„Zwolennik
starego prawa”
W
tym momencie Zaaran został staranowany przez drugiego smoka. Jednak
Rex zrzucił na przeciwników olbrzymi metalowy blok. To spowodowało,
że przeciwnicy musieli się od nich odsunąć aby nie zostać
zmiażdżonymi.
-
Moodki dobry z Ciebie zawodnik. - powiedział radośnie Rex.
-
Ty też, ale nie masz się ci cieszyć, nasza walka jest jeszcze nie
rozstrzygnięta. - odparł Moodki.
-
Ciesze się, że mam takiego fajnego przeciwnika jak Ty –
odpowiedział szybko bardzo radośnie i optymistycznie Rex.
Optymizm
i radosne usposobienie, aż się wylewało z Rex'a w taki naprawdę
przyjacielski i ciepły sposób.
-
Hej słuchaj może chciałbyś zobaczyć mojego synka? -
niespodziewanie powiedział Rex.
-
Chętnie Stary, ale wiesz może po walce? - odparł zdezorientowany
Moodki.
-
A no tak właśnie walczymy. - odpowiedział trochę zdziwiony Rex. -
Ale może jednak?
-
No dobra, ale tylko jedno zdjęcie. - odparł mocno zdziwiony
Ineevińczyk.
Po
chwili obie pary spotkały się na środku areny. Reks wyciągnął z
portfela zdjęcie swojego maluszka i pokazał koledze, który przez
dobrą chwilę je oglądał po czym powiedział:
-
Gratuluję! Piękny młodzian. Możemy wrócić już do walki?
-
Co? A tak walka spoko ale po walce obejrzysz jeszcze parę ok?
-
Dobrze, ale proszę wróćmy już do walki.
Po
tych słowach obaj ponownie oddalili się od siebie. Psia furra
schował zdjęcie synka i dał znać gestem, że jest już gotowy.
Hachi
i Otachi stali oniemiali i obserwowali arenę gdy nagle coś w nich
uderzyło z dużą siłą. Nie minęła nawet chwila gdy zza pleców
usłyszeli szorstki, gruby i potężny głos:
-
Uważajcie jak chodzicie gnojki!!
-
Raczej to Ty powinieneś uważać. - powiedział Hachi odwracając
się.
Po
chwili jego oczom ukazał się rosły osiłek. Facet był naprawdę
duży. Hachi i Otachi to przy nim mikrusy, nawet książę byłby
mały przy nim. Ma on jakieś 2.5 metra i wielkie mięśnie, które
nie są przerośnięte tylko dobrze wytrenowane i ukształtowane. Z
przodu wydaje się być łysy, z tyłu jednak zdobi go długi dość
cienki, czarny warkocz. Jego ciało zdobią liczne blizny, które
wydają się być jego dumą. Ma na sobie obcisłą białą sportową
koszulkę bez rękawów, oraz czarne spodnie i ciężkie wojskowe
buty.
-
Co powiedziałeś szczylu! - powiedział oburzonym tonem przybysz.
-
To co słyszałeś. - odparł stanowczo Hachi
-
Hachi daj spokój, to tylko przepakowany osiłek, do niego i tak nic
nie dotrze. Wróćmy do oglądania walki. - wtrącił spokojnie
Otachi.
-
Masz racje Stary nie ma co sobie psuć humoru z powodu takiego
niewychowanego gbura. - stwierdził uspokojony Hachi.
Przybysz
się mocno zdenerwował. Potrzedł bardzo blisko chłopaków nachylił
się do nich w wrzasnął im w twarz:
-
Wy małe paskudne gnidy!
W
tym momencie złapał obu za gardła, podniósł ich do góry i mówił
dalej:
-
Takich jak Wy zjadam na śniadanie. Jestem Darkaril i to ja mam
zawsze racje. Skoro mówię Wam gnojki, że to wy wpadliście na mnie
to tak właśnie było.
Chłopaki
ledwie co mogli oddychać, ale wieli się w garść i zaczęli
gromadzić energię. Kiedy nagle usłyszeli znajomy głos.
-
Odpuść Darkaril tu już nie ma bójek poza areną i salą
treningową.
-
No patrzcie kogo my tu mamy. Kurai czyżbyś stał się obrońcą
motłochu? Nie wtrącaj się i tak masz już u mnie na pieńku. -
powiedział oprawca.
Po
chwili puścił on chłopaków, a jego potężne dłonie zapaliły
się. Już miał zaatakować Kurai'a. W tym momencie znikąd pojawiły
się straże. Jeden ze strażników złapał Darkaril'a za nadgarstek
i powiedział:
-
Stać!
-
No nie to już zabawić się nie można? - powiedział zawiedzionym
tonem oprawca.
W
tym momencie osiłek odpuścił od ataku, nie zrobił tego bo się
wystraszył straży, tylko dla tego, że strażnik założył mu na
rękę Kahm Meh-Nehl (takie kajdanki, bransoletki które niwelują
moc. Tutaj na Zekeren są one znacznie silniejsze i mocniejsze niż
te z Tochi Neko.).
-
Panie Darkaril Kahm Meh-Nehl zostanie zdjęta dopiero tuż przed
Pańską walką. - powiedział szybko strażnik Po chwili dodając. -
A teraz proszę natychmiast opuścić stadion.
Osiłek
warknął groźnie i głośno, zaciskając pięści. Po chwili
odwrócił się i udał się do wyjścia. Wychodząc powiedział:
-
Jeszcze Cię dorwę młokosie.
Po
tych słowach ostatecznie opuścił stadion. Hachi i Otachi
odetchnęli z ulgą.
-
Matko ale dziwny typ. - stwierdził Hachi.
-
Nie drażnijcie się z nim, ten typ bez wahania zabije każdego kto
go wkurzy. - odparł Kurai.
-
A czy to nie jest zabronione? -wtrącił Otachi.
-
I co z tego? Jemu akurat to na pewno nie przeszkodzi.
-
Skoro tak mówisz. - stwierdził nie chętnie Hachi.
Po
chwili Panowie wrócili do oglądania walki.
************
-
Panie, Panie Darkaril zaczął rozrabiać. -powiedział przerażony
sługa.
-
Wiem widziałem. - odparł spokojnie palący władca.
-
Panie on stanowi zagrożenie dla zawodów.
-
Niech staże maja na niego oko i nie zdejmować mu Kahm Meh-Neh,
niech nosi je cały czas z przerwami na walki turniejowe, a i nie
denerwujcie go. Donoście mi o wszystkim.
-
Co rozkażesz Panie. - powiedział sługa kłaniając się. Po czym
wyszedł.
************
Moodki
i Marakas wydają się być już zmęczeni tą walką. Nie trwa ona
jakoś bardzo długo ale za to do zniweczenia ataku przeciwników
potrzeba mocy zarówno smoka jak i jeźdźca. Za każdym razem
doprowadzają oni swoimi atakami do przehartowania stali. To kosztuje
ich znaczną utratą energii.
Radosnego
Rex'a i jego szalonej bestii nie opuszczał dobry humor.
-
Zakończmy to! - powiedziała psia furra.
W
tym momencie smokowi zaświeciły się oczy, a Rex uniósł prawą
rękę. Po chwili ich przeciwnicy zostali zamknięci w dwóch
wielkich kulach. Rywale zostali rozdzieleni. Ognisty smok ze
wszystkich sił próbował roztopić swoją kulę od środka. Jednak
stal okazała się bardzo gruba. Jego ataki spowodowały jedynie to,
że w kuli stało się bardzo, bardzo gorąco. Za to u Moodki'ego i
jego ataków robiło się coraz zimniej i zimniej. Temperatura w
obydwu kulach robiła się już bardzo nieznośna, a do tego
zaczynało brakować im już powietrza. Po dłuższej chwili kule
znikły. Wielkie czerwone cielsko opadło bezładnie na ziemie. Jeden
z sędziów podszedł do nich i dokładnie ich obejrzał i ogłosił
wynik.
-
Pierwszą rundę z grupy B wygrywają Rex i Zaaran!
Tłumy
jak zwykle wspaniale szalały i skandowały. Wspaniała radosna
atmosfera. A co do pokonanych to okazało się, że byli już tak
bardzo zmęczeni, że stracili przytomność. Brak powietrza też się
do tego przyczynił. Jednak nie odnieśli poważniejszego uszczerbku
na zdrowiu.
************
Średniej
wielkości sala treningowa dla jeźdźców. Ściany pokryte są
drabinkami. Pośrodku wisi wielki worek treningowy a po prawej
stronie od wejścia leży cała góra popsutych worków. Po całej
sali roznosi się donośne puf, puf, bach, trach. Po krótkiej chwili
okazuje się, że to Darkaril boksuje w worki treningowe które
wypełnione są metalem.
-
Za starych dobrych czasów człowiek mógł się porządnie rozerwać,
a nie zabawiać się z workiem. - narzekał Darkaril, bijąc w wór.
-
Panie, czemu tak łatwo odpuściłeś? Przecież mogłeś zgnieść
te robaki bez żadnego problemu.- wtrącił się z ciekawością i
wyrzutem jakiś sługus tego zawodnika.
-
Masz mnie za idiotę? - warknął groźnie olbrzym.
-
Nie Panie gdzież bym śmiał. - odpowiedział pokornie sługa.
-
Jak bym załatwił tam tych kolesi i Kurai to książę wywaliłby
mnie z turnieju.
-Ale
…
-
Zamknij mordę! Teraz ja mówię!
-
Tak Panie. - wyjąkał przestraszony sługa.
-
Moim zdaniem za starych czasów było o wiele lepiej. Tam się kogoś
zabiło, gdzie indziej się kogoś pobiło. Ah … to były wspaniałe
czasy dla turnieju. Kiedyś trzeba było naprawdę się postarać
aby przeżyć turniej a teraz co? Jeden znosi modły do swoich bogów,
drugi pokazuje zdjęcia swojego szczyla to hańba dla tego turnieju.
Nie mam zamiaru szanować nowego prawa, ale muszę mu być posłuszny
aby nie wylecieć z turnieju. Ta neczanka wody jest tak wspaniałą
nagrodą, że mogę przeboleć te bezsensowne zasady jakie wprowadził
Volaure. Zrobię z niej swoja ulubioną kurtyzanę i dopilnuję aby
urodziła mi syna.
-
Za pozwoleniem Panie … masz tyle kurtyzan w swoim haremie po co Ci
ta neczanka przecież masz nawet ziemiankę w swojej kolekcji.
-
Ty idioto ziemianka nie jest nic warta przy neczance!
-
Dlaczego Panie?
-
Normalnie otaczają mnie skończeni idioci. - powiedział Darkaril
uderzając z całej siły w worek treningowy.
Tym
atakiem worek zgiął się w pół, zerwał z uprzęży i wylądował
z hukiem na ścianie.
-
No dalej imbecylu zawieś mi kolejny worek!
-
Tak panie. - powiedział sługa wyczarowując kolejny worek.
Po
chwili jego pan powrócił do boksowania worka i po paru uderzeniach
powiedział:
-
Jak wiesz ziemianki są wspaniałe do mieszania się ras są wstanie
wymieszać się z każdą żyjącą rasą i urodzić zdrowe młode.
Niestety dzieci ziemianek i innej rasy są dużo słabsze od
rodziców. Ziemska krew niczego nie wnosi do puli a wręcz odbiera
potomstwu pełnię mocy. Natomiast neczanki to zupełnie co innego.
Ich krew nie dość, że wspaniale łączy się z wszelakimi rasami
to dzieciak dostaje jeszcze bardzo dużo mocy do puli. Taki
mieszaniec jest zawsze dużo silniejszy od rodziców. Teraz pomyśl
ja wspaniały wojownik potrzebuję przecież godnego następcy Co za
tym idzie neczanka będzie idealna partią dla mnie. No a na dokładkę
jest jeszcze wodna, więc to prawdziwa rzadkość.
-
Mam nadzieje Panie, że zgodzi się urodzić Ci potomka.
-
Ona nie ma nic do gadania. Kobieta nadaje się tylko do bycia
kurtyzaną, a mężczyzna ma obowiązek korzystać z niej zawsze
kiedy ma na to ochotę a ona nie ma prawa głosu. W momencie jak ją
wygram to zdobędę ją na oczach całej widowni, tak jak to się
robiło za starych dobrych czasów. Będzie moją ulubioną kurtyzaną
i zrodzi mi armię silnych potomków godnych mnie zastępować. Ah …
ale będzie super tak powrócić do starych czasów. - powiedział
radośnie i bardzo pewnym siebie tonem Darkaril.
-
Panie a nie można by jej tak było wykraść? - przerwał pokornie
sługa.
-
Żartujesz, jest zamknięta w jakimś tam krysztale. Eh. Kiedyś to
by było można i to bez problemu. Jakby to były stare czasy to już
dawno bym ja wykradł i zwiał. A teraz to ten turniej schodzi
totalnie na psy.
************
-
KSIĄŻĘ ! KSIĄŻE!
Po
chwili przerażony i zmęczony sługa wpadł do komnaty władcy,
spuścił głowę i położył ręce na kolanach a następnie wziął
kilka głębokich oddechów. Po czym wyprostował się i spojrzał
na Volaure. Jego oczom ukazał się luzacko siedzący na kanapie
książę. Jego ręce są zarzucone na oparcie. Na jego kolanach
okrakiem siedzi jakiś niebiesko włosy mężczyzna, który namiętnie
go całuje. Nawet przyjście służącego nie przeszkadzało mu w
jego działaniach. Jedyne co to władca mierzył swoim przeszywającym
wzrokiem podwładnego. Po chwili ciszy sługa powiedział:
-
Księże straszne rzeczy się dzieją!
Volaure
jednak zdawał się olewać swojego podwładnego i nie przerywał w
poczynaniach towarzysza.
-
Panie proszę to bardzo ważne!
Na
te słowa władca przewrócił oczami, nie chętnie przekręcił
głowę w lewo, tak aby spojrzeć słudze w oczy, przerywając tym
samym pocałunek. Położył wskazujący palec prawej ręki na ustach
swojego przyjaciela a następnie powiedział:
-
Oby to było ważne. Nawijaj.
-
Tak Panie, to jest bardzo ważne … bo widzisz … no tam ….
-
Przejdź w końcu do sedna – przerwał mu poirytowany władca.
-
Darkaril na sali treningowej sieje postrach i gromi nawet …
W
tym momencie książę wstał, zrzucając tym samym towarzysza ze
swoich kolan. Ruszył żwawym krokiem do drzwi mówiąc:
-
Przepraszam, zaraz wracam. A ty prowadź.
************
Słychać
przeszywające krzyki, które tylko odrobinę tłumi gruba ściana
sali treningowej. Volaure bez wahania wyważył drzwi do sali. Jego
oczy były puste, spowite żółcią i czerwienią. Wyglądają
bynajmniej przerażająco. Dodatkowo władce otacza
niebiesko-fioletowo-zielona aura. Zaraz po wyważeniu potężnych
drzwi zobaczył całe morze krwi, a jego aura wypełniła całe
pomieszczenie. Jest ona doskonale widoczna tylko w otoczeniu samego
księcia. Wszędzie indziej jest ona jedynie wyczuwalna. Darkaril,
żołnierze i reszta towarzystwa została wpita w ściany, sufit i
podłogę. Sama aura Volaure wystarczyła aby porozrzucać wszystkich
po kątach i nikt w pomieszczeniu, poza nim samym, nie mógł się
ruszyć. Każda przytłoczona osoba po chwili zaczęła się
zachowywać tak jakby coś ciężkiego i masywnego ich przygniatało.
Nagle książę odezwał się, jednak jego głos był mroczny,
głęboki, potężny i oziębły, zupełnie inny niż na co dzień:
-
Wystarczy.
-
O książę, wreszcie postanowiłeś przyłączyć się do zabawy. -
powiedział lekko przyduszony Darkaril.
-
Przerwałeś mi posiłek więc mnie już nie wkurwiaj bardziej.-
odparł mimo wszystko spokojnym głosem książę. Wszystkich
obecnych jednak przeszły zimne dreszcze kiedy usłyszeli jego głos.
Władca
rozejrzał się po sali, jego aura miejscami osłabła. Straże i
wszyscy inni mogli się poruszać. Już tylko wielki olbrzym został
więżeniem Volaure.
-
Po pierwsze wszyscy ranni marsz do medyków.
Mówiąc
to książę zrobił kilka kroków do przodu. Krew znajdująca się
na podłodze rozsuwała się pod jego stopami, tak że szedł po
czystej podłodze. Nagle odwrócił się on przodem do Darkaril'a i
powiedział:
-
A teraz TY gadaj co się tu u diabła dzieje.
-
Przestań książę to była tylko dobra zabawa. - odparł więzień.
Oczy
Volaure rozbłysły. W tym momencie olbrzym został jeszcze bardziej
przyduszony aurą. Darkaril uśmiechnął się pod nosem i napiął
wszystkie mięśnie. Za wszelką ceną chciał się uwolnić. Jednak
za każdym jego ruchem energia księcia bardziej wbijała go w
ścianę. Po chwili Demon się poddał. Przestał walczyć z
otaczającą go aurą, a z jego twarzy znikł już uśmiech. W tym
momencie energia zaczęła go ponownie podduszać. W tym czasie
władca tylko stał pośrodku sali z zaciśniętymi pięściami.
-
Kurde, nie mogę dać mu rady. Już wiem czemu nikt nie przejął
władzy. Myślałem, że to będzie proste. W końcu w porównaniu ze
mną to dzieciuch. Na co dzień nie powiedziałbym, że włada, aż
tak wyobrażalną mocą. Nigdy bym nie przypuszczał, że sama aura
może dokonać takich rzeczy. Żyję już bardzo długo i nigdy
wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Do diabła to nie możliwe,
że taki dzieciak ma taka moc. Przecież za starych dobrych czasów
Dossak by go wyeliminował jak by już wtedy miał taka moc. W sumie
szybko awansował no i dobrze potrafi się ukrywać. Swoją drogą
ten szczyl jest sprytny. Przecież latami służył staremu władcy i
wykonywał jego polecenia, a teraz tak bardzo zmienia to co było
doskonałe. Nigdy go nie doceniałem, a tu okazuje się, że
popełniłem taki błąd. Ah, szkoda, że nie mogę go przekupić.
Ten gówniarz jest zupełnie inny niż stary władca. Mój plan
przejęcia władzy na Zekeren właśnie runął w gruzach. Nie
pozostaje mi nic innego jak wygrać nagrodę w walce i być grzecznym
poza areną. Właśnie poza areną. Kurde, teraz muszę się jakoś z
tego wykaraskać. Tylko jak? Ten szczyl nie pokazał jeszcze swoich
wszystkich możliwości. No Stary czas na stare dobre kłamstwa i
łgarstwo. -powiedział
sobie w myślach Darkaril.
-
No weź książę krwi tyle jak przy najlepszej zabawie sprzed lat.
-
Powiedziałem Ci coś raz i drugi raz powtarzać już nie będę. -
odwarknął Volaure, dociskając aurę.
-
Nie mogę oddychać. - wydusił z siebie olbrzym.- Du....sze …. się
…
Łaskawie
władca rozluźnił aurę.
-
Aaaah – odetchnął z ulgą demon.
-
GADAJ! - warknął poirytowany książę. Jego głos brzmiał dużo
groźniej niż przed chwilą.
-
Dobra wygrałeś. Nie złamałem zasad. Na sali treningowej i na
Arenie można robić walczyć tak aby wygrać. Tam reguła jest
jedna. Nikt nie może zginąć. Ja chciałem tylko sparingu i trochę
mnie poniosło, ale nikt nie zginął więc jestem czysty.- odparł
olbrzym.
-
Czysty mówisz? Jesteś cały we krwi masy niewinnych ludzi. Coś
przede mną ukrywasz.
-
Ja nic.
Księciu
ponownie zaświeciły się oczy. Demon został po raz kolejny
przyduszony.
-
Już ci mówiłem nie denerwuj mnie. - odparł stanowczo władca.
-
Eh. Dobra uspokój się.(Jednak
tak łatwo z nim nie pójdzie.
- powiedział sobie w myślach) Chciałem zobaczyć czy jesteś
silnym władcom. Tylko tak mogłem Cię wywabić na walkę. Przyznaję
trochę mnie poniosło, ale nie wiń mnie za to do niedawna turnieje
były zupełnie inne i jeszcze nie przywykłem. - zaczął się
tłumaczyć Darkaril udając trochę głupka.
-
Dostajesz drugą bransoletkę, tym razem to taką która zahamuje
twoja siłę fizyczną. Obie bransolety obowiązują Cie do końca
turnieju i będą zdejmowane jedynie na arenie. Jeszcze jeden taki
numer i wylatujesz z turnieju. Na arenie o twoim losie będą
decydować sędziowie walk, ale ostrzegam jeśli kogoś zabijesz
również wylecisz. Rozumiesz? - odpowiedział mu bardzo dosadnie
książę.
Więzień
kiwnął jedynie potakująco głową. A Volaure po chwili powiedział:
-
A teraz wielki zawodnik osobiście posprząta tę salę do czysta,
oraz publicznie przeprosi poszkodowanych.
-Powaliło
Cię!? Nie no chcesz doszczętnie podeptać moją dumę? Już nie
wystarczy Ci, że mnie pokonałeś samą aurą!? - odparł oburzony
Darkaril.
-
Zasłużyłeś na to. Może to zmusi Cię do podporządkowania się
prawu.
-Ale
…no dobra. ( W
końcu lepsze to niż wykluczenie z turnieju. Cholera kiedyś nie
takie rzeczy się działy i dobrze było –
Darkaril dopowiedział sobie w myślach)
************
Książę
powrócił do swojego towarzysza. Kiedy tylko wszedł do komnaty
podszedł do niego położył swoje ręce na jego policzkach i
przyciągnął do siebie. Następnie namiętnie go pocałował. Nie
minęła nawet chwila kiedy obydwaj zaczęli bić niesamowitym
blaskiem. Oślepiająca jasność spowiła cały pokój, po czym
znikła szybciej niż się pojawiła. W tym momencie usta mężczyzn
się rozdzieliły. To trwało nie dłużej niż zwykły pocałunek.
Jednak było inne niż zazwyczaj. Przyjaciel władcy zdawał się być
zdezorientowany, trochę skołowany i trochę jakby pijany.
-
Chyba za szybko wstałem bo zakręciło mi się w głowie. -
powiedział niebiesko włosy mężczyzna, trzymając się za głowę
i lekko kołysząc się na boki.
Po
chwili kolega księcia potrząsnął głową. W tym czasie władca
usiadł tam gdzie siedział poprzednim razem i równie luzacko co
ostatnio, uśmiechając
się pod nosem. Po chwili spytał:
- Marco jak się czujesz?
- Spoko już lepiej. To była
tylko chwilowa niedyspozycja. Czasem tak miewam. Medyk mówi, że tak
wpływają na mnie niektóre gwiazdy i że to nic groźnego.
- Z pewnością, skoro medyk tak
mówi …
- Masz jeszcze trochę czasu?
- Tak mam, to była
nieprzewidziana sytuacja. Nie przejmuj się tym.
- A chciałbyś?
- Dobrze wiesz, że tak …
W tym momencie Marco usiadł na
kolanach władcy i zaczął go całować. Najpierw rozpieszczał jego
usta, a potem drobnymi małymi całuskami zaczął schodzić po szyi
władcy coraz niżej jednocześnie rozpinając jego bluzę.
************
-
Heh, musimy poćwiczyć asertywność drogi Bracie. - powiedział
Otachi.
-
Jasne o ile nie będzie grozić nam spopielenie albo i co gorszego. -
odparł Hachi.
-
Szkoda, że przez tą ich zabawę w zakupy znowu przegapiliśmy
walkę. Pewnie niedługo się zacznie.
-
Jakoś nie miałem ochoty oglądać walki tego byczka.
-
W sumie ja też nie, ale z drugiej strony walka sama w sobie była by
lepsza niż te godziny spędzone na wybieraniu ciuchów.
-
Jak sądzisz jak szybko się zorientują, że nas nie ma?
-
To zależy... Myślisz o tym samym co ja?
– O
tak...
Chłopcy
postanowili się wymknąć cichaczem, tak aby dziewczyny ich nie
zauważyły. Już prawie wyszli ze sklepu kiedy usłyszeli głos
Kiazu:
-
A wy panowie dokąd? Jeszcze nie skończyłyśmy.
-
Na walkę smoków. - odparł Hachi.
-
Po co skoro Kurai nie walczy? - stwierdziła beztrosko Diuna.
-
Cześć Wam. - Stwierdził znajomy głos.
-
Siemka chłopcy. - odpowiedziała uśmiechająca się Kiazu.
-
Słuchajcie możemy porwać waszych Braci na walkę? - powiedział
Myo.
-
Hmm.. no nie wiem jeszcze nie skończyłyśmy. - stwierdziła Diuna.
-
To co powiecie na taki układ. My teraz porwiemy chłopaków na
walkę. A po walce będziecie miały dodatkowych dwóch
tragażo-krytyków. Co Wy na to? - zaproponował Deti.
-
No dobra, ale postawicie nam jeszcze kino i jakąś szamke? - podbiła
stawkę Kiazu.
-
Ok, nie ma problemu. - odpowiedział radośnie Myo.
-
W takim układzie niech idą. - powiedziały obie z uśmiechem.
************
Kiedy
cała czwórka zbliżała się do stadionu przez chwilę było bardzo
cicho, stanowczo za cicho jak na zawody. Nagle tłumy z powrotem
skandowały. W tym momencie chłopaki wbiegli na stadion. Ich oczom
ukazał się jedynie wiwatujący Darkaril, który stał pośrodku
areny. Jego smoka już nie było ani przeciwnika też nigdzie nie
było widać. Olbrzym gestami zachęcał tłumy do skandowania.
-
Co już się skończyła? - powiedział zawiedziony Deti.
-
Ale, ale jak to? - stwierdził równie zawiedziony Hachi.
W
tym momencie podszedł do nich Kurai, a Otachi powiedział:
-
O siemka Kurai, słuchaj co się tutaj stało?
-
Darkaril wygrał. - odparł Kurai.
-
Ale jakim cudem tak szybko co się stało? - spytał nie dowierzający
Hachi.
-
W sumienie ma co opowiadać. Tuż przed walką sędziowie zdjęli mu
Kahm Meh-Nehl oraz Kahm Meh-Nu....
-
Te pierwsze to bransolety hamujące powiedzmy magię tak? A te drugie
siłę fizyczną tak? - wtrącił Myo.
-
Dokładnie. - odparł Kurai.
-
I co dalej? - pytał niecierpliwy Otachi.
-
Zaraz po ich zdjęciu, walka się rozpoczęła. Jednak walkę
przerwał Volaure, który powiedział coś do Darkaril'a a ten po
chwili publicznie przeprosił za masakrę jaką zrobił na statku.
Jego przeciwnik zaczął go wyśmiewać, i to był wielki błąd.
Demon jednym ciosem wbił przeciwników w ziemie. Po tym jednym
ciosie Skymol miał już połamanych 7 żeber a smok przetrąconą
łapę. Sędziowie ogłosili zwycięstwo Darkaril'a a jego
przeciwnika zabrali medycy. - powiedział spokojnie i bez
emocjonalnie Kurai.
-
WOW! - wtrącił Hachi.
-
Za starych zawodów bywało gorzej. - odparł Deti.
-
To może być gorzej? - spytał z niedowierzaniem Otachi.
-
Jasne, za starego władcy Darkaril potrafił zabić przeciwnika
jednym ciosem tuż po rozpoczęciu walki. - powiedział Myo.
-
O tak to było kiedyś normom. Na szczęście nigdy nie spotkałem go
na arenie. - wtrącił Deti.
-
Czemu nie został wykluczony z zawodów? Przecież to nie zgodne z
prawem. - spytał Hachi.
-
Niestety kiedyś prawo było inne, a im bardziej brutalna walka tym
lepsza. - stwierdził Myo.
-
Ile przeciwników pozabijaliście na turnieju? - spytał z
zaciekawieniem Hachi.
-
My ani jednego. - odpowiedział Deti.
-
A Ty Kurai? - spytał dociekliwie Otachi.
-
Nikogo. - odparł Kurai.
-
Za to Darkaril to pozabijał wielu przeciwników. Co lepsi farciarze
byli tylko w śpiączce. - wtrącił Deti.
-
No czasem zdarzali się tacy co go pokonywali. - dopowiedział Myo.
-
Nie czasem zdarzało się im zginąć jeszcze przed walką. - wtrącił
Deti.
- Też racja. Facet jest nie obliczalny i kiedyś był jednym z czołowych zawodników, Jednak odkąd Volaure przejął władzę to w sumie na turnieju pojawił się raz nie licząc tego obecnego. W tedy jego smok był chory i tylko obserwował zawody. Chyba mu się bardzo nie podoba nowy porządek. - Stwierdził Myo, po chwili dodając – mam nadzieje, że nie będzie mi dane mierzyć się z tym psychopatą.
- Też racja. Facet jest nie obliczalny i kiedyś był jednym z czołowych zawodników, Jednak odkąd Volaure przejął władzę to w sumie na turnieju pojawił się raz nie licząc tego obecnego. W tedy jego smok był chory i tylko obserwował zawody. Chyba mu się bardzo nie podoba nowy porządek. - Stwierdził Myo, po chwili dodając – mam nadzieje, że nie będzie mi dane mierzyć się z tym psychopatą.
-
Swoją droga... Kurai może zechciałbyś iść z nami do kina i na
jakąś szame? - spytał Deti zmieniając tym samym temat
-
Nie dzięki. - odparł Kurai wychodząc.
-
No weź, chodź z nami. - wtrącił Otachi.
-
Stary, będzie fajnie. - zagadał Hachi.
Kurai
zatrzymał się i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. W
międzyczasie pozostali Panowie podeszli do niego i zaczęli wymownie
patrzeć na niego. Po kolejnej chwili powiedział w końcu:
-
Zastanowię się.
Za
nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Kurai znikł.
************
Przy
stole w restauracji siedzi Kiazu, Diuna, Myo, Deti, Hachi i Orachi.
Ognista neczanka je jak opętana, to znaczy normalnie jak to tylko
Kiazucha potrafi. To jakie ilość potrafi zjeść taka niepozorna
dziewczyna zawsze wzbudza zainteresowanie i nie dowierzanie.
-
Ma dziewczyna apetyt i dobre spalanie kalorii. W życiu bym nie
pomyślał, że taka dziewuszka może aż tyle zjeść. - powiedział
Deti z niedowierzaniem.
-
Swoją drogą Dziewczyny czemu nie oglądacie walk? - spytał Myo.
-
Ja widziałam póki co dwie walki. Inauguracyjną i walkę Kurai'a.
Nie widzę potrzeby oglądania wszystkich walk w pierwszej rundzie.
Ale mam zamiar na pewno obejrzeć walki półfinałowe i finałową,
oraz wszystkie walki Kurai'a. A resztę ćwierć finałowych to nie
wiem. - odpowiedziała Kiazu przerywając tym samym jedzenie.
-
A jak zadedykuję walkę Tobie to przyjdziesz mnie oglądać? -
wtrącił Deti.
-
Jasne – powiedziała Kiazu z uśmiechem. Po czym szybko dodała
mrugając okiem– W sumie i tak bym przyszła, obiecuję, że Wasze
walki będę oglądać.
-
Każdy kibic mile widziany – odparł Myo z uśmiechem.
-
Diuna a Ty? - spytał się Deti.
-
Ja, ja nie widziałam jeszcze żadnej walki, bo i po co. Finałową
pewnie obejrzę. - odpowiedziała Diuna.
-
A dla nas nie przyjdziesz? - wtrącił z przekonywującym uśmieszkiem
Myo.
-
No dobra, może wpadnę jeszcze na jakieś inne walki. - odparła od
niechcenia Diunka.
-
Nie lubisz brutalności co? To pociesz się, że teraz to praktycznie
pełna kultura na zawodach, a kiedyś tak nie było. - powiedział
Deti.
-
Może opowiecie nam jakąś historię ze starego turnieju?- spytał
zaciekawiony Otachi.
-
W sumie czemu nie. - odparł Myo, a Deti zaczął opowiadać:
-
Dawniej było zupełnie inaczej. Zekeren nie miał zabezpieczeń.
Smoki w legowiskach były przykute jedynie grubymi łańcuchami,
które nie zawsze wytrzymywały siłę smoków. Armia i ochrona niby
były ale wszędzie panowała korupcja. Dossak dbał tylko o siebie i
własne interesy.
-
Ale o dziwo ten system na którym Dossak wybudował Zekeren działał
nie zmiennie przez bardzo wiele lat. Za nim Volaure przejął władze,
na Zekeren liczyła się w sumie tylko siła, brutalność, pieniądze
i wszystko co złe. Tutaj był zdegenerowany świat. - wtrącił Myo.
-
O tak gwałty, bójki, zabójstwa i inne takie były tu chlebem
powszednim. Uprzedzę pytanie Dossak nic z tym nie robił bo to
nakręcało turniej smoków. Najbrutalniejsi zawodnicy przybywali ze
wszystkich stron wszechświatów, aby tu zawalczyć i zdobyć chwałę.
Zawody były bardzo brutalne i w wielu regionach stały się nawet
nie legalne. Eh, do tego nagrody były porywane i brutalnie
traktowane.- dopowiedział Deti.
-
To Kurai też taki był? - spytał z niedowierzaniem Hachi.
-
Dziwne pytanie myślałem, że go znacie lepiej niż my. - odparł
Deti.
-
Pewnie nie chce o tym rozmawiać. W sumie mało kto chce. - wtrącił
Myo. A następnie odpowiedział na pytanie – Nie Kurai trzymał się
zasad ale nie robił wielu rzeczy. Bynajmniej tak słyszałem.
Słyszałem również, że ponoć Kurai każdą wygrana osobę
zwracał bez uszczerbku na zdrowiu rodzinie. I nigdy nic nie zrobił
swoim nagrodom a wygrał ich trochę.
-Ja
słyszałem również, że był on wynajmowany przez rodziny
porwanych, aby odbić ich bliskich. Widzieliśmy w sumie jego dwie
walki finałowe za czasów Dossaka. Zawsze po uwolnieniu osoby
publicznie oddawał ja jakimś ludziom. Z euforii jaka wtedy panowała
można wywnioskować, że rzeczywiście oddawał nagrody ich bliskim.
Chodzą tez słuchy,że wasz towarzysz walczył zawsze honorowo,
powiedziałbym nawet, że walczył w stylu obecnych walk już przed
laty. Kurai był zupełnie inny niż cała reszta. - wtrącił Deti.
-
Obaj jesteśmy młodzi i nie od zawsze byliśmy w turnieju, jak
chcecie się czegoś więcej dowiedzieć o waszym towarzyszu to
spytajcie Volaure. To dobre i sprawdzone źródło informacji i na
pewno wie więcej niż my. Wasz kolega jest niezwykle skryty i
tajemniczy. A co za tym idzie na jego temat znamy jedynie pogłoski.
- powiedział z zakłopotaniem Myo.
-
Za to Darkaril to inna para kaloszy, o nim wiemy naprawdę sporo. -
powiedział z zakłopotanym uśmiechem Deti.
-
My nie wiemy o nim za wiele. - powiedział Hachi.
-
Chłopcy to może opowiedzcie nam coś o tym całym Darkarilu? -
spytała Diuna. Zrobiła to takim tonem jakby rozmowa o tym demonie
była dużo lepsza niż rozmowa o Kurai'u. Deti i Myo popatrzyli po
sobie, wzruszyli ramionami i Myo powiedział:
-
Na wstępnie powiem wam, że kiedyś nagrody nie były przechowywane
w bezpiecznym krysztale jak teraz. Za dawnych lat nagrody były pól
nagie albo nagie, przytwierdzane łańcuchami to wielkiej skały.
Teraz w tym miejscu jest loża księcia. Taka nagroda nie dość, że
mogła oberwać podczas walki to jeszcze była pozbawiona jakiej kol
wiek godności. Darkaril słynął kiedyś, że tak powiem z
popisowego zdobywania nagród.
-
„Popisowego zdobywania nagród”? -wtrąciła Diuna.
-
No jak to ładnie powiedzieć.... jeśli nagrodą była kobieta to
była brutalnie gwałcona na jego smoku Maradze … no i na oczach
całej publiczności.... w sumie o facetów nie walczył no chyba, że
chciał mieć nowy worek treningowy. - powiedział zmieszany i
zakłopotany Myo.
-
Brutalny gwałt to jedno … bywało, że nagrody były przez niego
przypalane, bite, cięte i pozbawiany wszelakich resztek godności
czy czy tak zwanego człowieczeństwa. No i Darkaril był w tym
niepodważalnym mistrzem. - wtrącił speszony Deti.
-
Czyli to się stanie z Ri... - próbowała powiedzieć Kiazu.
W tym momencie Diuna szturchnęła ją łokciem mówiąc:
W tym momencie Diuna szturchnęła ją łokciem mówiąc:
-
Nagrodę, to czeka nagrodę?
-
No wiecie, Volaure niby tego zabronił, ale to co stanie się z
nagrodą zależy od zwycięscy turnieju tzn nowego pana nagrody.
Kurai najprawdopodobniej puści ją wolno, my w sumie też, tylko że
zabierzemy ją do nas i damy szanse na lepsze życie. - odpowiedział
Myo.
-
Na dobrą sprawę większość obecnych zawodników to zrobi. Ale
jeśli wygra Darkaril to możecie się spodziewać naprawdę
brutalnego gwałtu i jakieś mega rozróby. Hmmm... Sachiner i Ery
zapewne nie zrobią tego publicznie bo mają odrobinę dobrego smaku,
ale zapewne poza oczami postronnych również ją zgwałcą i zabiorą
jej całą energie. - wtrącił Deti.
-
Dać szanse na lepsze życie? Jak to wchłonąć energie? - spytała
dociekliwie Kiazu.
-
No tak, teraz nagrody to głównie osierocone, albo porzucone istoty
które nie mają szans na dobre życie. W tej chwili książę stara
się aby te istoty dostawały szanse na lepsze życie. Wiecie po
wygraniu przenoszą się ze zwycięzca na do jego domu, i on zapewnia
im prace finanse, prace i dach nad głową, wiecie takie ułatwienie
na start w nowe życie. No i my należymy do tej grupy. - powiedział
Deti.
-
A jeśli chodzi o tamtą dwójkę to tak, Sachiner jest inkubem a Ery
jest sukubem. Obie te rasy potrafią wysysać energię z wszelakich
istot, ale mogą to robić jedynie poprzez pocałunki i współżycie.
Oboje są bezwzględni w tych sprawach, gdyż potrzebują energii
innych istot by móc żyć. Te dwie rasy nie posiadają własnej
energii życiowej i muszą ją nie ustanie wysysać z innych. Zapewne
Ci dwoje chcą posiąść po prostu jej energie. - dopowiedział
rzeczowo Myo.
-
Dużo wiecie o swoich rywalach. - powiedziała z uśmiechem Kiazu.
-
Aj tam wiedza. To wie każdy kto tu spędził trochę czasu. -
odpowiedział zadziornie i z uśmiechem Deti.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz