„...
Roślinny powiew wiatru ...”
Wszechogarniająca
ciemność. Nagle odezwał się dobrze znany już nam donośny głos.
-
Witamy wszystkich na naszej wspaniałej wyczyszczonej arenie! Skoro
tu jesteśmy to już czas na kolejna wspaniałą walkę! Dzisiaj
czeka nas walka pomiędzy Suod i smokiem Bieno!
W
tym momencie cztery mocne reflektory skupiły swoje światło po
prawej stronie areny. Stał tam fioletowo niebieski smok z
biało-czarnymi skrzydłami, uszami i rogami. Na jego grzbiecie
siedzi czarnowłosy mężczyzna z brzuszkiem. I o piwnych oczach. Ma
on na sobie biało kremową luźna szatę.
-
A Detim i jego smokiem Arygros!
W
tym momencie cztery światła rozświetliły lewą stronę areny. A
tam … okazało się, że nikogo nie ma. Lewy narożnik areny był
kompletnie pusty. Nastała niezręczna cisza, którą wkrótce
przerwał komentator:
-
Proszę państwa mamy bardzo dziwną sytuację. Co na to sędziowie?
W
tym momencie główny sędzia, stojący pośrodku areny po chwili
ciszy powiedział:
-
Według regulaminu Deti i smok Arygros mają dziesięć minut na
pojawienie się na arenie. Jeśli nie pojawią się w tym czasie to
przegrają walkowerem!
Sędzia
odwrócił się i klasnął w dłonie. Na szybie loży księcia
pojawił się wielki stoper z czerwonymi cyframi, ustawionymi na
dziesięć minut. Główny sędzia machnął prawą ręką mówiąc:
-
Mają 10 minut od teraz!
W
tej samej chwili stoper ruszył i zaczął tym samym niemiłosiernie
odliczać czas.
Gdzieś
na trybunach siedzi cała nasza piątka. Nie mogą uwierzyć w to co
widzą. Przez te kilka dni poznali już całkiem nieźle bliźniaków
i wiedzieli, że oddanie walki walkowerem to nie w ich stylu. Wszyscy
zaczęli się zastanawiać co się stało.
-
Kurcze to nie możliwe. Coś się musiało stać.- powiedział z
zaniepokojeniem Hachi.
-
Myo tez nigdzie nie widzę. - wtrąciła Diuna.
-
My tu gadu gadu a czas leci. Hachi chodź idziemy. - powiedział
Otachi, który wstał i pobiegł do wyjścia.
-
Ej! Stary czekaj! - stwierdził Hachi ruszając w pogoń za bratem.
************
Łup,
łup,łup, bach. Otachi stanowczo dobijał się do wielkich stalowych
drzwi. Nikt jednak nie otwierał. Neczani się jednak nie poddawał i
walił dalej. Po chwili zaczął krzyczeć:
-
HEJ CHŁOPAKI TO MY! JEŚLI TAM JESTEŚCIE TO OTWÓRZCIE!
W
tym momencie masywne drzwi otworzyły się, a chłopakom ukazał się
potargany, zaspany Deti, który tarł oczy. Ubrany jest on w
niebieskie luźne piżamowe spodnie i białą luźną podkoszulkę.
Po chwili ziewnął i powiedział bardzo zaspanym głosem:
-
Siema Chłopaki co jest?
-
Stary zbieraj się masz walkę. - powiedział zdenerwowany Hachi.
-
No mam, ale luz jest dopiero o 10, mam jeszcze masę czasu. - odparł
zaspany Deti.
-
Deti już jest 10! - uświadomił go Hachi.
-
Nie wkręcaj mnie...
-
Słuchaj Stary sędziowie dali Ci 10 minut na pojawienie się na
arenie inaczej przegrasz walkowerem. - powiedział stanowczo Otachi.
W
tym momencie Deti spojrzał na zegarek wiszący przy drzwiach i nagle
zdawał się obudzić.
-
Masz jeszcze niecałe 5 minut stary. - wtrącił Hachi.
-
O RANY BOGA ZASPAŁEM! - wrzasnął stanowczo już obudzony Deti.
-
Czego tak krzyczycie? - spytał równie zaspany Myo.
Jest
on ubrany dokładnie tak samo jak jego brat. Otachi i Hachi nie
czekali na więcej wyciągnęli bliźniaków za ręce z domu i
trzymając ich nadal zaczęli biec. Po chwili zaczęli sami biec.
-
Ej ludzie co się dzieje? - wtrącił Myo.
-
ZASPAŁEM NA WALKĘ! - odkrzyknął jego brat.
************
Nagle
Hachi, Otachi i Myo wpadli na trybuny. Stoper pokazywał minutę do
końca.
-
No dalej Deti dawaj! - powiedział Myo.
Czas
leciał niemiłosiernie szybko, a lemurowata furra nie pojawiała się
na arenie. Po chwili zaczęło się wielkie odliczanie komentatora:
-
10 ...9 ...8...7...6...5...4...3 …
Nagle
wielkie białe smoczysko, z niebieskimi skrzydłami uszami i rogami
pojawiło się na arenie. Smok wylądował na ziemi, aż uniosła się
warstwa kurzu i pyłu. Kiedy cały pył opadł to okazało się że
to przybył Arygros wraz ze swoim towarzyszem Detim.
-
Proszę Państwa wielkie brawa. Zdążyli! W ostatniej chili zdążyli!
A to oznacza, że możemy wreszcie zacząć kolejną walkę.
Przypominam w lewym narożniku Suod ze smokiem Bieno natomiast w
prawym narożniku jest Deti i smok Arygros!
Tłumy
oszalały w wiwatach. Walka wreszcie mogła się zacząć bez żadnych
obaw. Sędzia dał znać do rozpoczęcia walki. W tym momencie na
arenie zaczął wiać bardzo silny wiatr. Biemo dodatkowo
przeraźliwie ryczał. Lemurowata furra jest narwana i nie czekając
na atak przeciwnika. Sam postanowił przeprowadzić atak. Arygros
ryknął, a po chwili nie wiadomo skąd zaczął padać drobniutki
biały i puszysty śnieg. Miotany był wiatrem który nadal wiał.
************
Jasny,
biały korytarz. Znajduje się on nieopodal areny jednak jest dobrze
wygłuszony, gdyż nie słychać ani odgłosów walki, ani tłumów.
W sumie w korytarzu panuje dość nie naturalna cisza. Nagle tę
przeszywającą ciszę przerywa pukanie w metalowe drzwi. Po dłuższej
chwili drzwi otworzyły się a zgłębi pomieszczenia rozległ się
głos:
-
Wejść.
Osoba
przekroczyła próg, zamknęła za sobą drzwi, i spojrzała przed
siebie. Oczom tej osoby ukazał się palący książę, oglądający
walkę ze swojej loży. W przeciwieństwie do innych loży, loża
władcy to przestronna komnata z wielką i mocną szklaną ścianą
skierowaną na arenę. Doskonałe miejsce do obserwacji walki. Całość
wygląda jak dość spory pokój z pięknym widokiem na ogród.
Znajduje się tam niewielka kuchnia, drzwi za którymi zapewne
znajduje się łazienka no i wspaniale umeblowany pokój. W takim
miejscu spokojnie można by było zamieszkać, a nie tylko oglądać
walki. Zewnątrz praktycznie nie widać księcia ani tego co dzieje
się w pomieszczeniu, gdyż szklana ściana z zewnątrz wygląda
jedynie jak lustro. To wszystko przypomina działanie weneckiego
lustra.
Po
chwili Volaure spojrzał na przybysza, podszedł do niego i
powiedział:
-
Kurai jak miło Cię widzieć, tak myślałem że to Ty.
Po
tych słowach książę przesunął się do niego i lekko się
nachylił. Ich usta były coraz bliżej i bliżej. Już prawie się
zetknęły, kiedy Kurai, odwrócił głowę lekko w lewo, a władca
odsuwając się powiedział z uśmiechem:
-
No tak, znowu klapa. Zobaczysz jeszcze Cię dorwę. - mrugnął okiem
i szybko dodał – to co Cię do mnie sprowadza? Chcesz obejrzeć
walkę z najlepszego miejsca?
-
Nie to nie to.
W
tym momencie wyjął z kieszeni niewielką paczuszkę z kokardą. Owa
paczuszka wygląda jak nie wielkich rozmiarów prezent. Widząc to
Volaure szybko powiedział:
-
No wiesz co łapówki mi dajesz, przecież wiesz, że Cię lubię i
bez nich.
-
Najlepszego. - odparł Kurai.
-
No proszę pamiętałeś. - powiedział książę z promiennym
uśmiechem. Następnie wziął paczuszkę od Kurai'a przyjrzał się
jej nie otwierając jej i powiedział radośnie:
-
Dzięki. Hmmm... czyżby paczka szlugów?
-
Odpakuj i sam zobacz.
Nie
trzeba było namawiać Volaure aby ją otworzył. Praktycznie odkąd
ją tylko ujrzał bardzo chciał ją otworzyć. Delikatnie złapał
za jeden z końców kokardki,stanowczo pociągnął i rozwiązał ja
jednym ruchem. Następnie otworzył pudełko. W środku znajdowała
się ofoliowana paczka wielkości paczki szlugów. Na pierwszy rzut
oka nawet tak wyglądała. Władca wyjął ostrożnie zawartość
prezentu i otworzył go dalej. Okazało się, że to paczka pełna
lizaków która symuluje paczkę szlugów. Książę patrzył na
podarek jeszcze przez chwile. Jego oczy aż błyszczały z radości.
Dopiero po paru chwilach bardzo szczęśliwy Volaure powiedział:
-
ŁAŁ! Lizaki! Uwielbiam Lizaki! Dzięki Stary! Ja i mój zwierzaczek
bardzo się cieszymy na taką osłodę życia.
Po
tych słowach podał rękę Kurai'owi i przytulił go po
przyjacielsku na tzw niedźwiedzia.
-
Dokończę fajka i z chęcią „zapale szluga” od Ciebie. -
powiedział uradowany władca.
-
No ja myślę. - odparł z lekkim uśmiechem Kurai.
-
Dawno nie dostałem tak fajnego prezentu. Widać, kto zna mnie
najlepiej. A dostane urodzinowego buziaka? - stwierdził książę.
-
Rozczaruje Cię bo nie dostaniesz. Wieczorem pewnie jak zwykle huczna
impreza?
-
Szkoda, no ale przynajmniej mam paczkę wspaniałych Lolipapków. -
powiedział radośnie książę a następnie dodał. - Niestety nie.
Staram się nie urządzać imprez w trakcie trwania turnieju,
zwłaszcza z zwolennikami starego prawa na pokładzie. To by było
bardzo nie rozsądne. Za to impreza na zakończenie turnieju będzie
dodatkowo moją urodzinową. Gdzie moje maniery usiądziesz i
napijesz się czegoś? A może chcesz spróbować mojej kuchni? Nie
czekaj mam lepszy pomysł wspólne gotowanie przy walce co Ty na to.?
Władca
szeroko się uśmiechał i był przepełniony radością.
-
Dobra niech będzie. W końcu jesteś dzisiaj Jubilatem. Tyle mogę
dla Ciebie zrobić.
-
Och łaskawco. Gotowanie zamiast urodzinowego buziaka. Jak widać
musi mi wystarczyć. Kiedyś mi się uda. Hehehehe … dawno nie
gotowaliśmy razem co?
-
Tak, minęło już parę lat.
Po
tych słowach obaj udali się do kuchni. Władca zgasił papierosa a
następnie przepełniony radością „zapalił” sobie lizaka”. W
międzyczasie nad wyspą kuchenną pojawił się wielki telewizor, na
którym było można obserwować walkę.
-
Mniam naprawdę dobre.- powiedział Volaure.
-
Ciesze się, że Ci smakują.
Po
chwili starzy przyjaciele zabrali się do wspólnego gotowania.
************
Zaspany
Deti bardzo szybko się obudził. Cała walka nie trwała za długo.
Suod i Bieno są bardzo młodzi i popełnili masę błędów.
Poważnym błędem było postawienie tylko i wyłącznie na atak.
Wszyscy zawodnicy znają tę dewizę, że najlepszą obroną jest
atak, ale bez przesady. Iniwińczyk i jego smok atakowali wszystko co
się ruszało i nie ruszało. Tym samym marnowali straszne pokłady
energii. Jak nie trudno się domyśleć spora część ataków nie
trafiała w przeciwników. Lemurza furra wraz ze swoim smokiem
doskonale to wykorzystali i kilkoma celnymi atakami powalili
przeciwników na deski. Tłumy szalały.
-
Walkę wygrywa Deti wraz ze smokiem Arygros!
Unosili
się oni triumfalnie w powietrzu. Widownia oszalała.
-
Phi to nie była niewiarygodna walka – powiedziała Diuna.
-
Bo to dopiero pierwsze walki. Ćwierć finały będą lepsze. A pół
finał i finał to dopiero będzie widowisko. Wiesz póki co te walki
co się właśnie odbywają to tak zwane walki przesiewowe. Tutaj
jest w miarę łatwo wygrać. Zabawa zaczyna się jak najlepsi z walk
przesiewowych są już w ćwierć finale. Potem jak wygrani walk
ćwierćfinałowych dochodzą do półfinału to już emocje są
naprawdę spore. A finał. A finał to najlepsze widowisko. Dwie
najlepsze drużyny sezonu walczą o wygraną. - powiedział spokojnie
i z pasją w głosie Myo.
-
Czyli najlepsze walki dopiero przed nami? - spytała Diuna.
-
O tak! - powiedział radośnie Myo.
-
I pomyśleć, że Deti mógłby odpaść z turnieju przez zaspanie.
-powiedział Hachi.
-
To takie w naszym stylu – powiedział Myo.
W
tym momencie Kiazu wstała i zaczęła krzyczeć machając:
-
HEJ DETI! DETI!
W
hałasie całych tłumów ludzi wojownik na pewno tego nie usłyszał.
Natomiast zauważył machająca do niego Kiazu. Podleciał do niej.
Podmuch jaki wywołały skrzydła potargał bardzo wiele osób. Po
chwili powiedział:
-
Hej Dziewczyny co tam?
-
Słuchaj Deti czy mogę się przelecieć z Tobą na Twoim smoku? -
spytała Kiazu z błyszczącymi proszącymi oczkami.
-
W sumie ja nie widzie przeszkód. A ty Arygros zgadzasz się?
Wielkie
smoczysko potrząsnęło głową i ryknęło.
-
Heheh. On też się zgadza. - powiedział z uśmiechem Deti.
Po
chwili Lemurza furra podał jej prawą rękę. W momencie jak ona
złapała jego rękę, to Deti przyciągnął ją mocno do siebie i
posadził za sobą.
-Trzymaj
się mocno.
Po
tych słowach Kiazu objęła go w pasie i przesunęła się lekko do
przodu, a następnie powiedziała z uśmiechem:
-
Dobra możemy ruszać!
Tuż
po jej słowach smok ruszył. Wzbił się wysoko w powietrze i zrobił
kilka obrotów. Następnie zrobił wspaniałą pętlę i kilka
wspaniałych rund wokoło areny. Uśmiechnięta Kiazu radośnie
krzyczała jak na przejażdżce na wielkiej kolejce górskiej. Deti
uśmiechał się tylko pod nosem. Tłumy wiwatowały i nadal
skandowały imię zwycięscy. Cała przejażdżka trwała zaledwie
kilka minut, ale była wspaniałym przeżyciem.
-
Szkoda, że Rina nie może tego zobaczyć. - powiedział Otachi.
-
Ona sama chętnie by to przeżyła. - wtrącił Hachi.
-
Tęsknie za nią. - odarł posmutniały Otachi.
-
Ja tez,Brachu ja też. - powiedział Hachi.
-
Wiecie co? Mi tez jej strasznie brakuje. - wtrąciła Diuna.
-
Rina, kocha smoki, ten turniej byłby dla niej niesamowitym
przeżyciem. - stwierdził Otachi.
-
Nie rozumiem czemu jej z Wami nie ma, ale wiecie można pogadać z
księciem i polecieć po nią. - wtrącił z uśmiechem Myo.
-
Ale ona tu …
W
tym momencie Diuna wbiła łokieć w brzuch Hachiego. A następnie
powiedziała stanowczo:
-
Musiała zostać w domu. Przyjedzie później.
-
A no chyba,że tak. - powiedział podejrzliwie Myo.
Na
koniec przejażdżki Kiazu dała Detiemu całusa w policzek i
powiedziała zsiadając z powrotem na trybuny:
-
Dzięki to była niezwykła przejażdżka.
************
-
Hej Kurai!Zaczekaj! - krzyknął Otachi do przyjaciela idącego
samotnie korytarzem.
W
tym momencie Kurai zatrzymał się, po czym odwrócił się.
-
Ciężko Cię ostatnio złapać. Słuchaj Stary możemy pogadać o
nagrodzie? Tylko wiesz w jakimś ustronnym miejscu? - spytał cicho
Otachi.
W
tym momencie obaj znikli. Kurai gdzieś ich przeniósł. Przez chwile
tam gdzie się znaleźli było ciemno. Jednak nagle rozległo się
klaśnięcie i światło zapaliło się. Kiedy oczy Otachiego
przywykły do nagłego światła jego oczom ukazał się nie wielki
pokoik, w którym swobodnie mieszczą się dwie osoby. Stało tam
parę ciemno brązowych regałów. Jedna dwudrzwiowa czarna szafa
oraz pojedyncze łóżko przykryte czerwoną narzutą i jasno brązowa
szafka nocna obok niego. Ściany są oliwkowo-białe i wiszą na
nich dwa nie duże obrazu a może zdjęcia. Nie widać dokładnie,
gdyż światło się w nich odbija i tak naprawdę wydają się być
puste. Na całej podłodze jest ciemnoniebieski dywan. Na jednej ze
ścian wiszą grube żółte zasłony, które sięgają prawie do
podłogi. Sprawiają wrażenie jakby za nimi znajdowało się kolejne
pomieszczenie. Cały pokój wygląda trochę chaotycznie, ale ma swój
niepowtarzalny urok.
-
Gdzie, gdzie my jesteśmy? - spytał oszołomiony Otachi.
-
Nadal za Zekeren. - odparł Kurai.
Otachi
rozglądał się po pomieszczeniu. Znajduje się w nim nie wiele
rzeczy. Parę książek, trochę płyt, jakaś niewielka wieża z
głośnikami i parę różnych innych drobiazgów, które wskazują
na to, że ktoś ewidentnie tu mieszka bądź mieszkał. Oglądając
to wszystko Otachi mówił:
- Kurcze dziwny ten pokój. Jest zupełnie inny niż reszta statku jaką mieliśmy okazję zwiedzać. - stwierdził Otachi.
- Kurcze dziwny ten pokój. Jest zupełnie inny niż reszta statku jaką mieliśmy okazję zwiedzać. - stwierdził Otachi.
-
Ten pokój jest jedyny w swoim rodzaju, ale nie przeniosłem nas
tutaj aby rozmawiać z Tobą o tym pomieszczeniu. - odparł mrocznie
Kurai.
Przez
chwilę zapanowała niezręczna cisza, aż w końcu Otachi powiedział
dość zakłopotanym głosem:
-
Słuchaj Kurai co by się stało jakby ktoś z turnieju dowiedział
się o naszym powiązaniu z nagrodą?
-
Mogą wyniknąć z tego nie lada kłopoty. Komu o tym
powiedzieliście?
-
Nikomu … no ale … parę razy prawie wygadaliśmy się przy
bliźniakach i mam wrażenie, że oni mogą coś podejrzewać. Myślę,
że mogą od nas to wydusić na dniach.
-
To nie zbyt dobre wieści. Volaure już wie?
-
Nie jeszcze nie, najpierw wolałem poinformować o tym z Ciebie.
Książę uprzedzał nas, aby ta wiedza nie ujrzała światła
dziennego, ale przy bliźniakach rozmawiamy dosyć swobodnie. Oni są
spoko. Volaure mówił, że jak to wyjdzie na jaw to ucierpi jego
pozycja, no ale czemu nawet oni nie mogą wiedzieć? Przecież się z
nim kumplują i raczej nie wykorzystali by tej wiedzy przeciwko
niemu. Mam rację?
-
To nie takie proste.
W
tym momencie w pomieszczeniu pojawił się Volaure, który przerwał
Kurai'owi mówiąc:
-
Jestem najszybciej jak się dało. Wnioskuję z sms'a, że to ważne
co jest? O cześć Otachi.
-
Siema …Kiedy … Ty …. jak ... -odparł Otachi.
-
No dobra Panowie co jest?
-
Bo widzisz … - zaczął nieśmiało Otachi.
-
Wybacz Stary, bez owijania w bawełnę. Szybko zgrabnie i na temat. -
powiedział Stanowczo władca.
-
Ogólnie prawie wygadaliśmy się o Rinie przy bliźniakach i myślę,
że czegoś się domyślają. - odpowiedział Otachi.
Nastała
chwila ciszy. Po czym książę spytał:
-
Mogę zapalić?
Kurai
odkiwnął mu potakująco głową. W tym momencie Kurai oparł się o
ścian. Wygląda to trochę jakby miał to wszystko gdzieś, jednak
nic bardziej mylnego. Natomiast Volaure przypalił sobie papierosa,
zaciągnął się i mówił dalej:
-
Nie dobrze. Ile wiedzą?
-
W sumie nie wiele, ale przez nasze zachowanie wzbudziliśmy ich
podejrzenia. - odparł Otachi.
-
Oni są sprytniejsi niż wyglądają. Eh, nawet oni nie powinni o tym
wiedzieć. Im mniej osób wie tym lepiej. - odparł książę.
-
No ale Twoją reputacje da się chyba jakoś naprawić?
-
Moja nadszarpnięta reputacja to pestka. Widzisz Otachi, jeśli ta
wiedza będzie krążyła po Zekeren to może ściągnąć naprawdę
straszliwe kłopoty. Na tym statku jest bardzo wiele istot które
mogę te wiedzę wykorzystać przeciwko nam i może się stać
krzywda nie tylko Wam ale i Waszej siostrze. Ta cała tajemnica jest
dla waszego dobra. Załóżmy, że ta wiedza dotarła by przypadkiem
do Darkaril'a. Ten brutal, po raz zyska dodatkową motywacje to
wygrania turnieju, a po dwa kiedy dostanie ją w swoje łapy to zrobi
z nią straszliwe rzeczy i to takie o którym wam się nie śniło
nawet w najgorszych koszmarach. Pomyśl sobie nie dość, że to
neczanka wody to jeszcze dziewczyna największego rywala. Taki kąsek
nie zdarza się codziennie.
-
Rozumiem i wiem czemu ta wiedza nie powinna wychodzić na jaw, ale
bliźniaki są w porządku i Ty dobrze o tym wiesz. Poza tym obawiam
się, że na dniach wyciągną te wiedzę od nas. Kurcze źle się z
tym czuje. Mam wrażenie, że wypieramy się jej i nie przyznajemy
się do niej.
-
Nie wypieracie się jej. Słuchaj Otachi – w tym momencie Volaure
podszedł, do niego i położył mu ręce na ramionach, a następnie
mówił dalej - kochacie ją i bardzo tęsknicie za nią. Jej los
nie jest Wam obojętny. To jak najbardziej normalne. Jednak dla jej
dobra nie rozmawiacie o niej z nikim poza sobą. Robiąc to będziecie
ją chronić. Wbrew pozorom nie robicie nic złego. Wy nie mówicie
przecież, że nie znacie jej.
-
Ano nie mówimy tego.
-
Ja wiem, że jest Wam bardzo ciężko, ale to co robicie pomaga w
utrzymaniu jej bezpieczeństwa. Pomyśl, że utrzymanie tego w
tajemnicy to najszlachetniejszy czyn wypełniony miłością. Zaraz
po turnieju wszystko wróci do normy. Bądźcie wytrwali i asertywni.
Po
tych słowach Volaure odsunął się od Otachiego i zaciągnął się
po raz kolejny, A Otachi spytał:
-
Spoko rozumiem. A co zrobimy z bliźniakami?
-
Na razie nie rozmawiajcie z nimi o tym. Ja z Kurai'em pomyślimy co
zrobić z tym fantem. Nie martw się. Pamiętasz obiecałem, że
dopilnuje aby się nic jej nie stało i tak będzie.- powiedział z
uśmiechem Volaure.
************
-
Kurcze ale się walki póki co poprzestawiały. - stwierdził Hachi
siedząc przy stole nad planem walk.
-
Hmmm... Pierwsza walka odbyła się planowo wieczorem, kolejna rano,
następna wczesnym popołudniem, potem walka Kurai'a odbyła się
rano ...hmm...potem kolejna walka była wczesnym wieczorem, a walka
Darkarila późnym wieczorem. Następnie walka Detiego odbyła się
dzisiaj rano, a następną mamy dzisiaj wieczorem. - odparł Otachi
studiując plany zawodów.
-
Z tego wynika, że jak dobrze pójdzie to pierwsza walka ćwierć
finały będzie jutro rano. Swoją drogą słyszałem, że potem będą
pilnować aby walki odbywały się dwa razy dziennie, ale ponoć może
się zdarzyć walka na cały dzień.
-
Ja słyszałem, że zazwyczaj na półfinały rezerwuje się całe
dnie. Wiesz aby walka mogła się toczyć swoim torem, oraz aby móc
posprzątać i przygotować arenę do kolejnej walki. Tym samym
według tego co słyszałem to walki półfinałowe i finałowa
trwają aż 3 dni.
-
E to i tak, nie długo bynajmniej według teorii. Bo to wszystko by
oznaczało, że za jakieś 5 dni zobaczymy Riną. - powiedział
radośnie i optymistycznie Hachi.
-
To już niedługo, oby Kurai wygrał.
-
No, ten cały Darkaril jest strasznie brutalny i zapewne jest ciężkim
przeciwnikiem.
-
Kurai jak dojdzie do walki z nim to na pewno go pokona. - powiedział
z wielkim uśmiechem Otachi.
************
Wielka
przestronna sala, swoją wielkością przypomina rozmiar areny do
walk. Samej areny bez trybun. Wygląda na to, że to wspaniałe
miejsce na trening smoków. W tym miejscu na pewno mogą poczuć się
swobodnie i się rozruszać. Hachi i Otachi oglądają sale z wielkim
podziwem. Ich zafascynowane spojrzenia, aż błyszczą i są pełne
podziwu. Nagle w sali pojawiły się dwa wielkie smoki, które
otoczyły naszych bohaterów. Z jednej stroni nadal zafascynowani, a
z drugiej zdezorientowani patrzyli smokom w oczy. W tym momencie do
sali weszli Deti i Myo.
-
Gryzą? - spytał Hachi.
-
Nie połykają w całości. - odparł z uśmiechem Myo.
-
Hehehe, nie akurat nasze smoki są łagodne.- wtrącił Deti również
z uśmiechem.
-
To mówicie, że nigdy nie dosiadaliście smoka? - spytał Myo.
-
A no nie mieliśmy jeszcze okazji. - powiedział zafascynowany
Otachi.
W
tym momencie Deti i Otachi podeszli do Arygrosa, a Myo i Hachi
podeszli do Eragrosa. Bliźniaki poklepali swoje smoki po szyjach a
następnie po karkach. Na ten gest smoki grzecznie się położyły
na ziemi, a Myo powiedział:
-
Dobra Panowie no to wsiadamy.
-
Jak? - spytał Hachi.
-
Normalnie jak na konia.- powiedział Deti.
-
Tyle, że koń jest dużo mniejszy. - stwierdził Hachi.
-
Heheheh tylko odrobinę. - zaśmiał się Myo.
W
tym momencie Deti oparł swoje dłonie na grzbiecie smoka, lewą nogę
postawił na łokciu lewej łapy swojego smoka. Następnie podbił
się do góry i usiadł okrakiem na smoku i powiedział z uśmiechem:
-
Widzicie dokładnie tak samo wsiada się na konia czy też Inumę,
tyle że zamiast strzemion jest łokieć smoka.
-
Spójrzcie on siedzi tak, że można by było przeprowadzić linię
prostą przez jego bark i piętę, przechodzącą przez biodro. Jego
plecy są proste, a wzrok skierowany między rogami i uszami smoka i
sięga ponad nie. - powiedział Myo pokazując to co mówi na swoim
bracie.
-
Dobra teraz wy. - powiedział Detii zsiadając ze smoka.
Neczańczycy
popatrzyli po sobie. Po chwili Otachi podszedł do Arygrosa, oparł
swoje ręce na jego grzbiecie, oparł nogę na łokciu smoka i
przykucnął na tyle ile pozwalała mu przyjęta pozycja. Następnie
wypił się mocno w górę. Przytrzymał się na wyprostowanych
rękach i dosiadł okrakiem smoka.
-
Whoa, to jednak nie jest aż tak trudne jak się wydaje. - stwierdził
Otachi.
-
Spoko Stary prawie dobrze. Tyle, że wiesz powinieneś siedzieć
przodem do głowy smoka a nie jego ogona. - powiedział śmiejący
się Myo.
-
Hehehehhee oryginalne. - śmiał się Deti.
Hachi
śmiał się równie głośno co bliźniaki. Otachi natomiast zrobił
zakłopotana minę, oparł dłonie na grzbiecie smoka a następnie
okręcił się. Kiedy wylądował rozejrzał się, kiwnął
potakująco głową i powiedział z uśmiechem:
-
Teraz dobrze.
-
Ślicznie – Odparł Hachi.
-
Dobra, zamiast się śmiać dawaj teraz Ty wsiadaj. - powiedział
stanowczo Myo.
Hachi
podszedł do Eragrosa i wykonał dokładnie to co zostało mu
pokazane już dwa razy. Nie minęła nawet chwila a Hachi siedział
już prawidło na smoku. Kiedy tylko zasiadł to powiedział:
-
No i kto jest mistrzem?
-
Jak na dwa pokazy sztuki wsiada to i tak masz farta, że nie spadłeś.
– dogryzł mu z uśmiechem Otachi.
************
Biały,
lśniący i dobrze oświetlony korytarz. Elegancko ubrany Carmen
idzie tym korytarzem mijając różne drzwi. Ma on na sobie
pomarańczową koszulę na krótki rękaw, na którą ma założoną
czarną, smukłą kamizelkę od garnituru oraz czarne spodnie
wyprasowane w kant. Całości dopełnia żółty krawat schowany pod
kamizelką. Widać jego fragment i tzw główkę. Jego błyszczące
granatowo szare włosy są ładnie zaczesane. W prawym ręku trzyma
laskę z okrągłą buławą. Z punktu widzenia ineevin'czyka taki
ubiór jaki ma właśnie na sobie to ubranie się na tzw. luzie.
Po
chwili podszedł on do drzwi obok których widniał numer QYI 1512,
zatrzymał się, lekko poprawił a następnie zapukał buławą
swojej laski. Nikt jednak nie otwiera, więc zapukał ponownie. Tym
razem drzwi otworzyły się. Kiedy tylko się uchyliły dało się
słyszeć muzykę jak z najlepszych dyskotek, a oczom Carmen ukazał
się Kurai. Wygląda tak jakby właśnie wyszedł spod prysznica. Ma
na sobie jedynie niebieskie dżinsy z czarnym paskiem. Na jego nagim
torsie błyszczała jeszcze niewytarta woda oraz jego wisiorek z
symbolem, który kiedy jest mokry wspaniale skupia światło. Na szyi
miał przewieszony biały i wilgotny ręcznik. Widocznie przed chwilą
jeszcze wycierał w niego włosy.
-
Witam Chłopcze, przepraszam chyba pomyliłem pokoje. Szukam dwóch
przeuroczych panienek o imionach Kiazu i Diuna. Wiesz może gdzie
znajdują się ich komnaty? - spytał Carmen.
Kurai
wykonał gest zapraszający przybysza do środka. Kiedy tylko
ineevin'czyk przekroczył próg, zamknął za nim drzwi i
powiedział:
-
Są w pokoju po Twojej prawej stronie i radzę poczekać na przerwę
między piosenkami.
Carmen
odwrócił się w swoje prawo i spytał:
-
W tym, który jest teraz na wprost mnie i dochodzi z niego ta muzyka?
Kurai
nic mu nie odpowiedział, jedynie potakująco kiwnął głową.
Następnie zarzucił ręcznik na głowę i zaczął ponownie ją
wycierać jednocześnie idąc z powrotem do łazienki, a
iniveen'czyk śledzący go wzrokiem powiedział:
-
Dziękuję.
Carmen
nie śledził go wzrokiem aby patrzeć na jego wyrzeźbiony tors,
tylko po to aby patrzeć na rozmówcę, gdyż jest on bardzo dobrze
wychowany. Kurai nie odwracając się do niego uniósł lewą rękę
z otwartą dłonią do góry. Przybysz lekko się uśmiechnął a
następnie udał się do wskazanych drzwi. Kiedy muzyka na chwilę
ucichła, zapukał buławą od laski w drzwi. Tym razem nie musiał
długo czekać na ich otwarcie. Muzyka zrobiła się głośniejsza a
w drzwiach stała Kiazu.
-
Hej Diunka ścisz trochę … - muzyka nieco przycichła. - Cześć
Carmen. - powiedziała Kiazu z uśmiechem.
-
Witam drogie panie. - odparł szarmancko ineevin'czyk.
-
O cześć Carmen. Jak się tu dostałeś? - wtrąciła się Diuna,
która podeszła do drzwi.
-
Kurai mnie wpuścił.
-
O to Kurai jest w domu? Myślałam, że jest z Kronosem. - odparła
zdziwiona Kiazu.
-
Tak jest i zdaje mi się, że przerwałem mu kąpiel.
-
Nie przejmuj się – stwierdziła Kiazu z promiennym uśmiechem.
-
Swoją drogą w innych warunkach pomyślałabym, że kąpiel o tej
porze oznacza randkę, ale Kurai i randka. Hahahaha.- wtrąciła z
uśmiechem Diunka.
-
Wybaczcie, lecz mówiłyście, że był u Kronosa. Przy smokach
zawsze jest dużo pracy, którą jak mi wiadomo Kurai wykonuje sam.
To bardzo ciężka i dość brudna praca. Mycie smoka, sprzątanie
legowiska czy nawet karmienie to brudna część pracy przy smoku i
dobre wychowanie nakazuje odświeżenia się po niej. - powiedział
dostojnie ineevin'czyk.
-
To wiele wyjaśnia – stwierdziła speszona Diunka której żart
najwyraźniej nie wyszedł.
-
Szanowne Panie czy zechciałybyście mi towarzyszyć w drodze na moją
walkę a następnie czy zechciałybyście udać się ze mną na
wspólną kolacje? - pytał szarmancko Carmen.
-
Jasne, z miłą chęcią. - odparła bez chwili namysłu Kiazu.
-
Spoko. - odpowiedziała Diuna.
-
Świetnie. Drogie Panie. - stwierdził Carmen proponując aby wzięły
go pod ręce.
Dziewczęta
wyłączyły muzykę i już po chwili cała trójka udała się do
drzwi wyjściowych. Ineevin'czyk otworzył drzwi, przepuścił panie
przodem i wychodząc powiedział:
-
Kurai, My wychodzimy.
************
Wygląda
na to, że dzisiaj loża księcia przeżywa prawdziwe oblężenie.
Jest tam siedzący na kanapie i palący Volaure. Kurai oparty o okno
wychodzące na arenę, oraz Bliźniaki, Otachi i Hachi siedzący na
dodatkowej kanapie przed księciem.
-
Ej ...Volaure po co nas tu wszystkich ściągnąłeś? - spytał
zdziwiony Deti
- Właśnie przecież tam na dole zaczyna się zaraz walka … - wtrącił Myo.
- Właśnie przecież tam na dole zaczyna się zaraz walka … - wtrącił Myo.
-
Powiedzcie mi wszystko co wiecie o nagrodzie. - stwierdził chłodno
władca.
-
No, jest ładną neczanką, wody. - powiedział Deti.
-
Hmm... co więcej na oko jest jakoś w wieki Hachiego i Otachiego. -
wtrącił Myo
-
Jest cenną nagrodą... no i Ci dwaj i ich siostry nazywają nagrodę
Ri.. - dopowiedział Deti.
-
No właśnie! I potem ktoś zawsze przerywa osobie mówiącej, tak
jakby coś ukrywali. - napomknął Myo.
Książę
się zaciągnął, wolno wypuścił dym a następnie chłodno,
groźnie i stanowczo powiedział:
-
Po pierwsze wszystko co zostanie powiedziane w tym pokoju nie ma
prawa opuścić jego ścian i zostaje między naszą szóstką.
Rozumiemy się?
-
Tak jak najbardziej – odpowiedzieli zgodnie bliźniacy.
-
Świetnie. Nagrodą jest Rina Ryu i jest ona trzecią siostrą
chłopaków. Moi ludzie mnie zawiedli i ją porwali. Już
odpowiedzieli za ten czyn, więc mniejsza o to. ...
-
To wiele wyjaśnia, skąd te tajemnice o trzeciej siostrze. -
przerwał władcy Myo.
-
Eh, zdarzył się nie fortunny wypadek i poco ta cała tajemnica?
Przecież Twoja reputacja praktycznie na tym nie ucierpi. -wtrącił
Deti.
-
To też tłumaczy skąd Kurai na turnieju, zapewne został przez was
wynajęty do odbicia jej nie? - powiedział pewnym głosem Myo.
-
Możecie mi nie przerywać. - warknął władca.
-
Oczywiście Panie. - odparł skruszony Deti.
Książę
ponownie się zaciągnął i spokojnie powiedział:
-
Moja reputacja to pikuś, zwłaszcza, że zapewne cały Zekeren
słyszał moją rozmowę z sprawcami tej całej sytuacji. A wracając
do tematu to nie chciałbym aby ta wiedza dotarła do Darkarilla bo
to zmotywuje go do brutalności i unicestwienia. To jest tajemnica.
Głównie dla tego aby nie wybuchły dodatkowe zamieszki i inne
burdy.
Zapadła
cisza. Bliźniacy z niedowierzaniem patrzyli na księcia. Nie mogli
uwierzyć własnym uszom. Po chwili Myo wydusił z siebie:
-
W sumie … to tajemnica zaczyna mieć sens ….
-
Nie no nikomu nie powiemy, i w razie co wiemy komu oddać nagrodę. -
stwierdził Deti.
-
Przepraszamy, ale nie mogliśmy Wam powiedzieć o Rinie. - powiedział
Hachi.
-
To wszystko robiliśmy dla jej dobra. - dopowiedział Otachi.
-
Nie no spoko chłopaki, nic się nie stało. - odpowiedział Deti z
uśmiechem.
-
Heheh, kurcze ściągnęliście naprawdę dobrego zawodnika, więc
macie dużą szansę aby odzyskać siostrę. - dopowiedział Myo.
-
Panowie, pamiętajcie, że ta wiedza jest wiedzą tajemną. - wtrącił
Volaure, po czym zgasił papierosa i dopowiedział groźnie – Jeśli
ta wiedza opuści ten pokój to każdy kto się wygada będzie miał
ze mną do czynienia. A jeśli ta wiedza dojdzie do jakimś cudem do
Darkarilla to popamiętacie mnie.
-
No jakby ta wiedza dotarła do pewnych osób to mogłoby być ostro.
Zupełnie jak za starych czasów. Ja nie pisnę nikomu ani słowa. -
powiedział Deti
-
Ta … Spoko rozumiemy. Ja też nie pisnę, ale mam jeden warunek. -
dopowiedział Myo.
-
Że chłopaki opowiedzą nam trochę o niej i będą z nami otwarcie
o niej rozmawiać.
-
Nie ma problemu. - powiedział radośnie Otachi.
-
Dobra wybaczcie ale chcielibyśmy zobaczyć jeszcze kawałek walki. -
zmienił temat Myo.
-
Dobrze idźcie już, ale pamiętajcie, że macie nikomu o tym nie
mówić. - powiedział książę.
-
Nie mówić o czym? - odpowiedział Deti z uśmiechem i przymrużeniem
oka.
Władca
tylko się uśmiechnął. Bliźniaki już miały wyjść, ale Myo się
zatrzymał i spytał:
-
Swoją drogą Kurai kto ma przewagę?
-
Carmen. - odparł Kurai nie odwracając się.
-
Przewaga nic nie oznacza jeszcze Akime może wygrać. - wtrącił z
uśmiechem Deti.
-
Na odwet już za późno. Właśnie ogłosili zwycięstwo Carmen. -
rzucił Kurai.
-
Już tak szybko? No to ja w takim układzie spadam spać. Jutro rano
otwieram ćwierćfinały i nie chciałbym na nie zaspać.- Powiedział
Myo
-
My też uciekamy, mamy zaproszenie od Carmen na kolacje. - wtrącił
Otachi.
Po
tych słowach cała czwórka wyszła, więc w komnacie pozostał
tylko władca i Kurai. Po chwili księże zapalił kolejnego
papierosa i spytał:
-
Przyjacielu czy Tobie też się nie podoba naszyjnik Myo?
-
Tak, taki zupełnie nie jego. - odpowiedział Kurai.
-
Nie ująłbym tego lepiej Przyjacielu. - odparł Volaure, po czym
ponownie się zaciągnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz