poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 48





... Roślinny powiew wiatru ...”



Wszechogarniająca ciemność. Nagle odezwał się dobrze znany już nam donośny głos.
- Witamy wszystkich na naszej wspaniałej wyczyszczonej arenie! Skoro tu jesteśmy to już czas na kolejna wspaniałą walkę! Dzisiaj czeka nas walka pomiędzy Suod i smokiem Bieno!
W tym momencie cztery mocne reflektory skupiły swoje światło po prawej stronie areny. Stał tam fioletowo niebieski smok z biało-czarnymi skrzydłami, uszami i rogami. Na jego grzbiecie siedzi czarnowłosy mężczyzna z brzuszkiem. I o piwnych oczach. Ma on na sobie biało kremową luźna szatę.
- A Detim i jego smokiem Arygros!
W tym momencie cztery światła rozświetliły lewą stronę areny. A tam … okazało się, że nikogo nie ma. Lewy narożnik areny był kompletnie pusty. Nastała niezręczna cisza, którą wkrótce przerwał komentator:
- Proszę państwa mamy bardzo dziwną sytuację. Co na to sędziowie?
W tym momencie główny sędzia, stojący pośrodku areny po chwili ciszy powiedział:
- Według regulaminu Deti i smok Arygros mają dziesięć minut na pojawienie się na arenie. Jeśli nie pojawią się w tym czasie to przegrają walkowerem!
Sędzia odwrócił się i klasnął w dłonie. Na szybie loży księcia pojawił się wielki stoper z czerwonymi cyframi, ustawionymi na dziesięć minut. Główny sędzia machnął prawą ręką mówiąc:
- Mają 10 minut od teraz!
W tej samej chwili stoper ruszył i zaczął tym samym niemiłosiernie odliczać czas.
Gdzieś na trybunach siedzi cała nasza piątka. Nie mogą uwierzyć w to co widzą. Przez te kilka dni poznali już całkiem nieźle bliźniaków i wiedzieli, że oddanie walki walkowerem to nie w ich stylu. Wszyscy zaczęli się zastanawiać co się stało.
- Kurcze to nie możliwe. Coś się musiało stać.- powiedział z zaniepokojeniem Hachi.
- Myo tez nigdzie nie widzę. - wtrąciła Diuna.
- My tu gadu gadu a czas leci. Hachi chodź idziemy. - powiedział Otachi, który wstał i pobiegł do wyjścia.
- Ej! Stary czekaj! - stwierdził Hachi ruszając w pogoń za bratem.



************


Łup, łup,łup, bach. Otachi stanowczo dobijał się do wielkich stalowych drzwi. Nikt jednak nie otwierał. Neczani się jednak nie poddawał i walił dalej. Po chwili zaczął krzyczeć:
- HEJ CHŁOPAKI TO MY! JEŚLI TAM JESTEŚCIE TO OTWÓRZCIE!
W tym momencie masywne drzwi otworzyły się, a chłopakom ukazał się potargany, zaspany Deti, który tarł oczy. Ubrany jest on w niebieskie luźne piżamowe spodnie i białą luźną podkoszulkę. Po chwili ziewnął i powiedział bardzo zaspanym głosem:
- Siema Chłopaki co jest?
- Stary zbieraj się masz walkę. - powiedział zdenerwowany Hachi.
- No mam, ale luz jest dopiero o 10, mam jeszcze masę czasu. - odparł zaspany Deti.
- Deti już jest 10! - uświadomił go Hachi.
- Nie wkręcaj mnie...
- Słuchaj Stary sędziowie dali Ci 10 minut na pojawienie się na arenie inaczej przegrasz walkowerem. - powiedział stanowczo Otachi.
W tym momencie Deti spojrzał na zegarek wiszący przy drzwiach i nagle zdawał się obudzić.
- Masz jeszcze niecałe 5 minut stary. - wtrącił Hachi.
- O RANY BOGA ZASPAŁEM! - wrzasnął stanowczo już obudzony Deti.
- Czego tak krzyczycie? - spytał równie zaspany Myo.
Jest on ubrany dokładnie tak samo jak jego brat. Otachi i Hachi nie czekali na więcej wyciągnęli bliźniaków za ręce z domu i trzymając ich nadal zaczęli biec. Po chwili zaczęli sami biec.
- Ej ludzie co się dzieje? - wtrącił Myo.
- ZASPAŁEM NA WALKĘ! - odkrzyknął jego brat.



************



Nagle Hachi, Otachi i Myo wpadli na trybuny. Stoper pokazywał minutę do końca.
- No dalej Deti dawaj! - powiedział Myo.
Czas leciał niemiłosiernie szybko, a lemurowata furra nie pojawiała się na arenie. Po chwili zaczęło się wielkie odliczanie komentatora:
- 10 ...9 ...8...7...6...5...4...3 …
Nagle wielkie białe smoczysko, z niebieskimi skrzydłami uszami i rogami pojawiło się na arenie. Smok wylądował na ziemi, aż uniosła się warstwa kurzu i pyłu. Kiedy cały pył opadł to okazało się że to przybył Arygros wraz ze swoim towarzyszem Detim.
- Proszę Państwa wielkie brawa. Zdążyli! W ostatniej chili zdążyli! A to oznacza, że możemy wreszcie zacząć kolejną walkę. Przypominam w lewym narożniku Suod ze smokiem Bieno natomiast w prawym narożniku jest Deti i smok Arygros!
Tłumy oszalały w wiwatach. Walka wreszcie mogła się zacząć bez żadnych obaw. Sędzia dał znać do rozpoczęcia walki. W tym momencie na arenie zaczął wiać bardzo silny wiatr. Biemo dodatkowo przeraźliwie ryczał. Lemurowata furra jest narwana i nie czekając na atak przeciwnika. Sam postanowił przeprowadzić atak. Arygros ryknął, a po chwili nie wiadomo skąd zaczął padać drobniutki biały i puszysty śnieg. Miotany był wiatrem który nadal wiał.



************


Jasny, biały korytarz. Znajduje się on nieopodal areny jednak jest dobrze wygłuszony, gdyż nie słychać ani odgłosów walki, ani tłumów. W sumie w korytarzu panuje dość nie naturalna cisza. Nagle tę przeszywającą ciszę przerywa pukanie w metalowe drzwi. Po dłuższej chwili drzwi otworzyły się a zgłębi pomieszczenia rozległ się głos:
- Wejść.
Osoba przekroczyła próg, zamknęła za sobą drzwi, i spojrzała przed siebie. Oczom tej osoby ukazał się palący książę, oglądający walkę ze swojej loży. W przeciwieństwie do innych loży, loża władcy to przestronna komnata z wielką i mocną szklaną ścianą skierowaną na arenę. Doskonałe miejsce do obserwacji walki. Całość wygląda jak dość spory pokój z pięknym widokiem na ogród. Znajduje się tam niewielka kuchnia, drzwi za którymi zapewne znajduje się łazienka no i wspaniale umeblowany pokój. W takim miejscu spokojnie można by było zamieszkać, a nie tylko oglądać walki. Zewnątrz praktycznie nie widać księcia ani tego co dzieje się w pomieszczeniu, gdyż szklana ściana z zewnątrz wygląda jedynie jak lustro. To wszystko przypomina działanie weneckiego lustra.
Po chwili Volaure spojrzał na przybysza, podszedł do niego i powiedział:
- Kurai jak miło Cię widzieć, tak myślałem że to Ty.
Po tych słowach książę przesunął się do niego i lekko się nachylił. Ich usta były coraz bliżej i bliżej. Już prawie się zetknęły, kiedy Kurai, odwrócił głowę lekko w lewo, a władca odsuwając się powiedział z uśmiechem:
- No tak, znowu klapa. Zobaczysz jeszcze Cię dorwę. - mrugnął okiem i szybko dodał – to co Cię do mnie sprowadza? Chcesz obejrzeć walkę z najlepszego miejsca?
- Nie to nie to.
W tym momencie wyjął z kieszeni niewielką paczuszkę z kokardą. Owa paczuszka wygląda jak nie wielkich rozmiarów prezent. Widząc to Volaure szybko powiedział:
- No wiesz co łapówki mi dajesz, przecież wiesz, że Cię lubię i bez nich.
- Najlepszego. - odparł Kurai.
- No proszę pamiętałeś. - powiedział książę z promiennym uśmiechem. Następnie wziął paczuszkę od Kurai'a przyjrzał się jej nie otwierając jej i powiedział radośnie:
- Dzięki. Hmmm... czyżby paczka szlugów?
- Odpakuj i sam zobacz.
Nie trzeba było namawiać Volaure aby ją otworzył. Praktycznie odkąd ją tylko ujrzał bardzo chciał ją otworzyć. Delikatnie złapał za jeden z końców kokardki,stanowczo pociągnął i rozwiązał ja jednym ruchem. Następnie otworzył pudełko. W środku znajdowała się ofoliowana paczka wielkości paczki szlugów. Na pierwszy rzut oka nawet tak wyglądała. Władca wyjął ostrożnie zawartość prezentu i otworzył go dalej. Okazało się, że to paczka pełna lizaków która symuluje paczkę szlugów. Książę patrzył na podarek jeszcze przez chwile. Jego oczy aż błyszczały z radości. Dopiero po paru chwilach bardzo szczęśliwy Volaure powiedział:
- ŁAŁ! Lizaki! Uwielbiam Lizaki! Dzięki Stary! Ja i mój zwierzaczek bardzo się cieszymy na taką osłodę życia.
Po tych słowach podał rękę Kurai'owi i przytulił go po przyjacielsku na tzw niedźwiedzia.
- Dokończę fajka i z chęcią „zapale szluga” od Ciebie. - powiedział uradowany władca.
- No ja myślę. - odparł z lekkim uśmiechem Kurai.
- Dawno nie dostałem tak fajnego prezentu. Widać, kto zna mnie najlepiej. A dostane urodzinowego buziaka? - stwierdził książę.
- Rozczaruje Cię bo nie dostaniesz. Wieczorem pewnie jak zwykle huczna impreza?
- Szkoda, no ale przynajmniej mam paczkę wspaniałych Lolipapków. - powiedział radośnie książę a następnie dodał. - Niestety nie. Staram się nie urządzać imprez w trakcie trwania turnieju, zwłaszcza z zwolennikami starego prawa na pokładzie. To by było bardzo nie rozsądne. Za to impreza na zakończenie turnieju będzie dodatkowo moją urodzinową. Gdzie moje maniery usiądziesz i napijesz się czegoś? A może chcesz spróbować mojej kuchni? Nie czekaj mam lepszy pomysł wspólne gotowanie przy walce co Ty na to.?
Władca szeroko się uśmiechał i był przepełniony radością.
- Dobra niech będzie. W końcu jesteś dzisiaj Jubilatem. Tyle mogę dla Ciebie zrobić.
- Och łaskawco. Gotowanie zamiast urodzinowego buziaka. Jak widać musi mi wystarczyć. Kiedyś mi się uda. Hehehehe … dawno nie gotowaliśmy razem co?
- Tak, minęło już parę lat.
Po tych słowach obaj udali się do kuchni. Władca zgasił papierosa a następnie przepełniony radością „zapalił” sobie lizaka”. W międzyczasie nad wyspą kuchenną pojawił się wielki telewizor, na którym było można obserwować walkę.
- Mniam naprawdę dobre.- powiedział Volaure.
- Ciesze się, że Ci smakują.
Po chwili starzy przyjaciele zabrali się do wspólnego gotowania.


************


Zaspany Deti bardzo szybko się obudził. Cała walka nie trwała za długo. Suod i Bieno są bardzo młodzi i popełnili masę błędów. Poważnym błędem było postawienie tylko i wyłącznie na atak. Wszyscy zawodnicy znają tę dewizę, że najlepszą obroną jest atak, ale bez przesady. Iniwińczyk i jego smok atakowali wszystko co się ruszało i nie ruszało. Tym samym marnowali straszne pokłady energii. Jak nie trudno się domyśleć spora część ataków nie trafiała w przeciwników. Lemurza furra wraz ze swoim smokiem doskonale to wykorzystali i kilkoma celnymi atakami powalili przeciwników na deski. Tłumy szalały.
- Walkę wygrywa Deti wraz ze smokiem Arygros!
Unosili się oni triumfalnie w powietrzu. Widownia oszalała.
- Phi to nie była niewiarygodna walka – powiedziała Diuna.
- Bo to dopiero pierwsze walki. Ćwierć finały będą lepsze. A pół finał i finał to dopiero będzie widowisko. Wiesz póki co te walki co się właśnie odbywają to tak zwane walki przesiewowe. Tutaj jest w miarę łatwo wygrać. Zabawa zaczyna się jak najlepsi z walk przesiewowych są już w ćwierć finale. Potem jak wygrani walk ćwierćfinałowych dochodzą do półfinału to już emocje są naprawdę spore. A finał. A finał to najlepsze widowisko. Dwie najlepsze drużyny sezonu walczą o wygraną. - powiedział spokojnie i z pasją w głosie Myo.
- Czyli najlepsze walki dopiero przed nami? - spytała Diuna.
- O tak! - powiedział radośnie Myo.
- I pomyśleć, że Deti mógłby odpaść z turnieju przez zaspanie. -powiedział Hachi.
- To takie w naszym stylu – powiedział Myo.
W tym momencie Kiazu wstała i zaczęła krzyczeć machając:
- HEJ DETI! DETI!
W hałasie całych tłumów ludzi wojownik na pewno tego nie usłyszał. Natomiast zauważył machająca do niego Kiazu. Podleciał do niej. Podmuch jaki wywołały skrzydła potargał bardzo wiele osób. Po chwili powiedział:
- Hej Dziewczyny co tam?
- Słuchaj Deti czy mogę się przelecieć z Tobą na Twoim smoku? - spytała Kiazu z błyszczącymi proszącymi oczkami.
- W sumie ja nie widzie przeszkód. A ty Arygros zgadzasz się?
Wielkie smoczysko potrząsnęło głową i ryknęło.
- Heheh. On też się zgadza. - powiedział z uśmiechem Deti.
Po chwili Lemurza furra podał jej prawą rękę. W momencie jak ona złapała jego rękę, to Deti przyciągnął ją mocno do siebie i posadził za sobą.
-Trzymaj się mocno.
Po tych słowach Kiazu objęła go w pasie i przesunęła się lekko do przodu, a następnie powiedziała z uśmiechem:
- Dobra możemy ruszać!
Tuż po jej słowach smok ruszył. Wzbił się wysoko w powietrze i zrobił kilka obrotów. Następnie zrobił wspaniałą pętlę i kilka wspaniałych rund wokoło areny. Uśmiechnięta Kiazu radośnie krzyczała jak na przejażdżce na wielkiej kolejce górskiej. Deti uśmiechał się tylko pod nosem. Tłumy wiwatowały i nadal skandowały imię zwycięscy. Cała przejażdżka trwała zaledwie kilka minut, ale była wspaniałym przeżyciem.
- Szkoda, że Rina nie może tego zobaczyć. - powiedział Otachi.
- Ona sama chętnie by to przeżyła. - wtrącił Hachi.
- Tęsknie za nią. - odarł posmutniały Otachi.
- Ja tez,Brachu ja też. - powiedział Hachi.
- Wiecie co? Mi tez jej strasznie brakuje. - wtrąciła Diuna.
- Rina, kocha smoki, ten turniej byłby dla niej niesamowitym przeżyciem. - stwierdził Otachi.
- Nie rozumiem czemu jej z Wami nie ma, ale wiecie można pogadać z księciem i polecieć po nią. - wtrącił z uśmiechem Myo.
- Ale ona tu …
W tym momencie Diuna wbiła łokieć w brzuch Hachiego. A następnie powiedziała stanowczo:
- Musiała zostać w domu. Przyjedzie później.
- A no chyba,że tak. - powiedział podejrzliwie Myo.
Na koniec przejażdżki Kiazu dała Detiemu całusa w policzek i powiedziała zsiadając z powrotem na trybuny:
- Dzięki to była niezwykła przejażdżka.


************


- Hej Kurai!Zaczekaj! - krzyknął Otachi do przyjaciela idącego samotnie korytarzem.
W tym momencie Kurai zatrzymał się, po czym odwrócił się.
- Ciężko Cię ostatnio złapać. Słuchaj Stary możemy pogadać o nagrodzie? Tylko wiesz w jakimś ustronnym miejscu? - spytał cicho Otachi.
W tym momencie obaj znikli. Kurai gdzieś ich przeniósł. Przez chwile tam gdzie się znaleźli było ciemno. Jednak nagle rozległo się klaśnięcie i światło zapaliło się. Kiedy oczy Otachiego przywykły do nagłego światła jego oczom ukazał się nie wielki pokoik, w którym swobodnie mieszczą się dwie osoby. Stało tam parę ciemno brązowych regałów. Jedna dwudrzwiowa czarna szafa oraz pojedyncze łóżko przykryte czerwoną narzutą i jasno brązowa szafka nocna obok niego. Ściany są oliwkowo-białe i wiszą na nich dwa nie duże obrazu a może zdjęcia. Nie widać dokładnie, gdyż światło się w nich odbija i tak naprawdę wydają się być puste. Na całej podłodze jest ciemnoniebieski dywan. Na jednej ze ścian wiszą grube żółte zasłony, które sięgają prawie do podłogi. Sprawiają wrażenie jakby za nimi znajdowało się kolejne pomieszczenie. Cały pokój wygląda trochę chaotycznie, ale ma swój niepowtarzalny urok.
- Gdzie, gdzie my jesteśmy? - spytał oszołomiony Otachi.
- Nadal za Zekeren. - odparł Kurai.
Otachi rozglądał się po pomieszczeniu. Znajduje się w nim nie wiele rzeczy. Parę książek, trochę płyt, jakaś niewielka wieża z głośnikami i parę różnych innych drobiazgów, które wskazują na to, że ktoś ewidentnie tu mieszka bądź mieszkał. Oglądając to wszystko Otachi mówił:
- Kurcze dziwny ten pokój. Jest zupełnie inny niż reszta statku jaką mieliśmy okazję zwiedzać. - stwierdził Otachi.
- Ten pokój jest jedyny w swoim rodzaju, ale nie przeniosłem nas tutaj aby rozmawiać z Tobą o tym pomieszczeniu. - odparł mrocznie Kurai.
Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza, aż w końcu Otachi powiedział dość zakłopotanym głosem:
- Słuchaj Kurai co by się stało jakby ktoś z turnieju dowiedział się o naszym powiązaniu z nagrodą?
- Mogą wyniknąć z tego nie lada kłopoty. Komu o tym powiedzieliście?
- Nikomu … no ale … parę razy prawie wygadaliśmy się przy bliźniakach i mam wrażenie, że oni mogą coś podejrzewać. Myślę, że mogą od nas to wydusić na dniach.
- To nie zbyt dobre wieści. Volaure już wie?
- Nie jeszcze nie, najpierw wolałem poinformować o tym z Ciebie. Książę uprzedzał nas, aby ta wiedza nie ujrzała światła dziennego, ale przy bliźniakach rozmawiamy dosyć swobodnie. Oni są spoko. Volaure mówił, że jak to wyjdzie na jaw to ucierpi jego pozycja, no ale czemu nawet oni nie mogą wiedzieć? Przecież się z nim kumplują i raczej nie wykorzystali by tej wiedzy przeciwko niemu. Mam rację?
- To nie takie proste.
W tym momencie w pomieszczeniu pojawił się Volaure, który przerwał Kurai'owi mówiąc:
- Jestem najszybciej jak się dało. Wnioskuję z sms'a, że to ważne co jest? O cześć Otachi.
- Siema …Kiedy … Ty …. jak ... -odparł Otachi.
- No dobra Panowie co jest?
- Bo widzisz … - zaczął nieśmiało Otachi.
- Wybacz Stary, bez owijania w bawełnę. Szybko zgrabnie i na temat. - powiedział Stanowczo władca.
- Ogólnie prawie wygadaliśmy się o Rinie przy bliźniakach i myślę, że czegoś się domyślają. - odpowiedział Otachi.
Nastała chwila ciszy. Po czym książę spytał:
- Mogę zapalić?
Kurai odkiwnął mu potakująco głową. W tym momencie Kurai oparł się o ścian. Wygląda to trochę jakby miał to wszystko gdzieś, jednak nic bardziej mylnego. Natomiast Volaure przypalił sobie papierosa, zaciągnął się i mówił dalej:
- Nie dobrze. Ile wiedzą?
- W sumie nie wiele, ale przez nasze zachowanie wzbudziliśmy ich podejrzenia. - odparł Otachi.
- Oni są sprytniejsi niż wyglądają. Eh, nawet oni nie powinni o tym wiedzieć. Im mniej osób wie tym lepiej. - odparł książę.
- No ale Twoją reputacje da się chyba jakoś naprawić?
- Moja nadszarpnięta reputacja to pestka. Widzisz Otachi, jeśli ta wiedza będzie krążyła po Zekeren to może ściągnąć naprawdę straszliwe kłopoty. Na tym statku jest bardzo wiele istot które mogę te wiedzę wykorzystać przeciwko nam i może się stać krzywda nie tylko Wam ale i Waszej siostrze. Ta cała tajemnica jest dla waszego dobra. Załóżmy, że ta wiedza dotarła by przypadkiem do Darkaril'a. Ten brutal, po raz zyska dodatkową motywacje to wygrania turnieju, a po dwa kiedy dostanie ją w swoje łapy to zrobi z nią straszliwe rzeczy i to takie o którym wam się nie śniło nawet w najgorszych koszmarach. Pomyśl sobie nie dość, że to neczanka wody to jeszcze dziewczyna największego rywala. Taki kąsek nie zdarza się codziennie.
- Rozumiem i wiem czemu ta wiedza nie powinna wychodzić na jaw, ale bliźniaki są w porządku i Ty dobrze o tym wiesz. Poza tym obawiam się, że na dniach wyciągną te wiedzę od nas. Kurcze źle się z tym czuje. Mam wrażenie, że wypieramy się jej i nie przyznajemy się do niej.
- Nie wypieracie się jej. Słuchaj Otachi – w tym momencie Volaure podszedł, do niego i położył mu ręce na ramionach, a następnie mówił dalej - kochacie ją i bardzo tęsknicie za nią. Jej los nie jest Wam obojętny. To jak najbardziej normalne. Jednak dla jej dobra nie rozmawiacie o niej z nikim poza sobą. Robiąc to będziecie ją chronić. Wbrew pozorom nie robicie nic złego. Wy nie mówicie przecież, że nie znacie jej.
- Ano nie mówimy tego.
- Ja wiem, że jest Wam bardzo ciężko, ale to co robicie pomaga w utrzymaniu jej bezpieczeństwa. Pomyśl, że utrzymanie tego w tajemnicy to najszlachetniejszy czyn wypełniony miłością. Zaraz po turnieju wszystko wróci do normy. Bądźcie wytrwali i asertywni.
Po tych słowach Volaure odsunął się od Otachiego i zaciągnął się po raz kolejny, A Otachi spytał:
- Spoko rozumiem. A co zrobimy z bliźniakami?
- Na razie nie rozmawiajcie z nimi o tym. Ja z Kurai'em pomyślimy co zrobić z tym fantem. Nie martw się. Pamiętasz obiecałem, że dopilnuje aby się nic jej nie stało i tak będzie.- powiedział z uśmiechem Volaure.


************


- Kurcze ale się walki póki co poprzestawiały. - stwierdził Hachi siedząc przy stole nad planem walk.
- Hmmm... Pierwsza walka odbyła się planowo wieczorem, kolejna rano, następna wczesnym popołudniem, potem walka Kurai'a odbyła się rano ...hmm...potem kolejna walka była wczesnym wieczorem, a walka Darkarila późnym wieczorem. Następnie walka Detiego odbyła się dzisiaj rano, a następną mamy dzisiaj wieczorem. - odparł Otachi studiując plany zawodów.
- Z tego wynika, że jak dobrze pójdzie to pierwsza walka ćwierć finały będzie jutro rano. Swoją drogą słyszałem, że potem będą pilnować aby walki odbywały się dwa razy dziennie, ale ponoć może się zdarzyć walka na cały dzień.
- Ja słyszałem, że zazwyczaj na półfinały rezerwuje się całe dnie. Wiesz aby walka mogła się toczyć swoim torem, oraz aby móc posprzątać i przygotować arenę do kolejnej walki. Tym samym według tego co słyszałem to walki półfinałowe i finałowa trwają aż 3 dni.
- E to i tak, nie długo bynajmniej według teorii. Bo to wszystko by oznaczało, że za jakieś 5 dni zobaczymy Riną. - powiedział radośnie i optymistycznie Hachi.
- To już niedługo, oby Kurai wygrał.
- No, ten cały Darkaril jest strasznie brutalny i zapewne jest ciężkim przeciwnikiem.
- Kurai jak dojdzie do walki z nim to na pewno go pokona. - powiedział z wielkim uśmiechem Otachi.


************


Wielka przestronna sala, swoją wielkością przypomina rozmiar areny do walk. Samej areny bez trybun. Wygląda na to, że to wspaniałe miejsce na trening smoków. W tym miejscu na pewno mogą poczuć się swobodnie i się rozruszać. Hachi i Otachi oglądają sale z wielkim podziwem. Ich zafascynowane spojrzenia, aż błyszczą i są pełne podziwu. Nagle w sali pojawiły się dwa wielkie smoki, które otoczyły naszych bohaterów. Z jednej stroni nadal zafascynowani, a z drugiej zdezorientowani patrzyli smokom w oczy. W tym momencie do sali weszli Deti i Myo.
- Gryzą? - spytał Hachi.
- Nie połykają w całości. - odparł z uśmiechem Myo.
- Hehehe, nie akurat nasze smoki są łagodne.- wtrącił Deti również z uśmiechem.
- To mówicie, że nigdy nie dosiadaliście smoka? - spytał Myo.
- A no nie mieliśmy jeszcze okazji. - powiedział zafascynowany Otachi.
W tym momencie Deti i Otachi podeszli do Arygrosa, a Myo i Hachi podeszli do Eragrosa. Bliźniaki poklepali swoje smoki po szyjach a następnie po karkach. Na ten gest smoki grzecznie się położyły na ziemi, a Myo powiedział:
- Dobra Panowie no to wsiadamy.
- Jak? - spytał Hachi.
- Normalnie jak na konia.- powiedział Deti.
- Tyle, że koń jest dużo mniejszy. - stwierdził Hachi.
- Heheheh tylko odrobinę. - zaśmiał się Myo.
W tym momencie Deti oparł swoje dłonie na grzbiecie smoka, lewą nogę postawił na łokciu lewej łapy swojego smoka. Następnie podbił się do góry i usiadł okrakiem na smoku i powiedział z uśmiechem:
- Widzicie dokładnie tak samo wsiada się na konia czy też Inumę, tyle że zamiast strzemion jest łokieć smoka.
- Spójrzcie on siedzi tak, że można by było przeprowadzić linię prostą przez jego bark i piętę, przechodzącą przez biodro. Jego plecy są proste, a wzrok skierowany między rogami i uszami smoka i sięga ponad nie. - powiedział Myo pokazując to co mówi na swoim bracie.
- Dobra teraz wy. - powiedział Detii zsiadając ze smoka.
Neczańczycy popatrzyli po sobie. Po chwili Otachi podszedł do Arygrosa, oparł swoje ręce na jego grzbiecie, oparł nogę na łokciu smoka i przykucnął na tyle ile pozwalała mu przyjęta pozycja. Następnie wypił się mocno w górę. Przytrzymał się na wyprostowanych rękach i dosiadł okrakiem smoka.
- Whoa, to jednak nie jest aż tak trudne jak się wydaje. - stwierdził Otachi.
- Spoko Stary prawie dobrze. Tyle, że wiesz powinieneś siedzieć przodem do głowy smoka a nie jego ogona. - powiedział śmiejący się Myo.
- Hehehehhee oryginalne. - śmiał się Deti.
Hachi śmiał się równie głośno co bliźniaki. Otachi natomiast zrobił zakłopotana minę, oparł dłonie na grzbiecie smoka a następnie okręcił się. Kiedy wylądował rozejrzał się, kiwnął potakująco głową i powiedział z uśmiechem:
- Teraz dobrze.
- Ślicznie – Odparł Hachi.
- Dobra, zamiast się śmiać dawaj teraz Ty wsiadaj. - powiedział stanowczo Myo.
Hachi podszedł do Eragrosa i wykonał dokładnie to co zostało mu pokazane już dwa razy. Nie minęła nawet chwila a Hachi siedział już prawidło na smoku. Kiedy tylko zasiadł to powiedział:
- No i kto jest mistrzem?
- Jak na dwa pokazy sztuki wsiada to i tak masz farta, że nie spadłeś. – dogryzł mu z uśmiechem Otachi.

************


Biały, lśniący i dobrze oświetlony korytarz. Elegancko ubrany Carmen idzie tym korytarzem mijając różne drzwi. Ma on na sobie pomarańczową koszulę na krótki rękaw, na którą ma założoną czarną, smukłą kamizelkę od garnituru oraz czarne spodnie wyprasowane w kant. Całości dopełnia żółty krawat schowany pod kamizelką. Widać jego fragment i tzw główkę. Jego błyszczące granatowo szare włosy są ładnie zaczesane. W prawym ręku trzyma laskę z okrągłą buławą. Z punktu widzenia ineevin'czyka taki ubiór jaki ma właśnie na sobie to ubranie się na tzw. luzie.
Po chwili podszedł on do drzwi obok których widniał numer QYI 1512, zatrzymał się, lekko poprawił a następnie zapukał buławą swojej laski. Nikt jednak nie otwiera, więc zapukał ponownie. Tym razem drzwi otworzyły się. Kiedy tylko się uchyliły dało się słyszeć muzykę jak z najlepszych dyskotek, a oczom Carmen ukazał się Kurai. Wygląda tak jakby właśnie wyszedł spod prysznica. Ma na sobie jedynie niebieskie dżinsy z czarnym paskiem. Na jego nagim torsie błyszczała jeszcze niewytarta woda oraz jego wisiorek z symbolem, który kiedy jest mokry wspaniale skupia światło. Na szyi miał przewieszony biały i wilgotny ręcznik. Widocznie przed chwilą jeszcze wycierał w niego włosy.
- Witam Chłopcze, przepraszam chyba pomyliłem pokoje. Szukam dwóch przeuroczych panienek o imionach Kiazu i Diuna. Wiesz może gdzie znajdują się ich komnaty? - spytał Carmen.
Kurai wykonał gest zapraszający przybysza do środka. Kiedy tylko ineevin'czyk przekroczył próg, zamknął za nim drzwi i powiedział:
- Są w pokoju po Twojej prawej stronie i radzę poczekać na przerwę między piosenkami.
Carmen odwrócił się w swoje prawo i spytał:
- W tym, który jest teraz na wprost mnie i dochodzi z niego ta muzyka?
Kurai nic mu nie odpowiedział, jedynie potakująco kiwnął głową. Następnie zarzucił ręcznik na głowę i zaczął ponownie ją wycierać jednocześnie idąc z powrotem do łazienki, a iniveen'czyk śledzący go wzrokiem powiedział:
- Dziękuję.
Carmen nie śledził go wzrokiem aby patrzeć na jego wyrzeźbiony tors, tylko po to aby patrzeć na rozmówcę, gdyż jest on bardzo dobrze wychowany. Kurai nie odwracając się do niego uniósł lewą rękę z otwartą dłonią do góry. Przybysz lekko się uśmiechnął a następnie udał się do wskazanych drzwi. Kiedy muzyka na chwilę ucichła, zapukał buławą od laski w drzwi. Tym razem nie musiał długo czekać na ich otwarcie. Muzyka zrobiła się głośniejsza a w drzwiach stała Kiazu.
- Hej Diunka ścisz trochę … - muzyka nieco przycichła. - Cześć Carmen. - powiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Witam drogie panie. - odparł szarmancko ineevin'czyk.
- O cześć Carmen. Jak się tu dostałeś? - wtrąciła się Diuna, która podeszła do drzwi.
- Kurai mnie wpuścił.
- O to Kurai jest w domu? Myślałam, że jest z Kronosem. - odparła zdziwiona Kiazu.
- Tak jest i zdaje mi się, że przerwałem mu kąpiel.
- Nie przejmuj się – stwierdziła Kiazu z promiennym uśmiechem.
- Swoją drogą w innych warunkach pomyślałabym, że kąpiel o tej porze oznacza randkę, ale Kurai i randka. Hahahaha.- wtrąciła z uśmiechem Diunka.
- Wybaczcie, lecz mówiłyście, że był u Kronosa. Przy smokach zawsze jest dużo pracy, którą jak mi wiadomo Kurai wykonuje sam. To bardzo ciężka i dość brudna praca. Mycie smoka, sprzątanie legowiska czy nawet karmienie to brudna część pracy przy smoku i dobre wychowanie nakazuje odświeżenia się po niej. - powiedział dostojnie ineevin'czyk.
- To wiele wyjaśnia – stwierdziła speszona Diunka której żart najwyraźniej nie wyszedł.
- Szanowne Panie czy zechciałybyście mi towarzyszyć w drodze na moją walkę a następnie czy zechciałybyście udać się ze mną na wspólną kolacje? - pytał szarmancko Carmen.
- Jasne, z miłą chęcią. - odparła bez chwili namysłu Kiazu.
- Spoko. - odpowiedziała Diuna.
- Świetnie. Drogie Panie. - stwierdził Carmen proponując aby wzięły go pod ręce.
Dziewczęta wyłączyły muzykę i już po chwili cała trójka udała się do drzwi wyjściowych. Ineevin'czyk otworzył drzwi, przepuścił panie przodem i wychodząc powiedział:
- Kurai, My wychodzimy.



************


Wygląda na to, że dzisiaj loża księcia przeżywa prawdziwe oblężenie. Jest tam siedzący na kanapie i palący Volaure. Kurai oparty o okno wychodzące na arenę, oraz Bliźniaki, Otachi i Hachi siedzący na dodatkowej kanapie przed księciem.
- Ej ...Volaure po co nas tu wszystkich ściągnąłeś? - spytał zdziwiony Deti
- Właśnie przecież tam na dole zaczyna się zaraz walka … - wtrącił Myo.
- Powiedzcie mi wszystko co wiecie o nagrodzie. - stwierdził chłodno władca.
- No, jest ładną neczanką, wody. - powiedział Deti.
- Hmm... co więcej na oko jest jakoś w wieki Hachiego i Otachiego. - wtrącił Myo
- Jest cenną nagrodą... no i Ci dwaj i ich siostry nazywają nagrodę Ri.. - dopowiedział Deti.
- No właśnie! I potem ktoś zawsze przerywa osobie mówiącej, tak jakby coś ukrywali. - napomknął Myo.
Książę się zaciągnął, wolno wypuścił dym a następnie chłodno, groźnie i stanowczo powiedział:
- Po pierwsze wszystko co zostanie powiedziane w tym pokoju nie ma prawa opuścić jego ścian i zostaje między naszą szóstką. Rozumiemy się?
- Tak jak najbardziej – odpowiedzieli zgodnie bliźniacy.
- Świetnie. Nagrodą jest Rina Ryu i jest ona trzecią siostrą chłopaków. Moi ludzie mnie zawiedli i ją porwali. Już odpowiedzieli za ten czyn, więc mniejsza o to. ...
- To wiele wyjaśnia, skąd te tajemnice o trzeciej siostrze. - przerwał władcy Myo.
- Eh, zdarzył się nie fortunny wypadek i poco ta cała tajemnica? Przecież Twoja reputacja praktycznie na tym nie ucierpi. -wtrącił Deti.
- To też tłumaczy skąd Kurai na turnieju, zapewne został przez was wynajęty do odbicia jej nie? - powiedział pewnym głosem Myo.
- Możecie mi nie przerywać. - warknął władca.
- Oczywiście Panie. - odparł skruszony Deti.
Książę ponownie się zaciągnął i spokojnie powiedział:
- Moja reputacja to pikuś, zwłaszcza, że zapewne cały Zekeren słyszał moją rozmowę z sprawcami tej całej sytuacji. A wracając do tematu to nie chciałbym aby ta wiedza dotarła do Darkarilla bo to zmotywuje go do brutalności i unicestwienia. To jest tajemnica. Głównie dla tego aby nie wybuchły dodatkowe zamieszki i inne burdy.
Zapadła cisza. Bliźniacy z niedowierzaniem patrzyli na księcia. Nie mogli uwierzyć własnym uszom. Po chwili Myo wydusił z siebie:
- W sumie … to tajemnica zaczyna mieć sens ….
- Nie no nikomu nie powiemy, i w razie co wiemy komu oddać nagrodę. - stwierdził Deti.
- Przepraszamy, ale nie mogliśmy Wam powiedzieć o Rinie. - powiedział Hachi.
- To wszystko robiliśmy dla jej dobra. - dopowiedział Otachi.
- Nie no spoko chłopaki, nic się nie stało. - odpowiedział Deti z uśmiechem.
- Heheh, kurcze ściągnęliście naprawdę dobrego zawodnika, więc macie dużą szansę aby odzyskać siostrę. - dopowiedział Myo.
- Panowie, pamiętajcie, że ta wiedza jest wiedzą tajemną. - wtrącił Volaure, po czym zgasił papierosa i dopowiedział groźnie – Jeśli ta wiedza opuści ten pokój to każdy kto się wygada będzie miał ze mną do czynienia. A jeśli ta wiedza dojdzie do jakimś cudem do Darkarilla to popamiętacie mnie.
- No jakby ta wiedza dotarła do pewnych osób to mogłoby być ostro. Zupełnie jak za starych czasów. Ja nie pisnę nikomu ani słowa. - powiedział Deti
- Ta … Spoko rozumiemy. Ja też nie pisnę, ale mam jeden warunek. - dopowiedział Myo.
- Że chłopaki opowiedzą nam trochę o niej i będą z nami otwarcie o niej rozmawiać.
- Nie ma problemu. - powiedział radośnie Otachi.
- Dobra wybaczcie ale chcielibyśmy zobaczyć jeszcze kawałek walki. - zmienił temat Myo.
- Dobrze idźcie już, ale pamiętajcie, że macie nikomu o tym nie mówić. - powiedział książę.
- Nie mówić o czym? - odpowiedział Deti z uśmiechem i przymrużeniem oka.
Władca tylko się uśmiechnął. Bliźniaki już miały wyjść, ale Myo się zatrzymał i spytał:
- Swoją drogą Kurai kto ma przewagę?
- Carmen. - odparł Kurai nie odwracając się.
- Przewaga nic nie oznacza jeszcze Akime może wygrać. - wtrącił z uśmiechem Deti.
- Na odwet już za późno. Właśnie ogłosili zwycięstwo Carmen. - rzucił Kurai.
- Już tak szybko? No to ja w takim układzie spadam spać. Jutro rano otwieram ćwierćfinały i nie chciałbym na nie zaspać.- Powiedział Myo
- My też uciekamy, mamy zaproszenie od Carmen na kolacje. - wtrącił Otachi.
Po tych słowach cała czwórka wyszła, więc w komnacie pozostał tylko władca i Kurai. Po chwili księże zapalił kolejnego papierosa i spytał:
- Przyjacielu czy Tobie też się nie podoba naszyjnik Myo?
- Tak, taki zupełnie nie jego. - odpowiedział Kurai.
- Nie ująłbym tego lepiej Przyjacielu. - odparł Volaure, po czym ponownie się zaciągnął.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz