„Otwarcie
półfinałów”
Nastał
kolejny wspaniały dzień. Turniej zbliża się wielkimi krokami ku
końcowi, jednak entuzjazm kibiców wcale nie malał, a wręcz można
by powiedzieć, że nawet z każdą walką rósł. Trybuny jak zwykle
pękały w szwach, a zgaszone światła sygnalizowały gotowość do
rozpoczęcia kolejnej walki.
-
Witam Państwa na pierwszej półfinałowej walce tej edycji
turnieju. Zanim przedstawimy szczęśliwców którzy dotarli aż
tutaj, powiemy iż Rex wraz ze swoim smokiem nadal są w szpitalu,
ale czują się już lepiej. Właśnie się dowiedzieliśmy iż Rex
odzyskał w końcu przytomność. (uszczęśliwieni widzowie
wykrzykiwali wesołe okrzyki) No ale wracajmy do walki. W lewym
narożniku jest SACHINER i jego smok MISHEL, a w prawym narożniku
mamy KURAI'A wraz ze smokiem KRONOSEM.
Światła
rozświetliły cała arenę. Zawodnicy są gotowi do rozpoczęcia
walki, czekają tylko na znak sędziego. Jeszcze chwila i się
zacznie pierwsze półfinałowe starcie. Sachiner siedzi dumnie na
swym smoku, pozdrawiając wiwatujące tłumy. Sprawia wrażenie jakby
już wygrał tę walkę. W tym momencie sędzia ogłosił początek
walki, a inkub zamknął oczy. Obie jego dłonie zapłonęły, prawa
płonęła zwyczajnym ogniem, natomiast lewa zapłonęła zielono
fioletowym ogniem.
-
Dobra dzieciaku, pokarze Ci jak się walczy. - powiedział ze złością
Sachiner.
Następnie
złapał prawą ręką za łańcuch, a lewą trzymał z dala od
swojego smoka. Jak nie trudno się domyśleć jego lewa dłoń była
zatruta, a co za tym idzie jest bardzo niebezpieczna. Po chwili
Mishel również zapłonął.
************
-
No
proszę widzę, że Sachiner wziął się na poważnie do roboty. -
stwierdził Darkaril.
-
Panie, wiesz, że ze zwycięzcą Ty się mierzysz o ile wygrasz
półfinał Panie. Nie lepiej by było aby wygrał słabszy z nich? -
wtrącił pokornie sługa.
-
To mnie nie interesuje. Osobiście chciałbym się zmierzyć z tym
gnojkiem Kurai'em. Przydałoby mu się skopać w końcu dupę. Tak
na dobrą sprawę to nie ważne z kim będę się mierzyć w finale i
tak na pewno wygram. Jedynym który może wygrać ten turniej to JA!
I na pewno GO WYGRAM!
************
-
Dzisiaj
to wy jesteście nie wyspane. - stwierdził nagle Otachi.
-
Byłyśmy na „Piżama party” u Ery. - odparła Kiazu ziewając.
-
Nie spałyśmy całą noc. Były tańce i inne szalone zabawy. -
wtrąciła Diuna.
-
Warto było nie spać. - powiedziała Kiazu z uśmiechem
-
Oficjalnie zapisuje was do bractwa nocnych marków. - wtrącił Hachi
ze złośliwym uśmieszkiem.
************
Lekko
obity Sachiner, siedzi na swoim wiernym smoku, który stoi ze
złożonymi skrzydłami na ziemi. Na wprost nich stoją ich
przeciwnicy, tyle że z rozłożonymi skrzydłami. Każda drużyna
jest gotowa na swój niepowtarzalny sposób na kolejny atak. Nagle
inkub zamknął oczy, a jego nadal płonące dłonie rozbłysły
jeszcze bardziej, wtedy wykrzyknął:
-
KOREKANAR!
W
tym momencie cała jego dwukolorowa aura spowiła jego bestie. Mishel
stanął na dwa tylnych łapach i ryknął głośno. Po nie długiej
chwili cały został otoczony aurą. Cała jego lewa strona była
pokryta aurą trucizny a natomiast prawa aurą ognia, a jego oczy
zaświeciły się na żółto, podobnie jak oczy Sachinera, który
roześmiał się, mówiąc:
-
Hahahahahah właśnie przegrałeś!
To
jednak nie wystraszyło przeciwników. Kronos również stanął na
swoich tylnych łapach, a Kurai otoczył go elektryczną zbroją.
Czarna bestia ryknęła groźnie, a następnie wystrzeliła wielką
ognistą kulę w kierunku przeciwników. Jednak Mishel bez problemu
odbił ją swoją prawą łapą.
************
-
Łał to atak marionetki! - powiedział z fascynacją Deti, siedzący
na trybunach.
-
Czytałem o tym ataku, ale nigdy nie widziałem. - odparł Myo.
-
Atak marionetki? Co to takiego? - spytał z ciekawością Hachi.
-
To bardzo groźny atak. Polega on na zjednoczeniu się ze smokiem. O
zobacz, Sachiner wykonał ruch prawą ręka i jego smok zrobił
dokładnie ten sam gest. - stwierdził Deti.
-
Piękne odbicie. - wtrącił Myo.
-
Jak widzicie, ten atak sprawia, że energia obu zawodników
skumulowana jest w smoku, a drużyna po połączony ze sobą umysł.
Są jakby jednym umysłem w dwóch ciałach. -kontynuował Deti.
-
WOW! - skwitowali jednogłośnie neczanie.
***********
-
Takimi nędznymi atakami mnie nie pokonasz. - stwierdził złowrogo
inkub.
W
tym momencie ognisto-trująca drużyna ruszyła do kolejnego ataku.
Mishel kroczył na dwóch łapach. Przednimi łapami natomiast
wyprowadzał ciosy jak w boksie. Kronos uchylał się od nich,
niektóre wyprowadzane ogniem blokował. Jednak przeciwnik napierał
coraz mocniej, zupełnie jak maszyna do walki. Nagle czarny smok
uchylił się od kolejnego ciosu, a następnie szybkim obrotem
podciął przeciwnika swoim ogonem. Tak! Mishel stracił równowagę.
Jednak w ostatniej chwili smok podparł się na prawej łapie, po
czym robił gwiazdę i szybko wrócił na równe nogi, gotowy do
dalszej walki. Na dokładkę ryknął głośno i groźnie aż arena
zadrżała.
************
Volaure
siedzi jak zwykle w swojej komnacie i obserwuje uważnie półfinałowe
starcie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Księże je otworzył
i okazało się, iż przyszedł do niego Hachi. Władca zaprosił go
do środka i spytał:
-
Co Cię do mnie sprowadza podczas meczu?
-
Wiemy iż po Zekeren rozeszła się informacja o tym, że Rina jest
nasza siostrą. Słuchaj gwarantuje Ci, że nikt z nas się nie
wygadał. Ani ja, a ni moje rodzeństwo ani bliźniacy nie
rozpowiedzieliśmy tego. Nie wiem....
-
Spokojnie Hachi, wiem o tym. - przerwał mu spokojnie władca.
-
To jak to się stało?
-
To był misternie zaplanowany plan. Darkaril przeszedł samego siebie
w zbieraniu informacji. Pamiętasz jak Deti zaspał na swoją walkę?
-
No tak, ja z bratem poszliśmy po niego.
-
Podczas Waszego biegu Myo zgubił swój wisiorek, a następnie jeden
ze sługusów Darkarila mu go oddał.
-
Owszem tak było, ale co to ma do tej całej sytuacji?
-
To co oddał mu sługus Darkarila nie było jego wisiorkiem, to była
nędza podróba ze wbudowanym podsłuchem. Jak nie trudno się
domyśleć Darkaril podsłuchał naszą rozmowę w loży. I tak te
informacje wyszły na jaw.
-
Rozumiem. Czekaj on nadal go ma?
-
Nie, nie podróba została uszkodzona podczas ostatniej walki Myo. A
ja oddałem mu już oryginalny kieł.
-
Ufff... to dobrze, więc nie jesteś na nas zły?
-
Ja na Was? Chłopie nie schlebiaj sobie, na moja złość trzeba
sobie porządnie zasłużyć – odparł książę z uśmiechem i
mrugając okiem. Po chwili dodał: - Dobra Młody uciekaj oglądać
walkę, i nie martw się.
************
Czarna
bestia atakowała przeciwników raz ognistą,a a raz lodową kulą,
jednocześnie siłując się z Mishelem. Wyglądają jak dwa pijące
się nastolatki. Pełni werwy, siły i niespożytej energii. Ataki
ognisto-trującej drużyny były pewne i bardzo mocne. Nagle Kurai
pojawił się za pewnym siebie inkubem, wykonał obrót w powietrzu i
bardzo mocno go kopnął. Sachiner zobaczył go kontem oka i zasłonił
się lewą ręka. Było już jednak za późno. Cios neczańczyka był
na tyle silny, że inkub spadł ze swojego smoka i wyrył długi rów
swoim ciałem. W tym samym czasie wielkie czerwone smoczysko runęło
na ziemie. Ziemia zatrzęsła się a bestia zamknęła oczy i
potrząsnęła głową tak jakby chciała oprzytomnieć. Dzięki temu
atakowi, zaklęcie Sachinera zostało zerwane. Jednak to nie był
jeszcze koniec tej walki. W czasie jak smoki nadal się siłowały
między sobą, Inkub, który był nieźle poturbowany, stał na ziemi
głośno się śmiejąc.:
-
HAHAHHAH Już po Tobie!
Neczańczyk
nic mu nie odpowiedział. Po chwili okazało się, że całe ciało
Kurai'a zmieniło kolor. Wojownik Stał się zielono niebieski. Nawet
jego srebrnobiałe włosy się zmieniły. Jedynie jego ubranie i
wisiorek pozostały nienaruszone. Nie wygląda to za dobrze.
-
HAHAHAHA, mój drogi dzieciaku, zostałeś właśnie otruty. Teraz
każdy Nie dość,że każdy Twój atak będzie odbierał Ci energię
to i sama trucizna będzie ci ją odbierać. Nie masz szans na
wygraną! TO JA WYGRAŁEM TO STARCIE!! BUAHAHAHAHAHA- śmiał się
nadal Sachiner.
************
-
Straż, wezwijcie wyspecjalizowanych medyków w strojach ochronnych,
mają być gotowi pod areną przed końcem walki! - powiedział
książę wypuszczając dym z ust.
-
Tak jest Panie.
-
Zachowajcie szczególne środki ostrożności!
-
Oczywiście Księże.
************
Smoki
nadal się siłowały między sobą. Co i rusz uderzając jakimiś
ognistymi atakami, albo rycząc. Cała arena trzęsła się jak przy
trzęsieniu ziemi. Dwie potężne bestie widowiskowo ze sobą
walczyły. Nagle Kronos odepchnął mocno Mishela, ten runął na
ziemię z wielkim hukiem. Czarna bestia w tym czasie ruszyła ku
walczącym jeźdźcom. W tym momencie Kurai krzyknął:
-
KRONOS STÓJ! (bestia zatrzymała się) Nie zbliżaj się
przyjacielu, bo wtedy i zostaniesz otruty. Dopilnuj by Mishel nam nie
przeszkadzał.
Czarna
bestia ryknęła ze zrozumieniem. Następnie odwrócił się w
kierunku przeciwnika i rzucił się na smoka z drużyny przeciwnej, a
inkub powiedział:
-
Widzę, że odkryłeś moją nową umiejętność. Jednak i tak ta
wiedza w niczym ci nie pomorze. Przegrałeś i pogódź się z tym.
Jeszcze trochę trucizna wyssie z ciebie cała energie.
************
-
O nie już po nim, i po nadziei na odzyskanie naszej siostry. -
stwierdziła smutno Kiazu.
-
Nie martw się. Książę na pewno ma jakiś plan na wszelki wypadek.
- odparł z uśmiechem Myo.
-
Ja mam nadzieje, że wygra i nie trzeba będzie kombinować. -
powiedział Otachi.
-
Obyś miał racje, ale ma nie wielkie szanse. - stwierdził Deti.
************
Sachiner
jest coraz bardziej pewny siebie. Kronos przygwoździł Mishela do
ziemi, jedną łapą przyciskał mu pysk do ziemi i go zamrażał, a
drugą trzymał go na grzbiet. Dodatkowo całym swoim ciężarem
przygniatał przeciwnika. Nagle Kurai pojawił się tuż za nim i
ścisnął go mocno za ramiona. W tym momencie potężny piorun
uderzył prosto w wojowników. Jednocześnie Kurai wywołał wielką
elektryczną furię, która dodatkowo poraziła przeciwnika. Cała
arena rozbłysła oślepiającym światłem. Kiedy światło znikło,
to okazało się, że Sachiner leży nieprzytomny na ziemi , a Kurai
stoi z przygarbiony, z rękami opartymi na kolanach. Nadal się pod
wpływem silnej trucizny przeciwnika. Po chwili komentator ogłosił
wynik walki.
-
DO FINAŁU PRZECHODZI KURAI WRAZ ZE SMOKIEM KRONOSEM!
Tłumy
radośnie skandowały i wiwatowały. Specjalny oddział medyczny
podszedł do Kurai'a. Trzech lekarzy go otoczyło. W tym momencie
wokoło neczańczyka pojawiła się wielka biała aura w kształcie
kuli. Po dłuższej chwili aura znikła, a Kurai stał się już
normalny. Wtedy wsiadł na swojego towarzysza i uniósł prawą rękę
do góry. Tłumy jeszcze bardziej oszalały ze szczęścia, a naszym
bohaterom ulżyło. W międzyczasie okazało się iż wszędzie tam
gdzie Kurai dotykał Sachinera jego skóra była czarno fioletowa.
Inkub został skażony własną trucizną. Specjalistyczni medycy
uleczyli więc i jego. Kiedy był już odkażony, ale nadal
sparaliżowany to zabrali go do szpitala.
************
Kurai
wraz z Kronosem, są w legowisku smoków. Czarna bestia leży
wygodnie na swym legowisku z siana. Przednim stoi wielkie wiadro
wody, z którego smok gasił swoje pragnienie. Neczańczyk czyścił
swojego smoka z brudu, piachu, krwi i innych nieczystości. Nagle
srebrno-biały chłopak usłyszał znajomy gruby,
ciężki, surowy i charyzmatyczny głos:
- Skąd wiedziałeś, że trucizna
się rozprzestrzenia?
- Zauważyłem, że kiedy stąpam
po ziemi ona robi się czarno fioletowa, zresztą jak i sam Sachiner.
- Dobrze. Brawo. Zatem została
nam jeszcze jedna walka. Tęsknisz za nią?
- Bardzo, i zrobię wszystko aby
ją wygrać! - odparł stanowczo Kurai.
- Nie przyjacielu, MY zrobimy
wszystko aby ja wygrać.
- Masz rację, dzięki Stary.
************
- Jej to była wspaniała walka –
powiedział radośnie Otachi.
- O tak, Kurai potrafi zaskoczyć.
- stwierdził Hachi.
- Swoją droga tak wkręconego w
walkę Sachinera jeszcze nie widziałem. - dołączył się do
rozmowy Myo.
- Hehehe, koleś ma
niewiarygodnego pecha w tym turnieju. Jeden skopał mu cztery litery
a drugi go pokonał w pięknym stylu. Jego duma chyba bardzo
ucierpiała. - dopowiedział Deti.
- O tak! - skwitował radośnie
Myo.
************
Nie
wielka ale przestronna kremowo-brzoskwiniowa sala, w której po
środku pod ścianą stoi wielkie łóżko z jasno niebieską
pościelą. Obok łóżka stoi drewniana szafka a niej zielony wazon,
wypełniony pięknymi różnokolorowymi kwiatami. Na prost wejścia
jest okno, przyozdobione długimi granatowymi zasłonami. Nagle
rozległo się pukanie.
-
Proszę.
W
tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Volaure.
-
O księże! Witaj, musiało być ze mną bardzo źle skoro sam książę
mnie odwiedza. Wybacz książę, że nie wstanę.
-
Witaj Rex spokojnie nie musisz, e tam jeszcze żyjesz to tak źle nie
było. - odparł książę z uśmiechem i mrugając okiem.
-
Święte słowa książę, a co to za piękna dama u Twego boku? -
stwierdził optymistycznie Rex.
-
A właśnie Rex, chciałbym Ci kogoś przedstawić, To jest Kiazu,
która bardzo chciała Cie poznać.
W
tym momencie do pokoju weszła również Kiazu, zamknęła za sobą
drzwi i wręczyła psiej furze wielką białą kość z czerwoną
kokardą pośrodku.
-
O ŁAŁ! Jaka wspaniała kość, czyżby dla mnie? - spytał
podekscytowany Rex.
-
Tak to dla Pana. - odparła Kiazu.
-
Dziewczyno co tak sztywno, jestem Rex. - przedstawił się podając
jej łapę.
Ona,
również podała mu swoja rękę i się przedstawiła, a następnie
spytała:
-
Jak się czujesz?
-
A śmieje się?
-
No tak?
-
To znaczy, że dobrze się mam. - odparł z wielkim uśmiechem Rex.
-
Dobra kochani ja muszę uciekać obowiązki wzywają. - wtrącił
władca.
-
Spoko, na razie księże. - odparł radosnym tonem Rex.
-
Na razie. - stwierdził Volaure wychodząc.
-
A właśnie widziałaś już mojego szczeniaka? - zmienił temat,
radosny jak zawsze Rex.
-
Nie jeszcze nie.
-
To zobacz. - powiedziała psia fura pokazując zdjęcie.
-
O jaki słodziutki i rozkoszny. - odparła zauroczona Kiazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz