poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 53



Otwarcie półfinałów”

Nastał kolejny wspaniały dzień. Turniej zbliża się wielkimi krokami ku końcowi, jednak entuzjazm kibiców wcale nie malał, a wręcz można by powiedzieć, że nawet z każdą walką rósł. Trybuny jak zwykle pękały w szwach, a zgaszone światła sygnalizowały gotowość do rozpoczęcia kolejnej walki.
- Witam Państwa na pierwszej półfinałowej walce tej edycji turnieju. Zanim przedstawimy szczęśliwców którzy dotarli aż tutaj, powiemy iż Rex wraz ze swoim smokiem nadal są w szpitalu, ale czują się już lepiej. Właśnie się dowiedzieliśmy iż Rex odzyskał w końcu przytomność. (uszczęśliwieni widzowie wykrzykiwali wesołe okrzyki) No ale wracajmy do walki. W lewym narożniku jest SACHINER i jego smok MISHEL, a w prawym narożniku mamy KURAI'A wraz ze smokiem KRONOSEM.
Światła rozświetliły cała arenę. Zawodnicy są gotowi do rozpoczęcia walki, czekają tylko na znak sędziego. Jeszcze chwila i się zacznie pierwsze półfinałowe starcie. Sachiner siedzi dumnie na swym smoku, pozdrawiając wiwatujące tłumy. Sprawia wrażenie jakby już wygrał tę walkę. W tym momencie sędzia ogłosił początek walki, a inkub zamknął oczy. Obie jego dłonie zapłonęły, prawa płonęła zwyczajnym ogniem, natomiast lewa zapłonęła zielono fioletowym ogniem.
- Dobra dzieciaku, pokarze Ci jak się walczy. - powiedział ze złością Sachiner.
Następnie złapał prawą ręką za łańcuch, a lewą trzymał z dala od swojego smoka. Jak nie trudno się domyśleć jego lewa dłoń była zatruta, a co za tym idzie jest bardzo niebezpieczna. Po chwili Mishel również zapłonął.
************

- No proszę widzę, że Sachiner wziął się na poważnie do roboty. - stwierdził Darkaril.
- Panie, wiesz, że ze zwycięzcą Ty się mierzysz o ile wygrasz półfinał Panie. Nie lepiej by było aby wygrał słabszy z nich? - wtrącił pokornie sługa.
- To mnie nie interesuje. Osobiście chciałbym się zmierzyć z tym gnojkiem Kurai'em. Przydałoby mu się skopać w końcu dupę. Tak na dobrą sprawę to nie ważne z kim będę się mierzyć w finale i tak na pewno wygram. Jedynym który może wygrać ten turniej to JA! I na pewno GO WYGRAM!

************
- Dzisiaj to wy jesteście nie wyspane. - stwierdził nagle Otachi.
- Byłyśmy na „Piżama party” u Ery. - odparła Kiazu ziewając.
- Nie spałyśmy całą noc. Były tańce i inne szalone zabawy. - wtrąciła Diuna.
- Warto było nie spać. - powiedziała Kiazu z uśmiechem
- Oficjalnie zapisuje was do bractwa nocnych marków. - wtrącił Hachi ze złośliwym uśmieszkiem.

************

Lekko obity Sachiner, siedzi na swoim wiernym smoku, który stoi ze złożonymi skrzydłami na ziemi. Na wprost nich stoją ich przeciwnicy, tyle że z rozłożonymi skrzydłami. Każda drużyna jest gotowa na swój niepowtarzalny sposób na kolejny atak. Nagle inkub zamknął oczy, a jego nadal płonące dłonie rozbłysły jeszcze bardziej, wtedy wykrzyknął:
- KOREKANAR!
W tym momencie cała jego dwukolorowa aura spowiła jego bestie. Mishel stanął na dwa tylnych łapach i ryknął głośno. Po nie długiej chwili cały został otoczony aurą. Cała jego lewa strona była pokryta aurą trucizny a natomiast prawa aurą ognia, a jego oczy zaświeciły się na żółto, podobnie jak oczy Sachinera, który roześmiał się, mówiąc:
- Hahahahahah właśnie przegrałeś!
To jednak nie wystraszyło przeciwników. Kronos również stanął na swoich tylnych łapach, a Kurai otoczył go elektryczną zbroją. Czarna bestia ryknęła groźnie, a następnie wystrzeliła wielką ognistą kulę w kierunku przeciwników. Jednak Mishel bez problemu odbił ją swoją prawą łapą.

************

- Łał to atak marionetki! - powiedział z fascynacją Deti, siedzący na trybunach.
- Czytałem o tym ataku, ale nigdy nie widziałem. - odparł Myo.
- Atak marionetki? Co to takiego? - spytał z ciekawością Hachi.
- To bardzo groźny atak. Polega on na zjednoczeniu się ze smokiem. O zobacz, Sachiner wykonał ruch prawą ręka i jego smok zrobił dokładnie ten sam gest. - stwierdził Deti.
- Piękne odbicie. - wtrącił Myo.
- Jak widzicie, ten atak sprawia, że energia obu zawodników skumulowana jest w smoku, a drużyna po połączony ze sobą umysł. Są jakby jednym umysłem w dwóch ciałach. -kontynuował Deti.
- WOW! - skwitowali jednogłośnie neczanie.

***********
- Takimi nędznymi atakami mnie nie pokonasz. - stwierdził złowrogo inkub.
W tym momencie ognisto-trująca drużyna ruszyła do kolejnego ataku. Mishel kroczył na dwóch łapach. Przednimi łapami natomiast wyprowadzał ciosy jak w boksie. Kronos uchylał się od nich, niektóre wyprowadzane ogniem blokował. Jednak przeciwnik napierał coraz mocniej, zupełnie jak maszyna do walki. Nagle czarny smok uchylił się od kolejnego ciosu, a następnie szybkim obrotem podciął przeciwnika swoim ogonem. Tak! Mishel stracił równowagę. Jednak w ostatniej chwili smok podparł się na prawej łapie, po czym robił gwiazdę i szybko wrócił na równe nogi, gotowy do dalszej walki. Na dokładkę ryknął głośno i groźnie aż arena zadrżała.

************
Volaure siedzi jak zwykle w swojej komnacie i obserwuje uważnie półfinałowe starcie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Księże je otworzył i okazało się, iż przyszedł do niego Hachi. Władca zaprosił go do środka i spytał:
- Co Cię do mnie sprowadza podczas meczu?
- Wiemy iż po Zekeren rozeszła się informacja o tym, że Rina jest nasza siostrą. Słuchaj gwarantuje Ci, że nikt z nas się nie wygadał. Ani ja, a ni moje rodzeństwo ani bliźniacy nie rozpowiedzieliśmy tego. Nie wiem....
- Spokojnie Hachi, wiem o tym. - przerwał mu spokojnie władca.
- To jak to się stało?
- To był misternie zaplanowany plan. Darkaril przeszedł samego siebie w zbieraniu informacji. Pamiętasz jak Deti zaspał na swoją walkę?
- No tak, ja z bratem poszliśmy po niego.
- Podczas Waszego biegu Myo zgubił swój wisiorek, a następnie jeden ze sługusów Darkarila mu go oddał.
- Owszem tak było, ale co to ma do tej całej sytuacji?
- To co oddał mu sługus Darkarila nie było jego wisiorkiem, to była nędza podróba ze wbudowanym podsłuchem. Jak nie trudno się domyśleć Darkaril podsłuchał naszą rozmowę w loży. I tak te informacje wyszły na jaw.
- Rozumiem. Czekaj on nadal go ma?
- Nie, nie podróba została uszkodzona podczas ostatniej walki Myo. A ja oddałem mu już oryginalny kieł.
- Ufff... to dobrze, więc nie jesteś na nas zły?
- Ja na Was? Chłopie nie schlebiaj sobie, na moja złość trzeba sobie porządnie zasłużyć – odparł książę z uśmiechem i mrugając okiem. Po chwili dodał: - Dobra Młody uciekaj oglądać walkę, i nie martw się.

************

Czarna bestia atakowała przeciwników raz ognistą,a a raz lodową kulą, jednocześnie siłując się z Mishelem. Wyglądają jak dwa pijące się nastolatki. Pełni werwy, siły i niespożytej energii. Ataki ognisto-trującej drużyny były pewne i bardzo mocne. Nagle Kurai pojawił się za pewnym siebie inkubem, wykonał obrót w powietrzu i bardzo mocno go kopnął. Sachiner zobaczył go kontem oka i zasłonił się lewą ręka. Było już jednak za późno. Cios neczańczyka był na tyle silny, że inkub spadł ze swojego smoka i wyrył długi rów swoim ciałem. W tym samym czasie wielkie czerwone smoczysko runęło na ziemie. Ziemia zatrzęsła się a bestia zamknęła oczy i potrząsnęła głową tak jakby chciała oprzytomnieć. Dzięki temu atakowi, zaklęcie Sachinera zostało zerwane. Jednak to nie był jeszcze koniec tej walki. W czasie jak smoki nadal się siłowały między sobą, Inkub, który był nieźle poturbowany, stał na ziemi głośno się śmiejąc.:
- HAHAHHAH Już po Tobie!
Neczańczyk nic mu nie odpowiedział. Po chwili okazało się, że całe ciało Kurai'a zmieniło kolor. Wojownik Stał się zielono niebieski. Nawet jego srebrnobiałe włosy się zmieniły. Jedynie jego ubranie i wisiorek pozostały nienaruszone. Nie wygląda to za dobrze.
- HAHAHAHA, mój drogi dzieciaku, zostałeś właśnie otruty. Teraz każdy Nie dość,że każdy Twój atak będzie odbierał Ci energię to i sama trucizna będzie ci ją odbierać. Nie masz szans na wygraną! TO JA WYGRAŁEM TO STARCIE!! BUAHAHAHAHAHA- śmiał się nadal Sachiner.

************

- Straż, wezwijcie wyspecjalizowanych medyków w strojach ochronnych, mają być gotowi pod areną przed końcem walki! - powiedział książę wypuszczając dym z ust.
- Tak jest Panie.
- Zachowajcie szczególne środki ostrożności!
- Oczywiście Księże.

************

Smoki nadal się siłowały między sobą. Co i rusz uderzając jakimiś ognistymi atakami, albo rycząc. Cała arena trzęsła się jak przy trzęsieniu ziemi. Dwie potężne bestie widowiskowo ze sobą walczyły. Nagle Kronos odepchnął mocno Mishela, ten runął na ziemię z wielkim hukiem. Czarna bestia w tym czasie ruszyła ku walczącym jeźdźcom. W tym momencie Kurai krzyknął:
- KRONOS STÓJ! (bestia zatrzymała się) Nie zbliżaj się przyjacielu, bo wtedy i zostaniesz otruty. Dopilnuj by Mishel nam nie przeszkadzał.
Czarna bestia ryknęła ze zrozumieniem. Następnie odwrócił się w kierunku przeciwnika i rzucił się na smoka z drużyny przeciwnej, a inkub powiedział:
- Widzę, że odkryłeś moją nową umiejętność. Jednak i tak ta wiedza w niczym ci nie pomorze. Przegrałeś i pogódź się z tym. Jeszcze trochę trucizna wyssie z ciebie cała energie.

************
- O nie już po nim, i po nadziei na odzyskanie naszej siostry. - stwierdziła smutno Kiazu.
- Nie martw się. Książę na pewno ma jakiś plan na wszelki wypadek. - odparł z uśmiechem Myo.
- Ja mam nadzieje, że wygra i nie trzeba będzie kombinować. - powiedział Otachi.
- Obyś miał racje, ale ma nie wielkie szanse. - stwierdził Deti.

************

Sachiner jest coraz bardziej pewny siebie. Kronos przygwoździł Mishela do ziemi, jedną łapą przyciskał mu pysk do ziemi i go zamrażał, a drugą trzymał go na grzbiet. Dodatkowo całym swoim ciężarem przygniatał przeciwnika. Nagle Kurai pojawił się tuż za nim i ścisnął go mocno za ramiona. W tym momencie potężny piorun uderzył prosto w wojowników. Jednocześnie Kurai wywołał wielką elektryczną furię, która dodatkowo poraziła przeciwnika. Cała arena rozbłysła oślepiającym światłem. Kiedy światło znikło, to okazało się, że Sachiner leży nieprzytomny na ziemi , a Kurai stoi z przygarbiony, z rękami opartymi na kolanach. Nadal się pod wpływem silnej trucizny przeciwnika. Po chwili komentator ogłosił wynik walki.
- DO FINAŁU PRZECHODZI KURAI WRAZ ZE SMOKIEM KRONOSEM!
Tłumy radośnie skandowały i wiwatowały. Specjalny oddział medyczny podszedł do Kurai'a. Trzech lekarzy go otoczyło. W tym momencie wokoło neczańczyka pojawiła się wielka biała aura w kształcie kuli. Po dłuższej chwili aura znikła, a Kurai stał się już normalny. Wtedy wsiadł na swojego towarzysza i uniósł prawą rękę do góry. Tłumy jeszcze bardziej oszalały ze szczęścia, a naszym bohaterom ulżyło. W międzyczasie okazało się iż wszędzie tam gdzie Kurai dotykał Sachinera jego skóra była czarno fioletowa. Inkub został skażony własną trucizną. Specjalistyczni medycy uleczyli więc i jego. Kiedy był już odkażony, ale nadal sparaliżowany to zabrali go do szpitala.

************

Kurai wraz z Kronosem, są w legowisku smoków. Czarna bestia leży wygodnie na swym legowisku z siana. Przednim stoi wielkie wiadro wody, z którego smok gasił swoje pragnienie. Neczańczyk czyścił swojego smoka z brudu, piachu, krwi i innych nieczystości. Nagle srebrno-biały chłopak usłyszał znajomy gruby, ciężki, surowy i charyzmatyczny głos:
- Skąd wiedziałeś, że trucizna się rozprzestrzenia?
- Zauważyłem, że kiedy stąpam po ziemi ona robi się czarno fioletowa, zresztą jak i sam Sachiner.
- Dobrze. Brawo. Zatem została nam jeszcze jedna walka. Tęsknisz za nią?
- Bardzo, i zrobię wszystko aby ją wygrać! - odparł stanowczo Kurai.
- Nie przyjacielu, MY zrobimy wszystko aby ja wygrać.
- Masz rację, dzięki Stary.

************

- Jej to była wspaniała walka – powiedział radośnie Otachi.
- O tak, Kurai potrafi zaskoczyć. - stwierdził Hachi.
- Swoją droga tak wkręconego w walkę Sachinera jeszcze nie widziałem. - dołączył się do rozmowy Myo.
- Hehehe, koleś ma niewiarygodnego pecha w tym turnieju. Jeden skopał mu cztery litery a drugi go pokonał w pięknym stylu. Jego duma chyba bardzo ucierpiała. - dopowiedział Deti.
- O tak! - skwitował radośnie Myo.

************

Nie wielka ale przestronna kremowo-brzoskwiniowa sala, w której po środku pod ścianą stoi wielkie łóżko z jasno niebieską pościelą. Obok łóżka stoi drewniana szafka a niej zielony wazon, wypełniony pięknymi różnokolorowymi kwiatami. Na prost wejścia jest okno, przyozdobione długimi granatowymi zasłonami. Nagle rozległo się pukanie.
- Proszę.
W tym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Volaure.
- O księże! Witaj, musiało być ze mną bardzo źle skoro sam książę mnie odwiedza. Wybacz książę, że nie wstanę.
- Witaj Rex spokojnie nie musisz, e tam jeszcze żyjesz to tak źle nie było. - odparł książę z uśmiechem i mrugając okiem.
- Święte słowa książę, a co to za piękna dama u Twego boku? - stwierdził optymistycznie Rex.
- A właśnie Rex, chciałbym Ci kogoś przedstawić, To jest Kiazu, która bardzo chciała Cie poznać.
W tym momencie do pokoju weszła również Kiazu, zamknęła za sobą drzwi i wręczyła psiej furze wielką białą kość z czerwoną kokardą pośrodku.
- O ŁAŁ! Jaka wspaniała kość, czyżby dla mnie? - spytał podekscytowany Rex.
- Tak to dla Pana. - odparła Kiazu.
- Dziewczyno co tak sztywno, jestem Rex. - przedstawił się podając jej łapę.
Ona, również podała mu swoja rękę i się przedstawiła, a następnie spytała:
- Jak się czujesz?
- A śmieje się?
- No tak?
- To znaczy, że dobrze się mam. - odparł z wielkim uśmiechem Rex.
- Dobra kochani ja muszę uciekać obowiązki wzywają. - wtrącił władca.
- Spoko, na razie księże. - odparł radosnym tonem Rex.
- Na razie. - stwierdził Volaure wychodząc.
- A właśnie widziałaś już mojego szczeniaka? - zmienił temat, radosny jak zawsze Rex.
- Nie jeszcze nie.
- To zobacz. - powiedziała psia fura pokazując zdjęcie.
- O jaki słodziutki i rozkoszny. - odparła zauroczona Kiazu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz