"...
Górski ogień ... "
Chłodny,
ale bardzo słoneczny poranek. Ostre promienie słoneczne wręcz kują
w oczy i zmuszają do noszenia okularów przeciw słonecznych. Wiatr,
choć zimny i już dość silny to ma problemy z dotarciem pod
ubrania, w celu penetracji rozgrzanych ciał. Pogoda wymusza ciepłe
ubranie, ale jeszcze nie wymusza grubych kurtek. Neczanie i Kuby są
już po śniadaniu i zbierają obóz. No może prócz Sachinera który
siedzi sobie wygodnie na leżaku i popija jakiś ciepły napój.
-
Kurcze, z dnia na dzień robi się coraz chłodniej. Niedługo nawet
w namiocie będzie chłodno... - stwierdził Hachi składający
namiot.
-
Czas zacząć szukać "ReShi" ... - dodał Kurai.
-
Reshi? Co to takiego? - spytał Otachi
-
To takie czarne, wyglądające na wyszlifowane, kamienie
"pochłaniające ciepło".. ogólnie kładzie się takie
przy ognisku aby się nagrzały a potem wstawia się taki do namiotu,
przyczepy czy śpiwora i ma się ciepło... - odpowiedziała Ery.
-
Ale pewnie trzeba będzie ich trochę znaleźć i męczyć się z
dodatkowych ciężarem? - spytała Diuna.
-
Nie, nie trzeba ... Trzy - Cztery małe będą wstanie ogrzać cały
nasz namiot. A większe to nawet dwa wystarczą.... A co do ich wagi
to one są bardzo lekkie... i mam wrażenie że będziesz chciała je
nosić ... - odpowiedziała Ery..
-
E tam ... Panowie są od noszenia dodatkowego bagażu... - odparła
Diuna.
-
A gdzie można je znaleźć? - spytała Kiazu.
-
Ja niestety nie bardzo wiem, ale ten Padalec powinien wiedzieć... -
odpowiedziała Ery.
-
Oczywiście Żmijko, że wiem...- odparł arogancko Sachiner.
-
To gdzie je można znaleźć? - naciskała Kiazu.
-
Heh, co wy byście be zemnie zrobili... Moja droga koło wielkiego
czarnego kamienia, trzeba zboczyć ze szlaku i udać się na drugą
stronę smoka. Tam jest ich pełno. - odparł dumnie Sachiner.
-
Znowu nadrabianie drogi ... - wtrąciła Diuna z niezadowoleniem.
-
Masz wybór, albo idziesz po kamyczki albo trzęsiesz się z zimna. -
odparł Hachi.
-
Phi, ze mną śpi Ery i Kiazu nie ma mowy o marznięciu. -
odpowiedziała Diuna.
-
A co jak zaprosimy Ery do spania z Nami a Kiazu pójdzie do
Sachinera? - ciągnął Hachi.
-
Prędzej zamarznę niż pójdę do niego spać... - wtrąciła Kiazu.
-
E tam ... prędzej to nie będziemy zużywać energii na ogrzewanie
... - dodała Ery.
-
Niby czemu? - zaniepokoiła się Diuna.
-
No wiesz im zimniej tym kosztuje nas to więcej energii i Kiazu jak
Kiazu, zmęczy się i tyle ... a ja mogę zacząć być głodna i co
wtedy? - odpowiedziała Ery.
-
Dobra to idziemy szukać kamieni. - odparła ochoczo Diuna.
************
W
wyższych partiach gór nie dość, że zrobiło się jeszcze zimniej
to dodatkowo powietrze zrobiło się rzadsze, a wiatr wiał z jeszcze
większą siłą. Idąc w takich warunkach podąża się wolno, a do
tego zużywa się znacznie więcej sił na poruszanie się.
-
O Matko, ale wieje .. - stwierdził Hachi osłaniając twarz od
wiatru.
-
I jak na złość nie jestem wstanie nic z tym wiatrem zrobić. -
odparł Otachi robiący to co brat.
-
Nie marnuj energii, teraz najważniejsze jest to abyście robili jak
najmniej ruchów i mieli przy tym jak najwięcej energii. Ruszajcie
się tylko tyle, ile to konieczne. - dodał Kurai.
-
I pomyśleć, że jeszcze nie jesteśmy w strefie śniegu.... -
wtrąciła Ery.
-
To wyżej będzie jeszcze gorzej? - spytała Diuna.
-
Tak, teraz to już koniec spacerku przez góry ... teraz to zaczyna
się przygoda ... - odpowiedziała Ery.
-
Patrzcie czy to nie o ten kamień chodziło? - spytał nagle Otachi.
W
tym momencie oczom wszystkich ukazał się wielki czarny i gładki
kamień, otoczony kamienistą i wąską ścieżką oraz ścianą z
wręcz pionowej skały.
-
Tak to dokładnie to miejsce. - odpowiedział Sachiner.
-
Aha, to niby gdzie teraz? - spytał Hachi.
-
Tędy. - odparł arogancko inkub idąc za czarny głaz.
Okazuje
się iż za tym czarnym kamieniem jest wydrążone w skale przejście.
-
Czad! Tajemne przejście! - stwierdzili radośnie i zgodnie Hachi i
Otachi.
-
Ciekawe czy w tej waszej grze też jest? - spytała Kiazu.
-
Nie wiem sprawdzimy po powrocie... - odparł Otachi.
-
A w co gracie? W WindRace? - wtrąciła Ery.
-
Tak, dokładnie... - odpowiedział Hachi.
-
To prawdopodobnie jest. W tej grze są wszystkie odkryte przejścia.
Jedyna szansa, że go nie ma to wie o nim za mało osób, ale skoro
tam mają być ReShi to podejrzewam, że jest ono umieszczone również
w grze. - odpowiedziała Ery z uśmiechem.
-
Super! - odparł radośnie Bracia.
-
Idziecie?! - wtrącił niecierpliwie inkub.
-
Tak, tak .. wyluzuj trochę ... - odpowiedziała Kiazu.
************
Wąski
przesmyk między dwoma kamiennymi ścianami i porośnięty bordowymi
lianami wydaje się nie mieć końca. Przynajmniej jest w nim dość
ciepło a podmuchy wiatru są tak delikatne, że prawie nie
odczuwalne.
-
Daleko jeszcze? - spytała Diuna.
-
Moja droga, mi też się nudzi to monotonne przejście, jednak nie
marudzę. - odpowiedział Sachiner.
-
Nie spodziewałem się, że na tej wysokości coś jeszcze może
rosnąc.... - wtrącił Hachi.
-
Tu jest tak spokojnie i ciepło, że te pnącza mają doskonałe
warunki do rozwoju... poza tym najciekawsze jeszcze przed nami ...-
odparła Ery.
-
Co masz na myśli? - zaciekawił się Otachi.
-
Wiesz druga strona tej smoczej góry również obfituje w wiatr
jednak tam jest on na tyle łagodniejszy, że na tej wysokości
jeszcze coś rośnie... bynajmniej tak słyszałam ... -
odpowiedziała Ery.
-
To czemu nie podróżujemy tamtą stroną? - spytała Diuna.
-
Moja droga, po raz nie wszystko jest dla turystów, a dwa jest tylko
parę przesmyków pozwalających tam przejść... - odparł Sachiner.
-
A po trzy ponoć tamta strona jest trochę dzika i nie dokończa
jeszcze zbadana. - dodała Ery.
-
No świetnie ... heh ... oby nie żyły tam jakieś wielkie robale ..
to będzie spoko... - odparła Diuna.
-
Hehehe ... specjalnie dla Ciebie znajdę jakiegoś i wrzucę Ci go do
śpiwora. - wtrącił Hachi.
-
Nie odważysz się... - odparła Diuna.
-
Zobaczysz, tylko uśniesz, a Twój śpiwór stanie się hotelem dla
robactwa... - odpowiedział Hachi z wrednym uśmieszkiem.
************
-
Swoją drogą... zastanawia mnie jakim cudem Sahier bez trudu Cię
rozpoznał? Przecież wyglądasz zupełnie inaczej niż zazwyczaj...
- stwierdziła nagle Diuna.
-
Po aurze .... - odpowiedziała Ery.
-To
ona się nie zmienia? - dopytywał się Hachi.
-
Hmmm... Jak wiecie każde stworzenie ma swoją niepowtarzalną
aurę... która jest jakby unikalnym identyfikatorem danej istoty ...
Co prawda Kuby potrafią zmieniać wygląd, ale swojej aury nie są
wstanie mienić ... a co za tym idzie, jeśli znasz aurę jakiegoś
Kuba, to jesteś wstanie go rozpoznać w każdej jego stylizacji...
- odparł sukub.
************
-
No bez jaj ... idziemy już dobrą godzinę... - narzekała Diuna.
-
Sachiner to na pewno dobra droga? - spytała Kiazu.
-
Oczywiście Moje Drogie, a jeśli zamiast narzekać spojrzałybyście
łaskawie przed siebie to zobaczyłybyście wyjście. - odpowiedział
arogancko Sachiner.
Hachi
i Otachi szybko i radośnie podbiegli do wyjścia. Wkrótce ich oczom
ukazał się niewielki strumyk, o przejrzystej wodzie, otoczony
zamszonymi kamieniami. Następnie rzuca się w oczy rozległa
trawiasta polana w kolorach bladej zieleni oraz żółci, przeplatana
zamszonymi skałami o jaskrawej zieleni i ciemnej szarości.
-
Jej to miejsce się znacznie różni od tego było po tamtej stronie.
- stwierdził Hachi z fascynacją w głosie.
-
To miejsce ma też zupełnie inny wiatr ... niby jest zimny, ale
jednocześnie jest bardzo przyjemny. - dodał Otachi.
-
Wierze na słowo, dla mnie jest tak samo zimny. - odparła Diuna, a
następnie dodała: - Ale okolica przyznam bardzo sympatyczna ... nie
spodziewałam się na tej wysokości czegoś takiego.
W
tym momencie Kiazu pstryknęła palcami, a jej lewa ręka otoczyła
się żółto-pomarańczowo-czerwonym płomieniem, o intensywnym
blasku. Kiedy otworzyła dłoń to ogień przybrał jeszcze bardziej
intensywną barwę a następnie stał się płomykiem lewitującym
nad jej dłonią. Po chwili ognista neczanka zamknęła dłoń,a
płomień znikł.
-
Hmm... ciekawe... - stwierdziła pod nosem Kiazu.
-
Co tam? - spytała Rina.
-
Nie nic ... - odparła Kiazu z uśmiechem.
-
Moja Droga, czyżbyś próbowała być efektowna? Jeśli tak to nie
wyszło Ci nawet w najmniejszym stopniu. - wtrącił dumnie Sachiner.
-
Pewnie Ty potrafisz lepiej... - odparła Diuna.
-
Oczywiście, że tak. Jednak nie jestem cyrkową małpą aby
pokazywać swoje sztuczki. - odparł inkub.
-
E tam ... Ty po prostu nic fajnego nie potrafisz i tyle ... -
stwierdziła, oczekująco a zarazem trochę lekceważąco Kiazu.
-
Nawet nie próbuj mnie prowokować, bo Ci się to nie uda moja droga.
Jestem stanowczo ponad to... - odparł Sachiner.
-
Dobra, dobra a gdzie te "kamienie do grzania?" - wtrącił
dociekliwie Hachi.
-
Ach no tak, uleciało mi. Za tą polaną jest wąska dolina i tam
jest ich pełno. - odparł Sachiner.
-
No ruszajmy, bo jeszcze tu korzenie zapuścimy ... - dodała Ery.
-
Ruszajmy! - stwierdzili radośnie Hachi i Otachi żwawo odbiegając.
************
Trawiasto-kamienna
polana wydaje się nie mieć końca. Nagle na dworze zrobiła się
mocna szarówka która z każdą chwilą robiła się coraz
ciemniejsza i coraz bardziej mroczna.
-
Już się robi ciemno?- zauważyła Diuna.
-
Dziwne... stanowczo za wcześnie... - odparł Hachi spoglądając na
godzinę w telefonie.
-
Czas na rozbicie obozu... a kamieni poszukamy jutro. - dodała Ery z
rozczarowaniem.
-
No jak mus to mus ...- dopowiedział Otachi.
W
tym momencie Diuna przywołała swoje świetliste świetliki i
rozświetliła całą okolicę. Nie trzeba było długo czekać aby
zrobiło się zupełnie ciemno. Sachiner bez wysiłku przywołał
swoją przyczepę oraz leżak, na którym się wygodnie usadowił.
Hachi, Otachi i Kurai krok po kroku rozstawiają namiot. Rina i Diuna
rozstawiają rzeczy do gotowania i pomału zabierają się za
robienie kolacji. Pozostałe dwie dziewczyny zajmują się
rozpaleniem ogniska. Kiazu siedzi na ziemi, szykuje okrąg z kamieni
i pozbywa się okolicznej trawy, tak aby ogień w razie co nie
wzniecił ognia. Natomiast Ery zbiera suchą trawę, niewielkie
patyczki oraz czarne, chropowate kamienie o brązowych
przebarwieniach.
-
Ery co to? - spytała Kiazu.
-
To torf ... skończyło nam się już drewno, a tu jest go pełno ..
i działa podobnie do węgla ... - odpowiedział sukub z uśmiechem.
-
Super! To wrzucaj i podpalamy. - odparła radośnie Kiazu.
-
Dobra. - odparł radośnie sukub wrzucając wszystko na przygotowane
miejsce.
-
Raz... dwa ... trzy ... - dodała Kiazu.
W
tym obie ogniste dziewczyny posłały płomienne pocałunki, w sposób
bardzo przypominający wysyłanie "niby" buziaków.
Powstałe dzięki temu płomyczki wpadły prosto na przygotowaną
rozpałkę. Nie minęła nawet chwila a piękne wysokie i
czerwonopomarańczowe ognisko było już gotowe.
-
Ja bym chętnie wypróbował ten ogień w starciu. - stwierdził
Hachi.
-
O to by było coś. Też się pisze... - dodał radośnie Otachi.
-
W sumie teren jest tak płaski, że da się nawet zrobić arenę.. -
dopowiedziała Diuna.
-
Spoko, ale od razu mówię, że ja nie walczę ... - odparła Ery.
-
No weź ... w razie co podzielę się energia. - stwierdził Hachi.
-
Też mogę Ci dać energię ... - dodał Otachi.
-
Jesteście słodcy, ale nie dam się na to namówić... no chyba, że
sprowadzicie mi to smoki ... - odparł sukub, mrugając okiem.
-
Co prawda wolałbym popatrzeć, ale mimo wszystko ja chętnie
skorzystam ... i pierwsze starcie chce mieć z Kiazu. - wtrącił
Sachiner z wrednym uśmiechem.
-
Przygotuj się na łomot. - dodała ochoczo Kiazu, a po chwili dodała
trzymając się za brzuch - Ale najpierw jakaś szama.
-
Dobry pomysł ... - dodali rozochoceni Hachi i Otachi.
-
Gadzie co knujesz? - spytała dociekliwie Ery.
-
Nic, moja Żmijko... zupełnie nic... - odparł arogancko inkub.
-
Będę Cię Płazie ... miała na oku ... - odpowiedziała stanowczo
i nieufnie Ery.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo mi to schlebia... - odparł Sachiner
wrednie się uśmiechając pod nosem.
************
W
głośnikach laptopa dziewczyn leci jakaś rytmiczna muzyka(np.
http://www.youtube.com/watch?v=VrMf-eqmPzo), a cały obóz i okolica
jest oświetlony małymi świetlistymi świetlikami. Hachi stanął
przed rozległą trawiastą polaną i po chwili w rytm muzyki zaczął
tupać w ziemię. Z każdym jego energicznym tupnięciem z ziemi
wyrastała wysoka, wąska i szpiczasta góra. Wkrótce przypadkowe
ziemiste kolce zaczęły przypominać szczelną, ziemną i okrągłą
ścianę. Kiedy pozostało tylko niewielkie wejście do środka tej
niezwykłej areny, Hachi zaprzestał tańca i radośnie powiedział:
-
To ja już ...
W
tym momencie Ery złapała Kiazu za prawą rękę i wciągnęła ją
na środek powstałej areny. Delikatne źdźbła wysokich traw
próbowały łaskotać. Po chwili obie stanęły i muzyka z
rytmicznej i bardzo żywiołowej zmieniła się na spokojną i wręcz
kojącą. (np. na taką http://www.youtube.com/watch?v=PYONl71KINE) W
tym momencie Ery chwyciła
w swoją lewą dłoń prawą dłoń przyjaciółki, a prawą ręką
objęła ją tak, aby jej dłoń znajdowała się na łopatce
neczanki. Na ten gest Kiazu położyła swoją lewą rękę na prawym
ręku sukuba. Obie panie przyjęły tym samym klasyczną ramę
taneczną i zaczęły tańczyć. Ery swój pierwszy krok postawiła
prawą nogą do przodu unosząc nieznacznie ciało. A już przy
drugim kroku lewą nogą do boku po przekątnej, opuścić z powrotem
swoje ciało. Następnie dołączyła prawą nogę do lewej. W tym
samym czasie lewa noga Kiazu powędrowała do tyłu, potem prawa
noga w bok po przekątnej, a następnie lewa noga dołączyła do
prawej. Z każdym krokiem dziewczyn trawa została podpalana przez
czerwono-żółto-pomarańczowy, intensywny płomień, a ubiór
neczanki zmieniał się w coraz dłuższą ognistą kreację. Wkrótce
dziewczyny zaczęły robić obroty, przy których delikatnie unosiły
się na palcach, a następnie wracały do poprzednich kroków.
-
Łał nie wiedziałam, że Kiazu potrafi tak tańczyć. - stwierdziła
z podziwem Diuna.
-
Kiazu, nie wiedziałem, że potrafisz tańczyć walca. - wykrzyknął
Hachi.
-
Mam dobrego partnera - odkrzyknęła Kiazu mrugając okiem.
W
tym momencie Otachi przywołał delikatny wiatr, który podsycał
ogień, sprawiał, że płomienie również zaczęły tańczyć.
Natomiast z każdym kolejnym krokiem dziewczyn przybywało ognia i
wypalonej trawy, a z każdą chwilą ich taniec staje się coraz
bardziej kolorowy i przyciągający uwagę. Po chwili intensywne
płomienie zajęły już cała arenę, więc Rina jednym szybkim
ruchem prawej ręki przywołała deszcz, a Diuna otoczyła tańcząca
parę swoją psychiczną barierą. Z każdą kroplą i kolejnym
krokiem tańczących wszystko gasło. Niebawem ostatni płomyczek
został ugaszony i pozostała jedynie wypalona ziemia i kamienie.
-
No dobra to arena do walk gotowa!- wykrzyknęła radośnie Kiazu,
przestając tańczyć.
W tym momencie zniknęła również jej ognista kreacja.
-
Może i tak, a gdzie miejsce dla publiczności? Chyba nie myślicie,
że będę stał jak jakiś głupek, pośrodku walk. - wtrącił
arogancko Sachiner.
-
Jakie wymagania ... heh ... no dobra... - odparł Hachi, a następnie
mocno tupną o ziemie.
W
tym momencie w koło powstałego już pierścienia z ziemi, powstał
drugi, trochę wyższy który u swojego szczytu imituje wygodne i
płaskie ławki z oparciem.
-
Zadowolony? - spytał Hachi.
-
Z braku laku ujdzie... ale mogłeś się bardziej postarać...-
odparł arogancko Sachiner.
-
Dobra to ja chce pierwszy? - spytał ochoczo Otachi.
-
Dobra, to ja złoję Ci cztery litery. - odpowiedziała Diuna.
-
Wybaczcie moi drodzy, lecz pierwsza walka jest moja... inaczej nie
będę walczyć. - wtrącił Sachiner.
-
Najpierw Gadzie dasz mi co najmniej dwie butelki antidotum na Twoją
truciznę. - dodała Ery.
-
Jak sobie życzysz Żmijko. - odparł inkub a następnie z
wewnętrznej kieszeni swoje marynarki wyjął dwie butelki z
antidotum i wręczył je Ery mówiąc: - Proszę moja droga.
-
Prawdziwe? - spytała stanowczo Ery.
-
Jak najprawdziwsze ... - odparł inkub.
-
I działają na Twój jad, Padalcu? - kontynuował sukub.
-
Oczywiście moja droga jędzuniu.- odpowiedział spokojnie i
arogancko Sachiner.
-
A ja bym wolała to sprawdzić.... - wtrąciła Diuna, a po chwili
dodała - Może coś otrujesz, a my wypróbujemy na tym antidotum?
-
Moja droga, najchętniej otrułbym Ciebie... lecz znajcie moją
łaskę... - odparł dumnie inkub, a następnie podszedł do
obozowiska i stanowczo powiedział: Znajdźcie coś do otrucia.
************
-
To co zrobimy? - spytał Hachi.
-
Właśnie tu nie ma żadnych stworzeń. - dodał Otachi.
-
Ja widziałam parę norek nie wielkich stworzeń, ale wydaje mi się,
że one mogą być stanowczo za małe aby przeżyć jego truciznę...
- dopowiedziała Kiazu.
-
To może ja? - zaproponowała Ery.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł. Jeśli antidotum jest nie poprawne to
dzięki temu on może wyeliminować Ciebie z dalszej wędrówki i
podejrzewam, że o to mu chodzi. - odpowiedziała Diuna.
-
I? przecież zaraz po odtruciu i innych fajnych rzeczach, mogę
wrócić do was. - odparła Ery.
-
Niby tak... ale mam nie odparte wrażenie, że z jakiegoś powodu on
chce się Ciebie pozbyć. - dodała Diuna.
-
Hmm... ciekawe co daje mu pozbycie Ciebie? - dopowiedziała Kiazu.
-
Monopol w energii... - odparł Hachi.
-
Nie Ery Ty lepiej mu się nie dawaj się otruć. - dodał Otachi.
-
No dobrze ... niech wam będzie.- odparła Ery.
-
Na upartego zawsze możemy mu zaufać... - dopowiedział Hachi.
-
Wiecie co a ja mam pomysł jak go sprawdzić ... - stwierdziła
Diuna.
************
Czas
mija nie ubłaganie. Sachiner siedzi sobie wygodnie na swoim leżaku,
popija wino i cierpliwie czeka na coś do otrucia. Po dłuższej
chwili neczanie i sukub podeszli do niego.
-
No nareszcie... ile można czekać? - spytał stanowczo i arogancko
inkub.
-
Jaki niecierpliwy Gad ... - odpowiedziała Ery.
-
Przyjemności później moja Dżdżowniczko... dobra wy nieufne
dzieciaki to co mam otruć? - odparł dumnie Sachiner popijając
swoje ulubione wino.
-
Mnie ...- wtrąciła nieśmiało Rina.
Na
te słowa inkub lekko zakrztusił się winem, a następnie dopytał:
-
Ciebie?
-
Masz z tym jakiś problem, Padalcu? - wtrąciła Ery.
-
Nie wiem skąd takie głupoty przychodzą Ci do głowy moja Żmijko.
Ja tylko zastanawiam się czy mojej przystojnej twarzy nie grozi
obicie. - odparł Sachiner, a po chwili dumnie dodał: - Pamiętajcie,
że to Wasz wybór, a ja nie stosuje forteli.
-
Tak, tak nie czaruj tylko działaj... - stwierdziła Kiazu.
Na
te słowa inkub podszedł do neczanki i powiedział:
-Moja
droga zechcesz zdjąć bluzę?
Rina
odpięła swoją bluzę i zdjęła ją, zostając tym samym na krótki
rękaw. W tym momencie Sachiner wyjął z wewnętrznej kieszeni
marynarki czerwono-fioletową bandamkę i bardzo ścisło zawiązał
ją tuż nad prawym łokciem wodnej neczanki, mówiąc:
-
To musi być ścisło, no chyba że chcecie zużyć całą fiolkę na
raz.
Po
chwili mocno złapał Rinę za nadgarstek, po czym puścił i
odszedł. Trwało to naprawdę krótką chwilę ale wystarczyło aby
dziewczyna została otruta. Jej ręka do bandamki zrobiła się
zielono-niebieska i nie wyglądała za dobrze. W tym momencie Ery
podeszła do neczanki i skropiła jej zakażoną rękę antidotum.
Zadziałało ono szybko i sprawnie, więc po szybkiej chwili ręka
Riny zrobiła się normalna.
-
Antidotum działa, czy możemy już zająć się naszym celem? -
stwierdził arogancko inkub, rozwiązując bandamkę i chowając ją
z powrotem do kieszeni.
-
Masz szczęście... - odparła Diuna.
************
Na
arenie rozświetlonej przez parę większych świetlików, na wprost
siebie stoją Sachiner, ubrany w swój czarny garnitur, oraz Kiazu,
która jest ubrana w krótkie czerwone spodenki oraz różowy
T-shirt. Natomiast pozostali siedzą wygodnie na miejscach dla
publiczności. Nagle nad areną wyłonił się największy księżyc
Angelis, a wkrótce pojawiły się również pozostałe. Niebo
rozbłysło pięknym blaskiem, doskonale rozświetlając okolicę.
Jednak świetliki Diuny i tak były potrzebne aby rozświetlić
cienie rzucane przez kamienny okrąg.
-
To jak moja droga, zaczynamy czy będziemy tak stać? - stwierdził
dumnie Sachiner.
-
Jasne! - odparła radośnie Kiazu z zaczepnym uśmieszkiem na twarzy.
-
Przypominam Ci Padalcu, że to nie jest walka na serio tylko sparing!
- wtrąciła Ery z trybun.
-
Tak, tak ... daje słowo moja Ropuszko nie poturbuję Ci ... za
bardzo koleżanki.... - odparł arogancko i poniekąd szarmancko
inkub, następnie się szeroko się uśmiechnął, a biel jego zębów,
aż błysnęła przy kontakcie z blaskiem księżyców.
Nagle
Sachiner kątem oka spostrzegł parę ognistych kul lecących w jego
kierunku i w ostatniej chwili osłonił się przed nimi, delikatna
zaporą. Szary dym spowił niewielką część a reny przysłaniając
tym samym walczących. Ciągle słychać coraz to nowe eksplozje.
-
Kto tu kogo poturbuje? - spytała Kiazu, sprawnie śmigająca w
dymie.
-
Póki co moja droga, nawet nie udało Ci się mnie zaskoczyć,a co
dopiero trafić. - odpowiedział Sachiner.
************
-
DAWAJ KIAZU! - krzyczą radośnie Hachi i Otachi.
-
Jak sądzicie kto wygra? - spytała Diuna.
-
Ciężko zgadnąć... ale ja kibicuje Kiazu. - odpowiedziała Rina z
uśmiechem.
-
Kiazu na pewno wygra! - dodała radośnie Diuna.
-
Nie zapominajcie, że Sachiner bierze udział w turniejach walk
smoków, wiec tez swoje potrafi i nie należy do łatwych
przeciwników ... jednak to nie zmienia faktu, że kibicuje Kiazu. -
dopowiedziała Ery, uśmiechając się.
-
DAWAJ KIAZU! DAWAJ! .... KIAZU! KIAZU! - dalej krzyczą radośnie
Hachi i Otachi.
************
Cała
arena delikatnie płonie, czerwono-pomarańczowym i niskim ogniem.
Kiazu efektownymi saltami w tył unika płomienia Sachinera
imitującego bicz oraz atakuje go swoimi ognistymi sercami zmuszając
go dodatkowego ruchu. Z każdym uderzeniem, każdego z ataków
odłamują się kawałki ziemi i powstaje niewielka eksplozja. Szary
kurz i czarny dym delikatnie zasłaniają arenę, co i rusz
przedstawiając zmysłowy teatr cieni.
-
Sachiner... mam broń żywiołu? - spytała nagle Kiazu szykując się
do kolejnego ataku.
-
Oczywiście moja droga... lecz dałem słowo, że nie poturbuję Cię
za bardzo- odparł broniący się Sachiner.
-
A jaką masz? Ja mam halabardę....
-
Moja droga to tajemnica, zarezerwowana dla nielicznych...
-
Powiało chłodem ...
-
W takim układzie chętnie Cię ugrzeje ... - odparł dumnie Sachiner
z wrednym uśmieszkiem i strzelając ognistymi kulami w
przeciwniczkę.
-
Dzięki, ale poradzę sobie z rozgrzaniem siebie. - odpowiedziała
Kiazu chowająca się za ognistą ścianą.
Po
chwili ognista neczanka zaczęła szybko biec w około przeciwnika
pozostawiając za sobą ogniste ślady. Z każdym okrążeniem
dziewczyna biegła coraz szybciej i szybciej, aż w końcu dziewczyna
zaczęła przypominać jedynie jaskrawą smugę w płomiennych
barwach. Pewny siebie Sachiner stoi i spokojnie obserwuje poczynania
przeciwniczki. Nagle Kiazu zaczęła strzelać w inkuba małymi
ognistymi kulami. Jednak Sachiner bez trudu się przed nimi broni.
Nagle inkub dostał mocny cios w klatkę piersiową, co spowodowało,
że przesunął się znacznie do tyłu. W tym momencie płomienna
smuga znikła i okazało się że niespodziewanie neczanka zadała
przeciwnikowi cios, a następnie efektownym saltem odskoczyła w tył
i wystrzeliła parę ognistych kul, które bezpośrednio trafiły w
przeciwnika. Sachiner jednak szybko wziął się w garść i otoczył
się lekko fioletowym płomieniem. W tym momencie ataki Kiazu zostały
skutecznie zablokowane.
-
HA! Trafiłam Cię! - wykrzyknęła radośnie Kiazu.
-
Gdyż w łaskawości swojej pozwoliłem Ci na to, lecz na tym moja
droga dzień dobroci się kończy i od teraz nie uda Ci się mnie
nawet tknąć... - odparł chłodno i arogancko Sachiner.
************
-
Ery jaką on ma broń? - spytał dociekliwie Hachi.
-
Hmmm... szczerze widziałam ją raz i nie bardzo pamiętam... jedyne
co mi chodzi po głowie to to że była dość nietypowa.. - odparła
Ery.
-
Chciałbym ją zobaczyć - dodał Otachi, a po chwili spytał: A ma
jakąś bestie?
-
Tak, dwugłową wiwernę, którą zdobył jakoś z miesiąc może dwa
temu... dobrze nie pamiętam... - odpowiedział sukub.
-
Super! - stwierdzili zgodnie Hachi i Otachi.
-
A Ty co masz? - dopytała dociekliwie Diuna.
-
Ja mam banalny łuk, jeszcze nie ulepszony o bestie. - odpowiedziała
spokojnie Ery.
-
Szkoda... - odparła Diuna.
-
Wiecie ogniści wojownicy mają swoją broń ulepszoną głownie
przez ogniste smoki, albo wiwerny, albo smoki lawy ...o innych
ognistych stworzeniach, które ulepszają bronie nie słyszałam...
w A ja bym chciała coś bardziej wyjątkowego dla mojego łuku...
jak na przykład jakiś jednorożec czy jakiś magmowy stwór... -
dodał sukub.
-
Ciekawe, więc Kiazu chyba będzie skazana na jakieś stworzenie tego
typu jak będzie chciała ulepszyć swoją broń.... Swoją droga
mówiłaś, że Sachiner niedawno zdobył swoją bestie? To w takim
układzie wyjaśnia dlaczego nie chce używać broni. Najwyraźniej
nie jest wstanie jej nawet przywołać. - dopowiedziała Diuna.
-
Tylko mu tego nie mów, jego ego tego nie zniesie. - wtrącił
Otachi.
-
Postaram się, chociaż stłamszenie jego ego brzmi niezwykle
kusząco. - odparła Diuna.
************
Zacięte
starcie toczy się już dłuższy czas i żadne z walczących nie ma
zamiaru dopuścić. Średnio wysokie, ogniste
czerwono-pomarańczowo-żółte ściany, przypominające rozpalone,
ostre zasieki, tworzące labirynt i nie pozwalające nikomu przejść,
wspaniale zdobią arenę. Kiazu stoi z dala od przeciwnika, pośród
ognia i przygotowana zarówno do ataku jak i do obrony. Neczanka już
ciężko oddycha i wydaje się być zmęczona. Natomiast Sachiner
stojący po drugiej stronie zasieków wydaje się być spokojny i
pełen sił, w rzeczywistości jednak odczuwa zmęczenie jak i
irytację.
-
Proponuję zakończyć rozgrywkę. - stwierdziła Ery z trybun.
-
Za chwile, tylko go pokonam. - odparła Kiazu.
-
Moja droga chyba chciałaś powiedzieć, że za chwilę jak to ja
pokonam Ciebie. - wtrącił dumnie Sachiner.
-
Wpuścić pewną siebie dwójkę na arenę i mamy mecz do rana... -
narzekał Hachi, siedzący na trybunach.
-
Ej! Dajcie też się innym pobawić! - wykrzyknął Otachi z trybun.
Zawodnicy
jednak, zdawali się nie słyszeć głosów publiczności. Sachiner
bez słowa otoczył się fioletowo-zielonym płomieniem o lekko
pomarańczowym zabarwieniu i jednym szybkim ruchem, prawej ręki
przywołał ogromna fale ognia, która bez najmniejszego trudu
zgasiła cały płomienny labirynt. Szary dym spowił arenę,
skutecznie przysłaniając widok. Nagle odgłos mocnego uderzenia
przeszył całą arenę. Po chwili dym i kurz opadły, a oczom
wszystkich ukazała się Kiazu podnoszące się z ziemi koło obrzeży
areny oraz stojący w tym samym miejscu Sachiner, który otrzepując
się powiedział dumnie:
-
Na dzisiaj koniec moja droga, mój kaprys starcia został w pełni
zaspokojony. - A następnie dodał mrugając okiem. - Po za tym
energia przyda się na ewentualne nocne igraszki.
-
Boisz się, że kobieta skopie Ci cztery litery? - odparła Kiazu.
-
Moja droga... Taka mała kotka bez pazurków nie jest wstanie mi
dokopać. - odpowiedział Sachiner.
-
Ej! Odszczekaj to! - odparł Stanowczo Kiazu.
-
Kiazu! Mogę na słówko? - wtrąciła Ery, wchodząc na arenę.
-
Tak, jasne... - odpowiedziała neczanka podchodząc do przyjaciółki.
W
tym momencie sukub i neczanka, zaczęły szeptać i śmiać się, a
na zakończenie przybiły sobie ognistą piątkę i śmiejąc się
zeszły z areny. W tym czasie inkub zdążył się już wygodnie
rozsiąść na trybunach, a Hachi i Otachi radośnie ruszyli na
arenę, przeskakując przez ziemną barierkę. Otachi w locie otoczył
się wiatrem, a następnie zaatakował silnym podmuchem. Hachi nie
pozostał dłużny bratu i od razu zaatakował go ciężkim ziemnym
kamieniem i osłonił się piaskowo kamienną zaporą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz