poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 52


... Kari Amarte … droga pod wiatr
 i kwiatowy styl ...”


Volaure, paląc chodził po statku z jakimś facetem który dokładnie wszystko notował, chociaż pisanie za poruszającym się księciem było nie lada wyzwaniem. Władca jednak dość starannie mówił coś do sługi. Nagle na końcu korytarza pojawili się bliźniaki. Volaure głośno gwizdnął na nich i uniósł prawą dłoń. Bracia bez trudu dostrzegli księcia, wtedy dostali znak aby podeszli do niego więc zaczęli zmierzać w jego kierunku.
- Panie, konferencja z sędziami odbędzie się za niecały kwadrans. - powiedział sługa uniżonym tonem.
- Tak wiem. - odparł książę.
- A właśnie Panie czy mógłbyś to podpisać? - wtrącił sługa wręczając władcy kilka kartek.
- Co to? - spytał księże przeglądając uważnie papiery.
- To Zestawienie, plany rozwojowe i bilans dotyczący …
- Nie o to pytam, co to za dopisana premia? Nie zatwierdziłem jej. Pomijając fakt, że on już nie pracuje na tym stanowisku. Miałeś ją usunąć. Tak samo jak te trzy pensje też są nie aktualne. To wstępna wersja sprzed prawie dwóch tygodni. Joe miałeś to poprawić.
- Przepraszam Panie wziąłem nie te dokumenty, za chwile przyniosę poprawione.
- Przynieś je do sali konferencyjnej przed zebraniem.
- Oczywiście Panie. - stwierdził sługa kłaniając się.
W tym momencie sługa pośpiesznie gdzieś poszedł, a Bliźniacy podeszli do księcia.
- Siemasz- powiedział Myo
- Siema Volaure co tam? - spytał Deti podając mu rękę. W tym momencie reszta powitania poszła już sama.
- Aloha panowie, no wiecie dzień jak co dzień, dużo pracy.- odparł księże z uśmiechem.
- Cierp ciało jak chciało. - stwierdził Deti.
- Nie narzekam stwierdzam fakt. A właśnie Myo, jeden z uczestników znalazł Twój Kari Amarte. - powiedział władca szperając w kieszeni.
- To nie możliwe ja mam swój tutaj. - powiedział Myo pokazując swój wisiorek.
- Stary, przypatrz się uważnie tu jest porysowany, a tu kawałek się odłamał. - odparł książę.
- Racja Brachu. - dopowiedział Deti przypatrując się wisiorkowi Myo.
W tym momencie lemurza fura zdjął wisiorek z szyi i go dokładnie obejrzał. Po chwili stwierdził:
- No rzeczywiście, to nawet nie jest kieł wilka.
- Proszę o to Twój Kari Amarte. -wtrącił książę wręczając mu wisiorek wyjęty z kieszeni.
- Dzięki, on jest dla mnie naprawdę ważny. Ten kieł należał do pierwszego Draug Kari Amarte jakiego udało nam się pokonać. Z tego samego osobnika Deti ma poduszkę łapy. Podziękuj ode mnie proszę znalazcy. Albo przedstaw mi go to zabiorę go na piwo w podzięce.- odparł Myo z promiennym uśmiechem.
- Spoko, zobaczę co się da zrobić. Pilnuj go lepiej. Deti jak tam samopoczucie przed walką?
- Dobrze, dam z siebie wszystko. - odparł Deti z uśmiechem.
- Dobra panowie ja spadam. Widzimy się później. Na razie. - stwierdził władca ruszając w swoją stronę.
- Nara.


************

- KRETYNIE GDZIE ON JEST!
- Ale co Panie.
- GDZIE JEST ORYGINAŁ KARI AMARTE?
- Gdzieś go posialiśmy i nie wiemy gdzie.
- TEGO JUŻ ZA WIELE! NIECH TYLKO SKOŃCZY SIĘ TURNIEJ A POPAMIĘTACIE MNIE! BANDA WYLENIAŁYCH IDIOTÓW! Z KIM JA MUSZĘ PRACOWAĆ!
Trzask. Sługa został brutalnie spoliczkowany i upadł z hukiem na ziemie, mówiąc:
- Panie proszę litości.
- Przynosicie mi bezwartościowe wieści, straciliście sygnał i zgubiliście kieł Kari Amarte i JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ PROSIĆ O LITOŚĆ!? - Wrzasnął Darkaril tłukąc, kopiąc i bijąc swojego sługę.


************

- Witamy Państwa na ostatniej ćwierćfinałowej walce tego turnieju, która odbędzie się między Detim i jego smokiem Arygros, oraz Carmenem i jego smokiem Melplantem!
Po tych słowach światła oświetliły prawą stronę areny. Oczom wszystkich ukazał się wielki brązowy smok z ciemno zielonymi skrzydłami, rogami, końcówką ogona oraz z brzuchem. Jego ciało wygląda jakby było z kawałków skał. Nic dziwnego w końcu Melplant jest smokiem ziemi. Na jego grzbiecie siedzi jak zawsze elegancki Carmen. Oczywiście ma on przy sobie swoją wspaniałą laskę z okrągłą buławą oraz nie naganny strój. Ma on na sobie jaskrawo zieloną koszulę na krótki rękaw, na którą ma założoną brązową, smukłą kamizelkę od garnituru oraz brązowe spodnie wyprasowane w kant. Całości dopełnia jaskrawo niebieski krawat schowany pod kamizelką. Całość pięknie pasuje do jego błyszczących granatowoszarych ładnie uczesanych włosów i luzackiego brązowego kapelusza oraz skórzanych rękawiczek na dłoniach. Sędzia ogłosił początek walki a Carmen powiedział:
- Witaj Deti!
- Siemasz Carmen, co słychać?
- Opowiem Ci wszystko po walce, teraz chyba powinniśmy już zacząć.
- Chyba tak...
- Powodzenia Przyjacielu! - stwierdził Carmen uśmiechając się przyjaźnie.
- Nawzajem kolego! - odparł Deti ze szczerym uśmiechem.


************

- Zapowiada się honorowe starcie. - stwierdziła nagle Kiazu.
- O tak. Nie będzie nieczystych zagrań. - odparł Myo.
- Czyli zapowiada się ciekawa walka. - wtrącił ochoczo, lecz z nutką zmęczenia Hachi.
- Swoją drogą co wy robicie chłopaki? - spytała Diuna.
- Siostra oglądamy mecz, nie widzisz?. - odpowiedział Otachi.
- Widzę, ale skąd to zmęczenie? - naciskała Diuna.
- Właśnie, od jakiegoś czasu bardzo często chodzicie zmęczeni. Na ziemi tłumaczyliście się zapracowaniem i robotą. A tutaj przecież macie wolne, co jest? - wtrąciła Kiazu.
- Wolne, od pracy na pewno. Ale nie od innych zadań, takich jak zakupy z Wami, zwiedzanie Zekeren, siedzenie nad grami po nocach, to jest bardzo męczące. - odpowiedział Otachi.
- Leniuchy z Was, eh … i jak widać nawet to Was męczy. - odparła złośliwie Diuna.
- Przygadał kocioł gankowi. - ogryzł się Hachi, dodając – Kochana siostrzyczko mówisz tak jak Wy byście trenowały od czasów walki z królową.
- Oj przestań każda z nas ma więcej mocy niż wy dwaj razem wzięci i ruszamy się znacznie więcej niż Wy. - odparła olewająco i pewnie Diuna.



************
Drobne kawałki lodu, przypominające kawałki szkła lecą z bardzo dużą prędkością w kierunku wielkiego ziemistego smoka. Po chwili odwrócił on się bokiem do ataku, a Carmen rozkręcił swoją laskę. Wirująca laska stała się tym samym wspaniałą tarczą, o którą się rozbił lodowy atak.
- Niezły ruch Carmen. Prawie zapomniałem, że Twoja laska to również broń. - stwierdził Deti.
- Dziękuję, wiesz jest nie tylko elegancka, ale i groźna. Jednak to nie jest moja jedyna broń - odpowiedział Carmen.
- Postaram się o tym pamiętać. - odparł Deti z uśmiechem.
W tym momencie spadł deszcz głazów. Arygros bez trudu manewrował między nimi. Po chwili deszcz głazów rozdrobnił się i stał się masą malutkich kamyczków. Przed tym nie dało się już schować czy uciec. Co za tym idzie przeciwnicy dostawali od czasu do czasu jakimś kamieniem. W odpowiedzi na ten ruch Deti wywołał wiatr który stał się wspaniałą tarczą, a jego smok jednym silnym oddechem zmroził kamyczki do tego stopnia iż się rozpadły. Piękna lodowa burza ruszyła w kierunku rywali. Melplant zamkną siebie i swojego przyjaciela w wielkiej i grubej kamiennej kuli. Lodowo-wietrzny atak uderzył w kulę. Z każdą chwilą ziemista kula malała i atak robił się coraz słabszy. Nagle ochrona zupełnie znikła pod wpływem ataku, a tuż po niej znikła siła ataku. Do Carmena i jego smoka dotarł on jednak. Obaj zostali troszkę poobijani lodem. Nie trzeba był długo czekać na kolejny atak Detiego. Wielkie lodowe sople leciały z dużą szybkością w kierunku przeciwników. Nagle z ziemi wyrosła długie i giętkie rośliny które złapały wszelakie sople. Jak widać Carmen nie dał się zaskoczyć.

************

Wejście na trybuny, Kurai stoi oparty o ścianę tak, że jest wstanie obserwować całą walkę nie rzucając się zbytnio oczy. Nagle poczuł w kieszeni wibrację swojego telefonu a wkrótce dało się usłyszeć charakterystyczne bzzzzzzz ….bzzzzzz. Neczańczyk wyjął telefon z kieszeni i zobaczył kto zdzwoni. Po chwili odebrał telefon.
- Tak słucham ….... mogę ….......... …... gratuluje …...... dobrze przekaże …..
Rozłączył się, schowa telefon do kieszeni i wrócił do oglądania meczu. Po chwili jego telefon ponownie zadrżał. Jednak tym razem krótko i Kurai nie wyjął go już ponownie.


************


W powietrzu unosiło się wiele lodowych i ziemnych brył a wiatr szalał. To najlepszy dowód na to iż zacięte starcie nadal trwa i żaden z zawodników nie ma zamiaru się poddać. Obaj rywale ciągle się przemieszczają więc nie są za łatwym celem. Nagle smoki zderzyły się ruszyły w kierunku ziemi. Ich wirujące ciała wytworzyły małą trąbę powietrzną a następnie uderzyły z dużą siłą o ziemie. Kiedy kurz powstały przy uderzeniu opadł to oczom publiczności ukazały się dwie siłujące się i warczące bestie. Wyglądają jak dwa walczące olbrzymi, gdyż stoją oni na tylnych łapach a przednie splecione są ze sobą. Nagle Melplant lekko podskoczył do góry i odepchnął przeciwnika swoimi silnymi nogami. Przeciwnik stracił równowagę i wywrócił się na plecy. W tym momencie masa roślin skrępowała Detiego oraz jego przyjaciela. Tuż przed tym atakiem parę lodowych kryształków uderzyło w Carmena. Po chwili potężne zielone pnącza rozdzieliły przeciwników i tak jeździec był cały splątany i wisiał w powietrzu, mogąc jedynie oddychać z wielkim trudem, a wielka bestia została przywiązana do ziemi. Ten rodzaj lian jest bardzo wytrzymały. Arygros zapewne bardzo by chciał zmrozić rośliny jednak ze związanym pyskiem nie jest wstanie tego zrobić. Przeciwnicy pozostali w tym uścisku przez dłuższą chwilę.
- Decyzją sędziów jeśli Deti i jego smok nie uwolnią się przez najbliższe dziesięć minut, walka zostanie skończona. - odezwał się nagle głos komentatora.
Czas mijał. Melplant wylądował, położył się na ziemi i wraz ze swoim przyjacielem grzecznie czekają. Ich przeciwnicy szamotali się jednak nie byli wstanie się uwolnić. Nawet potężna wichura jaką wywołał Deti nie dała rady giętkim i elastycznym pędom. W końcu minęło dziesięć minut i odezwał się komentator:
- Proszę Państwa Walka skończona. Wygrywa CARMEN i jego smok MELPLANT!
Tłumy oszalały. Tuż po ogłoszeniu wyniku ostatni atak ineevińczyka znikł uwalniając tym samym rywali. Następnie podszedł do Detiego i spytał:
- Jak się czujesz kolego?
On łapczywie łapał powietrze gdyż wreszcie mógł swobodnie oddychać, więc chwilowo nic mu nie odpowiedział tylko uniósł prawu kciuk do góry pokazując tym samym, że jest ok. W tym momencie Carmen podał mu rękę i pomógł wstać rywalowi, a następnie powiedział:
- Świetny z Ciebie przeciwnik Deti. Wiedz, że pokonanie Ciebie nie było łatwe.
- Dzięki Stary to był dobry mecz. Powodzenia w dalszych walkach. - odparł w końcu Deti uśmiechając się i unosząc prawą rękę Carmena do góry.
Tłumy jeszcze bardziej oszalały z radości. Publiczność skandowała imiona obydwu wojowników.


************

- Fajnie będzie na „Piżama Party” u Ery. - stwierdziła Kiazu.
- No zapowiada się świetna imprezka. - odparła radośnie Diuna.
- Fajnie się złożyło, Ery wyprawia imprezę a do nas dotarły takie wspaniałe wieści.
- Dokładnie, chyba długo się starali no nie?
- Owszem Yorokobi długo nie mogła zajść w ciąże, już dostawała szału. Ponoć zima na Neko ładnie szalała. Jednak któregoś dnia się w końcu udało.
- I to od razu trójka naraz.
- To się nazywa szczęście.
- Wręcz nawet potrójne szczęście. - odparła Diuna.
- Swoją droga pięknie wygląda na tym zdjęciu co dostałyśmy od Kurai'a. Tak promiennie. - stwierdziła z uśmiechem Kiazu.
- Ciąża jej dobrze służy.


************


- Panie, złe wieści po całym Zekeren rozeszła się informacja, że Nagroda jest wpadką.
- Wiem o tym...
- Panie co z Twoją reputacją? Wszyscy wiedzą już, że ma rodzinę i że Kurai został wynajęty aby ją odbić.
- To błahostka, większość i tak uważa to za tylko głupią plotkę. A jeśli nawet to podjąłem odpowiednie kroki w tej sprawie i ja jestem czysty. Bardziej mnie interesuje kto się wygadał?
- Panie słyszałem, że to Darkaril rozpuszcza te informacje, a tego skąd on to wie nie mam pojęcia. Nie było włamania do naszego systemu.
- Nie musiał tego robić. Wpadł na inny złowrogi pomysł. Mniejsza. Poufna wiedza wydostała się na światło dzienne, mówi się trudno i żyje się dalej. To już nie jest istotne, ta wiedza nie jest wstanie już nikomu zaszkodzić.
- Podejmujemy jakieś kroki Panie?
- Owszem, jednak wszystko w swoim czasie.
- Tak Panie.

************


Zostałem otoczy i nie miałem drogi ucieczki. Nie myślałem, że co kol wiek może nadszarpnąć moją pewność siebie. Im się jednak to chwilowo udało. Kiedy książę spytał:
- I co fajnie jest być osaczonym? - wypuszczając dym z ust wiedziałem już, że nic dobrego mnie nie spotka. Nie myliłem się. Kurai wyprowadził mocny cios. Jeszcze mnie szczęka boli. W tym momencie Sachiner, który cały czas był pogrążony w myślach dotknął swojej szczęki robiąc dziwaczne miny. Dobrze, że potrafię się szybko leczyć. Nie działa to jednak na dumę. Jak on śmiał w ogóle mi przyłożyć? Słyszałem, że jest przez nich wynajęty aby wygrać nagrodę, bo jedna z ekip księcia nawaliła. W sumie jak na te parę lat jego rządów to nie wielka wpadka. O dziwo dobrze daje sobie rade. O ile w ogóle to jest prawdą. Przecież wszyscy wiedzą, że Darkaril nienawidzi tego Neczanina jak i Volaure, więc równie dobrze mógł to zmyślić aby obrobić księciu dupę. Mniejsza o to. Mam większy skandal. To bezszczelne jak on mógł mnie tak potraktować! I to jeszcze tak złośliwie. Kiedy siedziałem na ziemi po ciosie tego prostaka Kurai'a. Jak on mógł zostawić mnie tam sam na sam z księciem. Potem stało się najgorsze. Do tej pory, aż mnie wzdryga na samą myśl o tym i bierze mnie nie lada obrzydzenie. Nie dość, że przyparł mnie do ściany to jeszcze zmusił mnie do pocałunku. Bleeeee, to było obrzydliwe i niedopuszczalne. Jak on w ogóle mógł to zrobić? A po tym wszystkim poklepał mnie jak psa po policzku mówiąc:
- Bądź grzeczny, i pamiętaj im dalej się posuniesz podczas jakiego kol wiek gwałtu na Zekeren, tym dalej posunę się i ja. A tego chyba nie chcesz?
Obrzydliwość. Jakim debilem trzeba być aby chcieć więcej. Z przykrością przyznaje, że muszę uważać podczas polowań. Bo tym wybryku księcia chyba, ze cztery godziny szorowałem swoją szlachetną buzie, nie chciałbym aby to on zmusił mnie do czegoś więcej. Fuuuuuuujj, powinno się tego zabronić. Jak ten brutal śmiał, to po prostu skandaliczne. Najgorsza ohyda na świecie. Szybko się z tego nie wlecze. Nadal czuje niesmak w ustach. Do tego jeszcze ta paskudna bransoleta, która zupełnie nie pasuje do mojej garderoby. I jeszcze tylko sam wielce szanowny książę może mi ją zdjąć. A co z moimi polowaniami! Przez to dziadostwo muszę się spowiadać z każdego polowania. To za duża kara nie zasłużyłem sobie na to! Nie dość, że tak brutalnie mnie potraktowano i ucierpiała moja godność to jeszcze ta paskudna bransoleta. Przecież na samą myśl o bliskim kontakcie z księciem, zbiera mi się na wymioty. Będę grzeczny, póki co, odbiję sobie wszystko po zdobyciu nagrody i nikt nie będzie mógł nic na to poradzić. BUAHAHAHAHAHHAHAHA jeszcze ja będę górą. Przegrałem tę bitwie ale to ja wygram te wojnę osobowości. Jeszcze dwie walki dzielą mnie od wygranej w tym turnieju. Obie będą banalne. W końcu to ja tu jestem mistrzem i to tylko ja zasługuję na wygraną!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz