„...
Kari Amarte … droga pod wiatr
i kwiatowy styl ...”
Volaure,
paląc chodził po statku z jakimś facetem który dokładnie
wszystko notował, chociaż pisanie za poruszającym się księciem
było nie lada wyzwaniem. Władca jednak dość starannie mówił coś
do sługi. Nagle na końcu korytarza pojawili się bliźniaki.
Volaure głośno gwizdnął na nich i uniósł prawą dłoń. Bracia
bez trudu dostrzegli księcia, wtedy dostali znak aby podeszli do
niego więc zaczęli zmierzać w jego kierunku.
-
Panie, konferencja z sędziami odbędzie się za niecały kwadrans. -
powiedział sługa uniżonym tonem.
-
Tak wiem. - odparł książę.
-
A właśnie Panie czy mógłbyś to podpisać? - wtrącił sługa
wręczając władcy kilka kartek.
-
Co to? - spytał księże przeglądając uważnie papiery.
-
To Zestawienie, plany rozwojowe i bilans dotyczący …
-
Nie o to pytam, co to za dopisana premia? Nie zatwierdziłem jej.
Pomijając fakt, że on już nie pracuje na tym stanowisku. Miałeś
ją usunąć. Tak samo jak te trzy pensje też są nie aktualne. To
wstępna wersja sprzed prawie dwóch tygodni. Joe miałeś to
poprawić.
-
Przepraszam Panie wziąłem nie te dokumenty, za chwile przyniosę
poprawione.
-
Przynieś je do sali konferencyjnej przed zebraniem.
-
Oczywiście Panie. - stwierdził sługa kłaniając się.
W
tym momencie sługa pośpiesznie gdzieś poszedł, a Bliźniacy
podeszli do księcia.
-
Siemasz- powiedział Myo
-
Siema Volaure co tam? - spytał Deti podając mu rękę. W tym
momencie reszta powitania poszła już sama.
-
Aloha panowie, no wiecie dzień jak co dzień, dużo pracy.- odparł
księże z uśmiechem.
-
Cierp ciało jak chciało. - stwierdził Deti.
-
Nie narzekam stwierdzam fakt. A właśnie Myo, jeden z uczestników
znalazł Twój Kari Amarte. - powiedział władca szperając w
kieszeni.
-
To nie możliwe ja mam swój tutaj. - powiedział Myo pokazując swój
wisiorek.
-
Stary, przypatrz się uważnie tu jest porysowany, a tu kawałek się
odłamał. - odparł książę.
-
Racja Brachu. - dopowiedział Deti przypatrując się wisiorkowi Myo.
W
tym momencie lemurza fura zdjął wisiorek z szyi i go dokładnie
obejrzał. Po chwili stwierdził:
-
No rzeczywiście, to nawet nie jest kieł wilka.
-
Proszę o to Twój Kari Amarte. -wtrącił książę wręczając mu
wisiorek wyjęty z kieszeni.
-
Dzięki, on jest dla mnie naprawdę ważny. Ten kieł należał do
pierwszego Draug Kari Amarte jakiego udało nam się pokonać. Z
tego samego osobnika Deti ma poduszkę łapy. Podziękuj ode mnie
proszę znalazcy. Albo przedstaw mi go to zabiorę go na piwo w
podzięce.- odparł Myo z promiennym uśmiechem.
-
Spoko, zobaczę co się da zrobić. Pilnuj go lepiej. Deti jak tam
samopoczucie przed walką?
-
Dobrze, dam z siebie wszystko. - odparł Deti z uśmiechem.
-
Dobra panowie ja spadam. Widzimy się później. Na razie. -
stwierdził władca ruszając w swoją stronę.
-
Nara.
************
-
KRETYNIE GDZIE ON JEST!
-
Ale co Panie.
-
GDZIE JEST ORYGINAŁ KARI AMARTE?
-
Gdzieś go posialiśmy i nie wiemy gdzie.
-
TEGO JUŻ ZA WIELE! NIECH TYLKO SKOŃCZY SIĘ TURNIEJ A POPAMIĘTACIE
MNIE! BANDA WYLENIAŁYCH IDIOTÓW! Z KIM JA MUSZĘ PRACOWAĆ!
Trzask.
Sługa został brutalnie spoliczkowany i upadł z hukiem na ziemie,
mówiąc:
-
Panie proszę litości.
-
Przynosicie mi bezwartościowe wieści, straciliście sygnał i
zgubiliście kieł Kari Amarte i JESZCZE MASZ CZELNOŚĆ PROSIĆ O
LITOŚĆ!? - Wrzasnął Darkaril tłukąc, kopiąc i bijąc swojego
sługę.
************
-
Witamy Państwa na ostatniej ćwierćfinałowej walce tego turnieju,
która odbędzie się między Detim i jego smokiem Arygros, oraz
Carmenem i jego smokiem Melplantem!
Po
tych słowach światła oświetliły prawą stronę areny. Oczom
wszystkich ukazał się wielki brązowy smok z ciemno zielonymi
skrzydłami, rogami, końcówką ogona oraz z brzuchem. Jego ciało
wygląda jakby było z kawałków skał. Nic dziwnego w końcu
Melplant jest smokiem ziemi. Na jego grzbiecie siedzi jak zawsze
elegancki Carmen. Oczywiście ma on przy sobie swoją wspaniałą
laskę z okrągłą buławą oraz nie naganny strój. Ma on na sobie
jaskrawo zieloną koszulę na krótki rękaw, na którą ma założoną
brązową, smukłą kamizelkę od garnituru oraz brązowe spodnie
wyprasowane w kant. Całości dopełnia jaskrawo niebieski krawat
schowany pod kamizelką. Całość pięknie pasuje do jego
błyszczących granatowoszarych ładnie uczesanych włosów i
luzackiego brązowego kapelusza oraz skórzanych rękawiczek na
dłoniach. Sędzia ogłosił początek walki a Carmen powiedział:
-
Witaj Deti!
-
Siemasz Carmen, co słychać?
-
Opowiem Ci wszystko po walce, teraz chyba powinniśmy już zacząć.
-
Chyba tak...
-
Powodzenia Przyjacielu! - stwierdził Carmen uśmiechając się
przyjaźnie.
-
Nawzajem kolego! - odparł Deti ze szczerym uśmiechem.
************
-
Zapowiada się honorowe starcie. - stwierdziła nagle Kiazu.
-
O tak. Nie będzie nieczystych zagrań. - odparł Myo.
-
Czyli zapowiada się ciekawa walka. - wtrącił ochoczo, lecz z nutką
zmęczenia Hachi.
-
Swoją drogą co wy robicie chłopaki? - spytała Diuna.
-
Siostra oglądamy mecz, nie widzisz?. - odpowiedział Otachi.
-
Widzę, ale skąd to zmęczenie? - naciskała Diuna.
-
Właśnie, od jakiegoś czasu bardzo często chodzicie zmęczeni. Na
ziemi tłumaczyliście się zapracowaniem i robotą. A tutaj przecież
macie wolne, co jest? - wtrąciła Kiazu.
-
Wolne, od pracy na pewno. Ale nie od innych zadań, takich jak zakupy
z Wami, zwiedzanie Zekeren, siedzenie nad grami po nocach, to jest
bardzo męczące. - odpowiedział Otachi.
-
Leniuchy z Was, eh … i jak widać nawet to Was męczy. - odparła
złośliwie Diuna.
-
Przygadał kocioł gankowi. - ogryzł się Hachi, dodając –
Kochana siostrzyczko mówisz tak jak Wy byście trenowały od czasów
walki z królową.
-
Oj przestań każda z nas ma więcej mocy niż wy dwaj razem wzięci
i ruszamy się znacznie więcej niż Wy. - odparła olewająco i
pewnie Diuna.
************
Drobne
kawałki lodu, przypominające kawałki szkła lecą z bardzo dużą
prędkością w kierunku wielkiego ziemistego smoka. Po chwili
odwrócił on się bokiem do ataku, a Carmen rozkręcił swoją
laskę. Wirująca laska stała się tym samym wspaniałą tarczą, o
którą się rozbił lodowy atak.
-
Niezły ruch Carmen. Prawie zapomniałem, że Twoja laska to również
broń. - stwierdził Deti.
-
Dziękuję, wiesz jest nie tylko elegancka, ale i groźna. Jednak to
nie jest moja jedyna broń - odpowiedział Carmen.
-
Postaram się o tym pamiętać. - odparł Deti z uśmiechem.
W
tym momencie spadł deszcz głazów. Arygros bez trudu manewrował
między nimi. Po chwili deszcz głazów rozdrobnił się i stał się
masą malutkich kamyczków. Przed tym nie dało się już schować
czy uciec. Co za tym idzie przeciwnicy dostawali od czasu do czasu
jakimś kamieniem. W odpowiedzi na ten ruch Deti wywołał wiatr
który stał się wspaniałą tarczą, a jego smok jednym silnym
oddechem zmroził kamyczki do tego stopnia iż się rozpadły. Piękna
lodowa burza ruszyła w kierunku rywali. Melplant zamkną siebie i
swojego przyjaciela w wielkiej i grubej kamiennej kuli.
Lodowo-wietrzny atak uderzył w kulę. Z każdą chwilą ziemista
kula malała i atak robił się coraz słabszy. Nagle ochrona
zupełnie znikła pod wpływem ataku, a tuż po niej znikła siła
ataku. Do Carmena i jego smoka dotarł on jednak. Obaj zostali
troszkę poobijani lodem. Nie trzeba był długo czekać na kolejny
atak Detiego. Wielkie lodowe sople leciały z dużą szybkością w
kierunku przeciwników. Nagle z ziemi wyrosła długie i giętkie
rośliny które złapały wszelakie sople. Jak widać Carmen nie dał
się zaskoczyć.
************
Wejście
na trybuny, Kurai stoi oparty o ścianę tak, że jest wstanie
obserwować całą walkę nie rzucając się zbytnio oczy. Nagle
poczuł w kieszeni wibrację swojego telefonu a wkrótce dało się
usłyszeć charakterystyczne bzzzzzzz ….bzzzzzz. Neczańczyk wyjął
telefon z kieszeni i zobaczył kto zdzwoni. Po chwili odebrał
telefon.
-
Tak słucham ….... mogę ….......... …... gratuluje …......
dobrze przekaże …..
Rozłączył
się, schowa telefon do kieszeni i wrócił do oglądania meczu. Po
chwili jego telefon ponownie zadrżał. Jednak tym razem krótko i
Kurai nie wyjął go już ponownie.
************
W
powietrzu unosiło się wiele lodowych i ziemnych brył a wiatr
szalał. To najlepszy dowód na to iż zacięte starcie nadal trwa i
żaden z zawodników nie ma zamiaru się poddać. Obaj rywale ciągle
się przemieszczają więc nie są za łatwym celem. Nagle smoki
zderzyły się ruszyły w kierunku ziemi. Ich wirujące ciała
wytworzyły małą trąbę powietrzną a następnie uderzyły z dużą
siłą o ziemie. Kiedy kurz powstały przy uderzeniu opadł to oczom
publiczności ukazały się dwie siłujące się i warczące bestie.
Wyglądają jak dwa walczące olbrzymi, gdyż stoją oni na tylnych
łapach a przednie splecione są ze sobą. Nagle Melplant lekko
podskoczył do góry i odepchnął przeciwnika swoimi silnymi nogami.
Przeciwnik stracił równowagę i wywrócił się na plecy. W tym
momencie masa roślin skrępowała Detiego oraz jego przyjaciela. Tuż
przed tym atakiem parę lodowych kryształków uderzyło w Carmena.
Po chwili potężne zielone pnącza rozdzieliły przeciwników i tak
jeździec był cały splątany i wisiał w powietrzu, mogąc jedynie
oddychać z wielkim trudem, a wielka bestia została przywiązana do
ziemi. Ten rodzaj lian jest bardzo wytrzymały. Arygros zapewne
bardzo by chciał zmrozić rośliny jednak ze związanym pyskiem nie
jest wstanie tego zrobić. Przeciwnicy pozostali w tym uścisku przez
dłuższą chwilę.
-
Decyzją sędziów jeśli Deti i jego smok nie uwolnią się przez
najbliższe dziesięć minut, walka zostanie skończona. - odezwał
się nagle głos komentatora.
Czas
mijał. Melplant wylądował, położył się na ziemi i wraz ze
swoim przyjacielem grzecznie czekają. Ich przeciwnicy szamotali się
jednak nie byli wstanie się uwolnić. Nawet potężna wichura jaką
wywołał Deti nie dała rady giętkim i elastycznym pędom. W końcu
minęło dziesięć minut i odezwał się komentator:
-
Proszę Państwa Walka skończona. Wygrywa CARMEN i jego smok
MELPLANT!
Tłumy
oszalały. Tuż po ogłoszeniu wyniku ostatni atak ineevińczyka
znikł uwalniając tym samym rywali. Następnie podszedł do Detiego
i spytał:
-
Jak się czujesz kolego?
On
łapczywie łapał powietrze gdyż wreszcie mógł swobodnie
oddychać, więc chwilowo nic mu nie odpowiedział tylko uniósł
prawu kciuk do góry pokazując tym samym, że jest ok. W tym
momencie Carmen podał mu rękę i pomógł wstać rywalowi, a
następnie powiedział:
-
Świetny z Ciebie przeciwnik Deti. Wiedz, że pokonanie Ciebie nie
było łatwe.
-
Dzięki Stary to był dobry mecz. Powodzenia w dalszych walkach. -
odparł w końcu Deti uśmiechając się i unosząc prawą rękę
Carmena do góry.
Tłumy
jeszcze bardziej oszalały z radości. Publiczność skandowała
imiona obydwu wojowników.
************
-
Fajnie będzie na „Piżama Party” u Ery. - stwierdziła Kiazu.
-
No zapowiada się świetna imprezka. - odparła radośnie Diuna.
-
Fajnie się złożyło, Ery wyprawia imprezę a do nas dotarły takie
wspaniałe wieści.
-
Dokładnie, chyba długo się starali no nie?
-
Owszem Yorokobi długo nie mogła zajść w ciąże, już dostawała
szału. Ponoć zima na Neko ładnie szalała. Jednak któregoś dnia
się w końcu udało.
-
I to od razu trójka naraz.
-
To się nazywa szczęście.
-
Wręcz nawet potrójne szczęście. - odparła Diuna.
-
Swoją droga pięknie wygląda na tym zdjęciu co dostałyśmy od
Kurai'a. Tak promiennie. - stwierdziła z uśmiechem Kiazu.
-
Ciąża jej dobrze służy.
************
-
Panie, złe wieści po całym Zekeren rozeszła się informacja, że
Nagroda jest wpadką.
-
Wiem o tym...
-
Panie co z Twoją reputacją? Wszyscy wiedzą już, że ma rodzinę i
że Kurai został wynajęty aby ją odbić.
-
To błahostka, większość i tak uważa to za tylko głupią
plotkę. A jeśli nawet to podjąłem odpowiednie kroki w tej sprawie
i ja jestem czysty. Bardziej mnie interesuje kto się wygadał?
-
Panie słyszałem, że to Darkaril rozpuszcza te informacje, a tego
skąd on to wie nie mam pojęcia. Nie było włamania do naszego
systemu.
-
Nie musiał tego robić. Wpadł na inny złowrogi pomysł. Mniejsza.
Poufna wiedza wydostała się na światło dzienne, mówi się trudno
i żyje się dalej. To już nie jest istotne, ta wiedza nie jest
wstanie już nikomu zaszkodzić.
-
Podejmujemy jakieś kroki Panie?
-
Owszem, jednak wszystko w swoim czasie.
-
Tak Panie.
************
Zostałem
otoczy i nie miałem drogi ucieczki. Nie myślałem, że co kol wiek
może nadszarpnąć moją pewność siebie. Im się jednak to
chwilowo udało. Kiedy książę spytał:
-
I co fajnie jest być osaczonym? - wypuszczając dym z ust wiedziałem
już, że nic dobrego mnie nie spotka. Nie myliłem się. Kurai
wyprowadził mocny cios. Jeszcze mnie szczęka boli.
W tym momencie Sachiner, który cały czas był pogrążony w myślach
dotknął swojej szczęki robiąc dziwaczne miny. Dobrze,
że potrafię się szybko leczyć. Nie działa to jednak na dumę.
Jak on śmiał w ogóle mi przyłożyć? Słyszałem, że jest przez
nich wynajęty aby wygrać nagrodę, bo jedna z ekip księcia
nawaliła. W sumie jak na te parę lat jego rządów to nie wielka
wpadka. O dziwo dobrze daje sobie rade. O ile w ogóle to jest
prawdą. Przecież wszyscy wiedzą, że Darkaril nienawidzi tego
Neczanina jak i Volaure, więc równie dobrze mógł to zmyślić aby
obrobić księciu dupę. Mniejsza o to. Mam większy skandal. To
bezszczelne jak on mógł mnie tak potraktować! I to jeszcze tak
złośliwie. Kiedy siedziałem na ziemi po ciosie tego prostaka
Kurai'a. Jak on mógł zostawić mnie tam sam na sam z księciem.
Potem stało się najgorsze. Do tej pory, aż mnie wzdryga na samą
myśl o tym i bierze mnie nie lada obrzydzenie. Nie dość, że
przyparł mnie do ściany to jeszcze zmusił mnie do pocałunku.
Bleeeee, to było obrzydliwe i niedopuszczalne. Jak on w ogóle mógł
to zrobić? A po tym wszystkim poklepał mnie jak psa po policzku
mówiąc:
-
Bądź grzeczny, i pamiętaj im dalej się posuniesz podczas jakiego
kol wiek gwałtu na Zekeren, tym dalej posunę się i ja. A tego
chyba nie chcesz?
Obrzydliwość.
Jakim debilem trzeba być aby chcieć więcej. Z przykrością
przyznaje, że muszę uważać podczas polowań. Bo tym wybryku
księcia chyba, ze cztery godziny szorowałem swoją szlachetną
buzie, nie chciałbym aby to on zmusił mnie do czegoś więcej.
Fuuuuuuujj, powinno się tego zabronić. Jak ten brutal śmiał, to
po prostu skandaliczne. Najgorsza ohyda na świecie. Szybko się z
tego nie wlecze. Nadal czuje niesmak w ustach. Do tego jeszcze ta
paskudna bransoleta, która zupełnie nie pasuje do mojej garderoby.
I jeszcze tylko sam wielce szanowny książę może mi ją zdjąć. A
co z moimi polowaniami! Przez to dziadostwo muszę się spowiadać z
każdego polowania. To za duża kara nie zasłużyłem sobie na to!
Nie dość, że tak brutalnie mnie potraktowano i ucierpiała moja
godność to jeszcze ta paskudna bransoleta. Przecież na samą myśl
o bliskim kontakcie z księciem, zbiera mi się na wymioty. Będę
grzeczny, póki co, odbiję sobie wszystko po zdobyciu nagrody i nikt
nie będzie mógł nic na to poradzić. BUAHAHAHAHAHHAHAHA jeszcze ja
będę górą. Przegrałem tę bitwie ale to ja wygram te wojnę
osobowości. Jeszcze dwie walki dzielą mnie od wygranej w tym
turnieju. Obie będą banalne. W końcu to ja tu jestem mistrzem i to
tylko ja zasługuję na wygraną!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz