„Przeciwności
… determinacja … informacje”
Wczesnym
rankiem nadszedł czas na kolejną walkę smoków. Jak zwykle tłumy
widzów i kibiców nie mogły doczekać się już walki. Arena
pozostawała pusta, a trybuny pękały w szwach. Otachi, Hachi i
Bliźniaki siedzieli razem na widowni. Mają bardzo dobre miejsca,
widzą całą arenę oraz telebim. To doskonałe miejsca do
obserwacji walki. Nagle światło zgasło i rozległ się donośny i
wyraźny głos:
-
Witajcie na kolejnej walce turnieju! Przed Państwem ostatnia walka
przed ćwierćfinałem w grupie A! Liczymy na wiele wrażeń!. -
rozległa się wrzawa i radosne okrzyki publiczności. - Walka
odbędzie się między elfem Raikaremi i smokiem Tinybe.
W
tym momencie zapaliły się cztery reflektory które zostały
skierowane w lewą stronę areny. Po chwili w świetle ukazał się
wielki brązowy smok z niebiesko błękitnymi skrzydłami, uszami i
rogami na głowie. Przypomina wielką i groźną górę, gdyż jego
ciało sprawia wrażenie pokrytego kamieniami. Na jego grzbiecie
siedzi szczupły mężczyzna w szarozielonym stroju, składającym
się z bojówek i koszulki bez rękawów. Ma on spiczaste uszy i
długie blond włosy sięgające do połowy pleców. Spięte są one
zieloną gumką w zgrabnego męskiego kucyka. Do tego ma brązowe
oczy w kolorze ziemi. Elf Raikaremi przy swoim wspaniały i okazałym
smoku wygląda jak mały okruch.
Brawa
i wiwaty były bardzo głośne i pełne radości. Widownia wspaniale
daje się ponieść emocjom. Po chwili ponownie odezwał się głos:
-
A Kurai'em i smokiem Kronosem!
Tłumy
nadal wiwatowały jak oszalałe, a reflektory jak zaczarowane
skierowały się na drugą stronę areny. Stał tam czarny smok z
ciemniejszymi skrzydłami, rogami, uszami oraz końcówką ogona.
Kronos jest czarniejszy od najciemniejszej nocy. Ma lśniąco złote
oczy i potężne skrzydła. W porównaniu do reszty smoków jest dość
drobnej postury ale i tak jest wielki i rosłych rozmiarów. Na szyi
ma obrożę z grubego sznura. Na jego grzbiecie siedzi Kurai
trzymający w rękach sznur z supełkami przypominający lejce. Nasz
biało-srebrno włosy przyjaciel ma na sobie czarne jeansowe spodnie
z paroma przetarciami oraz czarną dopasowaną koszulkę bez rękawów.
Jej ramiączka są poszarpane i wyglądają tak jakby rękawy zostały
oderwane od bluzki.
W
tle cały czas słychać wiwaty, okrzyki i głosy publiczności.
Nagle cała arena została oświetlona, a komentator powiedział z
radością:
-
Powodzenia zawodnikom! Niniejszym walkę czas zacząć!
W
tym momencie walka zaczęła się zupełnie inaczej niż pozostałe.
Kurai z Kronosem cierpliwie czekali na ruch przeciwnika. W tym czasie
elf wyjął z kieszeni czerwona farbę w malutkim słoiczku. Zamoczył
w niej dwa palce, zamknął oczy i powiedział:
-
O wielka bogini Tailtiu, matko ziemi, twój uniżony sługa prosi o
przychylność. Chciałbym zadedykować tę walkę Tobie o Matko
Ziemi. Błagam Cie o Pani błogosław nas proszę.
Mówiąc
to Raikaremi malował na grzbiecie swojego smoka symbol kłosa
wrysowanego w koło. Po chwili otworzył oczy, schował farbę,
pokłonił się w pokorze i ucałował znak swojego bóstwa.
-
Dziękuję szanowny przeciwniku za cierpliwość. -powiedział
zadowolony Elf.
Kurai
nic mu nie odpowiedział, jednak jego przeciwnik nie poczuł się
urażony, ani nic w tym stylu, uśmiechnął się tylko i krzyknął:
-
ZIEMNA ZBROJA TAILTIU!
W
tym momencie elfa otoczyła kamienna zbroja. Miała mocny pancerz na
torsie oraz na ramionach. Obejmowała również nogi wojownika oraz
całego smoka. Tinybe potrząsnął szybko głową, tak jakby chciał
dopasować swój hełm do swojego ciała. Obaj byli gotowi aby
wreszcie zacząć walkę. W mgnieniu oka ruszyli na przeciwników.
Kronos cofnął się lekko do tyły i zionął ogniem. Atak otoczył
rywali jednak nie zrobił im krzywdy. Mimo swojej siły atak nie
przebił się przez kamienną zbroję. W tym samym czasie Kurai
uderzył w nich swoją elektryczna kulą. Ona tym bardziej nie
zdołała przebić obrony, ale była na tyle silne aby utrzymać na
dystans swojego przeciwnika.
-
Przepraszam, ale wiesz elektrycznością i ogniem nas nie pokonasz.
Myślałem, że przedstawiasz wyższy poziom, jednak z przykrością
stwierdzam, iż masz małe szanse ze mną bo dzisiaj bogowie
sprzyjają właśnie mi. - stwierdził nagle Raikaremi.
Po
tych słowach ruszyli do kolejnego ataku. Tinybe zaświeciły się
oczy, po czym głośno ryknął. W tym momencie ich przeciwników
zaczęła otaczać ziemia. Kronos zaczął wznosić się coraz wyżej,
jednak ziemia wydawała się gonić jak myśliwy swoją ofiarę.
Czarny smok sprawiał wrażenie jakby czytał w myślach swojego
jeźdźca. Wspaniale skręcał i manewrował tak aby atak przeciwnika
do nich nie dotarł. Kronos nie czytał w myślach, dostawał za to
delikatne sygnały lejcami, jak i sam miał swój rozum. W pewnym
momencie zrobili wspaniałą beczkę i ruszyli na przeciwników.
Kronos ponownie zaatakował ich swoim płomieniem. Ogień ponownie
otoczył przeciwników aby po chwili zniknąć i nic im nie zrobić.
Tuż po ataku przelecieli obok rywali.
Nagle
Tinybe zrobił szybki unik. Okazuje się, że prawie dostał własnym
atakiem.
-
Sprytnie, ale mojego towarzysza tak łatwo nie wykiwasz. - stwierdził
elf.
Walka
niby toczy się powoli ale wbrew pozorom dużo się dzieje, a każdy
ruch jest przemyślany, dokładny i szybki. Ziemiści wojownicy są
bardzo pewni siebie. Maja dość sporą przewagę nad przeciwnikami.
Tibybe wraz ze swoim panem uparcie jeszcze przez chwilę próbowali
dosięgnąć rywali atakiem ruchomej ziemi jak i rzucanymi
kamieniami. Jednak Kronos z Kurai'em doskonale unikali tego ataku. Na
dokładkę od czasu do czasu atakowali przeciwników ogniem jak się
znajdowali dostatecznie blisko nich. Nagle ziemny smok zaatakował
bezpośrednio czarną bestie. Ich przednie łapy splotły się w
silnym uścisku. Obie bestie wylądowały na ziemi siłując się.
Ich wszystkie mięśnie były napięte. Po chwili smoki zderzyły się
również głowami. Ich rogi skrzyżowały się ze sobą. Żaden z
nich nie chciał odpuścić. Potężne smoki mogą tak się zmagać
godzinami. Po chwili Kurai położył swoje dłonie na karku swojego
towarzysza i zamknął oczy. Nie minęło dużo czasu kiedy całe
ciało czarnej bestii zostało otoczone piorunami. Przemieszczały
się i wirowały tworząc swego rodzaju zbrojną tarczę. Elf
postanowił wykorzystać siłowe zmagania smoków i postanowił
strzelać kamieniami w przeciwników. Dobry pomysł aby rozproszyć
przeciwnika, jednak nie tym razem. Elektryczna tarcza była dobrą
zaporą przez którą nie przedostawały się kamienie.
Nagle
czarna bestia odchyliła głowę do tyłu i zionął ogniem
przeciwnikowi prosto w jego paszcze. Ziemistego smoka zabolał ten
manewr i odskoczył od rywali, ale szybko wziął się w garść i
ruszył do kolejnego ataku. Raikaremi też był już gotowy do
kolejnego ataku. Ma on wielką twardą kamienną lance. Para
zaszarżowała na przeciwników. Pędza co raz szybciej i szybciej.
Nagle ziemista bestia zatrzymała się na barkach Kronosa. Tym samym
smoki znowu siłowały się. Lanca Elfa prawie niewiarygodną siłą
uderzyła Kurai'a. On jednak w ostatniej chwili podskoczył i
wylądował na czubku broni przeciwnika. Przebiegł szybko po niej,
dobiegł do krawędzi, podskoczył i prawą nogą kopnął przeciwka
w tors. Atak był silny. Raikaremi spadł z siodła i z dużą siła
uderzył o ziemie. Tinybe sprytnie wymknął się przeciwnikowi i
stanął nad swoim przyjacielem. Elf przez chwile leżał pomiędzy
łapami swojego smoka. On bronił go i warczał niczym dobry pies
obronny nie pozwalając się zbliżyć do swego pana. Para
przeciwników nie czekała już na kolejny ruch rywali. Czarny smok
szybko latał wkoło, tak że ziemiści wojownicy byli w samym
środku. Kronos lata tak szybko, że jest prawie nie widoczny.
Powstało coś w stylu cyklonu wewnątrz którego przeciwnicy zostali
skutecznie uwięzieni. Nagle zrobiło się zimno. Środek tornada
zaczął zamarzać. Po chwili Tinybe i jego pan byli cali pokryci
warstwą lodu. Nagle ich wspaniałe ziemne zbroje wybuchły. Lód
przedostał się nawet w najmniejsze szczeliny zbroi i je rozsadził
od środka. W tym momencie Kronos zionął ogniem i powstało
płomienne tornado. Lód bardzo szybko się roztopił, i przeciwnicy
stali się cali mokszy. Kurai i Kronos doskonale wykorzystali ten
moment. Czarna bestia się zatrzymała a jej pan zaatakował
przeciwników potężną elektryczną kulą. Woda stała się
doskonałym przewodnikiem i siła ataku bardzo wzrosła. Raikaremi i
Tinybe zostali porażeni z niewyobrażalną mocą. Wszystko działo
się tak szybko, że nie mieli czasu na jaki kol wiek ruch. Po chwili
obaj upadli na ziemię. Żyją ale nie są wstanie się ruszyć. Są
z paraliżowani. W tym momencie odezwał się główny sędzia:
-
Koniec walki! Ogłaszam, że zwycięzcą jest Kurai i Kronos!
Tłumy na widowni oszalały. Wszyscy zaczęli skandować imiona zwycięzców. W międzyczasie sędziowie uleczyli przegraną drużynę. Tinybe wstał na nogi i otrzepał się niczym pies który wyszedł właśnie z kąpieli. Elf wstał otrzepał się i podszedł do przeciwników. Kiedy Kurai to zobaczył zszedł z Kronosa i podszedł do rywala.
Tłumy na widowni oszalały. Wszyscy zaczęli skandować imiona zwycięzców. W międzyczasie sędziowie uleczyli przegraną drużynę. Tinybe wstał na nogi i otrzepał się niczym pies który wyszedł właśnie z kąpieli. Elf wstał otrzepał się i podszedł do przeciwników. Kiedy Kurai to zobaczył zszedł z Kronosa i podszedł do rywala.
-
Wspaniała walka. To był dla mnie zaszczyt. – powiedział
Raikaremi wyciągając rękę do Kurai'a.
-
Jesteś dobrym zawodnikiem. - odpowiedział Kurai podając mu rękę.
-
Widać dzisiaj bogowie sprzyjają Tobie Kolego.
Fani
walk nadal wiwatowali i się cieszyli. Każda walka wywołuje masę
pozytywnych emocji.
************
Dziewczyny
urządziły sobie rajd po sklepach z nową koleżanką. Oglądają
ciuchy, buty, dodatki i masę różnych dziwnych rzeczy. Kiedy tak
wspaniale buszowały po sklepach nagle ktoś się odezwał do nich
zza ich pleców:
-
Ery jesteś piękna jak zawsze.
-
Przestań się podlizywać zmoro mojego życia. - odparła kąśliwie
Ery.
-
Mi też miło Cie widzieć. - odparł głos.
W tym momencie Kiazu i Diuna odwróciły się przodem do rozmówcy. Po chwili ich oczom ukazał się przystojny ale dość chudy mężczyzna średniego wzrostu. Ma on piękne brązowe oczy w odcieniach jasnego piwa i piękne, zadbane blond włosy. Przybysz poza oczami ma typowo aralska urodę. Jest ubrany w elegancki czarny garnitur. Marynarkę ma rozpiętą, dzięki temu widać jego śnieżno białą koszulę. Taki facet na pewno przyciąga spojrzenia licznych kobiet.
W tym momencie Kiazu i Diuna odwróciły się przodem do rozmówcy. Po chwili ich oczom ukazał się przystojny ale dość chudy mężczyzna średniego wzrostu. Ma on piękne brązowe oczy w odcieniach jasnego piwa i piękne, zadbane blond włosy. Przybysz poza oczami ma typowo aralska urodę. Jest ubrany w elegancki czarny garnitur. Marynarkę ma rozpiętą, dzięki temu widać jego śnieżno białą koszulę. Taki facet na pewno przyciąga spojrzenia licznych kobiet.
-
Widzę moja śliczna żmijko, że masz dwie piękniejsze koleżanki
od siebie.
Blondyneczka
się odwróciła i przedstawiła sobie towarzyszy:
-
Sachiner to Kiazu i Diuna. Diuna Kiazu to Sachiner.
-
Ach gdzie moje maniery. - powiedział przybysz całując panie w
dłonie.
-
Zostawiłeś je w poprzednim życiu. - odparła Ery.
-
Łał wręcz olśniewasz – stwierdziła Kiazu.
-
A czasem mi się zdarza. - odpowiedział Sachiner z uśmiechem.
-
Nie przymilaj się ropucho. - wtrąciła blondyneczka.
-
Jesteś kochana jak zawsze. - odciął się przystojniak.
-
Jesteście rodzeństwem? - spytała Diuna.
-
A może parą? - wtrąciła Kiazu.
-
Ja miałbym/abym być z tym padalcem!? - wykrzyknęli oboje z
przerażeniem.
-
To mój nazwijmy to kolega. - odparła w końcu Ery.
-
Nie schlebiaj sobie … chociaż nie czekaj niech będzie. Jesteśmy
koleżeństwem. - wtrącił się Sachiner.
-
Mniejsza.... - wtrąciła zdezorientowana Diuna.
-
Hmm... czy to właśnie Ty nie wygrałeś drugiej walki turnieju? -
spytała słodziutkim głosikiem Kiazu.
-
Tak, to ja. Jednak nie ma się czym chwalić. Trudno byłoby przegrać
z tym staruchem. W ćwierć finale mam już lepszego przeciwnika. -
odparł nowy znajomy.
-
Uważaj w pół finale zmierzysz się ze mną! A ja skopie Ci ten
tłusty tyłek. - wtrąciła Ery.
-
Najpierw ma ropuszko musiałabyś wygrać walkę ćwierć finałową.
- odparł Sachiner.
-
A właśnie głuptaku kto wygrał ostatnia walkę? - spytała
uszczypliwie Eryakana.
-
Trzeba było oglądać walkę robaczku. - odparł towarzysz.
-
Jesteś wredną szują. - odpysknęła Ery.
-
Dziękuję za ten wspaniały komplement moja Ty jędzuniu. - odparł
niewzruszony Sachiner.
-
Przepraszam, że się wtrącę, ale jak możesz się tak odzywać do
damy. - powiedział tajemniczy głos. Szybko dodając. - W pięknym
stylu wygrał Kurai, moja droga Ery.
W
tym momencie wszyscy odwrócili się w kierunku głosu. Ich oczom
ukazał się przeciętny ciemno włosy mężczyzna, o przepięknych,
czystych i bardzo przyjaznych oczach o cudownym brzoskwiniowym
kolorze. Jego oczy doskonale pasują do granatowo szarych włosów z
niebieskimi przebłyskami. Ma on około 170 cm wzrostu. Wygląda
dość niepozornie. Ubrany jest w elegancki czarny frak. A w prawym
ręku trzyma laskę z okrągłą buławą.
-
Jej Carmen jak miło Cię widzieć. - powiedziała radośnie Ery
całując przybysza w policzek. PO chwili szybko dodała. - Kochane
Dziewczęta moje to mój przyjaciel. Kiazu Diuna to Carmen, Carmen to
Diuna i Kiazu.
-
No no robi się coraz ciekawiej. - powiedziała z uśmiechem Kiazu.
************
Diuna
stała pod metalowymi drzwiami. Przez dłuższą chwilę wahała się
czy w ogóle zapukać. W końcu to zrobiła. Zdecydowanie, mocno i
głośno zapukała do drzwi. Jest ubrana dosyć zwyczajnie ale
ładnie. Ma na sobie czarne obcisłe długie spodnie oraz białą
bluzkę bez rękawów czy ramiączek. Trzyma się ona na gumce. Po
chwili drzwi otworzyły się, a Diuna powiedziała niepewnie:
-
Witaj książę obiecałeś mi rozmowę. Możemy teraz porozmawiać?
Władca
spojrzał dyskretnie na zegarek, po czym uśmiechnął się i
powiedział:
-
Jasne, zapraszam.
Kiedy
tylko Diuna przekroczyła próg drzwi, które zaraz za nią zostały
zamknięte, wzięła głęboki oddech po czym głośno wyraźnie i
szybko powiedziała:
-
Słuchaj książę ja wiem, że Kiazu jest super laską jakich mało,
ale zwracaj też uwagę na mnie. Wiem, że jestem mała, brzydka i w
niczym jej nie dorównuje ale …
W
tym momencie Volaure szybko ukucnął i przerwał jej pocałunkiem
ten rozkręcający się monolog. Po chwili kiedy ich usta przestały
się stykać powiedział spokojnie nadal kucając przed nią:
-
Posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze i najważniejsze, lubię Cie
tak samo jak lubię Kiazu i żadna z Was nie ma u mnie jakiś
szczególnych względów. Obie z Was pragnę traktować dokładnie
tak samo. Po drugie to, że jesteś niska nic nie znaczy. Jesteś
naprawdę bardzo piękną młodą kobietą, która na pewno przyciąga
nie jedno spojrzenie, wystarczy, że trochę uwierzysz w siebie a to
zobaczysz. Po trzecie czyż nie mieliśmy porozmawiać a prowadzić
zaklęte monologi?
Diuna
oniemiała. Słuchała uważnie rozpływając się.
-
Łał to było coś. - wydusiła wreszcie Diuna.
-
E tam, to tylko mały całus. - powiedział Volaure z przymrużeniem
oka.
Nastała
krótka cisza. Książę podniósł się, aż w końcu powiedział:
-
To o czym chciałaś pogadać? A swoją drogą napijesz się czegoś?
-
Nie dzięki. No … chciałam … chciałam porozmawiać o Tobie. -
wydukała nieśmiało Diuna.
-
Nieśmiałość jest taka urocza. - powiedział książę uśmiechając
się. Po chwili dodał – Tak więc, co być chciała wiedzieć o
władcy Zekerena?
-
Hmmm... czy to co ostatnio mówiłeś to prawda? - spytała w końcu
Diuna.
-
Chodzi Ci to przerywnik wykładu? - powiedział po chwili namysłu
książę.
Diuna
kiwnęła potakująco głową, a władca mówił dalej:
-
Słuchaj, nie muszę kłamać aby imponować znajomym. Wszystko co
mówię, jest szczerą prawdą. Jestem otwartym i perwersyjnym
stworzeniem o luzackim podejściu do życia. Reasumując tak to jest
prawda.
-
A co łączy Ciebie i Kiazu?
-Heh
ktoś tu jest słodziutko zazdrosny jak widzę.
-
Nie! wcale nie. - powiedziała stanowczo Diuna.
-
Skoro tak mówisz. Nic nas nie łączy, a na pewno nie więcej niż
Ciebie i mnie. Słuchaj Aniołku Kiazu po prostu jest bardziej
odważna i dlatego częściej dostaje buziaki niż Ty. Ale to nie
sprawia, że lubię ją bardziej od Ciebie. Naprawdę lubię was tak
samo. A jeśli chodzi o buziaki to wystarczy poprosić, ja naprwdę
to bardzo lubię i nie trzeba zazdrościć innym....
-
To mogę? …. - przerwała mu nieśmiało Diuna.
Książę
bez słowa podszedł do niej i ponownie ją pocałował. Całe jej
ciało przeszył ciepły i przyjazny dreszcz. Pocałunki księcia
robią naprawdę wielką furorę, są one bardzo przyjemne i pełne
pozytywności.
-
Bosko … - powiedziała Diuna błogim dopieszczonym głosikiem.
-
Aniołku czy mogę zapalić? - wtrącił beztrosko książę.
Dziewczyna
kiwnęła potakująco głową. Władca przypalił papierosa, mocno
się zaciągnął i spytał:
-
Oglądałaś może walki smoków?
-
Nie, nie oglądałam jeszcze żadnej. Hachi i Otachi się tym jarają,
a ja uważam, że taka walka musi być bardzo banalna. No bo co może
być trudnego w tym aby wystawić smoka do walki który odwala za
Ciebie całą brudną robotę a Ty zbierasz zaszczyty. To musi być
bardzo nudne, zero strategi tylko brutalna walka dwóch
przerośniętych jaszczurek, gdzie wygrywa po prostu silniejsza.
-
Hehehe – Volaure zaśmiał się, po czym dodał – Widać, że nie
widziałaś żadnej walki. Słuchaj w każdej walce smok i jeździec
są równi i obaj muszą w pełni wykorzystać swoją magie i
możliwości.
-
Jakoś tego nie widzę.
-
Wiesz nie chcę być nie miły a powinnaś oglądać i kibicować
walki Kurai'a. W końcu to od niego zależy czy Twoja siostra wróci
z Wami na ziemie.
-
E tam po co mu kibicować? Kurai albo wygra bez problemu albo przegra
z kretesem i odbije Rine w walce. Obie te rzeczy staną się bez
względu na to czy będę mu kibicować czy nie, więc po co mam to
robić?
-
Wychodzi na to, że i tak w niego wierzysz. Bo chyba los siostry nie
jest Ci aż tak obojętny? A co do kibicowania to każdy kibic to
dodatkowa siła i motywacja dla wojownika.
-
Ja w niego chyba żartujesz, a siostra fajnie by było jakby wróciła.
-
Tylko? - spytał dociekliwie książę.
-
Dobra, na siostrze mi bardzo zależy. Ale co będzie to będzie i to
bez mojego udziału.
-
Skoro tak myślisz, ale pamiętaj, że walka toczy się o Twoją
siostrę.
-
Tak, tak. A właśnie co Cie łączy z Kurai'em?
-
Heh. Ja i Kurai jesteśmy przyjaciółmi.
-
Lubisz go?
-
No jasne. Co to w ogolę za pytanie?
-
A nie nic. Od samego początku startował z Kronosem?
-
O tak. To było niezwykłe. Czarne smoki są zaborcze, praktyczne nie
oswajalne i bardzo niebezpieczne. W historii turnieju były tylko
jeden czarny smok. I jest w nim właśnie Kronos.
-
To skąd taki smok u Kurai'a? - spytała z wielką ciekawością
Diunka.
-
Wiesz myślę, że Kronos go po prostu polubił. - odpowiedział z
uśmiechem książę.
-
Opowiesz mi jak się poznaliście?
W
tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
-
Przepraszam Cię na chwilę. - powiedział władca po czym podszedł
do drzwi, otworzył je i wpuścił przybyszów. Przyszli Hachi i
Otachi z radosnymi minami. Właściwie to radość wylewała się z
nich.
-
No i potem wiesz to było zajebiste. - mówił Hachi.
-
OO cześć Diuna co tu robisz? - spytał nagle Otachi, który
zauważył siostrę.
-
Rozmawiałam. A co nie wolno? - odparła wrogo Diunka.
-
Oj siostra jasne, że wolno ale nie spodziewaliśmy się Ciebie tutaj
to wszystko. - powiedział szybko Otachi.
-
A o czym gadaliście? - spytał podejrzliwym tonem Hachi.
-
Pytała jak poznałem Kurai'a i nie zdążyłem jej odpowiedzieć bo
przyszliście.- wtrącił książę.
-
No to opowiadaj my też chętnie tego się dowiemy. - odparł Hachi.
-
Tak więc poznałem go bardzo dawno temu. Wtedy nie byłem jeszcze
księciem. W sumie byłem jedynie zwykłym podrzędnym żołnierzem w
wielkiej Armi Dossaka. To były zupełnie inne czasy.
-
Armii Dossaka? - wtrącił Otachi.
-
Tak. Dossak był poprzednim władcą Zekerenu. Jego rządy były
zupełnie inne niż moje. Był to brutalny, zachłanny i bardzo nie
odpowiedni władca.
-
A co się z nim stało? -tym razem Hachi się wtrącił.
-
Zdechło mu się na chorobę zwaną sztyletem. - powiedział Volaure
gasząc papierosa.
-
Zabiłeś go? - spytała z niedowierzaniem Diuna.
-
Owszem. Stary Dossak zbyt długo siał terror i zniszczenie. Zekeren
dobrze zrobiła zmiana wodza. Mój lód akceptuje mnie jako władce i
chwali za wyzwolenie spod oblicza tyranii. - powiedział spokojnie
książę, przypalając kolejnego papierosa.
Kiedy
się zaciągnął to mówił dalej:
-
Mniejsza o niego. - wypuścił spokojnie dym. - Wracając do
opowieści. To wtedy byłem bardzo młody. Zostałem zasłany na
Tochi Neko jako zwiadowca. Miałem znaleźć i najlepiej samodzielnie
złapać jakąś wspaniałą nagrodę do turnieju. Dobra nagroda to
taka, która ściągnie jak najwięcej uczestników i jeszcze więcej
widowni. To mogło być wszystko smok, jednorożec, stworzenie o
niezwykłych i rzadkich mocach, magiczny klejnot czy nawet planeta
pełna złoży. Jak widzicie miałem duże pole do popisu. Musiałem
to zrobić aby stać się dobrym żołnierzem. Wtedy to było moje
największe marzenie. Będąc dobrym w tej arii nie musiałem bać
się niczego ani nikogo. Miano dobrego żołnierza było wtedy
prestiżowa nagroda dla wybranych. Heh, wiele dni podróżowałem po
Tochi Neko w poszukiwaniu czegoś godnego tego zaszczytu. Wszystko
wydawało mi się błahe i nie warte zaszczytu. Wtedy wysoko w górach
znalazłem małego chłopca. Wtedy dziwiło mnie, że jest sam.
Młodsze ode mnie dziecko przebywało samo w górach. Jego moc była
niezwykła. Nie widziałam nigdy wcześniej kogoś kto by władał
taką mocą. Taki istota była by doskonałą nagrodą na turniej
mistrzowski. Obserwowałem go tygodniami, próbując go złapać. Nie
udawało mi się. W między czasie znalazłem leża dzikich smoków,
ale to było zbyt niebezpieczne. Pewnego dnia nadszedł dzień mojego
powrotu. Turniej zbliżał się dużymi krokami a Dossak
niecierpliwił się. Postanowiłem ukraść kilka jaj smoków. Szybko
zgarnąłem dwa, które udało mi się wysłać na Zekeren bez
najmniejszego problemu. Jednak ja chciałem więcej. Ukradłem
jeszcze jedno jajko. Na moje nieszczęście, kiedy podniosłem je
mały brązowy smok się wykluł i podniósł alarm. W mgnieniu oka
pojawiło się małe stado smoków przeróżnych maści. Szczerze
byłem przerażony. Oczami wyobraźni widziałem jak właśnie ginę.
Wszystkie groźnie warczały i denerwowały się. Nagle przyleciał
wielki czarny smok. Wylądował on przed stadem i głośno ryknął.
To był ich przywódca który właśnie dał sygnał do ataku.
Wszystkie smoki ruszyły na mnie. Moją jedyną szansą był powrót
na statek ale Statek mnie nie wzywał. Zamknąłem oczy. Nagle
wszystko ucichło, słyszałem jedynie warczenia i jakieś groźne
pomrukiwania. Kiedy otworzyłem oczy to byłem już na Zekerenie.
Dostałem wymarzony tytuł. Jednak intrygował mnie dzieciak z gór.
Postanowiłem wrócić na Tochi Neko. Odnalazłem go. Wtedy
zobaczyłem jak bawi się z małymi smokami, a dorosłe go nie
atakowały. Był on w pełni akceptowany przez nie. Nagle zauważył
mnie. Nie minęła chwila a pojawił się tuż przy mnie mówiąc:
-
Nie jesteś nekańczykiem, dlaczego więc polujesz na mnie i
kradniesz smocze jaja?
Heh.
Okazało się, że doskonale wiedział o wszystkim. Ja przedstawiłem
mu się i zupełnie szczerze opowiedziałem mu o turnieju zasadach i
całym tamtym świecie. Spędziliśmy razem wśród smoków kilka
dni. Tak ten chłopiec to był Kurai, a czarny smok który prawie
mnie nie zabił to był właśnie Kronos. Wiele się nauczyłem. Nie
trzeba było go długo namawiać aby polecieli ze mną na Zekeren. To
było życie zupełnie inne niż na Tochi Neko. No i oto właśnie
tak się poznaliśmy.
-
Dziwne poznanie. - stwierdziła Diuna
-
I ile się przyjaźnicie? -spytał Hachi.
- Będzie z 16 lat. - odparł Volaure.
- Będzie z 16 lat. - odparł Volaure.
-
Chcesz mi wmówić, że aż tyle lat znasz się z Kurai'em. Powiem
Ci, że to nie możliwe. Wtedy był nad nim list gończy. I królowa
Sansha na pewno nie oddała by go od tak. - stwierdziła kąśliwie
Diuna.
-
Mówiłem Ci już Aniołku. Mówią prawdę, bo nie mam powodów do
kłamstwa. Wiem, o wyroku. Słuchaj nie po to ukrywał się w górach
wśród dzikich smoków aby spowiadać się królowej o każdym swoim
kroku. - odpowiedział spokojnie Volaure.
-
Wiesz Diunka to prawdopodobne, w sumie nie znamy całej historii
Kurai'a i nie wiemy co się z nim zbytnio działo zanim się
poznaliśmy. A historia brzmi prawdziwie. - stwierdził Otachi.
-
Volaure powiedział wam prawdę. Kronos nauczył mnie aby dać się
komuś obronić, za nim się go zlinczuje. Poza tym książę jest
honorowy i można mu zaufać. Już wtedy roztaczał taką aurę. -
odpowiedział nagle Kurai, który nie wiadomo kiedy pojawił się u
księcia.
-
Przepraszam Was Kochane Aniołki, chciałbym porozmawiać z Kurai'em
na osobności. Więc, niestety muszę Was wyprosić.
-
Tajemnice? - spytała Diuna.
-
Nie, tylko nasze sprawy. - odparł przyjaźnie książę.
Po
chwili z pokoju władcy wyszli wszyscy. Został jedynie Kurai i sam
władca.
************
-
Diunka co Ty taka uszczypliwa i niedowierzająca dzisiaj? - spytał
nagle Otachi idąc zresztą długimi korytarzami.
-
Nie nic. - odparła Diuna.
-
Siostra nie z nami takie numery gadaj.- odparł Hachi.
-
No niech Wam będzie... jestem zazdrosna. Uważam,że książę
wszystkich innych traktuje lepiej niż mnie. A zwłaszcza Kurai'a. -
odparła niezadowolona Diuna.
-
Słuchaj siostra nie masz o co być zazdrosna. Volaure naprawdę Cie
lubi, a to, że Kurai'a traktuje inaczej to przez to, że znają się
od wielu lat. Przez te lata budowali swoja relacje, aż doszła do
obecnego poziomu. - odparł Otachi.
-
No ale książę mówi, o szczerości i takich tam a jak przychodzi
co do czego to nas wyrzuca. - powiedziała Diuna.
-
Eh, wiesz pewnie długo się nie widzieli, a tu tyle się dzieje.
Pewnie dopiero teraz znaleźli chwile aby pogadać. Uszanuj to. -
stwierdził dość brutalnie a zarazem łagodnie Hachi.
-
Pamiętaj, że Volaure jest księciem. Ma pewnie masę obowiązków,
do tego turniej i na pewno masę różnych innych rzeczy. A co za tym
idzie może czasem nie mieć czasu dla nas. Przyznaj, że i tak mimo
wszystko znajduje dla nas bardzo dużo czasu. Siostrzyczko zazdrością
nic nie wskórasz. Pogódź się z tym i ciesz się, że mamy takiego
znajomego. Poza tym uwierz mi na słowo, że to nie facet dla Ciebie,
bo on raczej nie szuka kogoś na stałe. To taki wolny duch. -
dopowiedział troskliwie Otachi.
-
W sumie masz racje. - odparła Diuna.
-
Zajmij się tym czym warto się przejmować. - wtrącił Hachi.
-
Co masz na myśli? - spytała zmarnowana dziewczyna.
-
Chociażby to że telefon Ci dzwoni. - odpowiedział Hachi.
Diunka
odebrała telefon. Okazuje się, że dzwoni ktoś kto bardzo dawno
już się nie odzywał. Przez to dziewczyna się trochę pogubiła.
Podczas rozmowy zły humor Diuny znikł w mgnieniu oka. A z każdą
minutą było już tylko lepiej.
************
-
No to genialne wieści, że wyrok wreszcie został z Ciebie zdjęty.
Ambasador Ankara to nie lada sprzymierzeniec. I jeszcze ten trening.
Heh, zazdroszczę Ci. Stworzenia z wszystkich galaktyk znających
Ineeven chciałyby być na Twoim miejscu. Kurcze przez te parę lat w
Twoim życiu wydarzyło się masę rzeczy.- powiedział radośnie
książę.
- Tak, to był zaszczyt. Jak widzisz wiele się zmieniło. - odparł Kurai
- Tak, to był zaszczyt. Jak widzisz wiele się zmieniło. - odparł Kurai
-
Jak na to wszystko złe co Cię w życiu spotkało masz niesłychanie
dużo szczęścia. Swoją drogą czy mogę zapalić? - spytał
władca.
-
Jasne, dobrze wiesz, że mi to nie przeszkadza.
-
A Ty chcesz zapalić czy nadal palisz tylko w bardzo dużym stresie
przeplatanym mega nerwami?
-
Szczerze rzuciłem palenie jakoś niedługo po tym jak odszedłem z
turnieju. Przez parę lat nie paliłem wcale. Jednak noc przed
rejestracją zapaliłem. - odparł Kurai.
-
Czy to jedno się nie zmieniło. - stwierdził książę przypalając
papierosa. - szkoda że ten nałóg jest dla mnie nie lada
namiętnością, a poza tym trzeba karmić swoje zwierzątko.
-
Tyta(o)nka?
-
Heh, wciąż o tym pamiętasz? Tak dokładnie, ale nie pale często.
-
A co zmieniło się u Ciebie? - spytał Kurai.
-
U mnie, to co widać. Niedługo po Twoim odejściu z turnieju
postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zabiłem z zimną krwią
Dossak'a i zostałem księciem. Moje dnie płyną głównie na
wprowadzaniu zmian w polityce Zekeren. Co więcej przybyło mi sporo
nowych kissingfriend. Nauczyłem się tego i owego. Czasem doskwiera
mi „głód”, ale nawet najmniejsza dawka energii do pewnego
momentu jest wstanie go zagłuszyć. Nigdy się już nie
doprowadziłem do takiego głodu jak wtedy. Ale nie żałuje tamtego
dnia, było naprawdę warto. Moja magia leczenia znacznie się
rozwinęła i praktycznie mogę wskrzeszać. Co się potrafi przydać
jak wiesz. Siłą też dorównuje nawet najsilniejszym swoim
pobratymcom. A tu na Zekeren moja władza jest akceptowana i
niepodważalna. Nadal jestem wolnym duchem. Niestety czasem zdarzają
się takie kwiatki jak w tym turnieju. O i nauczyłem się wreszcie
gotować i zaczynam to naprawdę lubić. Swoja drogą Darkarill nie
bardzo się zgadza z nową polityką zawodów, więc miej się na
baczności i uważaj na tego typa. A właśnie co tam u Sumi?
-
Nie wiem. Dawno jej nie widziałem. Odkąd źródło przyszłości
powiedziało jej tę przepowiednie: „Następnym razem gdy zobaczysz
mrok będzie on tlił się w świetle dnia Tobie nie dane jest
poradzić sobie z tym. Łucznicy zawiodą Cię, czarna noc przemknie
się i tylko woda wskrzesi mrok” to nie chce mnie widzieć, bo
uważa, że kiedy się zobaczymy ponownie to zginę. - odparł bez
emocjonalnie Kurai.
-
Muszę ją odwiedzić któregoś dnia. W końcu opiekowała się nami
jakby była naszą matką zawsze kiedy smoki musiały lecieć na
gody. To zaskakujące jak bardzo bez emocji potrafimy o tym mówić.
A co tam u Twoich sióstr?
-
hmmm... Hashi staje się coraz lepszą Boginią. Jest bezwzględna,
ale przekonuje się do mnie. Natomiast Yorokobi wyszła za mąż za
generała neczańskiej armii – Rudego.
-
No to dziewczyna nieźle się ustawiła. - powiedział radośnie
Volaure. - Bardzo się ścieracie? Pewnie ciężko mu się pogodzić
z Twoim uniewinnieniem?
-
Początkowo tak, a teraz stara się mnie tolerować. Wiesz w końcu
po królowej był on moim głównym prześladowcą, o ile nie liczyć
księżniczki.
-
To ta mała nadal ma choro w głowie? Nie odpowiadaj nie chce
wiedzieć. Dawno nie mieliśmy okazji tak pogadać. Będziemy się
teraz częściej widzieć?
-
Nie widzę przeszkód. - odpowiedział z lekkim uśmiechem Kurai.
-
No proszę co ja widzę. Bardzo lubię jak się uśmiechasz. Miło
widzieć uśmiech.- odparł z radością i uśmiechem książę.
************
-
Dalej Stary pośpiesz się! - Mówił głośno biegnący Otachi.
-
O nie już się zaczęło! - odparł biegnący Hachi.
Biegną
korytarzem wąskim biały korytarzem, na którego końcu znajdowało
się mocne oślepiające światło. Po chwili obaj wbiegli w nie,
zamknęli oczy i zatrzymali się na barierce. Nie minęła chwila,
kiedy ich oczy ponownie się otworzyły ich oczom ukazała się
trwająca już walka. Wielki smok w kolorach od ognisto czerwonego na
czubku pyszczka do żółtego na ogonie leżał na ziemi z lekko
przygniecionym jeźdźcem. Ów jeździec ma śnieżno białe ubranie
i zadbane brązowe krótkie włosy. Druga Bestia która szaleńczo
drapała leżącego smoka wygląda jak czyste srebro i biało-złotymi
wstawkami. Na jego grzbiecie siedzi psia furra o lśniącym beżowym
futrze. Ma oklapnięte uszy i bardzo ekspresyjną mordę. Ma na sobie
stare brunatne spodnie, ciężkie wojskowe buty oraz ciemno zieloną
koszulkę.
-
Patrz Stary ta psowata Furra to na pewno jest Rex i smok Zaaran.-
powiedział głośno Hachi.
-
Skoro tak to ten drugi to Moodki i Marakas. - odparł Otachi.
Nagle
czerwono żółta bestia zapaliła się żywym płomieniem.
Przeciwnik nie miał innego wyjścia jak odskoczyć. Marakas bardzo
szybko się podniósł i zaatakował płomieniem wrogiego smoka. W
tym samym czasie jego właściciel zaatakował lodem drugiego
jeźdźca. Przeciwnicy obronili się wielką metalową tarczą
zasłaniającą ich obu. Po niedługiej chwili doszło do
przehartowania stali i tarcza roztrzaskała się na małe kawałeczki.
W tym momencie Zaaran został staranowany przez drugiego smoka.
Jednak Rex zrzucił na przeciwników olbrzymi metalowy blok. To
spowodowało, że przeciwnicy musieli się od nich odsunąć aby nie
zostać zmiażdżonymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz