poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 46


Przeciwności … determinacja … informacje”


Wczesnym rankiem nadszedł czas na kolejną walkę smoków. Jak zwykle tłumy widzów i kibiców nie mogły doczekać się już walki. Arena pozostawała pusta, a trybuny pękały w szwach. Otachi, Hachi i Bliźniaki siedzieli razem na widowni. Mają bardzo dobre miejsca, widzą całą arenę oraz telebim. To doskonałe miejsca do obserwacji walki. Nagle światło zgasło i rozległ się donośny i wyraźny głos:
- Witajcie na kolejnej walce turnieju! Przed Państwem ostatnia walka przed ćwierćfinałem w grupie A! Liczymy na wiele wrażeń!. - rozległa się wrzawa i radosne okrzyki publiczności. - Walka odbędzie się między elfem Raikaremi i smokiem Tinybe.
W tym momencie zapaliły się cztery reflektory które zostały skierowane w lewą stronę areny. Po chwili w świetle ukazał się wielki brązowy smok z niebiesko błękitnymi skrzydłami, uszami i rogami na głowie. Przypomina wielką i groźną górę, gdyż jego ciało sprawia wrażenie pokrytego kamieniami. Na jego grzbiecie siedzi szczupły mężczyzna w szarozielonym stroju, składającym się z bojówek i koszulki bez rękawów. Ma on spiczaste uszy i długie blond włosy sięgające do połowy pleców. Spięte są one zieloną gumką w zgrabnego męskiego kucyka. Do tego ma brązowe oczy w kolorze ziemi. Elf Raikaremi przy swoim wspaniały i okazałym smoku wygląda jak mały okruch.
Brawa i wiwaty były bardzo głośne i pełne radości. Widownia wspaniale daje się ponieść emocjom. Po chwili ponownie odezwał się głos:
- A Kurai'em i smokiem Kronosem!
Tłumy nadal wiwatowały jak oszalałe, a reflektory jak zaczarowane skierowały się na drugą stronę areny. Stał tam czarny smok z ciemniejszymi skrzydłami, rogami, uszami oraz końcówką ogona. Kronos jest czarniejszy od najciemniejszej nocy. Ma lśniąco złote oczy i potężne skrzydła. W porównaniu do reszty smoków jest dość drobnej postury ale i tak jest wielki i rosłych rozmiarów. Na szyi ma obrożę z grubego sznura. Na jego grzbiecie siedzi Kurai trzymający w rękach sznur z supełkami przypominający lejce. Nasz biało-srebrno włosy przyjaciel ma na sobie czarne jeansowe spodnie z paroma przetarciami oraz czarną dopasowaną koszulkę bez rękawów. Jej ramiączka są poszarpane i wyglądają tak jakby rękawy zostały oderwane od bluzki.
W tle cały czas słychać wiwaty, okrzyki i głosy publiczności. Nagle cała arena została oświetlona, a komentator powiedział z radością:
- Powodzenia zawodnikom! Niniejszym walkę czas zacząć!
W tym momencie walka zaczęła się zupełnie inaczej niż pozostałe. Kurai z Kronosem cierpliwie czekali na ruch przeciwnika. W tym czasie elf wyjął z kieszeni czerwona farbę w malutkim słoiczku. Zamoczył w niej dwa palce, zamknął oczy i powiedział:
- O wielka bogini Tailtiu, matko ziemi, twój uniżony sługa prosi o przychylność. Chciałbym zadedykować tę walkę Tobie o Matko Ziemi. Błagam Cie o Pani błogosław nas proszę.
Mówiąc to Raikaremi malował na grzbiecie swojego smoka symbol kłosa wrysowanego w koło. Po chwili otworzył oczy, schował farbę, pokłonił się w pokorze i ucałował znak swojego bóstwa.
- Dziękuję szanowny przeciwniku za cierpliwość. -powiedział zadowolony Elf.
Kurai nic mu nie odpowiedział, jednak jego przeciwnik nie poczuł się urażony, ani nic w tym stylu, uśmiechnął się tylko i krzyknął:
- ZIEMNA ZBROJA TAILTIU!
W tym momencie elfa otoczyła kamienna zbroja. Miała mocny pancerz na torsie oraz na ramionach. Obejmowała również nogi wojownika oraz całego smoka. Tinybe potrząsnął szybko głową, tak jakby chciał dopasować swój hełm do swojego ciała. Obaj byli gotowi aby wreszcie zacząć walkę. W mgnieniu oka ruszyli na przeciwników. Kronos cofnął się lekko do tyły i zionął ogniem. Atak otoczył rywali jednak nie zrobił im krzywdy. Mimo swojej siły atak nie przebił się przez kamienną zbroję. W tym samym czasie Kurai uderzył w nich swoją elektryczna kulą. Ona tym bardziej nie zdołała przebić obrony, ale była na tyle silne aby utrzymać na dystans swojego przeciwnika.
- Przepraszam, ale wiesz elektrycznością i ogniem nas nie pokonasz. Myślałem, że przedstawiasz wyższy poziom, jednak z przykrością stwierdzam, iż masz małe szanse ze mną bo dzisiaj bogowie sprzyjają właśnie mi. - stwierdził nagle Raikaremi.
Po tych słowach ruszyli do kolejnego ataku. Tinybe zaświeciły się oczy, po czym głośno ryknął. W tym momencie ich przeciwników zaczęła otaczać ziemia. Kronos zaczął wznosić się coraz wyżej, jednak ziemia wydawała się gonić jak myśliwy swoją ofiarę. Czarny smok sprawiał wrażenie jakby czytał w myślach swojego jeźdźca. Wspaniale skręcał i manewrował tak aby atak przeciwnika do nich nie dotarł. Kronos nie czytał w myślach, dostawał za to delikatne sygnały lejcami, jak i sam miał swój rozum. W pewnym momencie zrobili wspaniałą beczkę i ruszyli na przeciwników. Kronos ponownie zaatakował ich swoim płomieniem. Ogień ponownie otoczył przeciwników aby po chwili zniknąć i nic im nie zrobić. Tuż po ataku przelecieli obok rywali.
Nagle Tinybe zrobił szybki unik. Okazuje się, że prawie dostał własnym atakiem.
- Sprytnie, ale mojego towarzysza tak łatwo nie wykiwasz. - stwierdził elf.
Walka niby toczy się powoli ale wbrew pozorom dużo się dzieje, a każdy ruch jest przemyślany, dokładny i szybki. Ziemiści wojownicy są bardzo pewni siebie. Maja dość sporą przewagę nad przeciwnikami. Tibybe wraz ze swoim panem uparcie jeszcze przez chwilę próbowali dosięgnąć rywali atakiem ruchomej ziemi jak i rzucanymi kamieniami. Jednak Kronos z Kurai'em doskonale unikali tego ataku. Na dokładkę od czasu do czasu atakowali przeciwników ogniem jak się znajdowali dostatecznie blisko nich. Nagle ziemny smok zaatakował bezpośrednio czarną bestie. Ich przednie łapy splotły się w silnym uścisku. Obie bestie wylądowały na ziemi siłując się. Ich wszystkie mięśnie były napięte. Po chwili smoki zderzyły się również głowami. Ich rogi skrzyżowały się ze sobą. Żaden z nich nie chciał odpuścić. Potężne smoki mogą tak się zmagać godzinami. Po chwili Kurai położył swoje dłonie na karku swojego towarzysza i zamknął oczy. Nie minęło dużo czasu kiedy całe ciało czarnej bestii zostało otoczone piorunami. Przemieszczały się i wirowały tworząc swego rodzaju zbrojną tarczę. Elf postanowił wykorzystać siłowe zmagania smoków i postanowił strzelać kamieniami w przeciwników. Dobry pomysł aby rozproszyć przeciwnika, jednak nie tym razem. Elektryczna tarcza była dobrą zaporą przez którą nie przedostawały się kamienie.
Nagle czarna bestia odchyliła głowę do tyłu i zionął ogniem przeciwnikowi prosto w jego paszcze. Ziemistego smoka zabolał ten manewr i odskoczył od rywali, ale szybko wziął się w garść i ruszył do kolejnego ataku. Raikaremi też był już gotowy do kolejnego ataku. Ma on wielką twardą kamienną lance. Para zaszarżowała na przeciwników. Pędza co raz szybciej i szybciej. Nagle ziemista bestia zatrzymała się na barkach Kronosa. Tym samym smoki znowu siłowały się. Lanca Elfa prawie niewiarygodną siłą uderzyła Kurai'a. On jednak w ostatniej chwili podskoczył i wylądował na czubku broni przeciwnika. Przebiegł szybko po niej, dobiegł do krawędzi, podskoczył i prawą nogą kopnął przeciwka w tors. Atak był silny. Raikaremi spadł z siodła i z dużą siła uderzył o ziemie. Tinybe sprytnie wymknął się przeciwnikowi i stanął nad swoim przyjacielem. Elf przez chwile leżał pomiędzy łapami swojego smoka. On bronił go i warczał niczym dobry pies obronny nie pozwalając się zbliżyć do swego pana. Para przeciwników nie czekała już na kolejny ruch rywali. Czarny smok szybko latał wkoło, tak że ziemiści wojownicy byli w samym środku. Kronos lata tak szybko, że jest prawie nie widoczny. Powstało coś w stylu cyklonu wewnątrz którego przeciwnicy zostali skutecznie uwięzieni. Nagle zrobiło się zimno. Środek tornada zaczął zamarzać. Po chwili Tinybe i jego pan byli cali pokryci warstwą lodu. Nagle ich wspaniałe ziemne zbroje wybuchły. Lód przedostał się nawet w najmniejsze szczeliny zbroi i je rozsadził od środka. W tym momencie Kronos zionął ogniem i powstało płomienne tornado. Lód bardzo szybko się roztopił, i przeciwnicy stali się cali mokszy. Kurai i Kronos doskonale wykorzystali ten moment. Czarna bestia się zatrzymała a jej pan zaatakował przeciwników potężną elektryczną kulą. Woda stała się doskonałym przewodnikiem i siła ataku bardzo wzrosła. Raikaremi i Tinybe zostali porażeni z niewyobrażalną mocą. Wszystko działo się tak szybko, że nie mieli czasu na jaki kol wiek ruch. Po chwili obaj upadli na ziemię. Żyją ale nie są wstanie się ruszyć. Są z paraliżowani. W tym momencie odezwał się główny sędzia:
- Koniec walki! Ogłaszam, że zwycięzcą jest Kurai i Kronos!
Tłumy na widowni oszalały. Wszyscy zaczęli skandować imiona zwycięzców. W międzyczasie sędziowie uleczyli przegraną drużynę. Tinybe wstał na nogi i otrzepał się niczym pies który wyszedł właśnie z kąpieli. Elf wstał otrzepał się i podszedł do przeciwników. Kiedy Kurai to zobaczył zszedł z Kronosa i podszedł do rywala.
- Wspaniała walka. To był dla mnie zaszczyt. – powiedział Raikaremi wyciągając rękę do Kurai'a.
- Jesteś dobrym zawodnikiem. - odpowiedział Kurai podając mu rękę.
- Widać dzisiaj bogowie sprzyjają Tobie Kolego.
Fani walk nadal wiwatowali i się cieszyli. Każda walka wywołuje masę pozytywnych emocji.



************


Dziewczyny urządziły sobie rajd po sklepach z nową koleżanką. Oglądają ciuchy, buty, dodatki i masę różnych dziwnych rzeczy. Kiedy tak wspaniale buszowały po sklepach nagle ktoś się odezwał do nich zza ich pleców:
- Ery jesteś piękna jak zawsze.
- Przestań się podlizywać zmoro mojego życia. - odparła kąśliwie Ery.
- Mi też miło Cie widzieć. - odparł głos.
W tym momencie Kiazu i Diuna odwróciły się przodem do rozmówcy. Po chwili ich oczom ukazał się przystojny ale dość chudy mężczyzna średniego wzrostu. Ma on piękne brązowe oczy w odcieniach jasnego piwa i piękne, zadbane blond włosy. Przybysz poza oczami ma typowo aralska urodę. Jest ubrany w elegancki czarny garnitur. Marynarkę ma rozpiętą, dzięki temu widać jego śnieżno białą koszulę. Taki facet na pewno przyciąga spojrzenia licznych kobiet.
- Widzę moja śliczna żmijko, że masz dwie piękniejsze koleżanki od siebie.
Blondyneczka się odwróciła i przedstawiła sobie towarzyszy:
- Sachiner to Kiazu i Diuna. Diuna Kiazu to Sachiner.
- Ach gdzie moje maniery. - powiedział przybysz całując panie w dłonie.
- Zostawiłeś je w poprzednim życiu. - odparła Ery.
- Łał wręcz olśniewasz – stwierdziła Kiazu.
- A czasem mi się zdarza. - odpowiedział Sachiner z uśmiechem.
- Nie przymilaj się ropucho. - wtrąciła blondyneczka.
- Jesteś kochana jak zawsze. - odciął się przystojniak.
- Jesteście rodzeństwem? - spytała Diuna.
- A może parą? - wtrąciła Kiazu.
- Ja miałbym/abym być z tym padalcem!? - wykrzyknęli oboje z przerażeniem.
- To mój nazwijmy to kolega. - odparła w końcu Ery.
- Nie schlebiaj sobie … chociaż nie czekaj niech będzie. Jesteśmy koleżeństwem. - wtrącił się Sachiner.
- Mniejsza.... - wtrąciła zdezorientowana Diuna.
- Hmm... czy to właśnie Ty nie wygrałeś drugiej walki turnieju? - spytała słodziutkim głosikiem Kiazu.
- Tak, to ja. Jednak nie ma się czym chwalić. Trudno byłoby przegrać z tym staruchem. W ćwierć finale mam już lepszego przeciwnika. - odparł nowy znajomy.
- Uważaj w pół finale zmierzysz się ze mną! A ja skopie Ci ten tłusty tyłek. - wtrąciła Ery.
- Najpierw ma ropuszko musiałabyś wygrać walkę ćwierć finałową. - odparł Sachiner.
- A właśnie głuptaku kto wygrał ostatnia walkę? - spytała uszczypliwie Eryakana.
- Trzeba było oglądać walkę robaczku. - odparł towarzysz.
- Jesteś wredną szują. - odpysknęła Ery.
- Dziękuję za ten wspaniały komplement moja Ty jędzuniu. - odparł niewzruszony Sachiner.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale jak możesz się tak odzywać do damy. - powiedział tajemniczy głos. Szybko dodając. - W pięknym stylu wygrał Kurai, moja droga Ery.
W tym momencie wszyscy odwrócili się w kierunku głosu. Ich oczom ukazał się przeciętny ciemno włosy mężczyzna, o przepięknych, czystych i bardzo przyjaznych oczach o cudownym brzoskwiniowym kolorze. Jego oczy doskonale pasują do granatowo szarych włosów z niebieskimi przebłyskami. Ma on około 170 cm wzrostu. Wygląda dość niepozornie. Ubrany jest w elegancki czarny frak. A w prawym ręku trzyma laskę z okrągłą buławą.
- Jej Carmen jak miło Cię widzieć. - powiedziała radośnie Ery całując przybysza w policzek. PO chwili szybko dodała. - Kochane Dziewczęta moje to mój przyjaciel. Kiazu Diuna to Carmen, Carmen to Diuna i Kiazu.
- No no robi się coraz ciekawiej. - powiedziała z uśmiechem Kiazu.




************



Diuna stała pod metalowymi drzwiami. Przez dłuższą chwilę wahała się czy w ogóle zapukać. W końcu to zrobiła. Zdecydowanie, mocno i głośno zapukała do drzwi. Jest ubrana dosyć zwyczajnie ale ładnie. Ma na sobie czarne obcisłe długie spodnie oraz białą bluzkę bez rękawów czy ramiączek. Trzyma się ona na gumce. Po chwili drzwi otworzyły się, a Diuna powiedziała niepewnie:
- Witaj książę obiecałeś mi rozmowę. Możemy teraz porozmawiać?
Władca spojrzał dyskretnie na zegarek, po czym uśmiechnął się i powiedział:
- Jasne, zapraszam.
Kiedy tylko Diuna przekroczyła próg drzwi, które zaraz za nią zostały zamknięte, wzięła głęboki oddech po czym głośno wyraźnie i szybko powiedziała:
- Słuchaj książę ja wiem, że Kiazu jest super laską jakich mało, ale zwracaj też uwagę na mnie. Wiem, że jestem mała, brzydka i w niczym jej nie dorównuje ale …
W tym momencie Volaure szybko ukucnął i przerwał jej pocałunkiem ten rozkręcający się monolog. Po chwili kiedy ich usta przestały się stykać powiedział spokojnie nadal kucając przed nią:
- Posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze i najważniejsze, lubię Cie tak samo jak lubię Kiazu i żadna z Was nie ma u mnie jakiś szczególnych względów. Obie z Was pragnę traktować dokładnie tak samo. Po drugie to, że jesteś niska nic nie znaczy. Jesteś naprawdę bardzo piękną młodą kobietą, która na pewno przyciąga nie jedno spojrzenie, wystarczy, że trochę uwierzysz w siebie a to zobaczysz. Po trzecie czyż nie mieliśmy porozmawiać a prowadzić zaklęte monologi?
Diuna oniemiała. Słuchała uważnie rozpływając się.
- Łał to było coś. - wydusiła wreszcie Diuna.
- E tam, to tylko mały całus. - powiedział Volaure z przymrużeniem oka.
Nastała krótka cisza. Książę podniósł się, aż w końcu powiedział:
- To o czym chciałaś pogadać? A swoją drogą napijesz się czegoś?
- Nie dzięki. No … chciałam … chciałam porozmawiać o Tobie. - wydukała nieśmiało Diuna.
- Nieśmiałość jest taka urocza. - powiedział książę uśmiechając się. Po chwili dodał – Tak więc, co być chciała wiedzieć o władcy Zekerena?
- Hmmm... czy to co ostatnio mówiłeś to prawda? - spytała w końcu Diuna.
- Chodzi Ci to przerywnik wykładu? - powiedział po chwili namysłu książę.
Diuna kiwnęła potakująco głową, a władca mówił dalej:
- Słuchaj, nie muszę kłamać aby imponować znajomym. Wszystko co mówię, jest szczerą prawdą. Jestem otwartym i perwersyjnym stworzeniem o luzackim podejściu do życia. Reasumując tak to jest prawda.
- A co łączy Ciebie i Kiazu?
-Heh ktoś tu jest słodziutko zazdrosny jak widzę.
- Nie! wcale nie. - powiedziała stanowczo Diuna.
- Skoro tak mówisz. Nic nas nie łączy, a na pewno nie więcej niż Ciebie i mnie. Słuchaj Aniołku Kiazu po prostu jest bardziej odważna i dlatego częściej dostaje buziaki niż Ty. Ale to nie sprawia, że lubię ją bardziej od Ciebie. Naprawdę lubię was tak samo. A jeśli chodzi o buziaki to wystarczy poprosić, ja naprwdę to bardzo lubię i nie trzeba zazdrościć innym....
- To mogę? …. - przerwała mu nieśmiało Diuna.
Książę bez słowa podszedł do niej i ponownie ją pocałował. Całe jej ciało przeszył ciepły i przyjazny dreszcz. Pocałunki księcia robią naprawdę wielką furorę, są one bardzo przyjemne i pełne pozytywności.
- Bosko … - powiedziała Diuna błogim dopieszczonym głosikiem.
- Aniołku czy mogę zapalić? - wtrącił beztrosko książę.
Dziewczyna kiwnęła potakująco głową. Władca przypalił papierosa, mocno się zaciągnął i spytał:
- Oglądałaś może walki smoków?
- Nie, nie oglądałam jeszcze żadnej. Hachi i Otachi się tym jarają, a ja uważam, że taka walka musi być bardzo banalna. No bo co może być trudnego w tym aby wystawić smoka do walki który odwala za Ciebie całą brudną robotę a Ty zbierasz zaszczyty. To musi być bardzo nudne, zero strategi tylko brutalna walka dwóch przerośniętych jaszczurek, gdzie wygrywa po prostu silniejsza.
- Hehehe – Volaure zaśmiał się, po czym dodał – Widać, że nie widziałaś żadnej walki. Słuchaj w każdej walce smok i jeździec są równi i obaj muszą w pełni wykorzystać swoją magie i możliwości.
- Jakoś tego nie widzę.
- Wiesz nie chcę być nie miły a powinnaś oglądać i kibicować walki Kurai'a. W końcu to od niego zależy czy Twoja siostra wróci z Wami na ziemie.
- E tam po co mu kibicować? Kurai albo wygra bez problemu albo przegra z kretesem i odbije Rine w walce. Obie te rzeczy staną się bez względu na to czy będę mu kibicować czy nie, więc po co mam to robić?
- Wychodzi na to, że i tak w niego wierzysz. Bo chyba los siostry nie jest Ci aż tak obojętny? A co do kibicowania to każdy kibic to dodatkowa siła i motywacja dla wojownika.
- Ja w niego chyba żartujesz, a siostra fajnie by było jakby wróciła.
- Tylko? - spytał dociekliwie książę.
- Dobra, na siostrze mi bardzo zależy. Ale co będzie to będzie i to bez mojego udziału.
- Skoro tak myślisz, ale pamiętaj, że walka toczy się o Twoją siostrę.
- Tak, tak. A właśnie co Cie łączy z Kurai'em?
- Heh. Ja i Kurai jesteśmy przyjaciółmi.
- Lubisz go?
- No jasne. Co to w ogolę za pytanie?
- A nie nic. Od samego początku startował z Kronosem?
- O tak. To było niezwykłe. Czarne smoki są zaborcze, praktyczne nie oswajalne i bardzo niebezpieczne. W historii turnieju były tylko jeden czarny smok. I jest w nim właśnie Kronos.
- To skąd taki smok u Kurai'a? - spytała z wielką ciekawością Diunka.
- Wiesz myślę, że Kronos go po prostu polubił. - odpowiedział z uśmiechem książę.
- Opowiesz mi jak się poznaliście?
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Przepraszam Cię na chwilę. - powiedział władca po czym podszedł do drzwi, otworzył je i wpuścił przybyszów. Przyszli Hachi i Otachi z radosnymi minami. Właściwie to radość wylewała się z nich.
- No i potem wiesz to było zajebiste. - mówił Hachi.
- OO cześć Diuna co tu robisz? - spytał nagle Otachi, który zauważył siostrę.
- Rozmawiałam. A co nie wolno? - odparła wrogo Diunka.
- Oj siostra jasne, że wolno ale nie spodziewaliśmy się Ciebie tutaj to wszystko. - powiedział szybko Otachi.
- A o czym gadaliście? - spytał podejrzliwym tonem Hachi.
- Pytała jak poznałem Kurai'a i nie zdążyłem jej odpowiedzieć bo przyszliście.- wtrącił książę.
- No to opowiadaj my też chętnie tego się dowiemy. - odparł Hachi.
- Tak więc poznałem go bardzo dawno temu. Wtedy nie byłem jeszcze księciem. W sumie byłem jedynie zwykłym podrzędnym żołnierzem w wielkiej Armi Dossaka. To były zupełnie inne czasy.
- Armii Dossaka? - wtrącił Otachi.
- Tak. Dossak był poprzednim władcą Zekerenu. Jego rządy były zupełnie inne niż moje. Był to brutalny, zachłanny i bardzo nie odpowiedni władca.
- A co się z nim stało? -tym razem Hachi się wtrącił.
- Zdechło mu się na chorobę zwaną sztyletem. - powiedział Volaure gasząc papierosa.
- Zabiłeś go? - spytała z niedowierzaniem Diuna.
- Owszem. Stary Dossak zbyt długo siał terror i zniszczenie. Zekeren dobrze zrobiła zmiana wodza. Mój lód akceptuje mnie jako władce i chwali za wyzwolenie spod oblicza tyranii. - powiedział spokojnie książę, przypalając kolejnego papierosa.
Kiedy się zaciągnął to mówił dalej:
- Mniejsza o niego. - wypuścił spokojnie dym. - Wracając do opowieści. To wtedy byłem bardzo młody. Zostałem zasłany na Tochi Neko jako zwiadowca. Miałem znaleźć i najlepiej samodzielnie złapać jakąś wspaniałą nagrodę do turnieju. Dobra nagroda to taka, która ściągnie jak najwięcej uczestników i jeszcze więcej widowni. To mogło być wszystko smok, jednorożec, stworzenie o niezwykłych i rzadkich mocach, magiczny klejnot czy nawet planeta pełna złoży. Jak widzicie miałem duże pole do popisu. Musiałem to zrobić aby stać się dobrym żołnierzem. Wtedy to było moje największe marzenie. Będąc dobrym w tej arii nie musiałem bać się niczego ani nikogo. Miano dobrego żołnierza było wtedy prestiżowa nagroda dla wybranych. Heh, wiele dni podróżowałem po Tochi Neko w poszukiwaniu czegoś godnego tego zaszczytu. Wszystko wydawało mi się błahe i nie warte zaszczytu. Wtedy wysoko w górach znalazłem małego chłopca. Wtedy dziwiło mnie, że jest sam. Młodsze ode mnie dziecko przebywało samo w górach. Jego moc była niezwykła. Nie widziałam nigdy wcześniej kogoś kto by władał taką mocą. Taki istota była by doskonałą nagrodą na turniej mistrzowski. Obserwowałem go tygodniami, próbując go złapać. Nie udawało mi się. W między czasie znalazłem leża dzikich smoków, ale to było zbyt niebezpieczne. Pewnego dnia nadszedł dzień mojego powrotu. Turniej zbliżał się dużymi krokami a Dossak niecierpliwił się. Postanowiłem ukraść kilka jaj smoków. Szybko zgarnąłem dwa, które udało mi się wysłać na Zekeren bez najmniejszego problemu. Jednak ja chciałem więcej. Ukradłem jeszcze jedno jajko. Na moje nieszczęście, kiedy podniosłem je mały brązowy smok się wykluł i podniósł alarm. W mgnieniu oka pojawiło się małe stado smoków przeróżnych maści. Szczerze byłem przerażony. Oczami wyobraźni widziałem jak właśnie ginę. Wszystkie groźnie warczały i denerwowały się. Nagle przyleciał wielki czarny smok. Wylądował on przed stadem i głośno ryknął. To był ich przywódca który właśnie dał sygnał do ataku. Wszystkie smoki ruszyły na mnie. Moją jedyną szansą był powrót na statek ale Statek mnie nie wzywał. Zamknąłem oczy. Nagle wszystko ucichło, słyszałem jedynie warczenia i jakieś groźne pomrukiwania. Kiedy otworzyłem oczy to byłem już na Zekerenie. Dostałem wymarzony tytuł. Jednak intrygował mnie dzieciak z gór. Postanowiłem wrócić na Tochi Neko. Odnalazłem go. Wtedy zobaczyłem jak bawi się z małymi smokami, a dorosłe go nie atakowały. Był on w pełni akceptowany przez nie. Nagle zauważył mnie. Nie minęła chwila a pojawił się tuż przy mnie mówiąc:
- Nie jesteś nekańczykiem, dlaczego więc polujesz na mnie i kradniesz smocze jaja?
Heh. Okazało się, że doskonale wiedział o wszystkim. Ja przedstawiłem mu się i zupełnie szczerze opowiedziałem mu o turnieju zasadach i całym tamtym świecie. Spędziliśmy razem wśród smoków kilka dni. Tak ten chłopiec to był Kurai, a czarny smok który prawie mnie nie zabił to był właśnie Kronos. Wiele się nauczyłem. Nie trzeba było go długo namawiać aby polecieli ze mną na Zekeren. To było życie zupełnie inne niż na Tochi Neko. No i oto właśnie tak się poznaliśmy.
- Dziwne poznanie. - stwierdziła Diuna
- I ile się przyjaźnicie? -spytał Hachi.
- Będzie z 16 lat. - odparł Volaure.
- Chcesz mi wmówić, że aż tyle lat znasz się z Kurai'em. Powiem Ci, że to nie możliwe. Wtedy był nad nim list gończy. I królowa Sansha na pewno nie oddała by go od tak. - stwierdziła kąśliwie Diuna.
- Mówiłem Ci już Aniołku. Mówią prawdę, bo nie mam powodów do kłamstwa. Wiem, o wyroku. Słuchaj nie po to ukrywał się w górach wśród dzikich smoków aby spowiadać się królowej o każdym swoim kroku. - odpowiedział spokojnie Volaure.
- Wiesz Diunka to prawdopodobne, w sumie nie znamy całej historii Kurai'a i nie wiemy co się z nim zbytnio działo zanim się poznaliśmy. A historia brzmi prawdziwie. - stwierdził Otachi.
- Volaure powiedział wam prawdę. Kronos nauczył mnie aby dać się komuś obronić, za nim się go zlinczuje. Poza tym książę jest honorowy i można mu zaufać. Już wtedy roztaczał taką aurę. - odpowiedział nagle Kurai, który nie wiadomo kiedy pojawił się u księcia.
- Przepraszam Was Kochane Aniołki, chciałbym porozmawiać z Kurai'em na osobności. Więc, niestety muszę Was wyprosić.
- Tajemnice? - spytała Diuna.
- Nie, tylko nasze sprawy. - odparł przyjaźnie książę.
Po chwili z pokoju władcy wyszli wszyscy. Został jedynie Kurai i sam władca.



************



- Diunka co Ty taka uszczypliwa i niedowierzająca dzisiaj? - spytał nagle Otachi idąc zresztą długimi korytarzami.
- Nie nic. - odparła Diuna.
- Siostra nie z nami takie numery gadaj.- odparł Hachi.
- No niech Wam będzie... jestem zazdrosna. Uważam,że książę wszystkich innych traktuje lepiej niż mnie. A zwłaszcza Kurai'a. - odparła niezadowolona Diuna.
- Słuchaj siostra nie masz o co być zazdrosna. Volaure naprawdę Cie lubi, a to, że Kurai'a traktuje inaczej to przez to, że znają się od wielu lat. Przez te lata budowali swoja relacje, aż doszła do obecnego poziomu. - odparł Otachi.
- No ale książę mówi, o szczerości i takich tam a jak przychodzi co do czego to nas wyrzuca. - powiedziała Diuna.
- Eh, wiesz pewnie długo się nie widzieli, a tu tyle się dzieje. Pewnie dopiero teraz znaleźli chwile aby pogadać. Uszanuj to. - stwierdził dość brutalnie a zarazem łagodnie Hachi.
- Pamiętaj, że Volaure jest księciem. Ma pewnie masę obowiązków, do tego turniej i na pewno masę różnych innych rzeczy. A co za tym idzie może czasem nie mieć czasu dla nas. Przyznaj, że i tak mimo wszystko znajduje dla nas bardzo dużo czasu. Siostrzyczko zazdrością nic nie wskórasz. Pogódź się z tym i ciesz się, że mamy takiego znajomego. Poza tym uwierz mi na słowo, że to nie facet dla Ciebie, bo on raczej nie szuka kogoś na stałe. To taki wolny duch. - dopowiedział troskliwie Otachi.
- W sumie masz racje. - odparła Diuna.
- Zajmij się tym czym warto się przejmować. - wtrącił Hachi.
- Co masz na myśli? - spytała zmarnowana dziewczyna.
- Chociażby to że telefon Ci dzwoni. - odpowiedział Hachi.
Diunka odebrała telefon. Okazuje się, że dzwoni ktoś kto bardzo dawno już się nie odzywał. Przez to dziewczyna się trochę pogubiła. Podczas rozmowy zły humor Diuny znikł w mgnieniu oka. A z każdą minutą było już tylko lepiej.




************




- No to genialne wieści, że wyrok wreszcie został z Ciebie zdjęty. Ambasador Ankara to nie lada sprzymierzeniec. I jeszcze ten trening. Heh, zazdroszczę Ci. Stworzenia z wszystkich galaktyk znających Ineeven chciałyby być na Twoim miejscu. Kurcze przez te parę lat w Twoim życiu wydarzyło się masę rzeczy.- powiedział radośnie książę.
- Tak, to był zaszczyt. Jak widzisz wiele się zmieniło. - odparł Kurai
- Jak na to wszystko złe co Cię w życiu spotkało masz niesłychanie dużo szczęścia. Swoją drogą czy mogę zapalić? - spytał władca.
- Jasne, dobrze wiesz, że mi to nie przeszkadza.
- A Ty chcesz zapalić czy nadal palisz tylko w bardzo dużym stresie przeplatanym mega nerwami?
- Szczerze rzuciłem palenie jakoś niedługo po tym jak odszedłem z turnieju. Przez parę lat nie paliłem wcale. Jednak noc przed rejestracją zapaliłem. - odparł Kurai.
- Czy to jedno się nie zmieniło. - stwierdził książę przypalając papierosa. - szkoda że ten nałóg jest dla mnie nie lada namiętnością, a poza tym trzeba karmić swoje zwierzątko.
- Tyta(o)nka?
- Heh, wciąż o tym pamiętasz? Tak dokładnie, ale nie pale często.
- A co zmieniło się u Ciebie? - spytał Kurai.
- U mnie, to co widać. Niedługo po Twoim odejściu z turnieju postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zabiłem z zimną krwią Dossak'a i zostałem księciem. Moje dnie płyną głównie na wprowadzaniu zmian w polityce Zekeren. Co więcej przybyło mi sporo nowych kissingfriend. Nauczyłem się tego i owego. Czasem doskwiera mi „głód”, ale nawet najmniejsza dawka energii do pewnego momentu jest wstanie go zagłuszyć. Nigdy się już nie doprowadziłem do takiego głodu jak wtedy. Ale nie żałuje tamtego dnia, było naprawdę warto. Moja magia leczenia znacznie się rozwinęła i praktycznie mogę wskrzeszać. Co się potrafi przydać jak wiesz. Siłą też dorównuje nawet najsilniejszym swoim pobratymcom. A tu na Zekeren moja władza jest akceptowana i niepodważalna. Nadal jestem wolnym duchem. Niestety czasem zdarzają się takie kwiatki jak w tym turnieju. O i nauczyłem się wreszcie gotować i zaczynam to naprawdę lubić. Swoja drogą Darkarill nie bardzo się zgadza z nową polityką zawodów, więc miej się na baczności i uważaj na tego typa. A właśnie co tam u Sumi?
- Nie wiem. Dawno jej nie widziałem. Odkąd źródło przyszłości powiedziało jej tę przepowiednie: „Następnym razem gdy zobaczysz mrok będzie on tlił się w świetle dnia Tobie nie dane jest poradzić sobie z tym. Łucznicy zawiodą Cię, czarna noc przemknie się i tylko woda wskrzesi mrok” to nie chce mnie widzieć, bo uważa, że kiedy się zobaczymy ponownie to zginę. - odparł bez emocjonalnie Kurai.
- Muszę ją odwiedzić któregoś dnia. W końcu opiekowała się nami jakby była naszą matką zawsze kiedy smoki musiały lecieć na gody. To zaskakujące jak bardzo bez emocji potrafimy o tym mówić. A co tam u Twoich sióstr?
- hmmm... Hashi staje się coraz lepszą Boginią. Jest bezwzględna, ale przekonuje się do mnie. Natomiast Yorokobi wyszła za mąż za generała neczańskiej armii – Rudego.
- No to dziewczyna nieźle się ustawiła. - powiedział radośnie Volaure. - Bardzo się ścieracie? Pewnie ciężko mu się pogodzić z Twoim uniewinnieniem?
- Początkowo tak, a teraz stara się mnie tolerować. Wiesz w końcu po królowej był on moim głównym prześladowcą, o ile nie liczyć księżniczki.
- To ta mała nadal ma choro w głowie? Nie odpowiadaj nie chce wiedzieć. Dawno nie mieliśmy okazji tak pogadać. Będziemy się teraz częściej widzieć?
- Nie widzę przeszkód. - odpowiedział z lekkim uśmiechem Kurai.
- No proszę co ja widzę. Bardzo lubię jak się uśmiechasz. Miło widzieć uśmiech.- odparł z radością i uśmiechem książę.




************




- Dalej Stary pośpiesz się! - Mówił głośno biegnący Otachi.
- O nie już się zaczęło! - odparł biegnący Hachi.
Biegną korytarzem wąskim biały korytarzem, na którego końcu znajdowało się mocne oślepiające światło. Po chwili obaj wbiegli w nie, zamknęli oczy i zatrzymali się na barierce. Nie minęła chwila, kiedy ich oczy ponownie się otworzyły ich oczom ukazała się trwająca już walka. Wielki smok w kolorach od ognisto czerwonego na czubku pyszczka do żółtego na ogonie leżał na ziemi z lekko przygniecionym jeźdźcem. Ów jeździec ma śnieżno białe ubranie i zadbane brązowe krótkie włosy. Druga Bestia która szaleńczo drapała leżącego smoka wygląda jak czyste srebro i biało-złotymi wstawkami. Na jego grzbiecie siedzi psia furra o lśniącym beżowym futrze. Ma oklapnięte uszy i bardzo ekspresyjną mordę. Ma na sobie stare brunatne spodnie, ciężkie wojskowe buty oraz ciemno zieloną koszulkę.
- Patrz Stary ta psowata Furra to na pewno jest Rex i smok Zaaran.- powiedział głośno Hachi.
- Skoro tak to ten drugi to Moodki i Marakas. - odparł Otachi.
Nagle czerwono żółta bestia zapaliła się żywym płomieniem. Przeciwnik nie miał innego wyjścia jak odskoczyć. Marakas bardzo szybko się podniósł i zaatakował płomieniem wrogiego smoka. W tym samym czasie jego właściciel zaatakował lodem drugiego jeźdźca. Przeciwnicy obronili się wielką metalową tarczą zasłaniającą ich obu. Po niedługiej chwili doszło do przehartowania stali i tarcza roztrzaskała się na małe kawałeczki. W tym momencie Zaaran został staranowany przez drugiego smoka. Jednak Rex zrzucił na przeciwników olbrzymi metalowy blok. To spowodowało, że przeciwnicy musieli się od nich odsunąć aby nie zostać zmiażdżonymi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz