„Prawdziwa
przyjaźń”
Po
chwili Ryu powiedziała:
- Pani, Ankara ambasador z Iniveen, właśnie przybył.
- Ah witaj zacny gościu z Iniveen, bardzo miło Cię gościć w naszych skromnych progach – powiedziała z zakłopotaniem królowa.
- Witaj zacna Pani, widzę, że przybyłem nie w porę? - rzekł Ankara
- Ależ oczywiście, że w porę. Te dzieci właśnie wychodzą z prywatnej audiencji jakiej im udzielałam. Proszę się nimi nie przejmować. - odpowiedziała niespokojnym głosem Królowa.
Kto
jak kto ale Ankara nie powinien być światkiem tego co tu się przed
chwilą stało. Królowa robi tak zwaną dobrą minę do złej gry.
Nie jest pewna ile z tego całego zajścia widział Ankara i jak to
zaważy na jego decyzji, o podpisanie paktu. Wolała, udawać iż nic
tu się nie stało.
- Hmmm... zaraz to ciacho będzie moje – powiedziała Kiazu w myślach skradając się do ambasadora.
Nagle
dało się usłyszeć kolejną eksplozje i pisk, o znajomej barwie
głosu. W tym momencie Kiazu straciła zainteresowanie Ankarą,
odwróciła się i krzykła:
- Rina NIEEEEEEEEE !!!
Zapewne
Rina chciała wykorzystać zamieszanie aby dostać się do Kurai'a.
Może myślała, że uda się jej go uwolnić. Kiedy Kiazu się
odwróciła to zobaczyła, że jej kochana siostra leży w objęciach
Kurai'a nieprzytomna na ziemi. Wydaje się jakby nie żyła.
- Kurcze nie trafiłam – powiedziała ze złością Hana, dodając – ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło widzisz Mama uprzedzała abyś nie podchodziła.
Okazuje
się że Hana pod postacią kota, zabrała matce berło i
wystrzeliła z niego, a Kiazu powiedziała, a właściwie to
wykrzyczała:
- TO TAK POGRYWASZ?! TEGO JUŻ ZA WIELE!!!
W
tym momencie Kiazu stanęła cała w płomieniach. Wygląda to tak
jak by Kiazy zmieniła się w czysty ogień. Dopiero po głębszym
przyjrzeniu się można było zobaczyć czarną sylwetkę Kiazu, z
białymi oczami. Dość duży ogień, a w środku niego wściekła
Kiazu, to bardzo niebezpieczne połączenie. Ogień okrywający
Kiazu, był jak burza. Niespokojny waleczny i destruktywny. Płomienie
tańczyły jak opętane przez wiatr, szalejąc. Wspaniała gra
światła, była niezwykle mroczna i tajemnicza. Nie był to
przyjazny ciepły płomyczek, to był nieokiełznany ogień zemsty.
- WRAU – krzyknęła Kiazu trochę demonicznym głosem.
Po
czym wystrzeliła płomień w królową. Ta ledwie zdążyła zabrać
córce berło i postawić osłonę.
Kiazu
jednak nie przestawała atakować, strzelała w królową potężnymi
kulami ognia. Kiazu była wściekła, a chaotycznie nie kontrolowane
ataki, o dziwo leciały przynajmniej w dobrym kierunku ale cześć z
nich nawet nie trafiała o tarczę Królowej. Jednak niektóre z tych
co trafiają, potrafią się również przebić przez osłonę Sanshy
i drasnąć ją.
W
tym czasie kiedy Królowa, walczyła defensywnie, strażnicy uciekli
w popłochu z sali tronowej, a reszta paczki podeszła do Riny i
Kurai'a.
- Przydałaby się wodna osłona. - rzekł Otachi.
- Dokładnie – odparła Diuna, dodając – Kiazu zupełnie nie panuje teraz nad sobą.
- Bez kija nie podchodź, a z kijem jeszcze gorzej – odpowiedział półżartem Hachi.
W
tym momencie Królowa przeszła do kontrataku. Wystrzeliła masę
białych kul. Przypominają trochę białe komety z pięknymi
warkoczami, dają bardzo dużo światła. Biją takim niesamowitym
blaskiem, że w pomieszczeniu zrobiło się zupełnie jasno, a kto
kol wiek spróbowałby spojrzeć w nie, zostałby oślepiony. Kule z
niesamowitą szybkością rozpierzchły się po całym pomieszczeniu
latając w różnych kierunkach. Jest jedna potężna eksplozja za
drugą, a Kiazu nawet nie ruszyła się zmiejsca.
- HA HA HA WIDZĘ ŻE KTOŚ MA TU KŁOPOTY Z CELNOŚCIĄ?! – powiedziała złowrogo i demonicznie Kiazu, chwilowo zaprzestając ataku.
- Skąd wiesz, że celowałam w ciebie? - odparła zawistnie Sansha.
Kiedy
dym opadł to Kiazu, rozejrzała się po całej sali tronowej, która
jest już dość mocno zrujnowana. Wszędzie walają się kawałki
ścian podłóg. Wśród tych zniszczeń zobaczyła stojącego
Kurai'a z Riną na rękach, a wokół niego stali pozostali. Cali
poobijani, zmęczeni i praktycznie już bez sił.
- Co WY robicie, uciekajcie stąd!! Jeszcze jeden taki atak i będzie po WAS! - powiedział Kurai w dość dosadny sposób.
- Stary chyba Cię coś gnie. - skwitował Hachi.
- Myślisz, że zostawimy Cię tutaj na pewną śmierć? - odparł dysząc Otachi.
- To się grubo mylisz, bo nie pozwolimy na to! - powiedziała z uśmiechem Diuna.
- Zaraz zginiecie, nie rozumiecie tego? - spytał Kurai.
- Stary, jesteśmy drużyna, a poza tym nie zostawia się przyjaciół w potrzebie – odpowiedział Otachi z uśmiechem, praktycznie ledwie stojąc na nogach.
Mimo,
że byli już bardzo zmęczeni to nie zamierzali zrezygnować.
- Ojej bo się wzruszę – wtrąciła złośliwie królowa.
Następnie
ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, wycelowała swoje potężne
berło w naszych bohaterów, mówiąc:
- No to zegnajcie, znajdę sobie inna piątkę.
W
tym momencie wystrzeliła wielka kulę, która wydaję się być dużo
silniejsza od poprzednich. Wszystko wydaje się być już
przesądzone. Nasza paczka zaraz zginie w męczarniach. Oślepiający
błysk rozwiał się po całej komnacie. Z okiennic wyleciały szyby,
a pałac aż się zatrząsł. To była naprawdę potężna eksplozja.
Gęsta warstwa dymu uniemożliwiała zobaczenie co się stało. Nie
było szans na przeżycie takiego ataku.
- To już koniec! HAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA – zaśmiała się demonicznie królowa.
- MYLISZ SIĘ TO DOPIERO POCZĄTEK– odparł znajomy głos.
W
tym momencie dym zaczął opadać, a oczom królowej ukazała się
Kiazu stojąca przed resztą towarzyszy oraz ściana ognia ciągnąca
się praktycznie przez cała komnatę i pod sam sufit.
- WYSTARCZY, ŻE ZABIŁAŚ JEDNĄ Z NAS, NIKOGO WIĘCEJ NIE POZWOLE CI SKRZYWDZIĆ- powiedziała Kiazu swoim mrocznym głosem.
Po
chwili ciszy dopowiedziała z wrednym uśmiechem:
- NO CHYBA ŻE PO MIM TRUPIE!
Obie
są gotowe dalej walczyć. Ich determinacja jest bardzo wielka.
Królowa szykowała kolejny potężny atak, a Kiazu, która już
opanowała w jakimś stopniu swoją nową postać szykowała się
również do ataku.
- Kochane Panie, nie wypada niszczyć tak wspaniałego pałacu. - powiedział Ankara.
Kiazu
zaprzestała ataku, wróciła nawet do swojej normalnej postaci. Ten
atak dał się jej we znaki. Była osłabiona jak reszta drużyny.
Królowa jednak wystrzeliła swoja kometę. Kiazu zamknęła oczy.
Wydaje się jakby pogodziła się ze swoim losem. Wiedziała, że
zaraz zginie. Kolejna eksplozja.
- Królowo prosiłem o zaprzestanie walki.
Na
te słowa Kiazu otworzyła oczy i zobaczyła stojącego przed sobą
Ambasadora, który mówił dalej:
- Dosyć już widziałem na dzisiaj. Jasno określiłaś, że nie życzysz sobie naszego paktu. Wielka szkoda. Myślałem, że Tochi Neko bardzo tego paktu potrzebuje. Jak widać myliłem się.
- Ależ nie szanowny Ankaro to nie tak, my bardzo chcemy podpisać ten pakt. A ten mały incydent buntu nic nie oznacza. - odpowiedziała z wielkim zakłopotaniem Królowa.
Już
nie była tak pewna siebie jak jeszcze przed chwilą. Ambasador
widział, wszystko to czego miał nie widzieć, a tym bardziej nie
miał w tym uczestniczyć. Szanse na podpisanie paktu
militarno-hadlowo-politycznego malały z każdą minutą. Natomiast
Królowa, nie ma pojęcia ile szanowny gość wie o tym co się tu
dzieje i jak to wpłynie na stosunki między Iniveen a Tochi Neko. Są
jednak duże szanse, że wszystko zostało zaprzepaszczone.
Pozostało tylko jedno.
- Ambasadorze Ankaro, wiem że to co się tu stało było karygodne. Przepraszam, że byłeś świadkiem tego wszystkiego. Błagam o wybaczenie i o podpisanie tego paktu. Jestem wstanie zrobić wszystko dla dobra mojego królestwa. - powiedziała Sansha, ze skruchą w głosie.
Ankara
milczy. Bardzo trudno oczytać czy się zastania, czy może nie chce
nawet rozmawiać z królową. Z każdą chwilą atmosfera robiła się
co raz gęstsza. Nagle ambasador powiedział:
- Czy Tochi Neko jest wstanie zdjąć wyrok śmierci z tego młodzieńca?
- A … al.... ale …
- Tak, zacna Królowo, co byś chciała powiedzieć?
- Ależ tak! Oczywiście, jak sobie życzysz – odpowiedziała szybko Królowa.
- Ale Matko …. – wtrąciła się cichym głosikiem Hana.
- Milcz dziecko, nie wtrącaj się kiedy dorośli rozmawiają. Matka wie co robi, - przerwał jej Król.
Hana
zamilkła a Królowa podniosła berło. Po chwili cztery metalowe
bransolety, Kahm Meh-Nehl, znajdujące się na rękach i nogach
Kurai'a od tak znikły. Dzięki temu był już wstanie uleczyć
swoich przyjaciół. Rina, która jednak żyje odzyskała przytomność
i od razu wtuliła się w Kurai'a.
- Proszę jest wolny. Straż od dzisiaj wyrok ciążący na Kurai'u jest zlikwidowany, roznieście te wieści po całym królestwie.- powiedziała Królowa ze sztucznym uśmiechem radości i zakłopotaniem.
Jak
powiedziała tak się stało, przybyłe straże ruszyły nieść
słowa Królowej. Wyglądali tak jakby sami nie wierzyli w to co się
teraz dzieje, ale cóż rozkaz to rozkaz.
- Dobrze. A co się z Nim teraz stanie? - odparł Ankara.
- Chciałabym aby został na Tochi Neko póki nie wymyślimy czegoś co można z nim zrobić. - odpowiedziała niepewnie Sansha.
- Doskonale, mam już nawet pewien plan, ale o tym porozmawiamy później. Czy pozostała młodzież tu obecna też jest wolna i może swobodnie wrócić na ziemie? - kontynuował twardo Ankara
- Jak najbardziej jeśli tylko zechcą. Oczywiście zawsze będą mile widzianymi gośćmi w moim królestwie. - odpowiedziała, mało zadowolona Królowa.
Z
każdym „żądaniem” ambasadora Królowa była coraz bardziej
niezadowolona, wbrew sobie spełniała każde słowo Ankary.
- Jestem zmęczony podróżą, udałbym się już do swojej komnaty. Czy resztę spraw zechciałabyś ze mną omówić jutro? - spytał przyjaźnie Ankara.
- Tak, tak jak najbardziej. - odpowiedziała z ulgą Królowa. - Ryu zaprowadź proszę gościa do Komnaty.
Ryu
ukłoniła się, po czym powiedziała:
- Panie Ambasadorze, zapraszam za mną.
Dostojnik
miał już ruszyć za pokojówką kiedy usłyszał:
- Panie Ankaro, czy mógłby Pan chwile zaczekać? - spytała nieśmiało Rina.
- Jak najbardziej, o co chodzi? - odpowiedział ambasador, zatrzymując się.
- Chcielibyśmy Panu Ambasadorze podziękować. - odpowiedziała mu Rinka, kłaniając się.
- Panienko Rino co tak oficjalnie? - odparł Ankara.
Nasi
bohaterowie zdziwili się skąd zacny dostojnik, zna imię jednej z
nich. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, ambasador zdjął maskę.
- O kurcze Anki to Ty? - stwierdził z wielkim zdziwieniem Otachi.
- Tak Otachi to ja. - odpowiedział mu Anki.
- Ale … ale … ale jak to? - wyjąkał Hachi.
- Widzicie, przedstawiłem się Wam zdrobnieniem od mojego imienia. - odpowiedział z uśmiechem Ankara.
- A po co Ci ta maska? - zapytała z dociekliwością Diuna.
- Widzisz panienko, u nas tak załatwia się ważne sprawy. Takie oddzielenie spraw prywatnych od zawodowych. Bez maski jestem osobą prywatną a zakładając ją staje się ambasadorem. - odpowiedział przyjaźnie i spokojnie Ankara.
- Anki dlaczego nam pomogłeś? - zaciekawiła się Kiazu.
- Już dano szukałem, czegoś czym mógłbym utrzeć nosa tej zarozumiałej królowej. Ta Kobieta nie dopuszcza do siebie nawet myśli, że coś może nie pójść po jej chorym widzimisię. Przecież jest królową, jej słowo jest prawem, jak ją znam nigdy nie cofnęła swojego słowa. Jedyne na czym jej zależało przez te wszystkie lata, to pakt z Iniveen i to aby ciągnąc od nas maksymalne korzyści w zamian dając tyle co nic. Dlatego od lat nie chciałem go podpisać, a Sansha na siłę dalej próbowała. A dzisiaj postanowiłem ulec Waszej władczyni, ale nie za darmo. - powiedział Anki puszczając oczko i ze szczerym uśmiechem.
************
Tymczasem
całe ciało Sanshy drżało z nerwów. Była jednocześnie wściekła,
zmieszana, zszokowana i zniesmaczona tym co się stało dosłownie
przed chwilą. Nikt nigdy nie postąpił z Nią tak jak Ankara,
władca Iniveen. Ambasador podważył jej decyzję, jej święte
słowo. I to dla kogo? Dla mroku i piątki dzieciaków. Jak by na to
nie patrzeć Królowa miała wybór, albo zaprzepaścić podpisanie
paktu na wieki, albo zaświecić lampkę w tunelu i mieć szanse na
„lepszą” przyszłość.
- Matko co Ty najlepszego zrobiłaś?! - wykrzyczała Hana z pretensją.
- PO PIERWSZE NIE TYM TONEM, A PO DRUGIE TO TWOJA WINA! !– od krzyczała jej Królowa z wielką złością.
- Hana, Twoja Matka właśnie musiała własnym obcasem zdeptać swoją godność, ale postąpiła słusznie. Nie miej pretensji do Matki. - wtrącił spokojnie Król.
Hana
była zdezorientowana, dziewczyna nie ma pojęcia dlaczego jej własna
Matka zrobiła coś takiego. Po chwili Hana spytała cichutkim
głosikiem:
- Mamo, ale dlaczego?
Sansha
wzięła się w garść i powiedziała w miarę spokojnym tonem:
- Hana, kiedyś zrozumiesz, że czasami dla dobra Królestwa, którym się włada, trzeba poświęcić siebie. Pakt z Iniveen jest dla Nas bardzo ważny, dzięki niemu znowu będziemy potęgą. Córcia dobra Królowa zawsze dba o swoje królestwo, pamiętaj o tym. Trzeba rządzić twardą ręką, ale czasem trzeba pójść na kompromis i zejść trochę z tonu. Bo dobry władca musi wiedzieć, że dbanie dobro królestwa i przyszłych pokoleń jest najważniejsze.
************
- Eh... jutro rano wracamy na ziemie. - stwierdził ze smutkiem Hachi.
- No i powrót do szkoły. - dopowiedział Otachi.
- Oj przestańcie szkoła jest fajna – odparła z uśmiechem Diuna.
- Ej co jest? Wygraliśmy, a więc balujemy – stwierdziła pełna radości Kiazu, włączając muzykę u siebie w komnacie, poprzez klaśnięcie w dłonie.
Po
chwili wszyscy złapali dobry humor Kiazu. Wszyscy nasi bohaterowie
wygłupiali się i tańczyli. Nawet Kurai dał się porwać w wir
imprezy. Dobra zabawa, muzyka na maksa i oni, ta noc należała do
nich.
************
Słońce
już dawno wstało i praży swoimi promieniami. Róże są jeszcze
skąpane w chłodnej rosie a promienie słoneczne sprawiają, że te
malutkie kropelki mienią się wspaniałymi barwami. Różany ogród
jak co rano wyglądał wręcz bajecznie. Leciutki wietrzyk unosił ze
sobą aromatyczny zapach róż i błogą, pełną marzeń atmosferę.
W tym magicznym miejscu spotykamy dzisiaj same znajome twarze.
Wszyscy ich obecni znajomi z Tochi Neko, poza rodziną Królewską i
Ankara, przybyli do ogrodu aby pożegnać naszych bohaterów, przed
ich powrotem na ziemie. Mimo że to pożegnanie to większości
towarzyszył szczery uśmiech na twarzy, ale każdy na swój sposób
był radosny.
- No to dzisiaj kończą się wam wakacje? - stwierdził Rudy.
- Niestety tak – odparł Hachi.
- Możecie do Nas wpadać w każdej chwili. - odpowiedziała z uśmiechem Yorokobi.
- Tylko co my powiemy w szkole jak się nas spytają o wakacje? - powiedziała z wyrzutem i niechęcią Diuna.
- Powiecie ze byliście „w” Tochi Neko i ominiecie parę faktów. - odpowiedział Amis.
- A no tak, przecież Kurai otwarcie mówił że pochodzi z Tochi Neko. - przypomniała sobie Diuna.
- No niestety czas już już na nas – wtrącił się Otachi.
W
tym momencie znajomy, pogodny i przyjazny głos powiedział:
- A ze mną to się nie pożegnacie? Nie ładnie.
- Anki, Ty tutaj? - odpowiedziała z radością Kiazu.
Ambasador,
podszedł bliżej do zgromadzonych. Wszyscy poza naszą szóstka
oddali mu pokłon, pełen szacunku. Ankara lekko kiwną głową, w
geście przywitania się z obecnymi, uśmiechnął się i powiedział:
- No pewnie, że tutaj, spotkanie z królową mam później więc postanowiłem tu przyjść.
- To miłe z Twojej - strony powiedziała Rina, również z uśmiechem.
Nagle
coś wpadło z wielkim rozpędem w ramiona Riny. To była Yuri, która
najwidoczniej też chciała wrócić z nimi na ziemie.
- A ty maleństwo gdzie się podziewałaś? - spytała Rina.
- Mrue, mruuuaaaa – odpowiedziała Yuri.
- Swoja drogą ciekawe co się dzieje z Neko? - spytała Diuna
- Ma się świetnie, jakoś po rozpoczęciu roku zamieszka z Wami – odpowiedziała Hashi.
- Ale...
- Spokojnie, wszystko załatwione, tu się zakrzywiło czasoprzestrzeń, tam się zakrzywiło – przerwała Diunie, Hashikita z uśmiechem , dodając – Nie ważne co się działo przed Waszym przyjazdem tutaj i co będzie się działo później. Teraz jest tak, że Neko zamieszka z Wami. Ale cicho-sza.
Dzisiaj
w ogrodzie jest bardzo miło, niestety czas biegnie nie ubłaganie.
Pożegnanie odbywało się w bardzo przyjacielskim klimacie. Wygląda
to tak jakby starzy dobrzy przyjaciele, żegnali się przed wyprawą.
Panowie podawali sobie ręce, czasem też po przyjacielsku się
obejmując jak dwa niedźwiedzie. Panie zazwyczaj się przytulały,
albo dawały buziaka w policzek. Nawet Ankara nie był już taki
oficjalny i pożegnał się z nimi jak ze startymi znajomymi. Tego
dnia wszyscy byli na równi. Na końcu do naszych bohaterów podszedł
Kurai, mówiąc:
- No to nara.
- Ej no Stary nawet ręki nie podasz? - droczył się Hachi.
- Jasne, że podam – odparł Kurai wyciągając jednocześnie rękę.
- Trzymaj się Stary, będziemy Cię odwiedzać – powiedział Otachi, również podając mu rękę.
Diuna
podeszła do niego bez słowa. Po chwili uśmiechnęła się,
przytuliła się do niego i powiedziała:
- Równy z Ciebie gość. Do zobaczenia.
- Papatki przyjacielu, jeszcze tu wrócimy – stwierdziła Kiazu z uśmiechem rzucając mu się na szuję.
Kiedy
Kiazu skończyła, to przyszła kolej na Rinę. Dziewczyna nieśmiało
zaczęła podchodzić do Kurai'a. W końcu to on podszedł do niej,
pocałował ją w usta i powiedział:
- Jesteś moim słońca promieniem, a ja zawsze będę przy Tobie. Do zobaczenia.
Rina
początkowo zaniemówiła, wtuliła się tylko w milczeniu w Kurai'a.
Tymczasem Kiazu powiedziała z łezką w oku:
- No, no nasza mała siostrzyczka nam dorasta.
- No nareszcie. - odparła z uśmiechem Diuna.
- Papa, też zawsze będę przy Tobie. Do zobaczonka. - odpowiedziała w końcu Rina.
W
tej samej chwili w oddali pojawiła się rodzina królewska. Nie
podeszli, bliżej nawet na krok. Sansha dyplomatycznie pochyliła
lekko głowę, w geście aprobaty. To było suche pożegnanie z jej
strony, ale zawsze jakieś. Nasi bohaterowie zdziwili się, że
przyszli, lecz ucieszyli się jednocześnie na ich widok. Miryoku
zaczęła gromadzić energię, na ich przeniesienie. Kiazu. Diuna,
Rina, Hachi i Otachi machając wszystkim obecnym, pomału zaczęli
znikać.
- Nie zapomnijcie o nas. - powiedziała na odchodne Rina.
- Jeszcze tu wrócimy – stwierdziła radośnie Kiazu.
Nagle
znikli i tak naprawdę nie zdążyli się obejrzeć, a znaleźli się
już w akademiku w salonie u dziewczyn. Dla nich to była naprawdę
wielka przygoda. Niestety trzeba było wrócić i zacząć kolejny
rozdział życia. Jeszcze wiele przygód przed nimi. A my będziemy
im dalej w nich towarzyszyć.
- Nareszcie w domu. - stwierdził Otachi
- No, wreszcie czas odpocząć - dopowiedział Hachi.
- A potem wielki powrót.... Do zadań i obowiązków – odparła radośnie Diuna.
- Ciekawe co jeszcze nas czeka? - spytała z ciekawością Kiazu.
- Niedługo na pewno się przekonamy, to jeszcze nie koniec. - odpowiedziała Rina z Uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz