„...
Ciężka praca się opłaca …
bo
po niej jest zasłużona nagroda ...”
Ciemność,
nieokiełznana i tajemnicza ciemność. Nagle mrok został brutalnie
rozerwany przez bardzo intensywne żółto białe światło. Po
chwili zgasło,aby za chwilę znowu zabłysnąć. Podczas błyśnięć
widać dwie czarne postacie. Trudno określić kto to jest. Ciemność
i znowu błysk. Jedna z postaci siedzi, a druga stoi po prawej
stronie pierwszej. Zapadła ciemność, tylko po to aby kolejny błysk
mógł rozświetlić pomieszczenie. Obie postacie stoją przodem do
okna przez, które wpada światło, nadal nie wiemy kto to jest.
Błyskotanie za każdym razem grało innym rytmem. Trudno było
przewidzieć kiedy znowu rozbłyśnie i oświetli pokój. Kiedy już
się pojawiał, to dzięki niemu postacie otaczała jakby aura.
Ciemne zarysy postaci otulone migoczącym blaskiem, sprawiają
wrażenie iż coś obserwują. Coś za tym oknem musi się dziać.
Tylko co?
Wspaniałe,
światło nie było przyjazne. Wydaje się jakby to była nie
okiełznana niszczycielska siła, przed która trzeba mieć szacunek.
podobne wrażenie można odnieść podczas straszliwej i potężnej
burzy pełnej piorunów i błyskawic. Jednak to raczej nie jest
burza. W pomieszczeniu jest za cicho. Nie słychać żadnych odgłosów
które wskazywały by na burze. Tak naprawdę pokój przeszywa
jedynie straszliwa cisza i te tajemnicze błyski światła. Cisza...
ciemność ... światło ...
Nagle
odezwała się jedna z postaci. Był to gruby, zdumiony męski głos.
Prawdopodobnie to głos siedzącej postaci:
- Panie jestem pod wrażeniem, co za siła.
- Również mnie to zdumiewa - odparła spokojnie, przyjacielskim i ciepłym głosem druga z postaci.
- Panie, dzięki temu mamy zapasy mocy na kilkaset najbliższych setek tysięcy lat. To był wspaniały pomysł.
- Owszem, ale ten pomysł ma jeszcze jedna zaletę o której się wkrótce dowiesz.
- Żaden nasz generator nie jest tak dobry.
- Nobisie mój wierny sługo, taka moc Ci się nawet nie śniła. - odparł przyjazny głos.
Pokój
ponownie spowiła ciemność, by po chwili ponownie ustąpić miejsca
światłu.
************
Zielona
polana na wzgórzu. Białe chmurki niespiesznie przesuwają się po
niebie. Czas płynie niezmiernie leniwie. Słońce świeci, co i rusz
chowając się za chmury. Lekki ciepły wietrzyk. Nic tylko się
rozmarzyć. Wśród zielonych traw leża Hachi i Otachi, obserwując
niebo.
- Ależ mam dzisiaj lenia. - stwierdził od niechcenia Hachi
- Ja też, mógłbym tak co dzień. - odpowiedział Otachi
- Stary brak nam motywacji i zajęcia. - stwierdził Hachi.
- W sumie zajęcie by się znalazło, ale komu by się chciało – odpowiedział z przekąsem i lekkim uśmiechem Otachi.
- Źle Ci tu?
- A no nie. - odparł Otachi, dodając – No ale Stary czas się zbierać.
- Mamy czas, ciesz się chwilą – błogo stwierdził Hachi.
Tymczasem
w akademiku Diuna i Kiazu krzątały się po całym mieszkaniu.
Wygląda to tak jakby się szykowały na jakieś wielkie spotkanie.
Przebierały się, malowały, chaotycznie biegały po całym
mieszkaniu. Zachowują się tak jakby miały już niewiele czasu. W
powietrzu unosiła się ekscytacja i wiele pozytywnych emocji. Temu
całemu zamieszaniu spokojnie przyglądała się Rina. Siedzi ona na
kanapie głaszcząc Yuri na kolanach i Neko, która leżała koło
niej. Swoja drogą Neko jest dużo grubsza niż jak widzieliśmy ją
ostatnio. No i od jakiegoś czasu mieszka z naszymi bohaterami. Jej
opiekunki z początkiem roku pojechały na wymianę uczniowską, a
Neko musiała zostać. Tak trafiła do dziewczyn, które się nią
opiekują.
- Rina, a czemu Ty się nie szykujesz? - spytała Diuna.
- Nie „jedziesz” z nami na Tochi Neko? - dopowiedziała Kiazu.
- A no nie jadę.- odparła Rina ze sztucznym uśmiechem.
Diuna
przystanęła, po czym usiadła koło Riny i powiedziała:
- Nie chciałabyś się dowiedzieć co się dzieje z Kurai'em? Wiem, że się rozpłynął jak kamfora i nikt nie wie gdzie jest ani co się z nim dzieje, ale zawsze możesz pojechać z Nami i się zabawić.
- Wiem, wiem … to w sumie dziwne, że znikł z Tochi Neko zaraz po naszym wyjeździe … co prawda nie mam pojęcia gdzie jest ale utrzymuje z nim kontakt … Yuri robi za posłańca … przecież wiesz … - odpowiedziała z uśmiechem Rina.
Dziewczyna
się uśmiechała, ale widać że bardzo tęskni. W sumie co się
dziwić, już oddawana nie wiedziała się z Kurai'em. Nikt nie wie
gdzie On jest. Nie żeby Rina nie była zadowolona, że ma z nim
kontakt. Była szczęśliwa za każdym razem kiedy przychodził
list. Po kim jak po kim ale po Rinie bardzo widać smutek. Jej
rodzeństwo robiło co się dało aby nie zostawała z tym sama.
Wszyscy tęsknili, ale niestety trzeba było normalnie żyć. Po
chwili do dziewczyn dosiadła się Kiazu, mówiąc:
- Rincia na pewno chcesz zostać? Dobrze wiesz, że jesteś tam równie mile widziana co my.
- Wiem i lubię tam przebywać – odpowiedziała chłodno Rina z uśmiechem, po chwili zmieniając temat – A co z Neko? Nie może zostać sama, zbliża się 9 tydzień jej ciąży.
- No racja. Niedługo może urodzić. - odparła Kiazu.
- Dokładnie między 63 a 66 dniem od zapłodnienia. - dodała ironicznie Diuna.
- Mówisz to tak jakbyśmy, dokładnie wiedziały kiedy zaszła w ciąże, zresztą ona sama tego dokładnie nie wie. - odparła z troską Rina.
- Weterynarz mówi, że jakoś w tym tygodniu powinnam urodzić – przypomniała Neko.
- A Ty siedź cicho. - warknęła Diuna.
Puk,
puk, puk. Rozległo się pukanie do drzwi. Dryń, dryń i
jednocześnie zadzwonił telefon Kiazu, która udała się do swojego
pokoju aby odebrać. Natomiast Rina położyła na kolonach Diuny
Yuri i poszła otworzyć drzwi. Kiedy to tylko zrobiła, jej oczom
ukazała się znajoma postać. Po chwili Rina powiedziała ze
zdziwieniem:
- O rany julek! Anki.
- Mi też miło Cię widzieć Panienko Rino.- odpowiedział z szacunkiem Ankara.
- Też miło Cię widzieć, wchodź proszę.
- Na pewno nie przeszkadzam?
- Nie nie ależ skąd. Nie myślałam, że jeszcze kiedyś się spotkamy – odparła z zakłopotaniem i uśmiechem Rina. - śmiało wchodź i czuj się jak u siebie w domu.
Kiedy
weszli do środka, udali się prosto do salonu. Diuna była równie
zaskoczona co Rina.
- Anki to Ty? - stwierdziła z zachwytem Diuna.
- Tak, to ja – odparł przyjaźnie Ankara.
- Może się czegoś napijesz? - zaproponowała Rina.
- A wiesz, że bardzo chętnie. Poprosiłbym o czarną herbatę. - odpowiedział Anki.
Rina
z uśmiechem udała się do kuchni, aby wstawić wodę i przygotować
gościowi herbatę. W tym momencie do salonu weszła zdołowana
Kiazu, która najwidoczniej nie zauważyła Ambasadora.
- Dzwonił Amis. Maja jakiś tam trening i nasz weekendowy wyjazd na Tochi Neko niestety odwołany. - stwierdziła Kiazu
- Nie martw się. - odparła Diuna.
- Ale Diuna przecież … o część Anki … miały być takie ciekawe plany … O rany Anki co Ty tu robisz?
- Witam Panienko Kiazu, a przyjechałem do Was z wizytą. - odpowiedział spokojnie Anki. Po chwili dodając z uśmiechem . - W sumie to chciałbym zaprosić Was na Iniveen.
- Kiedy? -spytała Diuna.
- Na ten weekend Panienko Diuno.
- To w sumie bardzo dobrze się składa. - stwierdziła z uśmiechem Kiazu.
W
tym momencie weszła Rina z herbatą. Podała gościowi i usiadła na
fotelu. Tylko to zrobiła a Yuri, z powrotem wróciła na jej kolana,
a do pokoju weszli roześmiani Hachi i Otachi.
- Co jest dziewczyny? Nie szykujecie się? - spytał Hachi.
- Siemanko Anki, jak miło Cię widzieć. - stwierdził z zaskoczeniem Otachi.
- Witajcie, chyba już jesteśmy w komplecie – odparł ambasador.
- Anki proponuje, abyśmy pojechali na Iniveen na weekend – odparła z radością Kiazu.
- A co z wyjazdem na Tochi Neko? - spytał z ciekawością Hachi.
- Nie aktualne. - odparła beztrosko Diuna.
- No skoro tak to spoko. - odpowiedział Otachi, nagle dodając – ale kto zostanie z naszą nie „psotną” Neko?
- Neko może lecieć z nami, jej stan nam nie będzie przeszkadzać. Mam u siebie fachowców, którzy bardzo dobrze się nią zajmą w razie jakby zaczęła rodzić. - odpowiedział radośnie Ankara.
Oczy
naszych bohaterów pytająco spojrzały na Rinę. Po dłuższej
chwili ciszy Hachi powiedział:
- To jak Siostra, jedziesz z Nami?
- Albo jedziemy wszyscy, albo nikt nie jedzie. - stwierdził groźnie, ale przyjaźnie Otachi.
- No ok. To może być ciekawa wycieczka. - odpowiedziała Rina uśmiechając się.
- To postanowione. - Oznajmił radośnie Ambasador.
************
Jesteśmy
już na Iniveen. Sama podróż na planetę Ambasadora Ankary, nie
trwała
dłużej
niż mrugniecie okiem. Teleportacja to bardzo dobry i szybki środek
transportu.
Wraz
z naszymi bohaterami znajdujemy się właśnie w nadmorskim porcie.
Wszędzie rozciąga się wspaniały zapach świeżych ryb i innych
zwierząt morskich. Tutaj nie śmierdzi rybami, tylko pachnie. Świeże
ryby mają delikatny aromat, który doskonale działa na zmysły. Do
tego otacza nas bardzo mroźne powietrze. Cały port skąpany jest w
śniegu, który opatula niektóre statki, skrzynie, dachy domów …
Jest bardzo słonecznie ale niestety i dość zimno, jednak
pracującym ludziom w porcie jakby to nie przeszkadzało. Pracują
jak co dzień ładując i rozładowując statki. Wydeptane ślady na
śniegu prowadzą nas na bardzo duży szaro metaliczny statek. Jeden
z wielu stojących w tym porcie. U wejścia widzimy naszych
bohaterów. Najwidoczniej szykują się w morską podróż, gdyz
Ankara stoi w swojej białej, wzbogaconą jednie o kaptur z puchem
szacie i zaprasza serdecznym ruchem ręki wszystkich na pokład.
Pierwsza weszła Diuna ubrana w brązowa puchatą kurtkę do bioder,
która jest bardzo dobrze dopasowana do jej drobnej figury, oraz
jasno brązowe spodnie z nogawkami,wsadzonymi w czarne kozaczki do
kolan na wysokim obcasie prawie. Tuż za nią weszła Rina w kremowo
białej kurtce z kapturem i puchatymi wykończeniami na rękawach i
kapturze, sięgającej tak do połowy jej ud. Do tego ma czarne luźne
spodnie. Spod nogawek wystają czubki czarnych butów. Natomiast w
ręku trzyma średniej wielkości puchaty koszyk, w którym niesie
opatuloną Neko i Yuri. Za nimi idzie Kiazu, ubrana w rozpiętą
czerwoną kurtkę do pasa czarny top, podkreślający jej kształty,
czerwoną miniówkę od bioder oraz czarne kozaczki do kolan na
średniowysokim obcasie. Patrząc na nią, większość się dziwiła
dlaczego jej nie jest zimno, jednak po usłyszeniu o tym jąka mocą
włada wszystkie wątpliwości znikały. Kiazu dzięki temu że włada
ogniem potrafi podnieść swoją ciepłotę ciała do odpowiedniego
poziomu. Dziewczyna korzysta z tego przy każdej okazji, utrzymując
stałe ciepło może sobie pozwolić na pełne pokazywanie swoich
kształtów nawet w zimne dni. Stąd jej jakże seksowny i wyzywający
wygląd, przyciągający każde męskie spojrzenie w porcie.
Natomiast Hachi i Otachi ganiają po całym porcie zaglądając
wszędzie gdzie się tylko da. Są zafascynowali wszystkim co
widzieli. Port i pływające po nim maszyny kruszące lód wywarły
na nich niesamowite wrażenie. Obydwaj zachowują się jak małe
dzieci poznające z zaciekawieniem świat. Wszędzie ich pełno i
mimo że mają na sobie białe kurtki do bioder, to są doskonale
widoczni. Zdradzają ich, czarne spodnie oraz czarne trapery.
Podziwiają wszystko co się rusza i nie rusza.
-
Chłopcy czas jechać. - stwierdził Ankara, czekający przy pomoście
jak jego goście wejdą na pokład statku.
-
Już idziemy. - odparł szybko Otachi.
Po
chwili obaj wbiegli na pokład krzycząc. Zupełnie tak jakby się
ścigali.
-
WYGRAŁEM!!
-
Ty wygrałeś? - spytał Otachi
-
Tak, ja wygrałem - odparł Hachi.
-
Chyba Cię coś boli to ja byłem pierwszy ...
-
Ty byłeś pierwszy? Nie żartuj mnie nie pokonasz
Ich
kłótnię było chyba słychać wszędzie. Ankara wszedł powoli na
pokład i uśmiechnął się. W tym momencie podszedł do niego jakiś
nie wysoki mężczyzna z długą czarną brodą i opaską na prawym
oku, który powiedział:
-
Ahoy Anki, tniemy fale?
-
Oczywiście, kapitanie. - odpowiedział Ankara.
-
Aye, aye sir.
Kiedy
Kapitan statku odszedł, to Ambasador zaprowadził swoich gości pod
pokład. Ich oczom ukazała się wielka kajuta, która jest chyba
tak wielka jak cała powierzchnia statku. Zaraz po wejściu tam
wszyscy zdjęli kurtki. W kajucie było przyjemnie ciepło, a
luksusowe wnętrze statku przykuło by oko nie jednego człowieka.
Wszystko dobrze dobrane, gustowne i szykowne. W takim miejscu można
było się poczuć jak ktoś naprawdę ważny. Zaraz po wejściu
Ankara powiedział:
-
Proszę rozgośćcie się, Czujcie się jak u siebie.
-
Dziękujemy - odparła Rina.
Reszta
jej rodzeństwa rozeszła się po kajucie. Hachi i Otachi zaglądają
wszędzie gdzie się da. Diuna znalazła sobie wygodna miejscówkę
na kanapie, a Kiazu szuka wzrokiem czegoś czym mogła się zająć.
W tym momencie do kajuty wszedł wysoki, przystojny dobrze zbudowany
mężczyzna w średnim wieku o kruczoczarnych włosach i wspaniałych
błękitnych oczach. Takie „Ciacho” nie mogło umknąć uwadze
Kiazu, która od razu rzuciła mu się na szyję.
- O matko, Anki to jest ta pacjentka? - spytał nieznajomy.
- Nie doktorze Hetto. Pańska pacjentka to bura kotka znajdująca się w koszyku. - odparł Ankara.
- Skoro tak, to przepraszam panią, obowiązek wzywa. - stwierdził doktor Hetto zdejmując Kiazu z szyi.
Kiazu
była bynajmniej bardzo zaskoczona. Który facet o zdrowych zmysłach
wybrałby obowiązek a nie ją? W jej mniemaniu żaden, ale zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć, Anki ponownie się odezwał:
- Kochani pozwólcie, że wam przedstawię, o to doktor Hetto. Jest on doskonałym specjalista, który zajmie się Neko podczas waszej obecności tutaj. Hetto, ta panienka trzymająca koszyk to Rina …
- Miło mi Pana poznać – wtrąciła Rina.
- Mów mi proszę po imieniu – odparł Hetto.
- To dziewczę, które zaskoczyło Cię takim przyjacielskim powitaniem to Panienka Kiazu. – kontynuował Ankara.
- Siema – stwierdziła Kiazu podając mu rękę.
- A ta Panienka na kanapie to Diuna.
- Cześć. - powiedziała Diuna nawet się nie podnosząc i szybko dodając - Gdzieś na pokładzie kręci się Hachi i Otachi.
- Trudno ich nie zauważyć – dopowiedziała Rina.
- Hmmm... To Ci tacy co wszystko podziwiają i mają podnietę, z płynięcia statkiem? - spytał Hetto.
- Tak dokładnie to Oni. - odpowiedziała Diuna.
Hetto
cały czas nieśmiało, ukradkiem spoglądał na Kiazu. Nagle jakby
przypomniał sobie, że ma pacjentkę w stanie błogosławionym,
która czeka na jego pomoc. Wyjął Neko ostrożnie z koszyka i
bardzo dokładnie a zarazem delikatnie ją obejrzał. Jego delikatne
ciepłe ruchy wydawały się być największą pieszczotą jaką
można sobie wyobrazić. Kiazu z zazdrością obserwowała, że Hetto
woli ciężarną kotkę od jej wspaniałego ciałka. Podczas badania,
Kiazu wyobrażała sobie że szanowny doktor ją bada. Dziewczyna
zaczęła rozpływać się na samą myśl o tym. Nagle jakby
oprzytomniała i podeszła do Hetto, który nadal badał Neko. Po
chwili stanęła przed nim tak aby jego wzrok natrafił na jej
wypukłości. Weterynarz to zauważył, lekko się zaczerwienił,
jednak nie przerwał badania tylko powiedział:
- Przepraszam Kiazu czy mogła byś mi przynieść moją torbę, którą zostawiłem na górze?
- Ja przynio.... - próbowała wtrącić Rina, lecz Anki położył jej rękę na ramieniu i kiwną
głową
na nie. Rina nie dokończyła zdania i została na miejscu, a Kiazu
spytała z pretensją:
- Czemu ja?
- Bo wiem, że mogę na Ciebie liczyć. - odpowiedział wymijająco Hetto.
- No ale na Rinę też można liczyć niech Ona idzie.
- Ale ja poprosiłem Ciebie, naprawdę doceniam twoje towarzystwo, jednakże moja pacjentka wymaga ode mnie pełnego skupienia, a ja potrzebuję swojej torby. Chyba nie chcesz, żeby stała się jej krzywda? Więc bądź grzeczną dziewczynką i przynieś mi proszę moją torbę. - odpowiedział z zakłopotanym uśmiechem i dość twardo weterynarz.
Kiazu
zacisnęła zęby i poszła na pokład po torbę Hetto. Nie była z
tego zadowolona, ale nie chciała narażać Neko. Mimo, że była o
nią strasznie zazdrosna , to nie chciała aby coś się stało jej i
jej dzieciom. Widać było po niej złość. Kiedy tylko wyszła i
trzasnęła drzwiami to Rina powiedziała:
- Ona jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
- Tiaaa … Kiazu się dopiero rozkręca – dopowiedziała Diuna.
Hetto,
jakby się tym nie przejął i powiedział jak gdyby nigdy nic:
- Neko jest zadbana i ma się doskonale, na moje oko niebawem powinna urodzić.
W
tym momencie weszła Kiazu, która rzuciła torbę pod nogi
weterynarza i powiedziała lekko obrażona:
- Proszę Hetto, Twoja torba.
- O dziękuję jesteś niezastąpiona. - odparł Hetto z uśmiechem.
Obrażona
Kiazu odeszła kawałek od niego nadal go obserwując, natomiast
Hetto wyjął ze swojej torby stetoskop. Po chwili założył go na
siebie i osłuchał Neko. To zajęło mu dosłownie chwile. Po
osłuchaniu schował słuchawki i powiedział:
- Kotka ma się naprawdę dobrze. Będę ją miał na oku.
Kiazu
poczuła się rozczarowana, że tylko po to leciała na gorę. Takie
zachowanie Hetto oznaczało wojnę. Dziewczyna nie zamierza się
łatwo poddać. Weterynarz jeszcze się dowie co oznacza zadzierać z
Kiazu.
************
Podróż
statkiem trwała już bardzo długo i monotonnie. Neko spała na
kolanach przystojnego doktora, który w tym czasie czytał książkę.
Yuri spała sobie w koszyku. Diuna nadal leżała na kanapie,
słuchając muzyki przez słuchawki i od czasu do czasu przeciągając
się. Kiazu leżała w wannie i moczyła się w ciepłej wodzie,
pełen relaks. Chociaż woda momentami aż się gotuje, bulgocze raz
mocniej raz lżej. Hachi i Otachi stoją opatuleni na pokładzie i
podziwiają widoki.
Woda
rozbija się o dziób statku, jak i wszystkie kry i góry lodowe.
Słońce świeci i rozświetla wodę i śnieg. Biały puszysty puch
odpija promienie słoneczne i prawie oślepia swoim blaskiem. Chociaż
jest bardzo zimno to wszystko wygląda bardzo pięknie i
klimatycznie.
Nagle
koło statku gdzie nie gdzie zaczęły pojawiać się bardzo długie
poskręcane jakby rogi. Tuż za pojedynczymi rogami pojawiała się
owalna szara a czasem brunatnopopielata
w ciemne plamy sylwetka.
Skręcone spirale cięły morskie fale, odkrywając trochę kształtu
ich właścicieli. Nie wszystkie owalne kształty miały rogi.
Wszystko to wygląda bardzo mistycznie i tajemniczo, a zarazem
interesująco. Momentami tuż pod powierzchnią wody widać całą
sylwetkę tego dziwnego stworzenia. Duże, owalne niektóre z dziwnym
rogiem na czole, ale wszystkie z potężnymi ogonami zakończonymi
płetwami. Małe oczka, ciężko wypatrzyć.
- Ty stary patrz! - krzyknął z podekscytowaniem Otachi pokazują palcem w kierunku dziwnych stworzeń.
- O Kurcze co to takiego? - spytał z podnieceniem Hachi.
- To są Tuugaalik. - Odparł zza ich pleców Ankara, który właśnie wszedł na pokład wraz z Riną.
- Niesamowite stworzenia. - wtrąciła Rina.
- W rzeczy samej. - dodał Ankara.
- Anki czy one są niebezpieczne? - spytał dociekliwie Otachi.
- Tak, są bardzo niebezpieczne. - odpowiedział ambasador, szybko dodając z przyjaznym uśmiechem. - ale nie dla nas. To stado jest udomowione i jest naszą niezawodną morską ochroną, przed innymi stworzeniami czy też rabusiami. Dzięki nim możemy bezpiecznie pływać o morzach Iniveen.
- To dobrze. - skwitował z wielką ulgą Hachi. - Nie chciałbym się nadziać na te rogi.
- To nie są rogi Młodzieńcze, to co widzimy to wyrośnięty lewy ząb u samców, ale rzeczywiście dzięki nim Tuugaalik wygląda jak morski jednorożec. - odpowiedział grzecznie i uprzejmie Anki.
- Anki, widziałam podobne stworzenia w jakimś programie przyrodniczym na ziemi, to możliwe że tu nagrali program i puszczają go na ziemi? - spytała dociekliwie Rina.
- Nie do końca Panienko. Widzisz my zajmujemy się wszelakimi stworzeniami jakie żyją we wszystkich wymiarach. Hodujemy je i rozwozimy po innych planetach. Przykładowo na ziemi żyją Tuugaaliki, lecz tam nazywane są Narwalami, a u nas już stare ludy nazwały je Tuugaalik to znaczy „ten co patrzy w niebo” i tak zostało. Nazwa danego stworzenia zależy od regionu. - powiedział Anki.
- To Iniveen odgrywa bardzo ważna i znaczącą role na świecie. – powiedziała z zafascynowaniem Rina.
- W rzeczy samej Panienko – odpowiedział ze szczerym uśmiechem Anki. - Nie wiem czy wiecie ale każdy osobnik jest trochę inny od pozostałych. Mam do Was prośbę. Czy moglibyście policzyć mi wszystkie samce i samice w tym stadzie?
Na
twarzach naszych bohaterów pojawił się uśmiech. Po chwili Otachi
powiedział:
- Jasne żaden problem.
- Spoko Anki policzymy – dodał z szaleńczym uśmiechem Hachi.
Dzieciaki
dawno nie były tak bardzo zaabsorbowane oglądaniem, tego co się
dzieje. Ciężko było wypatrzeć różnice między poszczególnymi
osobnikami, ale nasi bohaterowie tak szybko nie zamierzali się
poddać.
************
Tymczasem
Kiazu wyszła z kąpieli, owinęła się ręcznikiem i tak weszła do
kajuty. Ruszając biodrami w zgrabną i przyciągającą wzrok
falistą ósemkę podeszła do kanapy na której nadal siedział
Hetto.
Zapatrzony w książkę mimochodem ukradkiem spoglądał na pełną
gracji i seksapilu Kiazu. Weterynarz cały zalał się potem, ale nie
wychylił nawet nosa zza książki. Dziewczyna podeszła do niego,
złapała za książkę i rzuciła ją na podłogę. Po czym
spojrzała chłodnym wzrokiem na Neko, która bezproblemowo odczytała
przesłanie Kiazu, i uciekła w popłochu z kolan doktora. Hetto
chciał zareagować, ale nie zdążył. Piękna praktycznie naga
dziewczyna usiadła okrakiem na jego kolanach. Kiazuchna wychyliła
się tak, że weterynarz miał oczy dokładnie na wysokości jej
wypukłości. Hetto zaniemówił z zachwytu, a nasza bohaterka
pomalutku zaczęła zsuwać ręczniczek. Było widać coraz więcej
jej powabnego ciała. Nagle w momencie kiedy prawie odsłoniła swoje
zgrabne piersi, doktor jakby oprzytomniał jednym szybkim ruchem
zrzucił Kiazu z kolan, w stał i wyszedł z kajuty. Dziewczyna
upadła pupą na ziemię, po chwili usiadła na kolanach, uderzyła
ze złością pięścią w dywan i powiedziała:
- Do diabła ten numer zawsze działa.
- Wiesz co nawet mi ślinka pociekła – stwierdziła Neko
- Dzięki – odparła Kiazu dodając. - Kurcze to czemu to na niego nie działa.
- Może, źle się do tego zabierasz? - odpowiedziała sugestywnie Neko.
- Oj cicho sie….. nie czekaj może masz racje. Chyba mam pewien pomysł – stwierdziła z nadzieją i szyderczym uśmieszkiem Kiazu.
Po
tych słowach dziewczyna wróciła do łazienki. Niedługo potem do
kajuty wrócił Hetto. Najwidoczniej potrzebował ochłonąć i
naładować się kolejną energią do odpierania ataków Kiazu.
Usiadł tam gdzie siedział jeszcze przed chwilą i powiedział:
- I jak tam się czyje moja pacjentka?
Neko
usiadła na dywanie i go obserwowała, przekręcając głowę to w
prawo to w lewo.
- Chodź do mnie – kontynuował Hetto.
Neko
dumnie odwróciła się i z zawahaniem wskoczyła na kanapę na
której leżała Diuna, i położyła się koło niej. Dziewczyna
otworzyła jedno oko i zobaczyła burą kotkę. Już miała ją
zgonić, ale uświadomiła sobie, że jej się nie chce. Diuna lubi
sobie poleniuchować i w takich chwilach nawet Neko jej nie
przeszkadza. Weterynarz uważnie obserwował to zachowanie, jednak
nic nie powiedział, tylko wstał aby podnieść swoją książkę z
podłogi. W tym momencie w pokoju pojawiła się zadbana grafitowa
kotka, o wspaniałych czerwonych oczach, tak pięknych, że wszystkie
stworzenia albinosy mogą ich zazdrościć. Kotka poruszająca się
gracją przykuła uwagę Hetto.
- Kici kici śliczna kicia. - wołał zachęcająco weterynarz .
Kocica
szybko podeszła do niego i zaczęła się ocierać o niego. Po
chwili zaczęła głośno mruczeć. Hetto wziął ją na ręce i
swoimi delikatnymi palcami pieścił jej lśniące futerko. Z każda
chwilą kotka rozpływała się coraz bardziej i bardziej.
- Jaka urocza kotka. Lubisz jak się ciebie głaszcze. - stwierdził Hetto.
Kociak
zaczął mruczeć jeszcze głośniej. Weterynarz uśmiechnął się,
usiadł, położył kotkę na kolanach i dalej ją głaskał.
- Mrrrrrrr ….. Wreszcie zasłużona nagroda – pomyślała z uśmiechem, rozpływająca się Kiazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz