Tak, tak .. wyluzuj trochę ... - odpowiedziała Kiazu.
************

Wąski przesmyk między dwoma kamiennymi ścianami i porośnięty bordowymi lianami wydaje się nie mieć końca. Przynajmniej jest w nim dość ciepło a podmuchy wiatru są tak delikatne, że prawie nie odczuwalne.
- Daleko jeszcze? - spytała Diuna.
- Moja droga, mi też się nudzi to monotonne przejście, jednak nie marudzę. - odpowiedział Sachiner.
- Nie spodziewałem się, że na tej wysokości coś jeszcze może rosnąc.... - wtrącił Hachi.
- Tu jest tak spokojnie i ciepło, że te pnącza mają doskonałe warunki do rozwoju... poza tym najciekawsze jeszcze przed nami ...- odparła Ery.
- Co masz na myśli? - zaciekawił się Otachi.
- Wiesz druga strona tej smoczej góry również obfituje w wiatr jednak tam jest on na tyle łagodniejszy, że na tej wysokości jeszcze coś rośnie... bynajmniej tak słyszałam ... - odpowiedziała Ery.
- To czemu nie podróżujemy tamtą stroną? - spytała Diuna.
- Moja droga, po raz nie wszystko jest dla turystów, a dwa jest tylko parę przesmyków pozwalających tam przejść... - odparł Sachiner.
- A po trzy ponoć tamta strona jest trochę dzika i nie dokończa jeszcze zbadana. - dodała Ery.
- No świetnie ... heh ... oby nie żyły tam jakieś wielkie robale .. to będzie spoko... - odparła Diuna.
- Hehehe ... specjalnie dla Ciebie znajdę jakiegoś i wrzucę Ci go do śpiwora. - wtrącił Hachi.
- Nie odważysz się... - odparła Diuna.
- Zobaczysz, tylko uśniesz, a Twój śpiwór stanie się hotelem dla robactwa... - odpowiedział Hachi z wrednym uśmieszkiem.
************

- Swoją drogą... zastanawia mnie jakim cudem Sahier bez trudu Cię rozpoznał? Przecież wyglądasz zupełnie inaczej niż zazwyczaj... - stwierdziła nagle Diuna.
- Po aurze .... - odpowiedziała Ery.
-To ona się nie zmienia? - dopytywał się Hachi.
- Hmmm... Jak wiecie każde stworzenie ma swoją niepowtarzalną aurę... która jest jakby unikalnym identyfikatorem danej istoty ... Co prawda Kuby potrafią zmieniać wygląd, ale swojej aury nie są wstanie mienić ... a co za tym idzie, jeśli znasz aurę jakiegoś Kuba, to jesteś wstanie go rozpoznać w każdej jego stylizacji... - odparł sukub.
************

- No bez jaj ... idziemy już dobrą godzinę... - narzekała Diuna.
- Sachiner to na pewno dobra droga? - spytała Kiazu.
- Oczywiście Moje Drogie, a jeśli zamiast narzekać spojrzałybyście łaskawie przed siebie to zobaczyłybyście wyjście. - odpowiedział arogancko Sachiner.
Hachi i Otachi szybko i radośnie podbiegli do wyjścia. Wkrótce ich oczom ukazał się niewielki strumyk, o przejrzystej wodzie, otoczony zamszonymi kamieniami. Następnie rzuca się w oczy rozległa trawiasta polana w kolorach bladej zieleni oraz żółci, przeplatana zamszonymi skałami o jaskrawej zieleni i ciemnej szarości.
- Jej to miejsce się znacznie różni od tego było po tamtej stronie. - stwierdził Hachi z fascynacją w głosie.
- To miejsce ma też zupełnie inny wiatr ... niby jest zimny, ale jednocześnie jest bardzo przyjemny. - dodał Otachi.
- Wierze na słowo, dla mnie jest tak samo zimny. - odparła Diuna, a następnie dodała: - Ale okolica przyznam bardzo sympatyczna ... nie spodziewałam się na tej wysokości czegoś takiego.
W tym momencie Kiazu pstryknęła palcami, a jej lewa ręka otoczyła się żółto-pomarańczowo-czerwonym płomieniem, o intensywnym blasku. Kiedy otworzyła dłoń to ogień przybrał jeszcze bardziej intensywną barwę a następnie stał się płomykiem lewitującym nad jej dłonią. Po chwili ognista neczanka zamknęła dłoń,a płomień znikł.
- Hmm... ciekawe... - stwierdziła pod nosem Kiazu.
- Co tam? - spytała Rina.
- Nie nic ... - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Moja Droga, czyżbyś próbowała być efektowna? Jeśli tak to nie wyszło Ci nawet w najmniejszym stopniu. - wtrącił dumnie Sachiner.
- Pewnie Ty potrafisz lepiej... - odparła Diuna.
- Oczywiście, że tak. Jednak nie jestem cyrkową małpą aby pokazywać swoje sztuczki. - odparł inkub.
- E tam ... Ty po prostu nic fajnego nie potrafisz i tyle ... - stwierdziła, oczekująco a zarazem trochę lekceważąco Kiazu.
- Nawet nie próbuj mnie prowokować, bo Ci się to nie uda moja droga. Jestem stanowczo ponad to... - odparł Sachiner.
- Dobra, dobra a gdzie te "kamienie do grzania?" - wtrącił dociekliwie Hachi.
- Ach no tak, uleciało mi. Za tą polaną jest wąska dolina i tam jest ich pełno. - odparł Sachiner.
- No ruszajmy, bo jeszcze tu korzenie zapuścimy ... - dodała Ery.
- Ruszajmy! - stwierdzili radośnie Hachi i Otachi żwawo odbiegając.
************

Trawiasto-kamienna polana wydaje się nie mieć końca. Nagle na dworze zrobiła się mocna szarówka która z każdą chwilą robiła się coraz ciemniejsza i coraz bardziej mroczna.
- Już się robi ciemno?- zauważyła Diuna.
- Dziwne... stanowczo za wcześnie... - odparł Hachi spoglądając na godzinę w telefonie.
- Czas na rozbicie obozu... a kamieni poszukamy jutro. - dodała Ery z rozczarowaniem.
- No jak mus to mus ...- dopowiedział Otachi.
W tym momencie Diuna przywołała swoje świetliste świetliki i rozświetliła całą okolicę. Nie trzeba było długo czekać aby zrobiło się zupełnie ciemno. Sachiner bez wysiłku przywołał swoją przyczepę oraz leżak, na którym się wygodnie usadowił. Hachi, Otachi i Kurai krok po kroku rozstawiają namiot. Rina i Diuna rozstawiają rzeczy do gotowania i pomału zabierają się za robienie kolacji. Pozostałe dwie dziewczyny zajmują się rozpaleniem ogniska. Kiazu siedzi na ziemi, szykuje okrąg z kamieni i pozbywa się okolicznej trawy, tak aby ogień w razie co nie wzniecił ognia. Natomiast Ery zbiera suchą trawę, niewielkie patyczki oraz czarne, chropowate kamienie o brązowych przebarwieniach.
- Ery co to? - spytała Kiazu.
- To torf ... skończyło nam się już drewno, a tu jest go pełno .. i działa podobnie do węgla ... - odpowiedział sukub z uśmiechem.
- Super! To wrzucaj i podpalamy. - odparła radośnie Kiazu.
- Dobra. - odparł radośnie sukub wrzucając wszystko na przygotowane miejsce.
- Raz... dwa ... trzy ... - dodała Kiazu.
W tym obie ogniste dziewczyny posłały płomienne pocałunki, w sposób bardzo przypominający wysyłanie "niby" buziaków. Powstałe dzięki temu płomyczki wpadły prosto na przygotowaną rozpałkę. Nie minęła nawet chwila a piękne wysokie i czerwonopomarańczowe ognisko było już gotowe.
- Ja bym chętnie wypróbował ten ogień w starciu. - stwierdził Hachi.
- O to by było coś. Też się pisze... - dodał radośnie Otachi.
- W sumie teren jest tak płaski, że da się nawet zrobić arenę.. - dopowiedziała Diuna.
- Spoko, ale od razu mówię, że ja nie walczę ... - odparła Ery.
- No weź ... w razie co podzielę się energia. - stwierdził Hachi.
- Też mogę Ci dać energię ... - dodał Otachi.
- Jesteście słodcy, ale nie dam się na to namówić... no chyba, że sprowadzicie mi to smoki ... - odparł sukub, mrugając okiem.
- Co prawda wolałbym popatrzeć, ale mimo wszystko ja chętnie skorzystam ... i pierwsze starcie chce mieć z Kiazu. - wtrącił Sachiner z wrednym uśmiechem.
- Przygotuj się na łomot. - dodała ochoczo Kiazu, a po chwili dodała trzymając się za brzuch - Ale najpierw jakaś szama.
- Dobry pomysł ... - dodali rozochoceni Hachi i Otachi.
- Gadzie co knujesz? - spytała dociekliwie Ery.
- Nic, moja Żmijko... zupełnie nic... - odparł arogancko inkub.
- Będę Cię Płazie ... miała na oku ... - odpowiedziała stanowczo i nieufnie Ery.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi to schlebia... - odparł Sachiner wrednie się uśmiechając pod nosem.
************

W głośnikach laptopa dziewczyn leci jakaś rytmiczna muzyka(np. http://www.youtube.com/watch?v=VrMf-eqmPzo), a cały obóz i okolica jest oświetlony małymi świetlistymi świetlikami. Hachi stanął przed rozległą trawiastą polaną i po chwili w rytm muzyki zaczął tupać w ziemię. Z każdym jego energicznym tupnięciem z ziemi wyrastała wysoka, wąska i szpiczasta góra. Wkrótce przypadkowe ziemiste kolce zaczęły przypominać szczelną, ziemną i okrągłą ścianę. Kiedy pozostało tylko niewielkie wejście do środka tej niezwykłej areny, Hachi zaprzestał tańca i radośnie powiedział:
- To ja już ...
W tym momencie Ery złapała Kiazu za prawą rękę i wciągnęła ją na środek powstałej areny. Delikatne źdźbła wysokich traw próbowały łaskotać. Po chwili obie stanęły i muzyka z rytmicznej i bardzo żywiołowej zmieniła się na spokojną i wręcz kojącą. (np. na taką http://www.youtube.com/watch?v=PYONl71KINE) W tym momencie Ery chwyciła w swoją lewą dłoń prawą dłoń przyjaciółki, a prawą ręką objęła ją tak, aby jej dłoń znajdowała się na łopatce neczanki. Na ten gest Kiazu położyła swoją lewą rękę na prawym ręku sukuba. Obie panie przyjęły tym samym klasyczną ramę taneczną i zaczęły tańczyć. Ery swój pierwszy krok postawiła prawą nogą do przodu unosząc nieznacznie ciało. A już przy drugim kroku lewą nogą do boku po przekątnej, opuścić z powrotem swoje ciało. Następnie dołączyła prawą nogę do lewej. W tym samym czasie lewa noga Kiazu powędrowała do tyłu, potem prawa noga w bok po przekątnej, a następnie lewa noga dołączyła do prawej. Z każdym krokiem dziewczyn trawa została podpalana przez czerwono-żółto-pomarańczowy, intensywny płomień, a ubiór neczanki zmieniał się w coraz dłuższą ognistą kreację. Wkrótce dziewczyny zaczęły robić obroty, przy których delikatnie unosiły się na palcach, a następnie wracały do poprzednich kroków.
- Łał nie wiedziałam, że Kiazu potrafi tak tańczyć. - stwierdziła z podziwem Diuna.
- Kiazu, nie wiedziałem, że potrafisz tańczyć walca. - wykrzyknął Hachi.
- Mam dobrego partnera - odkrzyknęła Kiazu mrugając okiem.
W tym momencie Otachi przywołał delikatny wiatr, który podsycał ogień, sprawiał, że płomienie również zaczęły tańczyć. Natomiast z każdym kolejnym krokiem dziewczyn przybywało ognia i wypalonej trawy, a z każdą chwilą ich taniec staje się coraz bardziej kolorowy i przyciągający uwagę. Po chwili intensywne płomienie zajęły już cała arenę, więc Rina jednym szybkim ruchem prawej ręki przywołała deszcz, a Diuna otoczyła tańcząca parę swoją psychiczną barierą. Z każdą kroplą i kolejnym krokiem tańczących wszystko gasło. Niebawem ostatni płomyczek został ugaszony i pozostała jedynie wypalona ziemia i kamienie.
- No dobra to arena do walk gotowa!- wykrzyknęła radośnie Kiazu, przestając tańczyć.
W tym momencie zniknęła również jej ognista kreacja.
- Może i tak, a gdzie miejsce dla publiczności? Chyba nie myślicie, że będę stał jak jakiś głupek, pośrodku walk. - wtrącił arogancko Sachiner.
- Jakie wymagania ... heh ... no dobra... - odparł Hachi, a następnie mocno tupną o ziemie.
W tym momencie w koło powstałego już pierścienia z ziemi, powstał drugi, trochę wyższy który u swojego szczytu imituje wygodne i płaskie ławki z oparciem.
- Zadowolony? - spytał Hachi.
- Z braku laku ujdzie... ale mogłeś się bardziej postarać...- odparł arogancko Sachiner.
- Dobra to ja chce pierwszy? - spytał ochoczo Otachi.
- Dobra, to ja złoję Ci cztery litery. - odpowiedziała Diuna.
- Wybaczcie moi drodzy, lecz pierwsza walka jest moja... inaczej nie będę walczyć. - wtrącił Sachiner.
- Najpierw Gadzie dasz mi co najmniej dwie butelki antidotum na Twoją truciznę. - dodała Ery.
- Jak sobie życzysz Żmijko. - odparł inkub a następnie z wewnętrznej kieszeni swoje marynarki wyjął dwie butelki z antidotum i wręczył je Ery mówiąc: - Proszę moja droga.
- Prawdziwe? - spytała stanowczo Ery.
- Jak najprawdziwsze ... - odparł inkub.
- I działają na Twój jad, Padalcu? - kontynuował sukub.
- Oczywiście moja droga jędzuniu.- odpowiedział spokojnie i arogancko Sachiner.
- A ja bym wolała to sprawdzić.... - wtrąciła Diuna, a po chwili dodała - Może coś otrujesz, a my wypróbujemy na tym antidotum?
- Moja droga, najchętniej otrułbym Ciebie... lecz znajcie moją łaskę... - odparł dumnie inkub, a następnie podszedł do obozowiska i stanowczo powiedział: Znajdźcie coś do otrucia.
************

- To co zrobimy? - spytał Hachi.
- Właśnie tu nie ma żadnych stworzeń. - dodał Otachi.
- Ja widziałam parę norek nie wielkich stworzeń, ale wydaje mi się, że one mogą być stanowczo za małe aby przeżyć jego truciznę... - dopowiedziała Kiazu.
- To może ja? - zaproponowała Ery.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jeśli antidotum jest nie poprawne to dzięki temu on może wyeliminować Ciebie z dalszej wędrówki i podejrzewam, że o to mu chodzi. - odpowiedziała Diuna.
- I? przecież zaraz po odtruciu i innych fajnych rzeczach, mogę wrócić do was. - odparła Ery.
- Niby tak... ale mam nie odparte wrażenie, że z jakiegoś powodu on chce się Ciebie pozbyć. - dodała Diuna.
- Hmm... ciekawe co daje mu pozbycie Ciebie? - dopowiedziała Kiazu.
- Monopol w energii... - odparł Hachi.
- Nie Ery Ty lepiej mu się nie dawaj się otruć. - dodał Otachi.
- No dobrze ... niech wam będzie.- odparła Ery.
- Na upartego zawsze możemy mu zaufać... - dopowiedział Hachi.
- Wiecie co a ja mam pomysł jak go sprawdzić ... - stwierdziła Diuna.
************

Czas mija nie ubłaganie. Sachiner siedzi sobie wygodnie na swoim leżaku, popija wino i cierpliwie czeka na coś do otrucia. Po dłuższej chwili neczanie i sukub podeszli do niego.
- No nareszcie... ile można czekać? - spytał stanowczo i arogancko inkub.
- Jaki niecierpliwy Gad ... - odpowiedziała Ery.
- Przyjemności później moja Dżdżowniczko... dobra wy nieufne dzieciaki to co mam otruć? - odparł dumnie Sachiner popijając swoje ulubione wino.
- Mnie ...- wtrąciła nieśmiało Rina.
Na te słowa inkub lekko zakrztusił się winem, a następnie dopytał:
- Ciebie?
- Masz z tym jakiś problem, Padalcu? - wtrąciła Ery.
- Nie wiem skąd takie głupoty przychodzą Ci do głowy moja Żmijko. Ja tylko zastanawiam się czy mojej przystojnej twarzy nie grozi obicie. - odparł Sachiner, a po chwili dumnie dodał: - Pamiętajcie, że to Wasz wybór, a ja nie stosuje forteli.
- Tak, tak nie czaruj tylko działaj... - stwierdziła Kiazu.
Na te słowa inkub podszedł do neczanki i powiedział:
-Moja droga zechcesz zdjąć bluzę?
Rina odpięła swoją bluzę i zdjęła ją, zostając tym samym na krótki rękaw. W tym momencie Sachiner wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki czerwono-fioletową bandamkę i bardzo ścisło zawiązał ją tuż nad prawym łokciem wodnej neczanki, mówiąc:
- To musi być ścisło, no chyba że chcecie zużyć całą fiolkę na raz.
Po chwili mocno złapał Rinę za nadgarstek, po czym puścił i odszedł. Trwało to naprawdę krótką chwilę ale wystarczyło aby dziewczyna została otruta. Jej ręka do bandamki zrobiła się zielono-niebieska i nie wyglądała za dobrze. W tym momencie Ery podeszła do neczanki i skropiła jej zakażoną rękę antidotum. Zadziałało ono szybko i sprawnie, więc po szybkiej chwili ręka Riny zrobiła się normalna.
- Antidotum działa, czy możemy już zająć się naszym celem? - stwierdził arogancko inkub, rozwiązując bandamkę i chowając ją z powrotem do kieszeni.
- Masz szczęście... - odparła Diuna.
************

Na arenie rozświetlonej przez parę większych świetlików, na wprost siebie stoją Sachiner, ubrany w swój czarny garnitur, oraz Kiazu, która jest ubrana w krótkie czerwone spodenki oraz różowy T-shirt. Natomiast pozostali siedzą wygodnie na miejscach dla publiczności. Nagle nad areną wyłonił się największy księżyc Angelis, a wkrótce pojawiły się również pozostałe. Niebo rozbłysło pięknym blaskiem, doskonale rozświetlając okolicę. Jednak świetliki Diuny i tak były potrzebne aby rozświetlić cienie rzucane przez kamienny okrąg.
- To jak moja droga, zaczynamy czy będziemy tak stać? - stwierdził dumnie Sachiner.
- Jasne! - odparła radośnie Kiazu z zaczepnym uśmieszkiem na twarzy.
- Przypominam Ci Padalcu, że to nie jest walka na serio tylko sparing! - wtrąciła Ery z trybun.
- Tak, tak ... daje słowo moja Ropuszko nie poturbuję Ci ... za bardzo koleżanki.... - odparł arogancko i poniekąd szarmancko inkub, następnie się szeroko się uśmiechnął, a biel jego zębów, aż błysnęła przy kontakcie z blaskiem księżyców.
Nagle Sachiner kątem oka spostrzegł parę ognistych kul lecących w jego kierunku i w ostatniej chwili osłonił się przed nimi, delikatna zaporą. Szary dym spowił niewielką część a reny przysłaniając tym samym walczących. Ciągle słychać coraz to nowe eksplozje.
- Kto tu kogo poturbuje? - spytała Kiazu, sprawnie śmigająca w dymie.
- Póki co moja droga, nawet nie udało Ci się mnie zaskoczyć,a co dopiero trafić. - odpowiedział Sachiner.
************

- DAWAJ KIAZU! - krzyczą radośnie Hachi i Otachi.
- Jak sądzicie kto wygra? - spytała Diuna.
- Ciężko zgadnąć... ale ja kibicuje Kiazu. - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
- Kiazu na pewno wygra! - dodała radośnie Diuna.
- Nie zapominajcie, że Sachiner bierze udział w turniejach walk smoków, wiec tez swoje potrafi i nie należy do łatwych przeciwników ... jednak to nie zmienia faktu, że kibicuje Kiazu. - dopowiedziała Ery, uśmiechając się.
- DAWAJ KIAZU! DAWAJ! .... KIAZU! KIAZU! - dalej krzyczą radośnie Hachi i Otachi.
************

Cała arena delikatnie płonie, czerwono-pomarańczowym i niskim ogniem. Kiazu efektownymi saltami w tył unika płomienia Sachinera imitującego bicz oraz atakuje go swoimi ognistymi sercami zmuszając go dodatkowego ruchu. Z każdym uderzeniem, każdego z ataków odłamują się kawałki ziemi i powstaje niewielka eksplozja. Szary kurz i czarny dym delikatnie zasłaniają arenę, co i rusz przedstawiając zmysłowy teatr cieni.
- Sachiner... mam broń żywiołu? - spytała nagle Kiazu szykując się do kolejnego ataku.
- Oczywiście moja droga... lecz dałem słowo, że nie poturbuję Cię za bardzo- odparł broniący się Sachiner.
- A jaką masz? Ja mam halabardę....
- Moja droga to tajemnica, zarezerwowana dla nielicznych...
- Powiało chłodem ...
- W takim układzie chętnie Cię ugrzeje ... - odparł dumnie Sachiner z wrednym uśmieszkiem i strzelając ognistymi kulami w przeciwniczkę.
- Dzięki, ale poradzę sobie z rozgrzaniem siebie. - odpowiedziała Kiazu chowająca się za ognistą ścianą.
Po chwili ognista neczanka zaczęła szybko biec w około przeciwnika pozostawiając za sobą ogniste ślady. Z każdym okrążeniem dziewczyna biegła coraz szybciej i szybciej, aż w końcu dziewczyna zaczęła przypominać jedynie jaskrawą smugę w płomiennych barwach. Pewny siebie Sachiner stoi i spokojnie obserwuje poczynania przeciwniczki. Nagle Kiazu zaczęła strzelać w inkuba małymi ognistymi kulami. Jednak Sachiner bez trudu się przed nimi broni. Nagle inkub dostał mocny cios w klatkę piersiową, co spowodowało, że przesunął się znacznie do tyłu. W tym momencie płomienna smuga znikła i okazało się że niespodziewanie neczanka zadała przeciwnikowi cios, a następnie efektownym saltem odskoczyła w tył i wystrzeliła parę ognistych kul, które bezpośrednio trafiły w przeciwnika. Sachiner jednak szybko wziął się w garść i otoczył się lekko fioletowym płomieniem. W tym momencie ataki Kiazu zostały skutecznie zablokowane.
- HA! Trafiłam Cię! - wykrzyknęła radośnie Kiazu.
- Gdyż w łaskawości swojej pozwoliłem Ci na to, lecz na tym moja droga dzień dobroci się kończy i od teraz nie uda Ci się mnie nawet tknąć... - odparł chłodno i arogancko Sachiner.
************

- Ery jaką on ma broń? - spytał dociekliwie Hachi.
- Hmmm... szczerze widziałam ją raz i nie bardzo pamiętam... jedyne co mi chodzi po głowie to to że była dość nietypowa.. - odparła Ery.
- Chciałbym ją zobaczyć - dodał Otachi, a po chwili spytał: A ma jakąś bestie?
- Tak, dwugłową wiwernę, którą zdobył jakoś z miesiąc może dwa temu... dobrze nie pamiętam... - odpowiedział sukub.
- Super! - stwierdzili zgodnie Hachi i Otachi.
- A Ty co masz? - dopytała dociekliwie Diuna.
- Ja mam banalny łuk, jeszcze nie ulepszony o bestie. - odpowiedziała spokojnie Ery.
- Szkoda... - odparła Diuna.
- Wiecie ogniści wojownicy mają swoją broń ulepszoną głownie przez ogniste smoki, albo wiwerny, albo smoki lawy ...o innych ognistych stworzeniach, które ulepszają bronie nie słyszałam... w A ja bym chciała coś bardziej wyjątkowego dla mojego łuku... jak na przykład jakiś jednorożec czy jakiś magmowy stwór... - dodał sukub.
- Ciekawe, więc Kiazu chyba będzie skazana na jakieś stworzenie tego typu jak będzie chciała ulepszyć swoją broń.... Swoją droga mówiłaś, że Sachiner niedawno zdobył swoją bestie? To w takim układzie wyjaśnia dlaczego nie chce używać broni. Najwyraźniej nie jest wstanie jej nawet przywołać. - dopowiedziała Diuna.
- Tylko mu tego nie mów, jego ego tego nie zniesie. - wtrącił Otachi.
- Postaram się, chociaż stłamszenie jego ego brzmi niezwykle kusząco. - odparła Diuna.
************
Zacięte starcie toczy się już dłuższy czas i żadne z walczących nie ma zamiaru dopuścić. Średnio wysokie, ogniste czerwono-pomarańczowo-żółte ściany, przypominające rozpalone, ostre zasieki, tworzące labirynt i nie pozwalające nikomu przejść, wspaniale zdobią arenę. Kiazu stoi z dala od przeciwnika, pośród ognia i przygotowana zarówno do ataku jak i do obrony. Neczanka już ciężko oddycha i wydaje się być zmęczona. Natomiast Sachiner stojący po drugiej stronie zasieków wydaje się być spokojny i pełen sił, w rzeczywistości jednak odczuwa zmęczenie jak i irytację.
- Proponuję zakończyć rozgrywkę. - stwierdziła Ery z trybun.
- Za chwile, tylko go pokonam. - odparła Kiazu.
- Moja droga chyba chciałaś powiedzieć, że za chwilę jak to ja pokonam Ciebie. - wtrącił dumnie Sachiner.
- Wpuścić pewną siebie dwójkę na arenę i mamy mecz do rana... - narzekał Hachi, siedzący na trybunach.
- Ej! Dajcie też się innym pobawić! - wykrzyknął Otachi z trybun.
Zawodnicy jednak, zdawali się nie słyszeć głosów publiczności. Sachiner bez słowa otoczył się fioletowo-zielonym płomieniem o lekko pomarańczowym zabarwieniu i jednym szybkim ruchem, prawej ręki przywołał ogromna fale ognia, która bez najmniejszego trudu zgasiła cały płomienny labirynt. Szary dym spowił arenę, skutecznie przysłaniając widok. Nagle odgłos mocnego uderzenia przeszył całą arenę. Po chwili dym i kurz opadły, a oczom wszystkich ukazała się Kiazu podnoszące się z ziemi koło obrzeży areny oraz stojący w tym samym miejscu Sachiner, który otrzepując się powiedział dumnie:
- Na dzisiaj koniec moja droga, mój kaprys starcia został w pełni zaspokojony. - A następnie dodał mrugając okiem. - Po za tym energia przyda się na ewentualne nocne igraszki.
- Boisz się, że kobieta skopie Ci cztery litery? - odparła Kiazu.
- Moja droga... Taka mała kotka bez pazurków nie jest wstanie mi dokopać. - odpowiedział Sachiner.
- Ej! Odszczekaj to! - odparł Stanowczo Kiazu.
- Kiazu! Mogę na słówko? - wtrąciła Ery, wchodząc na arenę.
- Tak, jasne... - odpowiedziała neczanka podchodząc do przyjaciółki.
W tym momencie sukub i neczanka, zaczęły szeptać i śmiać się, a na zakończenie przybiły sobie ognistą piątkę i śmiejąc się zeszły z areny. W tym czasie inkub zdążył się już wygodnie rozsiąść na trybunach, a Hachi i Otachi radośnie ruszyli na arenę, przeskakując przez ziemną barierkę. Otachi w locie otoczył się wiatrem, a następnie zaatakował silnym podmuchem. Hachi nie pozostał dłużny bratu i od razu zaatakował go ciężkim ziemnym kamieniem i osłonił się piaskowo kamienną zaporą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz