poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 47




Zwolennik starego prawa”




W tym momencie Zaaran został staranowany przez drugiego smoka. Jednak Rex zrzucił na przeciwników olbrzymi metalowy blok. To spowodowało, że przeciwnicy musieli się od nich odsunąć aby nie zostać zmiażdżonymi.
- Moodki dobry z Ciebie zawodnik. - powiedział radośnie Rex.
- Ty też, ale nie masz się ci cieszyć, nasza walka jest jeszcze nie rozstrzygnięta. - odparł Moodki.
- Ciesze się, że mam takiego fajnego przeciwnika jak Ty – odpowiedział szybko bardzo radośnie i optymistycznie Rex.
Optymizm i radosne usposobienie, aż się wylewało z Rex'a w taki naprawdę przyjacielski i ciepły sposób.
- Hej słuchaj może chciałbyś zobaczyć mojego synka? - niespodziewanie powiedział Rex.
- Chętnie Stary, ale wiesz może po walce? - odparł zdezorientowany Moodki.
- A no tak właśnie walczymy. - odpowiedział trochę zdziwiony Rex. - Ale może jednak?
- No dobra, ale tylko jedno zdjęcie. - odparł mocno zdziwiony Ineevińczyk.
Po chwili obie pary spotkały się na środku areny. Reks wyciągnął z portfela zdjęcie swojego maluszka i pokazał koledze, który przez dobrą chwilę je oglądał po czym powiedział:
- Gratuluję! Piękny młodzian. Możemy wrócić już do walki?
- Co? A tak walka spoko ale po walce obejrzysz jeszcze parę ok?
- Dobrze, ale proszę wróćmy już do walki.
Po tych słowach obaj ponownie oddalili się od siebie. Psia furra schował zdjęcie synka i dał znać gestem, że jest już gotowy.
Hachi i Otachi stali oniemiali i obserwowali arenę gdy nagle coś w nich uderzyło z dużą siłą. Nie minęła nawet chwila gdy zza pleców usłyszeli szorstki, gruby i potężny głos:
- Uważajcie jak chodzicie gnojki!!
- Raczej to Ty powinieneś uważać. - powiedział Hachi odwracając się.
Po chwili jego oczom ukazał się rosły osiłek. Facet był naprawdę duży. Hachi i Otachi to przy nim mikrusy, nawet książę byłby mały przy nim. Ma on jakieś 2.5 metra i wielkie mięśnie, które nie są przerośnięte tylko dobrze wytrenowane i ukształtowane. Z przodu wydaje się być łysy, z tyłu jednak zdobi go długi dość cienki, czarny warkocz. Jego ciało zdobią liczne blizny, które wydają się być jego dumą. Ma na sobie obcisłą białą sportową koszulkę bez rękawów, oraz czarne spodnie i ciężkie wojskowe buty.
- Co powiedziałeś szczylu! - powiedział oburzonym tonem przybysz.
- To co słyszałeś. - odparł stanowczo Hachi
- Hachi daj spokój, to tylko przepakowany osiłek, do niego i tak nic nie dotrze. Wróćmy do oglądania walki. - wtrącił spokojnie Otachi.
- Masz racje Stary nie ma co sobie psuć humoru z powodu takiego niewychowanego gbura. - stwierdził uspokojony Hachi.
Przybysz się mocno zdenerwował. Potrzedł bardzo blisko chłopaków nachylił się do nich w wrzasnął im w twarz:
- Wy małe paskudne gnidy!
W tym momencie złapał obu za gardła, podniósł ich do góry i mówił dalej:
- Takich jak Wy zjadam na śniadanie. Jestem Darkaril i to ja mam zawsze racje. Skoro mówię Wam gnojki, że to wy wpadliście na mnie to tak właśnie było.
Chłopaki ledwie co mogli oddychać, ale wieli się w garść i zaczęli gromadzić energię. Kiedy nagle usłyszeli znajomy głos.
- Odpuść Darkaril tu już nie ma bójek poza areną i salą treningową.
- No patrzcie kogo my tu mamy. Kurai czyżbyś stał się obrońcą motłochu? Nie wtrącaj się i tak masz już u mnie na pieńku. - powiedział oprawca.
Po chwili puścił on chłopaków, a jego potężne dłonie zapaliły się. Już miał zaatakować Kurai'a. W tym momencie znikąd pojawiły się straże. Jeden ze strażników złapał Darkaril'a za nadgarstek i powiedział:
- Stać!
- No nie to już zabawić się nie można? - powiedział zawiedzionym tonem oprawca.
W tym momencie osiłek odpuścił od ataku, nie zrobił tego bo się wystraszył straży, tylko dla tego, że strażnik założył mu na rękę Kahm Meh-Nehl (takie kajdanki, bransoletki które niwelują moc. Tutaj na Zekeren są one znacznie silniejsze i mocniejsze niż te z Tochi Neko.).
- Panie Darkaril Kahm Meh-Nehl zostanie zdjęta dopiero tuż przed Pańską walką. - powiedział szybko strażnik Po chwili dodając. - A teraz proszę natychmiast opuścić stadion.
Osiłek warknął groźnie i głośno, zaciskając pięści. Po chwili odwrócił się i udał się do wyjścia. Wychodząc powiedział:
- Jeszcze Cię dorwę młokosie.
Po tych słowach ostatecznie opuścił stadion. Hachi i Otachi odetchnęli z ulgą.
- Matko ale dziwny typ. - stwierdził Hachi.
- Nie drażnijcie się z nim, ten typ bez wahania zabije każdego kto go wkurzy. - odparł Kurai.
- A czy to nie jest zabronione? -wtrącił Otachi.
- I co z tego? Jemu akurat to na pewno nie przeszkodzi.
- Skoro tak mówisz. - stwierdził nie chętnie Hachi.
Po chwili Panowie wrócili do oglądania walki.



************




- Panie, Panie Darkaril zaczął rozrabiać. -powiedział przerażony sługa.
- Wiem widziałem. - odparł spokojnie palący władca.
- Panie on stanowi zagrożenie dla zawodów.
- Niech staże maja na niego oko i nie zdejmować mu Kahm Meh-Neh, niech nosi je cały czas z przerwami na walki turniejowe, a i nie denerwujcie go. Donoście mi o wszystkim.
- Co rozkażesz Panie. - powiedział sługa kłaniając się. Po czym wyszedł.



************




Moodki i Marakas wydają się być już zmęczeni tą walką. Nie trwa ona jakoś bardzo długo ale za to do zniweczenia ataku przeciwników potrzeba mocy zarówno smoka jak i jeźdźca. Za każdym razem doprowadzają oni swoimi atakami do przehartowania stali. To kosztuje ich znaczną utratą energii.
Radosnego Rex'a i jego szalonej bestii nie opuszczał dobry humor.
- Zakończmy to! - powiedziała psia furra.
W tym momencie smokowi zaświeciły się oczy, a Rex uniósł prawą rękę. Po chwili ich przeciwnicy zostali zamknięci w dwóch wielkich kulach. Rywale zostali rozdzieleni. Ognisty smok ze wszystkich sił próbował roztopić swoją kulę od środka. Jednak stal okazała się bardzo gruba. Jego ataki spowodowały jedynie to, że w kuli stało się bardzo, bardzo gorąco. Za to u Moodki'ego i jego ataków robiło się coraz zimniej i zimniej. Temperatura w obydwu kulach robiła się już bardzo nieznośna, a do tego zaczynało brakować im już powietrza. Po dłuższej chwili kule znikły. Wielkie czerwone cielsko opadło bezładnie na ziemie. Jeden z sędziów podszedł do nich i dokładnie ich obejrzał i ogłosił wynik.
- Pierwszą rundę z grupy B wygrywają Rex i Zaaran!
Tłumy jak zwykle wspaniale szalały i skandowały. Wspaniała radosna atmosfera. A co do pokonanych to okazało się, że byli już tak bardzo zmęczeni, że stracili przytomność. Brak powietrza też się do tego przyczynił. Jednak nie odnieśli poważniejszego uszczerbku na zdrowiu.




************




Średniej wielkości sala treningowa dla jeźdźców. Ściany pokryte są drabinkami. Pośrodku wisi wielki worek treningowy a po prawej stronie od wejścia leży cała góra popsutych worków. Po całej sali roznosi się donośne puf, puf, bach, trach. Po krótkiej chwili okazuje się, że to Darkaril boksuje w worki treningowe które wypełnione są metalem.
- Za starych dobrych czasów człowiek mógł się porządnie rozerwać, a nie zabawiać się z workiem. - narzekał Darkaril, bijąc w wór.
- Panie, czemu tak łatwo odpuściłeś? Przecież mogłeś zgnieść te robaki bez żadnego problemu.- wtrącił się z ciekawością i wyrzutem jakiś sługus tego zawodnika.
- Masz mnie za idiotę? - warknął groźnie olbrzym.
- Nie Panie gdzież bym śmiał. - odpowiedział pokornie sługa.
- Jak bym załatwił tam tych kolesi i Kurai to książę wywaliłby mnie z turnieju.
-Ale …
- Zamknij mordę! Teraz ja mówię!
- Tak Panie. - wyjąkał przestraszony sługa.
- Moim zdaniem za starych czasów było o wiele lepiej. Tam się kogoś zabiło, gdzie indziej się kogoś pobiło. Ah … to były wspaniałe czasy dla turnieju. Kiedyś trzeba było naprawdę się postarać aby przeżyć turniej a teraz co? Jeden znosi modły do swoich bogów, drugi pokazuje zdjęcia swojego szczyla to hańba dla tego turnieju. Nie mam zamiaru szanować nowego prawa, ale muszę mu być posłuszny aby nie wylecieć z turnieju. Ta neczanka wody jest tak wspaniałą nagrodą, że mogę przeboleć te bezsensowne zasady jakie wprowadził Volaure. Zrobię z niej swoja ulubioną kurtyzanę i dopilnuję aby urodziła mi syna.
- Za pozwoleniem Panie … masz tyle kurtyzan w swoim haremie po co Ci ta neczanka przecież masz nawet ziemiankę w swojej kolekcji.
- Ty idioto ziemianka nie jest nic warta przy neczance!
- Dlaczego Panie?
- Normalnie otaczają mnie skończeni idioci. - powiedział Darkaril uderzając z całej siły w worek treningowy.
Tym atakiem worek zgiął się w pół, zerwał z uprzęży i wylądował z hukiem na ścianie.
- No dalej imbecylu zawieś mi kolejny worek!
- Tak panie. - powiedział sługa wyczarowując kolejny worek.
Po chwili jego pan powrócił do boksowania worka i po paru uderzeniach powiedział:
- Jak wiesz ziemianki są wspaniałe do mieszania się ras są wstanie wymieszać się z każdą żyjącą rasą i urodzić zdrowe młode. Niestety dzieci ziemianek i innej rasy są dużo słabsze od rodziców. Ziemska krew niczego nie wnosi do puli a wręcz odbiera potomstwu pełnię mocy. Natomiast neczanki to zupełnie co innego. Ich krew nie dość, że wspaniale łączy się z wszelakimi rasami to dzieciak dostaje jeszcze bardzo dużo mocy do puli. Taki mieszaniec jest zawsze dużo silniejszy od rodziców. Teraz pomyśl ja wspaniały wojownik potrzebuję przecież godnego następcy Co za tym idzie neczanka będzie idealna partią dla mnie. No a na dokładkę jest jeszcze wodna, więc to prawdziwa rzadkość.
- Mam nadzieje Panie, że zgodzi się urodzić Ci potomka.
- Ona nie ma nic do gadania. Kobieta nadaje się tylko do bycia kurtyzaną, a mężczyzna ma obowiązek korzystać z niej zawsze kiedy ma na to ochotę a ona nie ma prawa głosu. W momencie jak ją wygram to zdobędę ją na oczach całej widowni, tak jak to się robiło za starych dobrych czasów. Będzie moją ulubioną kurtyzaną i zrodzi mi armię silnych potomków godnych mnie zastępować. Ah … ale będzie super tak powrócić do starych czasów. - powiedział radośnie i bardzo pewnym siebie tonem Darkaril.
- Panie a nie można by jej tak było wykraść? - przerwał pokornie sługa.
- Żartujesz, jest zamknięta w jakimś tam krysztale. Eh. Kiedyś to by było można i to bez problemu. Jakby to były stare czasy to już dawno bym ja wykradł i zwiał. A teraz to ten turniej schodzi totalnie na psy.




************





- KSIĄŻĘ ! KSIĄŻE!
Po chwili przerażony i zmęczony sługa wpadł do komnaty władcy, spuścił głowę i położył ręce na kolanach a następnie wziął kilka głębokich oddechów. Po czym wyprostował się i spojrzał na Volaure. Jego oczom ukazał się luzacko siedzący na kanapie książę. Jego ręce są zarzucone na oparcie. Na jego kolanach okrakiem siedzi jakiś niebiesko włosy mężczyzna, który namiętnie go całuje. Nawet przyjście służącego nie przeszkadzało mu w jego działaniach. Jedyne co to władca mierzył swoim przeszywającym wzrokiem podwładnego. Po chwili ciszy sługa powiedział:
- Księże straszne rzeczy się dzieją!
Volaure jednak zdawał się olewać swojego podwładnego i nie przerywał w poczynaniach towarzysza.
- Panie proszę to bardzo ważne!
Na te słowa władca przewrócił oczami, nie chętnie przekręcił głowę w lewo, tak aby spojrzeć słudze w oczy, przerywając tym samym pocałunek. Położył wskazujący palec prawej ręki na ustach swojego przyjaciela a następnie powiedział:
- Oby to było ważne. Nawijaj.
- Tak Panie, to jest bardzo ważne … bo widzisz … no tam ….
- Przejdź w końcu do sedna – przerwał mu poirytowany władca.
- Darkaril na sali treningowej sieje postrach i gromi nawet …
W tym momencie książę wstał, zrzucając tym samym towarzysza ze swoich kolan. Ruszył żwawym krokiem do drzwi mówiąc:
- Przepraszam, zaraz wracam. A ty prowadź.




************





Słychać przeszywające krzyki, które tylko odrobinę tłumi gruba ściana sali treningowej. Volaure bez wahania wyważył drzwi do sali. Jego oczy były puste, spowite żółcią i czerwienią. Wyglądają bynajmniej przerażająco. Dodatkowo władce otacza niebiesko-fioletowo-zielona aura. Zaraz po wyważeniu potężnych drzwi zobaczył całe morze krwi, a jego aura wypełniła całe pomieszczenie. Jest ona doskonale widoczna tylko w otoczeniu samego księcia. Wszędzie indziej jest ona jedynie wyczuwalna. Darkaril, żołnierze i reszta towarzystwa została wpita w ściany, sufit i podłogę. Sama aura Volaure wystarczyła aby porozrzucać wszystkich po kątach i nikt w pomieszczeniu, poza nim samym, nie mógł się ruszyć. Każda przytłoczona osoba po chwili zaczęła się zachowywać tak jakby coś ciężkiego i masywnego ich przygniatało. Nagle książę odezwał się, jednak jego głos był mroczny, głęboki, potężny i oziębły, zupełnie inny niż na co dzień:
- Wystarczy.
- O książę, wreszcie postanowiłeś przyłączyć się do zabawy. - powiedział lekko przyduszony Darkaril.
- Przerwałeś mi posiłek więc mnie już nie wkurwiaj bardziej.- odparł mimo wszystko spokojnym głosem książę. Wszystkich obecnych jednak przeszły zimne dreszcze kiedy usłyszeli jego głos.
Władca rozejrzał się po sali, jego aura miejscami osłabła. Straże i wszyscy inni mogli się poruszać. Już tylko wielki olbrzym został więżeniem Volaure.
- Po pierwsze wszyscy ranni marsz do medyków.
Mówiąc to książę zrobił kilka kroków do przodu. Krew znajdująca się na podłodze rozsuwała się pod jego stopami, tak że szedł po czystej podłodze. Nagle odwrócił się on przodem do Darkaril'a i powiedział:
- A teraz TY gadaj co się tu u diabła dzieje.
- Przestań książę to była tylko dobra zabawa. - odparł więzień.
Oczy Volaure rozbłysły. W tym momencie olbrzym został jeszcze bardziej przyduszony aurą. Darkaril uśmiechnął się pod nosem i napiął wszystkie mięśnie. Za wszelką ceną chciał się uwolnić. Jednak za każdym jego ruchem energia księcia bardziej wbijała go w ścianę. Po chwili Demon się poddał. Przestał walczyć z otaczającą go aurą, a z jego twarzy znikł już uśmiech. W tym momencie energia zaczęła go ponownie podduszać. W tym czasie władca tylko stał pośrodku sali z zaciśniętymi pięściami.
- Kurde, nie mogę dać mu rady. Już wiem czemu nikt nie przejął władzy. Myślałem, że to będzie proste. W końcu w porównaniu ze mną to dzieciuch. Na co dzień nie powiedziałbym, że włada, aż tak wyobrażalną mocą. Nigdy bym nie przypuszczał, że sama aura może dokonać takich rzeczy. Żyję już bardzo długo i nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Do diabła to nie możliwe, że taki dzieciak ma taka moc. Przecież za starych dobrych czasów Dossak by go wyeliminował jak by już wtedy miał taka moc. W sumie szybko awansował no i dobrze potrafi się ukrywać. Swoją drogą ten szczyl jest sprytny. Przecież latami służył staremu władcy i wykonywał jego polecenia, a teraz tak bardzo zmienia to co było doskonałe. Nigdy go nie doceniałem, a tu okazuje się, że popełniłem taki błąd. Ah, szkoda, że nie mogę go przekupić. Ten gówniarz jest zupełnie inny niż stary władca. Mój plan przejęcia władzy na Zekeren właśnie runął w gruzach. Nie pozostaje mi nic innego jak wygrać nagrodę w walce i być grzecznym poza areną. Właśnie poza areną. Kurde, teraz muszę się jakoś z tego wykaraskać. Tylko jak? Ten szczyl nie pokazał jeszcze swoich wszystkich możliwości. No Stary czas na stare dobre kłamstwa i łgarstwo. -powiedział sobie w myślach Darkaril.
- No weź książę krwi tyle jak przy najlepszej zabawie sprzed lat.
- Powiedziałem Ci coś raz i drugi raz powtarzać już nie będę. - odwarknął Volaure, dociskając aurę.
- Nie mogę oddychać. - wydusił z siebie olbrzym.- Du....sze …. się …
Łaskawie władca rozluźnił aurę.
- Aaaah – odetchnął z ulgą demon.
- GADAJ! - warknął poirytowany książę. Jego głos brzmiał dużo groźniej niż przed chwilą.
- Dobra wygrałeś. Nie złamałem zasad. Na sali treningowej i na Arenie można robić walczyć tak aby wygrać. Tam reguła jest jedna. Nikt nie może zginąć. Ja chciałem tylko sparingu i trochę mnie poniosło, ale nikt nie zginął więc jestem czysty.- odparł olbrzym.
- Czysty mówisz? Jesteś cały we krwi masy niewinnych ludzi. Coś przede mną ukrywasz.
- Ja nic.
Księciu ponownie zaświeciły się oczy. Demon został po raz kolejny przyduszony.
- Już ci mówiłem nie denerwuj mnie. - odparł stanowczo władca.
- Eh. Dobra uspokój się.(Jednak tak łatwo z nim nie pójdzie. - powiedział sobie w myślach) Chciałem zobaczyć czy jesteś silnym władcom. Tylko tak mogłem Cię wywabić na walkę. Przyznaję trochę mnie poniosło, ale nie wiń mnie za to do niedawna turnieje były zupełnie inne i jeszcze nie przywykłem. - zaczął się tłumaczyć Darkaril udając trochę głupka.
- Dostajesz drugą bransoletkę, tym razem to taką która zahamuje twoja siłę fizyczną. Obie bransolety obowiązują Cie do końca turnieju i będą zdejmowane jedynie na arenie. Jeszcze jeden taki numer i wylatujesz z turnieju. Na arenie o twoim losie będą decydować sędziowie walk, ale ostrzegam jeśli kogoś zabijesz również wylecisz. Rozumiesz? - odpowiedział mu bardzo dosadnie książę.
Więzień kiwnął jedynie potakująco głową. A Volaure po chwili powiedział:
- A teraz wielki zawodnik osobiście posprząta tę salę do czysta, oraz publicznie przeprosi poszkodowanych.
-Powaliło Cię!? Nie no chcesz doszczętnie podeptać moją dumę? Już nie wystarczy Ci, że mnie pokonałeś samą aurą!? - odparł oburzony Darkaril.
- Zasłużyłeś na to. Może to zmusi Cię do podporządkowania się prawu.
-Ale …no dobra. ( W końcu lepsze to niż wykluczenie z turnieju. Cholera kiedyś nie takie rzeczy się działy i dobrze było – Darkaril dopowiedział sobie w myślach)




************



Książę powrócił do swojego towarzysza. Kiedy tylko wszedł do komnaty podszedł do niego położył swoje ręce na jego policzkach i przyciągnął do siebie. Następnie namiętnie go pocałował. Nie minęła nawet chwila kiedy obydwaj zaczęli bić niesamowitym blaskiem. Oślepiająca jasność spowiła cały pokój, po czym znikła szybciej niż się pojawiła. W tym momencie usta mężczyzn się rozdzieliły. To trwało nie dłużej niż zwykły pocałunek. Jednak było inne niż zazwyczaj. Przyjaciel władcy zdawał się być zdezorientowany, trochę skołowany i trochę jakby pijany.
- Chyba za szybko wstałem bo zakręciło mi się w głowie. - powiedział niebiesko włosy mężczyzna, trzymając się za głowę i lekko kołysząc się na boki.
Po chwili kolega księcia potrząsnął głową. W tym czasie władca usiadł tam gdzie siedział poprzednim razem i równie luzacko co ostatnio, uśmiechając się pod nosem. Po chwili spytał:
- Marco jak się czujesz?
- Spoko już lepiej. To była tylko chwilowa niedyspozycja. Czasem tak miewam. Medyk mówi, że tak wpływają na mnie niektóre gwiazdy i że to nic groźnego.
- Z pewnością, skoro medyk tak mówi …
- Masz jeszcze trochę czasu?
- Tak mam, to była nieprzewidziana sytuacja. Nie przejmuj się tym.
- A chciałbyś?
- Dobrze wiesz, że tak …
W tym momencie Marco usiadł na kolanach władcy i zaczął go całować. Najpierw rozpieszczał jego usta, a potem drobnymi małymi całuskami zaczął schodzić po szyi władcy coraz niżej jednocześnie rozpinając jego bluzę.




************




- Heh, musimy poćwiczyć asertywność drogi Bracie. - powiedział Otachi.
- Jasne o ile nie będzie grozić nam spopielenie albo i co gorszego. - odparł Hachi.
- Szkoda, że przez tą ich zabawę w zakupy znowu przegapiliśmy walkę. Pewnie niedługo się zacznie.
- Jakoś nie miałem ochoty oglądać walki tego byczka.
- W sumie ja też nie, ale z drugiej strony walka sama w sobie była by lepsza niż te godziny spędzone na wybieraniu ciuchów.
- Jak sądzisz jak szybko się zorientują, że nas nie ma?
- To zależy... Myślisz o tym samym co ja?
O tak...
Chłopcy postanowili się wymknąć cichaczem, tak aby dziewczyny ich nie zauważyły. Już prawie wyszli ze sklepu kiedy usłyszeli głos Kiazu:
- A wy panowie dokąd? Jeszcze nie skończyłyśmy.
- Na walkę smoków. - odparł Hachi.
- Po co skoro Kurai nie walczy? - stwierdziła beztrosko Diuna.
- Cześć Wam. - Stwierdził znajomy głos.
- Siemka chłopcy. - odpowiedziała uśmiechająca się Kiazu.
- Słuchajcie możemy porwać waszych Braci na walkę? - powiedział Myo.
- Hmm.. no nie wiem jeszcze nie skończyłyśmy. - stwierdziła Diuna.
- To co powiecie na taki układ. My teraz porwiemy chłopaków na walkę. A po walce będziecie miały dodatkowych dwóch tragażo-krytyków. Co Wy na to? - zaproponował Deti.
- No dobra, ale postawicie nam jeszcze kino i jakąś szamke? - podbiła stawkę Kiazu.
- Ok, nie ma problemu. - odpowiedział radośnie Myo.
- W takim układzie niech idą. - powiedziały obie z uśmiechem.





************



Kiedy cała czwórka zbliżała się do stadionu przez chwilę było bardzo cicho, stanowczo za cicho jak na zawody. Nagle tłumy z powrotem skandowały. W tym momencie chłopaki wbiegli na stadion. Ich oczom ukazał się jedynie wiwatujący Darkaril, który stał pośrodku areny. Jego smoka już nie było ani przeciwnika też nigdzie nie było widać. Olbrzym gestami zachęcał tłumy do skandowania.
- Co już się skończyła? - powiedział zawiedziony Deti.
- Ale, ale jak to? - stwierdził równie zawiedziony Hachi.
W tym momencie podszedł do nich Kurai, a Otachi powiedział:
- O siemka Kurai, słuchaj co się tutaj stało?
- Darkaril wygrał. - odparł Kurai.
- Ale jakim cudem tak szybko co się stało? - spytał nie dowierzający Hachi.
- W sumienie ma co opowiadać. Tuż przed walką sędziowie zdjęli mu Kahm Meh-Nehl oraz Kahm Meh-Nu....
- Te pierwsze to bransolety hamujące powiedzmy magię tak? A te drugie siłę fizyczną tak? - wtrącił Myo.
- Dokładnie. - odparł Kurai.
- I co dalej? - pytał niecierpliwy Otachi.
- Zaraz po ich zdjęciu, walka się rozpoczęła. Jednak walkę przerwał Volaure, który powiedział coś do Darkaril'a a ten po chwili publicznie przeprosił za masakrę jaką zrobił na statku. Jego przeciwnik zaczął go wyśmiewać, i to był wielki błąd. Demon jednym ciosem wbił przeciwników w ziemie. Po tym jednym ciosie Skymol miał już połamanych 7 żeber a smok przetrąconą łapę. Sędziowie ogłosili zwycięstwo Darkaril'a a jego przeciwnika zabrali medycy. - powiedział spokojnie i bez emocjonalnie Kurai.
- WOW! - wtrącił Hachi.
- Za starych zawodów bywało gorzej. - odparł Deti.
- To może być gorzej? - spytał z niedowierzaniem Otachi.
- Jasne, za starego władcy Darkaril potrafił zabić przeciwnika jednym ciosem tuż po rozpoczęciu walki. - powiedział Myo.
- O tak to było kiedyś normom. Na szczęście nigdy nie spotkałem go na arenie. - wtrącił Deti.
- Czemu nie został wykluczony z zawodów? Przecież to nie zgodne z prawem. - spytał Hachi.
- Niestety kiedyś prawo było inne, a im bardziej brutalna walka tym lepsza. - stwierdził Myo.
- Ile przeciwników pozabijaliście na turnieju? - spytał z zaciekawieniem Hachi.
- My ani jednego. - odpowiedział Deti.
- A Ty Kurai? - spytał dociekliwie Otachi.
- Nikogo. - odparł Kurai.
- Za to Darkaril to pozabijał wielu przeciwników. Co lepsi farciarze byli tylko w śpiączce. - wtrącił Deti.
- No czasem zdarzali się tacy co go pokonywali. - dopowiedział Myo.
- Nie czasem zdarzało się im zginąć jeszcze przed walką. - wtrącił Deti.
- Też racja. Facet jest nie obliczalny i kiedyś był jednym z czołowych zawodników, Jednak odkąd Volaure przejął władzę to w sumie na turnieju pojawił się raz nie licząc tego obecnego. W tedy jego smok był chory i tylko obserwował zawody. Chyba mu się bardzo nie podoba nowy porządek. - Stwierdził Myo, po chwili dodając – mam nadzieje, że nie będzie mi dane mierzyć się z tym psychopatą.
- Swoją droga... Kurai może zechciałbyś iść z nami do kina i na jakąś szame? - spytał Deti zmieniając tym samym temat
- Nie dzięki. - odparł Kurai wychodząc.
- No weź, chodź z nami. - wtrącił Otachi.
- Stary, będzie fajnie. - zagadał Hachi.
Kurai zatrzymał się i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. W międzyczasie pozostali Panowie podeszli do niego i zaczęli wymownie patrzeć na niego. Po kolejnej chwili powiedział w końcu:
- Zastanowię się.
Za nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Kurai znikł.





************



Przy stole w restauracji siedzi Kiazu, Diuna, Myo, Deti, Hachi i Orachi. Ognista neczanka je jak opętana, to znaczy normalnie jak to tylko Kiazucha potrafi. To jakie ilość potrafi zjeść taka niepozorna dziewczyna zawsze wzbudza zainteresowanie i nie dowierzanie.
- Ma dziewczyna apetyt i dobre spalanie kalorii. W życiu bym nie pomyślał, że taka dziewuszka może aż tyle zjeść. - powiedział Deti z niedowierzaniem.
- Swoją drogą Dziewczyny czemu nie oglądacie walk? - spytał Myo.
- Ja widziałam póki co dwie walki. Inauguracyjną i walkę Kurai'a. Nie widzę potrzeby oglądania wszystkich walk w pierwszej rundzie. Ale mam zamiar na pewno obejrzeć walki półfinałowe i finałową, oraz wszystkie walki Kurai'a. A resztę ćwierć finałowych to nie wiem. - odpowiedziała Kiazu przerywając tym samym jedzenie.
- A jak zadedykuję walkę Tobie to przyjdziesz mnie oglądać? - wtrącił Deti.
- Jasne – powiedziała Kiazu z uśmiechem. Po czym szybko dodała mrugając okiem– W sumie i tak bym przyszła, obiecuję, że Wasze walki będę oglądać.
- Każdy kibic mile widziany – odparł Myo z uśmiechem.
- Diuna a Ty? - spytał się Deti.
- Ja, ja nie widziałam jeszcze żadnej walki, bo i po co. Finałową pewnie obejrzę. - odpowiedziała Diuna.
- A dla nas nie przyjdziesz? - wtrącił z przekonywującym uśmieszkiem Myo.
- No dobra, może wpadnę jeszcze na jakieś inne walki. - odparła od niechcenia Diunka.
- Nie lubisz brutalności co? To pociesz się, że teraz to praktycznie pełna kultura na zawodach, a kiedyś tak nie było. - powiedział Deti.
- Może opowiecie nam jakąś historię ze starego turnieju?- spytał zaciekawiony Otachi.
- W sumie czemu nie. - odparł Myo, a Deti zaczął opowiadać:
- Dawniej było zupełnie inaczej. Zekeren nie miał zabezpieczeń. Smoki w legowiskach były przykute jedynie grubymi łańcuchami, które nie zawsze wytrzymywały siłę smoków. Armia i ochrona niby były ale wszędzie panowała korupcja. Dossak dbał tylko o siebie i własne interesy.
- Ale o dziwo ten system na którym Dossak wybudował Zekeren działał nie zmiennie przez bardzo wiele lat. Za nim Volaure przejął władze, na Zekeren liczyła się w sumie tylko siła, brutalność, pieniądze i wszystko co złe. Tutaj był zdegenerowany świat. - wtrącił Myo.
- O tak gwałty, bójki, zabójstwa i inne takie były tu chlebem powszednim. Uprzedzę pytanie Dossak nic z tym nie robił bo to nakręcało turniej smoków. Najbrutalniejsi zawodnicy przybywali ze wszystkich stron wszechświatów, aby tu zawalczyć i zdobyć chwałę. Zawody były bardzo brutalne i w wielu regionach stały się nawet nie legalne. Eh, do tego nagrody były porywane i brutalnie traktowane.- dopowiedział Deti.
- To Kurai też taki był? - spytał z niedowierzaniem Hachi.
- Dziwne pytanie myślałem, że go znacie lepiej niż my. - odparł Deti.
- Pewnie nie chce o tym rozmawiać. W sumie mało kto chce. - wtrącił Myo. A następnie odpowiedział na pytanie – Nie Kurai trzymał się zasad ale nie robił wielu rzeczy. Bynajmniej tak słyszałem. Słyszałem również, że ponoć Kurai każdą wygrana osobę zwracał bez uszczerbku na zdrowiu rodzinie. I nigdy nic nie zrobił swoim nagrodom a wygrał ich trochę.
-Ja słyszałem również, że był on wynajmowany przez rodziny porwanych, aby odbić ich bliskich. Widzieliśmy w sumie jego dwie walki finałowe za czasów Dossaka. Zawsze po uwolnieniu osoby publicznie oddawał ja jakimś ludziom. Z euforii jaka wtedy panowała można wywnioskować, że rzeczywiście oddawał nagrody ich bliskim. Chodzą tez słuchy,że wasz towarzysz walczył zawsze honorowo, powiedziałbym nawet, że walczył w stylu obecnych walk już przed laty. Kurai był zupełnie inny niż cała reszta. - wtrącił Deti.
- Obaj jesteśmy młodzi i nie od zawsze byliśmy w turnieju, jak chcecie się czegoś więcej dowiedzieć o waszym towarzyszu to spytajcie Volaure. To dobre i sprawdzone źródło informacji i na pewno wie więcej niż my. Wasz kolega jest niezwykle skryty i tajemniczy. A co za tym idzie na jego temat znamy jedynie pogłoski. - powiedział z zakłopotaniem Myo.
- Za to Darkaril to inna para kaloszy, o nim wiemy naprawdę sporo. - powiedział z zakłopotanym uśmiechem Deti.
- My nie wiemy o nim za wiele. - powiedział Hachi.
- Chłopcy to może opowiedzcie nam coś o tym całym Darkarilu? - spytała Diuna. Zrobiła to takim tonem jakby rozmowa o tym demonie była dużo lepsza niż rozmowa o Kurai'u. Deti i Myo popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami i Myo powiedział:
- Na wstępnie powiem wam, że kiedyś nagrody nie były przechowywane w bezpiecznym krysztale jak teraz. Za dawnych lat nagrody były pól nagie albo nagie, przytwierdzane łańcuchami to wielkiej skały. Teraz w tym miejscu jest loża księcia. Taka nagroda nie dość, że mogła oberwać podczas walki to jeszcze była pozbawiona jakiej kol wiek godności. Darkaril słynął kiedyś, że tak powiem z popisowego zdobywania nagród.
- „Popisowego zdobywania nagród”? -wtrąciła Diuna.
- No jak to ładnie powiedzieć.... jeśli nagrodą była kobieta to była brutalnie gwałcona na jego smoku Maradze … no i na oczach całej publiczności.... w sumie o facetów nie walczył no chyba, że chciał mieć nowy worek treningowy. - powiedział zmieszany i zakłopotany Myo.
- Brutalny gwałt to jedno … bywało, że nagrody były przez niego przypalane, bite, cięte i pozbawiany wszelakich resztek godności czy czy tak zwanego człowieczeństwa. No i Darkaril był w tym niepodważalnym mistrzem. - wtrącił speszony Deti.
- Czyli to się stanie z Ri... - próbowała powiedzieć Kiazu.
W tym momencie Diuna szturchnęła ją łokciem mówiąc:
- Nagrodę, to czeka nagrodę?
- No wiecie, Volaure niby tego zabronił, ale to co stanie się z nagrodą zależy od zwycięscy turnieju tzn nowego pana nagrody. Kurai najprawdopodobniej puści ją wolno, my w sumie też, tylko że zabierzemy ją do nas i damy szanse na lepsze życie. - odpowiedział Myo.
- Na dobrą sprawę większość obecnych zawodników to zrobi. Ale jeśli wygra Darkaril to możecie się spodziewać naprawdę brutalnego gwałtu i jakieś mega rozróby. Hmmm... Sachiner i Ery zapewne nie zrobią tego publicznie bo mają odrobinę dobrego smaku, ale zapewne poza oczami postronnych również ją zgwałcą i zabiorą jej całą energie. - wtrącił Deti.
- Dać szanse na lepsze życie? Jak to wchłonąć energie? - spytała dociekliwie Kiazu.
- No tak, teraz nagrody to głównie osierocone, albo porzucone istoty które nie mają szans na dobre życie. W tej chwili książę stara się aby te istoty dostawały szanse na lepsze życie. Wiecie po wygraniu przenoszą się ze zwycięzca na do jego domu, i on zapewnia im prace finanse, prace i dach nad głową, wiecie takie ułatwienie na start w nowe życie. No i my należymy do tej grupy. - powiedział Deti.
- A jeśli chodzi o tamtą dwójkę to tak, Sachiner jest inkubem a Ery jest sukubem. Obie te rasy potrafią wysysać energię z wszelakich istot, ale mogą to robić jedynie poprzez pocałunki i współżycie. Oboje są bezwzględni w tych sprawach, gdyż potrzebują energii innych istot by móc żyć. Te dwie rasy nie posiadają własnej energii życiowej i muszą ją nie ustanie wysysać z innych. Zapewne Ci dwoje chcą posiąść po prostu jej energie. - dopowiedział rzeczowo Myo.
- Dużo wiecie o swoich rywalach. - powiedziała z uśmiechem Kiazu.
- Aj tam wiedza. To wie każdy kto tu spędził trochę czasu. - odpowiedział zadziornie i z uśmiechem Deti.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz