poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 54


....Płomienny kwiat...”


Książę jest w jednej ze swoich komnat, paląc papierosa. Dym powoli się roznosi po pomieszczeniu. W pokoju panuje przyjazny półmrok. Gdzie nie gdzie są ukryte przytłumione światła, które nadają przyjazny i ciepły klimat temu pomieszczeniu. Władca pali spokojnie, siedząc luzacko na czarnej kanapie. Cienie i przytłumione światło doskonale podkreślają oraz pieszczą jego nagi i pięknie wyrzeźbiony tors. Wszystko idealnie współgra ze sobą, dając oszałamiający efekt. Nie jedna osoba mogłaby się rozpłynąć na ten wspaniały widok.
- Książę, przepraszam, że przeszkadzam , lecz za chwile jest …
- Tak wiem, zaraz przyjdę. - przerwał mu władca wypuszczając dym ust.
- Tak Panie. - powiedział pokornie sługa.
Volaure dopalił swojego papierosa, założył swoją ulubiona bluzę i wyszedł z komnaty.

************

Wcześnie rano psia furra wymknął się ze swojego szpitalnego pokoju i udał się na spotkanie ze swoim przyjacielem. Gdy tylko wszedł do legowiska Zaarana, to smok budził się i z miną ucieszonego szczeniaka przywitał radośnie swojego pana. Wielka bestia radośnie piszczała, merdała ogonem i skakała wkoło Rexa, aż w końcu wpadła w jego ramiona. Psia furra mocno przytulał się do pyska swojej bestii a następnie powiedział radośnie:
- Zaaran jak dobrze Cię widzieć.
-Wraaaaaahraaau – odparła radośnie bestia.


************

- Panie, medycy są w nadzwyczajnej gotowości.
- Dobrze. Uprzęże krępujące, przygotowane?
- Tak Panie, brygada RS2 jest gotowa aby zająć się każdą rozszalałą bestią.
- To znaczy, że możemy zaczynać.


************

- Witamy Państwa na kolejnym starciu. Dzisiaj okaże się kto dołączy do Kurai'a i smoka Kronosa w finale. Zatem w dzisiejszym półfinale zmierzą się Darkaril i smok Marada kontra Carmen i smok Melplant.
Arena rozbłysła jasnym światłem. Obie strony były gotowe do ataku. Czekali tylko na sygnał. Tłumy radośnie dopingowały swoich ulubieńców. Nagle kiedy tylko sędzia ogłosił początek walki Darkaril od razu zaatakował płonącymi kulami, a Marada skałami. Drużynie przedziwniej nie pozostało nic innego jak postawie porządnej roślinno-kamiennej zapory.


************

- Darkaril się nie patyczkuje. - stwierdził Otachi.
- Stary dziwne by było jakby się patyczkował. - odparł Deti.
- No chyba że chciałby się zabawić. - wtrącił Myo.
- Racja. Nie no wielkiej krzywdy raczej mu nie zrobi.- stwierdził Hachi.
- To zależy, uwierzcie mi to co widzieliście do tej pory w jego walkach wcale nie okazuje pełni brutalności tego kolesia. - odparł Deti.
- To można być jeszcze bardziej brutalnym? - spytał Otachi.
- Owszem, za Starego turnieju bywało o wiele gorzej. Teraz o dziwo się powstrzymuje i nie jest tak brutalny jak potrafi być. - odpowiedział Myo.
- W sumie osobiście bym wolał abyście nigdy nie poznali jego pełnej brutalności. Aż ciarki mnie przechodzą na samą myśl o tym. - wtrącił Deti.
W tym momencie wszyscy panowie zaczęli radośnie i żywiołowo kibicować:
- CARMEN! CARMEN! CARMEN! CARMEN! CARMEN! CARMEN!


************

Cała arena spowiła się morzem jeszcze nie rozwiniętych kwiatów. Po chwili wszystkie kwiaty rozkwitły w tym samym momencie. Teraz arena przypomina łąkę pełną cudownych i różnokolorowych kwiatów, o miodowym i słodkim zapachu. Darkaril roześmiał się złowrogo, następnie uniósł prawą rękę. Nie minęła nawet chwila kiedy ręka demona zapłonęła a wraz z nią wszystkie kwiaty. Nie spłonęły one jednak. Zmieniły się w krwistoczerwone kwiaty, mieniące się niczym lawa, a z ich wspaniałych kielichów nie wylatywał już drażniący pył, tylko ogień. Nie minęła nawet chwila jak wszystkie kwiaty zaczęły pluć ognistymi kulami, na znaczne wysokości. Carmen wraz ze swoim wiernym smokiem pięknie manewrowali pośród ognistych kul.
- BUAHAHAHAHAHA. Co za głupiec, niby te chwasty miały mnie pokonać? Teraz to całe twoje zielsko jest przynajmniej ładne. - powiedział nagle Darkaril.
Nagle Marada zaczął kichać i uciążliwie prychać, widocznie dopiero dotarły do niego resztki niespalonego pyłu z ukwieconego jeszcze przed chwilą pola.
- Na zdrowie szanowna bestio - powiedział Carmen z uśmiechem.
Po czym wdmuchnął solidną garść kwiatowego pyłku prosto w podrażnione już nozdrza. Oczy wielkiego smoka zaczęły łzawić, a sama bestia zaczęła kichać i prychać jak oszalała nie mogąc się skupić na niczym. Dzięki temu wielka i potężna bestia dostała kilku krotne trafiona ognistymi kulami z płomiennych kwiatów. Nagle oczy Darkarila zaświeciły się, po czym ponownie machnął rozpaloną ręką. W tym momencie wszystkie kwiaty spłonęły obracając się w pył, jednak jego bestia nadal straszliwie kichała. Po chwili jednak Marada machnął bardzo mocno skrzydłami, oczyszczając tym samym cała arenę z pyłu i popiołu.


************

- Ta walka chyba długo już nie potrwa. - stwierdził przerażony Hachi.
- Masz, racje to kwestia chwil a walka dobiegnie końca. - odparł Myo.
- Carmen jest rozsądny, kiedy walka przekroczy ich możliwości to zapewne się podda ratując siebie i smoka. - wtrącił Deti.
- Jak sądzice ma jeszcze na wygraną? - spytał Hachi.
- No pewnie Carmen potrafi zaskoczyć. - odpowiedział z uśmiechem Deti.

************

Ogniste meteory uderzają raz po raz w ziemie i wielką ziemna kulę o mackach z pnącz. Póki co kule nie są wstanie przedrzeć się przez kamienną tarczę, a roślinne maski biją przeciwników, następnie płoną trafione którymś z meteorów, po czym odradzają się na nowo. Nagle Marada zbliżył się do kuli i uderzył w nią całym swoim rozpędzonym ciałem. Kula bezwładnie obijała się o ziemie. W tym momencie Darkaril podpalił całą kulę. Ziemia zaczęła pękać a w jej szczelinach zaczęła płynąć czysta lawa o wspaniałym czerwonopomarańczowym odcieniu. Po chwili cała zapora pękła i zalała środek gorącą i płynną lawą. Bestia przeraźliwie piszczała. Nagle wszystko się wylało i wtedy okazało się, iż Melplant ma poważnie poparzone łapy do wysokości łokci i kolan. Lawa nie poparzyła go bardzo głęboko, ale i tak nie mógł już stać na łapach.


************


- Defree, każ przygotować dwie komory lecznicze.
- Oczywiście Panie, ale myślę że dla smoka nie będzie ona konieczna.
- Powiedziałem, dwie komory to przygotujecie dwie komory.
- Tak Panie.
- Przygotujcie VieDies.
- Książę czy to nie za duże sodki ostrożności?
- Nie kwestionuj moich decyzji! Szykujcie dwie komory VieDies, tylko migiem!
- Jak sobie życzysz książę....



************

- Tha, książę każe nam przygotować dwie komory VieDies, chyba mu trochę odbiło.
- Defree nawet tak nie mów, nasz książę ma doskonały zmysł przewidywania walk. Skoro poprosił o przygotowanie tych komór, to znaczy, że jego bystre oczy zobaczyły coś co go zaniepokoiło.
- Racja zapomniałem, jakoś do tej pory nigdy nie się nie pomylił , dobra szykujmy te komory.
- A wiesz kto teraz walczy?
- Ta wiem, że walczy Carmen i dlatego się zdziwiłem na te komory.
- Wiesz, ale on walczy z Darkarilem.
- No, to zwracam księciu honor, w takim wypadku zawsze je trzeba mieć przygotowane, nawet jakby miały się nie przydać.
- Dokładnie, książę jest ostrożny, ale dzięki temu nikt jeszcze nie zginął podczas walk odkąd przejął władze.
- Coś w tym jest, drogi Tha.


************

Melplant został zmuszony przez przeciwników do bardzo bolesnej walki wręcz. Bestia wiła się z bólu, kiedy Marada trzymał mu przednie łapy wbijając go w ziemie. Melplant nie miał żadnej możliwości ucieczki. Tymczasem Carmen był brutalnie przypalany podczas walki w ręcz z Darkarilem.
- Po......pod..... po …. - Ineevińczyk próbował wydusić z siebie cokolwiek jednak przeciwnik nie dal mu dojść do słowa. Bijąc go ognistymi dłońmi po twarzy jak i po reszcie jego ciała. Nagle demon zdarł przypalona skórę z lewej ręki przeciwnika, który wrzasnął przeraźliwie. Ból był tak wielki, że ineevińczykowi aż łzy płynęły po policzkach. Po chwili Darkaril zdarł mu skórę już z całej ręki a następnie rzucił nim jak popsutą zabawką. Carmen krzyczał w wniebogłosy. Jego ręka nie ma już skóry, a mięśnie są trawione przez ogień. Smród palonego mięsa unosił się wszędzie. W tym momencie demon bez nawet chwili zawahania szykował kolejny brutalny atak. Nie zauważył nawet, że przeszywający krzyk przeciwnika umilkł.
- Proszę Państwa walkę wygrał DARKARIL wraz ze smokiem MARADĄ!
Jednak głos z głośników nie powstrzymał demona przed dokończeniem ataku. W tym momencie pomiędzy przeciwnikami pojawił się Kurai, który odpił atak. Ognista kula rozbiła się o skały tworząc potężną eksplozję.
- Już wystarczy, nie słyszałeś wygrałeś. - powiedział Kurai.
- TY ŚMIECIU JAK ŚMIAŁEŚ MI PRZESZKODZIĆ!!?? - odwarknął wściekły Darkaril, otaczający się ognistą aurą.
- Wystarczy. - wtrącił stanowczo i twardo książę, który pojawił się razem z Kurai'em. Tyle że przy samym pokonanym.
Ognisty demon niechętnie uspokoił się. Sędziowie szybko podbiegli do niego i założyli mu bransolety. A grupa medyczna pośpieszyła na ratunek ineevińczykowi. Po chwili zwycięzca walki powiedział groźnie:
- Tym razem miałeś szczęście. Jutro podczas walki nie będziesz go miał. Odpłacisz mi za wszystko!
Po czym wsiadł na swojego wiernego smoka i zaczął popisywać się świętując zwycięstwo i olewając wszystko inne. W międzyczasie nieprzytomny Carmen w ułamku sekundy został zabrany z areny, podobnie jak jego smok.

************

- Panie, Carmen został umieszczony w komorze VieDies, ale jak na oparzenia piątego stopnia ma się całkiem nieźle. Spokojnie uratujemy go, komora go uleczy i wkrótce będzie jak nowy. Jego smok za to ma się lepiej. Miał poparzenia zaledwie drugiego stopnia, gdyby nie nasza pomoc pozostałoby mu wiele blizn. Darkaril robi się co raz groźniejszy. Powinniśmy wywalić go z turnieju stanowi za wielkie ryzyko.
- Walka to walka i jakby na to nie patrzeć nikogo nie zabił.
- Moim zdaniem to kwestia czasu.
- Poparzenia się zdarzają podczas starć z ogniem, to normalne.
- Ryzyko zawodowe.
- Jakby miał kogoś zabić to zrobił by już to dawno, A Książę co o tym myślisz?
- Darkaril doskonale wie, że jak zabije kogoś na arenie to zostanie wywalony z turnieju. Jemu za bardzo zależy na nagrodzie. Jednak ciężko przewidzieć, jak się zachowa w finale.
- Ja bym dał mu szanse, brutalne kalectwo to nie zabicie.
- Ja też, to dobry zawodnik. Powinniśmy go dopuścić do kolejnej walki.
- Książę, nie łatwo jest zmienić swój styl walki. Ja też jestem za tym aby walczył dalej.
- A ja nie powariowaliście to morderca!
- Ależ drogi kolego walki na poziomie półfinałów to zawsze ryzyko.
- Dokładnie powinien dalej walczyć. W końcu to ostatnia walka.
- Im większy poziom walki tym bardziej brutalna się ona staje.
- Jesteśmy gotowi na każdą jego zagrywkę. Nawet jak zabije przeciwnika w finale to książę potrafi wskrzesić, a w takim wypadku Darkaril by przegrał a wskrzeszony by wygrał.
- O to to, poza tym musiałby być idiotą aby zabić.
- Ale on jest niebezpieczny.
- No i co z tego skoro kara i tak go nie ominie.
- Powinien dalej walczyć, Zekeren niczego nie ryzykuje.
- Poza tym publiczność go uwielbia.
- Raczej się go boi.
- Drogi kolego nie przesadzajmy dobrze, jakby na to nie patrzeć Darkaril to wspaniały zawodnik.
- Jakby na to nie patrzeć daje z siebie wszystko i walczy o wygraną. Co prawda balansuje na granicy ale jej nie przekracza.
- Dokładnie, nie przekroczył jej ani razu.
- Dobrze, więc głosujcie drodzy sędziowie. Kto jest za tym aby Darkaril walczył dalej w turnieju? - spytał w końcu książę.
W tym momencie Trzy dłonie na cztery uniosły się do góry, a władca powiedział:
- I wszystko jasne. Dobrze Darkaril nie zostanie wykluczony z turnieju. Za to w zmorzymy środki ostrożności.
- Tak, Panie. - odparli zgodnie sędziowie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz